• Nie Znaleziono Wyników

Nieobecna w czasie

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2006 (Stron 55-59)

„Antygona”, którą w 1968 roku wyreżysero-wał w szczecińskim Teatrze Współczesnym Ma-rek Okopiński - w specjalnie na ten cel przygo-towanym przekładzie Stanisława Hebanow-skiego - nie była dramatem, który miałby coś wspólnego z datą premiery (a działo się to parę miesięcy po Marcu). Ale klasyczna, czysta w for-Artur D. Liskowacki

Antygona raz jeszcze

Nieobecna w czasie

Inscenizując „Antygonę” Sofoklesa w Kosza-linie uczynił to Waldemar Matuszewski po raz czwarty. Wcześniej robił to już w Zielonej Gó-rze (1993), Poznaniu (1999) i Olsztynie (2002).

Widać dramat jest mu bliski, a czasy - w jego przekonaniu - sprzyjają powrotom do „Anty-gony”. Tym bardziej szkoda, że w koszalińskim spektaklu, efektownym i wyrazistym w formie - tak mało pytań.

A przecież po „Antygonę” polski teatr się-ga zwykle wtedy, gdy chce nam coś ważnego rzec o współczesności. Jest w tym pewien para-doks, ale i siła dzieła, stanowiącego swoisty mo-del tragedii. Co pozwala na nieustanną reinter-pretację postaw i dyskusję nad wartością sto-jących za nimi argumentów. Choć więc świat, który zrodził „Antygonę”, przywaliły połamane przed wiekami kolumny - żywy pozostał jego duchowy rdzeń; stąd nieustannie odnawiają-ca się aktualność sporu między Antygoną i Kre-onem, między racjami moralnymi a racjami roz-sądku, który na ogół ubierany bywa też w szaty porządku prawa, państwa.

Polskie „Antygony” - opisane w kolejności swych scenicznych realizacji - mogłyby pewnie stanowić wyrazistą ilustrację zmian w naszym

mie inscenizacja - wyniosła i prosta scenografia (schody, kolumny) podkreślała antyczne, lecz i ponadczasowe ramy dramatu - brzmiała świe-żo nie tylko ze względu na pisany zrytmizo-waną prozą przekład. Za bardzo współczesne uznano już samo ukazanie konfliktu postaw - bez patosu. I wyprowadzenie tragedii ze zde-rzenia dziewczęcej naturalności Antygony (Da-nuta Chudzianka) z brutalnością i siłą Kreona (Włodzimierz Bednarski).

Spektakl podobał się nie tylko w Szczecinie, ale i w kraju; jego mocny ton, szlachetność wyrazu, zdawał się też szykować grunt dla późniejszych, ostrzej widzących ów konflikt przedstawień.

Chociaż ciekawe, że pierwsza z ważniejszych inscenizacji po roku 70, „Antygona” w reżyse-rii Adama Hanuszkiewicza (Teatr Narodowy) - z nim samym w roli Kreona - była bodaj najmoc-niej racjonalna w tej mierze spośród wszystkich późniejszych, a choć trochę znaczących. Władca Teb - po trosze za sprawą osobowości aktorskiej Hanuszkiewicza, a dziś można by mniemać, że i na fali „Gierkowskiej” wizji państwa - jawił się w niej jako człowiek stanowczy, a nie okrutny;

płacący też swą gorzką cenę za wybór.

Kiedy ponownie wystawiono „Antygonę”

w Szczecinie (1977) - znów z Chudzianką w roli tytułowej - Janusz Bukowski ukazał ją wpraw-dzie jako prącą ku zagławpraw-dzie, zakochaną nie-malże w swej postawie, lecz Kreona (Bohdan A. Janiszewski) uczynił już tylko fanatycznym satrapą. Tamto przedstawienie w narzucającej mu swą aurę scenerii Zamku Książąt Pomor-skich, nie było zresztą wielkim teatrem, ukaza-ło też mimo woli pułapkę, w którą wpadać będą późniejsze „Antygony”. W których to, co u Sofo-klesa ważne: równowaga racji - a przynajmniej:

tragiczna identyczność losu, który z niej wynika - ginie w podniosłej, pięknej historii ofiary.

Kontekst czasu bywa jednak dla „Antygony”

ważniejszy niż jej przesłanie uniwersalne. Dla-tego słynną „Antygonę” w krakowskim Starym Teatrze, w reżyserii Andrzeja Wajdy (1984) za-pamiętano nie tyle z powodu scenicznej wal-ki na argumenty między królem i poddaną, ile

z roli, jaką grał Chór - pojawiający się na scenie w zieleni żołnierskich panterek, to znów w gar-niturach polityków, a w finale w kaskach i wa-ciakach stoczniowców - będący nie tylko świad-kiem wydarzeń, a i głównym bohaterem: społe-czeństwem polskim. „Antygona” stanu wojenne-go - jak o niej mówiono wtedy i po latach - podo-bała się, ale też budziła poważne wątpliwości.

Czym może być przesadna aktualizacja Sofo-klesa, zwłaszcza, gdy nie stoi za nią mocna wi-zja artystyczna, pokazał spektakl na małej sce-nie Teatru Polskiego w Szczecisce-nie (1992). Jego twórca - Zbigniew Wilkoński - potknął się o uniwersalną niby, ale dosyć trywialną interpre-tację „Antygony” poprzez wojnę w Bałkanach.

Andrzej Seweryn, który - po latach pewnej rezerwy wobec tej sztuki - przeniósł „Antygo-nę” do Teatru TVP (2004) - spróbował znów wa-żyć szalę, ukazywać racje i indywidualny dra-mat postaw. Efektownie i lirycznie, w przestrze-ni zielonej, pejzażu rozległym - bez antyku, ale i bez nachalnej współczesności. Ale grająca rolę tytułową Agnieszka Grochowska, piękna, czy-sta, ze łzą w oczach, nie dawała szans nawet tak wytrawnemu aktorowi jak Krzysztof Gosztyła, którego męski, silny Kreon przegrywał niemal bez walki.

*

Przypominam owych kilka widzianych przez siebie „Antygon”, by uporządkować scenę przed wprowadzeniem na nią najnowszej inscenizacji Matuszewskiego, jak też i dlatego, żeby ujawnić charakter moich oczekiwań wobec niej. Oczy-wiście, oczekiwania wobec sztuki mogą fałszo-wać jej odbiór, lecz wpisane są w relacje pomię-dzy widownią a sceną. Nie dziwi mnie więc, że niepozbawiony urody, solidny, lecz wystudzo-ny emocjonalnie spektakl w BTD przyjęto dość obojętnie. Widać nie tylko ja czekałem na „Anty-gonę” daleką od doraźności, ale żywą, dotyczą-cą naszych współczesnych spraw i dylematów.

Choć można rzec inaczej: widownia właśnie ta-kiej „Antygony” się spodziewała: wysota-kiej, odle-głej od problemów, z którymi na co dzień mamy

dziś do czynienia. Przyjęła ją więc bardziej jako dowód, że miała rację, niż jako rozczarowanie.

Choć przygotowania do premiery - „dżinso-wy” wizerunek - z którym, wykorzystując jeden z motywów scenografii - wiązała się poprzedza-jąca ją reklama - mogły wskazywać na to, że bę-dzie to jednak „Antygona” nowa, młoda, dyna-miczna. Lecz okazało się, że blue jeans był tyl-ko strojem - nowoczesnym i uniwersalnym (ca-ły świat ubiera się w jeans), lecz właśnie i przede wszystkim strojem, opakowaniem, dodatkiem.

Skądinąd - obecnym tylko (i to fragmentarycz-nie) w niektórych kostiumach (akcenty mun-duru Kreona i jego sług). Ważny zdawał się tu zresztą nie tyle sam materiał, ile sygnał emo-cjonalny, jaki miał z nim być związany: żyjemy w zimnym, pseudonowoczesnym (ponowocze-snym?) świecie unifikujących, chłodnych opa-kowań. Scenografia, w której dużą rolę gra tyleż materia (metaliczne tło, militarna siatka zasłon, śliska tonacja kostiumów - jakby z parady

tech-no), jak i podkreślające jej twardą, bezlitosną naturę światło, to ważny, narzucający się ostro element tego spektaklu.

Tyle, że ów chłód zdaje się być nie tyle inter-pretacją świata, w którym rozgrywa się dramat, ile wyrazem chłodu, z jakim on jest tu potrakto-wany. Bo to „Antygona” opowiadająca o racjach ludzkich i boskich, zderzeniu wartości, które re-prezentuje para antagonistów, ale mało mó-wiąca o ich dramatycznych wyborach; ani roz-darta uczuciowo, ani uwikłana w psychologicz-ne dylematy.

Już sama sylwetka Antygony - jej wyniosła, prawie pomnikowa postać, dominująca uro-da, prowokująca charakteryzacja, czyni ją odle-głą od Antygon strojnych w białe, proste szaty uczciwości i naiwności, delikatnych, kruchych.

W roli Aleksandry Dzięcielskiej eksponowana jest stanowczość, a nawet pewna bezwzględ-ność w dopominaniu się o ponadczasowe, uni-wersalne, czy też naturalne prawa ludzkie,

waż-Aleksandra Dzięcielska jako Antygona

łączy antyczną wielkość ze współczesną tragicznością.

fot. Tomasz Żurek

niejsze od praw i norm wynikłych z zakazów i nakazów oficjalnego prawa i ustanowionych, publicznych reguł.

Także i Kreon (Wojciech Rogowski) nie jest u Matuszewskiego postacią skomplikowa-ną wewnętrznie czy tragicznie zaplątaskomplikowa-ną mię-dzy autorytetem urzędu, argumentami pań-stwowego porządku a wzruszeniami czy więza-mi pokrewieństwa. W jego sylwetce - mocnej, a i nie mniej wyniosłej jak Antygona, dominu-je urzędowa bezduszność i to, co zwiemy aro-gancją władzy. Tyle że zdaje się to raczej rolą, konwencją niż głosem „w sprawie”. Toteż osobi-sta tragedia Kreona pozoosobi-staje wpisana w kon-wencjonalny, a przez to i banalny wizerunek de-spoty i władzy w ogóle; nie ma w niej ani zwąt-pienia, ani dramatu wyboru, a w efekcie nie ma i rozpaczy.

Tak ukazany Kreon, ale i Antygona nie budzą sympatii i nie dają okazji do współodczuwania.

Patrzymy na ich zmagania - z oddali.

Owszem, „Antygona” - jak pisał, nie bez koze-ry chyba cytowany w programie do spektaklu, Jan Kott - to „dialog głuchych”. Tyle że u niego jest to punkt wyjścia do rozważań o tragicznej naturze tej walki. Walki na racje i ciosy - pada-jące w pustkę - w której i tak zwycięży śmierć.

A spektakl BTD nie daje wielu powodów do te-go, żeby tę walkę przeżyć na nowo, z nowymi pytaniami, z tą samą, co przez wieki siłą i potrze-bą odpowiedzenia sobie, mimo wszystko - kto miał rację? A przynajmniej, kto jej miał więcej.

Matuszewski, podobnie jak inni, którzy sięga-li po „Antygonę” w przekładzie

Hebanowskie-go, postawił na jej czysty wyraz, jasno i wyraź-nie brzmiące słowo, ale też ukołysał się nim chy-ba zbytnio, przez co pozchy-bawił inscenizację pro-stoty i zanurzył w wątpliwych ozdobnikach sty-lu, pięknostkach nastroju.

Bo o ile rytm, jaki wyznacza spektaklowi muzyka Koniecznego, ma w sobie pulsującą jak krew, wewnętrzną siłę (przejmujący finał, w którym pieśń jednoosobowego Chóru - prze-słanie miłości i najważniejszego prawa: do ży-cia - podejmuje cały zespół), o tyle poszcze-gólne sceny, eksponujące pantomimicznie wy-stylizowany ruch, gest, wyszukane pozy - rażą sztucznością i są dość odległe od wpisanego w tekst, prostego, a przecież podniosłego rytmu tej niekończącej się opowieści o człowieku, któ-ry próbuje ocalić swą godność. W każdej epoce, w każdych Tebach.

Dlatego żal mi tej „Antygony”, przedstawie-nia zrealizowanego starannie, a jakby nieobec-nego w czasie, w którym tak często zderzamy się z tym, co rzeczywistość stawia przed nami jako prawo.

Sofokles „Antygona”

przekład: Stanisław Hebanowski reżyseria: Waldemar Matuszewski scenografia: Małgorzata Treutler muzyka: Zygmunt Konieczny

w rolach głównych Aleksandra Dzięcielska – Antygona, Wojciech Rogowski – Kreon

Premiera w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym 22 września 2006

Małgorzata Kołowska

W dokumencie Kultura koszalińska : almanach 2006 (Stron 55-59)