Z Hannu Makela rozmawia Iwona Kosmowska:
- Polscy czytelnicy znają Pana tyl
ko jako autora „Pana Huczka”. Czy uwa
ża się Pan za autora książek dla dzieci, czy raczej pisarza książek adresowa
nych do dorosłego czytelnika?
- Myślę, że z głębi serca jestem pisa
rzem d o ro s ły c h . P o c z ą tk o w o p isa łe m zresztą wyłącznie dla nich. Gdy zacząłem tw orzyć książki dla dzieci, byłem zmuszo
ny zmienić wszystko: styl, sposób myśle
nia. Musiałem w ydobyć z siebie to dziec
ko, którym sam niegdyś byłem.
Pana Huczka napisałem dla mojego syna, gdy miał sześć lat. Ja pisałem, on słu
chał i zupełnie nieoczekiwanie staliśmy się dla siebie równoprawnymi partnerami. Był to ogromny przełom w stosunku do poprzed
niego stanu rzeczy. W ówczas dopiero poją
łem, w jaki sposób funkcjonuje literatura dziecięca i przypom niałem sobie własne dzieciństwo. To było bardzo ważne.
Poza tym zawsze czytałem mnóstwo książek - także jako dziecko. Jestem prze
konany, że właśnie owa zachłanność czy
tania stała się jednym z powodów, dla któ
rego zacząłem potem pisać. Moja mama, nauczycielka, wpoiła mi sztukę czytania, gdy miałem trzy lata. Pierwszą książką, któ
rą samodzielnie pochłonąłem od deski do deski, była Podróż na Marsa Szweda Ber- tila Clevela. Po książkach dla dzieci przy
szedł czas na te dla młodzieży. Czytałem wszelkie powieści podróżnicze, a także te przeznaczone dla dorastających panienek:
cykl o Ani z Zielonego W zgórza i Emilce ze Srebrnego Nowiu. A potem, ju ż jako doro
sły, powróciłem do klasyki.
- Jaką rolę odegrały w tym proce
sie Muminki?
- Muminki nie należały do świata mego dzieciństwa, lecz do świata mojej młodo
ści. Gdy miałem koło 15, 16 lat, poznałem przeuroczą dziewczynę, która zaczytywała się Mum inkami i dopiero dzięki niej odkry
łem świat stworzony piórem Tove Jansson.
Czytuję książki Tove do dzisiaj, z serii mu- minkowej najbardziej lubię Tatusia Mumin- ka i morze. Jestem świadomy, ja k wiele mój
50
bohater Muminkom zawdzięcza - mimo że je s t to in n a p o s ta ć z in n e g o ś w ia ta . Z pew nością dopiero poprzez M um inki zro
zumiałem, że stworzenie takiej książki jak Pan Huczek jest możliwe. Dlatego też na
tychmiast, gdy ukazała się pierwsza część - t a właśnie, która została przetłumaczona na ję z y k p o ls k i - p rz e s ła łe m ją w ra z z podziękowaniem Tove Jansson. Napisa
łem: „Pan Huczek nigdy by nie zaistniał, gdyby nie Muminki. Dziękuję” . Otrzymałem odpowiedź, której zupełnie się nie spodzie
wałem: po kilku dniach nadeszła do mnie p o c z tą piękna ka rtka stw o rzo n a przez Tove, a na niej Muminek, wręczający panu Huczkowi różę. Kartka do tej pory wisi na ścianie mojego gabinetu.
-J a k właściwie narodził się pan Hu
czek?
- Jego narodziny to suma przedziw
nych zbiegów okoliczności. Mam mianowi
cie interesującego syna, który jest równie uparty jak i ja sam. Pewnego razu w ybrali
śmy się na przyjęcie. Moja żona bardzo się na mnie zdenerwowała, ponieważ w ciąż dotrzymywałem towarzystwa niezwykle ład
nej pani domu, toteż nakazała mi pilnować w szystkich rozkrzyczanych dzieci, które przyszły tam ze swoimi rodzicami. - Pomy
śleć, że je ste ś nauczycielem w szkole lu
dowej - powiedziała - i nic nie potrafisz wskórać. W styd i hańba! Zajm ij się tym, co do ciebie należy! Poczułem skruchę, zro
biło mi się bardzo głupio i poszedłem do dzieci. Rzeczywiście było ich tam ze 20 i wszystkie krzyczały. Klasnąłem w dłonie i na chwilę zapanowała absolutna cisza. Na chwilę tylko i właśnie wówczas zacząłem opow iadać: „B ył sobie raz pewien m ały czarny człowieczek, który miał na imię...
hm ... hm ... pan Huczek. Pewnego ranka pan Huczek budzi się, wygląda za okno
i widzi spadający z drzewa liść. Drzewo jest chore!?” ...
Tak zrodziła się cała opowieść. Zapew
ne dlatego, że byliśmy wówczas w letnim domku, w ogrodzie rosły jabłonie i właśnie rozpoczęła się jesień. Przez cały czas mo
jego opowiadania panowała zupełna cisza.
Gdy skończyłem, pewien mały chłopczyk w ychrypiał przeraźliwie zakatarzonym gło
sem: „Jeszcze!!!”. I wtedy opowiedziałem, jak to pan Huczek pewnego dnia wybiera się na ryby. Także ta opowieść znalazła się później w książce. A potem, bardzo z siebie zadowolony, wróciłem do kuchni, ale nie zastałem tam już ładnej gospodyni. Moja żona wciąż jeszcze była na mnie zła i potem się rozwiedliśm y (zresztą także z innych powodów). Natomiast mojemu sześciolet
niemu synkowi obie historyjki bardzo się spodobały i prosił później, bym opowiedział
l»A \ HUCZEK
Rys. H. MakelS
Rys. H. Makela
mu je jeszcze raz. Opowiedziałem, pamię
tałem jeszcze co nieco, a następnego w ie
czoru Lauri zażyczył sobie więcej i nagle między nami zrodził się jakiś kontakt, kon
takt wieczornych bajek. Opowiadałem ko
lejne i kolejne, a potem zacząłem je spisy
wać. Historii przybywało coraz więcej, aż nagle przyszło mi do głowy, że mogłyby się złożyć na książkową całość. Zaniosłem je do wydawnictwa „Otava” do działu dziecię
cego i przedłożyłem rzecz Paavo Haavik- ko. On jednak powiedział mi, że moja sła
wa przepadnie, jeśli tylko wydam książkę dla dzieci. W latach 70. żywe było miano
wicie przeświadczenie, że literatura dzie
cięca to zajęcie dla cioć albo pań nauczy
cielek. A le ja w latach 70. nie miałem żadnej sławy, ja k ż e w ię c m ógłbym ją utracić?
Stworzyłem do Pana Huczka jeszcze ilu
stracje i książka wyszła drukiem. Tak się złożyło, że to w łaśnie ona przyniosła mi wielki sukces. Przedziwna sprawa: właśnie ta książka dała mi rozgłos, którego nigdy wcześniej nie miałem. Napisałem później jeszcze dwa następne tomy o przygodach pana Huczka, a także Konia bez okularów, Piotrusia Nieustraszonego... Od czasu do czasu pisywałem książki przeznaczone przede wszystkim dla dzieci, zbudowane
jednakże na wielu poziomach - także tych dla dorosłych. Nagle się okazało, że takich książek jest już całkiem dużo. Syn w tym czasie już dorósł i kolejne moje książki wca
le nie budziły jego zainteresowania. Teraz natom iast pisuję książki dla młodego czy
telnika coraz rzadziej, ponieważ brakuje mi żywego kontaktu z dzieckiem.
- Czy zgadza się Pan z powszech
nym w fińskim literaturoznawstwie zali
czaniem pana Huczka do grona antybo- haterów?
- Sądzę, że pan Huczek jest w jakimś stopniu postacią bohaterską. Może nawet heroiczną. Jest on przede wszystkim do
brym człowiekiem. Niewiele wie, ale pró
buje wszystkiego i ze wszystkich sił. Dąży do jakiegoś celu drogą prób i błędów i na końcu osiąga sukces. Zawsze. Dzieje się tak dlatego, że pan Huczek jest niewinny, a niewinnym św iat powinien być bardzo przyjazny. Jest to mimo wszystko bajka, ponieważ tym niewinnym dzieje się w życiu zazwyczaj źle. Ale lepiej jest wierzyć, że niewinność i dobro zawsze wygrywają. An- tybohaterstw o to tylko jakiś term in. Pan Huczek to bohater, któremu przez przypa
dek w szystko się udaje, ale bardzo często trafiają mu się trudne sytuacje.
- Co dzieje się w pozostałych czę
ściach cyklu?
- Pan H uczek ma sąsiada to długa opowieść o przygodach pana Huczka, jego sąsiada adm irała Piw obrzusznego oraz dzieci w podziemnym świecie. Adm irał jest mężczyzną wielkiej postury, który cały czas pije piwo i stanowi całkowite przeciwień
stwo pana Huczka. W książce Pan Huczek przeprow adza się mój bohater je st zm u
szony przenieść się do miasteczka, a to z powodu budow lanych, którzy niszczą jego domek. Na końcu książki, gdy byłem ju ż panem Huczkiem mocno zmęczony, 52
kazałem mu trafić tam, gdzie pieprz rośnie.
Otrzym ał on m ianowicie zaproszenie do Francji. Znalazłem na mapie bardzo ład
ną wyspę Belle Isle, na której leży m ia
steczko Le Palais, czyli pałac, i tam w ła
śnie trafia pan Huczek.
- Mały pan Huczek! Jak może do
stać się tak daleko?
- Wyrusza po prostu w podróż... Bo pan Huczek jest sprytny, potrafi także podróżo
wać. A potem wraca z Francji do Finlandii, i znów jedzie do Francji. Jak prawdziwy Eu
ropejczyk. I wreszcie znowu wraca i zajmuje się uprawą ogródka. Tak jak i ja. Bywałem w wielu miejscach, ale najważniejsze jest to, że udało mi się z nich powrócić.
Moja przygoda z Francją była o tyle cie
kawa, że miała swój ciąg dalszy jeszcze po 10 latach. Z m oją drugą żo n ą wyjechałem do Bretanii do Carnacu, w pobliżu owej wy
spy Belle Isle. W ybrałem się tam oczywi
ście na spacer i zacząłem szukać knajpy, którą pan Huczek nazwał „Kotwica” . Pyta
łem nawet Francuzów, gdzie je st owa „Ko
twica”, takim okropnym akcentem, jaki wów
czas m iałem , a oni patrzyli na mnie ze zdum ieniem . Musiałem w ytłum aczyć, że napisałem opowieść, której bohater przy
jechał do tego miasta, aby prowadzić re
staurację - i ja chcę ją teraz znaleźć! Pew
na Francuzka, sprzedawczyni w księgarni, bardzo się podekscytowała i orzekła, że ta ką restaurację należy czym prędzej zało
żyć! Francuzi czasem tacy są, angażują się, w ykazują ogrom ny zapał - i to jest według o wiele lepsza nazwa niż „Kotw ica”! W sze
dłem do środka, usiadłem. Moja żona za
uważyła, że w ewnątrz siedzi także niewiel
ki, czarny, długowłosy, starszy facet. W ów
czas dopiero w pełni pojąłem, że jest to właściwe miejsce. Zobaczyłem pana Hucz
ka! Ale nie rozmawiałem z nim. Nie zamie
niliśmy ani słowa. Panu Huczkowi nie moż
na przeszkadzać.
- W książce Pan Huczek uprawia ogródek mały czarodziej szuka dla sie
bie przyjaciela. Musi dokonać wyboru;
jego przyjacielem może zostać motyl, morze, kot albo nawet chmura. A czło
wiek? Dlaczego nie pomyśli wówczas po prostu o człowieku?
- Bo on sam je st mały, człowiek nato
m ia s t-d u ż y i skomplikowany. Pan Huczek radzi sobie z dziećmi, ale człowiek dorosły jest ju ż nazbyt zawiły, a zresztą człowiek ów zazwyczaj wcale nie wierzy, by ktokol
wiek w rodzaju pana Huczka mógł w ogóle istnieć. Poza tym ta książka to swego ro
dzaju próba odzwierciedlenia samotności i ukazania zarazem, ja k wiele jest na świe- cie rzeczy absolutnie fantastycznych. Cho
ciażby miały być one zupełnie proste, jak na przykład uprawa ogrodu. Sam zajmuję się uprawą ogródka i bardzo to lubię. Uwa
żam, że jest w tym coś niezwykłego: wyko
puję dziurę, wrzucam do niej małe smutne nasionka - i z nich wyrasta potem coś du
żego i często pięknego. To cud. To coś do
brego. Cuda więc zdarzają się na tym świe- cie zawsze. że w każdym człowieku jest jakaś jego cząst
ka - je ś li ty lk o p ró b u je on o d w a żn ie i z zapałem sprostać problemom i ustosun
kowuje się do nich zarówno z ciekawością, jak i pozytywnie. Jest okropnie, ale sytuację
można zmienić, kłopot można rozwiązać...
A druga rzecz to ciekawość. Dla dziecka to spraw a oczyw ista: dziecko w idzi drzw i i zastanawia się, co może za nimi być. Pod
chodzi więc i otwiera je, ponieważ pragnie zobaczyć, co jest po drugiej stronie. Podob
nie w świecie dorosłych: także ten świat pełen jest nieznanych drzwi, które należało
by otwierać. Trzeba odważyć się iść dalej i robić to, czego nie robiliśmy nigdy wcze
śniej. Dla dziecka jest to zrozumiałe samo przez się, ale gdy tylko stajemy się dorosły
mi, sądzimy już, że potrafimy wszystko. Je
śli „umiemy wszystko” , oznacza to także, że rozwój został zaham owany. Dlatego też uważam, że pan Huczek tkwi w każdym, kto zastanawia się także nad tym, co na pozór oczywiste, kto spogląda na to, co „stare”, nowymi oczyma. Za najważniejsze Huczko- we atrybuty uznałbym więc sztukę dziwie
nia się oraz sztukę podejmowania prób.
- Czy czytał Pan Harry’ego Pottera?
- Próbowałem, ale zainteresował mnie nie jako literatura, lecz jako zjawisko. Harry Potter ma jedną niebagatelną zaletę: zna
lazł potężną liczbę czytelników, takie dziew
czynki i takich chłopców, którzy zazwyczaj nie czytują nic. To największa jego zasługa tej książki. Moim zdaniem nie ma ona żad
nych innych, ponieważ przedstawiony w niej świat zaistniał w literaturze już kiedyś. I to wiele razy. Zasługa jednakże jest wielka, ponieważ czytanie, a na dodatek czytanie grubego tomiska, to zawsze przedsięwzię
cie tru d n e . O no trw a , w y m a g a czasu i całkowitego skupienia, zamiast tego czy
telnik wybiera więc często cokolwiek inne
go. Ale oto wydarzył się cud i nagle dziecko, które wcześniej nie przeczytało absolutnie nic, siedzi wiele godzin z książką w ręce.
Skoro raz przeczytało jakąś książkę, istnieje szansa, że jako dorosły będzie czytał kolej
ne, także te mądrzejsze. Wszystko zależy
od duchowego rozwoju, jakim podlega każ
dy z nas. Wielu ludzi pozostanie na zawsze na poziomie Harry’ego Pottera: jeżeli nie znajdą nowych Potterów, ich zainteresowa
nie książkami zaginie. Znam jednak wielu takich, którzy poprzez książki rozrywkowe i popularne dorośli do literatury pięknej.
- Proszę opowiedzieć w kilku sło
wach o swojej podróży do Polski.
- To była n iew ątpliw ie interesująca w yprawa, ponieważ przed nią nie miałem prawie wcale do czynienia z dziećmi. Mój syn zdążył już wyrosnąć, a innych dzieci nie miałem. Joanna Trzcińska-Mejor, tłu
m aczka Pana Huczka, przygotowała dla mnie jednak przede wszystkim spotkania z dziećm i... Znalazłem się w takiej samej sytuacji, w jakiej nierzadko bywał mój bo
hater: trochę się bałem i nie do końca w ie
działem, jak właściwie powinienem się za
chować, co mam im powiedzieć. Mówiłem coś i dzieci patrzyły na m nie... Ale mimo w szystko mnie nie zjadły... W końcu w y
szło to całkiem nieźle. Dzieci zadawały mi dziesiątki pytań, na które musiałem odpo
wiadać. Jedno z regularnie powtarzających się brzmiało, czy mam jakieś ulubione zwie
rzątko. Odpowiadałem, że moja nowa żona ma kota, co zawsze z jakiegoś powodu wywoływało u dzieci wielką radość. Byłem w Poznaniu, W arszawie i Gdańsku:w prze
różnych przedszkolach i szkołach. Sympa
tyczna podróż, ale padałem z nóg. Dorosły nie radzi sobie z tempem narzucanym przez dzieci; to ju ż nawet tenis jest łatwiejszy. Było to jednakże bardzo miłe i postanowiłem w ytrwać mimo wszystko, ponieważ w idzia
łem, ze dzieci polubiły pana Huczka. Jeź
dziłem po wielu krajach, ale nie wydaje mi się, by pan Huczek zdobył gdziekolw iek indziej tyle oddźwięku, co w Polsce. Nie
zwykle mnie to ucieszyło.
- Bardzo dziękuję za rozmowę.
54
Z WIZYTĄ U...
ZDALIŚMY NA PIĘĆ!
Z Pauliną Lew andow ską z wydawnictwa Akapit Press rozmawia Aneta Satława:
- Bardzo proszę o krótką charakte
rystykę Wydawnictwa.
- W ydaw nictw o powstało w 1992 r.
Jego właścicielem jest pani Iwona Pakuła, cały zespół tw orzą młodzi ludzie, wspiera
ni doświadczeniem znakomitej redaktorki Danuty Sadkowskiej. S pecjalizujem y się w literaturze dziecięco-m łodzieżowej oraz w b e le try s ty c e dla d o ro s ły c h - w tym w biografiach, wspomnieniach, felietonach sławnych ludzi.
- Lista osób, z którymi współpracu
jecie jest bardzo długa i imponująca, stąd kolejne pytanie - jak udało się po
zyskać do współpracy tak świetne na
zwiska?
- Rzeczywiście, wśród naszych auto
rów znalazły pisarki, których nikomu nie trzeba przedstawiać: Małgorzata Musiero
wicz, Krystyna Siesicka, Hanna Ożogow- ska, Lucyna Legut, Krystyna Nepomucka, Zofia Chądzyńska, a wśród piszących tyl
ko dla dorosłych - Stefania Grodzieńska, Zofia Kucówna, Hanka Bielicka.
Jak udało nam się je pozyskać? Chy
ba przede wszystkim uczciwymi zasadami współpracy.
- Włączyliście się do akcji głośne
go czytania...
- Owszem. Bardzo często organizuje
my głośne czytanie w bibliotekach, przed
szkolach, klubach EMPiK i innych placów
kach kulturalnych. Czasem czytamy sami - co wbrew pozorom także jest dla dzieci atrakcyjne, ponieważ dostarcza pretekstu do opowiedzenia im, jak powstają książki, jak wygląda praca w wydawnictwie. Cza
sem zapraszamy do tej zabawy nasze Au
torki, aktorów łódzkich teatrów, studentów.
Dzieci są wdzięcznym i żywiołowym audy
torium , z ich reakcji natychm iast można odczytać, czy książka podoba im się, czy nie. Przy czym z owym „nie” jeszcze śię nie spotkaliśmy...
- O ile mi wiadomo niedawno nawią
zaliście też współpracę z teatrem. Jak do tego doszło?
- Niedługo przed Międzynarodowym Dniem Teatru nakładem Akapit Press uka
zał się Dziennik klikom anki - książka, pod której przewrotnym tytułem kryją się
wy-śmienite opowieści, anegdoty, tajemnice te
atru i opery. W szystko to je s t podane w bardzo atrakcyjny sposób: Dziennik... ma budowę blogu - internetowego pamiętnika nastoletniej narratorki, Florii Netnickiej. Flo- ria ma szczęście mieć ciekawych krewnych:
ciotkę - śpiewaczkę operow ą i wuja - sce
nografa. Pewnego dnia trafia do nich na artystyczny wieczorek, poznaje operow ą śmietankę towarzyską, urocze ploteczki zza kurtyny, wielkie dzieła - i wziąwszy udział w paru jeszcze takich wieczorkach niepo
strzeżenie staje się zagorzałą fa n ką teatru.
W Dniu Teatru aktorzy czytali po przed
stawieniach fragmenty Dziennika kiikoman- ki małym widzom.
-Organizujecie Państwo liczne spo
tkania autorskie jeżdżąc dosłownie po całej Polsce. Czy „wydawnictwu z po
zycją” potrzebna jest aż taka promo
cja? A może po tych spotkaniach ocze
kujecie jeszcze czegoś innego?
- Dla młodych czytelników spotkanie z człowiekiem, w którego głowie powstała ich ulubiona książka, jest wielkim, zapada
jącym w pamięć wydarzeniem. Czytelnicy najczęściej konstatują przy tym, że ów do
tąd odległy pisarz to zwykły, serdeczny czło
wiek, z którym naprawdę można porozma
wiać, dostać jego autograf, zrobić wspólną fotkę. Autorowi zaś kontakt z czytelnikami jest chyba również potrzebny: daje możli
wość naocznego przekonania się, kto za
siada „po drugiej stronie” jego książki, jakie są komentarze na jej tem at... niekiedy tak
że dostarcza inspiracji do dalszego pisania.
-A k ap it Press prócz tradycyjnej me
tody dystrybucji i sprzedaży swoich książek, oferuje też sprzedaż wysyłkową przez internet. Kto wpadł na pomysł za
łożenia „sklepiku internetowego” i czy taka forma sprzedaży sprawdza się le
piej, niż tradycyjne?
- Nie chodzi o to, aby przez internet sprzedawało się lepiej. Książki s ą d o ś ć tra
dycyjnym towarem i dobrym miejscem ich eksponowania i sprzedaży jest księgarnia.
Nasza księgarnia internetowa pełni zatem tylko rolę dodatku, umożliwia szybkie po
rozumiewanie się między nami a czytelni
kami. Używamy jej do zamieszczania in
form acji o targach, w których bierzem y udział, o planowanych spotkaniach z auto
rami, w cześniej w spom nianym głośnym czytaniu itd.
- IMa stronie internetowej www.aka- pit-press.com.pl czytelnicy mogą wyra
żać swoje opinie dotyczące wydawnic
twa i wydawanych przez Was książek stosując tzw. „szkolną skalę ocen” - czyli od niedostatecznej do bardzo dobrej.
Jakiego typu są to komentarze i jakie zebraliście dotąd oceny?
- Niestety, najczęściej komentarze są bardzo oszczędne - czytelnicy w ystaw iają nam tylko tę ocenę w skali od 1 do 5. Nie
skromnie mówiąc z tych ocen wynika, że jesteśm y „bardzo dobrym uczniem”
- Wydajecie klasykę literatury dzie
cięcej i młodzieżowej. Jak wydawać, by wznowienia sprzedawały się dobrze i nie 56
ustępowały pod żadnym względem po
przednim wydaniom?
- K la s y k a to M a rk T w a in i A n ia z Zielonego W zgórza! Powiedziałabym, że Akapit Press wydaje współczesne książki dla m ło d z ie ż y i m uszę s p ro s to w a ć , iż w żadnym razie nie są to tylko wznowienia.
By posłużyć się przykładem M ałgorzaty Musierowicz - wydajem y książki tej Autor
ki od 1993 r., zaś od 1995 - jesteśm y jedy
nym w ydaw cą wszystkich jej książek. Od tego czasu ukazał się szereg nowych tytu
łów: w 1995 Nutria i N erwus, w 1996 - Cór
ka Robrojka oraz autobiografia Tym razem serio. Opowieści prawdziwe, rok później - pierwszy tom Frywolitek oraz zbiór opowia
dań dla najmłodszych Hihopter, w 1998 - Imieniny, w '99 Tygrys i Róża, w 2000 - C ałuski p a n i D arling i drugie Fryw olitki, wreszcie w 2001 - Kalamburka. To wszyst
dań dla najmłodszych Hihopter, w 1998 - Imieniny, w '99 Tygrys i Róża, w 2000 - C ałuski p a n i D arling i drugie Fryw olitki, wreszcie w 2001 - Kalamburka. To wszyst