Krzysztof Michałkiewicz: Po straj-kach w Gdańsku zacząłem się martwić, że w moim zakładzie [w zakładzie ener-getycznym] nic się nie dzieje, a ja tu przecież [jestem] i świadomy, i zorien-towany w wydarzeniach, więc zacząłem się zastanawiać, co tu zrobić. Usłysza-łem, że właśnie na produkcji, wśród robotników powstał Komitet Założy-cielski NSZZ „Solidarność”. Dowiedzia-łem się, kto jest przewodniczącym tego Komitetu, zadzwoniłem do niego i mó-wię, że chciałbym się z nim spotkać.
[…] Wszedł zdenerwowany, kazałem mu siąść i mówię, że cieszę się bar-dzo, że Komitet Założycielski powstał, bo właśnie bardzo mi też zależało, żeby zacząć coś robić i jeżeli mógłbym w czymś pomóc, to jestem do dyspo-zycji. Ten chłopak poprawił się na tym krześle i mówi, że to bardzo dobrze, że może zostałbym jego zastępcą. No i zostałem zastępcą przewodniczącego Komitetu Założycielskiego, i już wtedy poszło prosto.
Założyliśmy „Solidarność” w zakła-dzie, później byłem wiceprzewodniczą-cym Komisji Zakładowej „Solidarności”.
To były zakłady energetyczne, więc one należały do takiej „krajówki” branżo-wej energetyków. Brałem udział w pra-cach Krajowego Komitetu, a także często bywałem w Zarządzie Regionu z tego względu, że moja żona zaczęła praco-wać, pomagając tworzyć Związek
„So-lidarności” Rolników Indywidualnych.
Tworzyła Wszechnicę Związkową.
„Solidarność” Rolników Indywidual-nych powstawała przy pomocy Regionu.
Zarząd Regionu udostępnił kilka pokoi i oddelegował kilka osób, które pomagały Januszowi Rożkowi – przewodniczącemu
„Solidarności” Rolników Indywidualnych – zakładać związek. Żona organizowała we Wszechnicy Związkowej zebrania za-łożycielskie po wsiach, wysyłała tam oso-by, które jeździły, opowiadały, czym jest związek, jak założyć koło. Jak nie miała kogo wysłać, to czasami ja jeździłem po tych wsiach albo jej towarzyszyłem. […]
Danuta Winiarska (obecnie Kuroniowa), która pracowała przy redagowaniu „Biu-letynu »Solidarności« Rolników Indy-widualnych”, zaproponowała mi pracę w owym „Biuletynie”. Podejrzewam, że było to w 1981 roku – około czerwca przeszedłem do pracy w Zarządzie Re-gionu i zacząłem redagować „Biuletyn Informacyjny »Solidarności« Rolników Indywidualnych”.
Wojciech Samoliński: Kiedy już zosta-łem rzecznikiem MKZ [Międzyzakłado-wego Komitetu Założycielskiego], Janek Bartczak, czyli przewodniczący MKZ, a potem Zarządu Regionu, wywalczył, z moim zresztą dużym [udziałem], pra-wo do zamieszczania w „Kurierze Lu-belskim” rubryki związkowej: „Kroniki Solidarności” czy „Informacji
Solidarno-ści”. Adresowana była i do władz admini-stracyjnych, i do mieszkańców Lublina.
Od początku był wyraźny podział za-dań, to znaczy Bronek Kowalski pozostał redaktorem „Biuletynu” związkowego, który bywał krytyczny, a czasami nawet bardzo krytyczny, wobec regionalnych władz „Solidarności”. Bronek Kowalski zorganizował nawet strajk przeciwko Zarządowi Regionu. To pewnie jeden z niewielu przypadków, kiedy w „Soli-darności” miał miejsce strajk przeciwko władzom Związku.
Tłumaczyłem Ryśkowi Jankowskie-mu, wiceprzewodniczącemu Zarządu Regionu do spraw Informacji i Propa-gandy, że stan ten jest poprawny, ale Zarząd powinien mieć swój organ pra-sowy, najlepiej dziennik, który będzie zawierał ofi cjalne stanowisko Związku, a Zarząd nie będzie krytykowany. Takie pismo powinno być zależne od Zarządu, który będzie miał prawo decydowania
o treści. Co innego „Biuletyn” – to miała być wolna prasa związkowa.
I taki „Informator »Solidarność« Re-gionu Środkowo-Wschodniego” stwo-rzyliśmy, zresztą nie bez pewnych komplikacji. Na Walnym Zebraniu Dele-gatów Regionu Środkowo-Wschodniego przeszła stosowna uchwała regulują-ca ten regulują-cały system prasy związkowej.
„Informator” zaczęliśmy tak napraw-dę wydawać po zebraniu, czyli gdzieś w kwietniu. Wydawnictwo odniosło sukces głównie dzięki gigantycznej pracy Ryśka Jankowskiego, ponieważ redakcja zamykała „Informator” o go-dzinie 16.00, [nocą] był drukowany i następnego dnia do godziny 10.00 czy 11.00 docierał do dwudziestu tysięcy ludzi. Ogromną pracę w system kolpor-tażu włożył Andrzej Sokołowski.
Maciej Sobieraj: Od marca 1981 roku byłem kierownikiem Biura Informacji
Za-Na sąsiedniej stronie:
„Biuletyn Informacyjny Międzyzakładowego Ko-mitetu Założycielskiego Niezależnego Samorząd-nego Związku Zawodowe-go »Solidarność« Region Środkowo-Wschodni” nr 2, 27 października 1980. Pis-mo ze zbiorów WBP im.
Hieronima Łopacińskiego.
Siedziba „Solidarności”
przy ul. Królewskiej 3, fot.
Piotr Choma, 1982. Fot.
z Archiwum TNN.
92
nr 36 (2009)CZĘŚĆ II. WRZESIEŃ 1980 – 12 GRUDNIA 1981
rządu Regionu Środkowo-Wschodniego.
Od połowy chyba czerwca zajmowałem się, wspólnie z kolegą Waldkiem Jakso-nem, wydawaniem „Informatora »Soli-darność« Region Środkowo-Wschodni”, ofi cjalnego organu Zarządu Regionu.
Jego powstanie było efektem perturbacji związanych z konfl iktem między Zarzą-dem Regionu a drukarzami i redaktorami
„Biuletynu Informacyjnego” prowadzo-nego przez Bronka Kowalskiego. Zdecy-dowano, by Biuro Informacyjne podjęło się wydawania „Informatora” w formie dziennika. I rzeczywiście, był to dzien-nik, a nawet zdarzało się, że ukazywał się dwa razy dziennie. Ogólny patronat nad nim miał Wojtek Samoliński, rzecznik prasowy Zarządu Regionu.
Ewa Kipta: Chodziłam do „Solidarno-ści” na okrągło i coś tam robiłam, bo tam zawsze było coś do zrobienia […].
W pewnym momencie stwierdziłam, że muszę w końcu zrobić dyplom. „Skoro chodzę do pracy w PKZ-ach [Pracow-niach Konserwacji Zabytków], potem chodzę do »Solidarności«, a potem nie mam czasu na dyplom, to jeżeli
przesta-nę chodzić do PKZ-ów, a zaczprzesta-nę praco-wać tylko w »Solidarności«, będę miała trochę czasu na robienie dyplomu” – taka była moja kalkulacja i tak zrobiłam w listopadzie 1981 roku, czyli tuż przed stanem wojennym. […]
Byłam redaktorem technicznym.
Głównym redaktorem był chyba na po-czątku Bronek Kowalski. Bronek i Ewa Kowalscy siedzą od stanu wojennego w Stanach – wyemigrowali i nie wró-cili. Potem redaktorem został Zdzicho Bradel. […] Po zebraniu materiałów i po posiedzeniu redakcji, w której se-gregowano i kwalifi kowano teksty do druku, musiałam siąść i zrobić makie-tę dla off setu. Na dużym formacie na-klejałam zdjęcia, liternictwo i wszystkie teksty napisane na porządnej maszynie do pisania, która dawała ładną jakość czcionki. […] Posiedzenie redakcji było w czwartek […], a makietę trzeba było oddać do druku w poniedziałek rano.
Taki był cykl. Na początku to wyglądało w ten sposób, że od czwartku wieczór do poniedziałku rano robiłam tę makietę prawie non stop. A przez drugą połowę tygodnia spałam.
Miasteczko akademickie UMCS, po lewej stronie bu-dynek ACK „Chatka Żaka”, 1981. Fot. ze zbiorów Jacka Kmiecia, Archiwum TNN.
Tak powstawał tygodnik „Biuletyn
»Solidarności«”. […] Równolegle wy-dawany był „Biuletyn »Solidarności«
Rolników Indywidualnych” i oba te „Biu-letyny” ściśle ze sobą współpracowały.
Wiesław Ruchlicki: Jeżeli chodzi o Za-rząd Regionu „Solidarności”, tu było wszystko legalne. To były maszyny, które zostały przekazane na użytek Związku.
Pod koniec 1980 roku w Zarządzie Re-gionu stanęła fajna maszyna off setowa.
Na początku „Solidarność” miała swój sprzęt, natomiast „Solidarność”
Rolników Indywidualnych dostała na ul.
Królewskiej, w tej samej kamienicy [co Zarząd Regionu], parę pokoi na dole i tam zaczynali swoją działalność. Im trzeba było już pomóc, bo nie mieli ta-kich możliwości, jak związek pracow-niczy. Ich druki wewnętrzne, biuletyny itd. drukowaliśmy na małych maszynach
„Spotkaniowych”. Te dwa powielacze u rolników obsługiwali Paweł Nowacki i Krzysio Wasilewski. Jak na owe czasy był to sprzęt nieprofesjonalny, bardzo prymitywny, do wydawnictw niskona-kładowych.
To była taka sytuacja, że „Spotkania”
też potrzebowały lokalu, wiec powstał układ z rolnikami, że u nich staje sprzęt, dla nich będą drukowane biuletyny, a przy okazji „Spotkania” będą mogły tam drukować swoje rzeczy. To ułatwiało sprawy organizacyjne – było jedno miej-sce, nie trzeba było ciągle krążyć gdzieś po mieście. Tak było do stanu wojennego.
Paweł Nowacki: Inna historia to współ-praca z „Solidarnością” Rolników In-dywidualnych. To był epizod trwający półtora roku, tyle co „karnawał” „Soli-darności”, choć ja dołączyłem już póź-niej, bo w lecie 1981 roku i pracowałem do 13 grudnia. Była to szalenie inten-sywna praca. Było sporo do drukowa-nia i robiliśmy duże nakłady: dwa-trzy tysiące egzemplarzy „Spotkań” (wtedy już przycinanych na urządzeniach
intro-ligatorskich), a z drugiej strony druki dla rolników. Robiliśmy je dlatego, że znacz-nie wcześznacz-niej znaliśmy się i współpraco-waliśmy z Januszem Rożkiem.
Krzysztof Michałkiewicz: W 1981 roku pracowałem w Zarządzie Regio-nu Środkowo-Wschodniego NSZZ „So-lidarność” i byłem oddelegowany do pracy przy tworzeniu „Solidarności”
Rolników Indywidualnych. Redagowa-łem „Biuletyn Informacyjny »Solidarno-ści« Rolników Indywidualnych”. Część pomieszczeń organizacji mieściła się na parterze przy ul. Królewskiej, po pra-wej stronie od pra-wejścia. Tam mieściła się Wszechnica Związkowa, a także „So-lidarność” Rolników Indywidualnych.
My mieliśmy swój pokoik redakcyjny na samej górze, natomiast na dole zaczęto w pewnym momencie szukać pomiesz-czenia dla redakcji „Miesięcy”.
Andrzej Pleszczyński: Kiedy były wy-bory Komisji Zakładowej w Akademii Rolniczej (na uczelni to się nazywało:
Komisja Uczelniana), wszedłem do niej.
Razem z Basią Wójtowicz tworzyłem komórkę do spraw informacji, zaczę-liśmy wydawać „Biuletyn Informacyj-ny »Solidarności« Akademii Rolniczej”.
Ukazywał się do stanu wojennego. Póź-niej, w ramach reorganizacji Komisji, zastałem sekretarzem i członkiem jej prezydium.
Zygmunt Kozicki: Wtedy zakonspi-rowane były tylko drukarnie, ale część przeniosła się do Zarządu Regionu, więc już też nie było [pełnej] konspiracji.
W konspiracji trzymałem swoje skrzyn-ki – piwnice, w których przetrzymy-wałem materiały. Szukałem w dużych blokach takich, do których wchodziło się przez jedną klatkę, a wychodziło się w innej, [przechodząc] piwnicami.
Krzysztof Michałkiewicz: Nasz „Biule-tyn Informacyjny »Solidarności«
Rolni-ków Indywidualnych” robiony był razem z ekipą „Spotkań”. Oprócz normalnego biuletynu wydawaliśmy także okazjonal-ne druki, w sytuacji gdy działo się coś szczególnego, na przykład śmierć
kar-dynała Wyszyńskiego. W ciągu jedne-go popołudnia byliśmy w stanie zrobić jednodniówkę i później prosto z ręki, na ulicy, ją rozdawać.
Samodzielny wykwit myśli. „Miesiące”
Michał Zieliński: Lublin miał od 1945 roku dwa uniwersytety, bardzo blisko siebie położone, ale te uniwersytety funkcjonowały koło siebie. Przenikanie było bardzo małe. I właściwie kontakty międzyludzkie ograniczały się do kon-taktów towarzyskich, które powstawa-ły na zupełnie innych podstawach niż funkcjonowanie uniwersytetu. A więc spotykali się ludzie, którzy na przykład współdziałali w duszpasterstwie aka-demickim, spotykali się turyści, którzy chodzili na rajdy, sportowcy na jakichś meczach, ludzie, którzy się znali, bo byli z Lublina czy chodzili do tych samych szkół. Oczywiście, ludzie o zacięciu roz-rywkowym spotykali się na wszystkich prywatkach i imieninach. Natomiast, generalnie rzecz biorąc, obydwa uni-wersytety funkcjonowały koło siebie, tym bardziej że – zapewne z różnych powodów – władze uniwersyteckie obu uczelni właściwie nie parły do jakiejś integracji.
Właściwie takim pierwszym momen-tem, w którym liczne grono młodych, zwłaszcza młodych pracowników dy-daktyczno-naukowych obydwu tych uczelni się spotkało, to był właśnie okres narodzin „Solidarności”. Znaczna część tych ludzi trafi ła na ul. Królewską, gdzie bardzo szybko powstało – na początku nieformalne, potem jakoś tam zapewne uchwałą Komisji Regionalnej sformali-zowane – ciało, które się zwało Zespo-łem Ekspertów Zarządu Regionu. I w tej liczącej, powiedzmy, trzydzieści osób grupie z wolna zaczynał się kształtować pomysł, że Lublin powinien wykorzy-stać szansę i zacząć wydawać nie tylko
biuletyn związkowy, taki, który ukazy-wał się mniej więcej codziennie, ale wy-dawać poważne pismo, które miałoby charakter zdecydowanie ponadregio-nalny, ogólnokrajowy. Szansa na reali-zację tego projektu wiązała się z tym, że porozumienia sierpniowe stworzyły możliwość wydawania publikacji związ-kowych, w tym czasopism, poza cenzu-rą. Ten pomysł oczywiście napotykał na duże trudności techniczne, bo żyliśmy w czasach powszechnego niedoboru wszystkiego, w tym przede wszystkim papieru, mocy drukarskich i tak dalej.
Ale też sytuacja, w której 80-90% społe-czeństwa, przeważająca jego część, po-pierała „Solidarność”, czy wręcz należała do „Solidarności”, stwarzała także pew-ne szanse, bo dawała możliwość przeka-zywania informacji, że gdzieś w papierni jest jakiś papier, że tu można kupić jakieś nadwyżki. Jeżeli chodzi o możliwości drukarskie, to pewne wynikały z tego, że istniał zakład poligrafi czny na Kato-lickim Uniwersytecie Lubelskim, a także na UMCS. Ja nie pamiętam szczegółów, jak to się wykluwało, ale na pewno du-szą całego przedsięwzięcia był Adam Stanowski.
Wojciech Chudy: [Adam Stanowski]
pierwszy zauważył w 1981 roku po-trzebę powołania w Zarządzie Regionu, a właściwie w „Solidarności”, poważne-go periodyku, który byłby namysłem nad ideą „Solidarności” i szerzej nad sytuacją Polski, która wtedy gwałtow-nie się zmieniała; [dostrzegł] potrzebę stworzenia miesięcznika „Solidarności”, który wyrastałby ponad polityczną
do-Na sąsiedniej stronie: „Biu-letyn Informacyjny NSZZ RI »Solidarność« Region Środkowo-Wschodni” nr 9, czerwiec 1981. Pismo z Ar-chiwum TNN.
96
nr 36 (2009)CZĘŚĆ II. WRZESIEŃ 1980 – 12 GRUDNIA 1981
raźność. Stanowski chodził od człowie-ka do człowieczłowie-ka, rozmawiał i pytał, czy chcą uczestniczyć w tym miesięczniku.
Tak skrzyknął grono redakcyjne i szerszy krąg, który można nazwać „Radą Mie-sięcy” albo „kolegium” tego periodyku.
Andrzej Niewczas: Powstała inicjatywa utworzenia pisma większego niż „Biule-tyn Informacyjny”, który już wtedy wy-chodził, a redagowali go Bronek Kowalski wraz z Danusią Winiarską (obecnie Ku-roń). Ja z moim kolegą Jackiem Giszcza-kiem, który między innymi był autorem wielu tekstów piosenek Bajmu, zaczęli-śmy przemyśliwać, żeby zacząć wyda-wać taki miesięcznik trochę polityczny, ale bardziej kulturalny.
Zorganizowali-śmy więc zebranie i na spotkanie przyszli wówczas późniejsi redaktorzy i główni założyciele „Miesięcy”: Adam Stanow-ski, Zdzisław SzpakowStanow-ski, Władysław Panas. Później dołączył Michał Zieliń-ski. Zebraliśmy się w budynku Między-zakładowego Komitetu Założycielskiego
„Solidarności”, jeszcze na Okopowej, bo potem siedziba została przeniesiona na Królewską. Na spotkaniach dyskutowa-liśmy zawzięcie o profi lu pisma, kogo będziemy zapraszać, jakich widzimy re-daktorów, a jakich piszących.
Spieraliśmy się trochę o główny ko-mitet redakcyjny. Było wśród nas dwóch znaczących ludzi – Zdzisław Szpakow-ski i Adam StanowSzpakow-ski. Ostatecznie sta-nęło na tym, że Adam Stanowski został redaktorem naczelnym. Ja początko-wo miałem być sekretarzem redakcji, ale został nim jednak Wojciech Chudy, ja byłem zastępcą sekretarza redakcji, a Michał Zieliński został zastępcą [re-daktora] naczelnego.
Większość współpracujących z nami ludzi związana była z KUL-em, ale nie tylko. Jako wydawcę technicznego ściąg-nęliśmy naszego kolegę Janusza Szula-kowskiego, który pracował wówczas w wydawnictwie na KUL-u, związany był z Norbertem Wojciechowskim. On był też redaktorem technicznym. My-śmy robili adiustację, korekty i tym po-dobne rzeczy, a on to wszystko od nas zabierał i redagował. Mówił: „Panowie, wy się umówcie, że to wy jesteście redak-torzy, ja jestem techniczny. Powinienem wziąć ten materiał, zanieść, skadrować i tyle. A wy mi dajecie materiał, gdzie ja muszę błędy ortografi czne poprawiać”.
On jeden miał pojęcie o redagowaniu, bo pracował w redakcji.
Reszta osób po prostu współpraco-wała, pisała artykuły. Władysław Panas i Hania Filipkowska to byli nasi humani-ści, oni przyczyniali się do odejścia pis-ma od linii organizacyjno-związkowej, a wprowadzali na to miejsce powiew humanizmu.
Okładka „Miesięcy” nr 1, 1980. Pismo ze zbiorów TNN.
Większość ludzi pracowała w swo-ich macierzystych zakładach pracy (na przykład na uczelniach). Byli to: Adam Stanowski, Wojciech Chudy, Władysław Panas, Hanna Filipkowska. Ale kilka osób pracowało już na etatach przy re-dakcji „Miesięcy”. Między innymi Janusz Szulakowski i ja oraz nasza sekretarka Marzena Salach.
Michał Zieliński: Redakcja „Miesię-cy” właściwie po połowie wywodziła się z UMCS i KUL, może z lekką prze-wagą środowiska KUL. […] nawet jeże-li nie pracownicy, byjeże-li to ludzie, którzy dosyć niedawno uczelnię opuścili jako studenci i byli z tą uczelnią związani.
Andrzej Kaczyński nie był pracowni-kiem naukowym, był absolwentem KUL związanym z uniwersytetem przez swoją żonę, Bogusię Kaczyńską, która była fi -lozofem. Z kolei Andrzej też chyba nie był pracownikiem, a zdaje się doktoran-tem w KUL. Co się [teraz] dzieje z tymi ludźmi?
Wojciech Chudy: Zajmowaliśmy dwa pokoje na ul. Królewskiej, tam gdzie mieścił się Zarząd Regionu.
Krzysztof Michałkiewicz: Podejrze-wam, że jak każdy projekt w tym okre-sie, „Miesiące” powstawały podczas dyskusji i zawsze trudno jest wskazać jednego ojca. Natomiast wydaje mi się, że kluczowa rola przypadła tutaj panu doktorowi Adamowi Stanowskiemu, który zresztą był członkiem Zarządu Re-gionu Środkowo-Wschodniego NSZZ
„Solidarność”. W ramach Zarządu był on odpowiedzialny za sprawy typu Wszechnica Związkowa czy w ogóle działalność wydawnicza.
Norbert Wojciechowski: To pismo to był ewenement na skalę krajową, tyl-ko Region Środtyl-kowo-Wschodni „Soli-darności” wydawał takie czasopismo.
Miało ambicje nie tylko
publicystycz-ne, ale i naukowe. Zamieszczaliśmy tam artykuły ludzi, którzy dziś prawie wszyscy mają cenzus profesorski: Woj-ciech Chudy, profesor KUL, Radosław Drwal, psycholog z UMCS, Hanna Fi-lipkowska, polonistka, profesorka KUL, Andrzej Kaczyński, [były] dziennikarz
„Rzeczpospolitej”, Krzysztof Michałkie-wicz, obecny poseł, Andrzej Niewczas po polonistyce na KUL, poeta Krzysz-tof Paczuski, profesor Władysław Pa-nas, polonista, Jan Pomorski, historyk, profesor UMCS, Adam Stanowski, Zdzisław Szpakowski redaktor „Wię-zi”, Janusz Szulakowski pracownik To-warzystwa Naukowego KUL, Elżbieta Wolicka, profesor historii sztuki KUL, Michał Zieliński, dziennikarz. To cały zespół redakcyjny; większość osób nie-stety już nie żyje.
Krzysztof Michałkiewicz: Jeśli cho-dzi o sprawy wsi, [Adam Stanowski]
zwrócił się między innymi do Janusza Winiarskiego z Radia Lublin, osoby, któ-ra bardzo mocno była zaangażowana w tworzenie „Solidarności”, a później
„Solidarności” Rolników Indywidual-nych, po to, żeby ktoś związany z „So-lidarnością” Rolników Indywidualnych był w redakcji i reprezentował tę tematy-kę. Janusz Winiarski wskazał mnie i na-mówił, żebym z ramienia redakcji rolnej dołączył do „Miesięcy”. Stąd moja tam obecność.
Okładka pierwszego nu-meru „Miesięcy” przedsta-wiała miasta oznaczone nazwami miesięcy, w któ-rych miały miejsca wystą-pienia przeciwko władzy komunistycznej. Fragm.
ilustracji z poprzedniej strony.
98
nr 36 (2009)CZĘŚĆ II. WRZESIEŃ 1980 – 12 GRUDNIA 1981
Janusz Drob: Adam Stanowski wciąg-nął mnie do redakcji takiego czasopisma
„Miesiące” – miałem być odpowiedzial-ny za dział historyczodpowiedzial-ny.
Wojciech Chudy: W większości w re-dakcji byli zbuntowani marksiści – zbuntowani wobec monopartii, wobec jej rządów, korupcji, deformacji, de-prawacji. Już w pierwszym numerze
„Miesięcy” [było] widać to lewicowe nachylenie (na przykład w takich wy-rażeniach jak „klasa robotnicza” – jest to marksizujący język). Drugą stroną grupy redakcyjnej były osoby o świato-poglądzie chrześcijańskim, przeważnie z KUL-u.
Andrzej Niewczas: Jeden z głównych punktów dyskusyjnych dotyczył tytułu pisma. Padały różne pomysły, między innymi „Odnowa”, bo to było takie mod-ne i dość popularmod-ne słowo, pisamod-ne razem lub oddzielnie. Już teraz sobie nie przy-pomnę, czyj to był pomysł, może Wojtka Chudego, może Adama Stanowskiego, żeby tytuł pisma połączyć z tymi polski-mi polski-miesiącapolski-mi, ważnypolski-mi dla „Solidarno-ści” – Czerwiec, Sierpień, Grudzień. No i tak powstała nazwa „Miesiące”.
Michał Zieliński: Był wtedy bardzo po-pularny dowcip, że rok polski staje się coraz krótszy, bo najpierw Gomułka mó-wił, po czerwcu poznańskim, że czer-wiec się już nigdy nie powtórzy, potem,
Michał Zieliński: Był wtedy bardzo po-pularny dowcip, że rok polski staje się coraz krótszy, bo najpierw Gomułka mó-wił, po czerwcu poznańskim, że czer-wiec się już nigdy nie powtórzy, potem,