• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1965, nr 7-8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1965, nr 7-8"

Copied!
27
0
0

Pełen tekst

(1)

G E L I A — Z Y C I E O R N E P R Z Y J Ś C I E C H R Y S T U S A

1 9 6 5

(2)

C H R Z E Ś C I J A N I N

EWANGELIA

ŻYGIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ

POWTÓRNE PRZYJŚCIE CfIBYSTOSA Rok założenia 1929

Warszawa,

Kr 7-8., lipiec-sierpień 1965 r.

T R E Ś Ć NUMERU:

P O W R A C A JĄ C A F A L A P A T R Z Ą C W P R Z Y S Z Ł O Ś Ć K IL K A U W A G D L A B R A C I U S Ł U ­ G U JĄ C Y C H

N A P E Ł N IE N I Z O S T A L I W S Z Y S C Y D U C H E M SW .

Z M A R T W Y C H W S T A Ł Y P A N A M Y P O M N O Ż E N IE W IA R Y

P O W O Ł A N I D O B R A T E R S K IE J M IŁ O Ś C I

M IE S Z K A J W J E Z U S I E (8) Ż N IW O J E S T W IE L K IE G O Ł Ę B IC A I B A R A N E K W IA R A I N A U K A Z P IS M T E R T U L IA N A

C H R Y S T U S B U D O W N IC Z Y M Ż Y ­ C IA L U D Z K IE G O

„O D E Z W A ” W JĘ Z . P O L S K IM I A N G IE L S K IM

K R O N IK A

M iesięcznik „C h rześcijan in ” w ysyłany Jest bezpłatnie; w ydaw anie czasopism a um ożliw ia w yłącznie ofiarność Czytel­

ników . W szelkie o fiary n a czasopism o w k ra ju , prosim y k ierow ać n a k o n to : Z jednoczony Kościół Ew angeliczny: PKO W arszaw a, N r 1-14-141.252, zaznaczając cel w płaty n a odw rocie b lan k ietu . Ofia­

r y w płacane za g ran icą n ależy k ie ro ­ w ać p rzez oddziały zagraniczne B an k u P olska K asa Opieki, n a ad res P re z y ­ dium R ady Z jednoczonego K ościoła E w angelicznego w W arszaw ie, Al. J e ro ­ zolim skie 99/37.

W ydaw ca: P rezy d iu m R ady Z jed ­ n oczon ego K ościoła E w a n g eliczn eg o R ed a g u je K o leg iu m

A d res R ed a k cji i A d m in istra cji:

W arszaw a, A l. J e ro zo lim sk ie 99/37 T elefo n : 28-68-94. R ęk o p isó w n a d e ­ sła n y ch n ie zw raca się.

R S W „ P r a s a ”, W a rs z a w a , S m o ln a 10/12. N a k ł. 3900 egz. O b j. 2,75 a rk . Z am . 889, E.25.

P O W R A C A J Ą C A FALA

N ajpierw kilk a b ib lijn ych przykła d ó w . Patriarcha Jakub oszukał sędziw ego Izaaka i o trzy m a ł błogosław ieństw o przysługujące p ier­

w o ro d n em u Ezaw ow i. 1 chociaż w planach B o żych było to błogo­

sław ieństw o dla niego przew idziane, jed nakże, gdy sayn zaczął po nie sięgać, popełnił n iew ą tp liw ie c zyn zły , k tó r y przeciw niemvi obrócił sw e ostrze. N ie trzeba było b ow iem długo czekać, aby to, co u c zy n ił Ja kub spotkało i jego samego. Po sied m iu latach słu żb y za Rachelę, która była „pięknego oblicza i w dzięczna na w ejrze- n iu “, Laban „podarował“ m u sw oją starszą córkę Liję, która w ie l­

kiego z a c h w y tu u patriarchy w zb u d zić raczej nie była w , stanie.

Z naczyło to dla Jakuba siedem lat dalszej słu żb y.

S p ó jrzm y dalej na d w u n a sty rozdział IV . księgi M ojżeszow ej.

Opisana tu je s t straszliw a tragedia, która spotkała Marię, siostrę M ojżesza. M aria została trędow atą. A u podłoża te j tragedii leżało to, że „m ó w i ł a M aria i A a ro n p rzeciw M ojżeszow i“ (12,1). Zło, k tó r y m u d erzyć pragnęła, obróciło się przeciw n iej i ją zaatako­

wało. K o le jn y p rzy k ła d b ierze m y z księgi Sędziów (1 r.). Synow ie Izraelscy w alczą z w o jsk ie m A donibezeka, jednego z królów ka.~

na nejskich. A do n ib ezeka pojm ano i poucinano m u u rąk i u nóg w ie lk ie palce. „Z w y k la “ zem sta w czasie w o jn y — p o m yślim y.

Jed n a kże pog ańskiem u królow i ta tragedia p rzyp om nia ła coś z je ­ go w łasnego życia. A u to r księgi Sędziów ta k to przedstaw ia: „Tedy rzek ł A donibezek: siedem dziesiąt królów z palcam i w ie lk im i obcię­

ty m i u rąk sw ych i u nóg sw ych , zbierali odrobiny pod stołem m oim ; j a k o m c z y n i ł , t a k m i o d d a ł B ó g“ (1,7).

1 tureszcie p rzyk ła d z księgi E stery. K ról p zrsk i A sw eru s n ie zw y ­ k ły m i honoram i obdarzył księcia Hamana. Drżał przed Hamanem, cały dw ór królew ski. Oddawano m u w p ro st boską cześć. N ie czy- I nil tego je d y n ie członek lu d u w ybranego, M ardocheusz. I dlatego

| znienaujidził książę M ardocheusza. W ysta w ił szubienicę pięć- dziesięciołokciow ej w ysokości, na któ rej M ardocheusz m iał być.

pow ieszony. C zy on jed n a kże został p o w ieszo n y? (Przeczytajcie księgę Estery!) Nie! Na szub ienicy te j powieszono... księcia Ha­

mana.

Takie je s t p rzek le ń stw o złego czyn u . R ó w n ież złe j m y śli i źlean słowa. K rzy w d a w yrządzon a bliźn iem u w raca z p o w ro tem do nax i w nas zostaw ia sw ó j ślad. Zło jest, ja k powracająca fala. Zla m y śl o b liźn im za tru w a przede w s z y s tk im nasz w ła sn y organizm du chow y. Z łe słowo o b liźn im k r zy w d zi oczyw iście i jego, ale w ko n sek w en c ji najbardziej nas sa m ych kaleczy. Zło, które w yrzą ­ d zim y in n y m ludziom , w cześniej czy później, w róci do nas, w nas u d erzy, n a m sa m y m będzie zatruw ać tospom nienia. Pam ięć o nim będzie w nas podniecać nienaw iść do sk rzy w d zo n y c h przez nas

„A nienaw iść ja k kw a s sia rko w y przeżera w szy stk o nie ty le w tym . w kogo uderza, ile w t y m , k t o j ą w s o b i e n o s i“. Jaki siew , ta kie żniw o. Co człow iek sieje, to te ż będzie żąć — jak m ów i Apostoł. K rzy w d a w yrządzona b liźn iem u c zy n e m lub słow em nie je st n a s z y m zw y c ię stw e m . Przeciw nie, je s t naszą klęską. Sta;d nie n a leży bać się tych , k tó r z y p rzeciw n a m m ów ią, ale tyc h raczej m a m y się bać, k tó ry c h m y szka lu jem y . W arto, aby pod ty m ką ­ te m w id zen ia skontrolow ać wła.sne postępow nie. W ty m duchu przejrzeć wła.sną korespondencję do „przyja ciół“, korespondencję, treścią k tó re j je st złe słow o o trzecim „ p rzyja cielu^. A lbow iem , g d y m ó w im y o czynach złych, na m y śli m a m y nie ty lk o ręko czy­

n y , ale i p ióroczyny. W e ź m y serdecznie pod uw agę rozkaz naszego Pana: „ w szystko t rdy, oobyście chcieli, aby w a m ludzie czynili, to i w y im czyń cie“ (Mt. 7, 12) i zachętę apostolską: miłością bra- ierska< jed n i drugich kochajcie, uczciwością jed n i drugich w y p rze ­ dzajcie, nie m ścijcie się, złe dobrem zw yciężajcie (por. R zy m . 12).

Jest to rozkaz i zachęta, przede w s z y s tk im dla naszego ujłasnego dobra dana, bo inaczej — zło, ja k bum erang, w róci i w nas trafi.

1

(3)

P a t r z ą c

w

p r z y s z ł o ś ć

J e d n y m z isto tn ych p ra g n ie ń człow ieka jest pragn ien ie poznania przyszłości. Co będzie w przyszłości? J a k zakończą się d zieje tego św ia­

ta? Co w ostateczności zw ycięży, zło czy dobro?

J a k 'ułoży się m ój los osob isty w tym n ad ch o ­ dzącym zw ycięstw ie? Co oczekuje m n ie nie tylko ju tro , ale ta k ż e i po śm ierci, w w iecz­

ności? Oto p ytan ia, k tó re niepokoją człow ieka od zaran ia dziejów. Człowiek (jest zain tereso­

w an y sw oją przyszłością. I słusznie! A lbo­

w iem w teraźniejszo ści p raw ie nie żyjem y.

Teraźniejszość, to w łaściw ie sta le p rze su w a ­ jąca się g ranica m iędzy przeszłością a p rz y ­ szłością. Z je d n e j s tro n y przeszłość z jej ra d o ­ ściam i i sm utk am i, u p ad k am i i zw ycięstw am i,

a z dru giej stro n y przyszłość z jej n adziejam i i p rag n ie n ia m i o k re śla ją n a szą teraźniejszość.

M usim y znać nasze cele i naszą przyszłość. I dlatego’ n a u k a o rzeczach o stateczn ych (escha­

tologia) je s t isto tn ą częścią składow ą naszej w ia ry c h rześcijań sk iej.

C zy m ożem y znać przyszłość? Na to p y ta ­ nie należy odpow iedzieć tw ierdząco. N aw et n a ­ uka, k tó ra przecież o p iera się w yłącznie na fak tach , w n ioskach logicznych i obliczeniach m atem aty czn y ch je s t w sta n ie p rzed staw ić nam obraz p rzy n a jm n ie j nied alek iej przyszłości.

N au k a je s t w stan ie o d kryć pew ne o biektyw ne p raw a, k tó re r z u tu ją n a przyszłość jednostki i społeczeństw a. D alej, m ożem y przew idzieć

„...nie zo s ta n ie tu k a m ie ń n a k a m ie n iu , k tó r y b y n ie b y ł ro z w a lo n y ” (M t 24,1—2). IV 70 r o k u J e r o z o lim a z o s ta ła z d o b y ta p r z e z w o j s k a w o d z a r z y m s k ie g o T y tu s a ..." Ś w ią ty n ia leg ła w g ru z a c h , a na j e j ru in a c h w p ó ź n ie j­

s z y m o k r e s ie w z n ie s io n o m e c z e t m a h o m e ta ń s k i, z w a n y „ ś w ią ty n ią s k a ł y ” (na fo to g ra fii)-

(4)

przyszłość drogą przeczucia, intu icji. K ażdy człow iek w w iększym lu b m n iejszy m sto p n iu d y sp o n u je pew ny m elem en tem in tu icji, pozw a­

lający m przew idzieć przyszłość.

Jed n ak ż e an i n a zdobyczach i m ożliw oś­

ciach nauki, ani na in tu ic ji nie w olno bez resz ­ ty się opierać, jak o n a jed y n y c h i bezbłędnych środkach przew id y w an ia przyszłości. Nauika bow iem m ów i ty lko o m ożliw ościach w p rz y ­ szłości i to w sen sie w aru n k o w y c h założeń, k tó re m ogą nie zostać zrealizow ane, gdy n a s tą ­ pią inne okoliczności. D ane zaś zdobyte drog ą in tu icji są b ard zo niejasn e, ja k z re sz tą w szys­

tko', co odnosi się do dziedziny uczuć.

Je d y n ie p raw id ło w y i ja sn y o b raz p rz y ­ szłości po d ają n a m p ro ro c tw a P ism a Św iętego.

P ro ro k b ib lijn y nie ty lk o przeczuw a p rzy sz ­ łość; o n ją w idzi. „W idzenie Izajasza, sy n a A m osow ego”, „w idzenie A bdyjaszow e” — ta k zaczynają się znane rozdziały Biblii. Izajasz (na przykład) w idział w y raźn ie przyszłość, gdy p isał o Babilonie: „I będzie B abilon, k tó ry był ozdobą k ró le stw i sław ą zacności C h aldejczy ­ ków, jak o o d w ró cen ie od Boga Sodom y i G o­

m ory. N ie będą się w nim osadzać n a wieki...

Ale ta m zw ierz odpoczyw ać będzie a dom y ich b estiam i n apełn io ne będą; i będą ta m m ieszkać sow y, a pok usy ta m sk ak ać będą. I b ędą się sobie ożyw ać stra sz n e p o tw o ry n a p a ­ łacach ich, a sm oki n a zam kach rozk o szn y ch”

(Izaj 13,19— 22). T ak też i stak> się. Po* upły w ie k ilk u s e t la t (w IV s tu le c iu p rzed Chr.) k ró lo ­ w ie p erscy zam ienili niegdyś sław ne m iasto w ogrom ny zw ierzyniec, do k tó re g o p rz y je ż ­ d żali na polow anie.

P ro ro c y m ogą w idzieć przyszłość, p o n ie­

waż u Boga je s t ona już dokonana. I dlatego też p ro ro cy o b d arzen i Bożą in sp ira c ją (n at­

chnieniem ) m ów ią często o^ w y d a rz en ia ch p rz y ­ szłych, jako o czymś dokonanym , używ ając p rzy ty m czasu przeszłego, tzw . p e rfe c tu m pro- pheticum . A lbow iem „nic nie czyni p an u jący P an, chyba żeby o b ja w ił taje m n ic ę sw oją s łu ­ gom sw oim , p ro ro k o m ” (Am. 3,7).

Tak, jak w y p ełn iły się p ro ro ctw a dotyczące Babilonu, N iniw y czy T yru, w y p e łn ia ją się i te, k tó re jeszcze w ypełnić się m ają. M y tak że je ­ steśm y św iad k am i w ie lu w y p ełn iający ch się proroctw . W ystarczy p op atrzeć n a „drzewo' fi­

gow e”, lu d Boży S ta re g o T estam en tu . Co n a p i­

sane było o nich w B iblii i to w se n sie p o zy ty w ­ nym ja k i n eg aty w n ym , w y p ełn iło się i n adal się w ypełnia. P o p atrzm y choćby, ja k w y p ełn iły się słow a Jezu sa C h ry stu sa, k tó re w ypow iedział o św iątyn i w Jerozolim ie. „I p rz y stą p ili ucz­

niow ie Jego, aby M u ukazać zabudow ania św ią­

tyni. A Je zu s rzek ł im : zapraw d ę pow iadam w am nie zostanie tu kam ień na kam ien iu , k tó ry b y n ie b y ł ro zw alo n y” (Mat. 24,1— 2). W 70 ro k u Jero zolim a została zdobyta przez w o j­

ska w odza rzym skiego T ytusa.. W szedłszy do m iasta, T y tu s, oczarow any w p ro st jej pięknem , chciał zachow ać św iątyn ię. A le jakiś bliżej nie

znan y żołnierz poddaw szy się nieprzezw yciężo­

nem u in sty n k to w i niszczenia, w rzucił do w n ę ­ trz a św iąty n i rozpaloną głow nię. I św iątynia spłonęła. W IV w ie k u cesarz Jullian O dstępca chciał udow odnić bezpodstaw ność proroctw ew angelicznych. Rozkazał dlatego w 363 roku, aby Żydzi budow ali św iątynię. Rzecz zrozum ia­

ła, że w zięli się o n i do tego działa z fan aty cz­

ną w pro st gorliw ością. Ich usiłow aniom jed ­ nakże na przeszkodzie sta n ę ła sam a przyroda.

N a jp ie rw trz ę sie n ia ziem i, a p o tem grzm oty i błyskaw ice rozpędziły budujących. Jedno, co zdążyli zrobić, to, m ianow icie, rozebrać... fu n ­ d a m e n ty sta re j św iątyni, przyczyn iając się w te n sposób do ostatecznego w ypełnienia się p ro roctw a Jezusow ego.

Słowo Boże w sk azu je n am drogę. Ono ta k ­ że m ów i n a m o naszej przyszłości. O tw arte oczy n a to w szystko, co d zieje się dookoła nas, pozw alają w idzieć w yp ełniające się pro­

ro ctw a biblijne. A n ajw ażn iejsze w ydarzenie przyszłości, na k tó re czekam y, to pow tórne przyjście P a n a naszego Jezu sa C h ry stu sa. To je s t najw iększe w ydarzen ie przyszłości. Słowo Boże w b ard zo w ielu m iejscach m ów i o pow ­ tó rn y m p rzy jśc iu naszego U w ielbionego Pana.

Ju ż w dzień W niebow stąpienia posłańcy nie­

bios oznajm ili: „ten Jezus, k tó ry w górę wzię­

ty został od w as do nieba, ta k przyjd zie, ja- keście Go w idzieli idącego d o n ieb a ” (Dz.

Ap.1,11). Z resztą, m ów ił o ty m sam P a n Jezus:

„ u jrz y c ie Syna Człowieczego przychodzącego z obłokam i nieb ieskim i” (Mk 14,62), i „albo­

w iem , jak błyskaw ica w ychodzi od wschodu i w idziana je s t n a zachodzie tak będzie i p rzy j­

ście Sy na Człowieczego” (Mt. 24,27).

L isty apostolskie tak ż e o ty m m ówią. Te­

m u zagadnieniu pośw ięcił A postoł P aw eł swój pierw szy chronologicznie list — List pierwszy do T esaloniczan. Oto głów ne m iejsce tego listu, k tó re m ów i o- przy jściu P a n a : „Sam P a n przy o k rzy ku , p rzy głosie A rchanioła i p rzy trąbie Bożej zstąpi z nieba, a u m arli w C hrystusie p o w stan ą p ierw ej. P o tem m y żywi, k tó rz y po­

zostaniem y, w espół z n im i pochw yceni będzie­

m y w obłokach na spotk anie P a n a na pow iet­

rze, a ta k zaw sze z P an em będziem y. Przetoż pocieszajcie jed n i d ru g ic h ty m i słow am i” (1 Tes. 4,16— 18).

T ym m am y się pocieszać. Rzeczyw iście jest rzeczą pocieszającą oczekiw ać tego m om entu, w k tó ry m n astąp i początek Nowego. P ro ro k księgi O bjaw ienia w idział te n ch w aleb n y dzień w yraźnie.

K iedy P a n przyjdzie? Nie w iem y. Dnia tego n ik t nie zna, an i na ziem i an i na niebie.

Zna go ty lk o Sam Bóg Ojciec. A poniew aż dnia tego n ie znam y, m am y czuwać, m odlić się i z radością go oczekiwać.

Stanisław Krakiewicz

4

(5)

Kilka uwag

dla braci usługujących

p o w yższe Pan Jezus skierow ał do uczniów , k tó ­ rych sam w ybrał. S tosu ją się do nas, są aktualne b ow iem i dziś. W zw ią zk u z ty m chciał­

b y m podzielić się kilk o m a u w a ­ gam i sk reślo n ym i do nas B ra­

cia, k tó r z y św iadom i jeste śm y , że i m y zo sta liśm y w ysiani do pracy w w in n ic y P ańskiej.

C hciejm y sobie to głęboko roz­

w a żyć, ja k im i m a m y być, a b yś­

m y nie dawali n iko m u zgorsze­

nia, albo te ż nie stali się po­

w o d em do osłabienia w ia ry w tych, k tó r z y ta k bacznie śledzą nasze zacho w yw a nie się i nasze w yp o w ied zi. N ieraz są one n ie­

u m iejętn e, a b yw a nieraz, że brak w nich bojaźni Bożej. N ie­

które dusze są ta k słabe, że gorszą się, g d y zauw ażą, że Bracia u sługujący, choćby w n a jm n ie jszy m stop niu pośw ięca­

ją czas na różne próżności lub

„św ieckie baśnie”. Są jed n a k i tacy bracia, k tó r z y się rzec zy ­ w iście chronią „św ieckich i ba­

bich baśni”, w edle rad y A p.

Pawła, k tó r y do T ym o teu sza pisał, a b y się ćw iczyć w poboż­

ności, a to dlatego, a by nasza w olność nie była sła b ym ku zgorszeniu. Nasi Bracia i S io ­ str y chcą nas zaw sze w idzieć p o w a żn y m i i to nie ty lk o , gd y Słow o Boże k a żem y, ale w każ­

d y m to w a rzystw ie i w każdej naszej w o ln ej chw ili.

D rodzy Bracia! p rośm y, aby Pan Bóg u sta n o w ił nasze ser­

ca w bojaźni Bożej, a to dla godnego reprezentow ania na ­ szego powołania. J e ste śm y bo­

w ie m pow ołani p rzez N a jw y ż ­ szego i Św iętego, a b y śm y god­

n y m i b yli naśladow ania tych, k tó rych za w zó r m ieć m o żem y, ja k A p. P aw eł pisze do Fili- pensów (3, 17). „Bądźcie w e s­

pół naśladow cam i m o im i Bra­

cia! a u patrujcie tych, k tó rzy tak chodzą, jako nas za w zór m acie”. Tak p o w in n iśm y Słow o Boże skierow ać n a jp ierw do siebie, p rzeżyć je sami, a póź­

n iej dopiero podać drugim .

„N ie w y ś c ie m n ie obrali, a lem ja w a s o b ra ł” (Jan 15,16)

A posto ł P aw eł ta k o ty m pisze do T y m o teu sza (I; 4,15.16): „O ty m rozm yślaj, ty m się zaba­

w iaj, aby p o stęp ek tw ó j był ja w n y w s z y s tk im . P iln u j sa­

m ego siebie i nauczania, trw a j w ty c h rzeczach; bo to czyniąc i samego siebie zbaw isz i tych, k tó r z y cię słuchają”. Trw ać w ty c h rzeczach, to zn a czy nie ty lk o na kazalnicy, ale w szę ­ dzie, i w pracy naszej zaw odo­

w e j i p r z y spożyiuaniu pokar­

m ów , je d n y m słow em w szę ­ dzie p o w in n iśm y pam iętać, że śm y sługam i B o żym i, o ile rzeczyw iście n im i jeste śm y , aby w ięc i ża rty nie m ia ły m iejsca w śród nas.

A p . P aw eł dał sam o sobie ta kie św iadectw o w p ierw szy m Liście do K o ry n tia n (9,26.27):

„Ja te d y ta k bieżę, nie ja k na n iepew ne; ta k szerm u ję, nie ja ko w ia tr bijąc, ale karzę cia­

ło m o je i w niew olę podbijam , a b ym snać in n y m każąc, sam nie b ył odrzucony”. Z p e w ­ nością P aw eł i sw ó j ję z y k m iał w karności. Jeżeli A po stoł tra k ­ tow ał ta k pow ażnie zbaw ienie, to uw ażam , że i m y ta k samo p o w in n iśm y je traktow ać. A p o ­ stoł P iotr zaś p rzyp o m in a nam , że od m arnego obcowania na­

szego je s te śm y w y k u p ie n i dro­

gą krw ią Baranka.

N am b y potrzeba było przejść takie przeszkolenie, o k tó r y m swego czasu opowiadał m i p ew ien brat. A m ianow icie, że b ył w Szw ajcarii ta ki Brat, k tó ry brał kaznodziejów do szkoły, w k tó re j jed n a k nie w szy sc y w y tr zy m a li z tych , k tó rzy się zgłosili. K a żd y z nich o trzy m y w a ł dla siebie o- sobny pokój, w k tó r y m m ial przeb yw ać sam na sam z B o­

giem . Jeżeli ta m w y tr zy m a ł po parę godzin dziennie na m o d ­ litw ie, to po paru tygodniach w ych o d ził o w iele zd row szy duchowo. M ając bow iem taką m ożność dłuższego p rzebyw ania z Bogiem , nabierał trochę cech Jego charakteru, i w y zb y w a ł

się w d użej m ierze swego, pa­

na gadulskiego”. N am rów nież potrzebna i p ożyteczna b y była taka szkoła, na pew no by nasza praca w w in n icy P ańskiej p rzyniosła o b fitszy owoc.

K ie d y ja, będąc dw udziesto ­ le tn im m łod zień cem naw róci­

łem się i do żyłem zupełnego odnow ienia i odrodzenia, to nie m ia łem czasu na różne ża rty i dow cipy; m ó j cały czas należał do Pana. Lecz po k ilk u latach, gdy pierw sza m iłość do Pana zaczęła ziębnąć, znó w zaczęły się pojaw iać ża rty i próżne m o w y , a serce przeżyw ało coraz w ię k sz y niedostatek. Lecz gdy m i C hrystus Pan na to w ska ­ zał, że opuściłem pierw szą m i­

łość, p rze ży łe m w ie lk i żal i po­

ku to w a łe m z tego, a Pan m i przebaczył. Chwała M u za to !' Pan Jezu s pragnie, a b yśm y ty lk o J e m u słu ży li i Jego na­

śladowali, ja k On Sa m p o w ie­

dział: „jeśli M nie m iłujecie, p rzykaza nia M oje zachow ajcie”.

Bardzo zaś dużo za leży od tego, ja k k to m iłu je Pana.

In n e Słow o zn o w u m ów i:

„kto M nie nie m iłuje, słów M oich nie za ch o w u je”. A J e ­ go Słow o je s t leka rstw em na w szy stk ie takie choroby ducho­

we; m u s im y w ięc Jego Słowo przyją ć i strzec je, a ono nas w yp ro w a d zi ze w szystkieg o, co się Panu nie podoba w nas.

„Tedy m ó w ił Jezus do tyc h Ż yd ó w , co M u u w ierzyli: Jeśli w y zostaniecie w słow ie M oim, p ra w d ziw ie uczniam i M oimi będziecie, i poznacie praw dę, a praw da w as w ysw o b o d zi” (Jan 8, 31.312).

J e ste m z łaski B ożej przeszło czterdzieści lat na te j drodze, m iałem różne przeżycia, ale zaw sze, g d y m i Pan na co w skazał, co się M u nie podoba w e m nie, albo g d y m i zwracali uw agę bracia lub siostry, to zaw sze pragnąłem się tego w y ­ zbyć, g d y ż za leży m i na tym , aby być przyja cielem B ożym .

S ta ra jm y się Bracia w ięcej sam na sam przebyw a ć z Bo­

giem , to On nam w iele powie, co J e m u się w nas nie podoba.

A m y b ęd ziem y M u w dzięczni za to, g d y zobaczym y, ja k Jego laska nas zm ienia w Boże dzieci.

(6)

O ZY j e s t e ś n a p e ł n i o n y D u c h e m

^ Ś w i ę t y m ? To p y tan ie staw iam m iłem u chrześcijaninow i, b ra tu i sio strze w P a n u ; tem u k tóry już daw no uw ierzy ł, ja k rów nież tem u.

co n iedaw no p rzyszedł do P ana. M odlę się r a ­ zem z w am i i pragnę, żebyście m n ie zrozu­

m ieli, ja n ap ra w d ę n ie m am zam iaru nikogo obrazić ani dotknąć, jed y n ie chcę przekazać to, co od P a n a otrzym ałem i podzielić się z m oim i braćm i, a może to będzie k u zbudow aniu w ży­

ciu duchow ym przez o strzeżenie przed błęd­

nym rozum ieniem praw dziw ej istoty, D ucha Świętego.

W swoim czasie pisałem ogólnie n a ten te­

m at w a rty k u le: „Izaliście w zięli D ucha Św ię­

tego uw ierzyw szy?” („C hrześcijanin” n r 6— 7 z 1960 r.)

T ym razem chcę porozm aw iać głębiej i bezpo­

średnio, na podstaw ie Słow a Bożego, dla od­

różnienia ducha ciem ności od duch a św iatło ­ ści. Często duch ciem ności, k tó ry zakrad a się do serca człow ieka a n a stę p n ie i do Zboru, je st u w ażany za ducha św iatłości i odw rotnie. D uch ciem ności — fałszuje n a u k ę czystej Ew angelii, podrabia dai y D ucha Św iętego1 w sercach lu ­ dzi nieodrodzonych lu b cielesnych, a takich nie brak w naszych Zborach.

Słowo Boże w y ra ź n ie m ów i o dw ojakich członkach Z boru: duchow ych i cielesnych.

jeśliby człow iek i pochw ycony był w jakim upadku, w y, jak o duchow ni n a p ra ­ w iajcie takiego w du ch u łagodności...” (Gal.

, 1), „Ja, bracia, n ie m ogłem do w as m ówić jak o do duchow ych, ale jak o do cielesnych ” (1 Kor. 3, 1— 3).

To co m ów i n am Pism o Ś w ięte o zborze w K oryncie, to samo w k rad ło się do naszych zbo­

rów. M am y w zborach ludzi odrodzonych i lu ­ dzi nieodrodzonych, m am y duchow ych ale m am y tez i cielesnych i ci cieleśni są przede w szystkim przyczyną w szelkiego nieporozu­

m ienia i zgorszenia w Zborze. To nieodrodzeni są „drzew am i zw iędłym i, nieużytecznym i (be-

7hZ,? pd'Wakr?f^marfymi (dIa B°Sa 1

dla

zboru) Cic są, k tó rz y się sam i odłączają (od Zboru), zmysłowi, nie m ający Ducha.. ” K to D ucha C hrystusow ego nie m a, te n ” n ie " je s t Jego...” . Z am iast D ucha Bożego, n ap ełn ien i są owocami złym i, szatańskim i, pełn i zazdrości, m orderstw a, łakom stw a, podstępu, zausznicy^

potw arcy, zuchw ali, pyszni, chełpliw i, w iaro ­ łomni, w yzuci z m iłości, n iep rzejed n an i i n ie ­ m iłosierni” (2 Tym. 3); n ie um ieją przebaczać bliźniem u, potępiają, osądzają. U w ażają siebie za św iętych, sp raw iedliw ych i nieom ylnych, a są^ przy tym m ściw i do śm ierci, zuchw ale mó­

w ią: „ja m u pokażę, ja m u nie d aru ję .,.” ; to przek lęte „ ja ” pochodzi z nieczystego serca i kala całego człow ieka (Mar. 7, 21— 23), pozba­

w ia człowieka K ró lestw a Bożego i żyw ota wiecznego.

A postoł P aw eł ostrzegał dzieci Boże przed

„fałszyw ym i apostołam i, robotnikam i zd radli­

w ym i, p rzy jm u jący m i postać A postołów C h ry ­ stusow ych. I nic dziw nego, gdyż sam szatan p rzy jm u je postać A nioła św iatłości (2 Kor. 11,

„NAPEŁNIENI ZOSTALI

13, 14). Oni to czynią rozerw an ia i zgorszenia...

szuk ają swoich rzeczy, to je s t korzyści, o któ re w alczą i zbory Boże rozbijają.

„ C z y j e s t e ś n a p e ł n i o n y D u ­ c h e m Ś w i ę t y m ?” Zbadaj siebie, do­

św iadczaj sam ego siebie, jakim duchem jesteś napełniony? P rz y p atrz się swoim czynom, spójrz n a sw oje postępow anie wobec bliźniego swego. A w ty m rozsądzaniu się bądź szcze­

rym . Bóg w szystko widzi! P rz y p atrz się czło­

w iekow i, k tó ry n apełniony jest D uchem Św ię­

tym . On z n a tu ry duchow ej — pełen je s t owo­

ców dobrych (Gal. 5, 22). Na pierw szym m ie j­

scu u niego: m iłość Boga i bliźniego'. D ąży do pokoju, n ie krzyw dzi bliźniego, n ie szuka w nim w iny, lecz w sobie, ja k ów celnik (Łuk.

18, 9—14). Do każdej sp raw y podchodzi z m i­

łością, „płacze z płaczącym i” (Rzym. 12,9— 15).

M odli się z m odlącym i. W m ow ie i w czynach je s t św iatłością. Słow a przyrzeczonego Bogu i bliźniem u, zawsze d otrzym uje. D uch jego w olny jest od bojaźni a on sam pew ny swego zbaw ienia. C odzienne życie cechuje pokora i cichość, a p rzed św iatem m ężny je st i śmiały.

P rz y p atrzm y się Apostołom , k tó rzy do ze­

słania D ucha Św iętego byli lękliw i, niew ierni w naśladow aniu C hrystusa, spór prow adzili o pierw szeństw o i w ysoko o sobie m yśleli. Po zesłaniu D ucha Św iętego, k tó ry m n apełnieni byli, do g ru n tu zm ienieni zostali, przeistoczeni z cielesnych w duchow ych braci.

M ówi A postoł: „D uch pośw iadcza duchow i naszem u, żeśm y dziećm i Bożym i” (Rzym. 8, 16). Czy pośw iadcza m i D uch Boży, że jestem dzieckiem Bożym ? A jeżeli nim jestem , w ów ­ czas m am i owoce D ucha Bożego. M am odro­

dzenie i m am żyw ot wieczny. Je ste m dziedzi­

cem w iecznego skarbu, „uczestnikiem Bożej n a tu ry ”, albow iem napisano: „K to w C hry stu­

sie je s t now ym je s t stw orzeniem ” (2 Kor. 5, 17), i te n „obleczony w nowego człowieka, stw orzonego w edług Boga, w spraw iedliw ości i św iętości p ra w d y ” (Efez. 4, 24). Z Apostołem P aw łem m ożem y wówczas powiedzieć:

„Z C hrystusem jestem ukrzyżow any, a żyję już nie ja, lecz żyje w e m n ie C h ry stu s” (Gal.

2, 2 0).

T rzeba jasn o powiedzieć, że bez posiadania D ucha Św iętego nie m a praw dziw ie w ierzą­

cych, nie m a chrześcijaństw a, nie m a zbawio­

nych ludzi, nie m a Kościoła Chrystusow ego, a są tylko m artw e suche kości, w k tó ry ch nie m a życia (Ezech. 37).

G dy tak o tym m ów im y, pow stać może p y tan ie : K to może być napełn ion y Duchem Św iętym i kiedy? Słowo1 Boże mówi, że każdy s z c z e r z e naw rócony człowiek do Boga. Ci, k tórzy są posłuszni D uchow i Św iętem u, któ­

rzy całkow icie poddali się Bogu, ty ch napełnił.

(7)

WSZYSCY DUCHEM ŚWIĘTYM“

Dz. A p. 2,4

Apostołow ie po tw ierd zają to, m ów iąc: „A m y ś­

m y św iadkam i Jego w tym , co m ów im y, także Duch Św ięty, którego dał Bóg tym , k tó rzy są Mu posłuszni” (Dz. Ap. 5, 32); „W k tó ry m (Chrystusie) i w y nadzieję m acie usłyszaw szy Słowo praw dy, to je s t E w angelię zbaw ienia waszego, przez k tó rą też uw ierzyw szy, zostali­

ście zapieczętow ani D uchem Ś w iętym obieca­

n y m ’' (Efez. 1, 13). To napełn ien ie je st rów no­

znaczne z chrztem ducha Św iętego (Dz. Ap.

1, 5.8.). D a j e m o c n a d g r z e c h e m i m o c s ł u ż e n i a P anu, i to było głów nym celem n ap ełn ien ia D uchem Ś w iętym słabych, prostych i nieuczonych ludzi. Poza ty m Słowo Boże nie m ów i nam nic, że m usim y naśladow ać Apostołów^ koniecznie przez p rze jaw ia n ie tych daiów , k tó re oni m ieli, gdyż to w szystko zale­

ży od w oli i m ocy Bożej. ,,A każdem u byw a dane objaw ienie D ucha ku pożytkow i a to w szystko sp raw u je jed en i tenże Duch, udzie­

lając z osobna każdem u, j a k c h c e . . . ” (1 K or

1 2, 11).

Są różne dary, różne posługi, różne działa­

nia. N ajp ierw sta ra jm y sie, aby być n ap ełn ie­

ni D uchem Św iętym , a dary, posługi i działa­

nie sam P a n rozdzieli n a pożytek zborowi.

N iektórzy chcąc z a w s z e l k ą c e n ę n aśla- dować^ Apostołów, zeszli n a m anow ce, a to dla­

tego, że nie poddali się w oli Bożej, gdyż Bóg jest, k tó ry Sam udziela każdem u, ja k chce.

W jed n y m Zborze rozm aw ialiśm y n a te ­ m at C hrztu D uchem Św iętym . P rzełożony b ra t na m oje pytanie-, jak ie są w edług niego p rze­

jaw y D ucha Świętego', odpow iedział: „M ówie­

nie obcym jęz y k iem ”. W ówczas prosiłem go o uw ażne przeczytanie z pierw szego L istu do K o ry n tian z rozdziału 14, w ierszy: 23—33. i

~ Ta?si Postanow iony Boży porządek w Zborze i tak i m a być u nas.

C zytam y słowo Ap. Paw ła, w iernego bo­

jow nika za w iarę ew angeliczną (1 Kor. 12, 28—-30), a pisze tak : „Czy w szyscy (zborow ni- cy) językam i m ów ią?”. Czyż w ięc rzeczyw iście m ają dążyć do uzyskania tego jednego daru?

Z pew nością nie, bo w iele m am y darów d u ­ chowych, i to nazw anych lepszym i. Mówi A po­

stoł: „...Starajcie się u silnie o lepsze d a ry ”.

A te lepsze daje sam Bóg każdem u, ja k chce.

S taraj się być n ap ełn io n y D uchem Św iętym , a D uch Boży sam ci udzieli tego d aru, k tó ry będzie ku pożytkow i Zboru.

M am kopię listu, napisanego przez G usta­

wa Szm id ta, z 4 października 1942 r., list ten był skierow any do braci: Pańko, W aszkiew i­

cza, N iedźw iedzkiego i w ielu in n y ch n a W scho­

dzie. W liście ty m p rzypom ina B rat, „że na kursach b ib lijn y ch i na członkow skich zeb ra­

niach, napom inał braci, ażeby u n ikali n a zgro­

m adzeniach publicznych c h ó r a l n y c h m o ­

d l i t w i m ó w i e n i a o b c y m i j ę z y ­ k a m i . (podkr. autora). Te dwie rzeczy ani nie są ustaw am i fu n d am en taln ej chrześcijańskiej w iary , ani ru ch u zielonośw iątkow ego na całym świecie. N aszym dogm atem niech będzie po­

jedn anie b ratersk ie ze w szystkim braćm i, w ed­

ług plan u zbaw ienia, podanego przez samego Pana, k tóry w skazał nam n a odrodzenie, n apeł­

nienie D uchem Św iętym , oświecenie, święte życie, zbaw ienie dusz ludzkich i bliskie przy j­

ście C hrystusa Pana... Nie w iem , czy jeszcze będę m iał możność w życiu m oim zobaczyć was, jed n a k w m odlitw ie m ojej zawsze was wspom inam , ażeby On dał w am siły do piel­

grzym ow ania za Nim i pozostania w iernym i, i spotkania się przed Stolicą Pana, kiedy nas od­

w oła do Siebie. Pozdrów cie braci i siostry, om ytych k rw ią C hrystusa. Wasz oddany brat w P a n u i serdecznie m iłujący Was w szystkich G ustaw S zm id t”.

Brat G ustaw S zm id t b ył znany na całym świecie, a w szczególności w Polsce, gdyż był kierow nikiem zielonośw iątkow ej Szkoły B iblij­

nej w G dańsku. W przytoczonych powyżej sło­

w ach zostaw ił duchow y testa m e n t w odniesie­

n iu do porządku w zborach. W ielu braci odeszło ju ż do wieczności, a inni jeszcze żyją i m ogą po­

tw ierdzić praw dziw ość przytoczonego przeze m nie w y ją tk u listu tego czcigodnego Brata.

Ż yje jeszcze sły n n y n a św iecie b ra t Oswald J. S m ith ; przeczytajm y, co on m ówi w sw ojej książce: „Moc z w ysokości’’ o n ap eł­

n ien iu D uchem Św iętym (str. 64). P odkreśla on tam , że rozdział czternasty I Listu do Ko­

ry n tia n rozstrzyg nął całkow icie i ostatecznie zagadnienie języków . Może zatrzym am się przy ty m , aby podkreślić, że w dzień P ięćdziesiątni­

cy d a r języków został udzielony po to, aby w ielu, w różnych językach, m ogło dowiedzieć się o D obrej Nowinie. „Słyszym y ich m ów ią­

cych językam i n a s z y m i w ielkie spraw y Boże”, tak i b y ł kom entarz zdum ionych p rze­

chodniów... A więc w dzień Pięćdziesiątnicy, n apełn ieni D uchem m ów ili obcymi językam i, ale będącym i podówczas w użyciu w w ielu k rajach. To b yła m ow a w y raźn a i zrozum iała (1 Kor. 14, 18. 19).

Zasadnicze p y tan ie b rz m i: C z y m a m m o c n a d g r z e c h e m i m o c s ł u ż e ­ n i a ? Je śli tak, to m am pełność D ucha Św ię­

tego; a jeśli nie, to znaczy, że jeszcze nie znam tego przeżycia... i nie m a w e m nie pełności D ucha Świętego. Gdzie D uch Św ięty zam iesz­

ka, tam objaw ia Sw oje owoce (Gal. 5,22.23).

I to w łaśnie jest przejaw em nieom ylnym . Człowiek może m ieć w iele darów , nie w y ­ łączając języków , ale jeśli nie w yd aje owoców D ucha Św iętego, nie jest pełen Ducha. Nie d a ry języków , lecz jego o w o c e , są p rzeja­

w em trw ały m Ducha. D ary m ogą być podro­

bione przez szatana, lecz owoców szatan nie podrobi. „Po owocach ich poznacie...” mówi P a n Jezus. N atom iast są i tacy, k tórzy chełpią się daram i D ucha, ale owoców D ucha nie m a-

(dokończenie na str. 9)

(8)

ZMARTWYCHWSTAŁY PAN

a my...

■p\ la nas, zw ykłych czytelników P ism a Św iętego, łatw iej je s t zobaczyć sk u tk i z m artw y ch w sta n ia P a n a Jezu sa, niż czegoś bliższego dow iedzieć się o dziele Z m a rtw y c h ­ w stania.

Podobało się P a n u Bogu, ab y o te j sp raw ie nic nie pow iedzieć w ięcej, ja k to, co isto tn ie n ajw ażn iejsze dla mis lu dzi grzesznych i sła­

bych. A m ianow icie, i ż P a n z m a r ­ t w y c h w s t a ł i ż y j e !

T yle więc przeczytać m ożem y, ile P a n sam i w ysłanicy N ieba pow iedzieli uczniom P a ń ­ skim i służebnicom Jego. Im to w ystarczyło, choć było to dla n ich w, p ierw szej chw ili — zupełnie niezrozum iałe!

A czy ta w iadom ość, iż P a n Je z u s żyje, jest rów nie w y sta rc z a ją c a i d la nas? A m oże w y ­ d a je się nam , że w ażniejsze je s t d la n a s poz­

n a n ie ta je m n ic y Z m a rtw y c h w stan ia ? ja k to było? o k tó re j godzinie? k to to uczynił, że p rz e ­ ścieradła o k ry w a ją c e ciało P a ń sk ie b y ły w je d ­ ny m m iejscu grobow ca, a ch u sta , k tó ra o k ry ­ w ała Jego' głow ę — była zw inięta i osobno poło­

żona, czy P a n osobiście tak uczynił, czy A n io ­ łow ie — d u c h y u sługujące? Co dla n a s jest n ajw ażniejsze w ty m w ielkim dziele łask i i m ocy Bożej, jak im je s t Z m artw y ch w stan ie?

W arto zadać sobie to pytanie. O dpow iedź bo­

w iem n a nie ujaw n ić m oże sp ra w ę n a jis to tn ie j­

szą d la każdego z nas: jak i je s t m ój p raw d z iw y stosunek do Boga i Jego dzieła; o d m ojeg o bo­

w iem u sto su n k o w an ia się do Boga i Jego- Sło­

wa uzależnione je s t k o rzy sta n ie i rad o w an ie się łaską i m iłością Bożą.

A by o d ebrać tym rozw ażaniom n a jm n ie jszy choćby pozór teo rety czn y ch dociekań (które choć n ajciek aw sze nie m ogą być p o k arm em dla serca), zw róćm y się do św iad ectw a P ism a Świętego. Zobaczym y jeszcze raz duchow e ży­

cie uczniów i służebnic P ańskich w łaśnie w d n iu Z m a rtw y c h w sta n ia .

Z opisu w y d arzeń tego dnia w ielkiego w i­

dzim y w sposób oczyw isty, że isto tn ą treścią życia w ew n ętrzneg o pierw szy ch uczniów P a ń ­ skich i służebnic, był P a n Jezu s. On Sam,

JegO ' osoba! N ie Jego cnota, n ie JegO ' u z d ra w ia ­ nie, nie Jego prorokow anie, nie Jego znajom ość P ism a Św iętego, nie Je g o inteligen cja, zalety u m y słu lu b c h a ra k te ru . Nie, n ie to w iązało ich z P a n e m Jezusem .

Ci w szyscy, k tó ry c h to w łaśnie pociągało do Jezu sa lu b n a w e t kazało im czas jak iś iść z

Jezusem , ci wszyscy albo rozproszyli się albo ju ż daw no odeszli, i to z różnych powodów.

Je d n i zaw iedli się, gdyż rychło przek on ali się, że P a n Je zu s inaczej naucza, inaczej realizuje nakaz pobożności niż to — ich zdaniem — po­

w inno być czynione. In n i zgorszyli się, gdy N auczyciel — ich. zdaniem — łam ał przepisy Z akonu; inni znów doznali zaw odu, gdyż spo­

dziew ali się, że Je zu s stan ie się przyw ódcą n a­

ro d u żydowskiego' i w yzw oli go z n iew oli rzym ­ skiej; in n i znów, pociągnięci atm o sferą nie­

zw ykłości z rac ji dokonyw anych przez Pana cudów i uzdrow ień, zaspokoiw szy sw ój głód.

sensacji, ry ch ło odeszli, nie chcąc ponosić d al­

szych tru d ó w w ęd rów ki za Panem.: in n i znów nie w y trzy m a li atm o sfery św iętości i czystości m o ra ln ej otaczającej P a n a Jezu sa, m ocy Jego Słow a; odchodzili, gdyż grzech ich by w ał ujaw ­ niany , su m ie n ie ich o sk arżało — a nawrócić się i w yrzec grzechu nie chcieli, i dlatego m u sieli odejść. In n i znów po p ro stu zmęczyli się p rzebyw aniem z Jezu sem , za tru dn o, za p ry m ity w n ie, za niew ygodnie, za b ardzo było i n a c z e j , niż w całym otaczającym świecie;

za tru d n o — więc odeszli.

Ale w śró d tej ogrom nej liczby ludzi o ta­

czających P a n a Jezuisa w czasie Je g o k ilk u let­

niego nauczania, liczby ciągle zm iennej, była gruipka osób przeb y w ający ch z P an em stale, w iernie. Ich w ierność była w iernością tych, k tó rz y stale i niezm ierne czegoś potrzebow ali, p otrzebow ali zarów no brać, ja k i daw ać. B rali w ięc od P an a Jezuisa pokój, radość, pewność celu drogi życiow ej; daw ali i daw ać zaś chcieli M u sam ych siebie, gdyż p rag n ęli M u służyć;

po trzeb ą ich, serca. byk» być z Nim.

Ci więc n a jw ie rn ie jsi, k tó ry c h liczba z Dw u­

n a stu urosła do s tu i d w u dziestu , choć rozpro­

szyli się w godzinach .aresztow ania i sąd u nad Jezusem , jed n a k rychło znów zaczęli zbierać się do grom ady. Ju ż w p iąte k w ieczór. Innych nie było, nie wrócili! Ci jed n a k m u s i e l i być znów r a z e m ! Inaczej już żyć nie mogli. O- derw an ie się n iek tó rych z nich od społeczno­

ści uczniów C hrystusow ych, mogło być chwi­

lowe tylko. N aw et gdy odchodzili, uciekali, w rócić m usieli. I być m oże na to sam o m iej­

sce w racali, na k tó ry m byli o s ta tn i raz zgro­

m adzeni spożyw ając z P a n e m Jezu sem chleb i p ijąc wino, k tó re im pobłogosław iw szy dał, nak azu jąc ab y to czynili nadal, i opowiadali innym o śm ierci P ań sk iej.

Schodzili się w ięc na jedno m iejsce, strw o ­ żeni, z bólem w sercu i zam ętem w głowie, ale schodzili się, aby być razem , ja k daw niej, gdy b ył On z nim i. A le te ra z Jego nie było! A On przecież był sensem ich życia, On (był tw ó r­

cą i tre śc ią ich w zajem n ej społeczności! Nie w yobrażali sobie, a b y m ogło być w ich życiu kiedykolw iek inaczej! Zawsze z N im — z J e ­ zusem C hrystusem ! Panem , Nauczycielem , P a­

sterzem i najlepszym , praw dziw ym P rzyjacie­

lem! A Jego teraz nie m a, u m arł, d ał się za­

m ordow ać!

(9)

W praw dzie m ów ił im, że odejść m usi, że um rzeć m usi, na krzyżu, osądzony przez Sw ój w łasn y n aró d ; m ów ił im to N auczyciel, ale oni tego nie rozum ieli. S erca ich w yp ełn io ne były tak chęcią stałego p rze b y w an ia z Nim, że nie było w nich m iejsca na to Słowo, k tó re im m ó ­ w ił P an , na t o Słowo- k tó re im było m ów ione w łaśnie dlatego-, aby ochronić ich od w szystkich straszn y ch przeżyć, k tó re -stały się ich u d zia­

łem . Nie zrozum ieli, nie dosłyszeli, gdyż „ słu ­ chem słuchali, ale nie zro zu m iew ali” (Mat.

13,14).

Pom im o n ied o sta tk u duchow ego, pom im o niedojrzałości w iary, zeszli się na jedno m ie j­

sce uczniow ie P ań scy i służebnice — gdyż m i- ł o w a l i P a n a Jezu sa i p o t r z e b o w a l i P a n a Jezusa.

M iłow ali P a n a Jezusa, gdyż On ich pierw ej um iłow ał; p o trzeb o w ali P a n a Jezu sa, gdyż On był m iłością, a bez n iej żyć nie m ogli.

A więc nie d ojrzałość -duchowa, nie w ie l­

kość w iary, ale m i ł o ś ć, k tó rą um iło w ali J e ­ zusa, ta ich p ro w ad ziła do społeczności, do grom ady, do jedności, n aw et w n ajtrag icz­

niejszym o k resie ich życia

I to je s t to znam ię, te n z n a k praw dziw ości, autentyczno ści uczniów P ań sk ich , że jeśli w se rc u człow ieka zam ieszka rzeczyw iście m iłość Boża, chce on i m usi p rzeb y w ać z tym i w śród k tó ry c h i z k tó ry m i p rzeżyw ał s p o tk a ­ nia z -Panem Jeausem .

U tam tych, zeb ran y ch w niedzielę Z m a r­

tw ychw stan ia, m iłość Boże m ieszk ająca w ich sercach -silniejsza była od m-ocy s tra c h u („ro­

zum ” im m ów ł, że łatw ie j się sk ry ć p rz e d p rz e ­ śladow aniem , gdy będą n ad al w ro zp ro szen iu a nie w grom adzie); od m-ocy w sty d u (jakże P io tr m u siał w stydzić się sw ego zap arcia się P a n a Jezusa, a inini -z D w u n astu , czyż nie w s ty ­ dzili się, że ze s tra c h u u ciekali od P a n a tam w G etsem ane); od m ocy p rzew ro tn o ści i o b łu d y (czyż nie n a jła tw ie j było chcieć u sp raw ied liw ić lu b zakryć sw ą zd radę i tch ó rzo stw o przez potęp ienie i obm aw ianie in n y ch starszych b r a ­ ci?).

W szystkie m oce ciem ności ob jaw iające się w słabości lu dzkiej, nie- b y ły w sta n ie przeszko­

dzić uczniom P ań sk im w zg rom adzeniu się, w życiu w społeczności. M iłość Boża w ich se r­

cach, okazała się m ocniejsza od m ocy ciem ­ ności.

I gdy ta k byli p rzez moc m iłości zebrani na j e d n y m m iejscu, ta m w łaśn ie doszły do nich wieści, poselstw a od A niołów i samego P an a Jezusa, przyniesione przez siostry, póź­

niej przez braci — że P a n Je z u s ż y j e , że z m a r t w y c h w s t a ł !

Tam w łaśnie, gdy nie m ogli jeszcze pojąć, nie um ieli jeszcze przeżyć tej błogiej w ieści — przyszedł do nich P a n Je zu s osobiście, żyw y i zm artw ychw stały!

,,A uradow ali się uczniow ie ujrzaw szy P a n a ” tak . zapisał A postoł J a n chwilę. U radow li się, gdyż znów był z n im i — Pan! W szystkie sm u tk i, zw ątpienia, trw o g i —

w jed n e j chw ili zniknęły! Gdzie bow iem P a n Je zu s przychodzi w e w łasn ej Osobie, ta m nie m a dla uczniów Jeg o in n y ch spraw i rzeczy waż­

niejszy ch od Niego Sam ego, zw łaszcza d la ucz­

niów , k tó rz y p rzeży li moc ciem ności i poznali sw ą słabość, k tó rz y ty m b ard ziej p o trz e b u ją P a n a Je zu sa po n ad w szystko inne; dla k tó ry c h Je zu s C h ry stu s s ta ł się i j e s t w s z y s t - k i m!

T am ci p o trzebo w ali P a n a Je zu sa ponad w szystko, n ie w ierząc, a b y jeszcze m ogli Go na ziem i m ieć m iędzy sobą, a d o b ry i p e łe n m iłoś­

ci P a n dał im przeżyć, że On żyje, gdyż 'zmar­

tw y c h w stał i ina-dal je s t i będzie z nim i, i to każdego d n ia !

P rzeży li uczniow ie o b e c n o ś ć Z m a rtw y c h ­ w stałego P a n a w s p o ł e c z n o ś c i , w j e d - n o ś c i (nie m yśli, lecz miłości), gdyż bardzo um iłow ali P a n a i dlatego ta k bardzo Go p o ­ trzebow ali.

T ak było! A le T en sam P a n Je zu s z m a r­

tw y c h w stały żyje i teraz! To sam o praw o J e ­ go m iłości rządzi i dziś! K to dziś dożyw a ta ­ k ie j sam ej p o trz e b y społeczności z P a n e m J e ­ zusem , p o trz e b y Jego obecności, jak iej doży­

w ali Tam ci w czas Śm ierci i Z m artw ych w sta­

nia P ana, te n i dziś odczuw a p o trz e b ę społecz­

ności z lu d em Bożym, te n i dziś dożywa i do­

żyć m oże tak ie j sam ej radości, ja k ą przeżyli T am ci „...ujrzaw szy P a n a ” !

T en (sam P a n m ów i do Sw oich uczniów

„P okój w am ” . Dożyw asz tego...?

T am ty m w y starczyło p rzeżyw an ie obecnoś­

ci Żyw ego P a n a w społeczności b rac i i sióstrl A to b ie to w ystarcza?

Z

(d o k o ń c z e n ie ze str. V)

ją; życia duchow ego n ie w idać, nie są ofiarni, i nie m ają m ocy w służeniu i życiu chrześci­

jańskim . T aki d a r bez owoców jest w oczach Bożych niczym , gdyż w yp ełn ia się to Słowo:

„ Jestem jako m iedź brzęcząca lub cym bały brzm iące”. G dy Bóg n ap ełni D uchem Świę­

tym , to całe serce (życie) utonie w miłości Bożej.

Czy jesteś napełnio ny D uchem Św iętym ? W spom nij: oni zostali n ap ełn ien i w s z y s c y (około 120 dusz) D uchem Św iętym . J a k drze­

w o n a w iosnę napełnione sokiem, ta k i nasze życie m a być napełnione D uchem Św iętym .

Radzę też w szystkim przeczytać „Moc z w y ­ sokości” Oswalda J. S m ith a. I jeszcze raz za­

p y tu ję : Czy jesteś n apełn ion y D uchem Św ię­

ty m i czy są w idoczne owoce D ucha w tw oim życiu?

„A sam Bóg pokoju, niech w as w zupeł­

ności poświęci, a cały duch wasz, dusza i ciało niech będą bez nagan y do p rzyjścia P an a n a ­ szego Jezu sa C h rystu sa zachow ane” .

Kazimierz Najmałowski

Cytaty

Powiązane dokumenty

Więc tylko Boże Słowo daje moc do prow adzenia świętego życia; bez niego żaden człow iek nie może stać się święty... Lud izraelski o trzym ał

13.. Jesteś za to odpow iedzialny.. Ale ty lk o pośw ięcenie czyni ciebie efektyw nym. Nie będziesz sądzony ani nagrodzony za ilość ow o­. ców, ale za sw oje

On zgodził się aby nasze Winy obciążyły jego świętego i niew innego Syna.. Skoro Jezus za nas um arł, jesteśm y ułaskaw ieni i w olni od

Przy zam aw ianiu naszej najnowszej publikacji prosimy uprzejm ie zam aw iać cale komplety (pojedynczych egzemplarzy sprzedawać n ie będziemy), w przeciwnym bowiem

Pośw ięcenie dom u Bożego za czasów Z arobabela odbyw ało się rów nież w radosnej atm osferze (Ezdr.. B udow anie św iątyni rozpoczęto na skutek

Chrzest Duchem Św iętym jest działaniem Ducha Św iętego odrębnym od Jego działania odrodzeńczego... Może być

dować niepożądaną ciążę.. Nie tylko obie stro n y cierpią z pow odu przedm ałżeńskiego stosunku, cierpią także ich rodziny. Jakże tragiczna jest sytu acja

żych zawartych w Biblii, a jednak być nowo narodzonym człowiekiem, jeśli tylko podda się pod przekształcające działanie Ducha Sw.. Jest to interpretacja