• Nie Znaleziono Wyników

Jeżeli chodzi o powielacz, jest to tech-nika maszyny obrotowej. Na normalnej maszynie do pisania pisze się tekst-ma-trycę, która potem jest naciągana na wa-łek. Następnie na ten wałek i na matrycę idzie z  podajnika farba; czysta kartka papieru wchodzi między dwa wałki i tak powstaje wydruk. To jest techni-ka powielaczowa, do której potrzebne są matryce, które mają wgłębione, wklę-słe litery.

Drugą techniką, która przyszła po tej, była maszyna off setowa. Off set jest to technika wydruku wypukłego, potrze-buje na początek diapozytywów2, któ-re są  nanoszone na blachy. Na blasze są  wypukłości w  postaci liter. Naciąga się to na jeden wał. Potem on dosta-je z  podajnika farbę na te wypukłości.

Wał przenosi tekst na drugi gumowy wał i ten dopiero, łapiąc kartkę między trzeci wał i  siebie, dokonuje wydruku.

Pomiędzy tymi dwoma maszynami jest jeszcze różnica w podajniku farby i dajniku papieru. W  powielaczach po-dajniki farby były zazwyczaj tłokowe,

Technika druku

a przy off secie był tak zwany „kałamarz”, czyli zespół farbowy, który rozciera mię-dzy kilkoma (lub kilkunastoma) wałka-mi farbę i zdecydowanie lepiej ta farba jest roztarta i lepiej rozprowadzona po matrycy niż w powielaczu normalnym.

A różnica w podajniku papieru polegała na tym, że niektóre off sety miały podaj-nik pneumatyczny, no ale takich, nieste-ty, w podziemiu nie widziałem. Dopiero potem, w drukarniach.

[…] Maszyn powielaczowych na po-czątku lat 80. w Lublinie było najwyżej […] trzy: Cyklos, który był u mnie, ma-szyna, na której drukował Wojtek Guz, i Gestetner Wieśka Haleya. Raptem trzy maszyny, o których wiem.

*

Taka maszyna, na przykład Roneo Vi-ckers, waży ponad 50 kg. Także samemu

1 To żartobliwe okre-ślenie Socjalistycznego Związku Studentów Polskich (SZSP), powo-łanego w 1973 roku, w wyniku przekształce-nia Zrzeszeprzekształce-nia Studen-tów Polskich (ZSP).

2 Diapozytyw to (wielo-barwny lub monochro-matyczny) pozytywowy obraz na przezroczy-stym nośniku.

Powielacze, off sety i sita

Wypalarka matryc Gestet-ner 473, w tle powielacz Gestetner 360, fot. Marcin Fedorowicz, 2007. Archi-wum TNN.

się tego na pewno nie weźmie. A dru-ga sprawa: [off set] potrzebuje o  wiele więcej papieru, profesjonalnych zmywa-czy do blach, farb – wszelkiego rodzaju rozpuszczalników. […] Potrzebne są też części zamienne. To jest już inny sposób traktowania drukarni podziemnej. Zu-pełnie inna koncepcja.

*

Po epoce powielaczy następuje epoka sitodruku. Technikę tę, jak słyszałem, wprowadził w  Lublinie profesor Ker-sten, którego nazywano Lord Komfort ze względu na to, że wynalazł zagęstnik do farb drukarskich: pastę Komfort lub BHP. […]

Technika sitodruku wymaga kilku w  miarę łatwych do zdobycia rzeczy.

Potrzebny jest między innymi jedwab sztuczny, rama. Jest to bardzo tania i spokojna technika, w której dwie oso-by, mając wszystkie odczynniki, mogą wykonać wydruk, a  cały warsztat za-myka się w jednej walizce. Także jest to piękna sprawa dla wszystkich konspi-racji. Tym bardziej, że jakość papieru nie jest aż tak ważna, jak przy innych sposobach drukowania. Oczywiście do pewnych granic.

Do uzyskania farby potrzebny jest pigment: czarny albo ewentualnie gra-natowy. Pigment potrzebuje zagęstni-ka, czyli jakiegoś spoiwa, […] bo sam pigment jest zwykle proszkiem. Albo

skondensowaną pastą. Należy więc go dodać w odpowiednich proporcjach do puszki właśnie pasty Komfort czy BHP i dokładnie rozetrzeć.

Pasta BHP miała szorstkość – były [też] różne rodzaje. Staraliśmy się wy-bierać taką, która nie miała substan-cji ściernych w  środku. Bo niektóre je miały i  to wykluczało możliwość za-stosowania ich do wyrobu farby. Jeżeli chodzi o pastę Komfort, to była bardzo dobrym zagęstnikiem, ponieważ mia-ła umiarkowaną śliskość i odpowiednią gęstość, także farba później ładnie prze-chodziła przez sito i nie wymagała du-żego nacisku, ale też nie lała się. Można było regulować nacisk raklą3 – ale to też trzeba umieć. Trzecim zagęstnikiem był krem do golenia. Też używaliśmy.

Kolor zagęstnika nie miał dużego zna-czenia, gdyż i tak dodawany był ciemny pigment. Wszystko mieszaliśmy w pro-porcjach: 2 łyżki stołowe [pigmentu]

na puszkę.

Wiesław Ruchlicki: W sitodruku wszy-scy używali pasty Komfort. Zwykłych farb off setowych nie dało się używać, co sprawdziłem wielokrotnie. Chodzi o to, że farby off setowe zatykają te drobniut-kie dziurki w siatce sitodrukowej, a im ta siatka jest gęściejsza, czyli ma drob-niejsze otwory, tym wyraźniejszy druk potem wychodzi. Skoro otwory zatyka-ją się błyskawicznie, to trzeba używać środków, które będą szybko rozpuszcza-ły farbę. Dostawałem je z aptek i z pra-cowni chemicznych, ale błyskawicznie parowały i te opary były bardzo trują-ce. Jeśli w drukarni panowały warunki piwniczno-domowe, bez wentylacji, to można się było zatruć.

Wiktor Tomasz Grudzień: […] si-todruk nie był wtedy znaną metodą.

W dzisiejszych czasach jest stosowany w nadrukach na koszulkach. Można pro-jekt i koszulkę wykonać w ciągu dwóch godzin, jak się ktoś uprze. W tamtych

3 Zob. Słowniczek terminów drukarskich na końcu niniejszego numeru „Scriptores”.

Powielacz off setowy, 1989.

Fot. ze zbiorów Janusza Ru-cińskiego, Archiwum TNN.

193

nr 36 (2009)

Technika druku

czasach nie było tak łatwo. Cały war-sztat sitodrukowy był robiony w sposób chałupniczy. Oprócz jedwabiu sztucz-nego – ten trzeba było jednak zdobyć.

Zwykle go mieliśmy. Nie wiem nawet skąd, czy z zagranicy, czy nie, ale mie-liśmy znaczne ilości. Pamiętam żółty jedwab i biały, dwa rodzaje. W każdym razie nie przypominam sobie, żeby kie-dykolwiek jedwabiu zabrakło. Trzeba nim było obciągnąć ramę i  ładnie go opinezkować czy przypiąć zszywaczem.

Następnie należało nanieść emulsję światłoczułą zrobioną z dwóch składni-ków. [Ich zdobycie] nie stanowiło prob-lemu ponieważ chemicy natychmiast dostarczali wszystkiego, czego było nam potrzeba. Mieszaliśmy je w odpo-wiednich proporcjach w łazience, przy czerwonym światełku, uzyskiwaliśmy emulsję światłoczułą i  następnie roz-prowadzaliśmy ją małą raklą na sicie, czyli na tym jedwabiu. Na to kładliśmy szybę z  diapozytywami i  naświetlali-śmy refl ektorem 2000  W. Utwardzało się światłem wszystko dookoła teks-tu diapozytywu. Wypłukiwaliśmy to prysznicem, i uzyskiwaliśmy w ten spo-sób sito. Sito trzeba było przykręcić do deski kreślarskiej albo innej równej powierzchni. Następnie podkładali-śmy papier. [Nakładalipodkładali-śmy] szpachlą wymieszaną już farbę, rozprowadzali-śmy raklą i robilirozprowadzali-śmy trzy-cztery prób-ne wydruki.

I  tak pracowaliśmy: jeden raklował, drugi odbierał. Najlepiej słuchało nam się przy tym opery. Rock odpada, ponie-waż praca jest zbyt monotonna. W ży-ciu tylu oper nie wysłuchałem, co przy raklowaniu i składaniu.

Paweł Skokowski4: Drukowaliśmy wszystko na sitach. Nie mieliśmy takich kontaktów, żeby mieć maszyny. Miałem pojęcie o  maszynach i  wiedziałem, że nie każdą warto brać. Większość ma-szyn musi być ulokowana w specjalnych miejscach, bo wydają takie odgłosy, że

trudno to ukryć. Metoda sitodruko-wa dasitodruko-wała możliwości druku w  każ-dym miejscu […]. Ustawialiśmy dwa stanowiska sitodrukowe, przychodzili-śmy z gotowymi matrycami, inna ekipa wnosiła papier, inna wynosiła arkusze.

Było to tak zorganizowane, że szło szyb-ko i  sprawnie – a  także [było] tanie.

Jedyna potrzebna rzecz, to sama siat-ka, którą kupowaliśmy bez problemu z przemytu, z Zachodu, a reszta to była pasta Komfort i plakatówki. Trzeba było zdobyć papier, co w  Polsce nie spra-wiało większych trudności. Koszty były minimalne.

[…] Nie mieliśmy stałych miejsc. Z re-guły było tak, że jeśli mogliśmy gdzieś dłużej drukować, to robiliśmy to, ale za-sadniczo te miejsca zmienialiśmy. Ma-szyn nie używaliśmy w ogóle, bo ich nie posiadaliśmy. […] W późniejszym okre-sie miałem rozbudowane kontakty i do-stawałem sita – najczęściej z Warszawy, czasem z Regionu. […] Szkolenie sito-drukowe robił mi Wojtek Guz, a potem ja szkoliłem następnych, tak było bez-piecznie. Wojtek nie musiał poznawać innych ludzi.

Zygmunt Kozicki: Sita wprowadziliśmy z kolegą Wieśkiem Ruchlickim i w zasa-dzie po wyjściu z internowania zaczę-liśmy drukować na sitach – i  od tego momentu zaczęła się oszałamiająca

ka-4 Relacja Pawła Skokow-skiego złożona w 2003 roku (Ewa Kuszyk-Peciak, Niezależny ruch wydawniczy w Lublinie w latach 1983-1989.

Wybrane wydawnictwa książkowe, praca magi-sterska napisana pod kierunkiem prof. dra hab. Janusza Wrony w Zakładzie Historii Najnowszej UMCS.

Praca dostępna na stro-nie: http://tnn.pl/tekst.

php?idt=554).

„Sito” – matryca do druku w technice sitodruku z wi-docznym tekstem List do Aleksandra Sołżenicyna, fot.

Alicja Magiera, 2009. Archi-wum TNN.

riera sita, bo ono było naprawdę bardzo wydajne i większość tego, co w Lublinie wyszło, a wyszło tego dosyć dużo, było robione właśnie techniką sitodrukową.

Nawet katalogi podają, nie znając się na tym, że była to technika off setowa – taką informację znalazłem w paru bibliogra-fi ach – czyli nasza jakość tak była wy-soka, że przypisywano tym wydrukom wykonanie techniką off setową.

Wiktor Tomasz Grudzień: Epoka sita powoduje, że wielu ludzi ociera się o drukowanie: Jaś Pleszczyński, Wojtek Oleksiński, Jacek Grzemski. Wiesiek Ru-chlicki po internowaniu wrócił do dru-ku w tej technice. Arkadiusz Kutkowski chyba też – dopiero potem utworzył so-bie kontakt w Radomiu. Drukował też na powielaczu – chyba z Wieśkiem Haley-em. Sitodruk więc był dość popularny.