• Nie Znaleziono Wyników

ROZDZIAŁ I. NIERÓWNOŚCI SPOŁECZNE I ICH REPRODUKCJA W IDEOLOGIACH

2.4 Neokonserwatywny neoliberalizm

2.4.3 Nierówności w neoliberalizmie

Założenie o związku uprzywilejowania i dominacji klasy posiadającej z dobrobytem całego społeczeństwa ma u swych podstaw przynajmniej kilka argumentów.

Jednym z tych, których źródła tkwią raczej w aksjologii niż ekonomii, jest fundamentalne zakwestionowanie „mirażu sprawiedliwości społecznej”, by użyć określenia Hayeka. Jego zdaniem proces rynkowy ma charakter bezosobowy i jako taki nie powinien być personifikowany, nie podlega moralnym kryteriom, nie można oceniać go jako siły rozdzielającej nagrody i kary, czy alokującego dobra. Proces ten odbywa się poza kontrolą człowieka i nie można uniwersalizować pewnych wartości, które są relatywne, zależne od indywidualnej wartości danego dobra czy usługi dla pojedynczych osób. Współczucie dla ofiar rynku jest tożsame ze współczuciem dla ofiar kataklizmów naturalnych (Hayek 1983), stąd sprawiedliwość społeczna to koncepcja nie tyle błędna, ile nonsensowna. Nierówności są po prostu prawomocnym następstwem podejmowanych wyborów, skutkiem i ceną dobrobytu oraz wolności (Aldridge 2007: 103), a ich rola dla społeczeństwa, a przede wszystkim dla rozwoju gospodarczego jest pozytywna. Po pierwsze, nierówności, a właściwie ubóstwo, stanowią zachętę do podejmowania starań o poprawę swojego losu. Stąd jakakolwiek progresywna redystrybucja dochodów uprzywilejowująca biednych jest niesłuszna, a poprawa losu biednych wynikająca z rosnącego bogactwa bogatych jest zdaniem Hayeka bezsprzeczna i wystarczająca. Po drugie zaś, istnienie bogactwa oraz specyficznego stylu życia i konsumpcji elit jest wartościowe jako dodatkowy czynnik motywujący dla biednych, którzy nawet li tylko ów styl życia imitując lub aspirując doń, poprawiają swoją pozycję i przyczyniają się do poprawy ogólnej kondycji społeczeństwa. Rozwój gospodarczy i społeczny państw, narodów i społeczeństw jest możliwy jedynie dzięki istnieniu dynamicznej i silnej elity, mającej znaczną przewagę nad resztą społeczeństwa. Hayek podaje przykład Wielkiej Brytanii, jako kraju, który utracił pozycję lidera światowego rozwoju właśnie wskutek wyrównania statusu w społeczeństwie brytyjskim i utraty wyjątkowej, dominującej pozycji przez najlepiej sytuowane segmenty brytyjskiego społeczeństwa (Eissel 2008: 18-19, Hayek 2006).

Proces rynkowy wprawdzie nie może być sterowany przez człowieka, jednak w pewien wyjątkowy sposób nosi w sobie pierwiastek racjonalności. Jak pisze o rynku Gerge Glider, ekonomista i jeden z czołowych ideologów neoliberalizmu w dziele „Bogactwo i ubóstwo”:

Machiną Smitha nie kierują natchnieni i niesforni przedsiębiorcy czy też biznesmeni zawładnięci twórczym zapałem, lecz bezduszna forma homo oeconomicus, czynnik skrajnie pragmatyczny, kalkulujący zyski i straty, a galwanizowany przez bodźce do powiększania swej wielkości. Kapitalizm - zdaniem Smitha - działa właśnie dlatego, że zapewnia skuteczny i przewidywalny system racjonalnych bodźców, niewidzialną rękę rozszerzających się rynków (2001: 72).

Trudno w tych słowach dostrzec bezosobowość procesu rynkowego, w słowach tych pojawia się raczej reifikacja lub fetyszyzacja rynku jako osobnego bytu, kierującego się własną racjonalnością, pomijając już wątpliwości rzeczowe co do tego typu egzegezy pism Adama Smitha (program minimalizacji rządu i deregulacji jest zgodny z jego dziedzictwem), który za jedno z największych zagrożeń dla rynku uznawał brak sprawiedliwości (Aldridge 2006b: 9, 69). Podobny język pojawia się w wypowiedzi tego samego autora skierowanej pod adresem krytyków modelu kapitalizmu skutkującego nasileniem się nierówności: Najwyraźniej w

umyśle ludzkim, nawet gdy był on ostrzony na Oksfordzie czy Sorbonie, jest coś co wzdraga się przed uwierzeniem w kapitalizm: w tajemnicę wzbogacającej nierówności, niewyczerpalne pokłady podziału pracy, mnożące się cuda gospodarki rynkowej, rosnące korzyści z handlu i własności (Gilder 2001: 170-171). Jak twierdzą niektórzy neoliberałowie, sceptycyzm i

wątpliwości intelektualistów, kręgów akademickich, owych „wyostrzonych” umysłów, pisanie o fetyszyzmie towarowym, dehumanizacji stosunków społecznych i hegemonii wolnej wymiany jest wyrazem absolutnie rynkowej obawy lub nawet obsesji intelektualistów obrażonych na ograniczanie własnej roli i pozycję, jaką daje im rynek. Przez atak na ideę i instytucje rynku bronią oni zaś własnej dotychczasowej przewagi wynikającej przede wszystkim z zasobów kapitału kulturowego. Przyjmując taką perspektywę i rozumując logicznie należy przyznać, że redystrybucyjna lub jakakolwiek systemowa interwencja państwa w gospodarkę mająca na celu poprawienie losu ludzi będących ofiarami działania sił rynkowych, jest bezzasadna. Uprawnione jest jedynie działanie charytatywne, mające na celu wsparcie ofiar, utrzymanie ich przy życiu.

Jednym z fundamentalnych przekonań, które pojawiają się w większości neoliberalnych argumentów wobec redystrybucji, systemu podatkowego lub samej kwestii ubóstwa i nierówności społecznych jest tzw. teoria skapywania (trickle-down theory), wedle której jeżeli stworzyć odpowiednie warunki do bogacenia się dla najwyższych warstw społecznych – poprzez system podatkowy, wysokie wynagrodzenia, stymulowanie giełdy i różne dodatkowe świadczenia, to wzrost ich zamożności przełoży się na wzrost zamożności całego społeczeństwa – bogactwo najlepiej sytuowanych jednostek podniesie poziom życia wszystkich. Wheen pisze, że po raz pierwszy teoria skapywania pojawiła się w wypowiedziach Williama Jennigsa Bryana pod koniec dziewiętnastego wieku (2006: 34-35), ale zrealizowana została za rządów Ronalda Reagana. Naukową podbudowę tej teorii dał jeden z ekonomistów szkoły chicagowskiej, tworząc koncepcję krzywej Laffera, wedle której zbyt znaczne podniesienie podatków dla najbogatszych powoduje zmniejszenie się wpływów do budżetu. Obniżka podatków dla najlepiej sytuowanych może zatem skutkować

paradoksalnym, wydawałoby się, wzrostem środków w państwowej kasie i przynieść znaczne korzyści gospodarcze w sytuacji, gdy najbogatsi obywatele zaoszczędzone w ten sposób środki przeznaczą na inwestycje i stymulowanie podaży. Na takich argumentach, a przynajmniej tak to prezentowano publicznie, opierała się obniżka podatków dla najbogatszych Amerykanów z 70 do 28 procent. Nie ma pełnej zgody między ekonomistami co do wpływu tego działania na następujący w kolejnych latach wzrost gospodarczy, który w znacznym stopniu miał przyczyny związane z bardzo dobrą koniunkturą ekonomiczną na świecie, faktem jest zaś, że w trakcie dwóch kadencji Reagana całkowity deficyt budżetowy rządu federalnego wzrósł trzykrotnie. Marek Belka, mimo krytycznej opinii na temat nadmiernych obciążeń podatkowych i generalnie pozytywnej oceny skutków obniżki podatków dla dynamiki inwestycyjnej pisał już w 1991 roku o całkowitym blamażu koncepcji

krzywej Laffera, nazywając ją kuriozalnym epizodem z pogranicza myśli ekonomicznej i polityki, nie doceniał jednocześnie siły jej znaczenia symbolicznego: o ekonomii podaży w stylu Gildera i Laffera chyba więc świat szybko zapomni (Belka 1991: 224). Być może

rygorystyczna wersja ekonomii podaży straciła na znaczeniu w nauce, w politycznej debacie i retoryce argumenty jej twórców pozostały nadal aktualne. Niewątpliwie zaś przyczyniły się do stymulacji rozwoju nowych instrumentów inżynierii finansowej, jak i kreowania kolejnych „baniek” spekulacyjnych na rozwijanym się w latach dziewięćdziesiątym rynku nieruchomości i handlu internetowego (Kowalik 2003: 25; Stiglitz 2006: 249; Gwiazdowski 2007: 206-223). Jednym ze skutków takiej polityki była na pewno prekaryzacja zatrudnienia tak w sektorze publicznym, jak i prywatnym. Zdławiony przez Reagana strajk kontrolerów lotu pokazał determinację w walce o liberalizację rynku pracy i osłabienie siły związków zawodowych. Dodatkowym atutem dla pracodawców i współdziałającego z nimi rządu była pojawiająca się na skalę dotychczas niespotykaną możliwość outsourcingu zatrudnienia do innych krajów z tańszą siłą roboczą. Podobna sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii i praktycznie wszystkich krajach przyjmujących neoliberalne rozwiązania. W sferze społecznej przekładało się to na ograniczenie dostępu do świadczeń społecznych i prywatyzację dotychczas państwowych (lub podlegających ścisłej kontroli państwa) brytyjskich lub amerykańskich instytucji i przedsiębiorstw: kolei, służby zdrowia, telekomunikacji, sektora energetycznego i finansowego. W sektorze prywatnym miały działać one skuteczniej i efektywniej, zaś opieka socjalna ze strony państwa miała zostać zastąpiona, zgodną z zasadą teorii skapywania, dobroczynnością realizowaną przez najbogatszych, których sytuacja jeszcze się poprawi dzięki obniżkom podatków. Jak jednak pokazuje Wheen na podstawie danych amerykańskich urzędów skarbowych, datki na cele dobroczynne najbogatszych

Amerykanów spadły w okresie rządów Reagana o 65% (Wheen 2006: 47). Lester Thurow pisał jednak:

Nierówności często są traktowane jako choroba naszego systemu gospodarczego. Ale nierówności to nie choroba – to jedna z podstawowych cech charakterystycznych kapitalizmu. Nie znikną same z siebie, gdy tylko kraj się wzbogaci. Aby je zredukować, trzeba podjąć świadome działania, pamiętajmy jednak, że walka z nierównościami wynika z pobudek moralnych bądź politycznych, nie ekonomicznych (Thurow 2007: 148).

Skoro zaś nie ma ekonomicznych argumentów za walką z nierównościami, to trudno się dziwić, że i woli politycznej brakuje. Jaki polityk mógłby sprzeciwiać się ekonomicznym zasadom dyktowanym przez kręgi akademickie w świecie tak mocno zdominowanym przez dyskurs ekonomicznej efektywności mierzonej przede wszystkim wzrostem gospodarczym. Warto zwrócić uwagę, że Thurow formułuje powyższe tezy w dziesięć lat po tym, gdy główny ekonomista Banku Światowego, jednego z bastionów ekonomicznej ortodoksji (Kowalik 2004: 17), publicznie przyznał w przesłaniu do przywódców transformujących się gospodarek, że nie ma badań ekonomicznych, które wskazywałyby istnienie dylematu: „równość albo wzrost gospodarczy” i że najlepsza jest polityka, która promuje oba te elementy (Bruno, Squire, Ravallion 1996). Od lat pięćdziesiątych w ekonomii obowiązywała doktryna opisana prawem Kuznetsa, iż szybki wzrost gospodarczy nieuchronnie prowadzić musi do wzrostu nierówności społecznych, a ich łagodzenie jest możliwe wyłącznie na wysokim stopniu rozwoju. Prawo to zostało zakwestionowane licznymi późniejszymi

obserwacjami empirycznymi, głównie na przykładzie gospodarek krajów

wschodnioazjatyckich. W badaniach Banku Światowego z lat dziewięćdziesiątych analizujących zmiany rozwoju gospodarczego i poziomu nierówności w długich szeregach czasowych krzywa Kuznetsa zyskała empiryczną konfirmację w zaledwie co dziesiątym przypadku (Bruno, Squire, Ravallion 1996: 58-61, Kowalik 2004: 16-17). Nawet takie dowody na brak bezpośredniej zależności między równością a efektywnością gospodarczą nie zaburzyły przeświadczenia wciąż obecnego w neoliberalnej retoryce o nieuniknionym i naturalnym charakterze nierówności społecznych w procesie rozwoju gospodarki rynkowej. Ogólny poziom i standard życia podnosi się na tyle, że i tak tym znajdującym się najniżej jest lepiej niż kiedykolwiek, biedni tak naprawdę są beneficjentami, zatem nierówności nie stanowią poważnego problemu. Także ekonomiści nie dostrzegający negatywnych konsekwencji społecznych wzrostu dysproporcji płacowych nie uznawali za słuszne interwencjonizmu w celu zniwelowania tego zjawiska:

Nierówności dochodowe wbudowane są w system kapitalistyczny. Chęć maksymalizowania zysków każe społeczeństwom kłaść większy nacisk na wydajność (w socjalizmie zdarza się to nader rzadko) i pozbywać się jednostek, których kapitalizm nie potrzebuje – chorych, starych, bezrobotnych. Każe wreszcie wypłacać

zatrudnionym jak najmniejsze pensje i przenosić działalność do innych krajów, aby płace w ojczyźnie spadły. Panuje niepewność; podejmować ryzyko muszą nie tylko przedsiębiorcy, ale również pracownicy. Niewiele osób zatrudnia się dziś na całe życie w jednym miejscu. Inne systemy ekonomiczne, na przykład feudalizm, gwarantują większe bezpieczeństwo. W feudalnej wiosce dba się o to, aby nikt nie głodował, każdy bowiem jest członkiem rodziny bądź klanu. W komunistycznych Chinach rząd gwarantował pracownikom pewnych sektorów gospodarki bardzo stabilne zatrudnienie i inne świadczenia określane mianem „żelaznej miski ryżu‖. W kapitalizmie jest inaczej. Ci, którzy jak dotąd nie zdołali się dostosować, muszą zmienić zasady swego postępowania, w przeciwnym bowiem razie ich dochody spadną, a nierówności wzrosną jeszcze bardziej. Zachowanie stosowne w małej wiosce (trzymaj się swej rodziny i przyjaciół) w kapitalizmie się nie sprawdza. Pracownicy, którzy nie chcą, aby ich dochody spadły, często muszą decydować się na przeprowadzkę z jednego miejsca do drugiego lub zmieniać zawód, nie należy więc za bardzo przywiązywać się do krewnych czy przyjaciół (Thurow 2006:

131-132).

W powyższych zdaniach można po raz kolejny zauważyć, iż niektórzy amerykańscy ekonomiści nie dostrzegają innych odmian kapitalizmu od tej występującej w ich kraju. Natomiast w ich tekstach daje się zauważyć generalny konsensus co do tego, że rosnące nierówności są nieuniknioną konsekwencją rozwoju gospodarczego, niższe płace są tu niejako ceną za zlikwidowanie bezrobocia. Były doradca George‟a Busha, w kolejnych latach coraz bardziej krytyczny wobec modelu neoliberalnego podsumowuje to następująco:

Wielu ludzi czuje, że nierówność jest czymś złym, lecz w standardowej angloamerykańskiej ekonomii – a tylko taka obecnie istnieje – nie jest to problem, ale część jego rozwiązania. Konkurencja, która musi być dobra, skoro napędza maszynkę do dobrobytu, jest sterowana przez bodziec wyższej nagrody dla tego, kto wygra rywalizację (…). Kto odrzuca zróżnicowanie wynagrodzeń w imię równości, odrzuca sam dobrobyt. Obniżka podatków od najwyższych dochodów jest najszybszą drogą zachęty do rywalizacji, a więc wzrostu dobrobytu (Luttwak 2000:

70).

Szczególnie ciekawa jest konstatacja o „nieistnieniu” innej niż angloamerykańska wersja ekonomii. Rzeczywiście, w każdym praktycznie kraju punktem odniesienia debat o gospodarce są koncepcje powstające w Stanach Zjednoczonych, tworzone przez Amerykanów lub na amerykańskich uniwersytetach. Warto jednak dodać, że wśród amerykańskich ekonomistów akademickich, niezwiązanych z neokonserwatywnymi kręgami politycznymi, nie ma pełnego konsensusu dotyczącego ostatecznego triumfu neoliberalnego modelu gospodarki. Nagrody Nobla dla Josepha Stiglitza, Georga Akerlofa i Michaela Spence‟a za prace z zakresu teorii asymetrii informacji, kwestionujące prawomocność teorii racjonalnego wyboru, dla Amartyi Sena za prace dotyczące ubóstwa i nierówności oraz ekonomii krajów rozwijających się, czy dla Paula Krugmana - badacza i krytyka globalizacji, kwestionują zarówno tezę Luttwaka o jednolitości angloamerykańskiej ekonomii, jak i stwierdzenie Davida Harveya (2008: 33) jakoby nagroda Nobla była przyznawana pod dyktando kapitalistycznych kół wielkiego biznesu szwedzkiego.

3 Nierówności społeczne i ich dziedziczenie w refleksji socjologicznej