u m %
& Ą ii£$#ńjLń. »® a)iB(óa,i * Ner 34.
Z DRUG IEJ PO Ł O W Y M AJA 1829, KOKU.
X.
WIADOMOŚĆ O OBECNYM STANIE TRYPO- L l W BARBARJI.
(W ycigg z London Magazitae.)
Od lat kilku, miasto Tripoli zajęło szczególniej u- wagę podróżnych, jako służąceza punkt wyruszenia dla zwiedzających Afrykę środkową, i dostarczające najłatwiejszych sposobów koimnunikowania się z łem i tak jeszcze mało znanemi okolicami. Isto
tn ie , położenie tego miasta jest przyjazniejsze, niż któregokolwiek innego nia brzegach Afryfci. Zda
je się także, że stan towarzyski mieszkańców wy*
żćj się posunął, a rząd utrzymuje się tam na 22
pewniejszych i stalszych zasadach, n il w innych krajach barbaryjskich. Podczas, kiedy Algier, za
wsze pierwszy do pogwałcenia prawa ludzkości i wiary przymierzów, ponawia swoje łupieztw ą, kiedy nawet państwo Marokańskie ośmielone jego przykładem, usiłuje wznowić swoje rozbo
je, i kiedy Tunis utrzymuje uzbrojonych korsa- rzów ,'czekając, rychło się nastręczy przyjazna dla jego widoków sposobność, bej trypolitański zaniechał, zdaje się, dawnego zwyczaju rozbija
nia na morzach. Ronsulowie i kupcy różnych narodów zamieszkują w stolicy: handel ich do
znaje opieki, a własność bezpieczeństwa. Zgo
ła , Tripoli, ze wszystkich części Barbarji, wzniosło się teraz na najwyższy stopień uobyczajenia.
Do rozważania tego przedmiotu, przywiodło nas czytanie bardzo ciekawego pamiętnika, o hawdlu, przemyśle, towarzyskim stanie tego kra
ju i o 'Stosunkach z okolicami nowo odkrytemi wewnątrz, napisanego przez konsula szwedzkie
go w Tripoli-, P. Graberg de Hemsoe, a druko
wanego niedawno w dzienniku włoskim. Sądzi
my, że krótki r js jego, sprawi przyjemność na
szym czytelnikom.
Upłynęło już teraz la t sto przeszło, jak rządy Trypolitariskie sprawowane są dziedzicznie przez dynaśtję Iiaramaulów. Pi Graberg mówi korzy
stnie o dzisiejszym beju, Sidi Jussuf. Odznacza się on od wszystkich innych xiążąt afrykańskich przez swoje umiarkowanie, przez trafny wybór
ministrów i przez zasady rzadko gwałconej spra
wiedliwości. Jeżeli go uwiodą czasem rady ja kiego chytrego dw oraka, zawsze ma skłonne u- cho do przyjmowania przełożeń i zawsze słucha głosu przekonania. .Od ostatniego, to szczegól
niej powszechnego pokoju i od stanowczego, znie
sienia niewoli chrześcijan, uskutecznionego przez lorda Exmouth, a które to zastrzeżenie ściśle od
tąd wykonywane było przez usilne starania kon
sula jeneralnego angielskiego P. Waringfonaj u- waźać należy początek postępów cywilizacji w Tripolt. Ten ostatni, mówi z bezstronnością P. Graberg, m iał największy wpływ na obycza
je tego iudu.. Przed nim , nie zawsze mógł chrze
ścijanin być bezpiecznym za bramami miasta;. a tera s Europejczyk bez opieki, może przebywać spokojnie prawie wszystkie obwody tego obszer
nego kraju* Mieszkańcy Trypolitańscy zaczyna
ją oceniać korzyści pokoju, sztuk i handlu ; po
zbywają sic powoli dawnych nałogów dzikich i łupieżczych; przestali już być niewolnikami w y
uzdanego żołnierstwa.. Wszystko to. jest lepszą rękojmią ich dobrego w przyszłości postępowa
nia, niż szczęśliwy traf,, kt&remu winni są spra
wiedliwego i przyjaznego, dla cudzoziemców mo
narchę., Ale mówiąc o cywilizacji i swobodach, nie, powinniśmy zapominać,, że mówimy zarazem o państwie barbaryjskiein, i żc nie należy wy
magać wiele od jego mieszkańców. Źródła kra
ju , są wielkiej ale zaniedbane przez ich
niedołężność. Zupełny niedostatek wiadomości handlowych i ekonomicznych w rządzie , mono- polja przyznawane żydom i innym , którzy sami trudnią się handlem pewnych artykułów, wyłą
czna sprzedaż przedmiotów którą bej sobie za
chow ał, zgubny wpływ jaki na handel, wy
wiera; liczne zawady, które go krepują; opłaty' od wywozu i plantacjo w; wszystko to stawa na przeszkodzie rozwijaniu się przemysłu. Przy
padkowe łirpieztwa Beduinów z okblic środkowych i brak kapitałów dający się czuć w krainach, gdzie ludzie lękają się jeszcze pokazywać swoje bogactwa, i wolą zagrzebywać swe złoto, . ńiż puszczać go w obieg korzystnie, nie dozwalają stanąć rolnictwu na wyższej stopie udoskonale
nia. Rolnicy; którzy przywożą swojev płody do bazaru , dopuszczali się, w ostatnich latach kra
dzieży i oszustwa, jak np. mięszali wodę z oliwą, kładli kamienie do skrzyń wełną napakowanych etc. Podobne oszukpństwa nie były dawniej znane, a nawet teraz, handel śródziemny między Trypoli i środkowemi krajami odbywa się z do
brą wiarą. Przytomne są jeszcze, mówi P. Gra- berg, pamięci wszystkich ludzi\ te czasy, w któ
rych poczciwość i otwartość muzułmanów w sto-' sunkach handlowych, zamieniły się w przysłowie.
Te przymioty nie są jeszcze całkiem w nich zatarte, chociaż nie rozwijają ich w sto
sunkach z chrześcijanami. Ich przyrodzona nie- wiadomość i uszanowanie dla moralnych zasad
korami, utrzymywały ich długi czas w uczciwo
ś c i, a częstokroć wystawiały ich na zasadzki chytrych Europejczyków.
Jedyne rękodzieła kraju składają się z wiel
kich kobierców, zbarakanów albo płaszczy, z sa- fjanu czerwonego i żółtego; safjan zaś ziclono- błękitny jest wyłącznie wyrabiany w prowincji Tafilet, należącej do państwa Marokańskiego.
Wyprawiają tym sposobem w Tripoli corocznie około pięciu tysięcy skór koźlich. Fabrykacja potażu jest wyłącznetn prawem beja , niemniej wywóz soli, któfej, mówi P. Graberg', taka jest obfitość, że mogłaby w potrzebie całej Europie wystarczyć. Wcnccjanie, w czasach Rzeczypospoli
tej, zakupili byli przywilej wywożenia soli; płacili za to rocznie summę wynoszącą tysiąc cekinów;
zaopatrywali oni solą brzegi Zoary. Inne przed
mioty wywozu, są w ełna, skóry, oliwa, masło solone, jęczmień, daktyle, szafran, w'osk i mar
zanna. Wyprowadzają także konie i bydło; tem o- statniem zaopatrują szczególniej Maltę. Wszyst
kie te gałęzie handlu przyjśćby mogły do zna
cznego wzrostu , gdyby mieszkańcy chcieli sta
rannie uprawiać swoje grunta i pomagać naturze;
ale oni tak są niedbali, że p r a w i e wszystkie ar*
tykuły płodów zostały znikczemnionc,. a w skut
ku tego, zmniejszyło sic ich żądanie, chociaż ce
ny są bardzo nizkie: ich wełna-jest nieczysta i pomieszana z piaskiem; oliwy, która jfest wybor
ną , małą mają ilość y chociaż plantacje oliwne
mogłyby być do nieskończoności rozmnożono;
dobroć szafranu , który posiadają w najlepszym gatunku, psują przez przymięszywanie mąki i in
nych różnorodnych płodów. Morwy przedsta
wiają tam najpiękniejszy widok, a jednakże je
dwabniki nigdy tam nie były zaprowadzone.
Z daktylów wyciskają likwor zwany lugbće, który z początku ma miły i łagodny zapaeh, ale w krotce fermentuje i staje się mocniejszym od wódki. Ten lugbee mylnie był wzięty przez Hornemana i przez jego komentatora Langles za samof: nazwisko drzewa: ten ostatni oddał się nieużytecznym poszukiwaniom dla znalezie
nia rośliny, któreybyt przypuszczano. W Tripo
li używają samych daktylów do dystylowania pewnego rodzaju wódki. Jakiś dom żydowski posiada wyłączne prawo tej dystylacyi> niemniej przedaży win i mocnych napojów, za co płaci bejowi roczną summę* 20,000 dollarów wyno
szącą.
, P . Graberg daje szczegółowy obraz, wywozu i dowozu rocznega towarów ł trzech głównych portów państway T ripoli, Benkliaęzi i Derna- Wywóz, dochodzi wartości 449*000 dollarów, a dowóz 524,790. Haudel ten odbywa się szcze
gólniej przez okręty francuzkie i włoskie- Mie
szkańcy mają jedynie statki o trzydziestu lub mniej beczkach, na których odbywają m ałe że
glugi wzdłuż brzegów Tunis i Egiptu. Od po
wstania Greków, handel tea prawie zupełnie u
padł: z tćjże samej przyczyny handel Derny naj
więcej ucierpiał. Bej i jego ministrowie posia
dają. cztery lub pięć brygów i galjot. Zysk ze sprzedaży towarów europejskich, szczególniej przedmiotów rękodzielniczych krajom gorącym przyswojonych, przynosi pospolicie sześćdziesiąt od sta; ale powinniśmy i na to uważać, źc czę
sto miesiące a nawet całe lata upływają, niin za
płata zostanie, zupełnie uiszczona. Mało kupu
jących płaci gotowizną a rząd nigdy. Wszakże,' ten ostatni pospolicie najwięcej kupuje towarów, a płaci obligacjami zwanemi tezkheret, wydawa- neml z dalekiemi terminami na rządców i po
borców w prowincjach nadbrzeżnych, opłacają
cych wartość w płodach ich właściwych obwo
dów, jakieoii są oliwa, sól, jęczmień bydło i t. p.
Handel z środkowemi krajam i, jest jeszcze bardzo ważną gSiłęzią przemysłu Tripolitańskic- go, gdyż miasto to mieści -w sobie największe składy towarów Europejskich dla odległych kra
jów środkowej Afryki przeznaczonych. Karawa
ny ( przybywają z Tripoli do Maurzouk , stolicy królestwa hołdowniczego Fezzan, gdzie się znaj
duje wielki targ, bardzo uczeszczny w miesią- -cach grudniu i styczniu. Tam zamieniają towa
ry na te, które przywiezione zostały przez kara
wany z B urna, Sakkatu, Hussa , Kashna i Toinbuktu. Droga, którą te karawany przyby
wają do tego ostatniego miasta, przechodzi przez Ghadamcs, inną hołdowniczą państwa Tripoli-
tańskiego prowincję prze* trzech szeików rządzoną.
Mniemają, ze mieszkańcy Ghadames są pierwotnem pokoleniem.; mówią językiem szczególnym, który nazywają A’Dems , i całkiem się różnią od Ara
bów, którzy ich otaczają, a z którymi ciągłą pra
wie toczą wojnę.
Kupcy z Fezzan i Ghadames przybywają w miesiącach lutymi marcu do T ripoli, gdzis bio
rą na kredyt towary, których potrzebują do środ
kowych krajów, skąd powracają w przeciągu so
ku lftb późniój i płacą rzetelnie proszkiem zło
tym i innemi rzeczami. Zyski z tego zamienne
go handlu są niezmierne. Przedmioty, które naj
korzystniej zbywają wewnątrz Afryki, są szpady, pistolety i fuzje, szkła kolorowe weneckie, których niezliczoną ilość przywożą, wielkie ko
bierce z Francji i W łoch, bławaty, fajans, mo
siądz z Lew antu, bawełniane materje druko
wane i muśliny w pasy, papier do pisania z Ge
nui iL iw o rn o , korale, zw ierciadła, brzytwy, pachnidła i korzenie; w zamian biorą proszek złoty, szczególniej z Tombuklu , wynoszący ro
cznie do 1,500 uncji, oprócz haraczu z Fezzan, który wynosi blisko 400 uncji, piór strusich, kości słoniowej, senesu, ałunu czerwonego, pię
knej bawełny, daktylów fezzańskich, saletry, a nakonicc niewolników czarnych. Blisko 2000 tych nieszczęśliwych, zabranych przez Muzułmanów z wnętrza kraju w' czasie ich grazzies, albo łu pieżczych wędrówek, prowadzą każdego-roku
do Tripoli, zkąd większą -część wywożą do Egi
ptu i Turcji; niektórzy tylko z nich zostają w T ri
poli na usługę mieszkańców, którzy w ogólności ludzko się źnimi obchodzą. Chrześcijanie miesz
kający w Tunis nie mogą ani kupować ani naj
mować niewolników. Oto jest cena niewolników czarnych na targu w Tripoli: męzęzyzna doro
sły, 90 do 100 dollarów; chłopiec o d '10 do 18 lat, 70 do 80 doi. dziecko nie mające lat 10. od 40 do 50 doi., kobieta 120 do 150 doi. w miarę swo
jej piękności; młoda dziewczyna GO do 100 doi!
eunuch 650 do 700 doi.
Nie jest podobno powszechnie wiadomem-, £e handel czarnymi, chociaż zakazany na Atlanty
k u , odbywa się tak bezkarnie na morzu środ.
» zieranem. Liczba niewolników prowadzonych corocznie do T ripoli, była przedtem nierównie znaczniejszą; statki.* Tripolitańskie [przewoziły ich mnóstwo do Egiptu, do Tunis, do Lewantu:
ale od czasu usainowolnienia Hellenów, handlu
jący niewolnikami nie śmią się narażać na nie
bezpieczeństwa pod swoją własną banderą, i pr^ez statki to chrześcijańskie i pod chrześcijań
ską banderą, mówi P. Graberg, ten handel się odbyyya. Przypływa także do Tripoli kilka stat
ków od brzegu Albanji, pod banderą .ottomań.
ską; przywożą ładunki drzewa do budowli, któ
re zamieniają za murzynki; te ostatnie są prze- li. wożone do Turcji i Konstantynopolu, i z wiel-
» Łun zyskiem przedawanc. Czytaliśmy niedawno 23
edykt cesarza austrjackicgo zakazujący swoim poddanym włoskim handlu niewolnikami: 'ale oba
wiamy się ręczyć czyli inne państwa włoskie be- tlij chciały ten przykład naśladować.
Inna gałęź wewnętrznego handlu Afryki jest w rękach mieszkańców Augela, miasta państwa Tripolitańskiego. Od lat kilku weszli oni w bezpo
średnie stosunki z państwami Bornu i Bakiierm, nie omijając Tripoli i Fezzanu. Towary któ
re, tym sposobem dostają się do Augeli, są prze
syłane wprost do Egiptu przez puszczę libijską.
W ielka karawana pielgrzymów i kupców z Maroku do M ekki, która zwykła była przejeż
dżać corocznie przez T ripoli, zdaje się, źe zu
pełnie czynną być przestała. P. Graberg widział tylko jedne w roku 1824, składającą się > z około 3,000 mezczyzn, kilkuset kobiet i'dzieci, oraz 2,000
wielbłądów ; zostawała ona pod rozkazami emi
ra. Z miasta Fez przejechawszy królestwa Al
gier i T unis, przybyła pod mury Tripoli, gdzie się przez miesiąc zatrzymała, a następnie koń
czyła swoję drogę, przez puszczę Barca do Ale- xandiji, Iiairu i Mekki. Większa c®ęść pielgrzy- .mów udaje się teraz wodą do Alexandrji, na po
kładzie okrętów chrześcijańskich.' Bej Tripoli- tański nie pozwala swoim poddanym odbywać tej wędrówki. Znajdują się w mieście Tripoli dwa bazary dobrze zbudowane i utrzymywane w do bryin stanie. Co środa odbywa się t a m targ przed bramą od strony lądu,; inny zaś co sobota, o 5 mil
dalej. Na wiośiię około kwietnia, targi te są bardzo obficie napełnione bydłem, drobiem, zwie
rzyną i jarzynami wszelkiego gatunku. Około niiesiąca czerwca coraz więcej płodów przyby
wa; brzegi morza rybne są nadzwyczajnie; ryboło- stwem trudnią się powiększej części Maltańczy- kowie. Z gór Gharrion i Tarhona przywożą nad
zwyczajną ilość zajęcy, kóz dzikich, kuropatw czerwonych, turkawck i przepiórek* które bar
dzo tanio są sprzedawane; ptastw o, które ma smak Wyborny, wywożone bywa na wyspę Maltę.
Jest to szczególuićjszą rzeczą w polityce euro
pejskiej, że niektóre mocarstwa chrześcijańskie ofiarują się płacić haracz, albo jak go nazywają*
dar roczny państwom barbaryjskim, dla zabez
pieczenia swego handlu od łupieztwa tych roz
bójników. H iszpanja, Portugalja, Niderlandy, Danja i kraje Włoskie poddają sit- temu upoko
rzeniu ; wszakże Sardyn ja wybiła się zaszczytnie z pod tego haniebnego jarzma, a wypra wa wojen
na którą przeeiw' Tripoli we wrześniu 1826 przedsięwzięła, i która- zniszczyła flotyllę beja i zmusiła go do proszenia o pokój, ustaliła u&a- mowolnienie bandery Sardyńskićj, już wprzódy^
zawarowane przez groźne pośrednictwo lorda- Exmouth. Neapol płaci 24,000 dollarów Algie
rowi, 5,000'dla Tunis, a 4,000 dla T rip o li; To- skanja i Papież ulegają dotychczas podobnem o- p łatom , ale zostają w pokoju z Tripolitańskiem państwem, któremu roczny podarunek składają
Tym sposobcinbej Tripolitański pomimo bardzo słabej siły, jaką na morzu posiada, jeszcze oko
ło 20,00p dolarów corocznie wymusza od mo
carstw chrześcijańskich. I taki jest zły stan ich finansów, że ta gałęź dochodu od kilkunastu lat pa hypotece zostaje.
Konsul szwedzki z umiarkowaniem i bezstron
nością rostrząsa skargi które rozpościerano prze
ciw złej wierze mieszkańców B arbarji: uważa naprzód, że od kilkunastu wieków, charakter europejski nacechowany zawiścią, interesowne*
mi widokami, samolubstwem, duchem niespo
kojnym , w niekorzystnein ukazał się świetle prostym i fanatycznym mieszkańcom z nadbrze- źów Barbarji; Awantur nicy francuzcy, włoscy i hiszpańscy, w znaczuej liczbie znajdujący się w tym k ra ju , są często ludźmi rozwiązłych oby
czajów, którzy uszli przed hańbą i karą jakie ich w własnej ojczyznie czekały. Opatrzeni w paszport otrzymany pospolicie podstępnym spo
sobem, i w niektóre przedmioty do gry służące, usiłują korzystać z prostoty Maurów; za pieniądze, które tyin sposobem zyskują , zakładają karczmy i domy rozpusty. Inni fryinarczą obrazkami i sztuczkami mechanicznemi, na które sami Bar- baryjczykowie ze zgrozą patrzą. , Pewien Maur z Tunis zobaczy wszy zegarek tego rodzaju, zawo
ł a ł z szlachetnem oburzeniem; » ie gdyby chrze
ścijanie mieli jakiekolwiek uczucie religji, po- wiuniby rzemieślnikom którzy tak obrzydłem*
trudnią się robotami, palcc poobcinać.« W po- wnćui inałem dziełku ogłoszonem , kilka lat te«
mu, we, Włosżech, przez osobę gruntownie zna
jącą stan Barbarji, uczyniono,uwagę że rozwią
złe postępowanie wiciu europejczyków, utwier
dziło mocniej jeszcze tę niekorzystną opinję, ja ką zwykle muzułmanie mają o chrześcijanach.
Łatwość z jaką wielka liczba złych chrześcijan przyjmuje wiarę, islainizinu, jest nowym tej pra
wdy d owodem.
Mieszkańcy Barbarji są mieszaniną rozmaitych pokoleń. Oprócz Turków z Lewantu, zamieszku
jących miasta i formujących milicję, są Mauro
wie , Beduini, czyli Arabowie koczujący i Ber
berowie czyli górale środkowych krajów. Pe_
wna część Maurów pdchodzi od muzułmanów z Hiszpanji. W królestwie Tunis zamieszkują oni prawie wyłącznie niektóre części stolicy, m ałe miasto Solimana nad pobrzeźem i wsie Zowan i Bestur w środku kraju. Jcśt to naród łagodny czynny i przemyślny; ich kobiety mają być zna
komitej piękności, ale rzadko łączą się z Mau
rami. Pamięć szczęśliwych krain Andaluzji, jch starożytnej ojczyzny, tkwi jeszcze w sercach tych rodzin; niektóre z nich nawet zachowują z Yeligijną pieczołowitością klucze od swych sta
rożytnych mieszkań z tamtej strony ,morza.
Powracając do tego co się szczególniej; ściąga do Tripoli, P. Graberg zapewnia n as, źe rząd i mieszkańcy tego kraju więcej postąpili w cy-
wUizaeji niż mieszkańcy Tunis, Algieru a mia
n o w i c i e Maroku. Ten óstatni k raj, stolica gru
bego despotyzmu, jest zamieszkani przez lud fanatyczny, ciemny i nędzny. Przyczynami tej wyższości Tripolitańczyków , są dziedziczne for
my ich rz ąd u , który przeszło od lat stu w je- dnejże pozostał rodzinie,, i brak tej niespokoj
nej i rozwiązłej m ilicji, która w Tunis i Algie
rze mięsza tak często spokojnóść publiczną, roz
rządzając dowolnie oąobami i własnościami mie
szkańców, tak krajowców jak Europejczyków, a nawet życiem monarchy. P. Graberg w końcu radzi czytelnikom swoim, aby nie przywiązywa
li zupełnej wiary do za/pewnień podróżnych, gdyż niektórzy ogłaszają raczeji rom anse, niż z prawdą zgadnę opisy obebnego stanu Barbarji.
X I.
O JEZIORACH RILLARNEY WIRLANDJI W yjątek z niewydanego rękopismu p o d t y
tułem : Podróż w Irlandji.
(Z Dzień: Bibiiot. Univer;)«
Rillarney Jest ładne miasteczko, zbudowane w kształcie krzyża. Ratusz miejski niema nic w sobie godnego uwagi. Dom LordaJ-Renmare jest dosyć mierny i nie ma widoku na jeziora. Znajduje
się tam klasztor zakonnic bardzo ubogi, gdzie przyj
mują siedem lub osiem zakonnic do uczynienia ślubów, za opłatą małego uposażenia. Lord Ren- m are daje im 100 f. sżtcrl. rocznie, one zaś u- trzymują za to. bezpłatną szkółkę dla dzie
ci. Jest tam także szkoła języków greckie
go i łacińskiego , oraz seminarjum dla dwuna
stu uczniów przeznaczonych do staiiu duchowne
go. Jeden tylko znajduje się professor teologji i.filozofji. Miasteczko to, ma postać czystości i zamożności: każda ulica ma dwa boczne chodni
ki ; doiny są dobrze budowane; ludność wynosi od pięciu do sześciu tysięcy.
Miejsce w którein wzięliśmy statek odległe jest półtory mili od miasta. Powierzchowność naszych wioślarzy nie bardzo mi się podobała. Spodzie
wałem się znaleść w mićjscu tak uczcszczanem towarzystwo wioślarzy ozdobnie przybranych, a łodzie ich wygodne i upiększone. Musiałem przestać na jednej łodzi wspólnej i sześciu lu
dziach zle odzianych, ale których twarze zapo
wiadały wesołość i tę poufałość co się zawcza
su w rozmowie okazuje. Jest to jeden z naj
wydatniejszych rysów stanowiących różnicę mię
dzy Anglikami i mieszkańcami lrlandji: pierwszym tak łatwo jest milczeć jak drugim rozpoczynać rozmowę.
Kiedyśmy znajdowali się na otwartej powierz
chni jeziora, i mgła poranna zupełnie już zni
knęła, uderzyła mnie okazałość rozwijających się
ze wszech stron widoków. Najmniejszy powiew wiatru nie marszczył zw ierciadła wody; skały, drzewa / “domy odbijały się w nićj z taką dokła
dnością, jakiej ini się nigdy widzieć nie zdarzyło:
góry malowały się w niezmiernej głębokości.
W ypłynąłem z zamiarem zwracania na wszystko pilnej uw agi; miałem w ręku ołówek i papićr dla naznaczania następstwa przedmiotów, ale
•niepodobna mi było zająć się tym zimnym roz
biorem , tym spisem metodycznym, i oddałem się bez opory uczuciom czystej i miłej roskoszy jaką we mnie obudzał ten widok ciągle zachwy
cający. Jezioro niższe które jest wielkiein je
ziorem, bardzo, nieforemną mającem postać, u- rozmaiconc jest znaczną liczbą wysp i skał ma
lowniczych, uwieńczonych rozmaitego rodzaju krzew am i, a powiększej części niedostępnych.
Pomiędzy lemi wyspami, Jnnisfallen zwana, jest najznakomitszą: chociaż bardzo m ała (około 30 do 40 akrów mająca) wydaje się być dość wielką, przez rozmaitość widoków jakie przedstawia.
Kiedy się do niej, przybliżasz, postrzegasz las, kiedy się przechadzasz, widzisz ogród-, nie- mający wzoru i wyższy nad wszelkie naślado
wnictwo. Obchodząc ją w około, m.asz najpię
kniejsze widoki gór i jeziora; we środku gaiki, kwieciste błonia, źródła czystej wody, skały o- kryte bogatem roślinienicm, i doliny, w których zamknięty jesteś jakby w głębokiej samotności.
Tain chata, której zbytek nie oszpecił, przedstawia
obraz mieszkania, które wzbudza zazdrość i zda
je sic przytłumiać dumę i błędne żądze gonią
ce za światem i jego roskoszami. Trochę dalej>
starożytne gruzy m onasteru, na pół zakryte kolumnami z bluszczu, przywodzą na pamięć o- we wojny domowe, które nie szanowały tak spo
kojnego , tak niewinnego schronienia-. Żaden widok nie wzbudził we mnie żywszego zachwy
cenia, jak ten świat w miniaturze, i potrzeba było jakiejś przerwy, abym odzyskał zdolność u- noszenia się nad innemi widokami tego wspa- f niałego miejsca.
Opływając brzegi półwyspu Mukross, i tę i. niezmierną warstwę lasów krzyżującą się we wszy
li stkich zagięciach i spadzistościach gór, sprobo- i waliśmy rogu myśliwskiego; mieliśmy z sobą je
dnego z najlepszych muzykantów jeziora, i prze
konaliśmy się, że to co mówią o echach Killar- nejskich nie było przesadzonemu Istotnie, odbijają one dźwięki czysto i z nadzwyczajną mocą. Echo zdaje się czekać^ aż muzykant skończy, by nastę
pnie ono zaczęło; odbija z większym łoskotem wszystkie tony, wszystkie rullady, i powtarza ca- j, łe zwrotki, nie jak uczeń, ale jak m istrz, na
dając im nowy wdzięk, przez wyższą moc i przez czarodziejstwo oddalenia. To pićrwsze e- cho obudzą drugie słabsze i łagodniejsze, ale za
chowujące wszystl^e odcienia, wszystkie tony mo*
cne, słabsze, i najdelikatniejsze przejścia. Trze
cie echo!dalej się odzywa, a że odgłos jego od- 24
—
186
—bija slcza górą, żeby go słyszyć, potrzeba nad
stawić u c h a , ale jest równie czyste, równie zu
pełne. Choć ucichnie jeszcze go słuchasz, gdyż zostawia w tobie wrażenie muzyki, która się oddala, a która, masz nadzieję, źe się jeszcze odezwie.
Przebiegając piechotą półwysep Mukros , któ
ry oddziela jezioro niższe od jeziora wyższego, przedstawiający wszystkie malownicze piękno
ści zgromadzone na jednej kilkómilowćj dro
dze, robiłem doświadczenia na tych gruntach ba
gnistych , które tak często napotykają się w Ir- landji. Czujesz jak ziemia zapada się nieznacznie pod twemi stopami, gęsta trawa ukrywa przed tobą niebezpieczeństwo; jeżeli usiłujesz wyjść z niego szybkim biegiem, zginąłeś. Szczęściem, mieliśmy doświadczonego przewodnika , a po kil
ku chwilach niespokojności, nie śmiejąc ani co
fnąć się , ani postąpić, znalazł on żyłę gruntu stałego która pas na dobrą drogę, wyprowadzi
ła. Wprawne oczy poznają te bagniska po kolo
rze roślinienia. Opowiadano mi zabobonne mnie
mania starych mieszkańców Iiillarnejskich o cża- rodziejskości gór i o cudach olbrzyma 0 ’Danaou, który niegdyś był ich samowładnym panem.
Przymuszony on był ustąpić swego panowania potężniejszemu i szczęśliwszemu nieprzyjacielo
w i, ale wychodzi czasem z tych sk ał, w któ
rych się zamknął, przechadza się jeszcze po je
ziorach, to otoczony obłokiem, to na białym
rumaku. Chciałem dowiedzieć .się* czyli nasi przewoźnicy wierzyli jeszcze tyin starym poda
niom. Najstarszy z gromady, człowiek rozsądny, nietylko zapewniał o istnieniu olbrzyma, ale nawet o jego zjawianiu się, lubo to coraz jest rzad
sze. Następuje ono, mówił, co siedin lat; a on sam był świadkiem ostatniego. W czasie świtu rannego, niebo 'było czyste, jezioro zupełnie spokojne; towarzysze jego wraz z nim uderzeni zostali oddalonym widokiem 0 ’Danaou, na wpół białym otoczonego obłokiem, chodzącego po wo-
■i . ,
dach. Ochłonąwszy z pierwszego przestrachu, postanowili iść do niego 5 ale olbrzym ich uni
k a ł; długi czas go ścigali, widzieli go zbliżają
cego się do wyspy którą nam pokazali, i wchwi- 'i li, kiedy, sądzili £e go dościgną, nagle podniosło
się jezioro, wzburzyły się wody, olbrzym rzucił się . w przepaść i zniknął. N,a twarzy , starego przewoźnika malowały się silne wzruszenia, i oświadczył gotowość, równie jak jego toWarzy-
» sze, ztwierdzenia przysięgą rzetelności tej przy- ' gody. Ponieważ ludzie prości w Irlandji' są wy
bornymi aktorami, a za bardzo nędznych histo
ryków, uchodzą, bardzo wątpiłem czyli pozorne przeświadczenie mego przewoźnika, nie było u- nii daniem; wszelako byłem ciekawy wiedzieć czy
li' li nie powstają czasem na tem jeziorze trąby, Ił któreby mogły dać powód do tych przywidzeń; a- P le nie dziwię się, że żyw aj imaginacja utworzyła
mitologję dla tych miejsc tak wspaniałych i trik
poetycznych. Pytałem się mego przewoźnika, czyli echa nie były głosem 0 ’Danaou, ale on rozśmiał się na to zapytanie, i odpowiedział że echa były odbiciem głosów i niczein więcćj.
Oto pićrwszy dzień spędzony na jeziorach. Po
wróciliśmy na spoczynek do Rillarney, a naza
ju trz , udaliśmy się drogą prowadzącą do wyż
szego jeziora : znajduje się ono w środku gór o pięć mil od jeziora niższego odległe. Kommu- nikację ułatwia rzek a, której cały bieg przed
stawia nieustanne i cudowne zmiany widowni.
Wszystko jest wielkie, wspaniałe, dzikie. Na?
tura zdaje się tu pokazywać w zawiązku świata:
zachowała sobie ona te ogromną pustynię, a te ustronia byłyby niedostępne, gdyby wody w łonie tych skał nie utorowały drogi. Jaka rozmaitość widoków! jaki skarbiec dla mala
rzy i wyjąwszy Lucernę, Szwajcarja nie ma riic bardziej uderzającego. Ale spieszę-się powrót cić do tego, co mnie najwięcej zadziwiło, do tćj skały którąnazywająg/uazflfem orłem, i całego otaczającego ją obrazu. Tam nasz muzyk układł się na ziemi i oznaczył nam stanowisko* Dmre lekko w swój róg myśliwski, tak lekko, że w małej odległości, ledwieśmy go dosłyszeć mogli.
Lecz po minucie może,;, w wielkiej skale za
czyna się głos rozlegać i słyszeć można najsil
niejsze i najzgodaićjsze tony. Wystaw sobie tę samotną sk ałę, na pięć lub sześćset stóp wynie
sioną, w piramidalnym prawie kształcie, i część
jej niższą i średnią okrytą lasem dębowym który nad jej wszystkiemi szerokiemi zarysami panuje, a wyżej skałę nagą, z jej wielkieini prostopadłeini łożyskami, dozwalającemi widzieć żyły marmu
ru z którego jest złożona; a na szczycie ten punkt zkąd widać często wzbijającego się ptaka Jowiszowego, który rzuca, się na łup swój, w tych okolicach nad któreini zdołał zachować pa
nowanie. Ta to pyszna sk ała, posiada w swo
jem łonie czarodziejską prawie władzę odbija
nia głosów do niej wymierzonych, z taką dobi
tnością, że mniemałbyś, słysząc tak lekki dźwięk rogu który ją uderza, iż sic sama z siebie oży
wia. Podnoszące się ciągle uczucie, od podzi- wienia przechodziło do zachwycenia. Skała ta w całym swoim ogromie, zdawała się być samem tylko muzykalnćm narzędziem którego tony roz
legały się od padołu aż do najwyższego wierz
chołka siłą do jego wielkości zastosowaną. Naj
łagodniejsze odgłosy ciche szemrania, lekkie wód poruszenia, z dobitnością były wydane w tym o- gromnym organie, a najświetniejsze dźwięki zda
wały się gdzieś dalej z tyłu góry wychodzić, i gubić sic nieznacznie w bezkresowej odległości.
Słyszałem koncerta Hendla w katedrze West- minsterskiej, i jakkolwiek uczyniły na mnie sil
ne wrażenie, przecież ta hannonja z pięciuset instrumentów i trzfechset głosów złożona, nie wydawała skutku tak wielkiego, tak wspaniałego, jak ten klóry wychodził z lniłobrżmiącej budowy
tej dzikiej skały. Uważałem po naszych prze?
W o ź n i k a c h , źe nawyknienie nie zmniejszyło wca
le uroku tej cudownej harmonji: po ich milcze
niu i natężonej uwadze, możnaby sądzić, źe ró
wnie jak my, pierwszy raz byli nią uderzeni. U- pojony tą roskoszą, rzekłem sobie, dosyć tego wzruszenia na jeden dzień; chciałbym go był na następny oszczędzić , ale podróżny podobny do marnotrawcy, zmuszony jest częstokroć pochła
niać w jednej chwili wszystko, co mogłoby, na długi przeciąg czasu wystarczyć. Nasi przewo
źnicy sprawiali sobie przyjemność dając o- gnia z małego działa, a rozlegający się odgłos w dalekości odnosił do imaginacji przerażają
cy łoskot i bojowiska, pomieszany z h u k i e m
grzmotów.
Jezioro wyższe zajmuje ogroinną powierzchnię, która zdaje się być zupełnie amfiteatrem gór zam
kniętą. Tam to jest góra Turc, której szczyt daje się widzieć w bardzo wzniosłym regjonic; Man- gerton mająca 3,500 stóp poniżej jeziora; Gó
ry Szkarłatne, okryte zaroślami, których kwiaty nadały im to nazwisko poetyczne; góra M ac Cudcfy R ec ki, przedstawiająca łańcuch skał niedostę
pnych. Widok tych połączonych ogromów jest nadzwyczajnie wspaniały. Przylądowaliśmy do pewnej wyspy, ciągnieni pięknością chatki do la
dy Kenmare należącej : przyjęła nas tam dobra niewiasta, która ofiarowała swoim gościom dwa salony od Lukullusowych piękniejsąe. Pewien
Anglik zachwycony wdziękami tego ustronia, przez siedem lat przybywał tam dla przepędzenia poło
wy roku; niebyłatojednak pustelnia.pokuty,polo
wanie i rybołowstwo na przemian gó rozrywa
ły; ale co robił przez dni i tygodnie w których nie mógł wyjść z swojej chatki ? bo ta jest wła~
śnie niedogodność jezior Killarnejskich, i przy
czyna, dla której nie mają sławy, swojej piękności odpowiadającej. Mniej tu jest dni pogodnych niż gdziekolwiek indziej. Wyziewy Oceanu , pędzo
ne wiatrami wscliodniemi, a przyciągane przez owe góry, rozlewają się w potoki deszczu, i wie
lu wędrowców, po nudnćm oczekiwaniu, przy
muszeni byli odjechać, nie ujrzawszy słońca przy
świecającego tćj wspaniałej krainie.
PODRÓŻ Z CRUCERO, STOLICY PROWINCJI CARABAY W DEPARTAMENCIE PUNO W PE
RU, NA DOLINY PHARA, AŻ DO RZEKI PAL- COBAMBA ALBO INAMBARI
Listopadzie 1826 , odbyta p r z e z Nietnca tam osiadłego.
(Dokończenie.)
4.
La Mina — dobra ra d a — 'jadow ity rodzaj żmii — sławne płóczkarnie złota nad rzeką P u il ip u li.
h a M in a jest trzecim głównym kluczem i właściwym wstępem na doliny. Leży po pra
wej stronie drogi na górze; zbudowane zaś jest ha wzgórku, panującym nad roskoszną doliną;- na prawo z pomiędzy gór wypływa rzeka Ma- rancard, na lewo rzeka h a M in a , które łączą się z sobą u spodu pagórka, wspólne nazwanie M in a utrzymują i niżej o 5 legua dalej do rzeki Pdllipuli Wpadają. To Tambo ma alkada i algazila, około sześciu chat, kaplicę i ratusz, jeśli go tak nazwać wolno. W jego podziemiach znajduje się więzienie, na pierwszem zaś i dru- giein piętrze, 1 dokąd schody prowadzą, dwa po
mieszkania w których się rozgościliśmy. Dorny tam tejsze, albo raczej chaty, zbudowane są z palów, i nie mają drzwi i okien; okryte Są da
chami z liśći palmowych. Podłogą jest goła ziemia ciągle mrówkami okryta; łóżka składają się z balów sznurkami powiązanych i na tych
że u dachu zawieszonych, tak iż mają podo
bieństwo do łóżek okrętowych; oddalone są od ziemi o 2 vara, co jest bardzo dogodnie, ponie
waż nietylko węże ale i inne jadowite zwierzę
ta łatwo dostaćby się do nich mogły. W nocy dobrze jest zawsze rozpiąć płaszcz ponad łóż
kiem, w dolinach tych bowiem znajdują się roz
maite gatunki wężów i żm ii, które porą nocną wdzierają się na dach pomiędzy liście palmowe i ztamtąd przez osłabienie' spadają. Zapomnia
łem razu pewnego o tej ostrożności, i przed za
śnięciem kurzyłem papierowe cygaro. Nagle spadła mi na piersi żmija, dymem tytuniowytn
odurzonaszczęściem miałem tyle przytomności um ysłu, iż nie przeląkłszy się zrzuciłem ją z posłania na ziemię. Zabiłem ją z łatwością, zawołałem znajdujących się wpobliskościlndjan i pokazałem; ale wszyscy krzyknąwszy z prze
strachu , uciekli, był to bowiem gatunek żmii czarnej, z żółtemi pierścieniami i punktami czeN wonemi, której ukąszenie w pięć minut o śmierć nieuchronną przyprawiało.— Wszystkie chaty by
ły napełnione Indjanami zgromadzonymi na zbiór rośliny( coca, której plantacje 7 do 8 legu- as w głąb, a do 50 leguas w szerz się rozciąga
ją ; w czasie tego zbioru zgromadza się często do 3,000 Indjan obojej płci; skoro jednak robo
ty ukończą, wszystko się rozchodzi i miejsca tc znowu martwość i samotność zalega. Znajdują się tam nawet i handlarze przcdający rozmaitą żywność, jak się spodziewać można, nie drogo;
zwykle biorą w zamian roślinę coca, którćj funt kosztuje tutaj półtora rcala; przedająją wCollao po 3 do 4 reale za funt. Muły nasze bardzo po
trzebowały kilkudniowego wypocznienia, co dla mnie wielce było przyjemnćm, mogłem bowiem zostać nieco dłużej pośród tej zachwycającej do- liny.— Do koła niej rozciągają się wysokie lesiste góry, woda czysta jak kryształ odbija błękitne tło pięknego nieba; przemijące deszcze nie trwa
ją dłużej nad kwadrans, a niebo ukazuje się zno
wu tak błękitne i tak pogodne jak pierwej. Trzy wielkie parowy wychodzą z tej doliny, znikają
25
Jednak z oczu w oddaleniu; przez pierwszy pły- nie rzeka jedna, dwoma drugiemi zaś obie prze
pływ ają. Tam gdzie się jednoczą tworzą sztu
czny wodospad, otoczony wysokiemi palmami, które brzeg wązki i małą róinobarwą łączkę .zaraz na dole lezącą opasują. Tutaj kąpałem się przy wschodzie i zachodzie słońca, ocieniony pal
mami i rozweselany harmonijnym tysiąca pta
ków -śpiewem ! — Przechadzki moje kierowałem do leżących nad rzeką lasów, albo między niektóre .z wąwozów, gdzie piękna natura Zam ilkła, i po
nura ciemność, przerywana tylko szumem kata- .r^kt, wielowładnie panuje. Droga jest w-ązka, często trzeba przez skał odłamy na drugą-stronę .rzeki przeskakiwać; żaden tu ptak nie zanuci
•swej piosnki., żmije..-{ylko, padalee i niezmier
n y wielkośei ropuchy pełzają do koła; wszystko jest .mokre, wszystko wilgocią przesiąkłe, góry bowiem i drzewa rzadko dozwalają słońcu do
■tych prawdziwych -wilczych jam rzucić ożywcze prom ienie.— Przechadzki te odbywałem w ubio
rze krajowym: słomiany kapelusz, koszula, spo
dnie, lekki poncho, polecas i długi nóż w jednej, kij w dnugiej ręce; zawieszona flaszka wódki i kaw ał gotowanej .baraniny z chlebem w kiesze
n i, oto wszystko co z sobą brałem .— W domu siadałem przededrzwiami pod palmowym da
chem, zkąd mogłem całą przejrzeć dolinę. Pies mój wierny leżał przy nogach; paląą-cygaro my
ślałem sobit często:- ».Zbu.dujmy tutaj chatkę.«—•
W dolinach tych zawsze się doznaje apetytur łagodna bowiem tem peratura, która nigdy w a- frykańskie nre zamienia się skwary, i sposobność kąpania się w kaidym czasie tak w dzień jak w- nocy, przyczyniają się bardzo wiele do tego- po
myślnego stanu zdrowia. Po czterech dniacb wypoczynku-ruszyliśmy dalej, dla obejrzenia sła
wnych playas? Sgo Błażeja nad rzeką Pullipulli,.
które chciałem dokładnie zwiedzić. Przepra
wiliśmy się przez rzek f Marancani i wleźliśmy na wysoką górę; rozdzieliła się droga: w lewo- szła ku rzece Inam baci, w.'prawa ku rzece PuT- lipulli; puściliśmy się ostatnią, pierwszą zaś pó
źniej woleliśmy zwiedzić-. Droga zwieszała sig znowu jak zwyczajnie nad brzegiem przepaści, i tak była zarosła* iż dwóch godzin potrzebowali
śmy., aby sobie za pomocą nożów i kijów przej
ście ułatwić; 1 hcrkulesowska praca ! Przyteia trzeba było ostrożnie stąpać, aby na węża lub padalca nie nastąpić. Jakaś wijąca' sic roślina najbard-zfćj nam dokuczała: liście miała trawia
ste i tak ostre, że jak najlepsze brzytwy krajały;
porobiłem sobie od niej wiełkie krosy na twa
rzy i na rękach; mój Cicerone stracił, przytćm kawałek ucha.— Nakoniee usłyszeliśmy szuin wody i dostaliśmy, się niezadługo potem na doli
nę Pullipulli, która jeszcze powabniejsza jest a- niżeli M ina. Tu był cci podróży mojej i cie
szyłem się widząc przed sobą sław ne płóczkar- nie złota. Podzielon<T są na 9 playas, któro San
Blas grandę y San Blas chica nazywają. Po
wyżej wpada Putisalaca chica, część rzeki, któ
ra z wąwozu wypływa i te playas tworzy; poni
żej jest M ulipurcu, dwa playas, które w odda
leniu od San Blas leżą. Przystąpiłem zaraz do czynności, w sposób rozmaity robiłem poszuki
wania swoje, i playas te bardzo obfite w złoto znalazłem. Strawiłem na tern dzień cały, i kie
dyśmy do Mina powrócili, zaczęło się już zmierz
chać, a przybyliśmy tam o 11 godzinie w nocy.
Osiągnąłem więc już cel podróży mojej, ale tak wiele słyszałem o innych dolinach i wielkiej rzece Inambari mówiących, iż postanowiłem je ob
jąć w swojej podróży i puścić się tam nazajutrz.
5.
Droga od Ła Mina do rzeki Inainbari — Płóczkarnie złota jiad rzeką Pauhani — Śpiewak Inkasów Przyjemności i przykrości lasów amerykańskich— Pociąg wężów do ognia—
C hacuri, południowo - aulery kańskie mrówki— M arasas, jadowity rodzaj mrówek.
Odtąd niema już żadnego Tam bo, ponieważ Mina jest ostatniem, i przez 9 do 10 lcgua mu
siałem pod otwartem niebem sypiać i przyglą
dać1 się okolicom, które' nie wielu dotąd ludzi zwiedz iło.' Droga jak już wspomniałem szła pod górę na której rozdzieliła się i my udaliśmy się w lewo. Roślina z brzytwowemi liściami dość nam i tutaj dokuczała, ale w krotce przybyli
śmy nad rzekę Pullipulli, o dwa legua poniżej sau Blas, Wstąpiliśmy znowu na inną górę, i
ujrzeliśmy część jedną sławnej Escalera M a m a - ta. Wykute w skale schody pną się przez pół legua prosto w górę; szerokość ich wynosi trzy vara; stopnie były ta k ie ż 'ja k przy Mama- ta. Dzieło podziwienia godne! uskutecznione przez krajowców. Podziwienie to nad owym wspaniałym pomnikiem siły i cierpliwości da
wnych- Peruanów, tera większein się jeszcze sta
nie, kiedy pomyślimy, że lud tert w ówczas je
szcze ani prochu ani żelaza nie znał, i pracował tylko narzędziami z mieszaniny złota i miedzi.
Biedne muły z ciągłem jęczeniem pięły się po tych skalistych stopniach, i ustawicznym wstrzą
saniem uszów, dawały poznać nieukontenttfwa- nie swoje z tej podróży. Dostaliśmy się na szczyt góry, z którego zstępowanie było łatwiejsze niżelim się spodziewał; ja stóp góry przez dolinę płynęła rzeka Paucfaani',' o dwa legua od Pulli*
pulli a cztery i pół od La Mina. Znajdujące się nad nią playas, są także wyborne. Postanowiłem tu noc przepędzić. M ała prześliczna dolinka uka
za ła się na zakręcie rzeki, czysty strumień prze
rzynał ją; a brzegi jego ocienione były drzewami jakby ręką ludzką w rząd zasadzonemi. Umoco
wałem przykrycie m oje, z trzciny i liści palmo
wych utkane, u dwóch drzew ; gotowaliśmy so
bie pożywienie, a nasz Indjanin częstował nas i. stnacznciui rybami, które nie wiem jakim sposo
bem w strumieniu złapał. Nie mogłem się dość napatrzyć tej przyjemnej naturze; roskoszna do-
lino! Tutaj kwitnęły najpiękniejsze i najwon
niejsze kwiaty i krzewy, a po miedzy niemi wa- nilja miły swój zapach daleko roznosiła. Mnó
stwo najrozmajtszej barwy motylów uganiało się- za sobą; postrzegłem między nimi niektóre ma
jące do 5 cali dług.- a 3 szerokości; kolor zaś miały cicntno-szmaragdowy z czerwonemi i żółte- mi prążkami; od spodu były złoto- żółte z; pun
ktami niebieskiemi. Papugi i inne ptaki naj*
rozmaitszych kolorów, mnóstwo m ałp, między któremi tak zwane koty morskie, zawieszające się za ogony na gałęziach i tak bujające się w powietrzu, wiele mi sprawiły zadowolenia. Wi
działem tam nadzwyczajną ilość drzew figowych i balsamowych, oraz wybornych owoców, jako to: pomarańczy, fig* ananasów, chirymayas, gay- tas, bananasów,. postrzegłem także wiele-małych czworonożnych zwierzątek, zabiłem jedno i zna
lazłem w nim smak mięsa podobny do najlep
szego zająea; w strumieniu wiło się mnóstwo ryb rozmaitych. Słowem najroskosznićjszą była ta dolina, ale obok tego miała i ona swoje nieprzy
jemności,. o których zaraz wspomnę; Słońce już;
zaszło, śpiew ptaków u m ilk ł, i tylko jesicze śpiewak Inkasów (cantador del Inca) daw ał się słyszeć. Śpiewa on zawsze tymże samym tonem bez żadnej zmiany, ale echa w dolinach tak od
bijają głos jego, iż zdaje się że 100> ptaków naj
przyjemniej s i ę odzywa. Inkasowie trzymali je dla rozrywki w ogrodach swoich i \» sztucznie-
pourządzanych grotach; są one ciemno-niebie*
skiego koloru, mają czerwoną prążkę około szyi i trzy żółte piórka na głowie; wielkością podo
bne są do kruków, i siedzą zawsze na szczytach naj
wyższych palm , dla tego trudne są do zła
pania; strzelałem do nich kilka razy, ale zawsze chybiłem .— Nakoniec zamilkło wszystko, mój Cicerone i Indjanin zrobili obwód z palących się kawałów drzewa około miejsca mego spoczynku, i położyli się przy mułach w przestrzeni obwodem oznaczonej. Ta chwalebna przezorność była zachowana jedynie względem nieproszonych go
ści.— Ale teraz usłyszeliśmy zupełnie inny rodzaj muzyki, która tak jak niebo od ziemi różniła się od pierwszej.— Odezwało się ryczenie, wycie, mru
czenie, świstanie i sykanie; towarzysze moi prze-, żegnali się i odmawiali ave m ariaJedno po dru- gićm , a na nieszczęście oba różańce zginęły iin w podróży. — Miałem przy sobie nabitą fuzję i długi nóż w pogotowiu do obrony. — Odgłosy coraz się J)ardziej zbliżały; przerażający rui ko
niec ukazał się widok: tygrysy, lamparty, niedź
wiedzie, węże i cała trzoda nieznanych stworzeń stanęła tylko o 10 kroków od ognia, strzegąc każde
go wyjścia. Zimny dreszcz przebiegł po cielc mojem, włosy mi powstały n a g ło w ie , porwa
łem za fuzję, i na los szczęścia strzeliłem pomię- dzy-grom adę.— Całe zgromadzenie jak proch sic rozsypało, a w dwóch minutach scena zu
pełnie próżna była. Wybiłem się zupełnie ze
snu, zbliżyłem się do towarzyszów, i roznieci
łem wielki ogień, co nam nieznośne sprawiało gorąco. Tak przepędziłem noc całą spokojnie;
'tu i owdzie 'dała się widzieć nieraz jakaś dziwa
czna fizognomja, ale, zagrzany pomyślnym skut
kiem pierwszego w ystrzału, dawałem czasem ognia na oślep. Nadszedł nareszcie oczekiwany niecierpliwie poranek, którego zapewne nikt tak jak my nie powitał. Niedaleko od ognia leżało dwoje nieznanych mi zwierząt zabitych a około 50 kroków dalćj trzecie; ten ostatni zwierz był to Onzci; pierwsze oba były brunatno - czarne z ogromnemi zębami, wielkości wilka, do które
go kształtem podobne były; głowę miały taką jak lisy.— W ogniu znaleźliśmy cztery nieżywe w ęże: dwa miały 2 vara, trzeci 1 vara, czwarty
■J vara długości. Wiadomo jest, £e zwierzęta te ślepo na ogień spieszą i tak jak ćmy śmierć w nim znajdują.— Ruszyliśmy z miejsca; muły bardzo były żwawe, a w kilka chwil przybyli
śmy nad rzekę, która dosyć szeroka i bystra by
ła .— Trzeba było powtórnie wdzierać się na gó
rę , ale nie zbyt wysoką; doszedłszy do wierz
chołka, postanowiłem tam godzinę wypocząć i przespać się , przeszłej nocy bowiem ani oka zmrużyć nie mogłem. Położyłem się na wzgór
ku 20 stóp wysokim, a 28 szerokim i w najlepsze sobie zasypiałem, kiedy w tćin obudził innie wrzaskliwy odgłos: »Chacuri, Chacuri!« Zerwa, łem się, postrzegłem towarzyszów moich ucieka-
jących, a mułów ze rżeniem wierzgających noga.
in i.' Uczułem piekące świerzbienie ciała, i uj
rzałem się cały okryty mrówkami. Wzgórek na którym zasnąłem by ł ich mieszkaniem. Znane są owe południowo-amerykańskie mrówki, które owe podziwienia godne pomieszkania sobie budu
ją ; nazywają się w dawnym peruańskim języku
»Ghacuri« i są postrachem krajowców. Ciągną niekiedy tysiącznemi, iniljonowemi rojami, i na
padają na wszystkó, pożerają w ęże, onzy, a nawet psów i ludzi. Opór jest prawic niepodo
bny, i jedynym środkiem jest zanurzyć się natych
miast w wodzie. Jeśli gdzie na zamieszkanie jakie natrafią, wyprzątną go w przeciągu dwóch godzin. Naprzód wchodzi jedna mrówka, wbie
ga do izby i wychodzi nazad. Zaraz potem ma
szeruje niezliczone mnóstwo, naprzód większe a w ostatnich szeregach najmniejsze; pożćrają wszystko na co natrafią i wszystko staje sic ich zdobyczą. — Słyszałem szum pobliskiego stru
mienia w lesie, pospieszyłem więc tam i rzuci
łem się w wodę tak jak byłem ubrany; towarzy*
sze moj uczynili toż samo i wpędzili do wody muły, których jęk wszystkich nas poruszył, ti, Tym sposobem pozbyliśmy się tego okropnego o- r.i‘ w adu, ale jednak cały byłem krwią zbroczony
i nielitości wie pokąsany, a ciało inoje podobne by
ło do durszlaka. Na jeden wyraz uChacuria i, Indjanic pierzchają wszyscy przerażeni. — Jest
j e s z c z e inny rodzaj mrówek zwanych M arasas 26
na £ cala długich; ukąszenie ich tak jest jado
wite, iż rana puchnie, i jeśli miejsce skaleczone toie zostanie jak najprędzej natarte rośliną zwan!^
C naupałi, następuje zapalenie i ogień. Mrówki te jednak szczęściem nie chodzą gromadami, ale po 3 lub 4 razem. Pierwsze zwane chacuris mają tylko i cala długości, i są czarne bruna- tnemi włoskami okryte.
6.
t)olin4 Sagraris — Ogromna rzeka Polcobamlin (Inam bari)—
C liu n k a s o w ie , s tra s z liw e p o k o le n ie In d ja n .
Niebezpieczeństwa tego Szczęśliwie Uniknąwszy, tldałem się W dalszą podróż; wkrótce potem dostaliśmy się na dolinę Sagrarior (tak nazwaną przez missjonatzy Franciszkanów) i nad rzekę tegoż nazwania 2 legua od Pauchani. Tutaj znaj*
dują się znowu bardzo bogate playas. Dolina /jest podobnie jak inne piękna.i okazała. Doli-*
ny te leżą między górami, zawsze są rzeką prze
rżnięte * i mają w przecięcia do 10 legua dłu-, gości a tylko ^ legua szer. Weszliśmy na górę; przed nam i płynęła m ajestatycznie' olbrzymia rzeka Ptdcobamba', pó drugiej'Stronie rozciągały się niezmierzone płaszczyzny, przerżnięte gdzienie
gdzie wzgórzami, i niebieskawemi górami na horyzoncie otoczone. Zstępowanie z góry nic-*
długo trwało* i przez kwiecistą równinę, gdzie wy
soka trawa niekiedy nawet muły zakrywała, nad
ciągnęliśmy nad rzekę, Nocleg założyliśmy na jej brzegu. Poło.żyłcm się na ziemi i Zajęty byłem.
cały 'przypatrywaniem się otaczającym mnie przedmiotom. Daleko od ucywilizowanych krajów i lu d zi, tutaj nad rzćk ą, której brzegi pierwszy raz może dopiero noga europejska deptała, w w nieznanym, prawie nieodkrytym jeszcze kraju, mając do koła siebie bezludne i dzikie pustynie, po drugiej zaś stronic rzeki dzikich Chunka- sów , tych straszliwych Indjan, cq za przedmiot do rozmyślań dla młodego Europejczyka! Rzó->
ka ta z pod Yilla del la Juan de Oro wypływa*
jąca., której początek m e jest wiadomy, a która, do Meranon w pąda, ma 1 legua szerokości; wo- dy jej są jasnobłękitne i bystro płyną, Brzegi m a-niskie; q 200 kroków od mięjgcą w którem zostąwałem wpadają znowu cztery r zeki; M ina»
Pullipulli, Pauhani jS a g rario ; a jednocząc swe wody, jedną tworzą rzekę, Druga część rz.eki Inambari „ która w głąb Ameryki południowej p ły n ie, i aź Brezylji dotyka, jest zupełnie nie
znana. Równiny góry i doliny zmieniają się tam kolejnie, wielkięmi pooddziclanc rzekam i, któ
re niezmierne $karby w sobie i z sobą niosą, R.tói, zna to mnóstwo rzadkich zwierząt, ptąkow, roślin, kwiatów, owadów i m inerałów , które, tąm dotąd jeszcze przed okiem bądacza przyro->
dzenia są ukryte. Co zą obszerne pole do po- strzeżeń dlą Humboldta i Bonplanda! Kraje te zamieszkane sa przez Chunkasów, Indjan, któ
rzy w cząsię. ujarzmienia przez Hiszpanów lu
du peruańskiega w głąb kraju się usunęli, i cią-
głą krwawą wojnę prowadzili z Hiszpanami, któ
rzy ich nigdy zwalczyć nie mogli. Są to rośli i silni ludzie; chodzą nago, tukami sjtrzałami i dzidami uzbrojeni, i za przykładem przodków swoich słońcu cześć oddają. Podzieleni są na wiele pokoleń, które ustawicznie z sobą wojnę prowadzą; niektórzy z nich mieszkają w wio
skach i mają swego króla, inni są koczowniczy
mi nomadami. Wiclożeństwo jesl między nimi do
zwolone, Wódkę i tytuń nad wszystko przekła
dają. Sól jest u nich najdroższą rzeczą na zie
m i , u siebie bowiem uie posiadają tego dobro
czynnego daru przyrodzenia. Jezuici starali się niegdyś, wprowadzić między nich chrzcścijanizm, ale lndjanie pozabijali wszystkich, a to przera
ziło i odstręczyło innych missjonarzy od nawra
cania. Kolor ich J ciała jest miedziano - czerwo
ny, który jednak często w białawy wpada; wło
sy zapuszczają i wiszące noszą. Nie mają wca
le brody i malują sobie ciało rozmaitemi glin
kami czerwonego i żółtego koloru. Pokolenie to niezmiernie się rozmnaża ; rozciąga się od W illi aż do Cusco, a ludność jego przeszło mi- Ijon ma wynosić. Mieszkańcy z dolin Urubamba przy Cusco, Coaza i Phara w Carabnya są naj
gorsi, ^ci zaś co mieszkają na dolinie Santa Auna przy Cusco, na Saridja i w W illi'w Carabaya mają uczucia spokojne. lndjanie wyznający chrzcścijanizm niezmiernie się lękają Chunkasów, i samo to nazwisko dostateczne jest aby ich do
— 204 —
’■ ucieczki skłonić. Usiłowano nawet otworzyć z nitni, 11 /handel zamienny, i dawać im sól, paciorki szkla-
i x e , zwierciadła, czerwone m aterje, noże, noży- czkl i t. p, za pepitas, którego mają bardzo wiel-^
M l ą obfitość i wartości złota nietylko nie umieją cenić, ale nawet nic znają; ale są oni tak nie*
rzetelni, iż wielu z handlujących utraciło przy
|- tej okoliczności życie, i dalszych zamiarów han*
* dlowych zaniechano. W porze roku suchej ro
ta bią oni niekiedy wycieczki do ucywilizowanego lit P e ru , w oddziałach ze stu ludzi złożonych; na
ft padają w nocy na w sie, zapalają domy i mor
dują mieszkańców, a jeśli ci uciekają z pośród
a płomieni, strzelają do nich zatruteini strzałami.
;u Częstokroć, przez ich kraj przejeżdżając, można n być ugodzonym strz a łą , która nie wiedzićć z j) z ,kąd wypadła. Nie należy kurzyć tytuniu, o- ł gień albowiem albo dym tytuniowy zdradza po- n dróżnego, przed ostrowidzącćm okiem i dclika-
tnem powonieniem krajowców. Lękają się oni niezmiernie broni ognistej i wierzą że Tutu czy
li djabeł ten huk wydaje. Są zawsze okropnymi W czasie wojny; w; jednej prawie chwili z oddalę-' i nia o m ilę, tuż w pobliskośei się znajdują;
najbystrzejsze rzćki w pław przebywają, i nigdy prawie strzałą celu nie chybią.— Każde pokolenie m a swoją osobną mowę, która w ogólności skła
da się z nieprzyjemnych tonów gardłowych.
Znajduje się między nimi wiele kobiet bardzo ła-
dnych j zachwycających pięknością, któreby pra
wdziwą Korą być mogły.
Nadeszła wreszcie noc; wspomniałem sobie jakeśmy poprzedzającą przepędzili; mój Cicerone ł Indjanip spoglądali na mnie z uwagą, ą ich pajwiększą obawą byli mięszkający po drugiej stronie rzeki Chpnkasowie. *-» Ponieważ, jednak ci pigdy w porzę dżdżystej rzek nię przebywają, zabezpieczeni tein, nazbieraliśmy drzewa i wkrót
ce płomienie zabłysły pad rzeką. Muły zapę.
dzono znowu do obwodu ognia, usiadłem obok to.
warzyszów moich, i zamiast spać, kurzyłem tytuń i pilńćrn okiem strzegłem bezpięczeństwą mego.
Noc była piękna i gwiaździsta; rzeka gwałto.
wnię szumiała;, wściekła muzyka nie długo się
$łyszec dąła, straszliwe zwierzęta ukazały się paprzęciw pam , a pa drugiej stronie yzeki usły-.
ęzałeiri ryczenie, które podobne było nietylko do. ryku wołu ale i tygrysa. Strzeliłem zpowu, ną pśjep i chciałem na nowa broń pabijjać, kie.
dy,wtćm Indjapip wydał krzyk okropny; spoj
rzałem dot ko^a, i postrzegłem z największąspo.
kojnością niesłychanej wielkości tarantulę, z roz
w arty paszczą, czarną szęrśeią okrytą, na swoich sześciu nogach ku nam postępującą. Porwałem Za kij i w tymże mgnieniu oka ku niej go nadsta-.
W>łem: nigdy jeszcze, nie widziałem okropniej
szego. zwierza; jedpem zamachem wtrąciłem ją w ogień, i moęny krzyk, d a t się słyszeć,— Na
zajutrz zrana znaleźliśmy znowu czterech wężów 206 —
h ic ż y w y e li w p o p iele i dw a za b ite zwierzęta na.
placu, jednego kota morskiego i gatunek rysia.
Takim sposobem ten b ie d n y k ot m orski tam p r z y s z e d ł, h ie m o g łe m so b ie W ystaw ić, Wiado*
ih o b o w iein , iź m a łp y w h o cy spią spokojnie na drzew ach*— Zostałem tu p rzez dzień jeden*
dla z w ie d z e n ia o k o lic y i d o zw o len ia w yp oczyn k u m u ło tn .^ - Inambari m u si n ie ść w Wodach Sw oich zn aczn ą ilo ść złota* p ły n ie b o w iem p rzez Ayen^
taderas* i w szy stk ie rzek i o k o liczn e do niej w p a d a ją ; ale playasów * Z p ow o d u b lisk ieg o s ą s ie d z tw a Chunkasów, obaWy Indjart * odległości Zna*
cznej od m iejsc zamieszkałych i' od żyw ności*
nie m a tam p o za k ła d a n y ch . Mnóstwo rza d k ich i p o d żiw ien ia godnych p rzed m iotów n ie potrafi-*' łe m opisać* n o w y św ia t ukazał się p rzed em n ą.—*
Nazajutrz u d a łetn Się w pod róż poWrothą* b ar
dzo z a d o w o lo n y tą W yp raw ą, która pod każdym w zg lęd em wszelkie o c z e k iw a n ia moje p rzew y ż
sz y ła . — Dnia 28 listo p a d a W róciłem n azad dd Crucaró, w sp o m n ien ie jed n a k tych d o lin zawsze m i tow arzyszyć będzie*
R O Z M A I T O Ś C I .
Starożytności e t r u s k i e Wielka dolina Cam- poscala, w obwodzie Montalto di Castro, nale
żąca do rodziny Candelori, była dawniej posadą miasta etruskiego V u lci, którego mieszkańcy mają nazwisko Vulcienses, w dziele F asti Ca- pitolini. Wieśniak pewien, orząc ziemię w miej
scu zwaneui Pian di voce (może od dawnego nazwiska V ulci albo J^olci), odkrył przypadkiem wielki grób etruski. _ Rodzina Candelori kazńła tam czynić,poszukiwania w październiku r. z. i znaleziono kilka grobów zawierających narzę
dzia i ozdoby rozmaitego rodzaju, z.alabastru, gliny wypalonej, szkła, słota i bronzu. Znajdu
ją się tain rzeźbiarskie roboty i posągi, naczynia, patery, ampułki, postaci i koloru rozmaitego, z godłami mitologicznemi, oraz greckieini i etru- skiemi napisami. Zachęcona tym 'pomyślnym skutkiem rodzina Candelori wyszukuje wszyst
kich grobów wzdłuż rzeki lezących, mając za
miar ogłosić później dokładny opis tych grobów i ciekawych osobliwości jakie się w nich znaj
dują.
A eorostatyka.— W miesiącu sierpniu r. z. P.
Eugenjusz Lobcrtson puścił się w Nowym Jorku ba
lonem; podróż ta jednak ledwie nie była niebezpie
czną dla tego młodego Francuza. Balon jego zaczął się wznosić, kiedy wtem wiatr zapędził
go na maszt służący do dawania znaków w por
cie: uderzenie było tak gwałtowne, iż żeglarz napowietrzny wyrzucony został z łódki. Szczę
ściem, uchwycił się sznura, i po niebezpiecznych usiłowaniach, zdołał znowu wsiąść w koszyk.
Można sobie wystawić i przytomność umysłu ja
ką mieć musiał, i przestrach w jakim zostawała cała ludność tego wielkiego m iasta, przez ośm minut, jak P. Robertson zostawał tak zawieszo
ny w wysokości 80 stóp przynajmniej nad zie
mią.
Prezydent krajów zjednoczonych A m eryki p ó ł
nocnej J a c k s o n . '— Pewien podróżny angielski przytacza w wydanym niedawno opisie swej po
dróży p o Krajach zjednoczonych Ameryki półno
cnej , następujący szczegół o dzisiejszym Prezy
dencie. » Rys ten. charakterystyczny przekony
w a , mówi on, iź bohater Luizjany nie równo
waży chwały wojennej z życiem ludzkićm. — W irótce po bitwie S stycznia 1815 roku, tak za
szczytnie dla oręża amerykańskiego z Anglikami . ztoczonej, kapitanowie Roche, Sainte-Gfeme i in ni wyżsi officerowie bataljonu Orleańskiego, do
szli z poruszeń wojska nieprzyjacielskiego, że Anglicy mieli zam iar opuścić obóz. Pośpieszyli więc uwiadomić o tem jenerała Jackson, a w i szlachetnym zapale swoim , prosili goyaby morgtt P przejść linję na czele bataljonu, dla uderzenia
znienacka na nieprzyjaciela, w przekonasiu, ze 27
skutek bitwy był "niewątpliwy, i-że znaczną licz ł>,ę jeńców zabiorą. — >" Ilużby można pojmać Anglików? zapytał jenerał, po chwili nam ysłu.—
Około sześciuset.— Iluż ich zginie?— Takaż liczba.
Iluż walecznych inybyśmy strac ili?— Pięćdzie
sięciu najw ięcej.— N ie , panowie-, wolę pięć
dziesięciu Amerykanów, .aniżeli tysiąc dwieście Anglików. Zastępy którym mam zaszczyt dowo
dzić , składają się z obywateli i ojców fainilji; a.
dziesięć tysięcy jeńców angielskich nie pocieszy
łoby mnie po stracie jednego z tych mężnych lu
dzi.« Zam iar więc ten został bez skutku-
Dyarnenty 'Brazylijskie. — Waga dyamentów, które za pośrednictwem ajentów rządu, w obwo
dzie Tajuco w Brazylij, od 177-2 do 1818 znale
zione zostały, wynosi 1,298,037 karatów; 'wydo
bytych zaś przez towarzystwo, któremu po za
rzuceniu przez rząd przemysłu górniczego kopal
nie się dostały, •wynosi 1,700,000 karatów, war- tolść zaś razem około 67,000,000 funt. szt. (prze
szło 2,700,000,000 złtp.) Największy z dyamen- tów brazylijskich, jaki dotąd znaleziono, w ażył 138| karatów. Biedny niewolnik m urzyn, który go w 1771 r. nad rzeką A baile znalazł, udaro- wany został wolnością i pensją dożywotnią 1,800 złtp. rocznic wynoszącą.