• Nie Znaleziono Wyników

Główne stronnictwa i wybitniejsze osoby w tem bezkrólewiu

M. Powożenie Polski i Europy w chwili śmierci Augusta SIL

III. Główne stronnictwa i wybitniejsze osoby w tem bezkrólewiu

Przeznaczeniem każdego u nas bezkrólewia był nie sam tylko wybór króla, ponieważ według przyjętego od dawna zwyczaju, mia­

no w niem przedsiębrać potrzebne również zmiany i napiawy w uizą- dzeniach Rzpltej. Nigdy zaś nie dawała się bardziej czuć niezbę­

dność takiej naprawy, jak właśnie teraz, skoro jest rzeczą pewną, że każdy światlejszy człowiek w Rzpltej spostrzegał grożące ojczy­

źnie niebezpieczeństwa, jeżeli nie wyjdzie z tego stanu bezsilności, w jakim była od pół wieku pogrążona. Wspominaliśmy już pod Augustem III, że dwa głównie objawiały się kierunki co do proje­

któw naprawy. Jeden z nich, mający na celu wzmocnienie władzy rządowej króla i zupełne niemal przeobrażenie foimy rządu, mo- żnaby nazwać vmonarchicznym, a drugi, chcąc) ulepszeń jedynie te­

go co istniało lub przywrócenia do pierwotnej siły dawnych urzą­

dzeń i ustaw, zwał się republikanckim, a oraz i patryotycznym.

Pierwrszy miał więc charakter rewolucyjny, ponieważ dążył do zu­

pełnej przemiany urządzeń społecznych i politycznych, drugi zah był natury zachowawczej. Widzieliśmy dalej, że duszą pierwszego była familia (Czartoryscy), a drugie złożone z wielu rodzin

mo-żnych opierało się na masie stanu rycerskiego. Familia sterując swem stronnictwem utrzymywała w niein zgodę i karność, i szła do celu z zupełną świadomością tego, co zamierzała, gdy przeci­

wnie strona staro-republikancka rozstrzeliwała się na kilka odcieni czyli frakcyj niezgodnych z sobą, które tu bliżej musimy schara­

kteryzować.

Najgłówniejszą była frakcya Jana Klemensa Branickiego, ka­

sztelana krakowskiego i wiel. hetmana kor., złożona z grona ludzi zdolnych i światłych nawet wedle owoczesnej modły, za którymi szły tłumy ziemian. Złączona z sobą przez osobistość samego het­

mana, była narażona na częste intrygi i rywalizacye o wywieranie nań wpływu, któremu częściej ulegał, niżby się na pozór zdawało.

Jedną z najgłówniejszych osób był w tej frakcyi znany nam już Jędrzej Mokronowski, który przeświadczony, że Rzplta nie może się ostać bez ulepszeń mnogich, był za stopniowem tychże wprowadze­

niem ale w drodze legalnej, aby kraj ustrzedz od gwałtownych wstrząśnień, któreby zdaniem jego najsmutniejsze sprowadziły na­

stępstwa a może nawet upadek ojczyzny. Program jego nie stał w całkowitem przeciwieństwie z programem familii, chociaż w nie- jednem ważne zachodziły różnice, a w tern mianowicie, że odrzu­

cał wszystko, co zakrawało na zamach stanu, zupełną przemianę ionny rządu i ścieśnienie wolności stanu rycerskiego. Lecz za to był za uporządkowaniem obrad publicznych przez usunięcie prawa zrywania sejmów i za takiem wzmocnieniem władzy wykonawczej króla, któreby wrolności nie zagrażało niebezpieczeństwem. Chciał przytem, aby król na urzędy i dostojeństwa wybierał z kandydatów podawanych przez wTojewrództwra. Co do wyboru przyszłego króla, był za którym z królewiczów, a gdyby taka kandydatura nie dała się utrzymać, za wyborem wielkiego hetmana koron. Obeznany naj­

wszechstronniej z formami prawnemi, jakie w ciągu wiekówr powy- rabiały się w Rzpltej, pragnął ścisłem przestrzeganiem tychże, umożliwić wdrażanie powolne reform potrzebnych ojczyźnie. Wpływ Mokronowskiego na hetmana był znaczny, lecz gdy na dworze te­

goż za wiele kręciło się ludzi i zazdrosnych nie brakło, starano się wpływ ten osłabiać a nawet podkopywać, czem krzyżowano nie je­

dno, co mogło być najużyteczniejszem. Sam Branicki wskazał w me- moryale podanym (1762 r.) dworowi francuskiemu, jakich sobie

ży-2*

20

czył reform, a tak nie potrzebujemy ich tu bliżej rozpatrywać.

Frakcyą hetmańską możnaby także nazwać francuską i dyplomaty­

czną, ponieważ wierzyła w możność nakłonienia dworów szczegól­

niej katolickich w Europie do dania pomocy Rzpltej i utrzymania jej niezależności. Dodać tu jeszcze musimy, że jak sam hetman, tak i całe otoczenie jego nie liczyło bynajmniej na własne siły narodu, ale spodziewało się pośrednictwa wspomnionych dworów, intereso­

wanych w utrzymaniu całości Rzpltej już dla samej równowagi po­

litycznej w Europie.

Frakcya Potockich miała charakter możnowłftdczy. Ród ten począwszy od Zygmunta III doszedł do ogromnych dostatków i zna­

czenia w Rzpltej, a mając rozległe dobra we wszystkich stronach Polski, rozrządzał bardzo liczną wszędzie klientelą szlachecką. Po­

toccy nie mieli wybitnego programu, jeżeli nie nazwiemy piogia- mem zamiaru utrzymania pod każdym względem tak zwanego „sta­

tus ąuo“ w Rzpltej. Byli przeciwnikami wszelkich reform, a szcze­

gólniej nie chcieli zezwalać na najmniejsze wzmocnienie władzy kró­

lewskiej, która ich zdaniem r tak już była wielką. W edle nich po­

winno było wszystko pozostać w dotychczasowym mniej więcej sta­

nie. ale należałoby zmniejszyć wpływ ziemian na sprawy publiczne, a zwiększyć znacznie prerogatywy możnych panów, którzyby tern samem zajęli z prawa wyższe stanowisko społeczne w Rzpltej. Aie byli przeciwni pomnożeniu siły zbrojnej, byle ją tylko zostawiono jak dawniej pod wyłącznym rządem hetmanów, których po staremu uważali jako głównych obrońców wolności. Pragnęli przytem odjąć królowi prawo rozdawnictwa urzędów, dostojeństw i chleba zasłużo­

nych, a uposażyć niem czy to senat, czy też jakąś radę nieustającą, z możnowładców złożoną. Rodowa niechęć ku Czartoryskim wiodła ich do przeciwnego obozu, a dochodziła do tego stopnia, że gotowi byli stawać z nimi w przeciwieństwie i to nawet wtedy, gdyby Czartoryscy wedle ich myśli zamierzyli urządzić Rzpltę. Ambitni przytem i dumni nie mieli podczas bezkrólewia ani jednego w swym rodzie człowieka wyższych zdolności, zasługującego na miano męża stanu. Stali więc jedynie dostatkami swemi, liczną klientelą i huf­

cami dworskiemi, lecz nie byli zdolni do odegrania roli pierwszo­

rzędnej, a co więcej, mimo trawiącej ambicyi nie mieli na to odwagi.

Łącząc się zresztą z frakcyą hetmańską mieli swe odrębne celiki

i widoki i odstrychali się często od łącznego współdziałania, przez co więcej szkodzili niż pomagali tym, z którymi pozornie szli ręka w rękę.

Trzecią frakcyą była Radziwiłłowska, zgrupowana około księ­

cia Radziwiłła, wojewody wileńskiego, najmożniejszego pana w Rpltej, którego wojsko nadworne było liczniejsze i lepiej w potrzeby wo­

jenne opatrzone, niż armia litewska. Książe Karol miał serce po­

czciwe i chęci najlepsze, ale w skutek zaniedbanego najzupełniej wychowania nie miał ani ukształcenia ani tej nauki, bez której nie­

podobna było użytecznie wpływać na bieg spraw publicznych. Gwał­

towny i namiętny, był zawsze gotów, zwłaszcza gdy sobie podocho- cił, uciekać się do przemocy, a mając i zbrojne hufce i liczną na­

der klientelę, rwał się bez namysłu do czynu. Najmilszym był mu dotychczasowy bezrząd, ponieważ nie ujmował go w karby ustaw, ale zostawiał wszystko dowolności tych, którzy mieli siłę w ręku.

Nie chciał też właściwie żadnych ulepszeń, a byle znienawidzeni przezeń Czartoryscy nie zdołali trząść Rpltą, a on mógł za to da­

wnym trybem dokazywać z swymi przyjaciółmi, nie pragnął nic więcej. Że zaś był hojny i po pańsku obdarzał, a przytem nadętą nikogo nie drażnił dumą, lgnęła doń zepsuta szlachta gromadnie i widziała w nim największego męża w Rpltój. Lecz jakkolwiek zyskując wojewodę wileńskiego, zyskiwało się liczebnie, nie był to przecież przyrost sił ważny, ponieważ z nim wchodziły w spółkę żywioły zbyt anarchiczne, by się można było spodziewać we wspólnej z nimi robocie skutku pomyślego. Jedyną ważniejszą zaletą Radzi­

wiłła było, że można było wywierać wpływ nań zbawienny, i że przyłączywszy się do jakiej strony, nie porzucał jej, chociażby miał wszystko poświęcić. Co do zapatrywania się na stan Rpltej był zbliżony do Potockich, ale ulegał najbardziej wpływowi Branickiego.

Czwartą frakcyą było dawniejsze stronnictwo dworskie saskie, złożone z wielu znakomitości Rpltej, jak Wacław Rzewuski wojewo­

da krakowski, Bieliński wiel. marszałek kor., Mniszech marszałek nadworny kor., Wesel podskarbi kor,, Sołtyk biskup krak. i Kra­

siński biskup kamieniecki i inni. Wybitniejszą postacią w tej fra- kcyi był Wacław Rzewuski, czciciel cnót dawnych a rozmiłowany aż do marzycielstwa w swobodach stanu rycerskiego i starodawnych kształtach Rpltej. Chciał wprowadzenia ładu i porządku, ale w dro­

22

dze ustawami przepisanej. Wierny i przychylny domowi saskiemu był przecież za zupełnie wolnym wyborem króla. Wzrósłszy w wyo­

brażeniach tradycyjnych przeszłości ojczystej i obeznany z nią i u- stawami, szukał w nich tylko i w cnotach obywatelskich zbawienia.

Nie mógł nie spostrzegać opłakanego stanu ojczyzny, jej poniżenia a nawet zawisłości, i dlatego przemawiał zawsze za pomnożeniem wojska: lecz był przytem najżarliwszym przeciwnikiem odmiany for­

my rządu, naruszenia praw zasadniczych Rpltej, lub ścieśnienia wol­

ności ziemian w ogóle, a wolnego głosu w szczególe. Widział złe, wynikłe z wadliwych urządzeń, a jednak chciał je leczyć temi sa- memi ustawami, które się już całkiem przeżyły i dlatego w najzu­

pełniejszej były sprzeczności z duchem czasu. Ceniąc wielce formy przyjęte, był przeświadczony, że przy zachowaniu form tych będzie można w drodze legalnej naprawić całą budowę Rpltej i przywrócić jej dawną świetność, siłę i potęgę. Republikanin ten staropolskiego kroju, mający pradawne wyobrażenia o wszystkich urzędach a szcze­

gólniej o buławach, kochał niewątpliwie ojczyznę, której szczęścia i chwały pragnął, lecz był więcej teoretykiem niż mężem czynu, któryby nie oglądając się na formy i nie oddając im czci bałwo­

chwalczej, gotów był je przełamać, byle dojść do celu zamierzonego.

Czartoryscy zarzucali mu służalstwo i podłe schlebianie dworowi, czego przecież brać nie można dosłownie, chociaż Rzewuski był istotnie bardzo uległym dworowi i trzymał z nim przeciw familii w ostatnich latach panowania Augusta III. O Sołtyku będziemy mówić obszerniej w sprawie dyssydentów, a o Weslu, Antonim Lu­

bomirskim wojewodzie lubelskim, Krasińskim i innych w opisie kon- federacyi barskiej.

Stronnictwo przeto republikanckie, powstałe w czasie bezkró­

lewia z połączenia trzech właściwie stronnictw to jest: możnowładcze- go, ziemiańskiego i saskiego, było mimo przewagi liczebnej daleko słabszem, niżby się na pozór zdawało, ponieważ brakowało mu je­

dności i zgodności w działaniu, a przy każdej kwestyi ważniejszej przychodziło do rozbiegania się w odmiennych kierunkach. Ta nie­

spójność przeszkadzała wytworzeniu się dobrej organizacyi, zestrze- liwającej wszystkie siły w jedno główne ognisko, z którego można- by potężnie na przeciwników uderzać. Każda frakcya szła sobie samopas, a pozorna łączność zrywała się przy lada sporze. Nie

ufano zresztą siłom własnym i nie chciano ponosić znaczniejszych ofiar, a dlatego żebrano pomocy chociażby tylko pieniężnej od dwo­

rów przyjaznych jak saski, francuski i wiedeński. W początkach było przechwałek wiele a nawet zbytniej ufności w swą potęgę, lecz gdy przyszło do czynu, upadła odwaga i nie umiano chwytać się środków ostatecznych, aby ocalić ginącą niepodległość. Chorowita wyobraźnia, która się wylęgła wśród ówcześnej ciemnoty, wydała rozmaite uprzedzenia, będące wiarą i przekonaniem politycznem wię­

kszości stronnictwa republikanckiego. I tak uroiwszy sobie, że Pol­

ska nierządem stoi, nie chciano nań się targnąć, aby przez to nie wywołać zaburzeń i nie dać sąsiadom dogodnej sposobności winię- szania się w sprawę i pokrzywdzenia Rpltej. Wmawiano dalej w sie­

bie, że~skoro istnienie’Polski potrzebnóm jest do utrzymania równowa­

gi w Europie, główne mocarstwa nie mogą przyzwolić na uszczuple­

nie jej granic, z czego wywnioskowano, że dość tylko zamanifestować przeciw krokom zaborczym tego lub owego sąsiada, by pobudzić Europę do zagrożenia mu wojną! Gdy przeto z powodu tych przy­

puszczeń złudnych nie obmyślono obrony własnej, mamiono się dzie­

cinną nadzieją, że nietylko dwory katolickie, a szczególniej francuski nie dozwolą szyzmatyckiej Moskwie burmistrzować w Polsce, ale nawet Turcya nie ścierpi wkroczenia wojsk moskiewskich w dzier­

żawy Rpltej.

Stronnictwo familii będące pod kierownictwem obu braci Czar­

toryskich, Michała i Augusta rozrządzało nietylko młodszem po­

koleniem rodu tego, między którem celował Adam, jenerał ziem podolskich, i kasztelanicami krakowskimi, których było czterech, a mianowicie: Kazimierz podkomorzyc kor., Jędrzej jenerał austrya- cki, Michał duchowny i Stanisław August stolnik litewski, lecz wciągnęło i innych jeszcze do wspólnej roboty. Należeli doń bo­

wiem prócz Ogińskiego pisarza polnego litew., zięcia Michała Czar­

toryskiego, Masalski hetman w. lit. z synem biskupem wileńskim, obaj z nienawiści ku Radziwiłłowi wojewodzie wileńskiemu, Fleming podskarbi lit., Mostowski wojewoda pomorski, Jędrzej Zamoyski wo­

jewoda inowrocławski, Stanisław Lubomirski, strażnik kor. i inni.

Jędrzej Zamoyski, którego śmiało można zaliczyć do pierwszorzę­

dnych znakomitości polskich XVIII wieku, był człowiekiem wysoko uzdolnionym i ukształconym. Prawy i w postanowieniach swych

24

niezłomny, kochał ojczyznę szczerze, a przewidując jej nieochybny upadek, jeżeli dalej trwać będzie w swym bezrządzie, upatrywał w utworzeniu silnego rządu i rozszerzeniu opieki ustaw do wszyst­

kich zarówno warstw mieszkańców jedyną nadzieję ocalenia. Jak więc pierwszy z Polaków XVIII wieku powziął myśl polepszenia doli włościan i wykonał ją w praktyce, zanim inni znagleni okoliczno­

ściami za jego poszli przykładem, tak połączył się z familią, której program co do przekształcenia rządu Upitej i zaprowadzenia w niej ładu i porządku zgadzał się z jego własnem przekonaniem. Stron­

nictwo familii zyskało na jego przystąpieniu nader wiele, ponieważ był mu nader użyteczny swemi zdolnościami, nauką i prawością nieposzlakowaną. W stronnictwie tern było wielu ludzi zdolnych, których familia z korzyścią używała dla sprawy podjętej, którzy je­

dnakże z powodu staro szlacheckich uprzedzeń, nie byliby mogli ża­

dnej odegrać roli. Czartoryscy bowiem wyżsi nad uprzedzenia p o - \ dobne, garnęli zewsząd ludzi, w których tylko zdolność i ukształ- cenie spostrzegli bez względu na ich ród i pochodzenie, a przecią­

gnąwszy ich do siebie nadzieją stanowisk zaszczytnych w Upitej, której zamierzono inne nadać kształty, mieli w nich pracowników gotowych, wykonywających z zapałem każde polecenie. Lecz naj­

większą siłą stronnictwa tego była doskonała jego organizacya, ze­

spalająca wszystkich w jedno, i dlatego nie było tu nigdy rozbie­

gania się w rozmaitych kierunkach. Nie dziw przeto, że mimo szczupłości swojej stronnictwo to miało przewagę nad przeciwnem.

Główną osobą w każdem bezkrólewiu był zwykle prymas, za­

stępujący w niem króla. Godność tę piastował obecnie Władysław Lubieński, mąż w gruncie dobry, a nawet dość uczony i mający w czynnościach publicznych wprawę, której nabył bawiąc dłuższy czas w Dreźnie jako sekretarz królewski do spraw polskich. Lecz był to człowiek miałkiego rozumu, a dumny ze swego stanowiska, o którem jak nie mniej o godności swojej przesadne miał wyobra­

żenie, popadał w nadętość i napuszystość nieznośną. Duma zaśle­

piała go do tego stopnia, że w swej osobie upatrywał skupioną go­

dność całej Upitej. Z tego też względu, byle dogodzono próżności jego osobistej, byle we wszelkich z nim stosunkach zachowane były formy najściślejszego ceremoniału, mniemał natychmiast, że zadość się stało godności Upitej, a wśród zręcznie sypanych mu kadzideł

nie spostrzegał bynajmniej, jeżeli ubliżono powadze i niezależności narodu. Lubieński zawdzięczał wprawdzie wyniesienie swoje na tę godność wyłącznie Augustowi III, któremu długi czas poprzednio dworował najusilniej, lecz zasiadłszy na katedrze gnieźnieńskiej, zaczął powoli uchylać się od współdziałania z dworem, wiążąc się na przemian to z familią, to z stronnictwem staro-republikanckićm.

Nie powodował się tu przekonaniem tern lub owein, ale szedł głó­

wnie za popędem swej dumy. Zdaniem jego nie pozwalała mu go­

dność prymasowska, pierwsza po królu w Iipltej, być uczestnikiem tylko tego lub owego stronnictwa, ale że przeciwnie jako prymas powinien mieć własną politykę i być rozjemcą między stronnictwa­

mi. Do tego przecież nie miał odpowiednich zdolności i siły cha­

rakteru, a mimo nadętości swojej był bawidełkiem w ręku zręcznych intrygantów, którzy schlebiając jego dumie, robili z nim, co chcieli.

Dokąd żył król, było pozyskanie prymasa nabytkiem ważnym dla każdego stronnictwa, lecz w bezkrólewiu stanowiło pół wygraną.

Nie dziw przeto, że każde z obu głównych stronnictw starało się przeciągnąć go do siebie.

IV. Zabiegi wewnętrzne i postronne. Rada senatu w Warszawie (7 listopada 1763). Prymas przy­

znaje Katarzynie II i Fryderykowi III tytuły dotąd