• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Krajowe i Emigracyjne. No 19 (1837)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Krajowe i Emigracyjne. No 19 (1837)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

WIADOMOŚCI

K R A J O W E I E M IG R A C Y J N E

»assa® sH u m sraaiasra a a.a^aaücais.aa«

N“ 19. D N I A 31°° L I P C A 1837.

Kilka slow o filozofii Bronisława Trentowskiego.

(G rundlage der Universellen philosophieJ 18 3 7 .

« W ty ch kilk u słow ach zam iarem m oim jest dać Ziom kom w yraźniejszy i w iern iej­

szy o filozofii Br. T ren to w sk ie g o , nad len ja k i w ystawił Xaw. O rański na karcie G3 niniejszego pism a.

M etoda filozofii T r. je s t g e n etyczn a ,

»ląd też jed y n ie jeg o filozofia nosi na sobie cechę nowości i zupełnej oryginalności.

W szystkie filozoficzne m clody począwszy od Bakona i Kartezyusza były analityczne albo syn tetyczn e. Byli filozofowie, którzy usiłow ali w sw oich system ach zbliżyć do siebie analizę i sy n te zę , — wszelakoż w rezu ltatach zostali w iernym i pierw szej albo drug iej.P ierw szy Szeling um iał z przy­

gotow anych m aterjałów analizy i syntezy now ą synezę utw orzyć. Za jej pom ocą przyszedł do poznania ogólnego ab so lu tu , którego w szczęśliw ie pom yślanej w patrzal- ności (anszaung) przedstaw i! ; czyli ideal- ność i realność — w iedzenie i b y t w jed n o połączył. T o połączenie wszakże było tylko fo rm aln e, tojest więcej idealne aniżeli istotne. Filozofowie n a tu ry chcieli istotę szelingow ską przyw ieść do życia, — b yt jé j naznaczyli w żyjącej naturze — lam ją za pom ocą analizy śledzili ; - - i w skutku sw ych prac utw orzyli istotę realną. — G e- njalny Hegel pow stał przeciw nim ; — nie w naturze ale w i d e i — w um yslow ości żyjącej , Boga poznać zam ierzył. Synteza doprow adziła go do najściślejszego p rze­

prow adzenia idei przez siebie sam ą — przez n atu rę i d u ch a. H egcl podniost ide- alność do najwyższej p o tę g i, i realność jako ideę również do najwyższej p o tęg i; —

> gdyby filozofia była tylko w samej sferze

idcalności , m ożnaby pow iedzieć , że Hegel sięgnął swoją ideą do ostatnich krańców m yślenia; i żeby poznać w zupełności Boga jak o id e ę , dosyć by było tam sięgnąć m y­

ślą gdzie Hegel sięgnął.

S kutkiem usiłow ań filozofów n a tu ry i Hegla było bliższe i rzeczyw istsze poznani«

Boga tak ze strony realnej jako też idealnćj.

Przez nich ab so lu t S/.elinga przedstaw iony w e w p a tr za ln o śc i z n ik n ą ł, — jego syncza rozdzieliła się znow u na analizę i syntezę.

W takow ym stanie zastał T rentow ski filozofią w N iem czech. System Szelinga jak o pierw szy jed n o czący w e w patrzalności (anszaung) wszystkie pierw iastki idcalności i realności zwrócił jeg o szczególniejszą u - wagę. W ezw ał on w pom oc sw oją sam o­

d zie ln o ść, z m ęzką odw agą rzucił się z j e ­ dnej strony na urealizow aną istotę filozofów n a tu ry , z d rugiej n a /id ealizo w an a ideę H e g la , aby je nie a nalitycznie ani syn te ty c zn ie ale g e n etyczn ie w jed n o zespoli!;, czyli T r . wziął dziś pierw szy, to w ielkie filozoficzne zapytanie do rozw iązania :

« J a k zjednoczyć su ljekt-o b jekto w o ść ß - u lozofów n a tu ry , t subjekt-objektowoścńi

« H eg ia , i tym sposobem realizm z idealiz-

« mem, la k j a k się d z iś objawia, je s z c z e a ra z w jed n o p o tą czyć P —

W trzeciej części sw ego d z id k a , gdzie się właściwie zasady jeg o filozofii zaczynają, bierze a u to r za źródło poznania spostrzegał- ność (w ahrnem ung) , lak jak Szeling w pa- trzalność (anszaung),i z lego w zględu nazwał­

bym T renlow skiego Szclingiein w potędze wyższej. T a sam a główna m y ś l, ta sam a praw ie m eloda genetyczna panuje w o- im dw óch. Ale T r. je s t rzeczy wistszy, w ię­

cej jeszcze genetyczny ; — Szeling jest id ea ln o -re a ln y , ten odw rotnie rcaln o -id e- alnv, dla tego tam ten je s t więcej idealny-

19

(2)

78

form alny niż realn y , ten jed n ak o -id caln y i realn y , t oj es t : praw dziw y, rzec z y w isty . Ta m ten pierw ej w p a tr z y ć się musi w praw dę nim ją pozna, kiedy ten ją wszędzie i zaw ­ sze sp o strzeg a , wszędzie j ą u jm uje i w sw o­

jej tro isto ści (trialitaet) zręcznie przed sta­

w ia. — Bóg w filozofii T r. objaw ia się w calem stw o rzen iu , przecież jego filozofia nie je s t p a n te istic z n ą , bo duszą stw orze­

nia je s t tylko Bóg Syn, czystą m ateryą jako podstaw ą stw orzenia Bóg ojciec, przyczyną tegoż Bóg d u c h . Bóg więc je s t u niego razem ja k o niezm ierzona w szystko ść (pan- teizm), wieczna Jed n o ść (extranaturalizm ), i wszech-obecna cafość (supernaturalizm ), to je s t w swojej T roistości jed en -rzeczy - w isly. W tym punkcie różni się T rentow -

*ki głów nie od dotychczasow ych fdozofów . Filozofia je s t je d n a jak praw d a. W szy st­

kie je j system a są w g ru n cie je d n e . W szak­

że uw ażane indiw idualnic różnią się od siebie o tyle , o ile są bliższe rzeczy wist- szego poznania swego przedm iotu , to je s t Boga. Każdy system następny pow inien wcielić w siebie w szystkie p oprzednie.

Może trącić w szystkiem i a dla tego niebydź z n ich żadnym P ostęp filozofii nie je s t ograniczony czasem — ona po stęp u je cią­

gle — bez p rzerw y . — Filozofia T r. je s t zgodna z tem i zasadam i ; ona poch ło n ęła w s ie b ie , bez w zględu na odstępy czasu, w szystkie istniejące system a; i stąd je s t n ie tylko w ypływ em n auki H egla,(jak utrzy­

m uje X aw . Orański) i filozofów n a tu ry , ale n a w e t , jeżeli niżej sięgniem y, je s t ona w ypływ em filozofii P latona i A rystotelesa, a je d n a k ściślej uw ażając nie je s t ani je d n ą ani d ru g ą.

C hcąc ocenić filozofią now ą należy bydź n iety lk o m iłośnikiem jed n e g o sy stem u , nie tylko analitycznie lub syntetycznie postępow ać ku poznaniu p raw d y , ale obud- w om a razem . O cenienie dziełka T r. tako­

wej znajom ości filozoficznej p o trzeb u je.

Z arzu t więc uczyniony jeg o zasadom filo­

zofii jak o b y były w ypływ em n a u k i H eg la je s t niesłuszny ; dowodzi jed y n ie zbyteczne zam iłow anie tegoż system atu. Zgodziłbym się także na to , że dziełko T r. je s t elem en•

ta m e m , dla kogo ? oto dla jednosystem o- w y ch — jed n o stro n n y c h filozofów , bo im o tw iera d rogę do w szystkich system ów : za jeg o to p o śred n ictw em potrafią zdrózgo- tać w ięzy, w które ich system a u lubione o kuły i sw oim pięknym zdolnościom n a ­ dać obszerniejszy — sam odzielny zakres.

D ziełko to naw et nieśw iadom ym filozofii

łatw ym uczyni przystęp do je j poznania.

K riteriu m dośw iadczenia i k riteriu m um y- słowości T r. są szkolą podobnego rodzaju.

X aw . O rański zaprzecza filozofii T r.

ch a ra kteru polskiego i u trzym uje , że f i l o ­ zofia niemiecka przeniesiona do p o lsk i s ta ­ je się p o lity k ą . T o zdanie nie zgadza się

wcale z praw dziw ćm pojęciem filozofii.

Filozofia jak o w szechstronna um iejętność zaw iera w sobie również p olitykę , jako naukę której celem je s t w ogóle ludzkość, w szczególe zaś czasowy jej stosunek do siebie sam ej, — celem zaś filozofii je s t Bóg — praw da — w ieczność — w szech­

stro n n o ść. Dla czegóż tedy filozofia prze­

niesiona do Polski ma się zam ienić na sam ą tylko politykę ? cóż się stanie z inneini wiadom ościam i składającem i filozofią ? Filozofia jak o laka pow inna swe panow anie nie tylko w polityce, ale we w szystkich pojedynczych um iejętnościach rozpoście­

rać. — Filozofia jak o najogólniejsza u m ie ­ jętn o ść , je s t w łasnością całej ludzkości — bo je s t jej w ypływ em . Przecież wątpliwości nie ulega, że indiw idualny c h ara k te r syste­

m u je s t w łasnością tego n aro d u do którego jeg o tw órca należy. Jeżeli przyznajem y początek np. Idealizm u G rekom , jego w y­

kształcenie N ie m c o m , i p erio d y tychże postępów nazyw am y filozofią grecką , albo n iem iec k ą, dla czegóż filozofię T rentow - skiego zam ieniającą realizm i idealizm w rzeczyw istość, nie m am y nazwać filozo­

fią polską? Czyliż T r. jak o geniusz nie może przedstaw ić d u c h a ogólnego swego n a ro d u , tak ja k to uczynili Plato lub Hegel.

System H egla, p o d łu g Xaw. O rańskiego, ma się sta ć po d sta w ą p o lity k i Sta w ia ń skiej, ma j ą tak zrew oltow ać , j a k Russo i inni p isa rze fr a n c u z c y F rancyę zrew oltow ali ! W szakże kto przeczytał i rozw ażył,nie jak o stro n n ik Hegla, ale ja k o przyjaciel praw dy, jeg o filo zo fią p r a w a , jeg o Phaenom eno lo­

gią d u c h a , kto sobie p rzy p o m in a, że u niego m onarcha jes t p unktem k o n cen tra­

cy jn y m ogólnej woli — sercem całego n a­

ro d u , pom azańcem Boga ; że nic tylko jeg o osoba, ale jeg o w ola je s t św ięta, że m o n a r­

cha m ylić się nie może , że rew olucja jes t zbrodnią i t. p. ten nie uw ierzy że Hegel stanie się C hrystusem sławiańskićj w ol­

n o ści, ten prędzej zrozum ie i pojm ie zasa­

dy polityczne T rentow skiego. Podług niego życie polityczne lu d u objaw ia się w nim sam ym — całym — niepodzielnym . W ładza je s t jego w łasnością. Rząd je s t tylko o tyle jeg o w szechw ładną wolą o ile pochodzi od

(3)

79

lu d u , o ile z nim w harm onii i jed n o ści stoi. Jednak ani sam l u d , ani sam rząd nicstanow ią życia n aro d u — lud oddzielnie uważany je s t realn y , rząd w tym razie idealny — K o n sty tu c y a zaś łącząca lud z rządem w najściślejsze je d n o , — przypi­

sująca dla ohudw óch fundam entalne praw a i obow iązki, je s t praw dziw ćm — rzeczy­

w istym życiem n aro d u . Podług Hegla mo­

narcha , podług Trętow skiego ko nstytu- e ya je s t duszą życia politycznego. C o żtcd y będzie podstaw ą p olityki sław ianskićj a m ianow icie p o lsk iej, m onarcha czy kon- stytucya ?

Z resztą dziełko niniejsze nie je s t syste­

m em , je s t tylko w stępem do niego, tak jak je sam a u to r nazywa — p ierw s/em i zasa­

dam i, początkiem tćj lilo zo fii, której po­

dział w§ 49 oznaczył. Nif naruszajm y pierw ­ szych fundam entów , pozwólmy autorow i w ybudow ać na n ich zapow iedzianą św iąty­

nię praw dzie. G dv takow ą w ystaw i, w ej­

dziem y do niej z całą sum iennością i w niej zapow iedzianej prawdy z tćm większą pe­

w nością szukać będziem y.

C o do zew nętrznego układu dziełka, przyznać należy, że styl je s t wszędzie pełen precyzyi— k ró tk i— uczony. Doświadczenie o d d y ch a prostotą, [Zmysłowość głębokością i szczytnością— a w spostrzegalności(vtuhr- n e m u n g ), rozlana je s t miłość — słow em cały przed m io t je s t luby i pełen życia.

T ę je d n a k uw agę inożnaby zrobić au to ­ ro w i, że, chcąc zapew ne swe dziełko uczy­

nić każdem u p rz y stę p n ć m , usiłując przy- tem skarcić pedantyczność stylu niem iec­

k iego, n i e k i e d y też sam e m yśli w ielokrot­

nie pow tarzał, kilka naw et § § jak to : 21, 32 , 42 i t. p . praw ie zbytecznie nap isał;

przytem w porów naniach będącjpraw ie nie­

w yczerpany, tu i ówdzie niem i do u p rzy ­ krzenia czytelnika baw i.

Mimo to całe dziełko je s t bardzo in te­

resow ne i ważne , czyta się z praw dziw ą przyjem nością. Szkoda, że dla lite ratu ry naszej um arłe ! Ani w ątpić że gdyby w pol­

skim języku napisanćm było — inny k ra j, inny duch w niem by p a n o w a ł, wów czas b y ło b y zew nętrznie i w ew nętrznie p o l- skićm . Jeżeli okoliczności nic pozw oliły złożyć autorow i pierw otnej swćj pracy na ołtarzu ojczyzny, przecież spodziew am y się, że będzie chciał w krótce odpow iedzieć żądzy s w e g o s e rc a , zaspokoić oczekiw anie nasze, i tćj uciśn io n ej— gorzkie łzy lejącej, osieroconej Matce n aszej, jć j w łasność p rzyw rócić.» F e lix K ozłow ski.

PAN CZYŃSKI.

N ajpłodniejszym pisarzem w Em igracji je s t niew ątpliw ie P an C zyński. Nieufając naszej cierpliw ości czytelniczej szukaliśm y m iędzy m nogiem i jeg o d z ie łm i, coś tak ie­

go , coby niestraszyło sw oim ogrom em . Znaleźliśmy zeszyt o 30,la stronnicach, pod tytułem : S ta rzec i D ziew czyna ; i zapew ­ niwszy się że to je s t jed en z n aju lu b ień - szych tw orów pisarza , pośpieszyliśm y przeczytać o n , i zdaniem zeń sp raw y , zale­

cić autora naszej publiczności.

Dziewica Polska , niby uosobienie P o l­

sk i, płacze, i pyta Boga ezém m a pozyskać litość jeg o . N agle, starzec o p arty na kiju, mile w idzenie siw ym p o k r y te włosem, ale silne na um yśle , staje p rzed nią. ff's ta n i p ó jd ź la m ną, m ów i. I w ra z, on s z e d ł n a - p rzó d , ona za nim p ostępow ała, i s z li długo, i w eszli na górę, gdzie się w ielkie tajem nice odsłonią , o k tó ry ch n atychm iast rzecz b ę ­ dzie. Ale p ierw , załatwm y m aleńką tru d ­ ność. Kto jest ów apokaliptyczny starzec ? to sęk. Poważym y się w ypisać nasze d o ­ m ysły, zostaw ując czasowi zupełne rozw ią­

zanie. zagadki.

Starzec m a cokolw iek dośw iadczenia, cokolw iek nauki, k tó re , p o zw oliły mu zgłę­

bić przeszłość, ocenić obecność, i przyszło ść p rzew id yw a ć —je s t w posiadaniu ty ch d ro ­ bnostek, i n ad to , sam to w yznaje. D opóty, ( m am yż w yznać? ) upatrujem y uderzające podobieństw o m iędzy starcem i własną o- sobą P . C zyńskiego. Co nam tylko miesza szvki naszych w y w o d zeń , to la sta ro ś ć , ta siw izna; w iem y p rzecież że P . C zyński je s t, Bogu chw ała ! w całej sile i czcrstwosei w ieku : a jeżeli kolor jeg o w łosu w ypełza na szaraczkow y, (sm utne następstw o d o ­ św iadczenia i n a u k i! ) to cóż to za różnica, co za p rzestrzeń od tej lek k iej, zalotnćj wdzięcznej szpakow acizny, do zupełnego o siw ie n ia .' C hciałżeby P . Czyński zrzec się k o r z y ś c i jak ie przedstaw ia jeszcze wiek ś re d n i, i u chodzić w oczach płci pięknćj dw ojga n aro d ó w , za w eterana chroniącego się do św iątyni m ąd ro ści P Ależ z drugićj stro n y , skoro ani Pan B ó g , ani archanioł, I bo o tćm upew nia dziewicę tytu łu jąc się

(4)

80

p ro ch em z ie m i.— któż to więc bydż może ? P ro ch to ja k iś nielad« ! a nie pom ylim y się przypuszczając,, że n a szalach p rze­

św iadczenia au to ra , nic n iezdoła równo*

ważyć (a coż do p iero przew ażyć?) osobistej jego w artości : z tąd , w ybierając co n a jle p ­ sze pom iędzy p ro ch am i, niem ógt niewy- b rać siebie. Otóż i o statnie słow o naszych p o d e jrz e ń , — o t i trafiliśm y w samo serce tajem n icy : ów starzec, je s t nie kto inny ja k o sam P . C z y ń sk i, dla większego inoo-

gnito w kij i siw iznę przy b ran y .

Rozwikławszy tę pierw szą tru d n o ść o ile ludzkim rozum em rozw ikłać się dnjcr idzic- m y na g ó rę za starcem i dziew icę.

T rzebali szczerze mówić ? w szystkie o b ­ jaw ienia starca niew arte tak długiego za­

chodu i d rapania się na w ysokość. N iepo- trz e b a b y lo n p . objaw ienia, aby nauczyć dziew icę, że opieka Matki Boskiej rozciąga się tylko do jed n e g o wyznania : dziewica w iedziała z katechizm u niższego, a na wszel­

k i raz ze zdrow ego ro z s ą d k u , żc niem a opieki bez p ro śb y o nią, a zatem bez w iary.

N iew ierni także pow inni pamiętać', że ludzie z pod chorągw i Maryi , dozw alali im sta ­ w iać p o całym k raju b o żn ice; że więc sza­

now ali w olność sum ienia : w alka zaś z R u ­ sią i S ch y zm ą, była w alką o je d n o ś ć m yśli p o lsk ie j, rzeczą głębokiej p o lity k i, niestety!

instynktow o u nas tylko pojm ow anej i wy- konyw anój bez w ytrw ałości i siły.

D a lej, pokazuje starzec dziewicy grupy tułaczów , i z tąd bierze p o c h o p do praw ie­

nia niedorzeczności o L elew elu i M ickie­

wiczu ; a kiedy czuje że zdrój b an alu k , jakkolw iek o b fity , ju ż je s t blizki w yczerpa­

n ia, w sam ą p o rę n aprow adza ciem ność.

Dziewica w płacz, a starzec na zakończenie, daje je j w idzieć g arstk ę w yb ran y ch (której zapew na je s t p rezy d en tem ); p rz e d n im i, na sto le le ż ą księg i mędrców , dob ro czyń ­ ców rodu ludzkiego, (Józef K ozłow ski, noc

15 sierp n ia, dw a słowa o N iem czech i t . p .) ; ich sztandar : niepodległość , w olność , o- sw obodzenie północy i w sch o d u ... o fi­

glarne om ów ienie ! i któżby nie odgadł, żc tym sztandarem je s t n u m er dziennika P ó ł­

n oc?

Takie je s t co do treści dziełko P . Czyń-

skiego. Mamyż rozbierać form ę ? Je st ona pocieszna sw ojem udaw aniem natchnienia i w zniosłości. P ra y tem , P . Czyński po sia­

da rzadką m oc, przestrajan iem najpow a- żniejszych m yśli i sposobów m ów ienia na śm ieszne, sam ym k ro jem stylu.

Na k ońcu w y d ru k o w ał P . Czyński p a ­ ten t na pisarza, w ydany m u przez P. La­

m ennais. I cóż to z n ac zy ? Któż niew ie że znakom itsi pisarze francuzey, nagabani przez wszystkich św iętych o św iadectw a ro zu m u , a niech cąc w yłączaniem ro b ić so ­ bie niech ętn y ch , w ydają p o dobne wszy­

stkim bez b ra k u ? P . L am ennais który niem a w yobrażenia o R ossyi, tylko przez pośrednictw o R o ssyi M a lo w n iczej, dla k tó ­ rego to dzieło je s t praw dziw em obiaw ic- n ic m , nicmoże n atu raln ie mieć żadnego w yobrażenia o Ko/.akach D ońskich, a za­

tem nie wie sum ien n ie, ani pow inien świadczyć że Sieńko je s t dokładnym i w ier­

nym obrazem tam tejszych obyczajów . Pan Lam enais sw oją pow olnością w spiera szar- latanizm literack i, naraża sw oją pow agę ; z je j uszczerbkiem przekona się z czasem , że może w szystko, tylko nie użyczyć głowy i talentu sw oim now ym przyjaciołom poli­

tycznym .

P . Czyński w ytlóm aezył na fraucuzkie swój sybillyczny św istek , i zbogacil listem pisanym do siebie , w którym , przez usta francuza, oddaje sobie h o łd y . Pom im o to, cena p rzekładu je s t tańsza jak oryginału.

W K sięgarni G erm er-B aillière wyszło nowe dzieło o m edycynie ziomka A. R aci­

borskiego pod tytułem : P récis pra tiq u e e t raisonne du diagnostic , contenant etc.

in-8vo. t. 7.

— P renum eralorow ie na pism o W la d o - mości K ra jo w e i E m ig ra c yjn e , którzy d o ­ tąd nie opłacili kwartałow ej należności, r a ­ czą ją przesłać do kassy Księgarni Polskiej.

H yacynt P a n r e r , rodem /. Królestwa P o lsk ie g o , zechce oo najrychlej; donieść Księgarni Polskiej w P aryżu o sw ym po ­ bycie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

puszczać elem ent uliczny stosownie jakby rząd wchodził w jego widoki albo chw iał się na drodze w ytkniętej wolą narodow ą. Ze weźmiemy jeden tylko głów ny,

św ięceniu, które m ają im zastąpić miejsce zdolności : te głupstw a już dzisiaj niem ają znaczenia ; kto słaby niechaj się nic ima ciężaru— potrzeba siły

w róconą szlanką, nudno ci — tracisz myśl nieskończoności, prom ienie twojej źrenicy tłuką się zewsząd o ciasne białe ściany w idnokręgu— suniesz ciągle w

Ci którzy przechodzą z oddziału słu g do oddziału mieszczan i cechow ych równie jak ci co przechodzą z oddziału rzem ieślników roboczych do posilenia, albo z

niejszych uw ag, malują dobrze politykę rossyjskę, co w przeciągu jednego wieku w kilkoro rozm nożyła potęgę państwa.. Była ona nadewszystko polityką

Wyznaję jednak, że szukanie przedmio- towości dla poezyi w św iecie ojczystym (jak to się działo w C recyi), jest w łaści­. w sze, i łatw iejsze : przenoszenie

Corok powstaje jakiś historyk co przeczy którego okresu dziejów świata, i przerabia go w edług swojej myśli; parę la t tem u zjaw ił się człowiek co dow iódł

zmem co się na niej wspierał, udało się ludzkości zachwiać tę piekielną skałę co je j pierś od tylu wieków gniecie ), smicsz- na jakaś powaga w którą