• Nie Znaleziono Wyników

Siedem Groszy, 1934, R. 3, nr 167. - Wyd. DEGC

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Siedem Groszy, 1934, R. 3, nr 167. - Wyd. DEGC"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Wydanie DEGC/

CENA POJEDYŃCZ. EGZEMPL.8 GROSZY W N IE D Z IELĘ 10 GROSZY

DZIENNIK ILUSTROWANY DLA WSZYSTKICH O W S Z Y S T K IE M .

WIADOMOŚCI ZEŚWIATA-SENSACYJNEPOWIEŚCI.

n

>*l by

;Ce

S ROK Ili.

3r

CZWARTEK, 21 CZERWCA 1934 NR. 167

Dlaczego zamordowali Garncarzównę ?

5S®$is«s«*im Bobrzeeliie^o przed s«*«IeE9» w Krcaltowie

Kraków, 19. czerwca.

W procesie zbrodniarzy z ul. Potoc­

kiego zeznawał we wtorek Bobrzecki, w obecności Dońca, a nieobecności Schenki- fzyka. Bobrzecki opowiada}, że ojciec je- So był introligatorem, byli dość zamożni dopóki nie umarł ojciec w czasie wojny

2

ran, odniesionych na froncie. Matka sprzedała po śmierci ojca dom w Suchej Pjjniądze starczyły na pewien czas, po- ff&i jednak musiała pracować jako gospo­

dyni w Krzeszowicach. Matka chowała dzieci dobrze, trzymała je krótko. Było 'cli w domu kilkoro, lecz rodzeństwo po­

umierało, zostało troje, a obecnie tylko dwóch braci. Bobrzeoki chodził do gim­

nazjum VIII w Krakowie, potem do XIX.

Przestał on chodzić do gimnazjum, gdy

^atka wyszła powtórnie zaińąż za urze^- Uka kolejowego. Oskarżony zacząi cno­

cie do szkoły przemysłowej na ^wydział budowlany, ale że nie było środków, opu­

ścił ją po dwu latach. Za staraniem oj- czyma dostał pracę w dyrekcji kolejowej 1 płacą 140 do 150 zł., potem przeniesiono

*o. na dworzec kolejowy, gdzie pracował tako' telegrafista' i ’ telefonista, a Zarabiał ]Uż mniej, bo około 100 zł. Miał wówczas '' ypadek, w czasie uderzenia piorunu. W jtjasi.e burzy miał słuchawki na uszach Piorun uderzył w budynek, sąsiadujący z

"udynkiem urzędu, w którym pracował Oraz w przewody telefoniczne, co odbiło

% na Bobrzeckim w ten sposób, że po- szła mu krew z nosa i prawego ucha. a Jo dziś dnia pozostały okresowe lekkie

®óle w prawem uchu. Na dworcu kolejo­

wym pracował w nocy, w dzień chodził

!>a Akadmje Sztuk Pięknych, to też wszy-

50

to go wyczerpywało. Na Ak. Sztuk ięknych zaliczono mu trzy lata, czwar­

tego roku zaś mu nie zaliczono. Profeso­

rami jego byli pp. Białecki, Pautsch 1 Axentowicz. Byli z niego zadowoleni. Do

20

roku życia mieszkał ti matki, od pół­

tora roku mieszka samodzielnie. Pracę na dworcu skończył rok temu, poczem otrzy­

mał zapomogę. Porzucił pracę na kolei z powodu całkowitego wyczerpania nerwo­

wego.

Przew.: — Więc był pan ostatnio pra­

wie wyłącznie na utrzymaniu swej żony.

Bobrzecki: — Prawie, że tak.

Odpowiadając na dalsze pytania, Bo­

brzecki przedstawia, że nie miał na Ak Sztuk Pięknych żadnych zatargów, nie był posądzony o kradzież farb i innych materiałów malarskich. Z Schenkirzykiem zna się od lat 10. „Gdyśmy się bliżej po­

znali, przywarliśmy do siebie duchowo i psychicznie. Żyliśmy w zażyłej przyjaźni**

PrZew.: Doniec powiedział, że Schen- kirzyk bał się pana.

— Nic podobnego. Studiowaliśmy ra­

zem filozofię. Czytaliśmy dzieła Nietsche- go, Hoene-Wrońskiego, wogóle filozofów, u których ideały są bardzo szeroko za­

kreślone.' Ja pisywałem różne studja lite­

rackie. •

Studja te określa bliżej jako poezje i powiada dalej, że wspiólnie z Schenkirzy- kim zastanawiali się nad problemem ist­

nienia Boga. Czytywałem, — mówi Bo­

brzecki biblję, studja filozoficzne trakto­

wałem bardzo poważnie.

Przew.: M a.Pan poza sobą jeszcze jakieś innego rodzaju wyczyny?

— Zorganizowałem imprezę żywych szachów ze Zw. Strzeleckim na Wawelu.

Dalej opowiada oskarżony, że żonę swą poznał przed dwoma laty. Żona wie­

działa, że ja się męczę, że nie mam środ­

ków na utrzymanie, chciała mi pomóc, doszoł do małżeństwa.

Przew.: Państwa sytuacja materjalna była przecież ostatnio niezła, więc po co pan to wszystko robił?

Bobrzecki milczy. Wielokrotnie pytań;,* w tej samej sprawie Bobrzecki nie odpowiada, nie chce wyjawić właściwych pobudek swego czynu. Dodać jeszcze należy, że bardzo czę­

sto odpowiada wymijająco, lub zasiania się niepamięcią.

Przew.: Był pan kiedy karany?

— Nie.

Przew.: Popełnił pan jakie przestępstwo?

— Nie.

Przew.: Cóż więc spowodowało u pana taki przełom, że pan zdecydował się na taki krok?

Bobrzecki nie odpowiada.

Przew.: Czy chciał pan zdobyć środki na zabawy, na dancingi?

— Nie.

Przew.: Chciał pan sobie ułożyć życie ro­

dzinne?

Milczenie.

Przew.: Czy pan chciał może powiedzieć coś nowego?

Osk.: Nie.

Przew.: Powiedział pan biegłym, że cała historia mordu to historja narkotyczna i jest rodzajem masowej psychozy. Jak pan to wy­

tłumaczy?

Osk.: Milczy.

Przew.: Mnie się zdaje, że tak przejęliście się temi rozmowami i to was pchnęło dó czynu.

Tak więc ostatecznie mimo tych i dalszych jeszcze pytań, przewodniczącemu nie udało się uzyskać wyjaśnienia istotnych pobudek do zbrodni. Opowiada dalej Bobrzecki o przygo­

towaniach do zbrodni i twierdzi, że Doniec i on, Bobrzecki, w ostatnich dniach po użyciu poszczególnych prób, chcieli odstąpić od wy­

konania zbroddni. Doniec kwapił się stale do

mordu, przyczem stale mówił, że służącą bie­

rze na siebie.

Przew.: A czy pan wie, że pastylki, które pan wrzucił do wódki, mają tyłko takie dzia­

łanie, jak aspiryna?

Osk.: Tak! Ja ich stale używałem. Jest możliwe, że rzuciłem je do garnka, z którego przed udaniem się na miejsęe zbrodni, piliśmy wódkę.

Przew: Co miał robić Doniec ze służącą?

Osk.: Związać.

Przew.: Czem? krawatką?

Osk.: Ja nie wiem. Myśmy myśleli, że ona się Dońca przestraszy i siedzieć będzie cicho.

Od dalszych wyjaśnień Bobrzecki próbuje się uchylić w ten sposób, że tłumaczył, iż był zdenerwowany i nie wiedział, co robi. W so­

botę po południu wyjechali razem z Schen­

kirzykiem do Rodziszewa na zaproszenie ko­

legi, a wybrali się tam w dwiema znajomemi paniami, by się rozerwać, gdyż byli zdener­

wowani ostatniemi przejściami. Bobrzecki twierdzi dalej, że rola jego w sprawie zamor­

dowania służącej ograniczyła się tylko do po­

dania Doricowi płaszcza lekarskiego. Płaszcz ten miał służyć do związania służącej.

Przew.: Czy nie widział pan potrzeby uważać, by nikt nie nadszedł do mieszkania?

Osk.: Ja nie zdawałem sobie z tego spra­

wy. Zamordowanie służącej przygotowywał Doniec. Dopiec miał klęczeć na ziemi i trzy­

mać służącą za twarz, on, Bobrzecki, spo­

strzegł w sąsiednim pokoju, płaszcz lekarski, więc poszedł po niego i zarzucił służącej na głowę. Co się dalej działo, nie wie, gdyż po­

szedł kraść.

Przew.: Więc z tego, żeby iść kraść, to sobie pan zdawał sprawę, a z czego innego to nie? Mówi pan, że pan nie widział ,że słu­

żąca jest zamordowana, a dlaczego pan zarzu­

ci! na nią chałat?

(po morder&twie n a danetng

Stena u trzy m y w ała tedzinę

Przew.: Czy żona pańska oprócz drob­

nych kwot dla pana dawała również na trzymanie rodziny?

— Tak!

Interpelowany, czy wdawał się w Miiż- znajomości z innemi kobietami, Bo­

rzęcki początkowo stara się odpowie"

zieć wymijająco, gdy mu jednak, prze­

wodniczący przytacza nazwisko służącej tefanii Soja, przyznaje, że był z nią w ,-iższej komitywie. Pieniędzy od niej nie ftał, a rozszedł się z nią z powodu lek- le

8

'o jej prowadzenia się i chęci zareje-

^r&wania się z czarną książeczką. Za­

pytywany przez przewodniczącego, czy

^ n ą wtajemniczała go w swe prace w

*żbie Lekarskiej, lub w Pacie, Bobrzecki

^Powiada, że nie. Nie opowiadała

^czególnie o pieniądzach w Izbie Lekar- skiej, o tem. kto jest skarbnikiem itd. Mó­

wiła, że było włamanie w Izbie L ekar jjfaej, i że nie wyrządzono wielkiej szko- y. Nie jest prawdą, mówi Bobrzecki, to, zeznał Doniec, że oskarżony razem z

^henkirzykiem dokonali włamania do Górniczej, lub że przechwalali się Włamaniami. Z Dońcem poznał się przed

rokiem w restauracji na dworcu. W do­

mu u siebie go nie przyjmował, tylko wi­

dywał się z nim. Żona nie wiedziaał o znajomości jego z Dońcem. Żonę, jak twierdzi Bobrzecki, kochał i kocha. Py­

tany w sprawie kupna raków za pośred­

nictwem Dońca,. odpowiada Bobrzecki, że kupił rzeczywiście dwa raki, a zadatek na nie dał z pieniędzy, otrzymanych z Funduszu Bezrobocia.

Przew.: Czy pan przypuszcza, że Fun­

dusz Bezrobocia jest na to, żeby z pienię­

dzy przez niego dostarczonych, kupować raki?

Bobrzecki zaprzecza, by uświadamiał Dońca, że nie powinien się bać, gdy zo­

baczy trupa, twierdzi, że gdy planowali swój wyczyn, nie myśleli, że skończy się to śmiercią dziewczyny.

— Do czego miały służyć raki?

— To doprawdy było lekkomyślnie i bezcelowo zrobione.

— W ykazywał tu Doniec, że mieliście plany włamań w Dębnikach, w Dąbiu, w Zakopanem.

— Rozmawiano o tern, ale w innym sensie.

Przewodniczący- wykazuje, że Schenkirzyk zamierzał do służącej strzelać, ale nabój nie wystrzelił. Zeznania oskarżonego wskazują na to, że spełnił on \f czasie zbrodni wielką rolę i kierował swymi towarzyszami. Zabrał on łuk z kuferka, jakkolwiek do kuferka dostał się Doniec. Po schowaniu łuku, — mówił Bo­

brzecki, — myślał przedewszystkiem o przy­

gotowaniu sobie alibi, poszedł więc na drugi dzień do znajomych pań i namówił je do pój­

ścia na dancing. O godz. 14,15 Bobrzecki pro­

si przewodniczącego o przerwę, jest bowiem bardzo zmęczony. Widać, że jest on cały w potach. Obrońca podaje mu wody, a prze­

wodniczący każe mu usiąść i opowiadać dalej.

W dalszym ciągu oskarżony zeznaje, że ba­

wili się na dancingu do godz. 2 w nocy.

Przew.: Na każdem innem zrobiłoby to duże wrażenie, że ma za sobą morderstwo, a pan poszedł jeszcze na dancing w towarzyst­

wie pań, nie mając poczucia sprawiedliwości.

Żeby nie pociągnąć do odpowiedzialności Bo­

gu ducha winnych osób, Bobrzecki przyznał się do tego, że wyciągnął w tajemnicy przed dwoma wspólnikami ponad 1.000 dolarów z teczki i bynajmniej nie przyznał się Schenki- rzykowi, że to zrobił. Obaj potem twierdzili, że okradł ich Doniec.

Na tem przerwano rozprawę do środy,

*Qo Gyło te la ie lw ą przyczyną z& odnt?

Bobrzecki opowiada dalej, że gdy Potkał się na wiosnę z Dońcem, zapropo*

Jował or jakiś „skok“ i mówił o możli­

wości zdobycia pieniędzy i przeczy, jako­

by wówczas zaproponował Dońcowi wła­

dnie się do Pata. Gdyby rzeczywiście

•łciał okraść Psta, nie potrzebowałby po­

mocy Dońca, bo wziąłby klucze od żony.

Przew.: No dobrze, ale jaki cel miała Znajomość z Dońcem, przecież chyba nie miał on być modelem?

— Myśmy z każdym rozmawiali, mnie in­

teresował on jako typ z odmiennego środo­

wiska.

Hitler i Mussolini przed frontem honorowej kompanii milicji faszystowskiej podczas pobytu niem. kanclerza III Rzeszy w Wenecji, w . >

'W- Ł>

(2)

Str. 2. . S I E D E M G R O S Z Y * Nr . 1672 1. 6. 34*

S t e f a n t a s z ; w o i n s K ® l p a n o w a ć w C i r a s i w s l s i e i t s

S<vd M «B iw n£szff o r z e h l, &© oustfrfcaclc€i e s ta w s i

»S»ra 5 5 C 2 E«»«a fesif z 8 € ® iisisiisaci«i

Głośną jest sprawa zarządzenia, wy­

danego przez władze bezpieczeństwa sta­

rostwa chrzanowskiego, zabraniające sprzedaż i kolportowanie naszego, dzienni­

ka „Siedem Groszy11. Dziennik nasz, naj­

poczytniejszy w całym powiecie, w/dniu 15 marca br. swoją rzeczową krytyką tamtejszych stosunków narazi} się panu staroście, dr. Łęskiemu, który w-mieprak- tykowany gdzieindziej w Polsce sposób, odebrał debit dziennikowi i polecił organom bezpieczeństwa zajmowanie ^egzemplarzy oraz pociąganie sprzedawców do odpo­

wiedzialności. i '

Niedawno odbyły się w Jaworznie i Chrzanowie rozprawy -sądowe przeciwko sprzedawcom i kilkunastu z nich zasądzo­

nych zostało na karę

1

grzywny w wyso­

kości 5 do 15 zł. ora£ na karę nagany. Po­

leciliśmy wszystkiijf sprzedawcom wnieść odwołanie, przekdnani o tem, że sądy wyższe wyroki 'sądów w Jaworznie i Chrzanowie uchylą.

Że przypuszczenie nasze było trafne świadczy o tem indentyczna sprawa, ja­

ką swego czasu wytoczono kolporte­

rom pisma „Czuwamy'*. Sprawa ta oparła się o Sąd Najwyższy w Warszawie, któ­

ry wydał znamienne orzeczenie. W spar- wie tej „Naprzód11, wychodzący w Kra­

kowie, z dnia 18 bm. pisze:

„Sąd najwyższy wydał świeżo wyrok, który stanowi ważny precedens dla pism, posługują­

cych się kolportażem. Oto uniewinnieni zo­

stali dwaj oskarżeni w swotr.i czasie, Jakób Banaś i Konstanty Ptak, którzy bez zezwole­

nia władzy, jeden w Wadowicach, drugi w Zatorze, roznosili i rozdzielali pismo: „Czuwa- my“. Kasacja opiera się na zarzucie, iż w czynie przepisanym niema znamion przestęp­

stwa, iakt bowiem wręczania trzeciej osobie jakiegokolwiek czasopisma, chociażby w więk­

szej ilości egzemplarzy, nie wyczerpuje istoty karygodnego według paragrafu 3 ust. pras, kolportażu.

Czwartek Czerwca

21

1934

Dziś: Atojzego Oonz.

Jutro: Pauifijia, Flawj.

Wsohćd słońca: g. 3 m.

Zachód: g. 20 m. 26 Długość dnia: g. 16 m. 50

jA

RAD JO.

Środa, 20 czerwca 1934 f.

T Kraków. 6,30 And. poranna. 11,57 Sygn&t czasu, hej­

nał. 12,03 Tcawstn.

z

Warszawy i Lwowa. 13,05 Ptyty.

14.00 Tiransm. z War&zaiwy. 16,00 Płyty. 16,13 Tranem.

* War>s«. 18,15 Plyity. 18,45 Tiransm. z W a m . 18,55 Pogad. staelecika. 19,05 Rozmaitości. 19,10 Program na dz. nasł. 19,15 Transm. z Warszawy. 19,55 Wiad. aport.

20.00 Tiran sin. z Warsz. ! Lwowa. 21,02 ,,Ze świata iprzynody" dr. St. Skowron, doc. U. J. 21,12 T.raoisrmsga z Warszawy.

Katowice. 6.30 „Kiedy raitme wstają zorze". 6,35 Płyty. 6,40 Girmiasiyka. 6,55 Ptyty. 7,10 Płyty. 7,20 Chwilka pań domu. 11,57 Sygnał czasu. 12,03 Wiadomo­

ści meteorologiczne. 12,10 Zesipól salonowy. 13,05 Płyty.

14,15 Ceduła Giełdy w Katowicach. 16,00 Pogawędka Cioci Heii z dziećmi: 16,15 „Instrumenty i głosy w lad­

zie". 17,00 Pogaidaoka dla dzieci. 17,15 Utwory na for­

tepian. 17,40 Recital ipiewaozy. 18,15 Płyty. 19,00 Ka­

mila Nitsiohowa: „Gospodyni! śląska". 19,15 Recital skrzypcowy. 19,50 Wiadomości sportowe. 20,12 Chór Revel!ers‘ów Lwowskich „Eryana". 21,00 Caipstrzyk Marynarki Wojenne) z Odymi. 21,12 Koncert solistów.

22.00 „Wsi spokojna, wsi wesoła" — humoreska. 22,15 Muzyka taneczna. 23,00 Skrzynka pocztowa w języki!

■francuskim.

JC ta m k a JC m fo o u is k a

A dm inistracja: K raków , ul. K a r­

melicka nr.

15

. Godz. urz. od i i do

14

.

TEATR W KRAKOWIE.

REPERTUAR TEATRU IM. SŁOWACKIEGO, Środa: „Szkoła podatników" (ureanjwa).

Czwartek: „Szkoła jiodaituików".

Płatek: poipoi. godz. 4,30 „Piwna", -wiieazwam godzi t .Ffijma".

REPERTUAR KIN KRAKOWSKICH:

Adria: „Paltsmowa blondymika". Apollo: „Szalona wdówka". Atlantic: „Firamkaisitem". Bagatela: „Kis- meit". Dora Żołnierza: „Ulubieniec bogów". Promień:

„Wyspa dra Moreau"

i

„Romeo I Julcia". Słonko:

„Sztabskapitan G-mbaimeiw” . Sztuka: „Szoieg Nr. 33".

Świt: „W pogoni za księżycem" Uciecha: „King Kons", Wanda: „Flpi i Flaip i... ^-brodmia.riz".

— WYPADEK SAMOCHODOWY, W po­

niedziałek samochód osobowy, prowadzony pr.zez dr. Arpada Weitresa, .zamieszkałego w Mościcach, w pow. Tairiiiowskim, najechał wskutek nieostrożnej jazdy na furmankę Anto­

niego Żmigrodzkiego, gospodarza z Widomej w pow. Miechowskim, skutkiem czego koń Żmigrodzkiego doznał złamania przedniej nogi.

Wypadku z ludami nie było.

— PLAGA ŻEBRACTWA. W awJązku z ożywieniem się ruchu przejezdnych w Krako­

wie, na ulicach krakowskich i placaclł pojawili się znowu żebracy. Usuwający ich strażnicy miejscy natrafiają często na opór ze stromy nieświadomej publiczności. Przeciwko uda­

remniającym czynności urzędowe, władze wy­

stąpią z całą stanowczością.

Zaskarżony wyrok ulega uchyleniu na mocy art. 516, lit. a (k. p. k.), .albowiem przepisy, objęte par. 23 ust. pras. z 17 grudnia 1862 r.

Nr. Dz. P. P. z roku 1863 w dniesienśu do dru­

ków krajowych straciły w Polsce moc obo­

wiązującą, a mianowicie zostały uchylone prze­

pisem art. 105 Konst. Rzeczp. Polskiej porę­

czającym wolność prasy. Artykuł ten stanowi, iż — 0 ile nie wchodzi w grę art. 124 Konst.

— nie może -hyi wprowadzna ani cenzura, ani system koncesyjny na wydawanie druków, ani odebrany drakom krajowym debit pocztowy, ani ograniczone ich rzopowszechnianie na ob­

szarze Rzeczypospolitej Polskiej. Przepis art.

105 Konst. w związku z art. 104 Konst., za­

wierający zakaz wszelkich ograniczeń w roz­

powszechnianiu dzienników i druków na obsza­

rze Rzeczypospolitej Polskiej jest prawem po- zytywnem i przypisem, normującym bezpośre­

dnio stosunek prasy w powyżej określonym kierunku, a nie jedynie przepisem programo­

wym, w którego ramach ma się rozwijać usta­

wodawstwo, mające dopiero zrealizować po­

stulaty konstytucyjne."

Wynika z powyższego, że kolportarz

„Siedmiu Groszy" na terenie powiatu Chrzanowskiego jest dozwolony, wobec czego wzywamy wszystkich b. sprzedaw­

ców, by zgłosili swoje zapotrzebowania (n)

R o z p r a l s o lilc i 9 ź f € i l i i i i t a e l

S t r a s z n e s a m ® f ió is tr s > ® & e « r o & o t n e & o rv

W e wtorek w godzinach południowych

w Krakowie zawezwano pogotowie ra­

tunkowe na Plac Matejki, gdzie pod mu- rem jednej z kamienic wił się w boleściach jakiś robotnik. Okazało się, że jest to nie­

jaki Bartosik Piotr z Górki Narodowej, od

dłuższego czasu bezrobotny, lat 54, który zrozpaczony brakiem pracy i środków do życia rozpruł sobie nożyczkami brzuch.

W stanie ciężkim przewieziono go do szpitala Św. Łazarza na oddział chirur­

giczny. •

Krwawa bójfta rodzinna w SpyiKowicMb

Z l € 2 € 8 1 S g ® « l Z t i » £ B B 9 S © I P t B t f ś E | W ^ Mieszkaniec Spytkowic (w powiecie

Wadowickim), 60-letni Józef Michalec za­

dzierał upstawicznie ze swym zięciem Stanisławem Stańczykiem, tak, że niejed­

nokrotnie dochodziło między nimi do gwałtownej kłótni. Wrogie to współżycie powstało na tle majątkowem, tem więcej że teść nie był zbyt ustępliwym wobec swego zięcia. W czasie sporu Michalec chwycił łopatę i uderzył ziięcia znienacka w głowę, przyczem tenże, zalewając się krwią, upadł i stracił przytomność. Wów-

SI tM m vi fr a g t e s m seminarium pod Tarnowesis

Ministerstwo W . R. i O. P. poleciło ikuratorjum krakowskiemu przeprowadze­

nie odpowiednich dochodzeń w sprawie samobójstwa trzech seminarzystów na Górze Piaskowa] pod Tarnowem, które zdarzyło się w piątek ubiegłego tygodnia Jak wiadomo, trzej seminarzyści w wieku od

20

do 22 lat popełnili samobójstwo, dwaj strzelając sobie w serce, trzeci, w usta. Czwarty, który miał z nimi odebrać sobie życie, nie przyszedł na umówione miejsce. Do seminarium wysłana będzie komisja śledcza dla zbadania panujących tam stosunków.

•szBkaficzr paraczniK

Dnia 17 bm. przybył do mieszkania Tekli Kozikowskiej w Bielsku pewien nie­

znany jej mężczyzna, który przedstawiw-

czas starzec tw bestialski sposób począł leżącego okładać w dalszym ciągu po ca- łem ciele. Na krzyk Stańczyka nadbiegli domownicy i sąsiedzi, którzy % trudem zdołali rozbroić napastnika i oderwać od swej ofiary. Jednocześnie przybyła na

•miejsce zaalarmowana w międzyczasie po­

licja. Michulec został natychmiast aresz­

towany i osadzony w więzieniu, zaś cięż­

ko pobitego Stańczyka odwieziono do

szpitala. (Hb)

szy się za porucznika wojsk polskich, pro­

sił o przyjęcie go na mieszkanie jako sub­

lokatora. Kozikowska naturalnie przyjęła rzekomego porucznika, dając mu na jego żądanie obiad, kolację i śniadanie. Na dru­

gi dzień po śniadaniu o godzinie 7 rano ,,porucznik" odszedł i więcej nie wrócił a Kozikowska po jego odejściu zauważyła brak dwóch damskich zegarków. Tak to więc sublokator odwdzięczył się jej za mieszkanie i utrzymanie. (na)

Bawi się z dziećmi i r ę c e i m lamie

Niejaki Stanik Władysław z Komorowie, li­

czący 24 lata, w czasie zabawy z małoletnie- mi dziećmi złamał jednemu z nich, 5-letniemu Nawrockiemu Emilowi, rękę w łokciu. Dziecko odniesiono do szpitala, gdzie doktór stwierdził ciężkie uszkodzenie ręki dziecka. Okazuje się, że Stanik jest umysłowo niedorozwinięty i na tej podstawie został również zwolniony z woj­

ska. (na)

j h o n i & a ($ $ Q $ > fk id z tia

REPERTUAR KIN:

BIELSKO. Miejskie: ,,Poważna Jedynaczka".

BIAŁA. Miejskie: ,,Martwy dom**.

,

ŻYWIEC. Kino „Edison*4 w Żywcu wyświetla dniach 9 i 10 czerwca br. „Powrót Stierlocka Holmes2^

Arcydzieło filnwwe osnute na tle klasycznej powie znakomitego tpsarza Conan Doyle’a.

dni pobytu.

— KRADZIEŻE. Dnia 17 bm. mczna*‘

sprawcy włamali się za pomocą wytrycha “ mieszkania Zuzanny Hłaiwiczkówej w Ciesz)'”

nie, pi. Kościelny 2, skąd skradli ubranie inę skie, czarną /marynarkę i kamizelkę, spodnie ^ paski i kol. branżowego, pulower bez ręka­

wów kol. popielatego, łącznej wartości ok0'*..

250 izł. Sprawcy p dokonanej kradzieży zibi-1^ 1 w niewiadomym kierunku.

— WŁAMANIE DO KASY OSZCZĘDNĄ ŚCI w SKOCZOWIE. Dnia 17 bm- godz. I " 4

nieznani sprawcy włamali się do lokalu Kasy Oszczędności w Skoczowae, gdzie PrZ/

pomocy raka rozpruli kasę ogniotrwałą, z rej skradli 400 z\. gotówki. Na miejscu spra|'v' cy pozostawili świder, gazety drukowane * języku czeskim. Ze sposobu włamania wynika że sprawcy byli zawodowemi kas.iarza.mi.

— SPRYTNY OSZUST. Dnia 16 bm- P°j pretekstem udzielenia posady wyłudził n>*' tznany sprawca na dworcu kolejowym w Bjcr sku ód bufetowej Antoniny Bydlińskiej z Bie*' ska 200 zł.

— LICYTACJA SKONFISKOWANEJ BR0' NL. Dnia 2 lipca br. odbędzie się w gmad1®

starostwa w Żywou pulbliczna sprzedaż sko11' fiskowanej broni. Do licytacji będą dopuszczą nie tylko osoby, które wykażą się uprawił'2' niem do posiadania broni. Dzierżawcy praw'*

polowania i strażnicy łowieccy mają Pie.r wszeństiwo do nabycia broni skonfiskowanej-

— OSOBISTE- W miejsce śp. posła Mic-li3' ła Szyszki wchodzi do Sejmu wójt Gilowice, pow. Żywiec, p. Franciszek MivJ^

lec.

O l b r s y m i p o i a r f a b r y k i w l o d z i

Wypadku w B&acfiia&fa nie było

W wb. wJorelk w wołudnie o godz. 15 wy­

buchł pożar w tkalni i szliehfemi Sirmy Gross- mana, Kopel i Ska w Lodzi, która mieści się w zabudowaniach firmy Gintera, przy ul. 21 p. Strzelców Kaniowskich. Pożar powstał jak dotąd ustalono w szlichterni od iskry prze­

grzanego łożyska, od której zapaliły się szma­

ty leżące w pobliżu. Ogień przerzucił się mo­

mentalnie na całą halę.

Ponieważ afbryka ta, która mieści się w drewnianych barakach, gdzie w czasie wojny mieściły się stajnie wojskowe, przeto rozsza­

lały żywioł znalazł aitwopalny materjał. W przeciągu kilku miniut cała fabryka stanęła w płomieniach. Załoga robotnicza na tej zmianie stanowiąca 30 ludzi, zdołała się uratować i przystąpiła do wynoszenia gotowych wyro­

bów tkalnych.

Zalamiowana straż pożarna przybyła na­

tychmiast w składzie trzech oddziałów i przy­

stąpiła energicznie do akcji ratowniczej. Zlo­

kalizowała ona Oigień i przystąpiła do ochro­

ny przyległych budynków. Po dwugodzinnej akcji zdołano opanować pożar, poczerni straż odjechała, pozostawiając na miejscu tylko pa­

trole. W fabryce tej pracowało 16 warszta­

tów, które uległy całkowitemu zniszczeniu.

Straty wymoszą_razem około 40 tys. zł.

Większa ilość robotników straciła pracę.

Okazuje się, że pożar znów należy zawdzię­

czać. niedbalstwu i zlekceważeniu przepisów bezpieczeństwa. Odnośne władze prowadzą na miejscu dochodzenia. Wypadku w ludziach nie było.

0 t

So

Ant

*osl 1 d. !y

“pa 'am itnu pie pia

Pad

vik

Upij ]yclsz

Vej

Che

iier

nie

rów

hoi łap niedller

fozi

kc.

t\ar

^or

lis i

V

brz

ę

— OKRADZIONE KIOSKI. Do kiosku W roliny Kotyniakowej .w Bielsku, przy u li^

Blichowej przybył nieznany jej osobnik, któ”

korzystając z chwilowej nieuwagi właścicieli"

skradł jej pudełko z blankietami w eksłow ej^fe wartości 400 zł. W tymże samym dniu do k';’

sku Związku Inwalidów Żydowskich w sku przybyło 2-oh nieznanych osobników, W dając papieru listów, i kopert. W czasie kuP11, skradli z półki tegoż kiosku książkę ze znac2.

karni pocztowemi i stemplowemu na kwotę ZJ 133.90, oraz książkę a blankietami we.ksloW6 mi na kwotę zł. 172,60. Sprawcy oddalili s,?

w niewiadomym kierunku, (na)

— POŻAR. Dnia 17 bm. powstał pożar ^ stodole • Pawła Maklera w Międzyrzeczu Oo;

nem, który zniszczył doszczętnie stodołę o znajdujące się tam-że maseyny i narzędzia tę nicze. Szkody narazie nie zdołano ustalać. (n

lyc

?ro

"a

KRADZIEŻ MIESZKANIOWA. Dnia b. m. nieznany sprawca dostał się za T>oni#‘

podrobionych kluczy do mieszkania KI©ŁlIia Rudolfa, restauratora w Bielsku, skąd skra z sypialni żelazną kasetkę, zawierającą doiaifów, 370 zł., złoty damski zegarek z cz* f

ii«

ii*

ną tasiemką, 2 ztote męskie łańcuszki ą r‘

papiery kupna dwóch parcel, wystaw’ “ przez notariusza Bylińskiego w Bielsku nazwisiko Kleimana Rudolfa, (na)

— STRACIŁ RÓW NOW AGĘ I W PADŁ ^ RZEKI. Jan Hankus z Międzyrzecza Dobieg przechodząc ściężką wzdłuż rzeki Jasienicz3^

ki stracił w pewnej chwili równowagę i wP3 do rzeki tak nieszczęśliwie, że okaleczył bie twarz i stracił przytomność. Zauważ0'11, przez Jerzego Handzla, został wyciągnięty L brzeg i po pewnym czasie, gdy przyszedł “ siebie, odstawiany zosta Ido domu. (na)

— JAK PP. ABRAHAM I IZAAK TA>'^

ZAOPATRYWALI SIE W SIANO. B'r*?‘

Icek, Izaak i Abraham Feldgreber w Brz szczach, zaimiujący się ekspedytorsfwem, 'L‘l <

patrywalł się tanio w siano dla swych j PnprostK dopuszczali się kradzieży siana kop gospodarzy w Lipniku. Dochodzenie i X , wizja u Feldgreberów wykryła siano, pocll‘z dzące z kradzieży z pola Urbanke i LinerWi LipnJka. Dobranych pomysłowych braciszka » ekspedytorów doniesiono do prokuratora.

— 200 ZŁOTYCH ZA POSADĘ BUFEt ^ ’ W EJ. Dn:a 16 b. m. nieznany sprawca dził od bufetowej Antoniny Bydlińskiej, z3.'cj w Bielsku, kwotę 200 zł., przyrzekając 1 udzielenie posady, (na)

— WŁAMANIE DO KIOSKU. Onegdai ^ nocy nieznani sprawcy włamali się przez robienie otworu w ścianie do .kiosku ty to ^ j wego Franciszka Ozyża w Dziedzicach, sI<a skradli towaru za 120 zł. (na)

ęt

“>kiKa

^fię bs

it r

tal

i>0|

CJglWz

8

lin

hk

>-n Kie iaW

D z w o n r a i i t w c z a s i e p r e c e s j i 1 1 i m w i e r n y ^

J Z i e z w y & l a H e t o s l r o f a m S & g a s & w

Tragiczny wypadek wydarzy} się pod- daląc na ziemie, przywalił dwóch chłop- na szczęście tylko lżejszych obrażeń

ic ~n.roclrit

WT

crfltr P ń w . ł p n \irtrncir1pV

czas procesji w Drasku. W chwili, gdy ców.

baldachim znajdował się tuż przy dzwon­

nicy, oberwał się w czasie dzwonienia je­

den z dzwonów, wagi około 3 ctn. i spa*

Stanisława Nawrota odwieziono z po-- tamanemi żebrami i bardzo ciężkiemi obrażeniami głowy do szpitala w Jeleniu.

Jego towarzysz Tadeusz Ćwikła doznał

Niezwykły ten wypadek wyvf° j wśród wiernych wielką konsternacje

przygnębienie. ^

Dzwon został założony w roku przez jedną z iirra poznańskich.

He

S

V: h

«6

0 tt! la

Ha

(3)

N r . 1 - 6 6 — Tg. 6 . 3 4 . S I E D E M G R O S Z Y * * S t r . 3

Przez zbrodnie i zabójstwa, żona I pasierb

c S i c i e l i c f l o f ś ć d i o a n v € a f € i t f i « u

Z& gadtka raagpoilsa ^ o l o &3ia£e$ rozwieązmmm

oi

W początkach maja podaliśmy wiadomość tajemniczym napadzie rabunkowym, jakie-

||o dokonano na osobie niejakiego Komendery Antoniego w Suchej koło Białej. Komendera postał wówczas raniony w pierś i rękę. Spraw- CV napadu strzelali jeszcze wówczas z ukrycia 1 do Pogotowia Ratunkowego, które przybyło Opatrzyć rannego Komenderę. Cała sprawa od Ornego początku była zawikłana, dzięki jednak Rudnym i drobiazgowym dochodzeniom, ja- :'e prowadzili wytrwale około 7 tygodni wy­

wiadowcy komisarjatu w Białej, zagadka na- Padu rabunkowego została ostatecznie roz­

wikłana.

Okazuje się, że napad na Komenderę został ['Planowany przez żonę Komendery, Zuzannę, J®i syna z pierwszego małżeństwa Kózka Fran­

ciszka oraz Szczura Jana, zięcia Komendero- ,'vej (mąż córki z pierwszego małżeństwa).

Chcieli oni przedewszystkiem pozbyć się Ko-

"lendery, aby w ten sposób dojść w posiada­

ne jego majątku. Pożycie Komende- rów było bardzo złe i na tle majątkowym do­

godziło do częstych awantur. Ostatnio przed opadem, którego celem było zabójstwo Ko- l^endery, tenże posiadał większą sumę pie­

niędzy, które otrzymał za spalone dwa domy.

Napadu i zranienia Komendery dokonali w po­

szumieniu z żoną i pozostałymi Kózką i Szczurem, niejaki Gałuszka Jan z Kęt i Żmuda larol, znani bandyci, kilkakrotnie karani, żona Komendery w czasie dokonywania napadu

przez Gałuszkę i żmudę w odległości 50 me­

trów od domu stała na czatach. Kiedy zra­

niony Komendera wyskoczył oknem z miesz­

kania swego,_ usiłował go ktoś dobić kamie­

niem. Dowlókł się on jednak do domu są­

siada, gdzie stracił przytomność, skąd też za­

brało go Pogotowie Ratunkowe.

Żona Komendery po napadzie i zranieniu

p r x 9 l o p a n e ^ i » s i o l € r « a ® l 2 B l © ® ą i Jakiś 18-letni wyrostek, podobno bez­

robotny usiłował włamać się do pewnego sklepu na Jachclcach w Bydgoszczy.

Śpiący w przyległym do składu pokoiku właściciel zbudzony został ze snu podej­

rzanemu szmerami, wyskoczy! z łóżka i, nie namyślając się długo, wszedł do skła­

du. Zastając złodzieja na gorącym uczyn­

ku usiłowanej kradzieży, strzelił do zło­

dzieja, którego ranił dość niebezpiecznie w udo.

Rannego włamywacza, po udzieleniu mu doraźnei pomocy

1

H-ruskiej, odwiozło pogotowie do więzienia sądowego.

a1*

Nieszczęśliwy wypadek w Krotoszynie

W cegielni p. Wleklińskiego w Kroto-

?£ymie zdarzył się nieszczęśliwy wypa­

ple.

Mianowicie zatrudniony tamże maszy­

nista Jan Stachowiak z Krotoszyna chcąc

^ pewnej chwili przykręcić jakąś śrubę [>rzy prasie ceglarskiej, w łożył prawą rę- w tryby od prasy, które mu zmiaż­

dżyły cztery palce. Stachowiaka odsta­

wiono natychmiast do szpitala miejskie­

go, gdzie dokonano amputacji zmiażdżo­

nych palcy. Stan nieszczęśliwej ofiary Wypadku nie jest na szczęście bardzo Groźny, lecz Stachowiak będzie inwalidą

"a całe życie, (sg)

W poniedziałek w godzinach od 20— 22 liczne rzesze mieszkańców Poznania zgroma­

dziły się na Placu Wolności, przysłuchując się transmisji przez megafony Polskiego Radja,

poświęconej czci śp. ministra Bronisława Pie- rackiego.

Jako reprezentanci miasta Poznania przy­

byli panowie: radca dr. Tadeusz Szulc i rad­

ca Zygmunt Zalewski. Pozatem przybyły licz­

ne rzesze delegacyj Związków Zawodowych, urzędniczych i b. wojskowych.

We wtorek o godz. 9,30 odbędzie się w kościele Farnym msza św. za spokój duszy śp. Zmarłego, którą odprawi ks. biskup Dymek.

Po mszy św. o godz. 12 przyjmować będzie wojewoda poznański w sali reprezentacyjnej kondolencje.

1 5 -le cie d y w iz ji w B y d g o sz c z y

U d z i a ł X £ . l i s . ( B i s k u p a G a s w t it ib# n> u r o e s ^ ^ f o ś c i

Zlot „SoKola“ w Krotoszynie

W pierwszych dniach sierpnia br. od-

!

będzie się z inicjatywy miejscowego to­

warzystwa ..Sokół

11

wielki zlot „Sokoła"

}kręgu Jarocińskiego. Zlot zapowiada H h wspaniale.

Ostatni zlot ,.Sokoła“ odbył się w Kro­

toszynie przed 35 laty, t. j. w roku 1899, utrudniany przez nienawistnych zabo-r- fów. Obecnie w wolnej Ojczyźnie spot­

ka się z miłern przyjęciem i poparciem całego społeczeństwa krotoszyńskiego.

(sg).

Uroczystość z okazji 15-lecia 15-tej dywizji w Bydgoszczy z powodu tragicznego zgonu śp. ministra Pierackiego przybrała skromniej­

szy przebieg. P. Prezydenta R. P. zastępo­

wał inspektor armji gen. dywizji Osiński.

Obecny był również ks. biskup połowy Gawlina i ks. biskup Laubitz. Uroczystość wojskowa

odbyła się zgodnie z programem i wypadłą bardzo efektownie. Dziarska postawa defilu­

jących oddziałów wywarła na zgromadzonej publiczności najlepsze : wrażenie. Raut, jaki mial się odbyć, zosiał na znak żałoby odwo­

łany.

Tragiczny wypadek rowerzysty

Zuchwały napad

na mieszkanie

W niedzielę wieczorem usiłował szereg ro­

botników we wsi Sępno w pow. Kościańskim

°grabić mieszkanie rolnika Schulca. Na alarm,

^zniesiony przez służącą, nadbiegła pomoc i Robotników ujęto. Policja osadziła w areszcie

“omana Wojtkowiaka z Bojanowa, Jana Sło­

wińskiego z Korzycha Małego, Edmunda Skrzypczaka i Tomasza Wawrzyniaka z Przy-

“yszewa.

0

Echa złośliwego bankructwa

„P a frji“

Głośna swego czasu sprawa nadużyć w Po-

| fańskiej Fabryce Rowerów „Patria", której 'kierownicy pokrzywdzić mieli wierzycieli firmy

"a. przeszło 150.000 zł., znajdzie się w dniach najblitszych na wokandzie Sądu Okręgowego

^ Poznaniu. Przed sądem staną Józef Wyle­

wała, Tadeusz Szulc 1 Stanisław Wawrzyniak.

»Dzień DziecHa“ w Krotoszynie

Z inicjatywy kierownictwa Powszech­

nej Szkoły Żeńskiej w Krotoszynie^ odbył w ubiegły wtorek „Dzień dziecka**,

^branych kilkaset dziewcząt szkoły po­

wszechnej żeńskiej udało się w pocho­

dzie ze śpiewem i orkiestrą na czele do pobliskiej „Leśniczówki", gdzie odbyła h zabawa dla dzieci i przybyłych rodzi-

?ó\v. Podczas zabawy obdarzono dzieci 'awą, plackiem i cukierkami, poczem ba- Mono się ochoczo do samego wieczora.

^ zmierzchu cała wycieczka wróciła z Muzyką i śpiewem i zapalonemj lampjo-

^m i do miasta. Po przybyciu pochodu ''a rynek i odśpiewaniu pieśni „Wszystkie

^sze dzienne sprawy“, zakończono tę

"tiłą dla dzieci uroczystość- (sg.)

U zbiegu ulic Gdańskiej i Śniadeckich w Bydgoszczy wydarzył się tragiczny wypadek, którego ofiarą padł rowerzysta niejaki Józef Zawadziński, z zawodu mu­

rarz, mieszkający stale w Czembłewie pow Chełmińskiego, a obecnie zatrudnio­

ny w firmie p. Jaworskiego w Bydgo­

szczy.

Przebieg zajścia był następujący: Za­

wadziński jechał rowerem ul. Śniadeckich w stronę ul. Gdańskiej. W momencie, kie­

dy znalazł się na narożniku ul. Gdańskie]

najechany został z tyłu przez samochód osobowy cukrowni w Żninie. Wskutek

KUKakrotaa sprzedaż mieszkania

Pomysłowy oszust nabrał cafy szereg osób

Przy ul. Malinowej

6

w Łodzi zajmo­

wał mieszkanie, składające się z pokoju i kuchni, Walenty Szpechowski. Ponieważ komornego nie opłacał, gospodarz uzyskał eksmisję i Szpachowski liczył się z tem, że lada dzień będzie musiał mieszkanie opuścić. Postanowił w oszukańczy spo­

sób zdobyć pieniądze na nowe mieszka­

nie.

Ogłosił, że ma do oddania mieszka­

nie i w rezultacie sprzedał je cztery ra­

zy, pobierając każdorazowo większe i mniejsze kwoty.

WSWl

0

V

męża nie okazaja najmniejszego współczucia.

Zbrodnicza żona, pasierb i zięć zostali osa­

dzeni w areszcie. Wykonawcy zaś napadu, Gałuszka i Żmuda, przebywają w więzieniu w Wadowicach, gdzie czeka na nich cały szereg innych spraw za rabunek. Catą tę potworną zbrodnię rodzinną przekazała policja z Białej do prokuratury w Wadowicach, (na)

... (na .POLONIA*

P O Z N A Ń W Z A t O B I I

M m e s s e i l a m o r d o w a n e i f o M s iiw n a s ifrc s ♦

W związku z tragiczną śmiercią ministra śp. Bronisława Pierackiego i uroczystościami pogrzebowemi, ku czci śp. Zmarłego, na za­

rządzenie władz admniistracyjnych, zawieszono w Poznaniu przedstawienia we wszystkich tea­

trach i kinach. Również nieczynne będą dan­

cingi i kabarety, oraz orkiestry we wszystkich lokalach.

zderzenia rowerzysta upadł na jezdnię tak nieszczęśliwie, że stracił przytomność.

Kiedy nadjechało pogotowie ratunko­

we, Zawadziński dawał już tylko słabe oznaki życia. Lekarz stwierdził ogólne po­

tłuczecie i nadwyrężenie mózgu i zarzą­

dzi ł natychmiastowe przewiezienie go do lecznicy miejskiej.

Stan rannego jest bardzo poważny.

Rower został zupełnie pogruchotany. Kie­

rowcą samochodu, który spowodował tra­

giczny wypadek, był szofer Wincenty Bu- sztyński, zam. w Górze pod Żninem.

NiCHfeły dowcip p. Dfamenia

Właściciel domu przy ul. 11 Llstopa- da w Łodzi Aleksander Wanierowski za­

uważył od pewnego czasu niepomierne zużycie prądu elektrycznego. Bowiem gdy urzędnik elektrowni obliczał zużyte kilo­

waty. wypadły rachunki znacznie wyższe niż nawet zimą, kiedy światła potrzebo­

wało się znacznie więcej, jak w okresia wiosennym. Sądził, że albo zegar nie*

wskazuje dobrze, albo w sieci elektrycz­

nej jest coś nie w porządku. Gdy jednak w następnym miesiącu, kiedy potrzebo­

wało się jeszcze mniej światła, rachunek na dobitek wzrósł, postanowił sprawę zbadać gruntownie. Począwszy od pionu, a doszedłszy do klatki schodowej na 2 piętrze, ku swemu zdziwieniu stwierdził że nowy lokator Moniek Diament, który wprowadził się do niego przed 3 miesią­

cami, odczepił się poprostu od przewodu klatki schodowej i wprowadził prąd do swego mieszkania, nie posiadając zegara a używając prąd poprostu na rachunek gospodarza. Ponieważ prąd go nic nie ko­

sztował, palił w pokojach żarówkami 40 watowemi, mając także do prądu przyłą­

czony 3-lampowy aparat radjowy. Wanie­

rowski zrobił doniesienie do władz, i na skutek tego dowcipny p. Moniek stanął onegdaj przed sądem grodzkim, który po przeprowadzeniu przewodu sądowego u*

znat winę oskarżonego i skazał-go na

2

mies. więzienia i ponoszenie wszelkich kosztów sądowych.

0

$3 ó§śkm o d z i e c i

Podczas zabaury na podwórzu domu przy ul. Radwańskiej 11 w Łodzi przy­

szło wr dniu 17 4. br. pomiędzy dziećmi zamieszkałych tamże, Moszka Weinszto- ką i Elżbiety Bogdańskiej dp swarów wskutek których 'dzieci Weinśztoka pobi­

ły córeczkę Bogdańskiej. Na wołania o pomoc wybiegła Bogdańska jak i Wein*

sztokowie i rozpoczęła się głośna kłótnia, podczas której zapalczywy żyd dotkliwie pobił kijem po głowie Elżb. Bogdańską tak, że musiało interweniować pogotowie lekarskie. Za swój czyn odpowiadał Wein*

sztok przed sądem grodzkim, który ska­

zał go za pobicie Bogdańskiej 3 tygodn.

aresztem i na ponoszenie kosztów postę­

powania.

Poszkodowani zostali: Bryczkow- ski na 150 zł., Zygmunt Malinowski na 100 zł., Dora Wańkowska na 200 zł. i Stan. Gawroński na 100 zł.

Po zebraniu razem 560 zł., wyniósł się w dniu 1 4. br., pocichu do Zgierza i^ tam wynajął mieszkanie.. „Nowonabywcy

'1

je­

dnak dowiedzieli się o jego adresie i pomy­

słowy oszust został aresztowany.

Na sobotniej rozprawie sąd skazał go na

2

lata i

10

mies. więzienia.

raUnnHowy

Mieszkaniec wsi Garbów, powiatu Ko­

neckiego, Jan Garbacz, przechodząc szo- szą pomiędzy wsią Rzuców a Chlewiska’

mi, został napadnięty przez dwóch u- zbrojonych osobników.

Osobnicy sterroryzowawszy. swą ofia­

rę, zrabowali 187 złotych i zbiegli w kie­

runku lasu- W związku z tym napadem organa policyjne po przeprowadzeniu re­

wizji w radomskich „melinach" złodziei zatrzymały Wacława Kalbarczyka, mie­

szkańca wsi Majdanek, gm. Chlewiska.

Przy aresztowanym znaleziono: bag­

net, dwie obrączki i broszkę złotą. (R)

Śmierć w plemleifacli

W ubiegłą sobotę w Komorowicach w za­

budowaniach B. Beczalowej wybuchł pożar, który strawił część domu oraz stodołę. Pożar spowodowała nocująca stale ną strychu tegoż domu żebraczka Góra Tekla, która świeciła sobie świeczką. Płomienie nagle ogarnęły sło­

miany dach domu, tak, że nieszczęśliwa żyw­

cem spłonęła i dopiero po ugaszeniu pożaru przez straż pożarną z Komorowie Polskich i Śląskich w zgliszczach znaleziono zwęglone zwłoki żebraczki. Straty wynoszą około 200 złotych, (na)

Walla pochłonęła dwa tycia M K ie

‘T r a g i c z n a n i e d z i e l a w @ ® z m £& m m m m

Upalna niedziela ściągnęła nad brzegi War- czyły się śmiercią. Niejaki M o j ż e s z I z - 12-Ietal A l o j z y ; u u o n a , kąpiąc się

■ wielotysięczne rzesze mieszkańców miasta b e c k i, który przed dwoma dniami przybył do na miejscu zaknza^cm, U i' się na głębię i Poznania. W czasie kąpieli wydarzyło się kil- Poznania, utonął. Zwłoki wydobyto i odsta- utonął. Zwłok jeszcze nie odnaleziono, ka wypadków, z których dwa zakoń- wiono do zakładu medycyny sądowej.

(4)

Godzina obrachunku się zbliża!

N ędzny Beauforcie! K ara cię dosię­

gnie ! Nie zapom inaj na wyżynie swo­

jej potęgi, że każda zbrodnia znajduje mściciela! Stanowisko, jakie zajm ujesz nie ochroni cię od upadku! Jest wiecz-- na sprawiedliwość i ty jej ulegniesz tak, jak każdy zbrodniarz.

O bejrzał się po pokoju, w którym na stole paliło się kilka świec w wyso­

kim świeczniku. M urzyna, który zw y­

kle znajdow ał sę blisko niego, stojąc lub leżąc w głębi, teraz nie było.

Marceli się zadziwił. Przystąpił do stołu i zadzwonił.

Srebrny głos dzwonka rozległ się po korytarzach pałacu.

W chwilę potem wszedł służący.

— Gdzie jest Hassan? — spytał Marceli.

— M urzyna niema, signor marche- se! — odpow iedział służący z uszano­

waniem. — Szukaliśm y go ju ż, żeby go przysłać na górę.

M arceli odprawił służącego z pole­

ceniem, ażeby poszedł na spoczynek, ponieważ było ju ż późno.

— To szczególne! — rzekł M arce­

li do siebie, pozostawszy sam w wyso­

kim, obszernym pokoju. — Coś się stało z tym tak wiernym i pilnym do­

tychczas H assanem ! M oże Beaufort, lub jego pow iernik M arillac próbowali pozyskać go dla siebie, a zniechęcić dla m nie! Będę się jednak m iał na ostrożności! Znam was, wrogowie moi, a ponieważ nie lekceważę was i waszej potęgi, zdobędę środki zdemaskowania w a s ! A zatem i ty H assanie! Źalby m i cię b y ło ! Byłeś w iernym, god­

nym zaufania, spodziewałem się w tobie znaleźć sługę niezmordowanego, przyw iązanego do swego pana! Nie gniew am się jednak na ciebie! K tó żb y się zdołał oprzeć pokusie, gdy w po­

nętnej postaci m u się przedstawia!

Nie jestże wielu z nas słabymi ludź­

m i! Czyż każdy z nas nie ma jakiegoś życzenia, jakiegoś pragnienia, które nosi w sercu, a którego zaspokoić nie m oże? Czyż każdy nie kocha czegoś, żyw iej i bezwzględniej niż wszystko inne? Beaufort, jego pow iernik, m u ­ sieli wyśledzić takie twoje życzenia, skusili cię do siebie... Jesteś zgubiony!

Chodził po pokoju pogrążony w zadumie.

— N ie przypuszczałem tego, gdym znalazł i przyjął H assana! — m ów ił po chwili dalej. — Żelazną ręką pokona­

łem rozpasany bunt w ięźniów i ocali­

łem dla rzeczypospolitej genueńskiej okręt, który następnie przybył do ko- lonij i w ysadził w ięźniów na brzeg.

D okonałem dzieła. W te d y spotkałem go w porcie, otoczonego przez roz­

wścieczonych m ajtków , którzy byliby m u zadali śmierć, gdybym się w to nie w m ieszał! O caliłem go ! U pad ł m i do n ó g ! W oczach jego świeciły łzy wdzięczności, tego pięknego, szlachet­

nego uczucia, które uszlachetnia i pod­

nosi człowieka. Podałem m u rękę, podniosłem go i w przekonaniu, żem sobie pozyskał w ierną istotę, zrobiłem go m oim służącym.

U dało m i się następnie z grom ad­

ką moich żołnierz}’- pow iększyć kolo- n ję, przyw rócić w niej spokój, porzą­

dek i bezpieczeństwo, a następnie po­

wróciłem do Genui, gdzie rzeczpospo­

lita wyżej oceniła moje usługi, niż sam sądziłe m ! D o ża wręczył mi dy­

plom na tytuł m arkiza i od głównego miasta powiększonej przezemnie ko- lonji nadano m i nazwisko. D oża, nie m ającem u ojca M arcelem u Sarbonne dał zaszczytne im ię, w łasną zasługą zdobyte! Hassan stał przy mnie, m ia­

łem go ze sobą, otrzym ał od prokura­

torów znaczną kwotę pieniężną w po­

darunku i zdawał się całą duszą być przyw iązany do mnie. Potem nad­

szedł dzień, w którym m ogłem bez

141) przeszkody zabrać bogactw a A ba Ko-

ronosa. Teraz dopiero objąłem w po­

siadanie spadek! Teraz dokazałem te­

go, <=zego parę lat tem u próbowałem daremnie. Hassan zauw ażył to i w i­

dział, że w orki skórzane zawierają zło­

to. W ystaw iłem go na próbę, wyszedł z niej uczciwie i w iern ie ! A teraz m iał­

by upaść? T utaj m iałaby go zwyciężyć pokusa?... Źalby m i cię było Hassanie, bo ci ufałem i miałem nadzieję, że w tobie znajdę i pozyskam wierne i przy­

wiązane serce! Nie przychodzisz... oba­

w iam się... czy nie jesteś zgubiony!

R zucił okiem na w spaniały zegar wahadłow y, stojący na gzymsie ko­

minka. Pokazyw ał on północ.

M arceli w ziął świecznik i udał się do sypialni. Przeszedł przyległy po­

kój, w którym paliło się jeszcze kilka kandelabrów, rzucających światło m a­

towe i wszedł do rów nież łagodnem światłem oświetlonej sypialni.

Postaw ił świecznik na stoliku noc­

nym, stojącym w bliskości łoża i zga-

P rzem knął się cicho przez pokój do drzwi, które go oddzielały od sypialni.

Plan, który sobie ułożył, zdawał się być niewzruszony. W szystkie dobre popędy usnęły w jego duszy lub zamar ły. W p ły w M arillaca był straszliwszy niż on sam m ógł się spodziewać.

M uzyka ustała, nastąpiła głęboka cisza, m arkiz spoczywał.

Hassan słuchał pode drzwiam i jak czarna bestja, której w rodzona dzi­

kość nagle w ybuchła, stał pochylony i czatujący, ażeby w upatrzonej chwi­

li rzucić się na swoją ofiarę, a ta ofia­

ra była jego panem, jego dobroczyńcą.

Marchese zdawał się spać.

A nie! Hassan drgnął... Co to było?

Czyżby się m y lił? K toś go zawołał po imieniu.

— H assanie! — odezwał się głos donośniejszy.

Marchese wołał, Marchese nie spał jeszcze.

K rzyżow ało to niebezpiecznie plan murzyna.

Marchese pochwycił za w zniesioną przeciw sobie rękę Hassana sił świece, ponieważ palące się słabo

przez całą noc kandelabry oświecały sypialnię dostatecznie.

Następnie rozebrał się, ażeby się udać na spoczynek.

W chwili, gdy opuszczał pokój przy­

legły, uchyliła się nader ostrożnie i ci­

cho portjera i ukazała się czarna gło­

wa Hassana. Niespokojnie biegają­

cym w zrokiem rozejrzał się szybko po pokoju.

Czarna jego tw arz m iała w tej chwi­

li Avyraz straszny. M o żn a było w i­

dzieć, że m urzyn m a jakąś złą myśl.

R uchy jego były spieszne, niepewne, widocznie miotała nim okropna na­

miętność.

Przekonawszy się, że markiza, je­

go pana i dobroczyńcy niem a w poko­

ju, wszedł.

Pozostał jednak w schylonej, cza­

tującej postawie. Głowę w yciągnął na­

przód. M ia ł na sobie czerwony kaftan i białe obszerne spodnie a na nogach trzewiki, które zdjął, ażeby ciszej się zakraść.

Słuchał.

Marchese znajdow ał się w sypialni.

W jednej ze ścian tego pokoju był sztuczny przyrząd, grający za pociś.- nięciem sprężyny.

Marceli m iał zwyczaj co wieczór, udając się na spoczynek, przyciskać sprężynę... i w tej chwili miłe, łagodne dźw ięki rozlewały się pośród nocy.

M uzyka wywiera w pływ potężny na duszę człowieka, ale nanrętność, która m iotała m urzynem , była zbyt silną, ażeby m óg ł on uledz jej w pływ o­

wi. Hassan nie czuł jej potęgi, myślał tylko o tem, co m u powiedział M aril­

lac.

Zaledwie słyszał m uzykę, w tak gw ałtow nem był w zburzeniu i tak da­

lece był przejęty jedną, jedyną tylko myślą.

K ro k i zbliżały się do drzwi.

Szybko jak błyskawica przebiegł m urzyn przez pokój i ukrył się za por- tjerą.

Marchese otworzył drzwi i zajrzał do pokoju.

— H assanie! — zawołał.

Nie było odpowiedzi.

— Zdaw ało m i się jednak, że tu za­

stanę H assan a! — szepnął Marceli. — M yliłem się, niema go tutaj, widocz­

nie nie w rócił jeszcze.

Nieobecność czarnego służącego więcej jakoś obchodziła markiza, niż było warto. Marceli nie rozebrał się, przypuszczał widocznie, że Hassan po­

wróci, nie przyszło m u nawet na myśl, żeby m iał uciec!

Pozostaw ił zatem drzwi na pół otwarte, wszedł napow rót do sypialni i położył się na stojącej tam kanapie, ażeby usnąć, czekając pow rotu Hassa­

na.

G dy się uciszyło, czatująca głowa czarnego ukazała się znow u z poza portjery.

Zobaczył, że marchese drzwi, pro­

wadzące do sypialni pozostawił otwo­

rem.

Przez chwilę stał i czekał nieporu- szony. Czyżby się w ahał?

Marchese zdawał się spać.

Hassan przeczekał jeszcze kilka m i­

nut, następnie przeszedł cichaczem przez pokój do sypialni.

Gdy się zbliżył do otwartych drzwi, spostrzegł nagle w zwierciadle, że pan jego leży na kanapie nierozebrany.

Lekko i cicho jak kot m urzyn prze­

stąpił próg.

Marchese był zwrócony dó ściany i jak się zdawało, spał twardo.

M urzy n przystąpił szybko do w y­

konania swego dzieła.

W y g lą d a ł w tej chw ili jak w y r z u ­ tek z piekła.

Sięgnął praw ą ręką do pasa i zbh- żając się do swej ofiary, w yciągał t pochwy mały, błyszczący, niezmiernie ostry sztylet.

Przystąpił do kanapy i zamierzył się sztyletem na swego pana.

W tej samej jednak chwili, kiedy m iał zam iar uderzyć, marchese ze rw a ł się i z właściwą sobie determinacją i przytom nością um ysłu pochw ycił za wzniesioną przeciwko sobie rę k ę Has- sana.

Cała ta scena była dziełem jednej sekundy. Czerwona krew zbroczył3- dywan i kanapę, gdyż marchese ostrzem sztyletu skaleczył się w ręk?' T rzym ał jednak Hassana tak silnie jak w śrubach.

M urzyn ujrzaw szy się schwytanym*

spuścił oczy i padł na kolana.

— Łaski, m onsignore! — rzekł pół' głosem.

M arceli odebrał m u sztylet i odrzu­

cił od siebie, potem z wyrazem żalu i pogardy spojrzał na klęczącego pokornej postawie czarnego sługę- który nie okazywał żalu i skruchy*., tylko z konieczności ujrzał się zm u­

szonym odstąpić od zam iaru zabój­

stwa. Nie śm iał on spojrzeć w oczy swemu dobroczyńcy. K lęczał jak śmierć skazany.

N astąpiła chwila milczenia. Zdawa­

ło się, że Marceli musiał się dopiero oswajać z myślą, że niewdzięczność może zajść tak daleko.

— Życie twoje jest w m ojem rę­

ku ! — rzekł nakoniec. — M ógłb y m cię za ten zamach poprostu p r z e b i ć

i uw olnić świat od niewdzięcznej żtni- j i! A le to, coś przed chwilą uczynił, a raczej coś chciał uczynić, nie było two- jem dziełem, dlatego poraź drugi da­

ruję ci życie! Nie potrzebujesz m i tak*

że wyznawać, kto cię do tego najął*;

wiem o tem. M usisz m i tylko w y z n a O

jaką nagrodę Beaufort w raz ze swyu

1

pom ocnikiem ci przyrzekli.

M urzyn milczał.

_— R ozkazuję ci, żebyś m i p o w ie ­ dział praw dę! — rzekł M arceli g r o ź ­ nie. — M ó w !

— W o ln o ść i tysiąc franków ! —' szepnął Hassan.

— W o lno ść i tysiąc franków ! I z

3

te tysiąc franków, chciałeś, Judaszu*

nietylko zdradzić swego pana, ale nad­

to morderczem żelazem przeszyć piers jego? — rzekł Marceli patrząc na kię' czącego. — Za nędzne tysiąc franków chciałeś zostać mordercą tego, który ci ocalił życie, i który, gdybyś m u był tylko powiedział, że tęsknisz za ojczy;

zną, d a łb y ci dobrow olnie w o ln o ś c i pieniądze. A teraz klęczysz i drżysz ze strachu? Nie chcę zm azać ręki tW$

krw ią, nie chcę cię naw et w trącić d°

więzienia, jak zasłużyłeś!

— O ! m onsignore! — szeptał HaS' san pochylony. — M on sign o re !

— U czuj, jak im jesteś nędznikiem ! Dusza tw oja jest czarna jak twe ciało!

Niech cię własny wstyd traw i! Ro f staję się z tobą nazawsze! Nie che?

cię w idzieć więcej, łotrze !

M urzyn szczęśliwy, że się tak ta' nim kosztem w yw inął, chciał się zei1' w ać i oddalić, skoro marchese darovv

3

m u życie i więcej w idzieć go nie chciał'

— Zostań jeszcze! — zawołał P0' tężnym , rozkazującym głosem M af' celi.

M urzyn pochylił się na nowo.

— M uszę cię pokw itow ać z dok0' nanego napadu! — rzekł Marceli. ^ K w it ten masz oddać tym , którzy c‘ę do tego nakłonili; to jest ostatni r o t ' kaz, który ci daję i który p u n k tu a ln i masz spełnić,

(Głdg datotzy

I V k ti

Cytaty

Powiązane dokumenty

cjant wskutek otrzym anego ciosu znajduje się obecnie w zakładzie dila umysłowo-cho- rych w Lublińcu i że jego w yleczenie jest prawie niemożliwe, dom agał się

Pollcla aresztow ała kliku członków Stron- n'ctwa Narodowego, m ian ow icie pp.: H. Niektórzy podawali nawet fantastyczne w prost cyfry, dotyczące tego urodzaju...

jący się daleko ponad wodą; gałęzie zwieszały się prawie ponad samą po­..

Jeszcze jednemu żołdakowi posłał kujjcę z rewolweru, inni jednak rzucili się w tej chwili na niego i po­. walili go na

padku, Arabska cichaczem wynosząc się z zajmowanego przez kilka dni mieszkania, zabrała sobie na szkodę właścicielki miesz­?. kania kilka przedmiotów, jak teczkę

Bliższych inform acyj udziela się w lokalu klubow ym w Katowicach przy ul.. Ligonia 29 doroczny w alny zjazd

cieli prokuratury i władz sądowych Później udał się na miejsce pościgu, który miał się już ku końcowi.. Był obecny w chwili, kiedy

Nie znajdzie się taki rząd, bo nie ostałby się ani jednej doby z piętnem na czole rządu zdrady narodowej“. Rzesza, która zerw aw szy układ