Kiedy Jakub rozsiada siê w sali paradnej i zauwa¿a portrety dziedzico-wych antenatów, rozpoczyna akt kreacji siebie jako pana. Zatarcie granicy pomiêdzy Jakubem a dziedzicem wyra¿a siê w gecie usuniêcia (niczym w egipskich piramidach) zapisanego w kurzu na wieku fortepianu w³asnego imienia, które trzykrotnie wykaligrafowane przybiera coraz to wiêksze kszta³ty, by przestaæ w koñcu egzystowaæ pod wp³ywem gwa³townego i unice-stwiaj¹cego gestu. Bo to ju¿ i nie Jakub, a Jakub-pan rozsiada siê w fotelu.
15 Zob. S. Siekierski, Folklor i kultura oficjalna, w: tego¿, Etos ch³opski, Kraków 1992, s. 28.
Zaspokojony w swych ¿¹dzach tak, ¿e ju¿ niczego nie pragnie, jak tylko kontemplowaæ swój los i urodê wiata, postrzegan¹ jako cecha przyrodzona, a nie ur¹ganie nêdzarzowi. Oto wiêc zwielokrotnia siê pan w Jakubie, ¿e ju¿
i na miech sobie pozwala, zapominaj¹c zupe³nie o tym, i¿ przywiód³ go tutaj lêk wiedzy o samym sobie. To wyzwolenie siê z obawy przenosi Jakuba w przestrzeñ panowania nad w³asnym, ale i cudzym losem, choæ tak napraw-dê strach towarzyszy równie¿ pañskim upiorom.
Jakiej dziedziny ¿ycia nie dotkn¹³by narrator, staje siê ona wiadectwem hañby, pychy i cynizmu:
O, dawniej to by³y polowania. Ale dawniej sama natura doprasza³a siê gwa³tu.
By³a niewy¿yta. Niczym stara panna. O, dawniej jeszcze ni¿ pamiêæ twoja siêga.
Mo¿e kiedy tam s³ysza³e? Na dobranoc zamiast bajek. Bo te¿ by³y to czasy.
[ ] ¯adna pora z³a nie by³a. Zima czy nie zima, ¿niwa, nie ¿niwa. To i có¿
z tego, ¿e przychodzili potem ch³opi z lamentami, ¿e zagony stratowane, domy ich ograbione, córki pogwa³cone. Kto by tam na takich zwa¿a³. G³upcy. ¯adnej radoci niezdolni poj¹æ. Cnota, ziemia, ¿arcie to ich trójca przenajwiêtsza.
(P 52-53) Zarówno formu³a pocz¹tkowa wypowiedzi, jak i tok, krótkie zdania, na-wroty przerwanych w¹tków odzwierciedlaj¹ gawêdziarskie zaciêcie Jakuba-pana, szczyc¹cego siê pañsk¹ fantazj¹, przed któr¹ nie by³o okresów ochron-nych. Scena umiercenia jelenia odciska siê z³owieszczym piêtnem, gdy¿ od tego momentu nie ma pod³oci, przed któr¹ cofn¹³by siê pan. To szatañski chichot nad adeptem z³a. Bezsensowna mieræ zwierzêcia jest tak samo bole-sna, jak ka¿dy gwa³t dokonany na Naturze, a doznanie tej mierci ma cha-rakter metafizyczny16:
Nie czu³em siê tu, gdzie sta³em, lecz w tych oczach jego zachodz¹cych za góry, za lasy, nabrzmia³ych ³zami i gasn¹cych powoli ³za po ³zie. Nie wiedzia³em dot¹d,
¿e zwierzêta p³acz¹. Wyobra sobie, p³acz¹. Nie wiedzia³em. Tylko ¿e ten p³acz ich jest jakby do mierci zwrócony.
(P 61) Tote¿ wypielêgnowa³ w sobie narrator jak chorobliwy kwiat sk³on-noæ do gwa³tów i mia¿d¿enia losów, szczególnie ch³opskich:
My, jako Idziego, panie, przegra³e onegdaj sporód nas, i ¿onê jego, i dzieci jego, i woln¹ wolê jego, co mu Pan nasz Bóg mi³osierny, a i twój, panie, i twój, by³ obieca³, bo ci karta nie sprzyja³a na nasze nieszczêcie, na nasze ³zy i strapienia, choæ my siê modlili za ciebie po domach naszych, bo nam twój stajenny przyniós³ tê wieæ struchla³¹, ¿e wielkie granie idzie w pa³acu twoim, o, wielkie granie idzie, na maj¹tki, na sumienia, na dusze.
(P 59)
16 Zob. J. M. Rymkiewicz, Stary wierk, Gazeta Polska 2014, nr 5 (1069), s. 40.
Tok opowieci Jakuba-pana ma dwustopniowy, kontrastowy uk³ad: z jed-nej strony to pañskie prawo do ¿ycia pe³ni¹, niecofaj¹ce siê przed niczym, eksploduj¹ce w barwnej historii bawi¹cej audytorium, a z drugiej przany ból egzystencji ch³opa, któremu ju¿ i Bóg nie wystarcza, by wybaczyæ krzyw-dê i doczekaæ S¹du Ostatecznego. Takie zestawienie nie wymaga ¿adnych komentarzy, gdy¿ ocena jest jednoznaczna. Szlachectwo zobowi¹zuje do szla-chetnoci czynów, a nie folgowania samemu sobie. Ale Jakub-pan przeczuwa,
¿e granica panowania nad ch³opstwem mo¿e b³yskawicznie znikn¹æ pod na-porem pejoratywnych faktów, st¹d wlewa w swych poddanych morze wódki, pozbawiaj¹c ich godnoci, trzewego os¹du i aktywnego przeciwstawienia siê z³u. Aura nierzeczywistoci, zawieszenia pomiêdzy wiatami rozlewa siê poza mury pa³acu i ju¿ nie wiadomo, co jest cierpieniem, a co szczêciem.
St¹d pobyt Jakuba w przestrzeniach dworskich jest spotkaniem z upio-rami, które wyci¹gaj¹ z pamiêci wszelki wystêpek, ka¿d¹ mieræ. Przera¿aj¹-cy w swej wymowie jest obraz przyprowadzonej tu¿ po lubie panny m³odej, by dziedzic skorzysta³ ze swego prawa pierwszej nocy. Pan m³ody powiesi³ siê z rozpaczy nad swoim i jej losem, obci¹¿aj¹c dziedzicowe konto grzechów tak, ¿e go piek³o ju¿ nie zechce. Tote¿ Jakubowi-panu towarzyszy widmo
mierci nieodstêpuj¹ce go na krok, bo tylko ¿ycie równe jest daninie z ¿ycia:
Ale wyznam ci, ¿e tak mnie ta mieræ [pana m³odego] nie opuci³a, chocia¿ tyle za ni¹ da³em. Czujê nieraz, jak mnie co ³askocze wokó³ szyi. Macam, a to pêtla, sznur jak rêka gruby. Swêdzi mnie to, a od tego swêdzenia zaczyna mi powie-trza brakowaæ [ ].
(P 160) Tak wiêc monolog Jakuba-pana przyjmuje cechy spowiedzi z ca³ej nie-cnej egzystencji, a jeli jakie z³o przepuci przez sito sumienia, upomn¹ siê o nie zjawy. St¹d wêdrówka po komnatach pa³acowych przemienia siê w marsz pokutny. Wype³niony wiecznoci¹ staje siê losem wygnañcatu³acza
Ahaswera, gdy¿ mrok, w³adaj¹cy dusz¹ Jakuba, przechodzi w koszmar z³o-wieszczej ciemnoci, zakradaj¹cej siê jak z³odziej i niwecz¹cej spokój duszy:
Wtedy drêczyæ zaczyna mnie podejrzenie, ¿e ciemnoæ wcale nie zniknê³a, ¿e tylko skry³a siê poza wiat³em, przyczai³a siê gdzie tam i czyha na mnie.
Tysi¹cami niewidocznych oczu gadów, stworzeñ, ptaków przedziwnych patrzy spoza krêgu tego wiat³a, ze wszystkich stron, ze wszystkich k¹tów [ ]. I tylko czeka, kiedy sen mnie zmo¿e. Ale ja wiem, ¿e dopóki nie usnê, nic mi nie grozi.
(P 163) Jakuba-pana trawi¹ choroby jak biblijne plagi egipskie. Odzwierciedlaj¹ one proces dekadencji, któremu podlega to kulturowe rodowisko, wykwint-ne a ska¿owykwint-ne chorob¹, zmierzaj¹ce ku unicestwieniu. St¹d nie zostanie oszczêdzony spowiadaj¹cemu siê demiurgowi pana gniew doprowadzonych do ostatecznoci ch³opów: mê¿ów zgwa³conych ¿on, ojców córek nosz¹cych w brzuchu pañskie bêkarty. Wtargniêcie buntowników do pa³acowych wnêtrz
przedzierzga siê w polowanie na zwierza okrutnych panów i staje siê walk¹ o odzyskanie w³asnej godnoci, paradoksalnym zrównaniem, choæ w istocie odwróceniem ról, gdy¿ to gmin na panów idzie z kosami, bez ¿a³oci i litoci. W przeczuciu mierci ujawnia siê, kto kim jest, a ze miechu czyniæ tarczê przeciwko trywialnoci wiata, to ostatni znak arystokratyzmu:
Mo¿e p³akaæ zaczniemy. P³akaæ, my? O, nie. Nigdy. Nam jest weso³o. Mnie na przyk³ad ptak siê z duszy wykluwa. A co tobie, kuzynie? No przecie¿ masz tam jak¹
duszê? Opuci³a ciê powiadasz. To straszne! Biedna twoja dusza. A mo¿e chocia¿ ten nieszczêliwy zaj¹c gdzie tam w tobie kica. A nie, nie. Królik. Cha! Cha! Cha!
(P 112) Od samego pocz¹tku Jakub ma wra¿enie, ¿e jest wci¹¿ obserwowany, pods³uchiwany, stale towarzyszy mu widmo dziedzica, jakby tropi¹ce po-tkniêcia Jakuba-pana. I jednoczenie wci¹¿ konstatowana pró¿nia dworu jest powtórzeniem losów dziedzica, uwiêzionego w samotnoci wród t³umu wro-giej mu s³u¿by. miech w opuszczonych komnatach pa³acowych nabiera wiêc barw szyderczych: oto cz³owiek ecce homo uwolniony od Boga, wypêdzony z raju, skazany na wolnoæ wyboru, skazany na piek³o ¿ycia z samym sob¹, dla którego mieræ mo¿e byæ tylko wybawieniem z potwornoci:
O nieraz z ¿ycia tylko ta mieræ zostaje. Nieraz mierci trzeba czekaæ, aby doznaæ, ¿e siê jest cz³owiekiem. A przeklêtych to ju¿ zawsze mieræ dopiero ucz³owiecza, w mierci siê dopiero rodz¹, w mierci olnienie ich nawiedza, ¿e byli tak¿e ludmi.
(P 63) Przychodzi mieræ w p³omieniach, wali siê pa³ac siedlisko z³a w dniu S¹du Pañskiego, grzesznik Jakub prosi o przebaczenie i Bo¿e mi³osierdzie.
Drugi etap podró¿y narratora po labiryncie ducha jest konsekwentnym obna¿eniem ciemnej strony ludzkiej duszy. Tote¿ uwidacznia siê w postawie bohatera postêpuj¹cy regres aksjologiczny, tj. niemo¿noæ realizowania czy wrêcz porzucenie wyznawanych wczeniej wartoci na rzecz dotarcia do sed-na wiedzy o cz³owieczych wyborach w cile okrelonych okolicznociach.
Jednak cen¹ za pozyskane mo¿liwoci jest utrata w³asnej to¿samoci, dlate-go wybory te sprowadzaj¹ na cz³owieka cierpienie. A jednak tylko poprzez nie mo¿e on poznaæ samego siebie, przejrzeæ siê w nim jak w zwierciadle.
Obraz dworu ukazany w powieci Myliwskiego wpisuje siê w klimat prozy Stanis³awa Brzozowskiego, Stefana ¯eromskiego, Witolda Gombrowi-cza. To jest dwór zuniwersalizowany, ale podporz¹dkowany negatywnej stro-nie zjawiska17. Uchwycony w czasie swej dekadencji zmierza ku tragicznemu
17 Pamiêæ tych, którzy z dworem obcowali podsu wa odmienne obrazy: szlachetnoci, pomocy udzielanej w ka¿dym koniecznym przypadku, opiekowania siê wsi¹, dlatego portret Myliwskiego jest wizj¹ artystyczn¹, niepretenduj¹ca do miana cis³oci; zob. P. Wojcie-chowski, Tragedia albo cisza, Wiê 2007, nr 2, s. 102.
koñcowi, gdy¿ jego energia twórcza siê wyczerpa³a. Tak wiêc kulturowemu obrazowi chyl¹cej siê ku koñcowi wietnoci towarzyszy nieustêpliwy cieñ przyrodzonego naturze ludzkiej z³a, dokonuje siê wiêc wyrana dychotomia wartociowania na dobro i wystêpek.
Bibliografia
ród³a
Myliwski W., Pa³ac, Kraków 2010.
Pismo wiête Starego i Nowego Testamentu, w przek³. z jêz. oryg., oprac. zespó³ biblistów polskich z inicjatywy benedyktynów tynieckich, Poznañ-Warszawa 1989.
Opracowania
Bereza H., Pe³nia, Twórczoæ 2007, nr 3.
D¹browski S., O pewnej w³aciwoci porównania i metafory, Pamiêtnik Literacki
1965, z. 3.
G³owiñski M., Labirynt, przestrzeñ obcoci, w: tego¿, Mity przebrane, Kraków 1994.
Kopaliñski W., S³ownik symboli, Warszawa 2001.
Kobiel J., Na granicy s³owa, Wiê 2006, nr 11.
Latawiec B., Stworzeni jestemy przez pamiêæ, Odra 2007, nr 5.
Marzec A., M¹droæ ma wiele twarzy, czyli o prozie Wies³awa Myliwskiego, w: tej¿e, Co jest w cz³owieku. Interpretacje prozy wspó³czesnej, £ód 1993.
Misiewicz J., Groteski kszta³t pozorny, w: Problematyka aksjologiczna w nauce o literaturze, red. S. Sawicki, A. Tyszczyk, Lublin 1992.
Rymkiewicz J. M., Stary wierk, Gazeta Polska 2014, nr 5 (1069).
Siekierski S., Folklor i kultura oficjalna, w: tego¿, Etos ch³opski, Kraków 1992.
Tyszczyk A., O pojêciu wartoci negatywnej w literaturze, w: Problematyka aksjolo-giczna w nauce o literaturze, red. S. Sawicki, A. Tyszczyk, Lublin 1992.
Wach J., Zmys³y w prozie Wies³awa Myliwskiego, Akcent 2009, nr 2.
Winiewski W., Wies³aw Myliwski, w: tego¿, Lekcja polskiego, Warszawa 1993.
Wojciechowski P., Tragedia albo cisza, Wiê 2007, nr 2.
Summary
Characteristic of the manor shown in the W. Myliwski novel Palace corresponds to the climate of the prose by: S. Brzozowski, S. ¯eromski, W. Gombrowicz. That manor is the cultural image of its decadence, accompanied by the inherent evil of human nature. Main character-narrator enters interior of the manor (as a result of the abandonment of the palace by the heir afraid of the upcoming war) and indeed the labyrinth of own soul to transform into Jakub-master. The process of transformation reveals a clear dichotomy, in the personality of the hero, concerning evaluation through the good and the evil deeds.
Jacek Krawczyk
UWM w Olsztynie