• Nie Znaleziono Wyników

Wytyczanie granic między turystyką kulturową a innymi formami turystyki

W dokumencie turystyki kulturowej w Polsce (Stron 160-164)

Czy możliwe jest wytyczenie ostrych granic między turystyką kulturową a innymi formami turystyki? Czy zawsze istnieje taka konieczność – w jakich sytuacjach lub dla jakich celów ona istnieje? Czy wyznaczając takie granice należy kierować się ścisłymi kryteriami czy też wolno (i kiedy wolno?) kierować się w tej kwestii także osobistym turystycznym doświadczeniem, czy “instynktem” badacza?

Na początek stwierdzenie oczywiste: na pewno trudno jest wyznaczyć granice pomiędzy „kulturą” a sferą pozostałą podczas niejednej wycieczki. Prawie wszyscy jej uczestnicy oczekują przecież jednocześnie spotkania z „innym”

i dobrego wypoczynku, rozrywki, oddechu w innym środowisku, a tym jest jakże często przyroda. Sama zresztą rozrywka jak i rozliczne formy odpoczywania są bez wątpienia elementami ludzkiej kultury. Jeśli definiować kulturę szeroko (por. kwestia 29), to każda wyprawa turystyczna zawiera jej elementy, a może raczej - równie trafnie – zawiera się w niej. Tak uważają także badacze [Przecławski 2004; Hughes 2003, s. 52; Kowalczyk 2008, s. 14].

Analitycy zjawiska turystyki kulturowej nie są na to oczywiście zamknięci, nietrudno też zrozumieć taki punkt widzenia. Nie ma zatem konieczności dzielić włosa na czworo przy każdej okazji. Jednak z drugiej strony do zadań badacza turystyki należy: a) dostrzeganie i analizowanie także świadomych ludzkich wyborów i ich motywacji, b) przygotowywanie opracowań w kontekście konkretnych potrzeb rynku i 3) praktyczna dydaktyka przedmiotu z przekazaniem umiejętności analizy zasobów i formułowania ofert.

W pierwszym odniesieniu: miliony ludzi na świecie mają swoje zainteresowania i realizują je między innymi - a niektórzy nawet przede wszystkim - w turystyce. Ujmując to w konkretny obraz: co z tego, że miłośnik egipskich starożytności pomiędzy ich oglądaniem kąpie się w Morzu Czerwonym i odbywa parogodzinną przejażdżkę jeepem, by zobaczyć pustynię? I cóż to zmienia, jeśli fan muzyki rockowej przy okazji kilkudniowego festiwalu (z zaledwie parogodzinnymi cowieczornymi koncertami) przez resztę czasu snuje się po miasteczku, odwiedzając park

i plażę, zbierając grzyby oraz pijąc piwo pod parasolem? I jeśli uczestniczka kulinarnego kursu w Toskanii oprócz codziennych zajęć w kuchniach mistrzów nabiera opalenizny? Żadne z nich trojga nie znalazłoby się tam, gdyby nie motywacja, w ich wypadku chęć spotkania z walorami kultury, przy tym takiej właśnie dziedziny kultury, która potrafi ich zachwycić lub choćby zachęcić. Opisane osoby wybierają świadomie taki a nie inny cel i sposób realizacji swojego wyjazdu, aby spotkać się z tym, co jest głęboką warstwą ich przeżywania samych siebie, a co jednocześnie bez wątpienia jest wytworem ludzkiej kultury. Opierając się na własnym szeroko gdzie indziej uzasadnianym ujęciu turystyki kulturowej [Mikos v. Rohrscheidt 2008a, s.31-34] powtórzę w tym miejscu, że przypadku, gdy program zorganizowanej wyprawy jest zdominowany przez spotkanie z walorami kultury (świadomie tak właśnie odbieranymi przez uczestników) lub gdy pragnienie takiego zetknięcia było wyzwalaczem do tego, by ruszyć w podróż, jej uczestnicy są turystami kulturowymi, a ich wyprawa jest turystyką kulturową. Także jeśli kąpią się do woli, robią zakupy, śmieją się i śpiewają, opalają, grają w piłkę i zbierają grzyby – pozostają oni turystami kulturowymi - tak samo, jak krojąca pomidory na obiad skrzypaczka nadal pozostaje artystką.

Drugie odniesienie: potrzeby rynku. Dzielenie typów i form turystyki jest przydatne, bo rozwarstwiającym się potrzebom coraz liczniejszej grupy ludzi, którzy na swoich wycieczkach nie chcą tylko leżeć na piasku, ale i nie ograniczają się do surfingu czy wspinaczki (albo tego nie lubią, do czego także mają prawo) powinny odpowiadać oferty, skrojone dokładnie dla nich.

Takie oferty – jak wszystkie inne – mają określoną zawartość i opakowanie.

Dlaczego więc nie nazywać ich turystyką kulturową, albo dokładniej:

artystyczną, muzealną, miejską, religijną i inną, jeśli dzięki temu 1) szukający łatwiej znajdzie, czego szuka, 2) sprzedający łatwiej sprzeda, co przygotował i 3) usługodawcy będą mogli łatwiej dopasować elementy propozycji, wiedząc, co jest lejtmotywem całości. Dodatkowo, na targach turystycznych będzie wiadomo, dokąd iść, jeśli się szuka takich właśnie wyspecjalizowanych partnerów i coś dla nich ma.

Wreszcie trzecie odniesienie: zadaniem nauki jest analizować, rozumieć i opisywać rzeczywistość, dostarczać przydatnych modeli i ogólnych oraz konkretnych rozwiązań. Zadaniem analityka, teoretyka i wykładowcy turystyki jest także zbadać zachowania opisywanej grupy turystów motywowanych i zainteresowanych, a nawet tylko (od czasu do czasu)

przyciąganych kulturowo, żeby móc stworzyć ich profil. Dzięki temu wykształcony przezeń touroperator łatwiej skonstruuje dla nich ofertę (może nawet bardzo specjalistyczną). Jeśli ofertę dla siebie znajdzie surfem, alpinista i klasyczny „plażowy krokodyl”, czemu nie miałby jej otrzymać zorganizowany i indywidualny (ten ostatni coraz liczniej reprezentowany) zwolennik miejskich wypraw, historycznych szlaków, pobożnych pielgrzymek czy rozmaitych unikalnych hobby? Znając oczekiwania takiego typu turysty łatwiej złożyć dla niego pakiet, urządzić wystawę, zestawić akceptowany przez niego „mix” muzyki, odkrywania przeszłości, a także shoppingu i przerw kawowych. Nie wolno zapominać, że bez tego pierwszego czy drugiego nie da mu się sprzedać tego trzeciego i czwartego elementu (ani też lotu ani noclegu), ponieważ w braku kulturowego stymulatora po prostu nie przyjedzie, a dokładniej rzecz ujmując – wyprawi się w inne miejsce. Jego zachowanie warunkuje fakt, ze jest on właśnie turystą kulturowym, a jego aktywność turystyczną stymulują impulsy o kulturowym charakterze.

Reasumując: istnieje dobrze uzasadniona potrzeba „dzielenia” turystów i analizowania ich rozmaitych typów i preferencji. W wielu przypadkach nie trzeba tego robić z dokładnością chirurga, dodając na przykład konsumpcje kawy do kąpieli w termach i odejmując wizytę w muzeum od czasu spędzonego w sklepie z pamiątkami. Najczęściej dla ustalenia stanu rzeczy wystarczy zapoznać się z programem wycieczki, którą badani turyści wybrali i zapytać, dlaczego wybierają właśnie tę ofertę. Z kolei od tych, którzy jeżdżą na własną rękę wystarczy dowiedzieć się, z jakiego powodu jadą tam właśnie, a nie gdzie indziej, i bez obecności jakich atrakcji nie pojechaliby tam, tylko gdzie indziej, albo zostaliby w domu. Odpowiedzi na jedno z tych pytań pozwalają stwierdzić, czy mamy do czynienia z turystą kulturowym.

Obserwując dalej jego zachowania, analizując kolejne wybory, licząc wydane przez niego pieniądze, zaznaczając na mapie odwiedzone miejsca – można pozyskać i zestawić wiedzę, która przyda się miejscowym podmiotom gospodarczym, twórcom oferty kulturalnej, autorom programów wycieczek, przewodnikom i pilotom, studentom i nauczycielom akademickim. Dzięki ich wysiłkom i za pośrednictwem tworzonych przez nich propozycji skutkiem tego studium będzie lepsza, bo bardziej atrakcyjna oferta, bardziej przystająca do preferencji turystów i modyfikowana w ślad za nimi. W ten sposób finalnie korzyść przeprowadzanych badań i analiz odniosą także oni sami, współtworzący przedmiot turystyki kulturowej (jako badanego zjawiska) i bez

wątpienia będący jej podmiotem - jako ludzie, którzy wyjeżdżają by móc się zrealizować, a przez to w pewnym sensie bardziej być ludźmi. Żeby zatem móc mówić z przekonaniem i akceptowalnym stopniem trafności o tym, co ludzie „czują” i w co „wierzą” – w tym wypadku w obszarze ich turystycznych wyborów, przeżyć i doświadczeń – niezbędne jest analityczne „szkiełko i oko”.

Zagadnienie 31

W dokumencie turystyki kulturowej w Polsce (Stron 160-164)

Outline

Powiązane dokumenty