• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:W Warszawie:

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:W Warszawie:"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Aft. 19 (1 4 0 5 ). W a rsz a w a , dnia 9 m aja 1909 r. T om X X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ". PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W W arszaw ie: rocznie rb. 8, kw artalnie rb . 2. W Redakcyi „W szechśw iata" i we w szystkich księgar- Z przesyłką pocztow ą rocznie rb . 10, p ó łr. rb . 5. niach w kraju i za granicą.

R edaktor „Wszechświata'* przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : K R U C Z A Na. 3 2 . T e l e f o n u 83 -1 4 .

T E O R Y A R U C H U B R O W N A 1)-

W e d łu g teo ry i cyn e ty c z n ej cząsteczki m a te ry i z n a jd u ją się w ustaw icznym , bezład nym ru ch u , którego bezpośrednio nie dostrzegam y, k t ó r y j e d n a k odczuwa­

m y pośrednio zm ysłem ciepła.

Zjawisko iden ty czne z ow ym hypote- tycznym ru c h e m m o le k u la rn y m w y k ry to w zawiesinach m echan iczny ch (Robert Brown, 1827 r.) oraz w ro ztw orach ko­

loidalnych (R. Zsigmondy, 1902 r.).

Zjawisko to, znane ja k o r u c h Browna, polega na ciągłej bezładnej w ib rac y i czą­

s te k z a w iesino w ych albo koloidalnych dokoła pew nego położenia środkowego.

Z wielu w zględów ciekaw a bardzo te- orya tego zja w iska daje się w yprow adzić drogą ro zu m o w a n ia z je d n e j s tro n y nad zależnością dyfuzyi niezdysocyow anego roztw oru rozcieńczonego od ciśnienia gs- m otycznego oraz od ruchliw ości cząstek ciała rozpuszczonego, a z drugiej s tr o ­ n y — n a d przebieg iem dyfuzyi tegoż roz-

‘) W e d łu g A- E in ste in a , Z tsch r. f. E le k tro ­ chem ie, t. 14.

tw o ru ro z p a try w a n y m z p u n k tu w idzenia c y netycznej teoryi m ateryi.

I.

W y o b ra ź m y sobie naczynie walcowate, pew nym rozcieńczonym roztw orem nie- z d ysocyow anym napełnione (rys. 1). Na-

P

(Fig. 1).

czynie to podzielone j e s t w e w n ątrz n a dwie części A i B tłokiem ru ch o m y m P, stanow iącym *przegrodę wpółprzenikliwą.

Jeżeli stężenie ro ztw o ru w części A je s t większe, niż w części B, tło k ruchom y P, pod wpływ em silniejszego ciśnienia osm otycznego p an ująceg o w części A, będzie się poruszał w praw o dopóki nie w y ró w n a ją się stężenia w A i B.

Ciśnienie więc osm otyczne w dyfuzyi p rzejaw ić się może j a k o siła motoryczna.

O te m ju ż dawno wiedziano i, j a k w ia­

domo, N e rn s t w y z y sk a ł ten fak t do po­

głębienia sw y c h b adań nad zależnością

(2)

‘290 W SZ E C H SW IA T No 19 pom iędzy ru chliw ością jo n ó w a w sp ó ł­

czy n n ikiem dy fuzyi i E M K (siłą elek tro - bodźczą) w og n iw a c h k o n c e n tr a c y jn y c h .

P rz y p u ść m y , że w e w n ą tr z n a sze g o w a l­

ca (którego p rzek rój = l) p rz e b ie g a dy- fuzya w zdłuż j e g o osi. P o w s ta je p y t a ­ nie, ja k i e siły osm o ty c z n e w y w o łu ją ów ru c h d y fu zy jn y ciała rozpuszczonego. Dla uproszczenia rozum o w a nia o g ran ic zm y to za g ad n ie nie do r u c h u dy fu zy jn e g o od by ­ w ającego się m iędzy p łaszczy zn am i E i E ' (rys. 2) n ie sk o ń c z en ie blizko w zględem

E V

k ' = — R T j V d x

puszczalnika s ta w ia ruch ow i ciała roz­

puszczonego.

Jeżeli siła k działa na j e d n ę c z ą s te c z ­ kę, to n a d a je tej cząsteczce szy bk ość v w p ro s t p rop orcyo naln ą do k i od w rotnie p roporc yo na lną do t. zw. stałej oporu tarc ia

k ( 2 )

1 x cTx

(Fig. 2).

siebie położonemi. N a E działa ciśnienie osm otyczne p, n a E ' — ciśnienie o s m o ty ­ czne W y p a d k o w a t y c h ciśnień będzie

P — P j .

Oznaczmy odległość E od lewego koń­

ca w alca przez x, a n ie sk o ń c z en ie m ałą odległość dzielącą E od E' — przez dx.

W o b e c p rze k ro ju n a czy nia = 1, d x w y ­ razi jed n o c z e śn ie o bjętość o g ran ic zo n ą płaszczyznam i E i E', z a w ie r a ją c ą p ew ną ilość ciała rozpuszczonego.

Ponieważ p — pi oznacza ciśnienie osm o­

tyczne, k tó re działa n a całą o bjętość dx, więc ciśnienie o sm otyczne, d z ia ła ją c e n a je d n o s tk ę objęto ści cia ła ro zpuszczonego,

w y ra z i się wzorem:

j. = P —Pi = _ P > —V i i

d x d x d x '

Ciśnienie osm otyczne daje się oznaczyć rów n an iem :

p = R T v *

gdzie R — s ta ł a g azow a (— 8 , 3 l . i 0 7), 2’ — t e m p e r a t u r a bez w z glę dn a , v — liczba gra- m ocząsteczek ciała rozpu szczo n ego w j e ­ dn ostce objętości; wobec tego k może być w y ra ż o n e wzorem:

• • • ( 1 ),

Je ż e li cząsteczkę ciała rozpuszczonego w yob ra z im y sobie j a k o kulę w ielk ą w po­

r ó w n a n iu z c z ąstec z k ą rozpuszczalnika, to będziem y mogli opór tarc ia cząsteczki ciała rozpuszczonego w yzn aczyć m eto d a ­ mi zwykłej hy dro d y n am ik i, w e d łu g k tórej

=

6™ ) P ...(3 )

gdzie t ] — w sp ółczy nnik lepkości cieczy (rozpuszczalnika), p — prom ień kuli.

Przez v oznaczyliśm y sz yb ko ść p o r u ­ szającej się je d n e j cząstki; sz y b k o ść v w ypadn ie m niejszą, jeżeli u ru ch o m im y m asę większą: je d n o s tk ę objętości ciała rozpuszczonego.

Załóżmy, że je d n o s tk a objętości ciała rozpuszczonego zawiera v gram ocząste- czek, a każ d a g ram o c zą stec z k a m ieści N cząsteczek czyli, że j e d n o s t k a objętości ciała rozpuszczonego z a w iera v N c z ą s te ­ czek.

Szybkość, z j a k ą się będą poruszały (dyfundując) owe v N cząsteczki, zgodnie

i

z rów na nie m (2) wyniesie:

1 k

V ~ - , N

W z ó r ten m ożem y przekształcić, posłu­

g u jąc się rów naniem (1):

B T 1 * . . . ( 4 ).

V V = —

N dx

T en wzór o s ta tn i w y ra ż a w spółczynnik dyfuzyi D:

R T 1

D = N • • (5).

k t ó r y oznacza siłę, w y w o łu ją c ą r u c h d y ­ f u z y jn y ciała rozpuszczonego.

Żeby obliczyć te n ruch, m u sim y j e s z ­ cze wiedzieć, j a k w ielki opór lepkość roz*

O dy założymy, że cząsteczki dyfundu- ją c e są kuliste i bardzo duże w p orów na­

niu z cząsteczk am i rozpuszczalnika, wzór nasz przybierze postać:

n R T 1 ... (5 a). \

N 67UTJP v

J a k widzimy, w spółczynnik dyfuzyi za­

leży t u tylko od lepkości (rj) rozpuszczał-

(3)

Aa 19 W SZ E C H SW IA T 291 n ik a i od pro m ienia (p) kulistej cząste­

czki.

Rów nanie (5a) pozwala obliczyć p ro ­ mień, a w ięc wielkość cząsteczki, o ile D j e s t znane.

E T l p ~~ 6icNfi D ' B = 8.31.107, N — 6.10‘J3.

II.

R o z p a trz m y te ra z p rze b ieg dyfuzyi z innego jeszcze p u n k t u widzenia, m ia­

nowicie z p u n k t u w idzenia teo ry i cy ne­

tycznej m ateryi.

W e d łu g tej teory i cząsteczki m ateryal- ne z n a jd u ją się w ciągłym, b e z ła d n y m ru chu. S k u tk ie m tego r u c h u niejedno­

sta jn y rozdział k o n c e n trac y i ciała rozpu­

szczonego powoli i stopniow o w y ró w n y w a się w roztw orze. Rozw ażm y zjawisko to nieco bliżej.

O graniczy m y się znowu do p rzy p a d k u szczególnego, gdy dyfuzya, owo w y r ó ­ w n y w a n ie k o n c e n tra c y i ciaia rozpuszczo­

nego, o d b y w a się w je d n y m ty lk o k ie­

runku , mianowicie w k i e r u n k u osi po ­ dłużnej walca, k tó rą oznaczym y przez x.

Drogi p rze b y te przez cząstk ę w ciągu pew nego o kresu czasu zaznaczą się na tej osi x, j a k o c h a ra k te r y s ty c z n e rzędne.

P r z y p u ść m y , że cząsteczka dyfundują- ca p rze b ieg n ie w nieskończenie k ró tk im okresie czasu z drogę, k tó ra zaznaczy się odcinkiem A[, in na c z ąstec z k a przebędzie d ro gę A2 , jeszcze in na przesunie się o A3 i t. d. Te przesun ięcia A„ A2, A3 . . . będą częściowo odjem ne (w k ie ru n k u od p r a ­ wej do lewej ręki), częściowo zaś doda­

tn ie (od lewej do praw ej ręki). Dla czą­

ste c z ek poszczególnych przesunięcia te będą oczywiście różne; wobec je d n a k te ­ go, że r o z p a tru je m y roztw o ry rozcieńczo­

ne, przesu n ięcia te będą się w a r u n k o ­ w ały głów nie przez otoczenie n a jb liż ­ sze, któ re sta n o w i rozpuszczalnik, dzia­

łanie zaś w zajem n e cząsteczek ciała roz­

puszczonego będzie t u znikomo małe; to też przesunięcia te w różnych m iejscach roztw o ru u w a żanego, n a w e t pomimo r ó ­ żnej w ty c h m ie jsc a c h k o ncen tracyi, mo­

g ą być p o c z y ty w an e za jed n a k o w e w p rz y ­ bliżeniu.

Rozważm y teraz, j a k w ie lka ilość ciała rozpuszczonego p rze d y fu n d u je przez j e ­ d n o stk ę p rzśk ro ju w ciągu drobnego nie­

skończenie o k resu czasu t.

B y uprościć rozum ow anie, p rzy p u sz ­ czamy, że w sz y s tk ie cząsteczki dyfundu- ją c e p rze b y w ają w ty m okresie czasu drogę jed n a k o w ą A (śred n ią z A^ A,, A3 . . . ) i że j e d n a połowa cząsteczek po­

ru sz a się w k ie r u n k u do datnim , g d y d r u ­ g a —w k ieru n k u odjem nym.

P rzy pu śćm y, że nasz walec j e s t podzie­

lon y płaszczyzną E (rys. 3). Przez tę

O, Q,

a, E a,

(Fig. 3).

płaszczyznę p rz e m y k a ją się w k ie ru n k u s trz a łk i w ciągu okresu z te cząsteczki, k tó re przedtem z najdow ały się n a lewo od E . Te cząsteczki, d a jm y n a to, za j­

m owały prze strz e ń pomiędzy Ql Q,i i E E . Ponieważ te cząsteczki poruszające się w k ie r u n k u dodatnim stanow ią połowę w szy stkich cząsteczek d y fun du ją c ych , a cząsteczki te za jm u ją objętość A (prze­

krój w alca = 1), gdzie pan uje średnie stężenie v1# to ilość (w gram ocząstecz- kach) ciała rozpuszczonego d yfundujące- go w okresie z w k ie ru n k u d o d atn im przez płaszczyznę E w y ra z i się wzorem:

ł vi A

Rozum ując analogicznie, dojdziemy, że ilość rozpuszczonej s ub sta n c y i (stężenie średnie w Q2Q2 — E E oznaczam y przez v„), przesuw ającej się w k ie r u n k u p rz e ­ ciw nym, w yrazi się wzorem:

ł V2 A.

Zatem ilość s u b s ta n c y i rozpuszczonej, k tó ra d y funduje przez E w okresie z w obu k ie ru n k a c h , będzie:

ł ^ ( v i - v , ) ... (6)-

Oznaczmy znowu odległość p rzekroju

(4)

W S Z E C H Ś W IA T M 19 w a lc a od lewego końca przez x, a A przez

dx, różnicę zaś v2 — vi ~ j a k o p rz y ro s t dv.

d'j v,—v, , cZv

d £ “ 4 : '• ' A

W obec tego wzór (6) p rzyb ierze po ­ stać:

-

v * A * £ ... (6 ">- W z ó r ten w y ra ż a ilość s u b s ta n c y i, k t ó ­ r a p rze d y fu n d o w a ła przez E w okresie czasu t ; w jed n o s tc e zaś czasu d y fu n d u je przez i? ilość (w g ram o c zą stec z k a ch ) ciała rozpuszczonego

V, A2 d>

z dx

W t e n sposób doszliśm y znowu do w spó łc zy nn ika dyfuzyi

D A3 (7).

Z lego w zoru j u ż z ła tw o ś c ią obliczamy A = I 2 D i = J /2 Ż ) . I t (7«).

III.

Z estaw iając ró w n a n ia (5) z (7a) o trz y ­ m am y wzór:

1 v ; . v ' 1 7 ( 8 ) k tó ry n a m mówi, że d r o g a ś re d n ia , p r z e ­ b y t a przez d y fu n d u ją c ą cząsteczkę, j e s t p ro p o rc y o n a ln a do p ie r w ia s tk u k w a d r a to ­ wego z czasu.

Jeżeli znowu założymy, że c z ąstec z k a ciała rozpuszczonego, w p o ró w n a n iu z c z ą ­ ste c z k ą rozpuszczalnika, j e s t bardzo w iel­

k a i m a p o sta ć kuli, w ów czas m ożem y powiedzieć, że

(8 a ).

’ 3~vj p

R ów nanie o sta tn ie pozw ala obliczyć ś re d n ią drogę A cząsteczki o ś re d n ic y p, dy fu n d u ją c ej do rozpuszczalnika o lep k o ­ ści •/] w te m p e ra tu rz e T (w ed łu g skali bezw zględnej). R ów nanie powyższe daje się zasto sow ać n ie ty lk o do c z ąstec z e k ciała rozpuszczonego, lecz i do c z ą s te k zaw iesinow ych, te o r y a c y n e ty c z n a bo- wiem nie uznaje zasadniczej różnicy po­

m iędzy ru ch e m m o le k u la rn y m cząsteczek, a ru ch e m B ro w na c z ą s te k zaw iesin ow y ch i koloidalnych.

Obliczmy drogę A, j a k ą w r u c h u Brow- n o w sk im w c ią g u 1 se k u n d y ( = t) p r z e ­ b y w a cząstk a o śre d n ic y l ;j. ( = 2p), za­

wieszona w wodzie, k tórej w spółczynnik lepkości •/] = 0,0135, w tem p e ra tu rz e po­

kojowej 18° ( T = 290):

A — I 8,31.107.290 1

6.1023 ' 3.3,1416.0,0135.0,5 .1 0 -4 ' I

= 0,8.10-4 cm = 0,8 a .

1 =

Liczba ta wobec małej ścisłości, z j a k ą oznaczono N, j e s t oczywiście p rzybliżona ( + 25°/0).

Na zakończenie porów najm y ruch ś r e ­ dni B row now sk i c ząstk i zawiesinowej z ru ch e m ja k ie jk o lw ie k cząsteczki ciała rozpuszczonego. Otóż z liczby N i o b ję ­ tości cząsteczkow ej n a p rz y k la d cuk ru, można obliczyć, że ś re d n ic a cząsteczki c u k ru wynosi j a k ą ś 0,001 ;j., z ró w nania zaś (8) m ożna się spodziewać, że A dla cząsteczki c u k ru j e s t p raw ie / 1000 r a ­ zy w iększa niż dla c z ąstk i zawiesinowej o ś re d n ic y 1 [j..

Anto

i ,

i Gałecki.

R. U. O L D H A M.

T R Z Ę S I E N I A Z IE M I A B U D O W A J E J W N Ę T R Z A .

I. W S T Ę P

Ze w s z y s tk ic h obszarów ziemi żaden nie zachęca do spek u lacy i naukowej t a k dalece, j a k obszar leżący pod naszem i stopa m i, - ale nigdzie chy b a s p e k u la c y a nie j e s t bardziej niebezpieczna. To też, poza przyp uszczeniam i, niewiele m ożemy powiedzieć o budowie w n ę trz a ziemi.

Z nam y objętość i k s z ta łt ziemi z d o k ła d ­ nością, w y s ta rc z a ją c ą w p rzew ażnej ilo­

ści przypadków , w iem y również, że ś re ­ d nia gęstość ziemi j e s t około 5 7 2 raza

j w ię k szą od gęstości wody, że gęstość

m usi w z r a s ta ć k u środkowi, oraz że t e m ­

p e r a t u r a w n ę trz a ziem i musi być w y s o ­

ka,— oto mniej więcej wszystko, co nam

(5)

id W s z e c h ś w i a t 293 j e s t wiadome. Różnemi czasy zbudowa- ]

no wiele teoryj o ziemi: sądzono kolej­

no, że s u b s ta n c y a ś ro d k a ziemi j e s t ogniowa, ciekła, stała, gazowa, aż w r e ­ szcie geologow ie zniechęceni porzucili prze dm iot i zaczęli objaw iać skłonność do p oprze stan ia n a bad aniu najb ardziej z e w nętrznej s k o ru p y ziemi, re z y g n u ją c z je j śro d k a n a rzecz m ate m a ty k ó w .

R ozp raw k a n iniejsza nie m a na celu w yłożenia nowej spekulacyi, idzie mi przeciw n ie o wykazanie, że przedmiot, 0 k tó ry m chcę mówić, dzięki współczes­

n y m badaniom sejsm ologicznym , z k ró ­ l e s tw a spek ulacyi przeszedł do dziedziny wiedzy. Podobnie j a k s p e k tro s k o p dał p o czątek nowej astronom ii, umożliwiając a stronom ow i w y k ry c ie n iek tó ry ch części skład ow y ch odległych gwiazd, t a k samo sejsm ograf, za p isując niedostrzeżone od­

głosy dalekich trz ę s ie ń ziemi, pozwala n am zajrzeć w ziemię i poznać jej istotę t a k pod p e w n y m względem dokładnie, j a k g d y b y ś m y mogli p rzebić przez ziemię tu n el i wziąć p ró b k i sk ła d a jąc y c h j ą sub- s ta n c y j. J e s t e ś m y dopiero u ko lebki k w e s ty i; p rzyszłość k ry je jeszcze wiele zdobyczy; je d n a k ż e ju ż dziś wyszło na j a w k ilk a wyników , in te r e s u ją c y c h a nie­

spodziew anych, k tó re c hc ia łb y m p rze d ­ s ta w ić poniżej.

J u ż w 1894 rok u zm arły E. von Re- b e u r Pa sc h w itz , za p isu jąc trzęsienie zie­

mi w Japonii, k tó re zdarzyło się 22-ego m a rc a 1), stw ie rdz ił, że' a p a r a t ujaw nił trz y oddzielne zakłócenia albo fazy; j e ­ d nakże m n iem am , że w łaściw a isto ta t e ­ go p o trójn e g o zakłócenia w y k a z a n a zo­

s ta ła dopiero przeze mnie w ro k u 1900.

O pierając się n a d a n y c h rzeteln y ch , do­

szedłem do w nio sk u że zakłócenie, po­

w sta łe z wielkiego trz ę sie n ia ziemi, ro z ­ szczepia się na trzy o d ręb n e r u c h y falo­

we o różn y ch pręd kościach i drogach;

w o dległych p u n k t a c h przyrz ą d zapisuje t rz y te ruch y , j a k o trz y oddzielne fazy.

Z faz ty c h trz e c ia i najpóźniejsza, j a k

') P e te rm . M itth., tom X L I (1805) str. 13—21 1 30—40.

■) P liil, T rans. R oy. -So<\, ser. A, to m 194 (1900), str. 135—171.

się okazało, pow staje pod w pływ em fal pow ierzchniow ych, czyli ru chu falowego p rzeb iegającego n a powierzchni ziemi lub tuż pod nią; dwie zaś pozostałe fazy, t. z w. d rg an ia p rzedw stęp ne (prelim inary trem ors), zawdzięczają swe pochodzenie, j a k udowodniłem, falom, w ę d ru ją c y m przez w n ętrze ziemi. W eźm iem y tu ta j pod u w a g ę tylko te dwie o statnie fazy, albowiem fale trzeciej fazy nie m ogą nam oczywiście nic powiedzieć o w n ętrzu zie­

mi, gdyż drogi ich prze b ieg a ją wdłuż powierzchni.

S t u d y a d-ra C. G. K n o tta x) i d-ra M.

P. Rudzkiego 2) doprowadziły ty c h bada- czów do wniosku, że poprzez n iejedn o­

rodne sk a ły zew nętrznej skorupy ziemi nie m ogą przebiegać fale o postaci p r o ­ stej i że p rzy rz ą d y , zn ajdujące się w s ą ­ siedztw ie źródła trzęsienia ziemi, nie mo­

g ą zapisyw ać oddzielnie rozmaitego ro ­ d zaju ruchów falowych jeszcze nie zró­

żnicowanych. Dopiero w środow isku b a r ­ dziej je d n o ro d n e m n a stą p ić może owo zróżnicowanie, toteż dopiero w odległości 10 stopni lukow ych czyli około 700 mil ang. od źródła trzęsienia ziem i w zapis­

k ach sejsm ografu zaczy nają się ujaw n iać trz y fazy. l^ale, w y n u rz a ją c e się w t a ­ kiej odległości, część swej drogi przew ę­

drowały, rzecz oczywista, w środow isku bardziej jednorodnem ; w tej zatem czę­

ści nastąpiło rozszczepienie się p ocz ątk o ­ wego zakłócenia na oddzielne r u ch y fa ­ lowe, p rz y te m okoliczność, że owo zróż­

nicow anie daje się w y k ry ć w odległości od- źródła, ta k stosunkow o niewielkiej, świadczy o tem , że ze w nę trz na sk orup a ziemi m usi by ć stosunkow o bardzo cien­

ka. Nie m ogłem zebrać d ostateczn y ch d a n y c h w celu dokładnego oznaczenia g rubości tej skorupy, w k ażd y m razie nie może ona przew yższeć mil dw u dzie­

s tu 3); pod tą sk o ru p ą znajduje się ma-

*) T rans. SeismoJ. Soc. Ja p a n , to m X I[(1 8 8 8 ) sir. 115—136.

2) B e itra g e z u r G eophysik, tom I I I (1898), str. 519—540.

3) D ane sejsm ologiczne p o zw a lają w n iosko­

w ać, że nie j e s t ona w szędzie je d n a k o w a ; trz ę ­

sienia ziemi, rozchodzące się od w schodniego

(6)

•294 W SZ E C H ŚW IA T JSfś 19 t e r y a ł zupełnie o dm ie n n y , w k tó ry m , nie

ty lk o in d y w id u a liz u ją się o d ręb n e r u c h y falowe, lecz, j a k to w y k a z a ł prof. Mil- ne 1), p ręd k o ść t y c h o s ta tn ic h j e s t daleko większą, niż w s k o ru p ie z e w n ę trz n ej. J e ­ śli zestaw ienia, k tó re p o d a je m y niżej, n ie p o tw ie rd z a ją w szczegółach d alszych w niosków prof. Milnea, d o ty c z ą c y c h j e ­ dnorodności całego j ą d r a ziem i oraz p r o ­ s to lin ijn eg o rozchodzenia się r u ch ó w falowych, to t r z e b a to p rz y p is a ć z w ię k ­ szeniu się od te g o czasu odpow iednich danych. J a k zobaczy m y niżej, wnioski, do ja k ic h Milne doszedł, m ożem y p o tw ier­

dzić je d y n i e dla z e w n ę trz n y c h 0,6 p r o ­ m ie n ia ziemi; p r z y te m tr z e b a dodać, że w reszcie w n ę trz a ziemi (0 ,4 ) fale p i e r ­ w szej fazy, k tó re Milne w yłącznie u- względnił, u l e g a j ą —w ręcz p rzeciw nie niż fale fazy d r u g ie j —zm ianie t a k nikłej, że z ła tw o śc ią może ona z o s ta ć niepostrze- żoną. D latego też p o św ięcim y nieco m ie j­

sca w y k a z a n iu , że d w a o p isy w a n e r o ­ dzaje fal różnią się od siebie w istocie.

W rozpraw ie, wyżej c y to w a n e j, w y k a ­ załem, że z o dm ie nny c h p rę d k o ś c i roz­

chodzenia się pierw szej i d r u g ie j fazy w ynika , iż należą one do ró ż n y c h p o s ta ­ ci r u c h u falowego, i d e n ty c z n y c h , w e d łu g wszelkiego p raw d o p o d o b ie ń stw a , ze zna- n e m i p o sta c ia m i r u c h u —k o m p re s y o n a ln ą (podłużną) i d y s to r c y o n a ln ą (poprzecz­

ną), — k t ó r e m o g ą p r z e b ie g a ć p rzez śro ­ dow isko stałe. Co dotyczę pierw szej fa ­ zy, to k o n k luzya m oja b y ła z g od n a z po ­ glądam i, wygłoszonem i ju ż poprzednio , i u z n a w a n e m i dziś pow szechnie; n a to ­ m ia s t m oje i n te r p re to w a n ie d ru g ie j fazy sp o tk a ło się z d w u s tr o n z opozycyą.

Z j e d n ą w y stą p ił O. F ish er, k tó ry , s ą ­ dząc, że in te r p r e ta c y a ta k a nie daje się pogodzić z j e g o te o r y ą o w n ę trz u ziemi, podał bardzo pom ysłowe w y tłu m a c ze n ie ow ych fal d ru g ie j fazy -). Otóż nie wy-

w y b rz e ż a Ja p o n ii, u ja w n ia ją tr z y faz y w bliższej o ile się zd a je o d ległości od źródła, niż trz ę sie ­ n ia w E u ro p ie,—dow od ziło b y to m n ie jsz ej g r u ­ bości sk o ru p y ziem i n a obszarze Ja p o n ii.

*) „!Nature“, 9 k w ie tn ia 1903 r., to m 47, sir.

538—539.

'-) On tlie T ran sm issio n o f E a rtb q u a k e * \V a-

daje mi się, a b y teo ry a 0. F is h e ra o cie­

kły m ś ro d k u ziem i i moje p rzyp u szcze­

nie, że fale drugiej fazy są p op rzeczn e,—

koniecznie wyłączać się miały wzajemnie.

Nie w iem y przecież zupełnie, j a k zacho­

w u je się m a t e r y a pod w pływ em ciśnień, p a n u ją c y c h we w n ę trz u ziemi, i nie j e s t niemożliwe, że ciecz, pod ciśnieniem m i­

lionów atm osfer, j e s t w s ta n ie przew o ­ dzić fale poprzeczne, do czego nie j e s t zdolna pod ciśnieniami, dla n a s dostęp- nemi. Na k w e s ty ę tę nie kład ę j e d n a k ­ że n a c is k u , gdyż nie m a ona znaczenia w przedmiocie, o k tó ry m mówię; w ażnym d la m nie j e s t ty lk o fakt, że r u c h falowy w p ierw szej i drugiej fazie różni się od siebie zasadniczo,—i z tem zg adza się i F isher.

Zre sz tą pogląd te n — poza a r g u m e n ta ­ mi, poprzednio przeze m nie przytoczone- mi J) — potw ierdziły również zapiski s e j ­ s m o g ra fu ty p u prof. Vicentiniego, s k ła ­ dającego się z dw u ciężkich m a s , — j e ­ dnej poruszącej się swobodnie w k i e r u n ­ ku poziomym, d r u g ie j—w k ie ru n k u pio­

now ym . Z zapisek wielkich trz ę sie ń zie­

mi, o trz y m y w a n y c h w odległości 90-ciu sto pn i lub większej, w yn ika , że pierw sza ciężka m asa w ciągu pierwszej fazy ule­

g a nad zw yczaj m ałem u przesunięciu, ty m c z a s e m d r u g a m asa w ty m s a m y m okresie często re g e s tru je na jw ię k sz e p rze­

sunięcie w ciągu całego zakłócenia.

Podczas drugiej fazy rzecz się ma p rze­

ciwnie: masa, poruszająca się sw o bo dn ie w k i e r u n k u pionow ym , rzadk o u leg a przesunięciu, m as a zaś pozioma p rze ­ s u w a się na p r z e s trz e ń bardzo zna- i czną. Ta różnica w c h a ra k te rz e zapisek w ciągu dwu faz w skazuje, że r u c h w k a ­ żdej z nich j e s t różny, i ubocznie zdaje się popierać in te rp re ta c y ę , przeze mnie proponowaną: w samej rzeczy, jeśli p ie r­

w sza faza j e s t odbiciem tej formy zak łó­

cenia, k tó ra p rze b ieg ła przez ziemię, j a ­ ko fala podłużna, to w odległości 90 Sto­

r e s th ro u g h th e E a r th , P ro c . C am bridge P h il.

Soc., to m X I I (1903—1904), str. 354—361.

■) P h il. T rans, R oy. Soc. ser. A, tom 194

(1900), str, 162—100.

(7)

No 19 W SZEC H ŚW IA T 295 pni i w iększej r u c h y pionowe przew ażać

będ ą nad poziomemi; n a to m ia st, z fazą d ru g ą, — p rzy p u sz c z aln e m odbiciem fal podłużnych, — będzie wręcz przeciwnie.

T a różnica we w łasno ściach dyagra- m atów d w u faz może służyć też ja k o a r ­ g u m e n t przeciw ko z a p atry w a n iu , p rz y ­ j ę t e m u w J a p o n ii !), mianowicie, że obie fazy p rz e d s ta w ia ją r u c h y falowe podo­

bnego typu; r u c h y te m ają się ro zp rze­

s trz e n ia ć z ro zm a itą prędkością w w a r ­ s tw a c h różnej głębokości, ale równolegle do siebie i n iedaleko od pow ierzchni zie­

mi. Poniew aż pogląd tak i sprzeczny j e s t z liczbam i niżej podanem i, nie m am y w ięc p otrz e b y z a trz y m y w a ć się nad nim;

niech f a k ty m ów ią same za siebie.

Tłum. L. H.

(C. d. nast.)

O ZDOLNOŚCI RO ZPOZNAW CZEJ MIKROSKOPU I O ULTRAMIKRO-

SKOPIE.

(D okończenie).

P rz e k o n a liś m y się, że u g in an ie się św ia­

t ła podczas przechodzenia przez wązkie p rze g ro d y kładzie k res rozszerzeniu g r a ­ nic ś w ia ta widzialnego. W ie m y jednak, że w o s ta tn ic h la ta c h wynaleziono „ u ltr a “ przyrząd, k tó ry pozwala d o strz e g ać p rz e d ­ m ioty am ikroskopow e. W y ja ś n im y tu w k ró tk o ś c i sposób ultram ikroskopii.

U ltra m ik ro sk o p , w y naleziony w r. 1903 przez S iedentopfa i Zsigmondego, do pe­

w n eg o sto p n ia zwodniczą ma nazwę. Po­

zwala on ty lk o dostrzedz przed m io ty am i­

k roskopow e, nie pozwala ich j e d n a k w i­

dzieć. Zasada je g o je s t xprosta; znam y j ą z życia codziennego. N iedo strzeg alny p y ł m ożem y łatwo zauw ażyć w świńtle prom ieni słonecznych, w d z ierający ch się do pokoju; o b se rw a to r powinien oczywi-

') A. Im am u ra , P u b lic a tio n s o f th e E arth q u a- k e -In v e stig a tio n C om m ittee in F o re ig n L angua- ges, Aj 16, Tokio, 1904 i w in n y c h p ublikacyach pÓKfniejszych w ro zm a ity c h m iejscach,

ście p a trz eć z boku. Św iatło rozprasza się i u gina s p o ty k a ją c n a drodze swej d ro b n iu tk ie cząstki ciał stałych. J a k Sie- d en to p f i Z sigm ondy zasadę tę s to s u ją do u ltra m ik ro sk o p u , łatw o zrozum iem y z fig. 7-mej A. L ite rą O oznaczono tam

jr

A

B (Fig. 7).

p r e p a r a t badany, L —j e s t źródłem światła,

M —soczewki objektyw u, A'—kondensor,

k tó ry zbiera prom ienie św ietlne n a osi

m ikroskopu. O bserw uje się zatem p ro ­

stopadle do k ie ru n k u prom ieni p a d a ją ­

cych i widzi się ty lk o światło ugięte

i rozproszone. Na tej samej figurze pod

lite r ą B m am y ju ż cały aparat S ied en ­

topfa i Zsigmondego. Nie będziemy się

t u z a trzy m y w a li na szeregu przyrządów

dodatkow ych, zwrócimy tylko u w a g ę na

k o nd ensor K i m ikroskop, umieszczone

z lewej stro ny . Z r y s u n k u tego widać,

że p rz y rz ą d w pierwotnej swej postaci

b y najm niej nie należał do dogodnych

w użyciu i do tanich. W k ró tc e i sami

w ynalazcy podali k o n s tr u k c y ę prostszą,

i od innych badaczów w yszły modyfika-

cye. N ajdoskonalszym niew ątpliw ie j e s t

pom ysł opracow any przez firmę Reicher-

(8)

296 W S Z E C H Ś W IA T M 19 ta. P r z y rz ą d Ile ich o rta p o d a n y na fig. I

8-mej daje się z ła tw o ś c ią dopasować do

(Fig. 8).

każdego m ik ro sk o p u zw yk łeg o , j e s t n ie ­ zm iernie p rosty, a co za te m idzie, tani i daje t a k silne światło, że m o żna d o k o ­ n y w a ć sp o strzeżeń j u ż p o słu g ują c się p aln ik iem A u ero w skim , j a k o źródłem św ia tła *). Z asadniczą część p rzy rz ą d u stanow i soczew ka płasko w y p u k ła L; pro­

m ienie odbite od zw ie rc ia d ła (Sp), prze­

chodzą ty lk o przez z e w n ę tr z n ą część so­

czewki, gdyż ś ro d e k je j z a sło n ię ty j e s t nieprzezro czy stą p rz e g ro d ą (BI). N a p ł a ­ skiej części soczewki leży szkiełko p rz e d ­ miotowe. P om ięd zy szkiełko przed m io­

tow a a soczewkę w p u szczam y k ro p lę olej­

ku, ab y u n ik n ą ć w te m m iejscu c a łk o ­ w iteg o odbicia. Prom ienie, k tó re p a d a ją n a brzeg soczewki, d o zn ają s z e r e g u od­

bić c a łk o w ity ch w p u n k t a c h b, V, b"; ża­

den z nich nie w y jd z ie n a z e w n ą tr z w k i e r u n k u osi m ik rosko p u, k tó ra za­

znaczona j e s t zapomocą środkow ej linii p rze ry w a n e j. O b se rw a to r w idzieć będzie n a ciem nem zupełnie tle te ty lk o c z ą s t ­ ki, k tó re światło rozpraszają.

U ltra m ik ro s k o p , podobnież j a k i m i­

krosko p zw ykły, nie o d słan ia n am t a j n i ­ ków b a rd z o s u b te ln y c h s t r u k t u r . Jeżeli j e d n a k m a m y pojed yncze c z ąstk i zrzad- k a rozsiane w je d n o s ta jn e m środow isku, wów czas m ożem y stw ierd zić ich obecność ta m na w e t, gdzie n ajsilniejsze s y s te m y opty czn e zawodzą.

Zsigm ondy zastosow ał now'y p r z y rz ą d p rz e d e w s z y s tk ie m do badania t. zw.

szkieł r u b in o w y ch , t. j. szkieł, do k t ó ­

*) Przyrząd Reicherta można nabyć w war­

szawskiej Uranii za cenę kilkunastu rubli

ry ch podczas s ta p ia n ia dodaje się n a w a ­ gę k ilk a dziesięciotysiącznych złota. J e ­ żeli sto p o stu d z im y bardzo prędko, to o trz y m u je m y m asę be z b arw n ą i p rzezro ­ czystą; j e s t ona, j a k mówią, optycznie próżna, gdyż nie m ożna w niej w y kryć żadnych inkluzyj; jeżeli n a to m ia s t pod­

daw ać bę dz ie m y m asę oziębianiu po w o l­

nem u, u trz y m u ją c j ą dość długo w s t a ­ nie n aw pół ciekłym, to otrzym ujem y k o ­ lejno coraz to in te n s y w n ie js z e z a b a rw ie ­ nia, przechodzące od słabo różowego, przez czerwone, nieb ieskie (właściwe szkło rubin ow e) aż do b run atneg o. Złoto zbiera się coraz to w w ięk szych sk u p ie ­ niach; w reszcie z m ętn ien ie s ta je się ju ż golem okiem widzialne. Kiedy p a trz y m y n a szkło rubin ow e przez u ltra m ik ro s k o p , to n a ciem nem tle d ostrz e g am y z rzad k a rozsiane gwiazdki: to właśnie cząstki złota, w z w y kły ch w a ru n k a c h wzrokowi niedostępne. Kiedy p o r u sz a m y ś ru b k ę m ik ro m e try c z n ą , płaszczyzna przekroju optycznego zmienia się, j e d n e gwiazdki gasną, pojaw iają się nowe. Siedentopf i Zsigm ondy na liczeniu tych cz ąstek złota oparli oznaczenie m inimalnej w iel­

kości ziarnek, k tó re m ożem y za o bse rw o­

w ać zapomocą ultram ikro sko pu . Zasada obliczenia j e s t n a d e r prosta. W ok re ­ ślonej m asie szkła rozpuszczam y pewmą ilość złota. Przypuszczając, że ciężar w łaściw y złota s k u tk ie m rozpuszczenia w szkle nie zmienia się, m ożem y znałeść, j a k ą objętość zajmie ta m asa złota. C h o ­ dzi t e r a z tylko o to, żeby się dowiedzieć, na ile ziarn ek ro zp a d a się złoto, a liczba ta pozwoli ju ż w yznaczyć objętość j e d n e ­ go ziarnka. Ilość ziarn ek oznaczamy, li­

cząc w k ilk u n a s tu miejscach gw iazdki widziane przez u ltra m ik ro sk o p i biorąc śre d n ią . Po obliczeniu objętości z ia rn k a łatw o ju ż znaleść je g o w y m ia ry liniowe, przypuszczając, że ziarnko m a formę p r a ­ widłową, np.— sześcianu lub kuli. T y m sposobem przekonano się, że w y m ia r y n a jd ro b n iejszy c h cząstek złota, k tó re m o­

żna obserw ow ać w letnie dnie słoneczne nie p rzew yższają 3 —6 ;

j

.;

i

(3 — 6 m iliono­

w y c h milim etra), czyli są przynajm niej ze 40 raz y m niejsze od tycli n a jd ro b n ie j­

szy ch cząstek, któ re w najlepszych w a ­

(9)

W S Z E C H S W IA T 297 r u n k a c h w idzieć można przez mikroskop

zw ykły.

ł w niezliczonej mnogości innych p r z y ­ padków u ltr a m ik ro s k o p w y k a z a ł n ieje ­ dnorodność środowisk, napozór zupełnie jed n o ro d n y c h . W p rz y p a d k u cieczy rola je g o by ła najdonioślejsza. Stwierdzono, że olbrzym ia część roztworów silniej roz­

p rasz a ją c y c h światło, t o - t y l k o zawiesi­

n y c z ąs tek s ta ły c h w podłożu ciekłem.

U ltra m ik ro sk o p dał możność b a d a n ia fi­

zyczno - chem icznego ty c h ciał, a są to ciała dla n a u k biologicznych n a jw a ż n ie j­

sze—koloidy; one, j a k wiadomo, s ta n o ­ wią zasad n iczą część wszelkiego o rg a n i­

zmu zwierzęcego i roślinnego '). C he­

mia koloidów, zan ie d b a n y ch do n ied a w n a przez nau kę, w ciąg u lat o s ta tn ic h szy b ­ kie poczyniła postępy. Nie w szystkie one d a ją się, co praw da, rozłożyć o p t y ­ c z n i e , - ż e j e d n a k dla je d n e j i tej samej s u b s ta n c y i z n a jd u je m y cały szereg sto ­ pniowali w gru b o śc i ziarn zawieszonych, przyczem dopiero od pew nej g ran ic y roz­

poczyna się d ostrzeg aln o ść, w szy stk o te­

dy p rze m a w ia za tein, że między rozma- itemi koloidami niemasz różnicy z a sa d n i­

czej. Z resztą zdaje się, że i roztw ory krystoloidów nie są tak jedn o lite, j a k b y ­ ś m y mogli przypuszczać. Jeżeli um ieści­

m y w wirówce ro ztw ór ja k ie jś ciężkiej soli, np. j o d k u potasow ego, to po pew n y m czasie w częściach obwodow ych koncen- tr a c y a w iększa będzie, niż pośrodku.

P odczas b a d a n ia koloidów rzuca się w oczy pew ne osobliwe zjawisko. Czą­

stki zawieszone nie są ani chwili w spo­

czynku; d r g a ją one nieprawidłow o kolo swej pozycyi równowagi; w y c h y la ją się r ap to w n ie to w tę to w ta m tę stronę, połysku jąc to silniej to słabiej; w ydaje się, że ta m życie niesłychanie b u jn e wre z całą siłą. Ruch ten z ^czasem nie u s p a ­ k a ja się wcale. Ścisłemi doświadczenia­

mi stwierdzono, że ruchu tego nie w y ­ wołują ani p r ą d y w cieczy, ani też nie­

*) Bliższe szczegóły d o tyczące zastosow ania u ltra m ik ro sk o p u w n au k ach b iologicznych , czy­

te ln ik zn a jd z ie w książce C o tto n a i M outona;

„L es iiltraraieroscopes e t les objets u ltram icro- scopiquesB, P a ry ż , M asson 1906,

je d n o s ta jn e oświetlenie. A więc perpe- tu u m mobile? Gouy znalazł tłum aczenie, które nie ty lko nie obala p o d sta w w ie ­ dzy, lecz widzi w tym r u c h u cz ąstek n a j ­ drob n ie jsz y c h (t. zw. r u c h Brownowski) potwierdzenie zasadniczych hypotez n a ­ uki. Podług Gouya ru ch c z ą s te k tych j e s t s k u tk ie m niezliczonych u derzeń o trz y ­ m y w a n y c h przez ziarnka koloidów od cząsteczek środowiska; wiemy przecież, że, podług cynetycznej teo ryi ciepła, czą­

steczki wszelkiego ciała z n a jd u ją się w ciągłym r u c h u bezładnym . Piękn a m y śl Gouya b yła p u n k te m w y jścia dla całego szeregu badań. W szczegółach s p o ty k a się jeszcze tru d n o ś c i dość z n a ­ czne. Zdaje się, że r u c h y cz ąstek nie są zupełnie niezależne od siebie, albowiem w wielu p rzy p a d k a c h prędkość r u c h u zm niejsza się w raz z rozcieńczeniem, cze­

go nie m oglib yśm y oczekiwać, g d y b y ruch Brownow ski zależał tylko od u d e ­ rzeń cząsteczek środowiska. Z a s ta n a w ia ­ j ą c y m j e s t i te n fakt, że m asa cząstek p o ruszanych j e s t przy n ajm niej milion r a ­ zy większa od m asy cząsteczek p orusza­

ją c y c h . Bądź-co-bądź tylko w teoryi c y ­ netycznej poszukiw ać m ożna rozstrzy ­ gnięcia zagadki ruchu IJrownowskiego.

St. Landau.

SPOSTRZEŻENIA NAUKOWE.

Przyczynek do systematyki bratków litewskich.

B ratek zwyczajny (Yiola tricolor L.j n a ­ leży do najpospolitszych z całej rodziny koł­

kowatych (Yiołaceae), a jako leczniczy jest również i najpopularniejszym; znajduje się nietylko w k ra ju naszym, lecz i W całej Europie, Azyi wschodniej, Syberyi (do Baj­

kału) i w A m eryce północnej, a pomimo t e ­ go wszystkiego, naukowo, w ścisłem słowa tego znaczeniu, jest bardzo niedokładnie znany.

Od czasów Linneusza we wszystkich dzie­

łach system atycznych bez w y jątku p rz y ta ­ czany, nasz bratek dotąd jeszcze niema sto­

sownie opracowanej monografii, nietylko

w literaturze naszej, lecz i w ogólnej, to t e ż

(10)

‘298 W S Z E C H Ś W IA T JSTo 19 i dziś jeszcze nie możemy szczegółowo okre­

ślić rzekomo bardzo licznych jego odmian, a tembardziej nie m am y możności porównać między sobą w szystkich osobników obcokra­

jowych; dotąd nie wiemy np., o ile francus­

kie bratki są różne od naszych *), a cóż do ­ piero sądzić o am erykańskich i innych?

S y s te m aty k a naukow a, powszechnie, aż do chwili obecnej używ ana, jest dziełem prof. Kocha, k tó ry odróżnia trz y tylko od­

miany:

1) V arietas saxatilis Koch, z kwiatam i całkiem żółtemi;

2) Var. vulgaris Koch, z kw iatam i dwu- barwnemi i

3) Var. arvensis Mur. z kw iatam i ma- łemi 2).

Tylko 3 te odmiany są powszechnie zali­

czane do flory naszej krajowej, aż do chwili obecnej (por. Paczoski, Rostafiński, Lehm ann, Klingę, R ehm an i Wołoszczak, Twardowska, Błoński itd.). Zdania florystów obcokrajo­

wych pod względem s y s tem aty k i b ra tków są podzielone; jedni bowiem p rzyjm ują nie­

skończoną ilość form odm iennych (Jordan, Gondager itd.), inni zaś, przyznając słuszność Kochowi, uznają ty lk o 3 powyższe odmiany za uzasadnione, ta k j a k i floryści nasi.

Co dotyczę najnowszej s y s te m a ty k i b r a t ­ ków, ostatnim wyrazem n au k i je s t p ra ca W ittro ck a 3). Uczony ten botanik dzieli całą g ru p ę bratków na 2 oddziały: do j e ­ dnego z nich zalicza takie, które zapładniają się swoim własnym pyłkiem i do tego same przez się (autogami); do drugiego znów t a ­ kie, które zapładniają się obcym, i zapomo- cą owadów z obcych okazów przenoszonym pyłkiem (allogami).

Mojem zdaniem, funkcye te fizyologiczne są tylko w ynikiem —bujnej imaginacyi, gdyż ja k zbiornik p y łk u (horriolum), ta k i blizny u w szystkich b ra tk ó w są jednakowe.

Całe lato ro k u przeszłego poświęciłem był na s tu d y a nad bra tk a m i krajowemi, a to w celu przekonania się, o ile system atyczne ich uporządkowanie jest możebnem. U ło ­ żyłem przeto zielnik bardzo obfity i poucza­

jący i doszedłem wogóle do bardzo cie­

kaw ych wniosków *).

•) B ra tk i fra n c u sk ie zd a ją się b y ć b ardzo ró ­ żne od naszy ch , p o ró w n . A. A cloąae, F lo rę de F ra n ce . P a ry ż , 1894, str. 126.

2) K och, F lor. g erm ., ed it. 3, p ars I. L ipsk, 1857, str. 75.

3) P o ró w n . A cta h o r ti B e rg ia n i, to m 2, >N° 1, (1896) i Jfc 2 (1897).

4) T ra p io n y chronicznem , p ie rsio w e m c ie rp ie ­ niem , w śró d la ta n a w e t, nie je s te m w m ożności

o p u s z c z a ć

m ieszkania; to te ż w sze lk i m a te ry a ł,

d o

p rac m oicb n au k o w y c h u ż y w a n y , zaw dzięczam obcej pom ocy. Miło m i j e s t p rz e to w y ra z ić p rz y

Jakkolw iek s tu d y a moje dalekie są jesz­

cze od wykończenia ostatecznego, gdyż rna- teryał, k tó ry posiadam, pochodzi z bardzo nieznacznej stosunkowo przestrzeni, bo ty l­

ko z Wojnowa i najbliższych jego okolic, co wynosi zaledwie kilka Jem2, a dotego je ­ szcze b ra k mi wszelkich środków pomocni­

czych — to jednakże sądzę, że i teraz już wyniki studyów moich mogą zainteresować florystów naszych. Zdecydowałem się prz e­

to ogłosić choćby najgłówniejsze tylko w y ­ niki, ażeby, wywoławszy k r y t y k ę poważną, módz z niej korzystać w dalszych badaniach już w najbliższej przyszłości. T a k więc t r e ­ ścią a r ty k u łu niniejszego będą główne w y­

niki badań moich nad bratkam i krajowemi, czyli raczej nad system atycznym ich u k ła ­ dem.

Morfologiczne opisanie b ra tk a byłoby t u ­ taj zbyteczne, gdyż w literaturze naszej bo­

tanicznej mamy już opisy Wagi i Jundziłła;

pozostawiam przeto drobiazgowe opisanie do przyszłego a r ty k u łu mego odpowiedniej t r e ­ ści, a obecnie przechodzą do proponowanego przeze mnie układu, który streszczam w na- stępnym przeglądzie ogólnym, a potem roz­

p atryw ać będziemy szczegółowo każdy dział tego u k ła d u zosobna.

P rz e g lą d synoptyczny b r a t k ó w k ra jo w y c h , dziko rosnących. V io la tric o lo r L.

A) K w ia ty dość duże, okazałe; płatki od kielicha dłuższe (A).

1) P ła tk i jednobarwne. (Form y typowe).

a) Kwiaty żółte (a).

P) » białe (p).

Y) „ fioletowe ( y ).

0) „ błękitne (§).

2) P ła tk i różnobarwne. (Mieszańce).

a') P ła tk i górne fioletowe, dolne żółte = (a X '()•

P') P ła tk i górne błękitne, dolne białe... = (o X P).

7 ') P ła tk i górne białe,

dolne żółte... = (p X *)•

3) P ła tk i górne żółte,

dolne białe... = (a X P) i t. d. i t. d.

B) K w iaty małe, nikłe; płatki od kieli­

cha krótsze.

1) Kwiaty żółte; płatki od kielicha nie­

wiele krótsze.

te j sposobności, że ca łą m oję kolek cy ę b ra tk ó w k ra jo w y c h zaw dzięczam sio strze M. N. i b ra tu B. D . P a n i N., zam iło w an a florystka, posiada ta k w p ra w n e oko, że d o strz e g a n a w e t n a js u b te ln ie j­

sze ró żn ice. J e j to zaw dzięczam niem ało p ię­

k n y c h lub rzadkich okazów z flpry naszej kra-

: jo w e j.

(11)

M 19 W SZ E C H ŚW IA T 299 2) Kwiaty białe; płatki znacznie od kie- |

licha krótsze.

Oto jest wszystko, co ch a rakterystyczne- i go dla b ra tk ó w litewskich zauważyć się da­

ło. Widzimy przeto, że układ nasz jest i prosty i jasny, co właśnie za tem przem a­

wia, że sy stem aty k a niniejsza jest natu ra ln a i całkiem na właściwej i charakterystycznej zasadzie oparta.

Przegląd niniejszy może zarazem służyć jako klucz do określania wszystkich dotąd

znanych bratków litewskich.

Rozważywszy starannie i dokładnie prze­

gląd powyższy, dochodzimy do wniosków następnych:

1) Nazwa linneuszowska Yiola tricolor L, zastosowana niegdyś do pewnego, jednego tylko g a tu n k u , dziś odnosi się do całej g r u ­ py form rozmaitych, nie równorzędnych.

2 ) G rupa ta dzieli się na dwa główne ty p y , oznaczone w przeglądzie powyższym literami A i B 1).

Rośliny do obu typów ty c h należące ta k bardzo się różnią, że przyjrzawszy się im raz dokładnie, można rozpoznać po jednym kw iatku, lub listku; nie mniej różnią się one i postacią swoją zewnętrzną, tak, iż na p ier­

wszy rz u t oka dają się rozpoznać; to też należy je uważać za t y p y samodzielne i ró­

wnorzędne, a bynajmniej nie za odmiany je ­ dnego i tego samego g a tu n k u tak, ja k się to dotąd praktykow ało.

3) T y p pierwszy (zob. A) swoją koleją dzieli się na 4 w tórne (pododdziały), które również należy uważać za samodzielne i ró­

wnorzędne; różnica cała, ja k a tu ta j zachodzi, polega jedynie na zabarwieniu kwiatów (zob. a, (3, y , S), zewnętrzną zaś postacią wcale się nie różnią, tak, iż po usunięciu kwiatów, odróżnić ich niepodobna.

Jakkolw iek zabarwienie w ogólności nale­

ży do cech najmniej stałych, dla b ratków jednakże cecha ta jest jedyną i ch a ra k te ­

rystyczną. Okazy świeżo zebrane mają kwia­

ty o barwach żyw ych i jasnych, k tóre po zasuszeniu blednieją i nieco zmieniają się:

biała barw a staje się żółtawą, a błękitna fioletową, lub odwrotnie.\ B ratki jednobar­

wne są rzadkie, do najobfitszych należą żół­

te (a), inne ( 7 , 8 ) są rzadsze, a najrzadsze białe ([3), k tórych znalazłem zaledwie kilka okazów.

') A żeby nie rozszerzać i ta k jn ż dość zaw i- k ła n ej synonim iki, żad n y ch n az w n o w y ch nie w p ro w ad zam , zastęp u jąc j e lite ra m i (porów n.

p rze g ląd pow yższy); w raz ie zaś ogólnego zaapro­

b o w an ia sy s te m a ty k i niniejszej, w p row adzenie nazw o d pow iednich nie n astrę cz y żad n y ch t r u ­ dności.

Ze wszystkich 4 barw jedna tylko żółta została uznana za ch a rakterystyczną dla od­

miany, pod nazwą Yiola saxatilis Koch x) powszechnie znanej; wszystkie zaś inne, je ­ dnobarwne bratki przez nikogo jeszcze obser­

wowane nie były J) i stąd to właśnie po­

chodzi cały błąd i cała niekonsekwencya w układzie system atycznym dotąd p r a k ty ­ kowanym.

Wszystkie 4 t y p y w mowie będące od­

znaczają się niezwykłą skłonnością do krzy­

żowania się między sobą, przez co mianowi­

cie powstaje mnóstwo mieszańców, czyli ba- stardów.

4) Bastardy (zob. przegl. a' — 3') różnią się od form typow ych ( a —5) tem tylko, że mają kwiaty pstre, a nie jednobarwne, jak u t y c h ostatnich; postacią zewnętrzną nie różnią się ani między sobą, ani od form t y ­ powych, tak, że tylko podczas kwitnięcia można je rozeznawać.

Ubarwienie kwiatów bastardow ych t u ­ dzież kombinacya barw samych zależy od krzyżujących się między sobą osobników, przyczem barwa osobnika, spełniającego fun- kcy ę fizyologiczną samczą, udziela się drugie­

m u osobnikowi.

Zmiana barwy u b ratków nie dotyczę kw ia tu całego, j a k np. u ty to n iu 3), lecz udziela się tylko płatkom parzystym; niepa­

rz ysty zaś, t. j. dolny, piąty, pozostaje zwy­

kle nie zmienionym i służy za oznakę t y ­ pową.

Dla przykładu weźmiemy najzwyklejszą kombinacyę aX<5 (t. j. żółty z fioletowym), t u bywają następujące odmiany:

a) Dwa górne płatki mniej lub więcej ciemno - fioletowe, reszta żółte, j a k zwykle.

b) Dwa górne płatki ciemno - fioletowe, dwa boozne jasno - fioletowe, a tylko dolny żółty, ja k zwykle 4).

c) Dwa górne płatki są fioletowo obrze­

żone, wszystkie inne j a k zwykle.

d) Dwa górne płatki mają po jednej plamce fioletowej, reszta j a k zwykle f‘).

e) Dwa górne płatki z wierzchu żółte, a ze spodu z fioletowym odcieniem, reszta j a k zwykle.

‘) Zob. K och, Synops. flor. germ . e t helv. Tom 1, w y d . 3, 1857, str. 75.

2) W p raw d zie K och (1. c.) p rz y ta c z a w s z y s t­

k ie b arw y , prócz białej, lecz ty lk o w kom bina- c y i z żółtą, o czem poniżej będzie m ow a (zob.

b asta rd y ).

3) Zob. „ W sz ech św iat1*, M 40 i 41 z r. 190G, str. 634.

4) P ła te k te n j e s t u form y żó łtej (V. saxati- lis auct.) ciem no-żółty (pom arańczow y) z takąż, ale nieco ciem niejszą plam ką p rz y nasadzie;

w sz y stk ie 4 w yższe są ja s n o - ż ó łte (cytrynow e).

5) Dr. B eck w yróżnia tę formę pod nazw ą:

form a o ce lla ta (zob. F lo ra v. N ieder-O estr. Tom

2, str. 517).

(12)

300 W SZ E C H ŚW IA T Mi 19 f) Dwa górne płatki fioletowe, dwa bo­

czne białe, - a dolny żółty. J e s t to bastard podwójny (a X °) X P-

To samo się dzieje ze wszystkiemi innemi barwami (resp. typam i x), z tej raoyi po­

wstaje mnóstwo bastardów rozmaitych; t o ­ też dwu całkiem jed n o stajn y ch prawie nie­

podobna znaleść.

Bardzo często zdarza się widzieć na j e ­ dnej i tej samej łodydze u okazów pojedyn­

czych, po dwa kwiaty całkiem odmiennej barwy; u okazów zaś krzaczystycli (z wielu łodyg składających się) prawie zawsze zna­

leść można choćby jeden lub dwa tylko kwiaty całkiem odmiennej barwy od całej reszty, jedn o stajn y ch i całkiem podobnych do siebie.

Zjawisko to, znane już niektórym b o ta n i­

kom -). j e s t niezbitym dowodem, że mamy t u do czynienia i; bastardami, gdyż tylko przez krzyżowanio się a) różnobarwnych oso­

bników może być wywołane.

B astardy (o p stry ch kwiatach) biorą zw y­

kle górę nad jednobarwnetni ta k dalece, że te ostatnie (z wyjątkiem najpospolitszych żółtych) wprost giną pośród nich 4), a że właśnie żółte zostały jednogłośnie przez wszy­

stkich florystów uznane za t y p samodzielny, przeto sama konsekwencya nakazuje i inne b ra tk i jednobarwne uznać za ty p y samo­

dzielne •'), tembardziej, £o wszystkie one, krzyżując się między sobą, w ytw arzają mnó­

stwo bastardów.

Do t y p u niniejszego zaliczamy przeto:

cztery ty p y jednobarwne, tudzież wszystkie ich bastardy (zob. przegl., A).

5) T y p główny drugi (zob. B) jest, ja k już wyżej powiedziano, od pierwszego cał­

kiem różny, toteż i dalszy system atyczny podział jego na innej polega zasadzie. T y p w mowie będący odpowiada odmianie V. ar- yensis auct. i zawiera n astęp u ją ce ty p y podrzędne: .

7.) Kwiat od kielicha mniejszy; wszyst­

kie płatki jasno-żółte, dolny zaś opatrzony

') G dzie zaw sze b a rw a p ła tk a dolnego w sk a ­ zuje ty p zasadniczy (resp. m ęski).

-’) Zob. K lingo, F lo ra v. E st-, Liv-u. C urland, l(ev!il, str. 417.

:1) W łaściw o ści tej u roślin h o r tik u ltu ra za­

w dzięcza n ajp ięk n iejsze m ieszańce k w ia tó w ozdo­

bnych.

4) B yć m oże, iż b ra tk i je d n o b a rw n e dążą ku zagład zie i zo stan ą w końcu całkiem przez b a­

s ta rd y w y p a rte ze sta n o w isk . J . Pac zośki, je d e n z najlep szy ch znaw ców f lo ry ro s s y js k ie j, ż ó łty c h b ra tk ó w w cale nie zn a la zł w B o ssy i środkow ej;

a że prof. C y n g ier j e przytac za, p rz y p isu je on to biednem u określeniu. (Zob. F lo ra P o lesia. Cz. I, str.- 83).

5) W razie, g d y b y to m oje p rz e d sta w ie n ie zo stał i uznane, ch ę tn ie b y m b ra tk a b łę k itn e g o nazw ał: „V M ah-inae n

przy nasadzie pomarańczową plamką, na k t ó ­ rej znajduje się 5 podłużnych, ciemnych kresek.

p) Kwiat bardzo mały, na dnie kielicha u k r y t y 1); płatki białe, bardzo małe; dolny płatek z plamką pomarańczową; kresek cie­

mnych niema wcale. V. pullescens Beck (1. c.).

Oprócz dwu powyższych, botanicy zagra­

niczni przytaczają jeszcze inne, których wszakże dotąd na Litwie nie zauważyłem;

sądzę jednak, że niektóre z nich, ja k np.

V. segetalis Beck (1. c.), jest bastardem p o ­ chodzącym ze skrzyżowania się dwu typów głównych: A X B.

Na tem kończę a r ty k u ł niniejszy, a po ukazaniu się k ry ty k i specyalnej, przystąpię do dalszego sprawozdania z badań moich, które w lecie nadchodzącem postaram się rozszerzyć i sprawdzić.

D r. W. Dybowski.

O D E Z W A.

Od długich lat profesor A ug u st W itkow­

ski służy N auce i społeczeństwu swemu.

Służy im wiernie, jako profesor Szkoły J a ­ giellońskiej, ucząc pokolenia uczniów, p ro­

wadząc ich wytrwale k u pojmowaniu N a t u ­ ry, k u poszanowaniu Nauki. Służy im, j a ­ ko kierownik Zakładu Fizycznego, gdzie pierwsze kroki stawiają ci, którzy pragną zrozumieć istotę badania przyrodniczego.

Służy’ im wreszcie jako uczony, jako badacz, jako pisarz polski. Uczony i badacz ofiaro­

wał N auce szereg prac, związanych jedną myślą, idących wspólnie ku jednem u celowi;

szereg pra c ta k ścisłych i zbudowanych tak mocno, że tworzą już dzisiaj trw ały pomnik pracy polskiej w Rocznikach nauki, a ta k mozolnych i trudnych, że rzadko kto w E u ­ ropie odważa się podejmować podobne. P i ­ sarz jasny, prosty, dokładny, w ytw orny, p ro ­ fesor Witkowski wzbogacił k u lt u r ę polską o dzieło pierwszorzędnej wartości, o „Zasa­

dy' Fizyki".

W roku ubiegłym, 1908, jedno z pomię­

dzy dążeń profesora Witkowskiego poczęło się iścić. Rozpoczęto w Krakowie roboty około dźwignięcia nowego gm achu Zakładu Fizycznego U niw ersytetu Jagiellońskiego.

*) Ma w y g lą d zm arniałego k w ia tu , co w sz a k ­

że niom ożebne, bo w y ra s ta na g rzę d ich pośród

roślin na w ara y w o u p raw ian y ch .

(13)

Ma 19 W SZECHŚW IAT Zbliżył się k u nain oel gorących, wielolet­

nich zabiegów profesora. Niedaleka jest chwila, gdy w godnych siebie, w godnych U n iw e rsy tetu i Nauki ramach profesor W it­

kowski rozpocznie nową epokę pracy i ba­

dania.

Koledzy, przyjaciele, starsi lub młodsi współpracownicy, dawniejsi i obecni ucznio­

wie profesora Witkowskiego, a wszyscy bez w y ją tk u Jeg o wielbiciele, wszyscy wdzięcz­

ni Mu głęboko za wysokość poziomu mo­

ralnego i umysłowego, k u którem u wiódł ich zawsze, postanowili objawić swe przy­

wiązanie, swą cześć dla J eg o dzieł i Jego życia.

W dniu, w którym profesor Witkowski wygłosi pierwszy wykład w nowym gm a­

chu, pragniem y złożyć Mu w ofierze fundusz stypendyjny Jeg o imienia, przeznaczony dla ucznia U n iw e rsy tetu Jagiellońskiego, po­

święcającego się specyalnie studyom w za­

kresie Nauki Fizyki.

Zwracamy się o pomoc do inteligentnego ogółu polskiego. Zwracamy się do tych, którzy cenią badanie zjawisk w otaczającym nas świecie, którzy rozumieją, jaki przemo­

żny wpływ na k u ltu rę duchową człowieka wywiera poszukiwanie odwiecznej prawdy w N aturze. Zwracamy się (!o tych, którzy widzą naszę przyszłość w pracy około pod­

staw naszej k u ltu ry . Zwracamy się do u c z ­ niów profesora Witkowskiego, do czytelni­

ków J e g o dzieł, do słuchaczy Jeg o odczy­

tów; zdają oni sobie sprawę z pewnością z dłu g u wdzięczności, któ ry zaciągnęli wzglę­

dem Niego. Zwracamy się do przyjaciół U n iw e rsy tetu Jagiellońskiego i młodzieży, zjeżdżającej się ze wszech stron Polski, aże­

by uczyć się w Krakowie. Zwracamy się do nich wszystkich z serdeczną prośbą o po­

parcie naszego przedsięwzięcia.

(Następuje szereg podpisów, obejmujący około stu dwudziestu imion kolegów, ucz­

niów i wielbicieli profesora A u g u sta W itkow­

skiego, poczem, jako adres, pod którym mo­

żna nadsyłać składki na rachunek bieżący fundacyi, jest wskazany Bank hipoteczny w Krakowie i Dom bankowy E. Wawelber­

ga w Warszawie).

R edakcya „Wszechświata" najgoręcej po­

piera treść powyższej odezwy, widząc w niej jeden z ta k rzadkich u nas objawów uzna­

nia prawdziwej i doniosłej zasługi. Oby społeczeństwo nasze jaknajwięcej mieć m o­

gło wśród siebie mężów ta k bardzo godnych uczczenia, oby nauczyło się podobne do za mierzonego tu ta j sposoby przyjąć za hołd dla nich najwłaściwszy!

K R O N IK A NAUKOWA.

Okres lodowy w huronie dolnym. Okres lodowy w plejstocenie przez długi czas był uważany za katastrofę jedyną w ty m ro­

dzaju; toteż liczni geologowie zaledwie mo­

gli się pogodzić z ideą wielkiego rozwiel- możnienia się lodowców na półkuli południo­

wej w ciągu okresu permo-węglowego. Dziś jednak nikt już nie występuje przeciwko owemu p rastarem u zlodowaceniu. Później odkryto w Australii ślady zlodowacenia w epoce kambryjskiej, a niedawno Bailey Willis dowiódł, że okres lodowy istniał i w epoce przedkambryjskiej. Świeżo znów Coleman informuje o zlodowaceniu jeszcze starszem, bo odnoszonem przez niego do dol­

nego huronu.

W samej rzeczy, w Ontario, w obwodzie kopalnianym Cobat, zlepieniec, stanowiący podstawę tego piętra, zawiera głazy i bloki kanciaste, o powierzchniach wygładzonych i porysowanych przez lód w kilku k ieru n ­ kach. Zresztą bloki te trudno jest bardzo wydostać, gdyż złoże zlepieńcowe aibo tyllit, według wyrażenia Pencka, jost niezmiernie twarde, co nie powinno zadziwiać, jeśli się zważy, że znajdowało się ono pod ciśnienia­

mi orogenicznemi i zostało mniej lub więcej zmetamorfizowane. Bloki składają się z g r a ­ nitów, gnajsów, skał zielonych (dyorytów al­

bo dyabazów), felzytów i t. d., innemi słowy ze wszystkich skał szeregów Keewatin i Lau- rentyjskiego, stanowiących podłoże zlepień­

ca; co dotyczę rozmiarów owych bloków, to długość ich często dochodzi kilku stóp.

W niektórych częściach zlepieńca bloki są rzadkie i całość posiada wszelkie cechy mo­

reny dennej. Podkreślić należy brak wa­

pieni i łupków, z których w morenach plcj- stocenicznych składa się większa część po­

rysowanych głazów. Pozatem bloki poryso­

wane z h u ro n u tak mało różnią się od t a ­ kich bloków z plejstocenu, że trudno było­

by je odróżnić, chyba, że pierwsze są mniej wygładzone.

Cement ty Hitu stanowią zwykle szarogła- zy (waka szara) o ziarnie drobnem, zawie­

rające okruchy kańciaste kw arcu i skalenia;

szarogłazy te, rzadko łupkowate, często na­

wet posiadają budowę ta k zbitą, że można­

by je przyjąć za zasadową skałę w ybucho­

wą; niektórzy geologowie brali je za m a r­

twicę wulkaniczną. W arto przypomnieć, że

ta k również charakteryzowano zlepieniec

Dwyka w Afryce południowej, do którego

zlepieniec huroński jest nadzwyczajnie p o ­

dobny; jedyną różnicę stanowi obecność

w tym ostatnim blaszek chlorytu, których

Cytaty

Powiązane dokumenty

wnym razie dochodzi do cytołizy jaja. Ponieważ przed siedmiu laty w y ­ powiedziałem przypuszczenie, że proces tw orzenia się błony polega na ścinaniu się,

nienie się czerwca Ś go Józefa w Ameryce jest skutkiem tego, że został on tam zawle­. czony bez swoich wrogów i mógł

Jad znajduje się we wszystkich częściach ciała pająka, zawierają go także jaja; zdaje się, źe należy on do substancyj białkowatych; w roz­. tworze daje się

Są to liczby imponujące, bezwątpienia, maleją one jednak i stają się bardzo mało znaczące- mi, jeżeli się je porówna z ilością zarodni­. ków, wydawanych

cą tego przypuszczenia, że w klimacie, zniew alającym rośliny do przerw ania na dłuższy czas transpiracyi liści, najlepiej rosną i rozw ijają się te osobniki,

cej grom adziło się faktów , tem bardziej zagadko wemi staw ały się owe promienie katodalne, aż doszło wreszcie do tego, że stało się niem al niegodnem

W procesie powyższym czasami zachodzą pewne zboczenia: czasem jedna z dwu komórek dzieli się przed konjugacyą, niekiedy zaś utworzenie się woreczka nie jest

w iązan ia oczekiw ać należy od najbliższej przyszłości, oraz przedstaw ić cele, które stale przed oczyma stać powinny... kierunku