Powy¿ej ustali³em, ¿e wiat Hucu³ów ukazany w perspektywie mitu warunkuje ka¿dy element struktury tekstu, a wiêc i czasu. Nie bez powodu Vincenz zastosowa³ takie w³anie ujêcie. Pierwszym powodem, dla którego mit okaza³ siê najlepsz¹ form¹, jest silny zwi¹zek autora Prawdy starowieku z Huculszczyzn¹, która by³a dla niego kolebk¹ kulturow¹. Tam siê wychowa³ i stamt¹d wyszed³, aby staæ siê Europejczykiem. Mityczne odtworzenie kul-tury rodzimej by³o wiêc dla Vincenza drog¹ do rekonstrukcji i potwierdzenia w³asnej to¿samoci, zakorzenieniem siê w tradycji, ratunkiem przed proce-sem dezintegracji. Istotne sta³o siê równie¿ ukazanie kultury ludzi gór jako próby utrwalenia tego, co ulega zapomnieniu, co podlega z biegiem czasu deformacji przez nak³adanie siê na ow¹ pierwotn¹ w sensie historycznym
kulturê innych tradycji i zwyczajów. Dzie³o Vincenza bêdzie wiêc spe³nie-niem obowi¹zku, ci¹¿¹cym na ka¿dym cz³onku pewnej grupy, zwi¹zanej wspólnymi korzeniami i dowiadczeniami, obowi¹zku dania wiadectwa ist-nienia kultury odchodz¹cej ze sceny dziejów wiata. I z tego miêdzy innymi powodu autor Prawdy starowieku stosu je typowo lu dowe formy przekazu , takie jak podanie, gawêda, mit, które zaporedniczaj¹ w opowieci dawne czasy, przyjmuj¹ce tu postaæ konfiguracji narracyjnej. Bo tylko w ten sposób mo¿na daæ wiadectwo temu, co jest niejednorodne i zanurzone w czasie.
To¿samoæ narracyjna kultury Hucu³ów za spraw¹ Vincenzowskiej narracji mitycznej bêdzie wiêc integrowaæ w spójny obraz to, co nieuchwytne i z³o¿o-ne, i tym samym realizowaæ funkcjê fikcji literackiej, która ma za zadanie objawiaæ to, co ukryte w rzeczywistoci, a tak¿e transformowaæ to, co realne, bowiem ¿ycie przemylane jest ju¿ ¿yciem zmienionym. Mit rozumiany jako opowieæ narracyjna o zdarzeniach jak pisze Ricoeur maj¹cych miejsce u zarania czasów, opowieæ, która s³u¿y za podstawê rytualnym czynnociom wspó³czesnych ludzi, która w ogólnoci ustanawia wszelkie formy dzia³ania i mylenia, pozwalaj¹ce cz³owiekowi rozumieæ siebie w otaczaj¹cym go wie-cie6, ten¿e mit wype³nia u Vincenza prócz funkcji fikcji cile przynale¿¹-cej do utworu literackiego jeszcze jedno istotne zadanie. Mieci siê ono w formule funkcji symbolicznej, równie¿ integralnie zespolonej z mitem, za spraw¹ której mo¿liwe staje siê ponowne odtworzenie wiêzi ³¹cz¹cej cz³owie-ka z sacrum. W tej w³anie symbolicznej formule narracji mitu sytuuje siê trzecie uzasadnienie formy literackiej opowieci pierwszego tomu Na wysokiej po³oninie. Vincenz przedstawia Hucu³ów w perspektywie mitu objawiaj¹cego,
6 P. Ricoeur, Symbolika z³a, prze³. S. Cichowicz, M. Ochab, Warszawa 2002, s. 9.
transformuj¹cego i symbolicznego, by w ten sposób uwypukliæ jeszcze bar-dziej opozycjê miêdzy wiatem sakralnym a wiatem cywilizacji. Zmitologizo-wana kultura Hucu³ów wpisuje siê w ogólniejszy plan mitu eschatologiczne-go, bowiem opis rzeczywistoci ludzi gór jest opisem apokaliptycznym, jest opisem koñca pewnej epoki. Ale eschatologiczny wymiar zejcia kultury Hu-cu³ów ze sceny dziejów ludzkoci za spraw¹ zderzenia dwóch wiatów: sa-crum i profanum przemienia siê w mit kryzysu. Koniec huculskiej tradycji nie koñczy jednak istnienia wiata i ludzi, w zwi¹zku z czym Vincenz pozwa-la nam spojrzeæ na gin¹c¹ pewn¹ kulturê przez pryzmat koñca lub po prostu kryzysu okrelonego paradygmatu. Opozycja miêdzy wiatami sakralnym a wspó³czesnej cywilizacji bêdzie wiêc wskazywaæ na dwie odmienne rzeczy-wistoci, a poprzez nie na dwa odmienne paradygmaty rozumienia wiata.
Z tego te¿ powodu mówi siê w Prawdzie starowieku o dwóch czasach.
Pierwszy, stanowi¹cy domenê mitu, nazywany jest czasem górskim. Drugi przypisywany wiatu cywilizowanemu bêdzie czasem oficjalnym, nieroze-rwalnie powi¹zanym z przemianami spo³ecznymi, rejestrowanymi za pomoc¹ kalendarza. Ten pierwszy charakteryzuj¹cy siê przede wszystkim
naturalno-ci¹, nie powsta³ na zasadzie umowy spo³ecznej, jak w przypadku czasu historycznego. Jak d³ugo wiat ten górski nieponumerowany, nierejestrowa-ny po arendarsku, jak d³ugo i czas górski niekarbowanierejestrowa-ny, niewystukiwanierejestrowa-ny malutkim zegarkiem, nierachowany sk¹po na grajcary nie zna granic7.
Niewymiernoæ czasu górskiego odró¿nia go od tego, w jakim ¿yj¹ ludzie cywilizacji rozwiniêtej. W górach odczuwa siê niejako zawieszenie czasu, choæ up³ywa on stale, lecz nieznacznie, gdy¿ jego tempo jest znacznie wol-niejsze od tempa czasu nizin, odmierzaj¹cego przemiany rzeczywistoci jed-nostkami fizykalnymi. ¯ycie na po³oninach jest wolniejsze, bo te¿ odleg³oci, jakie tam siê pokonuje s¹ znacznie wiêksze, nie oblicza³o siê [odleg³oci
J.K.] na godziny czy, kryj Bo¿e, na minuty jak poci¹gi, lecz na dnie i tygodnie. Popiech to dziwactwo jakie, a ci¹g³y popiech, to miech, to choroba8. Przede wszystkim jednak czas górski cechuje silny zwi¹zek z natur¹. Potwierdza siê tutaj jego mityczny wymiar, polegaj¹cy na ³¹cznoci z praprzyczyn¹ nadaj¹c¹ mu jeden niezmienny cykl. Czas górski zosta³ dany Hucu³om w momencie nazywanym starowiekiem. Wówczas cz³owiek otrzy-muj¹cy czas zosta³ w³¹czony w ³ad kosmiczny, podlegaj¹c najwy¿szej Istocie
Bogu. Od tego momentu trwanie cz³owieka w wiecie bêdzie cechowa³o siê ruchem kolistym9. Nastêpuj¹ce po sobie dni, miesi¹ce i lata, odmierzane porami dnia i roku, bêd¹ nadawa³y cz³owiekowi specyficzny tryb ¿ycia.
7 S. Vincenz, Na wysokiej po³oninie. Pasmo 1. Prawda starowieku, Warszawa 1980, s. 78.
8 Tam¿e, s. 7879.
9 M. Eliade, Sacrum mit historia, prze³. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1974, s. 86 i n.
Powstaje tu jednak pewna trudnoæ. Czas górski, niepodlegaj¹cy kalen-darzowi oficjalnemu, a wiêc niewpisuj¹cy siê w czas historyczny, odmierzany jednostkami fizykalnymi, wyra¿a szczególn¹ aporiê temporaln¹. Up³yw cza-su górskiego, nieuprawomocniony czasem zegarów czy kalendarza, niweczy istotne powi¹zanie opowieci z rzeczywistoci¹ i tym samym staje siê ró-d³em powa¿nego kryzysu w przedsiêwziêciu wiadczenia o minionych cza-sach, ludziach i wydarzeniach. Nierejestrowany oficjalnym czasem wiat Hu-cu³ów nabiera wraz z mityczn¹ opowieci¹ w fikcyjny sposób utrwalaj¹c¹ przesz³oæ ludzi gór cech nierzeczywistych. Narracja mitu, w taki sam sposób jak narracja bajki czy przypowieci, zawiesza prawdziwociowy cha-rakter opowiadanej przesz³oci, jakby mit wewnêtrznie podwa¿a³ wiê, jaka
³¹czy go ze wiatem rzeczywistym. A jednak mimo tej powa¿nej trudnoci Vincenz wiadomie mitologizuje opowiadan¹ rzeczywistoæ, nadaj¹c jej wy-miar fikcyjny. Odpowied na pytanie o funkcjê tego odrealnienia odnajduje-my w koñcowym fragmencie pasma pierwszego Na wysokiej po³oninie. Czy-tamy tam:
Nie ma zatem komu pamiêtaæ o wata¿ku Dmytryku i nie ma po co. Po ca³ych górach ludzie piewaj¹ pieni i zwrotki przezeñ u³o¿one, a ma³o kto wie o nim.
Bo powiadaj¹: Albo¿ to nie wszystko jedno, kto u³o¿y³ pieñ? Dobrze, ¿e jest pieñ. I to m¹drze powiadaj¹. Dobrze, ¿e jest pieñ10.
Pamiêæ przesz³oci, zanikaj¹ca i pozbawiona swej prawomocnoci za spraw¹ braku naocznych wiadków, mog¹cych potwierdziæ w³asnym wiadec-twem istnienie realnej rzeczywistoci, jest pamiêci¹ zagro¿onego ladu prze-sz³oci. Mamy tu do czynienia z podstawow¹ kondycj¹ przesz³oci, której lad
jak pisze Barbara Skarga w swej istocie zawiera paradoksaln¹ nieade-kwatnoæ11. St¹d, zdaniem autorki ladu i obecnoci,
Tropienie [ ] wymaga przekroczenia postaci znaku, transcendowania formy jego obecnoci. Pojêcie ladu prowadzi nas nie tylko ku takim pojêciom, jak:
zmiennoæ, nietrwa³oæ, nieprzejrzystoæ, a wiêc ku historyzmowi, psychoanali-zie, archeologii kultury i archeologii jêzyka, ale tak¿e ku metafizyce, chocia¿by tak, jak u Lévinasa. To on pisa³, i s³owa jego s¹ charakterystyczne, ¿e miêdzy
ladem i tym, na którego lad wskazuje, nie ma ¿¹danej odpowiednioci, prze-ciwnie, istnieje tu rzeczywista nieodpowiednioæ, nieprzekraczalne poza, dia-chronia nie do pokonania12.
Vincenz jakby zdawa³ sobie sprawê z tego paradoksu, który ka¿e mu stwierdziæ jak to ma miejsce w zacytowanym koñcowym fragmencie Praw-dy starowieku ¿e odzyskanie realnoci przesz³oci oraz jej prawomocnoci
10 S. Vincenz, Na wysokiej po³oninie, s. 576.
11 Zob. B. Skarga, lad i obecnoæ, Warszawa 2004, s. 31.
12 Tam¿e.
nie mo¿e wieæ drog¹ realistycznej argumentacji, lecz w³anie drog¹ fikcyjnej opowieci, w tym przypadku drog¹ pieni. W niej zawiera siê Husserlowski mechanizm modyfikacji neutralnociowej13, który polega na zawieszeniu prawdziwociowym realnej przesz³oci, jawi¹cej siê w fikcji opowiadania jako nierzeczywista, zneutralizowana. Ale jednoczenie ka¿da taka fikcja, zrywa-j¹ca z prostym aktem uobecnienia, odnawia wiê z realn¹ przesz³oci¹ za porednictwem uto¿samienia opowieci i ¿ycia dziêki mechanizmowi analo-gii. To, co opowiadane, przywo³uje realn¹ przesz³oæ dziêki przewiadczeniu o istotnym podobieñstwie tego, co konfigurowane w narracji i tego, co rzeczy-wiste. Vincenz potwierdza ten mechanizm dwukrotnie, wypowiadaj¹c w po-danym wy¿ej fragmencie ustami narratora kluczowe dla rozumienia ca³ego zamys³u opowieci zmitologizowanej zdanie: Dobrze, ¿e jest pieñ. W samej Prawdzie starowieku znajdu je siê wiele odwo³añ do mitotwórczej pracy wy-obrani, która za spraw¹ pieni spe³nia równie¿ zadanie samopotwierdzenia rzeczywistoci niedefiniowalnej, niejednoznacznej i niesprawdzalnej. Na kar-tach Prawdy starowieku autor wielokrotnie podkrela wagê pieni stanowi¹-cej odrêbny, inteligibilny byt, który niczym ksiêga prawdy opowiada i objawia zarazem to, co ukryte dla rozumu ludzkiego. Pieñ zaporednicza-j¹ca prawdê zbli¿a wiêc cz³owieka do sensu ukrytego w wiecie, w przyrodzie i dowiadczeniach ludzkich. Pieñ staje siê tu ewokacj¹ prawdy i zarazem wyk³adni¹ rozumienia tego, co dane. Jest wiêc w poredni sposób ród³em
wiêtoci jako jêzykowa hierofania tego, co ukryte.
wiat u Vincenza nabiera charakteru przestrzeni czystej i wiêtej, a tym samym pozbawia wszechwiat pierwiastka tragizmu. Cz³owiek ¿yj¹cy w ³¹cz-noci z Bogiem nie odczuwa trwogi, gdy zbli¿a siê ku koñcowi swojego ¿ycia.
mieræ jest bowiem pocz¹tkiem, a nie koñcem istnienia, istnienia doskona³e-go i wiecznedoskona³e-go. Ka¿dy gazda ¿yje w przewiadczeniu bliskoci sfery transcen-dentnej, dostrzega j¹ w ka¿dym elemencie przyrody. Traktuje j¹ osobowo, jakby mia³ do czynienia z samym Bogiem:
Dolinami raduj¹ siê wody przestrzeni¹, pr¹dem tanecznym. £¹cz¹ siê, ciesz¹ z pobratymstwa s³obodnych strug, sejmuj¹ rady wodne, g³osz¹ napomnienia wa¿kie, nios¹ dalej przypowieci i nauki wód górskich. Ju¿ lada chwila g³osy ucieleni¹ siê w postacie, dot¹d nigdy nie widziane14.
Przyroda to nie tylko raduj¹ce siê przestrzeni¹ wody, lecz równie¿ siedli-ska z³ych mocy, które tak¿e wiadcz¹ o metafizycznej konstrukcji wiata, niewidzialnej dla oka:
13 Zob. E. Husserl, Idee czystej fenomenologii i fenomenologicznej filozofii. Ksiêga pierwsza, prze³. D. Gierulanka, Warszawa 1975, s. 222 i n.
14 S. Vincenz, Na wysokiej po³oninie, s. 140.
Bo tam gdzie tak¿e z m³ak sycz¹cych czy powleczonych zielonymi krostami rumowisk skalnych, albo wród wyrw, z pl¹taniny wiatro³omów korzeniastych [...] wychylaj¹ siê, wyzieraj¹ nieznacznie, to okiem ³ypn¹ i znów przyczaj¹ siê, czyhaj¹c na jakie nieostro¿ne s³owo, waruj¹, czekaj¹c na podszczucie czyje, moce upiorne15.
Nie bez znaczenia wydaje siê równie¿ przestrzeñ, w której mieszkaj¹ Huculi. Górskie ukszta³towanie terenu, prócz znaczenia swoistoci regional-nej, wymagaj¹cej od mieszkañców tych terenów szczególnego trybu ¿ycia, ma ponadto znaczenie metaforyczne. Góra ze wzglêdu na swe po³o¿enie, wynie-siona ponad poziom terenów równinnych, stanowi miejsce specyficzne, jed-nostkowe, a nawet mistyczne. Znajduje siê bowiem dalej od ziemi, bli¿ej
natomiast nieba. Nabiera przez to znaczenia metafizycznego. Górska rzeczy-wistoæ, wy³¹czona niejako z normalnego trybu ¿ycia obowi¹zuj¹cego cile w rzeczywistoci wiata cywilizacji, ukazuje w sposób mityczny to, co jest istot¹ wiata. A wiêc jego podstawê transcendentn¹ ukryt¹ pod pow³ok¹ cielesn¹. Dlatego te¿ czas górski trwa w czasie pierwotnym, w czasie staro-wieku. Zespolony ze swoj¹ przyczyn¹, z której wzi¹³ swój pocz¹tek, partycy-puje w tym prawdziwym, odwiecznym porz¹dku. Czas historyczny natomiast oddzielony od swych mitycznych korzeni popada w chaos.
Ten nowy czas pisze Marek Klecel nie jest jakim nowym porz¹dkiem, now¹ postaci¹ rzeczywistoci, wprost przeciwnie okazuje siê w³anie brakiem po-rz¹dku lub jego zaprzeczeniem. Sprzeciwia siê on nie tylko ró¿nym tradycjom i wiatopogl¹dom, ale przede wszystkim podwa¿a ich wspólne religijne pocho-dzenie. Odbywa siê to przez stopniow¹ desakralizacjê rzeczywistoci prze¿ywa-nej religijnie, nastêpnie przez wyodrêbnienie w ¿yciu ludzkim sfery wyranie
wieckiej16.
Jak widzimy, powi¹zanie czasu gór z natur¹ ma jeszcze jeden istotny wymiar. Vincenz zwraca na niego uwagê wówczas, gdy omawia rolê uczuæ w dowiadczeniu wiata przez cz³owieka. Pierwszy znacz¹cy przyk³ad szcze-gólnej roli, jak¹ odgrywa sfera emocjonalna, daje nam nastêpuj¹cy fragment:
Znawcy udowadniaj¹, ¿e postêp cywilizacji nigdy jeszcze nie pocz¹³ siê z uczuæ, lecz z zamys³u, z wynalazków, ze zdobyczy. Bo samym uczuciem chocia¿by moralnym, nikt jeszcze nikogo nie ogrza³17.
Autor Na wysokiej po³oninie zwraca uwagê na element prze¿yciowy jako istotny w dowiadczaniu czasu w jeszcze jednym miejscu, gdy podejmuje siê trudnego zadania opisania dziejów opryszków zasiedlaj¹cych Wierchowinê.
Pisze on tak:
15 Tam¿e, s. 141.
16 M. Klecel, Na prze³omie czasów. Mit i historia w cyklu Vincenza Na wysokiej po³o-ninie, w: Studia o Stanis³awie Vincencie, Lublin Rzym 1994, s. 137.
17 S. Vincenz, Na wysokiej po³oninie, s. 186.
Gdybymy chcieli, choæ w zarysie, przedstawiæ kilkoma s³upami milowymi dzieje opryszków tak, jak je pojmowa³a i prze¿ywa³a sama Wierchowina, musimy pa-miêtaæ, ¿e skutkiem odciêcia przez wieki od wiata, zagadnienia i mierniki dziejów, podobnie jak wyobra¿enia geograficzne starowieku, odbiega³y od na-szych. Nie o to tylko chodzi, ¿e by³y fa³szywe lub fantastyczne, lecz ¿e posiada³y regulatory zupe³nie odmienne. Geografiê starowieku mo¿na by nazwaæ geografi¹ uczuciow¹, rozszerzaj¹c¹ ludzkie wartociowania na orientacjê co do podzia³u i zamieszkania ziemi. Ziemia jest organizmem: jej g³owa jest w stolicy cesar-skiej, jej pêpek w Rzymie, Wierchowina to serce ziemi, a Polenycia obszar pól Pokucia, Podola i Ukrainy to pier i rêce robocze. Pañski kraj to kaluch, brzuch zjadaj¹cy pracê innych. Kraj dzikich syrojidów, daleko na Wschodzie s³oñca, to odbytnica ziemi i brama do Piekie³. Za Rzymem, za morzem, daleko, jest druga brama wiatowa i schody do nieba na Górê Syoñsk¹, górê niebiañsk¹.
Jeruzalem to miasto niebiañskie, nie ziemskie. Gdzie pomiêdzy niebem i zie-mi¹ na szczytach gór najwy¿szych jest kraina ziemskiej doskona³oci, kraj Rach-manów. Oczywicie by³y to wyobra¿enia chwiejne, nieustalone i niezupe³nie upowszechnione, a wypowiadane tylko przez tych, którzy nad nimi siê zastana-wiali. Podobnie swoicie mityczne i jeszcze bardziej fantastyczne s¹ wyobra¿enia o powstaniu ziemi.
I podobnie tubylczych historyków starowieku zajmuj¹ takie zagadnienia, nad którymi ludzie wspó³czeni nie maj¹ po co siê zastanawiaæ.18
W dwóch przytoczonych fragmentach wyranie pobrzmiewa znana ju¿
nam opozycja miêdzy wiatem gór a wiatem cywilizacji. Skoncentrujmy siê tu jednak na organizacji czasowej obu rzeczywistoci. Kontrastowe zestawie-nie zorganizowane zosta³o na podstawie kategorii uczucia czy prze¿ywania.
Ono bowiem ukazuje inny stosunek do otaczaj¹cej cz³owieka rzeczywistoci w kulturze starowieku i cywilizacji techniki. Zaporedniczenie czasu w hucul-skim dowiadczeniu emocjonalnego prze¿ywania wiata kieruje nas w stronê czasu fenomenologicznego, który poprzedza czas fizykalny. Czas
prze-¿yæ jak ujmuje to Bernhard Welte mo¿emy rozumieæ jako obecnoæ rozci¹-gaj¹c¹ siê na to istnienie, które w³anie prze¿ywamy19. U Vincenza czas cywilizacji, bêd¹cy czasem wtórnym, nadbudowanym degraduj¹co nad czasem górskim, ujawnia niezrozumia³e i fatalne odwrócenie pierwotnej
prawid³owo-ci, polegaj¹cej na co zwraca uwagê zarówno Husserl, jak i Heidegger20 na uprzednioci czasu prze¿yæ wobec czasu zegarów czy kalendarzy. Odwrócenie porz¹dku obu czasów, skutkuj¹ce degradacj¹ emocjonalnego dowiadczania
wiata, zmienia nie tylko miarê czasu, któr¹ bohaterowie nowych wieków stosuj¹ do swego ¿ycia, lecz tak¿e zmienia strukturê kalendarza, jego wa¿ne momenty stanowi¹ce o to¿samoci cz³owieka wspó³czesnego i jego poczuciu sensu. Czas wiêty w starowieku by³ wiecznym bytowaniem, ród³em poczucia monumentalnoci trwania wiata, jego potêgi i niezmiennoci. W jednym z fragmentów Prawdy starowieku znajdujemy taki opis czasu sakralnego:
18 Tam¿e, s. 247.
19 B. Welte, Czas i tajemnica, prze³. K. wiêcicka. Warszawa 2000, s. 16.
20 Zob. E. Husserl, Wyk³ady z fenomenologii wewnêtrznej wiadomoci czasu, prze³.
J. Sidorek. Warszawa 1989, s. 42 i n.
Kolêda potêguje ten spokój snu zimowego i wzmaga poczucie b³ogiego bezpie-czeñstwa. W wiêty Wieczór jest tak, jakby siê le¿a³o na ³onie Bo¿ym. Czas siê zatrzyma³. wiat i Bóg jest tak dobry, ¿e nawet Archijudê, wodza czortów, Archanio³ spuszcza z ³añcucha, aby siê poprawi³. I ludzie nie boj¹ siê go wtedy, zw³aszcza ¿e kolêda broni wsi przed jego moc¹21.
Ludzie górscy nie zapominaj¹ o swym rodowodzie. Odnawiaj¹ go, powta-rzaj¹c co roku obrzêdy wi¹teczne. Obcuj¹ z przyrod¹ i w ten sposób dokonu-je siê w nich akt mistycznego zawierzenia istocie boskiej:
Od dawna, co roku powtarzaj¹ siê te s³owa. Od wieków, co roku odbywa siê na
³¹kach sio³owych i wierchowych wiêto rozigrania, bratanie siê z zio³ami, odczy-tywanie godzin i czerpanie dobrego czasu z kwiatów, czerpanie manny22.
Natomiast desakralizacja i zewiecczenie maj¹ zgubne skutki dla wiata cywilizacji. Efektem tego jest przede wszystkim oderwanie od kosmicznego porz¹dku. W konsekwencji nastêpuje zachwianie równowagi i postêpuj¹cy chaos: St¹d te¿ domy nastawiane jeden drugiemu na g³owie i tak te¿ bieda-cy ludzie latami mieszkaj¹, jeden drugiemu nad g³ow¹ siê tocz¹23. Czas, jaki obowi¹zuje w spo³eczeñstwach cywilizowanych, idzie ju¿ w³asnym torem.
Nawet cz³owiek ¿yj¹cy wed³ug niego nie jest w stanie zmieniæ jego biegu.
Taki czas staje siê rozpêdzonym mechanizmem, którego nikt i nic nie potrafi zatrzymaæ. Charakteryzuje siê niezwyk³¹ ekspansywnoci¹, wkracza na tere-ny odrêbne i ustanawia autorytatywnie swe niezmienne prawo zmieniaj¹cej siê z czasem rzeczywistoci. Czas górski za wyró¿nia siê trwaniem, powol-nym, majestatycznym oraz obecnoci¹, która sprawia, ¿e tradycja huculska jest stale ¿ywa.
Z tymi dwoma kategoriami wi¹¿¹ siê równie¿ trzy nastêpne, które tak jak i poprzednie odró¿niaj¹ czas mityczny gór i czas historyczny wiata cywilizacji. S¹ to kategorie przesz³oci, teraniejszoci i przysz³oci. Dobrze charakteryzuje czas mityczny adekwatnie przystaj¹cy do koncepcji czasu górskiego Eugeniusz Czaplejewicz, omawiaj¹c Epilog do Pana Tadeusza Adama Mickiewicza:
Mamy tu, jakby relacjê z osobliwego obrzêdu preparowania martwej przesz³oci, balsamowania jej zw³ok i przekszta³cania w mityczny kraj lat dziecinnych. Czyli obrzêdu pogrzebowego, który staje siê obrzêdem narodzin mitu. Ten ostatni, mit, nie tylko zastêpuje przesz³oæ, ale wype³nia sob¹ przysz³oæ. Jest jak¹
treci¹ ca³ego czasu. Albo inaczej w nim koncentruje siê i konserwuje, do niego siê zwê¿a pe³ny czas24.
21 S. Vincenz, Na wysokiej po³oninie, s. 7.
22 Tam¿e, s. 72.
23 Tam¿e, s. 83.
24 E. Czaplejewicz, Czas Vincenza, Przegl¹d Humanistyczny 1986, nr 34, s. 143.
Nie jest wiêc czas mityczny skierowany ku przesz³oci, nie pozbawia równie¿ rzeczywistoci aspektu rozwoju. Czas górski ukonkretnia przesz³oæ w teraniejszoci, nadaje tej ostatniej w³aciw¹ osobowoæ, dziêki czemu zachowana jest ci¹g³oæ tradycji. W ten sam sposób realizuje siê przysz³oæ, przy czym powstawanie tej kategorii nie przebiega naturalnie, poprzez ewo-lucjê form, zachowañ czy te¿ postêp techniczny lub spo³eczny. Ruch w obrê-bie przestrzeni huculskiej dokonuje siê na styku kultur, jakby u podnó¿a symbolicznie pojmowanej góry. Tam, gdzie nastêpuje kontaminacja tradycji, gdzie na obrze¿ach enklawy górskiej. Ów ruch nie wywo³uje strachu wród Hucu³ów, zdaj¹ sobie oni sprawê z tego, ¿e nie unikn¹ obcych wp³ywów.
Foka, wiekowy gazda, w którym ¿ywo obecne s¹ obrazy dawnoci zas³ysza-ne od powiastunów, pchany ciekawoci¹ wiata wyrusza z rodzinzas³ysza-nego domu, aby poznaæ nowe kultury. Wraca jednak bogatszy o nowe dowiadczenia, jeszcze bardziej upewniony o potrzebie pielêgnowania tradycji, z której wy-szed³.
W opozycji do tak skonstruowanego wiata mitycznego Hucu³ów stoi
wiat cywilizacji. Tutaj, o czym ju¿ wczeniej by³a mowa, czas charakteryzu-je siê ekspansywnoci¹, charakteryzu-jest wiêc skierowany ku przysz³oci. Jest objawem nowych czasów, w których przesz³oæ zostaje odsuniêta na drugi plan. Tera-niejszoæ jest o tyle akceptowana, o ile spe³nia wczeniej ustanowion¹ przez cz³owieka wizjê przysz³oci, jest jej ukonkretnieniem. Nowe czasy zosta³y zdeformowane przez ów ekspansjonizm, dzie³a natomiast dokoñczy³a desa-kralizacja. Cz³owiek wiata cywilizacji, zapominaj¹c o celu, rozpêdzi³ siê w kierunku, w którym nie ma nic, jest pustka. Sama idea ¿ycia cz³owieka wypaczy³a siê, pozosta³ jedynie samotny fundament jednokierunkowego i jednorazowego up³ywu czasu pochodzenia chrzecijañskiego.
U Vincenza widaæ wyranie, jak owa chrzecijañska koncepcja czasu przenika do czasu mitycznego, w którym ¿yj¹ Hucu³owie, a który charakte-ryzuje siê wczeniej wspomnian¹ cyklicznoci¹. Tutaj w³anie widzimy ruch w przedstawionej przez autora Na wysokiej po³oninie enklawie huculskiej.
U Vincenza widaæ wyranie, jak owa chrzecijañska koncepcja czasu przenika do czasu mitycznego, w którym ¿yj¹ Hucu³owie, a który charakte-ryzuje siê wczeniej wspomnian¹ cyklicznoci¹. Tutaj w³anie widzimy ruch w przedstawionej przez autora Na wysokiej po³oninie enklawie huculskiej.