• Nie Znaleziono Wyników

Małe jest piękne

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2006 (Stron 59-62)

Miniony rok dowiódł niezbicie siły małych form teatralnych. To właśnie kameralne spo-tkania ze sztuką sceniczną dostarczyły ko-szalińskim widzom największej satysfakcji i najgłębszych przeżyć. Nie tylko gwoli kroni-karskiej staranności warto przynajmniej odno-tować te spektakle, które były prawdziwymi pe-rełkami sezonu. Przyjmijmy chronologiczny za-pis wydarzeń, tak, aby kolejność ich pojawiania się poniżej nie sugerowała jakości ocen.

Listę ubiegłorocznych znakomitych spekta-kli z gatunku małych form teatralnych otwie-ra „Madame Therese” w wykonaniu Elżbiety Okupskiej i Joachima Ziebury – aktorów Teatru Rozrywki w Chorzowie i pod szyldem tej sceny zrealizowany spektakl według Blaise’a Cendrar-sa. Dodajmy od razu, że niezmiennie Elżbieta Okupska postrzegana jest jako „nasza” aktor-ka, tak jak niezmiennie trwają jej emocjonalne związki z Koszalinem, a zwłaszcza Teatrem Pro-pozycji „Dialog”, gdzie stawiała pierwsze aktor-skie kroki jeszcze jako amatorka. Od wielu prze-cież lat na tej scenie prezentuje najwyższej pró-by profesjonalizm, dotąd przede wszystkim ja-ko interpretatorka piosenki zwanej aktorską.

W „Madame Therese” po raz pierwszy na sce-nie „Dialogu” pojawiła się w roli dramatycznej – znakomitej!

Tytułowa bohaterka spektaklu to starzejąca się kobieta, aktorka, która lęk przed przemija-niem i odchodzeprzemija-niem w przeszłość wszelkich ról – tych życiowych i tych scenicznych - topi w alkoholu i męskich ramionach. Poznajemy ją tuż po rozstaniu się z kochankiem, gdy zwle-ka się z barłogu w niedbałym negliżu. Przyzna-ję – przestraszyłam się, czy aby nie okaże się to wstępem do coraz śmielszych ekshibicji. Nic bardziej błędnego – w swym monologu mada-me Therese Elżbiety Okupskiej wewnętrznie – choć nie tylko – pięknieje i podobija serca wi-dzów wrażliwością, poczuciem humoru - praw-da, że dosadnym niekiedy, wspaniałym dystan-sem do siebie samej, życiową mądrością.

Istnieje pokusa, by spektakl ten traktować ja-ko popis jednego aktora. Na uwagę i podziw zasługuje wielka świadomość służebności roli, rzec by można - pokora, z jaką partnerujący Elż-biecie Okupskiej Andrzej Kowalczyk gra garde-robianego - dyskretnego przyjaciela i powier-nika najbardziej intymnych tajników madame Therese.

W kwietniu na scenie Bałtyckiego Teatru Dra-matycznego wystąpiła Krystyna Janda w mo-nodramie „Ucho, gardło, nóż” opartym na pro-zie Vedrany Rudan. To wstrząsająca opowieść kobiety, która doświadczyła potworności bał-kańskiej wojny. Tonka Babić jest w tym samym stopniu Serbką, co Chorwatką. A to znaczy, że nic jej nie chroniło przed brutalnością której-kolwiek ze stron tej wojny. Skutkiem niedaw-nych traumatyczniedaw-nych przeżyć są bezsenne no-ce. W jedną z takich nocy bohaterka spektaklu, siedząc przed włączonym telewizorem, wie-dzie rozmowę z publicznością. Krystyna Jan-da śmieszy i przeraża. Wciska widza w fotel. Po-raża okrutną prawdą swej bohaterki. Klnie jak stu szewców, co jednak nie ma nic z epatowa-nia wulgarnością. Jedno zastrzeżenie – po prze-rwie (antrakty rzadko, i słusznie, dzielą mono-dramy) bardzo trudno jest wrócić do tego sta-nu intensywności odbioru, który narasta przez całą pierwszą część spektaklu. Publiczność – ale chyba i aktorka - nie mają już siły, by brnąć dalej

w koszmar przywoływanej rzeczywistości.

Także w kwietniu, znowu na scenie Teatru Pro-pozycji „Dialog”, pojawił się kolejny znakomity gościnny monodram: „Kroki” według prozy no-blisty Imre Kertesza. To także opowieść o psy-chicznych spustoszeniach, jakie czyni wojna.

W wyreżyserowanym przez Stanisława Mie-dziewskiego spektaklu zagrał Julian Speed-Swift. Jego bohater jest żydowskim chłopa-kiem, który trafia do obozu koncentracyjnego.

Dla reżyserskiego i aktorskiego mistrzostwa jednej choćby sceny – selekcji nowo przywie-zionych więźniów – warto ten spektakl obej-rzeć. Brytyjczyk Julian Swift-Speed, syn

ak-torki Caryl Swift, która zamieniła Anglię na Polskę (via Koszalin i Słupsk trafiła do Teatru im. W. Bogusławskiego w Kaliszu) mówi znako-mitą polszczyzną. Ale nie to jest najważniejsze – mimo młodego wieku daje się poznać jako cha-ryzmatyczny artysta o wielkiej wrażliwości. Oby studia aktorskie tego nie stłumiły!

W maju w galerii „Scena”, ale pod szyldem Sceny Inicjatyw Aktorskich BTD, pojawił się spektakl opatrzony tytułem w formie znaku za-pytania. „?” była to sceniczna adaptacja poema-tu Bolesława Leśmiana „Zdziczenie obyczajów pośmiertnych”. Spektakl wyreżyserowała Anna Kutkowska, która też zagrała jedną z dwóch ról, drugą powierzając Agacie Porczyńskiej. W cza-sach, kiedy sztukę aktorską zdominowała este-tyka telewizyjnych oper mydlanych, na szcze-gólny szacunek i uznanie zasługuje umiejęt-ność mówienia wierszem. Sztukę tę obie aktor-ki opanowały w stopniu znakomitym. W suro-wej scenerii piwnicznego wnętrza galerii „Sce-na” słowem poetyckim przywołały świat nieist-niejący, oniryczny, na pograniczu życia i śmier-ci. Czysto, szlachetnie, pięknie.

Dodajmy, że spektakl „?” był kolejną, po mo-nodramie „Podróż do zielonych cieni” wg Finna Methelinga, autorską propozycją Anny Kutkow-skiej. „Prostota fabuły, szlachetna asceza sceno-grafii wzbogaconej multimedialnymi projek-cjami, sugestywna muzyka, gra świateł i cieni, a przede wszystkim aktorski talent i wielka wrażliwość Anny Kutkowskiej stawiają spek-takl w rzędzie bardziej interesujących propozy-cji koszalińskiej sceny” – po premierze w listo-padzie 2005 r. pisała Joanna Nowińska w „Mie-sięczniku”. Anna Kutkowska, dzięki wsparciu fi-nansowemu między innymi starostwa koszaliń-skiego, w czerwcu 2006 r. wzięła udział w Mię-dzynarodowym Festiwalu Monodramów w Bi-toli. Wprawdzie z Macedonii wróciła bez nagro-dy, ale jej „Podróż do zielonych cieni” spotkała się z dobrym przyjęciem krytyki i publiczności - mimo językowej bariery.

W październiku BTD gościł Gabrielę Kownac-ką i Piotra Dąbrowskiego w spektaklu „Małe

Anna Kutkowska i Agata Porczyń-ska w onirycznej rzeczywistości Leśmianowskiego poematu.

fot. Andrzej Golc

zbrodnie małżeńskie”. Erich Emmanuel Schmitt cieszy się ogromną popularnością na scenach polskich, czy w pełni uzasadnioną – jest rzeczą wtórną. Gościnne „Małe zbrodnie małżeńskie”

były popisem aktorskim, przede wszystkim Ga-brieli Kownackiej, która jest jak dobre wino – im starsza, tym lepsza i od kilku lat z pewnością należy do wąskiego grona aktorek wybitnych.

W listopadzie natomiast pojawiła się kolej-na produkcja właskolej-na BTD, czyli monodram Ża-netty Gruszczyńskiej-Ogonowskiej „…Syn”.

Jest to opowieść o kobiecie, która musi na no-wo odbudować siebie, poczucie własnej war-tości, odzyskać władzę nad własnym życiem – i życiem syna, którego gotowa była poświęcić w imię toksycznej miłości. Utrzymany w

konwen-cji telewizyjnego reality show spektakl wyreży-serował Michał Siegoczyński, reżyser, o którym w Polsce coraz więcej i coraz lepiej się mówi.

Monodram jest formą sceniczną, która wy-maga od aktora profesjonalizmu i umiejętności przekazywania prawdy scenicznych bohaterów.

Stając niemal oko w oko z widzem nie można schować się za formą. Ten sposób komunikowa-nia się jest więc zarazem sposobem weryfikacji aktorskich umiejętności. Najwyraźniej publicz-ności też odpowiada ten sposób obcowania ze sztuką teatralną, co przeczy z kolei tezom o po-trzebie komercjalizacji sztuki. Małe jest piękne.

I ważne. Oby nie zabrakło go w trwającym sezo-nie teatralnym.

Izabela Nowak

Debiut

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2006 (Stron 59-62)