• Nie Znaleziono Wyników

Aż do koronacyi swej szedł Stanisław August ręka w rękę z wujami, ponieważ zgodność była niezbędną. Do tego też czasu powodował się ich radą, a wspierany ich doświadczeniem i wpły­

wami nie działał w niczem na własną rękę. Lecz począwszy od sejmu koronacyjnego zaczęły się rzeczy inaczej szykować. Bracia królewscy a szczególniej podkomorzy kor. pragnęli wpływu i zna­

czenia, a Branecki, starosta halicki, przyjaciel jeszcze petersburski pana stolnika, który i w Petersburgu i w bezkrólewiu nie raz za niego się naraził na niebezpieczeństwo, wzdychał do stanowiska wpływowego i wysokiego przy dawnym przyjacielu. Nie brakło też wielu innych, który zewsząd się cisnęli do nowego króla, aby wyzyski­

wać dawną z nim zażyłość. Wszyscy więc tacy spiknęli się z so­

bą, aby uwolnić króla z pod opieki, jak mówili, wujów, którzy się z nim obchodzą gdyby z małoletnim i sami rządzą w jego imieniu.

Stanisław August był uosobioną próżnością, nie dziw przeto, że chętnie słuchał pochlebstw, a chcąc okazać, że nie uznaje żadnej nad sobą opieki, zaczął się powoli usuwać z pod wpływu wujów i innych zasięgać zdania a szczególnie podkomorzego kor., któremu nie można odmówić przebiegłości a nawet zręczności w kierowaniu sprawami.

Nie można tego za często powtarzać, że chociaż Czartoryscy zbłądzili ciężko sprowadzeniem Moskwy, pod której zasłoną chcieli wdrażać swe reformy, a tem samem wzięli na siebie odpowiedzial­

ność za wszystkie następstwa tego kroku, nie wolno ich przecież pomawiać o jawną zdradę lub chęć zgubienia ojczyzny. Brali wpra­

wdzie od Moskwy pieniądze na swe roboty a nawet pensye jak n. p.

wojewoda ruski, i narażali Iizpltę na znaczny uszczerbek obiecaneiu

uregulowaniem granic i ustępstwami w sprawie kurońskiej, lecz mi­

mo tego było zawsze właściwą, ich myślą, wzmocnienie Polski z po­

mocą, Moskwy, aby następnie i samejże opiekunce tej mogła się opierać. Z tego więc względu nie myśleli iść na oślep za natchnie­

niami dwom moskiewskiego, lub wspierać wszystkie jego plany, ale przeciwnie wyzyskując zręcznem manewrowaniem ufność carowy, przy­

wieść Iłzpltę do tego stopnia potęgi, by się mogła bez wszelkej obejść pomocy obcej. Do sejmu koronacyjnego kierowali sami wszy- stkiem, i dlatego mogli swój dobrze ułożony plan przeprowadzić bez przeszkody, a gdy i Stanisław August z początku myśli ich podzielał, spodziewali się z wszelką pewnością, że i dalej rzeczy tymże pójdą torem. W rzeczywistości przecież było inne zapatry­

wanie się króla, który czuł aż nadto, że będąc dziełem rąk caro­

wy, o tyle jedynie może liczyć na trwałość swego panowania, o ile będzie przez nią wspierany. O wyłamaniu się zatem z pod wpływu Moskwy nie myślał nigdy na prawdę, a tem mniej mógł sobie ży­

czyć, by Rzplta z pod tego wpływu się uwolniwszy, o własnych stanęła siłach, ponieważ lękał się nie na żarty, że wówczas spędzo- noby go z tronu, na którym go obca osadziła przemoc. Miasto więc wspierać wujów w tem usiłowaniu, miasto starać się o odwo­

łanie wojsk moskiewskich, ścieśniał sam węzły swej i Iizpltej za­

wisłości, powodując się radą wspomnionych przyjaciół, przezco sta­

nął w przeciwieństwie z dążeniami i zamiarami wujów. Trzeba też z wielką uwagą i bez uprzedzeń rozpatrzeć te stosunki i roz- biegające się dążenia, chcąc dokładnie zrozumieć wszystkie nastę­

pne wypadki.

Pierwsze właściwie nadwątlenie wzajemnej ufności nastąpiło zaraz po elekcyi z powodu Braneckiego. Gdy bowiem Stanisław August chcąc go wynagrodzić przyrzekł Henrykowi Bruhlowi, że postara się na sejmie konwokacyjnym, o potwierdzenie szlachectwa jego, jeżeli w zamian ustąpi jeneralstwo artyleryi kor. Braneckiemu, nie mogli rozgniewani o to wujowie cofnąć rzeczy uknutej bez ich wiedzy lecz postanowili lepiej się mieć na baczności i tem silniej­

szą uzyskać w narodzie podstawę. Po pierwszej próbie działania na własnę rękę zaczęło się coraz śmielsze wyłamywanie z pod wpływu wujów, do czego zachęcali pochlebcy dworscy, drażniąc go częstem powtarzaniem, że jest malowanym tylko królem, gdy

rze-i

112

czywistość władzy dzierżą wujowie rozrządzajcy wszystkiem. Przy­

czyniali się do tego naprężania stosunków ci z dawnych przeci­

wników familii, którzy za pośrednictwem braci i przyjaciół króla ofiarowywali mu swe usługi po województwach w jednaniu dlań umysłów, jeżeli tylko da im możność po temu. Król okazał się tern skorszym do tego, ponieważ chciał za radą swych przyjaciół utwo­

rzyć osobne dla siebie stronnictwo, z którego znów pomocą zamy­

ślał dojść do samowładztwa. Najczęstsze zatargi jego były z ks. wo­

jewodą ruskim, który nieubłagany w prześladowaniu dawnych prze­

ciwników familii, usuwał ich od wpływu w województwach ruskich, jak szczególniej Chołoniewskich, Grocholskich, Czetwertyńskich, Bo­

gatków i innych, gdy król znowu idąc za radą braci swoich chciał im właśnie nadawać rozmaite urzędy i godności ziemskie, aby ich przerobić w swoich partyzantów. Ptozdraźnienie zaś między królem a wojewodą doszło do najwyższego stopnia z powodu jenerała Gra­

bowskiego, komendanta gwardyi litewskiej, który okazał nieposłu­

szeństwo litewskiej komisyi wojskowej jako dowódca obu pułków sto­

jących niby pod bezpośrednim rozkazem króla, a dlatego właśnie znalazł u tegoż otuchę i obronę przeciw komisyi wbrew życzeniu wojewody ruskiego, który chciał ukarania jenerała.

Ks. kanclerz litewski do którego król często się udawał ze skargami na wojewodę ruskiego, lub z usprawiedliwianiem własnych postępków, a częściej jeszcze o radę w sprawach ważniejszych, skłaniał go nieustannie do utrzymywania zgody tak niezbędnej, bez której nic dobrego nie da się zrobić, ani dla familii, ani dla narodu.

Piadził mu przytem, aby polegał na doświadczonem zdaniu wojewody ruskiego, a nie dowierzał tym, którzy byli zawsze przeciwnikami familii, a byle tylko uzyskali sposobność po temu, ugrupują się znów w silną opozycyą, z którą walka może być dość trudna.

Ostrzegał go również jak najmocniej przeciw pochlebcom dworskim, którzy weń wmawiają, aby nietroszcząc się o formy przyjęte, rzą­

dził wedle własnego upodobania. Przedstawiał mu często obowiązki króla polskiego, wolnie obranego i upominał, aby nie wzdychał do prerogatywy samowładnie rządzących, dowodząc, że skoro potrafi pozyskać miłość i zaufanie narodu, a dążyć będzie do prawdziwego uszczęśliwienia ojczyzny, będzie miał większą, bo pewniejszą wła­

dzę niż tamci. Wykazywał mu przytem, że podejrzliwość i obawa

i

0 swe swobody są naturalne w wolnym narodzie, który nie radby je utracił, lecz że ta obawa znika, skoro naród się przekona o pra­

wych i rzetelnych zamiarach swego zwierzchnika. Słowem rady księ­

cia kanclerza lit. były trafne i zbawienne, ale król rzadko kiedy powodował się niemi.

Widzieliśmy, że zaraz po wyborze Stanisława Augusta król pruski dopuścił się gwałtów na pograniczu Rzpltej a pomimo listu elekta i wysłania Aleksandra Czartoryskiego łowczego kor. do Ber­

lina nie nastąpiło zadośćuczynienie, a nawet przeciwnie przyszło niebawem do nowych pokrzywdzeń. Powód do nich dało cło jene- ralne, które uchwalono już na sejmie konwokacyjnym a zatwierdzo­

no na koronacyjnym, aby zasilić skarb Rzpltej, nie mogący inaczej podołać wydatkom. Gdy zaś większa część towarów sprowadzanych do Polski przybywała właśnie z dzierżaw króla pruskiego, zaczął więc uważać owo cło jeneralne jako szkodliwe swemu państwu 1 przeciwne dawnym traktatom, i zagroził odwetem. Rzeczywiście powstała wkrótce w Kwidzynie nowa komora na Wiśle, obwarowa­

na bateryami, gdzie nadmierne wybierano opłaty od wszystkiego, co tylko z Polski na tej rzece spławiano do Gdańska. Tern mógł zruj­

nować Rzpłtę, ponieważ uniemożebniał spław drzewa, zboża i wszel­

kich innych ziemiopłodów i przedmiotów wywozowych. Narzekanie było też powszechne w Polsce na owo cło kwidzyńskie, a byli i ta­

cy, którzy wprost twierdzili, że nowy król przyzwoleniem z góry danem na cło rzeczone, kupił sobie poparcie przez Fryderyka kan­

dydatury jego. Stanisław August był w niemałym kłopocie, a za radą ks. kanclerza lit, -wystosował nader ostrą notę do Fryderyka, upraszając równocześnie carową o pośrednictwo i opiekę, której przesłał odpis tej noty. Katarzyna poleciła Paninewi, aby z jednej strony zganił królowi polskiemu porywczość, z jaką wyzywał po­

tężnego sąsiada, a z drugiej wszelkich dołożył starań u Fryderyka II, by go skłonić do zniesienia owej komory w Kwidzynie. Wdanie się moskiewskie, miało skutek o tyle pożądany, że Fryderyk za­

strzegłszy sobie ułożenie się późniejsze w sprawie ceł wzajemnych, zniósł komorę kwidzyńską, za co natychmiast Stanisław August najpokorniejsze złożył dziękczynienie u stóp tronu swej opiekunki.

Tymczasem wynurzała się coraz groźniej sprawa dyssydencka o której przebiegu musimy tu pomówić z kolei. Wiemy z

poprzednie-Sclimitt. Dzieje Polski. U. o

114

go, że za życia jeszcze Augusta, Piotr III zawierając przymierze zaczepno-odporne z królem pruskim, zastrzegł w nim wyraźnie, obronę dyssydentów polskich, dla których chciano wymusić jeżeli nie zupełne równouprawnienie obywatelskie, to przynajmniej dogo­

dniejsze stanowisko w Rzpltej. Nie wchodzimy tu w rozbiór pytania, czy oba te mocarstwa miały prawo mięszania się w sprawę wewnę­

trzną Rzpltej, jaką była dyssydencka ponieważ tu nie mogło być mowy o prawie, które Polska jako państwo niepodległe miała po swej stronie, ale stał fakt wyraźny, że oba dwory, z których każdy sam mógł wystąpić przeważnie przeciw bezbronnej Rzpltej, posta­

nowiły opiekować się współwiercami swymi w jej dzierżawach. Przy­

mierze to nie weszło wtedy w życie z powodu detronizacyi Piotra, lecz gdy je Katarzyna II odnowiła (1764 r.) stanęła zaraz sprawa dyssydencka w Polsce na porządku dziennym u obu mocarstw są­

siednich; widzieliśmy zresztą, że już od dawna Moskwa opiekowała się dyzunitami polskimi, a za panowania Augusta III zbierali jej ajenci prawdziwe i urojone dowody mniemanego ich prześladowania i domagali się dla nich w drodze dyplomatycznej wymiaru spra­

wiedliwości. Dzięki też nieoględności rządu polskiego była każda prawie cerkiew prawosławna punktem oparcia dla propagandy mo­

skiewskiej, wciskającej na stanowiska nawet wpływowe partyzantów moskwicyzmu, których już nie mało było za Augusta III. W bez­

królewiu wzmogły się ich nadzieje, skoro ujrzeli, że carowa działa w sojuszu i związku z familią. Jerzy Koniski, szyzmatycki władyka mohylewski wystosował też zaraz (w grudniu 1763 r.) skargę do Katarzyny na ucisk, jakiego cerkiew prawosławna doznaje w Rzpltej, gdy jej prześladowcy, nie powściągani przez nikogo w bezkrólewiu, srożą się przeciw prawowiernym, w skutek czego nie jeden już ka­

płan z bojaźni przeszedł na unią. Błagał więc carowę o pomoc i opiekę. Równocześnie z jego skargą przyszło doniesienie od mo­

skiewskiego metropolity w Kijowie, wykazujące szczegółowo, ile to cerkwi prawosławnych zabrano przemocą dla unitów. Zażalenia po­

dobne były bardzo na rękę Katarzynie, ponieważ dostarczały jej pozorów do wmięszania się w tę sprawę, a mogła uchodzić przy- tem za opiekunkę pokrzywdzonych.

Mimo nalegań moskiewskich, nie uwzględnił sejm konwokacyj- ny zażaleń innowierców, a w „pacia comenta“ weszło zastrzeżenie

a

tych praw jedynie, jakie im przyznawały nieprzyjazne im konsty- tucye z lat 171/, 1733 i 1736. Chociaż przeto w przysiędze kró­

lewskiej mieściła się dawna formułka, że utrzyma pokój między rozróżnionymi w religii chrześciańskiej i nikogo z powodu wyzna­

nia ani sam uciskać nie będzie, ani uciskać lub prześladować nie dozwoli, nie miało to przecież doniosłości dawnej, ponieważ powo­

łanie się poprzednie w tejże przysiędze na „pacta conventau wska­

zywało najwyraźniej, że przyrzekł utrzymać ów pokój w granicach tam zakreślonych. Tak zrozumieli rzecz sami innowiercy i nie omie­

szkali donieść o tem wcześnie do Berlina i Petersburga, aby przed koronacyą jeszcze uzyskać korzystną dla siebie zmianę. Fryderyk, który sam nie chciał z żadną w tej mierze występywać inicyatywą, przekonał łatwo carowe, że mając wpływ przeważny w Polsce, mo­

że na seryo upomnieć się o prawa innowierców. Katarzynie niepo- trzeba było i takiego bodźca, poleciła więc Paninowi, aby Repni- na upomniał do wejścia bezzwłocznie w układy z nowoobranym królem i znakomitszymi obywatelami co do innowierców. Stosownie do polecenia wezwał ( jf paździer. 1764 r.) Panin posła, aby w myśl instrukcyi carowy starał się przez króla i przychylnych panów wy­

jednać dla innowierców to wszystko, co tylko na teraz dla nich uzyskać można, gdyby było niepodobna przesadzić całkowitego przy­

wrócenia praw dawnych, jakie im wydarto. Wyłożywszy mu obszer­

nie, że honor i sława carowy, a oraz interes Moskwy wymaga koniecznie, aby ile możności zadość się stało słusznym żąda­

niom innowierców, upoważnia go do użycia nawet groźby, że te same wojska, które dotąd z bezinteresownego rozkazu carowy pra­

cowały nad utrzymaniem spokojności Rzpltej, zostaną dalej w jej dzierżawach i nie wyjdą aż po zupełnem załatwieniu sprawy dys- sydenckiej.

Repnin przystąpił zaraz do wykonania otrzymanych poleceń, lecz po rozmowie z królem, Czartoryskim i prymasem nabył sam przekonania, że sprawra ta wywoła w sejmie opór największy. Od­

pisując więc Paninowi, oświadczył otwarcie, że należałoby zarzucić sprawę tę niewdzięczną, zwłaszcza gdy między innowiercami niema wcale ludzi znakomitych, o którychby warto czynić tyle zachodu.

Lecz odpowiedziano mu ponowieniem rozkazu, aby sprawę tę po­

pierał najmocniej, ponieważ tego wymaga honor państwa moskiew-S*

a

116

skiego i osobista sława carowy. Zaczął więc silniej nalegać podczas sejmu koronacyjnego na króla i prymasa i tyle wskórał, że Stani­

sław August wbrew zdaniu swoich doradców a więc i obu wujów wniósł przez prymasa sprawę innowierców na jednem z posiedzeń sejmowych. Wniosek odrzucono bezwzględnie, przyczem nie brakło mocnych nawet pogróżek przeciw prymasowi. Wyznaczono tylko jak wiemy komisyą do konferencyi z posłem moskiewskim o traktat 1686 r. i uregulowanie granic, przyczem można było zawsze spra­

wę innowierców poruszyć. Repnin donosząc o tern dworowi swemu, zwalił winę na Czartoryskich głównie, że sprawa dyssydentów upa­

dła na tym sejmie. Lecz carowa pobudzana ciągle przez króla pru­

skiego nie myślała ustąpić, a Repnin otrzymał (J§ lutego 1765 r.) nowe polecenie, aby przedstawił królowi, że rząd moskiewski dotąd spraw polskich nie będzie uważał za całkiem uporządkowane, do­

kąd nie nastąpią ulepszenia na korzyść dyssydentów według zasad sprawiedliwości i praw Rzpltej, i że gotów w razie oporu użyć na­

wet zbrojnej interwencyi. Polecono mu przytem, aby jeszcze raz do­

świadczył, czyli nie zdoła przekonać Czartoryskich, a gdyby byli nieugięci, aby wyzyskując oziębienie ku nim króla, stanowisko te­

goż starał się wzmocnić, ale mu oraz odradzał wprowadzanie no­

wości, któreby go mogły zwaśnić z Prusami i Moskwą, a tern sa­

mem nadwątlić zgodę mocarstw północnych, potrzebną do utworze­

nia zamierzonego przez carowę związku północnego z Moskwy, Prus, Polski, Danii i Anglii, dla przeciwstawienia go związkowi dworów burbońskich z Austryą. W końcu wynurzono nawiasowo życzenie, aby Stanisław August ożenił się z królewną portugalską, co mo­

głoby nader być korzystnem dla związku północnego.

Na ponawiane nalegania Repnina, aby król przyłożył rękę do załatwienia sprawy innowierców, wystosował tenże (20 kwietnia) list do carowy, w którym jej dowodził, że robił wszystko w tej sprawie, co tylko było możebnem, lecz że niepodobna było przezwyciężyć oporu sejmu, i że sam nawet prymas za przyjazne w tej mierze przemówienie, był narażony na niebezpieczeństwo. W tern przybył (11 lipca 1765 r.) do Warszawy Koniski ów władyka mohilewski, a wyjednawszy sobie u króla posłuchanie, użalał się na ciężki ucisk wiary prawosławnej, której cerkwie zamykają, gdy żydowskie bu- źnice wolno otwierać. Wręczył też prośbę, na co mu król

odpowie-dział, że wejrzy pilnie w rzecz całą i wszystko przywróci wyznaw­

com cerkwi wschodniej, na co tylko wykażą nadane sobie prawa i przywileje. Kazał mu jednakże czekać na przyjazd podkanclerze­

go lit. Przeździeckiego. Ministrowie Rzpltej otrzymawszy skargę, wezwali osoby w niej wyrażone do tłumaczenia, co Koniski za no­

wy gwałt poczytał twierdząc, że tein właśnie kościół prawosławny na nowe tylko będzie narażony prześladowania. Chciał więc pręd­

kiej rezolucyi, ponieważ nie ma o czem czekać w Warszawie. Mi­

mo jego użaleń nie odstąpili ministrowie od swego.

Gdy sprawa dyssydentów na tej stanęła stopie, a Moskwa nie przestała nalegać, był Stanisław August za wszelkiemi ustępstwami, nie tyle zapewne z zasad prawdziwej słuszności lub z przekonania 0 potrzebie wolności sumienia, ile z chęci dogodzenia carowy, któ­

rej był służalcem bardzo wiernym. Zwierzył się też ks. kanclerzowi lit. z postanowieniem swojem wymierzenia zupełnej sprawiedliwości innowiercom, co nie właściwie wedle przyjętej przez Prusy i Mo­

skwę formułki nazywał „tólerancyą“ zapomniawszy, że w tej nawet dobie była w Rzpltej tolerancya, ale nie było wolności sumienia.

Ks. kanclerz lit. odpisał, że tolerancya względem dyssydentów, któ­

rą król przeprowadzić zamierza, jest wprawdzie w zasadzie dobra 1 chwalebna, lecz trzeba nader oględnie i ostrożnie w tein postę­

pować, aby nie spłoszyć i nie wyzywać gorliwców i świętoszków, którzy zaraz straszną gotowi wzniecić wrzawę. — Twierdził bowiem, że naród jest jeszcze ciemny, a nagłym krokiem sprowadziłoby się zaburzenie, które najszkodliwsze może mieć następstwa. Zdaniem jego należy iść stopniami, aby wszystkiego nie popsuć, czyli inne- mi słowy nie był za zadośćuczynieniem Moskwie, do czego go i polityczne skłaniały względy.

118

XXI. Nieporozumienia króla z wujami wzrastają.