$ f ® 3 C f t M % P A M I Ę T N I K P O D R Ó Ż Y .
Ner 7.
Z P I E R W S Z E J P O Ł O W Y K W IE T N IA 1828 R O K U .
I.
PODRÓŻ Z PARYŻA DO W IED N IA , p rzez F r a n k fu r t n a d M e n e m , L ip s k , B erlin , Toruń i W r o c ła w , a z W ie d n ia do P arjrźa, p rze z C r a tz , L ubjanę, (L a ika ch ) , Tryjest> W enecję,
- M e d jo la n , Genewę i Ljon*
( Dokończenie.)
Przybywszy do W ro cław ia, podróżni nasi zwiedzili tamtejszy te a tr , w którym uderzyła ich nadzwyczajna skromność w ubiorach mia- nowicic kobiet, do zaniedbania nawet docho
dząca. » Jedna z n ic h , mówi a u to r, w loży pierwszego piętra obok nas samotnie siedząca, zajadała sobie spokojnie i zw o ln a, tak i i mo
gliśmy przypatrzyć się wszystkim potrawom wie
czerzy, która ja zajmowała przez dwa ostatnie
akty JDtetlti. » Napróżno aktorowie rozwijali talcnta sw oje, a śpiewak basista wznosił potę
żny g ło s, grożący bjiskićm zawaleniem się sta
rej sali teatralńćj, nic nie mogło tej damy od ulubionego jej oderwać zatrudnienia; zastosowy
w ala ona do długości widowiska swoją biesiadę, tak iż ostatnie smyczka posunięcie towarzyszyło ostatniemu jej kęsowi.
Z W rocławia udali się podróżni traktem do O łom uńca, jadąc na Nissę (N eussen), Neuśtadt>
Leobselńitz i Opawę (T r o p p a u ), pierwsze m ia
sto Austrji, gdzie najokropniejsze przebywać mu
sieli drogi. Miasto Iio f, twierdze Ołomuniec i Berno ( B r iin n ) nie wiele zatrzymały a u to ra , który, spieszył do W iednia. W stolicy tej szcze
gólniejszą uwagę jego zwróciły na siebie teatra, nad któremi a sżczególniej nad grą aktorów ob
szernie się rozwodzi z. pochwałami. Mniej nie
równie mówi o. samem mieście i jego. mieszkań
cach. Znalazł tam mnóstwo Anglików o których t a ł w spom ina: n Napływ cudzoziemców, to jest Anglików, jest bardzo znaczny w W iedniu, w tej porze roku. Zacni ci wyspiarze, znający się do
skonale na rach u b ie, tak jak wędrowne ptaki udają się na zimę do Rzymu i N eapolu; w Kwie*
tniu odw iedzają F lorencję, a następnie W iedeń, gdzie klim a jest umiarkowane ; lato przepędzają w północnych N iem czech, jesień w Szwajcarji, i fcnowu do Neapolu i do Rzymu w racają.» —
»Cóż można powiedzieć ó ogólnej postaci Wie-
dnta? — zapytuje a u to r— oto iż P arylanin może się obejść bez odbycia podróży dla powzięcia wyobrażenia o teni mieście. Niech tylko spoj
rzy do koła siebie, a z n>ałą różnicą; może mu sic zdawać żc się w W iedniu znajduje.’ Taż sa
m a domów wysokość, ten napływ na u licach, tenże łoskot wozów i różnego rodzaju pojazdów, które są liczniejsze jeszcze aniżeli w P ary żu .—
Co do pałaców, te mają prawie tenże sam charak
ter, wyższość jednakże niezaprzeczona zostaje przy P ary żu , bo Wiedeń niema nic takiego coby się z Luwrem porównać d ało. » Dalszy opis Wie
dnia jest podobny, do licznych już znajomych te
go miasta opisow, pospieszemy zatćm z autorem ku południowym krainom .—Przćjężdzając przez Styrję zachwycali się podróżni widokiem rosko- sżnej doliny M u h r , która podług au to ra, jest najpiękniejszą, jak ą w idział po dolinie C ham ou- n i W Szwajcarji. »Tak jest kochani przyjaciele, mówi w tćm m iejscu, jeśli znużycie się kiedy
kolwiek widokami Szwajcarji, jeśli nowych wzru
szeń w nowćj szukać zechcecie k rain ie, pospie
szajcie do Styrji; ujrzycie tam bardziej aniżeli w S zw ajcarji, gienjusz ludzki walczący w każdćj chwili z przeszkodami jakie stawia natura ziemi.
Ujrzycie ze wszystkich stron strum ienie, odwróco
ne z korzyścią dla przemysłu, zasilające obszerne huty^ gdzie topią i przerabiają żelazo z gór Kar- njoli wydobyte. Ujrzycie jak piękna M u h r, spo
kojny i przezroczysty z razu strumień , wzmożo
ny w 'dziesięciomilowym biegu przez liczne po.
toki z parowów gór styryjskich spadające, staje się wkrótce gwałtowną rzeczką, którą napróżuo usiłuj.j utrzymać, w sztucznein łożysku, i która naw et często zagraża wybornej drodze przecho
dzącej przez tę dolinę, od Miirzoschlag aż do G ratz, gdzieśmy przy b y li, przejeżdżając zawsze pomiędzy pobożneini pomnikami i kaplicami w na- der malownicznych miejscach niekiedy leżącemi.n K rótlo^nadm ieniw szy o pięknem miasteczku M ahrburg' i o Lub janie (Laibach), autor zaczyna gruntowniej nieco opisywać kraje południowe które przebyw ał, i tutaj talent jego więcej czy
telnika zajmować zaczyna. Zastanawia się z po
czątku nad granicą jak a między temi dwoma miastami oddzielać się zdaje Niemcy od W ło
chów. « Ubiór i mowa mieszkańców nie dają się jeszcze odznaczyć zupełnie; jest to pomięszanic niejako dwóch narodów. Kobiety wprawdzie no
szą tu ogromne buty nakształt stajennych, lecz dają się kiedy niekiedy postrzegać i zasłony W ło
skie; niem czyzna łagodnieje, i przejmuje nieco auzońskiej eufonji.u
W Tryjeścic autor zwiedza teatr i zastanawia się nad grą aktorów. O mieście samćm dość krót
ko mówi, bo właściwie przejeżdzał tylko przez nię. >iPowiadano mi że klimat Tryjestu jest n ie
zdrowy, lecz dla tego żem doznał słabości Hv tein m ieście, nie myślę wnioskować iż tam zawsze chorować trzeba, tak jak ten Anglik, co widząc
■w Peronnic jedynie gospodynię swoją, napisał śm iało w dzienniku, żc wszystkie Pikardki ma
ją czerwone włosy (*). To jednakże powiedzieć winienem, źe u p ał zdaw ał mi się być duszącyj ęcf łatw o pojąć można, wystawiwszy sobie miasto ścieśnione i ze wszystkich stron prawie osłonio
ne najwyższemi górami. »
»Port T rjestu jest nictylko wybornein dla o- krętów stanow iskiem , lecz przedstawia nadto najwspanialszy i malowniczy widok. Zatoka do k o ła między najpięknićjszemi żainkniona góra
m i, na których wznoszą się domy wiejskie, ogro
dy i drzewa owocowe wszelkiego rodzaju, co
■wszystko odbija się w gładkiej wód powierzchni, okryta jest niezliczoną liczb4 statków wszelkich krajów i narodów. Widok jej jest pełen rozmai
tości, wyższy jeszcze nad wyobrażenie jakie czy
telnik mógł powziąć z szczęśliwie wykonanego opisania brzegów Adrjatyckiego morza w Janie Zbogarze (**); ze wszystkich stron wznoszą się w mieście nowe gmachy, domy wspaniałe: (pa- lazzi), wzmagające jeszcze bogactwo miasta, któ
rego czynność i wzrastająca pomyślność przypo
m ina Francuzom Havre-de-Gr&ce, również szyb
kim wzrastający krokiem , i zapowiadający, żc
(* ) N a p o d o b n y z a r z u t z asłu g iw a łb y i a iłto r n a sz co do w ie śn ia k ó w p o ls k ic h , k tó ry c h ze z w ierzę ta m i p o ró w n y w a.
( * * ) R o m an s K aro la N odier.
w krótce stanie sic jednćin z najzamożniejszych miast Francji!.»
Udali się podróżni w dalszą drogę lądem , a rozmaitość i powaby, okolic które przebyw ali, wynagrodziły im opóźnienie jakiego przez górzy
ste położenie dróg doznali. »Usiłowania bie
dnych koni, których niekiedy po 36 zaprzęgają do niezmiernie obładowanych wozów, energi
czne klęcia wychodzące z ust niemieckich, węgier
skich lub' włoskich woźniców pod górę jadą
cych, twarze tych ostatnich ogromnęmi najeżone w ąsam i, i ich czoła ozdobione różami i goździ
kami, (gdyż równie kobiety jak męzczyzni w. tym .kraju zatykają rozmaita kwiaty na głowie) dzi- waćznością stroju rozśmieszają podróżnego i u- dzielają mu cierpliwości do przebycia komory-
Pominawszy mniej zajmujący opis podróży przez P a lm a - Not>a, C a m p a n a , Conegliano, T re fizę i M e s tr e , przedsionek niejako W ene
c ji, zobaczmy jak autor wystawia nam to mia
sto, z ło n a wód pow stające.« Widok jego, mó
w i o n , jest przepyszny; zmionia jednakże s ty l ten .'skoro się więcej do miasta zbliżymy. Są to wspaniałe kościoły, podziwienia godnej budowy p a ła c e , lecz wszystko siłą czasu zaczernione i zniszczało. ILanały któremi sio płynie, odbijają jedynie zrujnowane gmachy i domy w połowie pustkami stojące; Tutaj niegdyś była W enecja, miasto najbogatsze, a nawet przez dwa wieki w Europie najpotężniejsze. Lecz już jej niema,
— 9 —
lu b przynajmniej do dawnej jest niepodobni}. Prze
biegając długie jej u lic e , słyszymy tylŁo jedno
stajny odgłos w ioślarzy, którzy z tein większy szybkością po kanałach żeglują, iż nie wiele na drodze spotykają przeszkód, nic wiele statkó\r któreby bieg ich wstrzymywały. Godne są je
dnakże podziwienia ze wszystkich stron ukazu
jące się ślady okazałości pałaców niegdyś świe
tnych; są to szczątki pięknego c ia ła , któremu- życia nic dostaje. Nieliczni mieszkańcy zdają się być dozorcami pozostałymi do pilnowania tych smutnych zw alisk, przeznaczonymi niejako do
■wskazywania ciekawym szczątków takiej okaza
łości i tylu bogactw. Przybywaiąc z M e s łr e , trzeba okrążać kilkakrotnie, chcąc z kanału kró
lewskiego dostać się na wielki kanał. Znużeni nieco upałem i podróżą , przepędziliśmy wieczór w hotelu, w, wielkim gotyckim i zniszczonym ze
wnętrznie pałacu naprzeciwko kanału umie
szczonym i mieliśmy oczy ciągle prawie zwróco
ne-na k a n a ł, po którym kiedy niekiedy przesu
w ały się nieczęste i milczące gondoły. Serca, nasze zadrżały z radości, kiedy około ósmej go
dziny w płynął do tej części kanału statek obcią
żony muzykantam i, którzy piękny marsz z M o j
żesza wykonywali. Byli to biedni arty ści, za m ałą nagrodą wieczorami w niedziele grywający- po szynkowniach; bardzobyśmy im byli wdzię
czni,, gdyby byli dłużej nieco barwili niejaką' wesołością smutny obraz jakiśmy mieli przed o-.
‘i
— 10 —
czynią, i nieśli, ie tak rzekę, ź y ci^ w *e miej
sca, w których śm ierć, lub milczeini śmierci
■wiecznie panować się zdaje. Sądziłem, (podług powszechnie przyjętego mniemania,) ii mieszkań
cy Wenecji nie mieli innych środków kommuni*
t Łacji oprócz wody i wątłych łodzi swoich. Są
d ziłem , źe najmniejsze wyruszenie się z domu wymagało żeglugi, lecz teraz błąd mój pozna
łem ': wszystkie albowiem domy w W enecji, budowane na palach, obrócone są frontem do kanałów , które tworzą u lice, i wraz z placem Sgo Marka, stanowiącym znaczny przestwór lądu stałeg o , podobne są do domów miast innych.
Ciągną się po za wszystkiemi budowlami z tyłu ważkie uliczki, które jakkolwiek brudne i trudne do przejścia dla ludzi porządriych, dozwalają jednakże nieprzerwanej kommunikacji z całem m iastem , za pomocą 316 małych mostków po których przebywa się k a n a ły .»
»W enecja nie posiada łaźn i publicznych; dla tego zapewne i i Wenecjanie mają po szyję wo
dy do koła siebie. W jednym tylko hotelu znaj- dują się wanny do kąpieli, za jednodniowem po-' przedniein zamówieniem. Musiałem się więc do tego zastosować; zaprowadzono mnie do pewne
go rodzaju piw nicy, gdzie dopiero zstąpiwszy po marmurowych schodach wcale nieoświeconych, znalazłem się w tak bogatćj i wspaniałej łazience, i i najdumniejszy Doza mógłby się w niej mieścić.
Po kąpieli i dobrćin śniadaniu, udaliśmy się na
— 11 —
zwiedzenie osobliwości W®nec;i, to jest kościo
łów . >W istocie,_j>prócz pałacu Manfredi, który posiada piękną galerję obrazów, przez cały dzień oglądaliśmy tylko sainp kościoły. Są one tak p ięk n e, i tyle łączą w Sobie wszelkiego rodzaju przedmiotów uwagi godnych, iż najściślejsi na*
w et znawcy zadowoleni być muszą ich widor kiem. Wszystkie prawie zbudowane są z m ar
m u ru ; ale kościół K arńielitów bosych, których zakon j u i nie istnieje, przechodzi wszystkie oka
załością. Przedstawia on nadzwyczajną obfitość m arm uru wszelkiego rodzaju i wszelkich k rajó w ; zewsząd błyszczą się ozdoby ze z ło ta , śrebra lub drogich k a m ie n i, a nadewszystko uderzają obrazy Tycjana i T in to reta, których tyle jeszcze d zieł w rozmaitych pomnikach W enecji się znaj- d uje, iz dziwić się potrzeba i c iycic dwóch tych m alarzy na wykonanie tylu prac znakomi
tych wystarczyć mogło. » Pomimo ciekawości nie mógł autor być na małym teatrze improwi- zatorów w łcsk ich , z powodu i£ nie tego dnia nie wystawlano. Będąc nazajutrz na operze w teatrze S a n Benedetto znalazł sposobność zasta
nowienia się nad artystami i nad tak wysławioną muzyką W łochów , w której on jiic upatruje tak nadzwyczajnej doskonałości. O rkiestra,ze śpie
w akam i ubiegała sie prawie o fałszywe .wykony"
w anie m u zyki, co jednakże n i e wstrzymywało widzó\y od hucznego poklaskiwania.
Dnia 16 M aja, rzuciwszy ostatnie na Wenecję spojrzenie, opuścili to miasto podróżni nasi, u- dając się do Padv^y «najokropniejszego i najsmu
tniejszego z miast jakie dotąd w idzieli.» Zwie
dziwszy następnie W iceńzę, przybyli do W ero
ny. »Miasto to jest najbogatsze i najhandlowniej- sze ze wszystkich zwićdzonych d otid przez nas mirtst we W łoszech. Posiada ono znaczną dosyć liczbę starożytności rzym skich, amfiteatr mnićj starannie zachowany aniżeli w Nismes, oraz w ie
le pomników rzymskićj architektury.— Zwiedza*
jąc M edjolan, autor podziwia piękność i ogrom- nóść sali teatralnej , dosyć chwali grę artystów, i narzeka na publiczność, która tak się nie
spokojnie w czasie sztuki spraw uje, i i najhu
czniejsze nawet mićjsca w operaclr Rossiniego szm er i łoskot- zagłusza. — » Wyszedłszy wcześnie -z hotelu mówi autor, zwiedzaliśmy kolejnie prze- ehadzkrpubliczne , Cours, Foro, am fiteatr, łu k tryumfalny Syinploński, około którego prace, przez długi czas zawieszone z powodu głównej osoby na wszystkich płaskorzeźbach ukazywać się ma- J‘l ccJ» wznowione teraz zostały ź największą gor
liwością. B onaparte, który istotnie do historji juz tylko dzisiaj należy , ma zatrzymać miejsce swoje na pomniku wystawiającym go w różnych ubiorach i w czasie najznakomitszych dzieł ży
cia jego. Niedaleko z tamtąd wznosi się łuk try umfalny M arengo, mający obecnie napis : P aci poputorum sospi-li. Z tamtąd, przechodząc przed
- 13 —
K olum nam i rzy m sk ie m i, szczątkami Herkulesa św iątyni, przybyliśmy do katedry ( i l duom o), która ogromnością swoją i wspaniałością budowy przewyższa wszystkie kościoły, jakie nam się widzieć zdarzyło. » Pochwala dalej autor teatr JM arjonetek, którego mechaniczne osobki i mó
wiący za nie ukryci aktorowie lepiej nierównie grają od artystów T heatro B e. Nie mógł wi- dzićć dla pośpiechu teatru Curcano i Canob- biana,' oraz sali towarzystwa filarmonibznego. i
• Nazajutrz wyjechali podróżni do Como, któ
re z powodu wezbrania przyległego jeziora było w znacznej części zalane wodą. Zwiedzali tam bardzo piękny pałac i ogród Królowej angiclskićj K a ro lin y, oraz dom P lin ju sza młodszego, który nigdy bćz wątpienia nie b y ł przez niego zamie
szkiwany. Znajduje się tam ów osobliwszy wodo
trysk o którym ztakićm podziwieniem mówi Pli- njusz w liście do Licynjusza. W odetrysk dziś je szcze naw et przedstawia dziwne zjawisko, które tylko wzrostem i opadaniem morza wytłumaczyć by sobie można, to je st, iż woda wznosi się z rana w sadzawce, a opada wieczorem, na czte
ry prawie stopy. Blisko wodotrysku widzieć sic daje także w dom u P linjusza, godna uwagi ka
skada O rrido, spadająca z łoskotem z wysokości stóp 250. W czasie przejaźdzki podróżnych po jeziorze zaskoczyła ich nagła burza w której .le
dwie uniknęli niebezpieczeństwa. »Brzegi jezio
ra M agiore, mniej powabne i uśmiechające się
— l i —
aniżeli jeziora C om o, również są jednak okry
te domami wiejskiemi, w których osadnicy An- gielscy zamieszkują. Niedaleko miasta Arona wznosi się posąg Sgo Karola, który ma najmniej 36 stóp wysokości, i z odległości półtory mili po- strzegąc sig/daje. Jezioro większe aniżeli Cóino, mniej wszelako niebezpieczne jest dla żeglarzyj Częste na niein znajdują się miejsca do wytchnie
nia. Wyspy zwane Boromejskieini, zasługują przez piękność swoją aby były zwiedzane. Isola, M o d re, pierwsza którą się napotyka, niezm ier
nie malowniczy przedstawia widok; zasadzona jest najrzadszemi drzewami zagraniczncmi i zamiesz
kana przez stada bażantów, kur afrykańskich i pta
ków zwanych ciekawemi, które za każdym kro?
kiem napotkać można. Wyspa wydaje najlepsze cytryny w Europie. Isola-B ella, o 20 minut tyl
ko od pierwszej odległa, i należąca od wieków do familji Boromeuszów, ma być nierównie je szcze piękniejsza aniżeli wyspa M a tk a $ lecz za
letę tę winna jest poczęści ozdobnym budowlom i regularności rysunku ogrodów, co podług mnie mniej ma nierównie p ow abu, jak nieco dzika postać M ą d ry. H rabia Borom eusz, am
basador Austrjacki w Bzyinic, w pałacu na wy
spie B eili, gdzie corocznie przez cztedzieści dni, przebywa, zgromadza zbiory obrazów i posągów.—
W ysiadłszy na ląd w Laveno, podróżni przyby
li bez przypadku do Bavcno, n a granicy P ie
m ontu, a z tam tąd zbliżyli się do S im p lo n u i
odpoczęli w Domodossolo.n Drzyjcie przyjaciele kochani, oto nadszedł dzień okropny; jutro prze*
bywamy Simplon.n Tak się odzywa autor na wi
dok tej wysokiej góry, której sławny gościniec na wiosnę ledwie podobny jest do przebycia, z powodu licznych i zbyt widocznych niebezpie
czeństw . Nie można ju ż było wracać się od te
go punktu; musieli więc podróżni pomimo naj
miększej obawy puścić się za innemi tą drogą.n Od dwóch dopiero dni pojazdy toczyły sic na kołach bez san ek , lecz nie mniej przeto wiel- kićm było niebezpieczeństwo, podróży, ponie
waż nieco ciepła które się czuć dało, wzruszy
ło wszędzie śniegi, które już nawet w niektó
rych mićjscach zaczęły się zawalać, a łącząc się w staczaniu, tworzyły straszliwe lawiny , prze
strach tego nieszczęśliwego kraju. Jedna z tych law in, okrywających niekiedy półmilową po
w ierzchnię ziemi, zasypała przed miesiącem ca-?
łą wioskę w Walezji.ti
Przez jedenaście godzin przejeżdżali podró
żni tę straszliwą górę, a te były dla nich je- dynastą 'wiekami niespokojności i przestrachu.
»Oddawaliśmy przez tenczas hołd gienjuszowi który był drogi tej założycielem , lecz hołd tea pomięszany b y ł z przerażającą niespokojnością.
Caesar, m o ritu ri te sa lu ta n t.—Oto w kilku wy
razach historja naszej podróży: Wyjechaliśmy o trzeciej godzinie z rana, i podziwialiśmy w Cre- vola, przy początku góry, śm iały most nad stru
— 15 — ,
mieniem Diveria wzniesiony. Jadać <1 ajej pośród scen najpysznićjszych i malowniczych wiuoków, przybyliśmy do tćj ponurej doliny Goudo, gdzie wiszące ze wszystkich stron nad głową. podró
żnego skal’y, otwarte pod nogami przepaści, z ło skotem toczący się potok, szmer zasilających go kaskad, tworzą obraz najszczytniójszćj okropno->
ści. Po sześciu godzinach podróży,-przybyliśmy do wioski Simplon, gdzie wieczne panuje zimno, i którą niszczą lub przerażają zagładą lawiny i' wiszące nad nią skały. Jeszcze dwie godziny,"
a staniem^ na szczycie góry, dla tego mianowicie okropnej, iż z tego dopiero miejsca oko nie wi
dzi nic oprócz obrazu martwej natury, oprócz- drzew niedołężnych i śniegów beż końca.«
Niebezpieczniejszem jeszcze było spuszczanie się z góry od szczytu Simplonu. Lecz podróżni, przetrwawszy obawy i wszelkie niebezpieczeń
stwa, tocząc się ciągle z niepojętą szybkością po nad przepaściami na tysiąc może sążni głębókie- mi, dotarłszy czwartej, a nakoniec i piątej galc-
;rji'w s k a le wykutej, przybyli do Berisaal, a na
stępnie do Brieg, gdzie góra i niebezpieczeństwa koniec swój biorą.
»Lccz przybywając tam, mówi autor, nie można wstrzymać sic od zrobienia tej uw agi, iż czło
wiek w- dumie swojej mniema źe naturę poko
na, ale ta wieczna natura urąga się z chwil kilku usiłowania którem chcą ją ujarzmić. Gie- tijusz czujny, pełen niespokojności, łączący potę-
— 17 —
g,ę i usiłowania hic!ów kilkunastu zdziwionych ze tylko jedno mają imiĄ mówi: »Chcę aby tam
tędy przechodzono, gdzie natura przejścia zabra
nia , chce aby dwa wozy przebywać mogły obok siebie W r ozpędzie te Alpy, na szczyt których zale
dwie m uł z trudnością mógłsię w'ydostać.<> Naty ch- m iast sto tysięcy rąk działać zaczyna; ze wszyst
kich stron rozsadzają sk a ły , rzucają mosty na sto stóp nad przepaściam i, ziemię wspierają o- groinne inury, potoki toczą się do niezmiernych w odociągów , i istotnie z łatwością przebywać można te miejsca które niedostępnemi dotąd były. Zaledwie trzy miesiące letnie upłyną, kie
dy jesień ulew am i sw;cn)i przybywa kolejnie podmywać skały których posady podcięto ; wa
lą się one wówczas, porywając z sobą na dno przepaści ogromne urwiska tej sztucznej drogi, którą za nieuległą zniszczeniu uważano. Poto
ki te, które wstrzymać usiłow ano, nadzwyczaj
nie niekiedy wezbrane, nie znajdując dosyć ł a twego odpływu w kanałach które im przysposo
b iono, zalewają część drogi, lub wzmożone oporem jaki znajdują, porywają mosty nad zwy
czajnym ich brzegiem zawieszone. Nadchodzi zi
ma z ogromneini śniegami, które własnym cię
żarem na szczycie góry rozwalają się za pierw
szym w iatru zadm uchem , za pierwszym słoń
ca prom ieniem , a spadając z najokropniejszym łoskotem z najwznioślejszych cyplów góry, i łą-
3
_ 1S —
c z ą c s ię z innemi massaml śniegu na niższych Bokach góry napotkanego, wywracają najcięższe skały1^ Wyrywają z korieniam i'najsilnićjsze drze
wa, i torują sobie przez drogę ręką ludzką zdzia
ła n i', straszliwe przejście, które długo jeszcze"
poznać można po zniszczeniu jakiem na półtory lńili niekiedy powierzchnię góry okryło.« Dro
dze te/ Z tak nadzwyczajnym! urządzónćj kosztem' przepowiada autor stopniowe zniszczenie, któ
rego dzika w tych miejscach natura , przez cią- g rc ’ działanie swoje dokona. Główną zaś przy
czyną' tego będzie niedostatek potrzebnych do jćj utrzymywania funduszów. W ówczas, mó- yfi' atitor, m uł wróci na ścieszkę, którą sam tylko może znać b y ł powinien ; a przecho
dzień, mniej wygodnie, ale bezpieczniej podróżu
ją c , podziwiać będzie szczątki najzuchwalszego przedsięwzięcia jakiego kiedybąć dokonano, aż TłreśzSćife'' natura', odzyskując wydarte sobie na' chw ilę p ra w a , mchem nakoriieć pokryje tó' zdu- inićW ająće-dzieło.« -
»Język włoski panuje od jeziora M ctgiore aż do Domodossoli, francuzki zaś aż do Brieg, gdzie kończy. się.Simplon, a zaczyna długa i rozkosz
na dolina szwajcarska zwana W alezją. Tutaj?
trzeba było powrócić znowu do języka niem iec
kiego,/którego z pośpiechem zapom niałem . Uda
jąc się ciągle brzegiem Rodanu, który, słaby je
szcze, oznajmia się już wielką gwałtownością i
- (19 -
nieraz niszęzy oŁ>iltc .okolice przez które prze
pływ a, przybyliśmy jio oberży Złotego-L w a, w iTourtemague, „gdzie nas z najotwarts?ą przyjęto jgnścinaaścią. Postępując jeszcze ponad,Rodanem, przybyliśmy do Sion, gdzieśmy znowu usłyszeli je ż y k francuzki, .pbok .obyczajów i. pros to ty w,a- lęzyjskiej. Jeszcze widzieliśmy ładne m ałe ka
pelusiki, pełne wyrazu i wdzięków twarze wie- iniaę.zek Walezyjskich, a nade\vszystko malowni
cze widoki drogi wiodącej do J\lartigny, (*)•»
Autor pddaje w tern miejscu w inqą pochwałę .poczciwości i uprzejmości szwajcarskich oberży
stów, mianowicie w kantonie W ad. Chcieli na
stępnie podróżni udać się na Bern, i zwiedzić je
ziora Thun i B rientz, ale zimno nadzwyczajne nie dozwoliło iin tego. Dążyli więc .brzegiem jeziora .Genewskiego od rozkosznego miasta V-e- vey, aż do L ozanny.— Krótki opis dalszej przez Szwajcarją podróży, jest tylko powtórzeniem te*
go co nain tylekrotnie ju2 powtarzali podróżni.
Wjnniśiny tu jednak przyuczyć uwagi autora ja
(* ) R o sk o sz n y te n .k ra j d rę c z ą .,je d n a k ie .d w je c h o ro b y , to je s t n a d ę to s ć g a rd la n a w o l ą z w an a, i k r £ t y n i x m, alb o n a t u r a l n a n ie d o łę in o ś ć w ła d z u m y sło w y ch . Szczęściem je
d n a k i e d la lic z n y ch .^vie.śni^tów tą o statn ią klęsk."},dotknię
ty c h , p a n u je w k r a ju k o rz y s tn y p r z e s ą d , i i . od. z n a c z n ie j
szej lu b m nie'jszej Iic?.by" k re ty n ó w w c ałej ro d z in ie , z ależ y w ię k s z a la b m n ie js z a -j« j potnys'Uio,ść.
kie czyni nad obojętnością Francuzów na te cu
da n atu ry , jakie zawiera ziemia szwajcarska.
Dziwi on się iż Paryżanie spieszą do H av re, do Dieppe, dla widzenia m orza, kiedy tymczasem dziesięć dni tylko czasu oddala ich od Chamou- ni, i od tylu skarbów naturalnych piękności, któ
rych wyobraźnia ludzka przedstawić sobie nie jest zdolna, i których opisy martwy tylko kreślą obraz. »Nie wiem,, mówi dalćj, jak pogodzić tę obojętność na cudowności wyższe nad wszystkie inne cudowności, z tyin w rodzonym Francuzom sinakicm do wszystkiego co jest prawdziwie pię
knem. Nie mogę nadto zachęcać przyjaciół moich którzy podróży tej jeszcze nie odbyli, iżby nie oddalali od siebie dłużej najżywszej i najpraw dzi
wszej roskoszy jakiej doznawać mogą. A kiedy oczy ich ztrudzone będą podziwianiem szczy
tnego widowiska tych cudów natury, niechaj wzrok opuszczą na ziemię; ujrzą tam , coby samo już godnem było podróży, ludzi istotnie dobrych, łagodnych, poczciwych i gościnnych.)) »Nie pa
miętają w dolinie Chainouni iżby się kiedy kra
dzież wydarzyć m ia ła , a m orderstw o jest zu
pełnie nieznanym wyrazem w tym szczęśliwym k ra ju , który nie ma żadnego związku z resztą świata jak tylko przez cztery miesiące w roku.»—
Opisawszy powrót swój do Paryża, zamieszcza autor w kilku wierszach treść, wszystkich w ra
żeń jakie w ciągu podróży sprawiły na nim ro-
— 21 —
zmaitc kraje i narody, i co w którym szczegól
niej go uderzało :
P o rz ą d e k ’ i d o k ła d n o ść ro z m a ity c h a d m in is tra c ji p u b li
c zn y c h w P ru ss a c h ; w sp an iało ść b u d o w li w B e rlin ie ; — n i e c z y s t o ś ć k r a j u p o l s k i e g o ; — w y b o rn o ść te a tró w w ie d eń sk ic h ; — ro sk o sz n y w id o k z p o rtu T ry jc s ts k ie - go ; — d a w n a św ietp o ść i p o n u ro ść d zisiejsza W e n e c ji; — ro sk o sz n e d ro g i i o b żarstw o W łochów ; — p ie k n e sale te a tr a ln e i m ie rn a e x ek u c ja m u z y k i i d ra in in a ty k i w M edjola*
n ie i we W ło szech w 'o g ó ln o ś c i; — z ac h w y c ając e b rz e g i je zio ra Como ; — p o d z iw ia n ia .g o d n e o k ro p n o ści Sim plónU ; — cu d o w n e w id o k i S z w a jca rji i S a b a u d ji j — d o b ro ć i gościn
n y c h a r a k te r W a le z y jc z y k ó w i m ieszk ań có w gór w ogólno
ś c i; — p rz y je m n a d ro g a z G en ew y do P o n t - d ’A in ,
II.
Podróte w prowincjach wewnętrznych Ko
lumbfi, przez Pułkownika J.P . Hamilton, ex-Kotmnissarza Króla Angielskiego p rzy
Rzeczypospolitej Kolumbijskiej.
( D okończenie.)
•>
»Zna]dujc się również w Kolumbji wielka m ałp rozmaitość. Słyszeliśmy pewnego dnia w lesie świstanie m ałych m ałpek zwanych m ico s; spoj
rzałem na drzewo chcąc je odkryć, ale liście tak były gęste, iz nic mogłem postrzedz źadnćj.
M ałe to zwierzątko .niezmiernie jest .przezorne, a w środkach bezpieczeństwa.jakich używa przy rab.oY^a.nju plantacji, okazuje dowcip zadziwiają
cy. Jeśli idzie o kradzież kokosów, melonów, ryżu lub owoców, jedne włażą dla straży na szczyty drzew , aby o zbliżaniu się nieprzyjacie
la ostrzedz towarzyszki, kiedy te tymczasem głó
wną czynnością są z a ję te ; widziano nierąz że karały niedbałych szyldwachów. G ospodarznasz pow iadał, iż razu pewnego gromada tych m ał
pek, w padła na pole w którćm kilkunastu ludzi pracowało ; że im skradły całą żywność jaką z sobą przynieśli, a ukrywszy ją w przyległych krzakach, sprawiły sobie następnie wesoły ban
kiet.
»Nie mniej liczne jest w tym kraju ptastw o, a ornitologista znajduje tam obszerne pole do czy
nienia postrzeżeń; na brzegach rzeki P a is, po
między niższemi górami jednej gałęzi Andów od- dzielającemi Plata od P opayan, widziałem po raz pierwszy papugi czarne z żółteini dziobami;
łid a ło mi się złapać p a rę , dla zawiezienia do A nglji; jedna z nich zdechła mi w czasie żeglu
gi, druga przybyła zupełnie zdrowa, lecz wkrót
ce po wylądowaniu przypadkowo zabita została.
Darowałem ją jednemu z przyjaciół moich w ła- scipięlo\vi pięknego zbioru ptaków wypchanych.
Nie widziano-jeszcze tego gatunku papugi w AlM-
-glji- -Widziałem także bardzo ładnego ptaszka zwanego a sulejo, wielkości kajjarka; b y ł (>n
— 23 —
W klatce; piórka m iał blado'- niebieskiego ktilo- rii, a śpiew jego nader był przyjeifihy. W łaści
ciel ptaszka tego pow iadał ini ze on pochodził ż doliny Cauca. Znajduje' się tu inny* jeszcze ptak P laton zwany; jest On trójkolorowy, żółty czarny i czerwony, w wielkości1 równy m ałej pa
p u d ze; : powtarza ciągle odgłos dios t i de. Jest tam jeszcze rodzaj małpek brunatnych z ogonem
•włosami’ okrytym j oraz inny koloru jasno b ru natnego z długim ogonem ; te drugie chodzą za
wsze licznemi {pomadami', a kiedy mają prze
chodzić z jednego' drzewa na d rugie, lub prze
bywać m ałe rzeczk i, trzymają się wszystkie za ogony.
»W idziałejn w Liano Grandę, rzadkićj piękno
ści p apugę; pióra jej m iały świetną żó łto ść, a kbńce skrżydeł były czerwone. Pupuga ta była d u ż a , bardzo łagodna i-w ym aw iała nader do
bitnie', niektóre hiszpańskie wyrazy. Zabaw iła in n ie' niespokojność jednej indyjskiej słu żącej, która ją przyniosła do pokoju w którym znajdo
waliśmy się na ów czas; m łoda ta dziewczyna zdaw ała się być bardzo przyw iązanado tego rzad
kiego ptaka i obaw iała sic abyśmy go nie zabrali;
zaręczyć jednak m ogę, iż gdyby b y ł właściciel chciał mi ją sprzedać za 50 dollarów , byłbym ku p ił; sprzedaż ta przyszłaby była do skutku, gdyby nię gospodyni domu, która nie chciała się z ulubionym ptakiem rozłączyć. Pierwszy raz dopiero zdarzyło mi się oglądać żółtą papugę, i
— 24 —
juź podobnej nigdy nie -widziałem, w plantacjach tych znajdowało się wicie w ieprzy, które tuczo
n o ; były one własnością Doktora Soto. Dok
to r-te n pos.adał wiele zwierząt domowych, a miedzy ińnćtui parę paw iów , z których jeden juź od 30 lat u niego zostawał. Uczynił on nam uw agę, źe samice tego ptaka wszystkie prawie zdychały. P ragnął mocno mieć kilka jaj pawich;
obiecałem mu więc przesłać mu ic h parę z Bo- gota. W ogrodzie jegp. l»yło niewyczerpane, źró
dło rozrywek; wszystko najpiękniejszym odzna
czało się porządkiem ; wicie m ałych strumyków sztucznych skrapiąło w różnych kierunkach po-;
wierzchnie ogrodu, i dostarczało obfitej wody ' drzewom i roślinom we wszystkich porach roku.
Godny ten człowiek był uczonym botanikiem , i pow iadał, źe w prowadził wieje drzew i roślin do doliny Cauca. Pokazywał nam niektóre z nich, będące w stanie najpiękniejszego kwitnienia.
Doktór Soto posiadał oprócz roślin i drzew owocowych niezm ierną ilość zioł lekarskich, któ
rych zdaw;ał się gruntownie znać wszystkie w ła
sności. Poświęcając znaczną część czasu swego uprawie i .zbieraniu ziół rozmaitych, sta ł on się, Stym Łukaszem tej okoliey, leczył zarazem s ła bości duszy i ciała. »Nigdy nam się nie naprzy
krzyło przechodzić po tym powabnym ogro
dzie, mówi dalej autor, a doktór doznaw ał p ra
wdziwej roskoszy, widząc żeśmy się tak wiele najmowali jego wychowancaini. Zabaw ił nas o
— 25 —
powiadaniem sposobu jakiego użył do obcho
dzenia wielkiego zwycięztwa które Boliwar pod Boyarca otrzymał. C hciał on dla pomnożenia radości jak ą ta przyjemna spraw iła wiadomość, upoić wszystkie zwierzęta dom ow e; k azał więc dać koniom sw ym , b y d łu , trzodzie i drobiowi, tyle soku trzcinowego, ile wypić mogły; najwię- cćj ubawiły go pocieszne skoki wieprzów.
- wPrzed wojną ostatnią tłusty w ół kosztował tyl
ko 16 dollarów , w dolinie Cauca. Owce kocą ' się tam dwa razy do roku. Opowiadał nam mię
dzy innemi doktór, i c pomiędzy wężami tćj doli
ny znajdow ał się jeden zwany j a r ra m a ; jest on m ały i ma zupełnie barwę liści tytuniowych ; ukąszenie jego uważane jest za bardzo niebez
pieczne, ale szczęściem dla mieszkańców, zwie
rze to jest bardzo rzadkie, i najczęściej bywa znajdowane w stanic zdrętwienia. Znajduje się w okolicy dosyć wielki pająk 'nazyw any przez mieszkańców caya; przebywa pospolicie na grun
tach nierównych j między skałam i. Owad ten tak gwałtowną i przenikliw ą ma w sobie truci
z n ę , iż kiedy ta padnie na ciało człow ieka albo naw et m uła, we dwie lub trzy godziny śmierć sprawić może. W wielkićm jeziorze - niedaleko m iasta znajduje się ziemnowodny zwierz zwany guagua; jest on koloru brunatnego, a po bokach ma białe plamy: w wielkości dochodzi miernćj świni, i jak ona okryty jest grubą szczeciną; lu- bownicy jedzenia w Buga, ęcnią bardzo jeg«
4
— 26 —
mięso. W yrabia on zawsze na brzegu jeziora nory, do których się przed nieprzyjaciółmi ehro- ni; z dwóch zwykle otworów jeden zatkany by
wa liściami; najosobliwszym w tćm zwierzu jest to, iż w ogólności, w norach znajduje się zwy
kle i aq u e s, który z nim żyje w najlepszej zgo
dzie. Guagua żywi się rybami i korzeniami. Po
lują tu na m ałe zwierzątko zwane g u a tin ; ma ono Wielkość zająca, a włos gruby koloru jasno
zielonego; biega bardzo szybko, i staje sic przy
jem ną dla myśliwych rozrywką; mięso jego jest bardzo delikatne. Brzegi rzeki Cauca obfitują w bobry i wydry: dostałem kilka skórek tej o- statniej; kolor futra jćj jest ciemny a włos mięk
ki i jedwabisty. W iadomości powyższych udzie
l i ł mi Senor Vinccnte Bam iler, pierwszy alkad W Buga; i wielki myśliwy; opow iadał mi on dosyć ciekawe zdarzenie swoje, które przekonywa, że jad wężów nie zawsze ma niebezpieczne skut
ki, kiedy ukąszenie m iało miejsce w części tłu stej ciała. Był on pewnego dnia na polowaniu i przebiegał dolinę wysoką zarośniętą traw ą, kiedy w tem nagle rzucił się na niego ogromny aqucs. Nim zdążył wymierzyć do niego strzelbę, płaz ukąsił go mocną w łytkę, ale kiedy goto
w a ł się do powtórnego natarcia, poległ od wy
strzału. Rana była znaczna, krew dobywała się przez pończochę, i nie m iał nic do przyłożenia na miejsce ukąszone; m usiał więc w tym stanie przez trzy godziny zostawać. Przybywszy do do
— 27 —
m u, natarł nogę ziarnkam i rośliny a lgala, któ*
re są rodzajem antidotum przeciwko jadowi ga
dzin, i w yzdrowiał. Scnor Vincente powiada, iź jak mniema, winien był życie tej jedynie okoli
czności, że zęl»y węża nie przeniknęły ciała tłu st
szego u nogi. Ziarnka algali zamknięte są w ł u pinie tak jak pieprzu; kolor ich jest czarny z hiałem i prążkami. Pow iadał mi ta k ż e , iź mieszkańcy Kantonu Buga są pracowitsi i lep
sze zachowali obyczaje aniżeli ich sąsiedzi, i że dla tego też są szczęśliwsi. Uważałem u nich bardzo dowcipny sposób przenoszenia wody z rzeki do miasta Buga. Sześć grubych trzcin cu
krowych umocowanych jest z obu stron sio d ła , przypiętego na grzbiecie m uła; napełniają je wo
dą, a na wierzch ładunku tego nakładają gałęzie, aby się przez poruszenie m uła nie w yw rócił.
Niedaleko od tego miasta znajdow ał się gruby ta m a ry n , którego Baron Humboldt przed lat 25 w ym ierzył obwód, udając się przez Buga do Qui- to; ale czas co niczego nie oszczędza, zniszczyły nakoniec to piękne drzewo.
W idzieliśmy tu pierwszy raz wielką macaw (rodzaj ptaka z Indji Zachodnich pochodzącego) która ma ciemno-zielone p ió ra, a głow ę-szkar
łatnego koloru ; jest ona większa aniżeli' m acaw sz k arłatn a, i głos ma grubszy. Przywiozłem z sobą jedną do Anglji.
W ydarzył mi się tej nocy przypadek, który, wyznam otwarcie, mocna mnie zasmucił- Była
__ 28 —
to śmierć małego ulubionego zw ierzątka, które było towarzyszem podróży inojćj i dowcipnemi figlami mocno mnie rozweselało. Miałem z sobą małpeczkę zwaną inico , darow aną'm i przez gu
bernatora prowincji Popayan; aby jćj się nic nie wydarzyło przykrego w nocy, przywiązałem ją w jednym kącie pokoju, a poniewraż noc b y ła niezmiernie g orąca, zostawiłem przeto okna otwarte. W połowic prawie snu mego usłysza
łem szelest którego nic mógłbym opisać, lecz który nic był tak mocny iżby innie m iał prze
budzić zupełnie; nie uważając więc na to , zno
wu zasnąłem. Za przebudzeniem się z rana, pier
wsza rzecz którąm postrzegł, była moja biedna m ałpcczka nieżywa i rozciągniona na podłodze.
Podniosłem j ą , a oglądając ze wszystkich stron, postrzegłem zakrwawioną z jednej strony szyję.
Pokazałem to m urzynom , a ci powiedzieli mi, że ją zamordował wielki nietoperz zwany upio
r e m , który do ostatniej kropli krew z niej wyz- sał. M ałpka ta była bardzo przyjemna ; naju- lubicńszą jej rozrywką było chwytanie pająków, much i innych małych ow adów , które zjadała.
Zamykałem później starannie okna, z obawy aby upiorom nic zachciało się i mojćj krwi skoszto
wać. Zwierzęta te! tak zręcznie z ofiary swej krwi dobyw ają, jakby naw et najbicglejszy chi
rurg nie potrafił za pomocą lancetu sw ego; a vr czasie operacji, poruszają lekko skrzydłam i dla ochłodzenia pacjenta i zapobieżenia aby się
ijic przebudził. — W Buga wyrabiają bardzo wic
ie rodzajów g alaret, które rozsyłają do różnych p row incji, jako najlepsze w całej Kolumbji. — W całćj dolinie Cauca nie widziałem ani męz- czyzny ani kobióty z wolą u szyi.
D rzew a p a lm a ch risti, którego owoc 'wydaje oliwę zwaną kasłorow ą albo r ic in , rośnie tu w obfitości: mieszkańcy doznają udręczenia od dwóch Todzajów pluskiew, po ukąszeniu których drapiąc ciało można sprawić zapalenie. Są one ciemniej
sze niż europejskie i bardzo szybko biegają. W i
działem ich w iele, ale za to w Buga nie znają ani pcheł, ani niguasów, które to owady są nic- znośńćm udręczeniem innych okolic. Zatrzyma
liśmy się w P opayan, dla przepędzenia tain pory dżdżystej; deszcz zaczynał padać zwykle o czwar
tej godzinie z południa, nie ustając aż do rana n azaju trz; ale wkrótce sło ń ce, od chmur oswo
bodzone, ukazywało się w całej świetności-, a przechadzka przed śniadaniem odbyta spraw iała nam najżywszą roskosz; powietrze było czyste, świeże i miłym kwiatów zapachem napełnione.
Przyrodzenie przedstaw iało zachwycający widok, drzew a, traw niki, wzgórza okrywała najbogat
sza zieloność* Nie wiele mieliśmy zasługi wsta
jąc rano, ca łą noc bowiem dręczyło nas nieskon- czone mnóstwo pcheł, które nam chwili spoczyn
ku nie dozwalały. Dokuczały nam również mo
cno niguasy; są to m ałe niedojrzane prawie o- kiern robaczki, przebijające skórę w palcach u nóg
pod poznokciaini, dla złożenia tam jaj sw oich;
dwa lub trzy razy na tydzień musieliśmy je ka
zać wydobywać. Mieliśmy małego Indjanina nazwiskiem Joachim , który w tern szczególniej
szą posiadał zręczność. Uzbrojony długą igłą*
odbywał tę operacją z taką łatw ością, iż zale- dwieśiny ją czuli. Lekki ból w palcach u nóg, oznajmia że się w nich niguasy znajdują. Nie
łatw o jest wydobyć je bez rozdarcia skóry, ale Joachim rzadko chybiał w ich wydobyw aniu;
m ała plamka biaław a wskazuje miejsce uwol
nione od nieprzyjaciela; tam to znajduje się niguas otoczony ja ja m i; po wyciągnieniu podo
bny jest do m ałej p e r ły ; naciera się potem miej
sce popiołem z tytuniu, a rana we dwa lub trzy dni się goi. Gdyby zaniedbano tej ostrożności, i zostawiono robaczki w ciele, jaja by dojrzały, m ałe powstałe z nich poczwarki zaczęły by nur
tować ciało, co nader przykre sprawiłoby boleści.
Powiadano m i, że niektórzy z żołnierzy Morilla nie mieli tej przezorności, i g angrena, która była skutkiem zaniedbania, ogarnąwszy wkrót
ce i inne części ciała, o śmierć ich przypraw iła;
innym musiano nogi urzynać, Niezmiernie nam przykro było chodzić po kamieniach tego dnia kiedy nam owady te z palców wyciągano.
Zakończamy tę uwagi nad historją naturalną, nadm ieniając, iż w całćj Ameryce południow ej, choroba wścieklizny, tak straszliwa dla rodzaju psiego, zupełnie jest nieznana. Na brzegach
Oceanu spokojnego znajdują m ałą muszlę, z któ
rej utrzymują nader piękną farbę purpurow ą;
jest ona świetna i nigdy nie płowieje. Dla o*
trzymania jej wyciągają ślimaka ze skorupy a£
do połow y, i lekko go ściskają. Można to kilka razy pow tarzać, ale ślimak zdycha natychmiast po zupełnem wydobyciu z niego cieczy.
111.
PODRÓŻ DO AMERYKI PÓŁNOCNEJ, albo opisanie krajów zroszonych rzekam i M ississip i, Ohio, M is s o u r i, i inne/ni do nich w padające- m i, z w iadom ościam i dokładnerni o kierunku i głębokości tych rzek,, o m iastach, w siach, wio
skach, osadach te j części św ia ta , z dołączeniem uw ag jilozojicznych, p olitycznych, naukowych i handlow ych , oraz p r o je k tu lin ji granicznych i granic ogólnych, p rze z ś. p- je n e r a ła C o l i o t byłego gubern a to ra G uadelupy.
( D okończenie.)
Z licznych łowów jakie odbywali podróżni w tych okolicach w zwierzynę obfitujących, nadmie-
-*■ 32 —
niemy o polowaniu na niedźwiedzia na rzece Ohio.
)>Kto tylko szuka samej rozryw ki, mówi Jene
r a ł Collot, nic pragnąc korzyści z łu p u , ten znaj
dzie przyjemność w polowaniu letniein; futra jie- doakźe z tćj pory roku żadnej nie mają warto
ści. Niedźwielź lubi się kąpać podczas wielkich up ałó w , już to dla ochłodzenia się , już dla pozbycia się robactwa które mu dokucza. W i
dzieć często m ożna, jak wśród dnia przebywa w pław największe rzeki. W tćj to chwili ude
rzać na niego zwykli myśliwi. Tego który przez nas był zabity, postrzegliśmy kąpiącego się z
■wielu innemi przy prawym brzegu rzeki; nagle u d a ł się wpław ku drugiemu brzegowi. W idząc go juź w połowie Szerokości która do 1200 są
żni dochodziła, wsiadłem w małe czółenko, wraz z moim strzelcem i dwoma Kanadyjczykam i, których z pomiędzy najbieglej szych w robieniu
■wiosłem wybrałem; umieli oni bardzo zręcznie zapobiegać w czasie uderzenia na niedźwiedzia, iżby len nie w yw rócił czó łn a, co często wyda
rzać się zwykło. Płynęliśmy ku niem u, starając się przeciąć mu odwrót do lądu który opuścił.
Skoro tylko postrzegł iż tak jest naciśniony,, że się cofnąć nic z d o ła , zamiast udania się dalćj w poprzek rzeki, puścił się z jej pędem , i pły
n ą ł z nadzwyczajną szybkością. Pospieszyliśmy za nim przy silnćj wioseł pom ocy, i po półgo
dzinnym pościgu dopiero mogliśmy zbliżyć się dó niego na w ystrzał z fuzji. Ujrzawszy nas tak
— 33 —
blisko sieb ie, odw rócił JCłę nagle, i w tein to położenia kiedy w poprzek nas zm ierzał, wy
strzeliłem do niego wraz z strzelcem. Kula to
warzysza mego trafiła go w szyję, m oja zaś w łopatkę; lecz nieszczęściem obie te rany nie by
ły śm iertelne, i tylko go rozjątrzyły; rzucił się z wściekłością na czó łn o , chcąc je z nami prze
wrócić. Uniknęliśmy tego przez zręczność n a
szych wioślarzy , którzy zawsze trzymali się po
wyżej biegu, w ody, aby mieć wszelką wyższość nad nieprzyjacielem, i W czasie tej w alk i, która praw ie p ó ł godziny trw ała, wypaliliśmy do niego sześć razy z fuzji, nie mogąc go zab ić; za każ
dym wystrzałem w racał on znowu ku nam , i pomimo przezorności naszych Kanadyjczyków potrafił nareszcie przesunąć się pod czółnem ; ale utraciwszy już wiele k rw i, a zatem osłabię- i ny na siłach, nie mógł go wywrócić. Skoro tyl
ko ukazał się na drugiej stronie, sternik uderzył go w łeb siekierą, co go ogłuszało i zatopiło w wodzie.» '
- »W walce tej najciekawszą była odwaga m ałe
go i ładnego pieska, zwanego po angielsku ter- r ie r , który od chWili natarcia na niedźwiedzia, skoczył do w ody, w lazł mu na grzbiet i zajadli- wie szczekał, aż zw ierz, znudzony wrzaskami jeg o , zanurzył się, powrócił nagle na w ierzch w odyj i rozszarpał biedncgo.»
» Koza przepływa również najszersze rzeki porą letnią. Chcieliśmy często podobny mże sposobem
5
na nią polować, ale szybkość jej nie dozwala żadnemu wioślarzowi, jakakolwiek by była moc jego i zręczność, zbliżyć się do niej. Próbowa
liśmy tego często, już to pod wodę, już z wodą płynąc, lecz zawsze bezskutecznie; to nam mnie
mać dozw ala, źe ze wszystkich czworonożnych zwierząt koza najszybciej pływa. »
Uragany i burze nadzwyczajne w tym kraju wywierają skutki. Autor nasz w następujący spo
sób opowiada co mu się niedaleko Pittsburg wy
darzyło. »W ziąłcm podług zwyczaju mego, pi
ro g ę, celem zwiedzenia wewnętrznych okolic, i puściłem się zwolna na c z ó łn ie , za biegiem rze
ki O hio, oczekując nadpłynienia większego stat
ku. - Zajęci byliśmy w łaśnie oglądaniem brze
gów , kiedy w tein oznaki bliskiej bardzo burzy zniewoliły nas do szybkiego udania się na piro
gę. Powietrze było ciężkie i tak gorące, iż ter
mometr Reaumura podniósł się do 29 stopnia- R zeka, lubo w czasie największej spokojności, nadym ała się ciągle temi cichemi w ałam i, co wznosząc się z jej środka, giną zwolna nie do- siągnąw^zy nawet brzegu, i znane są w żeglar
stwie pod nazwiskiem houles. Ranadyjczykowie.
ze znaku tego już od rana wielką przepowiadali:
burzę; ukazała się wkrótce nad nami gęsta chm u
ra biaław a, z brzegami jakby białą i czarną wstę
gą otoczonemi. Przybyłem do naszego statku, fetory z wielkim żalem znaleźliśmy przywiązany do grubego drzewa opodal rzeki. Zganiliśmy mocno
1 • . ,
tę nieroztropność wioślarzy, mc bowiem nienta po-
|( " • m ■ ,
spolitszego w czasie tych b u rzy , jak powywraca
nie d rz e w , porozdzieranie i zawalenie się ziemi oddzielającej je od rz e k i, a z tąd zgruchotanie i zatopienie przyczepionego statku. Lecz jakkol- k w iek niebezpiecznem było położenie n asze, już nie czas było myśleć o zmianie je g o : już pękła
^ c h m u ra , ciemność jak gdyby w nocy rozpostarła 11 się do k o ła , lubo dopiero była czwarta godzina
z południa. Gwałtowny w icher zaw ył; grżmot huczał z łaskotem nieznanym w Europie, a który i dla mnie był dotąd zu p ełaie obcym. W ody rze
k i, wyniesione mocą w iatru o trzy stopy wyżćj nad łoże swoje, rozlały się na oba brzegi. Stra
szliwy deszcz z niesłychaną padał gwałtownością;
a niekiedy natarczywością w iatru uderzony, roz
praszał się w drobną rosę nim do ziemi dole
ciał. Drzewa z korzeniami powywracane i po
trzaskane unosił pęd silny wody; zupełną cie
mność nieaozw alającą nain najbliższych naw et rozróżnić przedm iotów , przeryw ały nieustannie
■wzrok rażące błyskaw ice, towarzyszące hukowi okropnego grżmotu , który pow tarzały 1 ponuro i przeraźliw ie echa lasów brzegi zalegających^
Mniej nas jednakże zajmowało nasze niebezpie-.
czne po ło żen ie, jak to widowisko groźne zara
z e m , okropne i szczytne, kiędy w tern w jednej chwili gwałtowniejszy .nierównie huk w yrw ał nas z dziwnego położenia w jakićin zostaw aliśm y;
piorun uderza w drzewo do którego statek nasz. .
— 35 —