• Nie Znaleziono Wyników

Kolumb. T. 5, nr 28 (1829)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kolumb. T. 5, nr 28 (1829)"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

H

'SiSfc i ;

'irfjj}- ' . . i

: U © ŚC M m 56

i wjjpj :

Ner 28.

'•& . . , . • •• .- .■ ■ ■ . 1

Jiltn ’ i

n S Z DRUGIEJ POŁOWI LUTEGO 1829 H0KU.

»H '• "

V ' - v . ; \ >,:

» ' IX.

'■$ PRZEJAŻDZKA W PRUSSACH POLSKICH.

■DA r

N® '• L I S T P I E R W 8 Z Y .

1 /erfe k M '

Z S o b o ty ( Z o p p o t) o p ó łto r y m ili o d G d a ń s k a .

_ Abym wszelkim z twej strony zapobiegł za­

rzutom, i usprawiedliwionym b y ł jeśli oczekiwa-

^ niu twem u niezupełnie odpow iedziałem , muszę )* ci naprzód wyznać, że obowiązek jakiś na mnie

w ło ż y ł, nie tak był łatw y, jakim mi go z razu ty" szczera chęć moja i chciwość badania zabytków iii ojczystych wystawiały. W opisie tym przejażdz-

ki mojej po kraju co niegdyś polskiemu h ołdo­

w a ł b e rłu , nie spodziewaj się szczegółów tak do- kładnie zebranycn i wyjaśnionych, tak zwiezie , pow iązanych, iżby ci mistrzowski przedstaw iały o b ra z ; cci bowiem główny podróży, prze-

(i

-

22

"

(2)

jaźdzki, poratowanie zdrowia przy brzegach mor­

skich, nie dozw alał do badań ściślejszych po­

trzebnego czasu. Nie mniemam jednak izby to co mi się postrzedz d a ło , równie jak uwagi ja­

kie rozmaite m iejsca i przedmioty nastręczyły, m iały być obojętne dla c ie b ie , którem u najmil­

sze jest to wszystko co ubiegłe ojczyzny naszej przypomina czasy.

Miejscem od którego przejazdzkę z towarzy.

szem podróży m ojej, a zatem i opis je j rozpo­

czynam, jest W inna Góra,, wieś niegdyś własno­

ścią Ja n a H enryka Dąbrow skiego, a dziś jego rodziny pobytem będąca. W kościele murowa­

nym na wzgórzu spoczywają szanowne zwłoki tego obywatela, żołnierza i nauk przyjaciela. Ko­

ściół ten wystawiany przez X. Czartoryskiego bi­

skupa poznańskiego , który przem ieszkiwał w W innej Górze, w tern samem stoi miejscu, gdzie niegtlyś istniał drew niany jeszcze w r . 1347 przez X . Szymonowicza biskupa poznańskiego wznie­

siony. Jedną z osobliwości tego m ićjsca są win­

nice zasadzone od południow ej strony Winnej Góry, dające wyborne wino stołoWe (*)• Tylo­

krotne przykłady udaw ania się na naszej ziemi tego p ło d u , ślady upraw y w ina w w ielu miej­

scach południow ych a naw et i północnych pro*

( * ) S p r z e d a ż p ło d u t e g o w g ro n a ch b y ła d o s y ć k o . r iy f c t n ą , c h o c ia ż n a j p i ę k n ie j s z e n ie r a z p o sto ja g ó d d a ją ­ c e , s p r z e d a w a n o t y lk o p o 2 g r o s z e .

(3)

— 171 —

wincji polskich dostrzegane, powinnyby być dość silnym bodźcem i zachęceniem dla rolników do za- la^iftj prow adzania tej korzystnej przemysłu rolniczego J,iti ga'łęzi, tćm bardziej iż jak wyrachowanie i doświad-

•Kkj# czenie przekonywa, nakłady na to nictylko stra- conymi być nic mogą, ale nadto znaczne stosun­

k u , kowo przynoszą korzyści.

Zbliżając się do Gniezna, naprózno szukaliśmy H«t śladów, mogących nam dawniejsze przypomnieć i jejn epoki. T a rodu Lechitów kolebka, prócz imie- Ijiłf, nia nic prawie nie zach o w ała, coby badawczą i dij zająć mogło!*' ciekawość. Ale sama w tem mićj- eB. scu obecność obudziła zwrotne ku przeszłości

uczucia. Umysł na skrzydłach myśli bujając wfa.1 W dawne przoaosił się wieki, lecz chciwem pro- f/ffiul wadząc wzrokiem, dla stęsclinionej duszy żadnego {„j, , życia, żadnćj nie zyskałem pam iątki. Cóż m i j jj, po owym rzędzie k am ienic; nic są to owe co

przeszłość widziały; nowość ich lube zaciera

#I| m arzen ia, a najpysznićjszy p ałac tyleby sW'oją nie u jął mnie wspaniałość,ią, ile m ur na pół zwa­

lony, lub gruzy obalonej tw ierdzy. — M iła jest kraina m arzeń: człow iek w nićj swęją powięk-

„ ' sza isto tę; z ciasnych granic ciała uniesiony, o-

^ kiem niezinicrzoności sięgają.^ przestaje b^ć zmy- słów więźniem; przeszłość prżed siebie sprowa­

dza, przestrzeń w jednym zamyka obrębie.— Cóź

więcej duszę ze stanu jej nicości wyprowadza ,

co więcej podajejćj żywiołów jeśl5 nie przeszłości

wspom nienie? Tę przeszłość, kurz wieków na

(4)

— 172 —

zasypane sprowadza mury: przez nie śmifertel.

ny okicin duszy do icli posad zagląda, a szuka­

jąc ich przeznaczenia, wiek od wieku oddziela, i czćm dzisiaj je st, widzi.

To miasto więcćj liczyło pożarów niż wieków.

Ostatni pożar w roku 1S17, w dniu 17 Maja, trzy części miasta zniszczył. Na miejscu drewnia­

nych doinów stanęły murow'ane; rynek, ulica do niego przytykająca i ulica zamieszkana przez żydów z porządnych składają się domów, reszta m iasta z domków. ■ — W jeżdża się do niego obok bagna, dawniej Ś w ię te m je zio re m zwanego, któ­

re przez wyrzucanie w nic nieczystości do ba­

gnistego dziś stanu przywiedzione zostało. Uli­

ca prow adząca do rynku jest' wzgórzysta; ślad wzgórza na którein było miasto przez czas zagi­

n ał. — Była to góra L e c h a , na której stał za­

imek przez pierwszych xiąźąt polskich zamieszki­

wany. T u z góry Lecha widać doin kanonikal- ny zdający się czasy dawniejsze zapamiętywać;, w południowej jego ścianie jest marmurowy ka­

m ień , na którym koza i trzy ró że, a pod tym herbem napis w łacińskim języku: nRoku zba­

w ienia 1013, m iesiąca kw ietn ia upłynionego, a drugiego od p o ża ru , sta ra n iem i ko sztem oboj­

ga p ra w a D oktora T om asza Jósickiego kano­

nika i ojficjala. jeneralnego gnieźnieńskiego z

fu n d a m en tó w wzniesiony.u Poniżej herb trzy

rzeki- i litery; J. K. S. T. 1). C. G. P. M. które

oznaczają: Jan Kalsztcin Kanonik metropolitalny

(5)

ftlMf . . . . . . 9 '

( gnieźnicnski i n ap is: wreszcie p o drugim p o za -

^ rze który i ościota wyzszego nie oszczędził, v roku pańskiego 1760 d. 25 sierpnia ko sztem n ie­

m a ły m znowu 'odbudowany.\< Ztąd jeszcze wi-

^ dzieć się dają ruiny pałacu arcybiskupiego przy brzegu jeziora Jelonek.

lrC!, . . . • » •

Koscioł gnieźnieński roku 965 na jednym : z siedm iu pagórków najwznioślejszym, G órą L e -

* ęha zwanym, wystawiony, poświęcony jest Mat-

ce Boskiej, i ma ty tu ł Św iętego kościoła g n ie- 11 źnieńskiego.

Z całój starożytności swojej nie zachow ał on nic więcćj oprócz drzwi m iedzianych: «dspo­

du jest płaskorzeźba wyobraża jąca puhar, rw któ*

r y, pieniądze w kładają; wyżej zaś widać o rła

*ł' strzegącego ciała świętego m ęczennika. D arow ał je kościołowi Bolesław Chrobry (*).

i Dwie wieże do zachodu obrócone, m ają 90 łokci wysokości, w ierzchołki zaś ich z drzew a i111 przybudow ane ł. 55. W ieże te nie od razu wy- J stawione były, czego różność murów dowodzi; w

tej-co obrócona ku sachodowi, znajduje się tabli-

® j ca kam ienna, na której1 herb S u lim a , i drugi wy­

obrażający człowieka i lwa z koroną. W wie­

ży wschodniej zegar i cztery dzwony są zawie- 11 szone. Oba dachy bazyliki są miedziane: jeden ,:j wyższy okrywa sam środek kościoła , drugi niż- m _______________________________________ _

— 173 —

( * ) N a r u s z e w ic z w T o in ie l i h is t o r j i, t w ie r d z i i e d r z w i ) te z K ijo w a p o c h o d z ą .

(6)

— 174 —

szy miejsce do proccssji przeznaczone, oraz ka­

plice w około idące.

Na wierzchu facjaty widać herb P om ian i Ii.

tery: M. Ł. D. G. A. G* 1652, które oznaczają:

M athias Łubieński. Dei gratia archiepiscopus gne.

snensis. Są jeszcze inne po stronach kościoła litery i herby pięknie wyzłacane.

Przy wnijściu do kościoła przez zachodnią b ra m ę , w której są drzwi wyżej wspomniane, znajduje się naczynie do święconej wody, z gra- nitowego kamienia niezgrabnie wyrobione; zda­

je się być starożytności zabytkiem.

Dwadzieścia cztery kolumn utrzymuje sklepie­

nie kościoła. W około niego są kaplice w roz­

m aitych czasach przystawiane: posadzka kościel­

na jest m armurowa.

O łtarz większy przez W ładysław a Łubieńskie­

go arcybiskupa wystawiony, utrzymywany jest przez sześć kolumn. Pomiędzy tem i, w olbrzymiej postaci stoją posągi św iętych, wyzłacane równie ja k o łta rz , do którego wstępuje się po ośmiu m arm urow ych schodach. Po praw ej stronie oł­

tarza jest tron arcybiskupów; Ł tćjżc strony scho­

dzi się do choru mniejszego czyli Presbyterium;

ten wyłożony jest w kształcie łu k u marmurem różnego koloru: dalej znajduje się stalla prałatów i kanoników gdzie odśpiewują modlitwy.

W środku samego kościoła widać mauzoleum.

Był tu dawniej inny, przez Szwedów zniszczony

pomnik, lecz roku 1682 naprawiony, nakoniec w

(7)

'* ostatnim pożarze kościoła zc szczętem zaginął.

Teraźniejszy jest na wzór S. P iotra w Bazylice W atykańskiej roku 1767 przez M acieja Ł u b ień ­ skiego wystawiony. Fundam ent jego kw adrato-

! ' wy z m arm uru, nad nim cztery kolumny w kształ- cie korony w ierzchołek grobowca utrzym ują. W środku o łtarz poświęcony S. W ojciechowi i S.

Stanisław ow i. Z tyłu ó łtarza jest m arm urow a

™ tablica z wyrytym obrazem Gaudencjusza,-brata.S.

11 W ojciecha , w arcybiskupim ubiorze. Na ółta-

’. 1'zu samym jest trum na, obejm ująca, jak mówią, kości S. W o jciech a, ząm knięte w skrzyneczce i zapieczętow ane. T ru m n a obłożona jest blacha­

mi srebrnem i n a których wyryte są w płasko-

■ rzeźbie czyny z życia tego m ęczennika. On sam, w pontySkalnym u b io rz e , zc srebra wyrobiony, ty spoczywa n a trum nie. Po praw ej jćj stronic I* jest główny napis łaciński w yrażający czćm

!* b y ł Święty W o jciech : ze przez Bolesław a w

* T rzem esznie ciało jego wykupione, że przez Ot-

* tona Cesarza odwiedzane było; że nakoniec po­

m nik ten Świętem u W ojciechow i pośw ięcił r.

■' 1662 W ojciech Pilchowi.cz, biskup hypponeński, suffragan i kanonik W arm iński, oraz kanonik ka»

i tcdralny. gnieźnieński, dziekan łow icki i sekre- tarz królewski.

P rzed tym ółtarzem odpraw ia się w pewnych czasach nabożeństwo i śpiewana bywa pieśń

Bo g a Ro d z i c a Dz i e w i c a.

Przed tru m n ą, po.

i chowane są zwłoki zmarłego w roku 1422 arcy--

— 175 —

(8)

— 176 —

biskupa Trąby. Dziś jeszcze istniejące organy stawiane ' były w roku 1662 przez Jerzego st

Gdańska. -

Na kolumnach wspierających sklepienie, znaj­

dują po jednej i drugiej stronie • rozmaite gro­

bowe napisy i w yobrażenia tych dl# których by.- ły kładzione:- między innemi godny jest wspomnie­

nia grobowiec W ładysław a Łubieńskiego arcy­

biskupa, który wiele kościołowi gnieźnieńskiemu się zasłużył, przez naprawy jakie poczynił. U- m a rł roku 1767. K apituła w dowód wdzięczno-’

ści w ystaw iła iriu pomnik rzeczony; w bliskości znajduje się grobowiecrStanisława Karnko wskie- g o , k tó ry fu m arł w Ł ow iczu, & w Kaliszu 1603' roku został pochowany. Nabożeństwo za jego duszę, odprawia się przy trumnie Świętego Woj­

ciecha.— Nakoniec zasługuje na uwagę grobowiec?

Kajetana Sołtykaj biskupa krakowskiego , zmar­

łego r. 1788, w 1792 r. wystawiony.

Po lewćj stronie umieszczona lablića wielka miedziana, w murze kościoła, wybraża arcybisku­

pa Jakóba Sienno, zmarłego r. 1480,' z gotyckie- ’ mi do koła literam i. — Kamień pochyło po łożony, na którym ■Wyryta osoba w arcybisku­

pim stroju z literam i gotyckiemi, wyobraża Zbi­

gniewa Oleśnickiego, zm arłego 1493.

Ponad kaplicą Łubieńskich, w ścianie kościo­

ła jest grobowiec z napisem: Maciej Łubieński. Je­

mu to najwięcej prawie winien jest teraźniejszy

kościoł; um arł 1652 r.

(9)

— 177 _

Pozostaje nam jeszcze mówić o Kaplicach, któ^

re jakeśmy powiedzieli w około kościoła się znaj­

d u ją , stanowiąc wszakże jedną całość. Wszyst­

kie, prócz kaplicy Potockich, maiją wnijścia m ar­

murowe w kształcie łu k ó w , żelaznemi kratam i zam ykane, oraz m arm urowe posadzki. Kaplice te są następujące:

1. Potockich; dwa ma w nijścia: ca ła mozaiką w yłożona: o łtarz podobnie mozaikowy: naprze­

ciw niego mauzoleum z posągiem arcybiskupa T eodora Potockiego. T u jest także grób jego i zwłoki. 2 Kaplica, założona przez Karnkowskie- go r. 1591, ma w sobie grobowiec pod którym spoczywa Stanisław Szeinbek arcybiskup, zm arły r. 1721. T u jest także sarkofag M ichała Ra­

dziejowskiego , K ardynała i arcybiskupa, syna Hjeronima Radziejow skiego, od którego kościoł gnieźnieński dostał ubiory i klejnoty kosztowne, oraz 120,000 złt. U m arł on w Gdańsku; pocho­

wany w W arszawie; '3 Kaplica zwana Doktorów, m alowaniam i ozdobiona; 4 Sgo W alentyna mę­

czennika zawićra grób W ikarjuszów gnieźnieńskie­

go kościoła; 5 S. Krzyża, przeznaczona na grób prałatów i kanoników tego kościoła: m a ołtarz mozaikowy i m ałą figurę krzyża. 6 Poczęcia M atki Boskiój. Tu są zw łoki dwóch arcybisku­

pów Latalskiego i Gołębickiego; 7 niegdyś D rya dziś K ołuszkich, c a ła m arm urem wyłożona; 8 Sulima, naprzeciw ołtarza: zawierająca grób ar­

cybiskupa Olszowskiego, którego postać z alaba-

23

(10)

178 —

stru jest wyrobiona; 9 niegdyś Bogorja, dziś 1 Wydźgów; 10 niegdyś Gniazdowskich, dziś Sła. 1 wińskich; 11 niegdyś Doliwów., dziś Baranów- 1 skich; 12 z dwóch ciasnych zrobiona, ina dwa 1 m auzolea, na których w pontyfikalnych ubiorach ' z czerwonego m arm uru wyrobiono postaci arcy. 1 feiskupów Drzeszgowskiego i Kryckiego Andrzeja; '

13 wyrobiona z bocznego portyku kościoła, przy którym były drzwi o których mówiliśmy; na­

przeciw ołtarza obraz i pomnik z bronzowćj bla­

chy X . M axymiljana Skrzctuskiego, Prezydenta T ry b u n ału Koronnego w r. 1776; 14 Łubieńskich, :ma dwa w nijścia; obok ó łtarza mauzoleum z I

m arm uru, posąg Macieja Łubieńskiego i napis w języku łaciń sk im , wyrażający szczególnie źc koronow ał Marję Ludwikę zonę W ładysław a IV i Ja n a K azim ierza, że z ruin kościoł gnieźnień­

ski podniósł, i czynszami u d aro w ał, źc wscho­

dnią w ybudow ał w ieźęi miedzią pokrył. Umarł w Łowiczu, ciało jego-w tym grobie złożone^

Za trzecią kaplicą znajduje się zakrystja, z któ­

rej wchód do stalli prałatów i kanoników. W niej skład jest kosztownych ubiorów i infuł. —

i

T u pokasują skrzynkę ze z ło ta , w kształcie ko- I

‘rony zrobioną, i kamieniami wysadzaną. W niej 1

znajduje się głowa S. W ojciecha. W zakrystji jest

podobna‘do tej lećz mniejsza i nie tak bogata,

z gotyckieini napisam i, w której znajduje się

głow a jakiejś świętej.- Pod muzycznym chorem jest

kapitulan czyli izba posiedzeń kapituły. W niej

(11)

— 179 —

•M nad drzwiami znajduje się marm urowy kam ień, 'I na którym wyryty statut o porządku w kapitule

^ odbywać się m ającym ; ztąd po prawej stronie '''i malowany obraz M acieja Łubieńskiego, po lewej W awrzyńca Gembickiego, a naprzeciw tego Sta- nisław a Karnkowskiego arcybiskupów. Na przy- bocznych ścianach zawieszone są obrazy: zamordo- w ania S. S tanisław a, i przeniesienia do nieba lis? c ia ł męczenników zabitych w miejscu gdzie dziś'

■Di; miasto Kazimierz.

Z izby tej idzie się do archiwum , gdzie wiele o- ryginalnych dokumentów dawnych się zachow uje, równie jak X ią zk a dobrodziejstw dla-archidjecezji

>dii gnieźnieńskiej. Xiążka ta zaprowadzoną została

»(|i za Zygmunta III r. 1521— zaczął ją Łaski arcy- biskup.

ir f a i

W bibljołece, nad portykiem wschodnim ko-

w ścioła, znajduje się jeszcze biblja na pergam inie ti wielkim napisana, którą Kazimierz W ielki tem u jj([ darow ał kościołowi. Jest tu również rękopisih ki gotycki z vi 1262. Zwłoki K anclerza Łaskiego u. znajdow ały się w oratorjum pod tytułem S. Sta­

nisław a r. 1515 przez niego samego na grób ,i, w łasny w ystawionem ; lecz w końcu zeszłego i: wieku da szczętu oratorjum zniszczało; zw łoki

, wydobyto i pod kolumną murowaną w tein miej- . scu gdzie było oratorjum złożono. Pierścień je-<

. go złoty z szafirem , na którym znajdow ał się ' herb Korab, K apituła Ignacemu Krasickiemu swo­

jem u arcybiskupowi r. 1799 darow ała.

(12)

— 180 —

Na sarkofagu jego znajduje się napis łaciński:

Jan Łaski, kanclerz królestwa, arcybiskup gnie­

źnieński, sprawca tytułu namiestnika papiezkie- go dla arcybiskupów gnieźnieńskich, ziemię zję.

ruzalem y sprowadził, którą cmentarz ten posypał, i urnę ziemi swojej w tem miejscu położył. U.

m a rł w r . 1531.

Na tym cmentarzu pochowani byli kapłani, którzy w czasie zarazy pom arli. Zaraza ta sprzą­

tn ęła prawie wszystkich, bo trzech tylko zostało.

U stała r. 1709.

Na teinże cmentarzu, stoi dzw onica, na mićj- scu zniszczonej dawnej wieśy, gdzie były dzwo­

ny i zćgar. Dzwon który tu wisi zowie się W oj­

ciech. Średnica jego 4 łokcie, wysokość 3J wy­

nosi. Podług akt kapituły, Potocki arcybiskup d a ł na jego ulanie 10,000 złt. i niektóre koszto­

wności.

Przy tym cm entarzu znajduje się kościoł S.

Jerzego męczennika, który tak dawno istnieje jak Polska. Mówią bow iem , ze Lech wystawił tu pogańskim bóstwom świątnicę. Ta z granitowych kam ieni, z pól zebranych zbudow ana, miała w dłuż 36, w szerz zaś 12 łokci. Budowa niezgra­

b n a , na ważkich fundam entach była oparta.

Mieczysław po przyjęciu wiary bożyszcza do je z io r a świętego powrzucać kazał, a świątynię na chrześcijański kościółek zam ienił. Tym sposo­

bem więc budowa ta poprzedziła kościoł archy-

djecezjalny gnieźnieński; wystawiona na nowo r.

(13)

— 161 —

'** 17S2 dawne zachow ała fundam enta. Kościół gnieźnieński roku 1018 został spalony. R. 1083;

^ Bretysław X. Czeski, w czasie napadu sw ojego, zab rał wiele kosztownych rzeczy, o ezem wspo- ' mina kronikarz K o z i n a z Pragi. Z ab rał także

^ ciała męczenników: J a n a , B enedykta, Iz a a k a , M ateusza i K ryspina, na pustyni gdzie jest dziś T miasto Kazimierz, zamordowanych.

M arcin 1. z rodu Z abaw a, arcybiskup podniósł

^ kościoł ze zwalisk, Zdzisław zaś z rodu K o zło - rogów r. 1184 s re b re m , złotem i innemi sprzę- taini obdarzył. R. 1331 drapieżna Krzyżaków ręka, w czasie ich na Gniezno napadu, kościoło- wi nie przebaczyła. R. 1155 piorun zrzucił ku-

?ji lę ziemską na wierzchołku kościoła będącą. R- i»i 1613, d. 27 kwietnia całe miasto zgorzało, a pożar nk ten zniszczył--również kościoł i wszystkie in ­

ne oprócz

S .

Jana. Baranowski

a r c y b i s k u p

w ziął loł się niezwłocznie do stawiania nowego; a dzie- jij łem tem zajmowali się po nim W awrzyniec Gem- ij bicki i Jan W ężyk, Baranowskiego następcy; na- fi 7 koniec r. 1642 Maciej Łubieński je doko ń czy ł,

!i ten m iedzianą blachą budowlę p o k ry ł,

i

wieżę , wschodnią wzniósł do tej wysokości jak ą zacho- i; dnia m iała. Ale wzniesiony gmach znow u w r.

1760 pożarły płom ienie; zdarzyło sic to za arcy- biskupstwa W 'ładysława Łubieńskiego, który s ta ­ raniem swojern w krotce do dawnego stanu go przyw rócił.

Znajdow ała się w skarbcu kościoła tego sia-j

(14)

— 182 —

cowna starożytności pamiątka. Był to ołtarzyk w kształcie siążki, ze srebra ulany i pozłocony.

Po jednej stronie w płaskorzeźbie wyrobiony był

Ch r y s t u s

na krzyżu i dwie osoby pod krzyżem

stojące; po drugiej krzyżak przed

Ma t k ą Bo ską

klęczący. W około napis ryty w gotyckim cha­

rakterze : » T h u su n t d rih u n d irt j o r unde ach nunde achzic j o r , do lis m achen B ru d er Thile

»dagister von L orich H u sku rn p łh u r; z drugiego

»boku: N a ch Gotis gebort zu m E lv in g dese łho- iijit in unser Uren fr o v e n H erc unde der heili-

»gen der heiligetun hy in ist.u

Po roztworzeniu, w ew nątrz, z jednćj strony wi­

dać było

Ch r y s t u s a

na krzyżu, z drugiej figury świętych; po bokach zaś drobne relikwje.

W bitwie pod G runwaldem xiążka ta Komtu- rowi Thiele zabrana, oddana została do skarbcu gnieźnieńskiego kościoła. Cztery wieki na jc-f dnem leżała m iejscu, i teraz dopiero w obce przeszła ręcc. Darowrano ten bogaty pomnik na­

stępcy tronu pruskiego, kiedy ten przez Gniezno przejeżdzał,

Tyle o kościele. gnieźnieńskim : w opisie jego korzystałem z pisma: M onumenta Ecclesjae metr, gnes. przez Siemieńskiego przełożonego nad ko- ściąłem r. 1823 w Poznaniu wydanego. — Napró- żnobym ciekawość twoją rozdrażniał, gdybym o miastach przez które przejeżdżaliśmy chciał co mówić. Miasta te są kupą mniejszej lub więk­

szej ilości domów, gdzie ubogi mieszkaniec za-

(15)

183 —

ledwo o swojćm wiedzący istn ie n iu , tam się ro ­ d zi', tam żyje, tam um iera, Gdzie niegdzie sĄ jeszcze nazwiska miejsc które należą do dzie­

jów ; i cóż więcej powiedzieć o M ątw ach, wiosce pod Inow rocław iem , o Gonsawie, o Na_

kle i innych. K anał od Bydgoszczy do Noteci, nad którą leży N a k ło , u łatw ia spław statków W isłą płynących do W arty, ztąd zaś do Odry, a następnie do Elby. Tym sposobem spław W i­

s łą z Ham burgiem ma zWiązek. K anał ten ze szluzami ciągnie się na 4 mile.

Jadąc ku Bydgoszczy trafia -się na miasto Ł a ­ biszyn, które pam iętnem będzie w dziejach Pol­

ski śm iercią jednego z jej wrogów. Przed kiku laty spalone-, dziś sic odnawia. Zdaje się ze z dwóch części jest złożone jedna za­

mieszkana jest przez ew angelików , gdyż środku- rynku jest porządny Luteranów kościoł.

Brzegi W isły od Bydgoszczy są bardzo pia­

szczyste ; lecz gdzie nie m a p ia sk u , najurodzaj­

niejsze w idać Żuław y (N iderungen). Pastwiska są tam tak piękne, bujność paszy tak w ielka, iż nie dziw źe gospodarze w ielkie posagi swoim dają córkom. Ogrody te % urodzajnćin drzewem -rozciągają się do W isły, a każdego m ienie po­

rządnie jest ogrodzone i topolami obsadzone. A<

b y 'W isła wylewem swoim gruntom nie szkodzi­

ł a , wzniosła dobroczynna dawniejszego rządu

ręka w ał ogromny, który widok rzeki zupełnie

zasłania. Po tym wale można chodzić i jeździć,

(16)

— 184 —

a widok z niego na W isłę, na przeciwne brzegi, gdzie się miasto Chełm odkrywa, przyjemne czy.

ni wrażenie. W a ł ten kończy się wjeżdżając' do Świeca. To miasto obwiedzione jest murem:

daje się w niem widzieć krzyżacki kościoł, a o- gromny bastjon który góruje nad miastem,, przy.

pominą całą postać miasta średnich wieków, i przenosi myśl ku czasom , gdzie nie było sil­

nego między ludam i w ęzła, ale nieufność i bo- jaźń, gdzie zamiast traktatów trzeba było mu- ry w znosić, aby się od ustawicznych i niespo­

dzianych zasłaniać napaści. Kiedy już wyobra­

żenia polityczne myśl naszą, zajęły, nie od rze­

czy będzie wspomnieć co dotyczy miasta tego.

W czasie ostatnich wojen z Krzyżakami zosta­

w ało ono w ręku Polaków, którzy pod wodzą dwóch mężnych braci wytrzymywali napady Krzyżaków. Wiadomy jest sposób wojowania tych panów: gwałty, rozlew krwi niew innej, zemsta, chciwość były ich piętnem, i do wojen pobudką.

Nie dosyć mieli na zawojowaniu bałwochwalczego ludu Prusaków, chciało im się Pom orza, ziemi Do­

brzyńskiej, M ichałowskiej, którą gdyby posiedli zapragnęliby M azowsza, W ielkopolski, i gdyby nie męztwo przodków naszych, możeby te okoli­

ce dziś zniemczone były. — W czasie tedy oblę­

żenia, chcąc miasto do poddania przym usić,'nie­

winnych i bezbronnych wieśniaków łap ali i tych nad brzegiem W isły wprost warowni wieszali.

Nie dosyć na tein; locz pod pozorem umowy, za­

(17)

— 185 —•

prosili dowódzców p olskich, i m ając ich w kii zamordowali. Ile

z a j m u j ą

uwagę mury włiU śiiie jakby św ieże, tyle miasto gdy się do niego wjeżdża nieprzyjem ny przedstaw ia widok. Jest to zbiór domów ciasnych, m urem pruskim budow a­

nych (*). W

n i e m

traci się pamięć'' murów sta­

rożytnych , kościoła dawnego i znika z oczu o- grołnny bastjon* Nie mogliśmy wyjechać z m ia­

sta nie

w i d z ą c C o b y m i a ł

zndczyć. Poszliśmy więc brzegiem W isły,

k t ó r y t u j e s t

znacznie Wy­

soki,

ś e i e S z k ą W y k ł a d a n ą g r u z a m i . T y c h

dostar­

cza warownia o .której mówić będziemy. W koń­

cu m iasta ujrzeliśmy ten basljon. P rzed

n i m ,

nieco z boku, Stoi dom

d z i e r ż a w c y

dóbr Świeca,,

w ł a ś n i e

w tern jniejśCu

g d z i e n i e g d y ś

było czo­

ło warowni. Stajnie jego Znajdują się na jej gru­

zach po jednej stronie. Gruzy te

w i d o c z n i e

po­

kazują,

ż e

cztery były bastjony; z

t y c h

dwa zu­

p e ł n i e Z a w a l o n e ,

i wśród

g r u z ó w

widać otwory;

trzeci od strony północno-zachodniej w połow ie jeszcze s to i, a czwarty, który jak się zdaje w o- bjętości był z nich największy, w całości się do­

chow ał. Zamek ten jest nad W isłą z prawej strony jego płynącą. Z lewej płynie rzeka C zarną Wodą nazw ana i wpada do W isły, okrążająci for­

tece, która tym sposobem znajdow ała się Ba pół-*

wyspie. Na przeciwnym brzegu Czarnej W ody

( * ) Z n a n a je s t b u d o w a ta k n a ż w a iiy c h p n i* k » < h d o ­ m ów : b e lk i n a k r z y ż , ce'gły, a n ie k ie d y - »lilw jnięd-fcy

n ie m i — to ś ą ścian V ;

24

(18)

— 186' —

widać okopy, stawiano zapewne w celu uderza­

nia ztamtąd na fortece; i tutaj to bez wątpienia oblężeni widzieć musieli nieszczęśliwe ofiary, przez przeniewierczych Krzyżaków mordowane.

Jest jeszcze przekop oddzielający fortece od mia­

sta , na którym b y ł most zwodzony. Nad tym przekopem stoi wspomniana baszta. W znacznej odgruzów odległości są drzwiczki; za pomocą drabiny doszedłszy do nich, weszliśmy wciemnu

<cę czyli,rodzaj przysionku, a nakoniec do samej baszty, -która św iatło z góry o d b iera, będąc jak­

by walcem wydrążonym. Trochę słomy ozna­

czało, ze w potrzebie zamykają tu złapanego na gorącyip uczynku winowajcę. Dziedziniec za­

mieszkania dzierżawcy jest- cały gruzami zasła­

ny. Pomiędzy ocaloną basztą a drugą zachowa­

ną do połowy, ciągnie się mur, czyli raczej dwie ściany bez dachu. Grubość tych murów, jako też i bastjonów blisko tx-zy łokcie wynosi. Wi­

dać, że gdy się dach jeszcze znajdow ał nad tym salonem, służył komuś za m ieszkanie, gdyż we­

w nątrz ściany są bielone; gdzie zaś wapno od­

pada pokazują się dawniejsze m alow ania, napi­

sy, herby i godła. Między herbam i spostrzegłem gryfa siedzącego. Jest to herb Xiążąt Pomor­

skich; ten bowiem zamek sięga dwunastego wieku i m iał być {irzez Świętopełka założony.

Posadzka salonu do połowy je st zawalona gru­

zami, które zawaliły i d ó ł fortecy. Przeciskając

się pomiędzy niemi dojść można do podziemnych

(19)

— 187 —

otworów. Wszystko tam ma postać przerażają­

cą.— N ow e (Nouenburg), Gniew (Mewe), Tczew (Dirschau), niczein na wzmiankę zasługiwać nie mogą.

Jeszcze dziś jakiś ślad obrony, w zwalonych muraoh miast tych postrzegać można. — Jakże przyjem nein będzie dla ciebie przypomnienie to nasze, iż w całym ciągu podróży aż do Gdańska, a naw et ku zachodnićj jego stronie, uważaliśmy język polski górujący nad niemieckim. W Tcze­

wie naprzykład , gdyśmy do zgromadzonych na rynku ludzi po niem iecku przem ówili, pytając się jaka byłaby droga po drugiej stronie W isły z M arjenburga do M arjehw erder (*), ci odpowie­

dzieli po polsku, że nieco jest piasku z M albor­

ka do Kwidzyna (**).

Mieszkający lud w tych stronach składa się z Polaków, Kaszubów i Niem ców. C i'ostatni w najlepszym są b^cie; z pomiędzy nich w ielu na­

leży do zgromadzenia Braci Morawskich czyli H ernhutów ; kobiety ich rozpoznać można po czarnein na głowie ubraniu.

O milę od Gdańska postrzedz już można, że do wielkiego zbliżamy się miasta. W kształcie u*

( * ) U ż y w a j ą c n ie m ie c k ic h n a z w is k . ( * * ) T a k p o p o ls k u te m ia s ta n a z y w a ją .

(20)

— 186 —

lic ciągnące się przedmieścia są po większej ezę- ści przez przemysłową ludność zamieszkane.

Nim się. wjedzie do m iasta, ukazują się szańce, tak dawniejsze jak i nowe. Pochłonęły one mi- ljony, gdy tymczasem Gdańsk z położenia swe- go nad morzem nie ważnym jest punktem vyoj.

/skowym dla wojny kontynentalnej : duma Napo­

leona zagrzebała tam skarby, które na dobro spo­

łeczeństw a obróconeby być mogły. Widok we.

wnotrzny Gdańska zapowiada starożytność. Do­

my, ściśnięte jak żołnierze w szeregach, wązkie, jak kamienice w S ta re m m ieście w Warszawie, ulice ciasne, dla idących naw et pieszo niedogo­

dne, przed każdym domein wystawa zabierająca dwa razy więcej miejsca niż trotoary w in­

nych m iastach, a na domiar nieprzyjemności u- lica jedna do drugiej tak podobna, że będącemu dziesięć razy w Gdańsku jeszcze jest trudno zna­

leźć się w kaźdem miejscu. Oto je st Gdańśk (*), I w rzeczy samój Gflańsk dla kupca tylko może być znośny; dla innych inało ma żyw iołu: ani uczo­

ny ani światowy człowiek nie znajdzie tu powa.

bów dla siebie. Zadnę gmachy nie zajmują je«

, go uw'agi; a nawet i giełda kupiecka, która w tak handlowćm mieście wysileń przepychu ku­

( * ) Z ilru a y łi) srę n am r a z u jed n eg o ; ezteie n ia jo b o k siejńe z a p z ę ż o iifin i k o ń m i w je ż d ż a ć do GdatfsJęg-’ stra g a n y prze-*

k u p n ió w ( m ocno na tein u c ie rp ia ły , a b a b a jed n a /^tórej ro z rz u c iliśm y o w o c e , p rz y w ita ła n as p r z y m ó w k ą targów^.

(21)

— 189 —

pieckiego przedmiotem by być powinna, nie ma tu tej okazałości, jakiej się podróżny m ógł spo­

dziewać.

X.

PODRÓŻ NA WSCHODZIE p r z e z m łodego H r. L a b o r d e odbywana.

Na jednem z posiedzeń Akademji Paryzkiej n ap iso w i nauk nadobnych, H r. Alexander La- borde (*) zajął uwagę zgrom adzenia odczytaniem ułam ku z listu syna sw ego, podróżującego na wschodzie w towarzystwie P. Linant artysty fran- cuzkiego \ który m a polecenie od Tow arzystw a Afrykańskiego w Londynie do zwiedzenia krajów wschodnich. Po uczynieniu, niektórych uwag nad odkryciam i przez dawnych podróżnych uskutc- eznionem i, oraz postrzeżeń nad krajam i m ało znanem i które syn jego zw ied ził, ciągnął on w następujący spośób opisanie podróży:

» Pomiędzy zajmującemi miejscami które pozna- lij znajduje się wyspa leząca na odnodze Acaba ,

( * ) O p o d r ó ż y jego o d b y te j n a w sc h o d z ie u m ie ś c ili­

ś m y w ia d o m o ść w N r z e 2 0 pi&ma n ą e z e g o . '

(22)

— 190 —

naprzeciwko B a s-K o rcy e, gdzie P. Burchardt m niem ał odkryć znakomite zwaliska, którychje- dnak nic mógł zwiedzić nie mając łodzi. Mło­

dzi podróżni udali się tam na p ó łn a d z y nadwóch pniaoli palm pw ych, chociaż to było o pół mili od brzegu; ale zamiast zwalisk ciekawość zajmu­

jący ch , znaleźli tam jedynie zainek turecki roz­

burzony, nasączycie którego zatknęli przyniesio­

ną z sobą chorągiew,' a którą w miesiąc po ich powrocie jeszcze tain widać było.

Przewodnicy ich przybyli nakoniee w liczbie óśm iu, wszyscy naczelnicy pokoleń lub krewni Szeików; między tymi ujrzeli naczelnika pokole­

nia które nie chciało przyjąć P. Bankcs. Udali się zatem w podróż w' orszaku 19 osób wynoszą­

cym, oraz mającym piętnaście w ielbłądów

i

ży­

wność na dni piętnaście. Opuściwszy A caba, wstąpili na ziemię W ielkiej W adry-araba (zape.

wne Radek Barnea w Piśmie S. który to kraj służył za kommunikaeję Jeruzalem y z Ehonya- bac do przeprow adzania towarów za czasów Sa­

lomona). Przybywszy po trzech dniach do Wa- dry Moasa, postrzegli znaczną bandę Fellasówo- koło jednego z grobów, i niespokojni byli przez chw ilę że siły ich zbyt były słabe

p r z e c i w k o

napa­

ści; ale w krotce oddalających się ujrzeli. Na- kóniec spuścili się w wąwóz, i zaczęli dostrze­

gać po praw ej i lewej stronie liczne grobowce w skałach,w ykute i w spaniały przedstawiające wi­

dok : ale niech mi wolno będzie użyć tu wła-

(23)

'Hi. snych podróżnego w yrazów : oŹlcźliśiny, m ó ^i Sil' o n , z w ielbłądów , i zaczęliśmy rysow ać, kiedy

*'• 1 wtem zawołali na n&s Arabowie: co robicie ? to Hi przecież nic są zwaliska! W istocie, weszliśmy po chwili do prawdziwej W adry Moasa pośród gro-

*!łji bowców najogromniejszęgo stylii, powykuwanych w cyplastych skałach więcej niż pierw sze'w ybie-

“W g ły c h , a w głębi ujrzeliśm y rzęd olbrzymiej łji wielkości pomników, które trudne do opisania

czyniły na nas w rażenie. Widzieliśmy wspólnie

k

!» zwaliska B alb ek u , długie Palm iry kolumnady, lt) ulicę i ów owal w Djerascku, ale to wszystko dalc- ipt, kiern jest od typh niezm iernych gmachów o dwóch i, R lub trzech piętrach kolumn, od tćj przestrzeni skat

fjw

nagich p ó ł m ili w kw adrat mającej, wydrążonej cii i zasłanej najbogatszemi szczątkami starożytno- icała ści, które nas w ciągłein utrzym yw ały zachwycc- (iif: niu. ,

Nakoniec przybyliśmy do miejsca zwanego S e- j|i(F ra i P h a ra o n , ( p a ła c F a r a o n a ) , niezmiernie

■ i wielkiej b u d o w li, w pobliskości której założyli-

I I

śmy w grocie naszą główną kw aterę ; oglądając

. pomniki ow e, prosiliśmy nieba aby nam dosyć dozwoliło czasu do zdjęcia dokładnie planu ich i widoków. Ale zaledwieśm y zaczęli rysować najbliższy od nas po m n ik , aliści jeden z Ara­

bów pow iedział n a m , że to nic nie b y ło , i £e powinniśmy się pośpieszyć zwiedzić K a m e i P h a ­ raon , (sk a rb F a ra o n a ). Poszliśmy za n im , i zdawaliśmy się chcieć udać ku obszernemu tea-

— 191 —

(24)

— 192 —

trowi Wykutcłnu w skale, oraz ku nowym mauzole*

om. Ujrzeliśmy w królce arcydzieło wyborno*

go zachowania i osobliwości, ale którego styl i budow a pełne są błędów:' massa o dwóch pię»

trach, kolumn, przy najbogatszych ozdobach cie­

kawej płaskorzeźby, kolosalne posągi na koniach, przedstaw iają widok najnadzwyczajniejszy jaki mi się kiedybąć mógł wydarzyć, a którego naj­

piękniejsze rysunki słabe ledwie daćby mogły w yobrażenie. Doszliśmy wreszcie do przedłu­

żenia wąwozu, gdzie ujrzeliśmy ogromny łuk try­

umfalny wsparty na dwóch ścianach utworzonych przez ograniczające ten wąwóz skały, oraz nowe szeregi grobów, więcej zajmujących i bogatszych niż pierwsze. Wszystkie te pomniki wykute W kam ieniu róźowo-ziarnistym , mają barwę pełną harmonji, której przydają jeszcze mocy szerokie massy cieniów rzuconych przez sterczące do koła skały.

N azajutrz Zwiedziliśmy póujnik który mieszkań*

ćy nazywają e lD e ir, (klasztor), a który P. Bankcs i towarzysze podróży jego w wielkiem tylko wi­

dzieli oddaleniu ; pomnik ten nie jest porządku koryntskiego, jak się temU sław nem u wędrowni­

kowi przez szkła przybliżające zdaw ało , ale po­

rządku mieszanego, nadzwyczajnie dziwacznego, 0 którym rysunki tylko daćby zdołały wyobraże­

nie; jest on wszelako bardziej może olb,rzyuii 1 obszerniejszy n iz'K am ei Faraona. Dnia nastę­

pnego, przebiegaliśmy okolice miasta, groby, wą*

(25)

wozy, które krzyżują się z sobą w odległości pięciu lieues od wszystkich boków góry; zdarzy­

ło nam się odkryć dwa napisy dobrze zachowa­

ne; jeden jest grecki i bardzo długi, drugi zaś łacin*

ski; miękkość kam ienia była przyczyną pozacić- rania się większej części innych. Przepędziliśmy tam cztćry dni na przerysowywaniu znakomit­

szych pomników, których, zebraliśmy trzydzieści dwa wielkie widoki, a trzy dni następne na zdej­

mowaniu planów miasta i karty tćj okolicy, tak daleko jakeśmy tylko mogli posunąć badania na­

sze. Na godzinę przed wschodem słońca uda­

waliśmy się do pracy, aby się dniowi nie dać Wy­

p rzed zić'an i na chw ilę; musieliśmy ciągle spie­

rać się z naszymi A rabam i, którzy nas naglili do opuszczenia te j okolicy, mówiąc źc o m ilę ztaintąd dwa pokolenia biły się z sobą, a w skut­

ku tego mieszkańcy inićjscowi ustąpić im kazali z pomiędzy siebie. Targowaliśmy się z nim i n a­

przód o d n ie , potem o godziny, a nakoniec o chwile. Po ośmiu dniach prac usilnych i zakoń­

czeniu praw ie wszystkich więcej zajm ujących ry­

sunków, w dalszą ruszyliśmy podróż; lecz przed opuszczeniem owego wąwozu zatrzym aliśm y się n ieco , aby jeszcze chpć przez czas krótki oglą­

dać to miejsce osobliwsze, to tajemnicze miasto, którego budynki pozostały, a mieszkańcy zni­

knęli. Ten przepych w sztuce, ta okazałość po­

śród jałow ości i panującego milczenia p u sly n i, zdaw ały nam się być fantastycznćin przedstawie-

2 5 ;

(26)

— 194 —

nicin jednej z owych powieści arabskich, jakie na­

si przewodnicy w ciągu długich nocy w podeń- iy opowiadali. Zdawałoby nam się było nazajutrz, żeśmy tylko marzyli, gdyby nasze rysunki, nasze karty, a nadewszystko u tru d zen ie, o rzeczywi­

stości nas niei zapew niały.

Pow racając wzięliśmy się nieco więcej ku- w schodow i, d rogą, która nas pierwszego zaraz dnia do Sabra doprow adziła. Jest to starożytne miasto wcale prawie n ieznane, w którem znaj­

dują się zwaliska dwóch świątyń i dobrze docho­

w ana naum achja. Inne stanowiska nasze na tej d ro d z e , aż do Acaba, oznaczone są podobnież ruinam i, ale po większej części z średnich wie­

ków, albo nawet z czasów S elim a, i należą do stanow isk karawany Mekkańskiej. Rozłączyłem się z P . Linant na pustyni Faraona; on iniał na­

tychm iast powrócić do K airu , ja zaś udawałem się na zwiedzenie półwyspu S ynai, przebywając go od północy ku południowi aż do T o r, a od wschodu ku zachodowi od Sherinu do Mokalaba.

■ W tćj ostatniej podróży aż do klasztoru S. Ka­

tarzyny przebyłem całe W addys, w najwięcej zajmującem przecięciu góry. Spocząwszy przez dni kilka w klasztorze, zw iedziłem te miejsca tak , sław ne w Piśmie świętem, równie jak rozburzo­

ne: klasztory S. Sayby, kłócę byw am zapewne Tau«

rus i Karadus przypomniały.

T rzeba było powracając przenieść na papier

napisy w M okalabić; lęcz najwięcej mię zajęły

(27)

— 195 —

dotąd zupełnie zaniedbane płaskorzeźby i hjero- giify w Alogara, które przerysowałem jak najdo­

kładniej ; stać się ony mogą bardzo ważncini od odkrycia tłum aczenia foneutyckiego. Ozdoby ze­

w nętrzne w 'W ąd d y Magara zupełną m ają zgo­

dność z ozdobami w Gisch i Saccara; zdają się one należeć do królów M em iis; inne jakie się dają postrzegać na szczycie góry, zwanej S ara- beil i K lad d an , zawrćrają sz-creg nazwisk mają­

cych charakter historycznych pomników Farao­

nów; jest to może jedyny pomnik egipski za gra­

nicami Egiptu. Groby te sąż przybytkami śmier- tclucmi wojowników, którzy aż tutaj ponieśli od­

wagę swoją, lub nieszczęśliwych co na wygnaniu śm ierć znaleźli ?«•

Oto jest opis młodego podróżnego którego wiek zasługuj* na niejakie pobłażanie, i który nie spo­

dziew ał się bynajmniej, aby list jego. iniał być u- dzielony publiczności; zapowiada on mi obszer- nićjszy i szczegółowy; < w tym bowiem nie mówi ani o doznanyeh trudnościach, ani o niebezpie­

czeństwach na. jakie m usiał być narażony; ale zakończa list swój wyjątkrem z dawnego poety, który tak się zgadza z jego i mojćm położeniem.

Jest to miejsce gdzie Jazon mówi do ojca sw e­

go: »Nie myśl o niebczpieczeństwacl^gpodróźy

»inojej; kochany o jcze, zw racaj tylko myśli twe

»do tćj c h w ili, w którćj w esoła nawa przynie-

»sie innie do Kolchidy, w której będziesz mile

w s łu c h a ł

opisu

przygód

moich, opowiadań o wszy *

(28)

— 196

nstkich tych ludach jakie zwiedzę przez ten czas kie.

» d y ty za powrotem inoiin wzdychać będziesz (*)«

XI.

DZIENNIK PODRÓŻY DO KRYMU odbytej w roku IS25 p r z e z K ar ó 1 a K acz­

k o w s k i e g o D. M . — z g o d łe m : . . . . e t haec o lim memimsse ju v a b it... (**)

Zanim przystąpimy do udzielenia rysu dzieła tego i niektórych w yjątków ,ftjie będzie zbytecz- nein przytoczyć pobudki jakie autora do napi­

sania i wydania go skłoniły, oraz wskazać pod jakiem i względami opisy miejsc zwiedzanych u- skutecznione zostały. Autor w dedykacji, równie jak w kilku słow ach przyjaciołom poświęconych, usprawiedliwia ich namową i naleganiem ogło­

szenie pracy, której sani niedokładność i niepo- prawność przyznaje; a naw et mówi w jednein miejscu : nNie odważyłem się robić poprawek w

»rzeczach naw etlekarskich, inaczej bowiem trze*

»baby wszystko oBtnieniać i do ścisłości przy-

( * ) M ło d y P . d e L a b o r d e j u ż p o w r ó c ił d o F r a n c ji.

(* * ) W W a r s z a w ie . C z ę ś c i Ą. in 18. d r u k . N. G liik s- b e r g a . C e n a z łt . 1 0 . C z. I s z a str. 1 1 0 — 2 g a 1 6 7 — 3 cia 1 7 0 — 4 ta 1 5 4 . — A u to r d o ch ó d z w y p r z e d a ż y d z ie ła sw e*

go p o ś w ie c ił I n s ty tu to m o b o g ic h .

(29)

— 197 —

*v uprow adzić, co na innćm miejscu dopełnię i z f- »samego siebie krytyka zrobię.«

Przez tak otwarte przyznanie się do niedosko­

nałości, uprzedza już dla siebie autor w sposób korzystny czytających, a nas wyręcza niejako, dając w łasne o swej pracy zd an ie, które z nim w części podzielić musimy. Bezstronnością wsze­

lako powodowani przyznać powinniśmy dziełu je ­ go zalety, które szczególniej wydatnie się ukar j ą w troskliwćm zgromadzeniu szczegółów histo­

rycznych, podań mićjscowych, i postrzeżeń pod różnym względem z gruntownością czynionych.

Jako dzien n ik , w ciągu podróży, w chwilach

* wypoczynku spisywany, dziełko to nie ma u k ła ­ d u jednostajnego; jest raczej zanotowaniem tego

| .co autor w idział lub słyszał, tego co czynił, czuł, lub m yślał; a szczególniej postrzeżeń i uwag czy-

* nionyeh pod względem topografji m edycznej, - o- raz historji i obyczajów ludów jakie niegdyś za­

m ieszkiwały m iejsca przez niego zwiedzane, je - ografji, statystyki i geologji. Opisy swoje przepla­

ta autor już to humoryczncmi już filozoficznemi uw agam i, już wiadomościami dla podróżujących pożyteezneini, a nakoniec wzmiankami (nazbytm o­

że częstemi) o znajom ych, krewnych i przyja­

ciołach sw oich, lub ustępam i, które jako nie m ające żadnego z podróżą zw iązku, i jako nie obchodzące czytelników, m ógł b y ł w ogłoszeniu drukiem swej pracy pominąć.

Krótkość czasu poświęconego podróży, cel jej

(30)

198

główny którym było poratowanie zdrowia praca- eami powołania tak mozolnego nadwątlonego, u- sprawiedliwić powinny krótkie i powierzchowne często opisy miejsc niek tó ry ch ; a jakkolwiek Dziennik autora naszego nie jest wolny od nie­

których zarzutów, między któreini i zaniedbanie polszczyzny w kilku miejscach pomieścićby ino- zna, wszelako czytanie jego równic będzie pozy.

tecznóm, jak przyjemnem.

Część pierw sza Dziennika obejmuje opis po­

dróży do Odessy. W dniu 2 Lipca 1825 r. opu­

ścił autor w towarzystwie młodszego bra­

ta swego Krzem ieniec, i kilka dni pierwszych u- żył na .odwiedzanie mieszkających po drodze przyjaciół; przejeżdzał pod Krzemienną, Zwierz- chowcami i Satanowem przez w ał zwany Tra- j a n a , który jak niesie podanie usypany był z roz­

kazu tego c e sa rz a , dla odgraniczenia państwa Rzymskiego od Dacji. Monety owego czasu do­

sięgające , często się w tem miejscu znajdują.

W a ł ten.ciągnąć się ma przez powiat Uszycki;

Kamienieckij’ Płoskirowski, i przez Satanów do

Galicji pod miasteczkiem Magierów. Po drodze

zw iedził autor źródło siarczane w W yzwarow-

c a ch , gdzie pospólstwo w wielu przypadkach

znajduje skuteczną pomoc. Dalej w powiecie

Płoskirowskim zwiedził brzegi B o h u , juz przy

jego poczęciu koło Czarnego Ostrowa, juz nieco

dalćj ku M iędzyborzu, gdzie pyszne brzegi jego

z samego wznoszą się granitu. »Dnia 7g0, m ó­

(31)

— 199 —

w i a u to r, udaliśmy się w drogę do Kam ieńca.

Ziemia wszędzie urodzajna obfitćm ziarnem spoconego, w pracy rolnika wynagradza. Jest to czarnoziem doskonały.. Tu i owdzie wszakże pokłady sk ał wapiennych i granitu z wnętrza ziemi wyglądają i dostarezyćby mogły obfitego inatcrjału do porządniejszego miasteczek i wsiów budow ania, a naw et do samychże dróg ulepsze­

nia. «

»Już słońce było ku zachowi,. kiedym do. Iła- mieńca w jeżdżał. Piękny i spokojny wieczór, dwa- kroć pom nażał powaby cudnego położenia inia- sta#. Na wyniosłej skale położone, przepaścistym dofern, skafistemi brzegami w rozm aitych urw i­

skach i rzeką S m o trycz opasane, dziwnie oko pierwszy raz na nie patrzące zachwycało. W je­

chałem do miasta przykrą drogą przez bram ę P o lską zw aną.«

))Nazajutrz cały dzień poświęciłem przejrze­

niu starodawnego miasta , (bo już po zawojowa­

niu przez Olgierda, Xiążęta Korytowicze go posia­

dali w roku 1331), które było zawsze przedm urem dla Ottomańskiej siły. Z alała by może nieraz potęga m uzułm anów chrześcijańskie ludy, żeby nie obronna z samej naluęy forteca' w Kamień­

c u , którą jak w ówczas za silną uważano. Ja­

koż, wiemy że 1621 roku O sm an Sułtan nad spo­

dziewanie znalazłszy fortecę niedostępną, sztur­

mu zaniechał. Skała na której Kamieniec zbu­

dowany, składa się z pokładów piaskowca i ka­

(32)

— 200 —

mienia wapiennego w p ły ta c h , \pod niemi zaś granity z kwarcem się mieszczą. Ziemia roślin­

na z marglctn wierzchnią pokrywę stanowi. Mia- sto jest porządnie m urow ane, rynek obszerny bruk twardy wiele się do czystości przykłada.

Stęknęła nie raz ta ziemia pod Islamską prze.

m ocą, a ze w spaniałych na nićj świątyń, rozle­

gały się przez 27 lat panowania tureckiego, gło­

sy pobożne ich M otnów . Pam iętni na zabytki jakie M u h a m e ł I V w tem zostaw ił mieście i których całkow ite zachowanio, traktatem 1714 r.

T u rcy obw arow ali, poszliśmy naprzód do ko­

ścioła X X . D om inikanów , gdzie dotychczas jest zachowana kazalnica praw ic z całkowitego cio- t su zrobiona, którą Turcy w ystaw ili, z napisem u góry po tu re c k u : L a A lla c h A l la c h , Hesul A l la c h , co znaczy: Bóg, B ó g i M a h o m et Pro­

rok od Boga. Udaliśmy się potein do katedral­

nego kościoła, do którego wyż wspomniany Suł­

tan konno b y ł w jechał. Obszerna i porządna budowa struktury gotyckićj. Od strony półno­

cnej wchodzi się z kościoła do m enaretii czyli d iia m y tureckiej; 150 ważkich i przykrych scho­

dów prowadzi spiralnie na krużganek kiosowy, nad nim siarczy *łup w ysoki, na którym M uzułm anie pół slężyc osadzili, dziś za podnó­

żek statuy Matki Najświętszej służący. Z kruż­

ganku tego piękny rozciąga się widok okolic K am ieńca; dobrze ztamtąd dojrzep można Cho­

cim. Piękne i czarujące widać pozycje; skały,

(33)

— 201 —

wzgórki, upraw na ro la , m ałe laski i włości, za­

chwycają patrzącego. Zdaw ało mi się żem się w darł na wieżę Sgo S te fa n a w W iedniu en m i­

niaturę. Lecz żtamtąd widziałem wspaniałe przed­

mieścia, potężne trzy koryta Dunaju, pałace, śli­

czne domki po winorodnych pagórkach, porzą­

dne na około wioski i m iasta, wreszcie ćmę ludu tłoczącego się pieszo i powozami; kiedy tu szczupłe tylko miasto, liche domki na przedm ie­

ściu rozesłanem ponad przepaścistemi brzegami spokojnego Smotrycza, nagie lub tyliio laskami o- krytc wzgórki, i ledwie gdzie niegdzie snujących się ludzi. Nie tak wiec w spaniały w idok, lecz

■zawsze m iły. Błysnął złocisty na słupie xiężyc odbitćm jasnego słońca światłem ; prom ienie te żywo oczy i serca nasze zadrażniły. Jedna przy­

czyna dwa różne skutki zdziałać może; okoliczno­

ści je tworzą, a siła wewnętrznych uczuć rozwi­

ja. W łaśnie opowiadał mi obeznany z językiem tureckim i ważniejszcmi wypadkami, sędziwy o- byw atel, jak Reis - Ahmed -Effendy gdy w czasie swego do Prus poselstwa w r. 1763 przejeżdzał przez Kamieniec i ten m enaret zw iedzał, po prze­

czytaniu na nim napisu który dziś jest zatarty:

WE TZA

N A Z C A K l A

ILjffiEQUA

I U A P Z A T - T A - H A T J Ę S Z Q Y K I E M A T E S Z Q Y ’R - R I D Ż Ą L U

B E T £ S A D U ( * ) .

(* ) „ G d y r z u c is z o k ie m na p o la i n iw y , u j r z y s z , ź e d z ie lą c lo s m ie szk a ń c ó w , ta k cierp ią n ie sz c z ę ś c ia ja k lu - , , d z i e , i ja k o n i p o m y ś ln e g o u ż y w a j ą b y t u !‘ £

(34)

— 202 —

te wyrzekł słowa, zwróciwszy oczy na siężye:

»wznfosłem pomiwolnie rozrzewnione oczy ku

»niebu i gorącą m edlitwą błagałem Pana Zastę-

»

pów, prosząc, aby

J e g o

sprawą, wkrótce ziemia

» powróciła znoWU pod święte praw a islamu; że-

»by ta kazalnica, ten lekki i wspaniały inenaret jizabrżim ały Znowu muzułmańslućin pieniem, i

»jak przedtem piękne okolice Kamieńca powtarza­

jmy znowu echo głośnego izanu!‘< I tp w dzie­

jach jest zapisane.

Z Kamieńca odbył autor przechadzkę dp Zału- cza, wioski o dwie mile od Kamieńca nad brze­

gami S m o trycza leżącej1. ' »Dregą pocztową mó­

wi , przybyliśmy do N ih in a stacji pocztowej;

tam powóz zostawiwszy, piechptą poszliśmy z przewodnikiem ku stronie p iecza r. Przykra droga przez krzewy, skały, jary i góry, pro­

w adzi do brzegów Smotrycza. Ściany skali­

ste ogromnej

W y s o k o ś c i

krępują koryto szybkiój wody. Tu w zdłuż tych brzegów znachodzić mo­

żna jaskinie lub pieczary

W

twardym kamieniu wapiennym kute. Dwie z nich znaczniejsze od«

wiedziliśmy, jedną nazywa pospólstwo pieczarą

C hrześcijan a drugą Ż ydów , ba ludzie obu tych

wyznań tam się kryli. Kości ludzkich skieletów

tu i owdzie ste rc z ą , a stąpając wewnątrz po

przestrzeni stóp kilkudziesięciu, czaszki ludzkie

po wiele razy wymykały się z pod niepewnych

naszych krokówr. I jeszcze kościom waszym,

nieszczęśliwi tu łacze pokoju nie dają! 1 wiszę

(35)

— 203 —

popioły i tych przed którymi pierzchaliście, ju£

dawno ziemią zmieszała. po.społu, grubszej i zy- zniejszćj potrzebując powłoki! Przeszliśmy zna­

czny kaw ał brzegu, gdzie granity i pokłady wa­

piennego kam ienia wzajfcm sie związały. W e­

getacja wszędzie piękna. Rys botaniczny An- drzejowskiego jest tu> skazówką dla herboryzują- cych. Juz wróciliśmy d o Rąw ieńca. Korzysta­

jąc z miłego wieczornego,, chłodu, który tym jeśt przyjemniejszy tu w Kam ieńcu, że rozgrzany ka­

mień brukowy od słońca, we dwakroć pom nażał skw ar atmosfery, wyszliśmy za m iasto. Trzem a bram am i wjechać tu m ożna: P o lsk ą , Z am kow ą i R uską. Najpiękniejszy spacer jest ku wscho­

dowi na w ałach fortecy. Świat Kamieniecki tu się zb iera, albo teą ciągnie aż do ogrodu gene­

ra ła W i t t a ', odległość jego dosyć je st znaczna, ogród porządny, a w nim schronienie dla obłą­

kanych. na. um yśle.«

Nię: możemy tu pominąć Antonawców i Sofjow- k i Si których autor zbyt może krótkie ale interes- sujące daje opisanie. jiPoniewąż, mówi on, przed­

sięwziąłem w podróży mojej widzieć wszystko po drodze co jest wartćm widzenia, już to z dzie­

jó w historycznych, już z powieści lub w spania­

łości u tw o ru , obróciłem moją drogę do sław nej

Sofjówki. — Wprzódy wszakże skierow ałem się

ku Antonowcom, natura,lńemu wodospadowi. Po

południu tam stanęliśm y. T u brzegi ze słupów

granitowych największej sięgają wysokości. Zmię-

(36)

— 204 —

szanc wespół wody z pobliskich rzeczek, szero­

ko po płaskich bryłach granitu, w pewnej odle- V głości i nachyleniu do siebie, jakby po natural- p nych śluzach, zlewają się z szumem i wpadają w koryto rzeki. Kilkanaście m łynów , jedne nad dru- H giemi stawianych, których koła ciągłym ruchem r pieniste pryskają bałw any, do upięknicnia tych i naturalnych kaskad dziwnie się przyczyniają. 0- 1 gród młodo jeszcze rozkrzewiony, zdobi brzeg j jeden rz e k i, na którym ostrosłupy granitowe w

niektórych miejscach tworzą jakby palisadę. Na drugim brzegu m ały lasek, chatki i rzeczone mły.

ny do najpiękniejszego pejzażu posłużyć mogą. ] Pędzimy za pięknościami natury w obce i dale- I kie k ra je , a co się w ojczystej ziemi znajduje j często i nie wiemy; w głuchóm to zapomnieniu | i niew iadoiności, a co jeszcze gorzej, w niego­

dnej pogardzie zostaje. W idziałem nadbrzeża j Bohu, Dniestru, Smotrycza, pasłem oko cudnym j widokiem okolic Ojcowa i Pieskowej skały, ach! | czyliż może być co piękniejszego! Trzeba żeby I każdy chcący w obce zapuścić się kraje, pierwej ,]

własny przejrzał. Nie wyrzekłby w ówczas dra- | p iącsię z niebezpieczeństwem życia po śnieżnych ']

i lodow atych/górach, po olbrzymieli skałach i przerażających przepaściach: ach jak cudne, jak piękne miejsca, u nas nic ma takich ! Lecz po­

wiedziałby z uczuciem: tu natura więcej się wy­

siliła jak w naszym kraju, tu dziwnićjszc i wspa­

nialsze widoki, tam zaś milsze bo ojczyste!«

(37)

— .2 0 5 —

Po zwiedzeniu Humania okropnością buntów

^ kozackich pamiętnego, gdzie jeszcze w u sta c h lu - du dają się słyszeć G onty, S zy d ła , Z ęlezn ia ka ,

^ Tym enki, B ondareńki i innych hersztów kozac- IDi<i kich nazw iska, autor udaje się do Sofjówki.

Init »Rzucam w reszcie smutne wspomnienia, spieszę 1(11,1 zatrzeć jakąś serca tęsknotę widokiem dzieła gie-

njuszu, pracy i bogactwa. Snuły się jeszcze po głowie rozmaite relacje ustne i piśmienne o bun- ta c h , kiedym już zszedł z góry, juz przeszedł

*( bram ę i stan ął nad brzegiem pięknej sadzawki, której Woda rozliczną połyskuje barw ą, od kolo- rowych kwiatów przybraną. Rzuciłem okiem na około siebie; tu wysoko pnąca się fontanna, tam mjł altany, tain znowu skały, m ostki, owdzie obce mit tej krainie sosny i jodły bujnie rosnące: słowem nie; anim się postrzegł, ani pojąć mogłem, żebym tak to znienacka już b y ł w Sofjówce. Uprosiłem ogro- :aii dnika by mi w tym reskosznym raju przewodni­

ki czył. Komuż w tem m iejscu, pełne rym otwor- ii! czej sztuki wiersze T rem beckiego, myśli całej w nie zajm ą? Któż w chłodniku T edjon zwa- ji ■ nyin wstrzyma się od pow tórzenia pięknego opi­

su żwawej i szczęśliwej walki P e łe ja z T e ty d ą ? Któż puszczając się w podziemną żeglugę, nic , w yrzeknie: »zegnani cię słońce d r o g i e .W y­

płynąłem już na jezioro, a przechadzając się po

« , wysepce A n tycyrce zwanej, czystem obwionięty pi pow ietrzem , miłym drzew cieniem okryty, czu­

łem się jakby w istocie źein b y ł lepszy fizycznie

(38)

— 206 —

i moralnie. Dalćj trafiłem na lasek Ateński, ,j gdzie zdaw ało mi się że słyszę jeszcze zagrzaną dwóch mędrców dysputę o ciągłym i regularnym ruchu ziemi) ęałega śv.'iata ukłądu i o jego po-

w rotach, n

»Krętem! wreszcie ścieszkami zeszedłem do obszernej jaskini w ogromnym granicie wykutej, j Ciężkie jej sklepienie, -olbrzymi z tegoż kamienia słup dźwiga. Ponure tu milczenie, szumem wy- I tryskująćego strum ienia przeryw ane, gromadzi razem wszystkie uczucia serca* Już westchnie*

nie z piersi niemi obciążonych ina się wyrywać, kiedy napis na jednej ścianie , łagodnie je uspo* 1 kaja :

„ S t r a ć tu p a m ię ć tw y c h n ie s z c z ę ś ć , a p r z y jin s z c z ę ś c ia w ieszczej

„ A j e ś li ś j u ż s z c z ę ś l iw y , b q c s z c z ę ś liw s z y m j e s z ę z e .<(

* Opis swój ogrodu Sofjówki autor tak zakończa:

,..»Zeszliśiny z góry i usiedliśmy na ław eczce na­

przeciw szumnej kaskady. U siłow ał tu genjusz M ełzla oczarować każdego iinagi«ację i przenieść ją w krainę wodospadów Szwajcarskich. Sztuka zastąpiła naturę. Złożono stosy starych grani­

tów, a odemknięte k an ały naw alne toczą po nich wody. Wszystko tu jest dziw ne, piękne, sztuczne i kosztowne. Kążda piękność zdumie­

wa i czarodziejską mocą uczucia nasze' w natę­

żeniu trzym a. Sztuka i koszt zew nętrzną nieja­

ko wartość pow iększając, wiele piękności samej ujm ują. Piękność., naturalna więcej ma powa­

bów , więcej w spaniałości, więcej dla tego na

ł

Cytaty

Powiązane dokumenty

żny nocuje, w miejscu tem bowiem znajduje sic roślina, która zjedzona od zwierząt, natychmiast śmierć im padaj©.— Skoro tylko droga spuszcza się cokolwiek,

mieniło, się w niej od czasu jej wynalezienia. Pod tym względem szkoła przedstawiła obraz rzemieślniczego w arsztatu, gdzie jeden był mistrz kierujący, a wszystkie

Tak słaby wiatr przepow iedział ciszę morską (still)j ćo się liczy do ważnych taieszcżeść w żegludze. » Zadzwoniono na wieczerzę dla majtków.

czbę powiększyło towarzystwo z Soboty. Ruszył Btatek przy odgłosie wojskowej m uzyki, która w ta łe j odzywała się podróży. Zarzucono kotwicę;.. Piasek tak je

m ark , B iała, Podoleniec, Lubowla, Zamek Pła- wecki itp.. P iętno starości którćm pewna część murów Anapy jest nacechowaną, każe się domyślać, żc

»jest to zawsze drzewo piękności; przez samo na- iiń s\ »wet starzenie się staje się ono pięknićjszem.it skałi Sław ne porty Apisu i Paraetoniuin są dziś

cza. Sądziłem że para ozdobnych pistoletów z pistonami będzie dla niego przyjemnym darem,.. Wiedziałem ja już .o mających ii. nastąpić odwiedzinach tego woźnego;;

dzi się do niego przez drzwi bardzo ozdobne i widzieć' ipożna naprzód B a lei czyli wielką sa­.. lę audjencjonalną, której dach utrzym ują słupy drew niane,