MAREK GACKA
ur. 1952; Turek
Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL
Słowa kluczowe Lublin, PRL, antykwariat Franciszka Osiaka, Franciszek Osiak, kupno antykwariatu, koncesja antykwariusza
Kupno antykwariatu Franciszka Osiaka
Danusia mówi: „Słuchaj, kochasz książki, kochasz antykwariat, idź pogadaj do pana Osiaka, może ci się uda [od niego] kupić”, a miałem teścia ukochanego, który chciał mi to sfinansować. No i poszedłem do pana Osiaka na Pstrowskiego – to górnik przodowy Pstrowski, ja zmieniałem dopiero nazwę na Peowiaków – ogromnie nie chciał sprzedać. Tak jak dziecko takie ukochane [traktował], bo to już jest praca głupia, ten antykwariat. Człowiek się tak wiąże z tym załatwianiem, z tą koniecznością, to jest specyficzna praca, na pewno. W każdym razie antykwariat był na niego, bo to zawsze było na szyldzie S. Osiak – Stefania, a nie Franciszek, ona była po studiach, po polonistyce Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest ten stan [wojenny], jest ta sytuacja, że wyjechać nie mogę na stałe, bo chciałem z żoną wyjechać. Starania, i Niemcy się starają, żeby nas na stałe przenieść, ale się to nie udaje, zostajemy tutaj, no i wtedy pertraktacje z panem Osiakiem, którego to był lokal zastępczy, bo jego lokalem prawdziwym jest lokal na Bernardyńskiej. To jest jego kamienica, którą on wyremontował i powtórnie mu zabrali. Jak mu zabrali, to mu przydzielili lokal na Lubartowskiej, ale tam nikogo nie miał i tak długo chodził i płacił urzędnikom, aż dostał lokal zastępczy na Pstrowskiego. A to była oficyna malutka, piętnaście metrów kwadratowych, w której przed wojną czy jeszcze po wojnie mieszkał Żyd z szóstką dzieci. To było coś niesamowitego, z takim jednym wejściem od ulicy i to było tak, że była brama wjazdowa, bo tam było liceum Arciszowej i to była stróżówka po prostu z jakimś tam mieszkaniem. Teraz się zaczynają moje peregrynacje dopiero poważne, ponieważ lokal nie był własnością pana Osiaka, to był lokal z przydziału miasta. Żeby mieć licencję antykwariusza, bo musiałem mieć koncesję antykwariusza, powinienem posiadać lokal, a lokalu nie mogłem dostać, jeżeli nie miałem podstaw do działalności. I sprawa była zamknięta. Nas było [mało], trzydziestą czwartą albo trzydziestą szóstą licencję mam po wojnie z ministerstwa.
Bardzo fajni ludzie mnie obsługiwali, naprawdę, urokliwi. Ja już kupiłem od pana Osiaka [antykwariat], czyli zostałem z księgozbiorem de facto, bo nie wolno mi było
otworzyć, bo nie ma podstaw prawnych, administracyjnych. Prezydentem do spraw handlu był wiceprezydent Gorgol, wspaniała postać. Nie zapomnę pana prezydenta, który mówi: „Słuchaj, ty już to kupiłeś?”, ja mówię: „Kupiłem”. I tak wszedłem do gabinetu do niego, on mówi: „Słuchaj, Gacka, i będziesz miał tę koncesję?”, „Mówią mi, że dostanę, ale muszę mieć przydział na lokal”. Mówi: „Przyjdź o w pół do trzeciej”. Przyszedłem, wystawił mi przydział na lokal, że mam przydział na lokal, mówi: „Jutro musisz tu przynieść – jutro, jakoś tak – po południu najpóźniej koncesję”.
Więc ja z tym przydziałem biegiem do Warszawy. Przywiozłem dziewczynom, raniutko. Zdębiały, „Jak ty to dostałeś?”. Oczywiście od Annasza do Kajfasza byłem sprawdzany, wszystkie dokumenty, to trwało dość długo, to nie że tam jakąś godzinę, dwie, to już się toczyło drugi albo trzeci miesiąc. Mówią: „Zapadła decyzja. Dostaje pan na dwa lata, czasową koncesję. I będzie pan obserwowany”. No i po dwóch latach dostałem przedłużenie dożywotnie już.
Data i miejsce nagrania 2015-10-15, Lublin
Rozmawiał/a Alicja Magiera, Marek Słomianowski
Redakcja Justyna Molik
Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"