• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Lubelska. R. 1, nr 17 (1944)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gazeta Lubelska. R. 1, nr 17 (1944)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Certo I z lo lg

GAZETA LUBELSKI

Rok I

N iezależny O rgan D e m o k ra ty czn y

Wtorek. 22 sierpnia 1944 r. Nr 1 7

Na śladach hien

O bok sp ra w y zasadn iczego ustosun­

ko w an ia się do rzeczyw isto ści życia pol­

skiego, co jest b ezsprzeczn ie zagad n ie­

niem n a tu ry p ań stw ow o - p o lityczn ej, są niem niej w ażn e sp ra w y ustosunko­

w an ia się do szarych , pow szed nich co­

dziennego ży c ia p rzeja w ó w . Jeśli ktoś w ażąc na w ad ze „o zo n o w ych ak cesó w 1*

sw o ją w sp ółp racę z P o lsk ą trzym a na razie pod korcem — to je st on nierobem , p o lity czn ym w arch o łem ew en tu aln ie i t. d. A le je śli ktoś w d zisiejszych w a ­ ru n kach ż e ru je p a kieszen iach w m ozol­

nym trud zie o d b u d o w yw u ją cych O jc z y ­ znę w sp ó ło b yw a teli ten, nie w p o lity c z­

nej ju ż, lecz w zg o ła k ry m in a ln ej dziedzi nie u m ieszcza sw o ją działaln ość życio w ą i niczem. w ięcej, ja k ty lk o m ianem h ie­

n y obdarzony b y ć nie może.

Na rogatkach nie stoi niem iecki żan­

darm, nie zagłęb ia zach łan n ych p alcó w w kobiałkach, nie dłubie w ład un kach chłopskich furm anek, nie zabiera, nie rabuje. K ró tk o m ów iąc dostaw a środ­

kó w sp o żyw czych do m iasta je st 100%

swobodna. Z d ru giej stron y zn ik ły u cią­

żliw e k o n tyn gen ty, któ re g n ę b iły w ieś polską. JWiele p rod uktów gospodarki roln ej je st od w sze lk ie j zreglam en to- w a n e j d o sta w y w oln e, te zaś któ re dla arm ii i na zaspokojen ie elem en tarn ych p otrzeb ludności dostaw ione b y ć m u ­

szą, m ają n orm y w yzn aczo n e w tej w y ­ sokości, że pozostałości ich całk o w icie k r y ją zapotrzebow ania producen ta oraz tak zw an ego „w o ln ego ry n k u “ .

Jak w obec tego w y tłu m a czy ć ła jd a c­

ką proced urę obdzieran ia ze sk ó ry przede w szy stk im m ieszkań ców m iast przez k lik ę sp ekulan tów , k tó rz y p rze ­ b iera jąc m iarę, zakreśloną ch oćby n a j­

b u jn iejszą fa n ta zją , k a żą sobie p łacić potw orn e sum y za a rty k u ły p ierw szej potrzeby.

W ytłu m aczen ia o czyw iście niem a.

Istn ieje ty lk o określen ie, a określen iem tym je st — łajd actw o. N ic w m ieście n aszym i w całej ziem i lu b elsk iej dro­

ż y z n y nie u sp raw ied liw ia. Z agad n ien ia w a lu to w e zo sta ły rozw iązan e przez kom petentne czyn n ik i z n ajd alej idącą ofiarnością, w im ię nie p ozbaw ian ia p rzeciętn ych o b yw a teli ich drobnych

„k a p ita lik ó w “ w w a lu c ie B an k u E m i­

syjn ego. W św ietle ty ch dw óch fa k tó w rozw yd rzo n a sp ek u la cja je st poprostu sabotażem od radzającego się ży c ia gos­

podarczego P olski, sabotażem ty m ja ­ skraw szym , że k ra j nasz zn a jd u je się jeszcze w strefie w o jen n ej i owo nor­

m alne życie gospod arcze zazębia się po­

w ażn ie ze sp raw am i zaopatrzenia arm ii.

N iechże w ię c n ik t n ie lic z y na to, iż p rzejd zie m u płazem żerow an ie w zorem h ien y na ty ch k tó rz y trud o farn y niosą w dani odradzającej się O jczyźn ie.

N iech n ik t nie lic z y na w yro zu m iało ść ze stron y w ła d z w m om encie, g d y po o- stateczn ym za ła tw ien iu sp raw innych, m oże w ażn iejszych , n astąpi m om ent ro zp raw y z hienam i „czarn ego ry n k u “ . C i co gdzieś tam sobie' z daleka sto ją od w y s iłk ó w tw ó rczych odradzającego się narodu sam i sw em u odosobnieniu będą w in n i i ono dla nich dość d o tk liw ą będzie karą. A le ci, k tó rz y p opełn iają przestępstw o k ry m in a ln e upraw ian ia lic h w y żyw n o ścio w ej nie ty lk o m oral­

nie lecz i w d o tk liw ie re aln y sposób ukaran i b y ć m uszą.

Id ący obok P olsk iego Ż ołn ierza le­

gion b u d o w n iczy w o ln ej P o lsk i nie po­

tknie się o drobne k am u szki rzucane im pod nogi i /w sw oim m arszu naprzód zm iecie te elem enty, któ re na sw oim sztandarze u m ieściły z y sk za w szelk ą cenę, ch oćby tą ceną b yło w łasn e ła j­

dactw o i dotkliw a k rz y w d a biednych w sp ó ło b yw ateli.

Naprzód ku Warszawie

posuwają się wojska radzieckie

M O S K W A , 21. V III. (So w ieckie B iu ­ ro In form acyjn e) — W ciągu dnia 21 bm. w w alk ach na p ołu d n iow y w schód od m iasta T a rtu w o jsk a sow ieckie posu­

n ę ły się naprzód i z a ję ły przeszło 30 m iejscow ości. K oło R y g i zd obyto k ilk a m iejscow ości. Na północo-w schód od M itaw y n ie p rzy ja cie l atak o w ał w ię k - szem i siłam i. N a rozkaz N aczelnego D o w ó d ztw a w o jsk a rad zieckie opuściły m iasto T u ku m s i z a ję ły lepszą p ozycję.

W rejon ie m iasta S za w le silne ataki n ie p rzyjacie la odparto.

Na w schód od P ragi odparto silne ataki n iep rzyjaciela i w ko n tratak u zd obyto 50 m iejscow ości, m. in. Z ie le ­ niec, P rostyń , L ach ow ice, Janów , T ro -

jan y, Łochów ,, oraz stacje k o lejo w e Ł o ­ chów, U rle, S zew n ica, Tłuszcz.

W rejon ie Sandom ierza w dalszym ciągu rozszerzano p rzy czó łek na le w y m brzegu W isły. W w y n ik u a kcji lik w id o ­ w an ia okrążon ych d y w iz y j n ie p rzyja ­ ciela, poniósł on następ ujące straty:

C zo łgów 88, opancerzon ych sam ocho­

dów tran sp ortow ych 18, arm at różnego kalib ru 142, sam ochodów 100, karab i­

nów m aszyn o w ych 100. N a polu b itw y pozostało 1.200 tru p ó w żo łn ierzy i o fi­

ceró w niem ieckich. Pozatern zd cb yto:

20 czołgów , 72 działa różnego kalibru, 83 różnego rod zaju ’ p ojazdów m echa­

n icznych, 120 karab in ó w m aszyn o w ych i 5.000 karabin ów ręczn ych.

Tulon i Marsylia

zagrożone okrążeniem

R IW JE R A , 21. V III. O d d ziały V II-ej A rm ji u trzy m u ją nadal szyb k ie tem po posuw ania się w południoW ej F ra n cji i zn a jd u ją się obecnie w dolinie rzeki D urance, oraz za gra żają przedpolom T u - lonu, gd zie napotkano na siln y opór n ie ­ p rzy jaciela . W ojska fran cu sk ie osiągnę­

ły pun kt o d legły o 3 m ile na p ó łn o c o d m iasta' P o rt N aval. O d d ziały c z o ł o w i am eryk ań skie po przekroczen iu rzeki D urance, d o p ływ u Rodanu, w zm o cn iły fran cu sk ie siły w ew n ętrzn e, które o krą­

ż y ły odd ziały n iep rzyjacie lsk ie w m ie­

ście P ertiu s. Inne / od d ziały osiągn ęły p e ry fe rje m iasta A ix .

Na fron cie R iw je ry siły sp rzym ierzo ­ n ych p osuw ając się w ciągu 2 dni o 30 mil, osiągn ęły A ix en P ro ven ce (16 m il na północ od M arsylji), podczas g d y dzia­

ła sp rzym ierzon ych o strze liw u ją ju ż wi.elka bazę m orską Tulon. W ym in ięto ju ż zarów no T ulon ja k i M a rsy lję i g ar­

nizonom ty ch m iast grozi okrążenie.

W ielkość p rzyczó łk a sp rzym ierzon ych na R iw ierze w yn osi obecnie 2000 m il kw .

W Normandii i pod Paryżem

wojska sojuszników atakują bez przerwy

F R A N C J A , 21. V III. (Reuter) — S iły a ljan tó w k o n ty n u o w a ły tw orzen ie p ier­

ścienia dookoła P a ry ża z k ilk u k ie ru n ­ ków . O statnie spraw ozdania podają, że„

patrole am erykań skie operują w rejon ie W ersalu, 10 m il od serca P a ry ża, pod­

czas g d y inne siły zb liża ją się od połud­

nia i południow ego w schodu. G łów ne siły sp rzym ierzo n ych zacieśniają n ie­

w zru szen ie k u rczą cy się pierścień w okół resztek 7-e j arm ji n iem ieck iej oraz kon ­ ty n u u ją m arsz w kieru n k u S ek w a n y . B erlin podał, że A m e ry k a n ie ro zszerzy­

li zd o b yte p rzyczó łk i m ostow e na S e k ­ w an ie z rejo n u D reux.

O ficja ln ie podają, że w w o rk u F alaise w zię to d otychczas b lisk ą 19.000 jeń ców , przyczem n a leży się spod ziew ać pow aż-, nego w zro stu tej liczb y w n a jb liższych 24 godzinach. N iem ieckie siły pancern e p rzep ro w ad zały w n ied zielę ro zpaczliw e ataki w celu uw oln ien ia zn a jd u ją cy ch

się w pierścien iu 10.000 ludzi.

K orespondent R eu tera p rzy w ojsk ach ka n a d yjsk ich pisze, że obecnie o d b yw a się w ie lk i w y śc ig do S e k w a n y m ięd zy si­

łam i b ry ty jsk ie m i, dążącem i do L isieu x , a K a n a d y jc zy k a m i i P olakam i, p osuw a­

jącym i się b ard ziej na południe.

K o n cen tra cja n ie p rzyjacie la chcącego p rzep raw ić się przez S e k w a n ę koło Rouen została zaatakow an a p rzez nasze śreSnie bom bow ce. N asze le k k ie bom ­ bow ce za ata k o w a ły ostatniej n ocy p ro­

m y na S ek w a n ie w czterech pun ktach m ięd zy ,E lb e u f a w yb rzeżem . T rafio n o k ilk a barek. P o w ażn ie uszkodzono tra n ­ sport d ro go w y w rejon ie B ern ay , gdzie po w stały w yb u ch y .

L O N D Y N , 21. V III. (Reuter). — K o ­ m unikat G łó w n ej K w a te ry gen. E isen­

how era podaje: „P o czyn io n o dalsze postępy w m arszu pa L isieu x. U d e­

rzenie na północny w schód od G rand C ham p doprow adziło nas na odległość 5 m il od tego m iasta. Z d o byto m iasto Livarot. P rzeprow ad zon o z pow odzeniem atak na południe od D ozeule. W dalszym ciągu trw a ły w a lk i na połudn ie od F a ­ laise. U p o rczyw e w y s iłk i broni pan cer­

nej n iep rzyjaciela, chcącego się w y ła m a ć z kotła udarem niono. A rge n tan zn ajd u ­ je się w naszych rękach. S iły sp rzym ie­

rzone z a ję ły Cham bois. S iły n iem ieckie zam knięto w pułapce,są one przedm iotem ciężk iego bom bardow an ia a rty le ry jsk ie ­

go.

L O N D Y N , 22. 8. (Reuter). — G en.

M ontgom ery d ąży do całk o w itego zn isz­

czenia 7-ej arm ii n iem ieckiej. W kotle F alaise piechota n iem ieck a z tą częścią arm ii pancernej, która nie zd ążyła u m ­ knąć przed zamknięci£?m kotła zo stały rozszczepione na d w ie części w okolicy P ragn on et i zn a jd u ją się w obliczu u n i­

cestw ienia.

W ielki m an ew r fla n k u ją c y przez C hartroce i D re u x odciął im drogę w kieru n k u S e k w a n y pod N antes i V e r- non. W ten sposób w ro g ie fo rm acje w N orm andii są odcięte od w szelk ich d róg u<j»eczki przez P aryż.

W e w n ę trzu F ran cji a k c ja p a rty za n ­ cka osiągnęła ta k ie ro zm iary w czasie lądow ania sp rzym ierzon ych , że ci o stat­

ni zastali ju ż dobrze zorganizow an ą a r­

m ię gotow ą na ich u słyg i, którą ocenia się obecnie na około 200 ty s ię c y ludzi.

A rm ia ta dow odzopa przez gen. K oen iga jest uznana przez n a jw y ższeg o dow ódcę sp rzym ierzon ych za czyn n ik , “k tó ry w pow ażn ym stopniu p rzy c zy n i się do po­

w odzenia operacji aliantów .

Sukcesy polaków we Włoszech

L O N D Y N , 21. 8. (Reuter). — O dd ziały polskie 8-ej arm ii dzięki sw em u szyb ­ kiem u posunięciu się poza rzeką Cesano p rzeszk o d ziły w yraźn em u zam iaro w i n iep rzyjaciela w yco fan ia się w k ie ru n ­ k u N etauro i p rzy g w o źd ziły je go w o j­

ska do m iejsca. Z acięta *w alka w y n ik ła w rejon ie San Constanzo i na p ew n ym w zgó rzu na p o łu d n iow y zachód. P óźn ym popołudniem 19 sierpnia przełam ano opór n ie p rzyjacie la w tym rejon ie i 20 sierpnia nasze w o jsk a idąc w ślad za n iep rzyjacielem z b liż y ły się do rze k i N e­

tauro na odcinku p rzyb rzeżn ym . Z a jęto M ondaw io, S e rafin i i Palerno.

Na teren ie w y ż y n n y m m ięd zy górn ym A rn o i T y b re m patrole 8-ej arm ii b y ły szczególnie a k ty w n e, w k ra cza ją c głębo­

ko w „ziem ię n ic z y ją “ .

„Zakończcie ten bussines w rekordowym tempie"

NORM ANDIA, i i . 8. (Reuter). — Gen.

Montgomery w specjalnym orędziu do wszyst­

kich wojsk wezwał je dzisiaj do: „zakończe­

nia business‘u w rekordowym czasie!*' Powie­

dział on dalej: „W dniu i i sierpnia przema­

wiałem do oficerów i żołnierzy sprzymierzo­

nych armii północno-zachodniej Francji. Po wiedziałem, że musimy zlikwidować potężne siły niemieckie, które sprawiały nam tak wie­

le kłopotu; musimy skończyć z nimi raz na zawsze i przyspieszyć w ten sposób koniec wojny. Dziś, po upływie io-ciu dni, jtst to już dokonane. Armie niemieckie we Francji północno-zachodniej poniosły decydujący klu­

skę: zniszczenie nieprzyjacielskiego personelu i sprzętu w tak zwanym „worku normandz- kim“ było straszliwe i odbywa się jeszcze w dalszym ciągu. Wszystkie jednostki nieprzyja­

cielskie, którym udało się umknąć, nie będą w stanie nadającym się do walki przez przeciąg miesięcy.’ Mamy jeszcze w zapasie wiele nie­

spodzianek dla uciekających niedobitków.

Zwycięstwo było kompletne, definitywne i decydujące. Wątpię, czy kiedykolwiek w hi­

storii wojny lotnictwo miało takie możliwo­

ści i potrafiło je tak dobrze wykorzystać.

Dzielna i wspaniała praca pilotów wywołała nasz największy podziw. Bez ich poparcia my żołnierze, nie moglibyśmy osiągnąć sukcesu.

Tam, gdzie wszyscy sprawili się tak dobrze, trudno jest wybrać kogokolwiek dla specjal­

nej pochwały. Jako generał brytyjski mogę występować w imieniu wszystkich żołnierzy Imperium i mogę wyrazić nasz najwyższy po­

dziw dla dzielnych zalet bojowych armii ame­

rykańskich w stadiach początkowych przeło- moWbj bitwy, 25 lipca i w dniach następnych Śledziliśmy z olbrzymim entuzjazmem ich wielkie wyczyny w czasie pędu prawej flanki prawie do bram Paryża. Nie możemy nawet wyobrazić sobie watki przy bokii lepszych żołnierzy.

Jako d o w ó d ca sp rzy m ie rzo n ych , a przede w s z y . stkim jak o dow ódca .sił ląd ow ych pod gen. Eisen­

how erem , m ogę p o ch w alić za lety b o jow e i w y t r z y ­ m ałość w b itw ie w o jsk b ry ty jsk ic h , kanadyjskich i p olsk ich na w schodniej flance. B iły on e n ie p rz y ­ jaciela bez w ytch n ien ia i w z ię ły od niego cię ż k i haracz w czasie całej tej w ielk iej b itw y . Z p ew n o­

ścią nie jest w ażn ym , k to zro b ił to , a k to tam to.

W ażn e jest t y lk o to, że w szy stk o b y ło zro b io n e d o b rze ix w iern ie p rze z cały zespół sp rzy m ie rzo ­ n ych . W łaściw ym hasłem sp rzy m ie rzo n ych p o w in ­ no być: „Jeden za w szystk ich i w szy scy za jedne­

g o ", i takie jest nasze m otto. Pragnę p od zięk ow ać W am w szy stk im za sposób, w jak i od p ow ied zieli­

ście na w ezw an ie. Z w y cię stw o w p ó łn o cn o -zach o d ­ niej F rancji na połudn ie od S ek w a n y ozn a cza p o ­ czątek końCa w o jsk o w ej dom in acji N iem có w nad Francją. Jeszcze w iele p ozostało d o zrobien ia, ale obecnie będzie to- ju ż łatw iejsze. Po zn iszczen iu w r o g i we Francji p ółn o cn o-zach od n iej, m usim y obecnie z a k o ń c z y ć zniszczenie ty c h jego sił, k t ó ­ re m ogą b y ć jeszcze zniszczone. Po dow iedzen iu się o tym , co w y d a rz y ło się ich arm iom w e F ran ­ cji półnt>cno-zac,hodniej, siły te p raw d o p od ob n ie nie p rzy jd ą obecnie d o nas, dla tego m y p ójd ziem y do nich. „P an p o tę ż n y w bo ju “ dał nam zw y c ię ­ stw o . N a d ch o d zą b ard zo dobre w iadom ości ze w szystk ich fro n tó w w o jn y z całego świata. K on iec w o jn y jest już w id o czn y, za k o ń cz m y tę spraw ę w rek o rd o w ym c za sie!!!"

(2)

G A Z E T A L U B E L S K A

Przed miesiącem

G d y sobie to dziś u zm ysło w im y, w y ­ da się nam to niepraw dopodobnym . Bo p rzecież — p om yślcie tylk o : ja k niepo­

dobn ym je st nasze istn ien ie do w e g e ta cji sprzed ^miesiąca, ja k in n ym je st życie m iasta i lud zi w nim od tak niedaw nego jeszcze stanu w ieczn ej trw o gi, p an icz­

nej ucieczki, n ieu stającego w y m y k a n ia się śm ierci, która ziała z d ru tów M a j­

danka i z zao k rato w an ych okien cel za m k o w ych czy dom u „po zegarem !"

Ileż przem ian błogosław io n ych , ile ż śla­

d ó w przeszłości koszm arnej za tartych bezp ow rotn ie! A to w szy stk o — w je ­

den m iesiąc?

T ak. J a k k o lw ie k bard zo trudno nam W to dziś u w ie rzy ć z p e rsp e k ty w y ogro­

m u sp raw w ie lk ich i radosnych, jak ie d o k o n ały się w p rzeciągu tego m iesią­

ca, p raw d ą pozostanie, iż dnia 22 lipca 1944 roku w L u b lin ie pan ow ali jeszcze N iem cy. P an o w ali tego dnia okru tn iej n iż k ie d y k o lw ie k w ciągu sw ego p ięcio ­ letniego sam ow ładztw a, do szczy tu do- j p ro w ad zili gam ę zbrodni i okrucień stw , p okazali raz jeszcze — poraź ostatni — iż są niedoścign io n ym i m istrzam i w c z y ­ nieniu k rz y w d y , w zad aw an iu bólu, w zo rgan izo w an ym system ie m asow ych m orderstw . D a li L u b lin o w i ostatni k r w a w y spektakl, fin ał god n y p re lu ­ dium sprzed lat i w szy stk ich a k tó w te ­ go okresu. Jeszcze m ord ow ali na lu b e l­

skim zam ku setki b ezb ron n ych ofiar, jeszcze m istrzow ie gestapo, p rześcigi- w a li się w zajem n ie w stosow an iu to rtu r n a jw y m y śln ie jszy c h , jeszcze p o zb aw iali now e zastęp y m atek ich syn ów , żon — m ężów , sióstr — braci, — a ju ż poczęła gorzeć czapka na łbie h itlero w sk iego opryszka. Już zaczął — ch yłk iem i ci-

Dodatkowe karty żywnościowe

Staraniem Rady Związków Zawodowych w Lublinie zostały wydane przez Zarząd Miejski dodatkowe karty żywnościowe dla pracują­

cych. Karta zawiera 14 punktów. Na punkt 1 pracujący otrzymają 2 kg mąki pszennej, na 2-gi — 1/2 kg drożdży, na punkt 3-ci

— 1/2 kg namiastki kawy i na 4-ty — i / i kg syropu. Miejsce i czas wydawania dodatko­

wych przydziałów ogłosi się.

Biuro Ekonomiczne

przy Radzie Związków Zawodowych w Lublinie

W E Z W A N I E

W o je w ó d zk a R ada N a ro d o w a W y d z ia ł Prasy i Prop agan d y w z y w a w szy stk ich O b y w a te li m . L u ­ blina, k tó rz y mają na p rzecho w an iu , w zg lęd n ie są w posiadaniu książek, stan o w iących w łasność p u b­

liczn ą — do złożen ia ty c h że w Sekretariacie W y ­ d ziału Prasy i P rop agand y ulica Sp okojn a 4 p ok ó j nr. 14 do dnia 1 w rześnia rb.

W o je w ó d zk a R ada N a ro d o w a W yd zia ł P rasy i P rop agand y

chaczem — w y m y k a ć się z m iasta bocz­

n ym i drogam i, ju ż p ako w ał w sw e szpo­

n y m ien ie zrab ow an e, a b y ten na k rw i

•i p racy cudzej u tu czo n y d o b ytek sposo­

bem zło d ziejskim u k ry ć i u w ieźć z e so­

bą, ju ż zn iszczył w y tw ó r sw y ch n a jd o ­ skon alszych tech n iczn ych osiągnięć i sw ej c y w iliz a c ji nieporów n an ej, grobo- Wisko m ilion ów — krem atoriu m na M ajdan ku.

Już sta ły na rogatkach L u b lin a czołgi A rm ii C zerw o n ej...

I poszła przez m iasto um ęczone nie­

skończenie, p rzez m iasto w ie lk ie g o cier­

pienia, w ieść radosna. Idą! P op rzed ził ich d aleki, g łu c h y odgłos kanon ady, a b y li tacy, co w ow ej c h w ili ziem ię cało­

w ali, iż stała się przew od n ikiem odle­

głego dudnienia — m u zyki n ajcu d o w ­ niejszej. P rzy s z li —f w yczek iw a n i, w y - tęskn ien i i w ym o d len i przez lata u sta­

mi sp on iew ieran ych n iew oln ików . P r z y ­ n ieśli ze sobą ży w e , d o tyk aln e i n a j­

p raw d ziw sze pod słońcem u rze c zy w ist­

nienie n aszych snów i m arzeń pięcio­

letnich, snów ścigan ych przez sfo rę w id m h itlero w sk ich — snów o polskim w ojsku.

I zaczęła się pogoń, z m iłości do ty ch co p rzy szli i z n ien aw iści b ezm iern ej do ty ch co odeszli poczęta — pogoń za z g ra ją op ryszków , co s k r y li się tch ó rzli­

w ie i zdradziecko w zau łkach m iasta. I oto ci co przez pięć la t u cz y li nas tru d ­

nej i nieznanej nam d aw n iej sztu k i po­

low an ia na ludzi — sam i stali się ty ch ło w ó w obiektem . Z w ie rz w ludzkim cie­

le zn alazł nareszcie w ła ściw e dla siebie m iejsce i je d y n ą stosow ną dlań rolę:

stał się szczutą zw ierzyn ą, d ziką drapie­

żną bestią, drżącą w p aro k syzm ie jad o ­ w it e j w ściekłości i strach u o sw e p lu ­ g a w e istnienie przed n ieu błagan ym m y ­ ś liw y m — C zło w iek iem .'

W spólnym i siłam i żo łn ierzy A rm ii C zerw o n ej, żo łn ierzy p olskich i całej ludności przepędzono z p iw n ic i dachów L u b lin a h itlero w sk ą hałastrę, oczysz­

czono m iasto z p ruskiego śm iecia, roz­

poczęto w ie lk ie dzieło d e zy n fe k c ji mo­

ralnej i m aterialn ej. I zaraz n a za ju trz pom yślano o n a jw a żn ie jszy m — o tym , a b y po zburzeniu pozostaw ionego nam p rzez okupanta y / spuściźnie gm achu, ze zbrodni, k rw i i łe z w zniesionego, p o rw ać się m ocą zjed noczoną do św ię ­ tego d zieła O dbudow y.

To dzieło trw a. W tw o rzy w o rodzącej się now ej P olski w p rz ę g ły się ręce i m ózgi m ilionów . B u d u ją J ą ci, o któ rych w ie m y i niezm ierzone rzesze bezim ien­

nych. B u d u ją lazem , w so óln ie, rad oś­

nie. B o dziś w edzą n ap raw d ę ■ :c n a j­

głęb szą pew nością: że tę now ą P olsk ę b ud ują dla siebie. Ż e dłoniom , co ją bu ­ d o w a ł y .pracy n igd y n ie zabr:-.Ki:ie, że serc, co do n iej z m iło ścią p r z y w a r ły ni2'Jv. p rzen igd y nie o d trąn .

Stąd ten en tu zjazm św ięty, stąd w y ­ n iki tej p ra c y ta k ogrom ne, że n iep raw ­ dopodobnym i czyn ią świadom ość fa k ­ tó w z przeti m iesiąca.

T en m iesiąc zob o w iązu je. N a lata i

na pokolenia. S . T.

P ogrom 7 a rm ii niem ieckiej

FRANCJA, 21. V III. (Reuter) — Monta- gue Taylor, specjalny korespondent Reutera pod Chambois, podaje: „Obserwowałem do­

piero co 20:000 N iem ców z VII-ej armji, zam­

kniętych w pułapce i tłoczących się w dolinie śmierci pod ogniem jednego z najbardziej skoncentrowanych i doslłonałych bombardo­

wań artyleryjskich obecnej wojny. Gdy ogień wzmógł się do niewiarygodnej intensywności, Niemcy rzucili się w dzikim popłochu na sta­

lowe ściany kotła pod Chambois. Dolina śmierci jest pełna rozbitych pojazdów, trupów, rannych i'oddziałów wlokących się pieszo lub na rowerach. Aljanci przerwali ogień na krót­

ki czas i wysłali 6 jeńców niemieckich do do­

liny, aby powiedzieli swoim towarzyszom, że wyjście z pułapki jest niemożliwe i wezwali ich do poddania się. Przedtem widziałem set­

ki Niemców, wypełzających z chmury dymu i powiewających białemi chustkami. Gdy prze­

chodzili oni drogę1 cfb ogrodzenia za drutem kolczastym, przeznaczonego dla jeńców, twa­

rze ich i ubrania były ponurem świadectwem piekła, z którego uciekli. Jakiś żołnierz amerykański powiedział, gdy przechodzili:

„1 takie typy przypuszczały, że będą pa­

nować nad światem". Ostrzeliwanie trwało

przez noc całą, i o świcie znożeni kanonierzy ciągle jeszcze wkładali pociski do rozgrza­

nych luf.

Utworzenie Wojewódzkiego Komitetu niesienia pomocy Warszawie i ofiarom wojny

18 bm. w obecności P rzew o d n iczącego K r a jo w e j R ad y N arod ow ej ob. B ieruta, P rzew od n iczącego P olskiego K om itetu W yzw o len ia N arodow ego ob. O subki- M oraw skiego oraz ks. in f. K ru szy ń sk ie ­ go od b yło się zebran ie p rzed staw icieli społeczeń stw a lu b elskiego w celu u tw o ­ rzenia K o m itetu niesienia pom ocy W ar­

szaw ie i ofiarom w o jn y.

Z eb ran ie zagaił ob. O sub ka-M oraw - ski, streszczając kró tk o cele i zadania K o m itetu . P o d k re śliw szy rolę i zn acze­

nie in sty tu cji, P rzew o d n iczący P o lsk ie­

go K om itetu W yzw o len ia N arodow ego w y r a z ił n ad zieję, że całe społeczeństw o zrozum ie sw e o b ow iązki i p rzy łą c zy się do a k cji niesienia pom ocy ofiarom w o j­

n y. Poczem w y w ią z a ła się d ysku sja nad zagadn ien iam i o rgan izacyjn em i K o m i­

tetu i nad p ersp ek tyw am i p rzy szłe j p ra ­ cy. Z ostało w y b ra n e p rezyd ju m K o m i­

tetu w osobach: ksiądz in fu ła t K r u s z y ń ­ ski, jak o p rzew od n iczący, dr M o k rzy c­

ki, dr C h ry stja n s i inni. Postanow iono także u tw o rzy ć K o m isję T echniczną, do któ rej w e jd ą p rzed staw iciele ducho­

w ień stw a, spółdzielczości, P. O. K „ p ra­

sy, R ad y W o jew ó d zk iej i P K W N oraz w yd ać o d ezw ę do społeczeństw a.

K o m itet niesienia pom ocy W arszaw ie i ofiarom w o jn y rozpocznie sw ą pracę natychm iast. P rzyp u szczać n ależy, że w szy scy poprą go ofiarnością i pracą w m iarę m ożliw ości. N ikom u nie je st obo­

ję tn y los W arszaw y i tych , k tó rzy u cie r­

pieli w czasie d ziałań w o jen n ych . W E Z W A N I E

Związek Zawodowy Robotników Przemy­

słu Metalowego w Lublinie przyjmuje zapisy na członków Związku. Wszyscy metalowcy, zgłaszajcie się licznie. Zapisy przyjmuje sekre­

tarz Związku codziennie w lokalu Rady Zw.

Zaw. w Lublinie od godz. 9— 11 i 5— 7.

Bombardowanie Japonii

W A S Z Y N G T O N , 21 V III. (Reuter).

W poniedziałek o ficjaln ie podano, że a m erykań skie su p ertw ie rd ze lata jące zbom bard ow ały po raz drugi Japonję.

D w ie g ru p y tw ierd z la ta ją cy ch zaata­

k o w a ły w n ied zielę w ażn e ośrodki p rze­

m ysłu w ojen n ego w rejon ach Y a w a ta — K iu sziu p rzy pom ocy skoord yn ow an ych atakó w dzien n ych i nocnych. W stępn y atak b y ł p ierw szą dzienn ą operacją p rzeciw k o Japonji od ataku eskad r gen.

D oolittle. D rugi n ied zieln y nalot b y ł do­

kon an y w nocy przez m n iejsze siły. R e­

zu lta ty p ierw szego nalotu b y ły dobre.

N apotkano na stosunkow o siln y opór m yśliw có w . O gień ob ron y p rzeciw lo tn i­

czej w ah ał się od średniego do g w a łto w ­ nego. L otn ictw o am eryk a ń sk ie straciło 4 sam oloty. Zniszczono 12 n ie p rzyja ­ cielskich m yśliw có w , d alszych 12 p ra w ­ dopodobnie zniszczono, a 10 uszkodzo­

no.

Tuluza ,

w rękach Francuzów

L O N D Y N , 21. 8. (Reuter). — „R adio F ran ce “ podaje, że m iasto Toulouse je st opanow ane p rzez od d ziały fran cu skich pow stań ców , t. zw . ,,m aquis“ .

u*

S o n t f o i f f i e r z

Z praw ego brzegu W isły m iasto w y ­ gląd a n a ta k ie samo, ja k zach o w ało się w naszej p a m ięci z e starych kopenszty- chów . Ponuro, szarzeje w ród zielo n ych ogrod ów popielaita b ry ła zam ku. P o b ły - sk u ją sreb rzy ście strom e d ach y kościo­

łów . Ż ó łta w e, skaliste w zgó rze zasłania m iasto od północnej stron y. Szeroka W isła o b m y w a je od w schodu.

G łęb o kie W ąw ozy n ib y fossy fo rte cz- n e o p asu ją m iasto od południa. L iczne kościoły, 'baszty starożytn ego zam ku, sp ad ziste d ach y w yso k ich dom ów n ad a­

ją m iastu w y g lą d p raw d ziw ej tw ierd zy.

W ie lk i że la zn y m ost zgn iecio n y i ro z­

łu p an y le ży w w od ach W isły. M ost szo­

s o w y ró w n ież w y sa d zo n y w p ow ietrze.

P o m ięd zy d w om a m ostam i prom ienie sierp n io w ego słońca ślizg ają się z p ra ­ w ego b rzeg u na le w y . T u ta j spiesznie p rze p ły w a ją p rzez W isłę żo łn ierze — je d n i n a z w y c z a jn y c h łódkach, inni na prom ach lu b na „a m fib iach ".

P b łu d n io w e p rzed m ieście S an d om ie­

rza. W szy stk o dokoła porzn ięte lin iam i okopów , ro w ó w d obiego w ych , strzelec­

kich aproszów . G niazd a k arab in ó w m a­

szyn o w y ch , d ru t ko lczasty, b a ry k a d y z żelaza i b a ry k a d y z kam ienia. W koń cu lip ca spędzono tu n ajzaciętszych h itlero w skich zabijaków , u zb ro jo n ych w y łą czn ie

w broń autom atyczną. N akazano im nie cofać się ani n a krok . I rzeczy w iście nie co fn ęli się. N ie zd ą ży li uciec przed fu rią batalionów C zertk o w a i B ogorazow a, k tó re p ierw sze w ta rg n ę ły w g łą b ty ch p o zycji. C zarn e tru p y niem ców za b i­

ty ch w w a lc e w rę cz, rozszarp an ych ręczn ym i granatam i, zastrzelon ych zb li- ska w a la ją się w ro w a ch okopów . A obok nich p u ste b u te lk i po polskiej w ód­

ce, niem ieckim „szn apsie". greck im ko ­ niaku...

M a rtw y ch niem ców , m artw e cekae- m y, autom aty i d ziała w id zi się w szę­

d zie na u licach Sandom ierza. C iężka b y ła tu d roga n a szych n acierających w ojsk. Ż o łn ierze s z li p rzez b u rze ognia, po p rzez g ó ry b a ry k a d , p rzez przepaści okopów i tru p y nieprzyjaciela.- \ N igd y jeszcze, od czasu ja k sto ją m u ry Sando­

m ierza, n ie w id z ia ły one ta k zaciętej w alki.

K ościół n a u lic y W arszaw skiej. W ą­

sk ie k r ę te że la zn e schod y w iod ą n a w ie ­ żę. N a w ie ż y pod d zw on am i u sta w ian y cekaem ,,M G -34“ . M a rtw y niem iec p rzy ­ w a rł do rączek karabin u . Z ro zw a rtych ust jego je szcze zio n ie odór spirytusu.

K u p k a czarn ych g ilz le ż y dbok. Ponad tru p em n a ścianie p la k a t. N a p lakacie z a ry s y m ap y N iem iec p rzek reślon ych

czerw on ą strzałą. G o tyck i napis na p la k a cie głosi. „Ż o łn ierzu niem iecki!

Z asłoń serce N iem iec sw oim sercem !“

C zerw o n ą strzałą p rzeszyła ju ż serce H ansa R ichtera. T eraz k o lej n a N iem cy.

O gród m iejski. D ę b y i topole, lip y i sosny p o czern iałe od buszu jącego tu og­

nia. D ziała niem ieckie, poznaczone p a ­ sam i ja k zeb ry, stoją na p o zycjach ogn iow ych , bezbronne i żałosne. D oko­

ła m a rtw a obsługa.

„W o jsko w a dzielnica*1 w półn ocn o-za- chodniej części m iasta. P r z y ścianach do­

m ów je szcze sto ją w y so k ie d ra b in y p o­

żarne, p oprzestaw ian e do okien. Nasi żo łn ie ize m usieli szturm ow ać dom po dom u takim staro żytn ym sposobem. I tu taj w ow ych dom ach - tw ierd zach także m ożna spotkać p la k a ty z sercem G erm an ii, p rzeb itym czerw o n ą strzałą n aszego n atarcia. T en obraz ja k w id ać stał się codzien n ym koszm arem dla sa­

m ego H itlera i d la każd ego hitlerow ca:

W ostatn ich godzinach sw ego panow a­

n ia n ie m cy p rze la li w Sandom ierzu n iew in n ej k rw i niem ało. M aleń ki ogró­

d e k p rzy u lic y M ickiew icza. W ogród ku stod. w ó ze k dziecin n y w cien iu jabłoni.

Na m aleń k iej poduszce w id a ć jeszcze w g łęb ien ie odciśn ięte p rzez cia łk o d ziec­

ka, a le d ziecka niem a. M atka je go le ży opodal. O dzież m a poszarpaną, p ierś ro z­

p łatan ą ciosam i b iałej broni. G d zież je st je j dziecko? Jaki los j e spotkał?

Ciało jasn ow łosej trzym iesięczn ej d ziew ­ czy n k i zn a jd u ją w re szcie w gałęziach starej jab łon i, naw leczon e n a g ru b y, o- stry sęk.

Szosa k rako w sk a u krań ca m iasta. Do stud n i z d rew n ian ym żóraw iem podcho­

d zi zg rza n y żołn ierz z kociołkiem vw rę ­ kach. S iw a kob ieta o tw iera okno nap ół- spalonego dom u i k r z y c z y ze zgrozą:

— N iew olno, panie, niew olno!

P o sekundzie w y b ie g a z dom u z g arn ­ kiem m leka, n a le w a żołn ierzow i p ełn y kociołek. I g d y ten zasp akaja p ragn ie­

nie, ona ze łzam i w oczach opow iada, że w oda w studni nie n ad aje się teraz do picia, bo n ie m cy rzucali tu ż y w y c h lu ­ dzi.

W iele zg ro zy w isi jeszcze nad m ias­

tem , w ie le k rw i n iew in n ej nie zaschło, jeszcze nie w szy stk ie łz y po ty c h co zgin ęli p rzelan e — a radpść ju ż rozpo­

starła sw e skrzyd ła. Bosa w poszarpa­

n ej sukni w y b ie g a d ziew czyn a z ogród­

ka z bukietem k w ia tó w i p o d aje go p rzejeżd żającym czołgistom . N a ratuszu ju ż p o w iew a ją sk rzyżo w a n e fla gi, pol­

sk a i sow iecka. D źw ię k d zw on ów p ły ­ n ie nad W isłą, ro zlega się daleko po je j w odach, po je j zielo n ych dolinach. To dzw on ią d zw o n y Sandom ierza. To Po­

lacy w y rw a n i z łap h itlero w có w tch n ęli s w ą radość w spiż dzw onów .

A . A w d ie je n k o („P ra w d a 1')

*

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przy ustalaniu planu podziału Komisje kierują się wielkością posiadanrgo gospodarstwa, liczebnością ro­.. dzin oraz ilością posiadanej do podziału zi tr

dzielając dodatkowe dostawy między pozostałe gminy z uwzgl. strat poniesionych przez inne gminy w ten sposób, że ogólna suma dostaw od powiatu pozostaje nie

łych sił; odrestaurowuje się nowonabyte przez rząd fabryki, które należały do osób prywatnych i buduje się nowe, przeważnie pod kierownict­. wem technicznym

Osoby ewakuujące się z Ukrainy na terytorjum Polski, rów­.. nież otrzymają ziem ię w rozmiarach przewidzianych ustawą o reformie

dowych w Lublinie odbędzie się zebranie orga­. nizacyjne niższych funkcjonariuszy

Wzięte w kleszcze przez wojska radzieckie ze wschodu i i wojska sojusznicze, które w ylądowały we Francji z zachodu — Niemcy znalazły się w katastrofalnym

w produkcij przemysłowej świata intensywnie będzie się powiększał.. Tego wymagała sytuacja dziejowa, takie

skie zostały już zaangażowane. N a warsztacie pracy znajdują się najróżniejsze projekty co do organizacji szkół wszystkich typów.. Trudności,' z jakimi