• Nie Znaleziono Wyników

Kolumb. T. 7, nr 38 (1829)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kolumb. T. 7, nr 38 (1829)"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

K O L U M B PAMIĘTNIK. PODROŻY.

N e r 3 8 .

m

z D r u g i e * p o ł o w i ' L i p c a 1 8 2 9 r .

l i t

WY1ATKI Z LISTÓW O WŁOSZECH (zń o ssy i- skiego.)

D n ia 15 tV r z tin id 1823 r.

Zwiedziłem’ W enecyą, Werońg' i niektóre inne miasta włoskie , a' teraz piszg do' ciebie z F loren- cyi. W Karlsbadzie przyw iązał sig do mnie Fran­

cuz , a do tego ieszczfe Paryzariiri, który . przeby - waiąc ćzas długi w A nglii, wywiózł ztarntąd p e ­ wny rodzay splinu; chóroba ta iego, pochodzi od tozjania sig £ ó łc i, którą ori ze swóiey strony na wszystko i ria wszystkich wylewa. Towarzysz ten, k ry ty k ą swoią i niewczesnym eńtuzyazm em , po- psował ifti prawie cały T y ro l Piękne do lin y , wo­

dospady wąwozy, którerńi tak hóynie zbogaćone śą tyrolskie góry , nie m iały w oczach iego pra- wdziwey zalety, wszędzie wyszukiwał nkrytey ia-

(2)

— 58 —.

kieyś w ady, ganił wschód słońca, światło xię'Sy­

cą , 'i' tylko niekiedy w uniesieniu zawołał .• „Ach p atrz , iak to iest pięknie ! iak śliczna możnaby z tego zrobić w jvielk iey operze dekoracyą!’ Obcho- dzeniem się Swoiein i charakterem nabaw ił mig b y ł jakoweyś nieśm iałości, tak dalece, że rozłączyć sig z nim nie miałem odw agi; naypowabnieysze miey- sca w czwał trzeba było przebiegać, stawać tarn-gdzi#

mu sig podobało t i nieinaczey mogłem , iak chyba pokryiomu , pigknym iakim pocieszyć sig widokiem.

Tym sposobem przywiózł mig do F lorencyi, gdzie i ia sam chciałem pośpieszyć, dla odebrania listów, których iuż od dawna z Rossyi nie miałem . Cią­

gnie mig teraz do Medyolanu i na wyspy Baromeo ; iak mogg ‘wymawiam sig od tey p o d ró ży , zwlekam ią , chcąctg przynaym uiey cząstkg W łoch, zacho­

wać od iego angielskiey. choroby.

Wenecya nie tak mig zaig ła, iakem. sobie obie­

cy w a ł; ta , niegdyś świetna stolica, zupełnie iest teraz m artwą;' sąsiedztwo Tryestu , którem u nada­

no wszystkie , odjgte Wenecyi , przywileie handlo­

we , zapewne iest tegq przyczyną. Wkrótce sig tam i karnawał przeniesie , a Wenecyi pozostanie tylko plac świgtego Marka , le w , świgty T eodor1 siedzący na Krokodylu, i wspaniałych gmachów ro­

zwalmy. Przeczytay tom czwarty Kazanowa, znay- uziesz tam wierne opisanie wigzien podziemnych xiąźgcego pałacu , iego w nich pobyt i ucieezkg; te­

raz niczem nie są zaigte , Weyście do nich każde-

(3)

v. mu otw arte, oglądałem i e , a w porównaniu twoie Szylońskie są ieszcze roskosznym salonem. Jabym i sobie grobu nawet nie życzył tak ciasnego i ciem- , iiego^ K iedy Francuzi, w 1797 roku w imieniu wol-

;i ności, zgrabiwszy arsenał i inne weneckie zakłady, odbili wiezienia ; w i e dnem znich znaleźli starca , T. przez 23 lata ciągle zamkniętego. N ikt , ani on sam , nie wiedział przyczyny niewoli: pomimo to , starzec i teraz ieszcze żr-łuie czasów przeszłych;

n łatwo temu w ierzę! Wenecya tak nieznośna, ze jt pierwszy raz dopiero w niey b ę d ą c , i tylko cztery r dni zabawiwszy, chętnie ią opuściłem.

W e ro n a, p am iętna, ick ci wiadomo, kongresem , ma w sobie starożytny am fiteatr, dochowany w zu- j p ełney całości. Przezierałem niektóre x ię g i, dla dowiedzenia się , iak dawno pyszny ten gmach został

>vzniesiony; iakkolwiek antykwaryusze rozmaicie o tein m nicm aią. wszyscy iednak na to się zgodzą, ze nie Austryacy go zbudowali.

Okolice Florencyi możnaby nazwać sadem, w ca- łem znaczeniu tego wyrazu a prędko się niemi na­

sycisz : winogrona, figi i tym podobne, przyiem ne są dla czczego żołądka. Natura tu pokryła ziemię powłoką iednostayną , a ręka ludzka ubrała ią ro ­ zmaitego gatunka drzewami : nie , choćbyś wstąpił i na naywyzszą g ó rę , z tych d rz e w , co otaczaią Floren cyą , nie uyrzysz ani iednego, któreby ro- . sło tylko dla przyiemnego cienia; wszystkie są w ce­

lu użytku , wszystkie owocowe, oliwne i morwowe.

— 59 —

(4)

Widok taki daie wyobrażenie bogactwa k r a iu , ale za nadto iest iednostaynym; odetchnąwszy, chcę pu?

ścić sig w góry , szukać dzikich 'okolic.

6 Stycznia 1824 /•.

Od czternastego wieku utrzymuie się we Floren*

cyidobrofczynne i ludzkości pozy tęczne towarzystwo, bez przysiąg i ślubów święcie wypełniaiące swoie ustawy. Dostoyni obyw atele, i sami nawet wielcy Xi.y/,ęta Toskańscy, mieli sobie za zaszczyt należeć do niego. Ubogi lub chorobą dotk n ięty , nigdy ną*

próżno nie wzywał pomocy B raci miłosiardzia. — Stowarzyszenie ich nie iest duchownem: ani we d n ie , ani w n p ę y , nie zbieraią sig oni ną odpra­

wianie nabożeństwa; ale w dzień i w n o c y , chore*

mu i ubogiemu, pomagaią lekarstwy i pieniędzm i, zeszłemu ze świata bez krew nych i przyiacioł od*

daia ostatnią posługę. Światowy młodzieniec i maź zasłużony, zarówno do ich tpwarzystwa n a le ż ą , i zarówno nijs wzdrygaią sig na 'własnych ramionach nieść ubogiego ciało do grobu. Płaszcz szeroki z czarnego grubego płótna , kapelusz z opuszczonemi brzegami i czarna na twarzy zasłona, w którey ty l­

ko dla oczu zostawione są otw ory, ukrywaią ich przed wzrokiem ciekawych. Czyniąc dobrze," nie chcą być znanymi^ a zachowany przez nich od śmier­

ci , winien iest swe ocalenie , nie szczególnym osp^

i* o lii , ale całemu towarzystwu.

W pośród nocy dwa razy -ózwał sig dzwoli na wieży starego kościoła, w bliskości głównego placu

(5)

— 61 —

na ten odgłos zaraz sig zbiegli mieszkańcy, jedni z migkkiey pościeli, inni z wesołey porwali śif biesiady; wszedłszy do kościoła zapalił każdy po­

chodnią i (czarnym płaszczem sig p k r y ł , czterey z nich wzigli- nosze i tak wszyscy, z pośpiechem, w ślad posili ęa przew odnikiem , wzywaiącym ich pomocy. Łzy mu przeryw ały, mowg, a żaden nie utrudzał go próżnemi Zapytaniami* Ubogi, n ie­

szczęsnym przypadkiem raniony, umieraiący, umar­

ły , wszyscy równe maią prawo do pomocy braci miłosierdzia. W głgbokiem milczeniu, pośpieszne- mi k ro k i, wyszli pą miasto na gościniec prowa­

dzący do Rzymu: zdarzyło mi sig wtenczas mimo przechodzić, zdjgty ciekawością, poszedłenj za nim i.

Przy świetle pochodni postrzegłem na drodze roz- ciągnionęgo wieśniaka: smutnym przypadkiem prze­

szedł go wóz ciężki. Ten, co wzywał pomocy, b y ł iego synem. Bracia miłosierdzia, pbeyrzawszy nieszczęśliwego, postrzegli ieszcze znaki życia; wzią­

wszy go zatem na nosze, nieśli do szpitala, gdzie zawsze bez wymówki przyim uią tych wszystkich, któ­

rych towarzystwo oddaie. Stoiąc nie opodal, s ły ­ szałem , iak chorego polecali przełożonemu nad szpi­

talem, i iak przyrzekali mu, gdyby odzyskał zm y­

sły, starać sig o zupełne iego- uzdrowienie. Sze­

d łem ieszcze za nimi do drzwi kościelnych, gdzie zostawiwszy pochodnie, nosze i'w ierzc h n ią żałobny odzież, rozeszli sig spokoynie do domów; twarze niektóre b y ły nji zuuiome, spostrzegałem ie na b a ­

(6)

lach, na świetnych wieczorach; modne fraki i ubiór wyszukany, nie zwracały w tenczas moiey uwagi, czarna i prosta opończa, wraziła we mnie głębokie ku nim uszanowanie.

R zym 19 M arca n. s.

. . . . Pięknego dnia, o godzinie 3ciey z południa wjechałem do Rzymu, i chociaż nie mam żaduey prze­

szkody, do zaczęcia natychmiast podróży moiey po stolicy świata,* wolę wszelako dzień pierwszy po­

święcić na odpoczynek i dla ciebie. Pierwszy raz, ak iestem we W łoszech, okna i drzwi w moiey izbie zamykaią się szczelnie: i to iest ieszcze pobudką, dla którey nie spieszę się wyniyść na wolne powie­

trze , dosyć się niein napoiłem w drodze. Biorę pióro, abym ci opisał podróż inoią z Florencyi' do Rzymu, wprzód, nim rzeczy widziane zostaną przy­

ćmione w pamięci przez to, co obaczę.

Podróż tę, we dwóch dniach możnaby odbyć:

• a iechałem pięć dni, i tak ieszęze pośpiesznie; po drodze rzeczy godnych widzenia iest wiele, wiele i podziwienia godnych. Malowidła, albo raczey o- fcrazy, naydłużey tu zatrzymuią podróżnego; w ka-

£dym kościele znaydziesz dzieła naylepszych arty­

stów; ale wyznam tobie, mimoiazdem, a dotego pocz­

tą spiesząc, oglądać ich nie miałem ochoty. Po- iąć i odmalować piękny obraz, równie iak cenić i zachwycać się iego widokiem, nie każdego czasu można trzeba do tego czekać na właściwe usposo­

bienie duszy. Nic mogę się przyzwyczaić poglądać

(7)

na zegarek, gdy inam przed oczyma dzieło Rafa­

ela lub Baroczio: a kiedy z rana obiegłszy kilka ko­

ściołów i iednę lub dwie g-alęi;ye, siędę do poja­

zdu, wtedy tak się rozstrzęsą i zmieszają wszystkie koloryty, i rysunki, ze wieczorem, przywodząc na pamięć ten albo ów obraz, widzę, iż ciało nie od­

powiada głowie, odzież nie stosowna do osoby lecz to nie z winy artysty, ale z pomieszania się moich wrażeń.

Dnia 15 m arca, o godzinie 7 mey . z ran a, wy- echałem z Florencyi. Dwie drogi prowadzą ćfó Rzymu: iedna ponad morzem przez aqua pendentu krótsza, ale mało maiąca widoków; druga przez P e - r iidiio dłuższa, lecz godnieysza widzenia; ia się tą ostatnią puściłem . Jak dwie są drogi, tak podobnie na każdey dwa są rodzaie iazdy, do wyboru. Ve- turino wiezie cię taniey, lecz z nim nie tam się za­

trzym asz, gdziebyś żądał; nie patrzy on na osobli.

woici kraiowe, ale na potrzebę wytchnienia koni lub mułów swoich, i dla tego wolałem iechać pocz­

tą. Droga wesoła, wysadzona winnicami, drzewa­

m i oliwnemi i morwowemi, tegoż samego dnia, po­

nad brzegiem A rn o , doprowadziła mię do Arezzo*

Prześliczne dawne miasteczko! oyczyzna Pefrarcha!- Arezzo zbudowane u- spodu nie wielkiey góry. W ko­

ściele Opactwa M o n te-C a ssin i widziałem na p ła­

sko napiętem płótnie, odmalowaną kopułę; oświece­

nie i perspektywa, tak są dobrze w ydane, że pa­

trząc na nią z właściwego puuklu, póki nie odmie­

(8)

nisz mieysca,* iesteś w zupełnym omamieniu. Przy­

szedł mi b y ł na myśl Gonzago (1) nie wiem, aza- iiby m ógł on podobnie zrobić, ale pewny iestem , ze lepiey nie potrafi. ' Kopuła ta w swoim rodzą- iu’j tyle zadziwia, iak Madonna Rafaela, którą ty cenić umiesz. Zastanowił mię ieszcze dom ieden w Arezzo, nad którego bramą, na hiałey marma- rowey tablicy ^ ógromnemi czarnemi literam i wy­

ryto: Guido Moriaćó, p o d ły m napisem pięć, iak na nóty, liniy na nich sześć liter muzycznych, z podpisem; u t, reyiniyfa9 sol, la ' Guido ten wpadł pierwszy na sposób wyrażania głosów- znakami, i napis nie iest fałszywy? iednakże Włosi, tyle obo­

wiązani wynalazkowi Jego, mogliby ze swoiey stro­

n y przyzwoitszy mu napis obmyślić. Ja na przy­

kład, choćbym b y ł bliskim krewnym Guidona, albo też mocno dotkniętym iego śmiercią, nie wiem p rze.

ćie, cżyli bez śmiechu m ógłbym przeczytać gro­

bowy iegb napis: ut> 7*e, mi, f a , sol, la.

Drugiego dnia rankiem wyiechałem z Arezzo, czas by £ prawdziwie wiosenny: słońce’ dogrzewać zaczynało, śnieg niedawno' spadły na blizkich gó­

rach topniał,- a woda czystemi strumieniami sączy­

ła się po świeżey murawie; krzewy się rozpuszcza, ł y , inne iuż kwitły. O południu stanąłem w Satis- sio, ostatniey na granicy Toskanii poczłowey sta- cyi, i natychmiast poszedłem na wysoką górę oglą­

dać Kortonę, iedno z miast Etruskich, których po*

(1) Znany malarz deko racyi w Peterzburgu. pr. II.

(9)

czątek pokrywa mgła wieków. Zachęcił mię do le­

go Reichard, obiecuiąc w swoim Przewodnikupo»

dróŁnych (Guides ^es voyageurs) pokazać tam ro*

zwaliny kościoła Bachusa. Wyraz rozwalmy kościo­

ła, przedstawia nayoboiętnieyszey nawet wyobraźni kilka przynaym niey kolumn.^ ułamki gzem su, lub szczęty płaskorzeźby; drapałem się więc na górę, aby powziąć jasne wyobrażenie o mieszkauiu tego Boga, któremu i u nas chociaż nie stawią kościo­

łów , nie zaniedbuią wszakże gorącego nabożeń*

stwa. Nakoniec Cziczerone zapukał w m ałą fortkę zagrodowey ściany: powierzchowność nie obiecy­

wała nic szczególnego, weszliśmy na szczupły dziedziniec, a przewodnik m óy, ukazuiąc .gładkie i okopcone m ury, oto rzekł, zagroda byłego kościo­

ła; otworzywszy potem drzwi drugie^ wprowadził mię k pod sklepienie ciemne i wilgotne, tyleż co i zagroda xobiecuiące, otóż to ie st, zaw ołał, i sama świątynia. Oczom moim chciwie szukaiąCym zaby­

tków odległey starożytności, ułftTfeały się becahi ze świeżem przeszłórocznem >*fiiem, sery w ogromnych kręgach i zapasy wędzonego mięsiwa. Tak wynagro­

dzony za nużącą pod górę przechadzkę, z gniewem obruciwszy się do przewodnika, czemuś mię, rze­

kłem , wprzódy b y ł nie osfr^egł, że tu nie ma co widzieć?—* »Pan byś pewnie nie poszedł, a prócz tego Ąirglicy, dodał, odwiedzaiąc te zabytki, prawie za­

wsze odchodzą kontenci i nawet ułamk? muru z so­

bą zabierają. Szkoda, zawołałem, że nie rozebra-

(10)

V

Ii zupełnie twoich zabytków, wprzód, tum ie mia­

łem oglądać. Schodząc z góry powoli się uspoko­

iłem : uymuiący widok wystawiała oczom obszerna dolina, osypana mnóztwem wesołych wiosek', w oddaleniu nad horyzontem wyniosłe góry, a na ich grzbietach droga snuiącasię z Syeny do RzymU;

w prawey stronie, z pomiędzy gór, wyglądała za­

toka iezioraTrazymenu. Usiadłszy na skale długo się poiłem roskosznyin widokiem: wzrok bez prze­

szkody przenikał czyste powietrze, a gdzie niegdzie tylko pływaiace W oddaleniu białe obłoki, zdawały się łączyć ze śniegiem, okrywaiącym szczyty gór wyniosłych. Trzody owiec, pomiędzy dzikiemi k rze­

wami, błąkały się po niedostępnych urwiskach, w dolinie krzątał się rolnik spokoyny. Spuściłem się z góry, i wsiadłszy do powozu, w kilka m inut, by*

łem iu$ w państwie Papiezkiem. Na samey gra­

nicy spotkali mię żebracy: una picola moneta! pier­

wsza ich odezwa do przeieżdźaiących. Na brzegu płytkiego strumienia, przez który się brodem prze- ie£d£a, oczekiwało dwóch tegoż samego rzemiosła zaledwiem się zbliżył, gdy oni poskoczywszy do wo­

dy, biegli przed końmi, iak gdyby woźnica bez nich drogi b y ł nie wiedział; na drugiey stronie wyciągaiąc ręce, żałosnym głosem domagali się iał- mużny. Przechodzącego wieśniaka zapytałem , iak się zowie miasteczko, któreśmy pomiiali: odpowie-, dsiawszy, żądał natychmiast nagrody za swoię u- sługę.

— 66 —

(11)

67

• Zacząwszy od Satiisio, lochaliśmy, prawie wcią£, ponad ieziorem trazymeńskiem (Perudżio.J Na nim wznoszą się dwie wyspy drzewami okryte. Droga idzie przez Pisziniano, małe* miasteczko, zbudowa­

ne na spadzistym brzegu ieziora. Powiadaią, że w tem mieyscu zginęło kilka tysięcy Rzymianr zmu­

szonych, po przegraney główney bitwie, cofać, się-

; tym wązkim przechodem , opanowanym • wprzódy przez Kartagińczyków.

Podróżując w Szwaycaryi zdarzyło ci sie zape­

wne, widzieć z wyniosłey góry spokoyne wody ob-*

szernego ieziora'; wiesz, iak zielone brzegi żywo się w niem maluią przy ostatnich promieniach zachodzą­

cego słońca, i ia k , zaledwie widziany, czółenek rybaka, opuszczaiącego do wody sieci, kołysze z

* lekka powierzchnią, zostawuiąc ślad na niey nikną-

i cy: otóż, to mię teraz zaymuie więcey, niż Anni- bal i FJaminiusz, niż Kartagińczycy i Rzymianie, którzy zbroczyli krwią swoią wody i pola trazymeń- skie. Myślałem iednak, źe, w tem samem miey­

scu, gdzie się w milczeniu nasycam widokiem ei- chey natury, rozlegały się kiedyś woienne k rzy ­ ki zwycięzców i głosy cisnących się pod chorągwie1

porażonych za oyczyznę Rzymian, a martwe ciała bohaterów , słoniów i koni, unosiły się na wzbu­

rzonych bałwanach, spokoynego teraz ieziora. . . . Wszystko zuikło, podobnie, iak ślad, przesuwają- cey się lekko, rybackiey łodzi.

Wieczorem prżybylem do Perudżio, nazaiutrz ie

(12)

obeyrzałemi miasto wznosi się na kilku pagórkach, czystsze iest i ochędoźniey utrzymywane od innych, które dotychczas zwiedziłem we Włoszech; niektó­

re. ulice są proste i dosyć szerokie. Jestto oyczyzna Piotra Perudżino, którego b y ł uczniem Rafael. Zda- ie n i t i f f ie pierwszy ten w malarstwie geniusz,, ifie wie)*' iest winien swoiemu nauczycielowi: i iak kolwiek wynoszą Piotra Perudżino, niby założycie­

la nowey szkoły malarskiey, moiem zdaniem iesz- cee on Od dawney należy, a ci w szyscy, którzy talt wysoko cenią iego roboty, są w sztukach pif-' kiry eh, iak owi. odszczepieńey, którzy się starych ęrtetą jliw uporczywie trzymaią. Jakaś iednostay- ność w iego kompozycy ach , kolorycie i rysunku, dodać ieszcze, i e obrazy tego a rty s ty , po wig*

kszey części alfresco, tak «d wilgoci murów są to uszkodzone, ie 9 w wielu mieyscach wyobrażeniem dopełniać sobie należy. W idziałem tu.;w kościele katedralnym Z djęcie z krzyża , dzieło sławnego Ba- roczio. To mi to ob raz! rozstać się z nim trudno B ył on czas nieiaki w galery i paryzkiey, zabra­

ny z tąd przez Francuzów; a ci lada iakich rzeczy z Włoch nie wywozili.

Nie opodal od Folinio, oglądałem ieszcze, dla miłości Reicharda ; nic nie znaczącą stalaktytową grotę. Przenocowawszy w Spoletto, lSgo z rana po­

śpieszyłem do T e r n i, chciało mi się .koniecznie za­

stać ieszcze słońce nad wodospadem. O pięć mil włoskich od tego\niasta , na drodze, prowadząeey

— 68 —

(13)

— 69 —

przez Abruzzo do N eapolu, w mieyscu górzystym i dzikiem /, wypływa z jeziora L uko, rzeka Vellino , k tó ra , rzucając się z wysokości około tysiąca stóp, tworzy wodospad , zwany kaskadą marmurową (ca- scade delle marmore:) połączywszy się potem z rze­

ką N ero , płynie po uprawney wesołey dolinie, a£

do ozdobnego miasteczka Terni,

Nie ręczę, abym ci mógł w opisie godnie wystawić wodospad T e r n i; wyraz sani wodospad małe zbyt da*

ie poięcie o tym strasznym rzucie rozhukaney wo­

dy. Znaczna pochyłość, po którey się toczy Velli- n o , spraw uie, i e ta rzeka daleko ieszcze od spa­

du płynie z nadzwyczay ną bystrością; gdy iednym ra z e m , pozbawiona dna, rzuca się , i zniezm ierney wysokości uderza ze strasznym h ukiem , tak silnie o sk a ły , ie w enaczney części, na lekką parę roz­

b ita , podeymuie się w białych obłokach wyiśey sa- megoj spadu; promienie słońca malują na nich i y .«

wemi kolorami tęczę. Pierwszy spad wody ma bli­

sko sześciu set Stóp wysokości: niepodobna do nie*

go się zbliżyć, i żadna stopa Indzka nigdy nie po­

stała na te y śmiałey śoiezce , która podchodzi ku temu nadzwyczaynemu zjawisku ; iakźe opowiedzieć piękność iego i okropność razem.; ustawiczne ude­

rzenia ciągle odnawiaiącey się w ody, i niepoźyt.-j wytrwałość odwiecznych głazów ? Nad samą prze­

paścią , na- którą bez wzdrygnienia się nie zwrócisz, zdumionego oka , wzwiia się le k k i m otylek, i po­

rywająca się z kamieni mała ptaszyna, z wdzięcz­

(14)

nym odgłosem usiada na zwieszoney gałązce ro­

śliny , pnącey się po skale.

Zadziwienie , towarzyszące podobnym widokom, bardziey się ieszcze powiększa wspomniawszy, ze koryto rzeki Vellino i spad iey gwałtowny iest dzie­

łem ręki. człowieka. R zym ianie, dla uniknienia częstych powodzi ieziora L uko, zostawili po sobie

t e n -nieśmiertelny pom nik, k tó ry , razem z innemi ich-dziełam i, śmiałością wynalezienia i trudnością w vkonania, przewyzsza to wszystko, co się w po­

dobnym rodzaiu przedsiębierze teraz lub wyko­

n y w a.

Scie&ki na przyległe g ó ry , a których się lepiey widzieć daie kaskada , zaięte są żebractwem ; ci po­

robili tu sobie zagrody z fórtkam i; przy których o.

kładaią podatkiem piekawych wędrowników. D łu­

go wpatrzywszy się w ten zachwycaiący wodospad , kiedym nagle zwrócił oczy na bystry potok N ero, rzeka ta zdała mi się iakby stoiącą wodą. Brzegiem ie y , podcieniem zielonych dębów, między wynio- słemi i bluszczem okrytem i skałam i, szedłem głę.

bokim wąwozem, a£ do m ałey w ioski, gdzie na mnie oczekiwał powóz; tu zdarzyło mi się po raz pierwszy obaczyć k ry ty szpaler z drzew pomarań­

czowych.

Z T erni idzie droga pomiędzy roskosznemi okoli­

cami ; minąwszy kilka pięknych wiosek 4 stanąłem na nocleg w małem miasteczku Czirita Kastellana , odleglem o pięć Stacyi pocztowych od Rzymu. Tu

(15)

ridikią WS^j,

ieslfc

inikoi^j P° si‘i 1 liutt Moośj S,W i tyfa-

if iepier

> ci po-

rjtk o.

i. % lospil

Nero, legiei wyiuo-

sie e io ni

□ani*

otoli<

|łen

b, Ti

się kończą w innice, oliwne i owocowe drzew a, a n a tu ra , iakby niechcaca pięknościami swoiemi p rze­

rywać dumań zblizaiącego się do Rzymu , ukazuie o- czom wędrownika iednostayne, dzikie , albo źle n- prawiotie p o la; nic nie przeszkadza zebrać w sie­

bie uwagę i należycie przygotować się do tych przy- pomnień starożytności, które ma wkrótce ży wiey o- budzić widok dawnego pana świata. O dwadzieścia dwie mile włoskie od R zym u, na iedney z wy­

niosłości , któręćfy podchodzi droga, każdy pocztarz i yeturino poczyluie za obowiązek, zatrzymawszy się, ukazać podróżnemu kopułę świętego Piotra: wyraź­

nie ią tu widzisz, gdy inne wszystkie gmachy k ry - ią się ieszcze w oddaleniu. Zbliżaiąc się do przed­

mieścia , wprzódy należy przebydź mętny, lecz by­

stro płynący T y b e r; niedaleko mostu, spostrzegłem na brzegu gromadę skupionego pospólstwa: chcąc do­

wiedzieć się przyczyny tego zebrania, zatrzymawszy się uyrzałem , iak m łoda Angielka, którą znałem b y ł we F lorencyij przeiezdżaiąc się zwróciła Sitfo- iego konia na wązką i piaszczystą nad brzegiem T y - bru ścieżkę, dla pieszych nawet niebezpieczną. *—

W tem k o ń się zwiia i razem z lubą M iss-B otterst wpada do rzeki; w p ó ł godziny koń ieden wypłyńą*ł>

a nieszczęsna znikła na z a w s z e .... nie było .nawiet nadziei zwłok ićy odzyskania,uniesionych bez wątpie­

nia bystrym pędem do morza. Wyobraź sobie roz­

pacz nieszczęśliwcy m atki, k tó ra , będąb w T u ry ­ n ie , pozwoliła ukochaney swey iedynaczce poiechać

(16)

ż wuiem dla obaczenia Rzymu. Otoż pod iak nie­

szczęsną wróżbą wjechałem do tego miasta ; staro*

żylny iego mieszkaniec zatrzymałby się bez wąt­

pienia', i alboby odłożył swóy wjazd do dnia nastę- pnego, lub przynaymniey zasięgnąłby W tem rady kapłana bliskiey świątyni.

Przy P arta dcl p o p o li, przedstawił mi się p y . szny egipski obelisk, a trzy proste ulice są przed moiemi oczami; powiem ci o nich coś w ię c e j, iak się sam z niemi lepiey obeznam.

Odnoga neapolitańska, dolina Sorrento 20 Maia.

Od trzech tygodni przeniosłem się z Neapolu no dolinę Sorrento , wziąłem z sobą cokolwiek siążek i nasycam się tu w zupełności życiem wieyskiem, albo prosto życiem. Z rand wstaię na spotkanie słońca, .wieczorem pożegnawszy go , sam się do spoczynku zabieram , w dzień przechadzam się , gdy nie iest zbyt gorąco, albo czytam xiążkę w chłodney nad.

brzegiem morskim grocie; odnoga przedziela mię od Neapolu;' le cz , przy tuteyszem czystćm powietrzu, widzę wyraźnie i miasto i wille i wsie u spodu góry Wezuwiusza i a samą górę iaśniey i w spanialey, niż kiedym ią oglądał z Neapoln. C zęstokroć, siedząc na spadzistym brzegu morza , zkąd rybackie łódki Wydaią m i,się iak drobne ow ady, zlekka snuiące się na powierzchni w ody, zachwycony nowemi co­

raz pięknościami, dumam sobie, czemu ich razem z tobą podzielić nie mogę. Jakiemi farbami, iakie-

(17)

mi obrażam!, opatrzyłbyś sig tutay na całe swe ży»

c i e ; iak wielebyś u c z u ł, spoglądaiąc na dymiący sig Wezuwiusz , na te skały buyneińi roślinami o- k r y te , i na ich obrazy , żyw o maluiące sig w cie- mno-błgkitney powierzchni morza/ Ileby nowych wyrażeń wydobył * 'twych piersi roskoszny oddech pow ietrza, napojonego słodkim zapachem cytryno­

wych pomarańczowych , kwieciem okrytych gaiów '■

W naszych Strobach , gdziekolwiek sig obrócisz , napotykasz wszgdzie ponurą sosnę , ciemną iedling lub wiąz g ałgzisty,- osypany czgstokroć ggsto uno- szącćm sig nasieniem brzozy, oddychać musisz m gli- stem bagnisk powietrzem; możesz ie sobie wystawiać, iakby odświeżona poranną* rosą, i dodać leszcze śpie­

wanie śłówika w tych- gaiach jf gdzie si^ przypad­

kiem chyba zabłąkał. Tu nie m as/ potrzeby nacl- starczaflia imaginacyą, patrzay , i co widzisz^ w ier­

nie tylko opisuy. Ola tego mniemam , Ie nasi p ó ł­

nocni poeei wynalezieniem znacznie przewyźszaią tych wszystkich , którzy pisali w krainach ozdobio­

nych nie skąp;ą przyrodzenia rgką. W okolicach Neapolu zdjął z natury W irgiliusz obrazy swoie pól elizeyskich , groty S y b illi, i t. p. wysadziwszy na brzeg Eneasza oprowadził go po tych samych miey- scach , którgdy sam b y ł p rz e sz e d ł; ale niechby W irg iliu sz , nie widząc w życiu nic wigcey, prócz okolic Petersburga , napisał szóstą xiggg Eneidy , bez wątpienia byłby dwa razy wigkszym poetą. — Dopiero powiedz mi: dla czego poeci, tak czgsto

(18)

opisując wschód słońca , o zachodzie rzadko , i lo '/lekka tylko napomykaią; ia tu widzę iedno i dru­

g ie , i nie wiem prawdziwie , któremu z nich dać- bym mógł pierwszeństwo. Brzeg morski o kilka kroków od moiego dom ku: tam chodzę co wieczór, i usiadłszy na ławce , wykutey w skale , uważam , iak ognista tęcza słońca , pogrąża się i gaśnie- w o- dległycb falach, zostawuiąc rozciągłą goreiącą smu­

gę na morzu : iak potem złoci żagle płynącego na horyzoncie okrętu , i iak światłe promienie nikną stopniami na powierzchni wody , tuż zaraz w doli­

nach , potem nieco na wzgórkach; nakoniec ostatnim dotknie się raz ieszcze białych murów i wyniosłych krzyżów klasztornych; patrzę, i żal mi te g o , że nie władam pędzlem Yerneta. albo, że boski ięzyk poetów iest dla mnie obcym. V)powiem ci tu, z po­

wodu Y erneta, ia k , nie widząc w naturze tuteysze- go nieba , powietrza i w ody, sądzimy tylko przy­

bliżonym sposobem o dziełach tego artysty. Mnie także wiele iego widoków nie zdawały się bydź na- turalnem i, lecz szczęśliwą tylko koinpozycyą, iak w tym naprzykład obrazie, który sobie przypomi­

nam. Xieżyc świeci na wypogodzonem niebie , z prawćy strony ogromna barka , iednym końcem o- parta na ziem i, drugim - opuszczona w m orze; w spadzistym , brzegu , pod ciemnem sklepieniem ,

‘zeyście krętemi schodami', po których kilku ludzi przy świetle pochodni na dół się spuszcza , kilku in­

nych w prostey rybackiey odzieży , s^toiąc po kola-

(19)

75

na w wodzie, przywigzuie barkę do brzegu , w mey rzucona niedbale s ie ć , beczka, pow rozy, i t. d.' W yznaię , ie ta iakkolwiek niezwyczayna , ale sa-r mą naturą postawiona barka , promienie xię$yca i zmieszane ze światłem pochodni . . . . Słowem cały t ' > ten obraz uważałem , iako płód idealny , alboprzy-

naym nićy, iak połączenie w iedno takich przedmio-' ~ tó w , które w ‘naturze tylko mogą sig oddzielnie na­

potykać. Przeciwnie, wczora wieczorem widziałem brzeg morski przy świetle xigźyca , widziałem i ry-

!" baków z zapalonemi pochodniami, na połów idących

01 po schodach wykutych w skalistym brzeg u : ębraz Vernetp lywo sie odnowił w moiey pam ięci, i do- Se piero sig przekonałem , ie go nie z swoięy głowy, jjl ale rysow ał z natury. W ogólności brzegi Sorren- fi' t o , Amalfi i Salerno , przedstawuią rozm aite, god- iitc iie podziwienia widoki. Tu brzeg skalisty z wy-

ij. drąlonem i o kilku piętrach grotami i galeryami , z nie k tó ry ch . brano niegdyś kamień ciosowy do budowa­

ni. . nia; ówdzie mnóstwo wykutyclr schodów, prowa- itl dzących do m orza, niektóre z nich są przykryte i jdiI, bardzo niebezpieczne do schodzenia : częstokroć z ie-

. , 1 dney do drugiey groty musisz przelyrwać wąską, i

bi, B&". przypiętą do skały kładkę. W innem mieyscu , iji w oda, nieustannie biiąca o s k a ły , tak ie wydrążyła, jW| ze się zdaią być dziełem człowieka : niekiedy gro­

bli t a , zaczęta ręką ludzką , została dokończoną przez jj, samo przyrodzenie. . Wystaw sobie, z iakim szu-:

(„I,,/■' mcm i odgłosem rozhukane wody morskie roztrą-

i

(20)

caią sig o tg pustą skałg , i iak ciągle biiące spic.

nione bałw any, a przeraźliwym rykiem na powrót spływaią miedzy rozpadlinami kamieni. Lubig to m ieysce, tu mię zawsze oczekuie twoia buyna ima- ginacya. ( Dokończenie w następniącym N i ze ) m

--- i— \ / ■ f { jr OPISANIE WYSPY BORNEO. — P odług doktora

Bromm. ■ __ ( 11 o ma cz enie z Niemieckiego.)

(Dokoriczenie)

Zabór tak znaczney rozległości wybrzeźów za­

chod n ich , Borneo ważnym stał sig dla rządu Ni­

derlandzkiego, postanowiono więc probować dali szych, zachgcaiąc Sułtana z Sambas do przyigcia podobnćy umowy, iak iego sąsiad. Stawali sig iu4 wówczas Holendrzy panami uyścia wszystkich, rzek płynących na zachód, r — Ten Sułtan wiadomy szczę­

śliwych skutków u g o d y , w sąsiednićm państw ie, niebył ze swey strony nieczuły na powab korzyści pienięinypb, przyiął iak naylepiey holenderskiego wysłańca, zezwolił na wszelkie przedstawienia i traktat podobny, iak z Sułtanem Pontianak pod­

pisano w Sambas z tą tylko różnicą, źe tutay S uł­

tan zamiast połowy dochodów, wyznaczoną miał pcnsyą. — Takim to sposobem, w krótkim czasie, bez krwi rozlewu, Holendrzy ustalili panowanie swo­

je na tych brzegach obszernych. Korzyści naywię- ksze, iakich nie śmiano sobie obiecywać , chyba po znacznym upływie czasu, zebrano w pierwszych la­

(21)

tach posiadania. Zamieszki wewnętrzne sprawiono szczególniey przez Chińczyków, tak w Pontianak iąk W Sambas wymagały w istocie wydatków i poświę­

ceń, lecz przez to doszli do czerpania obficie w źródłach naydroższych produktów, iako to: piasku złotego, kopalni tegoż kruszeją, elementów i in­

nych d ro g ie j kamieni,

Nie ograniczając się na zagarnieniu samych wy­

brzeży, Holendrzy od niedawnego czasu zdołali roz­

przestrzenić się dosyć daleko wgłębi wyspy. C hiń­

czycy z M a lr a d o , z powojdu liczby swoiey i za­

miarów nieprzyjacielskich, uważani za groźnych , uledz musieli przed Europeyczykami. Piękne dro ­ gi na kilkadziesiąt ipił długie, wyrobiono w ró ­ żnych kierunkach. Już sułtan stanął w B orneo, którego obszerne dzierżawy r.pzciągaią się wzdłuż brzegu, północno-zachodniey wyspy, szuka związ*

ku i chce weyść w stosunki handlowe z Rezyden­

tem Pontianak, i Sambas. Zdaie się rzeczą nie­

zawodną , że za kilka lat ten kray ulegnie także panowaniu Niderlandzkiemu.

Z Zadowoleniem można uważać/z iaką prawością rząd'Batawski nie przestaie działać; z iakim stara­

niem zaym uie'się zapewnieniem pomyślności kra*

iowców, iak wszędzie łoży nakłady na drogi pro­

wadzone przez nieprzestępne bagna, i iak chce po­

prawiać, nadużycia wszelkiego rodzaiu. Jakąż sprze­

czność z Holendrami wystawiaią ci inni dumni wy-

\spiar*e (Anglicy), a sacgęgoloiey ta Itoiupania In-

(22)

dyysko -B rjtłń sk a , pragnąca zbierać plony których nie zasiała; która środkami ni^godaemi stara się niszczyć zamiary- nayszlachetnieysze innych naro­

dów, rózsiewaiąe pomiędzy mieszkańcami ziarna za­

burzeń i podstępów celem zapewnienia samey so­

bie Monopolium handlu. Czgsto Chińczycy zagra­

żali napadem nowey osadzie w Pontianak; Malay- czykowie i Buygisowie i inni Machometanie okaza­

li sig gotowi do łączenia z pićrwszemi, dla wyła­

mania się z pod praw holenderskich. Trzeba by­

ło używać środków nayostrzeyszych, dla odwróce­

nia niebezpieczeństw, j

Łatwieyby może wstrzymano poruszenia bunto­

wników gdyby'im niedostawiali szabel fuzyi i amó- nicyi woicnnycli i nie byli podburzani) do wzno­

wienia walki z Batawami. — Na dowód tego ie- den tylko czyn przytoczę. Zwiedzaiąe statek któ­

rego ładunek podług oznaymienia kapitana m iał składać się z materyi bawełnianych, znaleziono 600 nowych fuzyi angielskich ukrytych, przeznaczonych dla znakomilseych wodzów j Kampangs (wiosek Jndyisfeich,) i wiele baryłek naylepszego prochu. Re­

zydent holenderski, zkonfiskował ten ładunek wraz Ke statkiem, odesłał go jenerałowi Gubernatorowi

do Jawa.

Wybrzerza Borneo choć w ogólności hizkie i bagniste, nie są tak niezdrowe, insalubres dla Euro- peyczyków iak okolice Balawii. 1 im wigcey postg>

puiemy w głąb tem w ięcej znaleźć można mieysc

— 78 —

(23)

prżyiemriych i zdrowych. Piękne węgorza Wżno*

sza się stopniowo, a z do stóp posępnego łańcucha gór przerzynający cii wyspę, która na 6 do 8miu tysięcy stóp wysokie gubią się w Obłokach. Sze­

rokie rzeki z tych gór wypływaiąće, inko to : Sam * bóst M apauw ay P ontianak i Benjar- M assia przed wpadnięciem w m orze, przechodzą przez doliny brzegów zachodnich, które w porze d/.dzystey zale­

wają zupełnie. Brzegi ich są nizkie, bagniste, i w części pokryte ziołami i drzewami różnego ro- dzaiu. Wybrzeza są przez to nie zyzne i zupeł­

nie nie uprawione. Lecz wyspa, mimo tego, bogatą iest w płody kosztowne. Ryz naylepszego gatun­

ku rośnie w wielkiey obfitości,' a nad brzegami i przy uyściu rzek, postrzedz można wielkie planta- cye trzciny cukrowey.

Sąsiednie wyspy Tambcle i Karcmata dostarcza*

ią obficie tych gniazd (pewnego rądzaiu iaskułek) tak poszukiwanych na wschodzie a sjcczególniey w Chinach. Corocznie wynoszą ich przeszło do 30,000 do Niebieskiego P aństw a w którym Chińskie żar­

łoki zachwycaią się niemi. Gniazda te z przyczy­

ny galarety w nich zawartey poszukiwane są prócz le g o , iako środek zaradczy, przeciw bułom piersi.

"Wewnątrz w yspy, uprawiają p ie p iy ; znayduią się w obfitości liście, senesu i orzechy kokosowe, ró ­ wnie iak kamfora, w znaczney ilości wywożona do Bengalu, gdzie wyciągaią z niey pewien rodzay o- pium i wyrabiaią iednę z tych preparaty w szczegół-

(24)

ftych, znaną pod imieiiiem A v ia y którą palą iak ty ­ toń. Sułtan niegdyś tak srogi, teraz zaś tak spo- koyny panuiący w Sambas na siebie, samego za­

żywa iey za znaczną ilość, (35 M a ttą s Hiszpańskich codzieu; m atla kosztuie około 2ch złotych.) T ra ­ k tat z rządem Jawy, dozwala mu bddawać się tćy nam iętności, nie troszcząc się o trudy Sądzenia, i od tego czasu całym iego zatrudnieniem Iest pa­

lić A v ia i upaiać się opjum^

Pomiędzy drzewam i, których mnóstwo różnego rodzaiu rośńie na w yspie, nnyznacznieyszem iest drzewo żelazne (K ayve Bessie) całe góry aż do wie­

rzchołków są niem pokryte , a e ie irg ę s ty , sprawia w niektórych dolinach noc wieczną* Są wysokie na 100 i 120 lećz zwyczaynie na 70 Stóp ; średni­

ca pnia, przechodzi ezęsto 4 stopy. Drzewo koloru ciem nego, iest twarde* ciężkie i nieuległe zepsuciu.

Z przyczyny ciężkości nie mog^ używać go do bu­

dowania statków , lecz użytecznem iest na pale; bo ( im dłużey zostaie w wodzie tem trwalszem się stair.

W niskich okolicach wyspy i na wybrzeżach, kędy większa część mieszkańców biiduie domy na bagnach lub daleko wystaiące na wodę stawiaią ie na palach, z tego drzewa. Widziałem , gdy kilka z tych pali wyięto po wielu latach z ziemi wilgotney , iak trud­

no było robotnikom rąbać ie. Fortecę w Pontianak za rozkazem Gubernatora, z wielkiemi nakładami wy­

stawiono w 1820 r. równie iak wielki szpital wszy­

stko z Kayve Bessie. Ten rodzay drzewa ieszcze

(25)

— 8L

wówczas mało znal! Europeyczykow ie; teraz Ho«

lendrzy wywożą ie w znaczney części , wkrótce teii przedmiot stanie d ę bez wątpienia ważnym dla han­

dlu.

Wyspa Borneo iest ieszcze bardzo bogatą w kru­

szce i piasek złoty, znayduiący sig niekiedy w ziarn*

kach dość wielkich drogie kamienie. 0 dwa dni podróży od P ontiandk odnoga rzeki tegoż imienia wyrzuca piasek złoty ; w M atradó na wschód JUam- 1 paucori znayduią sig ziarna tegoż kruszczu i dya- m enty. W Kaijipang BuggiYsów w P ontianak czy.

szcza dyam enty. Ludz ie. tego pokolenia są biegłe- mi robotnikam i ; i prowadzą zyskowny handel dro- I

gienii kainieńińi , ozdobami ze złeta i iako to : p ierścionkam i^ kolczykam i, bransoletkami i t. p.

D aw niey wysyłali i czyste złoto w różne okolice wschodu , lecz od nieiakiego czasu,jHoIendrży prawie wyłącznie zagarnęli ten zyskowny handel. Owoce są obfite w Borfteo. Aiiferiasy znayduią sig daleko wy- bórnieyśze iak w inney czgści Jn d y i, a tak można tanio' ie' nabyć że za iedeń liard dostanie dwie lub tr z y sztuki. Europeyezyk z razu bardzo się dziwi przechodząc prze i L am paii Chiński widząc kupy a- nanasów leżące przededrzwiam i przekupniów owo­

ców. Wielu rezydentów probowało wprowadzić u- prawg kawy , lecz plantaćye mało sig ndaią aż do­

tąd , z przyczyny wilgoci gruntu.

Zwierzęta domowe Europeyskie nie są tu zwy-

(26)

— 82, —

czayne. Jedyny tylko koń znayduie się w M atrado należący do wodza Chińskiego Pang-li-ma. —-Krowy równie są bardzo rz a d k ie; rezydent i Sułtan po- siadaią ich kilka. Obudzaią one zawsze równie iak kou niezmierne podziwienie w kraiowcach. Wi­

dzieć można w Matrado lecz w małey liczbie., ga­

tunek wielkich bawołów. Chińczycy zaś i Day.nl- ksowje chowaią wiele wieprzów. Utrzymują także Chińczycy psów , które iedzą; rasa czarna tych zwie­

rząt iest nadewszystko cenioną. Kraiowcy utrzy­

muią , że to pożywienie iest wybornem; lecz cudzo­

ziemcy nie znayduią w niem smaku. Widać, wiele żółw i, i niepolicżoną ilość ostrzy g;. mieszkańcy nie iedzą ich, i wyrażaią całe obrzydzenie' widząc Eu- ropeyczyków połykających ostrzygi. Lecz żywią sie chętnie wężami, których wielka iest liczba na wyspie. Tłustość wydobytą po ich opieczeniu uży- waią za powszechne lekarstwo przeciw wszelkim ra­

nom i boleściom. W icb domach często można zo­

baczyć le gady. maiące od 6 do 8 stóp długości;

przecież rzadko szkodzą człowiekowi. Drugi ro- dzay węża, długi od 14 do 15 stóp , ma skórę po ­ łyskującą sie wszystkiemi kolorami tęczy. Te ga­

dy napądaią na ptaki i czynią niekiedy wielką szko­

dę mieszkańcom. Jeden z moich przyiaeiół uważaiąc że od kilku czasów codziennie ginęły mu naypię- knieysze? koguty boiowe (1) domyślił się, że to zape-

( ! ) Mieszkańcy Borneo i Jaw a lubią niezm iernie b itw y ko~

gutów i równie się zak ład aią ia k Anglicy.

(27)

83

wne żarłoczne węże napadaią na n ie , postanowił więc wypatrzyć nieprzyjaciela i pomścić się. Gad w istocie założył mieszkanie podziemne niedaleko od murów kurnika , i iednego ranka ze świtem uyrzand źe wyszedł z nory i czołgał się pod ścianą pragnąc przeyśe p ró g , nareszcie obeyrzawszy się na około błyszezącemi oczyma rzuciłsię do ogrodzenia drobiu.

W kilka m inut późniey uyrzaano, ze wyszedł , lecz się czołgał z większą trudnością; zaledwie prze- / stąpił próg , rozciągnąłsię i zasnął. Strażnik szpie- guiący, zastał go w tym stanie i przebiwszy mu głowę włóoznią, p rzytw ierdził do ziemi. Wąż, wy­

kręcając ięzykiem ź okropnem syczeniem , czynił próżne usiłowania do wydobycia się; ciało o>gromney długości okręcał ciągle w około włóczni i poddzas tey pracy oddał dwa ptaki połknięte, lecz ich ko­

ści iuż b y ły zgruchotane • kilkakrotne uderzenia pałką w głowę, dobiły go; lecz długo ieszcze trwa­

ły konwulsyine poruszenia iego konania , i dopiero ku wieczorowi nstały zupełnie drgania w ogonie.—

Jndyanie m niem ają, że te gady kończą życie dopie­

ro po zachodzie słońca. R ezydent P. Hartmann ka­

zał wypchać tego węża i zachował go w swym g>bi- necie lecz świetna barwa iego sk u ry , znikła w chwi- lę śmierci.

W lasach w głębi wyspy znayduie się mały ro- dzay iiiedźw ie^zi, których chwytaią często, gdy są m łode, przedaią iako rzadkie zwierzęta. Są one wiel­

kości pudla' , włos maią długi i m ięk k i, zadaią nie

(28)

84

bezpieczne rany. " Toczą bardzo czynną woynę 3

pszczołami zjadaiąc miód ich w rozpadlinach drzew złożony. Wiele gatunków niedoperzy, niektóre do­

chodzące wielkości kota zwyczaynego, znayduią się na wyspie; mieszkańcy obawiają się ich bardzo gdyż zadaią rany zjadliwe. Lataią nizko lecz szybko, wy- daiąc wielki szelest w biegu. Weduie więszaią się Ea tylne łapy u gałęzi drzew wśród gęstych lasów i dopiero wieczorem wylatują. Piżmowiec także wy- daiący piżmo iest bardzo pospolity. Można go na­

być po półzłotego sztuka. Mieszkańcy trzymaią te zwierzęta w klatkach, i często przez pręty w kłada­

ją pióro naciskaiąc pęcherzyk który piżmowiec ma pod brzuchem y tym sposobem Wyciskają materyą gęstą która zebrana i ususzona , wydaie piżmo. — Lecz zwierz iest złośliwy > wielu z mieszkańców u- tracjło palce podczas tey operacyi. Chwytaią piż­

mowców w lasach w mocne sieci, wysyłaiąc wielką ich liczbę z Borneo do Arabii. Lecz pomiędzy li- cznerni tworami płodzącemi się w głębi wyspy nay-;

więcey iest małp różnego gatunku. Lasy są niemi napełnione. Można często napotkać wielką małpę zielona, naypodobuieysza iest do człowieka z kształ­

tu głowy i twarzy. Gdy noc zapada , widziano nie*

raz całe ich rodziny idące w processyi ku rzeczkom dla napicia się i kąpania. Wówczas eała okolica brzmi ich krzykiem chrapliwym i niezgodnym. Gatu­

nek tegoż koloru m ałpy, lecz nuiieyszy iest iesz- cze śmielszym. Widziano niektóre z nich zbliża-

(29)

— 85 —

lace sig do mieszkań i po całych godzinach bas wiące sig na podwórzach lub w ogrodach z towarzy­

szkami stoiącemi na uwjgzi. Nic nie można poró­

wnać z szybkoscią i zręcznością ich poruszeń, ró­

wnie iak z troskliwością z którą samice chronią dzie­

ci swoie od wszelkiego niebezpieczeństwa.

Te na naymnieyszy szmer grożący, przyczepiaią sig do eiała matek, które skacząc lekko z drzewa na drzewo dostaią sig w krotce do bezpieczney u- / , strony. —— Strzelcy z wielką trudnością mogą zabić m ałpę. Ciągle w ruchach, skaczącą w różnych kie­

runkach, z wierzchołka drzewa pomiędzy gałgźmi trudno iest schwycić na cel. Zdybuią ie niekiedy przy świetle x iężyca, lecz trzeba dobrze zachodzić i to pod wiatr. Po sto tych małp ciśnie się pod iedno drzewo, dla spędzenia nocy iak szpaki i wrony iesienią w naszych okolicach. Nierozsądną iest rzeczą strzelać d o 'te y k u p y , ponieważ bar­

dzo często rzuca się na nieprzyiąciela; niekiedy na odgłos strzału, cofa się w ściśniętey kolumnie. Jer iżelj która iest lekko raniona towarzyszki unoszą ią W ucieczce, ciężko ranne przyczepiaią się mocno do gałęzi i często znąyduią ie bez ży c ia, iesz- cze w tey postawie. Kraiowcy chwytaiąjie b ar­

dzo prostym sposobem. Wydrążają kokosowe o- rzechy; wyrzynaią małe okrągłe otwory, w (łupi­

nie, napełniaiąc. środek owocami wszelkiego ro- dzaiu. Rozrzucaią * potem orzechy pod drze- ' wami; m ałpy po owąćhaniu i obróceniu ich na

(30)

86

wszystkie strony, wkładaią łapy w otwor, I uwikła­

wszy się tym sposobem wydaią ogromne krzyki zamiast zrucić orzechy z k torem i nie mogą dale­

ko ciągnąć, się w ucieczce. Tym sposobem chwy*

taią ich wielką liczbę.

Gatunek m ałp, bez wątpienia nayznacznieyszy ze wszystkich, iest wyłącznie z Borneo prawdziwey oyczyzny Urangutangów. Nie może on żyć (przy- naym niey długo) w żadnem innem mieyscu, po­

wietrze nawet wysp sąsiednich zdaie się sprzecz- nem z iego zdrowiem. W szystkie usiłowania aby przenieść ich do Europy, spełzły na niczem, po­

nieważ zwykle słabieią i kończą ży c ie , w kilka niedziel po wylądowaniu. Ze wszystkich zwierząt które miałem sposobność widzieć pod czas długich moich podróży, żadne nie wydawało mi się tak nie- przyiemiiem iak ta małpa. Jest tak wielką iak czło­

wiek średniego wzrostu twarz ma długą i bladą nos szeroki 1 płaski, dolną szczękę wystaiącą, wiel­

kie uszy, ciało przygniecione 1 maleńkie oczy.

Rzadko trzyma się prosto, widzieć ią można nay- częściey siedzącą ze zwieszoną głowa na piersi. W tey postawie zdaie się unikać weyrzeń człowieka, oboć często zdradnie dosięga długiemi ła p a m i, zbliżaią- cych się. Duży brzuch zwieszony nadaie wszyst­

kim iey poruszeniom pewien rodzay niezręczno­

ści (1) Całe ciało ma pokryte włosami płow em i, ( 1 ) Pan Bromra, surowym iest zbyt dla Ulrangutanów więc

w tym numerze umieścimy, niektóre szczegóły o nich napisane przez iednego F ra n cu za w yięte z J o u r n a l

des V o y a g e s P , Siu. PoJs:

(31)

— 87 —

wyiąwszy dłonie i wierzch głowy. Urangutaiig lu-

" i niezmiernie ciepło i nawet pod gorejącym słoń*

cem równika okrywa się rogozą lub staremi gał- ganami, których może dostać. Schwytaue w m ło­

dości i chowane przez długi czas między ludźmi te zwierzęta tracą zupełnie swoie dzikość i przeznaczają . ie do różnych drobnych posług. Cena młodego u- rangutana iest od 4ch do $miu matów (matta 2 zł.) kraiowcy Borneo wierzą że te zwierzęta są ludźmi potępionemi na ten stopień poniżenia, przez iakieś zagniewane Bóstwo, które pozbawiło ich mowy, a Europeyczycy przyznać muszą, że żaden rodzay m ałp nie ma tyle przem ysłu, lub inaczey mówiąc rozumu, tak rozwinionego iak Urangutany. Zdaie sie, ze rozumieią nie tylko każdy znak im uczynio­

n y , lecz i każde słowo wymówione przez czło- wieka; uważano że-gdy w obecności iednego, mó­

wiono o iego szpetności wszystkie rysy wydawały*

gniew iego. Bardzo lubią płeć piękną i gdy któ­

ry spotka kobietę zatrzymuie ią za suknię i posu­

wa swą straszną paszczą chęąc ią pocałować.

Urangutany często niszczą, pola zasiane ryżem ananasami lub trzciną cukrową, i mimo wszelkich

> środków używanych przez mieszkańców dla schwy­

tania tych niszczycieli, umieią zawsze swą p rze­

biegłością i przem ysłem uniknąć zastawionych si*

d eł. —

W obszernych lasach Borneo z n a y d u ie się mnó­

stwo zwierzyny, nadewszystko Jeleni ( Russas) i dzi- v\

(32)

ków (Babbie - Oulangs) Pierwsze są tak wielkie iak Europeyskie. Chwytaią ie w sieci lub zabiiaią 7

flizy t w ystrzałem ;' mięso icb iest Wyborne lecz Chińczycy przenoszą mięso dzika, i na niego tez tylko pojuią. Jedzą także podobnie iak Dyakso- wie mięso psów, lecz różnego rodzaiu od tych któ­

re chowaią Chińczycy.

Borneo bogate icM równie w ptastwó. Jaskółki różnego rodzaiu , papugi wielkie i małe, przyswa- iaiące sig łatwo, pawie z naypigknieyszym pierzem Turkawki, gołębie,1 kanarki dzikie i in n e , kury ild: znayduią sig w obfitości. Podobnie iak wszy­

stkie ludy wschodu, mieszkańcy wyspy są zapale­

n i do bitwy kogutów. Chińczycy nawet tale osz­

czędni, łożą ńa to znaczne summy. Jednym ze szcze­

gólnych ptaków iest Pieprzówieć Borneo. Jest on wielkości Bekasa, ma pióra czarne błyszczące, dziób żółty wpadaiący w czerwono', dłuższy od całego ciała, gruby przy głowie,- zakończony wązkim za­

krzyw ieniem , lekki aby nieszkodzić w biegu ró ­ wnowadze ciała. Żywi się ryżem, trzciną cukrową a szczególniey pieprzem', którego połyka pokolei od 30, do 40 ziarri.

Pozostaie nam mówić słów kilka o zwierzu riay- strasznieyszym niszczącym ókolioe tey wyspy. Kro­

kodyle znayduią' sig na’ wszystkich w ybrzeżach, rzeki są niemi napełnione, zbliżaią się do miesz­

k a ń , i przed każdym z domów gdzie mieszkań- c y ^ h c ą się kąpać (co w klimacie tak gorącym

Cytaty

Powiązane dokumenty

czbę powiększyło towarzystwo z Soboty. Ruszył Btatek przy odgłosie wojskowej m uzyki, która w ta łe j odzywała się podróży. Zarzucono kotwicę;.. Piasek tak je

daje się w niem widzieć krzyżacki kościoł, a o- gromny bastjon który góruje nad miastem,, przy.. Kiedy już

m ark , B iała, Podoleniec, Lubowla, Zamek Pła- wecki itp.. P iętno starości którćm pewna część murów Anapy jest nacechowaną, każe się domyślać, żc

»jest to zawsze drzewo piękności; przez samo na- iiń s\ »wet starzenie się staje się ono pięknićjszem.it skałi Sław ne porty Apisu i Paraetoniuin są dziś

cza. Sądziłem że para ozdobnych pistoletów z pistonami będzie dla niego przyjemnym darem,.. Wiedziałem ja już .o mających ii. nastąpić odwiedzinach tego woźnego;;

T ak był ubogi pustelnik ten iż ealcdw ie na rogoży mógł dać usiąść swym gościom-, dla posilenia się zaś p o staw ił przed nimi naczynie z napojem kalii

dzi się do niego przez drzwi bardzo ozdobne i widzieć' ipożna naprzód B a lei czyli wielką sa­.. lę audjencjonalną, której dach utrzym ują słupy drew niane,

dobnej kosztowności, nie trzeba się dziwić sławie sztuki jego. O zwierciadłach zaś magicznych mamy yv dziejach dawniejszych i nowszych przykłady. Pita- gor miał