• Nie Znaleziono Wyników

Piotr Jegliński6: Dostałem stypendium Instytutu Katolickiego w  Paryżu i  sta-rałem się o paszport, ale za pierwszym razem dostałem decyzję odmowną.

Otrzymałem go dopiero następnego roku [czyli w 1974], po licznych piere-pałkach.

Wyjechałem w  1974 roku, ale za-mierzałem wrócić do Polski. Nigdy nie myślałem, że to już będzie pożegnanie z Polską Ludową. Myśleliśmy, że skon-taktujemy się z  emigracją, żeby otwo-rzyć jakiś taki kanał przerzutu książek.

Znałem język francuski i  miałem da-leką rodzinę na Zachodzie – mój ku-zyn pracował w  Radiu Wolna Europa.

Natychmiast po przyjeździe do Paryża nawiązałem z nim kontakt. Wywiozłem z Polski około czterystu klatek [mikro-fi lmu], między innymi dotyczących pro-cesu studenta KUL, Tadeusza Madały7. […] Te wszystkie materiały opracowy-wałem i zostały one wykorzystane

w au-dycjach RWE. To było dosyć naiwne, bo przewiozłem te mikrofi lmy włożone gdzieś do jedzenia.

Moim głównym celem było przesłanie kolegom powielacza.

Wit Wojtowicz: Pojechaliśmy [ze-spół teatru Sceny Plastycznej KUL]

do Londynu bodaj 3 lub 8 maja 1976 roku. Właśnie ten wyjazd, mój wy-jazd do Londynu, został wykorzystany do sprowadzenia do Polski powiela-cza. Janusz Krupski opowiedział mi o  Piotrze Jeglińskim. Ja go osobiście nie znałem. Mieliśmy się właśnie spot-kać w  Londynie. Rzeczywiście pod-czas jakiejś próby, w takim głębokim półmroku (jak to w  teatrze [Leszka]

Mądzika jest w zwyczaju), usłyszałem taki szept sceniczny zza kotary: „Czy to ty jesteś Wit?”. Wiedziałem, że to jest chyba Piotr, i  rzeczywiście zga-dzało się z opisu.

2 W rzeczywistości wymienione osoby – w drugiej połowie lat 70. związane ze środowiskiem sku-pionym wokół pisma

„Spotkania” – pojawiły się na studiach na KUL w latach 1969-1971.

Można mówić jednak o „dobrym roczniku”, bo Janusz Krupski, Jan Stepek, Piotr Jegliński, Maciej Sobieraj i Wit Wojtowicz urodzili się w 1951 roku.

3 Relacja Piotra Jeglińskiego złożona w 2005 roku (nagranie w zbiorach Małgorzaty Chomy-Jusińskiej).

4 Prawdopodobnie chodzi o bitwę w 1806 roku.

5 Relacja Piotra Jeglińskiego złożona w 2005 roku (nagranie w zbiorach Małgorzaty Chomy-Jusińskiej).

6 Relacja Piotra Jeglińskiego złożona w 2005 roku (nagranie Korytarz w południowym skrzydle budynku KUL, fot.

Jan Trembecki, 1981. Ze zbiorów „Kuriera Lubelskie-go”, Archiwum TNN.

Umówiliśmy się w  jakimś mieszka-niu, w jakimś domku na przedmieściu Londynu u  jego przyjaciół. Tam, za-chowując wszelkie środki ostrożności, w gumowych rękawiczkach uczyłem się rozbierać i składać powielacz, pierwszy powielacz, który w  ogóle w  życiu wi-działem z bliska.

Janusz Krupski: Powielacz był wielkości takiej średniej maszyny do pisania. Był nieduży, lekki; to był plastik i jakiś lekki metal, chyba aluminium. Było to rze-czywiście bardzo niewielkie urządzenie.

I  mało wydajne, ale dzięki matrycom, które też zostały przywiezione, można było około 100 egzemplarzy jakiegoś tekstu zrobić. Chodziło nie tylko o to, że się w ten sposób jakieś teksty zwie-lokrotniło, ale przełamywało się zakaz powielania czegokolwiek bez cenzury.

Piotr Jegliński8: Mam gdzieś w swoim archiwum list od Jana Nowaka Jezio-rańskiego, którego zawiadomiłem, że wysłałem do Polski powielacz. Ocze-kiwałem od niego jakiegoś moralnego wsparcia. […] Tymczasem on napisał do mnie, że nie można ludzi narażać, że wykorzystanie powielacza doprowadzi wręcz do przelewu krwi, że będą znowu aresztowania, jak w latach 40. i 50. I że trzeba tylko przemycać książki.

To samo stanowisko prezentował [Je-rzy] Giedroyc. Może jedynie mniej ostro krytykował ten pomysł. W  ogóle tego nie rozumiał. Nie było odzewu. Druko-wanie na powielaczu kojarzyło im się z konspiracją wojenną czy powojenną, działalnością Armii Krajowej albo Zrze-szenia Wolność i Niezawisłość.

W Polsce także używanie powielacza było początkowo postrzegane przez opozycję jako czyn nielegalny. Słowo powielacz wywoływało wręcz panikę, bo to się kojarzyło z czymś mrocznym, tak jakby zaproponować im pistolet.

Ale ja uważałem, że trzeba wysłać po-wielacze i robiłem to, jak tylko mogłem.

Janusz Krupski: Ponieważ myśleliśmy o tym, żeby na tym powielaczu wydawać jakąś prasę, chcieliśmy na ten temat roz-mawiać z  warszawskim środowiskiem opozycyjnym. Było to jeszcze przed czerwcem 1976 roku i w tym celu umó-wiliśmy spotkanie z Jackiem Kuroniem.

W tym spotkaniu wzięli udział Bogdan Borusewicz, Kuroń i ja. Powiedzieliśmy Kuroniowi, że mamy pomysł, nie mówi-liśmy, że mamy powielacz, [ale] że jest taki pomysł, aby ściągnąć, uruchomić powielacz, na którym można by było ja-kąś niezależną prasę wydawać. Kuroń – podobnie jak [Jerzy] Giedroyc i [Jan]

Nowak-Jeziorański – zdecydowanie ne-gatywnie do takiego pomysłu się odniósł.

Powiedział, że on ma taki pogląd na dzia-łanie opozycyjne, że należy zmuszać do przestrzegania prawa, do przestrzegania konstytucji, jakkolwiek ona jest niedosko-nała, bo [to] władze komunistyczne łamią prawo. Nie należy [natomiast] tworzyć faktów, które byłyby jawnym łamaniem obowiązującego prawa przez opozycję.

Wiedzieliśmy, że nie możemy liczyć na poparcie ze strony Kuronia. Postanowi-liśmy jednak ten powielacz uruchomić.

Wychodziliśmy z założenia, że nie będzie-my przestrzegali peerelowskiego prawa, które dla nas było bezprawiem. […]

w zbiorach Małgorzaty Chomy-Jusińskiej).

7 Tadeusz Madała oraz jego kolega, Zbigniew Boczkowski, zostali skazani w marcu 1968 roku za przepisywanie i rozpowszechnianie tekstów zawierających fałszywe informacje dotyczące stosunków polsko-radzieckich po 1939 roku, czym, jak stwierdził sąd, mieli wyrządzić istotną szkodę interesom PRL. Tekst, który roz-powszechniali to: Na koniec prawda o Katy-niu Józefa Czapskiego – fragment jego książki Na nieludzkiej ziemi, wydanej w 1962 roku przez Instytut Literacki w Paryżu. Zostali skaza-ni na dwa lata aresztu.

Madała odsiedział cały wyrok, Boczkowskiego zwolniono warunkowo (szerzej na ten temat pisał Maciej Sobie-raj, zob. Dwa lata za Studenci na dziedzińcu KUL, fot. Jan Trembecki, 1981. Fot. ze zbiorów „Ku-riera Lubelskiego”, Archi-wum TNN.

64

nr 36 (2009)

CZĘŚĆ I. 1976 – 1980

Pamiętam, że wtedy Borusewicz skontaktował mnie z  [Antonim] Ma-cierewiczem (członkiem KOR-u), który

powiedział, że powielacz, który posiada-my, mógłby służyć powielaniu „Komuni-katów”9. I rzeczywiście dogadaliśmy się.

Macierewicz nie miał takich poglądów, czy takich skrupułów, jak Kuroń, tylko przekazał nam materiały do powielenia.

Umawialiśmy się też w sprawie kontak-tów. Często przyjeżdżałem do Warsza-wy i  odbierałem te „Komunikaty”, one były następnie powielane w  Lublinie i również w całości z Lublina doręcza-ne do Warszawy.

Mirosław Chojecki10: Spotkanie z chłop-cami z Lublina, przede wszystkim z Ja-nuszem Krupskim, było przełomem w sposobie drukowania.

[…] Dziesięć lat wcześniej, [w  1968 roku], kiedy Bogusia Blajfer z Andrze-jem Sewerynem robili ulotki w sprawie agresji na Czechosłowację, odbijali je na wyżymaczce. Ale teraz znalezienie wyżymaczki nie było łatwe […] jeśli na-wet udało się w jakiejś piwnicy znaleźć

„Franię”, to była tak zdezelowana, wa-łek był tak wyrobiony, że odbijał tylko po bokach. Jakieś półtora/dwa miesiące próbowaliśmy bezskutecznie z  tą wy-żymaczką, aż pojawił się powielacz – Krupskiego i Jeglińskiego.

prawdę o Katyniu,

„Kombatant” nr 3, 2008, s. 21-22).

8 Relacja Piotra Jeglińskiego złożona w 2005 roku (nagranie w zbiorach Małgorzaty Chomy-Jusińskiej).

9 Pismo KOR. Pierwszy numer ukazał się 29 września 1976 roku.

„Komunikat” redago-wali: Anka Kowalska, Jacek Kuroń, Antoni Macierewicz, Jan Józef Lipski, Piotr Naimski

Otwiera się nowa era wolnego obiegu. Druk „Zapisu”

Janusz Krupski: […] kiedy otrzymałem, najprawdopodobniej w  grudniu 1976 roku, dość duży powielacz z Paryża, po-stanowiliśmy robić coś zadecydowanie większego. […]

Zorganizowany został zespół, w któ-rym był [Wojciech] Butkiewicz, student historii sztuki, Wit Wojtowicz [również z historii sztuki], Janek Stepek z historii, Hania Żórawska i Krzysztof Żórawski.

Mając większy powielacz, po pierwsze przekazałem ten mniejszy do Warszawy, po drugie umówiłem się znowu z Ant-kiem Macierewiczem, że można już ro-bić rzeczy zdecydowanie większe niż

tylko „Komunikaty” czy „Biuletyny In-formacyjne” KOR-u. Początkowo myśla-łem o tym, żeby powielić pierwszy tom Archipelagu Gułag [Aleksandra Sołże-nicyna], który w  1974 roku ukazał się w Bibliotece „Kultury” wydawanej przez Instytut Literacki w Paryżu. To był duży, kilkusetstronicowy tekst, ale w trakcie którejś z rozmów, było to chyba w lutym 1977 roku, Macierewicz powiedział mi, że jest inny pomysł, mianowicie poja-wia się pismo niezależne i  on postara się to pismo od redaktorów wydobyć i dostarczyć mi, żebym mógł je powie-lić. […] Pamiętam, że pismo to – „Za-Męski akademik KUL przy

ul. Sławińskiego (obecnie Niecała), gdzie grupka stu-dentów (między innymi Ja-nusz Krupski, Piotr Nowa-cki i Wit Wojtowicz) rozpo-częła drukowanie pierw-szego numeru „Zapisu”, fot.

Wioletta Wejman, 2006.

Archiwum TNN.

pis”11– dostałem pewnie na początku maja, więc przekonywanie redaktorów, autorów pisma, żeby ono zostało powie-lone w ten właśnie sposób, trwało jakiś czas, ponieważ wszyscy oni byli prze-konani raczej do maszynowego przepi-sywania tekstu.

[…] Pojawił się rzeczywiście prob-lem fi nansowy. Nie było pieniędzy na ten cel, trudno było bowiem chodzić po znajomych, prosić o pieniądze i mówić jeszcze w jakim celu, tak żeby nie zdra-dzić tajemnicy. Zdecydowałem wtedy, by książeczkę oszczędnościową – [któ-rą] założyli mi rodzice i która miała być początkiem wkładu w mieszkanie – zli-kwidować i zakupić potrzebną ilość pa-pieru. Bo w tym wypadku ilość papieru nie była mała, trzeba było zakupić około 100 ryz.

Paweł Nowacki: Najpierw poznałem Janusza Krupskiego, ale jeszcze bez ta-kich oczywistych odniesień dotyczących tego, że coś będziemy dalej robić razem.

Natomiast potem Wit Wojtowicz, który był moim kolegą studiującym nieco wy-żej na historii sztuki, zwrócił się do mnie i do mojego kolegi, z którym mieszka-liśmy w  pokoju, czy gotowi bylibyśmy być dyskretni. Potem się okazało, że ta dyskrecja ma dotyczyć… druku bibuły.

To był na początek druk „Komunika-tów” KOR-owskich. […]

Dokładnie pamiętam, że w 1977 roku w czerwcu zakończyliśmy druk pierw-szego numeru „Zapisu”. […] Pamiętam, że rozpoczynaliśmy go w  akademiku, a  następnie drukowaliśmy w  mieszka-niu, a  właściwie obok mieszkania Ja-sia Stepka i Ilony. […] Akademik to był oczywiście akademik KUL przy ul. Nie-całej, która w czasach PRL-u nazywała się Sławińskiego. Myśmy mieszkali na ostatnim piętrze. To chyba było trzecie lub czwarte piętro. Na pierwszym pię-trze mieszkał Wit Wojtowicz. I w tych pokojach, a właściwie u Wita, te prace się odbywały. Natomiast potem

wypro-wadziliśmy się i druk „Zapisu” był głów-nie przy ul. Sienkiewicza.

[…] Skończyliśmy i  złożyliśmy 340 egzemplarzy12 na ul. Skołuby w  piątkę chyba: był tam Wojtek Butkiewicz, mój serdeczny przyjaciel, który studiował romanistykę, Bogumił Pietrasiewicz – przypadkowa zbieżność nazwisk z Tom-kiem Pietrasiewiczem – który studiował polonistykę na KUL-u, jeszcze Tadeusz [Hofmański]; […] który był pierwszą ofi arą druku niezależnego. To był czło-wiek, który bardzo dużo się uczył i bar-dzo dużo palił papierosów – ale chyba nie pił alkoholu za bardzo – i  pamię-tam, że po prostu kilkadziesiąt godzin przebywania w niedużym pomieszcze-niu i  wdychania oparów denaturatu doprowadziło go do zatrucia

alkoho-i Wojciech Ziembiń-ski, przy współudziale Anieli Steinsbergowej i Ludwika Cohna.

Ostatni, 46 numer

„Komunikatu” ukazał się w listopadzie 1980 roku.

10 Słowo jak dynamit, oprac. Wiesława Gro-chola, „Karta”nr 49, 2006, s. 85-86.

11 Kwartalnik literacki publikujący poezję, prozę, eseje. Według pierwotnych założeń miała to być księga Okładka pierwszego nu-meru „Zapisu” (1977) autor-stwa Wita Wojtowicza, fot.

Wioletta Wejman, 2005. Ar-chiwum TNN.

66

nr 36 (2009)

CZĘŚĆ I. 1976 – 1980

lowego. Musieliśmy go taksówką z tego mieszkania wywieźć do akademika, i nie wiem, czy nie skończyło się wizytą na pogotowiu. Pamiętam, że bardzo kiep-sko z nim było. […] Był też [z nami] chy-ba Michał Zulauf, mój przyjaciel, który w tej chwili mieszka w Paryżu. To była czwórka czy piątka ludzi, którzy dokoń-czyli druk i złożyli pierwszy zeszyt, który liczył pewnie około stu stron.

Janusz Krupski: Byliśmy [z Jeglińskim]

w ciągłym kontakcie ze sobą, w bardzo rzadkim, sporadycznym kontakcie te-lefonicznym. […] Telefony w  naszym środowisku to był wielki rarytas i żeby o  czymkolwiek porozmawiać, nawet zdając sobie sprawę z  tego, że telefon może być na podsłuchu, musiałem jeź-dzić do domu Jeglińskiego do War-szawy, gdzie mieszkała jego mama.

Stosowaliśmy pewien kod w tych roz-mowach. […] W  szczegółach nie pa-miętam. Były pewne pseudonimy osób, nazywanie sprzętu na przykład „rower”, nadawanie innych nazw osobom czy rzeczom. W podawaniu daty też był za-warty jakiś kod […].

Natomiast [w  międzyczasie] przyję-liśmy inny system komunikowania się, system czasochłonny, ale myślę, że był to system bezpieczny, to znaczy nic mi nie jest wiadomo, żeby w tym czasie apa-rat bezpieczeństwa na to wpadł. To był system przekazywania informacji w ten

sposób, że listy, które wymienialiśmy między sobą, cała korespondencja była mikrofi lmowana. Mikrofi lmowane były też dokumenty, które przekazywaliśmy na Zachód.

[…] Mikrofi lmy wprowadzaliśmy do okładek, do grubych, twardych okła-dek książek, […] które później sklejało się tak, że nie zostawał żaden ślad. […]

Mistrzem w ich preparowaniu był […]

Wit Wojtowicz, który robił to napraw-dę dobrze.

*

Jegliński zaproponował [mi] spotka-nie w Dreźspotka-nie. Sam bał się wjeżdżać do kraju, mimo że miał paszport, ale miał znacznie przekroczony termin powrotu do Polski. Wiedział, że jeśliby do kraju wjechał, to po prostu zabraliby mu pasz-port i już więcej na Zachód nie mógłby wrócić. Z kolei ja nie mogłem liczyć na otrzymanie paszportu, żeby wyjechać na Zachód, natomiast dysponowałem pie-czątką w dowodzie osobistym i mogłem pojechać do NRD bez większego proble-mu. […] Dostałem adres spotkania, tym razem był to akademik dla studentów, międzynarodowy akademik w Dreźnie.

Zenon Mazurczak: Moja współpraca ze „Spotkaniami” wynikała z  tego, że mieszkałem wspólnie z Janem Stepkiem na stancji na Sławinku. Zdarzało się, że w  awaryjnych sytuacjach prosił mnie,

6 66

Wit Wojtowicz pokazuje, w jaki sposób preparowa-no książki, w których chcia-no przemycić mikrofi l-my, fot. Wioletta Wejman, 2006. Archiwum TNN.

zapisów cenzorskich, ale ostatecznie uka-zywały się tam teksty niepoddawane ingeren-cji cenzury. W numerze trzynastym z 1980 roku podano skład redakcji:

Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Jacek Bocheński, Kazi-mierz Brandys, Tomasz Burek, Anna Chmielew-ska, Andrzej Drawicz, Jerzy Ficowski, Ryszard Krynicki, Adam Mich-nik, Kazimierz Orłoś, Wiktor Woroszylski.

Od stycznia 1977 roku do kwietnia 1981 roku ukazało się osiemnaście numerów pisma.

12 Właściwą liczbę czterystu egzemplarzy podaje poniżej Wit Wojtowicz.

bym coś dla nich zrobił czy gdzieś poje-chał, na przykład do Niemiec. […]

Sposób na przewiezienie przesyłek był prosty. Jeździł pociąg z Warszawy do Pa-ryża i z PaPa-ryża do Warszawy. Na terenie NRD był ogólnodostępny. A  do NRD jechało się na podstawie dowodu osobi-stego. Przejęcie przesyłek następowało w okolicach Drezna–Weimaru–Lipska.

Jechało się w  nocy do NRD: trzeba było wsiąść do pociągu relacji Paryż–

–Warszawa, wziąć czekające tam na nas walizki i  potem na następnej sta-cji wysiąść. […] Wracaliśmy pociągiem z Lipska do Warszawy. Jako pociąg ja-dący z  NRD nie był tak drobiazgowo kontrolowany.

Walizki od Jeglińskiego przywoziły osoby nam nieznane. Był więc problem, by trafi ć na odpowiedni bagaż. Umawia-liśmy się więc, w  którym wagonie bę-dzie jechała ta osoba. Stosowaliśmy też znaki rozpoznawcze, na przykład mieli-śmy trzymać „Trybunę Ludu”. Zdarzyło się, że przyjechaliśmy w  dzień, cdziliśmy z  nią, potem spaliśmy w  ho-telu i  gdzieś zgubiliśmy tę „Trybunę”.

Mieliśmy szczęście, bo okazało się, że w  miejscowym kiosku jest jakiś stary egzemplarz gazety.

Janusz Krupski: Na następne spotka-nie, które umówiliśmy [z  Jeglińskim]

jeszcze chyba w  czerwcu 1977 roku, przyjechałem w  towarzystwie Wita Wojtowicza. Na tym spotkaniu poin-formowaliśmy Jeglińskiego, że proces powielania pierwszego numeru „Zapi-su” jest już zaawansowany. Pamiętam, spotkaliśmy się wtedy […] w Drezdeń-skiej Galerii i Jegliński zwrócił nam uwa-gę na to, że jeśli powielamy ten „Zapis”, to może warto byłoby pismo opatrzyć jakąś nazwą wydającej go ofi cyny. Wy-myśliliśmy wtedy nazwę Nieocenzuro-wana Ofi cyna Wydawnicza i taka nazwa została wpisana do pierwszych nume-rów „Zapisu”. Pierwszy numer „Zapisu”

pojawił się chyba na początku lipca 1977

roku. W każdym razie było to w czasie, kiedy część działaczy KOR-u siedziała w areszcie.

Wit Wojtowicz: „Zapis” nr 1 ukazał się w oszałamiającym nakładzie 360 sztuk plus 40. Niektóre strony były niezbyt czytelne, a to przy składaniu nieraz było problemem, zwłaszcza że składało się w pośpiechu i niekoniecznie w dobrym świetle. Na pewno ci, którzy składali, mieli szereg problemów. Pierwszy „Za-pis” uważaliśmy za nasz bardzo sztanda-rowy produkt. Pierwszy był wprawdzie Folwark zwierzęcy [George’a] Orwella, ale [„Zapis”] był szczególny, bo mieli-śmy świadomość, że otwiera się nowa era wolnego obiegu, że to jest coś wię-cej, [coś] wykraczającego poza „Komu-nikaty”, z konieczności lakoniczne, czy jakieś manifesty. „Zapis” chcieliśmy zro-bić dobrze. I myślę, że na tamte czasy on był dobry. Nie bardzo udała się mi okładka. Koledzy krytykowali, że mu-szę pracować nad liternictwem. Także śmiechu troszkę przy tym wszystkim było. Zaistniała też potrzeba nazwania tej naszej drukarni. Z Januszem Krup-skim zastanawialiśmy się, jak ją nazwać, i nazwaliśmy ją Nieocenzurowana Ofi -cyna Wydawnicza. Było to podkreślenie, że [wydajemy] rzeczy, które są poza cen-zurą, a nazwanie naszego przedsięwzię-cia „ofi cyną wydawniczą” wydawało się

Stopka redakcyjna „Zapi-su”, fot. Wioletta Wejman, 2005. Archiwum TNN.

68

nr 36 (2009)

CZĘŚĆ I. 1976 – 1980

nam szlachetne, duże, rozbudowane – [mieliśmy skojarzenie z] dawnymi wspaniałymi ofi cynami wydawniczymi w dawnej, wolnej Polsce. I taką stopkę ma właśnie „Zapis” nr 1 z podanym na-kładem: 360 plus 40 i określeniem miej-sca wydania… Polska. Dlaczego Polska?

Dlatego, że nie chcieliśmy wskazywać na Lublin.

Paweł Nowacki: Oczywiście mieliśmy świadomość, że to jest jednak historycz-ne wydarzenie. Ja akurat byłem w  stu procentach przekonany, że powielenie

„Zapisu” w 340 egzemplarzach w formie dużego zeszytu, w którym zamieszczo-ne są teksty, opowiadania, wspomnienia odrzucone przez cenzurę, i to takich po-staci, jak [Kazimierz] Orłoś, [Stanisław]

Barańczak, [Zbigniew] Herbert, że to po prostu jest historycznym wydarzeniem.

Nie mam tutaj żadnych wątpliwości. To znaczy, uczestnicząc w druku pierwsze-go numeru „Zapisu”, wiedziałem, że to jest przełamanie historii. Oczywiście wydawać to się może po dwudziestu czy po trzydziestu latach myśleniem mało

skromnym, ale naprawdę my wszyscy, robiąc „Zapis”, mieliśmy wrażenie, że to jest niezły numer. Drukowaliśmy jeszcze dwa numery „Zapisu”.

Janusz Krupski: Umówiliśmy się, że do powielanego w  Lublinie drugiego numeru „Zapisu” okładki, w formie fo-tografi cznej, przygotuje już Warszawa.

I przyjąłem też do wiadomości, zaakcep-towałem propozycję Mirka Chojeckiego, żeby zmienić nazwę ofi cyny wydawni-czej, którą przyjęliśmy w Lublinie przy sygnowaniu pierwszego numeru „Zapi-su”. Nie będzie mianowicie nazywała się

„Nieocenzurowana Ofi cyna Wydawni-cza” tylko „Niezależna Ofi cyna Wydaw-nicza”. Chojecki słusznie zwrócił uwagę na to, że nie cenzuruje się ofi cyny, tylko cenzuruje się konkretny druk. Była to słuszna uwaga, którą zaakceptowałem.

W  Warszawie została wymyślona też sygnatura Niezależnej Ofi cyny: [litera]

„N”, która już później towarzyszyła wy-dawnictwom niezależnym.

Przez pewien czas prowadziliśmy działalność wydawniczą wspólnie.