• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1936, R. 3, z. 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1936, R. 3, z. 10"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

P r o s i m y o r e g u l o w a n i e z a l e g ł o ś c i i w p ł a c a n i e

p r e n u m e r a t y z a IV k w a r t a ł !!

A /V S^A A A A /V W W V W W V N A A /W W >A A A A A /W sZW W V W W V W vW V kA ^A A

Treść zeszytu. str.

Sztuka ż y c i a ... 289

Z dziedziny a s t r o a n e d y c y n y ...292

Eksperym enty psychom etryczne — Józef Ś w i t k o w s k i ...295

Sen a rzeczywistość (c. d.) — K. C h o d k i e w i c z ... 299

C iała zm artw ychw stanie (c. d.) — M. S z p y r k ó w n a ...304

W łańcuchu w cieleń — H. W i t k o w s k a ... 309

Ś w iat nienazw any P a trz w nieskończoność H. B ronikow ska S m o l a r s k a ... 314

P rzegląd M e t a p s y c h i c z n y ... 315

K ronika ... 317

P rzegląd b i b l i o g r a f i c z n y ...320

W ARUNKI PRENUM ERATY:

B e z d o d a t k u : ro cz n ie 10.— zł w Ameryce póln. — 3 dolary p ó łro cz n ie 5.50 „

k w a r ta ln ie 3.— „

miesięcznie 1.— „

K o n to P . K. O . 4 0 9 .9 4 0 .

Adres R edakcji: Kraków, ul. Grodzka 58, m. 5.

(3)

Październik 1936 Rocznik III

Zeszyt 10

M iesięcznik pośw ięcony ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w ew n ętrzn eg o . S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J O r g a n : Tow. P a ra p s y c h ic z n e g o im . J u lj a n a O chorow icza w e L w ow ie

i O g n isk a B a d a ń E z o te ry c z n y c h i M e ta p sy c h ic z n y c h w K ra k o w ie R e d a k c ja : J. K. H a d y n a , K ra k ó w , u l. G ro d z k a 58, m . 5.

„Porw ać ogień strzeżony, zan ieść w o jc zy ste stron y to c e l . . . “

S t. W yspiański

Sztuka życia

C zyniąc zad o ść p ro śb ie w ielu n a s z y c h C zytelników , by oprócz ro z ­ p ra w n a u k o w y c h u m ie sz cza ć w L otosie ta k ż e i a r ty k u ł y o c h a r a k te rz e

» p rak ty c zn y m « , ro zp o c z y n a m y z n in ie js z y m n re m cy k l a r ty k u łó w p. t.

„ S z tu k a ż y c ia “ (red.).

I.

W szyscy dążą do spokoju i szczęścia, ale jakże m ało ludzi wie, gdzie go szukać i u jakich źródeł czerpać! M ożnaby do wielu zastosow ać słow a C hry­

stusa, w yrzeczone do Jerozolim y: „O, gdybyś ty znało rzeczy, które należą do tw ego pokoju!“ W nauce M istrza szczęście stanow iło nietylko nagrodę za spełnienie obowiązku, ale obow iązek sam przez się. P ism o św . ow ocam i Ducha mieni pokój, radość, w esele, m ądrość, dobroć, cierpliw ość, a C hrystus przem aw ia do duszy ludzkiej: Zam ieszkaj w e mnie, a uczynię sobie m ieszka­

nie w tobie... i dam ci pokój, nie jako św iat dawa... w ykazując tern samem, że zdarzenia zew nętrzne mniej mają znaczenia w życiu, niż sposób, w jaki się odzw ierciedlają w naszej duszy. Bo m ożna nieszczęście przy jąć jako w ro ­ ga i złorzeczyć mu jako zesłańcow i sił ślepych i nieokiełznanych, a można też widzieć w niem sk ry teg o posłannika bożego, którem u dana jest tajem nicza ja­

kaś misja do spełnienia.

Kto na życie p a trz y ze szczytów duszy, ten zaw sze dostrzeże w niem jakąś jasność. Każdemu bólowi należy p atrzeć p ro sto w oczy i pielęgnować owoc jego, by jadem goryczy i zw ątpienia nie zatru ł nam ducha. — P okażę ci owOc tego, co w ycierpiała tw oja dusza! — m ówi prorok Izajasz. Mylnie jednak sądzim y nieraz, że na tym św iecie przykazanem nam jest karm ić się jeno chlebem goryczy i napojem łez. C ierpienie jest tylko n ieraz przestrogą jako ból fizyczny, któ ry nas ostrzega w porę o ukrytej w organizm ie choro­

bie, a wiele przykrości życiow ych jest tylko bodźcem, pobudzającym naszą uśpioną energję do czynu. Życie ma w iele jasnych stron, ale ludzie skłonni do napaw ania się u źródeł sm utku i niepokoju, lekcew ażą sobie takow e.

Każdy człow iek jest zbiornikiem sił i energii duchow ych, które mogą i powinny być pobudzone do działania, aby życie w y tw o rz y ć piękne i harm o­

(4)

nijne. Każdy — byle tylko silnie tego chciał — może stać się jednostką żyw otną, energiczną, sposobną do czynu i zw y cięstw a; może odrodzić się duchow o za pom ocą w ładz sw oich w ew nętrznych, które są niewyczerpane, a co więcej, ogólnie zapoznane. Ludzie nie naw ykli dotąd czerpać ze skarbnic ducha, i dlatego są nędzarzam i, bo nic z tego co doczesne, przemijające, co pow szednie i poziom e, nie m oże dać trw ałeg o zadow olenia. W ubieganiu się za przyjem nościam i, za traca m y drogi szczęścia, k tóre zarów no jak nieszczę­

ście pow inno być dostojne, zrów now ażone, podnoszące, osw abadzające du­

cha i nasuw ające wielkie i pow ażne myśli. P ow inno się w alczyć z przeciw­

nościam i, bacząc na naukę, jaką one zaw ierają. Ten zaś, kto się łatw o znie­

chęca i opuszcza ręce, nie osiągnie nigdy celu. W y trw ało ść jest koniecznym w arunkiem powodzenia.

Spokój ducha m ożna zaw sze W sobie w yw alczyć, ale trze b a nam się od­

uczyć i nauczyć wielu rzeczy, których w a rto ść jest zapoznaną lub też mylnie tłum aczoną. Kto żyje dobrze, na szczytach myśli, tem u życie z każdym dniem przynosi now e bogactw a i odsłania przed nim nowe tajem nice; to też każdy człowiek pow inien pod koniec dnia zastanow ić się chw ilę nad tern, co zrobił, co m ógłby był zrobić, czego zaniedbał i czy zubożył czy też w zbogacił swego ducha jasnością i m iłow aniem .

N ajw ażniejszą rzeczą jest nauczyć się żyć poza sobą, na w yżynach du­

cha. Szczęście nie tyle zależy od okoliczności, ile od nas sam ych, a nie­

szczęścia sprow adzam y na siebie najczęściej przez w łasne błędy. Seneka tw ierdzi, że człow iek jest sobie sam em u najgorszym w rogiem , i ubolewa, że nie zadajem y sobie tyle trudu, aby zdobyć cnotę, ile go zużyw am y, aby uzy­

skać chw ilową przyjem ność. C złow iek jest panem sw ego losu, ale jeżeli w y puszcza ster z rą k i daje się po rw ać prądow i fali, sam winien jest swemu rozbiciu. Jed n a źle p rzykręcona śruba starczy, ab y pow strzym ać w ruchu całą m aszynę; tak i m y nie m ożem y się nigdy bezkarnie w yłam ać z pod p ra w utrzym ujących harm onję w szechśw iata.

Kto nie chce staczać się po pochyłości, ten musi z każdym dniem, przy­

noszącym now e dośw iadczenie i naukę, w znosić się coraz w yżej. Ewolucja zaś w ew n ętrzn a pow inna m ieć na celu dobro nietylko w łasne, ale i cudze.

O w ocem m ądrości i miłości należy obdzielać w szystkich. W Atenach istniało praw o, na m ocy któ reg o każdy, kto miał zapaloną pochodnię, a nie chciał św iatła jej udzielić drugim, k aran y byw ał śm iercią. — Z daw ałoby się, patrząc na ludzi, że zadaniem ich jest obniżać w a rto ść życia, zam iast je podnosić do rzeczyw istego jego znaczenia. M niemają oni, że się bawią, w tedy, gdy nie robią nic pożytecznego, tylko zabijają czas, aby im nie ciężył pustką.

D ow odzą pow szechnie, że człow iek m a tę w yższość nad zw ierzętam i, iż jest istotą m yślącą, a w rzeczyw istości jakże m ało ten um ysł przysparza ludziom szczęścia! W ielu poczytuje go n aw et za d a m n o s a h e r e d i t a s , przeklęte dziedzictw o, przysparzające mu więcej cierpień, niż rozkoszy. To w szy stk o w y n ik a z błędu, że nie um iem y ży ć z w łasną duszą, której dość b yłoby pozw olić rozw inąć skrzydła, ab y stała się jasnow idzącą i siejącą św iatło na życie.

Tajem nica św iata zrozum ianą jest tylko p rzez tych, k tó rzy czują, że Bóg jest dobrym . Ludzie błędnie też w y o b ra żają sobie, że duch religji jest posęp­

n y i nakazujący ciągłe um artw ianie, że w szy stk o co jasne, słoneczne, jest złem i pokusą dla zm ysłów . Bóg nie b y łb y tyle piękna i harm onji rozlał w przestw orzach i tyle dobrych i szlachetnych uczuć w szczepił w serca ludz­

290

(5)

kie, gdyby nie chciał, abyśm y to piękno i dobro w chłaniali w siebie i w cie­

lali je w życie. Tylko, że jest sztuka życia w yrozum ow ana, rów n ająca się umiejętności zbudow ania sobie w ygodnego domu, a k tórą m y zaniedbujem y zupełnie, dając się tylko pow odow ać instynktom .

B łędy nasze są zaw sze p rzyczyną naszego niepow odzenia. Ileż to ludzi marnuje w arunki szczęścia, którego okrucham i m ożnaby obdzielić całe rzesze!

Człowiek nie jest biernym autom atem w rękach ślepego trafu; nie umie tylko w yzyskać sił sw oich w w alce z losem. Zadaniem każdego pow inno b y ć osią­

gnąć pełny i harm onijny rozw ój w szystkich w ła d z swoich, a edukacja ta po­

winna zaczynać się w niem ow lęctw ie, a kończyć dopiero z życiem . Ktoś określił genjusz jako niew yczerpaną zdolność do zadaw ania sobie trudów . P raw dziw a M ądrość jest zaw sze pokorną i skłonną do słuchania nauk, jakie daje nam życie.

U m ysł ludzki — pow iada B yron —• powinien b y ć kopułą m yśli i pałacem Ducha, a p ły tk o ść nasza w y p e łn ia go chaosem bezm yślności. B roniąc się zaś myślom pow ażnym , zapadam y w posępne, a w łasn y cień zasłania nam przed oczami słoneczną jasność życia. R ozum ny człow iek pow inien p am ię­

tać, że p rzeszkody są na to, aby b y ły przełam ane i d o starc zy ły nam radości i chw ały zw ycięstw a. P ow inniśm y ciągle odradzać się m oralnie, budząc z uśpienia coraz now e siły ducha i potęgując je w zapasach. Tym czasem większość ludzi szuka tylko szczęścia w szale lub odrętw ieniu nark o ty k ó w życiowych, tłum iąc w sobie m yśl i zastanow ienie. S tan atonji duchowej, w której nas pogrąża pesym izm , trzeb a zw alczać, podniecając codzień w sobie energię i ton żyw otności, której upadek w y tw a rz a chorobę w ieku: n eura­

stenię ogólną, p row adzącą za sobą ca ły szereg dolegliwości fizycznych i m o­

ralnych, oraz staro ść i przedw czesne niedołęstw o.

Ludzie dobrej woli pow inni rozsiew ać dokoła siebie ziarna zdrow ych myśli i szczęścia, i w yk azać drugim, że życie w a rte jest trudu istnienia, a świat jest pięknym , i że każdy z nas posiada w sobie skarbnicę siły i woli, która czyni go panem losu. Sm utek, nieraz nieokreślony, b ez gruntow nych podstaw, k tó ry jest w ynikiem znużenia ogólnego ducha, z a w iera w' sobie groźne niebezpieczeństw o. Szukam y mu, w w yobraźni podnieconej chorobli­

wie, urojonych jakichś pow odów , k tó re zasępiają odrazu cały w idnokrąg życia. G dybyśm y jednak z naszych trosk usunęli obaw ę nieszczęść, k tó re się nigdy nie spełnią; gdybyśm y zredukow ali ro zm iary tych, k tó re w y obraźnia nasza potęguje, i rozróżnili te, które są ukrytem a zam askow anem dobrem — przekonalibyśm y się, że nie tak w iele ich zostało.

Jak dzień każdy budzi się do słońca, tak i m y z ciem ności pow inniśm y się budzić co ra n a do jaśniejszego pojm ow ania życia, zadań jego i obow iąz­

ków, karm iąc um ysł swój chlebem p raw dy, św iatła i m ęstw a. C złow iek jest nietylko synem ziemi, ale i synem gwiazd, do k tó ry ch zaprząc powinien swój pług. Każda z nich zaw iera jakieś u k ry te św iatło, k tó re odnaleźć trze b a i rozniecić. D obro silniejsze jest od złego, a jeżeli w idzim y często zło z w y ­ ciężające dobro, to dlatego, że jesteśm y krótkow idzam i i nie um iem y p atrz eć w przyszłość.

Poznaj cel swój, w idnokręgi, siły, p o ry w y , błędy, ideały, n a w e t w idzia­

dła fantastyczne w yobraźni, i bądź duchem tw órczym , a nie rozkładow ym , bo duch tw ó rczy jest zaw sze dńchem bożym . W ielka dusza pow inna błędy swoje zostaw iać za sobą, a odnaw iać się ciągle ferm entem d o b ra i wielkich myśli, zapalających piersi do czynu. Ale kto chce działać, powinien być czło­

291

(6)

w iekiem w ew nętrznym , o czystej duszy i czystych intencjach; powinien bu­

dow ać siebie, ab y móc zbudow ać drugich.

Nie czyń też spokoju tw ego w ew nętrznego zależnym od drobnych a nie­

uniknionych przy k ro ści życia. Słabi tylko giną w objęciach przeciw ności — silni k arm ią się u jej piersi. Cierpienie, z k tórem się szam oczesz bezsilnie i k tó re cię m iażdży, nie jest zasługą, tak jak biern a rezy g n acja nie jest cnotą.

W szystko, co w pada do ducha, pow inno rozpłom ieniać, choćby ogniem ofiar­

nym , a cierpienie w swoim w łasnym ogniu pow inno h arto w ać broń przezna­

czoną do zw alczenia go. Niechaj m odlitw a tw oja poranna będzie otrząśnię- ciem się z ciem ności i letargu, zaczerpnięciem pełną piersią św iatła i mocy.

0 r a r e r e s p i r a r e ! — jak mówi św. A ugustyn. Im w yżej słońce wejdzie na tw em niebie, tern jaśniej będzie w tw ojej duszy i dokoła ciebie.

II.

Z dziedziny astro-medycyny.

G dybyśm y częściej spoglądali w niebo, ziem ia p rz estałab y być dla nas ostatecznym celem, oraz jedynym punktem oparcia. P rzyciąg n ęły b y nas

„gw iazd y “ i n au czy ły innej m ądrości. One to w łaśnie — nietylko oddziały­

w ają na siebie, ale także na ludzi, o ra z na w szystko, cokolw iek istnieje we w szechśw iecie. W p rzystosow aniu do ziemi i jej m ieszkańców, z w pływ ów ty ch w ysnuć się dają następujące w nioski:

1. P ogrążeni jesteśm y w oceanie w szelkiego rodzaju w ibracyj, czyli drgań, z któ ry ch zaledw ie nieskończenie m ała cząsteczka oddziaływ a na organizm i dochodzi do naszej świadom ości.

2. W p ły w y w ibracyj ty ch są różne, zależnie od w łaściw ości i budowy naszego ciała, od uzdolnień, od nastro jó w i w arunków . W p ły w y astralne zm ieniają się rów nolegle do zmian W nas zachodzących — człowiek rozwija się, dojrzew a, doskonali, a jednocześnie uzdalnia do reagow ania na w pływ y poprzednio dlań niedostępne.

3. O ddziaływ anie astralne, zw iązane z chwilą naszego poczęcia i urodze­

nia, nie jest „fatalne“, ani bezw zględne. W szystko zależy od stopnia rozwoju duchow ego. Im kto silniej opanow ał sw ą niższą istotę, tem u „w pływ y gw iazd“ stają się przyjaźniejsze i to n aw et w spraw ach czysto doczesnych 1 m aterjalnych.

4. D latego człow iek może uchronić się od w pływ ów dlań nieprzyjaznych i w ejść w sferę w pływ ów dodatnich.

P ra w d y pow yżej przytoczone stw ierdzić m ożna najłatw iej w dziedzinie d o ś w i a d c z e ń m e d y c z n y c h — bow iem dostępna tu jest obserw acja i kontrola. Dziedzina to trudna do ujęcia i opanow ania. W chodzą tu w grę nie tylko w p ły w y mgławic, konstelacyj gw iezdnych, słońc, planet i księży­

ców, ale także w łaściw ości biologiczne ludzkiego organizm u, oddziaływanie substancyj leczniczych m ineralnych i roślinnych. A s t r o - m e d y c y n a mo­

że się z czasem rozw inąć i jako w i e d z a ś c i s ł a oddaw ać chorym wielkie usługi, koić i usuw ać cierpienia. Jest to zadanie przyszłości — ale już dzisiaj rozporządzam y sum ą wiadom ości, k tó ra w moc naszą daje środki i sposoby skupiania dobroczynnych w p ły w ó w astralnych; w p ły w y te zużytkow yw ać w a rto dla celów leczniczych.

292

(7)

Pow szechnem jest mniemanie, że natu ra i losy człow ieka zależą od ukła­

du planet w chw ili jego urodzenia, natom iast znaki zodjaku odgryw ają rolę drugorzędną. Mniemanie to jest błędne, bow iem działanie i w p ły w y planet, a przedew szystkiem słońca i księżyca, zm ieniają się zupełnie i przejaw iają całkiem inaczej w każdym ze znaków zodjaku.*)

W p ły w y owe, ujęte w zw iązku z poram i roku i następstw em poszcze­

gólnych m iesięcy, przedstaw ić tu chcem y w szeregu rozw ażań z serdeczną wolą s ł u ż e n i a c i e r p i ą c y m i w sk az y w an ia dróg tym , k tó rz y szukają, błądzą, m ęczą się często w niepokoju i oczekiw aniu. Dla wielu z nich p ra k ­ tyczne w skazów ki, k tó re tu podaw ać będziem y, staną się m oże punktem zw rotnym w ich życiu i zasilając odpow iednio swój organizm, w prow adzą zdrow ie, harmonię i radość w szare pasm o sw ego nieskoordynow anego do­

tąd życia.

J E S I E Ń

Jednym z m iesięcy, w którym specjalną uw agę należy pośw ięcić uzgod­

nieniu rytm u życiow ego z praw am i p rz y ro d y jest październik, odpow iadający znakow i W a g i (od 23 w rześnia do 23 października). W aga jest znakiem spokoju i harmonji. Ł atw o też w tym miesiącu zapanow ać nad wszelkiem i nieokiełzanym i poryw am i natu ry , zm ysłów , cz y nerwów. P od znakiem W agi udają się w szelkie w ysiłki, podejm ow ane dla w yrobienia w sobie rów now agi w ew nętrznej. D obroczynny w p ły w W agi przejaw ia się w harm onijnem z e ­ spoleniu sił fizycznych, um ysłow ych i m oralnych. Ludzie, urodzeni w tym czasie, m o g ą mieć życie piękne i pełne harmonji, bez rozdźw ięków , za ła ­ m ań i katastrof. P rzy c ią g ają oni siły, niosące pokój, zdrow ie, w ew nętrzną moc i bezpieczeństw o. A w iem y w szyscy, że bez tych przym iotów , z braku um iaru i sam okontroli, w y ra sta w szelkie zło-, tak indyw idualne jak i, zbio­

rowe.

Społeczeństw o w spółczesne cierpi z powodu rozstroju system u n erw o ­ wego, neurastenii i chorób um ysłow ych, których p rzyczyny szukać należy w życiu zbyt intenzyw nym , zbyt czynnym i absorbującym .

Ludzie dzisiejsi, zanurzeni w kotle rozszalałego tem pa now oczesnego życia, nie zw racają najm niejszej uw agi na zmiany, jakim ulega przyroda, a z nią i człowiek. P rze w ażn a ilość chorób i zaburzeń w organizm ie spo­

w odow ana jest p rzez nieodpowiednie odżyw ianie się (p rzetw o ry mięsne i ow ocow e, nadm iar m arynat, octu i korzeni), a zw łaszcza p rzez n a d m i e r - n ą ilość spożyw anych pokarm ów . P rzeładow any żołądek nie jest W stanie ich straw ić, po w stają w ięc złogi w organizm ie, które, grom adząc się z m ie­

siąca na miesiąc, z roku na rok — krzepną w drobne k ry ształk i i w następ ­ stwie atakują boleśnie fizyczny ustrój człow ieka.

W szystkie choroby jak: reum atyzm , ischias, podagra itp. pow stają na tym tle. W iele zaś innych dolegliw ości ma sw oje pośrednie źródło V prze­

ładow yw aniu żołądka, który, nie m ogąc podołać sw ej pracy, zostaw ia część pokarm ów nieprzetraw ionych, te z kolei ulegają gniciu (co powoduje często raka żołądka) lub też, jako nadm ierny i szkodliw y pokład tłuszczu, pozostają w organizmie. Aby przeciw działać tym niedomogom i zaburzeniom , należy

*) Ze w zg lę d u n a b ra k m ie jsc a te m a t te n o m ó w im y o b sz ern iej w o so b n y m a rty k u le , (red.)

(8)

w prow adzić przedew szystkiem reform ę w kierunku skrom nego i prostego odżyw iania się, k tó re jedynie zapew nia siłę i zdrow ie.

D rugim w arunkiem zdrow ia jest r u c h , k tó ry zaw sze, a zw łaszcza w je­

sieni należy uczynić pom ocniczym m otorem dla przem iany spożytych pokar­

m ów w re zerw u ar zdrow ia i siły. Bezruch i lenistw o przyczyniają nam w życiu w iele nieobliczalnych szkód. Zapew ne nigdy nie m yślim y nad tern, jak cudow ną i tajem niczą pracow nią alchem iczną jest nasz organizm. Ale naw et najprostsza m aszyna w ypow iedziałaby posłuszeństw o, g d yby w jej try b y sypano piasek i kamienie, g dyby pozostaw iano ją bez opieki, oczyszcze­

nia i naoliw ienia. T ę sam ą troskliw ość w inniśm y naszem u ciału.

Ruch i odpow iedni pokarm , pow ietrze, słońce i w oda — oto główne w a­

runki zdrow ia. — Słońce i w oda b y ły przykazaniam i m iesięcy letnich. Po­

w ietrze i p ro sty a zd ro w y pokarm w inny być troską dnia każdego. Nato­

m iast r u c h w sk azan y jest w m iesiącach jesiennych, a zw łaszcza w paździer­

niku. Z ruchem zw iązana jest bezpośrednio zd ro w a cyrkulacja krw i. Obieg krw i nie jest rzeczą m echaniczną i bez znaczenia. T o czarodziejska nić, łącząca w zgodzie i m iłości św iat niew idzialny naszej a p a ratu ry fizycznej.

W yrów nanie, w zajem na w spółpraca i porozum ienie przyjazne m iędzy jednym organizm em a drugim, m iędzy jednym członkiem a drugim, w reszcie harm o­

nijny w ysiłek całego organizm u u w arunkow any jest przedew szystkiem zdro­

w ym i rytm icznym obiegiem krw i! Dlatego serce jest centralnym punktem całego organizm u, jest niejako w odzem naczelnym i od jego siły i zdolności kierow ania arm ią czerw onych i białych ciałek krw i — zależy zw ycięstw o lub klęska, siła lub słabość tej olbrzym iej „jednostki bojowej", jaką jest czło­

w iek!

Podstaw ow e wskazówki na miesiąc październik są następujące:

1. W skazane są w ycieczki i sp acery na w olnem pow ietrzu, najlepiej w górach, k tóre w ym ag ają pew nego w ysiłku, a ten, potęgując rytm krążenia krw i, oczyszcza tern sam em organizm ze złogów k w a só w i tłuszczów .

2. P oleca się rów nież w o d y gazow e i m ineralne, w szelkie surow izny i owoce, zw łaszcza orzechy i miód, któ ry ch nie skąpi nam jesień.

3. Spoczynek i sen winien być w tym miesiącu niemniej pilnie strzeżony.

Dla organizm ów w ątły ch dopuszcza się do 10 godzin snu. Nie należy zapo­

minać, że sen przed północą jest przedew szystkiem w a żn y i w zm acniający.

K łaść się do łóżka najpóźniej o 10 w ieczór.

4. N ależy dążyć do w e w n ę t r z n e g o s p o k o j u i h a r m o n j i — nie rozm yślać nad przyw aram i i postępow aniem ludzi, któ rzy nie w chodzą z nami w bezpośrednie zetknięcia — nie dyskutow ać, sądzić, ani k ry ty k o ­ w a ć; unikać w trą c a n ia się do cudzego życia; nie obarczać nikogo radam i ani w skazów kam i b ez istotnej do tego potrzeby.

5. R ozw ijać w sobie d o b r o ć , ł a g o d n o ś ć , w y r o z u m i a ł o ś ć — skuteczne to lek arstw a p rzeciw trującym m ikrobom nerw ow ego podrażnie­

nia, k tó re ro zstrajają i niszczą system nerw ow y. K ażdy chyba zdaje sobie sp raw ę z fizjologicznych następstw gniew u i przew lekłego podrażnienia, ale m ało k to wie, jak ciężkie i głębokie są skutki ty c h zachorow ań, jak szkodliwie oddziaływ ają na mózg, na siłę i odporność nerw ow ą.

6. Namiętności poddać pod w ładzę rozum u i woli — nie patrzeć na nie jak n a w rogów , ale w yznaczyć im w łaściw e miejsce, jakie zajm ow ać w inny w zrów now ażonem , harmonijnem życiu silnej i praw sw ych świadom ej jed­

nostki.

294

(9)

7. Nie siać pesym izm u i nie ro zszerzać złych w iadom ości; zapew no nie braknie ludzi, k tó rzy nas w tern w yręczą, m y natom iast unikniem y w strz ą ­ sów nerw ow ych, szkodliw ych dla zdrow ia.

8. S trzec się porów nyw ania tego, co m am y z tern, co posiadają inni. Za­

zdrość i ambicja, to pokusy niebezpieczne, czyhające w szędzie. Każdemu w y ­ znaczona została inna m iara życiow ych dóbr i radości — spokój stanie się udziałem tych, co poprzestają na m ałem i um ieją ograniczać swoje potrzeby.

P rak ty cz n e te w skazów ki, skuteczne szczególniej w październiku, w cza­

sie panow ania znaku W agi, mogą b y ć stosow ane z pożytkiem podczas całego roku. Rodzice, któ rzy dbają o p rzyszłość swoich dzieci, winni w d rażać je w pow yższe przyzw yczajenia, oszczędzą im one w iele szkód i trudności życio­

wych.

C horzy nerw ow o niech postarają się spędzić październik w miłem, za- cisznem środow isku, zdała od przygnębiających w p ły w ó w i stosunków.

B arw a niebieska, jaką pyszni się jesienne pogodne niebo, jest dla chorych nerw ow o w ysoce kojąca, B arw ę tę m ożna pow tórzyć w ubraniu, w barw ie pokoju lub obić m eblowych.

G dy zastosujem y się do tych w skazów ek i sharm onizujem y nasze fizycz­

ne i psychiczne procesy z dobroczynnem i em anacjam i W agi, zdobędziem y rów now agę w ew nętrzną, k tóra zw y cięży chaos nietylko w nas sam ych, ale przyczyni się do pokoju i radości w ielkiej Rodziny ludzkiej.

J ó z e f Ś w itk o w sk i (Lwów).

Eksperymenty psychometryczne

Pod źle w y b ran ą nazw ą psychom etrji, gdyż dosłownie oznaczałoby to jakieś „mierzenie duszą“, obejmuje się w parapsychologii pew ien szczególny dział zjaw isk jasnow idzenia, polegających na tern, że pobudką, w praw iającą medjum w zdolność jasnow idzenia, jest jakiś przedm iot m aterialny. P rze d ­ miot taki, dany mu w rękę — czasem także kładziony na czole lub na żołądku

— budzi w niem w izje w łaściciela przedm iotu, jego charakteru i jego p rz e ­ szłości, lub też w izje daw nych w ypadków , rozgryw ających się w pobliżu tego przedm iotu.

E ksperym enty tego rodzaju przeprow adził m. i. dr med. Adolf Schmidt z medjum O ttonem R eim annem w P rad ze n a polecenie „Berlińskiego T w a lekarskiego dla badań parapsychicznych" i zdał z nich spraw ę w „Zeitschrift für Parapsychologie" (1930, X i XI).

Medjum, m ężczyzna 27-letni, z domu zam ożnego, z ukończoną szkołą średnią, bardzo kulturalny i inteligentny, o żyw ym tem peram encie, dowcipny i bystry, nie stud jo w ał nigdy grafologji; podaw ane mu listy bierze tylko w rękę dla dotknięcia, nie czytając ich treści, a pomimo to potrafi pismo naśladow ać. P otrafi to rów nież w tedy, gdy wcale listu nie dotknie, a tylko eksperym entator m yśli ży w o o danej osobie. O dbyw a się to przew ażnie na trzeźw o, niekiedy tylko w idać u medjum zatopienie, podobne do transu lek­

kiego.

(10)

P oprzednio eksperym entow ał z nim prof. F ischer i podał jako objawy najciekaw sze przy próbach z listami:

1. Poznaw anie losu piszących: np. z listu pożegnalnego sam obójczyni po­

znał jej melancholię i zam iar sam obójstw a; z listów, pisanych na długo przed śm iercią poznał zniechęcenie do życia, jako pow ód do sam obójstw a, nie wie­

dząc nic o autorach listów .

2. O kreślanie charakteru i zajęcia piszącego: Z listu kupca zbożowego poznał, że on posługuje się lupą i nary so w ał ten p rz y rzą d w e formie uży­

wanej do badania nasion zboża. Z pism a lekarza (m anuskrypt p racy o tumo- rach) określił, że autor zajmuje się obecnie naroślam i, k tóre kraje i bada.

3. Opis otoczenia, w którem żyje piszący: Z listu w łaściciela oberży po­

znał, że u niego jest przenikliw y zapach p o tra w i alkoholu. W innym w ypadku określił, że autor jest zam knięty i zachow uje się jak szaleniec (był to list obłąkanego w zakładzie). Innego określił rów nież jako zam kniętego, w y ziera­

jącego tęsknie z ciasnego okienka; tym czasem au to ra uwięziono dopiero w kil­

ka tygodni potem za niezw ykłe oszustw o. Z listu m ordercy, już oddawna uśm ierconego, opisał sposób, w jaki udusił ofiarę, jego celę w ięzienną i jego trw ogę przed powieszeniem .

4. Ułomności fizyczne i choroby: W jednym w ypadku określił, że autor nie widzi na lew e oko, chociaż ono jest zdrow e (stw ierdzono hemianopsję).

W innych poznał, że piszący cierpi na dolegliwości brzucha i nosi opaskę, a u drugiego rozpoznał ra k a jako przyczynę śm ierci, mimo, że list był pisany na rok przed zgonem.

Prof. F ischer dzieli sw e eksperym enty na dw ie grupy: w pierw szej dawał miedjum przedm ioty, zw iązane w jakikolwiek sposób z przem ocą i zbrodnią;

w drugiej przedm ioty nie łączące się z żadnym w ypadkiem pow ażnym lub nieszczęściem. W pierw szej na 9 eksperym entów było 7 udałych, w drugiej na. 7 eksperym entów tylko 2 udałe, mimo, że Fischerow i znane b y ły te przed­

m ioty i ich właściciele. W nioskuje z tego, że w ypadki, którym tow arzyszą silne afekty, o w iele trw alszy ślad zostaw iają na przedm iotach, niż w ypadki obojętne. P odkreśla także, że medjum nie p y ta o nic, prócz wieku i płci da­

nej osoby, w szystkie bow iem dalsze szczegóły działają nań przeszkadzające.

P rzy to cz y w szy te w yniki badań poprzednika, cytuje dr Schm idt proto­

kóły z badań w łasnych, prow adzonych w m ałem kółku „Berlińskiego T -w a lekarskiego". Na w stępie eksperym entów z 15. lutego 1930 pokazuje medjum (Reimann) kilka próbek pism: nakreślił je sam po kilkuminutowej znajomości z danemi osobami, oczyw iście nie w idziaw szy wcale ich pism a; tylko pod­

pis pod próbkam i położyły następnie one sam e. Obecni stw ierdzają w ielką zgodność, naw et w drobnych szczegółach. Reim ann zaznacza, że musi znać w iek i płeć piszącego, bo są ludzie młodzi o drżącem piśmie, a są także m ęż­

czyźni z w łaściw ościam i kobiecem i i naodw rót, poczem poddaje się badaniom:

1. W ypadek: list m ężczyzny trzydziestoletniego. Reim ann bierze go w rękę i chow a do lewej kieszeni bluzki, nie czytając, po czem mówi: „W idzę człow ieka pochylającego się na lew o, o w ysokich, kanciastych barkach.

U m ysł miękki, łatw o podatny. Ma zapew ne w iele energji czynu, ale już drob­

nostki go w ykolejają. B ardzo czynny duchow o, dobry psycholog: lubią go się radzić ułomni ludzie. G dy to pisał, b y ł w złych w arunkach, ale będzie mu jeszcze gorzej. Je st utalentow any, w ym ow ny, oczytany, ale mimo swoich 30 lat w y w ie ra dziecinne w rażenie... Je st żonaty, ale żonę ma niezbyt dobrą.

296

(11)

Rodzice żyli w m ałżeństw ie chwiejnie, w stosunkach naprężonych, on więc jest obciążony dziedzicznie. Nie dziw iłbym się, g d yby z tej familji pochodził albo geniusz, albo zbrodniarz... On jest bardzo m uzykalny... W ygląda tak, jakgdyby ktoś w rodzinie był zam ordow any lub zakłuty. Całe pismo w y ­ w iera w rażenie niemiłe, estetycznie odrażające. On m a w iele skłonności kobiecych.“ Medjum pokazuje jego chód i jego ch a rak tery sty c zn y ruch ręki, jak u m ańkutów .

D r Achelis, któ ry ten list podał, w yjaśn ia: Szczegóły są przew ażnie tra f­

ne, z w yjątkiem oceny zdolności duchow ych, idzie tu bow iem o czołow ego m atem atyka Niemiec, m ającego mimo m łodego w ieku już w spaniałą karierę za sobą. Tw ierdzenie o przykrościach życiow ych piszącego list jest o tyle trafne, że dr Achelis leczył go psychoanalitycznie, pom agając mu p rz ezw y ­ ciężyć bardzo ciężkie przeżycia psychiczne z dzieciństw a. N ajciekaw sze jest naśladowanie chodu au to ra listu przez medjum, gdyż w łaśnie ten chód był przedmiotem leczenia psychoanalitycznego (omijanie na ulicy szpar, łączących płyty chodnika).

3. w ypadek: dr Dipschütz podaje medjum list, o którym nic nie wie, ani autora nie znał; wie tylko, że autor nie żyje. Na R eim anna list — nie oglądany zresztą — w y w ie ra silne w rażenie, gdyż m ów i szybko p rz y żyw ej gestykulacji:

„W iek średni, 30—40 (na zapytanie, czy teraz, czy w chwili pisania, p o tw ie r­

dza to ostatnie), niesłychanie uzdolniony... widzi w szy stk o plastycznie... musi rzeźbić w glinie... bardzo inteligentny i roztropny... czyżby już u m arł? (na pytanie, z czego to wnosi, odpow iada: „mam takie w rażenie")... jest bardzo znany, nie m ów ią doń po nazw isku, lecz tytułem ... list pisany w podnieceniu...

on ma zam iłow anie — nie sad ystyczne — ale także d o rzeczy nieapetytnych, coś krw aw ego, ale bez zabarw ienia seksualnego“. Dr Dipschütz w yjaśnia po kilku dniach od d a ty eksperym entu, że w łaśnie dow iedział się szczegółów o autorze listu; nie był to rzeźbiarz, lecz m alarz, zm arły w 42 roku życia, miał tytuł profesora, a określenie medjum o „rzeczach nieapetytnych“ p o tw ier­

dzają ostatnie obrazy zm arłego, rzeczyw iście dziwnie rozuzdane w treści.

4. w ypadek: dr Kronfeld w ręcza list w czystej kopercie. Medjum chow a go do kieszeni bluzki, tam otw iera list, kopertę zm iętą oddaje, a list gniecie w kieszeni lew ą ręką, po czerń m ów i: „C złow iek ten jest w trudnych w a ru n ­ kach; w idzę go w sali, gdzie on i inni po nim przem aw iają... C złow iek ten musiałby być aktorem , ale nim nie jest. P rze d sta w ia się ludziom za innego, niż jest w domu, m ówi z akcentem cudzoziemskim".

Na to ośw iadcza dr Kronfeld: „W szystko fa łsz y w e!“ Po w yjęciu listu z kieszeni okazuje się, że jest to arkusz pism a m aszynow ego, a na lewej stro ­ nie m a kilka w ierszy atram entem . R zuciw szy okiem na arkusz, mówi Reim ann:

„Nie, to coś całkiem innego. To, co pow iedziałem , odnosi się do au to ra ze zna­

kiem przeciw nym . Jest to człow iek bardzo subtelny, bardzo dokładny w szcze­

gółach, niesłychanie rozumny... mówi dość powoli... chętnie milczy... bardzo przyzw oity, o dobrym sm aku... pożyczki zaw sze oddaje, podarków nie p rzy j­

muje... Z n a tu ry niedow ierzający, ale łatw o dający się przekonać. U znaw szy coś za słuszne, chętnie porzuca daw ne przekonania i idzie now ą drogą. Dubi porządek i w iecznie porządkuje, ale nie umie utrzym ać. P racuje um ysłow o pod w ysokim napięciem; chce zaw sze w ięcej zdziałać, niż może".

Prof. Einstein, k tó ry jest autorem listu, w y ra ż a swe zadow olenie, a żona jego oraz obecni krew ni potw ierdzają trafność odgadnięcia. S p raw a z pom yłką

(12)

początkow ą w yjaśnia się tem, że pismo Einsteina znajdow ało się ku środkowi, a na z e w n ą trz było zaproszenie (m aszynow em pismem) do teatru z podpisem pierw szego re ży sera niemieckiego, do którego odnosi się charakterystyka początkow a.

Sam Reim ann tak. się w y ra ża o sw ej zdolności: „G dy rzucę okiem na list lub tylko go dotknę, staram się przedew szystkiem z w yłączeniem wszelkiej grafologji w czuć się w autora listu. M ógłbym to porów nać do usiłowań aktora, który, dostaw szy now ą sztukę, naprzód próbuje w czuć się w osobistość swej roli, nim zacznie o pracow yw ać szczegóły. G dy już „m am " tego człowieka, staw iam sobie szybko pytania, jak też zachow yw ałby się ten człow iek w róż­

nych w arunkach. Pojaw ia mi się to jakgdyby w obrazach, a w ted y pozostaje zadanie przedstaw ić to, co widzę, słow am i jak najbardziej odpowiednimi. Nie są to w łaściw ie obrazy, lecz poznanie; „w iem ", że to a to tak b yło; trudne jest tylko w yrażenie tego, co wiem, słow am i. O stanie, nazyw anym transem , nic nie m ogę pow iedzieć w odniesieniu do siebie; tylko w tedy, g d y mi w yjaśnianie spraw ia wielkie trudności, m uszę się silnie skupiać na przedm iot mej pracy, przez co staję się mniej w rażliw ym na w p ły w y otaczające; ale to jest chyba objaw, to w arzy szą cy każdej w ytężonej czynności myślowej".

W tych kilku przykładach telepatia zdaje się nie mieć m iejsca; a teraz p rzy k ład innego rodzaju.

W czasopiśmie „R evue m etapsychique“ (1926, nr. 6) podaje E. O sty opis eksperym entu psychom etrycznego z chusteczką do nosa, przyniesioną ze sean­

su z Janem Guzikiem. Medjum nie w iedziało nic, naw et o obecności Guzika w P aryżu. W ziąw szy chustkę w rękę, ośw iadcza ta pani: „Mam wrażenie, że siedzą w koło różni ludzie; czyżby w śród nich by ł jeden, k tó ry śpi?...

A tam ci w około czekają. Ten śpiący jest w jakimś stanie, którego nie rozu­

miem... C hustka nie by ła tak a jak tera z; b y ła płasko złożona... T o nie jego ręce zrobiły w ęzły na chustce... Je st tam jedna istota, k tó ra śpi, i jedna, która nie śpi... G dy ten człow iek siedzi, w ystępuje w pew nej chwili siła, k tóra go podnosi; jego ciało zostaje m oże tam , nie interesuję się już jego ciałem... ale ta siła podnosi go i czyni go innym... Je st to siła, k tó ra go podnosi, albo też która się z niego podnosi; ta siła w ychodzi z niego... On w y tw a rz a jeszcze coś, jak­

gdyby św iatła... Jest to rodzaj chmur, które przyjm ują w ygląd ludzi, k ształ­

tów...“

C hustka ta znajdow ała się złożona w kieszeni prof. Santoliquido i znalazła się nagle na jego głowie, m ając cztery w ę z ły na rogach. Na tym że seansie pojaw iały się św iatełk a i zjaw y zm aterializow ane. O sty nie rozstrzyga, czy to b y ł objaw telepatii, czy psychom etrji; żałow ać jednak w ypada, że dr O sty nie podał, czy w śró d św iadków teg o eksperym entu psychom etrycznego był także ktoś z uczestników seansu z Guzikiem, kto zatem znał szczegóły seansu i m ógł je poddać telepatycznie temu drugiem u medjum.

Do k ategorii psychom etrycznych należy zaliczyć uzdolnienia słynnego R afała Scherm ana, nazyw anego niesłusznie grafologiem. Człowiek, k tó ry z listu przelotnie obejrzanego, lecz w cale nie studiow anego grafologicznie, potrafi podać uderzające szczegóły o charakterze, przeżyciach, a naw et o przyszłości autora, jest czemś w ięcej niż grafologiem, choćby najbardziej intuicyjnym.

Scherm an b y w a ł nieraz w Polsce*), eksperym enty z nim robione są bardzo liczne i ogólnie znane, nie będę ich zatem tu pow tarzał.

*) O becnie s ta le m ie s z k a w K ra k o w ie. (P rzy p . red.).

(13)

P ró b y nieco podobnego rodzaju robiono także z głośnym jasnow idzem w arszaw skim inż. Ossowieckim. Z przedm iotów jużto drobnych, jak okruch kamienia, jużto rozległych przestrzennie, jak w n ę trza ruin, potrafił on odczytać w ypadki przeszłe, jakie się ro z g ry w ały w pobliżu tycli przedm iotów , a więc podać szczegóły historyczne, nikomu z obecnych nieznane.

K . Chodkiewicz (Lwów)

Sen a rzeczywistość

R o z d z i a ł III.

R o d z a j e s n ó w .

By m a rz e n ia senne m ogły pow stać w duszy śpiącego, m u szą m ieć jak ąś podnietę czy przyczynę. P rzyczyny p o w staw a n ia snów m ogą być różne i m ogą leżeć ta k w organizm ie śpiącego, ja k i poza nim , w św iecie fizycz­

nym i innych płaszczyznach czy strefach. Jak o lin ję podziału snów w eź­

m iem y zatem te w łaśnie przyczyny, które w a ru n k u ją n a m różne rodzaje snów. R ozróżniam y tu n astęp u ją ce grupy:

1. sny fizjologiczne, 2. sn y psychiczne, 3. sny fizyczne,

4. sny psychom etryczne, 5. sny telepatyczne, 6. sny o zm arłych, 7. sny wieszcze.

W dw óch pierw szych grupach, t. j. w snach, k tóre n a z w a łe m fizjolo­

gicznym i i psychicznym i, p o d n ieta w yzw alająca dan y sen um iejscow iona jest w ty m osobniku, któ ry śni. S ny fizjologiczne w yw ołane są stan em o rg a­

nizm u śpiącego, zaś sny psychiczne kom pleksem jego psychiki, więc sum ą jego w yobrażeń, uczuć i m yśli, które nagro m ad ziły się w św iadom ości dzien­

nej i są „p rzerab ian e“ i sortow ane w czasie snu. G rupy: trzecia i czw arta, które n azw ałem snam i fizycznym i i psychom etrycznym i, są oddźw iękiem w rażeń zm ysłow ych, jak ie śpiący od zew n ątrz p rz y jm u je podczas snu. P rzy snach, które określiłem jak o fizyczne, p o d n ieta zm ysłow a w ychodzi z n a j ­ bliższego otoczenia, przy snach psychom etry cznych z w iększej odległości.

Grupa p ią ta obejm ie sny, któ ry ch p rzyczyną jest m yśl żyjącej osoby, n a d a n a przez n ią lu b sam orzutnie przez śpiącego pochw ycona i jako sen usym bo- lizowana. O statnie dw ie g ru p y snów są najciekaw sze. Sny o zm arłych i to t a ­ kie, które są pew nem ostrzeżeniem , łu b p rz ew id u ją pew ne rzeczy, czy wreszcie są w yraźnym kon tak tem z osobą zm arłego, m u sim y przenieść w płaszczyznę astralną czy m en taln ą. P rzyczyną snu je st tu — ja k zobaczym y później — praw dopodobnie faktyczne zetknięcie się z osobą odcieleśnioną w strefie astralnej, zaś sny wieszcze tak sam o się g a ją w tę strefę, bo przyczynam i grup od 1—5 nie dazdą się dostatecznie w yjaśnić.

(14)

Zaznaczam , że nie zaw sze d a się w yraźnie ustalić, która z przyczyn była fak ty czn ą pod staw ą danego snu i dlatego przy tłu m aczen iu snów i ich za­

w iłej sym boliki trzeb a być bardzo ostrożnymi, by n ie w padać w przesadę i n ie brać tom baku za złoto. Ju ż stare przysłow ie: „Sen m ara, Bóg wiara"

zaw iera to tra fn e ostrzeżenie. O kw estji tej pom ów im y zresztą szerzej przy sn ac h wieszczych.

S ny fizjologiczne w yw oływ ane są stan em organizm u śpiącego osobnika.

Ścierpnięcie ręki lub nogi w skutek w adliw ego ułożenia c iała p rzy zaśnięciu, gorąco w skutek zbyt ciepłego okrycia, zim no przy odkryciu się, ucisk koł­

n ierz y k a koszuli nocnej zbyt ciasnej, ból głowy, różne schorzenia organizm u, w ady i n ied o m ag an ia organów w ew nętrznych — p o w o d u ją pew ne rodzaje snów , co n iejed n o k ro tn ie stw ierdzono. Ju ż przed w iekam i m edycyna W scho­

du, szczególnie m ed y cy n a ch iń sk a i h in d u sk a, zajm ow ała się drobiazgowo sn am i chorego i w yciągała z n ich w nioski diagnostyczne co do sam ej cho­

roby. I tak pono choroby serca p o w o d u ją sny o zdyszanych pędzących ko­

niach, zm ory i strac h y p o w sta ją w skutek w ysokiego ciśn ien ia krw i w orga­

nizm ie, a w ad y w obiegu k rw i p o w o d u ją sny o skam ienieniu czy odrętw ie­

n iu ciała. Ból zębów, k tó ry w n ajbliższych dniach m a n astąp ić (np. zap a­

lenie okostnej), lubi się w yrażać sym bolicznie w p ły w ając y ch rybach, a cho­

ry m n a p łu c a śni się często duszen ie się podczas ciężkiej drogi, spinaczce górskiej i t. d. D r G. L om er w sw ej p ra cy p. t. „Die W e lt der W a h rträ u m e“

podaje, eż choroby n erek w y ra ż a ją się w snach często jak o pływ anie, walka z falam i n a oceanie łu b topienie się.

Z asługą F re u d a jest to, że zw rócił uw agę lekarzy n a te zjaw isk a i przez analizę snów p a c je n ta d a ł im w rękę szereg w skazów ek diagnostycznych.

K ażdy ta k i sen jest n ie ja k o pism em szyfrow em a lekarz, który potrafi od­

czytać to pism o, będzie m ia ł o tw a rtą drogę do tajn ik ó w stan u organizm u p a c je n ta .1)

P o d am teraz p arę przykładów 2): Śpiący śni, że złam ał palec średni w d ru g im jego członie. R ana o tw a rta w yp ełn ia się pasm em cieczy gęstej, żółto -b iałej podobnej do robaka. C zuje k łu ją c y ból i w skutek tego bolu b udzi się i widzi, że głow a spoczyw a n a śred n im palcu i przyciska go do tw ardego k ra ju łóżka. Z palca spłynęła krew , zatem palec ścierpł i stąd ta sym bolika snu. In n y w ypadek. P a n i A. śni się, że ogłuchła n a lewe ucho i m yśli, że coś je j m usiało ucho zatkać. P o obudzeniu się czuje, że w lewej d ziu rce od nosa utw orzyło się obrzm ienie, które je j ta m u je oddech.

J a k w idzim y w śnie pierw szym , m iejsce, z którego w yszła podnieta, zostało całkiem dobrze we śnie zlokalizow ane: ścierpnięty palec w yraził się w e śnie ja k o palec złam any, a ów żółty robak m iał zapew ne oznaczać a rte rję, z k tó rej krew uszła. W e śnie d ru g im m iejsce bolące zostało p rze­

niesione z nosa n a ucho, więc z jednego otw oru c iała n a in n y i to po tej sam ej stronie głowy. C iekaw ą jest dalsza k o n sek w en tn a sym bolika tego snu.

J a k ju ż sen ra z przed stąw ił b łąd w nosie jako b łąd w uchu, konsekw entnie każe śpiącej ogłuchnąć n a to ucho, by wzmóc jeszcze w rażenie uszkodzenia organizm u.

T e o rja S c h e r m e ra tw ie rd z i, że w s z y s t k i e sn y n a le ż y odnosić do p o d ­ n ie t fizjo lo g icz n y ch , co je d n a k je s t p rz e s a d ą , bo sn y tej g r u p y sta n o w ią zaled w ie m a ły p ro c e n t o gólnej lic zb y snów .

8) D r G. L o m e r: „Die M y stik des T r a u m e s “.

300

(15)

W idzim y z tego też dalej, że dusza człow ieka nie zam iera podczas sp a ­ nia, lecz przeciw nie, w czasie snu dochodzą do głosu i zn aczenia te w szyst­

kie spraw y, które nierzad k o n a jaw ie m u szą milczeć. W e śnie k ró lu je w szech­

w ładnie n asz a podśw iadom ość.

D ruga g ru p a snów, tj. sny psychiczne, jest pok rew n a pierw szej. P rz y ­ czyny snu nie leżą p o z a osobnikiem śpiącym a są u ta jo n e w n im sam ym , tylko nie w ciele fizycznym lecz w kom pleksie psychiki. Z atem przyczyn tych będziem y szukać w ciele eterycznym , a stra ln y m i m en taln y m śpiącego a m ożliwe to jest w ty m s ta d ju m snu, w k tó ry m n ie n astąp iło jeszcze k o m ­ pletne oddzielenie się ciała astralnego i m yślow ego a tylko p ew ne ich ro z­

luźnienie w stosunku do ciała eterycznego i fizycznego, co mja m iejsce w s ta ­ dium snu, k tó re określiliśm y jako sen lekki.

Z acznijm y tedy od c iała eterycznego. E zoteryzm tw ierdzi, że w ciele eterycznym człow ieka um iejscow iona jest jego pam ięć, tj. kom pleks w szyst­

kich w yobrażeń i spostrzeżeń, jak ie kiedykolw iek p o w staw ały w um yśle człowieka. N orm alnie n a ja w ie d ysponujem y tylko m ały m w ycinkiem tego kompleksu, z chw ilą n ap ły w u now ych w rażeń i w yobrażeń z a c ie ra ją się stare i dopiero pew ne k o jarz en ia m yślow e p o tra fią je z pow rotem odtw o­

rzyć. Sen dysponuje tem i w yobrażeniam i bez ograniczeń8), obrazy p am ię­

ciowe daw no m in io n y ch okresów życia w y stęp u ją w e śnie z całą w y ra zisto ­ ścią i świeżością. D r G. L om er podaje, że po kilkum iesięcznej podróży do Afryki jeszcze przez 9 m iesięcy co noc p raw ie śnił o okrętach i podróżach4).

Ludzie, tkórzy przeszli k atastro fę kolejow ą, tygo d n iam i jeszcze śn ią czasem 0 okropnościach takiego w y p ad k u i nie m ogą się pozbyć tego obrazu w sw ych snach. Mózg p ra c u je tu ja k p ły ta gram ofonow a, k tó ra w ygryw a wciąż raz n agraną m elodję.

T ak sam o, a m oże i jeszcze silniej o ddziaływ uje ciało astra ln e i jego kompleksy. Uczucia i pożądania, jak iem i ciało a stra ln e rozfalow ało się za dnia, tk w ią dalej w ty m ciele i p o w o d u ją szereg snów. D z ia ła ją tu p rz ed e- wszystkiem dw a kom pleksy, a to kom pleks w alki o by t i życie seksualne.

W pierw szym kom pleksie d o m in u ją uczucia obaw y o przyszłość, pow odze­

nie życiowe, zm artw ienia, strach przed u tra tą stan o w isk a i t. d. Gdy ktoś m artw i się przez szereg dn i spodziew aną u tra tą posady — m a rtw ić się bę­

dzie i we śnie, czasem n aw et więcej i m ocniej niż n a jaw ie. Jeszcze silniej ujaw nia się w sn ach kom pleks w zruszeń i p o żądań seksualnych. F re u d 1 jego szkoła rozpoznali dom inujące znaczenie tego kom pleksu w snach czło­

wieka, poszli je d n a k trochę za daleko, d ając w s z y s t k i m snom podłoże seksualne, bo m am y całe grupy snów, k tó re z tern podłożem n ie m a ją nic wspólnego. Szereg sym boli je d n a k m a podłoże w yb itn ie seksualne. P o ż ą ­ dania d n ia w k ieru n k u seksualnymi, szczefgólnie niezaspokojone, p o k u tu ją

w ciele astra ln y m także i we śnie i w yczaro w u ją obrazy czasem piękne a czasem p erw ersy jn ie ohydne i bez sensu, pozatem tak ie sym bole jak : la ta ­ nie, tańczenie i śpiew są też często sym bolicznym w y razem tego kom pleksu psychicznego.

W idzim y zatem , że nasze troski, zabaw y, p o żąd an ia i żądze trw a ją w nas i w e śnie i w y stęp u ją ta m pod różnym i sym bolam i. W eźm y p rz y ­ kład5): Miody oficer rezerw y, który pragnie, by go przyjęto na oficera z a ­

8) P o d o b n ie z re s z tą je s t i w h ip n o z ie i śn ie m edjum icz-nym (tra n sie ).

) D er „ T ra u m sp ie g e l" , s tr. 16.

(16)

wodowego a obaw ia się dużych trudności w tej spraw ie, m a następujący sen: Idzie n a dworzec kolejow y, by jechać do B erlina, k u p u je szybko przy kasie bilet i, w siad a ją c ju ż do w agonu, k o n statu je, że zakupił bilet 3-ciej klasy; poniew aż je st je d n a k w m undurze, n ie w olno m u jechać trzecią k lasą; pędzi zatem z pow rotem do kasy, ale nie m a znów d robnych pienię­

dzy, a k a sje r nie m oże m u w ydać reszty. W końcu pożycza potrzebną kwotę od jakiegoś urzędnika. T ym czasem pociąg zajeżdża do hali. Jest noc, św ia­

tła płoną, kręci się wiele ludzi, m iędzy n im i i żołnierze, w śród k tó ry ch prze­

chodzi. Ju ż chce w siadać — gdy widzi, że pociąg sk ład a się z w agonu b aga­

żowego i pocztowego, a w agony osobowe są zam knięte w olbrzym iej hali, któ ra, ja k stalow a ściana, dzieli go od pociągu. Do tego jeszcze słyszy, że pociąg idzie d o K rólew ca i jeśli się chce jechać d o B erlina, m u si się prze­

siadać. T ym czasem zapom niał, n a której stacji m a p rzesiadać i w żaden sposób n ie m oże sobie przypom nieć n azw y tej m iejscow ości.

W idzim y zatem , że pew ien kom pleks ze sfery w zruszeniow ej, owa obaw a, że nie zostanie p rz y ję ty do w ojska — w yw ołała w nocy ów sen, w k tó ry m nag ro m ad ził się szereg sym boli, uzm ysław iający ch przeszkody na drodze u rzczyw istnienia p lan ó w przyszłego oficera. W szystko sprzysięgło się n a biednego k a n d y d a ta do podróży. F ałszy w y bilet, b ra k drobnych, n ie­

m ożność d o stan ia się do w agonów osobowych i in n e nieprzew idziane prze­

szkody. O baw a, tk w iąca w ciele a stra ln y m śpiącego, u d ra m aty zo w ała się jak o szereg n ieprzew idzianych przeszkód w zam ierzonej podróży. Każdy z n a s zresztą przeżyw ał tak ie sny, gdzie w trakcie w ykonyw ania pew nej czynności w a lą n a m się kłody p o d nogi. Człowiek się gdzieś śpieszy na um ów ioną godzinę, by się spotkać z kim ś, n a kim m u bardzo zależy — i nie m oże znaleźć bucików , albo u b iera lew y bucik n a p ra w ą nogę, albo n ie m oże bucik a zasznurow ać. T o znow u nie może zapiąć u b ran ia, albo kam izelkę ubierze n aodw rót lub wreszcie w p ad a w tłu m i nie m oże się przez niego przepchać, m im o że m u się ogrom nie śpieszy i chciałby lecieć na skrzydłach! P rzy k ład ó w z kom pleksów seksualnych nie będę podaw ał, bo s ą one dość drastyczne. K to się tem i za g ad n ien iam i interesuje, znajdzie dużo ciekawego m a te rja łu w dziełach F reuda, L om era i S teckla6).

No a teraz jeszcze sny spow odow ane n o cn ą p ra c ą naszego ciała m yślo­

wego. S ą one stosunkow o dość rzadkie, bo ciało m yślow e ludzi naszej rasy w obecnem stad iu m je j rozw oju je st jeszcze stosunkow o m ało s k ry sta li­

zow ane i m ało opanow ane przez du ch a i n iech ętn ie słu ch a jego rozkazów, ta k ja k niesforny uczniak s ta ra się w ym ykać dyscyplinie szkolnej. Ale cza­

sem, ja k b y żartem , we śnie w łaśnie p o k azu je n a m kolosalne możliwości sw ego d ziałan ia. Z nam y wszyscy śm ieszny, dziecinny zw yczaj kładzenia książki n a noc pod poduszkę, gdy się po p o łu d n iu nie zrobiło zadanej n a ju tro lekcji. Możeśmy to i sam i n ieraz w m łodych latach robili. Dzieciak w ierzy, że gdy książkę, w której jest d a n a lekcja, położy n a noc pod głowę

— będzie ra n o do szkoły z tej lekcji zupełnie przygotow any. I in sty n k t dziecięcy m a tu p ew n ą rację. U stęp w książce działa psychom etrycznie na ciało m yślow e śpiącego i często w czasie sn u ciało m yślow e p ra c u je dalej, k o rzy stając ze spokoju i w yelim inow ania tysięcznych w rażeń z zew nątrz,

5) Dr G. L o m e r : D er „ T ra u m s p ie g e l“, s tr. 26.

6) F r e u d : T r a u m d e u tu n g ; S t e c k e l : Die S p ra c h e des T ra u m e s ; Ł o m e r : D er T ra u m sp ie g e l.

302

(17)

które je przez cały dzień bezu stan n ie b o m b a rd u ją — i n a ra n o d a n a lekcja jest w całości przysw ojona. S tw ie rd za ją to przysłow ia, ja k np. przysłow ie niem ieckie, o którem już w sp o m in ałem a k tóre każe k ażd ą w a żn ą decyzję

„ospać“ czy „przespać“, tj. poddać ją kontroli duszy w czasie snu. M am y pozatem szereg relacyj od osób zupełnie w iarogodnych, które p o d ają, że gdy w ieczorem biedziły się n ad rozw iązaniem jakiegoś tru d n eg o zadania, r a ­ chunku, p la n u lu b zagad n ien ia i zasnęły z za m ia rem dalszej p ra cy m y ślo ­ wej n a d tern zagadnieniem — b udziły się ra n o z gotow em rozw iązaniem , które n aty ch m iast m ogły przelać n a p apier. P rzy p isan iu tego rozdziału głow iłem się przez dłuższy czas, ja k ą zastosow ać zasadę podziału snów, by je ja k najlep iej sklasyfikow ać. Nie m ogłem znaleźć odpow iedniej zasady podziału i dopiero raz w nocy, gdy w ieczorem zasnąłem z p ełn ą głową tych rodzajów snów, u jrz a łe m jak b y rodzaj tablicy z przyk azan iam i, a n a niej 7 rodzajów snów g ru p am i ułożonych. Sen n a ty c h m ia st zanotow ałem i p o ­ dział, który w ty m rozdziale podałem , je st ty m w łaśnie podziałem z owego snu. Ciało m yślow e pracowało; d alej w e śnie i rozw iązało zagadnienie^

które po zbudzeniu się p am iętałem i przeniosłem n a p apier.

F lam jnarion p o d aje ciekaw y w y padek tego ro d zaju . W y p ad ek był stw ierdzony przez licznych św iadków . W jed n ej z p ensyj p ary sk ic h u czen­

nice m iały n apisać zadanie dom ow e n a tem at: „Co to jest p rzy ro d a?“ W śród dziew cząt by ła jedna, nazw iskiem d E sperance, k tó ra żaliła się przed kole­

żankam i, m ieszkającem i z n ią we w spólnym pokoju, że z zad an iem tern nie da sobie ra d y w żaden sposób.

U kładając się do snu, z a b ra ła do łóżka zeszyt z rozpoczętem zadaniem , z zam iarem ukończenia z a d a n ia w czesnym rankiem .

N azajutrz, po p rzebudzeniu się, w zięła zeszyt do rą k i k u niew ysło- w ionem u sw em u zdziw ieniu spostrzegła, że zad an ie było zakończone. Nie w ierząc w łasnym oczom, poczęła je czytać i z lękiem p rzek o n ała się, iż tem at został w spaniale opracow any — poznaw ała je d n a k w łasne sw e pism o.

Koleżanki, k tó ry m zadanie przeczytała, były św ięcie przekonane, iż w ieczo­

rem u d a w a ła tylko przed niem i, że zadanie sp ra w ia je j trudności, zaś w szkole nauczycielka b y ła zad an iem zachw ycona!

W idzim y n a tym przykładzie, który ju ż je d n a k częściowo w kracza w dziedzinę m edium izm u, że ciało m yślow e uczennicy pracow ało d alej we śnie n a d owem zadaniem , a gotow y w ynik „podyktow ało“ do w y p isan ia w e śnie m ed iu m iczn y m uczennicy, tkóra zapew ne posiad ała pew ne zdolności m edialne.

Z nany kom pozytor T a rtin i słyszał w e śnie głów ne m otyw y sw ej „S ona­

ty diabelskiej“, które po p rzebudzeniu się w chw ilę później przeniósł w cało ­ ści n a papier. Także i in n i kom pozytorzy, a m iędzy n im i Puccini, ośw iad ­ czali kilkakrotnie, że niektóre tw órcze pom ysły o trzym yw ali w e śnie. W izje senne odgryw ały rów nież rolę w tw órczości n ietkórych rzeźbiarzy i a rc h i­

tektów. Z n an y rzeźbiarz fran cu sk i R odin opow iadał, że sw oje pom ysły p la ­ styczne w idyw ał n ieraz n a jp ie rw we śnie. E r y k von Steinbach w idział w półśnie w izję całej k ated ry z w szystkiem i szczegółam i, za n im rozpoczął rysow ać szkice do p lan u katedry.

Niels Bohr, tw órca now oczesnej teo rji budow y atom u m iał w idzieć we śnie zasadniczą m yśl sw ej hipotezy: śniło m u się, że ogląda w nętrze atom u a po przebudzeniu m ógł w szystko szczegółowo narysow ać tak, że ry su n ek

303

(18)

ten stał się p odstaw ow ą form ą jego sław nego m odelu atom u. Wynalazca K arol Cross, któ ry długo p racow ał bezowocnie n ad ap a ratem odtwarzającym głos, gdy raz w ieczorem u sn ął Zmęczony w fotelu, zobaczył w śnie goto­

w y m odel sw ej m aszyny. R ano naszkicow ał z łatw o ścią cały p lan konstruk­

cyjny, n ad którym ślęczał tyle m iesięcy. Szkic ten złożył w sekretarjacie ak ad em ji um iejętności, gdzie je d n a k u to n ął w szufladzie sekretarza, a myśl tę p o d ją ł i u rzeczyw istnił w p rak ty ce dopiero A m ery k an in Edison.

Voltair opow iada sam o sobie, że tw orzył we śnie i to, ja k pow iada, rze­

czy nie najgorsze, zaś G oethem u pierw sze pom ysły do jego P rom eteusza zja­

w iły się w łaśn ie we śnie.

W idzieliśm y n a p o danych p rzykładach, że tak ciało fizyczne, ja k i trzy dalsze nasze ciała, tj. ciało eteryczne, astra ln e i m entalne, oddziały w uj ą na nasze sny, b u d u ją c n am we śnie szereg sym boli sennych i rzu cając w ten sposób n ieraz ciekaw e św iatło n a ta jn e głębie naszego organizmtu fizycznego i naszej psychiki. Rozpoznanie zatem tych dw óch grup, tj. snów fizjolo­

gicznych i psychicznych i odpow iednie w nioski z n ich w yciągnięte, będą kiedyś d la m edycyny przyszłości w ażnym środkiem diagnostycznym w cho­

robach ciała i duszy.

M. H. Szpyrkówna ( W arszawa>

Ciała zmartwychwstanie

Ciąg dalszy.

Promieniowanie ciał, w idzialne zw ykłem okiem, jest znanem zjawiskiem w św iecie przyrodniczym u wielu stw orzeń żyw ych. Istnieje także jako w ytw ór pew nych procesów rozkładow ych (np. próchno). U człow ieka p rzez dłuższy czas pozostaw ało w dziedzinie legendy, czerpanej z życiorysów hagjograficz- nych. O statnio zajęła się tem i narów ni z re sztą zjaw isk nadnorm alnych m eta- psychologja. N ajw iększym i najm etodyczniej opracow anym m aterjałem rozpo­

rządzają naukow cy wschodniej szkoły, przepuszczani już coraz częściej w ostat­

nich dziesiątkach lat przez u n iw ersy te ty zachodnie i rozporządzający skutkiem tego, poza term inologią ezoteryczną, często odstręczającą europejczyka, nomen­

k latu rą i m etodą badania w łaściw ą w iedzy nowoczesnej.

T ezę prom ieniow ania człow ieka pod w pływ em psychizmu podaje przede- w szystkiem hagjografja. O brazy św iętych zaw sze b y ły przedstaw iane w aure­

oli — św ietle, prom ieniującem dokoła głow y osobnika. Ż yciorysy wielu asce­

tów i św iętych p rz y ta cza ją ten szczegół, a legendy tw o rz ą całą literaturę.

Długi czas też b y ły uw ażane za objaw, to w arzy szą cy św iętości.

M e t a p s y c h o l o g i a notuje natom iast już szereg przykładów , kiedy prom ieniow anie lokalne czy całkow ite byw a konstatow ane u osób, niekoniecz­

nie pośw ięcających się ascezie, u których łatw iej jest zbadać ew entualne podło­

że tego zjaw iska. Zaznacza, że pow staje ono bądź pod w pływ em silnej doraź­

nej emocji, -bądź dzięki założeniu w organizm ie pew nych składników w nasi­

leniu, zw ykle niespotykanem . O m aw iano np. obszernie przed paru laty w prasie fakt z um ierającą kobietą, której ciało na dwa dni przed zgonem było otoczone silną aureolą św ietlną, ku praw dziw em u przerażeniu domowników. Badano

(19)

także służącą, o której w łaściw ościach prom ieniotw órczych nie wiadom o było aż do chwili, gdy w ciem nym pokoju ujrzano, że jest jakgdyby otoczona św iatłem pochodzenia m agnetycznego, jak badania w y k azały . Niedawno zm arły duńczyk Johansen, t. zw. „człow iek-m agnes“, w ciemności prom ienio­

w ał pięknem błękitnem św iatłem , które otaczało rodzajem glorji jego głowę i ramiona, układając się w k sz ta łt koła, elipsy, tró jk ąta i t. p. Cechę tę posia­

dali częściow o i jego bracia. Aureolę w idyw ano nad głow ą sław nego m esja- nisty T o w i a ń s k i e g o (relacja lekarza G utta), o którym w iadom o było, że posiadał olbrzym ią siłę sugesty w n ą i m agnetyczną, i zresztą — potężną indywidualność.

O bszerne pole do badania prom ieniotw órczych w łaściw ości daje zw łaszcza m etapsychologja w dziale m e d j u m i z m u . Ektoplazm a, w ydzielana przez medjum, czasem jest św iecąca: n ad medjum i w p rzestrzeni pojaw iają się charakterystyczne św iatełk a; a w reszcie zjaw y, m aterjalizow ane na seansach nieraz promieniują bardzo pięknem i silnem św iatłem , w ychodzącem z głow y, okolic serca oraz kończyn. (S eansy z F r. Kluskim, protokóły zebrane przez płk. Okołowicza).

Zróżniczkow anie tego prom ieniow ania, niezaw sze identycznego, sklasy­

fikow ała tylko szkoła w schodnia. O ddaw na zna nietylko sam o zjaw isko p ro ­ mieniowania, ale i posiada jego, by tak rzec, m etodykę. U naukow ca szkoły teozoficznej, L e a d b e a t e r a, znajduje się cały szereg (podanych nom en­

klaturą zachodnią) podziałów , odnoszących się do prom ieniow ania ludzkiego, czyli t. zw. a u r y człow ieka, w łaściw ej każdem u w rożnem nasileniu i jakości.

Antropozof d r S t e i n e r podaje w sw oich dziełach ca ły szereg kolorow ych tablic, reprodukujących w przybliżeniu ch a rak tery sty czn e stan y aury, zależnie od stanów psychicznych: gniew, pobożność, miłość, nienaw iść i t. d. D zieła pisarzy ezoterycznych są w tym względzie ze sobą zbieżne. O praw dopodo­

bieństw ie ich teorji m ożna po części w nioskow ać z niektórych określeń i p rz e­

nośni m o w y p o t o c z n e j . W ielki badacz polski, Ochorowicz, słusznie powiedział, że ludzkość w m o w i e uk ry ła intuicyjną w i e d z ę , której rozu­

mowo jeszcze sam a nie m oże uzasadnić. I tak m ó w im y : p o ż ó ł k n ą ć z zazdrości, tw arz czyjaś s p o p i e l a ł a ze strachu (barw a auryczna lęku jest szaro-brudna), c z e r w o n y g n i e w („il voit rouge“ po francusku), c z a r n a rozpacz, r ó ż o w e nadzieje. M ówim y też co- więcej, że ktoś jest r o z p r o ­ m i e n i o n y ze szczęścia, albo j a ś n i e j e spokojem. N om enklatura ta m ogłaby służyć niemal za ilustrację do kolorowej tablicy b a rw aurycznych, jak je podają naukow cy w schodni i jasnow idze zachodni, bez w ielkich odchyleń.

Prom ieniow anie widzialne jest w pew nych w arunkach dla w szystkich (np. seanse), dla niektórych — po-za seansam i (sensytyw i i jasnow idze), dla ascetów — w ekstazie lub stale. K atarzyna Emmerich, znakom ita cierpiet- niczka zeszłego wieku, w idziała często prom ieniow anie osób, k tó re dzieliła na złe i dobre. P odaw ała, że j a k o ś ć ś w i a t ł a , w łaściw ego danej osobie, stanow i w świecie duchow ym niejako jej legitym ację indyw idualną — niem oż­

liw y do sfałszow ania dowód jej poziomu i sposób rozpoznaw ania się duchów wzajemnie. M ożemy przypuścić nie bez słuszności, że istotnie r o d z a j e ś w i a t ł a , prom ieniow anego przez organizm , są bardzo różne i łudzą nas tylko w spólną cechą św ietlistości, której jakość (natura) może być jednak nie­

skończenie odmienna.

Zmiany auryczne m ogłyby znaleźć jeszcze uwzględnienie w t e o r j i p r o - 305

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zajęty studjam i terapeutycznem i, zaw iesiłem moje dociekania przejaw ów sugestii myślowej. Jednakże chorzy pobudzali niekiedy moją uw agę w tym kierunku. P

P ozatem oko nasze nie p ostrzega całej skali tych refleksów w ibracyjnych, poniew aż dostosow ane jest tylko do odbioru określonej ich częstotliw ości.. W

pierw, że w tern stadjum ewolucji, w jakiem są obecnie zwierzęta, duch, nie m ając do dyspozycji poszczególnych ciał m entalnych p rzy formach fizycznych, nie

Są to przew ażn ie rzeczy z z ak resu historii religji, jako budzące może najmniej zastrzeżeń, a będące zarazem p ierw szą i zasadniczą podw aliną

trzeby dydaktyczne, lecz nie jest nauką pogłębioną, ani skończoną. Zupełnie szczerze w yznaję, że opierając się na dzisiejszych pojęciach o asocjacji, nie

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

szym rzędzie u kobiet: czas pojawienia się pierwszej menstruacji. Wystąpienie jej przed 13 rokiem życia uważa się w naszym klimacie i dla naszej rasy za