P R Z E G L Ą D
O S Z C Z Ę D N O Ś C I O W Y
K W A R T A L N I K
POŚW IĘCONY ZAGADNIENIOM Z DZIEDZINY OSZCZĘDNOŚCI
WARSZAWA
ROK I. KW ARTAŁ TRZECI 1934 R. N r. 3
NUM ER SPECJA LN Y Z OKAZJI „D N IA OSZCZĘDNOŚCI“.
S P I S R Z E C Z Y :
Sir.
Od R e d a k c j i ...197 P ro g ra m obchodu „D nia Oszczędności“ ... 198 Odezwa C entralnego K om itetu Oszczędnościowego R. P. do
obywateli . . . . . . . . . . . 199
DZIAŁ OGÓLNY.
Sam uel Smiles. Myśli w y b r a n e ... 200 Rom an Seidłer. W ola i moiżność o sz cz ęd za n ia ...205 M ieczysław Kaczanowski. Ludzie, h asła i poczynania w; idei
oszczędności . . . . . . . . . . 212
M a rja Szpyrkówna. Zdarzenie (nowela) . . . . . . 220 DZIAŁ SPECJA LN Y .
Adam Medwin. Czynnik psychologiczny p ropagandy oszczędności 224 Wilhdlm Dobrzyński. K ilka uw ag o obchodzie „D nia Oszczędności 233 M ieczysław Czerwiński. R efleksje n a te m a t propagandy oszczęd
ności w P o l s o a ... 237 F lorj an śpiew ak. Zdobądźmy se rc a m łodzieży . . . . 245 M ichał Socha. Grosz do grosza (P ogadanka szkolna) . . . 249 KRONIKA.
Z adania C entralnego K om itetu Oszczędnościowego R. P.
K ongres Związku kom unalnych k a s oszczędności .
252 254
Str.
ROZMAITOŚCI.
Oszczędność a k r y z y s ... 255 Rok prop ag an d y oszczędności w Czechosłowacji . . . . 257 Zapom niane książeczki oszczędnościowe . . . . . . 259 C en tralizacja sowieckich k a s o s z c z ę d n o ś c i ... 259 DROBNE W IA D O M O Ś C I... 263 STATYSTYKA.
S ta n wkładów oszczędnościowych w P o l s e a ... 265 S ta ty s ty k a oszczędności w świecie w r. 1933. (Oprać. Ig n a cy
P iotrow ski) 265
B IB L IO G R A F IA .
L ite ra tu r a w służbie p ro p ag an d y o sz cz ęd n o śc i... 272 PRZEGLĄD PRA SY G O S P O D A R C Z E J ...274 DODATEK.
P ieśni różnych narodów o oszczędności (w przekładach M ieczysła
w a C zerw ińskiego) . . . . . . . . . 283
P olska P ieśń o Oszczędności. M uzyka A . A dam a. Słowa M.. Czer
w ińskiego) 296
P rz ed ru k m a te rja łu zamieszczonego w „P rzeglądzie Oszczędnościowym“
zezwolony pod w arunkiem podania źródła.
P r o g r a m o b c h o d u
„ D N I A O S Z C Z Ę D N O Ś C I “
3 I . X 1934 r.
U S T A L O N Y P R Z E Z C E N T R A L N Y K O M I T E T O S Z C Z Ę D N O Ś C I O W Y R. P.
/ . A u d y c ja radjow a o g o d z. I8D..
A. Nadanie „Pieśni o oszczędności na rok 1934” z p ł y ty, n adesłanej p r z e z Z w ią z e k Francuskich K a s Oszczędności.
B. Przemówienie P r e z e s a C e n t r a l n e g o K o m i t e t u Oszczędnościowego R. P. Dr. Henryka Grubera- C. Odśpiewanie polskiej „Pieśni o oszczęd n o ści“ p r z e z
chór.
2 . Z o rg a n izo w a n ie okolicznościow ych p o g a d a n ek w szkołach^
o d czytó w dla w ojska, K . O P ’u i S tr a ż y G ranicznej, o ra z sp ecjalnych a k a d e m ij o szczędnościow ych.
3 . W y d a n ie p r z e z C entralny K o m ite t O szc zę d n o śc io w y R . P . o d e z w y do obyw ateli.
4 . W y d a n ie specjalnego num eru „ P rze g lą d u O szczę d n o ścio w ego” , z o k a z ji „ D n ia O szc zę d n o śc i“ .
5 . R o zle p ie n ie p la ka tó w z odezw ą n a ulicach m iast i W lo
ka la ch in sty tu c y j o szczędnościow ych, państw o w ych i sa m o rzą d o w ych , o ra z w urzędach p o czto w ych i na stacjach ko lejo w yc h .
6 . P rzy o zd o b ie n ie lokali in sty tu c y j o szczędnościow ych fla g a m i państw ow em i, zielen ią , k w ia ta m i i t. p.
O D R E D A K C J I
W dniu 31 października okcłiodzony będzie za
równo w Polsce, jak i całym świecie cywilizowanym
„D zi e n O s z c z ę d n o ś ci b poświęcony intensywnej propagandzie i krzewieniu idei oszczędności wśród najszerszyck warstw społeczeństwa.
Zorganizowaniem „Dnia Oszczędności w Pol
sce zajmuje się od kilku lat Centralny Komitet Oszczędnościowy Rzeczypospolitej Polskiej.
Program okckodu „Dnia Oszczędności przewi
duje między innemi również zorganizowanie okolicz- nościowyck p o g a d a n e k w szkołack, o d c z y t o w dla wojska oraz specjalnycłi a k a d e m i j oszczędnoś
ciowy ck.
Ckcąc dopomóc organizatorom okckodu w urzą
dzaniu przez nick wspomnianyck odczytów i poga
danek, Redakcja wydaje N r. 3 „Przeglądu Oszczęd- nościowego*4 jako numer specjalny z okazji „Dnia Oszczędności”, w treści swej znacznie odbiegający od dotychczas wydanych numerów. Zawiera on wiele materjału pomocniczego i może być wszeckstronnie wykorzy stany.
Oddając ten numer czytelnikom, Redakcja żywi nadzieję, że zostanie on przez nick przyjęty przychyl
nie i spełni z pożytkiem swoje zadanie.
O B Y W A T E L E I O B Y W A T E L K I !
C o r a z b a r d z i e j i w s z e c h s t r o n n i e j d o ś w i a d c z a m y t e j p r a w d y , ż e p r z e z n a c z e n i e m n a s z e g o ż y c i a j e s t z m a g a n i e s i ę z j e g o t r u d n o ś c i a m i .
N A K A Z E M B E Z P I E C Z E Ń S T W A D L A P A Ń S T W , N A R O D Ó W I J E D N O S T E K J E S T G O T O W O Ś Ć I Z D O L N O Ś Ć
O D P A R C I A C I O S U Z K A Ż D E J S T R O N Y .
N a r o d y , k t ó r e p o s i a d a j ą z a b e z p i e c z e n i e w s i l e m o r a l n e j o r a z w z a s o b a c h m a t e r j a l n y c b , i d ą k u ś w i e t l a n e j p r z y s z ł o ś c i ; a b y w i ę c j ą o s i ą g n ą ć , m u s z ą w y k a z a ć e n e r g j ę , w y s i ł e k p r a c y ,
z a p o b i e g l i w o ś ć i p r z e z o r n o ś ć .
Ś w i a d o m i t y c b z a d a ń i c e l ó w , o b c h o d z i m y 31 p a ź d z i e r n i k a k a ż d e g o r o k u
M I Ę D Z Y N A R O D O W Y D Z I E Ń O S Z C Z Ę D N O Ś C I
t y m d n i u p o ś w i ę ć m y c h w i l ę c z a s u n a r o z w a ż e n i e h a s e ł , k t ó r e d z i s i a j p r z y ś w i e c a j ą l u d z k o ś c i : p o n a d t r o s k i c o d z i e n n e g o ż y c i a p r z e b i j a s i ę p r o m i e n n a w i a r a w l e p s z ą p r z y s z ł o ś ć , w t r w a l s z ą b u d o w ę ż y c i a , w j a ś n i e j s z e j u t r o . N i k t i n n y , t y l k o m y s a m i m u s i m y t ę p r z y s z ł o ś ć b u d o w a ć . T o m y , l u d z i e m i l j o n o w y c h m a s , m u s i m y u m a c n i a ć i g r u n t o w a ć n a s z e ż y c i e o s o b i s t e , p a ń s t w o w e , n a r o d o w e , s p o ł e c z n e - M u s i m y , p r a c u j ą c w y t r w a l e i n i e z ł o m n i e , k i e r o w a ć w s z y s t k i e m y ś l i k u p r z y s z ł o ś c i ; m u s i m y b u d o w a ć w o k ó ł s i e b i e z a p o r y p r z e c i w k o z d a r z e n i o m l o s u , j a k i c h ż y c i e n i e s z c z ę d z i . D ą ż ą c d o p o p r a w y h y t u , z d o b y c i a n i e z a l e ż n o ś c i , d o z a b e z p i e c z e n i a s p o k o j n e g o j u t r a , m u s i m y t w o
r z y ć w ł a s n e z a s o b y m a t e r j a l n e , m u s i m y
O S Z C Z Ę D Z A Ć
a b y ś m y w k a ż d e j c h w i l i ż y c i a i w k a ż d e j p o t r z e b i e z n a l e ś ć m o g l i s z y b k ą p o m o c i r a t u n e k . O s z c z ę d z a j m y w i ę c w i m i ę w ł a s n e g o b e z p i e c z e ń s t w a , w i m i ę l e p s z e j p r z y s z ł o ś c i w ł a s n e j i o g ó I n e j . W y s o k o ś ć w k ł a d ó w w i n s t y t u c j a c h o s z c z ę d n o ś c i o w y c h , t o m i a r a
s i ł y g o s p o d a r c z e j n a r o d u -
3 1 .X . 1934 r-
CENTRALNY KOM ITET OSZCZĘDNOŚCIOWY RZECZY POSPO LITEJ PO LSK IEJ.
S A M U E L S M IL E S .
M Y Ś L I W Y B R A N E
Sam uel Smiles — m o ra lista angielski (1812 — 1904), au to r ongi poczytnych i znanych w przekładzie polskim książek: „ C h a ra k te r“, „Oszczędność“ , „Obowiązek“ i inn.
Oszczędność rozpoczyna się z cywilizacją dopiero. Pow sta
je wtedy, gdy ludzie odczuwają konieczność zapewnienia sobie ju tra , nietylko zaś dnia dzisiejszego. Początki jej wcześniejsze o wiele od wynalazku pieniądza.
Drobne n a pozór oszczędności jednostek, w ytw arzają bo
gactwo czyli dobrobyt narodowy. Z drugiej znów strony, roz
rzutność jednostek powoduje zubożenie, narodu. Tym więc sposobem, ludzie oszczędni sta ją się dobroczyńcami ogółu, m arnotraw ni zaś, są ogółu tego wrogami.
Oszczędzanie je st instynktem ' w rodzonym ; to owoc do
świadczenia, przykładów, przezorności. Jest przeto wynikiem ukształcenia i inteligencji. Jedynie s ta ją c się m ądrym i i my
ślącymi — stają się ludzie umiarkowanymi. Stąd najlepszym sposobem uczynienia mężczyzn i kobiet przezornym i, je st czy
nić ich rozumnymi.
Oszczędność je st zasadą postępowania, którą się dopiero nabywa. Mieści w sobie zaparcie się samego siebie, wyrzecze
nie się dóbr teraźniejszych dla dóbr przyszłych, poddanie zwierzęcych popędów rozumowi, władzy przew idyw ania i prze
zorności. Oszczędny pracuje dziś, a zaopatruje się na jutro.
Oszczędność nie je st też przym iotem wiele kosztującym.
Przeciwnie, uchrania ludzi od niejednej przykrości, od niejed
nego poaiiżenia. Każe nam oma zapominać o samym sobie, ale nie wstrzymywać iSię od użycia dozwolonych w życiu przy
jemności. Zapewnia nam wiele rozrywek, których przez m ar
notraw stw o pozbawieni byśmy byli.
Oszczędność nie wymaga wielkiej odwagi, ani wielkiego rozumu, ani nadludzkiej jak iejś cnoty. Wymaga tylko zwy
kłego zdrowego rozsądku i mocy do wyrzeczenia się samolub
nego pragnienia uciech. W rzeczy sam ej, oszczędność je st tylko zastosowaniem praw ideł zdrowego rozsądku do każdej czynności dnia pracowitego człowieka. Niewymaga szczegól
niej ciężkich wysiłków woli, lecz jedynie odrobiny cierpliwego zapom nienia o sobie. Godłem jej jest w yraz: Z m z y m j! Im częściej stosować będziemy zasadę oszczędności, tern łatw iejszą nam się ona wydawać będzie i tem prędsza nagroda spotka skromnego pracownika, który w jej imię ponosił ofiary.
Istotnie, przeszkodą do zaoszczędzania nie je st brak do
godnej ku temu sposobności, co b rak silnej woli. Ludzie p ra cują częstokroć bezustannie głową i rękom a; ale powstrzymać się nie mogą od zbytecznych wydatków i życia nad stan.
Człowiek, który posiada jakiekolwiek choćby najm niejsze oszczędności — w całkiem innem znajduje się położeniu. Mały zgromadzony przezeń kapitał je st źródłem jego siły. P rzestaje on być igraszką losu i czasów; śmiało zajrzeć może światu w oczy. Jest, w swoim rodzaju, panem siebie. Może staw iać swoje w arunki. Nie może być kupionym ani sprzedanym.
Wyglądać może wesoło starości spokojnej i szczęśliwej.
Ludzie stając się m ądrym i i myślącymi, sta ją się też po
wszechnie przezornym i i oszczędnymi. Człowiek bezmyślny podobnym je st do dzikiego, wydaje wszystko co ma bez myśli o ju trze, bez przelotnej naw et troski o los tych, których Opatrzność jego powierzyła pieczy. Lecz człowiek rozsądny pam ięta o przyszłości; w dniach pomyślności przygotowuje się na spotkanie złej doli; opatruje starannie potrzeby tych, któ
rzy mu są drodzy i bliscy.
Oszczędność zatem wielkim je st obowiązkiem. Bez niej żaden człowiek nie może być sprawiedliwym — n ikt być uczci
201
wym. B rak przezorności je st okrucieństwem popełnianem n a dzieciach i żonie, jakkolw iek nieprzezorność ta zrodzona je st z niewiadomości. Ojciec rodziny trw oni zbyw ający mu grosz n a tru nek — nie dbając o przyszłość, umiera, pozostawiając rodzinę w najopłakańszem położeniu. Możeż być straszniejsze nad to okrucieństwo?
Sposoby praktykow ania oszczędności są bardzo proste.
W ydawaj m niej, niż zarabiasz, — oto pierwsze prawidło.
Bez oszczędności człowiek nie może być w spaniałom yśl
nym — nie może brać udziału w czynach miłosierdzia, p rak ty kujących się po świecie.
Jest pew na godność w samem usiłowaniu oszczędzania w zacnym celu, naw et jeżeli zrządzeniem losów usiłowanie skutkiem uwieńczone nie zostaje.
Zaniedbanie drobnostek je s t skałą, o którą większość rodu ludzkiego się rozbija, żyw ot ludzki je st szeregiem drobnych wypadków, z których każdy stosunkowo m ałą posiada wagę, a jednak szczęście i pomyślność każdego człowieka zależy od sposobu, w ja k i względem tych drobnych wypadków się zachowuje.
Grosz jedynie przyda się n a to, aby go dać żebrakowi, wszelako jakże często szczęście ludzkie zależy od dobrego spo
żytkowania grosza.
Wszystkie oszczędności z małych płyną rzeczy. Z małego wielkie pow staje. Grosz do grosza będzie złoty. Grosz, zaoszczę
dzony staje się nasieniem zaoszczędzonego dukata, a zaoszczę
dzone dukaty znaczą wygody, dostatek, bogactwo i niezależność.
S taran ne oszczędzanie czarodziejsko działa, raz rozpoczęte w zwyczaj przechodzi — d aje ono człowiekowi uczucie zado
wolenia, siły, pewności.
Nawyknienie do oszczędzania wynika po większej części z chęci polepszenia naszego socjalnego położenia i położenia tych, których los w naszem złożony został ręku. Nawyknienie to unikać nam każe wszystkiego co nie je st istotnie potrzeb- nem, sposobu życia rujnującego i zbytkownego.
Oszczędność praktykow aną być powinna w wieku młodym, n a stare lata dozwolonem być musi czerpanie z uzbieranych zasobów, pod wyraźnym wszakże w arunkiem nieprzekraczania stopy dochodu. Człowiek młody długą ma zwykle przyszłość przed sobą i dużo tern samem czasu do wprowadzenia w czyn zasad oszczędności; gdy tymczasem starzec dobiegając kresu życia, nie zabiera z sobą nic z tego świata.
Oszczędność je st przedewszystkiem rzeczą praktyki i na przykładach najlepiej się jej nauczyć można.
Jeżeli oszczędność pojmiemy jako dobrze zrozumianą ko- nieczność w naszem życiu, nie stanie się ona nigdy ciężarem ; a ci co się przedtem nigdy nad tem nie zastanaw iali, zadziwią się niepomału, widząc ja k zaoszczędzany codziennie drobny pieniążek ogromne wyświadczy im przysługi, podnosząc mo
ralny ich poziom, umysłowe wykształcenie i osobistą nieza
leżność.
Dążenie do oszczędności nacechowane je st godnością p ra wdziwą. Wykonywanie jej uzacnia i podnosi człowieka. Jest ono dowodem zaparcia się samego siebie i mocy charakteru.
Pielęgnuje instynkta umiarkowania. Zasadza się na rozsądnej przezorności. Przyzw yczaja do porządnego myślenia. Roztrop
ność czyni główną cechą charakteru. Cnocie zapewnia pano
w anie nad pobłażliwością dla siebie.
Oszczędność je st ideą porządku zastosowaną do ładu i urządzenia domowego. Przedmiotem je j je st zapewniać utrzy
manie rodziny, zapobiegać ruinie i unikać bezużytecznych wydatków.
203
Człowiek, który oszczędza, m a coś, co go broni przed nie
dostatkiem , człowiek zaś nieoszczędzający, niczem się przed ciężką, dokuczliwą nędzą nie zasłoni.
Ludzie muszą być oszczędni aby być wspaniałomyślnymi.
Oszczędność nie ogranicza się n a sobie sam ej, ale dobrodziej
stw a swoje rozciąga i n a innych; zakłada szpitale, uposaża instytucje dobroczynne, buduje kolegia i rozszerza wpływ nauki.
Oszczędzony pieniądz, choćby w niewielkiej ilości, p otrafi osuszyć łzy i uchronić się od wielu zm artw ień jakie mogłyby na nas czyhać. Posiadanie rezerw y pieniężnej spraw ia, że czło
wiek kroczy lżejszym krokiem i ze spokojnem sercem, bo jeśli spotka go nieszczęście w postaci u tra ty pracy lub też inne nie
powodzenie, ma on już oparcie, które pozwoli mu albo uniknąć ciosu, albo go złagodzić.
Godność człowieka poznajemy przez jego rozsądną osz
czędność. życie w tedy staje się błogosławieństwem a starość pełną dostojeństwa. ■
R O M A N S E I D L E R
W O L A I M O Ż N O Ś Ć O S Z C Z Ę D Z A N I A
Czynnikami, które wpływ ają na wielkość i zmiany kapi
talizacji, są: wola i możność oszczędzania.
Powojenna lite ra tu ra ekonomiczna dostarcza nam pewne
go m aterjału pozwalającego zbliżyć się do tego tematu.
I .
Zagadnienie woli oszczędzania w swej istotnej treści n a
leży do dziedziny psychologji. Ekonomistów interesuje zaś raczej tło gospodarcze tych motywów, które w pływ ają na takie czy inne ukształtowanie się woli oszczędzania. Stąd też typowo-psychiczne składniki tej woli zmuszeni jesteśm y pozo
stawić na uboczu.
Chodzi nam zatem o zbadanie tych motywów gos/tpo.dar- czych, które skłaniają ludzi do odciągania części ich dochodów (na dłuższy lub krótszy okres czasu) od bezpośredniej kon- sumcji, czyli, krótko mówiąc, zbadanie co wpływa na odra
czanie konsiumcji.
A zatem n a wolę oszczędzania składają się 3 motywy:
a) chęć utrw alenia dochodów; polega ona na zabezpie
czeniu się przed skutkam i przyszłych, a nierównomiernych dochodów, które nie będą całkowicie pokrywać preliminowa
nych (lub przewidzianych) w ydatków ; chodzi tu o tworzenie rezerw kasowych na wypadek konieczności pokrycia przyszłego d efic y tu ;
b) chęć, aby zbędna gotówka dawała dochód (oprocento
w anie) ;
c) chęć oszczędzania naw et niezależnie od wysokości sto
py procentowej (t. zw. oszczędność autom atyczna).
Jak widzimy, ważniejszym dla wkładcy je st motyw wska
zany pod lit. a) i w ynikający z potrzeby asekurow ania się 205
przezornego wkładcy przed niepewną przyszłością. W znacz
nej mierze wkładca kieruje się w swej przezorności również i swemi planam i życiowemi, ale niem niej obawia się skutków zmiennej ko njunktury gospodarczej. Te dwa elementy, chociaż nie jedyne, składają się (na gospodarcze pojęcie przezorności.
Najogólniej biorąc — oszczędność płynie z dwóch źródeł;
1) z zysków gospodarstw wytwórczych i 2) odłożonych do
chodów gospodarstw domowych, czyli z części dochodów tych jednostek, które żyją z pracy najem nej (nie m ających zysków, ale płace). Otóż niezależnie od tego, z jakiego źródła się ona wywodzi, oraz niezależnie od wysokości stopy procentowej od wkładów, będą pow staw ać oszczędności zwane „autom atyczne- m i“ (w ypadek ten je st przez nas opisany pod lit. c). Tego rodzaju oszczędności w ypływ ają często ze (zwyczaju, umowy, poczucia zmysłu rodzinnego i tym podobnych motywów. Tłu
maczą one nam jasno te, na pierwszy rzu t oka, niezrozumiałe zjawiska, ja k np. przyrost wkładów, naw et w tych krajach, gdzie stopa procentow a je st na bardzo niskim poziomie, np.
przedw ojenna Belgja, F ra n c ja lub inne k raje. Więcej w yro
bione gospodarczo w arstw y ludności tych krajów , wobec ni
skiej stopy, kupują papiery procentowe, czyli inw estują, ogół jecmak ludności lokuje swe oszczędności nadal w kasach lub bankach.
Intensyw ność działania motywów gospodarczych n a n atę
żenie woli oszczędzania je st uzależniona od stopnia ryzyka wdtładcy. Pewne okoliczności zewnętrzne, najczęściej niezależ
ne od swobodnej woli wkładcy, mogą ta k dalece zmienić sy
tuację, że w kładca nie będzie mógł zrealizować swego celu oszczędzania lub zrealizować go tylko częściowo. Stąd też wola oszczędzania i jej napięcie je st w ścisłym związku z ryzykiem wkładcy wobec tych okoliczności zewnętrznych.
Prof. dr. W. Röpke *), na którego badaniach opieramy ten artykuł, podaje takie rodzaje ryzyka zagrażającego w kład
cy, ja k ;
1) ryzyko wobec spadku w artości pieniądza,
2) przedwczesna śmierć wkładcy uniem ożliwiająca mu korzystanie z owoców przezorności,
*) Dr. W. Röpke: „Die T heorie der K ap italb ild u n g “ , N r. 63 w y
daw nictw a R scht und S ta a t, I. C. B. Mohr, Tübingen, 1929 r.
3) spadek stopy procentowej w związku z postępem ka
pitalizacji.
J a k więc widzimy z powyższego, na pierwszem miejscu umieszczone je st ryzyko, izwiązane ze spadkiem w artości pie
niądza. Zarówno h isto rja gospodarcza XIX w., ja k niedawno miniony przebieg powojennej inflacji w wielu krajach, wska
zuje, że w okresach spadającej w artości pieniądza mamy do czynienia ze zjawiskiem nazywanem „ucieczką od pieniądza“ . Polega ono r.a chęci szybkiej zamiany gotówki na tow ary.
K apitalizacja pieniężna ulega wówczas szybkiej zamianie na kapitalizację rzeczową, lub najczęściej na rozdętą sztucznie konsumuję. Okresy takiej wzmożonej konsumcji trudno jest jednak utożsamiać ze wzrostem m ajątku narodowego, gdyż jest rzeczą powszechnie znaną, że k raj, który przeszedł chorobę inflacyjną, czuje się, ja k chory po zastrzyku m orfiny, bo cierpi na anem ję finansową, czyli n a .zanik kapitałów obrotowych i dopiero długi okres rekonwalescencji może taki organizm gospodarczy doprowadzić do równowagi, a ona dopiero w te
dy następuje, gdy poczną stopniowo n arastać nowe wkłady oszczędnościowe.
Jeśli chodzi o stosunki polskie, to trzeba przyznać, że nie mieliśmy w latach 1918 — 1927 szczęścia w polityce mone
ta rn e j. Jak to pisze w tej spraw ie M. B reit („Stopa procen- tow’a w Polsce“ — Kraków 1933, wyd. Pols. Ak. Umiej., str. 1) polityka ta była „bogata w dram atyczne m om enty, dwie in
flacje, dwie stabilizacje, dwu- a właściwie; trzyk rotna zmiana ustro ju pieniężnego“ . Stąd też w ludności Polski w ia ia w s ta łość w aluty polskiej nie była poprzednio zbyt mocno ugrun
tow ana, czego wynikiem był znaczny obieg w ew nętrzny walut zagranicznych, tezauryzacja złota i banknotów Złotowych.
Przedwczesna śmierć wkładcy lub zaniechanie przez nie
go oszczędzania przeryw a przebieg procesu oszczędzania.
Spadek stopy procentowej dla ryzyka oszczędzającego niechybnie, wobec naszych poprzednich wywodów, niema roz
strzygającego znaczenia, aczkolwiek w pewnych okoliczno
ściach ważne mieć może znaczenie. Nic więc dziwnego, że prof. Röpke pisze w tej m aterji, że „rozm iar tw orzenia kapi
tału w żadnym razie, ani wyłącznie, ani w przew ażającej mierze, nie zależy od wysokości stopy i w masie swej wola oszczędzania nie zależy od wysokości stopy .
Należy to zapisać n a dobro powojennej ekonomji, że zba
207
dała dokładniej ta k ogólne i o charakterze psychologicznym pojęcie, ja k „wola oszczędzania“ . Je st to niew ątpliw ą zasługą prof. Röpkego, że tem u pojęciu nadał istotne cechy gospodar
cze i że pojęcie „woli oszczędzania“ nie je st nic nieznaczącym komunałem, zachwaszczającym rozległe pole ekonomji teore
tycznej .
W rezultacie możemy dojść do następujących wniosków:
że wpływ wysokości stopy n a wielkość kapitalizacji pieniężnej należy traktow ać łącznie z innem i czynnikami, i że wyso
kość stopy m a raczej tendencję w pływ ania na długość okresu oszczędzania.
II.
Skolei przystępujem y do omówienia możności oszczędza
nia, k tó ra niew ątpliw ie należy do grupy objawów wyłącznie ekonomicznych. Możność oszczędzania je st w yznaczana przez:
1) wielkość dochodu społecznego i 2) rozdział tego dochodu pomiędzy różne w arstw y ludności.
A) Jeśli chodzi o jednostki, to wielkość oszczędności — w w arunkach caeteris paribus — zależy od wielkości ich dochodów.
W ram ach gospodarki narodow ej rozm iar corocznego przyrostu oszczędności je st ściśle związany z wielkością do
chodu społecznego, ten zaś o statni zależy od tego, ja k wielki je st gotowy fundusz dyspozycji kapitałow ej w społeczeństwie, a więc ja k wielkie są poprzednio uzyskane oszczędności.
Ja k wiadomo', fundusz dyspozycji kapitałow ej można n a zwać funduszem rynku pieniężnego.
Jest rzeczą oczywistą, że wielkość dochodu społecznego je st wynikiem ostatecznym rentow ności kapitału, zatrudnio
nego w produkcji narodow ej.
K raje biedne pod względem ilości kapitału — zniszczone przez w ojnę lub inflację oraz przeludnione — są z reguły k raja m i dłużniczemi, są więc zgóry iskazane n a im port kapi
tału zagranicznego.
I mogą się zdarzyć Wypadki, że te n im port kapitału obce
go, wywołując w zrost jego podaży, może obniżyć jego stopę, a zatem ham ować p rzy ro st kapitału rodzimego, w szczegól
ności tego, k tó ry pochodzi z zysku przedsiębiorców.
N iezm iernie ciekawe są pewne objawy, które można
obserwować podczas przebiegu procesu oszczędzania. Gdy do
chody rosną, to w zrastają oszczędności, ale w zrastają nie według „skali proporcjonalnej, lecz progresywnie. Mamy tu taj jakby potwierdzenie tego zjawiska, które daje zaobserwo
wać się n a dochodach miljonerów, że tylko pierwszy miljon dochodu trudno je st osiągnąć, a dalej już dochód rośnie fortissim e — bo ja k się to mówi popularnie: „pieniądz rodzi pieniądz“ .
Równocześnie jednak ze wzrostem dochodu społecznego może ulegać zmianie wola oszczędzania i wówczas mogą za
chodzić głębokie przeobrażenia w kształcie procesu oszczęd
nościowego.
Należy bowiem mieć na uwadze, że pow stająca z przy
rostu oszczędności — w zrastająca siła produkcyjna kapitału może albo powiększać dochód społeczny, albo go zmniejszać.
Rozstrzyga w tej m a terji wiele czynników, często naw et po- zagospodarczej natury. Musimy dalej pamiętać, że nie każde zastosowanie gospodarcze oszczędności daje w wyniku wzrost produktywności, gdyż w życiu gospodarczem ustawicznie wy
stępu ją zjaw iska s tr a t kapitałowych, chybionych inwestycyj lub s tra t wywoływanych przez konsumcję oszczędności przez państw o ('zużycie ich przez państwo na cele wręcz nieproduk
tyw ne albo na cele słabo się ren tujące). Wreszcie w zrastający dochód społeczny może być rozcieńczony przez to, że przyrost ludności je st szybszy i większy od przyrostu oszczędności — w rezultacie następuje pauperyzacja ludności np. widoczna na dalszą metę w stosunku do ludności Polski.
Ostatecznie dochodzimy do wniosku, że przyrost dochodu społecznego i jego ostateczny wjpływ n a rozwój kapitali
zacji pieniężnej k ra ju je st uzależniony od wielu czynników, a w szczególności zależy: od rodzaju i stopnia wyzyskania zasobów kapitałowych kraju, rentowności zastosowań kapita
łu, zmian zachodzących w woli oszczędzania, wreszcie od przy
rostu ludności.
Specjalną wreszcie uwagę należy zwrócić n a wpływ za
gadnienia skarbowo-ekonomicznego na rozm iar oszczędności.
Chodzi tu o ciężary fiskalne. Po w ojnie wiele państw rozsze
rzyło swój wpływ n a gospodarkę pryw atną, przejęło wiele nieznanych sobie przedtem funkcyj, rozszerzyło znacznie swą działalność, wprowadziło -szeroką opiekę społeczną. To wszyst
ko kosztuje.
209
Potazeby skarbow e po w ojnie wzrosły o 100, a naw et i 200%. W niejednych państwach, np. w bogatej Anglji, oby
w atel musi 3 miesiące pracować, aby pokryć obciążające go podatki.
B) Już wspomnieliśmy poprzednio, że podział dochodu społecznego' je st tym czynnikiem, który również, obok jego wielkości, wpływa na możność oszczędzania.
Wiele Pzeczy w skazuje n a to, że K arol M arx przesadził znaczenie akum ulacji kapitału. Jest wątpliwe, czy wielkie do
chody i m ajątk i m ają istotnie duże znaczenie dla kapitalizacji pieniężnej. Spraw a „drobnego ciułacza“ ma swoją określoną pozycję w całokształcie kapitalizacji pieniężnej. Pom ijać tej pozycji niepodobna.
Podział dochodu społecznego1 wiąże się z pojęciem dobro- bytu. Jeśli stanąć n a stanow isku, że dobrobytem je s t ogół ko
rzyści subjektywnych, osiąganych przez jednostkę z bogactwa, to możemy zauważyć, że korzyści, które jednostka może uzy
skać z przyrostu bogactwa, ;są odw rotnie proporcjonalne do sumy posiadanych przez n ią już bogactw. W rezultacie w ła
śnie drobny ciułacz najintensyw niej umie wyzyskać przyrost swych oszczędności.
Z powyższego w ynika bardzo w ażna konsekwencja. Cho
dzi o to, że suma bogactwa narodowego nie rozstrzyga o po
ziomie dobrobytu, który je st raczej związany z podziałem dochodu społecznego, o dobrobycie bowiem decyduje stopień, w jakim dobra, będące do dyspozycji jednostki, zasp ak ajają jej potrzeby.
Jeśli więc poziom dobrobytu łączy się z intensyw nem za
spakajaniem potrzeb z jednej strony, a oszczędność je st odra
czaniem konsum cji z drugiej strony, to na pierw szy rz u t oka pow staje problem nierozw iązany: przeciw stawność pojęcia dobrobytu i oszczędzania. Dobrobyt, to zwiększanie konsumcji, a oszczędność — jej odraczanie, a więc w pierwszej chwili jej zmniejszanie.
Tę pozorną sprzeczność można jed nak w yjaśnić. Oszczęd
ności uzyskane w jednych gospodarstw ach jednostkowych, o ile nie ulegną zwyrodnieniu przez tezauryzację, dopływa
ją — za pośrednictw em instytucyj bankowych — do innych gospodarstw . Banki zaś z reguły udzielają kredytu gospodar
stwom produkcyjnym , które albo potrzebują nowych nakła
dów trw ałych, czyli inw estycyj, albo potrzebują kapitałów
obrotowych i dzięki nim mogą osłabić rygory kredytowe w stosunku do swych odbiorców, a więc powiększyć zbyt swych produktów, co potęguje konsumcję, a w następnych stad jach i przyczynia się, po w yczerpaniu zapasów, do roz
szerzenia produkcji.
W ten sposób przyrost oszczędności wzmaga produkcję bezpośrednio na drodze inwestycyj, lub też wzmaga ją po
średnio przez rozszerzenie zbytu, opróżnienie zapasów i wresz
cie doprowadza do wzrostu produkcji.
III.
Pozostaje nam jeszcze do omówienia jedno zagadnienie, niew ątpliw ie ściśle związane 'z pojęciem wroli i możności osz
czędzania. Przez oszczędność często rozumiemy zaspokojenie potrzeb, polegające na możliwie najmniejszem zużyciu pienię
dzy czy surowców, czyli na najlepszem ich wyzyskaniu.
Jest to niechybnie sui generis pojęcie oszczędzania. Gene
tycznie rzecz biorąc, ta k pojęte oszczędzanie wywodzi się z za
sady gospodarczości, polegającej — ja k wiadomo — n a tern, ze podmiot gospodarczy, człowiek, s ta ra się w swej celowej działalności gospodarczej, jaknajw iększe rezultaty osiągnąć kosztem jaknajm niejszym .
Oszczędzanie tego rodzaju ma wybitne znaczenie zarówno dla jednostki, ja k i dla całego narodu.
Tego rodzaju skrzętne gospodarowanie zasobami je st um iejętnością i — ja k słusznie zauważył prof. Gide — trzeba się tej umiejętności nauczyć.
Oszczędzanie jako dyscyplina społeczna, w pajana przez wychowawców już w szkole, może stopniowo zmienić przyzwy
czajenia ludności, skłonnej do trw onienia dóbr lub niegospo.- darczego (całkowitego) ich wyzyskiwania.
M I E C Z Y S Ł A W K A C Z A N O W S K I .
L U D Z I E , H A S Ł A I P O C Z Y N A N I A W I D E I
O S Z C Z Ę D N O Ś C I
Świat narodów cywilizowanych wieku dziewiętnastego po
w staw ał do pracy codziennej, do swych w arsztatów w słońcu idei oszczędności.
Ekonomiści bowiem głosili, że oszczędność je st kapitałem.
Adam Smith, ojciec ekonomji, mówił, że oszczędność je st bez
pośrednią przyczyną pow staw ania kapitału.
Ekonomiści ze szkoły m anchesterskiej, ja k Senior, Faucher, stw ierdzając, że źródłem kapitału je st oszczędność, a procent od tego kapitału je st wynagrodzeniem za tę w strzem ięźli
wość, — mówią dalej, że dwojaki użytek może uczynić w ła
ściciel ze swego konia: „albo zaprząc go do powozu i pojechać na spacer, albo zaprząc go do pługa i pole orać. Jeżeli on to drugie wybiera, wówczas zam ienia konia na kapitał, służący do produkcji, a natom iast wyrzeka się przyjemności pojechania na spacer, korzyść tedy, ja k ą osiąga ze swego kapitału w fo r
mie konia, tudzież sam ten k ap itał je st wynagrodzeniem za wstrzemięźliwość, za wyrzeczenie się przyjemności spaceru“ J).
i ) J . K irszro t-P raw n ick i „O oszczędności“ str. 6.
Czyli oszczędność staw iają, jako synonim wstrzemięźli
wości.
Dobrze. Ale o ile w dzieci i młodzież można jeszcze za
szczepić tę cnotę, to spraw a ta ma się odwrotnie, gdy dotyczy starszego pokolenia, ludzi dorosłych, w pełni sił, którzy nawykli do nałogów wrogich wstrzemięźliwości.
Twórca szkolnych kas oszczędności, Franciszek Laurent, opowiada charakterystyczny fak t pod tym względem o robot
nikach b ejg ijsk ich :
„Zarobek ich pozwala im na robienie oszczędności, zbie
ra ją też pieniądze, ale po to tylko, ażeby je roztrwonić. Na ten cel przeznaczone są specjalne dni i pory w roku. Jednym z ta kich dni, w którym robotnik trac i n a hulankę około 50 fra n ków, je st losowanie do wojska, wówczas ci, którzy wyciągnęli niepomyślny los, hulają ze zmartwienia, a ci, którzy zwolnieni zostali — z radości. P orą zaś roku, która najwięcej pochłania oszczędności robotników, je st karnaw ał. Kiedy w miesiącach zimowych nakłaniałem robotników, aby oszczędności swoje skła
dali do kasy, odpowiadali: „Po karnawale, panie L aurent“ 1).
Jeszcze jaskraw iej przedstaw ia się taki fa k t:
Swego czasu, znana działaczka na niwie oświatowej w b.
Królestwie Kongresowem, p. A nna Grudzińska, zwróciła się do wielu dzieci z zapytaniem, czy zbierają oszczędności i co z niemi robią.
Odpowiedzi nadesłano bardzo smutne. Otóż „dzieci, zara
biające na ciężki kawałek chleba, gnane w iatrem , ziębnące na jesiennym deszczu“ musiały ukrywać przed rodzicami pienią
dze. „Łzy w yciskają proste wyznania dziecka — pisze p. Gru
dzińska. Często dzieci wspom inają o okrucieństwie rodziców, którzy je biją, przerzucają wszystkie kąty, szukają po kiesze
niach, pod poduszką, póki pieniędzy nie zabiorą. I gdyby za
bierali na chleb, na odzież, n a podatek. Ale gdzie tam ! wydzie
rano dzieciom pieniądze na wódkę“ . .. 2).
Wiek dziewiętnasty domagał się znacznych środków pie
niężnych i kapitałów n a potrzeby kredytowe we w zrastającym i potęgującym się przemyśle i handlu. A odczuwano mocny niedostatek tych środków po przew rotach politycznych w świe-
! ) F. L au re n t „Conferenoes su r 1‘epargme“ , 1866.
2) A ntoni R ząd „O grom adzeniu oszczędności“, 1912 rok.
213
cie, jakie działy się w wieku ośmnastym i ciągnęły się do pierwszych lat wieku dziewiętnastego, a m ianow icie: w ojna angło - am erykańska 1766 — 1783 r., rozbiory Polski, wielka rew olucja francuska, w ojny napoleońskie i t. d.
Zatem, poczęła rozw ijać się mocniejsza dążność w kierun
ku pobudzenia ludności do składania oszczędności w kasach oszczędnościowych, w celu utw orzenia kapitału rodzimego na potrzeby k raju . Pomimo to, w nawoływaniach do tego domi
nował pierw iastek wychowawczy i ideowy i zabierali w tern głos nietylko działacze społeczni i ekonomiści, ale również pi
sarze i poeci. Stanął w tych szeregach naw et jeden z najw ięk
szych liryków francuskich, Alfons de Lam artine (ur. 1790, zm.
1869 r.) i wzywał swych ziomków: „Wy wszyscy, którzy chce
cie mieć rodzinę, żonę i dzieci, i zapewnić po sobie żonie i dzie
ciom to, co człowiek winien je st tym, których pozostawia na ziem i: chleb i wykształcenie, znoście co tydzień, co miesiąc po kilka centymów, po kilka franków do kasy oszczędności. Tam znajdziecie dobrobyt dla siebie samych i zabezpieczenie dla w a
szych dzieci; wasza oszczędność będzie dla nich nauką i przy
kładem ; zmysł porządku i oszczędności w ytw arza jednocześnie moralność i bogactwo; ju tro nie będzie groźne dla was, owoce waszej pracy i oszczędności, nagromadzone przez czas i powięk
szone przez procent, będą zawsze gotowe na wasze usługi, a w potrzebie będziecie mogli czerpać ze skarbu, któryście sobie sami przygotow ali; on wam zwróci zawsze więcej, aniżeliście mu powierzyli“ x) .
Pisał to niewątpliw ie po gorzkich doświadczeniach, gdy oglądała F ra n c ja „starzejącego się poetę, chodzącego od ran a do nocy w jarzm ie pracy zarobkowej“ . Sam bowiem nie świe
cił przedtem przykładem życia oszczędnego. Około roku 1830 Lam artine nudził się w bezczynności, opływając w bogactwie.
W yrwała go nakrótko tylko rew olucja w tym czasie, że po
grążył się w w ir życia politycznego. Potem podążył na Wschód.
Był na tyle zamożny i bogaty, że nie wyruszył w tę drogę, ja k
„skrom ny pielgrzym, z białym kijem podróżnym w ręku i sznu
rem muszel na plecach, lecz z przepychem królewskim, na statku, wyekwipowanym przez siebie, wioząc dla emirów dary godne H arun-A l-R aszyda; gdy zaś przybył na miejsce, podró-
1) E. B ayard. „L a caisse d 'ep arg n e et de prevoyance de P a ris “ ..
P a ris 1892.
źowai karaw aną, złożoną z koni arabskich, zakupionych przez siebie, nabywał domy, w których zatrzymywał się na nocleg, rozkładając w pustyni obóz równie wspaniały, ja k namioty z pu rpury i złota króla Salomona. Jedynie lord Byron pozwolił podróżować poezji z podobnym przepychem. Przejęte zachwy
tem plemiona tuziemcze, zbiegały się, by oklaskiwać go u skra
ju drogi; z największą łatwością mógł uzyskać, by mianowano go kalifem. Pośród tych olśniewających mamideł, kroczył spo
kojnie, niem al obojętnie, ja k jakiś m agnat, którego nic nie dziwi i który czuje się godnym wszystkich hołdów. Wydawało mu .się naturalnie, że je st piękny, wytworny, bogaty, pełen genjuszu i że budzi naokół siebie miłość i uwielbienie“. Powró
cił stam tąd i wiódł dalej życie wystawne i rozrzutne i „roz
trw onił swój genjusz, swe zdrowie i fortunę z najbardziej szczodrą nieopatrznością. W ciągu kilku dni był zbawcą F ran cji (rok rew olucji), że zaś niema nic niewdzięczniejszego nad strach, więc, gdy minęło niebezpieczeństwo, utracił popular
ność. Ci, którzy winni mu byli może życie, a z pewnością bo
gactwo i spokój, osądzili, iż jest śmieszny, gdy przemarnowaw- szy na ich korzyść wszystkie swe skarby, siadł u progu swej zburzonej fortuny, ze szlachetną ufnością poety, który sądzi, że za dany przez się talent może poprosić o drachmę tych, których czarował i ochraniał“ i).
I w czasie tej ciężkiej walki o egzystencję, bez jakichkol
wiek zasobów, uchronionych z okresu posiadania znacznej fortuny, w ydarły mu się te słowa praw dy życiowej, zwrócone do swoich ziomków... „jutro nie będzie groźne dla was przez życie oszczędne“ ! A ja k jeszcze powiedział Jan B aptysta Say:
„narody, które nie um ieją pracować i oszczędzać, zginąć muszą z powierzchni ziemi“ 2).
Po tem doświadczeniu, nowy wyłonił się człowiek z niego:
czujący konieczność stosowania w życiu wstrzemięźliwości i po
konyw ania w sobie złych nałogów, m arnotraw iących zarobek.
Jednak były to już spóźnione narodziny nowego człowieka, k tó ry korzystałby ze swej przezorności na stare lata.
H isto rja natom iast podaje nam przykłady mężów, którzy odznaczali się cechą oszczędności od czasów swej młodości.
Otóż widzimy wielkiego F ranklina „który nietylko głosił,
1) Teofil G autier: P o rtre ty współczesnych.
2) J. B. Say: „T raite d'economie politique“ , ks. III, rozdz. V.
215
ale stosował w życiu zasady oszczędności, nie otrzym ał od ro
dziców swoich ani m ajątku, ani nauk i; jako najmłodsze z 16 dzieci ubogiej rodziny, już w 12-ym roku życia oddany był na chłopca do drukarni, a jednak zdobył fortunę, k tó ra m u po
zwoliła uczynić znaczne zapisy na cele dobroczynne; nabył wie
dzę, któ rą wzbogacił wielkiem odkryciem piorunochronu, do
szedł do stanowiska, dzięki którem u odegrał jedną z n aj- zaszczytniejszych ról politycznych w histo rji swego narodu.
...Stephenson był zwyczajnym robotnikiem w kopalni i czuł się szczęśliwym, ja k doszedł do 12 szylingów tygodniowo, — z m i
zernego tego zarobku zaoszczędzał pieniądze na kształcenie się w naukach, i doszedł do tego, że wynalazł lokomotywę i wybu
dował pierw szą kolej żelazną, k tó ra taki przew rót w całym świecie zrobiła“ 1).
U nas ks. Stanisław Staszic (ur. 1755, zm. 1826 r.). Wy
chodzi z drobnomieszczańskiej średnio zamożnej rodziny wiel
kopolskiej. Dziad i ojciec byli burm istrzam i miasteczka Piły.
Kiedy otrzym uje niewielką schedę po rodzicach, poświęca ją na naukę, a później, gdy piastuje wysokie godności, żyje oszczędnie i skromnie. Dzięki tem u dochodzi do znacznej fo r
tuny i rozdaje ją na cele publiczne, a głównie poświęca cały swój dorobek n a fundację hrubieszowską i na Towarzystwo Rolnicze w celu „udoskonalenia rolnictw a i przemysłu, oraz wspólnego ratow ania się w nieszczęściach“ , ja k również na Bank Pożyczek przy tern Towarzystwie, przeznaczony do udzie
lania k re d y tu : „l-o n a udoskonalenie rolnictw a, 2-o na zało
żenie m anu faktur lub fabryk, 3-o na zaprowadzenie kupiectwa, 4-0 na murow anie domów“.
Jeżeli chodzi o przykłady większych mas, zawdzięczających swój dobrobyt i pomyślność oraz znaczenie cnocie oszczęd
ności, to h isto rja wskazuje nam mieszczaństwo F rancji, które dzięki pracowitości i oszczędności wybiło się pod względem oświaty, bogactwa i wpływów na naczelne stanowisko w swoim narodzie.
Te i inne przejaw y życia oszczędnościowego w świecie rozprzestrzeniały te jego dobrodziejstw a na wszystkie w arstw y narodu w krajach cywilizowanych, tak, że mogły poszczycić się one wielkim dopływem kapitałów z. tego źródła na swoje i in
nych krajów potrzeby.
i ) J. K irszro t-P ra w n ie k i: „O oszczędności“ , str. 14 i 15.
Dla napływu tego w wielu k rajach rozpostarto wielką sieć kas oszczędnościowych różnego rodzaju.
P om ijając szkolne kasy oszczędności, utworzono cały sze
reg zbiornic w m iastach i miasteczkach, ja k w Anglji „T ru
stees Sawings-Banks“. Dalej kasy po wsiach, przy fabrykach, naw et wśród w ojska; powołano przytem inkasentów do przyj
mowania oszczędności „na żywo“ podczas wypłat, przyjęć i t. d .;
rozdawano skarbonki do domów i t. d.
W Paryżu niejaki Izak Pereire, prokurent firm y bankowej Rothschildów, uznawszy metody operacyj finanso
wych swoich cłdebodawców za przestarzałe, z bratem swoim Emilem otworzył własny dom bankowy pod hasłem demokra
tyzacji kapitału. Wychodził z założenia, „że sile indywidual
nych kapitałów należy przeciwstawić potęgę oszczędności zbio
rowych“ i rzucił hasło „tout le monde a plus d‘argent que Rothschild“ (wszyscy razem m ają więcej pieniędzy niż Roth
schild). Chciał spekulować na tern, ale nie powiodło mu się przetrzym ać Rothschildów. Jednak dał bodźca innym do szu
kania k a rje ry na tej drodze. Szereg banków, zdoławszy przy
ciągnąć kapitały mas, stawiało czoło potężnym, z wiekową tradycją, domom bankowym, aby je, jeśli nie zmóc, to ich wpływy podważyć.
Podaję o tych konkurentach Rothschildów wiadomość za
razem dlatego, że starał się u nich o środki pieniężne dla swo
ich przedsiębiorstw kolejowych Leopold Kronenberg, znany w b. Kongresówce bankier, przemysłowiec i przedsiębiorca bu
dowy linij kolejowych. Tych środków jedirak nie uzyskał.
N a czoło wszystkich przedsięwzięć do gromadzenia osz
czędności, wysunęły się takie urządzenia oszczędnościowe w świecie, ja k kasy oszczędności przy pocztach, komunalne kasy oszczędności i spółdzielnie oszczędnościowo - pożyczkowe.
Co do kas pocztowych, to zainicjował je angielski bankier- filantrop Karol William Sikes w 1859 roku; wystąpił z tym projektem do Gladstona, prem jera rządu, który żywo intereso
wał się spraw am i idei oszczędności i przeprowadzał w tym cza
sie reform ę istniejących instytucyj oszczędnościowych w Anglji.
P ro jek t Sikesa przyjął Gladstone gorliwie i przeprowadził go w parlamencie w dn. 17 m aja 1861 r. Urzędy pocztowe więc upoważnione zostały do przyjm owania wkładów oszczędnościo
wych, ale w rozm iarach ograniczonych: od 1 do 30 funtów szterlingów, z zastrzeżeniem, że jedna osoba nie może mieć
217
więcej, jak 150 funtów. Dopiero w 1893 r. rozszerzono to p ra wo, podnosząc ogólną sumę wkładów dla pojedynczej osoby do 500 funtów. Państw o zaś gw arantow ało oprocentowanie tych sum n a 2,5% w stosunku rocznym.
Zaprowadzenie kas oszczędnościowych przy urzędach po
cztowych ogromnie ułatwiło składanie oszczędności i rozsze
rzyło odrazu sieć zbiornic, służących do tego celu. W ciągu pierwszego roku powstało ich 2532 przy urzędach pocztowych.
Z końcem 1893 roku liczba wkładców wynosiła 5.748.239 osób, którzy posiadali 80.597.641 funtów oszczędności, czyli, co siód
my mieszkaniec A nglji miał książeczkę oszczędnościową. Na dzień 1 stycznia 1897 r. wkłady wzrosły do 108.109.493 fu n tów szt.
Za przykładem A nglji powstały kasy przy urzędach pocz
towych we F ran cji, Belgji, Włoszech, Rosji i t. d. Niemcy tylko trzym ały się w rezerw ie i nie zakładały ich. N aw et parlam ent niemiecki odmówił im swego zatwierdzenia, gdy w 1885 roku rząd w ystąpił z odpowiednim wnioskiem co do tego; chodziło mianowicie o to, że tego rodzaju urządzenia mogły zatamować działalność innych kas na tern polu i urzędnicy pocztowi byliby zbyt przeciążeni tem i czynnościami, m ając już na swych b a r
kach tyle innych prac, a wśród nich naw et ubezpieczenia ro botników. Wreszcie nastręczały się i takie obawy, że pocztowe kasy oszczędności będą ogałacały prow incję z pieniędzy za
oszczędzonych, przekazując je do dyspozycji kasy centralnej.
Inicjatorzy wniosku obawy te w prawdzie starali się usu
nąć przez wprowadzenie przepisu, że poszczególne urzędy pocztowe będą mogły pewną część sumy wkładów pozostawiać na miejscowe potrzeby kredytowe, jak n a pożyczki hipoteczne, rneljoracyjne i zasilanie środków gminnych kas oszczędności.
W krajach, gdzie te urządzenia zostały zaprowadzone, zali
czono je do instytucyj państwowych, gdy inne tego rodzaju sta nowiły typ kas pryw atnych albo komunalnych.
Jednak powstanie pocztowych kas oszczędności w A nglji przyczyniło się do zm niejszenia podobnych instytucyj o cha
rakterze pryw atnym i komunalnym. Nastąpiło to jednak z przy
czyny wadliwości ich organizacji, bo naprzykład we F ran cji konkurencja tych nowych zbiornic wpłynęła na udoskonalenie adm inistracji i organizacji zwykłych kas oszczędności i kasy te rozw ijały .się wyśmienicie.
Z biegiem czasu, pocztowe kasy oszczędności stały się
dominującemi instytucjam i w gromadzeniu oszczędności pie
niężnej, wśród innych zbiornic, służących do tych celów.
D rugi rodzaj zbiornic oszczędnościowych stanowiły kasy oszczędnościowe, z których najpierw sza powstała w 1778 roku w Ham burgu.
W Niemczech te kasy organizowane były przez władze komunalne, gdy w innych krajach Europy, poza Rosją, powsta
wały z inicjatyw y osób pryw atnych i pozostawały pod ich za
rządem. W Rosji zaś inicjatyw a do zakładania tych kas i za
rządzania niemi oddana była władzom municypalnym, jednak następnie odebrano im to prawo i przelano je na Bank Państw a. W 1889 r. upoważniono do tego zakłady fabryczne, a w 1895 r. i osoby prywatne.
Poza temi instytucjam i, od 1849 roku powstawać poczęły instytucje do gromadzenia oszczędności spółdzielcze według system ów : H erm ana Schulzego z Delitzsch i Raiffeisena.
Tym więc sposobem zagęściła się sieć instytucyj oszczęd
nościowych, które dobroczynnie wpływały na akcję gromadze
nia oszczędności i kapitalizację w ew nętrzną narodów, tworząc potężne rezerw uary gotówki na potrzeby kredytowe w prze
myśle i handlu, co zaznaczyło się najdobitniej w drugiej po
łowie XIX wieku.
M A R JA SZ P Y R K Ó W N A .
Z D A R Z E N I E
Zdarzyło ml się niedawno być n a Polesiu. Płynęliśmy mo
torów ką wzdłuż najfantastyczniejszego krajob razu — zieloną od zw isających nad wodą drzew, a złotą od prześw ietlającego ją słońca, stru g ą rzeki przez puszczę. Raz zwężała się w szu
w ary i oczerety, kw itnące kitam i, podbite kielichami białych i żółtych lilij, przetykane jakiem iś malinowemi, jaskraw em i kw iatam i, raz rozlewała się w tajem nicze zatonie aż het, w sa
m ą głąb puszczy. Drzewa stały w wodzie i niewidzieć było, gdzie się kończą zielone włosy łozy, a gdzie się zaczyna jej zwierciadlane odbicie. Było ja k na Mickiewiczowskiej Świtezi, gdzie to drzew a były nad wodą i drzew a pod wodą i dwa zo
baczysz księżyce. N a przestrzeni setek kilom etrów nie istniały wogóle żadne drogi poza wodą, strum ieniącą się cicho, ta jem niczo i nieuchwytnie zielonomrocznym w irydarzem puszczy, ja k sen.
Ale rzeczywistość je st rzeczywistością. Gdzieby tu można się było napić chłodnego, pysznego mleka n a nieruchom y upał, wiszący nad św iatem i który przenikał naw et pod sklepienie zielonowłosych łóz? Wysoki, chm urny, zasumowany w sobie chłop, który nas wiózł, tk n ął wiosłem gdzieś n a lewo.
— Tam będzie leśniczówka. Można będzie się napić.
Jednak nie było jej. Zielone, fantastyczne, filmowe, pięk
ne zatonie otw ierały się na głąb puszczy. Czasem słychać było poprzez nie ciężki chlupot racic n a m oczarze: to łoś spiesznie uchodził z brzegów, unosząc między gałęźmi królewskie swoje poroże. N a szuw arach czuwały zamyślone, jednookie czaple, a czasem — czarny bocian wyleciał i znikł, zapadając w łąki opodal. Puszcza. Puszcza na wiele, wiele mil.
A gdzież ta leśniczówka? Co?
Tylko patrzeć. Z araz będzie. Z jakie dziesięć kilom etrów s tą d !
Ha. Bywa i tak, że dziesięć kilometrów nazywa się zaraz.
Ale kilom etry są ta k piękne, że m ija ją istotnie szybko i na małej łączce wymyka się wreszcie z poza drzew smużka dymu.
Leśniczówka. Młoda, ładna i jakgdyby zgaszona w sobie dzie
wczyna, siostra leśniczego, kwitnąc liljową sukienką ja k leśny dzwonek, przyjęła nas wszelkiemi dobram i puszczy: ryby, grzyby, miód i mleko. Goście. Widać było, że zdarzenie je st niezwykłe. Głodna była wiadomości ze św iata. Oczy szeroko w patrzone w słowa, połykały je poniekąd przed wymówieniem.
Nie przeryw ała. Tylko wiadomość, że jedziem y stam tąd bez
pośrednio do Gdyni, w ytrąciła ją z powściągliwości. Załamała ręce z radością i żalem.
Do Gdyni. Mój Boże. żeby to raz w życiu zobaczyć to polskie morze, żeby to widzieć, jak i to bywa port! Tyle o tern mówią, tyle piszą! Na święto Morza tego roku już prawie, praw ie że się wybrałam, ośmnaście złotych tylko kosztowało.
M yślałam : nareszcie. No i ot.
Nie udało się?
A nie udało się. Ośmnaście złotych, a wydatki... Trzeba liczyć ze dw adzieścia pięć albo i więcej. A tu podatek przy
słali i ani rusz. Chybaby krowę sprzedać? To bez krowy jak żyć! No i nie udało się. Daleko od nas do świata. N iejeden umrze, a tego polskiego morza nie zobaczy. Polesie.
Kiedy już leśniczówka dawno została za nam i z liljową panienką na brzegu, która długo jeszcze patrzyła za nam i, przypominałam wciąż, skąd już znam te słowa i to westchnie
nie? Daleko od nas do świata. Niejeden umrze, a tego pol
skiego m orza nie zobaczy. Polesie. I przypomniałam. P rzy
pomniałam tak, jakby to było dziś.
A było to ładnie podczas pierwszego św ięta Morza w Gdyni. Radosne świąteczne tłumy ze wszystkich stron Pol
ski zalewały prom enady i ulice, wszyscy się poznawali, wszy
scy się w itali, wszyscy się czuli rodziną. Dziećmi jednej matki, której oto święcono wielki, uroczysty dzień.
Wsiedliśmy właśnie do motorówki, idącej na zwiedzanie portu. Coraz to zapóźniony jakiś m aruder pędził po pomoście i machał, żeby zaczekać n a niego. Jeszcze jakaś astm atyczna pani z chłopczykiem, jeszcze dwie rozchichotane panieneczki...
Koniec. A, nie. Jeszcze starszy, krępawy pan, ubrany z wa- szecia o sum iastych wąsach z wielką kraciastą chustką w ręce i blaszanką, ja k na mleko, w drugiej. Grzmiał i dzwonił o za
221
czepiane przedm ioty i ławki, aż go załadowano w środek. Na ten raz już byli wszyscy. Odbiliśmy.
Cudowny film portow ych urządzeń i dźwigów, w spaniale niaszynerje i olbrzymie składy, baseny, nabrzeża i urządzenia były zbyt nowe i ciekawe, aby na cokolwiek zwracać uw a
gę pozatem. Przew odnik przez megafon daw ał w yjaśnienia.
Ludzie stali z lornetkam i, patrzyli, komentowali. Po jakim ś czasie jednak potworzyły się grupy. W jednej z nich, zam a
szyście gestykulując i w iew ając kraciastą chustką ja k sztan
darem , rej wodził ów szaraczkowy pan, nie ro zstając się zresz
tą z blaszanką, ulokowaną pieczołowicie na ławce obok. Zbli
żyłam się, żeby posłuchać. Ten i ów się podśmiechiwał, ale go słuchał.
A potem. Alboż to inaczej przyszłoby, panie dobrodzieju, kiedy do tego, żebym sam n a własne oczy to polskie morze obejrzał? Hoho. Gdyby nie te złotówki odkładane za namową, daj mu Boże zdrowie, k asjera od kasy oszczędności, to anibyto mi się naw et w śnie niedzielnym przyśniło. Ktoby to u nas m iał na takie zbytki. Ale ja, panie dobrodzieju, jestem Pole- szuk uparty. Jakem powiedział do żony jeszcze w dwudziestym czw artym roku co to o Gdyni w tedy zaczęli pisać a gadać po gazetach: Nie umrę, serce, Marcysiu, aż tę Gdynię i polskie morze na własne oczy zobaczę! — taki jestem. No, żona w ia
domo — głową pokiwała. Ciężko nam na ziemi, nie daj Boże ja k ciężko. Grosz grosza nie dogoni, a tu morze. Tak, że jeślim przyjechał, to tylko przez naszego, P anie Boże mu za
płać, k asjera cd kasy oszczędności. Grywaliśmy z nim w preferansa, on, proboszcz, aptekarz i ja. Jak to na prow incji. Złotówka do złotówki, — a niechcący sąsiad do
brodziej przez parę la t jak i tak i grosz na tę jazdę i odłożysz...
powiada. N aw et i takie specjalne książeczki u nas na małe w kłady są... Tylko się,, powiada, sąsiad do każdej złotówki zadługo nie przysłuchuj, a co się k tó ra w ręce zapłacze, to zaraz ją do kasy, panie dobrodzieju! Do kasy. No i tak mimo
chodem sobie te złotówczyny odkładałem — więcej dla hu
moru, można powiedzieć, niż żeby co. Aż tu, ja k o Święcie M orza wszyscy zaczęli pisać, a nawoływać, a że wszyscy do m orza na Święto Morza — to k asjer do mnie i pow iada:
A czy wiesz, sąsiad dobrodziej, ile przez te lata już twoich złotóweczek się naciułało? Bośmy w czoraj właśnie procenta dopisywali. Czterysta, powiada, i jeszcze z m inutam i. Bo to
procenta od procentów także rosną, wiadomo. Jak to on do mnie, to aż mi się radośnie zrobiło.
No, serce, Marcysiu... — pow iadam : basta. Jadę. W ybra
łem z kasy sto złociszów, od wszelkiego wypadku, pożegnałem się z m agnifiką, bo te n tłok to nie dla jej, panie dobrodzieju, korpulencji i jestem . I blaszankę ze sobą wziąłem, a jakże.
N a wodę z polskiego morza. Daleko do nas ze świata. Polesie.
N iejeden umrze, a tego polskiego m orza własnemi oczami nie zobaczy. To czyż dla takiego, panie dobrodzieju, ta woda nie będzie św ięta?
Będzie święta. I z pewnością, była święta, kiedy szaracz- kowy pan dowiózł ją wreszcie po długiej podróży z pielgrzymki swojej morskiej do jakiejś zapomnianej od Boga i ludzi wśród zielonych roztopów puszczy, poleskiej wsi. Myślałam o nim, patrząc na sm utną liljową panienkę, k tó ra zostawała oto za nami, odjeżdżającemi do k rain y jej m arzeń — Gdyni. Nie.
Niem a marzeń, któreby przy energji i w ytrw ałości nie stały się ja k ąś możliwą rzeczywistością. Tylko droga do nich pro- wadzi często przez małe, wytrwale odkładane złotówki, zanim się zgromadzi w złoty kapitał dalekich, zaczarowanych mo
żliwości.
A D A M M ED W IN
C Z Y N N I K P S Y C H O L O G I C Z N Y P R O P A G A N D Y O S Z C Z Ę D N O Ś C I
Rola oszczędności w odbudowie gospodarki narodowej.
Celem propagandy oszczędności winno być nietylko doraźne pozyskiwanie jaknajw iększej liczby wkładców, ale w większej może mierze zdobywanie szerokich m as dla idei oszczędności, wychowywanie nowych pokoleń w duchu dobrze zrozumianej oszczędności i w pajanie w umysły członków wszystkich klas społeczeństwa przekonania, iż jedynie zdrowa, odpowiednio zorganizow ana oszczędność może nas w yrwać z głębokiej de
p resji gospodarczej i skierować n a nowe drogi, drogi pomyślnej konjunktury oraz dobrobytu.
Smutne doświadczenia czasów inflacji, czasów, kiedy cały dochód był obracany na cele konsumcyjne, kiedy system ra ta l
ny i szeroki a lekkomyślny kredyt pozwalał dyskontować do
chody wielu przyszłych miesięcy, czasy niesłychanych fo rtu n i jeszcze większych, po nich następujących, krachów giełdo
wych, wszystko to, co w spuściźnie pozostawiło nam ruinę go
spodarczą, przekonało nas niezbicie o tem, że droga do popra
wy prowadzi jedynie przez zbiorowy wysiłek n a polu oszczęd
ności całego społeczeństwa, przez mrówcze odbudowywanie m a
ją tk u narodowego, przez stopniowe wypełnianie szczelin, po
w stałych w organizmie gospodarczym naskutek zbyt rozrzut
nego try b u życia z lat ubiegłych.
Ciągłość propagandy oszczędności.
Przedewszystkiem należy uprzytom nić sobie, że sporadycz
ne w ypady propagandy nie p o trafią rozpowszechnić idei osz
czędności, ja k również nie spowodują one regularnego dopływu wkładów do kas oszczędności. Cel osiągnie się jedynie wtedy, jeśli u szerokiej publiczności po trafi się wyrobić przeświadczenie o ko
nieczności oszczędzania, jeśli oszczędzanie nie będzie połączone z przymusem lub odmawianiem sobie codziennych potrzeb, lecz stanie się codziennem przyzwyczajaniem, a naw et potrzebą.
Aby do tych wyników doprowadzić, za mało je st od czasu do