• Nie Znaleziono Wyników

Testament Leonarda

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2006 (Stron 102-106)

Niektórzy twierdzą, że nie ma ludzi niezastą-pionych. Są też tacy, którzy twierdzą coś prze-ciwnego – że są ludzie niezastąpieni. A praw-da leży, jak zwykle, po środku... Jest też i inne powiedzenie; mówiące o tym, że największą bodaj sztuką w życiu jest dochować się god-nego następcy.

Zwolennicy tezy o tym, że pewnych osób nikt nie jest w stanie zastąpić, znajdą argumenty w historii koszalińskiego Biura Wystaw Arty-stycznych, którym przez 20 lat kierował Le-onard Kabaciński. Jego zasługą było to, że koszalińskie BWA zyskało sobie wysoką ran-gę wśród licznych instytucji spod tego znaku w Polsce. Głównie zyskało uznanie artystów, BWA w Polsce były wszak dla nich. Międzyna-rodowe Spotkania Artystów, Naukowców i Teo-retyków Sztuki w Osiekach, które Leonard Ka-baciński współtworzył, stanowią najjaśniejszą kartę powojennej historii Koszalina.

Zarówno jego dyrekcję w BWA jak i „Osie-ki” zmiotła fala historii, a mówiąc wprost: stan wojenny, który zawiesił działalność związków twórczych, zastosował klucz partyjny do obsa-dzania stanowisk w instytucjach kultury i za-mroził wiele cennych inicjatyw artystycznych, w których udział mógł być odebrany jako kola-boracja z komunistycznym reżimem.

Odejście Leonarda Kabacińskiego stano-wiło początek końca koszalińskiego BWA. Był człowiekiem w tym miejscu niezastąpionym.

I z pewnością nie była to kwestia tylko kwalifi-kacji. - Leonard ukończył studia na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu na Wydziale Hi-storii. Historię sztuki studiował samodzielnie non--stop – precyzuje Jadwiga Kabacińska. Była to też zasługa jego osobistej kultury i uroku. Dziś po dawnym salonie wystawienniczym pozostał jedynie budynek, który po rozwiązaniu BWA stał się Domem Sztuki i Architektury, gdzie jed-nak sztuka się nie ostała, obiekt zaś popadł w stan urągający jakimkolwiek architektonicznym standardom. W stan ewidentnej ruiny popadł też „letni salon” BWA na terenach zwanych „po-dożynkowymi”, gdzie swoje duże wystawy mie-li tak znaczący artyści, jak Józef Szajna i Włady-sław Hasior.

fot. Zdzisław Pacholski Jadwiga Kabacińska podjęła

i twórczo rozwinęła idee, którym poświęcił życie Leonard..

O tym, że Leonard Kabaciński był w BWA człowiekiem – instytucją świadczyła nie tylko jego utrwalona na ściennym fresku sylwetka.

Był to jednak widomy znak, kto tu rządzi i nada-je ton dziejącym się tu wydarzeniom. A ton ten sprzyjał oficjalnym, półprywatnym i całkiem prywatnym (co nie znaczy, że nie twórczym) spotkaniom artystów z różnych obszarów sztuk i dziennikarzy owymi sztukami się interesują-cych. „Mój wspaniały Medyceuszu – pisał do Le-onarda Kabacińskiego Władysław Hasior, który wernisaż w koszalińskim BWA cenił sobie wyżej od otwarcia wystawy w Londynie.

Dzięki BWA, a także osieckim więcej-niż-ple-nerom Koszalin przez dwa dziesięciolecia go-ścił najwybitniejszych twórców i teoretyków sztuki współczesnej. Co ważniejsze – oni chcie-li tu bywać. Wiele nazwisk trzeba by wymienić:

Stanisława Fijałkowskiego, Ernę Rosenstein,

Andrzeja Gieragę, Aleksandrę Jachtomę, Jana Dobkowskiego, Leszka Rózgę, Zygmunta Ko-tlarczyka, z którymi bliski kontakt datuje się od czasów Osiek, których rangę nadawali też Ar-tur Sandauer, Jonasz Stern, Tadeusz Kantor i inni wielcy. Te trudne do przeceniania kon-takty i związki szczęśliwie przetrwały do dziś, po odejściu z BWA i przejściu na niewątpliwie zasłużoną emeryturę Leonard Kabaciński bo-wiem nie spoczął na laurach. Wcielił w życie ma-rzenie o własnej galerii. Otwarta została 9 lute-go 1991, w kamienicy przy ulicy Dworcowej 2, na pierwszym piętrze – stąd też i nazwa galerii – „Na Piętrze”.

Podobnie jak wcześniej, podczas wernisa-ży w BWA czy podczas spotkań w Osiekach tak i podczas tego wernisażu towarzyszyła mu żo-na Jadwiga. Dziesięć lat później powie ożo-na:

- Nieświadomie Leonard zaprogramował moje

Tak było „Na piętrze”... fot. Zdzisław Pacholski

życie także po swoim odejściu . To było tak wielkie jego marzenie - że skoro się spełniło – galeria mu-siała przetrwać.

Leonard Kabaciński cieszył się swoją galerią przez dwa lata (odszedł w 1993 r.), licząc w tym okres choroby w ostatnim okresie życia. Jadwiga Kabacińska od piętnastu lat wypełnia duchowy testament męża. Stała się nie tylko godną następ-czynią, ale „galerniczką” z krwi i kości, która twór-czo rozwinęła ideę męża. Stworzyła miejsce pre-zentacji sztuki naznaczone własną osobowością – prawdziwy salon sztuki, którego bez wątpienia jest Pierwszą Damą. I wydaje się niezastąpiona!

Podejmując dzieło Leonarda oparła się na doświadczeniach i znajomościach zawartych w dawnym BWA i Osiekach. Dom Kabacińskich – co z pewnością było zasługą pani tego do-mu - był zawsze otwarty i gościnny dla arty-stów. Umożliwiło to w konsekwencji kontynu-ację działalności galerii „Na Piętrze” gdy już za-brakło jej twórcy. – Leonard zawsze miał szeroki gest. A moja życzliwość i serdeczność zaprocento-wały tak, że żaden artysta, do którego zwracałam się z zaproszeniem, nie odmówił przyjazdu.

W ciągu piętnastu lat działalności galerii „Na Piętrze” odbyło się tu ponad sto wernisaży. Ich bohaterami byli twórcy wybitni, akademicy i ci,

którzy burzą zastany porządek w sztuce, legen-dy polskiej awangarlegen-dy, profesorowie akademii sztuk pięknych i młodzi – dobrze zapowiadają-cy się, czasem gniewni. Prezentowane były róż-ne dyscypliny twórczości plastyczróż-nej: malar-stwo, grafika, rysunek, ceramika, rzeźba, tkani-na artystycztkani-na, instalacje. Większość wernisaży pretendowała do miana wydarzenia artystycz-nego, a każdy był wydarzeniem towarzyskim.

Galeria zawsze łączyła (musiała łączyć) sztukę wysoką z komercją. Za czasów Leonarda i przez pierwsze lata prowadzenia galerii samodziel-nie przez Jadwigę Kabacińską szeroko obecna tu była sztuka użytkowa – od ceramiki poprzez wiklinę po biżuterię i odzież – prawda, że uni-katową. Od kilku lat funkcja wystawiennicza łą-czona jest ze sprzedażą profesjonalnych mate-riałów plastycznych, choć nadal można tu ku-pić artystyczne drobiazgi.

Jadwiga Kabacińska przyznaje, że prowadze-nie galerii prowadze-niezauważalprowadze-nie stało się jej pasją, choć praca ta często wydawała jej się iście sy-zyfową. O artystach, którzy gościli „Na Piętrze”

(a zawsze także i w prywatnym domu), ona sa-ma mówi, że nadają sens jej wysiłkom i patro-nują planom. „Ta galeria to także wypełnienie duchowego testamentu Leonarda, który

promo-...a tak jest „na parterze”. Galeria ta sama, choć już nie taka sama.. fot. archiwum

wanie sztuki współczesnej obrał sobie jako za-danie i cel życia. (...) Promocja i popularyzacja sztuki współczesnej nie jest zadaniem łatwym.

Ale, prawdę mówiąc, nie widzę dla siebie waż-niejszego zadania, niż to właśnie. A plany mam co najmniej śmiałe” – mówiła podczas wernisażu otwierającego działalność galerii „Na Piętrze”

w nowej siedzibie.

Większość 2006 roku bowiem stała pod zna-kiem remontu i adaptacji nowych pomieszczeń (przy ul. Dworcowej 8) na potrzeby galerii, któ-ra w ten oto sposób przeniosła się z piętktó-ra na parter. Otwarcie nowej siedziby planowane by-ło na grudzień 2006 roku, ale trudności tech-niczne kazały przesunąć ten termin na styczeń 2007 roku. „Z radością, ale i ze wzruszeniem opu-ściłam wysokie, powiedziałabym podniebne po-koje, bardzo ulubione przez cyganerię artystycz-ną, która w nich chętnie bywała, na rzecz jasnych przestronnych salonów – mówiła Jadwiga Kaba-cińska 27 stycznia witając gości w nowej już sie-dzibie. „Z łzą sentymentu wspominam lata, kiedy

przyjaciele-artyści, znajomi i po prostu ciekawscy forsowali kręte, niewygodne schody, i nie żałowali tego wysiłku, i tych niewygód, bo zawsze czekała ich interesująca wystawa, spotkanie, rozmowa...”

„Od wielu dziesięcioleci sztuka jest moim do-mem. Miła przygoda intelektu i serca, którą dzie-liłam z Leonardem, a przez ostatnie dziesięć lat z Andrzejem Słowikiem, nauczyła mnie, że oglą-danie obrazów nie może przebiegać spokojnie.

Stąd spory, gorące dyskusje, a nawet kłótnie, jakie widziała galeria „Na Piętrze” są dowodem, że czę-sto trafiałam w sedno”.

Bez fałszywej skromności Jadwiga Kabaciń-ska jest świadoma, że galeria „Na Piętrze” ma swoje istotne miejsce nie tylko w Koszalinie, że jest co najmniej znana (a także ceniona) w Pol-sce. Nie wątpi, że w nowym miejscu i lepszych warunkach – dosłownie: bliżej ulicy - stanie się bliższym i tym ciekawszym miejscem spotkań ze sztuką współczesną koszalinian i odwiedza-jących miasto turystów.

Wojciech Szwej

Monolog

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2006 (Stron 102-106)