• Nie Znaleziono Wyników

Odra : tygodnik literacko-społeczny, 1947.01.05 nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odra : tygodnik literacko-społeczny, 1947.01.05 nr 1"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

T Y G O D N I K L I T E R A C K O - S P O Ł . E C Z N Y

Rok I I I

Edmund O sm anczyk

Kato ocław, Szczecin, dnia 5 stycznia 1947 r.

0 1 d \ \

W Y O B R A Ź N IA N A R O D U

_________ Nr 1 (58)

p e r& p e & tyw a

O d ry

W e w s p a n ia le j „ H is t o r ii L ite r a t u r y P o l­

s k ie j“ , n a p is a n e j w S ta n a ch Z je d n o c z o n y c h i w y d a n e j w r.- 1944 w N e w Y o r k , p ro f.

M a n fre d K r id l, w e w s tę p ie do ro z d z ia łu 13-go o lite r a tu r z e „n a n o w e j e m ig r a c ji“ za­

p is a ł te k a p ita ln e s ło w a :

...s tra s z liw a k a ta s tro fa P o ls k i i c a łe j E u ro p y n ie w ie le ty c h lu d z i n a u c z y ła . W d a lszym c ią g u m y ś lą i c z u ją o n i k a te g o ­ r ia m i p o lity c z n y m i, k tó r e w p e łn e j i „ id e a l­

ne j “ s w e j p o s ta c i w p ro w a d z o n e w czyn, w ła ś n ie do te j k a ta s tr o fy d o p ro w a d z iły . D ru g a rzecz — po zostająca do pe w n ego s to p n ia z po w y ż s z y m , a m a ją c a znacznie szerszy zasięg — to n ie z d a w a n ie sobie s p ra w y z tego, że w ra z z k a ta s tro fą w o ­ je n n ą s k o ń c z y ła się b e z p o w ro tn ie cała epo­

k a h is to r ii p o ls k ie j, ja k zresztą i e u ro p e j­

s k ie j, z a w a lił się c a ły system , na k tó r y m nasze życie b y ło z b u d o w a n e i to n ie t y lk o system p o lity c z n y , ale i u s tro jo w o -s p o - łe czny. N ie m asz w ię c p o w r o tu n ie ty lk o do „rz ą d ó w p u łk o w n ik ó w “ , n ie t y lk o do id e o lo g ii „ e lit a r n y c h “ , czy n a c jo n a lis ty c z ­ nych , ale n ie m asz p o w r o tu do te j hańby, ja k ą b y ło p o ło ż e n ie lu d u p o lskie g o , w ie j­

skiego i m ie js k ie g o , do ja s k ra w y c h ró ż n ic k la s o w y c h , do ponoszenia się n a d in n e w a r s tw y i n a ro d o w o ś c i, w ogóle do „ p a ­ n o w a n ia “ n a d k im k o lw ie k , czy n a d c z y m ­ k o lw ie k . Z a d a n ie m e m ig r a c ji p o ls k ie j — w obec b ra k u k o n k re tn e g o p o la do d z ia ła ­ n ia — je s t p rz e k s z ta łc e n ie s w e j p s y c h ik i v~." : -o + - • j m y ś l e n i e 1 czucie k a te g o ria m i p rz y s z ło ś c i. T a k m y "

ś le ii i c z u li M ic k ie w ic z i P ru s i w ic iu in ­ n y c h w ie lk ic h lu d z i w Polsce, choć m u s ie li p rz y ty m w ła s n y m i r ę k a m i w y d z ie ra ć z serca d ro g ie p a m ią tk i, u k o c h a n ia i m iło ­ ści. S trz e ż m y się, a b y p rz y w ią z a n ia do d a w n y c h fo r m ż y c ia ora z fa łs z y w e te o rie n ie p r z y s ło n iły n a m w id o k u na s p ra w y n a jw a ż n ie js z e d la b y tu n a ro d u . . . . Przez bo ja źń śm ia łeg o m y ś le n ia społecznego do w in w o b e c p rze szło ści do rz u c a się z b ro ­ d n ię na p rzyszło ść n a ro d u “ . . . N o w a e m i­

g ra c ja p o ls k a nie p rz e k s z ta łc iła s w e j p s y ­ c h ik i na m ia rę prz y s z ło ś c i. E m ig ra c ja nie da ła k r a jo w i żad ne j k o n c e p c ji, k tó r a by, tw a r d y g r u n t rz e c z y w is to ś c i m a ją c po d sto ­ p a m i, d a w a ła w iz ję ś w ia ta , k t ó r y n a d c h o - ' dzi, a w k t ó r y m żyć będą na stępn e p o k o ­

le n ia P o la k ó w .

N ie d a ł te j k o n c e p c ji d o tą d i k r a j. N ie ze s w o je j w in y . B y liś m y 5 la t o d c ię c i od ś w ia ta , s k a z a n i na w a lk ę o nagie życie.

P rz e m ia n ś w ia to w y c h n ie m o g liś m y w i ­ dzieć a n i ic h o b licza ć. Nasze w ła s n e t r a ­ gedie, a p o te m w cią g u d w u la t re w o lu ­ c y jn e o d ra b ia n ie r e fo r m sp o łe c z n y c h i b u ­ d o w a n ie p a ń s tw a w n o w y c h z u p e łn ie w a ­ ru n k a c h n ie s p r z y ja ły ro d z e n iu się m y ś li

d a le ko się żn ych , p rz e w id u ją c y c h rzeczow o a ś m ia ło m ie js c e nasze w E u ro p ie i w ś w ię ­ cie za la t 20, 30, 50.

D ziś w r o k u 1947, k ie d y o trz ą s n ę liś m y się z chaosu w o jn y i r e w o lu c ji, k ie d y r o z e j­

rz e liś m y się po św iecie , k ie d y z re w id o w a ­ liś m y szereg p o g lą d ó w , k tó r e do n ie d a w n a b e z k ry ty c z n ie s z a n o w a liś m y , ja k d o g m a ty , k ie d y te ra ź n ie js z o ś ć s ta ła się d la nas n a ­ m a c a ln y m fa k te m , p o s ia d a ją c y m n ie o b li- czone d o tą d prze z nas k o n s e k w e n c je , czas rozbudzić w yo braźn ię narodu, czas ujrzeć przyszłość, k tó rą stworzyć możem y i któ ra ró w nie będzie nam acalna dla naszych sy­

nów i w n u kó w , ja k dzień dzisiejszy dla nas.

O bóz le w ic y , k t ó r y p rz e p ro w a d z ił p ie r w ­ szą o b e jm u ją c ą c a ły n a ró d re w o lu c ję p o l­

ską, n ie c h się n ie o b u rza , że i je g o k o n ­ cepcje z a lic z a m do k o n c e p c ji te ra ź n ie js z o ­ ści, a nie prz y s z ło ś c i. W te j c h w ili n ie oce­

n ia m w a rto ś c i, t y lk o s tw ie rd z a m p ro s ty fa k t, że n i k t z P o la k ó w n ie b y ł w sta n ie u d e rz y ć w p rzyszło ść d a le j, n iż po k re s W ojn y, je ś li c h c ia ł się o p ie ra ć na re a lia c h a n ie na m a rz e n ia c h . A te re a lia je d n e j o r ie n ta c ji m ó w iły , że p r z e trw a w o jn ę Z w ią z e k R a d z ie c k i, i w s p ó łd e c y d o w a ć bę­

dzie on o lo sie P o ls k i, o r ie n ta c ji zaś d r u ­ g ie j szeptały, że o lo sie P o ls k i d e cyd o w a ć będą t y lk o A n g lo s a s i. P rz e d lu d ź m i je d n e j i d ru g ie j o r ie n ta c ji s ta w a ły zate m p ro b le ­ m y te r y to r iu m p a ń s tw o w e g o , choć różn e W ka ż d e j s y tu a c ji, to je d n a k w s w e j is to ­

cie, sp ro w a d z a ją c e się do ra z o w c a w s z y s t­

k ic h p o ls k ic h id e i — o d b u d o w y p o lity c z ­ n e j, gospodarczej i k u ltu r a ln e j państw a.

N ik t je d n a k n ie m ó g ł p o w ie d z ie ć , ja k lic z ­ bow o, ja k fa c h o w o , ja k m o ra ln ie w s z y s t­

k ie te a s p e k ty p o ls k ie g o p a ń s tw a w y g lą ­ dać będą, w ro k , czy d w a la ta po w o jn ie , a cóż m ó w ić o la ta c h 20. Id e o lo d z y m o g li n a rz u c a ć je d y n ie k ie r u n e k s w o ic h życzeń, s łu szn ych , czy n ie s łu s z n y c h , to o b ojętne , w a żn ie jsze , że n ie u w a ru n k o w a n y c h żad­

n y m i re a lia m i, poza w e w n ę trz n y m ż a r li­

w y m p rz e k o n a n ie m , że ta k d la d o b ra P o l­

ski, lu d z k o ś c i, czy ś w ia ta , p rz y s z ło ś ć w y ­ g ląd ać m usi.

W ie m y je d n a k , że p rz y s z ło ś ć n a g in a się t y lk o do ty c h re a lió w , k tó r e p o trafi s tw o ­ rz y ć c z ło w ie k . R o zterka w ew n ę trzn a n a ­ rodu polskiego, trw a ją c a ju ż blisko la t 200, w y n ik a w łaśnie z w ia ry w przyszłość, n a ­ ginanej m arzeniem do realiów , których człow iek polski stworzyć n ie p o tra fił.

N ie uw a ża m , a b y ś m y b y li n a ro d e m g łu p ­ szym od in n y c h i od ob cych m n ie j p o tra ­ fią c y m . U w a ż a m n a to m ia s t, że b y liś m y n a ro d e m , k t ó r y d o s ło w n ie m ie r z y ł s iły na z a m ia ry , n ie z a m ia ry w e d łu g s ił. „O d a do m ło d o ś c i“ b y ła i je s t w y z n a n ie m w s z y s t­

k ic h m ło d y c h lu d z i na c a ły m św iecie . W y ­ z n a n ie m lu d z i d o jr z a ły c h n a to m ia s t b y ła t y lk o w Polsce. C z ło w ie k , a b y d o jrz a ł, m u s i róść tą w s p a n ia łą m ło d z ie ń c z ą w ia r ą o s ią g n ię c ia s w e j n a jw y ż s z e j c z ło w ie c z e j .m i j r y . O z łp w ta k d o jr z a ły jn u s ir.M m ię ć

m ad zon ę m ło d o ś c ią s iły i u d o s tę p n io n e m u przez w y o b ra ź n ię w id n o k rę g i, w y k o r z y ­ stać.

O tóż m y ś m y n a w e t s ło w o „w y k o r z y s ta ć “ o b a rc z y li p o e ty c k ą n iech ęcią . A przecież od w y k o rz y s ta n ia r e a lió w te ra ź n ie js z o ś c i a n ie te ra ź n ie js z y c h m a rz e ń , życzeń, czy d o k try n , zależy rz e c z y w is ta n ie u ro jo n a p rzyszło ść nasza.

R e a lia te ra ź n ie js z o ś c i w y k o rz y s ta ć m ożna w ie lo ra k o . K a ż d a m e to d a n a rz u c a o k re ­ ś lo n y k ie r u n e k p rz y s z ło ś c i. T y c h k ie r u n ­ k ó w m oże być szereg. W y b ra ć n a jk o r z y s t­

n ie js z y i n a jp e w n ie js z y je s t rzeczą in ­ s ty n k tu i ro z tro p n o ś c i n a ro d u . A b y m óc je d n a k w y b ie ra ć , n a ró d m u s i m ie ć p re c y ­ z y jn ie d z ia ła ją c ą w y o b ra ź n ię , u w y d a tn ia ­ ją c ą k a ż d y szczegół m o ż liw y c h do z r e a li­

z o w a n ia p rzyszło ści.

W y o b ra ź n ia n a ro d u to a p a ra t r e f le k t u ­ ją c y te ra ź n ie js z o ś ć na e k ra n p rz y s z ło ś c i.

A n ie cz a rn o k s ię s k a s z k la n a k u la . w k t ó ­ r e j, ir r b a rd z ie j c z ło w ie k s ła b y , ty m p ię k ­ n ie js z e w id z i o b ra z y s w e j s iły i u ro d y . W y o b ra ź n ia n a ro d u to m ę ż o w ie s tan u, sta ­ ty ś c i, uczeni, pisarze, sp o łe czn icy, k a p ła n i s ło w e m lu d z ie , k tó r z y noszą przyszłość w s w e j duszy, je ś li n ie b e z p ra w n ie się m ie ­ n ią ty m , czy m c h c ie lib y być. K a ż d y czło­

w ie k n o s i p rz y s z ło ś ć w s w e j duszy. N ie k a ż d e m u je d n a k n a s k u te k w a r u n k ó w f i ­ zycznych , u m y s ło w y c h , s p o łe czn ych , czy ro d z in n y c h dane je s t m óc n ie u s ta n n ie dzień za d n ie m o b e jm o w a ć s p ra w y c a łe j społeczności i k o n tro lo w a ć czas te r a ź n ie j­

szy p o d k ą te m p o trz e b , m o ż liw e j do z r e a li­

zo w a n ia , n a jk o rz y s tn ie js z e j d la w s z y s tk ic h

— p rz y s z ło ś c i. I d la te g o to , co n a z y w a m y w y o b ra ź n ią n a ro d u , n ie m oże b y ć m g ła w i­

cą m a rz e ń ja k ie g o ś spo łe czeństw a , a le m u s i żyć n a m a c a ln ie w lu d z ia c h , k tó r y m w ie le dano poto, b y w ie le od n ic h żądać.

J e ś li w y o b ra ź n ia n a ro d u ż y je t y lk o ra z n a k ilk a s e t la t, o b ja w ia ją c y m i się g e n iu ­ szam i, w ó w c z a s n a ró d t a k i p rz y p o m in a d y m ią c y w u lk a n , k t ó r y może k ie d y ś z n ó w z a g rz m i ogniście, lecz c h w ilo w o n ie g ro ź n y in te re s u je w y łą c z n ie tu r y s tó w , ś liz g a ją c y c h się po z a s ty g łe j la w ie i ks z tu s z ą c y c h się p ió ro p u s z e m d y m u , o s ta tn im ś la d e m za­

m ie rz c h łe j p o d n ie b n e j s ła w y . W yo braźn ia narodu n o rm aln ie ro zw ijająceg o się, a ta ­ k im w re s z c ie c h ce m y być, musi działać bez p rzerw y . Z o stro ścią d a le k o w id z tw a ge­

n iu s z ó w , cho ćby g e n iu szó w s tu le c ia m i n ie b y ło . S e tk ą w y b itn y c h u c z o n y c h p o tr a fi c h y b a o d k ry ć te sam e p ra w d y , co je d e n geniusz. Ż y je m y na k r a ń c u e p o k i. Ś w ia t n o w y , k t ó r y u jr z y jeszcze nasze p o k o le ­ nie, będzie zasadniczo o d m ie n n y od p rz e ­ ż y ty c h p rze z nas czasów. N ie je s t to f r a ­

zes p se u d o p ro ro czy, lecz p ro s te u ś w ia d o ­ m ie n ie sobie o lb rz y m ic h p rz e m ia n , k tó re d o k o n a ły się w św iecie. S iłę ty c h p rz e m ia n i k ie r u n k i, k tó r e p rz e m ia n y te p rzyszło ści ro d z a ju lu d z k ie g o w y z n a c z a ją , m u s i zbadać, ocę nić i u s ta lić w y o b ra ź n ia naszego na ro d u . Jed no cześn ie d o k o n a ły się p rz e m ia n y o l­

b rz y m ie w n a ro d z ie naszym . D ziś, k ie d y trz o n naszego n a ro d u p o ls k ie g o w z ra s ta trz o n n a ro d u p o ls k ie g o w z ra s ta z n ó w w swą zie m ię, k ie d y n a d B a łty k ie m , n a d O d rą , n a d N y s ą u s ta la się ty p p o ls k ic h społeczności, z k tó r y c h zrodzą się n o w e p o k o le n ia P o­

la k ó w , m u s im y u ś w ia d o m ić sobie w p e łn i, ja k ie ty p y P o la k ó w w y ró ś ć m ogą w te j n o w e j Polsce w p a r te j w zachód i k tó re z n ic h m a ją prze w a żać, a b y k o rz y ś ć b y ła i d la P o ls k i i d la ś w ia ta .

K ie d y w r. 1932 w s z e d łe m do b e r liń s k ie j r e d a k c ji „M ło d e g o P o la k a w N ie m c z e c h “ ,, u s ły s z a łe m w ó w cza s ta k ie p rz y k a z a n ie :

„ P a m ię ta j, że u nas nie pisze się d la c h ło ­ p a k ó w i d z ie w c z y n w w ie k u s z k o ln y m , o b y w a te li p a ń s tw a n ie m ie c k ie g o , ale pisze się d la o b y w a te li p a ń s tw a p o lskie go , ta ­ k ic h ja k im i będziesz ic h c h c ia ł w id z ie ć , ja k o d o jrz a ły c h lu d z i w P a ń s tw ie P o ls k im w r. 1950 czy w r. 1960“ .

T a p ro s ta p ra w d a b y ła d la m n ie p rz e ż y ­ c ie m o g ro m n y m i do dziś o d c z u w a m ó w ­ czesny s k u rc z serca, n ie pew nego, czy u m y s ł p ó t r a f i u d e rza ć ta k d a le kosię żnie.

K a ż d y a r t y k u ł, ka żd a n o ta tk a w r e d a k -

r ‘ \ j -• p o . . 'y m v i ę ; i q j \ ą h v ć H S

czas n ie te ra ź n ie js z y a p rz y s z ły . O d p o w ie ­ d z ia ln o ś ć za każde s ło w o s ta w a ła się cię ­ ż a re m n ie do u d ź w ig n ię c ia .

N a Z je ź d z ie L ite r a tó w J e rz y Z a g ó rs k i w y s tą p ił z d ru z g o c ą c y m o s k a rż e n ie m le k ­ k o m y ś ln e g o w Polsce sło w a. Nas n ie stać na s ło w a le k k o m y ś ln e , ją t k i je d n o d n ió w k i, s ło w a k tó re ż y ją t y lk o w te ra ź n ie js z o ś c i, a zate m z w ię k s z a ją c ię ż a r p rze szło ści. K ie ­ d yś J u lia n P rz y b o ś n a p is a ł rzecz o M ic k ie ­ w ic z u , k tó re g o w ie lk o ś ć o d n a la z ł w „ s ło ­ w ie o s ta te c z n y m “ . S ło w a ostateczne, r ó w ­ n ie w a ż ije d la te ra ź n ie js z o ś c i, p rze szło ści ja k p rz y s z ło ś c i — o to s ło w o - k lu c z w y ­ o b ra ź n i n a ro d u .

M ę ż o w ie s ta n u , uc z e n i, pisarze, społecz­

n ic y , k a p ła n i m uszą m ó w ić dziś, k ie d y u s ta la się n o w y p o ls k i i lu d z k i ś w ia t, sło ­ w e m osta te cznym , s ło w e m , k tó r e będzie ję z y k ie m r o k u 1970 i 1980, ję z y k ie m lu d z i ty c h , k tó r z y d o jrz e w a ją w ojczyźnie jeszcze n iew yko rzystan ej a k tó r z y p rz e jm ą po naszym p o k o le n iu o b o w ią z k i w o b e c n a ­ ro d u i lu d z k o ś c i.

W ś w ie c ie je s t dziś g łó d w ie lk ic h k o n ­ c e p c ji p rz y s z ło ś c io w y c h . W Polsce opóź­

n io n e j sła bo ścią i zniszczeniem , g łó d te n z a s p a k a ja n y je s t ra zo w ce m p o trz e b o d b u ­ d o w y p a ń s tw a i m a rc e p a n a m i p o b o żn ych życzeń i n ie p o b o ż n y c h id e o lo g ii. Czas je ­ d n a k n ie czeka. R odzą się n o w e p o k o le n ia ,

Od dłuższego czasu d ru k u je m y na łam ach O d ry w sp an iały cykl w a rm ijs k o -m a zu rs k i S tefana S u lim y pt. „Z ie m ia odnalezionych przeznaczeń“. D ru k u je m y te a rty k u ły przy ogrom nym zainteresow aniu czyteln ików i nieco m niejszym prasy. Następne n u m e­

ry przyniosą zakończenie cyklu.

Z ie m ią odnalezionych przeznaczeń n azw ał au to r M a z u ry i W arm ię . I choć określenie to da się zastosować do całego pasa Z ie m Odzyskanych, n a jtra fn ie j uderza ono w ze­

staw ieniu z W a rm ią i M a z u ra m i. To też do pozytyw nych zjaw is k zaliczam y z w ię k ­ szenie się zainteresow ania ta m ty m i północ­

n ym i ziem iam i, ich m ieszkańcam i i p rz y ­ szłością, choćby n aw et odbyw ało się to kosztem Śląska. N a północ szli albo cisi re p a trian ci z W ileńszczyzny oraz p ra w d z i­

w i cisi idealiści pracy polskiej albo też m ie rzw a ludzka, elem ent ju ż nie szabrow - niczy, lecz w ręcz k ry m in a ln y . M ię d z y ty m i dw om a typ am i lu d z k im i w aży ł się dzień W a rm ii i M a z u r. Długo też o ziem iach tych pisać można było jed yn ie w tonie ponurym i bezradnym . Dziś ju ż wieści są rado ­ śniejsze.

Rośnie now e pokolenie, któ re z w ia rą i lubością w ch ła n ia nieznaną i zapoznaną polskość. W ie lu w ysokich u rzędników , nie w yłączając sporej grupy starostów, poszło za k r a t k i r* ‘ f z k ,me. Nadużw is,. w ie rz y m c będą tu ta j k a ra n e coraz ostrzej. Sm utne m iasta kreślą tJ ta j w spaniałe p la n y sw ej odbudowy. W ojew oda na O lsztynie w y k a ­ zu je p rzy każdej okazji, że p o jął kierune0 _ odnalezionych przeznaczeń W a rm ii i M ac - zur. Zaczęła się now a cenna re p a tria c ja — w ra c a ją oto z N iem iec zagnani tam W a r ­ m iacy i M a z u rz y do opuszczonych żon i dzieci. W ten sposób n o rm alizu je się życie wsi. Zachęcam y P . Z. Z., k tó ry tą ak cją się zajm u je, do je j gorliw ego ko n tyn uo w an ia.

Ż ycie szkoły jest jeszcze ciężkie, ale ju ż i w te j dziedzinie zanotować m ożem y ta k ie radosne zjaw isko : dzieci dolnośląskie z w ła ­ snych m izernych składek ku p u ją p lik i ze­

szytów i ołów ków d la jed n e j ze szkół pod O lsztynem .

P ra w d a w czorajsza b y ła gorzka. O dn ale­

zione przeznaczenia zobow iązują jed n a k do pracy. Zaczęło pracować pokolenie dzisiej­

sze. N a szlaku nędzy i łez u w a żn y podróżny zauw aży ju ż sporo uśmiechów. Oto jest w artość pracy. O bserwacje d zienn ikarzy zagranicznych dostrzegły ją ju ż także. To ty m w ięcej p otw ierd za nasz optym izm .

Północne zbocza Śnieżki, królowej gór śląskich. Pai dla narciarzy, poetów i gruźlików. Jedźcie

1 podziwiajcie. Foż, Leonard Siemiaszko.

^ > m \ " M o ' - ^ 3 o -

(2)

k tó r e n ie chcą b e łk o tu czasów p o g a rd y , a n i s lo g a n ó w p o w o je n n e g o chaosu. T e n o ­ w e p o k o le n ia c h c ą w ie d z ie ć , w ja k ic h w a ­ ru n k a c h m og ą w y ro s n ą ć i ja k i ję z y k bę­

dzie ich św iatem .

M u s im y n a tę ż y ć w y o b ra ź n ię n a ro d u , m u ­ s im y zbadać s u m ie n n ie , ja k ie re a lia s tw o ­ rz y ć je s te ś m y w s ta n ie i m u s im y się z de­

cydo w a ć, do ja k ic h r e a lió w n a g ią ć chce m y p rzyszło ść. M ę ż o w ie stan u, s ta ty ś c i, ucze­

n i m uszą n a m po w ie d zie ć, ja k ie re a lia z de­

c y d u ją w św iecie , sp o łe czn icy m uszą n a m po w ie d z ie ć , ja k ie r e a lia w y tw o r z y ć p o tr a fi n o w a p o ls k i społeczność, p is a rz e i k a p ła n i, o d k r y w c y dusz lu d z k ic h , m uszą p o w ie ­ dzieć na m , ja k ie d u c h o w e p rz e m ia n y w y ­ w o ła ła w n a ro d z ie p o ls k im k a ta s tr o fa epo­

k i i ja k ie ty c h p rz e m ia n będą ko n s e ­ k w e n c je .

T o m u s im y w ie d z ie ć , a b y w ie d z ie ć p r z y ­ szłość m ą d ro ś c ią lu d z i ro z tro p n y c h . A przy s z ło ś ć w id z ie ć m u s im y , ab y w ie d z ie ć , ja k m a m y p ra c o w a ć i ja k m a m y m ó w ić i ja k m a m y m y ś le ć i czuć, a b y ś m y b y li n a ro d e m s z a n o w a n y m p rze z in n y c h a p rze de w s z y s tk im prze z n a s tę p u ją c e po nas p o k o le n ia . „Z a d a n ie m e m ig r a c ji p o ls k ie j

—- p is a ł p ro f. D r. K r ie d l —• w o b e c b r a k u k o n k re tn e g o p o la do d z ia ła n ia , je s t p rz e ­

k s z ta łc e n ie s w e j p s y c h ik i na m ia rę te j prz y s z ło ś c i, k tó r a p rz y jd z ie , je s t m y ś le n ie i czucie k a te g o ria m i p rz y s z ło ś c i“ .

Z a d a n ia tego e m ig ra c ja w y p e łn ić n ie m o g ła , bo n ie m ia ła g r u n tu rz e c z y w is to ś c i, k tó r a w ó w c z a s b y ła jeszcze k a ta s tro fic z n ą p rzyszło ścią . Z a d a n ie to w y p e łn ić m og ą do­

p ie ro dziś lu d z ie ż y ją c y w k r a ju , k ie d y o b ra z p rz e m ia n p o ls k ic h po k a ta s tr o fie u s t a lił się n a ty le , że m og ą b y ć p o d ję te b a d a n ia n a d m o ż liw o ś c ia m i ro z w o ju w ła ­ ś c iw ie z u p e łn ie n o w e j ro d z ą c e j się d o p ie ro p o ls k ie j p e łn e j społeczności.

Im p e r a ty w m y ś le n ia i czucia k a te g o ria ­ m i p rz y s z ło ś c i u d e rz a te ra z ze z d w o jo n ą s iłą n a ty c h , k t ó r y m dane są w a r u n k i w y ra ż a n ia w y o b r a ź n i n a ro d u .

Tego, że n a jis to tn ie js z y m e le m e n te m b a ­ d a ń n a d p rz y s z ło ś c ią naszego n a ro d u są społeczne s iły P o la c tw a n a Z ie m ia c h O d ­ z y s k a n y c h , p o d k re ś la ć n ie p o trz e b a . K to chce zrozum ieć przyszłość naszą i ję z y k naszych synów i w n u kó w , ten m usi rozpo­

cząć studia od tych ziem. O dn osi się to do w s z y s tk ic h lu d z i w y o b ra ź n i n a ro d u . D la pisarzy jest to je d n a k w a ru n e k życia ich słów.

P rzyszło ść zaś n a g in a się t y lk o do ty c h re a lió w , k tó r e p o t r a f i s tw o rz y ć c z ło w ie k .

Zbyszko Bednorz

Paniom klasztoru trzebnickiego

W gotyckich refektarzach b u n ty s k lep io n e. . . M a t k i — Chrystusem w ra n n ej spłonęły ko m u n ii —

A le od ciem nych tw a rz y idzie cień po sieni.

I p rzy fu rta c h uzbrojone, cesarskie dragony:

O pat L u d w ik z L u b iąża poskram ia P o lk i dumne.

Św ięte cele i św ięte kaplice.

P ra w d y surowe w prostych krzyżach.

Suche oczy k u św iętej Jadw idze.

G rzech ryczy w habsburskich przeoryszach . . .

W gotyckich sercach b u n t sklepiony — W o jn ę m iędzy P olską a N iem cam i Niosą klasztorne dzwony.

Kazimierz Popiołek

CO P R Z Y N O S I K S IĄ Ż K A

P o ja w ie n ie się w ra m a c h w y d a w n ic tw I n s t y tu t u Ś lą skie go k s ią ż k i p ro fe s o ra U n i­

w e rs y te tu J a g ie llo ń s k ie g o d ra K a z im ie rz a P iw a rs k ie g o ,*) d a ją c e j syntezę d z ie jó w Ś lą ­ ska o d p o c z ą tk ó w naszej h is to ry c z n e j p rz e ­ szłości aż po o s ta tn ie p r a w ie la ta , je s t w n a s z y m ż y c iu n a u k o w y m w y d a rz e n ie m n ie m a łe j w a g i. I to n ie t y lk o d la te g o , że k s ią ż k a ta w ob ecn ej do b ie naszego p o ­ w r o tu n a c a ły Ś lą s k s p e łn i w a ż n ą ro lę za­

p o z n a n ia s po łe czeństw a z d z ie ja m i te j o d ­ z y s k a n e j d z ie ln ic y , ale i d la te g o , że w ła ­ ś c iw ie n ie b a rd z o się m ożn a b y ło spo dzie­

w a ć, a b y o p ra c o w a n ie tego r o d z a ju m o g ło się ju ż te ra z p o kaza ć m im o o g ro m n e j je go p o trz e b y . S yń te za m oże się b o w ie m w y ­ ło n ić d o p ie ro z m o ż liw ie d o kła d n e g o , w s ze ch stro n n e g o m o n o g ra fic z n e g o o p ra c o ­ w a n ia w s z y s tk ic h w a ż n y c h z ag ad nie ń, a je ­ ż e li c h o d z i o syntezę o p rz e z n a c z e n iu p o p u ­ la r y z a c y jn y m ( ja k to m a m ie js c e w książce P iw a rs k ie g o ) to o p ra c o w a n ie ta k ie w in n o zostać w y p rz e d z o n e s y n te ty c z n y m o p ra c o -

K

n ie m o c h a ra k te rz e n a u k o w y m . O tóż o r o d z a ju o p ra c o w a n ie m a m y t y lk o d la

•esu ś re d n io w ie c z a (po r o k 1400) w p rz e d ­ w o je n n y m w y d a w n ic tw ie P o ls k ie j A k a d e ­ m ii U m ie ję tn o ś c i. J e ż e li zaś cho dzi o czasy późniejsze, to t u t a j m ia ł a u to r do dysp o ­ z y c ji t y lk o n ie z b y t lic z n e , ró ż n e j w a rto ś c i n a u k o w e j o p ra c o w a n ia , odnoszące się t y lk o do n ie k tó r y c h zag ad nie ń, p o m ija ją c e w z g lę ­ d n ie n ie n a le ż y c ie w y ja ś n ia ją c e w ie le i n ­ n y c h p o d s ta w o w e g o znaczenia. T o te ż t u t a j a u to r m u s ia ł op rzeć się n a s w o ic h w ła s ­ n y c h ba d a n ia ch .

W re z u lta c ie k s ią ż k a P iw a rs k ie g o to nie t y lk o z w y k ły p o d rę c z n ik , ale rów no cześnie, zw łaszcza w z a k re s ie d z ie jó w n o w o ż y tn y c h i n a jn o w s z y c h , p ie rw s z e n a u k o w e o p ra c o ­ w a n ie całego szeregu s p ra w . Tego ro d z a ju d w o is ty , ja k b y m ożn a po w ie d z ie ć , c h a ra k ­ t e r te j k s ią ż k i s ta w ia re c e n z e n ta p rz e d n ie ­ m a ły m k ło p o te m . N ie w y s ta rc z y t u b o w ie m zdać s p ra w y je d y n ie z tego, czy a u to r zgod­

n ie z d o ty c h c z a s o w y m s tan em w ie d z y , a n a le ż y c ie ja s n o i p rz y s tę p n ie p rz e d s ta w ił s p ra w y w na uce ju ż u s ta lo n e . T rz e b a tu ró w n o c z e ś n ie z a ją ć s ta n o w is k o w o b e c są­

d ó w a u to ra , w o b e c s p ra w prze z n ie g o w y ­ ja ś n ia n y c h , a w nauce d o ty c h c z a s o w e j albo w ogóle a lb o n ie w y s ta rc z a ją c o o p ra c o w a ­ n y c h . Ze w z g lę d u zaś n a c h a ra k te r p o d ­ r ę c z n ik o w y k s ią ż k i a u to r n ie m ó g ł oczy­

w iś c ie s w y c h p o g lą d ó w szerzej uzasadnić, m ó g łb y to u c z y n ić d o p ie ro w zn a czn ie szer­

szym , n a u k o w y m o p ra c o w a n iu (n a d k tó r y m zresztą, ja k n a m w ia d o m o , p ra c u je ). M im o to n ie w o ln o o g ra n ic z y ć się do o m ó w ie n ia k s ią ż k i t y lk o z p u n k tu w id z e n ia je j p o p u ­ la ry z a c y jn e g o prze zna czenia, g d yż k s ią ż k a ta poza d o s k o n a ły m s p e łn ie n ie m tego za­

d a n ia ró w n o c z e ś n ie w c a ły m szeregu za­

g a d n ie ń t o r u je n o w e d ro g i, f o r m u łu je no w e p o g lą d y .

P R E T E N S J E I P O P R A W K I

S w o je d z ie je Ś lą s k a u j ą ł p ro f. P iw a r s k i p o d w y ra ź n y m , s p e c ja ln y m k ą te m w id z e ­ n ia , a m ia n o w ic ie p o d k ą te m w id z e n ia w a lk i z n ie m c z y z n ą . J e s t to n ie w ą tp liw ie w d z ie ja c h P o ls k i, a zw łaszcza Ś ląska, je ­ d e n z n a jis to tn ie js z y c h p ro b le m ó w , toteż

*) K a zim ie rz P iw a rs k i: Historia śląska w zarysie.

W yd a w n ictw o In s ty tu tu Śląskiego. K a to w ic e — W ro - cław 1947. Stron 448.

Nieodzouma książka

ta k ie u ję c ie p o z w a la n a w y d o b y c ie w ię k ­ szości n a jw a ż n ie js z y c h s p ra w z przeszłości Ś ląska, ale p rz e c ie ż n ie w s z y s tk ic h , a poza t y m n a d a je ono s p e c ja ln y c h a ra k te r c ałem u o p ra c o w a n iu , w p ły w a n a d o b ó r m a te ria łu , n a ocenę z d a rz e ń i lu d z i. P a trz ą c w ię c np.

p o d ty m k ą te m w id z e n ia n a d z ie je ś re d n io ­ w ie c z n e Ś ląska, a u to r b a rd z o s u ro w o oce­

n ia d z ia ła ln o ś ć ty c h k s ią ż ą t ś lą s k ic h (ja k n p . B o le s ła w a W y s o k ie g o czy H e n r y k a B r o ­ datego), k tó r z y p r z y s w e j tro sce o gospo­

da rcze p o d n ie s ie n ie k r a ju o tw o r z y li w r o ta n ie m ie c k ie j k o lo n iz a c ji. Słuszne je s t n ie ­ w ą tp liw ie s tw ie rd z e n ie , że ic h d z ia ła ln o ś ć p rz y n io s ła p o d ty m w z g lę d e m w re z u lta c ie sz k o d y (n a k tó r e z ło ż y ło się c a ły szereg in n y c h , p ó ź n ie js z y c h o d n ic h ju ż n ie z a le ż ­ n y c h c z y n n ik ó w ), ale ju ż m n ie j słuszne w y ­ d a je się zgłaszanie z tego p o w o d u p o d ic h adresem p re te n s ji. T y m b a rd z ie j, że n ie m ożn a o b e c n y m i k r y t e r ia m i n a ro d o w y m i

m ie rz y ć ta m ty c h czasów. *

N a to m ia s t n ie w ą tp liw ie słuszne je s t p o d ­ k re ś le n ie a u to ra , że p rz e jś c ie Ś lą s k a w w ie k u X I V p o d p a n o w a n ie czeskie b y ło w ła ś c iw ie z w y c ię s tw e m n ie m c z y z n y ś lą s k ie j i p o z a ś lą s k ie j, że z a d e c y d o w a ło o o d d a n iu k r a ju n a łu p g e rm a n iz a c ji, p ro w a d z o n e j n a s tę p n ie z d u ż y m n a s ile n ie m prze z H a b s ­ b u rg ó w , u s y s te m a ty z o w a n e j p rze z H o h e n ­ z o lle rn ó w , p o tę ż n ie ją c e j i d o s k o n a lo n e j p rze z w ie k i n a stępn e aż po nasze czasy h itle ro w s k ie g o b a rb a rz y ń s tw a . A k c ja g e r- m a n iz a c y jn a w y d a je rz e c z y w iś c ie z czasem p e w n e w y n ik i. C o fa i k u r c z y się ślą ska p o l­

skość, o d p a d a ją w a r s tw y w yższe : ksią żęta, szla chta, d u c h o w ie ń s tw o , duża ilo ś ć m ie ­ szczan zw łaszcza Ś lą s k a D o lne go . D z ie je się to w s z y s tk o n ie s te ty ^ r z y z u p e łn e j n e u tr a l­

no ś c i i o b o ję tn o ś c i re s ź ty w o ln e g o jeszcze n a ro d u , k t ó r y p o c ią g n ię ty in n y m i s p ra ­ w a m i, n ie in te re s u je się lo sem Ś ląska, c ho­

cia ż t u n a d a l o Polsce p a m ię ta ją , z w ra c a ją się n ie je d n o k r o tn ie o r a tu n e k i pom oc, chociaż n a d a rz a ła się n ie je d n a o k a z ja p o ­ w r o tu n a d O drę.

N ie w ą tp liw e cofanie się śląskiej polsko­

ści n ie było je d n a k a n i ta k powszechne, ani ta k prędkie, ja k to n a w e t w naszej nauce do ostatnich czasów było p rzyjm o w an e.

A u t o r p o d a je w ie le k o n k r e tn y c h p r z y k ła ­ d ó w ja k o ś w ia d e c tw o p o d z iw u g o d n e j m o c y t r w a n ia p o ls k ie j lu d n o ś c i Ś ląska. J e j p o l­

skości, k tó r a o d p ie rw s z e j c h w ili zaczyna się b ro n ić , w k r ó tc e p rz e c h o d z i n a w e t do a ta k u , z m u sza ją c w w ie k u X V / X V I i pó ź­

n ie js z y c h s w y c h n ie m ie c k ic h k s ią ż ą t do u c z e n ia się po p o ls k u , k s ię ż y do o d p ra ­ w ia n ia n a b o ż e ń s tw i k a z a n ia po p o ls k u , d la k t ó r e j m u s i się d ru k o w a ć p o ls k ie k s ią ż k i w z n ie m c z o n y m W r o c ła w iu i gdzie in d z ie j.

P olskość ta , ponosząc o c z y w iś c ie s tra ty , ale p rze cie ż p r z e tr w a ła n a z n a c z n y m o b ­ szarze Ś lą ska n a w e t s y s te m a ty c z n ą a k c ję g e rm a n iz a c y jrią p r u s k ic h H o h e n z o lle rn ó w , a w w . X I X n a G ó rn y m Ś lą s k u i w k il k u p o w ia ta c h Ś lą s k a D o ln e g o rozp oczę ła w a l­

czyć o o d z y s k a n ie s w y c h p ra w . N a d c h o d z i o k re s ta k zw anego o d ro d z e n ia na rod ow e go . P roce s te n k r e ś li a u to r w zasa dn iczych ry s a c h , dając tu po raz pierw szy w naszej nauce pełny, jasny obraz głów nych etapów w ich logicznym po sobie następstwie, k r e ­ ś li c ie k a w e s y lw e tk i n a jw y b itn ie js z y c h d z ia ła c z y . B y ć może, że n ie je d e n z sądów a u to ra n a p o tk a n a s p rz e c iw y , w y w o ła za­

strzeżen ia , może u le g n ie p o d ic h w p ły w e m p e w n e j m o d y fik a c ji, zasadnicza je d n a k lin ia u tr z y m a się n ie w ą tp liw ie .

O C Z Y M T R Z E B A P A M IĘ T A Ć N a je d n ą je d n a k w a ż n ą s p ra w ę c h c ia ł­

b y m t u z w ró c ić u w ag ę. O to z le k tu r y te j p a r t ii k s ią ż k i p ro f. P iw a rs k ie g o c z y te ln ik o d n ie sie w ra ż e n ie pe w n ego o p ó źn ie n ia Ś lą s k a w s to s u n k u do re s z ty n a ro d u , k t ó r y tego pro c e s u zapew ne a lb o w ogóle n ie p o trz e b o w a ł prz e c h o d z ić , a lb o go m a d a w ­ no za sobą. N ie w ie m , czy w y w o ła n ie t a ­ k ie g o w ra ż e n ia le ża ło w in te n c ja c h a u to ra , ale ta k ie w ra ż e n ie p o w s ta je . O tó ż n ie z a ­ le ż n ie o d s tw ie rd z e n ia , że o c z y w iś c ie za­

ch o d z i p e w n a od m ie n n o ś ć p ro c e s ó w b u ­ d z e n ia się ś w ia d o m o ś c i n a ro d o w e j n a Ś lą ­ s k u a gdzie in d z ie j (sp o w o d o w a n a w czes­

n y m o d e rw a n ie m o d re s z ty n a ro d u ) p o d ­ k re ś lić trz e b a , że o d m ie n n o ś ć ta d o ty c z y jeszcze in n y c h s p ra w , o k tó r y c h s ię zapo­

m in a . T rz e b a pa m ię ta ć , że proces odrodze­

n ia narodowego n a Śląsku dotyczy w ars tw y chłopów i robotników ; podczas g d y np.

współczesne m u pow stania polskie, w s p a ­ n ia ły w y k w it d o jrz a ło ś c i n a ro d o w e j, to dzieło szlachty i w y ro s łe j z n ie j inteligencji, dzieło, wobec którego obojętnie a często n aw et zdecydow anie wrogo zachow ał się chłop w K ró les tw ie czy G a lic ji. W te d y , gdy lu d śląski w y b ie ra ł posłów centrow ych, chłopi w G a lic ji w y b ie ra li posłów szla­

checkich, n ic w s p ó ln e g o z ic h in te re s a m i n ie m a ją c y c h . W te d y , gdy M ia r k a im ie ­ niem śląskich chłopów i robotników , c z y ­ t e ln ik ó w s w y c h gazet, skład ał deklarację w ierności k ró lo w i p ru skiem u (na d czym ta k a u to r b o le je ), w ted y rów nież im ieniem nie um iejącego czytać n i pisać chłopa ga­

licyjskiego ro b ili to posłowie szlacheccy.

T rz e b a p a m ię ta ć , że prasa polska n a Śląsku w pew nych okresach czasu m ia ła w ięcej p ren u m erató w (a b y li to p ra w ie w yłącznie chłopi i górnicy) n iż cała prasa polska w G a lie ji( o ileż od Śląska Górnego w iększej!

S p ra w y te n ie z o s ta ły jeszcze od te j s tro n y w naszej nauce p o d ję te , n ie m ia ł się w ię c tu a u to r na c z y m oprzeć. N ie m n ie j w y ­ d a je m i się k o n ie c z n y m p o d k re ś le n ie te j s p ra w y , że in n e w a r s tw y społeczne re p re ­ z e n tu ją dą żenia n a ro d o w e n a Ś lą s k u i w in n y c h d z ie ln ic a c h . O ty m trz e b a p a m ię ­ tać, g d yż in a c z e j p o w s ta je o b ra z fa łs z y w y .

D A L S Z E P O P R A W K I

O m a w ia ją c w o s o b n y m k r ó t k im ro z d z ia ­ le proces o d ro d z e n ia n a ro d o w e g o n a Ś lą s k u C ie s z y ń s k im a u to r p o d o b n ie ja k d la Ś ląska G órne go u jm u je go w ja s n y c h z a sa d n i­

czych ry s a c h , z w ra c a słu sznie u w a g ę na s k o m p lik o w a n ie s p ra w y w a lk ą z C zecha­

m i, w y m ie n ia w y b itn ie js z y c h działa czy.

P o m in ą ł je d n a k p r z y ty m ta k ic h , k tó r z y b e z w z g lę d n ie n a w s p o m n ie n ie n a w e t w k r ó t k im ro z d z ia le z a s łu g iw a li. Z a m ia s t np.

P ią tk o w s k ie g o , k t ó r y w ła ś c iw ie n ic z y m szczeg ólnym się n ie w y r ó ż n ił, n a le ż a ło w y ­ m ie n ić ks. F ra n c is z k a M ic h e jd ę (n ie w ą t­

p liw ie w ię c e j zasłużonego od d r J a n a M i­

c h e jd y ) czy ks ię d z a Ign aceg o Świeżego, w ła ś c iw e g o tw ó rc ę p a r t ii p o ls k ic h k a t o li­

k ó w n a Ś lą s k u C ie s z y ń s k im .

O m a w ia ją c o k re s p o w r o tu części G órnego Ś lą ska do P o ls k i a u to r d a je w y r a z p rz e k o ­ n a n iu , że ze szkodą d la s p ra w y n ie zd e cy­

d o w a n o się w o d p o w ie d n ic h m o m e n ta c h na s tw o rz e n ie f a k t u dokonanego. Z tego p o ­

w o d u k r y ty c z n ie oce nia ów czesną d z ia ła l­

ność K o rfa n te g o (do k tó re g o w ogóle o d ­ no si się z dużą re z e rw ą ). R o b ie n ie je d n a k z a rz u tu K o rfa n te m u , że w trz e c im p o w s ta ­ n iu sw ą d e c y z ją z lik w id o w a n ia p o w s ta n ia w m o m e n c ie p o d e jm o w a n ia in ic ja ty w y przez o d d z ia ły po w sta ń cze (?) s p o w o d o w a ł z a ła m a n ie się p o ls k ie j a k c ji, n ie z n a jd u je m o im z d a n ie m u z a s a d n ie n ia w o b ie k ty w ­ n e j ocenie ów czesn ych w a r u n k ó w i m oż­

liw o ś c i. W y d a je m i się, że w in ie n się w naszej nauce u trz y m a ć p o gląd, że decyzj»

lik w id a c ji pow stania — w granicach lu d z­

k ie j zdolności p rze w id y w a n ia — b y ła n a j­

lepszym w yjściem z ówczesnej sytuacji.

A u t o r p o d a je d a tę p rz y ję c ia p rze z Radę A m b a s a d o ró w ro z s trz y g n ię c ia w s p ra w ie Ś lą ska w d n iu 19. X . 1921 ja k o d e c y d u ją c ą d la p o d z ia łu k r a ju . R a czej n a le ż a ło b y tu p rz y jm o w a ć ta k ja k do tychczas d a tę 20. X ., d a tę w y d a n ia o sta te czn e j d e c y z ji przez 3 R a d £ A m b a s a d o ró w .

K S IĄ Ż K A S P E Ł N IO N Y C H N A D Z IE I P iw a r s k i d a ł n a m w s w e j H is t o r ii d zie je p o lity c z n e Ś ląska. N a d z ie je gospodarczo- społeczne b ę d z ie m y n ie w ą tp liw ie jeszcze m u s ie li d łu g o czekać. S ta ra ł się je d n a k a u to r z w ró c ić u w a g ę i n a p e w n e zagad­

n ie n ia gospodarcze i społeczne, w szczegól­

no ś c i ta m , gdzie się łą c z y ły z naczelnym problem em w a lk i z N iem cam i. Z n a jd u je m y w ię c n p . c ie k a w e w ia d o m o ś c i o b u n ta c h g ó r n ik ó w w w . X V I czy c h ło p ó w w . X V I I I i X I X . (Szkoda, że n ie w s p o m n ia ł o F r a n ­ c is z k u C hrószczu, ś lą s k im D rz y m a le , o fia - rze p r u s k ic h u s ta w w y ją tk o w y c h .) Z a m a ło je d n a k m ie js c a p o ś w ię c ił o m ó w ie n iu p o ­ c z ą tk ó w i r o l i w ie lk ie g o p rz e m y s łu , choćby w d z ie d z in ie w a lk i n a ro d o w e j, o g ra n ic z a ­ ją c się je d y n ie do z w ię z łe g o n a s z k ic o w a n ia s p ra w y , zresztą w n a jw a ż n ie js z y c h lin ia c h . W p ra w d z ie nasz d o ty c h c z a s o w y d o ro b e k n a u k o w y w te j d z ie d z in ie n ie d a je z b y t dużo n a le ż y c ie op raco w a n e g o m a te ria łu , n ie m n ie j je d n a k m ożn a b y ło i — m o im z d a n ie m — n a le ż a ło zna cznie szerzej p rz e d ­ s ta w ić to za g a d n ie n ie , k tó r e w sposób de­

c y d u ją c y w p ły n ę ło n a s p ra w y gospodarcze, społeczne, k u ltu r a ln e i n a ro d o w e G órne go Śląska.

K s ią ż k a p ro f. P iw a rs k ie g o o przeszłości Ś lą s k a je s t p o w a ż n y m d o k o n a n ie m ta k z p u n k tu w id z e n ia n a u k o w e g o ja k i ze w z g lę d u na a k tu a ln e p o trz e b y naszej obec­

n e j rz e c z y w is to ś c i. J e d n y m z k o n ie c z n y c h w a r u n k ó w n a le ż y te g o ro z w ią z a n ia p ro b le ­ m ó w , w y n ik a ją c y c h z o d z y s k a n ia Z ie m Z a ­ ch o d n ic h , je s t ic h ja k n a jd o k ła d n ie js z e p o ­ zna nie. O dn ośnie Ś lą s k a zad an ie to u m o ż ­ liw ia w ła ś n ie p ra c a p ro f. P iw a rs k ie g o , d a ­ ją c a w o p a rc iu o b o g a ty m a te r ia ł fa k ty c z ­ n y , ja s n y , w e w n ę trz n ie lo g ic z n ie z b u d o w a ­ n y, o b ra z p o ls k ie j prze szło ści Ś ląska. U m ia ł p rz y t y m p ro f. P iw a r s k i p o łą c z y ć d w ie , n ie zawsze ła tw e do pogodzenie z a le ty : m ia ­ n o w ic ie podać m a te ria ł, o p a rty n a rz e te ln e j n a u k o w e j p o d s ta w ie , w sposób p rz y s tę p n y , c ie k a w y , ta k że le k tu r a je go k s ią ż k i będzie n ie t y lk o pożyteczną, ale ró w n ie ż p r z y je m ­ ną, w n ie je d n e j n a w e t p a r t ii p a s jo n u ją c ą d la każdego p o ls k ie g o c z y te ln ik a .

O c z e k iw a n a z ta k ą n ie c ie rp liw o ś c ią k s ią ż k a p r o f. P iw a rs k ie g o u s p r a w ie d liw iła n a d z ie je , ja k ie z n ią w ią z a liś m y , s p e łn iła p o s tu la ty , ja k ie je j m ożn a i trz e b a p o ­ sta w ić .

(3)

Gustaw Morcinek

Z E G O T A

(F ragm ent)

N a g ra n ic y fr a n c u s k o - b e lg ijs k ie j z b u d z ili go c e ln ic y .

P o ciąg s ta ł n a ja k ie jś ob cej s ta c ji i d ysza ł z u tru d z e n ia .

— M a p a n co do ocle n ia ? — z a p y ta ł je d e n z n ic h do b ro d u szn ie .

— W ó d kę , je d w a b ie , w i n o . . . — d o d a ł d ru g i.

P o te m po szli, tro c h ę ś m ie s z n i w s w y c h w y s o k ic h czakach do p rz o d u n a c h y lo n y c h , tro c h ę z a b a w n i, bo p o d o b n i b y li do d w ó c h p o c z c iw y c h w u ja s z k ó w , k t ó r y m je s t o g ro m ­ nie p rz y k ro , że m u p r z e r w a li sen na ła w ie i że n ie p o k o ili go s w y m i p y ta n ia m i.

— W ię c to ju ż B e lg ia ? — z d z iw ił się i s p o jrz a ł w okn o.

W w a g o n o w y m p rz e d z ia le b łą k a ł się za­

pa ch stareg o d y m u ty to n io w e g o i śm ie cia pod ła w a m i. P oza ty m b y ł jeszcze stęża ły zapach lu d z i.

— T o n ie je s t zap ach lu d z i! — z a u w a ż y ł to w a rz y s z . — T o je s t zap ach szarego c z ło ­ w ie k a i je g o szare j tr o s k i. I je g o sz a ry c h m y ś li. . . — d o d a ł jeszcze.

Z a o k n a m i po o b m o k ły c h łą k a c h p ło ż y ła się n is k a , gęsta, szara m g ła .

M g ła b y ła p rz e d e w s z y s tk im szara. P a ­ t r z y ł n a n ią w z d u m ie n iu , bo n ie w id z ia ł ju ż je j od s ie d m iu m ie sięcy. O d c h w ili, gdy pó źne j je s ie n i w y je c h a ł z A lp fra n c u s k ic h do I t a lii . W I t a l i i b y ło t y lk o słońce, b łę k it, w in o i m im o z y . P o te m b y ły jeszcze róże i g w o ź d z ik i. W z d łu ż d ró g k w itn ę ły m a k i i szare a s fe dalie. M a k i k w it n ę ły jeszcze na M o n te Cassino. A m ię d z y m a k a m i b łą k a ł się czad n ie p o g rz e b a n y c h c ia ł lu d z k ic h . P rz y s y p a n e k a m ie n ia m i n a d n ie z a p a d ły c h ja ró w , m ię d z y n ie u s u n ię ty m i m in a m i, ro z ­ k ła d a ły się p o w o li w słońcu. Czasem n a d ­ le c ia ł c ie p ły w i a t i o d m o rz a i w te d y czad g in ą ł, g d y ż w i a t r p a c h n ia ł m o rz e m i p rz e ­ s trz e n ią . N a o k o ło , w szędy, n a sto ka ch , na g ra n ia c h , m ię d z y c z a rn y m i k ik u ta m i osm a­

lo n y c h d rz e w p ło n ę ły m a k i. W ic h p u rp u rz e b y ło coś b e zw styd n e g o , coś cyniczne go, coś z u c h w a łe g o bez g ra n ic . Z w ła szcza g d y n a d ro b n e j ścieżynce d o s trz e g ł u s y p is k o k a ­ m ie nn e, a spod k a m ie n i w y s te rk u ją c e p i­

szczele lu d z k ie . K o ś c i b y ły szare. W ę d ro ­ w a ły po n ic h m r ó w k i. N a c h y lił się i p o d głazem d o s trz e g ł n ie m ie c k i h e łm p rz e d z iu ­ ra w io n y n a c ie m ie n iu , a w h e łm ie lu d z k ą czaszkę. Czaszka b y ła ró w n ie ż szara, o p łu k a n a deszczam i, w y s u s z o n a słońcem , o c z y ­ szczona p rze z m r ó w k i. T e ra z p ło w ia ła p o ­ w o li w s ło ń c u i spod ob sun ięte go h e łm o ­ wego o k a p u p a trz y ła w b łę k it. K o ło czaszki zaś p y s z n iły się w s p a n ia łe m a k i . . .

M g ła w lo k ła się te ra z po łące, a czarne, w y s o k ie , czub ate d rz e w a to n ę ły w n ie j po w ie rz c h o łk i. W ic h w ilg o tn e j g łę b i ś p ie w a ł p ta k . Ś p ie w je g o b y ł su ch y i ja k b y senny.

Z d a w a ło b y się. ze to w r o ta s to d o ły s k rz y p ią , p o trą c a n e w ia tr e m . Z a s to d o łą k u la ły lu d z ­ k ie głosy, puszyste ja k ie ś , ja k b y o w in ię te w a tą , bez w y ra z u , bez gestu. P o te m ś p ie w p ta k a i g ło s y lu d z k ie p rz e p a d ły w e m g le , bo po cią g ru s z y ł.

N a m g łę p a tr z y ł w c ią ż w z d u m ie n iu . W y ­ w o ły w a ła u nie g o bo lesne w z ru s z e n ie , m a ­ ją ce je d n a k w sobie p o s m a k ta je m n e g o u ra d o w a n ia . O to prze z d ro b n ą c h w ilę u jr z a ł się za k o lc z a s ty m i d r u ta m i w obozie. W ic h o b rę b ie w y c z u w a ło s ię czas ja k o szarą p u s tk ę bez p o c z ą tk u i bez k o ń c a , a w k tó r e j w s z y s tk o u m a rło N a w e t sam czas u m a rł.

I te n u m a r ły czas w y d a w a ł m u się w ó w ­

czas ta k sam o szary, ja k szare b y ło je go życie i je g o m y ś li i je go serce. W s z y s t­

k o b y ło w te d y szare, b e z g ra n ic z n ie szare, bez p o c z ą tk u i bez koń ca, i w s z y s tk o b y ło u m a r łe ..

P ociąg ju ż te ra z g n a ł w ś ró d m g ły , a je go r y tm ic z n y ło s k o t p r z y w ió d ł m u z n ie n a c k a in n e w s p o m n ie n ie . O to n ie o c z e k iw a n ie u j ­ r z a ł sie bie w w in d z ie , w y n o s z ą c e j się z dna szybu na p o w ie rz c h n ię . W in d a le c i z szele­

stem p o d górę, w d ło n ia c h k o ły s z ą się za k u rz o n e la m p k i gó rnicze, a ic h b ru d n e , rd z a w e ś w ia te łk o lic z y u c ie k a ją c e b e lk i p o ­ przeczne. J a k b y k to ś w b ie g u w ió d ł p a ty ­ k ie m po sztach etach p ło tu . Z a p a d a ją c e się b e lk i szybow ego o c e m b ro w a n a n ia po do bn e są do z d u m io n e g o m ru g a n ia no cy, k tó r ą je go ś w ia te łk o z b u d z iło z u ś p ie n ia . N a o k o ło s z u m i c z a rn y w ic h e r, w uszach ro z g n ia ta się w ilg o tn y , p ła s k i głos c ie k n ą c e j w o d y , w o d a zaś lś n i c z a rn y m i, la k ie r o w a n y m i b ry z g a m i, a lu d z k ie serca trz e p o c ą się w p ie rs ia c h , ja k szare p ta k i. P o te m w in d a z n ie n a c k a w y n u r z y się ze s tu d n i, a s p ło ­ szone oczy u c h w y c ą ś w ia tło dzienne, p rz e ­ sycone z a k u rz o n y m słońcem . I z n o w u w s z y ­ s tk o je s t szare. T w a rz e , oczy, d ło n ie , ś w ia ­ te łk a w la m p a c h , ro z w ie ra ją c a się p rz e ­ s trz e ń p rz e d n im i, b łę k it i to słońce w y ­ p ło w ia łe . W s z y s tk o je s t w ię c szare, a słońce je s t ch o re i blad e, ja k a n em iczne dziecko, b a w ią ce się na s to k u h a łd y . I je ż e li stanąć p o te m p rz e d szybem i s p o jrz e ć w kr<fg, z d a w a ło się, że B ó g ro z p ią ł n a d z ie m ią o g ro m n ą s z k la n ą k o p u łę , lecz k o p u łę za­

k u r z y li lu d z ie cządem i p y łe m w ę g lo w y m . P o ciąg n ie u s ta w a ł W b ieg u. M g ła u n io ­ sła się z z ie m i i u c z y n iła n ie b o n is k im i je ­ szcze b a rd z ie j szarym . O d m o rz a n a d le c ia ł w ia tr . B i ł go po tw a r z y ja k b y w ilg o tn ą szm atą i p a c h n ia ł, ja k c h y b a sam o m o rze pa ch n ie . T a k ie szare i b e zkresn e m o rze p o d n is k im s z a ry m nieb em .

P rz y p o m n ia ło m u się p rz e to m orze , k tó re zostało poza n im .

M orze , k tó r e zosta ło w w s p o m n ie n iu , b y ło b łę k itn e .

S ło ńce ro z m ie n ia ło się w n im n a ja rz ą c e łu s k i, spod n ie b o s k ło n u zaś s z ły i s z ły b łę ­ k itn e fa le z b ia ły m i k o ro n a m i n a czubach.

M o rz e dysza ło słońcem , ż y c ie m i w ie c z ­ nością. Z b o k u s te rc z a ł p o d n ie s io n y d zio b sto rp e d o w a n e g o s ta tk u -c y s te rn y . D z io b b y ł c z a rn y i p o n u ry , ja k ta śm ie rć, k tó r a w n im zam ieszka ła. W g łę b i s ta tk u , p o d w o dą , le ż e li p o b ic i m a ry n a rz e M o rz e w y m y w a ło z r o z p ru ty c h c y s te rn o liw ę i p rz y n o s iło do brzegu. J e ż e li w i a t r w ia ł od s k a lis te g o c y p la , w o d a lś n iła tęczą o liw y . N a s k a lis ty m c y p lu szarzało z b u rz o n e m ia s to , a w p r z y ­ s ta n i le ż a ły p o g ru c h o ta n e s ta tk i i o k rę ty . O to p rz y s z ła pe w n ego ra z u s tra szn a bu rza , ro zp ę ta n a p rze z szatana, i b o m b y lecące spod n ie b a z m ie n iły w s z y s tk o w c m e n ta rz .

J e ż e li je d n a k w ia t r p o w ia ł o d zachodu, m orze s ta w a ło się czyste i b łę k itn e . R o b iło to w ra ż e n ie , że w ia t r n a w ie w a n a ń b łę k it z nieb a.

P r z e k w itn ę ły ju ż m im o z y , p r z e k w itn ę ły g lic y n ie , p rz y s z ła k o le j n a g w o ź d z ik i i na m a k i. N ie b o i m o rze b y ły w c ią ż b łę k itn e , lecz z ie m ia p ło w ia ła , gdyż, słońce w y p a la ło t r a w y i p o w le k a ło p o la s re b re m . N a d z ie ­ m ią d y g o ta ło ro z p a lo n e p o w ie trz e , a je d y n ie od m o rz a n ió s ł się ra d o s n y c h łó d , p o d o b n y do s m a k u w in a .

Po p o łu d n iu s c h o d z iła H a n k a n a brzeg.

;— P ó jd z ie s z ze m n ą ? — p y ta ła i p a trz y ła m u w oczy. J e j oczy b y ły szare i le k k o skośne. Czasem p r z y m y k a ła je niezn acznie, a w te d y s ta w a ły się jeszcze b a rd z ie j skośne i ta je m n ic z e . T ru d n o b y ło dostrzec, co p a li się w ic h g łę b i.

N a b rz e g u s ta ły k a b in y , sklecone z w y ­ ło w io n y c h desek. W ścia na ch b y ły s z p a ry i k ie d y d z ie w c z y n a ro z b ie ra ła się, słońce k ła d ło z ło te s m u g i n a je j na gie, op alone cia ło. P o te m w y c h o d z iła w s za rym , w e łn ia ­ n y m tr y k o c ie i rz u c a ła się w m orze . S ta ry r y b a k zaś, w ła ś c ic ie l k a b in , s ia d a ł u d r z w i w słońcu, p a tr z y ł z a m y ś lo n y n a d z ie w c z y n ę i ż u ł g o to w a n ą fasolę.

H a n k a k ła d ła się n a w o d z ie i p o z w a la ła się k o ły s a ć na d ro b n y c h fa la c h . P o d g ło w ę p o d ło ż y ła g u ta p e rk o w ą poduszkę, w y p e ł­

n io n ą p o w ie trz e m . Z a k ła d a ła ra m io n a na k a r k i p a trz y ła u rze czon a w b łę k it n a d sobą, a je j m ło d e , ję d rn e , w s p a n ia łe c ia ło sta ­ w a ło się w y z y w a ją c e w s w e j z u c h w a łe j u ro d z ie i b y ło p e łn e zduszonego k r z y k u za m iło ś c ią i za m a c ie rz y ń s tw e m .

— O c z y m m y ś lis z , k ie d y p a trz y s z w b łę k it?

S p o jrz a ła n a nie g o i u ś m ie c h n ę ła się n ie ­ znacznie.

— O czy m m yślę ? . . . T ru d n o m i to o k re ś lić ! A le p o w ie m ! . . . U w ie lb ia m B og a i m y ­ ślę o d o z n a n e j k rz y w d z ie !

— K t o cię s k rz y w d z ił, H a n k o ?

— L u d z ie ! — a w te d y oczy je j s ta ły się zim n e.

— J a k możesz je d n o z d r u g im pogodzić?

— W id zisz, bo .ja m y ś lę n ie o ty m B ogu, p e łn y m m iło ś c i, lecz o J e h o w ie , p e łn y m p ra g n ie n ia z e m s ty !. . . O t y m J e h o w ie ze S tare go T e s ta m e n tu !. . . — do da ła.

N a z a ju trz z n o w u p o ło ż y ła się n a w o d z ie i z n o w u p o z w o liła się je j k o ły s a ć , i z n o w u p a trz y ła z a m y ś lo n a w b łę k it n a d sobą. P o ­ te m o d w ró c iła do nieg o g ło w ę i rz e k ła :

— P rz y p o m in a s z sobie ó w m it g re c k i 0 ja k ie jś d z ie w c z y n ie , k tó r a o d d a ła się słońcu? 'J u ż n ie w ie m , ja k je j b y ło n a im ię 1 k t o ' o n ie j w s p o m in a . H o m e r czy E u r y ­ pides? . . . I z te j o s o b liw e j m iło ś c i u r o d z ił się ja k iś B e lle ro p h o n te s . . . N ie , to b y ła s p ra w a boga E o la ! M n ie js z a z t y m . . . W k a ż d y m ra z ie z te j o s o b liw e j m iło ś c i u r o d z ił się ja k iś w s p a n ia ły he ros czy zgo ła b ó g ! . . . J a p ra g n ę oddać się n ie t y lk o słońcu, ale i m o r z u ! . . . C h c ia ła b y m p o te m u ro d z ie d ziecko o ta k b łę k itn y c h oczach, ja k „na sze m o rz e “ , i ta k ja sne , ja k to s ło ń c e !. . . T a k ie g o herosa, k t ó r y b y n ie m ia ł w sobie n ie n a w iś c i i p ra g n ie n ia zem ­ sty, ja k je go m a tk a . . T a k ie g o d ru g ie g o H e ra k le s a czy św ięteg o Jerze go p ra g n ę ła ­ b y m u ro d z ić , k tó r z y u m ie li p o g n ę b ić zło . . .

Le cz ju ż te m u b a rd z o d a w n o.

D z is ia j n a d „ ic h m o rz e m “ — ja k m a w ia ła H a n k a — p r z e la tu ją w ic h r y i orzą je ro z ­ c z a p ie rz o n y m i p a z u ra m i. M o rz e ry c z y i c i­

ska się s p ie n io n e na s k a lis ty c y p e l, gdzie szarze je z b u rz o n e m ia sto . W r u in a c h p a - try c ju s z o w s k ic h k a m ie n ic i w ro z łu p io n y c h w ie ż a c h k o ś c ie ln y c h gnieżdżą się ja k ie ś czarn e p ta k i, a m ię d z y ru m o w is k ie m p rz e ­ b ie g a ją c h y łk ie m duże, szare, p a rs z y w e szczury. Podczas b u r z liw y c h n o c y zaś w y ­ chodzą z m o rz a to p ie ic e . Są to p o b ic i m a r y ­ na rze ze s to rp e d o w a n e g o s ta tk u -c y s te rn y . W y n u rz a ją się z o d m ę tó w b la d z i, ze s z k la ­ n y m i oczam i, o c ie k a ją c y z ie lo n ą w o d ą , w y ­ ła żą n a s tro m y b rze g s k a lis ty i b łą d z ą

w ś ró d r u in m ia s ta . P o te m s ia d a ją rzęd em p o d po zostałą ścianą k a te d r y i p a trz ą n ie ­ ru c h o m o . N a d ra n e m w s ta ją i schodzą w g łę b in y , i w te d y w ic h e r u s ta je a m o rz e się ucisza.

T a k m ó w ił im ó w s ia r y r y b a k , w y n a j­

m u ją c y k a b in y n a brzegu.

H a n k a w te d y s łu c h a ła je go o p o w ia d a n ia , ja k z d u m io n e dziecko.

— D laczego o n i w y c h o d z ą z m orza ? — z a p y ta ła .

R y b a k w y p lu ł łu s k i fa s o li i s p o c h m u rn ia ł.

— W t y m m ie js c u , n a ty m b rz e g u z a b ito k ie d y ś , k ie d y ś je d n e g o św iętego. T o b y ł ś w ię ty M a ro n i. D z iw n ie się n a z y w a , lecz ta k się n a z y w a ł i b y ł ś w ię ty m c z ło w ie k ie m . I k to w ty m m ie js c u u to n ie , m u s i w czasie b u rz y w y c h o d z ić n a b rze g i czekać . . .

— A na co m u s i czekać?

— M u s i czekać n a ta k ą c h w ilę , w k t ó r e j A n ty c h r y s t z g in ie ! . . .

— A n ty c h ry s t?

— T a k , A n ty c h r y s t! T a m to m ia s to z b u ­ rzo n e i ta m te s ta tk i w m o rz u , to w s z y s tk o ro b o ta A n ty c h ry s ta . I ś m ie rć ta m ty c h lu d z i, to t e ż . . .

— A do c z e k a ją się?

S p o jrz a ł n a n ią , u ś m ie c h n ą ł blad o.

— P o w ia d a ją , że się d o czeka ją, lecz m y ch y b a ju ż n ie !

Ż ego ta ś m ie je się te ra z z tego w s z y s t­

k ie g o , cho cia ż p o sia da to d la nieg o ja k iś d z iw n y u ro k . P rzed e w s z y s tk im d la H a n k i.

T o je s t d z ie w c z y n a e g z a lto w a n a , a c z k o lw ie k u m ia ła zadaw ać ś m ie rć w czasie w a rs z a w ­ skie go p o w s ta n ia z d z iw n y m o k ru c ie ń ­ s tw e m . K to ś p o w ie , że to n ie b y ło o k r u ­ c ie ń s tw o , lecz p o g a rd a ś m ie rc i i b o h a te r­

stw o , lu b p r z y n a jm n ie j o d w a ga i b ra w u ra . N ie c h i ta k będzie. I l u N ie m c ó w p o n io s ło ś m ie rć z je j r ę k i, n ie w ie . N ie chce n a w e t w ie d z ie ć . T w ie r d z i, że g d y b y ic h s to k ro ć w ię c e j zn iszczyła, n ie s ta n o w iło b y to d la n ie j re k o m p e n s a ty za doznane k r z y w d y w ła s n e i P o ls k i.

U czu cie n a n a w iś c i p rz e c h o d z i u n ie j w j a ­ kąś obsesję i z a p e w n ie n ie z d o ła m u się o b ro n ić . W a lc z y ró w n ie ż z A n ty c h r y s te m

— ja k b y p o w ie d z ia ł s ta ry r y b a k — a n ie m oże go zm óc. P y ta ł się je j, czy u m ie się m o d lić . P o w ia d a , że nie. Czasem t y lk o d o ­ ch o d z i do n ie j c ie ń o s o b liw e j ła s k i i w te d y w s tę p u je po d ro dze do zan ie dba ne go k o ­ ś c ió łk a n a w z g ó rz u , s ta n ie w p ro g u i p o ­ w ia d a : — D z ie ń d o b ry , Jezu C h r y s te ! . . . — u k ło n i się, przeżegna i odcho dzi. P o w ia d a , że je j to w y s ta rc z a i że w te d y cz u je się uciszona.

O t y m w s z y s tk im m y ś la ł, k ie d y je go p o ­ c ią g n u rz a ł się w b e lg ijs k ie j m gle. P rz e d o c z a m i p r z e la ty w a ły ja k ie ś s ta c y jk i o c u ­ d a c z n y c h na zw a ch, p o do bn e ra c z e j do w y ­ ś n io n y c h z w id ó w , a n iż e li do rz e c z y w is to ś c i.

Czasem z m g ły w y n u r z a ł się ja k iś c z a rn y la s i p o d c h o d z ił do to ru . W te d y z d a w a ło m u się, że s łyszy je g o ta je m n ic z ą ciszę i szelest s p a d a ją c y c h k r o p e l z liś c i. J a k sobie m a s z y n is ta n a lo k o m o ty w ie d a ł ra d y ze s y g n a ła m i, to ju ż d la nieg o ta je m n ic a . W n ie o c z e k iw a n e j c h w ili w y c z u ł do nieg o g łę b o k ą w dzięczność, g ra n iczą cą z t k liw y m w z ru s z e n ie m . O to te n c z ło w ie k n ie z n a n y s to i te ra z w y c h y lo n y n a te n d rz e i p a trz y w m g łę i p a t r z y . . . A w y c ią g n ię te ra m ię trz y m a n a d ź w ig n i od p a r y . . .

P o te m p o cią g ją ł z w a ln ia ć , z m g ły w y ­ ło n iło się o g ro m n e szare m ia s to , B r u k s e la . ..

(D o koń czenie n a s tą p i)

Tak Czesi pomagają Łużyczanom

T a k Czesi pom agają Ł u życza­

nom. Z lew ej: O djazd wagonu cu kru dla Łużyc. C u kier ze­

b ra n y został przez ludność H a n y . Z p ra w e j: P ią ta z rzędu kolonia w a k a c y jn a dzieci z G órnych Łużyc przed p o m n i­

k ie m S m etany w Jablkynicich.

A ja k się o b jaw ia nasza p o l­

ska pomoc d la nieszczęśliwych b rac i Łużyczan?

Cytaty

Powiązane dokumenty

P rzew aga kobiet zmusza je do szukania sobie rozm aitych coraz szczególniejszych zawodów.. Stanie się rzecznikiem postępu, pracy, higieny,

Raptem przyszła wiadomość do tych panów dowódców (tu wskazał nie ­ dwuznacznie głową na hałasującą kompanię), że jeden batalion Prusaków został wykomenderowany z

Uroczystości, opolskie i katowickie zwłaszcza, pokazy artystyczne, wieczory literackie, wystawy, koncerty, które w tym tygodniu się odbędą, będą miały charakter

rozsnutych iv smugach borów kolorem złotych klonów, zapachem tuj, goryczą dębów, świerków chłodem zrywa się chór.. i echo nieśmiertelne gra — gra i złote

Łużyce nie są państw em i dlatego jest moc niejasności w ich przyszłych losach.. D zisiejsza sytuacja Ł użyc jest

WROCŁAWIU I SZCZECINIE SZEŚĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY... Baum gardtena problem em lu

W szumie trzcin na bagnach Braniboru dosłyszysz echa słowiańskiej pieśni, szełest kosaćców na błotach Haweli opowie ci o narodzie, który umarł.. Wicher

W jednej ze swoich ostatnich mów do funkcjonariuszy partyjnych powiedział: „Rozmawiałem z jeńcami, których ojczyzna leży na wschód od Odry.. Są to szczerzy