• Nie Znaleziono Wyników

Zagadnienie sumienia w teologii

Rozdział 1. Wokół zagadnienia sumienia

1.3. Zagadnienie sumienia w teologii

Czym jest sumienie? Jaka jest jego istota? Na czym polega jego działanie? Oto niektóre z pytań, z którymi od wieków zmagają się teolodzy. Zagadnienie sumienia jest bowiem jedną z najważniejszych kwestii podejmowanych przez teologię. Trudno dziwić się zatem, że jej dorobek naukowy w tym zakresie nie ma sobie równych.

W Encyklopedii Nauczania Moralnego (2005, s. 511) czytamy: „sumienie jest sądem rozumu, przez który osoba ludzka rozpoznaje jakość moralną konkretnego czynu, który zamierza wykonać, którego właśnie dokonuje lub którego dokonała.

43

Sumienie nakazuje spełnić czyn oceniany jako prawdziwie dobry, a zaniechać czynu ocenianego jako zły” ( por. KKK, 1778)7.

Przytoczona definicja wyraźnie wskazuje, że współczesna teologia, za św. Tomaszem z Akwinu traktuje sumienie jako akt rozumu. To dzięki rozumowi następuje rozpoznanie zasad moralnych wpisanych w postaci prawa naturalnego w każde ludzkie serce, a następnie odniesienie ich do konkretnych sytuacji codziennego życia. Obok rozumu bardzo ważną rolę odgrywa tu również wola. O ile rozum dokonuje rozeznania i określa powinność, o tyle powinność może być zrealizowana tylko dzięki woli i jej naturalnemu pędowi ku dobru (Kozubski, s. 153 - 154; Leksykon Filozofii Klasycznej, 1997, s. 493). Nie wystarczy tylko określić, co jest dobre, ale trzeba jeszcze chcieć czynić dobrze. Powinność nieodzownie łączy się z wolą, a to z kolei związane jest z napięciem, wysiłkiem. Linia napięcia prowadzi jak pisze Karol Wojtyła (1982, s.48) „między tym, kim jestem a tym, kim powinienem być”.

Każdy człowiek ma wpisane w swoim sercu „prawo”- ogólne zasady moralne, które stają się podstawą oceny jego czynów w konkretnych sytuacjach, na jakie napotyka w życiu. W prawo to usposobił człowieka sam Bóg. Stąd też sumienie nabiera w teologii szczególnej godności. W dokumentach Soboru Watykańskiego II (Gaudium et spes, 16) czytamy: „Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa. W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny” (por. Jan XXIII, 1963, s. 98).

J. Woroniecki (2002, s. 25) pisze, że gdyby porównać rolę sumienia z wewnętrznym ustrojem państwa, to trzeba byłoby stwierdzić, że sumienie ma władzę administracyjną i sądowniczą, ale nie ma władzy prawodawczej. Człowiek nie stanowi prawa moralnego. Jego zadaniem jest tylko to prawo poznać, po czym stosować je w swoim życiu.

Zgodnie z tym, co zostało zawarte w dokumentach soborowych, sumienie przez wielu bywa definiowane jako „głos Boga w duszy”. Jak wskazują teolodzy, stwierdzenie to, chociaż jak najbardziej prawdziwe, wymaga jednak właściwej interpretacji. Sformułowań typu - „Bóg woła człowieka” nie można odczytywać dosłownie, w sposób „cudowny”, nadprzyrodzony. Gdyby Bóg przemawiał w sposób cudowny, wtedy to ponosiłby też odpowiedzialność za wszystkie pomyłki sumienia.

7 Szczegółowe podejście do sumienia w ujęciu trzech uznanych chrześcijańskich etyków, tj. T. Ślipko, T.

Stycznia oraz A. Szostka można znaleźć w książce W. Szuta – Potrójnie o sumieniu, 2013.

44

Bóg natomiast w sumieniu przemawia pośrednio poprzez poznanie, zdolność otrzymaną z Jego woli (Olejnik, 1988, t. 3, s. 98; por. Rosik, 1980, s. 111).

A zatem we współczesnej teologii bardzo silnie egzystuje tomistyczna koncepcja sumienia, przypisująca rozumowi i woli wartość nadrzędną. Stanowisko to nie jest jednak jedynym sposobem myślenia o sumieniu, prezentowanym przez badaczy na gruncie teologii. Jak pisze R. Ingarden (1990, s. 136): „Niewątpliwie wpływ fenomenologii i rozwijającej się psychologii osobowości skłoniły także teologię do tego, aby upatrywać istotę sumienia nie tylko w działaniu sfery poznawczej czy wolitywnej, lecz w zaangażowaniu całej osobowości człowieka, włącznie z jej sferą emocjonalną”. Zgodnie z tym coraz więcej teologów zaczyna ujmować sumienie w całokształcie przeżyć człowieka. Większość z nich dostrzega i akcentuje aspekt emocjonalny. Ich zdaniem sumienie jest czynnikiem bardzo silnie angażującym i pobudzającym uczucia, chociażby takie jak satysfakcja z dobrze spełnionego czynu, czy smutek będący wynikiem wyrządzonej krzywdy. Wskazujący na ten fakt Z. Kozubski zauważa jednak, że z faktu tego nie można wyciągnąć jednak wniosku, że uczucia stanowią czy nawet współtworzą istotę sumienia. Są one tylko pewnymi okolicznościami towarzyszącymi poznaniu rozumowemu lub też skutkami tego poznania (Kozubski, 2002, s. 155). Wielu autorów nie rozstrzyga pierwszeństwa rozumu, woli, czy emocji, nadając im równorzędny status (Rosik, 1992, s. 153).

Niektórym natomiast całkowicie dalekie jest myślenie o sumieniu jako „akcie rozumu praktycznego” i ujmują je właśnie w kategoriach „spontanicznego przeżycia”.

Przykładem tej grupy teologów jest Antoni Siemianowski.

Siemianowski (1979 - 1989, 2007) stoi na stanowisku, że sumienie nie jest aktem poznawczym. Jako duchowy dar człowieka, pojawia się w nim zawsze spontanicznie, jako odpowiedź na zło moralne. Stanowi ono osobiste przeżycie konkretnej osoby, w konkretnej sytuacji i jest odpowiedzią na popełnione lub też zamierzone przez nią zło. Pojawia się w człowieku – „oskarża go, gryzie, wyrzuca mu”

wcześniej niż zdąży się on jeszcze zreflektować i ocenić swoje postępowanie. A zatem sumienie u Siemianowskiego pełni rolę strażnika, jest głosem troski, „światłem duszy”, wzywa do „opamiętania, do czujności, do zastanowienia” (2007, s. 170). Odczuwane jest natomiast bardzo dotkliwie, jako ból duszy, „skarga serca” (tamże, s. 168 i nast.).

Sumienie „niczego tu w sposób bezpośredni nie odsłania, o niczym w sposób szczególny nie informuje, lecz tylko sprawia ból, tylko niepokoi i oskarża o zło moralne jakiego się dopuściłem lub zamierzam dopuścić” (1979-1980, s. 20). Dopiero w tym

45

momencie wkracza rozum, który pozwala człowiekowi zreflektować się i zastanowić nad tym, czego sumienie od niego żąda. Przy czym sumienie nie ma mocy, tak jak podkreśla to większość koncepcji teologicznych, pociągania człowieka ku dobru.

Sumienie daje o sobie znać tylko wówczas, kiedy człowiek zbacza na złe drogi. Kiedy postępuje dobrze, wówczas sumienie milczy.

Niezależnie od tego, w czym upatruje się istotę sumienia, w teologii zawsze podkreśla się jego zależność od instancji wyższej - od Boga. Stąd też sumienie nabiera bardzo dużej rangi i stanowi o godności człowieka (Veritatis splendor, 62, 63). Jego nakazów należy bezwzględnie przestrzegać, nawet gdyby miały się one okazać błędne.

Fakt ten nie zwalnia oczywiście nikogo z odpowiedzialności za wyrządzone zło, bo tak jak człowiek jest wezwany do słuchania sumienia, tak ma on również obowiązek o nie dbać i je badać. Dlatego też Andrzej Szostek (1993, s. 143 – 145) wskazuje, że sumienie nie jest sędzią nieomylnym. Należy zawsze o tym pamiętać i nie powoływać się zbyt szybko na jego oceny, bo „tak mi każe sumienie”. Potrzebna jest tutaj głęboka refleksja,

„wejście w siebie” ( por. KKK, 1779).

Refleksja - jak pisze M. Krąpiec (1980, s. 117- 118) - towarzyszy człowiekowi zarówno przed dokonaniem czynu, jak i po jego zakończeniu i dotyczy ona nie tylko przedmiotu poznania, ale także samego aktu poznawczego. K. Wojtyła (2000, s. 203 - 204) zwraca uwagę, że rolą sumienia jest nie tylko wartościowanie, wydawanie sądów.

Jest to bowiem ostatni etap działania sumienia. Sumienie zaś ujmowane w sposób całościowy obejmuje całokształt wysiłków podejmowanych przez jednostkę, a zatem szukanie prawdy, dociekanie jej, w celu jej ujęcia i sformułowania pewnego sądu. Ten swoisty wysiłek sumienia mający na celu poznanie prawdy dokonuje się bez wątpienia m.in. przez pogłębioną refleksję.

Na konieczność refleksji zwraca również uwagę J. Tischner. Próbując określić, istotę sumienia pisze – sumienie „to jest przede wszystkim to, co odkrywa nam co i wobec kogo mamy robić” (1996, s. 11 - 24). Pierwsze jego zdaniem jest „wobec kogo” – a więc istnieje konieczność odpowiedzenia sobie - kto jest moim bliźnim, któremu należy pomóc, drugim jest „co”- w jaki sposób tego dokonać. Aby móc udzielić sobie odpowiedzi na te wcale niełatwe pytania, musi stale towarzyszyć człowiekowi refleksja. Stąd „niesłychanie ważne jest – pisze Tischner - aby sumienie przechodziło przez myślenie a myślenie przez sumienie”.

Kolejną kwestią obok godności sumienia, co do której panuje raczej ogólna zgoda jest osobisty charakter sumienia. Sumienie nie jest jakimś sądem moralnym, ale

46

sądem konkretnej osoby, dotyczącym jej czynów. Tadeusz Styczeń (1980, s. 148 - 150) zwraca szczególną uwagę, że tylko własny sąd sumienia może człowieka wewnętrznie zobowiązywać „tylko wtedy coś mnie moralnie obowiązuje, tylko wtedy cokolwiek powinienem, jeśli powinność ta staje się treścią mojego własnego sądu (...) Mój sąd powinienem - jest z całą pewnością moim aktem (...), aktem mojego ja” (por. Veritatis splendor, 57).

Aby móc dokonać rozpoznania „moralnej jakości konkretnego czynu” potrzebny jest jakiś układ odniesienia – system wartości, który stanie się podstawą do orzekania o dobru i złu moralnym. Teologia stoi na stanowisku, że wartości mają charakter obiektywny, a ich źródłem i prawodawcą jest sam Bóg. Jak pisze jednak Karol Wojtyła (1982, s. 27) pomimo, że wartości mają charakter „nadprzyrodzony”, ich ujawnienie się w człowieku dokonuje się w sposób naturalny. Dlatego też każdy człowiek, niezależnie od wyznawanej religii jest w stanie sobie je uświadomić przy pomocy rozumu.

K. Wojtyła w swoich rozważaniach na temat wartości, zwraca szczególną uwagę na ich naturalną hierarchię - jedne z nich są wyższe, inne zaś niższe. Wyższe wartości, wśród których prymat wiodą wartości moralne, człowiek bardziej ceni. Mają one bowiem w sobie „więcej dobra”, a przez to bardziej przybliżają człowieka ku obiektywnemu dobru. Zaliczenie wartości moralnych do wartości wyższych nie jest wcale efektem jakiegoś irracjonalnego odczucia. Pozycję tę zapewnia im fakt, że wiążą się one obiektywnie z wyższym bytem, który to jest doskonalszy od materii. Wcale nie oznacza to, że człowiek w swoich wyborach opowiada się zawsze za wartościami moralnymi. Pisze on: „wartości duchowe jakkolwiek obiektywnie wyższe, są poniekąd słabsze od wartości materialnych, niższych obiektywnie. Człowiek mocniej, bardziej bezpośrednio odczuwa to, co materialne, to, co podpada pod zmysły i przynosi im zadowolenie” (Wojtyła, 1979, s. 160 – 162). S. Rosik (1980, s. 112) akcentuje natomiast, że wybór odpowiednich wartości jest bardzo ważny, gdyż tylko sumienie oparte na autentycznych, wyższych wartościach może podlegać rozwojowi.

W przeciwnym razie marnieje, ulega regresowi, a z nim również całe życie duchowe człowieka.

Zagadnienie wartości, przywołuje od razu kolejną ważną kwestię podejmowaną przez teologów, a mianowicie problem autonomii sumienia. W teologii autonomia sumienia nie ma nic wspólnego z „sytuacyjnym” traktowaniem moralności, czy też relatywizacją norm moralnych. Właściwa autonomia wiąże się ściśle z uznaniem podporządkowania się w sumieniu wobec prawdy, na straży której stoją wartości

47

moralne (por. Styczeń, 1988, 47- 56; Ślipko, 1996). Autonomia tworzy się poprzez właściwe odniesienie danej osoby do prawdy o sobie, o całym otaczającym ją świecie ludzkim i pozaludzkim. Prawdy tej człowiek nie tworzy, lecz w swoim poznaniu odczytuje ją, dlatego też to ona musi być w pierwszej linii uwzględniona w moralnym postępowaniu (Zdybicka, 1980, s. 119- 121). Także K. Wojtyła (1994, s. 198) podkreśla bardzo mocno zależność człowieka od prawdy, która to stanowi zawsze wartość nadrzędną w stosunku do wolności człowieka i „określa granice właściwej osobie ludzkiej autonomii”.

Ważne miejsce w rozważaniach teologicznych zajmują także próby przełożenia teoretycznych analiz na język praktyki, wskazanie tego, co należy czynić, aby sumienie człowieka zostało właściwie uformowane. Pomimo, że uznaje się, iż w sercu człowieka w sposób naturalny zostały złożone ogólne prawa, to jednak podkreśla się jednocześnie ich zalążkowy charakter i konieczność ich rozwijania. Człowiek musi umieć je bowiem właściwie odczytać oraz mieć odwagę za nimi podążać.

Kościół od zawsze wskazuje konieczność formowania sumienia, jego wychowania i samowychowania. Dotyczy to zarówno dzieci, jak i osób dorosłych.

Z jednej bowiem strony sumienie podlega pewnym prawom rozwojowym związanym z ogólnymi fazami rozwoju psychicznego (zob. Nowak, 2000, s. 348- 351). Z drugiej natomiast - każdy człowiek, z uformowanym już sumieniem zobowiązany jest do ciągłego jego rozwijania.

Formowanie dojrzałego sumienia we współczesnym świecie nie jest wcale takie łatwe. Zacierają się bowiem jasne granice między dobrem a złem. Jak wskazuje encyklika Veritaits splendor (32, 55) powstałe tzw. „kreatywne koncepcje sumienia”

zaczęły „utożsamiać głos sumienia z pierwszym lepszym głosem osobowości człowieka, nadając mu tym samym wymiar skrajnie subiektywny”. Akt poznania więc, poprzedzony długotrwałymi poszukiwaniami, o których pisał K. Wojtyła, został zastąpiony prostą decyzją podmiotu. Za jedyną rację, rozstrzygającą o dobru i złu moralnym, przyjmuje się często tylko intencję działającego podmiotu8. Następuje zatem zredukowanie sumienia wyłącznie do sfery psychiki, z którą jest ono oczywiście

8 Katechizm Kościoła Katolickego jako kryteria oceny moralnej czynu przyjmuje trzy wyznaczniki:

przedmiot czynu, intencję działającego i towarzyszące temu okoliczności.

48

nierozerwalnie związane, ale poza którą zdecydowanie wykracza (por. Nagórny, 1997, s. 46-55). Tischner (1996, s. 23-24) pisze dlatego, że proces destrukcji sumienia zaszedł już tak daleko, że współcześnie nie chodzi już nawet o to, co robić a czego nie, komu pomóc a komu nie, myśleć czy działać intuicyjnie. Pojawiają się bowiem całe pokolenia

„ludzi bez sumienia” i dlatego za Heideggerem powtarza on, że współcześnie chodzi już właściwie tylko o to, aby „chcieć mieć sumienie”. Sumienia zabić się nie da, ale jak wskazuje Józef Augustyn (1999) (por. Tischner, 1997, s. 27) tylko dobrze uformowane sumienie może być przewodnikiem człowieka na drogach jego życia. Stąd potrzebny jest świadomy wysiłek i zaangażowanie, ale również otwartość i szczerość wobec siebie, Boga i ludzi.

Ważne jest również, żeby nie utożsamiać sumienia tylko z „męczącym i uciążliwym wyrzutem”, bo jak wskazuje W. Zatorski (2006, s. 36), sumienie daje człowiekowi przede wszystkim nadzieję, pozwala uznać swój błąd i mobilizuje do nawrócenia. Tylko sumienie zaburzone straszy, paraliżuje i demobilizuje.

Cnotą stojącą na straży prawidłowo funkcjonującego sumienia jest roztropność.

Cnota ta wzmacnia i chroni sumienie. Nie zawsze odniesienie ogólnych zasad prawa do konkretnej sytuacji życia jest takie proste. J. Woroniecki (2002, s. 29) zauważa jednak, że ukształtowanie tej cnoty, z jednej strony nie pozwala człowiekowi namyślać się i wahać tam, gdzie obowiązek jest jasny. Z drugiej jednak strony ta sama roztropność nie pozwala zbyt prędko decydować się, gdy sytuacja wymaga dłuższego namysłu i zastanowienia. M. Dziewięcki (1999, s. 518) wskazuje natomiast, że człowiek kierujący się w swoim życiu sumieniem roztropnym potrafi także prawidłowo i dojrzale uwzględniać wszelkie uwarunkowania zewnętrzne, a także niezawinione przez niego ograniczenia własnej wolności i świadomości. A zatem człowiek taki w dokonywaniu przez siebie ocen moralnych nie jest ani okrutny, ani naiwny.

To, co wysuwa się na pierwszy plan, kiedy analizuje się teologiczne teksty dotyczące sumienia, to wysoki poziom powagi, z jakim się do niego podchodzi.

Niezależnie od przyjętych założeń, sumienie traktowane jest jako ta przestrzeń, w której Bóg podejmuje dialog z człowiekiem, a człowiek z Bogiem. Ale chociaż sumienie jest czymś bardzo wewnętrznym, osobistym, tak, że „to, co dokonuje się we wnętrzu osoby, jest zasłonięte przed oczyma jakiegokolwiek zewnętrznego obserwatora” (Veritatis splendor, 57), to jednak owoce jego działania, przynajmniej te długofalowe muszą być obserwowalne. Stąd też nie dziwi fakt, że wołając o „ludzi sumienia”, podczas mszy

49

świętej w Skoczowie 22 maja 1995 roku, Jan Paweł II wyraźnie ich scharakteryzuje:

„Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać (...) angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie ( ...) Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków (...) podejmować odważnie odpowiedzialność za sprawy publiczne: troszczyć się o dobro wspólne, nie zamykać oczu na biedy i potrzeby bliźnich”. J. Tischner (1996, s.24) natomiast jakby dopowiada, że „ludzie sumienia” to tacy, „trochę milczący, trochę mówiący”, którzy zauważają ludzkie cierpienie. Poznaje się zaś ich przede wszystkim „po myślącym stosunku do drugiego człowieka”.

50