WIADOMOŚCI
K R A J O W E I E M IG R A C Y JN E
N " 2 1 . D NI A 16uo S I E R P N I A 1837.
P r z e g lą d d z ie n n ik a r s tw a . Tą razą utarczka nasza z pism am i emi- gracyjnemi będzie krótka •— dla braku potykających się. Polali niby Achilles m a
rudzi pod nam iotem . Tygodnik, Nowa Polska , milczą. Będziemy tylko mieć do czynienia z Republikaninem. (N° 9ty ), albo raczej z Panem X . Y. Z. autorem drugiego artykułu o jed n o śc i, tłum aczą
cym ów niepojęty, niezrozum iany arty
k uł pierwszy.
Powiadamy z góry : artykuła te nija
kie w treści, są składne we swojej formie.
I tak usprawiedliwiamy nasz sąd : tylko na co próżny wydatek słów — drugą część naszego sądu P an X . Y . Z . n ie w ątpliwie przyjmie bez sp o ru ; o pićr- wszćj więc prow adźm y tutaj rzecz : ar- tyka ła są żadne co do treści. Cały ich sens m oralny jest tenże s a m , który to zakończał wszystkie mowy owego G ołka, samodzierżcy trybuny w Towarzystwie patryotycznćm ; uściskajmy się po ir a - tersku, po narodowemu, suum cuique.
To bardzo pięknie , chw alebnie , ależ politycznie, to jest dzieciństwo. L a Ro
chefoucauld powiedział trafnie, że czło
wiek którem u brak jednej z potęg ducho
wych nieprzypuszcza naw et jej bytności, podobnie jak ślepy lub głuchy od urodze
nia, niedomyśla się co to jest widzieć lub sły szeć, co są farby, co dźwięk ; czyby nie można zastosować powyższego tw ier
dzenia do Warszawskiego mówcy i Lon
dyńskiego publicysty, którzy we swojej czci dla serca, zdają się naw et niedo- m niem yw ać o istnieniu r o z u m u ? .. Dzi
w na i sm utna puścizna człowieczeństwa—
lak wiele przeglądam y, przeczuwamy, tak mało m ożem , a jeszcze chcemy obciosy- wać gałęzie naszej istoty m oralnéj, w ła
śnie jak gdybyśm y opływ ali w trudzący zbytek sił! ten-w yrzuca serce z rachuby ż y c ia , ten głowę ; ten zm ienićby chciał społeczeństwo w jakąś bandę siclankar- s k ą , uzbrojoną w kobzy i piszczałki , ów w bataliony samoruchów bez duszy, bo
jujących pom iędzy sobą wedle m etody
cznych praw zimnego rachunku. Zmi
łujcie się Panow ie ! człowiek m a serce i głow ę, : jeżeli nieuznajecie lego w sobie, to dajcie się przekonać, że stanowicie tylko w yjątek! H arm onia serca i głowy robi piękność człowieka , z tćj harm onii wynikłe czyny, są jedyne których ludz
kość nieznprze nigdy; społeczność nie- możc się składać ani z sam ych trubadu
rów , ani z cara i sołdatów , ale potrzeba jćj ludzi myślących i czułych. Wszystkie takie wyłączania są chorobą duszy, świad
czą bądź o niemocy um ysłow ej, bądź o głębokiem zepsuciu. Pan X . Y. Z. za pó
źno się w ybrał z kazaniem o miłości : cóż robili nasi ojcowie? miłowali się. Przez trzy rozbiory szły w kolej po całćj Polsz
czę rzęsiste kochajmy sie. Serdecznie ko
chali wszyscy ojczyznę, kochali ją T a r-
2.1
gowiczanie i posłowie wielkiego Sejm u, kochano ją w Petersburgu i W iedniu, rów nie jak w Syberyi i na posileniu i rozum był pod zakazem , niedał kie.
runku lemu wylewowi miłości — i Pol
ski niem a.
Oto jest cośmy mieli powiedzieć Panu X . Y . Z . •— dodam y jeszcze : że p o z a obrębem naszych ogółów jak świat ten wielki, nièma nikogo coby wierzył w moc jakiejkolwiek bądź form y rządu nad nam iętnościam i człowieka. Są złodzieje wszystkich o p in ii, we wszystkich pań
stwach. T u dem okracya nic nic poradzi.
Katolicyzm m iał piekło i niebo w swojém r ę k u , m iał władzę nad społecznością, skoro podołał cisnąć rycerstwo zacho
dnie do ziemi św ię tij, a jednak niem ógł przeszkodzić , aby to rycerstwo nierabo- w ało po drodze. Kiedy więc religija dzierżąca przyszłość z postępem tylko ro
zumu uśpiała ow ładnąć człowieka, po- trzeba wielkiego oślepienia , aby się spo
dziewać, że bez tych o b o jg a, jedno za iskrą elektryczną czułostkowości, zejdzie się grom ada ludzi i będzie żyła jako je
den poczciw y extowiek. Takie paster
stwo jest dziś niewczesne. Orfejskie wieki przem inęły, piszczałka straciła już potę
gę-
Kronika. Czytamy w Kronice bardzo ładny wierszyk czcigodnego J . U . N iem cewicza , m ądrą uwagą zakończony :
Czas już téj m ateryi dobić,
Przestańcie gadać a zacznijcie robić.
Szkoda że K ronika nie jest równie tra
fna w doborze reszty swoich korespon
dentów . U m ieściła znów nowy list Aloj
zego O rchow skiego, mszczący pamięć Stanisław a Augusta : co gorzej, autor grozi trzecim , niepom ny iż są rzeczy co pierwszy raz mogą rozśmieszyć, ale da- léj nielitościwie nudzą. Nierozum iem y co skłania K ronikę dożyw ienia podobną straw ą swoich czytelników; jak może dać się tyle ująć pochlebnym ty tu ło m , sza nowni , św ia tli p is a n e K ro n ik i, hojnie
jej szafowanym przez kutego szlachcica, aby aż zatykać swoje kolum ny tèm niepo- silnćm i mdłość tylko sprawiającćm ziar
nem . To szczęście że Kronika ma niewiele prenum eratorów , bo inaczej' zasiałaby chorobę w tułactw ie. P . Orchowski kru
szy kopiją o d yplom ację. P. Orchowski i dyplom acija!... tu wniwecz idzie wszelkie przewidzenie ludzkie! i któż się pochwali że dopuszczał w myśli takowe potw orne przym ierze? Ale ostrzegamy P . Aloizego że dyplom acija jest to wielka dam a; nic- przyjm uje zalotów, klórychby się rum ie
nić m usiała na pięknym świecie.
Demokrata Polski. Pism o zaczynające swoje wyznanie w iary od słów, że niepo- trzebuje wykładać swoich zasad : te sło
wa są tak przedziwne i tak malujące sa
mo p is m o , że my niepotrzebujem y nic mówić więcej o niém .
P rzegląd dziejów Polskich, zalecamy naszym czytelnikom . To jest może co najważniejszego wyszło w Em igracij.
Wielkie praw dy, wielkie nauki kom pro
m itow ane dotąd hałasami niewiedzącemi ani sieb ie, ani wypadków, ani spraw y, tu w ystępują w całej powadze pod konwo
jem im ion Czackiego, S taszyca, Lelewe
la , Maciejowskiego. Użyteczne dzieło.
Jeżeli wydawcy chcą podwyższyć jeszcze jego wartość , niech o ile możności szczę
dzą swych w łasnych u w a g , i zstąpią do roli prostych kom pilatorów . —
L is ty do R e d a k to r a W ia d o m o śc i z p o w odu d z ie ła P . M .G r . po d n a p is e m L ite r a tu r a i K r y ty k a .
I.
Szanow ny R edaktorze!
O debrałem z chciwością i przeczytałem ciekawie dzieło P . M. C r . o literaturze i krytyce. U nas krytyka tak rządkiem zjaw iskiem , tak trwożliwym stąpa cho
dem , że każde pismo idące wręcz w zapa
sy z głów nem i zadaniami teorji sztuki,m a
praw o do względnego przyjęcia ; już więc przez to sam o pow itałbym radośnie dzi
siejszy nową próbę estetyki polskiéj ; tém b a rd z ie j, gdy nakazujący uszanowanie talent autora obiecyw ał mi nieskąpy za
sób do nauki i rozm yślania.
Moim zwyczajem, po odczytaniu książ ki, zabrałem się ku przejrzeniu przedm o
w y, i zaraz na drugiej stronicy spotka
łem pełne skromności w yrazy, w których autor tłóm aczy się iż nienakłada swoich pom ysłów za praw dy, ale je rzuca jako zdania mogące obudzić uwagę krajową na przedm ioty powiązane z ogółem kształcenia umysłowego. Stokroć mniej praw a mający do narzucania innym mych w łasnych widoków, przychodzę z podo- bnąż chęcią podżegnienia refleksji naszej pow szechności, i zapisuję moje m niem a
nia w prost przeciwległe mniem aniom P . M. G r. nie po to aby wchodzić z nim w literackie tu rn ieje, ale dla dostarczenia publicznemu sądowi większej ilości da
nych, z których porów nania przctrząśnie- n i a , w yrabia on czasem zdanie naro
dowe.
Żeby odpowiedzieć dostatecznie na książkę, potrzeba drugą podobną pisać : ograniczając się zaś w szczupłym zakre
sie, w ypada zrzec się koniecznie rozwi
jali, wywodzeń, i poprzestać na suchym wykazie tw ierdzeń, dla tegoż zgromadzę tu w kilkanaście aforyzmów w długiej o*
snowie rozproszone myśli autora, aby im potem w takiejże formie przeciwstawić moje przekonania , i wszystko to poddać wyrokowi rozwagi czytelników.
Zechcesz Szanowny Redaktorze kolu
m ny Wiadomości zręczniejszą ręką ubie
rane , zostawić na jakiś czas otworem dla pozwów estetycznych.
Pierwszą rozprawą P . M. G r. o Poezji 19 wieku obejm ująca jego usiłek systemu można sprowadzić do poniższych tw ier
dzeń.
K ażdy okres czasu ma swoje zadanie w bisloryi i literaturze : takowem zada
niem dla literatury naszego wieku je s t utworzenie poezyi narodowych.
Niema s t a ł / j id ei pięknego, bo litera•
ratura j e s t odblaskiem w iecznie ruchome
go ży c ia , ztą d absolutyzm w literaturze jest fa ts z e m — niema form uły dla idei pięknego.
Co to j e s t poezya ? wszystko je st poe
zya , św ia t ca ty j e s t poezya dla tego , co nazywano daw n iej kompozjeya poety
czną, j e s t dzisiejszem u poecie w szędy na dorędziu
Poezya s z tu k a , je s t swobodna kreacya nmn nosząca znam ię piękności i wyobra
żająca stan historyczny narodu-
B ywają epoki w których na miejsce poezyi podsuwa się inna sztuka , litera
tura piękn a: bywa to w epokach wysokiej c yw iliza cyi.
Tém byta klassycznośó. Nowa poezya rom antyczna, je s t rzeczyw istą poezyą, wyrazem indywidualności narodowych.
Pozwalam sobie uważać wszystkie pom ienione twierdzenia za fałszywe i odpowiadam na n i e , nie w porządku ich osnow y, ale w innym , lepiej przypadają
cym m ojem u um ysłow i.
1. Niewierzę aby ludzkość brała od- kogokolwiek jakąś tliezę na każdy wiek do w ykończenia: najlepszy za tém do
wód to, że niezm ierna większość przed
sięwzięć massow ych, upada w drodze nic niestworzywszy, podobnie samo co i przedsięwzięcia indiwiduów. Albo zatem należy uwierzyć, że są ludy co m ają po
słannictw o robić aby nic niezrobić, do czego potrzeba w iary bardzo rubasznej;
albo brać różne wypadki istnienia rodzin ludzkości za proste następstw o tarcia, ży
cia przez w ojnę, które jest naszą wieczy
stą spuścizną, za rzeczy których nadejście pewne i przew idziane, ale p u n k t ugodze
nia przypadkow y, tak w łaśnie jako wboju konieczna i wiadoma jest że ktoś zginie, lecz w ybór ofiar powierzony trafow i.
Cywilizacya jestto objawienie życia: czę
sto przecięte bywa we w stępie, czasem
w dojrzałości, a jeden tylko naród grecki ( co i słusznie zauważył au to r ) zdaje się żc rozw inął wszystkie swe siły, żył w ca
łej p ełn i.
2 . Moc naszej myśli porachow ana : w którą bądź stronę ją puścim łatw o do
sięga nieprzebytych granic : ogół naszych pojęć je st wspólnym zasobem całćj ludz
kości, i to co mówi autor, że każdy czło
wiek jest bajronowski poeta który nic nie napisał, możnaby rozciągnąć dalćj każ
dy człowiek należy do któregoś z syste
mów filozofii, dzielących świat, choćby o ich istnieniu niew iedział. Dopóty rów ność pom iędzy nam i, ale co nas roztrzela w stopniowanie nieskończone, to siła ob
jaw ienia, w ydania spólnćj wiedzy, talent.
Używamy rozmyślnie wyrazu talen tu nie gien iu sz, bo wyraz geniusz, w powszed- nicm używaniu , obejm uje znaczenie ab
solutnej twórczości, rzeczy nie właściwej, obcej duchowi człowieka.
3. Przez talent tłum aczy się każdy n a ród i świadczy o téj tożsamości sił z brać
mi n a ro d a m i, jaką postawiliśmy za pew
nik. I każdy, byle tylko obaczył się w so
bie, dochodzidojednegoż typu piękności, do jednegoż ideału. Ideał ten jest bez- w ątpienia naginalny, niezam arły ale jest jeden. O dm iany jego u różnych ludów dojrzałych, są to niejako lekkie różnice gruntowe, klim atow e, zależne od tego m niéj wiqcéj w ważeniu się fantazji, czucia i rozsądku; rozsądek w literaturze nazywano daw niej gustem : on był m ier
nikiem harmonii i proporcji o czćm nie- pam iętała rom antyczność co w naszych czasach proskrypeya go objąć pokusiła się. Bez niego fantazya i czucie robią tyl
ko potw ory. Tak madonna szkoły wło
skiej i niemieckiej nie są podobne do siebie, ale dają się jednak odnieść do je dnego ideału piękności : lecz postaw obok Apollona Belwederskiego jakie bóztwo indyjskie okilkudzicsiąt głowach, a musisz potępić coś z tego dwojga, ałbopowiedzieć żc obojętna ci piękność;
wielbić to oboje ra z e m , niepotrafisz.
A utor grzeszy zbytnią sym patyą ku potę
pionym , ubolewa żc każda teorya este
tyczna dużo wykreśla, dużo ociosujc z li
teratury, cóż robić Pmożnaż mieć jednaką miłość dla krzyczących kontrastów ? trze
ba się decydować ze swojem uw ielbieniem . światło bez cienia, piękność bez brzydoty nie istnieje, niewahajmyż się określić je i nazwać. Dla nas Europejczyków , synów choć n ie z b y t praw ych cywilizacyi g re ckiej jest stały typ piękności : indyjskie rzeźbiarstw o, chiński te a tr , wschodnie tropy w yobrażające nos przez A. usta przez O.fałsz aby nam się podobać mogły!
4. W naturze wszystko naznaczone jest piętnem -piękności po ezy i, przez talent odgadnąć, zdjąć się d ającem , ale nic w szystkojestpoezyą.O d takiego aforyzmu prosta droga do owego określenia za któ- relo Doktora Lacha Szyrm ę w ychłostał b ył niegdyś M. Mochnacki : doktor utrzy
m yw ał że skąpiec liczący pieniądze jest poetą. A tak niepraw da aby dziś kompo- pozycya h jia na dorądziu poeto m , że owszem żaden z dziś żyjących w Europie niem a o niej pojęcia: są to wszystko kolo
ryści nie malarze.
5 . Poezyą je s t: uplastycznienie idei pię
kności w słowie. Potąd nasze określe
nie wychodzi praw ie na jedno z definicyą P . M. G r. ale porozum iejm y się co do owego wyobrażenia stanu historycznego narodu : gdyby autor utrzym yw ał żc z massy utworów kolejno rodzących się z intellcktualizmu narodowego można coś zrozumieć o bycie i życiu narodu, rów
nie jak z pokładów ziemi można racho
wać wieki i odgadywać liistoryą ziemi ; to zgoda ! ale nie, autor wiąże węzłem konieczności człowieka z glebą i epoką, u niego ludzie fataln ie płaczą i szydzą.
Byron mimowolnie jest poetą krytycy
zm u, zamyka przeszłość, Chateaubriand mimowolnie otwiera przyszłość, jest oj
cem nowej poezyi. Szkoda żc na ten raz
fatalne wypadki teoryi Pana M. G r. zmi-
n ęły się z chronologią, żc przyszłość w y dala swoją poezyą wprzódy jak przeszłość, bo Ren*! jest starszy od Child Harolda ; Chateaubriand je st niew ątpliw ie poprze
dnikiem , a w edług pretensj i które gło
śno rości, duchowym ojcem Byrona. Tu się zdradza słaba strona wszystkich po
zornych, łudzących uogóln iali; po ka- żdem zdarzeniu nichraknie nigdy teoryty- ków co dowiodą że to co się stało m u
siało koniecznie się stać : czemuż nigdy w w igilią katastrofy nie przejrzą jćj ? cze
muż mając m nózlw o wiadom ych nieznaj- dą niewiadomej ? Przecież pow innoby bydż widnćm dla każdego uważającego, chód czyn u, onego rozwiązanie, skoro ów chód odbyw a się system atycznie, porzą
dną koleją pokrewnych następstw. Tak jednakże nie jest : i sam P . M . G . wie najlepiej w co się obróciły jego przewi
dzenia o literaturach francuzkićj i polskiej.
Tu głów na kość niezgody pom iędzy mną i szanownym estetykiem : on zapiera w olność talentu, robi go rośliną zupełnie zależną od w zględów gruntu i atm osfery, i naw et o tyle cen isztu k ę, o ile ta n o sio w ep iętn o m ie jsco w ości : jajutrzymuję wszech władztwo talen
tu, zupełną sam od zieln ość, m ocobierania sobie dow olnego stanowiska w miejscu i czasie : sztukę jedynie dla sztuki. Broń nas Boże od ody socyalnéj, od hu m ani
tarnego son etu , dosyć niech będą piękne.
Po co krępować talent do kałuży poli
tycznej gdzie zlewają się w szystkie brudy interesów , (sbo tćm jest w ostatniem sło
wie ta codzienna zależność sztuki odży
cia historycznego) kiedy on ma lot wyższy i niepodległy ? Wiatr nierozpiera się [ sw obodniej po stepie jak talent po histo- ryi i przestrzeni ; niechcę dla tego prze
czyć by w d zieło w p ływ ały naleciałości m iejscowe : ow szem , one to po części sta
now ią familijne różnice literatur, ale m y
ślę żc i naw et bez nich można mieć li
teraturę narodową. U osyć niech naród wyda plejadę talentów co przez język oj
czysty w ypowiedzą jego pojęcie piękn o
ści, a będzie m iał poezyą narodową, choć
by cała przedm iotowość téj poezyi była wzięta z dalekich stron, z odległych cza
sów , i nienosiła cechy krajowej, albo no
siła obcą. Tak jednym z najpiękniej
szych kwiatów poezyi polskiej jest Farys i Son ety K rym skie; Mickiewicz niena- pisał ich fatalnie, — ale swobodą talentu postawił siebie w warunkach świata wscho
dn iego, i dał nam utwory arabskie lepsze niż wszystkie Moałłaki zawieszone w Ka
abie, jeżeli mi się o nich sądzić z niezgra
bnych tłumaczeń god zi. Co dziwniejsza, M ickiewicz syn cyw iłizacyi polskiej, m i
mo że pisał dzieła wyższej w agi, niedał nam nic z polskiego gruntu, coby nosiło na sobie tę cechę doskonałości, odbitą na Farysie i Sonetach Krymskich, uważa
nych ja k o poezye w schodnie. To tłuma
czy się naturą talentu M ickiewicza, który grzeszy zawsze w rozmiarze, szykowaniu, a ślepi połyskiem ; niedostatki i b oga
ctwa stanowiące w łaśn ie cechę rodzajową poezyi w schodu.
Wyznaję jednak, że szukanie przedmio- towości dla poezyi w św iecie ojczystym (jak to się działo w C recyi), jest w łaści
w sze, i łatw iejsze : przenoszenie się w o- bce perspektywy musi bydii bowiem bar
dzo um iejętne, aby niekłam ało prawdzie, nie tw orzyło niestosow ności. Ludzie z wieku Ludwika X IV , jakkolwiek zna
jący starożytność, nie byli jednak mocni do zadośćuczynienia warunkowi prawdy.
Cała ówczesna poezyą jest dla tego fał
szyw a, iż zbyt m ocnym kolorytem naro
dow ym , francuzkim , naciągała sceny brane z innego świata : była ciągłym ana
chronizm em . Objaśniam to przykładem, na utworach najw iększego talentu owéj epoki, Bassyna : gdyby nie czad fran- cuzczyzny który w ydobywa się z każdego w iersza, byłyb y to piękne obrazy greckie i rzymskie, ale wszystko psuje nieharmo- nia now ych czuć i starożytnych osób.
W Atalii uszedł tego usterku, i Atalia I też jest pierw szym pomnikiem dramatur-
22
W iadom ości K rajow e i E m ig r. d. 19 sierpnia 1837.
gii francuzkiéj; naw et Schleglowie po
zwalają uważać ją za mistrzowską próbę (étude) hebrajską. —
W racam do mego założenia : nieza
wisłość talentu w urzeczywistnianiu ide
ału pięknego od nędzot i małości ro
biących charakterystykę lu d z k ą , jest właśnie najdroższym podziałem naszym : udzielność w przenoszeniu się po czasie i świecie, jedyném świadectwem potęgi człowieka ; wyraz piękności przez słowo, d łu to , pędzel, zazwyczaj najtrwalszą i najzacniejszą puścizną jaką um ierający , naród zostawia po sobie : to czcić należy głęboko i wysłowiać nieustannie idee p ię knego dla niéj saméj, i według niéj sa
m ej. Uliczny ścisk ją dusi, uliczny hałas zag łu sza, ciasno jej w szczupłym hory
zoncie okolicznych podań i wyobrażeń.
Po nad światem jéj tron, i chcąc bydź p o e tą , potrzeba wznieść się do niej.
Z tąd poeta powinien to bydź nie rozum swojego narodu i czasu, jak powiada au
t o r , ale pierwszy rozum w swoim naro
dzie i czasie, co jest zupełnie rzecz inna.
6. W jakim kłopocie znajdowali się pisarze katoliccy gdzieby podzieć wszy
stkich poczciwych ludzi urodzonych i po
m artych przed objaw ieniem , a zatem bez chrztu; w jakim byli wielbiciele staro
żytności w schyłku średnich wieków, nieśmiejąc posłać ani do piekła ani do nieba Sokratesa, P lato n a, Cycerona, w takim postaw ił siebie autor, przyją- wszy Romantyczność za światło otw iera
jące nowe życie, a z drugićj strony nie
zdolny przemódz na sobie, aby potępić dzieła dawnéj ery, niezupełnie z cnoty poetyckiej obrane. Po długiej walce po
między niezbędnemi następstwy jego te- oryi, a dobrocią jego serca, wynalazł na- reście pośrednie miejsce dla pisarzy, coto im los pozazdrościł dnia który nas oświe
ca; wyrzekł, że ich utw ory nie są ani po- ezyą ani niepoezyą , ale liczą się do rzę
du literatury pięknej. Przyznam się że wcale nierozumiem i tego rozczeblowania
I tworów pisarskich, i powodów które nań wprowadziły autora. Mówi autor : Kra
sicki nie poetą, zgoda jcdnaLże jest czem- siś, czem siśzapew ne; nie będąc poetą b y ł
by jeszcze A rcybiskupem ; ale ja przeczę aby wolno było odmawiać Krasickiemu go
dności poety : póki ironia będzie niby dru
gą stroną''pierwszą jest zapał) w zapatrywa
niu się na całe dzieło stw orzenia, a za
tem w jego odbiciu, w poezyi, dzierżyć będzie połowę panow ania, póty Saty
ry i listy Krasickiego będą należyć do pięknych płodów naszej poezyi. Jeszcze mniéj potrzebny b y ł wynalazek pośre
dniego oddziału między poezyą i prozą dla oznaczenia wartości Zaleskiego i Odyńca. To dilem m a nie trudziłoby,ani na chwilę dawnéj krytyki. Jéj wyrok byłby: że Zaleski to poeta, a A. E . Ody
niec bazgrała, zepsuj-papier.
Pan M. G r. dojrzałej cywilizacyi przy
pisuje wybrydność w ży ciu , i smak do utworów łechotliw ych, wchodzących w zakres literatury pięknej. U świeżych ludów według P . M. G r. poezya jest szczerym krzykiem serca, prawdziwą poezyą. Je s t to jeden z kilkunastu fałszy
wych a ulubionych autorow i, ogólników, które długo błąkały się po przedmowach młodych pisarzy francuzkich, aż prze
pędzone publiczną krytyką poszły szu
kać szczęścia u postronnych. Dziwno mi tylko że uwaga na państwo w którego granicach autor mieszka, niedała mu się domyśleć nieważności aforyzmu. Gdzież większa świeżość, większa rozmaitość, większy nieporządek jak w Rossyi?
gdzież większa różnobarwność rass, wię
cej rozbojników na drogach, więcej zło
dziei na urzędach jak w Rossyi ? a zara
zem gdzież jest poezya m niéj swojska, -krajowa?
7. P . M. G r. został podziśdzień zu
pełnie pod wpływem literackiego sw aru, co przed r. 1830 dzielił E uropę a szcze
gólniej Franciją-, Polskę i Włochy : bo
choć Niemcy dostarczały teoretyków
dwóm obozom, widzenie jednak u nich było wiçcéj światłe eru d y ciją, a zntem i nie tak w yłączne, 'zacięte. N ikt może tak głośno i śmiało niezebrał i nieoznaj- m ił uroszczeń literatury narodzonej po 1815 r. a um arłej w 1830, jak pisarz którem u odpowiadam y. Szkoda jednak że spóźnił się nieco, i przyszedł wywo
dzić prawa do tronu pretendentki pogrze
banej już i zapom nianéj.
Potrzeba albo sam em u lubić szczegól
niej rzeczy najm niej mające pozoru pra
wdy, albo śmiać się bardzo ze swoich czytelników, aby zbudować podobne tw ierdzenie, że poezija Rom antyczna, je st poeziją indiwidualizmu narodów , a klassyczna poeziją powszechną, przeryso
waną z greckiej i rzymskiej. N ikt nigdy nieuw ażał wzorów starożytnych tylko za piękne wysłowienia, (ale nie już ostatnie, nie już niezrównane) europejskićj idei piękności. Ze pominę Tassa co nowe myśli -wprawiał w ram y staroświeckie;
D ante, Petrarca, Ariosto, znaleźli poezij swojej form ę, której niema ni śladu w świecie greckim i rzymskim , nie zry
wając dla tego z podaniem : W iochy, Hiszpanija, Portugalija, stworzyły litera
tury w ielkie, naznaczone udzielnością ducha, noszące przytem odmianę typu naturalnie przez Chrystyanizm wprowa
dzo n ą, zachowując zawżdy cześć i um ie
jętne badanie pierwszych z kolei czasu wzorów. Uderzająca rzecz, jak szeroko południowe ludy pojmują sztukę : kró
tko też u nich gościły nowe spory, u- padły pod obojętnością publiczną : ni
kogo nieobchodziło czy D anta, Ariosta, Calderona , C am oensa, nazwać w ypada rom antykiem lub klassykiem.
'L drugiej strony, Anglija m iała odrę
bną poeziją. Francija znown w kształce
niu się swojém rzeczywiście silnićj zapa
trzyła się nie tyle na samo posągowanie starożytne idei piękności, co raczej na szczegóły wykonania : zaniedbała zupeł
nie pierwiastek celtycki i germański ; ale
zostawszy już francuzką m onarchią, wy
robiwszy swojego ducha, tchnęła ową francuzczyznę w pożyczane kroje greckie, co gorzej w przędła niewolniczo swoje wyobraźnię w sieć zmyśleń greckich : z tych kłócących się zarodów powstała poezija, fałszywa moim zdaniem , ale niepodobna do żadnej innej, w ydatnie swoja,. Francija wpływem politycznym , wpływem m oralnym , który idzie za p ier
wszym , toż prowadząc handel komisowy myślami caléj E uropy, doszła pewnej przewagi : jej poezija wkroczyła z Adys- sonem i Popem do A n g lii, z Wielandem i Zacharym do N iem iec, na południe z kilką zapom nianem i poetami ; w Polsce tirada francuzka w stąpiła na tron z kró
lem Stanisław em . J u ż Goethe w N iem czech mocą w łasną zabespieczył się od jej w pływ u; a kiedy później wylewająca się narodowość francuzka na E uropę, w ywołała patryotyczny opór w szystkich ludów, um ysłowa w ojna szła z polity
czną; W alter-Scott i Byron, jeden w sku
tek głębokich b a d a ń , drugi natchnie
niem , dali hasło rew olucji. Kolejno wszystkie narody w róciły do niepodle
głości jaką m iały przed ośm nastym w ie
kiem . Później Francija sam a, zwyczajem swoim, pożyczyła na swój użytek po
mysłów które obaliły jéj despotyzm poe
tycki. W tćm wywołaniu sił narodowych przeciw F ra n c ij, każdy naród zapatrzył się w siebie : ztąd miejscowość. Daléj, przypisywano sceptycyzmowi rozbicie społeczności francuzkićj : z tąd zwrot ku myślom religijnym . Średnie wieki przed
stawiały sojuż dhrystyanizm u z życiem narodow ćm ; stały się wiec naturalnie, w tém usposobieniu umysłów* przedm io.
towem polem anty-francuzkiéj poezji.
Tożsamość w skład téj poezji wchodzą- j cych pierwiastków, z ow em i, co zrodziły poeziją romańską i całą pierwiastkową francuzką literaturę romansów, była po
wodem jakiem uś teoretykowi do ochrz
czenia jéj nazwą romantyczności.
■tatń — S S Ś S t : aes1 — —--- ---
T■ ■-■■■■ i T e r a z , czy u nas m ogła ta poezija przyjąć s i ę , albo raczej czy nasza poezija narodowa m ogła bydż podobna do za
chodnich narodow ych poezji? N ie. My żyliśm y odrębnie od zachodu : wielkie wypadki co w y b iły pew ną w spólną cechę na E u r o p ie, lekka tylko o nasz słuch obijały się : potem , życie nasze, przez średnie wieki jako państwa, słabo docho
waliśm y w historji ; o życiu naszém jako społeczeństwa, m dłe tylko m am y poślaki:
nasz stan ówczesny nic b y ł , ani m oże I już nigdy nie będzie dosyć um iejętnie ! w ykazany, aby dla budowy poetyckiej I dostarczył potrzebnej ilości danych. | W późniejszej, wyraźniejszej historji, na-
jsze w ojew odziny, sto ln ik o w e, cześniko- w e, tak m ało wyglądają na dam y Ka- j stelu; młoda szlachta na kobiercu, w tru-
jdna sztukę życia w u czan a, lak niepod o
bna do kawalerów zachodnich ; i że poe
zija polska w żaden sposób nic w sp ól
nego m ieć niem ogła z poezija roman
tyczn ą, bądź dla braku przedm iotów j ze świata w którym tamta ży ła , bądź dla bijącćj różnicy kolorytu polskiego z in- n em i.
M ówiąc też o dzisiejszych poetach pol
skich nicw olno jest jednem obejm ować ich m ianem . W prawdzie w szyscy on i, w spólnie z m łodćm i teoretykami zw ycię
ży li u nas naśladow nictw o francuzkie : ale nie idzie zatem, aby to w szyscy byli rom an
tycy. N iesłusznie jestrzucać tę nazw ę na Zaleskiego i G oszczyńskiego co śpiewali prosto z sieb ie, jak śpiew a słow ik ; i już z tąd niem ogli bydź rom antykam i, bo rom antyczność niebędąc rośliną polską żądała od artysty uczoności, podobnie jak h ellen izm p oczyjn y. W Polsce dwóch tylko ludzi przystąpiło um iejętnie do sztuki : M ickiewicz, i M alczewski. Mal
czewski wkroczywszy późno w zawód pisarski, po długiem badaniu rzeczy i lu dzi przyniósł w pierw szy, i niestety ! ostatni swój utw ór, mistrzowską dojrza
łość i samodzielność : M ickiewicz prze
szedł długi zawód — niem am pretensyi sądzić naczelnika intellektualizm u pol
skiego w dw óch słow ach , musząc jednak zapisać tu moje przekonanie, pow iem , iż dla m nie dopiero autor pana Tadeusza jest Poetą Polskim w pełnćm znaczeniu tego wyrazu ; tu umarł poczynający p i sarz rom antyczny , a narodził się Jdam M ickiewicz. Mickiewicz stw orzył u nas szkołę : co mów'i za jéj m yln ością, to że naczelnik wyszedł na mistrza zm ieniw szy kierunek, a u c z n io w ie... Boże zm iłuj się.
M ieliśm y byli Doswiadczyńskiego, Zoji- jó w lir, Pieśni Karpińskiego, Barbarę, — zakazano nam je czytać pod klątwą : nie- chcęż ja bronić tych d zieł : m oże że tam brak czucia, farb fantazyi, ależ przynaj
m niej są m yśli dobre, zdrowe choć p o w szednie : jest często piękny język , i d o bry wiersz. Góż nam podstawiono na ich m iejsce? Edmunda z przydatkiem Ballad. Górę poem at op isow y, Dramat Izorę, rzeczy nie dość że bez czucia i i fantazyi, ale nadto bez ładu i składu.
Tak romantyczność w P olsce opuszczona przez naczelnika, kona w sonetach i o- daeh nierym ow ych S zyta/skiego; w N iem czech upadła pod grom em o rła , pod któ
rego skrzydło chciała się tulić nieboga , w e W łoszech w yśm iana ; w e Francyi, gdzie robiła przychód czytelniom bo m łodzież garnęła się hurmem badać średnie w ieki, dziś zatrudnia swoje ostat- I nie dni ubóztw ianiem P. Victora Hugo przez usta P, Victora H ugo. Jeżeli to I w szystko prawda , to system Pana M. G . byłby obalony zu p ełn ie. Później napiszę c i, S zanow ny Redaktorze, o poezyi fran- j cuzkićj Pana M. G . i m oje, bardzo różne I widzenie.
V a a g i r a r d , d . 18 s i e r p n i a 183T .