• Nie Znaleziono Wyników

Śmiem twierdzić, że czasy, gdy dzieci bawiły się w Indian, minęły bezpowrotnie.

W esterny, w yświetlane dziś przez którąś z komercyjnych telewizji przyciągają jedy­

nie starsze pokolenie, przypominające so­

bie czasy młodości. NRD-owsko-włosko-ju- gosłowiańsko-francuskie filmy o W innetou, bohaterze Karola Maya pojawiły się w pa­

śmie o niskiej oglądalności w czasie w aka­

cyjnej kanikuły. Tym bardziej nikt ju ż nie wznawia książek tego autora. Czy Indianie zostali doszczętnie w yparci ze skarbca dziecięcej w yobraźni? P rzecież nie za ­

w ładnął nimi bezpowrotnie kontrowersyjny mały czarodziej z Hogwartu? Oczywiście, tak nie jest i postaram się tu tę tezę uza­

sadnić. Howgh!

Świa't zabaw dziecięcych opanowały gry komputerowe i Internet. Także w litera­

turze króluje fantasy i SF, podobnie jak na ekranach kin i video. W takiej to oto sytu­

acji, począwszy od późnego lata 2001 na rynku księgarskim mamy do czynienia ze zjawiskiem niezwykłym: komiks, gatunek do tej pory u nas lekceważony, nawet na pół­

kach dziecięcych księgarni i domowych bi­

blioteczkach zaczyna dochodzić do głosu coraz bardziej gromkiego. I coraz częściej nie jest to komiks dla dzieci - a więc uwa­

ga dorośli! - zanim kupicie swej pociesze kolorowy zeszycik, obejrzyjcie go najpierw, bo czasem sami poczujecie rumieniec zaże­

nowania lub przeżyjecie poznawczy wstrząs, obserwując zalew krwi na kolorowych ka­

drach. Tak - to już z pewnością nie literatura dla dzieci...

A więc dobra passa komiksów trwa i co­

raz więcej oficyn otwiera specjalne serie, z początku importując najbardziej znane ty­

tuły zachodnie. Pierwszym był „Egm ont - Poland”, gdzie jego redaktor, Tomasz Ko­

łodziejczak, sam fascynat komiksu, doprowa­

dził przed kilku laty do powstania magazynu

„Świat Komiksu”, który obecnie patronuje subskrypcyjnemu Klubowi, wydającemu naj­

lepsze pozycje obrazkowej literatury świa­

towej. Wcześniej już firma ta wychowała sobie odbiorców wieloletnim wydawaniem

„Kaczora Donalda". I oto pokłosie! Przez dłu­

gi czas monopol na edycję Tytusa, Romka iA T o m ka Henryka J. Chmielewskiego miał Prószyński i Sk-a - obecnie w salonach tej firmy można znaleźć jednocześnie 7 z 27 wydanych do tej pory zeszytów - wznowień i nowości. Pierwotni wydawcy zeszytowych, sprzedawanych w kioskach serii z amery­

33

kańskimi superbohaterami: Spidermanem, Batmanem... TM - Sernic przekształcił się w FunMedia. W yspecjalizowany w SF Am- be r z a g o s p o d a ro w a ł p o d o b n a d z ia łk ę w komiksie, prezentując obrazkową sagę opartą na wątkach z Gwiezdnych Wojen i stopniowo rozszerza ofertę. POST odwa­

żył się na edycję kontrowersyjnego, mówią­

cego o Holokauście MausArta Spiegelma- na i przypomniał klasykę: Janosikaz 1976 roku. Twój komiks, firma zarządzana przez Francuza zapowiada butnie zalew naszego rynku kilkudziesięcioma albumami franko- fońskich tw órców ...

Komiksami zainteresował się specjalizu­

jący się w literaturze dziecięcej „Siedmioróg”, przybliżając polskiemu czytelnikowi serię

„X II” u trz y m a n ą w k lim a c ie s e n s a c y j- no-szpiegowskim. Wcześniejsze przymiarki

„S ie d m io ro g a ” do ko m ik s ó w to je g o odnoga „FanZin”, która zdążyła wydać pół- pornograficznego Rankxeroxa autorstwa T am buriniego oraz punkowe N iezw ykłe przygody Braci Kowalskichautorstwa Dariu­

sza Palińskiego-obrazoburczy, antyklerykal- ny oraz legendarny w undergroundowym śro­

dowisku komiks. Nie dla dzieci. Ostatnio uchodźcy z „Siedmioroga” powołali „Mandra­

gorę” - wydała ta oficyna już trzy mroczne ty­

tuły zadziwiające starannością edytorską- też nie dla dzieci. Dla nich „Siedmioróg”

spróbo-Rys. B. Butenko 34

wał wejść na rynek z reprintem 30 prawie let­

niego Gucia i CezaraBohdana Butenki. Skoń­

czyło się na 4 zeszytach. O Butence mowa będzie jeszcze dalej w kontekście Indian i westernów. Doszlusował ostatnio Podsiedlik, Raniowski i S-ka. O tej firmie padnie jeszcze słów kilka, bowiem przez kilka lat istnienia przy­

zwyczaiła nas do wysokiej jakości barwnych książeczek właśnie dla małych dzieci. Oprócz odrębnych zeszytów wychodzi już kilka ma­

gazynów poświęconych komiksowi, nic więc dziwnego, że sieć EMPiK-u uruchomiła spe­

cjalistyczne, komiksowe działy.

No tak - maiło być o Indianach w ko­

miksie. Gdzież są w ięc ich ślady?

Jednym ze znanych ilustratorów, w y­

korzystujących w swej twórczości komiks, zanim to słowo zyskało prawo obyw atel­

stwa, jest tw orzący od końca lat 50. Boh­

dan Butenko. Pośród zilustrowanych ponad 200 k sią że k i ro zp ro s z o n y c h ilu s tra c ji w dziecięcych magazynach, znajduje się kilka całostek, gdzie można podążyć inte­

resującym nas w tym miejscu tropem.

Bohdan Butenko, ilustrujący od kilkudzie­

sięciu lat „Misia” i „Świerszczyka” spełnia wyjątkową rolę w internalizacji archetypicz- nych przedstawień zwierząt, przestępców, astrologów, detektywów i Indian; widoków morza i gór.1

Sposób, w jaki rysuje Butenko jest bar­

dzo charakterystyczny i przypomina właśnie dziecięce rysunki - postaci s ą płaskie, maksymalnie uproszczone, kreślone poje­

dyncza, gruba linią, pokazywane najczę­

ściej tylko z profilu. W ypowiadane kwestie nie są umieszczane w „dym kach” - do wła­

ściwej postaci prowadzi kropkowany ślad i jest to sposób, którego nie stosuje żaden inny rysow nik. N ajw ię kszą popularność miał ów rysownik w dobie wspomnianego powyżej względnego monopolu „czwarte­

go układu kultury” - w latach 60. i 70.

Można i tu znaleźć uproszczony obraz Indianina. W ilustracjach do książki zm ar­

łego niedawno W iktora W oroszylskiego I ty zostaniesz Indianinem jego przedstawienie jest wyraźnie rem iniscencją marzeń dzie­

cięcego bohatera powieści. Mnogi pióro­

pusz na głowie, bojowy tom ahawk w ręku - to najbardziej rezydualne cechy grafity- powego Indianina, podkreślmy to jeszcze ra z -w o jo w n ik a . Czas napisania tej powie­

ści jest również bardzo charakterystyczny - 1960 rok. W ydaje się, że był to okres maksymalnego zaangażowania się dzieci w gry i zabawy związane z Dzikim Zacho­

dem.2

Piąty zeszyt Gucia i Cezara wcale nie jest pechowy (1969 r.) choć „Siedmioróg” nie zdążył z jego reedycją. Mamy tu do czynie­

nia z w yprawą bohaterów tam, gdzie pierz rośnie, ale to dopiero wstęp... Bohaterowie ratują Izabelę, uwięzioną w pueblo, a wilki sąna tropie Gucia i Cezara. Wilki mają som­

brera i kraciaste chustki na szyjach. Western, jakich nie było!

Czasy Indian w polskim komiksie skoń­

czyły się w połowie lat 60.; tę tem atykę wyparły historie wojenne, milicyjne a potem fa n ta s ty c z n e . Z a n im je d n a k z a c z ę to w Polsce wydawać odrębne komiksów ze­

szyty, czasem zwane na wyrost albumami, komiks i form y jemu pochodne przemiesz­

kiwały w nielicznych czasopismach, zazwy­

czaj młodzieżowo-dziecięcych.

Komiks polski z reguły nie rozróżnia poszczególnych plemion. Najbardziej zna­

nymi polskimi serialami komiksowymi jest K apitan Ż b ik (różnych a utorów ; 1 9 6 7 - 1982J, Tytus, R om ek i A T o m e k (Henryk Jerzy Chmielewski; od 1957) oraz Kajko i Kokosz Janusza Christy (prakorzenie się­

gające 1956 do 1990). W ymienieni wyżej dwaj autorzy są (byli?) zarazem najbardziej popularnymi rysownikami w naszym kraju.

Rys. H. J. Chmielewski

Komplet uzupełnia Tadeusz Baranowski, dawniej mistrz poetyckiego komiksowego purnonsensu, później tworzący zdecydowa­

nie dla dzieci, który ostatnio wrócił do ko­

miksu pokazując od 2000 roku swe nowe prace w Internecie, a także zmarły w 1991 rekordzista pod względem nakładu wyda­

nych albumów - bydgoszczanin Jerzy W ró­

blewski. Od 1982 roku tworzy na Zacho­

dzie serię T h o rg a l G rzegorz R osiński, rysownik o europejskiej sławie. Ten ostat­

ni, p odczas sw o je g o pobytu w P olsce w 1996 roku wyznał, że jego marzeniem było zawsze narysować western, jak dotąd jednak nikt mu nie zaproponował satysfak­

cjonującego scenariusza. Po raz kolejny od­

krywamy tu ślady nostalgii i dziecięcych fa­

scynacji. Owo marzenie zostało w końcu spełnione w roku 2001 („Egmont”), kiedy to ukazał się (najpierw w Belgii) album za­

tytułowany po prostu Western - gdzie ry­

sownik zastosował zupełnie inne rozwiąza­

nia plastyczne, niż te, do których zdążyli się przyzwyczaić miłośnicy Thorgala.

Henryk Jerzy Chmielewski jest w za­

sadzie twórcąjednego tylko, ale wiekopom­

nego komiksu; Tytusa, Romka i A ’Tomka.

Historyjka o takim tytule pojawiła się już w 1957 r. w gazecie harcerskiej „Świat Mło­

dych”, nic dziwnego więc, że główni boha­

terowie tworząm ini-zastęp. Zastęp niezwy­

kły, bo Tytus de Zoo je s t szym pansem , małpą człekokształtną, a zarazem normal­

nym nastolatkiem. Jego nieodłączni przy­

jaciele bezskutecznie usiłują go uczłowie­

czyć i je s t to zaw sze punkt w yjścia do kolejnej przygody.

D z ie w ią ta z w yd a n ych k s ią ż e c z e k ('„Horyzonty” 1975, Prószyński... 2002) po­

kazuje świat Dzikiego Zachodu, do które­

go chłopcy m ocą wyobraźni, dostali się w czasie kinowej projekcji. Miasteczko jest typowe dla klasycznych przedstawień filmo­

wych: bank, saloon, rewolwerowcy, szeryf, itp. Pojawia się wątek pseudosekty, napa­

du na bank oraz kopalni złota. Jednak In­

dianie potraktowani są marginalnie - łapią Tytusa, który został właścicielem kopalni (!) zegarków i wraz z chłopcami przywiązują do pala śmierci. W ykonywany taniec po­

zwala na przegląd ubiorów i opis grafitypo- wych cech antropologicvznych: orle nosy, ostro zarysowane podbródki. Czarne w ło­

sy związane w pęki po obu stronach głowy.

W iększość je st półnaga, nieliczni noszą kam izelki z baw olej, cę tko w a n e j skóry i naszyjniki z zębów drapieżnika. Biodra osłaniają fartuszki, rzadziej nogi są obcią­

gnięte dżinsopodobnymi legginsami. W ódz w yróżniony je st większym pióropuszem,

Rys. H. J. Chmielewski

spadającym na kark i plecy. Zwykli człon­

kowie plemienia przyozdobieni są jedynie dwoma piórami, wetkniętym i za opaskę.

Groźny epizod kończy się humorystycznie - zamiast tańca śmierci, wojownicy pląsają

„poleczkę z O poczna” zagraną na harmo­

nijce przez ATom ka. Ta jedna z najbardziej poszukiwanych przez kolekcjonerów ksią­

żeczek została wznowiona przez Prószyń­

skiego i S-kę w 2002 roku jako „3 w 1 ”: Zło­

tej księdze przygód Tytusa.

Jerzy Wróblewski - rzemieślnik komik­

su tworzył pod silnym naciskiem wydaw­

ców i według wytycznych zlecanych sce­

nariuszy. Chyba odreagowując tę sytuację pokazał odbiorcom d ru g ą tw arz artysty.

C a ła w y p o w ie d ź , z a ró w n o sło w o , ja k i rysunek, należą do niego. W taki sposób 12 kwietnia 1980 r. w „Świecie Młodych”

narodziła się postać Binio Billa.

Powołując do życia tego bohaterskie­

go szeryfa, W róblewski spłacił dług swej młodzieńczej nostalgii do westernu. Rysu­

jąc Binio Billa (właściwe nazwisko Zbigniew Bilecki!), uprościł rysunek dostosowując się do konwencji znanej i zapożyczonej z: Luc­

ku L uke’aMorrisa, do którego można zna­

leźć jeszcze i inne analogie. W „ŚM" Uka­

zały się w kolejnych latach następne, nie w ydane dotąd w oddzielnych zeszytach przygody Binio Billa: Rio Klaw o, Binio Bill na szlaku bezprawia, Binio Bill i 100 kara­

binów, Binio B ill kontra trojaczki Benneta, Binio B ill kręci western i... w kosmos (za­

wierający elementy SF i przypominany póź­

niej przez magazyn komiksowy Awantura), Binio B ill - śladam i Kida Walkera. Dopie­

ro w 1990 r. KAW wydała zeszyt Binio Bill i skarb Pajutów, będący najwyrazistszym świadectwem humoru autora i zręczności jego kreski.

O szczególnie silnym przywiązaniu Wró­

blewskiego do westernu świadczy drugi jego 36

całkowicie autorski komiks Przyjaciele Roda Taylora z 1983 r. (Interpress 1984 r.), gdzie wraca do bardziej realistycznej konwencji ry­

sunku i klasycznych treści w przeciwieństwie do kreślonego też wielobarwnie acz ponie­

kąd karykaturalnie Binia....

Bydgoskim następcom W róblewskiego u s iło w a ł z o s ta ć A n d rz e j N o w a k o w s k i (O. Nowan), nie dorównując jednak mistrzo­

wi ani ilością, ani też ja ko ścią produkcji.

W wyrysowanym trzyczęściowym wester­

nie Zemsta Harpera (1984) pojawiają się dosłownie cienie Indian - tradycyjnie z dwo­

ma piórami we włosach splecionych w war­

koczyki i biodrowych przepaskach. Podob­

nie jest z innym „uczniem ” W róblewskiego -J a c k ie m Michalskim. Jego rysowany „do szuflady” komiks ROY został wydany przez prywatnego wydawcę w 1990 roku i jest kolejnym świadectwem, że juwenilia z szu­

flady rzadko powinny być wyciągane.

Powróćmy jednak do klasyków polskie­

go komiksu. Tadeusz Baranowski objawił się szerzej publiczności już w pierwszym nume­

rze historycznego „magazynu opowieści ry­

sunkow ych" RELAX ja ko tw órca postaci Orientmena, postaci będącej rodzimą pasti­

szową odpowiedzią na Supermana. Każda dwu- lub jednostronicowa historyjka zawiera­

ła sporądawkę suspensownego humoru. Już samo uzasadnienie imienia bohatera („menów dzielimy podobnie jak kawę na: super menów, w yborow ych m enów i o rie n t m enów ” - w 1976 r. można było jeszcze kupić kawę ro- busta - przyp. TM), świadczy o oryginalnym hum orze autora. C hociaż on sam w raz z b o haterem zn ikli po trz e c im odcinku z REI_AXU i nigdy więcej tam już się nie poja­

wili, pozostało jednak dobre wrażenie.

Wkrótce Baranowski ujawnił się w „Świe- cie Młodych”, jedynym onegdaj czasopiśmie publikującym, regularnie trzy razy w tygodniu komiksy w odcinkach. Tam wykreował kolej­

nych bohaterów. Byli to: Bąbelek i Kudłaczek, podróżnicy, badacze i odkrywcy zakrytych lądów, traperzy na Dzikim Zachodzie, cza­

sem detektywi oraz zwariowany Profesorek N e rw o so le k w ra z ze s w o ją a s y s te n tk ą i gospodynią Entomologią Motylkowską. Ich przygody doczekały się późniejszych w y­

dań w odrębnych zeszytach. Jako pierwszy album Baranowskiego ukazał się Na co dy­

bie w w ielorybie czubek nosa eskimosa (M A W 1980, wyd. I11984), zawierający dwie historie: W pustyni i w paszczy oraz niezna­

ne z RELXU przygody Orient-mena pt. Co w kaloryferze piszczy.

Kolejnym albumem był Skąd się bierze woda sodowa połączony z Antresolką Pro­

fesorka Nerwosolka. Te pierwsze komiksy Baranowskiego są wspaniałą zabawą. I to zarówno dla czytelnika, ja k (tym bardziej) autora. Tekst jest wręcz „naszpikowany” gra­

mi słownymi, aluzjami dostępnymi często­

kroć tylko dla wyrobionego czytelnika. Tym bardziej zabawna jest warstwa graficzna.

Zasadniczo autor używa podziału na trady­

cyjne kadry, jednak i to może być zwodni­

cze - strona bywa czasami zakomponowa­

na jako całość, ukazując nam np. pociętą pojedynczymi klatkami chmurę, na której lądują profesor z asystentką czy drzewo przerastające poszczególne kadry.

W pastiszu Tadeusza Baranowskiego (p ie rw o tn ie d ru ko w a n e g o na początku 1976 r. w ŚM) Skąd się bierze woda sodo­

wa stary wódz „Wielki Niepokój” nosi cylin­

der, kruczoczarne warkoczyki i znany jest z doprowadzania do rozpaczy swoich współ­

ziomków opowiadaniem dziwnych, abstrak­

cyjnych dowcipów. Hierarchia jest tu zazna­

czona w nakryciach głow y - w odzow ie innych plemion na naradzie mają także ka­

pelusze. „Zwykli”, szeregowi Indianie mają zakrzywione nosy, półnadzy, noszą jedynie przepaski jednak z odnotowanym numerem

porządkowym członka plemienia oraz bran­

solety na przedramionach, a we włosach obok orlich piór mają pióra do pisania - ze stalówką. J e s t'to wyraźna rem iniscencja Schaffowskiego słowa-nazwy, przybierają­

ca postać zobrazowanej gry słownej. Humo­

rystycznie potraktowani Indianie noszą łap- ciaste mokasyny. W jednym z nich wódz

„Pachnący Fijołek” ukrywa sw ą tajemnicę - buteleczkę Chanel nr 5.

„Naszpikowane” pomysłami s ą także przygody Orient-mena, uciekającego przed tropiącym go z zimnym kaloryferem Eski­

mosem (już ten koncept jest godny podzi­

w u). W ielu zapom ina, że Indianam i s ą i Eskimosi. Eskimos u Tadeusza Baranow­

skie g o ma skośne, p rzym ru żo n e oczy i zawsze trzyma harpun. Niezależnie od po­

gody ubrany jest w futerko z okalającym mu twarz kapturem. Na którejś ze stron Orient-men spotyka się z odpoczywający­

mi po ostatniej podróży Bąbelkiem i Ku- dła czkie m .... Jak w idać, niektóre w ątki przenikają się, lecz z pewnością nie je st to zarzut autoplagiatu, postawiony oryginalne­

mu autorowi. Podobnie ja k inni klasycy polskiego komiksu: Chmielewski, Szarlota Paweł oraz Christa, również Tadeusz Ba­

ranowski zostanie jesienią 2002 roku uho­

norowany przez „Egmont” tw ardo okładko­

wym wydaniem przygód Orient Mana.

Powstały nieliczne wydania album o­

wych westernów. Ostatnim poiskim prota- gonistą komiksowego westernu je st Biały Orzeł. Ten wielokolorowy i wydany na do­

brym papierze album nie jest już mniej lub b ard zie j no sta lg iczn ym w s p o m n ie n ie m dzieciństwa. Narysowany przez Jarosława Gacha i wydany przez prywatne wydawnic­

two AKCYDENS w 1996 roku jest ju ż zu­

pełnie innąjakością. Można przypuszczać, że powstał jako czynnik amatorskiej fascy­

nacji indiańską kulturą. Mimo częściowej

niezgrabności rysunków widać tu dążność do dokumentalnej wierności przedstawień, szczegółów stroju, rymów zachowania. Nie je s t to w ięc g rafityp w znaczeniu, jakie nadaliśmy mu wcześniej. Powyżej wyrażo­

ne przypuszczenie jest podparte reklama­

mi książek dotyczących Indian, a także in­

form acjam i o „piśm ie przyjaciół In d ia n ” TAWACIN, zam ieszczonym i na czwartej stronie okładki.

W takiej to oto sytuacji, gdy komiksy w Polsce istnieją, ale raczej dla młodzieży i coraz częściej dla dorosłych, westernów zaś nie ma prawie w ogóle - raczej ani dla dorosłych ani tym bardziej dla dzieci, Pod- siedlik, R aniowski... ośmiela się w yjść na rynek z komiksowym westernem dla dzieci - Yakari, autorstwa dwu Szwajcarów, ukry­

wających się pod pseudonimami: scenarzy­

sta - Job oraz rysownik - Derib. Warto za­

uważyć tę serię pośród zalewu komiksowej brutalności i dziwności. Pogodna seria, li­

cząca do tej pory 27 części w Polsce obec­

na je st ju ż na etapie piątego zeszytu cyklu

„Ale kom iks!” uruchomionej przez Podsie- dlika... Światy dzieci i dorosłych płynnie tu się przenikają. Komiks przeznaczony jest dla dzieci od 8 roku życia. W Yakarim pro­

pagowane jest życie zgodne z prawami na­

tury, której jesteśm y cząstkami. Tytułowy bohater potrafi rozmawiać ze zwierzętami.

Tak to, początkowo we śnie, poznaje W iel­

kiego Orła, swego późniejszego przyjacie­

la. W innym zeszycie serii, mały Siuks, rów­

nież dzięki nocnej wizji, znajduje ukryte na pustyni zwierzęta. Całości dopełniają rysun­

ki - wzorujące się czy też kontynuujące kla­

syczną kreskę Uderzo - autora Asterixa.

M oje tro p ie n ie In d ia n w ko m ik s ie w Polsce na razie się skończyło. Tropienie komiksu wróży przyszłość - zarówno dzie­

ciom ja k i dorosłym. A więc - do księgarń!

38

1 E. Kaestner: Emil i detektywi, Warsza­

wa 1975; J. Domagalik: Pięć przygód detektywa Konopki, Warszawa 1968, 1989; E. Niziurski:

Niewiarygodne przygody Marka Piegusa, War­

szawa 1996; A. Bahdaj: Wakacje z duchami, Warszawa 1975; Cyryl, gdzie jesteś?, Warsza­

wa 1966; W. Woroszylski: Mniejszy szuka Duże­

go, Warszawa 1974, 1973; S. Kryska: Romek i czarownice, Perypetie z samochodem, Warsza­

wa 1972.

2 Por. J. Kasprzak: Ścieżką Sokolego Oka, Warszawa 1959.

Gertruda Skotnicka

CZY SZWEDZI KOCHAJĄ