• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 41

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 41"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

oozma

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie,

"Wychodzi raz na

tydzień

w J/isdzielę.

Godzina chrześciańska« kosztuje razem z »Gńrnoślązakiom« kwartalnie 1 inarkQ 60 fen. Kto chce samą »Rodzinę cluzesciańską*

bonować, może ją sobie zapisać za 50

f.

na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. ^Górnoślązaka* w Katowicach, ul. Młyńska 12.

Na Niedzielę dziewiętnastą po Świątkach.

Lekcya

Efez. IV. 23— 28.

i Bracia! Odnówcie się duchem umysłu waszego, g °oleczcie się w nowego człowieka, który wedle w° g a stworzony jest w sprawiedliwości i świętobli­

w e 1 prawdy. A przetoź złożyw szy kłamstwo, każdy prawdę z bliźnim swoim, bo jesteście onkami jeden drugiego. Gniewajcie się, a nie

^ zeszcie: słońce niechaj nie zapada na rozgniewanie nj'lSze-. Nie dawajcie miejsca djabłu. Który kradł, rop iuz n‘e kradnie, lecz raczej niech pracuje, Ud iJ*r rę k °ma swemi co jest dobrego, aby miał skąd

z,elić mającemu potrzebę.

Ewangelia u Mateusza świętego

w Rozdziale X X II.

W on czas mówił Jezus przedniejszym kapła- 1 Faryzeuszom przez przypowieści, rzekąc: Po- ]0 J.ne. się stało Królestwo Niebieski człowiekowi kró- dobr

t ■> który sprawił gody małżeńskie synowi swemu.

a *)f). ał sługi swoje wzywać zaproszonych na gody, n>e chcieli przyjść., Zasię posłał insze sługi mó- t0.^Cj Powiedźcie zaproszym: otom obiad swój nago-

~ a*’ woły moje i karmne rzeczy są pobite, i wszystko f L ' . e ; pójdźcie na gody. A oni zaniedbali i ode- Sty1’ Jec^en do wsi swojej, a drugi do kupiectwa Uce&o; a drudzy pojmali sługi jego, i zelżywość im sieZy-niWSzy P°l:)ili- A usłyszawszy król rozgniewał i ni'1 P °sławszy w oiska swe, wytracił one mężobójce q !asto ich spalił. T edy rzekł służebnikom swoim:

Ą ’ yć są gotowe, lecz zaproszeni nie byli godnymi.

tianrZet? '^źcie na rozstanie dróg, a którychkolwiek if'(r Cie wzywajcie na gody. 1 wyszedłszy słudzy i h°, na drogi, zebrali wszystkie, które naleźli, złe dobre; i napę '1 napełnione są gody siedzącymi. A wszedł nie a,)J °glądał siedzące, i obaczył tam człowieka ja . °dzianego szatą godową. I rzekł mu: Przy-

Ą l e I u , jakoś tu wszedł nie mając szaty godowej?

2a\v°n zafnilknął. T edy rzekł król sługom: Zwią- Hzy ręce i nogi jego , wrzućcie go w ciemności Ąjj Hę^rzne; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, bowiem wiele jest wezwanych, lecz mało wybranych.

N a u k a z tej E w a n g e lii.

»Król zaś wszedł tam, aby się przypatrzeć g o ­ ściom*.

Podczas uczt weselnych gromadzi się zwykle mnóstwo ludzi, którzy pragną dokładnie się przypa­

trzeć, jakie tam osoby, jak są ubrane, w jakim po­

rządku się ukazują, co czynią, co mówią, dowiedzieć się zaś tego pragną najczęściej bez żadnego pożytku, ale nawet ze szkodą, lub przynajmniej z niepo­

trzebnej ciekawości.

W dzisiejszej Ewangelii czytamy o pewnem królewskiem weselu, tj. pomiędzy Synem Bożym, a Oblubienicą Jego — Kościołem. Było to więc najważniejsze wesele, jakie kiedykolwiek się odbyło.

Sam Król Nieba i ziemi, Ojciec obiecanego Syna ukazuje się na ziemi, aby się przypatrzeć gościom.

Pójdźmy i my na to widowisko nie dla tego, aby jak ów król sądzić zebranych gości, ale aby zoba­

czyć i posłuchać, co się tam dzieje z zamiarem osią­

gnięcia stąd dla siebie jakiegokolwiek pożytku, po­

dobnie, jak pracowite pszczoły, które przelatują z je­

dnego kwiatu na drugi, aby z ich soków utworzyć plastry miodu.

1. Dobroć i sprawiedliwość Boga przewyższa wszelką dobroć i sprawiedliwość ludzi. Jak wielką je it zaiste dobroć i sprawiedliwość Boga! Zaprasza On na wesele swego Syna wszystkich ludzi bez w y­

jątku, zarówno złych ja k dobrych, bogatych jak ubo­

gich, wzywa ich kilkakrotnie, prosi nawet, ażeby przyjść mogli i chcieli, a wreszcie zmusza do tego wszystkich, których napotyka, zarówno bogatych jak ubogich. Któryż król pomiędzy ludźmi takby po­

stępował? Co to za dobroć, a zarazem jaka spra­

wiedliwość!

Kiedy pomiędzy zaproszonymi znalazł się ktoś1 nie mający weselnego stroju, związano mu ręce i nogi, a potem do największych wrzucono go ciemności. Jakiż król śmiertelny ukarałby tak czło­

wieka, któryby bez odpowiedniego stroju przyszedł na je g o wesele? O ileż więc Boskie myśli i dzieła przewyższają myśli i dzieła ludzkie! A jednak większa część ludzi troszczy się bardzo mało o tak dobrego

(2)

i sprawiedliwego Boga, dbając o Niego daleko mniej, niż o jakiegokolwiek ziemskiego króla lub sę­

dziego, pogardzają niekiedy wyraźnem Bożem w e­

zwaniem, zaniedbują wziąć udział w niebiańskim w e­

selu Jego Syna, uważają je za rzecz daleko mniej ważną od najm niejszego ze swych interesów, a wre­

szcie ranią i zabijają Jego sługi. Cóż w ięc dziwnego, jeżeli Pan B óg spuszcza na nich bardzo surowe sądy swe i kary. Mówimy nieraz do zuchw ałego, krnąbrnego lub nieposłusznego dziecka: >Czemu jesteś takiem złem, czyż nie wiesz, jak surowego masz ojca?« To samo mówi nam Pan B ó g w dzisiejszej Ewangelii.

Słyszym y, na jak surową, okropną karę skazał On ludzi, którzy nie przyszli w weselnym stroju, a jednak jakże wielu pomiędzy niewinnymi i świętymi siedzi w kościele takich, którzy chociaż jedzą i piją z nimi, to jest spożywają pokarm słowa B ożego i przyjmują Sakramenta św. pozostają jednak ciągle w swoim brudzie, grzęzną w nim coraz głębiej i nie boją się wcale tak sprawiedliwego Boga!

2. Z drugiej strony widzimy, że gniew Boży łączy się zawsze z miłosierdziem. K iedy bowiem zaproszeni wzgardzili ucztą królewską i niegodziwie przyjęli je g o sługi, a król o tem się dowiedział, wówczas rozgniewał się bardzo i wysłał swoje wojsko, aby wymordowało winowajców. Najprzód jednak ze­

brał i wysłał swoje wojsko, ażeby złoczyńcy posły­

szeli o jego przybyciu, poprawili się i wysłali do króla poselstwo, prosząc go o przebaczenie i pokój, ale oni tego nie uczynili. W ojskiem Bożem są wojny, zarazy, głód, grad, zimno, posucha, powódź, sza­

rańcza i rozmaite inne klęski, które Pan B ó g jeszcze w tem życiu zsyła na bezbożnych ludzi, aby ich przez to nawrócić. Z a ich pomocą upomina Stwórca zatwardziałych grzeszników, aby się starali uniknąć ostrza miecza, to jest kary piekielnej. K iedy ktoś używa procy, to najprzód wywija kamieniem, prze­

strzegając w ten sposób nieprzj^jaciela, aby się miał na baczności; przeciwnie zaś ten czyni kto posyła strzałę, gdyż w takim razie nieprzyjaciel wprzód nią ugodzony, upadnie na ziemię, niż posłyszy jakikol­

wiek łoskot.

Sędziowie ludzcy chwytają od razu winowajców i karzą ich wprzód, niż ci ostatni zdołają upamiętać się i poprawić, gdyż chodzi im nietyle o poprawę, ile o ukaranie grzesznika. Pan B ó g zaś przeciwnie grozi najprzód grzesznikom i niewielką dotyka ich klęską, podobnie ja k Dawid, który uzbroiwszy się w procę, wystąpił do walki z Goliatem, i stał się przez to prawdziwą figurą Pana naszego Jezusa Chrystusa, który pragnie ich ratować podług słów Ezechiasza: »Nie chcę śmierci grzesznika*.

3. Zwierciadło i myśl o śmierci jest najlepszym środkiem powstrzymania ludzi od grzechu i zm usze­

nia ich do poprawy. Kiedy bowiem król na upor­

czyw ych poddanych, którzy znieważyli i pozabijali je g o sługi, dał przerażający przykład surowej swej sprawiedliwości, każąc ich wymordować i podpalić ich miasto, w ówczas inni, zarówno dobrzy ja k źli

zaproszeni na wesele, przyszli ju ż na nie bez wab3 nia, ponieważ bez wątpienia usłyszeli, co się stat z tymi, którzy wzgardzili weselem. D o w i a d u j e m y ^

o tem również z polecenia zapraszającego kro '

j W yjdźcie na drogi publiczne i zapraszajcie na sele każdego, kogo tylko spotkacie*.

Dopóki ludzie grzeszą, dopóty myślą ty 0 początku tej drogi życia i o swoich postępkaC ; zapominają zaś zupełnie o jej końcu, czyli śmier^

1 o karze, jaka ich czeka. Początek jest sło d k i, koniec gorzki. Rozmaite klęski nie zdołały Faraona do uwolnienia izraelskiego ludu, ale K1 zobaczył śmierć swego pierworodnego syna 1 ^

iebie drog«

wiedział się, że wszystkie domy napełnione są pami, wówczas wstał w nocy, zawołał do s Mojżesza i Arona i rzekł: »W ybierajcie się w i ruszajcie w świat ze swoim ludem «, gdyż praV podobnie większych jeszcze spodziewał się szczęść. W iadom ość o śmierci przeraziła także

f/d0' nie- iv twardziałego Saula, który myślał tylko o P°cZągję .tku swojej drogi i o swej wojnie, nie zastanawiają0 wcale nad jej końcem i żądając od umierającego muela przepowiedni o pomyślnym wyniku tej j

prawy, Samuel zaś przypomniał mu koniec, czekał, mówiąc: »Jutro będziesz ju ż zemną w z twoimi synami«. Słowa te tak go przerazili upadł na ziemię.

Śmierć w ięc bliska wywarła tak silne wr^e!

,tr

o&

zate>”

tki^

nie na tym, którego poprzednio żadne przes Samuela nawrócić nie zdołały. Śmierć jest najwymowniejszym i najpotężniejszym ze wszyS1! . kaznodziejów i nauczycieli. Czytam y w

Apostolskich, że podczas kazania świętego Pa pewien młodzieniec imieniem Eutychus zasnął i wypadłszy z okna, umarł, św. Paweł zaś z P0'V°te, tego wyypadku musiał przerwać kazanie. C zem u J dnak przerwał kazanie, kiedy jeszcze wiele mia*

powiedzenia? Oto dla tego, jak mówi św. G W Js stom, że ten wypadek posłużył za najlepszą n‘l ^

V

ponieważ śmierć jak najlepszy kaznodzieja uzupe to, co św. Paweł chciał jeszcze p o w i e d z i e ć .

dobnie też ukaranie śmiercią uporczywych P0' nych i spalenie ich miasta posłużyło później p szonym za naukę, tak że pouczeni surową karą spotkała innych, pospieszyli chętnie na gody selne.

4. Słyszym y, że nie sam syn k r ó le w s k i j prawił dla siebie te gody, ale źe ojciec jego ucZ^|jj to dla swego syna. C zyż nie powinno to być 113 ^ żony,, jedynie podług własnych skłonności i UP , v,od0' dla dzieci, źe nie należy wybierać sobie męża bania, nie zasięgnąwszy w tej mierze rady rodzic°^

Jeżeli bowiem syn królewski jedynie za radą i 2 K*

lecenia ojca obchodził swe wesele, jeżeli Syn je podług woli i upodobania swego O jca wybrał s° ^ Oblubienicę, to jest ludzką naturę i K o ś c i ó ł

czyż w takim razie synowie i córki nie grzeszą myślnością i nieposłuszeństwem, gdy bez lub nawet wbrew woli i życzeniu rodziców zawie

(3)

^ązki małżeńskie, ulegając pod tym względem nie Sosowi rozsądku, ale tylko ślepej swej żądzy?

Wprawdzie rodzice nie powinni zmuszać swych leci do zawarcia tego lub ow ego małżeństwa, gdyż P°dług Wo]j Kościoła św. obie strony powinny mieć teJ mierze zupełną swobodę, ale mogą poradzić te^eC^°m daleko lepiej, niż one same sobie. Mają

°ni pewne prawo, i ojcowską władzę do kiero- nk1113, SWemi dziećmi, w tak ważnej okoliczności, I 0vv‘ązkiem zaś dzieci jest nie obrażać swoich ro- s2lców) jeżeli ci ze słusznych powodów sprzeciwiają

S , ich małżeństwu. Archanioł Rafael zalecił to bar-

^z° Tobiaszow i, mówiąc: »Pamiętaj o poleceniu ojca eg°. wolą je g o jest, abyś z pokolenia ojca swego y rał dla siebie żonę«, a zatem nie z pomiędzy k?^an> w pośród których Tobiasz żył wtedy. To- t , Sz też usłuchał rady Anioła. To samo uczynił 2a 6 ^zaa^IwzS^dem ojca sw ego Abrahama, biorąc WvK^°n^ ^ kobietę, którą ojciec podług woli Bożej rał dla niego. Atoli i dla rodziców wypływa stąd u a> źe powinni o to się starać, aby ich dzieci, j ,z'v^aszcza ich córki zawierały dobre małżeństwa y y wolnemi od wszelkiej nieczystości, idąc za

^ a d e m gości z dzisiejszej Ewangelii, pomiędzy

^ i jedyn y człowiek nieczysty, który nie miał selnego stroju, natychmiast został wypędzonym.

sj 5- Na gody weselne przybyli tylko tacy, którzy (j . 113 drogach publicznych znajdowali, a zatem lu-

J

ubodzy, bogaci zaś przeciwnie, którzy mieli te$Sne domy i troszczyli się jedynie o własne inte- Q ’ Pogardzili tem weselem, albo przynajmniej mało n ,nie dbali. W dzisiejszej Ewangelii wezwał On

^Przód bogatych, zaopatrzył ich we wszelkie do- tylk ° bsyPał rozmaitemi dobrodziejstwami, aby, jeżeli

» 0 zechcą, mogli przyjść z łatwością na weselne . Je£ ° Syna. D ał im dobre skłonności, dobre t ' 1 od lat najmłodszych, potęgę i bogactwo, ażeby 0(j a o doczesne zaspokojenie swych potrzeb nie ich od rzeczy Boskich i ażeby mogli z ła- O^ścią zdobyć dla siebie Niebo. T o samo 'czyni i r ,Jeszcze i teraz, na nich zaś samych spada wina pQ .^ w ied zialn o ść z powodu, że to, co miało im Pr? za środek do zbawienia, stało się dla nich ty ^ ^ o d ą . Dzieje się z nimi to samo, co z drze-

ku Jyczą,

iyc ^ akoniec możnaby ich także porównać z księ- który im pełniejszym i okrąglejszym sie staje,

^ardziej oddala się od źródła swojego światła, Hj .1 °d słońca. W szyscy więc tacy, którzy dużo powinni bardzo mieć się na baczności, ażeby

"p aść w te sidła, jakiemi dokoła bywają otoczeni.

^ Słyszym y wreszcie okropny wyrok Pana Je- t>r : ‘ W ielu jest wezwanych, ale wybranych mało*.

tych słów widzimy stąd, że z pomiędzy tych liyj Zy najprzód zaproszonymi zostali, żaden nie przy- Póź g°d y, jak również i z pomiędzy tych, którzy lej zaproszenie otrzymali, żaden z niego nie

które będąc obciążone owocami, schylają się u ziemi, i stają się przez to łatwą dla ludzi

skorzystał; z pomiędzy tych zaś, którzy przybyli na trzecie zaproszenie, jeden łylko został za niegodnego uznanem. Przyczynę tego należy przypisywać nie samemu Bogu, ale zuchwałym i zatwardziałym lu­

dziom, którzy przybyć nie chcieli. Gdyby bowiem tylko tego zapragnęli, to mogliby z łatwością zadać sobie pewien przymus i postawić rzeczy niebieskie nad ziemskiemi, los ich bowiem znajdował się we własnych ich rękach. Atoli właśnie skutkiem tej wolności i skłonności do grzechu upadł już ojciec rifesz Adam, a wraz z nim i my również spadliśmy z góry łaski i sprawiedliwości na dolinę nędzy i złej żądzy. Na górze tej możemy się znaleźć znowu, je­

żeli tylko wdrapać się na nią zechcemy, ale doko­

namy tego jedynie, jeżeli zdołamy zadać sobie przy­

mus przez pracę w pocie czoła, przez poskramianie swych żądz i namiętności, jak również przez krzyż i umartwienie. Nie powinno więc to nas dziwić, że Zbawiciel mówi, iż pomiędzy ludźmi mało jest wy­

branych.

7. Ojciec Oblubieńca z początku, zapraszając na weselne gody, występuje w roli ludzkiego króla, następnie zaś karząc odrzuconego, odgrywa już tylko rolę króla, jak to słusznie zauważył św. Hieronim, mówiąc o dzisiejszej Ewangelii: »Kiedy zapraszał na weselne gody i pełnił uczynki miłosierne, wówczas nazywał siebie człowiekiem, skoro jednak doszło do kary, wówczas o człowieku nie było już mowy, ale tylko o królu*. I rzeczywiście ojciec oblubieńca okazał się ludzkim królem, kiedy zostawszy zniewa­

żonym i wzgardzonym przez pierwszych zaproszo­

nych gości, powstrzymał się od gniewu i wcale ich nie ukarał, podobnie jak i wtedy, gdy dowiedziawszy się, źe zaproszeni później nie chcą przyjść na we­

sele, zamilkł i wcale się nie rozgniewał. Kiedy jednak zobaczył, że zaczęto znieważać czynnie i drę­

czyć, a nawet zabijać jeg o sługi, wówczas oburzył się niezmiernie, kazał ich wymordować i spalić ich miasto, okazując się ju ż przez to królem a nie czło­

wiekiem. Tak postępuje Pan zwyklefz ludźmi, którzy stawiają Mu upór. Upomina ich raz, upomina po raz drugi, czeka aż do trzeciego razu, składając w najwyższym stopniu dowody swej cierpliwości i pobłażliwości. W idząc jednak, że wszystko to ża­

dnego nie odnosi skutku, inną już wtedy przybiera na siebie postać, i występuje już nie po ludzku, już nie jako zwykły człowiek, ale jako król, jako sędzia i mściciel. Uczyni zaś to zwłaszcza w dzień sądu ostatecznego, gdyż wtedy bardziej, niż kiedykolwiek odegra rolę nie zwykłego człowieka, ale króla i sę­

dziego świata.

(4)

Obrazki ludu wiejskiego.

Pogrzeb włościanina J a n a Maligi.

O B R A Z E K V.

(Konsolacya).

(Cały orszak pogrzebowy toczy się do karczmy.

Żyd arendarz i żydów ka kręcą się i przelewają wódkę z baryłki do flaszek. Żydzięta stawiają na stole blaszanki i kieliszki).

W o j t e k (do Szymona). Niechże będzie łaska pokosztować też na konsolacyą (przypija).

S z y m o n . Pij z Bogiem synu na tę turbacyą.

(Do starszego w bractwie): No, w wasze ręce starszy bracie, bości się też dzisiaj uw rzeszczeli!

B r a t s t a r s z y . A coby zaś nie! tyli kawał drogi, a jeszcze lud taki niewłożony, co odpowiadać nie umie na Litanią. Ja mu wyraźnie mówię: prze­

puść mu panie, a on wybaw, i wybaw (splunąwszy bierze kieliszek). No na zdrowie wszystkich braci i sióstr, a także i sąsiadów oraz całej kompanii.

W wasze ręce starsza siostro od świętej A nny pa­

tronki naszej parafii.

S t a r s z a s i o s t r a . Nie nalewajcie mi na- próźno, bo nie będę piła, bom się trunku wyrzekła.

B r a t s t a r s z y . Choć kapeczkę, bo trzeba przecież pić na konsolacyą i nawet byłoby grzechem gardzić.

S t a r s z a s i o s t r a . Nie będę piła gorzałki, nie: Jeśli mam pić z musu, to chyba piwa szkla­

neczkę.

A r e n d a r z . T o jeszcze lepiej! Ja dam ta­

kiego, co na niego nikt nie przysięgał.

W o j t e k . Postawcież Mośku i essencyi i piwa.

A miód czy macie dobry?

A r e n d a r z . Mosiek by zaś nie miał miodu?!...

C oby ja był wart, żebym miodu nie miał dla gro­

mady! W iele dać: garniec, czy dwa?

W o j t e k . Dajcie kwartę albo i dwie, to bę­

dzie dosyć.

A r e n d a r z . Co to jest półgarnca na taki po­

grzeb !... Choćby kumornik umarł, toby ludzi uczę­

stował, a gospodarz to powinien kazać postawić całą baryłkę. Powiedzieliby ludzie, że tatusiowi nie- boźczykowi skąpicie.

W o j t e k . Nie skąpię mu tam, alem się i tak wy kosztował!... no dajcież z gąsiorem cały garniec.

A r e n d a r z . Przywiozłem wczoraj z miasta kugiełki i placki, może trza dać?

W o j t e k . A dajcie, kiedy chcecie.

A r e n d a r z . A dla organisty może wina z bu­

teleczkę, toby się i kobiety n ap iły!

W o j t e k . Niechże tam... to i dajcie... ale mnie też nie obciążajcie.

B r a t s t a r s z y (opowiada). T o jak Mości panku, pomarł też jakoś w zapusty, Łukasz kmieć z W ałkowej Górki, to miałem coś rzec a nie zmyślić, źe taką nam je g o wdowa sprawiła konsolacyą, żeśmy się w szyscy popili, a twardemi jajam i aż się psiar-

stwo biło z żartu na uciechę. T o tyle było ś m ie c h u

powiadam!... Bo sobie i sama Łukaszow a p o d o c h o -

cila, a strasznie za mężem płakała!... A ja jej rzeknę: C zegobyście za starym chłopem p ła k a li,

kiedy wam się młody jeszcze prędzej trafi. A z n o w u

organiścina, to jak miodu pokosztowała, tak się obces chciała drzeć do tańca, ale nikt z nią tańco­

w ać nie chciał, to sama się po izbie sztajera kręciła- Już tez to takie szmieszne było babsko.

S z y m o n . Zw yczajnie ja k dw oraczka! Bo ona , sługiwała za pokojówkę i wydała się za o r g a n is tę ,

więc jej się jeszcze wspominają dworskie figle.

K u n d a (do Maryanny na boku). A le c ie k a -

wam, po co tu przyszła Małgorzata z ogranicy?--- ani przyjacielstwo, ani nic.

M a r y a n n a . Ha, młoda wdowa, to też radaby zęby szczerzyć.

K u n d a . A ona na W ojtka spogląda, inoźeby się miała ku niemu?

M a r y a n n a . Ej, bajecie! D ałaby jej to Zofia, kiedy ona chce za niego Baśkę wydać.

K a t a r z y n a . O, nigdy na świecie z tego nic nie będzie, bo W ojtek Baśki z takim koślawym no­

sem nie weźmie, i wolałby moją Reśkę, bo nie raz z sobą przed chałupą gadali, a ja im tam nie b r o n i ł a

W o j t e k (kłaniając się gospodyniom do n óg )-

Niechże będzie wasza łaska, w ypić po s z k l a n e c z c e

miodu. (Do Małgorzaty): A wy też aniście c z e g o

pokosztow ali; jest wino, fo wam naleję.

M a ł g o r z a t a . Nie szkodujcie się, bo nie będę piła i pójdę ju ż do domu między swoich, bo ani która zemną pogada, tylko się krzywo s p o g l ą d a j ą

a warczą.

W o j t e k (na boku do Małgorzaty): C o b y ś c i e

tam uważali na głupie baby, kiedy wam nic z n ic h

nie przyjdzie, jeno ze mnie! (głośno): pijcież s ą s i a d o ,

kiedy was pięknie proszę.

K u n d a (do Maryanny). W idzicie, kiedy wam powiadam, źe oni się mają ku sobie!

B r a t s t a r s z y (podchmielony). T o jakeśmy wyprowadzili niebożczyka Tomasza, Boże świeć nad jego duszą, więc poszliśmy tak ja k dzisiaj na konso­

lacyą; a Zośka córka mularzowa, wlazła do karczmy i stanęła sobie w progu, a Józek syn niebożczyka ujrzał ją tylko raz, i odrazu ją tak polubił, że się od tego dnia stało. Cośmy się mu nagadali, żeby nie, a on ja k się uwziął, tak dopóty za nią chodził, aż ją pozyskał. To najprędzej się na konsolacyi przytrafi!

Z o f i a (na boku). Ż e ja też to Baśki ze sobą nie przywiodła!

K a t a r z y n a . Jak się ma trafić dziewusze, to nie trzeba szukać konsolacyi, bo się i w domu trafi- Ja się tam o Reśkę nie boję, bo się jej ju ż niejeden trafiał, ale ona nie chce, bo sobie ju ż jednego upo­

dobała.

Z o f i a (na boku). W idzisz, jaki baba fałszerz- (głośno): A któryźto chłop tak się waszej Reśce udaje?... Może W o jte k ? ..

(5)

K a t a r z y n a . Ja się w as o w aszą Baśkę nie Pytam, to i w y m nie na słow o nie w yciągajcie.

Z o f i a . Chybaby też W ojtek ogłupiał, żeby , le z waszą Reśką świat zawiązywał; z czegóźby

Wziął?... z tej krowiny, coście ją pod jesień ku- P11 za 30 złotych ?

K a t a r z y n a . Jużci odrazu do waszej się bę- e zalecał z tego koślawego nosa, co go ma na gębie.

Z o f i a . Patrzaj ty twojego nosa, a nie mojej Cor >> bobym ci tu prędko ten czepiec zdarła.

K a t a r z y n a . Sprubuj, tobyś korali szukała P° całej karczmie, jakbym ci je rozsuła.

S t a r s z y b r a t . Nie sw arzcie się baby, je n o Pycie, t)Q kon solacyą nie na to Pan B óg dał, aby

Wadzić, ale aby się po niebożczyku pocieszyć.

21c’e> ja k ja to pięknie piję, a nikomu nic nie mówię,

, Z o f i a , A bo na cóż mi ma Katarzyna

°jtka od mojej Baśki odbijać?!...

^ K a t a r z y n a . Pierwsza ja do W ojtka jak w y !...

°Jtek, gadajże, jakeś do Reśki zachodził... powiedz raz Przy ludziach... niech będą na świadki.

nie ^ ° J t e k- Chodziłem, to na pogadanie, ale żeniaczkę, przecież z wódką u was nie byłem.

Z o f i a . A widzisz, że nie był z wódką, a do nie lada kiedy przyjdzie,

do ^ ° j t e k . Nie przyjdę do was z wódką, ani p-H Katarzy ny> b ° Ja się na ogranicy żenić będę,

yz mi się tam upodobało więcej jak we wsi.

M a ł g o r z a t a (w ychodzi, W ojtek ją wstrzy- Je)' Pójdę już do mojej wsi, pójdę, zostańcie u z B ogiem !

W o j t e k . C zegóż macie chodzić, kiedy was Prowadzę przez wieś na gościniec, tylko gromadę 0 egnam ja k się patrzy.

Z o f i a (na boku). Bogdaj się zapadła, bogdaj

■adam, żeby chłopa ze wsi w yciągać.

K a t a r z y n a (na boku). W ie rz y ć tu teraz ja- lemu chłopu na św iecie, kiedy w szy scy oszukań ce!

. Z o f i a . Ja tam o W ojtka nie dbam i niech j ; z waszą Reśką żeni. Kochają 'się tam od ma-

k*ego, to niech się pobiorą.

K a t a r z y n a . Ani ja też waszej B aśce nie tr o s z c z ę . Ma li ją brać, to niech ją bierze, a za granicę chłopa nie wydamy, (do Małgorzaty) a wy ni ^ Cej wsi na cudzy pogrzeb nie łaźcie i kawalerów

* Wyciągajcie, bobyśm y wam tu prędko poradziły.

,leHście ju ż chłopa, toście się z nim ucieszyli, i dru­

go wam nie potrzeba,

ty ł g o r z a t a . Ja tu nie przyszła z dobrej s *’ tylko mnie prosili, a kiedy mi zazdrościcie, to c, le W o jtk a weźcie, ja się nie nastręczam i bez

°Pa się obejdę,

sta A ja przy gospodarzach i przy tym s- rszym bracie (kłania się do nóg) opowiadam, że

z Wami będę żenił, bo mi się ze wszystkiem uda-

^ ,e> i na ludzi nie trwam i babskich plotek nie Ucham.

Z o f i a (do Jadwigi). Pójdź Jadwiś, pójdź, bo dopiero będziesz nieszczczęśliwą przy takiej brato­

wej, co cię z chałupy wypędzi. O j! biedna sieroto na tym świecie!

M a ł g o r z a t a . Sierotą nie będzie, bo ją w y­

dam za mojego stryjecznego, a grunt im puszczę, i będzie piękna z nami zgoda.

S t a r s z y b r a t . No, widzicie! tak się stało, ja k z synem niebożczyka Tomasza, akuratnie !...

W ojtek!... każże dać teraz wódki na te dziewosłęby, abyśmy się ucieszyli do wieczora.

A r e n d a r z . Warto w y p ić! na moje sumienie!

Bo co to jest? To rarites, aby się trafił pogrzeb i zrękowiny!

Z o f i a , K a t a r z y n a , K u n d a (wychodząc).

Za tyle naszego płaczu, cośmy się napłakały... warto to płakać po kim?... pójdźmy kumoszki do chałupy.

S t a r s z y b r a t . A dyć przecie zostańcie na te dziewosłęby; przyjdzie tu i organista, to się bę­

dziemy cieszyć.

Z o f i a . Niech się tam cieszy kto chce, ale my tu nie przyszły na uciechę, ani na żadne bre- werye tylko na pogrzeb święty.

K a t a r z y n a . Ani na druchny my się nie za­

pisały, tylko na usługę zmarłemu. Oj, gdyby Janek z grobu powstał, toby dopiero kijem to wesele roz­

pędził, bo się W ojtkowi we wsi patrzy żenić, a nie za granicą!... Niema to tu dziewuch?... Niema to bab dosyć?...

S z y m o n . Darmo, woli Boskiej się nie sprze­

ciwiajcie; kiedy sobie tę uwidział, niech ją weźmie a siądźcie za stołem i p ijcie !

K a t a r z y n a , K u n d a i Z o f i a . O nigdy na świecie nie jest wola Boska, aby chłop brał wdowę z zagranicy, a naszemi dziewuchami gardził. A le niechże się tam żeni; my dla naszych dziewuch znajdziemy i tak mężów. No pójdźmy do chałupy, żeby i nie patrzeć na te sromoty! (wychodzą).

* *

*

Słuszne oburzenie tych kobiet każdy pojmie, było to bowiem nieuczciwością w tak poważnej chwili pić w karczmie i kłótnie wszczynać, miano­

wicie też synowi, który inaczej winien był pamięć ojca uszanować.

T o też jak gadka między ludem niesie, nie miał odtąd w życiu błogosławieństwa Bożego, i na marne mu owa żeniaczka wyszła.

Obraz Matki Boskiej w Kevelaer.

W czasie wojny trzydziestoletniej rozpoczęto urządzać pielgrzymki do cudami słynącego obrazu w Luksemburgu. W tym samym czasie żył w Gel-

(6)

dem, nienaleko K evelaer mąż cnotliwy Henryk Buss- mann.

G dy tenże w roku 1641 przechodzi! przez pola wioski Kevelaer, modląc się przed krzyżm stojącym przy drodze, usłyszał g lo s: »Zbuduj mi tu kaplicę*.

Początkow o nie zważał Bussmann na to w e­

zwanie, lecz gd y zostało kilkakrotnie powtórzone, powiedział o wszystkiem swej żonie, która okazała ja k największą gotow ość uczynienia zadość wezwa­

niu. Jakoś w śnie ujrzała obraz Matki Boskiej, po­

dobny do tego, który przed kilku dniami pewien żoł­

nierz chciał jej sprzedać, a który to obraz był po­

dobizną obrazu cudami słynącego w Luksemburgu.

Po długich staraniach udało jej się ów obrazek odszukać i nabyć.

Obrazek znajdował się pewien czas w domu Bussmanna, potem u O O . Kapucynów w Geldern, aż go następnie umieszczono w zbudowanej przez Bussmanna kapliczce. Stamtąd przeniesiono go jeszcze raz na czas krótki do O O . Kapucynów 'j

w Geldern, aż ostatecznie umieszczono go znów w kaplicy w Kevelaer, gdzie do dzisiajszego dnia się mieści.

W celu pomieszczenia licznych pielgrzymów do K evelaer przybywających, wybudowano dwa piękne kościoły, a tuż za wioską wspaniałą drogę krzyżową.

P ie s z c z o ty m atki

z nowonarodzonem niemowlęciem.

Nierówna izba, Choć wszystka ciżba T ańczyła tu na weselu Mojem, nucąc mi o chmielu, A ż drżała przyźba.

Zdrowsza troszeczkę, W ezm ę deseczkę I toporkiem ją wyżłobię, I podłożę, dziecię tobie Pod kolebeczkę.1) Pod onę grzędę2) U pieca siędę,

I ju ż ciebie, mój tysiącu!

Dniem i nocą po miesiącu K ołysać będę.

Patrzeć ich jeno, Co kumów żeną:

Bartłomiej ci imie będzie,

*) W jednej w iejskiej chacie, g-dzie nie było podłogi, a dołów pow ybijanych pełno, widziałem pod bieguny kołyski podłożone kaw ałki drzewa, mające kształt żłóbków, żeby na nicli ta kołyska równo kołysać się mogła.

a) Grzęda, drąg do belek przyczepiony, na którym w ie­

sza się odzienie i inne rzeczy.

Bo i to imie po wsiach wszędzie Z wielką jest ceną.

Święty Bartlumi Śniadanie stłumi...3)

O jciec pocznie cię całować, I tą gadką prześladować, Bo ich sto umie.

W żniwa, dziecinę W ezm ę w dolinę,

Ż ąć będziemy dzień po dzionku, W net nauczy się po słonku Poznać godzinę.

Dziadunio grzybek Lekki ma chlebek:

Sieć zarzuci na głębinie, I nim dobry pacierz minie, Nabierze rybek.

Ciśnie przy piecu, A ż się rozlecą;

Rozpowiem ci: to lineczki T e złociste, a ploteczki, Co się tak święcą.

W każdy wieczorek Z matką paciorek:

Ojcze... Zdrowaś... Dziesięcioro, Czwarte: ojca czcij — w ięc skoro Nanieś tu wiórek.

Lśni płomień złoty, O jciec z roboty

U grzeje się... na Bartłomień, Powie, rękę włóż na płomień,4) Nuż do pieszczoty!

Śpij, śpij, o d zie c ię ! Ofiaruję cię

Tej Królowej, co cudami W e Studzianny za wodami Słynie po świecie.

3) Przysłowie.

*) Przysłowie.

i

Syn odzyskany.

(Dokończenie).

Przeszło lat kilkanaście, przez które prowa­

dzimy nasze opowiadanie.

D ziedzic Powala był się ju ż ożenił, i mając troje dzieci, przytem dorobioną fortunę, postanowił chociaż z prawdziwym żalem sprzedać Powale, i ku­

pić dobra znaczniejsze w sąsiedztwie. ,

(7)

Powala wioska zamożna, dobrze urządzona miała wiele amatorów; nakoniec dziedzic ugodził się z państwem Rucz przybyłem i z obcej gubernii.

Państwo Rucz oboje w średnim już wieku, cho­

dzili dotąd dzierżaw ą; a że dobrze się rządzili, ko­

chali Boga, to i Pan B ó g im błogosławił. Zebrali niemałą fortunę i teraz Pan B óg spełnił ich życze- nia> że kupili na własność wioskę, którą już w swych Myślach przeznaczali na wiano dla swej jedynaczki.

N abyw cy po skończonem kupnie uważali za pierwszy obowiązek podziękować za to Panu Bogu;

a była to właśnie niedziela. Rano wzywał dzwonek pobożnych do małego kościółka dla oddania czci należnej Bogu. Kościół był napełniony, w ławkach bocznych przy wielkim ołtarzu siedzieli dawniejsi 1 nowi dziedzice P o w a la ; dzwonek zakrystyi po trzy­

kroć zadzwonił, i wyszedł stary proboszcz ze Mszą świętą, pop&edzony przez W ładzia, który mu w tym dniu jak zwykle służył przy ołtarzu. Msza się za­

częła. Państwo Rucz modląc się szczerze, dzięko­

wali B ogu za nowy dowód Jego błogosławieństwa, a z tą szczerą podzięką łączyć się musiała jakaś go- rąca prośba, czy też przypomnienie jakieś dawnej boleści, którą ofiarowali B o g u ; bo oboje spojrzeli po sobie, spojrzeli na swoją córkę i oczy łez pełne Podnieśli ku Przenajśw. E^annie Maryi umieszczonej W wielkim ołtarzu. W tej chwili W ładzio przenosił mszał z jedn ego na drugi koniec ołtarza W idok lego chłopca zdawał się budzić w nich jakieś od­

ległe wspomnienie; spojrzeli na siebie i p. Rucz się rozpłakała; a i mąż nie chcąc rozrzewniać żony, nłby pot z czoła obcierał chustką, a w samej rzeczy ukradkiem otarł dwie łzy, które zawisły na rzęsach.

W ładzio położył mszał na swojem miejscu, ze­

szedł ze stopni ołtarza, ukląkł i w tej chwili z kolei modlitw, które zawsze przy Mszy świętej odmawiał, Podniósł oczy w górę złożył ręce i gorąco prosił

Boga o odzyskanie rodziców. j

Msza się skończyła.

D ziedzice wyszli z kościoła, czekali na starego proboszcza, a dobrzy wieśniacy przechodząc koło nich, witali nieśmiało nowych państwa, i z wielkim smutkiem żegnali dawniejszych. W yszedł nareszcie proboszcz, a za nim i Władzio. Proboszcz po przy­

witaniu się z państwem Rucz, gdy go W ładzio przy pożegnaniu pocałował w rękę, wziął go przed siebie 1 przedstawił państwu Rucz, nazywając poczciwym, dobrym, pobożnym i prahowitym chłopcem.

N a zapytanie pani Rucz, czyimby był synem W ładzio, ksiądz opowiedział w krótkich słowach Jego historyę. A le zaledwie skończył, gdy pani Kucz prawie nieprzytoma biegnie do W ładzia, roz­

dziera na je g o piersiach koszulę, i zobaczyw szy tam dziwnego kształtu znamię, ukazując je swemu mę- z°wi, pada zemdlona na ziemię.

Rrzecz się wkrótce wyjaśniła: przed piętnastu 'aty banda cyganów przechodząc przez wieś, w któ- rej państwo Rucz mieszkali, za kradzież przykładnie ukaraną została; m szcząc się więc na państwu Ru-

czach, z rąk mamki, która wtenczas z małym W ła­

dziem była na spacerze, wyrwali gwałtem dziecko, a mamkę związaną zostawili w pobłiskiem lesie.

Najtroskliwsze poszukiwania okazały się nadaremnie, bo banda na kilka części rozdzielona, w różne udała się strony.

Teraz dopiero państwo Rucz w Władziu od­

zyskali swego syna, a W ładzio odzyskał rodziców, o których tak gorąco prosił Boga.

Poczciwi zaś Marcinowie za wyratowanie go z rąk cyganów zostali sowicie wynagrodzeni, bo państwo Rucz darowali im na własność folwark na­

leżący do Powala.

Tak więc Pan B óg wynagrodził z jednej strony poczciwość i dobre serce karczmarzy, z drugiej zaś szczere modlitwy i ufność w Nim położoną tak ro­

dziców, jak i biednego sieroty.

---- ----—« ♦!»»--—---

f Henryk Siemiradzki.

Henryk Siemiradzki, sławny artysta malarz, słynny z swych obrazów, przedstawiających w prze­

ślicznej formie najczęściej epizody z historyi i życia starożytnych Rzymian. Szczególny rozgłos pozyskał

sobie jego obraz: »Pochodnie Nerona«, który przed­

stawia nam bohaterskich pierwszych Chrześcian jako ofiary złości okrutnego Nerona.

W tych dniach przeniesiono zwłoki sławnego artysty polskiego z W arszaw y do Krakowa, gdzie zo ­ stały złożone w grobowcach zasłużonych mężów na Skałce.

(8)

Fryderyk Chopin.

Fryderyk Chopin, najsławniejszy kompozytor polski, który rozniósł po całym świecie sławę pol­

skiej sztuki przez swe mistrzowskie utwory m u­

zyczne, w które wlał wszystkie bogactwa swej pol­

skiej duszy pełnej szlachetności. Z jeg o mazurków

i krakowiaków bije żar polskiego ognia i polskiej wesołości, w innych znowu utworach odkrywa nam najszlachetniejsze uczucia swej tkliwej duszy. Na­

zywają go arystokratą między muzykami. Szczegól­

nie znane są je g o marsze żałobne. K ochał gorąco ojczyznę i naród, którego był jednym z najsławniej­

szych synów.

Wesoły kącik.

Nie to — to owo.

»Ja panu ju ż tyle razy mówiłem, żebyś pan nie trzymał papierosa w ustach, gd y pan zemną rozma­

wiasz. Jestem przecież pryncypałem...*

»To dlaczego pan pryncypał nie poczęstuje mnie cygarem ?<

lubi?«

N atrętny konkurent.

»Jakie instrumenta muzyczne pani najwięcej

• W szystkie panie, oprócz cymbałków*.

»Więc ileż to pani córeczka będzie miała

sagu ?«

»W łaściw ie żadnego, ale talent...*

»To też mój syn właściwie się z nią nie ożeni) ale szacunek dla jej talentu zawsze zachowa...*

S Z A R A D A .

i

Pierwsze z drugim mąż to był, W starym testamencie żył.

A b}'ł on z żydowskiej wiary, Trzecie z pierwszemu to do miary Dają ludziom swe usługi,

G dy mierzą przedmiot nie długi.

Całość jest tyle co strona, W yrzu ć głoskę będzie ona.

II.

Pierwsze są zawsze rośliny, Przypominają gęstwiny.

D rugie z trzecim ludzie znają, G dyż mię w szyscy posiadają.

Poskładaj to do całości, Są znane ze swej twardości.

Z a dobrze rozwiązanie w yznaczona n a g ro d a.

Rozwiązanie szarady z nr. 40-go:

P a - ra - dyz.

Trafne rozwiązanie nadesłali p. Berta Badufa z Roździenia, Józef Świercz z Poznania, Teolil G °' raus z Lyonu (w Francyi), Edward Płotek z Sa­

dzawek i Alfons Rudzki z Bytomia.

Nagrodę otrzymał p. Alfons Rudzki.

Nakładem i czcionkami »G<5moślązaka«, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cóż ma więc robić mieszkaniec takich okolic fabrycznych, gdzie o wodę dobrą, smaczną, zdrową tak trudno? Najlepiej będzie, żeby się dowiadywał, gdzie w

miast do życia powrócił. Feliks Gondek w swoim »W ieczorze św. I tak dzisiaj zastanówmy się nad trzema krzyżami, które stały na G olgocie czyli Kalwaryi. Na

Jeżeli tedy niektórzy ludzi wmawiać W am będą, że nie trzeba zachowywać postów dla tego, że to ma szkodzić w ogóle zdrowiu i sprzeciwiać się hy- gienie,

•nęża nie sprawuje sprawiedliwości Bożej. Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie. L ecz gd y przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej

sławiony, źeć nie mogą oddać: albowiem ci będzie oddano w zmartwychwstaniu sprawiedliwych®, to jest po śmierci w Niebie. B óg miłosierny zlitował się nad

siejszej ludzie każdego stanu wiele się nauczyć mogą, ale osobliwie rodzice a dziatki, wszelakiej pobożności żyw e przykłady wystawione mają.. A w drugiej

W ylicza Faryzeusz dużo dobrych uczynków, jakie pełnił, a jednak B óg na nie nie wejrzał. Augustyn, a nic nie znajdziesz. Wstąpił, aby się modlić, a on nie

Pewnego wieczoru dłużej jak zwykle modląc się, na grobie pani Tarmińskiej, Marta powiedziała ciotce, że nie chcąc jej być dłużej ciężarem, postanowiła