• Nie Znaleziono Wyników

albo Bartosza Brzeskota filmowe przypadki

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2006 (Stron 89-94)

W Polsce powstaje niewiele komedii filmo-wych. W większości państw Europy zachod-niej po kilkadziesiąt rocznie. Wśród nich więk-szość to projekty komercyjne. Polscy twórcy komedii unikają z kilku powodów.

Nie radzą sobie z trudną specyfiką gatunku.

Stale usiłując zmierzyć się z kanonami („Rejs”,

„Miś”, „Sami swoi”, „Seksmisja”) nie potrafią wypracować własnego stylu i języka, a tylko inspirują się pomysłami spranymi do imentu.

Nie ma wreszcie u nas tradycji slapstickowej, która jest podporą dynamicznej komedii na całym świecie.

Na domiar złego polski dowcip jest kontra-stowo przyciężki i hermetyczny lub wyrafino-wany i intelektualny. Komediopisarze sami po-zbawieni są poczucia humoru, skoro protestu-ją przeciwko nazywaniu zabawnych sekwen-cji gagami. W potocznym tego słowa rozumie-niu gag to rozrywka plebejska, a w polskim ki-nie wszyscy, nawet komedianci, chcą realizo-wać projekty ambitne. Stąd dowcip kiniarzy, którzy o filmach najbardziej ponurych mawia-ją: „Uśmiałem się jak na polskiej komedii”.

Cała nadzieja w młodych

Niespotykany potencjał satyryczny tkwi na szczęście w najmłodszym pokoleniu filmow-ców, którzy rozumieją, że najlepsze komedie re-alizowane są w atmosferze skupienia i powagi.

Widzowie będą z nich mieli pożytek. Do gro-na reżyserów, którzy zasmakowali w tym gro- naj-bardziej wyszukanym gatunku sztuki filmowej, od niedawna zalicza się koszalinianin Bartosz Brzeskot, który w kinie znakomicie zadebiuto-wał obrazem zrealizowanym niemal w całości w Koszalinie i w 90 procentach przy udziale ko-szalinian – „Nie ma takiego numeru”.

„Życie to nie film. Na szczęście. Filmy są zabaw-niejsze” – takie oto motto przyświecało gru-pie niezależnych twórców, którzy podjęli się realizacji filmu fabularnego według scenariu-sza Bartoscenariu-sza Brzeskota. - Nawet, jeżeli filmy po-kazują środowisko włamywaczy, złodziei i oszu-stów, jeżeli kolorowy świat ekskluzywnych hoteli i kasyn okazuje się jeziorem o mętnej wodzie, w którym pływają grube ryby, rekiny lub pospoli-te pijawki, jeżeli reguły gry podlegają dowolnej in-terpretacji graczy, a cel zawsze uświęca środki – to film potrafi doszukać się w tym zabawy, sympa-tycznych postaci i barwnej historii – mówił reży-ser i wiedział, co mówi.

„Nie ma takiego numeru” opowiada o gru-pie przyjaciół decydujących się na skok życia:

opróżnienie sejfu kasyna, które zajmuje się pra-niem pieniędzy pochodzących z nielegalnej działalności skorumpowanego świata polityki i władzy.

Żeby ominąć zabezpieczenia projektowane przez największych włamywaczy i w efekcie okraść złodzieja większego od siebie, trzeba stworzyć nadzwyczajny zespół i mieć precy-zyjny plan. Oczywiście zawsze zdarzają się nie-przewidziane komplikacje, które nawet najlep-szym profesjonalistom dodatkowo podnoszą napięcie.

Komedia na miarę „Vabanku”

Zespół tworzą Melchior (kasiarz i mózg akcji), Peter (informator-amant o czarującym

uśmie-chu), Szpula (specjalistka od kradzieży kieszon-kowych), Hrabia (hazardzista dżentelmen) oraz Gruby (judoka). Metody włamania to kompila-cja nowoczesnych technologii (lasery, teflono-we wiertła, wysięgniki z lekkich supermetali) z klasycznymi i tradycyjnymi oszustwami (poker, aktorstwo, zaskakujący wielopoziomowy plan).

Dodatkowe wątki (relacje pomiędzy członka-mi zespołu, ojciec Szpuli, zespół rockowy, szpi-tal psychiatryczny), błyskotliwe dialogi (sze-reg onelinerów) i epizody (Jan Machulski w ro-li Kwintowskiego, Gruby z bratem w strojach świętych Mikołajów, plastyczny Prosiak) są naj-większym atutem scenariusza.

Film realizowany był od końca września do li-stopada 2004 roku. Poza gwiazdami takimi jak wspomniany Jan Machulski czy Jan Nowicki w „Nie ma takiego numeru” wystąpili aktorzy Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie

i Teatru Nowego w Słupsku (Marcel Wiercichow-ski, Bogusław Semotiuk, Agnieszka Ćwik, Irene-usz Kaskiewicz) oraz Teatru Stu w Krakowie (Da-riusz Starczewski, Piotr Plewa), a także postaci z pierwszych stron gazet, jak choćby Mariusz Pudzianowski.

Niezależny i offowy film „Nie ma takiego nu-meru” to komedia kryminalna na miarę „Va-banku” Juliusza Machulskiego, o klasę lepsza od większości produkcji z nurtu oficjalnego (czytaj: finansowanego przez podatników). Ten obraz ma predyspozycje do tego, by stać się przebojem kinowym.

Prognoza: to będzie hit sezonu!

Znakomicie zagrany, zmontowany i udźwię-kowiony (wreszcie słychać, co mówią aktorzy!) film, z przewrotnym scenariuszem i kapitalny-mi dialogakapitalny-mi, jest przede wszystkim zabaw-ną opowieścią. Warte to podkreślenia, bo w ki-nie polskim ki-nie wszystkie komedie są zabawne, a właściwie tych zabawnych jest na lekarstwo.

O wyjątkowej urodzie „Nie ma takiego nu-meru” świadczy fakt, że przegryzienie wszyst-kich wielopiętrowych gagów (film rozgrywa się w zawrotnym tempie) wymaga co najmniej dwukrotnego obejrzenia, a już to samo w sobie jest sukcesem twórców.

Historia składa się ze zręcznie dobranych klisz filmowych, ale zyskuje na oryginalności dzię-ki nadaniu wielu wymiarów postaciom stereo-typowym i doskonale znanym choćby z nowe-go gangsterskienowe-go kina brytyjskienowe-go. Naturalne przerysowania wypadają u Bartosza Brzesko-ta zabawnie, a rozliczne dygresje mogłyby po-służyć jako punkt wyjścia do zupełnie nowych opowieści. Nie znać po „Nie ma takiego nume-ru” ani tego, że reżyser jest debiutantem, ani te-go, że producent dotychczas w kinie był jedy-nie widzem.

Reżyser objawia tu nie tylko trudny do po-skromienia temperament komediowy. Nieźle wypada w scenach aktorskich (momentami szarżuje, ale w granicach przyzwoitości), a poza tym widać, że swoich aktorów prowadzi pewną

Plakat filmu

„Nie ma takiego numeru”.

ręką kreatora, który z góry wie, co i w jaki spo-sób chce pokazać. Taka konsekwencja u reżyse-ra stawiającego w kinie pierwsze kroki kontreżyse-ra- kontra-stuje z postawą większości profesjonalnych fil-mowców, którzy w swoich debiutach wykazują niewiarygodną bezradność, a nawet impoten-cję twórczą.

Nieoczekiwany deszcz nagród

W połowie września ubiegłego roku „Nie ma takiego numeru” prezentowany był na XXX Fe-stiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Choć film Bartosza Brzeskota nie miał jeszcze oficjalnej premiery kinowej i wciąż trwają ne-gocjacje producenta z potencjalnymi dystrybu-torami, zdobywa więcej nagród na festiwalach niż kilka popularnych polskich komedii ostat-nich lat razem wziętych!

Pokazywany na ośmiu imprezach film dotąd zgarnął siedem nagród na festiwalach w Jele-niej Górze, Wrocławiu, Toruniu, Chicago i Ko-szalinie, a ostatnio za debiut i montaż podczas 1. Festiwalu Filmowego „Wakacyjne kadry”

w Cieszynie. - Każda nagroda cieszy w równym stopniu – tłumaczy Bartek Brzeskot. – Każda po-twierdza, że publiczność lubi nasz film. Mam dwie szuflady nagród z innych działalności. Nowe już nie robią na mnie dużego wrażenie, ale ważne są dla potrzeby dalszego tworzenia.

Wersja producencka filmu, która trafi do kin, w przeciwieństwie do reżyserskiej, prezentowa-nej dotychczas, będzie o 13 minut krótsza. - No-wa jest lepsza – mówi krótko reżyser.

Bartosz Brzeskot: - Wszystko wskazuje na to, że kolejny film również zrealizujemy w Koszalinie.

Będzie to komedia pomyłek. Na komedie nama-wiają mnie wszyscy znajomi. Cóż, taki mam tem-perament. O czym będzie? Polska rodzina, Wigi-lia, ojciec i matka idą do wróżki. Dowiadują się, że jeden z rodzinnych wujów ma im przekazać spory spadek. Organizują zjazd wujów. Tego naj-ważniejszego chcą najsolidniej ugościć. Problem w tym, że nie wiedzą, który ma się okazać tak hojny.

Za dużo Brzeskota w Brzeskocie?

Ambicje Bartosza Brzeskota oraz skupio-nych wokół niego twórców idą znacznie da-lej. Zamierzają oni stworzyć w Koszalinie... wy-twórnię filmową. Dlaczego? Ponieważ – jak przekornie dowodzą – nie ma ku temu przciw- wskazań. - Nie ma na co czekać! – mówi Bartosz Brzeskot. – Koszalin w kategoriach geograficz-nych ma znamiona, by spełniać funkcję podob-ną do Hollywood w USA – kontynuuje poważnie.

– Będziemy robić filmy w Koszalinie z kilku przy-czyn. Po pierwsze: patriotyzm lokalny. Po drugie:

realizowanie filmów to fajna rzecz, ale wyważa-nie drzwi – jeszcze lepsza. Po trzecie – dodaje już żartem – będę miał blisko z domu na plan zdję-ciowy...

Wytwórnia ma powstać w przyszłym roku.

Produkować będzie co najmniej film rocznie

...i jego twórca, Bartosz Brzeskot, któremu marzy się Hollywood nad Dzierżęcinką.

fot. Kamil Jurkowski

i zatrudniać kilkadziesiąt osób. Koncepcja naj-korzystniejszego zorganizowania kapitału star-towego jest w fazie opracowania. Być może po części projekt będzie finansowany ze środ-ków unijnych. W przyszłości wytwórnia ma za-rabiać na siebie. - Według amerykańskiej szkoły film to przemysł – przypomina reżyser. – Chce-my zagrać w uczciwe karty, a co za tym idzie – zejść nieco ze swoich ambicji i robić kino masowe, bo to się po prostu opłaca.

Pytany, czy nie obawia się ewentualnej po-rażki tak odważnych planów, Bartosz Brzeskot odpowiada: - Mam tyle energii w sobie i rozpano-szenia się Brzeskota w Brzeskocie, że absolutnie nie mam zamiaru poddać się zawstydzeniu fak-tem, że zrobiłem film ani temu, że mam

daleko-siężne plany. Nie mam złudzeń, że uda się tu zro-bić drugą Łódź czy Warszawę. Ważne jest jednak, żeby coś stworzyć i cieszyć się tym.

Bartosz Brzeskot – 37 lat. Kabareciarz, konferan-sjer, aktor i reżyser. Pochodzi z Koszalina. Debiuto-wał w lokalnym kabarecie. W latach 90. wyjechał do Krakowa. Osiem lat występował w parateatral-nym Quasi Kabarecie Rafała Kmity. Po rozstaniu współpracował z TVN i Polsatem. „Nie ma takiego numeru” jest jego debiutem reżyserskim. Po skró-ceniu filmu o 13 minut, na wyraźne życzenie dys-trybutorów, na początku obecnego roku obraz ma wreszcie wejść na ekrany kin.

SZTUKA

SZTUKA I MUZEALNIC T WO

Wojciech Ciesielski

„Sztuka

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2006 (Stron 89-94)