Rok II. Katowice, Niedziela, 1-go Listopada 1903 r. Nr. 44.
Rodzina
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
Wychodzi raz na tydzień w Jfiedziełę.
^°dzina chrześciańska« kosztuje razem z » Górnoślązakiem « kwartalnie 1 m a r k ę 60 fe n . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską*
nować, może ją sobie zapisać za 50 f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Górnośiązaka« w Katowicach, ul. Młyńska 12 abo:
Ni edz i el ę d w u d z i e s t ą d r u g ą po Ś w i ą t k a c h .
Lekcya
Filip. I. 6—i i.
Do ®rac*a • Mamy ufność w Panu Jezusie, iż który ChC W WaS sprawę, wykona aż do dnia
rystusa. Jakoż jest słuszna, abym ja to rozumiał . Was wszystkich, dla tego, iż was mam w sercu Ew Więzieniu moJem> i w obronie, i w utwierdzeniu Sei anS efi') że wy w szyscy towarzysze jesteście we- L a mego. Albowiem świadkiem mi jest Bóg, jako was wszystkich we wnętrznościach Jezusa rystusa. I o to proszę, aby miłość wasza więcej Więcej obfitowała w umiejętności i we wszelakiem
°zumieniu, abyście doświadczali, co jest pożytecz
n e g o , żebyście byli szczerymi i bez obrażenia dzień Chrystusów, napełnieni owocu sprawiedli- g °sci przez Jezusa Chrystusa, ku sławie i chwale
Ewangelia u Mateusza świętego
w Rozdziale X X I I .
. W on czas: Odszedłszy Faryzeuszowie, radzili , ę jakoby Jezusa podchwycili w mowie. I posłali
^,u ucznie swoje z Herodyany mówiąc: Nauczycielu, leińy, iżeś jest prawdziwy, i drogi Bożej wprawdzie auczasz, a nie dbasz na nikogo, albowiem nie oglą- asz się na osobę ludzką; powiedzże nam tedy, coć ' ę zda, godzili się dać czynsz Cesarzowi, czyli nie?
, Jezus poznawszy złość ich, rzekł: Czemu mnie Usicie obłudnicy? Pokażcie mi monetę czynszową.
: 0ni 'nu przynieśli grosz. I rzekł im Jezus: Czyj r , ten obraz i napis? Rzekli mu: Cesarski. Tedy ekł im; Oddajcie tedy co jest Cesarskiego Cesa- zowi a co jest B ożego Bogu.
N a u k a z tej E w a n g e lii.
Za czasów Jezusa Chrystusa, Żydzi ju ż nie
^'eli króla ze sw ego rodu, ju ż nie byli ludem dla Slebie, Jecz podlegali cesarzowi rzymskiemu. Jako I}°ddani cesarscy, obowiązani byli cesarzowi opłacać P°datki i cła w monecie rzymskiej. Ci Żydzi, co
0 sekty faryzeuszów należeli, która jeszcze, choć
najczęściej tylko powierzchownie, najwierniej zacho
wywała wiarę, jaką Bóg przez Mojżesza Izraelitom podał, utrzymywali, że nie powinni podatków i cła opłacać cesarzowi, bo on nie był ich prawym kró
lem, nie był Żydem lecz tylko Poganinem, a Bóg przykazał, aby się chronili Pogan i w żadne z nimi nie wchodzili związki. Pogardzali więc drugimi Ż y dami, których mniej to obchodzilło, kto n ad > im i panuje, Żyd, czy poganin, byle im tylko było dobrze, i którzy, dla doczesnej korzyści swojej, przywiązali się z duszą i z ciałem do Heroda Antypy, co w imie
niu cesarza zarządzał jedną częścią ziemi żydowskiej, Galileą zwaną. T ych pospolicie nazywano stronni
kami Heroda, Herodyanami. Te dwa stronnictwa w największej żyły niezgodzie; ale kiedy szlo o zgubę niewinnego Zbawiciela, złączyły się z sobą i wy
słały kilku z pomiędzy siebie do Niego, z zapyta
niem: czy powinni Żydzi opłacać podatki cesarzowi lub nie?
Dla czego oni to właśnie pytanie zadali Zba
wicielowi?
Nie zadali oni tego pytania Chrystusowi, aby się prawdy dowiedzieć, ale tylko, aby podchwycić Jezusa w mowie; bo myśleli sobie: jak powie Jezus, że trzeba podatki opłacać cesarzowi, to go okrzy
kniemy przed ludem za zdrajcę ludu; a ja k powie:
że się nie godzi cesarzowi podatków płacić, to go znowu oskarżymy przed cesarzem, że przez swoję naukę lud od cesarza odwodzi i burzy, a jako bu
rzyciela cesarz ukaże. Żeby zaś ukryć niegodziwe zamiary swoje, przychodzą do Zbawiciela w najwię
kszej pokorze, nazywają go nauczycielem, podchle
biają mu, że on nie zważa na nikogo, i że każdemu prawdę powie, czy się tem obrazi lub nie. Że się tak w istocie rzeczy miały, opowiada wyraźnie święty Łukasz w swojej Ewangielii, mówiąc: >a podstrzega- jąc, posłali zdrajcę, którzyby się zmyślali być spra- sprawiedliwymi, aby je podchwycili w mowie, a po
dali go przełożeństwu i władzy starosty, i pytali go mówiąc: nauczycielu, wiemy, że dobrze mówisz i uczysz, ani się oglądasz na osobę, ale drogi bożej w prawdzie nauczasz: godzi się nam dać dań cesa
rzowi łub nie ?«
C zy im się udał ich chytry zamiar?
Nie, bo Zbaw iciel jako B óg wiedział dobrze, że nie prawdy szukają, ale Jego zguby, dla tego od
zyw a się do nich: »czemu mnie kusicie obłudnicy?«
Mimo tego zostawił ich bez nauki, ale im wskazał, co mają czynić: K iedy używacie monety cesarskiej, i je g o poddanymi jesteście; oddawajcież tedy cesa
rzowi, co mu się należy: posłuszeństwo, cło i po
datki. A kiedy powiadacie, że jesteście poddanymi Boga, to i B ogu oddawajcie, co się Jemu należy:
posłuszeństwo, cześć i miłość; »oddajcie cesarzowi, co jest cesarskiego; a Bogu, co jest boskiego,« są słowa Zbawiciela.
Trzeba w ięc tedy we wszystkiem słuchać zwierz
chności ziemskiej?
Bez wątpienia, bo i Paweł święty, Apostój, do tego nas zachęca, pisząc do Rzymian: »W szelka dusza niechaj będzie poddana wyższym zwierzchno- ściom. Albowiem nie masz zwierzchności, jedno od B oga: a które są, od B oga postanowione. Przeto, kto się sprzeciwia zwierzchności, sprzeciwia się po
stanowieniu bożem u; a którzy się sprzeciwiają, ci potępienia sobie nabywają. Albowiem przełożeni nie są na postrach dobremu uczynkowi, ale złemu.
A chcesz się nie bać urzędu, czyń, co jest dobrego, a będziesz miał chwałę od niego. Albowiem jest sługą bożym, tobie ku dobremu. Lecz jeźli uczy
nisz co złego, bój się, bo nie bez przyczyny miecz nosi. Albowiem jest sługą bożym, mścicielem ku gniewowi twemu, który złość czyni. Przetoż z po
trzeby bądźcie poddani, nietylko dla gniewu, ale też dla sumienia. Albowiem też dla tego podatki da- wacie, albowiem są sługami bożymi, na to samo służący. Oddawajcie tedy wszystkim, coście powinni:
komu podatek, podatek; komu cło, cło: komu bo- jaźń, bojaźń; komu cześć, cześć. Nie bądźcie ni
komu nic winni, jedno, abyście się społecznie miło
wali: bo kto miłuje bliźniego, zakon wypełnił.* — G dyby zaś zwierzhność ziemska domagała się od nas czego, coby się naszej wierze świętej, sumieniu i woli B oga sprzeciwiało; wtedy jej słuchać nie trzeba, bo ju ż sami Apostołowie powiedzieli radzie żydowskiej, gd y im zakazywała, opowiadać świętą naukę Jezusa C hrystusa: »więcej trzeba słuchać Boga, aniżeli ludzi.* A Bóg im nakazał, aby poszli i opowiadali ludowi w kościele wszystkie słowa ży
wota. Pierwsi Chrześcianie, choć nigdy się nie opie
rali swojej zwierzchności, to jednakże jej nie słu
chali, gd y im nakazywała wyrzec się nauki Zbaw i
ciela, i wtedy woleli śmierć męczeńską ponieść, ani
żeli na włos odstąpić wiary świętej.
Tak więc każdy, jakąkolwiek ma zwierzchność nad sobą, słuchać jej powinien w tem wszystkiem, w czem ma prawo do rozkazywania; a nawzajem każda zwierzchność na to pamiętać winna, co Bóg przez Psalmistę powiada: »Zrozumiejcie, ćwiczcie się, którzy sądzicie ziemię. Służcie Panu w bojaźni, a radujcie się mu ze drżeniem. Chw yćcie się nauki,
by się kiedy nie rozgniewał Pan i nie poginęliscie z drogi sprawiedliwej.*
P a m i ę c i
Ojca św. Leona XIII-go.
Na Kapitolu, h e n ! w prastarym Rzymie Zabrzmiał głos dzwonu ponury, grobowy!
Z żyjących karty znikło W ielkie Imię,
Z gasł Starzec^święty, Namiestnik P iotraw y!. . I ju ż G o oczy nie ujrzą niczyje,
Ni uszy na tej usłyszą G o ziemi, I ju ż to serce nigdy nie zabije
W trosce ojcowskiej nad dziećmi swojemi!
Lecz Jego żywot czyż w ludów pamięci Przebrzmi jak echo i na zawsze zginie?
Na wieczne czasy potomność uświęci T ego, co światło niósł w zwątpień godzinie.
Był to Mąż W ielki, On swemi ramiony Ogarniał w szystkich: możnych i u b ogich ; On umiał jednać cały świat zwaśniony, Sprowadzać ciszę w czasach tak złowrogich1 Odkąd mu Chrystus powierzał swą trzodę,
Nie ustał w pracy, nie upadał w znoju;
W iódł drogą cnoty pokolenia młode;
Sam czerpał siłę z Prawdy Boskiej zdroju.
Choć łodzią Jego wciąż burze miotały On się nie uląkł, wierny Stróż Kościoła;
Dzierżył ćwierć wieku berło pełen chwały) Z męstwem rycerza, z dobrocią anioła! . • • Dziś odszedł Pasterz do lepszej Ojczyzny,
Gdzie wszystkie prawe duchy się weselą;
I cóż nam z Jego zostało spuścizny?
W iara i miłość — Lumen in c o e lo ! . ..
Czemu czcimy Świętych Pańskich?
Ponieważ dzisiaj święcimy uroczystość W szys|
kich Świętych, rzecz bardzo stosowna uprzytonU11 sobie, czemu to czcim y Świętych Pańskich.
0
dla tego że są Świętymi, źe są przyjaciółm i B°S i jako tacy wzorami naszego życia.
r. Czcim y Świętych Pańskich, p o n ie w a ż s ś w i ę ty m i.
Jest prawo powszechne, wszędzie przyjęte rażone też w Piśmie świętem: »C ześć komu cześc‘
(Rzym. 13, 7), to znaczy, że sama natura rzeczy ^ maga, abyśmy oddawali cześć temu, komu się leży. T o też wszędzie i zawsze mają we czci lu£*zj’
co się wsławili za życia. Mężom wielkim w ocza świata stawiają pomniki, od ich imion dają naz J miastom, ulicom a dni ich pamiątkowe obchód
Wspaniale, z wielkiemi uroczystościami. C zyż więc
* nam chrześcianom katolikom nie wolno czynić po- 0 nież ? Co Święci Pańscy zdziałali, nieskończenie
większe i zacniejsze, niżeli to, co synowie tego SWlata czynią, a choćby to były dzieła i najświetniej
sze, Uważcie one walki; one cierpienia, one cnoty,
°n żywot poświęcony Bogu albo w niezmazanej czy
stości albo w najsurowszej pokucie. I czyż to nie zasługuje na uznanie nasze i na cześć? Przeciwnicy
°scioła mówią, że to ujmuje czci Panu Bogu. Płon- i niedorzeczne to słowa! My przecież czcząc Więtych, uwielbiamy przez to Boga, przez którego sk? się stali świętymi; my wypełniamy tylko we- z'Vanie króla proroka, w ołającego (Ps. 150, 1): »Chwal-
^le Pana w Świętych Jego. Zresztą w Piśmie św. znaj- jemy przykłady czczenia świętych sprawiedliwych
«ó w . Król Abdiasz przed Eliaszem »padł na obli-
°2e swoje* (3. Król. 18, 7). »Synowie proroków, w y
szedłszy przeciwko Elizeuszowi, pokłonili się mu Warzą do ziemi* (4 Król. 2, 15). Sam Duch Boży achęca do czczenia Świętych (Syr. 44. 1, 15): »W y
d a j m y męże chwalebne i ojce nasze w rodzaju sWoim . .. Mądrość ich niech opowiadają narodowie chwałę ich niech opowiada K ościół.* Chrystus an mówi (Jan 12, 27): »Jeśli mi kto będzie służył, Uczci g 0 O jciec mój.* C zyż tedy możemy się jeszcze Wahać czcić tych, których sam B ó g czci. Przeto też
°ściół zaw sze czcił Świętych, czego dowodzą liczne Wiadectwa O jców Kościoła i orzeczenia Soborów.
. rugi Sobór Nicejski (787 r.) mówi: »Przyjmujemy 1T>amy we czci apostolskie podania, w których Cześć Świętych wyrażona jest. A Sobór Trydencki odzywa się: >Uczy Kościół, źe należy się cześć
Więtym, królującym z Chrystusem.*
2. Czcim y Świętych Pańskich, ponieważ są
^ r z y j a c i ó ł m i B o g a .
Kto czci przyjaciół króla, czci przez to króla S?mego, o tem nikt nie wątpi. Już król prorok czuje Slę Powodowanym do czci przyjaciół B oga: »U mnie,*
(Ps. 139, i 7); »w wielkiej uczciwości są Boże Przyjaciele twoi.* Ż e zaś B ó g uważa Świętych rze- wiście za przyjaciół, to wynika ze słów Zbawi-
^leia> którzy powiedział (fan 15,14) do uczniów swoich rótko przed męką swoją: »Wy jesteście przyjaciele
°*i jeśli czynić będziecie, co ja wam rozkazuję.*
aręcza też, że ci którzy miłują Boga, od Niego będą
^ low ani, są więc Jego najściślejszymi przyjaciółmi:
* ° mnie miłuje,* są słowa Chrystusa Pana (Jan.
j 4> 21), »będzie miłowan od O jca mego, i ja go mi-
°Wać będę.* Sam Duch Boży zapowiada też, że sWięci siedzieć będą na Jego tronie* (Objaw. 3, 21), N ie c ić będą jako światłość utwierdzenia,* jako gwiazdy na wieki wieczne* (Dan. 12, 3), że »królo- ać będą na wieki wieków* (Objaw. 22, 5). Jeżeli ec*y B ó g Świętych tak czci, to i my cześć nale- im oddawać powinniśmy. C o więcej, Chry- 1,8 Pan nawet wyraźnie nakazuje czcić jego wier
z c h uczniów i przyjaciół. »Kto wami gardzi,* mó- 1 (Łuk. 10, ló), »ten mną gardzi i tym, który mnie |
posłał.« Uważa więc czczenie uczniów swoich za uczczenie własnej Jego osoby i swojego Ojca nie
bieskiego. Jeżeli zaś żądał oddawania czci swym wiernym sługom dopóki tu jeszcze w^ ludzkiem ciele chodzili, czyż tem więcej nie należy się im cześć od-
! kąd stali się świętszymi i doskonalszymi i uwielbieni ju ż cieszą się chwałą niebieską? »Coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili« (Mat. 25, 40). Każdy więc dowód miłości ku n a jm n ie js z y m z Jego braci uważa Zbawiciel za znak miłości ku Niemu samemu. Czyżby więc mo
gło Mu być obojętnem, jak się zachowujemy prze
ciwko najpierwszym w Jego królestwie, przeciwko tym, których nazywa swymi wybranymi przyjaciółmi, jest więc cześć Świętych koniecznym wynikiem owej miłości, którą ku Bogu*Panu tnaszem u mamy być przepełnieni. P iękn iejn ów i w tym względzie św. Hie
ronim: »Jako nie umniejsza się miłość, którą win
niśmy Bogu, przez to ,' gdy bliźnich naszych jako dzieci Boże, miłujemy: tak też nie uwłóczy się czci Panu Bogu powinnej, gdy Świętych jako przyjaciół Boskich szanujemy. Przeciwnie: cześć Boska po
mnaża się, jako i miłość ku Bogu rośnie, gdy rośnie ku bliźniemu. A kto to słyszał, żeby się umniejszała miłość królowi należąca się przez to,? "iż się i matkę jeg o i dzieci, p r z y jacioły i sługi szanuje?* I owszem, ja k pisze św. Jan Damasceński, »król urażonym by się czuł, gdyby ich nie czczono. Kto Świętych nie czci, ten hardym jest a niesprawiedliwym w obec Boga.*
3. Czcim y nareszcie Świętych, ponieważ są n a j p i ę k n i e j s z y m i w z o r a m i ż y c i a n a s z e g o .
W prawdzie B óg jest pierwowzorem dla nas, jako też mówi Zbawiciel (Mat. 5> 48): »Bądźcie do
skonałymi, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest.*
Atoli jak trudno, prawie niemożebne wpatrywać się w słońce, tak też doskonałość Boska udaje się nie
doścignioną. Zbawienną siłę słońca poznajemy z jego skutków, z piękności przyrody; tak też łatwo nam poznać doskonałość na Świętych Pańskich. Jeżeli tedy odstrasza cię najwyższa doskonałość Boga, oto patrz na tę doskonałość, jak się odzwierciadla w Świę
tych. T o też woła św. Paweł (1 Kor. 4, 16): »Bądź- cie naśladowcami moimi.* A czy możemy Świętych n a ś la d o w a ć ? Czem użby nie? W szakże i my mamy to samo rozkazanie, byśmy byli doskonałymi. W szakże ta sama wiara św. podaje środki i pomoc do tego, abyśmy świętymi zostali. Są też Święci z każdego stanu jakiegobądź. Czyś w stanie wolnym, czy w mał
żeńskim; czyś duchowny czy świecki; czyś ubogi czy bogaty; prostak czy uczony; żołnierz czy rze
mieślnik; syn czy córka; sługa czy pan: tam w niebie znajdziesz między Świętymi wzór i przykład, z któ- rego poznasz, jako i ty powinności swoje wypełniać i świętym zostać możesz. »Mogli oni,* woła św. A u gustyn, »czemu ty nie?* Amen.
Kapliczka w lesie.
i.
Stoi w lesie kapliczka Na polance zielonej.
Nad nią wznosi ramiona Dąb starością om szony T ynk obleciał z jej murów, D ach poczerniał przez lata, Powój wieńcem kwiecistym Stare cegły opłatą.
K rzyż z nad dachu połyska, Zapatrzony w lazury,
Jednakowo złocisty, Mimo burze i chmury.
Lat już tyle on czuwa, W idny wszystkim z daleka, Nie opuści nikogo
Jego święta opieka.
n.
W ewnątrz starej kapliczki Jest ołtarzyk odwieczny,
Często złoci go rankiem Jasny promień słoneczny.
I oświetla twarz cudną Częstochowskiej Panienki, Z d a się, go oni go okiem Śliczny Jezus m aleńki!
Przed obrazem lśni lampka, Która płonie wieczorem, Jak te gwiazdki srebrzyste,
Co migocą nad borem.
A na starym ołtarzu Codzień kwiaty są świeże:
Dłoń je składa pobożna Jezuskowi w ofierze.
III.
Nad odwieczną kapliczką, O d samego rozświtu, Płyną śpiewy ptaszące D o jasn ego błękitu.
Las się budzi z uśpienia.
Brzęczą w słońcu owady, Szumią dęby poważnie, Dumne boru pradziady.
Cała puszcza odwieczna Śle swój pacierz do Boga, Radość w lesie panuje, Słodycz rzewna i błoga.
A Panienka Najświętsza Z e swą małą Dzieciną
Słucha modłów chóralnych, C o od ziemi w zw yż płyną.
IV.
Nieraz błędny W ędrowiec, Idąc lasem w noc czarną, U jrzy zdała płonącą O w ą lampę ofiarną.
D o kapliczki wstępuje, K lęka kornie u proga I modlitwę tułaczą Z łzami wznosi do Boga.
Nieraz matka żałosna, W dow a albo sierota Tu przybiega znękana, C zy to burza, czy słota.
I strapienie swe składa U stóp Pana nad Pany, Co swą łaską bezmierną Ułagodzi jej rany.
Or — ot.
Ks. Ledóchow ski P r y m a s e m . Pierwsze lata Jego rządów.
Czter}' całe lata urzędował ksiądz Ledóchowsk1 w Brukseli, tj. aż do końca roku 1864-go. W ony111 to smutnym roku, dnia 12-go Marca, przeniósł się był do wieczności ów jeden z najbardziej utrapionyc^
arcybiskupów wielkopolskich, ks. Leon Przyłuski.
Zanosiło się po je g o śmierci na długie sieroctw o, i mówią, że rząd ju ż wtedy był postanowił, żeb}' dać nam za arcypasterza osobę, któraby co do usp0' sobienia sw ego narodowćgo nie szła razem z naro
dem, któraby raczej ruch narodowy ja k najusilniej przytłumiała, a przynajmniej w duchowieństwie wiel
kopolskim w ygasić go chciała. Podobno ofiarow ano ju ż tę katedrę i biskupowi Kettelerowi; ale zacny prałat wymówił się, dając za powód, że nie utnie polskiego języka. Zabiegi kapituł poznańskiej i gnieź
nieńskiej b yły bezskuteczne, aż przyszło do tego, że O jciec św. czuł się spowodowanym, żeby sam zale
cić osobę, któraby i rządowi wstrętną nie była i Jemu, a i W ielkopolsce miłą. Kto znał niezrównaną miłość Piusa I X dla Polski, ten przeczuwał, źe w osobie nowego arcybiskupa przyjedzie gorliwy polskiego Kościoła rządzca i obrońca. Nie brakło przecież i takich, co mniej kładli w agi na polecenie Stolicy świętej, ja k raczej na zaufanie berlińskiego dworu i widzieli w tym zaufaniu złą wróżbę dla losów dy- ecezyi, — Zobaczym y niebawem, ja k bardzo sl^
pomylili.
Nie możemy powiedzieć, jakiemi były skryte zamiary rządu pruskiego co do arcybiskupstwa gnieź
nieńskiego i poznańskiego; ale to pewna, że j u^
było podobno postanowiono, aby nie ścierpieć na tych katedrach Polaka, i że w tej myśli krzątano się
°koło Piusa IX-go. Nieodżałowany ten przyjaciel Polski odmówił żądającym po prostu dla tego, że
^Niemiec nie umiałby ani Polaków prowadzić do zbawienia, ani też administracyjnie rządzić.« Zapro
ponował tedy sw ego N uncyusza z Brukseli — a rząd, nie mogąc nic mieć przeciw temu, zgodził się na
reszcie. Kapituły gnieźnieńska i poznańska, widząc na co się zanosi, tym mniej śmiały opierać się na sw°im prawie wyboru i zaufały przyjaznej radzie Stolicy św. apostolskiej, zwłaszcza od chwili jak od kardynała Franchi dowiedziały się w Dreźnie o smu- tnym losie, który miał paść na dyecezye, gdyby za
^ radą nie poszły. W olały tedy utracić na pozór Prawo wolnego wyboru i przyjąć osobę zupełnie Wielkopolanom nieznaną, niż narazić dyecezye na dłuższe sieroctwo lub niemieckie rządy.
Nastąpił tedy w Dreźnie sekretny zjazd księdza franchi z ówczesnym biskupem sufraganem Stefa
nowiczem i ks. Janiszewskim. W edług gazet, ksiądz franchi jeździł niby to do Petersburga. Narady były długie i ciężkie, a ksiądz Franchi musiał użyć wiel
kiej wym owy i ciepła, żeby delegatów przekonać 0 tym, ja k godnego ze wszech miar prałata O jciec święty wybrał na Stolicę św. W ojciecha. G dy obaj Wysłańcy wrócili, wtedy na mocy ich orzeczenia ka
pituły, obie w Gnieźnie na dniu 16-go Grudnia roku 1865-go. zebrane wybrały przez aklamacyą to jest Ustme, jednomyślnie i bez głosowania tajnego, arcy- Pasterzem swoim hrabię Mieczysława Halkę L edó
chowskiego.
W iadom ość o dokonanym wyborze przesłana 2°stała natychmiast do Rzymu. O jciec św. Pius IX odpowiedział na nię przez Breve, w którym chwali Przywiązanie kapituł do Stolicy św. i zapewnia je, im przysyła godnego arcypasterza; że przez w y
bór swój kapituły ścieśniły jeszcze bardziej węzły Uczące te dwie archidyecezye z Rzymem, i że w y
świadczyły przez to wierze świętej wielką przy- Sam Pius IX określił z góry wysokie przy
mioty księdza Mieczysława, pisząc o nim, że jest
‘ Pełen pobożności, roztropności, gorliwości bisku- P'ej> i ozdobiony rzadkiemi przymiotami umysłu 1 serca.«
Zaraz tedy ks. prałat Brzeziński i ksiądz pro
boszcz Janiszewski wyjechał do Brukseli, aby w y
branemu arcybiskupowi złożyć hołd miłości i usza
nowania.
Ks. Mieczysław, który do Piusa IX czuł praw
dziwie synowskie przywiązanie, wyraził to był do kilku osób, że przyjęcie katedr gnieźnieńskiej i po
ga ń sk ie j było dla niego wielkim poświęceniem, gdyż 8° odrywało od osobistych usług przy Ojću świętym.
9 Zuł on także cały ciężar krzyża arcypasterskiego, j*ki stawał przed je g o oczym a; ale źe znał życzenie Stolicy Apostolskiej, a całe życie zdawał się na wolą
^°żą, dla tego przyjął nowy obowiązek z poddaniem i miłością.
Tymi uczuciami napojony powitał wysłańców bardzo mile i łaskawie. Nie będziemy szeroce roz
pisywali się nad tym, co księża deputowani odkryli w Brukseli; dość że za powrotem ks. Brzeziński po
wiedział ze łzami w oczach:
— I czymże ja zasłużyłem na to, żebym dni swoje skończył pod takim arcybiskupem r*
Ks. Janiszewski zaś powtarzał:
_ jest to prawdziwy biskup od stóp do głów.
Tego ostatniego wybrał zaraz ks. Arcypasterz do- radzcą oraz oficyałem swoim, a gdy w roku 1871-szym ks. biskup Stefanowicz przeniósł się do wieczności, przedstawił go sam Ojcu św. na biskupa i własnemi rękoma włożył sakrę na jego głowę.
Był ks, Mieczysław prekonizowany na konsy- storzu odbytym w dniu 8-go Stycznia 1866-go roku, razem z Patryarchą Carogrodzkim 1 ks. Melchersem, arcybiskupem kolońskim.
W yjazd ks. Ledóchowskiego z Brukseli wstrzy
many był przez śmierć Leopolda I-go, króla belgij
skiego, po którym następował syn tamtejszego, L e
opold II. B y ł’ wtedy ks. Mieczysław mianowany legatem alatere, tj. posłem od boku O jca św. w tym celu, aby młodemu królowi złożył powinszowania Ojca św przy sposobności jego wstąpienia na tron.
Dopiero potym, w miesiącu Lutym 1866 r.,nowy A rcypa
sterz pojechał do Rzymu, aby się przedstawić Piusowi IX. Dwa miesiące tam spędził niejako na przygoto
waniu się do trudnego zawodu, do jakiego powołała
p o Opatrzność. Zdawszy nasamprzód sprawę Ojcu sw.
z tego co był uczynił w Belgii, zamknął się następnie w milczeniu na modlitwie i na ćwiczeniach ducho
wnych. Potem odwiedził groby Apostołów, męczen- ników i wyznawców, których tak wiele w 1 lescie Wiecznym. C zy przeczuwał, iż mu kiedyś przyjdzie
■pójść temi samemi torami?
Nadeszła chwila ostatniego z Ojcem św. poże
gnania. Pius IX, jakby duchem proroczym natchniony, ofiarował nowemu Prymasowi łańcuch złoty 1 rzyz do noszenia na piersiach, te same, które niegdyś nosił ksiądz Franzoni, arcybiskup Turynu, pierwsza ofiara jedności włoskiej. Dostojny ten prałat w y
gnany przez rewolucyonistów piemontskich za to, ze bronił trzody swojej, umarł na wygnaniu a umierając w testamencie ofiarował Ojcu św. pastorał swój 1 swoj pierścień biskupi, a dalej krzyż ozdobiony dyamen- tami i ametystami ofiarowany mu przez nieutulone w żalu owieczki jego. Tym samym krzyżem paso
wał niejako O jciec św. ks. Mieczysława na rycerza, wybierającego się na ciężką bardzo 1 niebezpieczną wyprawę.
W yjechaw szy z Rzymu, zatrzymał się ks. Prymas jeszcze w Medyjolanie, aby uczcić ciała świętych Am brożego i Karola Boromeusza i natchnąć się nie
jako ich cnotami. Następnie pojechał do Berlina w celu spełnienia świeckich swoich obowiązków, a mianowicie złożenia przysięgi na wierneść na ów- czas panującemu W ilhelmowi I, królowi pruskiemu, a potem i cesarzowi zjednoczonych Niemiec. Dotych
czas było w Prusiech zwyczajem , że przysięgę taką odbierał minister państwa na imię Jego Królewskiej Mości; lecz ks. Ledóchowski oświadczył z góry, że mając składać przysięgę na wierność panującemu, chce ją złożyć tylko wprost, tj. własnej osobie kró
lewskiej; na które życzenie uprzejmie się zgodził król Wilhelm. O koliczność ta łatwo daje się wy- tłóm aczyć tym, że ks. Arcypasterz, byw szy już Nun- cyuszem na dworze belgijskim, a więc niejako naj- pierwszym z posłów zagranicznych na brukselskim dworze, gdyby był na dworze berlińskim pozostał, byłby w randze co najmniej równym niejednemu z ministrów pruskich a równy w równego ręce nie mógł składać przysięgi. W olno sobie to i w ten sposób tłóm aczyć, że ks. Prymas przełożonym swym bezpośrednio widzieć chciał tylko monarchę kraju, w którego granicach leżała je g o dyecezya. Akt ten odbył się na dniu 14-tym Kwietnia roku 1866-go, w którym dniu nabył ks. Prymas praw obywatela pruskiego; i dla tego jeszcze drugą zobowiązany był składać przysięgę. Pojazdy królewskie zawiozły tak jeg o ja k i ks. Melchersa na pokoje królewskie, gdyż obydwaj w tym samym dniu dopełniali świeckiego sw ego obowiązku. Ubrani byli obydwaj w purpu
rowe uroczyste szaty legatów urodzonych Stolicy Ś w iętej; tłumy ludu berlińskiego przypatryw ały się niezwykłemu widowisku.
Król Wilhelm wyrzekł przy tej sposobności godne pamięci wyraz}’ :
— »Stosunki Kościoła katolickiego względem państwa są na całej przestrzeni królestwa m ego cał
kowicie uregulowane, dzięki tradycyi historycznej, dzięki prawu i ustawom krajowym .« '
Niestet}', za lat siedem miało się pokazać, że stosunki te z nowa mają b y ć »regulowane« przez znane ustawy majowe, które tyle nieszczęścia spro
wadziły na wszystkie stosunki Prus i Niemiec ca
łych! . . .
Już wtedy, w Berlinie, dał ks. Prym as dowód swej niezłomnej woli. G dy bowiem oficyał jego, ks. Janiszewski, przybył do Berlina, znany z patry- otyzmu tylekroć na sejmach i w W ielkopolsce udo
wodnionego, a dwór zaprosił ks. Prym asa na obiad, ale samego, wtedy kazał on prosić marszałka kró
lewskiego, żeby i księdzu Oficyałowi przysłano za
proszenie. Marszałek odpowiedział, że to niepo
dobna.
— W takim razie żaden z nas nie pójdzie, odpowiedział ks. Ledóchow ski; albo pójdziem y razem, lub nie pójdziemy wcale.
I marszałek ustąpił słusznemu zresztą żądaniu, gd yż było to ubliżeniem dla ks. Prymasa, przepisy
w ać mu, kogo on uznaje godnym siebie towarzy
szem, by stanąć na królewskich pokojach.
Drobne to są na pozór okoliczności, ale nie wolno zamilczeć, że nowy Arcypasterz zrobił na ca
łym dworze ja k najlepsze wrażenie. W szyscy poznali od razu, źe mieli do czynienia z księciem Kościoła w całym znaczeniu tego wyrazu.
Sam monarcha miał powiedzieć do swego oto
czenia:
- Jest on więcej królem niż ja sam. — Do
znawał też nowy Arcypasterz nadzwyczajnych wzglę
dów Króla i Królowej. Rokrocznie jeździł później ks. Prymas około Nowego Roku do Berlina i prze
bywał tam po kilkakrotnie na pokojach królewskich, a po wyjeździe otrzymywał od królestwa listy jak najłaskawsze. Oddawał też obojgu monarchom słu
szne pochwały, wynosząc w królu Wilhelmie pr0' stotę i sprawiedliwość, a w królowej nadzwyczajni uprzejmość, łaskawość i miłosierdzie. Dziś można o tym mówić wyraźnie, bo ks. Prymas udowodnił) że nie był dworakiem i że wszystko co mówił i cZ3'' nił, robił na mocy głębokiego przekonania. Czy się zmieniło usposobienie króla W ilhelma względem ulu
bionego Arcypasterza? Nie wiemy — ale wątpimy >
wolimy mieć to przekonanie, że chociaż podpisa*
przedłożone sobie przez rząd swój ustawy m a jo w e , to jednak nie przestał uznawać w ks. Arcypasterzu tych przymiotów, które przez więzienie o s tro w s k ie nabrały jeszcze w iększego nam aszczenia i blasku.
Zbliżał się dzień wyjazdu na osierocone od roku stolice. Dostojnemu Prałatowi ofiarowano jeden z wa
gonów królewskich.
Na stacyi w Krzyżu czekały wszystkie warstwy n arod u : szlachta, duchowieństwo, m ieszczanie i wie
śniacy, wszystko w strojach’ narodowych.
Odpowiadają^ na wyrzeczone do siebie gorące słowa deputatów, ks. Prymas powiedział, iż błaga Najwyższego, aby błogosławił nadziejom i słuszny!11 pragnieniom obywateli; że sam ze swojej strony przywozi dobrą wolą, a reszty czeka od zmiłowania Bożego. A patrząc na tak jawne i wyraźne dowody przywiązania otaczających go rodaków, dodał z roz
czuleniem :
— * 0 jakże słodko po tylu latach nieobec
ności znaleźć się w pośrodku swoich i na ziemi oj
czystej !«
Był to zaprawdę palmowy wjazd do Wielko- polski, po którym w nie tak długim czasie miał)' ks. Prymasa spotkać i niechęć wielkiej części roda
ków i odwrócenie się władz, które teraz szły z P °' lakami w zawody, aby nowemu Arcybiskupowi zg0' tować pozornie jak najświetniejsze przyjęcie. Praw da że jechał z królewskich i z papiezkich pokojów.
Pod dniem 20-go Kwietnia 1866 r. wydał k s - Prałat Brzeziński okólnik, w którym zawiadamia Rządzców kościołów Archidyecezyi Poznańskiej, ze Najprzew. Arcybiskup ks. M ieczysław H r . Ledó
chowski odbędzie swój wjazd uroczysty i intronizacyfl w Kościele Metropolitalnym Poznańskim na dniu 24 tegoż miesiąca, i poleca z tego powodu tymże Rządz' com, by w dniu tym o godzinie 6 wieczorem, ty w chwili kiedy dostojny Zwierzchnik na tron wstę
pować będzie, biciem w dzwony wszystkich kościo
łów przez pół godziny ze stósownym p r z e s t a n k i e m
wesołą tę nowinę wszystkim wiernym o zn a jm ił1.
Równocześnie zaprosił kapłanów mieszkających bil*
3 5 i
żej Poznania, aby zechcieli wziąść udział w uroczy
stości rozpoczynającej się o godzinie 4 po południu
°d kościoła św. M. Magdaleny. Równocześnie w y dano program czyli porządek onegoż uroczystego Przyjęcia. B ył on mniej więcej następujący.
Dnia 24-go Kwietnia wyjechali ks. Prałat B rze
ziński oraz ksiądz kanonik Grandke z Gniezna do Krzyża, stacyi kolei żelaznej, do których przyłączyła się Deputacya złożona z obywateli świeckich.
Na godzinę 4-tą po południu udali się na dw o
rzec poznański kanonicy z obydwóch kapituł oraz wielkie grono obywateli miejskich, którzy się 0 tym wprzódy z kapitułami porozumieli.
Na dworzec zajechała sześciokonna kareta, do której ks. Arcypasterz wsiadł i zajechał do kościoła św. Maryi Magdaleny. Za nim ciągnęły się rozliczne Pojazdy, przejeżdżając ulice Berlińską, Nową, Rynek 1 Jezuicką. Od chwili gdzie ks. Arcypasterz wje
chał w Bramę Berlińską, odezwały się dzwony ko
ścioła św. Marcina, a za nimi dzwony całego miasta.
Duchowieństwo już czekało u Fary, cechy zaś i Bra
ctwa szkoły katolickie ustawiły się na ulicy Jezuickiej w porządku procesyonalnym.
Ksiądz Arcybiskup, wziąwszy na siebie u Pary przed wielkim Ołtarzem ubiór pontyfikalny, udał się w procesyi przez ulice Jezuicką, Rynek, Szeroką, uhcę i Chwaliszewo aż do Katedry. W czasie po
chodu śpiewano pieśni K t o s i ę w o p i e k ę , D o C i e b i e P a n i e i B o ż e w d o b r o c i . B ył to pochód wspaniały; cała ta droga, od Fary do K ate
dry, była dosłownie zapchana widzami.
Skoro Najprz. ks. Arcypasterz stanął przed wielką bramą Katedry na rozpostartym kobiercu, na
raz dzwony umilkły, i jeden z Prałatów powitał go krótką przemową, na którą tenże odpowiedział. Wtem zaintonowano hymn T e D e u m l a u d a m u s i po
chód ruszył do kaplicy B ożego Ciała. Tu ks. A rcy
pasterz modlił się sam jeden, a wyszedłszy odpro
wadzonym został do W ielkiego Ołtarza. Tu znowu się modlił, a po odśpiewaniu na rogu Epistoły wier
sza »Protector Noster* i po skończonej modlitwie Usiadł na stolicy Arcypasterskiej.
Następnie odczytana została z kazalnicy bulla installacyjna w trzech językach: łacińskim, polskim i niemieckim, poczym Prałaci i Kanonicy przypu
szczeni zostali do ucałowania ręki. Po różnych je
szcze innych, przepisanych w takim razie modlitwach, udzielił ks. Arcypasterz w uroczysty sposób B łogo
sławieństwa Apostolskiego, poczym złożył ubiory kościelne, a wziąwszy kappę wielką, udał się, po
przedzony krzyżem, do swego pałacu, dokąd za mm Poszło cale duchowieństwo, oraz i członkowie władz i obywatele prowincyi, gdzie mu wybitniejsze osoby hyły przedstawiane z kolei.
Równocześnie, pod dniem tym samym 24-tym Kwietnia, wydał ks. Arcypasterz List pasterski, w któ
rym wszystkim wiernym ponownego udzielił błogo
sławieństwa i wzywał ich do miłości Boga, do wier
n o ści dla Stolicy świętej, do oddania królowi cośmy
jemu winni, do sumiennego zachowywania praw i do innych cnót obywatelskich.
Już 21 Sierpnia tegoż roku odbyła się w Gnie
źnie pierwsza kongregacya księży dziekanów, na której ważne zapadły uchwały, odnoszące się do pod
niesienia wewnętrznego stanu dyecezyi.
Ponieważ pisma niemieckie wystawiały księdza Prymasa jako burzyciela politycznego, który dążył do podkopania państwa pruskiego, więc umyślnie wspominamy tu o tem, że ksiądz Prymas od samego początku trzym ał się zdała od spraw politycznych kraju, i duchowieństwu swemu taką sarnę praktykę zalecał. Wiedział bowiem ks. Prymas, że najmniej
sze mięszanie się duchowieństwa do spraw politycz
nych było zaraz wykładane opacznie i wywołało nieprzyjemne z rządem korespondeneye, tak źe nie
kiedy nie mógł posad duchownych obsadzać zdol- nemi osobami dla tego, że tym osobom zaczucano, iż się jak to mówią, »w obec rządu skrompronuto- wały I W onych czasach rząd z całą surowością prawa ścigał i karcił mianowicie śpiewanie po ko
ściołach znanej pieśni * B o ż e c o ś P o l s k ę , * która należała wprawdzie do pieśni przez władzę duchowną potwierdzonych, ale me weszła była jeszcze do rytuału i do kaneyonałów polskich. Ponieważ rząd zapatrywać się zaczął na tę pieśń jako na śro
dek agitacyi politycznej, przeto ks. Arcypasterz ode
brawszy po dwakroć zażalenie władz cywilnych na księży, którzy tę pieśń w kościołach śpiewali lub śpiewać pozwalali, a me chcąc kościoła wielkopol
skiego z tego powodu na różne przykrości 1 szykany narażać, zakazał stanowczo tej pieśni, aby jej przy żadnych procesyach lub nabożeństwach me używano.
W idzimy ztąd, że ks. Arcypasterz w roztropnej swej dla władz uległości doszedł aż do ostatnich granic podobieństwa, bo nie zatrzymał się nawet przed chwilowo niechęcią patryotycznego a przez po
wstanie z r. 1863-go i liczne gwałty moskiewskie jeszcze bardziej rozbudzonego narodowego uczucia.
W szystko to, w rzeczy samej niemiłe i gorzkie, miało kiedyś obrócić się ku dobremu i pokazać w tym większym blasku niewzruszoną stałość księdza P ry
masa w tych rzeczach, które, dla swych katolików Polaków uważał za konieczne i niezbędne.
Im głębiej się kto nad pierwszym Listem P a
sterskim ks. Prymasa zastanawia, tym więce] podziwia i przezorność wielką nowego Arcypasterza 1 ostroż
ność j e g o w pierwszych krokach pasterskich 1 pokorę apostolską. Przez to wszystko przebija się jako nić złota przywiązanie do kraju, oględnie wyrażone, ale głębokie.
Ksiądz Prymas obiecuje, że »z wszelkiem po
świeceniem przewodniczyć będzie kapłanom w służbie B ożej; że zna trudności nowego urzędu i trwoży się przed niemi, kiedy mu się nie udało w szczerej po
korze od nich usunąć: Ks. Prymas liczy jednak na uczucia wiernych swoich, »odziedziczone po ojcach*;
nie waha się powiedzieć, że tą cząstka winnicy t ań- skiej »jest mu tak drogą*; że »całe serce swoje*
352
winien jest ludowi sobie powierzonemu. Do obywa
teli, do całego ludu »Sercem do serca* przemawia.
Zagrzewa wszystkich do wzajemnej miłości, która sprawi, że łatwiej zniesiemy troski i boleści, które da nam poznać, a że źródłem »klęsk i nieszczęść*
naszych są nie złości i niepizychylności »ludzkie», tylko »rozporządzenia* Opatrzności Bożej, która nas jużto karze, jużto doświadcza. Ks. Arcypasterz kończy wezwaniem, abyśmy oddawszy Bogu co jest Bozkiego, oddali i królowi, cośmy jemu winni, i ^sprawiedliwe prawa sumiennie zachow yw ali.«
Nie zechce zapewne nikt twierdzić, że ks. Pry
mas powinien był od razu wydać List pełen miłości O jczyzn y i zachęty do oporu dla władz świeckich;
bo pierwsze byłoby obróciło przeciw niemu wszystkie władze, od monarchy począwszy, a drugiego jako biskup nigdy uczynić nie mógł i nie powinien.
Zresztą nie wiemy, ale być by też mogło, że ks.
Pr} mas w jeżdżając do W ielkopolski pod wrażeniem tego wszystkiego co mu za granicą opowiedziano
0 rewolucyjnym i bezbożnym duchu wielkiej części obywatelstwa (choć to wszystko było przesadzone) nie był wolny od pewnych uprzedzeń względem W ielko
polan A le jeżeli tak było, to może i lepiej że tak było, bo wkrótce naocznie się mógł przekonać i o sil
nej wierze W ielkopolan i o wielkim ich do Stolicy św.
przywiązaniu. Następnie dał dowód, że serce jego nie tylko biskupie ale i narodowe biło z nami je
dnym tętnym zgody, tak jako przystało na Pasterza 1 owce jego.
(Ciąg dalszy nastąpi).
G ł o s Ś w i ę t y c h .
XVII.
Święci odmawiają sobie nawet rzeczy pozwo- lonych aby więcej byli oddaleni od rzeczy zakazanych.
(Św. Grzegorz Wielki).
Ten który nigdy nieodmawia sobie dozwolonych przyjemności, jest bardzo bliskim pozwolenia sobie, rzeczy zakazanych. (Sw. Augustyn).
B yłoby to cudem gd yb y ten który pozwala so
bie wszystkiego co mu wolno, nie dał się skusić te
mu, co jest zakazane. (Sw. Bernard).
Uskrom przez pokutę, twoje członki; tak w y
pieszczone. tak miękkie, tak wątłe; i odmawiaj sobie tylu rzeczy pozwolonych, iluś użył zakazanych.
(Sw. Bernard).
Ten który niema dosyć zdrowia i siły aby po
ścić, będzie przynajmniej mógł hojniej dawać jałm u
żnę; być gorliwszym w modlitwie, uważniejszym i pil
niejszym w słuchaniu słowa Bożego, prędszym w po
jednaniu się ze swymi nieprzyjaciółmi, baczniejszym w oddaleniu od siebie wszelkiej myśli o zemście i nienawiści; albowiem słabość ciała niestawia prze
szkody tym dobrym uczynkom, i ten kto j e w ykonyw a, będzie zawsze prawdziwie pościł; tak ja k Pan Bogi wym aga tego od Chrześcianina.
(Sw. Jan Chryzostom).
Jeżeli post, staje się bez zasługi kiedy mu nie towarzyszą dobre uczynki i miłość bliźniego, cóż się z nami stanie, którzy mając za mało sił aby pościć, mamy tyle lenistwa iż .opuszczam y wykonanie do
brych uczynków i cnoty. (Sw. Jan Chryzostom).
Słyszę nie raz jak się cieszycie żeście ju ż d o s z l i
do połowy postu. Lecz czy wasze u d o s k o n a l e n i e
również postąpiło? C zyście zwalczyli już, p o ł o w ę na*
miętności waszych? Jeżeli tak jest: pozwalam wam radować się, (Sw. Jan Chryzostom).
Staropolskie zdania moralne.
Lepsza jest cnota w kłopocie, niźli niecnota w złocie- Ten nie błądzi kim cnota rządzi.
Cnota tak bogata, że nie może mieć szkody;
ani się też ogląda na ludzkie nagrody.
Lepsze oko swoje, niż cudze oboje.
Na śmierć nie urosło ziele, choć go w polach r°
śnie wiele.
Rzadko rzecz uczciwa, bez pożytku bywa.
W ieczerza hojna noc niespokojna.
Mądrość przychodzi z laty; acz nie każdy mądry kto bogaty.
Młodym robić, mężom rządzić, starym m o d l i ć s1^
przystoi.
Kłamstwo, jak szydło w worku nie długo się utai- Przykład większy, niż nauka; czyń, co mówisz, *°
mi sztuka.
Szkodniej trzewika, niż nogi; mówi skąpy, ubogi-
S2SJL1HJŁJDY.
i.
Pierwszą jet rzeka, reszta lat seciny, Całość część oczu. Zgadujcie dzieciny.
II.
Pierw sze z trzeciem człeka poji, Druga z trzecim zdradnie łu d z i;
Wszystko śliczne, suto stroji Znanych z swej dzielności ludzi.
Za dobrze rozwiązanie w yznaczona n a g r o d a .
Rozwiązanie szarady z nr. 43-go:
S a -ty -r a .
Dobrze odgadli: p. p. Jadwiga Badura z dzienia, Teresa Polok z Siemianowic, Agnieszka Knopp z Zabrza, pp. W alenty Przibyła z Zawodź13’
Cyryl Markiton z Pawłowic, Stefan Grzenia z Świec‘a nad W isłą, W iktor Gałązka z Gliwic, Jan Szulc z Poznaniu.
W szyscy otrzymali w nagrodę zajmującą książkę-
Nakładem i cecionkami ^Górnoślązaka*, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
Redaktor odpowiedzialny: B o g u m i ł Z i ę t a k w Dębie.