• Nie Znaleziono Wyników

Czy musimy wiedzieć, że mówimy prozą czyli o samoświadomości turysty

W dokumencie turystyki kulturowej w Polsce (Stron 155-160)

Kategoria turystyki kulturowej jest znana przede wszystkim w dyskursie naukowym oraz w branży turystycznej. Jaka jest jednak samoświadomość turysty kulturowego? Czy on sam postrzega się jako "specyficzny gatunek"

turysty?

Nie może być wątpliwości, że turyści kulturowi istnieją, natomiast z całą pewnością znakomita większość z nich sama nie określiłaby się takim terminem. Nie ma zresztą takiej potrzeby i nie musi to wpływać na ich zachowania podobnie jak w klasycznym przykładzie Molierowskiego bohatera mówiącego prozą bez świadomości tego faktu. Natomiast na osobne potraktowanie zasługuje kwestia ewentualnej odrębnej, „specyficznej”

samoświadomości w tej grupie turystów, bo tu już proporcje mogą wyglądać inaczej.

W tym miejscu można podjąć próbę wskazania przyczyn niskiego poziomu samoświadomości turystów kulturowych jako takich, z jednoczesnym występowaniem w znacznie większej skali odrębnej świadomości poszczególnych grup preferujących różne jej rodzaje, a przynajmniej niektóre z nich. Pierwszą z nich jest problem naukowej i branżowej terminologii: już same terminy „turystyka” i - odpowiednio – „turysta”

posiadają z pewnością znacząco różny zakres w rozumieniu i użyciu przez oficjalne dokumenty i analizy oraz naukowców – a inaczej są rozumiane przez samych turystów. Jako przykład niech posłużą choćby przemieszczający się od targów do konferencji biznesmeni i ich pracownicy: w świetle obowiązujących definicji [Podstawowe Definicje 1992] ekonomiści zaliczą ich do turystów biznesowych, natomiast laikowi, na przykład przeciętnemu przedstawicielowi dowolnej innej branży, najczęściej takie określenie nie przyjdzie do głowy. Jeśli teraz połączyć określenia turystyki i turysty z niezwykle trudnym w definiowaniu pojęciem kultury [Niemczyk 2012,

s. 62-74]8 trudno się dziwić, że pojęcie „turysty kulturowego” może być trudne do zaakceptowania nawet przez niewątpliwych… turystów kulturowych, ponieważ oni sami, nie posiadając ugruntowanej wizji ani turystyki, ani kultury, nie do końca wiedzą, czy takie określenie ich jakoś dotyczy (już - czy jeszcze nie?). Organizatorzy turystyki kulturowej na co dzień spotykają się z pełnymi zdziwienia reakcjami swoich klientów, odkrywających w konfrontacji z katalogami podróży czy klasyfikacjami ofert ze to, czego poszukują stanowi aktywność turystyczno-kulturową. Klasycznym już przykładem jest najczęściej bodajże wyrażana dezaprobata pielgrzyma, a także duchownego organizatora czy lidera pielgrzymki, którzy wręcz nie chcą być w ogóle określania mianem turystów, nawet kulturowych.

Drugim powodem jest znany od dawna i zauważany przez badaczy turystyki kulturowej [Bywater 1993; Nahrstedt 1997, Smith 2003], dosyć zresztą płynny podział turystów kulturowych na nieliczną „elitarną” grupę „motywowanych”

kulturowo, w której zapewne najłatwiej byłoby odnaleźć podróżujących świadomych kulturowego charakteru uprawianej turystyki oraz daleko liczniejszych „zainteresowanych” (rzadziej kulturą jako taką, częściej właśnie jej konkretnymi przejawami) i wreszcie mniej lub więcej tworzących trudno definiowalne, graniczne w stosunku do pozostałych rodzajów turystyki środowisko turystów (raz po raz) „przyciąganych kulturowo”. Ci ostatni prawie na pewno nie zadają sobie pytania o „kulturowy aspekt” swoich wycieczek, jednak sięgają w trakcie tych wypraw po oferty, które bez wątpienia możemy określić jako ściśle powiązane z dziedzictwem kultury czy z jej najbardziej dla danego obszaru i czasu typowymi fenomenami. Z tym problemem ściśle powiązany jest trzeci powód owej różnicy w definiowaniu siebie przez omawianą grupę. Jest nim fakt, że w oczach samych turystów kulturowych znacznie bardziej niż pojęcia takie jak „turystyka” lub „kultura”

- nie używane przez nich w ogóle, a jeśli już, to rozumiane, przyjmowane i używane nieosobowo czy ponad-osobowo - istotne są preferowane przez nich samych typy destynacji (jak: historyczne miasta, sanktuaria, imprezy

8 W tym kontekście dodatkowym utrudnieniem jest już sama wielość definicji kultury, obok niej zaś gigantyczna w swej skali zmiana zakresu tego pojęcia: przy elitarnym ujęciu kultury były to zachowania i dzieła wyjątkowe czy klasycznie „doskonałe”, zgodnie z powszechnie dziś uznawanym szerokim pojęciem „kultury” jako akceptowanego w danej zbiorowości zbioru ludzkich przekonań i odpowiadających im zachowań – jest to sfera niemal wszelkiej ludzkiej działalności i jej materialnych przejawów.

kulturalne np. festiwale, obiekty militarne, miejsca wielkiej historii) czy ulubione zajęcia, dla których realizacji podejmują swoje podróże (jak warsztaty malarskie czy fotograficzne, targi filatelistyczne, kursy tańca czy malowania i inne). W tym kontekście można raczej oczekiwać, że tak samo, jak przyznają się do ulubionych destynacji czy zachowań (co pokazują wyniki badań np. realizowanych zgodnie z metodologią ATLAS, por. [ATLAS www 2013]) tak zapewne zapytani, czy określiliby sami siebie jako turystów

„miejskich”, „religijnych”, „militarnych”, „festiwalowych”, „kulinarnych”, czy też może turystów-hobbystów albo może nawet tylko „hobbystów w podróży” – o wiele prędzej udzieliliby pozytywnej odpowiedzi. W tym momencie hipotetyczny badacz czy ankieter, operując fachowymi definicjami zakwalifikuje ich już bez wątpienia do grupy turystów kulturowych jako zbioru nadrzędnego. Czwartym powodem jest istnienie szeregu określeń konkurencyjnych w stosunku do „turysty kulturowego” i „turystyki kulturowej”, obejmujących swoim zakresem niektórych jej zwolenników i odpowiednio niektóre jej formy. Są nimi od dawna z jednej strony wypełnione treścią terminy takie jak „pielgrzym” czy „fan festiwali” (gdzie już sama liczba mnoga sugeruje turystę, bo przecież nie we wszystkich może on uczestniczyć w miejscu zamieszkania) albo „gourmet” (oczywiście ten podróżujący, na przykład spotkany na trasie). Są to pojęcia powszechnie znane i używane nie tylko do określenia własnych zachowań przez samych turystów, ale i do nazwania oferowanych im typów wypraw („pielgrzymka”,

„Gourmet-Reise”, „city-break” itd.). Są nimi także poszczególne klasyczne typy wycieczek kulturowych, które w oczach konsumentów tak bardzo utożsamiły się z pewnym sposobem podróżowania, standardem a nawet typowymi listami celów, że chętnie stosują do siebie samych określenia pochodzące od ich nazw. Klasycznym przykładem byłaby tu turystyka studyjna (Studienreise), której np. niemieckojęzyczni zwolennicy rzadko tylko określą siebie samych jako turystów kulturowych, natomiast od razu potwierdzą, gdyby ich nazwać „Studienreisende”. Wreszcie przyczyna piąta, szczególnie istotna w stosunku do kraju naszego i szeregu innych z nadal skromnie dotąd rozwiniętym zakresem popytu i podaży ofert typowych dla turystyki kulturowej: niski stopień znajomości pojęcia „turysty kulturowego”

ma swoje źródło dodatkowo w nadal niewielkiej grupie konsumentów i oferentów w tej dziedzinie. Ci ostatni w dużej mierze nie widzą więc na razie potrzeby w anonsowaniu swoich ofert jako „kulturowych”, skoro sami

ich klienci nie byliby w stanie zidentyfikować ich pod ta nazwą jako tych przez siebie poszukiwanych. Ten stan powoli się zmienia, dlatego raczej prędzej niż później należy liczyć się ze wzrostem samoświadomości klientów, choć niekoniecznie w formie identyfikacji własnej aktywności z całym obszernym zakresem pojęcia „turystyki kulturowej”. Podobnie więc jak w Niemczech, Szwajcarii czy Austrii wykreowana od bardzo dawna marka

„Studienreise” (podróży studyjnej) przyciąga klientów, którzy mając świadomość, co kupują, pod tym właśnie hasłem poszukują jej w papierowych i internetowych katalogach (z reguły nawet wiedząc, w którym biurze znajdą ją najprędzej), już teraz, a jeszcze mocniej – w niedługim czasie także młodsze pokolenie Polaków, rozsmakowujących się w lotach do znanych i atrakcyjnych miast i coraz lepiej obeznanych z powszechnie stosowanymi angielskimi terminami takimi jak „city break” - zacznie siebie określać jako fani podróży miejskich czy może city-breakerzy – a wówczas będzie można ich z czystym sumieniem wpisywać na listę konsumentów turystyki kulturowej. Może więc być tak, że turyści pozostaną pielgrzymami, hobbystami, czy „city-breakerami”- a środowisko naukowe będzie nadal badać preferencje, destynacje i zachowania turystów kulturowych. Oczywiście w sytuacji nikłej znajomości terminu „turystyka kulturowa” można to realizować zadając odpowiednie pytania (o cele podroży, ulubione typy wycieczek i ważne dla nich elementy ich programu, preferencje w kwestii obiektów i sposobów spędzania czasu wolnego w podróży, a nawet strukturę wydatków podczas wyjazdów turystycznych.

Przy przyjęciu takiej procedury nie powinno być większych problemów z przeprowadzaniem analiz i ustalaniem trendów czy preferencji. Ostatecznie nie pierwszy to raz i nie pierwsza dziedzina wiedzy: Mieszko I też na pewno nie wiedział, że jest Polakiem, a stał się pierwszym znanym pod własnym imieniem (tylko pod którym?) bohaterem naukowej i szkolnej wersji historii Polski. Niezależnie od tej konstatacji turystę kulturowego można i powinno się krok po kroku kształtować przez umiejętne i taktowne kształtowanie jego upodobań (a więc także potrzeb) oraz turystyczną praktykę, w największym stopniu wychodzącą tym potrzebom naprzeciw i dla niego atrakcyjną. Jeśli on w efekcie odnajdzie w swoich podróżach oczekiwaną satysfakcję i spełnienie, na pewno wyjdzie to na zdrowie i turystyce jako gałęzi gospodarki, i kulturze jako świadomie przeżywanej warstwie własnego człowieczeństwa

i perspektywom rozwoju w poszczególnych miejscowościach i regionach - oby także naszego kraju, a nie tylko tych innych.

Zagadnienie 30

Wytyczanie granic między turystyką kulturową

W dokumencie turystyki kulturowej w Polsce (Stron 155-160)

Outline

Powiązane dokumenty