• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 16

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 16"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok II. Katowice, Niedziela, 19-go Kwietnia 1903 r. Nr. 16.

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

"Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.

‘ R odzina chrześciańska« kosztuje razem z »Górnoślązakiem « kwartalnie 1 m a r k ę 6 0 fe n . Kto chce samą sRodzinę chrześciańską*

b o n o w ać, może ją sobie zapisać za 50 f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Górnoślązaka* w Katowicach, ul. Młyńska 12.

Na Niedzielę pierw szą po W ielkiejn o cy.

L ek cya

i. Jan. V, 4— io.

Najmilsi! W szystko co się narodziło z Boga, zwycięża świat; a to jest zwycięstwo, które zwycięża świat W iara nasza. Któż jest, co zwycięża świat, Jedno który wierzy, iż Jezus jest Synem Bożym ?

* en jest, który przyszedł przez wodę i krew, Jezus

“ hrystus; nie w wodzie tylko, ale w wodzie i krwi.

A duch jest, który świadczy, iż Chrystus jest prawda,

^lbowiem trzej są, którzy świadectwo dają na nie- e CQ jciec, Słowo i Duch święty; a ci trzej jedno A trzej są, którzy świadectwo dają na ziemi:

T^ch, i woda, i krew, a ci trzej jedno są. Jeśli 'yiadectwo ludzkie przyjmujemy, świadectwo Boże Większe je st; albowiem to jest świadectwo Boże, Które większe jest, iż świadczył o synie swoim. Kto Wierzy w Syna Bożego, ma świadectwo B oże w sobie.

---— <♦---

Ewangelia u Jana świętego

w Rozdziale X X .

O nego c z a s u : G dy był wieczór dnia onego Pierwszego szabbatów, a drzwi były zamknione, kędy Czniowie byli zgromadzeni dla bojaźni żydów; przy-

^ edł Jezus, i stanął w pośrodku, i rzekł im: Pokój ani! A to rzekłszy, ukazał im ręce i bok. Urado- au się tedy Uczniowie, ujrzawszy Pana. Rzekł im je?y zasię: Pokój wam! Jako mię posłał Ojciec, . la was posyłam. T o powiedziawszy, tchnął na nie

rz e k ł im: W eźmijcie Ducha św.: których odpuści-

‘e grzechy, są im odpuszczone; a których zatrzy- acie, są zatrzymane. A Tomasz, jeden ze dwu-

*stu, którego zowią Didymus, nie był z nimi, kiedy r?"zyszedł Jezus. Mówili mu tedy drudzy Uczniowie:

'dzieliśmy Pana. A on im rzekł: Jeśli nie ujrzę ręku Jego przebicia gwoździ, a nie włożę palca weg ° na miejsce gwoździ, i nie włożę li ręki mojej Za k Ieg°> n>e uwierzę. A po ośmiu dniach, byli p Sl§ Uczniowie Jego w domu, i Tom asz z nimi.

_ rzyszedł Jezus drzwiami zamknionemi, i stanął

^ Pośrodku, i rzekł: Pokój w am ! Potem rzekł To- . ^Szowi: W łóż sam palec twój, a oglądaj ręce moje, ciągnij rękę twoję, a włóż w bok m ój; a nie bądź

niewiernym, ale wiernym. Odpowiedział Tomasz i rzekł mu: Pan mój, i B óg mój. Powiedział mu Jezus: Iżeś mię ujrzał Tomaszu uwierzyłeś. B łogo­

sławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli. — W ieleć i innych znaków uczynił Jezus przed oczyma Uczniów swoich, które nie są w tych księgach napisane.

A te są napisane, abyście wierzyli, źe Jezus Chry­

stus, Syn B oży; a iżbyście wierząc, żywot mieli w Imię Jego.

N auka z tej E w angelii.

Ile z Ewangelistów świętych obaczyć możemy, pięć razy ukazał się Pan Jezus w dniu swego zmar­

twychwstania. Bo oprócz tego, źe się bez wątpienia najpierwej ukazał swej Matce, choć o tem nie mamy w Piśmie św. ani słowa, ukazał się najprzód Maryi Magdalenie u grobu; potem onym niewiastom, gdy się wracały od grobu i do nóg mu upadły i pokłon oddały; trzecie: ukazał się Piotrowi św., lecz nie wiedzieć gdzie, i w jaki sposób; czwarte: ukazał się onym dwom Uczniom idącym do miasteczka Emaus, a piąte: ukazał się Apostołom , o czem dzisiejsza opowiada nam Ewangelia święta. U kazawszy się im, czyni ich namiestnikami swymi i zlewa na nich moc odpuszczania i zatrzymywania grzechów, czyli innemi słowy: stanowi Sakrament Pokuty św., albo Spowiedzi.

Nie było Tom asza między Apostołami, gdy się piątą razą ukazał Pan Jezus; opowiadali mu, skoro wrócił, źe widzieli Pana. A le Tomasz, co przed wskrzeszeniem Łazarza oświadczył gotow ość umierać wraz z Jezusem, teraz nie chce uwierzyć, że zmar­

twychwstał mistrz jego: jeśli nie ujrzę w ręku Jego przebicia gwoździ, i nie włożę palca mego na miejsce gwoździ, nie włoźęli ręki mojej w bok Jego, nie uwierzę.

Co za niedowiarstwo Tom asza! ale przybywa mu na ratunek dobrotliwy Pan Jezus. W ośm dni okazuje się znowu, życzy im pokoju, który wysłużył u O jca niebieskiego, a potem woła na niewiernego Ucznia: ściągnij sam palec twój! T e słowa Zba- wicielowe zniweczyły powątpiewania Tom asza i umo­

cowały W iarę jego, bo z całego zawołał serca: Pan mój i B ó g m ó j!

(2)

Lubo Pan Jezus zganił niedowiarstwo Tom asza, nie było ono przecie bez pożytku dla innych, i wię­

cej posłużyło do umocowania prawdy zm artwych­

wstania, aniżeli ochocza i prędka W iara Magdaleny.

Kiedy Tomasz, tak leniwego serca ku wierzeniu w zmartwychwstanie Jezusa zaw ołał: >Panu mój i B ó g mój U któż jeszcze o tem powątpiewać się ośm ieli!

Gotowanie się na śmierć.

Słynny kaznodzieja w łoski," O. Segneri, wystą­

piwszy czasu jedn ego na ambonę, tak rozpoczął ka­

zanie :T»Muszę^wam, bracia najmilsi, zwrócić uwagę na coś, o czem nie'pam iętacie, co was może bardzo zasm ucić i przerazić*. I zamilkł, Słuchacze patrzą nań wielce zaciekawieni, a on tak dalej mówił: >S łu ­ chajcie, co p iszejiw . Paweł Apostoł: Postanowiono jest ludziom umrzeć, a potem sąd. W szyscy, ja k tu jesteśm y, pomrzemy, i ta to jest nowina, którą wam

dzisiaj 'przyniosłem «.

Dziwili się ^słuchacze, potrząsali;;’głowami, my­

śląc sobie zapewne: Co to za nowina, przecie już dawno wiemy, źe musimy umierać. Kaznodzieja rzecze im tedy: »Darujcie, jeślim zawiódł oczekiwa­

nia wasze. Patrząc na życie wasze, zdawało mi się, iż wcale a wcale me wiecie, że was śmierć czeka.

W idząc życie wasze takie dziwnie bezpieczne, a nie widząc pokuty, myślałem ," że wam coś nowego po­

wiem, oznajmując, że jest~postanowiono ludziom raz umrzeć, a potem sąd*.

W szędzie są ludzie, którzy tak żyją, jakby nigdy jeszcze nie słyszeli o śmierci. W ięc trzeba to przy­

pominać, trzeba przypominać że przez całe życie powinniśmy się na śmierć gotować, bo to sprawa nader wielkiej wagi.

Nie potrzeba tego wcale długo dowodzić, że im sprawa jak a ważniejsza, a sprawa ta sama w so­

bie trudna i zawikłana, tem pilniej i dłużej trzeba się na nią gotować, a b y “się szczęśliwie powiodła.

Ma naprzykład adwokat sprawę, w której cho­

dzi o tysiące, o miliony. Strona przeciwna rozpo­

rządza wielkiemi środkami, ma po swojej stronie najlepszych prawników: czyby adwokat poczynał so­

bie mądrze i sumienne, gdyby o powierzonej sobie sprawie nie myślał, i dopiero w ostatnim momencie, gd y już sędzia ma wyrok ogłosić, zajrzał do akt i pytał się, o co chodzi ?

Rodzice wydają córkę za mąż: czy o wyprą- i wie“ pomyślą dopiero w sam dzień ślubu?

Tak dzieje się we wszystkich interesach świa­

towych: ludzie pytają, dochodź?, nieraz sobie jadła !

i snu muszą odmówić, by sprawę pomyślnie pokie­

rować. I to jest roztropność.

Pytam się teraz: Czy sprawa zbawienia sprawą tak błahą, że ją na ostatni moment można od­

kładać ?

Pan Jezus przyjście swoje ostatnie w godzina śmierci przyrównuje do przyjścia oblubieńca o p<^‘

nocy. G dy one panny w Ewangelii najmniej si?

tego spodziewały, naraz słychać w ołanie: O b lu b ie n ie c

idzie, wyjdźcie mu naprzeciwko! Duszo c h r z e ś c ia ń ;

ska, oto przychodzi oblubieniec twój, p r z y c h o d ź '

król Nieba i ziemi, wychodźże G o powitać. Ale gdzie szata twoja godowa, gdzie^ozdoby .twoje, ż®' byś go mogła godnie przywitać, gdzie cnoty, gdz*e zasługi, żebyś mogła przed tak wielkim panem sta­

nąć bezpiecznie? Biada, jeżeli tego wszystkiego na' przód nie przygotujesz! Biada, jeżeli o tem w szyst-

kiem będziesz dopiero w ostatniej chwili chciała p<?' m y śleć! Pomnij na one panny głupie, które w la®

pach swoich nie miały przygotowanego oleju. P°' mnij na one przerażające słowa, które usłyszały z ust oblubieńca: Zaprawdę, nie znam w a s ! I z a m k n ij są drzwri.

Każdy z nas ma bardzo ciężki i ważny bardz0 proces z Panem Bogiem. W ażny, bo od |wyn^u tego procesu zawisła albo utrata wielka, albo wieli11®

wygranie; utrata albo pozyskanie nie kawału roi1’

utrata albo pozyskanie milionów, lecz utrata alb0 zbawienie duszy nieśmiertelnej, utrata lub p o z y s k a n ’e

dobra nieskończonego. Od wyniku tego procesu z®

wisło albo Niebo, albo piekło.

Skoro tak jest, czyż nie powinniśmy zawczasu i ja k najpilniej gotow ać się na ostatecznj' wynik teg^

procesu, nie powinniśmy rachować się zawczas11.

Zaw czasu! Bo na cóż to spuszczamy się, spra'v^

tę na ostatnią dopiero odkładając godzinę? Aza możemy^śmierć opóźnić? Śmierć czekać nie będz>e' czyś ty gotów lub nie. Próżno wtedy w ołać: P°

czekaj choćby tylko do jutra. Próżno w o ła ć : O Bo%e’

który w ręku swem trzymasz lat miliony, który kazujesz czasom, daj mi choć kilka tylko godzin jutra, bym się na tak daleką a niebezpieczną dr°£^

przygotował. Próżne wołanie! Ani jednej ininu ^ odwłoki nie będzie.

Popełni się w interesach doczesnych o m y ^ ’ można ją naprawić. Przegrasz proces, możesz ko s^

i wydatki powetować pracą i pilnością. Jeżeli cW bisz przy śmierci, to tej szkody i tej omyłki wieki nie powetujesz. Błąd nawet w sprawa dusznych można naprawić. Popełnisz dziś spoW»e świętokradzką, straszna to rzecz; jednakże nie P trzeba jeszcze rozpaczać; dziś — jutro tę cię*, nieprawość możesz naprawić przez żal i spowie Jeżeli złą śmiercią skończysz, to ju ż takim poz°

niesz na wieki. •

Jakaż z tego nauka? T a: Ponieważ od śrrUe . zawisło nasze wiekuiste zbawienie lub potępieri1^

więc śmierć dobra powinna nam być przez całe $ cie interesem najważniejszym, powinna być jedyW

(3)

Ce em myśli i starań naszych. Rozumiał to nawet Mędrzec pogański Seneka, który napisał: Przez całe yc.e powinniśmy się uczyć umierać. Dla tego ży­

jemy, dla teg 0 daje nam czas, byśmy się na Przyjście je g o przysposobili. Ile razy św. Teresa Posłyszała godzinę bijącą na zegarze, tak sobie mó- . . . a ’ Pamiętaj Tereso, o jednę teraz godzinę

lzszaś śmierci.

Pismo św. życie nasze prz37równuje do pływania morzu. Co czyni, kto płynie łodzią? Siedzi na

® fódki i tu stąd kieruje do celu, który ma przed 0 ^ C1’ągle na oku.

Na dworze króla francuskiego żył znamienity k rz> Wilhelm. B ył bardzo wiernym i pilnym sługą ewskim. Przyszła nań ostatnia godzina, trzeba było z wszj-stkiem pożegnać, więc począł żałośnie e«ać: Także to muszę porzucać stan mój, urząd li pana m ojego? A dokądże pójdę? C zy na

^ ó r onego króla, któremu wcale nie służyłem?

dnie teraz pan mój poratuje? Przez całe życie J'łem mu tak wiernie, a o onym Królu nieba nie'611” ’ d° którego teraz się wybieram, anim razu P om yślał. Królu, zwróć mi moje lata, żebym ich ska — Tak i podobnie narzekał i z tą

^ umarł. Na grobie kazał sobie taki napis po- król ' Wilhelm, który przez całe życie służył

°wi ziemskiemu, a nic sobie nie wysłużył. Ze- ze świata, nie wiedząc, na co tu żył?

od ^ Ważmy i to, że raz tylko jeden umieramy, że tego jednego momentu zawisła wiekuista szczęśli-

c nasza, lub wiekuista nieszczęśliwość.

Straszliwy to zaprawdę! ten moment ostatni a> a pierwszy w ieczn o ści! W tym momencie

^ mi na oczach wszystkie grzechy moje, staną i ystkie łaski B oże: będę odpowiadał za jedne

^ rugie. W tedy całkiem inaczej będę się zapatrywał śvviat i wszystko, co świat daje.

sło ^aP'e^a Leona XI, bliskiego śmierci, temi s_ pocieszał spowiednik: »Ojcze ś w .! w ręce

^ leJ masz przecie klucze królestwa niebieskiego*.

2eCze Papież: »Lepsząby było dla mnie pociechą, : ,. yrn miał w ręku klucz od bramy ubogiego p^leS ° klasztorku*. Król hiszpański, Filip III, który z całe życie swoje nie dopuścił się żadnego echu ciężkiego, mówił na łożu śmiertelnem: »Le-

mi było być zakonnikiem, niż królem*.

tne się tedy nie lękać onego ostatniego mo-

^ Książę jeden żył zdała od uciech światowych, się w samotności. Pyta go przyjaciel, dla z S° stroni od świata. Ten mu rzecze: >Poczekaj, z c; to wytłómaczę*. Każe przynieść spróchniały rozniecić pod nim ogień, ponad stołkiem

*aw°S° Wy na cieniuchny m sznureczku ostry miecz a na ostatku przyjacielowi usiąść na onym

^zi e°Z^U' °hwili zapyta g o : »Powiedz coć się ,^eje w sercu? Czyś dobrej myśli i wesół?* Odpo-

tamten: »Jakże mam być dobrej myśli, kiedy ten stołek lada chwilę może się załamać, kiedy

podemną ogień, a nad głow ą ostry miecz wisi?*

Rzecze książę: »Teraz pewnie zrozumiesz, czemum i ja nie wesół, czemu nie myślę o krotOchwilach.

Boję się, że każdej chwili może się stołek życia mo­

jego załamać. Podemną piekło, nademną miecz sprawiedliwości Boskiej.

Hieronim św. opowiada, że pustelnika św. Hila- riona razu pewnego napadli rozbójnicy i zapytali, coby uczynił, gdyby wpadł między zbójców. Rzecze im św. Hilarion: Nic się tego nie boję, bom biedny i nie byłoby mi co wydrzeć. Powiedzą tam ci: A żeby ci życie mogli wydrzeć. Prawda, odpowie pustelnik, ale i tego się nie boję, bom ja na śmierć każdego czasu gotowy.

Iluby z nas m ogło tak mówić?

Postanowiono człowiekowi raz umrzeć. Przyjdź, św. Apostole, te dwa słowa fwypisz na skrzyniach wszystkich bogaczów niesprawiedliwych, wypisz je na stołach kramarzów i kupców, wypisz je na salach zabaw, tańców, gier, pijatyk. W ypisz je wszędzie, gdzie się dzieją wszeteczności. W ypisz* je na drzwiach kościelnych, na konfesyonałach, na kratkach przy wielkim ołtarzu. A le przedewszystkiem wypisz te dwa króciutkie słówka: Raz umrzeć! na sercach naszych, w pamięci nąszej, byśmy o tem nigdy nie zapominali, byśmy każdego czasu, na kaźdem miejscu, przy każdej sprawie pomnieli, iż raz tylko jeden umrzemy, a od tego zawisło albo potępienie albo zbawienie wiekuiste duszy naszej, jedynej duszy naszej.

Prządka.

Przędę ja wiernie kądziel mą białą, Przędę od świtu do nocy,

I cicha prządka wzywam nieśmiało Anioła-Stróźa pomocy.

Nie zawsze jednak A n iół mój z Nieba Świeci mi skrzydły jasnemi,

O ! bo i z siebie moc dobyć trzeba, B y coś dokonać na ziemi.

A gdy odemnie Stróż mój daleko, G dy z Nieba pom oc nie spływa, W olno się w pracy godziny wloką, Szara nić mego przędziwa.

Serce wątleje, ramię opada, Głowa bezsilnie się kłoni, Niemoc dokoła ogarnia blada, Kądziel wypada mi z dłoni.

Pomnę ja jednak, mawiała matka:

W ola wszystkiemu podoła, W ytężaj siły twe do ostatka, A B ó g ci ześle Anioła.

(4)

T o ia też przędę kądziel mą białą, Przędę od świtu do nocy,

A gdy sił braknie, pieśnią nieśmiałą W zywam Anioła pomocy.

I czasem Aniół śnieżnemi pióry Z cicha szeleśnie nademną, Blade niemocy rozproszy chmury, W serce tchnie siłę tajemną.

W szystko mi tedy w wianek się splata, W duszy swobodniej, weselej,

I wszystkie cuda B ożego świata, W suwam do mojej kądzieli.

I z cichej gwiazdy, co ludziom płonie Nocą na modrem sklepieniu,

I z drobnych siołek, co sieją wonie Uśpionej ziemi w milczeniu.

I z tej ulotnej pajęczej tkanki, Którą wiatr nosi po świecie, Co nią w jesieni mgliste poranki I bluszcz i piołun oplecie.

I z tych okruszyn szczerego złota, W iary, nadziei, miłości,

C o Panu z myrrą w bólu żywota, Święcą pokorni i prości.

I z tej ożywczej pociechy rosy, C o zeschłe trawy zieleni, Którą po kropli sączą niebiosy Z łaski odwiecznych strumieni.

I z wszystkich cudów tej ziemi Bożej W iernie ja snuję nić złotą,

G dy białe skrzydła Stróż-Aniół złoży Nad cichą prządką — sierotą.

Dobry Aniele, pochodnią jasną, W iernie ukazuj mi drogę,

Niech mi twych natchnień blaski nie gasną, Rozpraszaj niemoc i trwogę.

O, nie usuwaj piór twych, Aniele, Bo gdy z nich siła nie spływa, Pożytku z mojej pracy nie wiele, Szara nić mego przędziwa.

D ość już na ziemi, dość przędzy szarej, Dziś złotych włókien potrzeba,

By ludzi wiodła święta nić W iary Anielskim torem do Nieba.

A b y spadł obłęd, co im pokrywa, Zorzę niebieskiej otuchy,

A b y miłości jasnej ogniwa Spoiły serca i duchy.

I cóż pomoże słaba nić przędzy Z wrzeciona prządki ubogiej,

Gdy ziemia tonie w bolu i nędzy, Drżąca od chłodu i trwogi?

Ja jednak skrzętnie przędę dzień cały Kądziel od świtu do mroku,

T y przypłyń z góry Aniele biały, W iernie u mego stań boku.

A gd y piór twoich jasna osłona Mocy mi z niebios udzieli, O ! może prawdy nić nieskażona Błyśnie i z mojej kądzieli.

Co go trzymało?

W skwarne, sierpniowe południe siedziałem w cienistej altanie w ogrodzie mojego wuja, do któ­

rego przed dwoma dniami z miasta przyjechałem’

W gęstych splotach dzikiego wina było tak zacisznie i chłodno, źe powiedziałem sobie, iż tu będzie bar­

dzo przyjemne miejsce do czytania.

Omyliłem się jednak. O czy uciekały mi bo­

wiem od otwartej książki i biegły w dal, oczarowane niezwykle pięknym widokiem, jaki miałem przed sobą; u stóp w ysokiego wzgórza, na którym stała altana, świeciła w słońcu szyba wielkiego stawu, w ruchomych ramach szeleszczącej trzciny, za sta­

wem zieleniła się łąka w dolinie, dalej zaś, jak okiem sięgnąć łany i łany, usiane kopami zboża, a w ś r ó d

tych kęp złotych gromady żniwiarzy i żniwiarek, p§"

dzące ze snopami i po snopy wozy, szeregi kośni- ków z błyszczącem i kosami i m igocące sierpami ubieraczki; wszystko to zalane potokami gorącego światła, wrzało życiem, ruchem i gwarem.

Jednakże odległość tego pięknego obrazu od ogrodu była tak wielka, że żaden głos nie dochodził do mego schronienia; ciszę dokoła mnie panującą przerywało tylko bręczenie pszczół i lekki szmer liści, poruszanych wiatrem, który przynosił woń doj­

rzałych jabłek z pobliskiego sadu, oraz zapach lew­

konii i rezedy, pokrywających całkiem tarasy, wio­

dące ze wzgórza do stawu.

K iedy tak wzrok mój bujał daleko za łąks i stawem na złotem rżysku, uszu moich doszło lekkie stąpanie po żwirze najbliższego ganku przecinaj^' cego tarasy. Rozchyliłem gałąski zielonej ściany, za którą byłem ukryty, i dojrzałem zbliżającego się wolno starego chłopa, boso, w białym płócienne#1 ubraniu, w kapeluszu z szerokiemi skrzydłami*

z gracą i grabiami w ręku.

Nie widząc mnie, zatrzymał się na kilka kro­

ków przed altaną, odkrył głowę, otarł spocone c z o łO j

spojrzał w górę, potem powiódł oczami dokoła, za' trzymał je chwilę na krańcach widnokrągu i wziM się do gracowania ganku.

(5)

Patrzałem na starca i wzroku nie mogłem od

^niego oderwać, tak coś niezw ykłego było w je g o twa- okolonej zupełnie białemi włosami. Malował się na niej głęboki, skupiony smutek i jakiś ból nie- znośny, a mimo to oczy jaśniały niewysłowionym spokojem, jakby błogiem ukojeniem. Przytem rysy miał delikatne, prawie doskonale piękne i cerę białą, lak papier, jakby 'n igd y ^'słońca nie widział; co wszystko razem nadawało twarzy jego coś ducho­

wego. Pracował bez ^wytchnienia, choć upał był nieznośny i pot oblewał mu czoło.

Jak żyję nie zdarzyło mi się spotkać twarzy 2 tak szczególnym wyrazem ; chyba oblicza męczen­

ników tak wyglądały. Przypatrywałem mu się z co- raz większem zajęciem, a im patrzałem dłużej, tem Więcej zagadkowym wydał mi się ten prosty, jak się zdawało robotnik, z twarzą jakb y wyjętą ze starego obrazu.

On tymczasem, pracując pilnie, oddalał się co- raz bardziej odemnie, aż zniknął mi z oczu na

°ncu tarasu, za grupą drzew; mnie zaś ogarnęła nagle nieprzeparta chęć zapoznania się z nim. Uda­

łem się tedy w stronę, w którą się oddalił, ale do- Szedłszy do klombu, za którym się schował mój nie- znajotny, nie znalazłem go tam, podział się gdzieś, Jakby w ziemię wpadł. Próżno oglądałem się do­

koła, i gdyby nie staranie, świeżo wygracowany ga- n.ek> gotów byłem sądzić, źe duch jakiś ukazał mi Sl§ w cichym, pustym ogrodzie.

Postanowiłem więc zapytać się wuja o tego niezwykłego starca, ale przyjazd gości nie pozwolił 011 uskutecznić mojego zamiaru. Dopiero nazajutrz, g^y do poobiedniej czarnej kawy zasiadłem w towa- rzystw ie wuja i miejscowego proboszcza, na cienistej Werandzie, zapytałem, kto to porządkuje ganki na b a sa ch .

»A to pewnie widziałeś Nieszczęśnika*, od- Parł wuj.

»On mi wyglądał istotnie na męczennika*, rzekłem. »Lecz któż to jest? Dla czego nazwał go Wujaszek nieszczęśnikiem, boć to pewnie nie je g o ro­

dowe nazwisko?*

»Hm... kto jest?* mówił wuj. »Nieszczęśliwy ledak, którego los ciężko doświadcza całe życie;

*en chyba zniósł wszystko, co człowiek znieść może...

Właściwie nazywa się Franciszek Góra, ale ludzie We wsi nazwali 'go Nieszczęśnikiem i tak go teraz Wszyscy nazywają. Zresztą robotnik z niego su­

kienny, pilny, tego nigdy "pilnować nie potrzeba, swoje zrobił*.

»A przytem jest to nadzwyczaj piękna dusza 1 Prawdziwy chrześcianin, taki, jakim i byli pierwsi S z e ś c ia n ie *, dodał ksiądz proboszcz. »Dumny je- stem, i e w trzódce mojej znajduje się taka wybrana owieczka*.

»I jakież to nieszczęścia uczyniły g o tym wy- rańcem?* spytałem.

»Pytaj pan lepiej, jakich on nieszczęść nie do­

znał*, rzekł proboszcz, »mało jest pewnie ludzi, któ~

rzyby tak nieszczęśliwe przechodzili koleje*.

»To prawda!* powtórzył wuj. »Odkąd znam Gorę zawsze dźwigał ciężki krzyż; ale może naj- sroższy był cios, który go dotknął przed pół rokiem, bo jedyną, a ostatnią odebrał mu na tej ziemi na­

dzieję*.

»A dawno znasz Górę, wujaszku?«

»Ciekawyś jeg o historyi? Już widzę!* odpo­

wiedział wuj, uśmiechając się. »Ja go znam tak dawno, ja k siebie, to jest odkąd pamięcią sięgnę;

ale ksiądz proboszcz, który w parafii naszej paste­

rzuje lat przeszło pięćdziesiąt, pamięta Nieszczęśnika wyrostkiem i lepiej ci opowie, co ten biedak wy­

cierpiał*.

»Bardzo chętnie, jeśliś pan ciekawy i chcesz usłyszeć dzieje Góry*, rzekł ksiądz z dobrocią.

»Smutne one wprawdzie bardzo, ale świadczą jeden jeszcze raz więcej, jak cierpienie, znoszone mężnie z pokornem poddaniem się woli Bożej uszlachetnia człowieka*.

»Słucham księdza proboszcza z największą cie­

kawością*, zawołałem, a wuj dodał:

»Tedy słuchaj tu sobie opowiadania księdza proboszcza, ja zaś pójdę tymczasem do moich żni­

wiarzy*.

I poszedł. Zostaliśmy z proboszczem sam i;

zacny kapłan poprawił się na krześle, odkrząknął i rozpoczął smutne opowiadanie historyi Nieszczęśnika.

(C iąg dalszy nastąpi).

O pożywieniu,

przez Dr. Chłapow skiego.

(Podług w ykładu pow iedzianego w Kółku Towarzyskiem w Królewskiej Hucie, roku 1873).

~ ~ ~ ~ ~ (C iąg dalszy).

Na Górnym Śląsku i innych okolicach polskich wiele się paskustwa takiego sztucznego pod nazwą wina sprzedaje. Zdarzyło się, źe poleciwszy choremu picie wina, a spostrzegłszy potem, źe zamiast tego, takiej sobie kupił berbeluchy, śpiesznie kazać mu zaprzestać musiałem, bo szkoda, jaką przez ten na­

pój poniósł jeg o żołądek, była większą aniżeli po­

moc, jakiej się spodziewałem po wzmocnieniu winem szczerem i dobrem. Co zdrowemu może nie zawsze szkodzi, może być jednak szkodliwem dla chorego;

dla tego kupującemu wino dla chorych radzę być bardzo ostrożnym i nie zanadto za taniością się jeg o oglądać.

Z drugiej strony nic nie mam przeciwko wspo­

mnianym napojom z ow oców wyciskanych, jakie zresztą dawniej w Polsce po domach powszechnie robiono i to z jabłek, wiśni, śliwek, porzeczek,

(6)

126 agrestu, a nawet z buraków lub marchwi, i jakie so­

bie dotąd mianowicie w Aglii i północnej Francyi każden chłop dla domowego jeszcze wyrabia użytku.

Byłby to przyjemny, domowy i tani, a dla zdrowego zupełnie zresztą odpowiedni n ap ó j; by go otrzymać, wystarczy tylko pokrajawszy drobno owoc wsypać go, do połowy czystej beczułki lub innego naczynia, które się potem denkiem pokrywa, dodać wody cza­

sami i miodu. Po skończonej fermentacyi, która nie­

bawem powstaje w tej miazdze, a więc po tygodniu lub dwóch, można napój ściągnąć, a za każdem uję­

ciem go dolewać tyle wody. Takim sposobem ma się w domu własny fabrykat i można się obyć bez kupnego, zrobionego nie wiedzieć z czego — a przy tem wiele droższego.

Powszechniejszem jest w naszym kraju uży­

wanie piwa — w szyscy wiecie, że piwo wyrabia się przez fermentacyę słodu tj. jęczmienia kiełkującego, osuszonego, żarnowanego i zaparzonego gorącą wodą (zacier), który się następnie gotuje, u nas za­

zwyczaj z dodatkiem chmielu, ale często i innemi też dodatkami, a następnie chłodzi w obszernych ka­

dziach. W iecie też, że dla utrzymania fermentacyi, dodaje się zwykle drożdży, wskutek czego piwo na­

biera tęgości, i zaczyna się pienić od grom adzącego się na powierzchni kwasu węglowego. B ył czas, gdy w Polsce w każdej wsi prawie piwo warzono, a nazwa »piwo« dowodzi, że było zwykłem napojem, bo »piwo znaczy to, co się pije, tak jak mlewo — to, co się w młynie wymela®. — Teraz podatki wy­

sokie na wyrób piwa nałożone, sprawiły, ‘że tylko wielkie fabryki, (browary) z korzyścią się tem trudnić mogą, a bardzo często dla taniości i trwałości wy­

robów i większego ich rozkupu, dla dania piwu mi­

łego smaku, koloru itd. dodają piwowarzy (słódko- wie) i szynkarze rozmaitych domieszek, czasami obo­

jętnych, a czasami też szkodliwych, od których ból głowy, zawrót i ociężałość daleko prędzej powstaje, jak po szczerem, nieskalanem podobnemi przypra­

wami piwie. — I tak dodają dla słodyczy gliceryny albo lukrecyi; dla dodania goryczy — piołunu, ty- siączniku itp. a nawet takich czasami trucizn jak strychnina, rybia łuska lub odurzające lekarstwa.

Przeciwko takim mięszaninom fałszerskim policya zdrowia oczywiście ma prawo i obowiązek występo­

wać energicznie.

Piwo uczciwie, bez takich dodatków uważone, jest*) napojem zdrowym i użytecznym, naturalnie jeżeli w miarę użytym ; — bo piwo dodaje sił, po­

budza, gasi pragnienie i ma też podwójną wyższość nad wódką, źe jest pożywnem, a źe nie szkodzi, tak ja k ona. Jednakże i piwo nawet, jak wiecie, w nad­

miarze użyte, szkodzi zdrowiu i umysłowi, sprawia bóle głow y, niestrawność, ociężałość a czasami nie­

przyjemną i szpetną otyłość.

*) W P olsce robią też piwo z pszenicy, owsa i żyta. — T akie piwo łatwo kwaśnieje i mąci się. W Rosyi używ any kw as rżanny je st także tylko mniej smacznym gatun­

kiem piwa.

Daleko szkodliwszem w swych następstwach jest nadmiarowe używanie gorzałki, albo wódki, tj.

mięszaniny okowity, otrzymywanej z kartofli albo zboża, z wodą. Ponieważ ilość spiritusu czyli wy­

skoku (alkoholu) jest w niej większą, jak w winie i piwie, przeto wpływ jej szkodliwy przy użyciu ma­

łej nawet ilości daleko szybciej i wyraźniej się obja­

wia, niż przy winie i przy piwie. Zaraz po wychy­

leniu pierwszego kieliszka, serce zaczyna mocniej i prę­

dzej bić, twarz się rumienić poczyna, a wesołość i ga­

datliwość, która z początku się pojawia, przechodzi wkrótce w miarę nowych kieliszków w pewien ro­

dzaj wzburzenia, bliskiego szaleństwa a w końcu do zawrotu, ubezwładnienia i do snu, po wytrzeźwieniu z którego czuje opiły ociężałość, ból głowy, mdło­

ści, niezdatność do pracy, niesmak i brak humoru, niestrawność.

A b y się ocknąć z takiego stanu stępienia ucieka się taki człowiek, jakby do lekarstwa, znowu do wódki, którą się na chwilę orzeźwia, aby 'potem po­

paść w ten sam stan co poprzednio. Żołądek jeg o przyzwyczaja się do podrażnień coraz mocniejszych, bez których ani trawić dobrze nie może, a wątroba i t. d. je g o cierpi znowu na tem, że tyle gorzałki żołądek przyjmuje. — Równocześnie z niepowstrzy­

manym pociągiem, który w zupełny nałóg przechodzi występują cierpienia, które pijakowi ju ż rychło na­

dają wyraz charłactwa.

Już sama powierzchowność zdradza upadłego i schorzałego człowieka: twarz nabrzękła z obrzydli­

wym wyrazem, oczy nabiegłe, włosy i odzież w za­

niedbaniu, ręce trzęsące się, nogi chwiejące, mowa niewyraźna, skłonność do kurczów i t. d. Powoli albo też nagle zjawia się obłąd opilczy czyli w ła­

ściwe pijakom obłąkanie, mające przyczynę w ciągłem podrażnieniu mózgowem.

Człowiek taki nie może ju ż podołać swoim obowiązkom i sprawom, bo gotów wszystko stracić dla kieliszka gorzałki; i obojętnieje na uczucie szla­

chetne i coraz bardziej popada w stan zupełnie by­

dlęcy, niżej nawet bydlęcia. Nadwątliwszy swe zdro­

wie, rzadko potem poprawić je m o że; zwykle marnie ginie i to w krótkim czasie. — W klasie roboczej, używający wódki pijaństwo stanowi przyczynę 5 do 10 °/o wypadków śmierci.

W Anglii przez samo pijaństwo powiększa się śmiertelność u dorosłych trzy razy, u młodzieńców jeszcze bardziej.

Na Górnym Śląsku stosunek był kiedyś daleko gorszym, póki Towarzystwa Wstrzemięźliwości nie zaprowadzono; a i teraz nie jest wiele lepszym.

(Ciąg dalszy nastąpi).

(7)

Przestrogi i rady.

W skazów ki zdrowotnicze przy opalaniu izby.

Piec powinien znajdować się w dobrym stanie, n'e powinien być przedewszystkiem popękany; przez szczeliny bowiem ulatniają się trujące gazy do izby, a następnie do płuc naszych.

Popiół trzeba lekko i ostrożnie wyjm ować do naczynia pokrytego zwilźonem nakryciem, aby w po­

koju kurzu nie robić. K ażdego dnia trzeba z pieca jako też z rur ostrożnie usunąć kurz wszelki, ponie­

waż z tego wytwarzają się przy rozpalonym piecu szkodliwe gazy.

Zaraz skoro się tylko zapaliło w piecu, trzeba otworzyć okna izby; im bardziej czyste będzie po­

wietrze pokojowe, tem lepiej się cały pokój ogrzeje lrn więcej świeżego powietrza dochodzi, tem bardziej też piec »ciągnie« i nie dymi.

Starać się również trzeba o należytą wilgotność Powietrza pokojow ego; w tym celu ustawia się wo­

dotryski (fontanki), akwarya, talerze z wodą (służące zarazem jako spluwaczki), lub też częściej popryskuje się wodą kwiaty doniczkowe w pokoju.

Co do ciepłoty pokojowej, to dla zdrowych lu­

dzi takowa nie powinna przewyższać 18 do 20 stopni C., dla dzieci może być niższą, dla starszych osób Zaś cokolwiek wyższą.

K iedy komu zimno przy 20 0 C., ten niech wy­

kona kilka silnych ruchów i obrotów, w potrzebnym razie niech ubierze się cieplej, nigdy jednak niech nie opala się zbyt bardzo pokoju.

Śmierć wskutek nadmiernego spożycia szczawiu.

Spożywanie szczawiu (Rumex acetosa) uchodzi wogóle za nieszkodliwe. Szczególnie w porze go­

rącej łubiany bywa z powodu swego kwaśnego smaku; w kuchni również bywa użyty do sałat i jar­

mużu. Przedewszystkiem dzieci lubią na łąkach lub Przy drogach polnych zrywać listki szczawiu i su­

rowe spożywać. W obec tego wypada jednakowoż ostrzedz przed nadmiernem używaniem szczawiu, gdyż już częściej spostrzeżono otrucie. I tak opisuje Prof. Eichhors*: następujący wypadek: Pewien 12 letni chłopak, bawiąc się na łące, spożył wielkie ilości szczawiu; wkrótce potem uczuł silne bóle w brzuchu, poczem nastąpiły wymioty, rozwolnienie a wreszcie bezprzytomność. W tym stanie przywie­

ziono go do szpitala, gdzie mimo drażnienia go 1 głośnego wołania, nie dał żadnego znaku życia.

Nastąpiły kurczowe drgania mięśni a po kilku dniach sprawdzono śmierć. W edle badań pośmiertnych, przyczyną śmierci było silne zapalenie nerek, spowo-

dowane szkodliwym wpływem kwasu szczawiowego.

A zatem przy spożywaniu szczawiu zachować należy zawsze pewne umiarkowanie.

27 ---

Rozmaitości.

Suggestya i żołądek.

Kuracyę skuteczną za pomocą hypnotyzowania i suggestyi przeprowadzono niedawno w klinice pewnego uniwersytetu niemieckiego. Leczono tam kobietę, której żołądek nie przyjmował żadnego po­

karmu; po każdem nawet najlżejszem pożywieniu następowały wymioty. Kobietę leczono przez długi czas, lecz gdy wszystkie środki zawiodły, spróbował profesor sposobu leczenia hypnozą, (sztucznem usy­

pianiem bez środków narkotycznych), chociaż nie bardzo w nią wierzył. Zahypnotyzówał chorą i roz­

kazał jej potem jeść i trawić pożywienie. Chora nie poddawała się rozkazowi, lecz wymiotowała jak dawniej. Profesor stracił zupełnie nadzieję wylecze­

nia pacyentki.

Naówczas zajął się nią asystent, który po hy- pnotyzowaniu chorej, nakazał iej jeść; gdy rozkaz został wykonany, nakazał, żeby zapomniała o tem, że jadła, poczem zbudził ją. Pacyentka w istocie zapomniała o jedzeniu tak dalece, i wymiotów nie miała. Przetrawiła wszystko znakomicie. W ten sposób żywiono ją cały tydzień, przyczem wmawiano w nią jeszcze, iż jest tak ciężko chorą, źe absolutnie nie wolno przyjmować jej pokarmów; pacyentkę nie raziło więc wcale, że żyje niby »bez poźywienia«.

Powoli, gdy żołądek przyzwyczaił się do trawienia pokarmów, zmniejszano porcye pożywienia, które podawano jej we śnie hypnotycznym, a natomiast podawano jej lekką strawę w stanie trzeźwym.

Dawki te pomnażano, gd y pokazało się, źe żołądek trawi coraz lepiej, aż wreszcie chora przestała się żywić we śnie hypnotycznym.

Przytoczony wyżej wypadek poucza, źe kuracya hypnotyczna posiada swe subtelności. Nieumiejętnie stosowana szkodzić ona może pacyentowi, a gdzie stosowana jest z ostrożnością, tam często pomaga.

W

»Ten Franek to żelazny mężczyzna*.

»Dla czego ?«

»Bo przetrzymał w swem życiu już trzy te­

ściow e«.

* *

*

(8)

--- 128

W lokalu.

W i n c e n t y : »Powiedz mi drogi Erychu ró­

żnicę między pchłą a mną.«

E r y c h : »Pchła potrafi na ciebie wskoczyć, ale ty na pchłę nie potrafisz wskoczyć*.

* *

*

P r z y spisie ludności.

U r z ę d n i k : »Czem się pani mąż zajmuje ?*

Ż o n a : »Kaszle od pół roku*.

* *

*

Roztropna rada.

»Idąc ulicą moje dziecko, miej zawsze oczy spuszczone: jest to skromnie, a znaleźć teź można czasem portmonetkę«.

* *

* N erw o w y.

»Cóżeś tak się przestraszył?*

»A bo widzisz, jak tylko zobaczę którego z swych wierzycieli, zaraz przejmuje mnie dreszcz i uciekam co tchu. Taki jestem nerwowy!*

* *

* Na ulicy.

»Czy to prawda, żeś dostał w twarz wczoraj w restauracyi?*

»Prawda, ale nie w restauracyi, tylko w cu­

kierni*.

»No i cóż, będzie pojedynek?*

»Mój drogi, żebym ja się chciał bić za każdym razem jak dostanę w twarz, tobym już dawno nie żył«.

* *

* Dama.

Każda dama aż do zmierzchu Piękna, jako woda z wierzchu — A le zmąć ją: jako żaba

W net w yskoczy — z damy baba.

* *

*

Jakiś jegom ość przechodząc około konduktu pogrzebowego, zapytał jednego z towarzyszących konduktowi, kogoby chowali?

»Nie wiem na pewno*, odrzekł zapytany, »ale zdaje mi się, że tego, co tam w trumnie*.

SZARADA..

Pierwsze, pieniądz z zagranicy D rugie wspak to robotnicy Robią zwykle tylko latem, Zarabiają pieniądz na tem.

Z drugim wprost się niemcy chlubią G dyż go bardzo pijać lubią.

Wszystko, to przedstawiciele Ludu, ale mówię śmielę, Ź e choć liczna ich partya, W iele ludu jej nie sprzyja.

K to pierwszy nadeszle rozwiązanie, otrzyma na­

grodę.

Rozwiązanie szarady z nr. 15-go:

Jak na teraz, szarada dość trudna I nawet rzec można, za żmudna.

G dy się jednak bliżej nad nią rozmyśli,

T o pierwsze cztery litery się jako d ług kreśli;

Który nikomu nie daje spokoju A ż go zwróci,

Czas mu skróci.

A gdy gość w dom nasz zawita, T o go się mile u progu powita.

G dyż: »Gość w dom — B óg w dom!* mówi trafnie [przysłowie A dalsze cztery litery to oznaczają.

Ość znów bez liczby ryby mają.

G dy wszystkie siedem liter poskładasz, T o z tego długość otrzymasz,

Która jak to względnie bywa Prosta, kręta albo krzywa;

I chociaż jest dosyć zdrożna, Jednak ją zliczyć można.

Berta Badura z Rożdzienia.

Dobrze odgadli jeszcze: pp. Franciszek Koło­

dziejczyk z Szarleja, Leon Nowacki i W ojciech Twardowski z Katowic.

Nagroda przypadła panu W ojciechow i Twar­

dowskiemu.

Rozwiązanie szarady z poprzedniego num eru nadesłali je s z c z e : pp. Jan K a n ia z Zawodzia, Robert Mamok z Józefowca, Ignacy Ebert z Bottropu, Teofil Goraus z Lyonu.

Nakładem i czcionkami .Górnoślązaka*, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

miast do życia powrócił. Feliks Gondek w swoim »W ieczorze św. I tak dzisiaj zastanówmy się nad trzema krzyżami, które stały na G olgocie czyli Kalwaryi. Na

Jeżeli tedy niektórzy ludzi wmawiać W am będą, że nie trzeba zachowywać postów dla tego, że to ma szkodzić w ogóle zdrowiu i sprzeciwiać się hy- gienie,

•nęża nie sprawuje sprawiedliwości Bożej. Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie. L ecz gd y przyjdzie on Duch prawdy, nauczy was wszelkiej

sławiony, źeć nie mogą oddać: albowiem ci będzie oddano w zmartwychwstaniu sprawiedliwych®, to jest po śmierci w Niebie. B óg miłosierny zlitował się nad

sławionej M ałgorzacie Alacoąue, aby rozszerzała wśród ludzi nabożeństwo do N ajsłodszego Jego erca Boskiego, rosły z każdym prawie rokiem objawy wielkiej

siejszej ludzie każdego stanu wiele się nauczyć mogą, ale osobliwie rodzice a dziatki, wszelakiej pobożności żyw e przykłady wystawione mają.. A w drugiej

W ylicza Faryzeusz dużo dobrych uczynków, jakie pełnił, a jednak B óg na nie nie wejrzał. Augustyn, a nic nie znajdziesz. Wstąpił, aby się modlić, a on nie

Pewnego wieczoru dłużej jak zwykle modląc się, na grobie pani Tarmińskiej, Marta powiedziała ciotce, że nie chcąc jej być dłużej ciężarem, postanowiła