• Nie Znaleziono Wyników

Studenci czytający gaze-ty, fragm. fot. Bogusława Okupnego. Dokumenta-cja straju studenckiego na UMCS, grudzień 1981, Ar-chiwum TNN.

125

nr 36 (2009)

Studenci przejmują inicjatywę

i  ramkę, do której przyczepił matrycę białkową. Nie pamiętam, jaka była za-wartość tego numeru, pewnie jakiś apel i informacje z obozu internowanych. Po-wieliliśmy go w nakładzie 1000 egzem-plarzy. Jakość była kiepska, nie wszystko dało się czytać, ale coś powstało.

Pierwszy numer wyszedł jeszcze przed Nowym Rokiem albo tuż po nim.

Później chyba Emil Warda i Wiesiek Ru-chlicki wykombinowali powielacz, któ-ry znalazł się u Tomka Grudnia. Jestem prawie pewien, że był to NZS-owski po-wielacz, ukryty po strajku. Mając ten powielacz, zapas matryc białkowych i  niewielki zapas papieru, mogliśmy coś robić.

Wiktor Tomasz Grudzień: Po rozbi-ciu strajków w LZNS-ie, spotkałem się z Arkiem Kutkowskim i Darkiem Dyb-ciakiem. Powiedzieli, że nie mają się gdzie ulokować z  Cyklosem. A  prze-cież słabo mnie znali. Wiedzieli tylko, że byłem na strajku. […] Zapytałem ro-dziców, co oni na to. Powiedzieli, że nie ma problemu. Zaczęliśmy zatem dru-kować „Informator »Solidarność« Re-gion Środkowo-Wschodni” w Lublinie, u mnie w domu, na Północnej 131. Tato, jako stary konspirator, powiedział, że konspirację trzeba uskuteczniać profe-sjonalnie. Wykopaliśmy zatem skrytkę pod podłogą w suterenie.

Skrytka był to dół przykryty trzema zbitymi deskami, na których stała ka-napa. Była to dosyć prymitywna kon-strukcja, ale spełniała swoją funkcję.

Gdy zostałem aresztowany, przeszuka-no dom i nikomu nie przyszło do głowy, żeby tam zajrzeć. Do skrytki były wsta-wione maszyna z wydrukami, matryce, wszystko, co było nielegalne.

Wiesław Ruchlicki: Organizacji, jako takiej, nie było, wszyscy zajmowali się wszystkim. Chodzili po znajomych, dowiadywali się, co się dzieje. Mieli-śmy kontakt z  jakimiś ludźmi, którzy

z kolei mieli kontakt z internowanymi.

Pierwsze informacje – z  tego co pa-miętam – to były informacje z  obozu dla internowanych. Jak im tam jest, ja-kie są  warunki. Podejrzewam, że było w tym dużo przesady, ale takie były cza-sy. Później udało mi się zorganizować kontakt z zakładami lubelskimi – z FSC i ze Świdnikiem [WSK], także z koleja-rzami. Odbywało się to na tej zasadzie, że oni dawali nam papier i informacje, a w zamian dostawali pakiety bibuły. Ja prowadziłem kolportaż dla zakładów przemysłowych i dla kolejarzy, a także dla środowiska uczelnianego.

Wiktor Tomasz Grudzień: To właś-ciwie ten pierwszy okres był taki he-roiczny: od 4 stycznia 1982 do połowy marca2, a więc te dziesięć numerów „In-formatora” u mnie w domu. Drukowali-śmy [po] 1500 egzemplarzy. Następnie czterech panów wynosiło ten wydruk, wrzucaliśmy maszynę pod podłogę i zo-stawialiśmy do następnego tygodnia.

W międzyczasie zrobiliśmy jeszcze dwa lub trzy numery „Biuletynu Informacyj-nego NZS”. Te wydruki niestety prze-padły, jak i całe archiwum „Informatora”.

[Wszystko] zostało zalane wodą, gdy bu-rza zdarła dach z  komórki na terenie posesji moich rodziców. „Informator”

w Zakładzie Historii Najnowszej UMCS.

Praca dostępna na stro-nie: http://tnn.pl/tekst.

php?idt=554).

2 Wydawcy „Informa-tora” zostali zatrzymani w połowie lutego.

Na sąsiedniej stronie: „In-formator »Solidarność« Re-gion Środkowo-Wschodni”

nr 6, 28 stycznia 1982. Tzw.

„pierwszy” „Informator”

zaczął się ukazywać dzięki spontanicznej reakcji kilku studentów. Po ich wpadce udało się utrzymać cią-głość wydawania pisma, które przetrwało aż do 1989 roku. Pismo ze zbio-rów WBP im. Hieronima Łopacińskiego.

Powielacz Gestetner 360, fot. Marcin Fedorowicz, 2007. Fot. z Archiwum TNN.

był chyba jednym z dłużej wydawanych pism w Polsce, wyszło około 180 nume-rów. Ja jednak nie wytrwałem w  jego zespole do końca.

[…] ja nie byłem w ogóle dopuszczany do maszyny, żebym czegoś nie zepsuł, bo to była chyba jedyna taka maszyna wte-dy w Lublinie. Zatem Wiesio Ruchlicki z Emilem Wardą zajmowali się techniką.

Arkadiusz Kutkowski3: Udało nam się zrobić dziesięć numerów. Nikt nie pro-testował, nikt nie pytał, skąd się wzięli-śmy. Wszyscy sądzili pewnie, że jest to tajna struktura Zarządu Regionu, która wydaje „Informator”. Nikomu nie przy-szło do głowy, że to czterech studentów i pewnie bezpieka też była nieźle zdez-orientowana. Pod koniec wpadliśmy na pomysł, żeby wydawać biuletyn NZS-u.

Stroną redakcyjną zajął się Krzysiek Ha-riasz, oprócz informacji było tam coś w rodzaju małej publicystyki.

Pamiętam, że pod koniec stycznia 1982 roku zaczęło być gorąco. Miesz-kałem z  Andrzejem Mathiaszem na ul. Górnej4. Pewnego dnia wpadła tam bezpieka i zabrali go. Umówiliśmy się, że jeżeli coś takiego się stanie, to jego dziewczyna zdejmie kwiatek z okna, jak w Klossie5. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, czułem się bezpiecznie, ale tego dnia, kiedy szedłem, zobaczyłem, że nie ma kwiatka, nie poszedłem tam i okazuje się, że dobrze, bo akurat na-stąpiła wpadka.

Postanowiliśmy wtedy przenieść się na stancję na Węglin.

Wiktor Tomasz Grudzień: W  lutym 1982 roku Kutkowski, Warda, [Ruchli-cki] i  Hariasz zostali aresztowani. […]

Złapano ich przypadkowo na stancji jednego z  nich, gdzie się we czterech przypadkiem spotkali. A  „przypad-kowo” dlatego, że syn gospodarza był złodziejem. […] No i akurat przyszedł dzielnicowy, zobaczył czterech kosma-tych facetów, w  okularach, brodakosma-tych,

zupełnie odróżniających się od tej sza-rzyzny ulicy. Zainteresował się, co to za ludzie.

Arkadiusz Kutkowski6: Na drugi dzień po wydrukowaniu biuletynu – a był to fajny biuletyn, bo miał cztery dobrze wydrukowane strony – udało się go w większości rozkolportować. Główna robota była wykonana, następna dopiero za tydzień, więc mieliśmy trochę czasu, zrobiliśmy sobie małe przyjęcie i skoń-czyło się, jak się skońi skoń-czyło.

Wylądowaliśmy w ośrodku dla inter-nowanych. Idąc za radą życzliwego pana pułkownika z  prokuratury wojskowej, byliśmy wcześniej umówieni, że odmó-wimy składania wyjaśnień, zresztą były samouczki, jak postępować z bezpieką, [ja] byłem studentem prawa, więc to wie-działem. Nie było potrzeby się z  nimi kłócić. Postępowanie w  trybie doraź-nym zostało umorzone, nie pamiętam już, z jakiego powodu. Myślę, że zasad-niczym powodem było to, że nie mieli na nas poważniejszych „kwitów”. Za-rzut, niestety, dostał Krzysiek Hariasz, a to dlatego, że maszyna, na której były wykonywane matryce, należała do nie-go. Zbadali kształt czcionki w maszynie i porównali z drukiem. Krzysiek dostał rok do odsiadki7. Na początku zabrali nas do Włodawy, a potem zostaliśmy prze-wiezieni do Lublina na ul. Południową, i stamtąd Krzyśka zabrali na proces kar-ny. Natomiast my we trzech, z Emilem Wardą i Wieśkiem Ruchlickim, byliśmy internowani i trwało to chyba do połowy listopada. Odsiadkę kończyliśmy w Kwi-dzynie. Wtedy generał Jaruzelski wy-puszczał studentów, więc i nas wypuścił.

Wiktor Tomasz Grudzień: I tak pierw-szy „Informator” został zlikwidowany za jednym zamachem. Zostałem sam z tym Cyklosem, z zapasem matryc i papieru.

Wojciech Guz8: Na początku 1982 roku, kiedy byłem studentem

piąte-3 Relacja Arkadiusza Kutkowskiego złożo-na w 2003 roku (Ewa Kuszyk-Peciak, Nieza-leżny ruch wydawni-czy…).

4 Według cytowa-nej wcześniej relacji Andrzeja Mathiasza stancja była przy ul.

Wróblewskiego.

5 Chodzi o Hansa Klos-sa, bohatera fi lmu Staw-ka większa niż życie.

6 Relacja Arkadiusza Kutkowskiego złożo-na w 2003 roku (Ewa Kuszyk-Peciak, Nieza-leżny ruch wydawni-czy…).

7 Krzysztof Hariasz został oskarżony o sporządzanie i gro-madzenie druków zawierających fałszywe wiadomości mogące wywołać niepokój społeczny. 12 maja 1982 roku Wojskowy Sąd Garnizonowy w Lub-linie skazał go na rok i trzy miesiące pozba-wienia wolności.

8 Relacja Wojciecha Guza złożona w 2002 roku (Ewa Kuszyk-Peciak, Niezależny ruch wydawniczy…).

Na sąsiedniej stronie: „Biu-letyn Informacyjny NZS”

nr 3, marzec 1982, wyda-nie wojenne. Biuletyn uka-zywał się od stycznia do li-stopada 1982 roku; łącznie siedem numerów. Część z nich miała dodatek saty-ryczny. Pismo ze zbiorów WBP im. Hieronima Łopa-cińskiego.

127

nr 36 (2009)

go roku i  pisałem pracę magisterską, uczestniczyłem w  próbie reaktywo-wania międzyuczelnianych struktur NZS-u. Nazywało się to chyba Mię-dzyuczelniany Komitet Oporu NZS Uczelni Lubelskich, w którym byli mię-dzy innymi: Agnieszka Lekka z KUL-u, Piotrek Walczyk z Politechniki Lubel-skiej, Danka Świercz z Akademii Me-dycznej. Uznaliśmy, że istnieje potrzeba pokazania się na zewnątrz, próbowali-śmy organizować jakieś manifestacje, tzw. miesięcznice wprowadzenia sta-nu wojennego – potrzebne były ulotki, [ale] kontakty były pozrywane i wyszło na to, że trzeba samemu nauczyć się drukować. Tak się to dla mnie zaczę-ło. Wydawaliśmy wówczas pisemko –

„Biuletyn Informacyjny NZS” uczelni lubelskich. Było to na przełomie zimy i  wiosny 1982 roku, pierwszy numer ukazał się, kiedy wznowiono zajęcia na uczelniach9. Zaczęliśmy najprostszą techniką, to znaczy matrycami białko-wymi i własnoręcznie wykonaną ram-ką. Potem pojawił się ręczny powielacz białkowy, który ktoś rozkręcił do ostat-niej śrubki, żeby go ukryć i przechować, i który trzeba było złożyć samemu.

W  połowie 1982 roku pojawił się, choć nie wiem dokładnie skąd – chyba wyniesiony z  którejś z  uczelni – elek-tryczny powielacz białkowy Gestetner, który służył bardzo długo, potem rów-nież „Informatorowi”, „Spotkaniom”

(było to jedno z  pierwszych naszych zleceń „na zewnątrz”). Tak zostałem drukarzem.

„Biuletynu Informacyjnego NZS” wy-daliśmy sześć, może siedem numerów, drukowaliśmy [też] ulotki okolicznoś-ciowe na miesięcznice stanu wojen-nego. Okazało się, że jesteśmy jednym z nielicznych środowisk, które ma moż-liwości druku i  zaczęły do nas napły-wać zlecone prace. W pierwszej połowie 1982 roku środowisko wywodzące się z ROPCiO (ukrywający się wtedy Adam Cichocki) zleciło nam druk broszurki o idei walki bez użycia przemocy (non violence). Było to duże zlecenie, jak na nasze możliwości, kilkanaście stron.

Papier był ze starych zapasów – wy-niesiony z NZS-u czy z tego, co ludzie mieli w domach, żadnych zewnętrznych źródeł papieru wtedy jeszcze nie było.

Właściwie do końca mniej lub bardziej aktywnie uczestniczyli w tym ludzie ze środowiska NZS-u.

Wiktor Tomasz Grudzień: Wiesiek Ha-ley i Darek Dybiak robili „Biuletyn NZS UMCS”. Wyszło jakieś dziewięć nume-rów, które wydrukowała ta para. Oni to przygotowywali, redagowali, pisali matryce i tym podobne, a Jan Magier-ski drukował. Do tej pory śmiejemy się z Wieśkiem, kiedy przypominamy sobie, jak on pisał te matryce, bo w ogóle nie uwzględniał marginesu. I Jan Magierski wielce się złościł, bo nie mógł tego wy-drukować w jakiś mający sens sposób.

Ale takimi fachowcami byliśmy po pro-stu w tamtych czasach. To były począt-ki. Potem zaczęła się [wręcz] produkcja książek…

9 Zajęcia na kolejnych lubelskich uczelniach były wznawiane od 18 stycznia do 4 lutego (najpóźniej na UMCS).

129

nr 36 (2009)

Jan Magierski1: Wybraliśmy sobie książ-kę, którą chcieliśmy koniecznie wydać, wszystko jedno jak: to była wstrząsają-ca relacja górnika z  kopalni „Wujek”2, prostego człowieka, który umiał skon-kludować to wszystko. Robiłem to z An-drzejem Pleszczyńskim i  Krzysztofem Grudniem. Gdyby nie to, że wpadła re-dakcja „Informatora”, może nasze losy potoczyłyby się inaczej. Okazało się, że trzeba koniecznie działać, by ten „Infor-mator” mógł się dalej ukazywać, trzeba zrobić pierwszy krok, żeby ochronić lu-dzi, dać następny numer. Zrobiliśmy to w terminie i byliśmy szczęśliwi, że dali-śmy im osłonę.

Andrzej Pleszczyński: […] już od po-czątku stanu wojennego coś chciałem robić dla idei „Solidarności”. Moim bli-skim kolegą był wtedy Krzysiek Gru-dzień, który też wchodził w  skład redakcji „Biuletynu Informacyjnego NSZZ »Solidarność« Akademii Rolni-czej w Lublinie”, no i przede wszystkim Jan Magierski, który w Akademii Rolni-czej był wiceprzewodniczącym Komisji Uczelnianej „Solidarności” i był dla mnie wielkim autorytetem. […]

Zaczęliśmy przemyśliwać, żeby pod-jąć jakąś podziemną działalność wy-dawniczą. Jakoś wydawało nam się, po pierwsze, że to jest ważne, a po drugie – to jest coś, co może będziemy potra-fi li robić. […]

Myśleliśmy najpierw o wydawnictwie książkowym, potem […] przez Jana Ma-gierskiego dotarła do nas wiadomość, że władze regionalne „Solidarności”

podziemnej chciałyby utworzyć jakiś zespół do wydawania „Biuletynu Infor-macyjnego” [Tymczasowego] Zarządu

Regionu, i  zgodziliśmy się, że my bę-dziemy to robić. I właśnie w trakcie tych przygotowań nastąpiła wpadka tamtych czterech, no i postanowiliśmy zrobić ko-lejny numer „Informatora” w tydzień po poprzednim, chyba w  osiem dni, czyli jakby z  jednodniowym poślizgiem, bo

„Informator” miał się początkowo