• Nie Znaleziono Wyników

Tragiczny poziom inicjacji

W dokumencie 11/201411/2014 (Stron 53-56)

Wnêtrze, do którego wchodzi Jakub, zalane jest pora¿aj¹cym œwiat³em.

„Ostra jasnoœæ smagnê³a mnie po oczach” – mówi narrator (P 19). Wszystkie jego zmys³y staj¹ siê przestrzeni¹ poznania magicznego miejsca. DŸwiêki, barwy, obrazy intensywniej¹ – pod wp³ywem Jakubowego wzroku i wytê¿o-nego s³uchu – wylewaj¹c kaskady blasku i melodii. To doznanie jest przykre i napawa bohatera przera¿aj¹cym lêkiem profana, gdy¿ stanowi on element nieprzystaj¹cy do pa³acowych wnêtrz, jego obcoœæ demaskuje go, przydaj¹c mu status intruza, dla którego pa³ac stopniowo, lecz nieub³aganie zamienia siê w labirynt rodem z akwafort Giovanniego Battisty Piranesiego:

8 Zob. J. KoŸbiel, Na granicy s³owa, „Wi꟔ 2006, nr 11, s. 26.

9 Zob. J. Wach, Zmys³y w prozie Wies³awa Myœliwskiego, „Akcent” 2009, nr 2, s. 39-51.

Ju¿ mi siê te pokoje myliæ zaczyna³y. Nie wiedzia³em, w którym skrzydle jestem.

A przecie¿ zna³em kiedyœ pa³ac na pamiêæ. Zdawa³o mi siê, ¿e to bêdzie ten pokój, gdzie zwykle odpoczywano po ró¿nych ob¿arstwach […], a znalaz³em siê w sypialni pani.

(P 20) Przemierzaj¹c pa³acowe sale, Jakub nagle przekracza próg przestrzeni intymnej – wchodzi bowiem do sypialni dziedziczki. Tutaj krystalizuj¹ siê jego marzenia najskrytsze, bo seksualne. Zepchniête w niebyt wype³zaj¹ z zakamarków œwiadomoœci jakby w odpowiedzi na wysi³ek dog³êbnego po-znania samego siebie. St¹d ujawnione, a nigdy niezaspokojone pragnienie do prze¿ywania rozkoszy z obiektem zachwytu. Nastêpnym krokiem powinno byæ ju¿ tylko uœwiadomienie sobie prawa do tego typu prze¿yæ, ale Jakub wybiegaj¹c poza granice sypialni, ucieka przed wcale niepiêkn¹ wiedz¹ o sobie i trawi¹cym go wstydem. W istocie wiêc autocenzuruje swe doznania, gdy¿ jeszcze zdolny jest do gestu sprzeciwu. Zniewag siê jednak nie darowu-je i kiedy przemieni siê w pana odbidarowu-je sobie tê mroczn¹ wiedzê o swych szorstkich marzeniach o jaœnie pani („Ona do mnie. Znowu ¿eœ pijany. To ja j¹ po pysku. Wszystkimi rêkami. Bez litoœci. Po ca³ej izbie. Eh, pra³bym ci j¹, jak ch³opy swoje baby pior¹” P 48). Ujawniona zostaje tu ciemna strona osobowoœci narratora, co symbolizuje marsz przez zaciemnione pomieszcze-nia, gdzie wzrok zupe³nie jest nieprzydatny („œlepe patrzenie”), a widzenie dokonuje siê poprzez pamiêæ. Intensywnemu podkreœleniu podlega zatem sam akt wêdrowania, topos drogi po labiryncie staje siê wewnêtrznym po-znaniem samego siebie, wêdrówk¹ po przestrzeni, która jest, ale te¿ coœ

znaczy.

Jak podkreœla Micha³ G³owiñski:

Mit labiryntu, […], jest mitem opowiadaj¹cym o przestrzeni swoiœcie pomyœlanej i zorganizowanej, która w³aœnie za spraw¹ swych osobliwoœci zosta³a szczególnie nacechowana […], przestrzeni ró¿ni¹cej siê od wszelkich pozosta³ych, ró¿ni¹cej siê tym choæby, ¿e zawsze wp³ywa na zachowania tych, co znaleŸli siê w jej obrêbie […]10.

I rzeczywiœcie pa³ac-labirynt kreuje zachowania Jakuba, który dociera pod jego wp³ywem do wiedzy dawno nieistniej¹cej, wypartej z rozumu. Bo jak pomieœciæ w sobie tragiczn¹ œmieræ ojca, który w akcie rozpaczy, niemo¿-noœci udŸwigniêcia przyt³aczaj¹cego brzemienia egzystencji pope³nia samobój-stwo? Pod oknami dziedzica, na jego klombie pe³nym ¿ycia od rozkwit³ych ró¿, kos¹ przecina niæ Boskiego daru istnienia, siebie skazuj¹c tym samym na potêpienie, ale i wskazuj¹c na tego, który pogwa³ci³ prawa Bo¿e, bo czy¿ Bóg nie nakaza³ dzieliæ siê wszystkim, a co dopiero pe³ni¹ pañskiego nadmiaru.

10 M. G³owiñski, Labirynt, przestrzeñ obcoœci, w: tego¿, Mity przebrane, Kraków 1994, s. 130.

Wed³ug W³adys³awa Kopaliñskiego kosa symbolizuje ¿ywiciela, jego plon, ale te¿ œmieræ11. „Kosa – równacz nieub³agany wszystkiego, co ¿yje, równy dla wszystkich”12 mo¿e b³yskawicznie zwróciæ swe ostrze ku sytym. To samobójstwo ojca jest przestrog¹, ale te¿ gestem buntu, jedynym – nad którym pan nie ma w³adzy. Samobójstwo staje siê wiêc aktem wolnoœci.

St¹d Jakub-cz³owiek nosi w sobie dog³êbne poczucie krzywdy, wynikaj¹-ce z nierównoœci ludzkich egzystencji. I up³yw czasu nie tylko nie odmienia owego odczucia, lecz tak¿e je pog³êbia, bo jak zrównaæ ¿ycie biedaka z losem bogacza. Dlatego aktem odwetu staje siê zepsucie pa³acowego zegara, a w istocie unicestwienie szydz¹cego czasu. Jakub dziêki temu przedzierzga siê w kreatora czasu teraŸniejszego, praesens perpetuum13, pozbawionego aspektów przesz³oœci i przysz³oœci – to wiecznoœæ nadrealnego œwiata doznañ.

W sypialni jaœnie pani ma miejsce scena z lustrem, w którym narrator dostrzega swego sobowtóra. Nastêpuje tu jakby rozszczepienie na dwa pier-wiastki: duszê, ujawnion¹ poprzez obraz odbity w tafli lustrzanej, oraz cia³o, stoj¹ce przed jego bry³¹. To akt symbolicznego wydzielenia przestrzeni dobra (odpowiadaj¹cego duszy dziecka) i z³a (ucieleœnionego w pe³nym wszelkiej po¿¹dliwoœci ciele mê¿czyzny), bo w ka¿dym cz³owieku obok dobra czai siê z³o, obok godnoœci – haniebnoœæ, obok wartoœci – antywartoœæ14. Dlatego w Jakubie ujawniaj¹ siê równolegle pejoratywne emocje (œmieræ ojca, marze-nia seksualne), ale tak¿e pozytywne doznamarze-nia, gesty szlachetnoœci

wyartyku-³owane wobec szlachciców-patriotów tworz¹cych niegdyœ historiê, mowa wy-rozumia³oœci czy nawet czu³oœci dla cierpienia jaœnie pani. Wymownym tego przyk³adem jest moment, kiedy do pa³acu zje¿d¿aj¹ zaproszeni na bal goœcie.

I wtedy Jakub wy³awia z tej kakofonii wrzawy paradnych bryk skromne dŸwiêki ubogiego zaprzêgu. Oto jak charakteryzuje przybywaj¹cego w progi pa³acu s¹siada:

On jeden, choæ ubo¿szy od innych, przyje¿d¿a zawsze z potrzeby serca. Z wielkiej ongiœ posiad³oœci nieledwie ch³opska zagroda mu zosta³a, choæ nie przejad³ jej, nie przepi³ ani przegra³. A przy tym ani siê temu dziwi³. Chocia¿ jeden szlachet-nie podupad³y. […] W zmursza³ym dworku zajmuje tylko jeden pokój, a i to mu za wiele, jak mówi, bo tylko ksiêgi w nim czyta, œpi i œmierci czeka. […] Lecz jemu jednemu nie mam za z³e tego ubóstwa. Witam go zawsze jak najdostojniej-szego goœcia, wychodz¹c mu naprzeciw a¿ na schody, przed pa³ac, i nawet sam mu pomagam wygramoliæ siê z bryczki i zwykle d³ugo, d³u¿ej ni¿by goœcinny zwyczaj nakazywa³, trzymam w objêciach jego wielkie, zatêch³e cia³o.

(P 30)

11 W. Kopaliñski, Sierp i kosa, w: tego¿, S³ownik symboli, Warszawa 2001, s. 381-382.

12 Tam¿e, s. 382.

13 Zob. S. D¹browski, O pewnej w³aœciwoœci porównania i metafory, „Pamiêtnik Lite-racki” 1965, z. 3, s. 118-119.

14 Zob. A. Tyszczyk, O pojêciu wartoœci negatywnej w literaturze, w: Problematyka ak-sjologiczna w nauce o literaturze, red. S. Sawicki, A. Tyszczyk, Lublin 1992, s. 139.

Nie ulega w¹tpliwoœci, ¿e powy¿sza scena powitania jaœnieje na tle in-nych, które definiuj¹ cz³owieczeñstwo Jakuba. Wyziera z niej poczucie soli-daryzmu z bohaterami sprawy narodowej, którzy zap³acili utrat¹ zdrowia i schedy rodowej za swój heroizm i mi³oœæ ku ojczyŸnie, bo te¿ horyzont ich spraw wyznacza nie pe³ny ¿o³¹dek i podniety cia³a, ale lot ducha ku wy¿y-nom.Wêdrówka narratora po wnêtrzach dworskich jest poszukiwaniem praw-dy o sobie. W wyniku tego procesu okazuje siê, ¿e Jakub nosi w sobie i gniew, i nieustêpliwoœæ, i marzenie bycia kimœ innym ni¿ jest, pe³nego doznania obcej kultury. Ta ostatnia, choæ cudza, przecie¿ go kszta³tuje (to mo¿liwe, gdy¿ w wyniku tzw. procesu opadania, tj. przejmowania kultury szlacheckiej przez ni¿sze warstwy, ch³opi ulegali wp³ywom kultury szlachec-ko-koœcielnej15), tyle ¿e negatywnie, zmuszaj¹c do st³umienia pragnieñ, w zamian pewnoœci i poczucia wartoœci stygmatyzuje pokor¹ i lêkiem. Dlate-go pierwszy etap Jakubowej inicjacji koñczy siê uœwiadomieniem sobie w³a-snej niegodziwoœci i wyartyku³owaniem gniewu, tak¿e poprzez akty wan-dalizmu. I jakkolwiek ciemne strony zaczynaj¹ przewa¿aæ w wizerunku bo-hatera, to jednak mieœci siê w nim tak¿e dobro. Ujawnia siê tu ca³y tragizm cz³owieka, gdy¿ los Jakuba jest biografi¹ ch³opa, a wybór narzuca mu obc¹ rolê bycia panem. St¹d przyrodzone naturze ludzkiej z³o zamiast maleæ na-biera mocy, nic siê nie zmienia w wizerunku dziedzica, bo okazuje siê, ¿e to mo¿liwoœci wyzwalaj¹ w cz³owieku potwora. We wnêtrzach pa³acu dokonuje siê równie¿ symboliczna œmieræ dawnego Jakuba (konieczna, by wejœæ na wy¿szy poziom œwiadomoœci). Kilkakrotnie bowiem powtarzaj¹ siê sceny roz-tratowania, rozdzierania, rozrywania na strzêpy. To zatomizowanie psychiki narratora rozk³ada siê na kilkadziesi¹t scen, w których dominuje ju¿ tylko portret upiora – z³ego dziedzica z Mickiewiczowskich Dziadów. Tragiczny poziom poznania to zmaganie siê z samym sob¹, to jeszcze oznaki niezgody na zaw³adniêcie przestrzeni duszy przez pychê i wystêpek, to psychomachia, której szala, niestety, przewa¿a na stronê z³a.

W dokumencie 11/201411/2014 (Stron 53-56)