MAREK GACKA
ur. 1952; Turek
Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL
Słowa kluczowe Lublin, Niemcy, PRL, założenie rodziny, studenci
zagraniczni, wyjazd do Niemiec, studia w Niemczech, stan wojenny, życie codzienne
Kontakty z zagranicą
Była tak zwana Szkoła Polonijna, się odbywała co roku na KUL-u i wakacje to były piękne chwile – młodzież z całego świata, która przyjeżdżała się uczyć języka polskiego, i wspólne spotkania na Poczekajce, w akademikach, to były przepiękne chwile. My się bardzo trzymaliśmy z Niemcami zawsze. Tadziu znał bardzo dobrze niemiecki, więc nam to odpowiadało. Oni urzędowali, dla nich szampan był w cenie piwa, u nich także to było coś niebywałego. I oczywiście non stop przyjeżdżali ludzie, ja wtedy już doświadczyłem, nakierowani w tę trudną stronę, bo komunizm bardzo łatwo potrafi nabierać, potrafi judzić, nie? Tego trzeba doświadczyć, socjalizmu, nie, bo przecież to musi być wspólne, trzeba pomagać, te wszystkie takie chwile, to się w głowie nie mieściło, jak oni zaczęli przedstawiać historię i tak dalej. To my całe noce siedzieliśmy i punkt po punkcie, czy dwudziestolecie międzywojenne, czy II wojna [światowa], czy po wojnie, bo u nich nie było [tego] w podręcznikach, to w ogóle nie istniało. Tak że to były takie piękne, też bardzo, bardzo kulturalne, sympatyczne chwile, setki książek wysyłałem z Wojciecha na Zachód. Uzupełniali sobie biblioteczki, bardzo fajni ludzie.
W [19]79 roku podjąłem decyzję, oświadczyłem się Danusi Uszyńskiej, to jest absolwentka klasyki na KUL-u. Takie fajne grono, bo tych klasyków było czterech, szczęściu na roku, takie grono zamknięte, bardzo hermetyczne. No i była [wśród nich] bardzo ładna dziewczyna i była to Danusia. W [19]79 zawieram związek małżeński, w [19]80 rodzi się córka. Było krucho, no bo pensja pensją, ale tu trzeba zarobić po prostu, nie? I wyjechałem do Niemiec w [19]81. Stan wojenny jest [za chwilę]. Wyjechałem do Niemiec do roboty, na czarno, dała mi Tereska urlop bezpłatny.
Załatwiłem sobie studia w Heidelbergu, to można i tak nazwać, bo miałem wszystkie dokumenty moje kulowskie, zabrałem legitymację, indeks, wszystko i jest ten wydział od studentów zagranicznych. Czekamy tam w kolejce z moim przyjacielem Jurgenem
i co chwilę wylatują na zbity pysk bardzo ładne dziewczyny, Amerykanki, bo się okazuje, że w Heidelbergu była baza NATO i tam siedzieli Amerykanie, zresztą ja po tej bazie chodziłem, to było coś niebywałego, te tabliczki generałów, ja mówię:
„Jurgen, jak ja przyjadę i się komuś przyznam, to idę siedzieć za ten numer, który ty mi tu robisz”. Mówi: „A coś ty, głupi? Chodź, przynajmniej popatrzysz”. W każdym razie one wylatują za te drzwi. Ja mówię: „Ty, co tu jest grane?”, on mówi: „Ja też nie rozumiem, co jest grane”. Ja już mu mówię: „Nie no, chodź, zwijajmy się, to bez sensu, jak one wylatują, to ja się dostanę, to nie wchodzi w rachubę”. [W środku siedzi] piękny taki szpakowaty Żyd, tak siedzimy, rozmawiamy, przejrzał te moje studia, to. No, ja chciałem slawistykę [studiować]. I tak pięknie mówi, w pewnym momencie przerywa i mówi do tego Niemca: „Ty się nie odzywaj, ja z nim rozmawiam”. Dość dobrze kumałem po niemiecku i odpowiadałem. „Ty jesteś z Turku?”, ja mówię: „Tak”, „A znasz Łask?”, mówię: „Znam, bardzo dobrze”, bo ja stopem jeździłem, bo się mnie najbardziej opłacało jeździć do Lublina stopem, czasami przez Łask właśnie tamtą drogą Kalisz, Łask. Zatrzymałem się kilka razy w tym Łasku. A on się mnie pyta o rynek, o kamieniczki, jak to wygląda, mówi: „Wiesz, jak miałem osiem lat, to ostatni raz widziałem moje miasto”. I wyjął dokumenty, te, co się przyjmuje studentów, [mówi]: „Masz, podpisz, jesteś przyjęty na studia”. To tylko łaska od Najwyższego. Ale to już był listopad, semestr już się rozpoczął, więc ja uznałem, że przyjadę sobie na zimowy i przyjechałem do Polski, bo chłopaki jechali, z pełnym bagażem tam owoców, bananów, bo to córka malutka. I przyjechałem, a za tydzień był stan wojenny. Z ambasady pismo, że bardzo im przykro, ale nie mogą mi dać wizy. Tak, potwierdzają, że jestem studentem, ale nie podjąłem jeszcze zajęć, bo je miałem podjąć w styczniu, w związku z tym wiza mi nie przysługuje, więc zostałem.
To Danusia mówi: „Słuchaj, ty wracaj do [pracy]”, było przecież obwieszczenie, że po 13 grudnia, wszyscy musimy iść do pracy, bez względu na to, czy jesteś na urlopie, czy na chorobowym, wszyscy stawiają się do pracy. No to ja poszedłem do kierowniczki, pani Tereski, a byliśmy bardzo poróżnieni jakoś tak pod koniec mojego pobytu w Wojciechu, bo jej się nie wszystko podobało w mojej pracy, no i ona mówi:
„Nie, nie, panie Mareczku, ja panu wystawię zwolnienie, że może pan chodzić po ulicach” i mi wystawiła. Tak że chodziłem swobodnie podczas legitymowania – powinien być pracownik w pracy, ja mówię: „Nie, ja nie muszę, bo ja mam zwolnienie”.
Data i miejsce nagrania 2015-10-15, Lublin
Rozmawiał/a Alicja Magiera, Marek Słomianowski
Redakcja Justyna Molik
Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"