• Nie Znaleziono Wyników

„Spotkania”

Janusz Krupski: Myśleliśmy już w Lubli-nie o wydawaniu nowego pisma. Prowa-dziłem na ten temat rozmowy z panem Adamem Stanowskim. Mówił mi nawet, że w Warszawie istnieje możliwość wy-dawania niezależnego katolickiego pisma [i że] środowiska skupione wokół „Zna-ku”, „Więzi” i Klubów Inteligencji Katoli-ckiej myślą o takim piśmie, ale ten projekt poza pomysł nie wychodzi. Więc ja po-wiedziałem, że to jest bardzo ciekawa myśl, że jesteśmy środowiskiem katoli-ckim, że też mamy pomysł, aby wydawać pismo katolickie poza cenzurą; nasze śro-dowisko już zajmowało się działalnością edytorską i  możemy to robić. Byłby to taki rodzaj „Więzi”, „Znaku”, ale bez

cen-zury. Ideowo było nam blisko do tych środowisk […].

Zaczęliśmy myśleć o  materiałach do pierwszego numeru. Rozmawiałem w  tej sprawie z  Bogdanem Borusewi-czem, który już wtedy wrócił do swojego rodzinnego Sopotu. O pomyśle powie-działem Mirkowi Chojeckiemu. I wte-dy on ten pomysł wydania katolickiego pisma w NOWej oprotestował… Powie-dział: „Umawialiśmy się wcześniej, że NOWa będzie ofi cyną ponadpolitycz-ną, niezorientowaną wyraźnie ideowo.

Pismo katolickie wskazuje już na orien-tację ideową”.

Byłem trochę zaskoczony taką posta-wą, ale powiedziałem, „Nie musimy tego

robić wspólnie”. Współpraca z Warszawą była coraz trudniejsza, ponieważ środo-wisko warszawskie było zdecydowanie silniejsze organizacyjnie, miało poważ-ne środki fi nansowe. Nie mogliśmy się z nimi równać pod tym względem. Coraz częściej tytuły wydawane przez NOWą nie były uzgadniane z nami przez Choje-ckiego. […] Doszedłem więc do wniosku, że mając wtedy w planie własny tytuł […]

wchodzenie w  spór [z  Warszawą] jest bezcelowe. Mógłby on mieć bowiem póź-niej charakter publiczny, mógłby być gor-szący, więc doszedłem do wniosku, że po prostu lepiej się odłączyć. Niech NOWa zostanie w Warszawie, przy KOR, a my będziemy robić coś nowego – pismo

„Spotkania”.

*

Byliśmy młodzi, byliśmy określeni jako katolicy, ale byliśmy ludźmi poszuku-jącymi. Chcieliśmy się angażować i an-gażowaliśmy się w  sprawy polityczne, ale nie mogliśmy temu nadać jakiejś określonej formuły, raczej szukaliśmy.

Byliśmy zwolennikami prowadzenia dialogu z  ludźmi inaczej myślącymi, wiedzieliśmy bowiem, że tylko drogą dialogu, zrozumienia, współpracy, bę-dziemy mogli przezwyciężać totalitarny system, który starał się wszystko ujedno-licić, narzucić określony sposób myśle-nia, postępowania. […] I „Spotkania” to także spotkanie z drugim człowiekiem, z człowiekiem inaczej myślącym, z róż-nego typu problemami. To chyba najle-piej wyrażało naszą postawę. W piśmie chcieliśmy te wszystkie nasze przemy-ślenia zawrzeć.

*

Tytuł pisma wymyśliłem w czasie jakiejś naszej narady, którą mieliśmy ze Zdzi-śkiem Bradlem i  Krzysztofem [Paczu-skim] (już dzisiaj nieżyjącym).

*

Pierwszy numer „Spotkań” składałem głównie przy współpracy Zdziśka Bradla, ale konsultowałem [go] też z Bogdanem Borusewiczem; on zresztą dostarczył

swój duży tekst o  zwalczaniu opozycji w Polsce przez Służbę Bezpieczeństwa.

Rozmawiałem na temat pisma z panem Zdzisławem Szpakowskim, który do-starczył nam chyba kilka tekstów niedo-puszczonych przez cenzurę do publikacji w „Więzi”. Rozmawiałem z panem Ada-mem Stanowskim, rozmawiałem z Janu-szem Bazydłą […]. Matryce sporządzała Bożena Balicka, jeden czy dwa wiersze dostarczył Krzysztof Paczuski.

O  powstaniu pisma wiedział natu-ralnie Piotrek Jegliński, który przysłał nam zresztą z Zachodu kilka tekstów do publikacji, między innymi taki nieznany w Polsce list Lenina, mówiący o prze-śladowaniu Cerkwi w Rosji sowieckiej.

Ale kształt temu pierwszemu nume-rowi „Spotkań” nadałem głównie ja.

Numer ten pojawił się na przełomie paź-dziernika i listopada, mimo że był syg-nowany datą październikową 1978 roku.

Równolegle ukazały się wtedy „Głos”14 i „Puls”15, potem pojawił się „Bratniak”16 – pismo Ruchu Młodej Polski. Jeszcze rok wcześniej, w 1976 roku, ukazało się pismo „U Progu”, które było wydawane przez Nurt Niepodległościowy skupiony wokół Leszka Moczulskiego.

Okładka pierwszego nu-meru „Spotkań. Niezależ-nego Pisma Młodych Ka-tolików”, wydanego 1977 roku. Pismo zachowało ciągłość wydawniczą przez 11 lat (ostatni numer (35) wyszedł w 1988 roku) i by-ło jednym z najdłużej uka-zujących się drugoobie-gowych periodyków, fot.

Wioletta Wejman, 2005.

Archiwum TNN.

14 Niezależny mie-sięcznik społeczno-polityczny wydawany od października 1977 roku do listopada 1989 roku (łącznie 55 numerów). Początkowo pomyślany był jako pis-mo teoretyczne ruchu demokratycznego, a jego redaktorami byli Antoni Macierewicz i Adam Michnik. Od kwietnia 1978 roku (od nr 3) w stopce pojawił się, obok Macierewicza, Piotr Naimski i Jakub Karpiński. Z pismem współpracowali też między innymi: Woj-ciech Arkuszewski, Ludwik Dorn, Urszula Doroszewska.

15 Nieregularny kwartal-nik literacki. W składzie redakcji znaleźli się:

Jacek Bierezin, Tomasz Filipczak, Witold Sułkowski, Tadeusz Walendowski. Od października 1977 roku do lata 1981 ukazało się 12 numerów pisma.

16 Pismo ukazywało się od października 1977 roku. W pierwszym numerze jako redakto-rzy fi gurowali Aleksan-der Hall i Marian Piłka, od trzeciego dodatkowo Jacek Bartyzel, Tomasz Mróz i Wiesław Parchi-mowicz. (Piłka i Mróz byli wówczas uczest-nikami Ruchu Obrony

70

nr 36 (2009)

CZĘŚĆ I. 1976 – 1980

Ilona Lesik-Stepek: Już nawet nie cho-dziło o przeczytanie, tylko o samo wzię-cie do ręki pierwszego numeru. Może estetyczne wrażenia nie były najlepsze, ale to były pierwsze próby i wiadomo, jaki był sprzęt. […] Kiedy to wzięłam do ręki, miałam odczucie, że coś ważnego się w tym momencie wydarzyło w moim życiu. Że to taki… może nie etap, ale zu-pełnie nowa jakość. Bo niby wiedzieli-śmy, że wszystkie nasze działania dążyły do tego, żeby ten numer wydać, ale jak on się ukazał, wzięło się go do ręki, to było niesamowite.

Stefan Szaciłowski: Kiedy była kwestia wydania pierwszego numeru, to zwró-cono się do mnie, czy u mnie w miesz-kaniu mógłby stanąć powielacz. Moje zastanowienie trwało pięć minut, za-dałem tylko pytanie proste i  dla mnie istotne: „Co to będzie?”. Oczywiście żad-ne antysemickie rzeczy mnie nie intere-sowały i  żadne nacjonalistyczne, takie w  stylu niedobrego nacjonalizmu […].

Oni mi powiedzieli krótko, że to będzie

coś w rodzaju „Więzi” bez cenzury. Może nie szanowałem nigdy [Tadeusza] Ma-zowieckiego, ale wiedziałem, czym jest samo pismo, bo je czytywałem.

I tak to się zaczęło, powielacz stanął i stał chyba dwa czy trzy miesiące. Zro-biliśmy pierwszy numer „Zapisu”, zro-biliśmy chyba [także] trzeci, to znaczy ten z  Kompleksem polskim [Tadeusza]

Konwickiego.

Byłem już po studiach, często odwie-dzali mnie koledzy, były jakieś brydże, a do niektórych sąsiadów nie miałem za-ufania, więc dla bezpieczeństwa powie-działem: „Słuchajcie, to nie jest kwestia mojego lęku, szkoda maszyny, i dobrze byłoby po tych trzech miesiącach zmie-nić jej miejsce pobytu”. I ona wyjecha-ła. Miałem nosa, dwa tygodnie później przyszli esbecy szukać powielacza.

Wojciech Samoliński: Ja wtedy byłem związany z grupą, która później utwo-rzyła Ruch Młodej Polski, i  z  duszpa-sterzem, do którego byliśmy bardzo przywiązani, a  był to o. Ludwik

Wiś-Lista książek wydanych w ramach Biblioteki „Spot-kań” i reedytowanych przez Edition Spotkania, które wydało na emigracji także kolejne numery cza-sopisma „Spotkania”.

Praw Człowiek i Oby-watela w Lublinie.) Po powstaniu Ruchu Mło-dej Polski w lipcu 1979 roku „Bratniak” stał się jego pismem.

niewski. To był taki nasz ksiądz, któ-ry organizował letnie obozy, seminaria.

Było to bardzo interesujące, w  całości robione naszym własnym wysiłkiem;

ustalaliśmy temat, przygotowywaliśmy referaty, organizowaliśmy wszystko po kolei, łącznie z merytorycznym przygo-towaniem takich spotkań. I  na pewno na jednym z takich spotkań pojawił się Janusz Krupski. Najpóźniej było to la-tem 1976 roku, chociaż mam niejasne przekonanie, że wcześniej spotykaliśmy się przy innych okazjach. Wtedy jesz-cze nie było środowiska „Spotkań”, bo

„Spotkania” zaczęły się ukazywać dopie-ro półtora dopie-roku później. A w Gdańsku na pewno poznałem Bogdana Boru-sewicza, który też należał do naszego środowiska i studiował w tym czasie na KUL-u w Lublinie.

Zygmunt Kozicki: Do Lublina przy-jechałem w  1977 roku, rozpocząłem studia na UMCS, na bibliotekoznaw-stwie i  informacji naukowej, i  tam wtedy zetknąłem się po raz pierwszy z wydawnictwami niezależnymi. To była konkretnie „Opinia”17, wydawana przez Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywa-tela, czyli [Leszka] Moczulskiego, braci Czumów18, paru innych, między innymi Kazimierza Janusza, Andrzeja Nastulę, założycieli ROPCiO.

[…] Już wtedy zaczynaliśmy kolporto-wać bibułę z kolegą, który rok wcześniej dostał się na UMCS i studiował histo-rię. On mnie wciągnął w te sprawy. Po roku przeniosłem się na KUL i tutaj ze-tknąłem się ze środowiskiem „Spotkań”

[…], wciągałem się w kolportaż, w zdo-bywanie papieru i załatwianie lokali na drukowanie.

Wiesław Ruchlicki: Moje kontakty ze

„Spotkaniami” przed rokiem 1980? Tu w  Lublinie ważną dla mnie osobiście osobą był Zygmunt Kozicki, z  którym bardzo często się spotykaliśmy. Ja na pewno nie współtworzyłem [„Spotkań”],

pomagałem troszeczkę, tak bym to na-zwał. Na przykład w sytuacjach, kiedy pojawiały się partie literatury czy, jak to się wtedy ładnie mówiło, „bibuły”, któ-re trzeba było zatrzymać, przechować.

Wojciech Samoliński: Pierwszą rze-czą, którą ja się zajmowałem w „Spot-kaniach”, była Biblioteka „Spotkań”. […]

Nie wymienię wszystkich książek z tej serii, bo nie pamiętam nawet. Pierwsza ukazała się taka dosyć marna książka lubelskiego literata Bogdana Madeja Polska w orbicie Związku Radzieckiego.

Druga to był tomik ks. Bukowińskie-go Wspomnienia z Kazachstanu. Potem był taki tomik Aleksandra Kamińskiego i Antoniego Wasilewskiego o harcerzu, który nazywał się Grzesiak, z Wilna [Jó-zef Grzesiak „Czarny”]. „Czarny” to bar-dzo ważna i  ciekawa postać polskiego harcerstwa. Potem ukazał się taki tom tłumaczony z francuskiego Rozważania o przyczynach wolności i ucisku społecz-nego Simone Weil. Potem – i tu właś-nie właś-nie jestem już pewien chronologii – ukazała się rzecz bardzo ładnie zrobio-na. Ale po kolei. W jednym z kolejnych numerów „Spotkań” – nie pamiętam

17 Pismo uczestników ROPCiO, które uka-zywało się w latach 1977-1981. Pierwszą redakcję pisma tworzy-li: Kazimierz Janusz, Leszek Moczulski, Wojciech Ziembiński.

W jej składzie w następ-nym okresie znaleźli się między innymi:

Adam Wojciechowski, Andrzej Czuma oraz Emil Morgiewicz.

18 Aktywnymi uczest-nikami ROPCiO byli przede wszystkim Andrzej Czuma i Bene-dykt Czuma, ale także ich bracia: Hubert (jezuita) oraz Łukasz Czuma. Twórcą „Opi-nii” był jednak Leszek Moczulski. Andrzej Czuma do połowy 1978 roku miał pośredni wpływ na kształt pisma.

Aleksander Kamiński, An-toni Wasilewski, Józef Grze-siak „Czarny”, Lublin 1980 – jedna z pierwszych ksią-żek wydanych w ramach Biblioteki „Spotkań”. Fot.

z Archiwum TNN.

72

nr 36 (2009)

CZĘŚĆ I. 1976 – 1980

już, w  którym – ukazała się informa-cja, że w Brnie aresztowano kilka osób za kolportowanie pierwszej encykliki Jana Pawła II (czyli musiał to już być 1979 rok, może nawet 1980), której ła-ciński tytuł brzmi Redemptor hominis, [co] po polsku tłumaczy się jako Odku-piciel człowieka, a  po czesku to brzmi Vykupiteľ človeka. Wpadliśmy na po-mysł, bardzo dobry popo-mysł, że wydamy Czechom w Polsce nielegalnie Vykupite-la i przerzucimy go przez granicę. I tak zrobiliśmy…

Zygmunt Kozicki: „Spotkania” zrobiły przedruk encykliki papieża [Jana Pawła II] Redemptor hominis. Wydrukowali-śmy ją w  języku czeskim i  miała być przerzucona przez „zieloną granicę” do Czech (bo w Czechach był dużo więk-szy „zamordyzm” pod względem religij-nym niż w innych „krajach demokracji ludowej”). Ta encyklika była składana i przycinana na gilotynie u mnie w po-koju i  przed wyjazdem w  Bieszczady, przed wyjazdem do domu na wakacje, chciałem ją szybko porozrzucać po róż-nych skrzynkach, żeby nie trzymać tego w  domu. Tak jak gdybym miał jakieś przeczucie… W  każdym razie, odda-łem cały nakład, pojechaodda-łem na wakacje i dostałem wiadomość, że była rewizja w mieszkaniu […]. Nie znaleźli nic, tyl-ko kawałek, skrawek okładki, który się gdzieś tam zawieruszył. Nakład ocalał

i  duża jego część przedostała się póź-niej do Czech. To było moje pierwsze zetknięcie się z bezpieką.

Ilona Lesik-Stepek: Raz brałam udział w drukowaniu. Przez 50 godzin. Pamię-tam to jak dziś, bo nie spałam. Powsta-wała wtedy książka w ramach Biblioteki

„Spotkań”, chyba Wspomnienia z  Ka-zachstanu ks. Władysława Bukowińskie-go. Zostałam zabrana na drukowanie do podlubelskiej wsi, nawet nie wiem, jaka to była miejscowość, nic nie wiem o gospodarzach. Zresztą zawożono nas w nocy […]. Przyjechaliśmy na miejsce, wprowadzono nas do pomieszczenia i  przez 50 godzin drukowaliśmy. Pani gospodyni była tak uprzejma, że nas kar-miła, i w ogóle gospodarze byli bardzo życzliwi.

Wojciech Samoliński: Pierwszą książkę, czyli Polskę w  orbicie Związku Radzie-ckiego, drukowaliśmy na wałkach, czy-li wałek od pralki z  dwoma łożyskami jeździł po takim przekładańcu: najpierw była szyba, potem była warstwa fl aneli nasączona twardą farbą drukarską, po-tem była warstwa stilonu, (który był nie do kupienia, więc trzeba było kupować fartuchy […] [i] ciąć [je] na takie odpo-wiedniego kształtu szmaty), potem leżała matryca białkowa, na to nakładana była kartka papieru. Po tym przejeżdżał wa-łek i wyciskał od spodu farbę na kartkę.

Na ogół była to praca dwuosobowa, to znaczy jeden podkładał – na ogół była to dziewczyna, bo one sprawniej to robiły – a chłopak przejeżdżał wałkiem i odkładał lewą ręką pod wiszący nisko nad stołem grzejnik, żeby dosuszyć tą kartkę; po kil-ku godzinach takiego odkładania lewa ręka była dość gruntownie poparzona.

Taki dodatkowy uroczy element tej zaba-wy. Tak drukowane były pierwsze książki i pierwsze numery „Spotkań”.

Ilona Lesik-Stepek: Problem był przy składaniu. Bo te wydrukowane strony Znak Biblioteki

„Spot-kań”. Zbiory biblioteki IPN Lublin.

trzeba było odkładać odpowiednio, po-tem wywieźć na kolejną metę. To brzyd-ko brzmi, ale myśmy używali takiego słowa. I tam się zbierała w nocy ekipa, która to składała. Do tego trzeba było naprawdę dużo ludzi – osiem, dziewięć osób – żeby przez noc złożyć na przy-kład 1000 egzemplarzy „Spotkań”, które miały [po] 120 stron.

Zygmunt Kozicki: Wciągałem się w kol-portaż i w zdobywanie przede wszyst-kim papieru, zakup papieru, załatwianie lokali na drukowanie. Technika wtedy była dosyć prosta: powielacz spirytuso-wy bądź powielacz na farbę. Należało do jakiegoś pomieszczenia dostarczyć ten powielacz, następnie dostarczyć papier, ktoś inny dostarczał matryce, wchodzili drukarze, drukowali, zabierało się po-wielacz, wchodziła grupa osób, która musiała te zadrukowane kartki złożyć w  poszczególne egzemplarze. Było to dosyć żmudne i pracochłonne, niemniej tego typu zasada gwarantowała, że nie wpadnie drukarnia ani ludzie. Chociaż

zdarzały się też wpadki, najczęściej w kolportażu.

Z drukarni przerzucało się bibułę do różnych skrzynek, punktów, rozbijało się to na mniejsze części. Poszczegól-ni kurierzy, kolporterzy dostawali swo-je pakunki i albo przewozili do innych miast, to znaczy do Warszawy, Krakowa, Wrocławia, albo kolportowali w Lubli-nie […]. Natomiast papier zdobywało się w sklepach papierniczych. Trzeba było się zaprzyjaźnić z panią, która w skle-pie sprzedawała, […] bo jak rzucili tro-chę papieru, to on natychmiast znikał.

Więc trzeba było dobrze pilnować tych sklepów papierniczych i  kupowało się po kilka sztuk, żeby też nie rzucać się w oczy, […] trzeba było mieć grono osób, które na sygnał, że jest papier, przycho-dziły, po kilka ryz kupowały i potem to się zbierało razem.

Bernard Nowak: Środowisko „Spot-kań” znałem przez Krzyśka Wasilew-skiego i  Pawła Nowackiego, którzy zajmowali się bardziej stroną

redak-Konwikt Księży Studentów KUL, w którym wydruko-wano jeden z numerów

„Spotkań”, fot. Wioletta Wejman, 2006. Archiwum TNN.

74

nr 36 (2009)

CZĘŚĆ I. 1976 – 1980

cyjną i  poligrafi czną niż merytorycz-ną pisma. Znałem Janusza Bazydłę, ale nie miałem z nim bliskich kontaktów.

Znałem publikację Polska w  orbicie Związku Radzieckiego Bogdana Ma-deja i samego autora. Znałem Marzenę Paczuską, ale nie wiedziałem, że ona także jest w tym środowisku, podobnie jak jej ówczesny mąż, dziś już nieżyjący, Krzysztof Paczuski.

Wiedziałem też, gdzie można kupić rzeczy wydawane przez „Spotkania”, ale przyznam się, że zarówno w stosunku do „Spotkań”, jak i do środowiska KOR-owskiego, które trochę znałem z War-szawy, zachowałem spory dystans, nie dowierzając, że tego typu [działania]

[…] mogą przynieść jakieś owoce. Uwa-żałem, że to jest jednak rzucanie się z motyką na księżyc czy na słońce, jak kto woli […].

Paweł Nowacki19: Piotr Jegliński przy-słał też, nie wiem, jaką drogą, mały powielacz spirytusowy, który był taką jednorazówką, zabawką dla dzieci. Na nim wydrukowaliśmy któryś numer

„Spotkań”, być może trzeci lub czwarty […]. Drukowaliśmy to u księży

z diece-zji przemyskiej, w konwikcie [KUL], i to była jesień 1978 roku.

[…] Wojtek Butkiewicz przyszedł do mnie i  powiedział: „Dzisiaj idzie-my, jak nie masz zajęć, na cały dzień i całą noc”. Pytam: „Gdzie?”. On mówi:

„Chodź!” – i poszliśmy na KUL do kon-wiktu. W  ciągu tych dwudziestu kilku godzin wydrukowaliśmy nakład na ta-kiej malutta-kiej maszynce, na powielaczu spirytusowym.

Wojciech Samoliński: Tak przez długie trzy lata… może trochę krócej, przez […] dwa i pół roku, rządziłem tym in-teresem [drukiem]. Poza mną zajmo-wał się tym śp. Jasiek Stepek, przemiły człowiek, i  duża grupa zmieniających się drukarzy: Pawełek Nowacki, Woj-tek Butkiewicz, Michał Zulauf, Piotruś Kałużyński, Krzysiek Żórawski, Wojtek Górski, Romek Górski (to nie bracia, tylko przypadkowa zbieżność nazwisk), Pawełek Wiśniowski, moja żona [Anna], Romek Norek. Wojtek Onyszkiewicz też dla nas drukował.

Nakład książek. Najwyższy był Buko-wińskiego, jeśli dobrze pamiętam 3000 egzemplarzy. „Czarny” był w nakładzie chyba 1000, Madej był na szczęście w  małym nakładzie 500 sztuk, Simon Weil (w tym przypadku były dwa rzu-ty) razem było pewnie gdzieś około 700 sztuk. A „Spotkania” ukazywały się zwy-kle w liczbie 1000 egzemplarzy, dziesiąty numer ukazał się chyba w 2000 egzem-plarzy.

Jan Magierski20: Jeśli idzie o „Spotka-nia”, to mogę przytoczyć tylko niektó-re fakty. Włączyłem się do kolportażu książek z Warszawy. Miałem samochód, wykonywałem kursy Lublin–Warsza-wa–Lublin z  książkami z  podziemia, nie tylko „Spotkań”, [choć] w tej chwi-li nie przypomnę sobie nawet tytułów.

I to był początek. Oczywiście byłem też pierwszym klientem do kupowania tych książek. To był pierwszy sprawdzian,

19 Relacja Pawła Nowackiego złożona w 2005 roku (nagranie w zbiorach Małgorzaty Chomy-Jusińskiej).

20 Relacja Jana Magier-skiego złożona w 2002 roku (Ewa Kuszyk-Peciak, Niezależny ruch wydawniczy w Lublinie w latach 1983-1989.

Wybrane wydawnictwa książkowe, praca magi-sterska napisana pod kierunkiem prof. dra hab. Janusza Wrony w Zakładzie Historii Najnowszej UMCS.

Praca dostępna na stro-nie: http://tnn.pl/tekst.

php?idt=554).

Okładka „Spotkań” nr 14, 1980, zaprojektowana przez Jana Krzysztofa Wa-silewskiego – był on po-mysłodawcą logo wpisa-nego w koło. Fot. z Archi-wum TNN.

któremu zostałem poddany. Kiedy przyszła pora na wydanie piątego nu-meru „Spotkań”, włączyłem się – to był rok 1978 – brałem udział w  technicz-nej obsłudze tego wydawnictwa. Trze-ba było obsłużyć powielacz, przywieźć papier, zabrać wydruki. Oni mieli dziw-ny i uciążliwy styl pracy, drukowanie to były akcje zawsze bardzo skomplikowa-ne: drukarnia była umiejscowiona na wsi, wszystkie czynności były z powodu odległości bardzo utrudnione.

Pamiętam, że jeden z  takich wy-druków „spotkaniowych” odbywał się w zimie, w chałupie chłopskiej, gdzieś daleko na prowincji, gdzie z wielkim tru-dem udawało się uruchomić powielacz.

W jednej izbie był chłop z żoną i dzieć-mi, pod stołem stało pudełko z ćwier-kającymi kurczakami, była ciemna noc,

W jednej izbie był chłop z żoną i dzieć-mi, pod stołem stało pudełko z ćwier-kającymi kurczakami, była ciemna noc,