R o k II.
Katowice, Niedziela, 11-go Stycznia 1903 r. Nr. 2.
Rodzina ehrześeiańska
Pisemko poświęcone sprawom religijnym , nauce i zabawie.
Wychodzi raz na tydzień w Jfiedziełę.
‘ Rodzina ehrześeiańska® kosztuje razem z »Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m a rk ą 6 0 fen. K to chce samą j>Rodzinę chrześciańską«
abonować, może ją sobie zapisać za 50 f. na poczcie, u pp, agentów i wprost w Administr. » Górnoślązaka* w K atow icach , ul. Młyńska 12 eeess
Na Niedzielę pierw szą po T r z e c h Królach
L ek cya
Rzym. XII, I— 5.
B racia! Proszę was przez miłosierdzie B oże, abyście w ydaw ali ciała w asze ofiarą ż y jącą, świętą, przyjem ną B o g u rozumną służbę 'waszę. A nie bądźcie podobnymi temu światu, ale się przemieńcie w nowości umysłu wa-
Szeg o , abyście doświadczali, która jest w ola B o ża dobra i przyjem na i doskonała. A lb o wiem z laski, która mi jest dana, powiadam wszystkim, którzy m iędzy wami są, żeby nie więcej rozumieli w edle mierności, jak o każdemu B ó g udzielił miarę wiary. A lbow iem jako w jednem ciele w iele członków mamy, a w szystkie członki nie jednę sprawę mają;
tak w iele nas jednem ciałem jesteśm y w C h ry stusie, a każdy z osobna jeden drugiego człon
kami w Chrystusie Jezusie Panu naszym.
Ewangelia u Łukasza świętego
w Rozdziale II.
G d y ju ż Jezus był w e dwunastu leciech, g d y (rodzice je g o ) wstąpili do Jeruzalem, w e dle zw yczaju dnia św iętego. A ukoń czyw szy dni, g d y się wracali, zostało dziecię Jezus W Jeruzalem: a nie obaczyli rodzice Jego.
A mniemając, że O n był w towarzystwie, uszli dzień drogi, i szukali g o m iędzy kre
wnymi i znajomymi. A nie nalazłszy wrócili się do Jeruzalem, szukając G o. I stało się po trzech dniach, naleźli G o w kościele siedzą
cego w pośrodku D oktorów , a O n ich słucha
i pyta ich. A zdumiewali się w szyscy, którzy G o słuchali, rozumowi i odpowiedziom Jego.
A ujrzaw szy zdziwili się. I rzekła do N iego matka J e g o : Synu, cóżeś nam tak uczynił?
oto ojciec T w ój i ja żałośnie szukaliśmy Cię.
I rzekł do nich: C ó ż jest, żeście mię szukali?
Nie wiedzieliście, iż w tych rzeczach,, które są ojca m ego, potrzeba żebym był? A oni nie rozumieli słowa, które im mówił. I zstąpił z nimi i przyszedł do N azaret; a b ył im pod
dany. A matka Jego w szystkie te słowa za chow ała w sercu swem. A Jezus się pomnażał w mądrości i w leciech, i w łasce u B o g a i u ludzi.
N auka z tej E w angelii.
Ewangelia święta dzisiejsza opisuje nam onę pierwszą sprawę, którą Pan Jezus uczynić raczył jeszcze w dzieciństwie, w młodych latach swoich, ku okazaniu Boskiej swej mądrości. Z Ewangelii dzi
siejszej ludzie każdego stanu wiele się nauczyć mogą, ale osobliwie rodzice a dziatki, wszelakiej pobożności żyw e przykłady wystawione mają. Rodzice w Maryi i Józefie, w rodzicach Pana Jezusa, a dziatki także, synowie i córki w Dzieciątku Jezus, ja k się spra wować, czego się strzedz i co naśladować mają W pierwszej tedy części nauki naszej, o powinno ściach rodziców usłyszymy. A w drugiej także o po winnościach dzieci względem rodziców.
Najprzód tedy w rodzicach Pana Jezusa trzy rzeczy widzimy, które w szyscy rodzice naśladować mają. Bojaźń Boża stąd się w nich okazuje, iż na każdy rok chodzili do Jeruzalem, według Pańskiego rozkazu, na dzień święty W ielkanocny, nie dla ja
kiej przyjemności, albo żeby napaśli oczy; ale aby Pańskiemu rozkazaniu zadosyć uczynili, aby byli uczestnikami służby i chwały Bożej i ofiar, które się tam działy; aby słuchali i uczyli się tam zakonu, Bożego, a przez to, aby się i w wierze mocnili, i wzbudzali się ku większemu nabożeństwu, i wsze
10
lakiej pobożności: a nadewszystko, aby dziatkom swoim dobry przykład z siebie podawali.
A chociaż z Nazaret do Jerozolimy daleka była przestrzeń, jednak nie ciężko im było na te odpusty chodzić, i tak długą drogę dla słuby Bożej podej
mować. A dziś ciężko Chrześcianom, po wsiach mieszkającym kilka staj ów, przychodzić do kościoła, a drudzy w mieście, pomimo iż pod samym dzwon
kiem mieszkają, lenią się przychodzić do kościoła na służbę powinną Panu Bogu swemu, według przy
kazań Jego; ale nie lenią się do karczmy, albo na biesiady, służyć brzuchowi, którego za B oga mają.
Nadto, acz samym tylko mężom ono nawiedze
nie kościoła Jerozolimskiego trzykroć do roku przy
kazane było, atoli i Najświętsza Panna, Matka Boża zastosowała się do tego prawa, chociaż nie miała żadnego obowiązania, nie odstraszyła się, ani daleką i przykrą drogą, ani żadnemi potrzebami. T o się odnosi do tych, co nie chcą czynić, o czem nie ma jasnego rozkazania. Ukaż mi, mówi, gdzie to napi
sano, gdzie to B óg rozkazał ? A zaś nie dosyć na tem, że się kazał miłować ze wszystkiego serca, du
szy, sił i myśli twoich; a czynić to wszystko co możesz, ku czci i chwale Jego?
Słuchajcie dalej, jako Marya z Józefem ono święte dziecię wychowali. Bo chociaż też nie było w zakonie jasnego przykazania, aby rodzice dziatki swe tak rychło mieli brać z sobą do kościoła; je dnak oni nie będąc powinni, w dwunastym roku życia przywiedli z sobą Jezusa do kościoła: nie dla zabawki jak to dziś niektórzy czynią, ale aby się z młodu nauczył nabożeństwa i słuchania zakonu Bożego, pomimo, że tego ćwiczenia nie potrze
bował. Z przykładu tego mają sobie wziąść wzór w szyscy ojcowie i matki, aby i oni dziatki swe, skoro przyjdą do łat rozumnych brali do kościoła;
nie dla rozrywki, biegania lub mówienia, któremby kazaniu i chwale Bożej przeszkadzał)', ale aby się uczyły spokojnie, a z milczeniem, z bojaśnią a z na
bożeństwem, modlić się w kościele, a powoli do wszystkich dobrych rzeczy się przyzwyczajały. A nie
tylko je mają brać ze sobą do kościoła, ale i w domu ćw iczyć ich powinni ku modlitwie i ku nabożeństwu, ku szanowaniu świętych Sakramentów, i ku wszela
kim dobrym obyczajom i słowom wstydliwym, czy- stem i pożytecznym. A jeżeli w czem wystąpią tedy ich mają karać, nietylko słowy, ale i rózdze nie folgować, jak Pismo święte uczy: * Jeśli masz syny, ćwiczże je, a nachylaj ich z dzieciństwa ich.
Masz li córki, strzeżże ich pilnie, abyś ciała ich w czystości zachował, a nie ukazujmy wesołej twa
rzy swej przeciwko im. Nakrzywiaj szyję syna twego za młodości jego, a obijaj boki jego póki mały jest«. Eccl. 7, Eccl. 30.
Z dwóch osobliwie przyczyn rodzice powinni dbać o dobre wychowanie swych dzieci. Jedna, aby się po nich żalu i smutku nie doczekali, jak mędrzec m ów i: »Będzieszli pieścił syna, przestraszy s ię ; a bę- dzieszli z synem igrał, zasmuci się*. Druga, iż Pan
B ó g srogo karać ma rodziców niedbałych, dzieci swe pieszcząych, i krwi z ręku ich szukać będzie.
Jako mamy przykład w Helim, kapłanie, do którego między innemi słowy, tak Pan m ó w ił: »więcejeś uczcił syny twoje, niźli mnie. Przetoż mówi Pan B ó g Izraelski, obiecałem ci był, aby dom twój i dom ojca tw ego służył przed oblicznością moją aż na wieki. Ale teraz mówi Pan: nie będzieć to; ale którykolwiek mnie uczci, tego ja uw ielbię; a którzy mną gardzą, zostaną bezecni. Oto przyjdą czasy, i utnę ramię twoje i domu ojca twego, aby nie zo stał żaden stary w domu twoim*. Eccl. 30. 1.
Reg. 2. A słyszysz jako ten bj^ł poruszon i wzgar- dzon od Boga, nie dla żadnej złości swej, ale, iż synów swych O fnego i Fineasza ze złości ich nie karał. A jeżeli temu dobremu człowiekowi dla nie- karności synów Pan B óg nie przepuścił: tedyć pe
wnie i naszym rodzicom nie przepuści, którzy zbytnią pieszczotą psują dzieci swoje.
A tak moi mili ojcowie i matki, dla miłości B oga naśladujcie pilnie rodziców Chrystusa Pana, a z cudzych przygód uczcie się i sami bać się Pana B oga i dzieci wasza odwodząc od wszelakiej niepra
wości, przyuczajcie je ku pobożności i świętym oby
czajom. Ćw iczcie dzieci w asze i nachylajcie ich z młodu. Nie folgujcie rózgom. Nie igrajcie ani się śmiejcie z nimi: ale je wychowajcie w karności i bojaźni Pańskiej. T ak się stanie, że pb nich da li B óg pociechy doczekacie, a nie będziecie macać drzwi sąsiedzkich. A le jeśli ich zaniedbacie, wiedźcie pewnie, że ścierpną zęby wasze, i będzie wielki smę
tek duszy waszej, i wieczne przekleństwo przyjdzie na was i na domy wasze. Eccl. 30.
Trzecie, jakie staranie czynili Józef z Maryą, kiedy dziecię Pan Jezus bez ich wiadomości został w Jeruzalem, tośmy też słyszeli, iż Go szukali mię
dzy powinowatymi i znajomymi: a nie nalazłszy, wrócili się do Jeruzalem, i przez całe trzy dni z wielką żałością szukali Go. T u też mają przykład w szyscy rodzice, jak ą pieczę i staranie mają mieć o dzieciach swoich, tak co do duszy, jako i co do ciała ich, aby wiedzieli na każdą godzinę, gdzie się obracają, aby gdzie nie zaszły, aby się im co złego nie stało. W czem niektórzy rodzice bardzo są nie
dbali, pilniej opatrują konie, psy i świnie swoje, ani
żeli dzieci swe; skąd się więc przytrafia, że się albo spalą, albo utopią, a czasem się leżąc zaduszą, a częstokroć na duszy mizernie giną. A le ci niech pamiętają, iż Pan B ó g będzie szukał krwi dzieci z ręki ich. »Bo kto o swych, a zw łaszcza o domo
wych pieczy nie ma, ten się W iary zaprzał, i jest nad niewierniki gorszy*. 1. Tim. 5. Nadto mają ro
dzice dojrzeć, aby się też dzieci między czeladzią sprosną nie bawiły, i strzegły się złego towarzystwa:
aby czego nie ujrzały, albo nie usłyszały, skądby się zgorszyć i zepsuć mogły.
Słyszeliśm y o urzędzie i powinnościach rodzi
ców przeciw dzieciom swoim , posłuchajmy też w krótkości o powinnościach dzieci względem swoich
rodziców. Dzieci mają w Panu Jezusie przykład bardzo jasny, który wszystkie powinni naśladować, a zwłaszcza w tych czterech rzeczach : nasamprzód, w nabożeństwie i bojaźni B ożej; drugie, w towa
rzystwie i w rozmowie z uczonymi a mądrymi ludźmi;
trzecie w posłuszeństwie rod ziców ; czwarte naostatek, w pomnożeniu mądrości i łaski w latach. Nabożeń
stwo i bojaźń Boża w dziecięciu Jezusie w tem się okazała, że on dobrowolnie z rodzicami nietylko do Jeruzalem chodził do kościoła, ale i po ich odejściu leszcze 'tam pozostał przez trzy dni. Taka w nim żarliwość była ku służbie Bożej, że się nic nie stęsknił, ani się m ógł nasycić przez on cały tyd zień : Jakoby mówiąc z Dawidem świętym : »0 jak są wdzięczne przybytki twoje o Boże zastępów ! pragnie dusza moja i omdlewa do domu twego«. (Ps. 83).
Tak samo też w szyscy młodzi ludzie chętnie do ko
ścioła chodzić i w nim przemieszkiwać mają; a nie tęsknić sobie na służbie Bożej, na modlitwie albo na kazaniu, ale słuchać z pilnością słowa B ożego, i za chować je z Panną Najświętszą w sercu swojem, dziękując i śpiewając Panu B ogu swemu. Bo jeśli ona święta wdowa do ośmdziesiąt lat w modlitwach i poście służyła Panu B ogu we dnie i w nocy, nie w ychodząc z kościoła; (Łuk. 2.) jakoż daleko więcej młodzi ludzie mieliby to czynić, mając i lata i zdro
wie po temu?
Drugie. Słyszeliśm y, iż dziecię Jezus nalezion jest nie w karczmie, nie na rynku, nie na innem ja kiem nieprzystojnem, 'albo podejrzanem miejscu, ale w kościele; nie igrając, ani próżnując, ale siedząc w pośrodku Doktorów, i słuchając ich i pytając.
Którym przykładem mają się pobudzać ludzie mło
dzi, aby się także uczonych, mądrych i nabożnych ludzi trzymali, z tymi obcowali, tych słuchali i py
tali i wedle ich rady się sprawowali. Bo jeżeli się nie wstydził Pan Jezus, siedząc w pośrodku D okto
rów, słuchać i pytać ich, chociaż on był sama mą
drość Boska (I. Kor. 1.) daleko mniej my zapewnie wstydzić się mamy uczyć się od innych i radzić się mędrszych. »Mądry« powiada Salomon, »słuchając mądrości, będzie jeszcze mędrszy*. (Ps. I.) »Nie wzgardzaj*, mówi Syrach, »powieścią starszych i mędrszych, i rad słuchaj ich przypowieści, bo się od nich nauczysz mądrości i rozumu, i służyć wiel
kim panom bez przymówki*. A jako się mądrych i nabożnych trzymać mają, tak znów z drugiej strony towarzystwa złych i przewrotnych strzedz się pilnie mają. Albowiem złe rozmowy psują dobre obyczaje, a kto się smoły dotyka, ten się zapewnie umazać musi. (I. Kor. 15. Eccl. 13.).
Trzecie. C o się dotyczy posłuszeństwa Pana Jezusa w młodych latach Jego ku rodzicom swoim, słyszeliśmy, iż gdy był od nich nąleziony, szedł z nimi, i był im posłuszny i poddanny. A jeżeli On będąc Bogiem, Panem i Stworzycielem Panny Maryi i Józefa, jednak był im poddany, jakoż daleko w ię
cej my, cośm y ziemia, proch i popiół, winniśmy być posłuszni i poddani rodzicom naszym? Do czego
mają się wzbudzić synowie i córki nietylko tym przykładem Pana Jezusa, ale i jasnem przykazaniem Pańskiem i obietnicami zapłaty posłusznym, i skara
nia nieposłusznym dzieciom. Przykazanie czwarte jasne jest: czcij ojca i matkę twoję. A obietnica zaś jeszcze: abyś był długo żyw na świecie. I na drugim miejscu: kto czci ojca swego, będzie też bło- gosławion i ucieszon na potomstwie, i będzie wy- słuchan w modlitwie swojej. Skaranie zaś niepo
słusznych tak jest opisane w Piśmie ś w .: »Kto zło
rzeczy ojcu swemu albo matce, ten niech śmiercią umrze. K to nie czci ojca i matki, przeklęty jest Kto trapi ojca sw ego i ucieka przed matką zesromo- cony i nieszczęsny będzie. Kto uderzy ojca albo matkę, niechaj śmiercią umrze*.
Przetoż miłe dziatki, proszę i upominam was dla Pana B oga miejcie w uczciwości rodzice wasze, bądźcie im posłuszni i poddani, miłujcie je, bójcie się ich, czcijcie ich stare łata, nie zasm ucajcie ich, ale gdy już na zmysłach ustaną, tedy im odpuszczaj
cie. Pamiętajcie, że oni też dla was ucierpieli. Tym sposobem staniecie się podobnymi Panu Jezusowi i od wiecznego przekleństwa wyzwoleni, otrzymacie błogosławieństwo od Pana Boga.
Czwarte i ostatnie. Słyszeliśmy, iż Pan Jezus rosł i pomnażał się w mądrości i w leciech i w łasce u B oga i u ludzi. Tym że obyczajem, i dziatki i inni w szyscy ludzie o to się pilnie starać mają, aby, jako w leciech postępują, tal* też i w mądrości i we w sze
lakiej pobożności pomnażali się i mieli zawsze łaskę u B oga i u dobrych ludzi.
Gromada — to wielki człowiek.
--- »►■«»---
(Dokończenie.)
A jak się też ma z tym wielkim człowiekiem- gromadą u nas? Niestety! zostaliśmy za wszystkimi w ty le ; trudno! tę prawdę musimy sobie powiedzieć, choć wstyd! A jednym z głównych powodów jest brak skupienia całego społeczeństwa w pracy dla dobra ogółu, brak łączności i organizacyi jest naszą starą wadą narodową, a nawet plemienną.
U czeni badacze przeszłości odnajdują jej źródło w bardzo odległych czasach. U starożytnych S ło wian, naszych przodków, o ile uczucia rodzinne były w wysokim stopniu rozwinięte, o ile wielką była mi
łość i serdeczna jedność członków składających ro
dzinę, o tyle nie było spójni i zjednoczenia pomię
dzy pojedyńczemi rodzinam i; każda żyła w odo
sobnieniu, pracowała dla siebie i rządziła się na swoją rękę.
Ten właśnie brak łączności społecznej sprawiał, że Słowianie przez długie wieki popadali w niewolę sąsiednich plemion, społecznie uorganizowanych.
Słowianie, zadawalniając się tem, co im dawała własna praca, nigdy nie napadali sąsiadów w celach rabunku i wskutek tego długo nie znali oręża, a na
padnięci przez germańskie plemiona, żyjące głównie z rozboju, nie mieli się czem bronić. To też w cza
sie, kiedy Germanie nie ruszali się krokiem bez mie
cza, Słowianie nie tylko mieczów, lecz nawet żelaza jeszcze nie znali.
C zy wiecie, czem uzbrajali swych posłów, wy
syłanych do sąsiednich książąt? — oto gęślami!
Gęśl, było to narzędzie muzyczne, na którem przod
kowie nasi chętnie sobie przygrywali. Łatw o pojąć, że tak uzbrojonych rycerzy nie trudno było rabo
wać, podbijać i zamieniać w niew olników ; zwłaszcza, że żyli w odosobnieniu, pojedyńczemi rodzinami.
Zalety i wady tych odległych naszych przod
ków jeszcze dziś posiadamy; bo jak ze wszystkich narodów stoimy najwyżej pod względem uczuć ro
dzinnych, miłości i czci dla rodziców, co tak w y
raźnie objawia się w obyczajach polskich, tak naj
mniej jest w nas organizacyi i zjednoczenia spo
łecznego. L ecz jak Czesi, lubo Słowianie, umieli się pozbyć zgubnego błędu swych ojców, tak samo i my, byleśmy tylko mieli szczerą wolę, możemy w y
robić w sobie, tę tak ważną w naszych czasach, tak konieczną w naszem położeniu, zaletę solidarności i jedności narodowej.
Tymczasem, jakże się u nas przedstawiają te dwie potęgi skupienia, jednomyślności i zgodnego działania, któremi są stowarzyszenia i prasa?
»}akto! C zy nie mamy własnych różnych to
warzystw i zacnej prasy?* zawoła kto może.
Mamy! mamy! trochę tego i owego, ale mo
glibyśmy i powinniśmy mieć sto razy więcej, a jeszcze nie dościglibyśm y innych społeczeństw. Stosunkowo do liczby ludności za mało mamy towarzystw, a co gorsza, stowarzyszenia mają zbyt małą liczbę członków.
Przyznajemy, że są i u nas towarzystwa, które rzetelnie pracują w swoim zakresie, przynosząc spo
łeczeństwu bardzo wiele dobrego, przez co zasługują na jeg o wdzięczność, a zarazem silne poparcie. A le trudno zaprzeczyć i temu, ' że są towarzystwa, które oprócz majówki, balu i czasem teatru amatorskiego, nie mogą się pochlubić zbyt wielkiemi rezultatami swej pracy.
Ostatecznym celem towarzystw jest udoskona
lenie i uszczęśliwienie społeczeństwa, przez coraz większy rozwój cywilizacyi. Do tego celu dążyć po
winny wszystkie stowarzyszenia, każde w swoim za
kresie, obraną przez siebie drogą: a ponieważ im więcej towarzystw, a w nich członków, tem więcej jednostek pracuje dla wspólnych celów, przeto każdy, komu dobro własne i swoich współbraci leży na sercu, garnąć się powinien do pracy w towarzy
stwach.
A nie wystarcza należeć do jednego towarzy
stwa, lecz do tylu, do ilu czas, obowiązki i stosunki pozwalają. Do trzech mianowicie towarzystw powi
nien należeć kto żyw, m ężczyźni i kobiety, nawet młodzież wyrosła z dzieciństw a; to jest do towarzy
stwa trzeźwości, przeciwkardanemu i czytelni ludo
wych. Oświata bowiem, trzeźwość i porzucenie 'nie
szczęsnego karciarstwa, to podwaliny naszej moral
ności i dobrobytu; a tem samem [ fundament szczę
śliwszej przyszłości, o której nigdy zwątpić nie"m o
żemy.
K ażdy należący do tych towarzystw powinien nietylko sam nie pić, nie grać w karty, ośw iecać się przez czytanie i naukę, ale również nakłaniać do tego innych, wpływem swoim jednać towarzystwom nowych członków. Jakżeby to pięknie i pożytecznie było, gdyby młodzież należąca do towarzystwa czy
telni ludowych schodziła się w pewne dni na głośne czytanie. W ięcej oświeceni objaśnialiby rzecz czy
taną mniej oświeconym, tłom acząc to, czegoby tamci nie rozumieli; przez głośne zaś czytania kolejne wprawiałaby się i douczała młodzież tego, czego się w dzieciństwie nie douczyła.
O bok tych towarzystw, każdy należeć powinien do stosownego towarzystwa zaw o d ow ego; więc rol
nicy do kółek rolniczych, rzemieślnicy do towarzystw przemysłowych, robotnicy, terminatorzy i inne różne stany i zawody mają swoje odpowiednie towarzy
stwa; tylko trzeba tych towarzystw zakładać więcej i przystępować licznie do nich.
Nadto mamy jeszcze towarzystwa gimnastyczne, mające na celu ćwiczenia ciała; w miastach, gdzie ludzie mają mniej ruchu i powietrza, towarzystwa te są wielce polecenia godne; przez ćwiczenia gim na
styczne wyrabia się sprężystość, ruchliwość, zrę
czność, siła muskułów, a wszystko doskonale wpływa na zdrowie.
Nie mniej piękny cel mają towarzystwa śpie
wackie. Są one wielce potrzebne nietylko po mia
stach, ale i po wsiach; panowie organiści mogliby po wsiach stanąć na czele takich towarzystw; nie chodzi bowiem o bardzo uczone śpiewy, ale po pro
stu o nauczenie m łodzieży poprawnego śpiewania melodyi naszych przecudnych pieśni kościelnych i świeckich. Kiedyś przodkowie nasi śpiewali przy każdej sposobności: w kościele, w domu, w polu, w podróży, w czasie walki z wrogami ojczyzny i wiary, oraz przy wszelkich obrzędach; dlatego to mamy tak bogaty zbiór pieśni i melodyi; mianowicie kolendy nasze polskie nie mają sobie równych w ca
łym świecie pod względem serdeczności, rzewności, prostoty i pobożności; a niekiedy oznaczają się pra- wdziwem pięknem.
Dziś śpiewy ustały; starsi znają jeszcze różne pieśni, ale młodzież nasza? Gdyby starsi nie śpie- 1 wali w kościele przed nabożeństwem, to często pa
nowałaby cisza głęboka, bo młodzież i dzieci naj
częściej śpiewać nie umieją. T o też na wielką wdzięczność społeczeństwa zasłużyliby ci, którzy na
sze młodsze pokolenie ćw iczyliby w śpiewie na chwałę Bożą, przez zakładanie towarzystw śpie
w ackich i chętną w nich pracę.
Powie kto może, że przez należenie do kilku towarzystw poniesie uszczerbek praca obowiązkowa.
Na to odpowiadamy, że praca ta nic nie straci, skoro towarzystwom poświęcimy tylko ten czas, jaki zwykle przepędzamy na niepotrzebnych zabawach, w karczmach, szynkowniach, przy kieliszku, kartach, na rozmowach, które krzywdzą bliźniego, a obrażają B oga; jednem słowem czas zmarnowany bezużytnie, albo zgoła źle użyty.
A nawet choćby wreszcie poświęcił kto, na ty
dzień jedn ę lub dwie godziny czasu, odjętego pracy obowiązkowej, to skoro w towarzystwie nie będzie pracował nad urządzaniem zabaw i rozrywek, ale nad rozszerzeniem swej fachowej wiedzy, oświaty umysłu, utwierdzeniu się w dobrem, wykorzenieniu Wad i błędów, przez słuchanie odpowiednich odczy
tów, rozmów itd., to czas na to poświęcony sto
krotnie mu się nagrodzi, gd yż z większą umiejętno
ścią, energią, zapałem weźmie się następnie do obo
wiązkowej pracy. K ażda bowiem praca niezmiernie zyskuje na oświeceniu i udoskonaleniu tego, który ją wykonuje.
A ja k się rzecz ma tu u nas z drugą potęgą naszych czasów, z prasą? T ak mniej więcej, jak z towarzystwami. Mamy w prawdzie pisma niektóre bardzo tanie, w większej części dobrze redagowane, ale niestety pisma te mają zbyt mało czytelników, a wskutek tego ani się rozwijać nie mogą, ani dojść do takiego znaczenia, jakieby mieć mogły, gdyby je całe społeczeństwo szczerze popierało. W spom ina
liśmy już, że w innych krajach, lubo pism i gazet wychodzi bez liku, mają one po kilkadziesiąt, a na
wet kilkaset tysięcy abonentów. U nas zaś, choć pism nie wiele, liczą najczęściej po parę tysięcy przedpłacicieli; ja k pismo ma dziesięć tysięcy, to już bardzo wiele znaczy; w szyscy to podziwiają, jako coś nadzwyczajnego.
Dziwne, trudne do pojęcia panują u nas zapa
trywania pod względem abonowania pism. W yd ać na cygara, wino, wódkę, świecidła i stroje kwartalnie kilkanaście, albo kilkadziesiąt (stósownie do możno
ści) marek, to swoja rzecz; lecz, żeby ta sama osoba choć połowę tego miała wydać na pisma, w głow ieby się je j wprost nie zm ieściło uczynienie tego ; abono- wać rocznie za kilka, albo kilkanaście marek pism, to ju ż nazywa się zbytkiem. Najczęściej, gd y kto wyda na gazety ze dwie, cztery marki, to ju ż sądzi, że wielkiej rzeczy dokazał; a są i tacy, a takich pono najwięcej, co grosza nie wydadzą na abono- wanie pisma, i ja k żyją, książki nie kupili. Nadto i takich nie brak, którzy lubią czytać, lecz płacić za to nie myślą; szkoda pieniędzy! lepiej je przepić, przepalić, przestroić, przegrać, przehulać, a gazetę od przyjaciela, znajomego, sąsiada pożyczyć.
Takie jest jeszcze u nas wielkie niepojęcie tak w ażnego obowiązku!
A jedn ak: »walka pomiędzy złem a dobrem rozstrzygnie się w naszych czasach na papierze.*
Inne społeczeństwa zrozumiały to doskonale i każdy
prawy ich członek popiera uczciwą prasę. C zyż tylko my sami nie przyczynim y się do tego zwycięstwa dobrego? Czyż tylko u nas prasa nie dojdzie nigdy do znaczenia, siły, "potęgi? K ażdy zacn y obywatel, każdy człowiek uczciwy, rozumiejący znaczenie prasy za dni naszych, za ścisły obowiązek powinien sobie uważać popieranie wedle możności pism dobrych, prawdziwie katolickich, aby |im zapewnić siłę, prze
w agę nad złem, które bezustannie wzrasta i upadek społeczeństwa gotuje.
Gromada — to wielki człowiek! Dopóki tej prawdy nie zrozumiemy wszyscy, dopóki nie zasto
sujemy jej do życia, dopóty zostaniemy mali, słabi, lekceważeni, owszem, będziemy coraz mniejsi, coraz słabsi i żadnego nie będziemy mieli znaczenia. Mo
ralność, oświatę, dobrobyt powszechny osiągniemy tylko przez solidarne, wytrwałe działanie całego spo
łeczeństwa, a najprostsza, najłatwiejsza, napewniej- sza do tego droga to towarzystwa i prasa. Jakiegoż mamy użyć słowa, jakiego zaklęcia, aby całe nasze społeczeństwo stanęło, ja k jeden człowiek, do obrony dóbr naszych najświętszych, tak bardzo zagrożo
nych ?! Czem je przekonać, że tego dokazać mogą przez stowarzyszenia i prasę?
Patrzmy na inne narody, weźm y sobie za przy
kład naszych najbliższych sąsiadów i naśladujmy ic h ! Garnijmy się ochoczo do istniejących już towa
rzystw; pracujm y w nich gorliwie. Zakładajm y towarzystwa tam, gdzie ich niema i zachęcajm y dru
gich do tego. Popierajm y katolickie gazety przez liczny abonament, jednajm y im przyjaciół i zwolenni
ków, a kiedy to czynić będziemy w szyscy, bez ró
żnicy stanów, zapatrywań i skłonności, wtedy sta
niemy się tym wielkim człowiekiem-gromadą, który siłą, potęgą i czynami swoimi zapewni sobie lepszą dolę w przyszłości, zasługą przed Bogiem , uznanie wobec świata i chwałę w potomności.
<£>
T
Zakony.
f (C iąg dalszy).
P i j a r z y .
Daleko później od tych wszystkich ostatnich zakonów, któreśmy wam opisali, powstali Pijarzy, celem kształcenia m łodzieży w naukach. Ich zało
życielem jest święty Józef Kalasanty. Urodził się w Hiszpanii i i września roku 1556. Skończyw szy wszystkie szkoły, odebrał święcenie kapłańskie, mając lat 28. — Po 7 latach w yjechał do Rzymu, i tam za błogosławieństwem Papieża Klemensa VIII, połą
czywszy się z trzema księżmi, otworzył szkoły, ucząc bez żadnej zapłaty czytać, pisać, rachować i gram a
tyki, pragnąc tym sposobem zaprawić młodych do
14 pobożności, nazywając te szkoły s z k o ł a m i p o b o ż n e mi. Uboższym dzieciom rozdawał z łaski pióra, kałamarze, papier i książki.
Paweł V., Papież, potwierdził tę kongregacyą i nazwał ją od imienia swego K ongregacyą Pau- lińską ubogich Matki Boskiej szkół pobożnych, czyli z łacińskiego (Scholarum Piarum) Pijarów; i nazna
czył starszym św. Józefa. Bardzo wielu ludzi uczo
nych i świątobliwych garnęło się do tego zgrom a
dzenia.
Papież Grzegórz X V., któremu św. Józef prze
powiedział papieztwo, zamienił owo zgromadzenie Szkół pobożnych w zakon.
Po wszystkich krajach rozszerzył się w krotce ten zakon, albowiem widocznie był błogosławień
stwem narodów. Najwięcej zaś w Morawii i C ze
chach przyczynił się do ustalenia w wierze i nawra
caniu kacerzy.
Miał św. Józef dar przepowiadania. I tak prze
powiedział: że Maciej Łubieński, wówczas Biskup Kujawski, mając lat 70 z górą, zostanie wysokim prałatem w K ościele Chrystusowym, gdyż jest wiel
kim sługą Boskim. Jakóż wkrótce został Arcybisku
pem Gnieźnieńskim, Prymasem całej Korony Pol
skiej.
Bardzo wielu nieprzyjaciół zaciętych i prze
możnych powstało przeciw św. Józefowi i zakonowi jego, tak dalece, iż owi nieprzyjaciele wymogli rozwiązanie zakonu 16 marca 1646. — Św. Józef Kalasanty, starzec dziewięćdziesięcioletni, patrząc się na zgon swego zakonu,*od siebie założonego i pra
wie po całej Europie rozszerzonego, mawiał: B óg dał, B óg odebrał, niech będzie Imię Jego błogosła
wione. Przepowiedział zaraz, że jednakże powstanie i zakwitnie. Jakóż powstał zupełnie zakon ów Pija
rów, do dawnego stanu przywrócony, i znacznemi przywilejami wzmocniony od Papieży: Aleksan
dra VIII., Klemensa IX., X., XI. i innych za prze
ważną przyczyną Królów Polskich i Biskupów Pol
skich.
W ostatniej starości ów św. O jciec nie ustawał nigdy w umartwieniu ciała i postach, przestając trzy razy na tydzień na chlebie i wodzie. Trawił bez
senne nocy na modlitwie, i biczował się często za cudze grzechy.
Śmierć swoją przepowiedział na dzień i g o dzinę, a w nocy dnia 24 sierpnia roku 1648, trzy razy wymówiwszy Jezus! mile skonał, dopełniwszy lat 92.
Benedykt XIV., Papież, policzył go w poczet Błogosławionych, roku 1748, a Klemens XIII., roku 1767 solennie go kanonizował, i naznaczył całemu K ościołowi Bożemu dzień jego corocznej pamiątki 27 sierpnia.
O d roku 1631 byli ju ż Pijarzy w Morawii i w Czechach. Sława ich rozeszła się wkrótce po ościennych państwach. Usłyszał o nich król polski W ładysław IV., i zapragnął ich mieć w swojem kró
lestwie. Tym celem zniósłszy się z Jerzym Ossoliń
skim, kanclerzem Rzeczypospolitej, znającym Pija
rów z czasu swojego do Rzymu poselstwa, postano
wił zakon ten wprowadzić do Polski. Ułatwiła mu to zadanie wojna trzydziestoletnia, w czasie której Czechy i Morawija ogniem i mieczem spustoszone zostały. Pijarzy Morawii łatwo przystali na posłanie kilku ze swoich do Polski.
W roku 1642 przybyło do W arszaw y 13 P i
jarów , między którymi był jeden Polak, Kazimierz Rogatko. Tu przez króla, dwór cały i ludność przy
chylnie przyjęci, osiedlili się w zbudowanym na to drewnianym domu przy drewnianym kościele w ulicy Długiej, w tem miejscu, na którym potem murowane kolegium i murowany kościół stanęły, Pi
jarzy lat blisko 200 mieszkali, dopóki im rząd mo
skiewski własności tej nie odebrał.
Po tem pierwszem kolegium poszła w na
stępnym roku 1643 druga fundacya w Podolińcu na Spiżu, gdzie ich osiedlił i uposażył dostatecznie Sta
nisław Lubomirski, hrabia na W iśniczu, wojewoda i starosta krakowski. W krótce potem poszły inne fundacye w Koronie i na Litwie; a wszędzie Pijarzy otwierali szkoły, przedewszystkiem dla uboższej m ło
dzieży, wszędzie zyskiwali sobie miłość królów i na
rodów. Dowodem tego jest to, że sami królowie polscy, ja k W ładysław IV. i Jan Kazimierz, gorąco wstawiali się za Pijarami u Stolicy Apostolskiej w czasie smutnych dla zakonu przejść. Jeden na
wet z nich tyle wyrobił u Papieża, że bulla Inno
centego X w Polsce wcale ogłoszoną nie była. B i
skupi przyłączyli się do próśb króla i posłali do Rzymu list wstawiający się za Pijarami.
Prowincya polska powstała dopiero w r. 1662.
Do tego roku Pijarzy w Polsce należeli do prowin- cyi niemieckiej. A gdy liczba kolegiów z roku na rok się powiększała, oddzielono w roku 1736 Pijarów litewskich, którzy też odtąd osobną prowincyą stano
wić zaczęli.
W ów czas prowincya polska składała się z 24 kollegiów, mianowicie z 2 kollegiów w W arszawie, 1 w Podolińcu, Rzeszowie, Chełmie, Łowiczu, K ra
kowie, Piotrkowie, Górze, Radomiu, W arężu, W ie
luniu, Łukowie, Szczucinie, Międzyrzeczu, Radzie
jowie, Złoczowie, Sączu, Opolu, Rydzynie, Lwowie, Rawie, Drohiczynie i Łom ży.
Mniej liczna prowincya litewska miała jedenaście kollegiów, z których niektóre, ja k w W ilnie i Po- łocku, znaczne konwikta utrzymywały.
Pierwotne szkoły pijarskie w nauczaniu swojem podzielały błędy wspólne naonczas wszystkim innym szkołom.
(Ciąg dalszy nastąpi).
15
Polska mowa.
Kochaj d ziatw o! słowo rodzinne, Skarb twój najdroższy, w span iały!
Tem słowem usta twoje niewinne Pierwszy paciorek szeptały!
A co po Bogu najdroższe, dziatki!
D la duszy tkliwej i czy ste j:
Słodkie imiona ojca i matki, W zięłyście z mowy ojczystej.
Pierwsze wrażenia, pierwsze pojęcia, Pieśń ptaszka, kwiatki w dąbrowie, C o zajm owały umysł dziecięcia, W tej tłornaczono wam mowie.
Nie tylko kraj ten, w którym żyjecie, O jczyzną waszą się zowie:
Bo jest i druga ojczyzna, dziecię, Co w polskiem mieści się słowie.
Z głębi serc polskich nurty żywemi, Rwie się jak rzeka wspaniała:
T o mowa ojców, co naszej ziemi, Nazwisko »Polski« nadała.
A jakież czary mowa ta mieści:
Raz gromem huczy i błyska;
T o znów się ozwie jękiem boleści, Ż e aż łzy z oczu wyciska.
B o w niej się chowa moc tajemnicza, T a czarodziejska moc wróżki:
C o raz ją zmienia w pieśń Mickiewicza, To znowu w hasło Kościuszki!
W ięc czcij to słowo, co się u świata Okryło zasług wawrzynem !
B o kto niem gardzi, albo pomiata, Ten złym ojczyzny jest synem!
Władysław Bełza.
0 wpływie mieszkań na zdrowie,
z szc2ególnem uwzględnien:em stosunków w powiatach
t- przemysłowych,
przez Dr. Chłapow skiego.
(Podług w ykładu powiedzianego w Kółku Tow arzyskiem w Królewskiej Hucie, roku 1873).
(C iąg dalszy).
Co mnie najbardziej dziwiło, to to, że niektó- którzy 7. tych kwaterników, mimo choroby i nie
wygód, wolą pozostać w domu, niż korzystać z po
mocy i dobrodziejstw, jakie im daje lazaret! — Tak silnym jest niewytłumaczony zresztą wstręt wielu do lazaretu, czy też może tak wielką ociężałość i opie
szałość nie tylko samego chorego (co naturalnem), ale i otoczenia jego.
Cóż powiedzieć na to, gd y mi się zdarzało wi
dzieć w jednej izbie kwaterników obojga płci pospo- łem leżących na ziemi, bez podłogi nawet?'!
Żaden chałupnik ani właściciel kamienicy nie powinien zarówno ze względów moralnych, jako też i ze względów zdrowia, na taki nieporządek nigdy zezwolić, jeżeli nie chce, by je g o dom stał się ogni
skiem zepsucia zdrowia i zepsucia obyczajów. — Nie tylko sam u siebie nie powinien pozwolić na po
dobne nadużycia, ale i u sąsiada, a jeżeli je g o i in
nych sąsiadów napomnienie nic nie wskóra, powi
nien o tem donieść władzy, która ze swej strony, maj^c na pieczy dobro robotników jak i panów — a tu zarazem dobro cielesne i duszne całej wsi lub miasta — powinna natychmiast w kroczyć w takowe położenie rzeczy. Każden zresztą zawsze powinien władzy donieść o nowym kwaterniku, a jeżeli tylko spostrzeże, że kwaternik jego, albo nicpoń, albo chory, powinien go jak najspieszniej wydalić, albo do szpitala odesłać, a przez to odda usługę i sobie i jemu i całej gminie.
K ażdy wreszcie, który, choć tego nikomu nie radzę, kwaterników, w dom swój przyjmuje, powinien go też odpowiednio traktować, tj. dać mu odpo- wiedne posłanie i t. d., i od sposobu, w jaki sam będzie go traktował, zależeć będzie także ich w za
jem ny stosunek, a jak wiele może czasami zaszko
dzić taki gość w domu, sami wiecie najlepiej.
O posłanie czyste każden zawsze dbać powi
nien. — Nietylko przykrych dolegliwości, ja k świerzb i innych naskórnych chorób można nabyć, śpiąc w nieczystem posłaniu, w którem np. wprzód leżał cierpiący na te inne dolegliwości, ale i niejednej ciężkiej choroby m ożna się przez to nabawić. Tyfus, cholera szkodzą przez wydzieliny odchodzące z ka
łem, które się następnie rozkładają.
Kto nie zmienia pościeli chorego lub zmarłego, na jednę z tych chorób naraża cały swój dom na wielkie niebezpieczeństwo. Słom ę siennika należy często zm ieniać; przesiąkłej krwią, ropą lub t. p.
u siebie nie zatrzym ywać! — i pościel należy prać często.
W ielki jest kłopot z pierzynami. Jest to rzecz droga. Dla tego odziedziczają się takowe zwykle w spadku po zmarłym, — często jednakże na swoję zgubę. — Czasam i wypadnie pierze w yparzyć;
w każdym razie niekiedy przewietrzyć i w czyste obszywać poszewki*).
Mianowicie w wychowaniu dzieci dbać trzeba o wzorową czystość. — W szystkie prawie zwierzęta przesadzają się względem swego potomstwa w tro
skliwości o ich czystość. Któż tego nie widział np.
u kotków? — Miałżeby człowiek w tyle pozostać?
*) Lepiej byłoby, gd yb y powrócono do słowiańskiego zw yczaju legania pod wełnianemi kocami, czyli kołdrami (der
kami). Mianowicie młodzież nie powinna używ ać pierzyn. — Ż e łatwiej koc taki w yprać niż pierzę oczyścić, to jasne.
Niezdrowo to i nieprzystojnie, żeby cała ro
dzina w jednem spała łóżku. — Lepiej zaoszczędzić na stroju a dbać o to, by dzieci już od rychłego wieku spały rozdzielone podług płci a t a k ż e i wieku.
Dbać trzeba przedewszystkiem o świeże po
wietrze w sypialni. Choć zimno nieraz, otworzyć okno. Nawet choremu to lepiej służy, niż gorące a duszące powietrze, pełne przykrych wyziewów.
Mianowicie chorzy wycieńczeni nie powinni się tak piec, albo kapać w pocie. Jeżeli bowiem chory po
tem musi nagle wstawać, to tak spocony zaziębić się musi.
A le tak mało na to zważamy, że pierzemy w obec chorego, w obec dziecka, a całą izbę parą się napełnia, że aż ciemno. — Nie trzeba prać bru
dów w izbie tej samej, w której leżą chorzy.
(Ciąg dalszy nastąpi).
W szkole.
N a u c z y c i e l : >Ty Tomku, powiedz mi, jakie korzyści są ze zmiany pór roku?*
T o m e k : »Niewiem panie nauczycielu«.
N a u c z y c i e l : »Co! np. dla czego twój ojciec cieszy się, gdy wiosna nadchodzi?*
T o m e k : »Że mogę boso chodzić, i że nie musi mi kupić butów*.
I n s p e k t o r s z k o l n y : »Powiedz mi chłopcze ile mamy dni w roku?*
C h ł o p a k : Milczy.
I n s p e k t o r łagodnie: »Nie bój się, lecz po
wiedz śmiało, tak, ja k gdyby cię ten tu twój szkolny kolega pytał: ile mamy dni w roku? Cóż byś mu na to odpowiedział?*
C h ł o p a k : Powiedziałbym mu: >Cóż ty ośle masz się do pytania?*
Pewnej kobiecie przyniósł listonosz list od syna, który był przy wojsku. A że nie umiała czytać, prosiła go, by jej przeczytał. I gdy ten dla niewy
raźnego pisania zaczął się przy czytaniu jękać, ko- biecisko uradowane zawołało:
• Tak, tak, ju ż widzę, że to list od mego Jasia, bo on już się jękał, ja k jeszcze był w domu*,
Po powrocie z pogrzebu dziadka mała wnuczka pobiegła do biórka zm arłego i otworzywszy szufladkę, zawołała żałośnie:
»Mamo, dziadzio zapomniał okularów.*
Aron podarował swemu synowi Ickowi kilka złotych rybek, przestrzegając go, aby miał o nie staranie, iżby mu nie zdechły.
>Ny«, odpowiada Icek, »jak zdechną, to je przetopię, złoto pozostanie złotem*.
SZARAJDY.
i.
Pierwsze z irzeciem to imię biblijnej kobiety,
Trzecie z drugiem to przedmiot słynny z tej zalety, Ż e gdziekolwiek użyty, czy mały, czy duży
D o utrzymań innych doskonale służy.
D rugie z trzeciem wytwór ludzkiej wyobraźni, Które ciemne umysły zam ąca i drażni.
Wszystko wraz jest to rzeka bystra w swoim brzegu, I miasto co się zowie na jej samym brzegu.
II.
W ysokie pierwsze wsteczne jest tenorów chlubą, A takie dla sopranów bywa ideałem ;
D ruga trzecia, gdy wielka, jest źokeja zgubą;
Wszystka, jeśli z szlachetnym złączona zapałem, Stanowi wielki przymiot męzki i młodzieńczy, Choć nie zawsze rezultat jej trudy uwieńczy.
Za dobre rozwiązanie przeznaczona nagroda.
Rozwiązanie szarad z nr. i-go:
I. W a r - t a ; II. S k r z y p - c e ; III. S z a - r a - d a . Dobre rozwiązanie nadesłali: pp. Jan Sojka z Zawodzia, O. M. z Siemianowic, Józef G rzegorzyca z Świętochłowic, Józef Knopp z Zabrza, Karol Mar- kowiak i W incenty i Marya Kurasiak z Niem. Przy
sieki, R. W odarski z Borsigwerku, Jan Szulc z P o
znania, Józef Nowak z Miasteczka.
Nagrodę otrzymał przez wylosowanie p. Jan Sojka z Zawodzia.
Nakładem i czcionkami .Górnoślązaka*, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
Redaktor odpowiedzialny: Adolf Ligoń w Katowicach,