• Nie Znaleziono Wyników

Odra : pismo literacko-społeczne: R. 2, 1946, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odra : pismo literacko-społeczne: R. 2, 1946, nr 3"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

ODR

Y -

C-12.C ■y >

i ' ' *

tihc

P I S M O L I T E R A C K O - S P O L E C Z N E

Rok II Katowice— Wrocław, 10 lutego 1946 r. Nr. 3 (14)

Jacek Brzym

Nowe dni Hermanna i Dorothei /pcupekit/tva

( C y ta ty , za m ie szc zo n e p o n iż e j, w y ję te s ą z m ów w sp ó łc z e s n y c h n ie m ie c k ic h p o lity k ó w , z p r a s y n ie ­ m ie c k ie j ta jn e j i ja w n e j o raz z G o e th e g o „ H e rm a n n n n d D o r o th e a " .)

KLĘSKA

H e rm a n n w rócił z w o jn y w p aź d ziern i­

k u ro k u ubiegłego. B ył m łodym oficerem 7 p u łk u piechoty, k tó ry uchodził za śla ­ m azarny, bo sk ła d a ł się w w iększości z A u striak ó w i dlatego przydzielano doń najg o rliw szy ch i n a jp ew n ie jszy c h ofice­

rów . D orothea w ró c iła o p a rę m iesięcy wcześniej do cichego m iasteczk a W inden- still.. D orothea za w ro tn ą zro b iła w tej w ojnie k a rie rę . Skończyła L a n d ja h r w e wiosczynie S chw arzkholm , otoczonej sos­

nam i i dym am i m ały ch k o p aln ian y ch lo- kom otyw ek, d o sta ła się potem do L u ft- w affe n h e lfe rin n e n a b t. 3, była w K ra k o w ie i w P a ry ż u u ciek a ła spod B ria ń sk a i F lo ­ rencji, w reszcie dzięki up rzejm o ści sie r­

ża n ta am ery k ań sk ieg o nazw iskiem S m ith zdobyła cyw ilną sukienkę, elegancki k o m ­ p le t bielizny i m ogła w rócić do dom u.

S p o tk ali się przy studni, d o -k tó re j p rz y ­ szła po w odę. M iasteczko o m inął dech w ojny, w odę je d n a k doprow adzano tu z d a le k a a ta m gdzieś dalek o rozbiły bom ­ by w odociągi, w y ła k lęsk a. T u ta j o k lę ­ sce m ów iono po cich u tk u ale zaw sze z rzew ną nadzieją:

— Na, bei u n s w ird ‘s h o ffen tlich alles g u t sein.

Z apuszczała w ia d ro w zieloną głuchą głębinę i w ted y podszedł do n iej w z a k u ­ rzonym m u n d u rze, z poob ry w an y m i em ­ b lem atam i, z ciem nym i tłu sty m i ślad am i po EK I i S tu rm ab z eic h en i. S ilber.

R ozm aw iali n a d stu d n ią długo i n a m ię t­

nie, przeszedł obok nich a p te k a rz i odpo­

w iedział z nam aszczeniem na d y sk re tn e heil, w y jrz a ł z o k n a proboszcz i zaprosił H e rm a n n a n a sk a ta. P od n ieśli się w re sz ­ cie z n ad k am ien n e j stu d n i, poszli k a ­ m iennym i, p rze ty k a n y m i złotym m chem schodam i w górę i pow iedział H erm a n n :

— K lęsk a je s t w około ale tu je st cicho, spokojnie i dobrze i w te j ciszy z b u d u je ­ m y now e N iem cy.

W GETYNDZE

P oradzono m u pojech ać do G etyngi. M a ukończyć stu d ia i przyzw yczaić się do n u r tu now ego niem ieckiego życia. O strze­

gano go, by nie „heilo w ał“ w G etyndze ale okazało się to zbyteczne, gdyż co d r u ­ gi N iem iec n a ulicach G etyngi podnosi p ra w e ram ię. P o n a d to n a każdym p r a ­ w ie dom u pisze ktoś k re d ą sw asty k i i h it­

lero w sk ie hasła, k tó re co ran o zm yw ać m usi g orącą w odą energiczny H au saeR e- ste r, były feld w eb el spod Ja rc e w a .

Życie w G etyndze toczy się w a rtk o i ce­

lowo. Co niedzielę w ie c u ją tu socjald em o ­ kraci, co p ią te k kom uniści. K om uniści krzyczą:

— N iem cy, w s ta ją z gruzu, by ra z je ­ szcze w ziąć n a sw e dośw iadczone b a rk i przew odnictw o gospodarcze E uropy (z przem ów ienia k o m u n isty Ś e n k e‘go w dniu 23. 12. w Getyndze).

S ocjald em o k raci głoszą:

— Je ste śm y m im o w szystko pow ołani do przew o d n ictw a k u ltu ra ln e g o w E u ro ­ pie. M usim y odbudow ać w ia rę E uropy w n as a potem" E u ro p a sa m a obdarzy nas tym należn y m się n am zaszczytem i o b o ­ w iązk iem (z przem ó w ien ia socjaldem o - k ra ty S ev erin g a w d n iu 12 g ru d n ia w . H am burgu).

P odoba się to H erm annow i. P odoba się to k ilk u ty się czn e j grom adzie studentów . D orothea pisze co dzień praw ie. Pocztę za b ie ra jej żołnierz 'ąngielski, za co o trz y ­

m u je gorący pocałunek, potem odsyła ją do G etyngi, za co D o ro th ea ca łu je go po raz drugi. W kopercie z n a jd u je się zaw ­ sze to sam o. W ycinek z p rasy , złota m yśl now ych N iem iec, ew angeliczne ziarno.

O to w ycinek z d zien n ik a „D er T ag “, Któ­

ry D o ro th ea w czoraj nad esłała H e r m a n ­ nowi.

„P roces w N orym berdze o sk a rż a ni' tylk o N iem ców ale i św i u cały. Oskar,';a sam ych oskarżycieli. K ry zy s m o raln y d u ­ szy ludzkiej je s t bow iem u działem w szy ­ stkich, w szyscy są też jego tw órcam i. U nazistów p rz y b ra ł on ro zm iary zbrodni zorganizow anej, u innych postać zb ro d n i- im prow izacji, rz a d k iej ale niem niej istn ie- .iącej.“

P odoba się to H erm annow i. O m al nie klaszcze w d łonie śm igły O b e rle u tn a n t 7 pp. C zy tają to potem koledzy, za tydzień zaś czyta te n sam fra g m e n t w podziem nej gazetce u n iw ersy te ck iej „A u fb re ch e n " (nr.

13, 1945) z n astę p u ją c y m ko m en tarzem :

„P isanie w te n sposób je s t straszliw y m błędem takty czn y m . N a szczęście m am y głupich p rzeciw ników (bloede G egner), m im o to nie należy obnażać p raw d , k tó re uleczą dusze niem ieckie. T ak pisać w olno w p ra sie ta jn e j, p ra s a ja w n a p o w in n a na te te m aty zachow yw ać w ym ow ne m ilcze­

nie."

B u rm istrz G etyngi, so c jald em o k rata o bogatych tra d y c ja c h politycznych, czło­

w iek zrów now ażony i prosty, je st ap o sto ­ łem p rac y d n ia codziennego. W ierzy, że ja k G ro ssarb eit i goeringow skie G ross- sc h affe n zniszczyło N iem cy, ta k K le in a r- b e it je o dbuduje. P ro p a g an d z ie K le in a r- bejtf pośw ięca długie godziny sw ego u rz ę ­ dow ania, każe p ro d u k o w ać broszki i

„W andschonery" z p o trze b n y m i hasłam i.

„D urch K le in a rb e it — des V olkes K ra ft.

D rum sch afft!", „K le in a rb e itsw ille b rin g t G lueck u n d Stille".

B u rm istrz ła sk aw y m okiem p a trz y na w iece m łodzieży. W ie o tym , że w śród m łodzieży u n iw ersy te ck iej czynna je st ta jn a o rg an iz ac ja „F an g t a n “. W ładze o- k u p a c y jn e w p ad ły w połow ie g ru d n ia na jej tro p ale śledztw o u rw a ło się n a p ie rw ­ szym areszto w an y m . Część m łodzieży u n i­

w ersy te ck ie j u siłu je łączyć się w now e niem ieckie o rg an izacje m łodzieżow e, p o ­ p u la rn e tu są o rg an izacje w yznaniow e.

B u rm istrz uczęszcza do zboru i do k o ­ ścioła a trz y w y d aw n ic tw a getyndzkie

w ypuściły spod p ra s y siedem różnych m o­

dlitew ników . W je d n y m z nich „O bone J e s u “ je st ta k a m o d litw a za N iem cy: „N a­

ró d nasz, m a jąc y w ielkich wodzów, upadł, bo Ty tego chciałeś. Tyś je d n a k dobry je st i m iłościw y. P rz eto uczyń n a s w olnym i, w ielk im i i dobrym i."

H e rm a n n w iele w idział n a froncie. P rz e ­ żył za ła m an ie się sw oich dow ódców i żoł­

n ierzy i w idział, ja k O b erst von L in d - e in e r k ru szy ł się p rze d am ery k a ń sk im p o ­ ru czn ik iem i za jednego pap iero sa, d o p a­

lającego się już, dziękow ał po stokroć.

H e rm a n n w tej atm o sferze getyndzkiej, b y n ajm n ie j nie osobliw ej lu b jed y n ej, u - ra sta , pełn iej w y p in a p ie rś i czuje na niej w y ra źn ie k sz ta łt EK I.

PODROŻ DO BERLINA

H e rm a n n m iał p ojechać do B erlina, aby n aw iązać tu k o n ta k ty ze św iatem s tu ­ denckim a ta k że ze b rać tro ch ę w rażeń berliń sk ich , aby się później z nim i podzie­

lić z kolegam i. T u ta j p a trz y się w B erlin z głęboką w iarą . „A u g sb u rg er A nzeiger"

z g ru d n ia br. pisał z żalem : „Szkoda, że w B erlin ie najw ięcej m a ją do pow iedze­

nia R osjanie. S ądzim y je d n ak , że i oni zrozum ieją, czym je s t d la E uropy B erlin.

Bez ce n traln e g o znaczenia B e rlin a nie m a m ow y o zjednoczeniu N iem iec, n a którym ta k zależy w ładzom o kupacyjnym ". P e rfi­

dia, obrzydliw ość! S tu d en ci getyndzcy ko ­ m entow ali to z szerokim i uśm iecham i. Na ze b ran iu f a k u lte tu filozoficznego pow ie­

dział je d en z nich: „P o trzeb n y n am jest polity k o ty p ie P alm stro e m a i Z ygfryda jednocześnie"^

W B erlin ie H erm a n n zaczyna się in te - rereso w ać w schodnim i te re n a m i Niemiec.

N a to zagadnienie też sk ie ro w u je całą sw oją o b serw ację i w ysiłek.

P iszą w B erlin ie A ug u st S choltis i A l­

fons H ayduk, d w aj ren eg aci górnośląscy.

H ay d u k był w m iędzyczasie w O polu i w R aciborzu, w yw iózł stą d do B e rlin a j a ­ kieś k siążki i papiery. S choltis tw orzy w B erlin ie B ib lio tek ę im. H au p tm an n a , p rz e ­ znaczoną w yłącznie d la w ysiedlonych Ś lą ­ zaków. „B und d e r S chlesier" działa ofi­

cjalnie, choć nie je s t o rg an izacją uznaną.

U rządza odczyty (5. 1. odczyt niejakiego d ra -Lepicka o zniszczeniu Nysy), o rg a n i­

zu je kuchnie, był w sp ó łtw ó rcą Aktiort (Dokończenie na str. 2-giej)

ó d ty

28 m aja 1945 przejęliśm y na Odrze za­

ledw ie l°/o taboru rzecznego według daw ­ nego stanu liczbowego. N ie przekazano nam jednak żadnych warsztatów rem on­

towych. Na dnie rzeki spoczywa około 500 wraków i w iele połamanych mostów. Do­

póki dno jest zatarasowane, barkę zann- rzać możemy jedynie na metr zam iast na 1,60 czyli zam iast ładować na barkę 500—

600 ton w ęgla, ładujem y jedynie 200 do 300 ton. Uszkodzenia na śluzach w Radu- szowicach i Januszkowicach grożą, po­

ważnym i niebezpieczeństwam i a nawet mogą w nadchodzącym sezonie unieru­

chom ić żeglugę. Z tych i innych w zglę­

dów ruch transportowy jest dotychczas m inimalny. Przew oziliśm y zaledwie 6000 ton w ęgla m iesięcznie do listopada i to na trasie Koźle — Wrocław tylko. Ruch był jednokierunkowy a opłata, niew spół­

m iernie w ysoka w stosunku do taryfy ko­

lejow ej.

Musimy być gospodarzami Odry po o- bydwu jej brzegach. Ta rzeka jest niepo­

dzielna i niepodzielny jest jej nurt. Być może, że skończy się rychło okupacja Niem iec — w tedy prawno - polityczny stan na Odrze byłby znowu wym ierzony przeciw nam i granicę naszą uczyniłby słabą. Czytamy w gazetach berlińskich:

W połow ie stycznia uruchomiona została w m iejscowości Schwedt nad Odrą n aj­

w iększa w strefie sow ieckiej fabryka ty ­ toniu . . . Przem ysł niem iecki nad Odrą, odbudowany i silny, to niebezpieczny czynnik na przyszłość. Zaczyna się od fa ­ bryk tytoniu. Wiemy też, że Słubice, któ­

rych reprezentacyjna część jest po dru­

giej stronie Odry, odbudowują się i w krót­

ce, jak donosi ta sam a prasa berlińska, powstanie tu nowy niem iecki przemysł przetwórczy.

Trzeba niezwłocznie przystąpić do p eł­

nego, prawnego i faktycznego przejęcia adm inistracji na Odrze przez czynniki polskie, do postaw ienia żeglugi na Odrze na jej najwyższym poziomie przez oczy­

szczenie dna, podniesienie przęseł m osto­

wych, naprawę śluz itp., do zaopatrzenia Odry w potrzebny tabor ze w szystkich do­

stępnych źródeł krajowych i zagranicz­

nych. A da się to w szystko osiągnąć przez stw orzenie sprężystej, fachowej, niebiu- rokratycznej instytucji dla żeglugi na O- drze. Zaś porządek i ruch na Odrze będzie najlepszą legitym acją naszych praw do ziem zachodnich i najpewniejszą rękojmią ich posiadania.

NANKER, ostatni pol­

ski biskup Wrocławia (1326 — 1341). Toczył za­

cięte w alki z niem iecką kapitułą W rocławia i z królem czeskim Janem Luksem burczykiem . P łyta grobowa, przed­

staw iona na ilustracji, ukazuje nam całą po­

stać biskupa w płaskim cyzelowanym brązie.

Napis na otokowym or­

nam encie brzmi: Presul Nankerus electus Craco- yiensis / Occidit h ic ve- rus translatus Wratl- slayien isis / M ille tre- centenis annis primo ąuadragenis / In festo Paschę. Deus hunc super

aethere pasce.

(2)

Józef Feldman

Z o p o w ie śc i o ge rm a n iz a to ra ch

N a m iędzynarodow ym zjeździe h isto ry ­ k ó w w W arszaw ie w r. 1933 w śró d in ­ n y ch gości zag ran iczn y ch poznałem k r ó ­ lew ieckiego p ro fe so ra h isto rii now ożytnej d r a H an sa R othfelsa. B ył to je d en z tych żydów niem ieckich, k tó ry c h n am ię tn y p a ­ trio ty zm doró w n y w ał uczuciom n a ib a r - dziej rd ze n n y ch G erm anów . Z w o jn y św iato w ej w y n ió sł ciężkie k alec tw o i n a j­

w yższe odznaczenie za w aleczność. Z a r e ­ p u b lik i w eim a rsk ie j b r a ł u d ział w d em on­

s tra c ja c h p rzeciw regim ow i w ra z z roz- fa n a ty zp w an y m tłu m em n ac jo n a listy c z­

n ych stu d e n tó w . To w szystko nie och ro n i­

ło go w dobie p a n o w a n ia czcicieli k rw i i gleby p rze d złożeniem z k a te d ry . W do­

w ód ła sk i za w yczyny w o jen n e pozw olo­

n o m u prac o w a ć w arc h iw a c h p a ń stw o ­ w ych 1 ogłaszać w y n ik i sw ych b a d a ń d ru ­ kiem . D zięki te m u u k az ał się n a d w a la ta p rze d w o jn ą tom z a ty tu ło w a n y : „Theodor

Nowe dni Hermanna i Dorothei

(Dokończenie ze str. 1-szej)

S to rc h , ra tu ją c e j dzieci niem ieck ie p rze d głodem i zim nem . S p ra w a G órnego Ś lą ­ s k a u w aż an a je s t w śró d N iem ców b e rliń ­ sk ic h za ciężką, w ielk ie n ad z ie je łączy się ze sporem czesko-polskim , S choltis e t Co.

z b ie ra ją w B e rlin ie w szy stk ie w y d a w n ic ­ tw a polskie o Z iem iach O dzyskanych. K to je ta m zaw ozi, nie w iem .

O Szczecinie m ów i się p ew niej. W k a ­ b are cie „U h u “ r u d a dziew czyna śpiew a m iłą pio sen k ę a k tu a ln ą , za cz y n ającą się ta k :

„D er Z ug n a c h S te ttin , m ein G ott, es w ird schoen ..

O rg a n iz u je się ta k ż e N iem ców z P ru s W schodnich. Z ajęli się nim i szczególnie g o rliw ie so cjald em o k raci, k tó rz y w ielu sw oich przyw ódców m a ją w łaśn ie z te r e ­ n u P ru s W schodnich.

H e rm a n n z w ęd ró w ek sw oich po m ie ­ ście zb iera dośw iadczenia, k tó re p rz y d a ­ dzą się w G etyndze. Dużo dziew czyn, podobnych do jego D orothei, co ra n o idzie ulicam i w m o d ry ch k o m binezonach lu b g ru b y ch spodniach lotniczych z ło p a tam i i kilofam i. N aró d p ra c u je ja k w G e ty n ­ dze, K le in a rb e it m a c h t u n s gross!

W te a tra c h , k ie d y p a d a słow o w olność, publiczność w s ta je klaszcząc. 'T o sam o czynią n ie ra z oficerow ie a rm ii .sp rz y m ie­

rzonych, nie z n a ją cy te k stu , zw łaszcza p rzy operze. P rz e d te a tra m i w p n n e g ru ­ py k o b ie t śm ieją się głośno i n a p a s tli­

w ie. S łychać pierw sze w ieczorow e s tr z a ­ ły, d u d n ią sam ochody i k lą s k a ją s ła b iu t­

k ie dźw ięki z Linkego. B e rlin e r L uft!

LIS T Y D O RO TH EI

P o pow rocie do G ety n g i H e rm a n n z a ­ sta ł d w adzieścia k ilk a listó w od D orothei.

W je d n y m z n ic h w iadom ość: „Do W in- d e n s till p ow rócił z W łoch G e n e ra ł a. D.

Jiip p e n e r. M ieszka w sw ojej w ilii, je st chory i chciałby" się w idzieć z H e rm a n ­ nem ". W d ru g im liście p ro śb a: „W szy­

scy tu cz ek a ją n a w ieści z szerokiej n a ­ szej ojczyzny".

H e rm a n n odw iedzi znow u W indenstill.

P ojedzie ta m je d n a k z p ro g ra m em , od k tó reg o s ta ry m i m łodym zalśn ią oczy.

N ien a d arm o u n iw e rs ty te t w G etyndze zgrom adził n ajle p sz ą część m łodzieży.

30 je j p ro c e n t to oficerzy różn y ch stopni i rozm aity ch broni. J e s t i p u łk o w n ik lo t­

n ic tw a ale o ty m w ie nie w ielu.

Tego w ieczoru H e rm a n n p rze rz u ca G oethego „H e rm a n n a i D orotheę" i p rz e ­ pisu je do W in d en still n a s tę p u ją c e słow a:

a

„...der M ensch, d e r z u r sc h w a n k en d e n Z eit auch sc h w a n k en d g esin n t ist, D er v e rm e h rt das Ubel...

„D enn es w e rd e n noch ste ts die e n t- schlossenen y o e lk e r gepriesen".

A potem w p ro st do D orothei, je d n e z

•o statn ich słów goethow skiej sielan k i:

„...U nd d ro h en diesm al die F einde, O der kiinftig, so ru s te m ich se lb st u n d

reic h e die W affen.

U nd g ed a ch te je d e r w ie ich, so stiin d e die M ach t au f G egen die M acht...".

K iedy to p isał, p o lic ja n iem ieck a p ró ­ bo w ała o trz y m a n ą co dopiero b ro ń k r ó t­

ką. C ałą noc tr w a ła strz e la n in a w G e­

tyndze, ale w szyscy w iedzieli, że to są ćw iczenia n iem ieckiej policji.

von Schon, Friedrich W ilhelm IV und die M aerzrevolution von 1848“.

O ba w yszdzególnione w n ag łó w k u p u ­ b lik a c ji R o th fe lsa n az w isk a p o sia d ają dla u c h a polskiego cz y te ln ik a w ym ow ne b rzm ienie. Z p o sta cią F ry d e ry k a W ilhel m a IV, ro m a n ty k a i fe u d a ła , b ig o ta p ie ty - stycznego, rów nocześnie zaś sy m p a ty k a k atolicyzm u, w iąże się o k res znacznych d la polskości u stę p stw w P oznańskiem z początk iem la t czterdziestych. K ró l odw o­

łał fee sta n o w isk a n a d p re z y d e n ta p ro w in ­ cji niebezpiecznego g erm a n iza to ra F lo tt- w ella, sy p n ą ł o sta tn ie m i w je j dziejach p ra w a m i językow ym i, nie odnow ił k a r te ­ lu z m ik o ła je w sk ą R osją o w zajem nym w y d a w a n iu zbiegów . D zięki te m u sta ło się P o zn ań sk ie n a k ilk a la t stolicą duchow ą P olski, gdzie działali L ib e lt i M oraczew - sk, k o n sp iro w ali zbiegli !z z a b o ru ro sy j­

skiego prze d staw ic ie le n ajczerw ień szej d e­

m o k rac ji, H en ry k K am ień sk i i E dw ard D em bow ski. D alsze e ta p y p o lity k i F ry d e ­ ry k a W ilhelm a w obec P o la k ó w nie p rz y ­ noszą m u zaszczytu. B yły nim i w znow iona g erm a n iza cja P oznańskiego po nieu d ałej rew o lu c ji 1846 roku, zniszczenie polskich sit pow stańczych w ro k u 1848 i n a s tę p u ­ ją c y po ty m dziesięcioletni o k res n a jc z a r­

n iejszej re a k c ji i w zm ożonego ucisku.

N ierów nie trw a lsz y m i głoskam i zapisał się w porozbiorow ych diziejach Polski T eo d o r Schon. P o sta ć to z b y t .m ało znana szerokiem u ogółow i p o lsk iem u " a Schon z a słu g u je n a to, by pow szechnie o nim u nas w iedziano i pam iętano. B ył to czło­

w iek, k tó ry n ajw ięc ej zrobił d la u tw ie r­

dzenia niem czyzny w śró d ludności P ru s W schodnich. O n Zadał polskości ciężkie s tr a ty n a rd ze n n ie P olskim P om orzu. J e ­ m u u d a ło sik złam ać tra d y c y jn ie a n ty - p ru sk ą postaw ę G d ań sk a i z d aw n e j m e ­ tro p o lii polskiego h a n d lu bałtyckiego zro ­ bić drug o rzęd n e, urzędnicze m ia sto ,tch n ą - ce k u polskości obcością i niechęcią. Ju ż to sam o w y sta rc zy d la w y ro b ien ia sobie sądu, że m ieliśm y w długoletnim n a d p re - zydencie P ru s Z achodnich i W schodnich w ro g a n ie b y le ja k ie j m ia ry . N ależał Schon do te j p le ja d y niepospolitych ludzi, k tó ry m zaw dzięczają P ru sy rap to w n e dźw ignięcie się z pogrom u je n ajsk ieg o i upokorlzenia tylżyckiego k u m ściw em u o d ­ w etow i w o jn y o w yzw olenie. Z epoki tej

w yniósł ja k o je d e n z zasadniczych rysów sw ej duchow ości szczery lib e raliz m i po ­ stępow ość poglądów . P ra g n ie n ie m jego było przetw o rzy ć absolu ty sty cłzn o -p atriar- ch a ln e P ru s y w p ań stw o now ożytne, o p a r­

te n a u s tro ju k o n sty tu cy jn y m . P oseł c a r ­ sk i w B erlinie, b a ro n M eyendorff, w r e ­ la c ja c h sw ych p ie n ił się n a „starego ło­

tra " , „w ściekłego lib e ra ła ", ja k nazyw ał postępow ego n ad p re zy d en ta. Ze śm iałym polotem re fo rm a to rsk im w osobliw y spo­

sób łączył się u S chona ataw isty czn y duch krzyżacki. P od łu g w ła sn y c h słów p ra g n ie ­ niem jego było ro b ić ze S łow ian niew ol­

nik ó w — N iem ców i ludzi. O dnow ił zam ek m istrz ó w krzyżackich w M alborgu, by w idokiem jego przyczynić się d o w sk rze­

szenia trad y c y j zak o n u teutońskiego. Za w yciśnięte z ludności polskiej pieniądze budow ał se tk i szkół niem ieckich, p rzeci­

n a ł k r a j doskonałym i szosam i i oczyw i­

sta w o jo w ał z 'K ościołem k atolickim . Do takiego w y p róbow anego b o jow nika niem czyzny n a k re sa c h w schodnich z w ró ­ ci się w ro k u 1848 P o la k z p ro śb ą o od­

w ró cen ie now ego ciosu, zagrażającego pol­

skości. B y ł nim h isto ry k i p u b lic y sta Teo­

do r M oraw ski. P ro śb a zaiste osobliw a, ale i ch w ila ów czesna n ależała do w y ją tk o ­ w ych. W ielki w strzą s rew o lu c y jn y W ios­

n y L u d ó w ju ż się przesilił. P oczątkow e z b ra ta n ie polsk o -n iem ieck ie u stą p iło m ie j­

sca ro sn ącej nienaw iści. P o lsk a siła zb ro j­

n a została zniszczona po d K siążem i M i­

łosław iem , k ra j p o d d an y rządom soldates- ki, rz ą d berliński, do n ie d a w n a ta k P o la ­ kom życzliw y , goto w ał się dokonać po­

działu p ro w in cji p oznańskiej, k tó re j p rz e ­ w ażającą część w cielić m ia ł do P ru s. W tym k ry ty cz n y m m om encie zrozpaczony M oraw ski zaap elo w ał do S chona. P rz e d ­ sta w ił m u, że zam ierzony podział P o zn ań ­ skiego nie w zm o c n i'N iem iec ; w ręcz p rz e ­ ciwnie, P olska, czując sik zdradzona, rz u ­ ci się w ob jęcia R osji, a relzultatem będzie spotężnienie panslaw izm u.

N a lis t M oraw skiego odpow iedział S chon obszernym pism em , k tó re rzu c a cie­

kaw e, pod n ie jed n y m w zględem re w e la ­ cy jn e św ia tło n a ów czesne sto su n k i pol- sk o -p ru sk ie. Z aciekły g erm a n iz a to r dość nieoczekiw anie o d słan ia oblicze to le ra n ta na pu n k cie p ra w naro d o w y ch m niejszości.

„K ażdy człow iek, żyjący w p ań stw ie —

Wilhelm Szewczyk

Notatki

S T E F A N II I GRAŻYNIE W a ł b r z y c h

D ym y św ia te ł n a d górą, d o lin a w łos zielony w łu n y z a p la ta, tra m w a j spod palców w y try sk a.

S y ren y ja k ja strz ę b ie w cztery górskie stro n y po m k n ęły z a ta cz ają c p isk liw e koliśka.

W ąsy gór, te ra z siw e, w ia tr przeczesał rano, s p a la ją się n a ch m u ra c h p o p ie late kręgi.

M iasto d rży i nocam i w ik ła sw o je m iano,

W ęgieł, Ł ęgi czy W ałbrzych, W ałgiel, Ł ęgrzych, W ęgiel.

L iy n ic a

U licą socjaliści rw ą , ju ż przeszli; z B ronow ie osadniczka zdziw iona szepce — kaz ta P olska.

To P iasto w ie są dzisiaj b a rd z ie j honorow i, gdy tru m n y ich o tw a rła n asza rę k a szorstka.

W p ew n e j k ry p c ie w ysokiej, w b ra m ie Z am ku, w ulicach p o d u m a j osadniczko, je śliś tę g a w m yśli.

B ro d a ty w iew n a d m iastem , w b a rk a c h ro śn ie Lignica, n a sz ta n d a ra c h w ciąż p ły n ą polscy socjaliści.

Of»ofe

Różyczki gw iazd do O d ry strą c a w ia tr błęk itn y , liryczny bluszcz o św icie ciem n ieje i szuści.

K rą g n a d P a sie k ą w sta je coraz b a rd z ie j w idny, gdzie w gro b ach leżą św ięci i skrzeczą oszuści.

N ie w róciłem do m ia sta sw ojego. T u czasy, pył w y m io tły m osiężny z uliczek i św iąty ń . B łyskaw icow e p rę ty chw iały się lecz zgasły.

L iry k a p ajęc zy n ą w szystkie opin a k ąty . IMysa

Szczyty złocone, w ieże płom ień złam ał i pogiął, b isk u p i w a k sa m ita c h zgorzeli pod p łytą,

m ieszczanie z p ia n ą u w a rg sw ój dom skw ierczący w ogniu żeg n ali d ło n ią siną, ciężką ja k z g ran itu .

T eraz m y, now y n aró d , n a dom sw ój i zgliszcza;

dłonie śm igłe, ja k ręce d zw onnika z Ja k u b a . P ie śń nasza, co ja k ogień budzi i oczyszcza, cuci osm alonego n a d sie n ią ch eru b a.

pisze — m oże n. p. żądać, aby m u głoszo­

no słow o Boże w jego narzeczu, aby w jego m ow ie obw ieszczano m u w yrok, w jego języ k u oznajm iano p raw a." Z tym w szystkim je s t Schon nieskończenie d a ­ lek i od m yśli, by m iędzynarodow y po rzą­

dek oprzeć n a sam o stan o w ien iu narodów . Id ea narodow ości, m im o całej sw ej pod- niosłości, blednie w obec n adrzędnego po­

jęcia p ań stw a. P ań stw o a nie n a ró d jest n ajw yższym w y k w item k u ltu ry , je st tym celem ostatecznym , do k tó reg o zm ierza rozw ój ludzkości. „N arodow ość —Ł pisze S chon — n ie m oże być nigdy podstaw ą k u ltu ry , czyli celu ludzkiego bytow ania, ja k św iadczą o ty m K ałm ucy. T a ta rz y i a fry k ań sk ie p a ń stew k a m urzynów . D opie­

ro p aństw o przez in sty tu c ję w łasności daje m ożność rozw oju duchow ego i m o raln e­

go." Je że li in te re s p ań stw a w chodzi w k o n flik t z p ra w a m i narodow ości, ta o sta t­

nia m usi ustąpić. Część n aro d u an g ielsk ie­

go zn a la zła się w g ran ic ac h S tan ó w Z jed ­ noczonych. N iem cy alzaccy w cieleni zo­

sta li do F ra n c ji; dzięki te m u m ogła w ejść w życie id ea p ań stw a am ery k ań sk ieg o i francuskiego. L ogicznym w ynikiem tege rozu m o w an ia je s t o czyw ista całkow ite w cielenie Poznańskiego w obręb p ań stw o ­ wości pru sk iej.

Czy jednakow oż P o lac y nie m a ją p ra ­ w a do stw orzenia niepodległego państw a ze stolicą w W arszaw ie? O tóż co do teg«

żywi S chon pow ażne w ątpliw ości. W zglę­

dy up rzejm o ści w obec M oraw skiego nie p o zw alają m u w ypow iedzieć sw ych po­

glądów z c a łą o tw arto śc ią ; niem niej, z w yw odów jego w yczy tać m ożna jasno, że zdaniem jego P olakom b r a k do stw orze­

n ia w łasn ej państw ow ości odpow iedniego sto p n ia k u ltu ry . M iarę jej stan o w i przede w szystkim u zn a n ie w olności osobistej każdego człow ieka. G dyby zasadę tę w p ro - w adziil w życie P olacy w G alicji, n ie za­

k rw a w iły b y je j straszliw e sceny z 1846 roku. G dyby w łaściciele ziem scy w K on­

gresów ce zdecydow ali się obdarzyć w ol­

nością sw ych poddanych, niepodlegość k r a ju sta ła b y się fa k te m dokonanym . N ie­

w ątpliw ie żyje w naro d zie polskim cnota waleczności, k tó ra budzi w ysokie p o w a­

żanie, ale w dzisiejszych czasach to nie w ystarczy. Życie pań stw o w e w y m ag a bez­

w a ru n k o w e j praw orządności, ładu, u z n a ­ n ia niepozbyw alnych p ra w człowieka. S a ­ m i kosynierzy nie m ogą nigdy zastąpić kategorycznego im p e ra ty w u — pisze w y ­ znaw ca K an ta . — W reszcie — ja k daleko sięgać m a ją g ran ice przyszłej P olski? Czy m ia rą m a być ro k 1807, czy 1795, czy cza­

sy z p rzed pierw szego rozbioru, czy w re ­ szcie zam ierzchła epoka, kiedy państw o polskie z w y jątk iem P ru s, k tó re nigdy doń n ie należały, rozciągało się po Łabę i po Lipsk, ja k św iadczy o tym polska jego nazw a?

L ist S chona stan o w i d o k u m e n t h isto ry ­ czny niepośledniego znaczenia i to z n ie ­ jednego w zględu. P o d k re śla się zazw yczaj że antagonizm p o lsk o -p ru sk i stanow i w h isto rii zjaw isko o w y jątk o w e j je d n o lito ­ ści i konsekw encji. J e s t w tym n ie w ą tp li­

w ie sporo p raw d y ; n iem niej, n a różnych szczeblach historycznego rozw oju an tag o ­ nizm te n p rz e d staw ia ł się bardzo rozm ai­

cie w sw ych fo rm a ch i odcieniach. Z du­

m ieniem p rzejm ow ać n as m usi fak t, że bezpośrednio po k rw a w e j łaźni, ja k ą s p ra ­ w iła P olakom niem czyzna poznańska, w obliczu grożącego ro zb io ru k r a ju p a trio ta polski ap e lu je o ra tu n e k do wysokiego d y g n ita rza pruskiego, znanego z w rogich ku n am uczuć. D la zrozum ienia tego dzi­

wacznego n a pozór zjaw isk a należy w żyć.

się w atm o sferę połow y X IX w., kiedy a ry sto k ra c ja p oznańska b y w ała nie tylko na dw orze k ró lew sk im w B erlinie, ale w p ałacu n a d p re zy d en ta A rn im -P o itz e n b u r- ga w P oznaniu, k iedy św ieże były tr a d y ­ cje. m asow ego za jm o w a n ia stanow iska .a n d ra tó w przez polskie ziem iaństw o. k ie­

dy m łódź p olska dosługiw ała się szlif ofi­

cersk ich w p ru sk iej arfii, stosunki zaś są ­ siedzkie i to w arzy sk ie m iędzy obu n a ro ­ dam i dalek ie -oyły od późniejszego zają- trzenia. U d erza n astęp n ie p ełen k u rtu a z ji ton, w ja k im re p lik o w a ł Schon n a W ywo­

dy M oraw skiego. W ysoki dostojnik, b y w a­

lec dw oru, w y ch o w an ek w iek u Goethego i H u m b o ld tó w pod w zględem k u ltu ry oso­

b istej nieskończenie był d aleki od b r u ta l­

nego p ro sta c tw a dzisiejszych G reiserów i F ran k ó w . Są je d n a k w liście tym rzeczy w ażniejsze. Co znaczy tó p roklam ow anie su p rem a cji p ań stw a n ad narodem ? to z a ­ pew n ien ie żyw iołowi polskiem u sw obod­

nych p ra w ro zw oju p rzy bezw zględnym sprzeciw /e w obec odbudow y polskiej państw ow ości?

P oko len iu dzisiejszęm u. k tó re w yrosło w kulcie idei naro d u , nie ła tw o w żyć się w atm osferę polityczną, ja k a p an o w a ła pod ty m w zględem sto la t tem u. P ra w d a , że św iadom ość n aro d o w a czyniła ustaw iczne postępy, sta ją c się je d n y m z w ielkich m o­

to ró w W iosny L udów ; ato li w sferach

rządow ych, dw orskich, dyplom atycznych

(3)

B erlin a czy W iednia u trzy m y w a ły się po daw n em u po jęcia z doby ośw ieconego a b ­ solutyzm u. W szystkiem było państw o. Od poddanych w ym ag an o p o słu szeń stw a w obec praw , p o d a tk u i re k ru ta , n a to m ia st uczucia ich i p rze k o n an ia n a p u n k cie sp ra w n a ro - dow ościow ch n ależały w przew ażn ej m ie­

rze do sfery ich życia osobistego. T eo ria -now oczesnego n acjonalizm u, że m niejszości narodow e w in n y p rz y ją ć języ k i n a ro d o ­ w ość szczepu panującego, b y ła w ów czas czym ś obcym i niepojętym . W ty m z ja w i­

sku k a p ita ln e j w agi leży klucz do zrozu- >

m ien ia p o lity k i rzą d u p ru sk ieg o w zglę­

dem P olaków . Z daniem w ybitn eg o h isto ­ ry k a niem ieckiego H e rm a n a O nckena aż do chw ili zjednoczenia N iem iec w r. 1871 u trzy m y w a ła się w sferac h rządzących B erlin a fik c ja narodow ości p ru sk iej, k tó ­ r a obok d o m inującego ją d ra niem ieckiego ob ejm ow ała zgodnie rów n ież odłam y n a ­ rodowe^ P olaków , L itw inów , M azurów.

W allonów ". P o jęcie narodow ości je s t z a ­ tem czysto polityczne, n ie zaś etniczno- językow e. D obrym P ru sa k ie m je s t każdy, k to sp e łn ia należycie obow iązki w obec

p ań stw a. J e ż e li rz ą d p ru sk i zw alczał P o ­ laków , to n ie dlatego, że m ów ili w ła s­

n y m języ k iem i pielęgnow ali o d ręb n ą k u ltu rę , ale z r a c ji ich d ążeń do o d e rw a ­ n ia się od p aństw ow ości p ru sk ie j. Tym się tłum aczy, że za p rze ciw n ik a uw ażano nie całość polskiego społeczeństw a, ale duchow ieństw o i szlachtę, k tó re n a jż y ­ w iej rep re z e n to w a ły m yśl o niepodległo­

ści. W ty m św ie tle s ta je się zrozum iałą p o lity k a F ry d e ry k a W ilhelm a III, a r a ­ czej jego doradców H a rd e n b e rg a i Z er- boniego di S posetti, za k tó ry c h sp ra w ą W. Ks. P o zn ań sk ie otrzy m ało w ro k u 1815 szero k ą sferę sam odzielności i p ra w n a ro ­ dow ych. S podziew ano się, że za tę cenę społeczeństw o polsk ie k u lty w u ją c sw oją odrębność naro d o w ą, sta n ie jednakow oż n a g ru n cie p aństw ow ości p ru sk ie j. N a j- k o n se k w e n tn ie jsz y p rze d B ism arckiem g e rm a n iz a to r P oznańskiego, w ychow any w szkole S ch o en a E d w ard F lo ttw e ll w y ­ ra ż a ł p ra g n ie n ie u trz y m a n ia i rozw inięcia tych o drębności k u ltu ra ln y c h n a ro d u p o l­

skiego, k tó re nie są groźne d la p ań stw a H ohenzollernów . N a ty m sam ym sta n o ­

w isku trw a ł zasadniczo B ism arck. M imo straszliw y c h ciosów, ja k ie spadły z jego rę k i n a polskość, u p a try w a ł on Wroga tylk o w w yższych w a rstw a c h społeczeń­

stw a polskiego. C hłopa u w aż ął za ele­

m e n t lojaln y , k tó ry m ożna obłaskaw ić.

D latego do o sta tn ic h n ie m al ch w ń życia był p rzeciw n ik iem k o lonizacji niem iec­

kiej n a ziem iach polskich, k tó ra w ciąg­

nie w w ir w a lk i całość polskiego żyw iołu B yły w d ziałalności jego chw ile, kiedy m a rz y ła m u się p o lsk o -p ru sk a u n ia p a ń ­ stw ow a, ja k ą w sw oim czasie planow ał W ielki E lektor.

W ty m św ietle ś ta je się zrozum iałą d y ­ sk u sja m iędzy S choenem a M oraw skim . N ad p rezy d en t tę p ił polskość w P ru siech Z achodnich i W schodnich, uw ażając, zc ziem ie te histo ry czn ie nie p rzy n a leż ą dc P o lski; n a to m ia st n a te re n ie P o zn ań sk ie­

go o k azyw ał sw oisty liberalizm , -z tym a rcy w ażn y m zastrzeżeniem , że te ry to riu m to stanow ić będzie p o -w sze w iek i częśc składow ą m o n a rc h ii H ohenzollernów , ■ - gdyż idea p a ń stw a w yższa jest od p ra w narodu. D alszy rozw ój p o lity k i polskiej

P ru s p ó jść m ia ł w p rzeciw nym k ie ru n k u . J u ż B ism arck w idział się n a sta ro ść zn ie­

w olony poczynić u stę p stw a obozowi n aro dow o - lib e raln e m u , k tó ry pro k lam o w ał w alk ę in te g ra ln ą p rzeciw całości polsk ie­

go społeczeństw a. P rzy szed ł ru c h w szech- niem iecki, k tó ry w y p isa ł n a sw ym sz tan ­ d arze w y tęp ien ie w szy stk ich m niejszości, zn a jd u ją cy c h się w g ran icach R zeszy dla zap ew n ien ia je j w a ru n k ó w św iatow ej ek sp an sji. W reszcie zjaw ił się hitleryzm , k tó ry pow ziął o b łą k a n ą m yśl zniszczenia już nie odrębności naro d o w ej i k u ltu r a l­

nej, ale biologicznej egzystencji są sia d u ­ jących z N iem cam i ludów gw oli u p r z ą t­

nięcia d la „ n a ro d u p anów " p o trze b n ej m u „p rzestrzen i życiow ej". W św ietle n ie­

d aw nych przeżyć ja k idylicznie n iew inną, ja k głęboko h u m a n ita rn ą w y d a je się po ­ sta w a srogiego w sw oim czasie g erm a n i- za to ra P om orza i P ru s W schodnich, T eo­

d o ra Schoena! T ak spraw d ziły się w sto ­ su n k u do n a ro d u niem ieckiego słow a je ­ dnego z jego w ielk ich poetów : „Von H u- m a n ita t d u rc h N a tio n a lita t z u r B estiali- t a t“.

Artur Marya Swinarski

T e a ł r b e z k u r t y n y

T e a tr E u ro p y śro d k o w ej i zachodniej, a ta k ż e te szczątki te a tr u a m e ry k a ń sk ie ­ go, gdzie się do p atrzeć m ożna arty z m u , tk w ią jeszcze zaw sze w nieporozum ieniu, k tó re n arz u cił i ta k p e rm a n e n tn ie u tr w a ­ lił R e in h a rd t.

N ieporozum ienie to nazw ijm y d la zw ię­

złości realizm em . O specyficznym rea liź- m ie rein h a rd to w sk im , k tó ry m ożnaby określić ściślej „k ry p to rea liz m em ", za chw ilę pom ów im y obszerniej. W pierw je d n ak ż e w a rto przypom nieć sobie drogę, k tó rą p rzeb y ł; p ro w a d ziła od zachodu na w schód, sta m tą d znów zw ró ciła się n a zachód. R ola te a tr u rosyjskiego b y ła w tym ro zw o ju n a d e r w ażna, choć zadecy­

dow ał tu bodaj p rzy p a d ek ; i n a sam ym w stęp ie zan o tu jem y , że w łaśn ie te a tr ro ­ sy jsk i s ta ł się po tem o d tru tk ą n a to, co n azw aliśm y „nieporozum ieniem ".

A źródłem jego był t e a tr M einingen- czyków. K siążę G eorg II M einingen, e n ­ tu z ja sta , reż y ser i d e k o ra to r (podobnie zresztą, ja k później jego k olega po k o ro ­ nie, cesarz W ilhelm II), — p ra g n ą ł te a tr zreform ow ać w te n sposób, że niw eczył resz tk i te atraln o ści, k tó re jeszcze p o zo sta­

w ały n a scenie po czasach je j św ietnej przeszłości. K siąże o dsuw ał te a tr n a p ia n ja k najd alszy . O d tw arza ł dzieło d ra m a ­ tyczne p rzy m ożliw ie n ajściślejszy m trz y ­ m a n iu się te k s tu i in fo rm ac y j a u to ra ; przy

m ożliw ie n a jw ie rn ie jsz y m n a ślad o w n ic­

tw ie rzeczyw istości, jeżeli chodzi o grę a k to rsk ą ; i p rz y archeologicznej w ie r­

ności k o stiu m u i a rc h ite k tu ry , gdy w. r a ­ ch u b ę w chodziły sztuki* historyczne, k tó ­ re szczególnie u k o ch a ł i lansow ał. K siąże M einingen s ta ra ł się te a tr z a m a s k o ­ w a ć ; u n ik a ł n a p rz y k ła d ta k zw anych

„zm ian o tw a rty c h ", to znaczy, zm iany d e- ko racy j n a oczach w idzów , bez zapuszcze­

n ia k u rty n y . S łow em : p rag n ą ł, by d roga od d ra m a tu do sceny była ja k n ajk ró tsza .

Podczas sw ej gościny w R osji M ein in - genczycy o lśnili M oskwę, gdzie p an o w a ł te a tr patety czn y , d ek lam acy jn y , — te a tr bliższy te a tra ln o ś c i,' a le z n a jd u ją c y się w fazie deg en eracji. P o zn ał M einingenczy- ków w ted y także S tan isła w sk i i pozw olił się u rzec ich stylow i. U szlach etn ił go co- p ra w d a po sw ojem u, w y su b te ln ił i w y ­ pieścił ale od ich k o n sek w en tn eg o re a liz ­ m u nie w yzw olił, bo w yzw olić n ie p r a ­ gnął.

G dy z kolei T e a tr A rty sty czn y S ta n i­

sław skiego d aw a ł gościnne w ystępy w B erlinie, przypadkow o z e tk n ą ł się z nim R e in h a rd t i zachw ycił tą sło w iąń sk ą o d ­ m ia n ą sty lu M einingenczyków .

O d tą d zaczął tw orzyć sw ój te a tr, k tó ry był ty lk o bły sk o tliw ą n a m ia s tk ą te a tru . R e in h a rd t p rez en to w ał ze sceny zaw sze realizm , chociaż zw ykle w opak o w an iu ta k efek to w n y m , że m ia ł on pozory te a ­ traln o ści. T łum y staty stó w , p a ra d n e p o ­ chody i b alety , p rocesje i sta d a ttoni (w

„Cudzie"), sfory psów (w „P entesylei"), św ieże róże, spro w ad zan e zim ą z N izzy (w

„S iostrze B e atry k s") — to w szystko osza­

łam iało w id za i w yw oływ ało w rażen ie, że rodzi się tu now y sty l te a tra ln y . W d ek o ­ ra c ji dop ro w ad ził R e in h a rd t m etodę M ei­

ningenczyków i S tanisław skiego do k r a ń ­

ców m ożliw ości. B udow ał n a obrotow ej scenie dom y o solidnych m u ra c h („...pła­

szczyzny ścian o b ija się d y k tą i p o k ry w a m ieszaniną k le ju , p a p ie ru i w iórów , n a ­ śla d u ją c ą do złudzenia szorstkość m ii;

rów ", pisze d e k o ra to r R e in h a rd ta , Stern)";

drzw i były p raw d ziw y m i drzw iam i, okna

m iały p raw d ziw e szyby; w „K upcu w e­

n eckim " p ły w ały po k a n a ła c h p raw dziw e, m asy w n e gondole; w „Śnie nocy le tn ie j"

sta ły n a scenie p la sty c zn e drzew a p o k ry te p raw d ziw ą korą, try sk a ło źródełko z p raw d ziw ą w odą, a n a w idow ni chyłkiem rozpylano p erfu m y o zap ach u leśnym , by

Bogdan Butryn czuk

Fanfary

Fanfary to m ijanie lanc w księżycu, litania w noc opadających piór...

N iech pęknie ton, a cienie niech przemycą m ilknący szept czerwonowargich cór.

Uciekasz? Nie, n ie wolno, dzień po dniu oddalać treść i wartość złudzeń znaczyć, bo znow u szept rozdzwoni się rozpaczą jak dobre serce, zm arłe podczas snu.

Jakie to proste i piękne zarazem:

radość i uśm iech — m ilczenie i posąg.

Przypom nij sobie jak chodziłaś boso m iędzy radością dzieci i obrazów, podając w ień ce z niedojrzałych kwiatów na ciszy godzin próżnej jak m ilczenie.

M ówiłaś: kocham — było parne łato;

Odchodząc w jesień zostaw iałaś w ieniec.

A później sen — m ijanie lanc w księżycu litania w noc opadających piór...

Na grobie krzyż w ycięty z sosny gór, na krzyżu Izy, ze spojrzeń, które widzą i znowu noc rozkołatana w śnie i czarny rycerz w m etalicznej zbroi.

Przed marszem czasu nic się nie ostoi:

sam otny rapsod jak dziecinny gniew.

W szystko to było — w szystko to już było i noc gwiaździsta i w ieczór m ajowy,

lecz bohaterska śm ierć to tem at nowy, którego deszcze lat jeszcze nie zmyły.

Kruszyny mroku sieją cień jak spokój, w argi czerw one kuszą: zostań miły.

Jakie to proste i jakie zawiłe, jak los pożegnań każdej pory roku.

Fanfary to m ijanie lanc w księżycu litania w noc opadających piór...

Chorały dawne śpiew a epok chór, m elodie nowe komponuje życie.

Rozgwiazdy ulic w ydłużają krok

skrócony tłokiem kwadratowych placów...

Kominy fabryk dym ią czarną pracą jak rycerz czarny przyciągają mrok.

U lice kiosków, asfaltów i fanfar...

...a w ciszy godzin pusto i nijako, napróżno szukasz zapom nianych znaków na niebie czasów pogardy i armat.

N ie odchodź jeszcze, albo jutro znowu przyjdź pełen sławy, kurzawy i czynu.

Samotna mieszczka kwiatem rozmarynu powita ciebie, rycerzu stalow y.

Fanfary to m ijanie lanc w księżycu litania w noc opadających piór...

...spojrzysz na niebo oczyszczone z chmur i pójdziesz prosto do domu — ulicą...

Józef Prutkowski

W

Święto

Ilekroć się zjaw iałaś w szem rzących kaskadach, W fontannach jesiennych, w girlandach pożółkłych, Na pow itanie św ięta listopada

Złote m osiądze marsze dźwięczne tłukły.

U lice pochód uroczysty drąży,

B laski szaleją, żar oklasków krzepnie Skrzydła w yk w itły u ramion chorążym Bialoczerwone lśnią trzepoty m iękkie.

K iedy toną m osiądze w jesiennych szarugach I grzmi listopad rozpięty nademną jak bęben P łyn ie w werblach jesiennych defilada druga — Tw oje usta m inione i ciało niezbędne.

Jowisz

Motor w ściekle, potwornie huczał.

Żołnierz szedł z gromem na tank.

Czego się Jaś nie nauczył, Tego nauczył się Jan.

Jaś szedł tragicznie w e wrześniu, Jaś bezbronny, uparty.

Jan szedł zbrojny i z pieśnią W roku czterdziestym czwartym.

Szedł żeby w olność dać Ci Szedł i zw ycięstw o wykuł, Lepszy jest granat w garści I nóż co choć oko wykol.

Cóż tam wiersz? N ie w ypowiesz Tego co m yślał Jan.

Jan grom owładny Jowisz Idący z grzmotem pod tank.

publiczność czuła się ja k w praw dziw ym lesie... S tylizow ać i ek sp ery m en to w a ć u s i­

łow ał R e in h a rd t pod przy m u sem : gdy z o kazji w y stęp ó w gościnnych w innych m ia sta ch tra n s p o rt ty c h skom plikow a­

nych d ek o racy j był u tru d n io n y , albo gdy w czasie pierw szej w o jn y św iato w ej z a ­ b ra k ło w N iem czech surow ców , w tedy R e in h a rd t u ciek a ł się do k o ta r i innych uproszczeń. Lecz n iew olnikiem realizm u pozostał i w ted y : w jego inscenizacji

„K ujjca w eneckiego", k tó rą w idziałem w B erlin ie w p rzeddzień rew o lu c ji listo p a ­ dow ej, ściany p ałaców zastąpiono k o ta ­ ram i, ale ju ż ulice W enecji b yły znów

„praw dziw ym i ulicam i", a reży seria i g rą ak to ró w o b ra c a ła się n a d a l w g ran icach realizm u, suto p rzypraw ionego grubym efekciarstw em .

2 .

W ty m sam ym czasie, kiedy R e in h a rd t czarow ał N iem ców rozpylaniem w ody k w iatow ej i kad zid łem ow ianym i proces­

jam i, k ie d y podczas posiedzenia- tr y b u n a ­ łu w „D antonie" um ieszczał n a w idow ni w rzeszczących sansculotów , by publicz­

ność ja k n ajg łęb iej w ciągnąć w realizm w idow iska, w R osji ju ż zaczynał się z le ­ ta rg u budzić p raw d ziw y te a tr.

W ro k u 1908 ogłasza Je w re jn o w sw oją

„A pologię te atraln o ści, w cztery la ta póź­

niej d ru k u je „ T e a tr ja k o tak i". Z a k ilk a la t W achtangow w y sta w ia „T u ran d o t" — Gozziego, ow e rew o lu c y jn e n aw sk ro ś w i­

dow isko, gdzie a k to rz y c h a ra k te ry z u ją i p rz e b ie ra ją się n a oczach w idzów , gdzie z d a ją się im prow izow ać, chociaż je st to im p ro w izacja p rzygotow ana w każdym geście i słowie. M eyerhold, T airo w d e ­ m a sk u ją te a tr ; nie s ta ra ją się an i n a chw ilę w m aw iać widzom , że o d tw a rz a ją p rze d nim i fra g m e n ty p raw d ziw y ch z d a­

rzeń. M iast realisty czn y ch dek o racy j, p a ­ rę sto p n i i k ilk a łokci b a rw n e j m a te rii;

m ia st rea listy c zn e j, „bebechow ej" g ry (że u ży ję w y ra z u w ielkiego W itkacego), ja w ­ ne u d aw an ie, często pod k reślo n e szarżą i ak ro b a ty k ą . T e a tr w ra c a do- te a tr a ln o ­ ści. T e a tr znów uzm ysław ia w idzow i, że je s t o d ręb n ą sztuką,' że je s t m a tk ą d r a ­ m atu , nie jego niew olnicą — bo przecie::

te a tr zrodził dopiero potrzeb ę d ra m a tu , nie przeciw nie.

O siągnięcia now ej sceny ro sy jsk iej nie w ta rg n ę ły try u m fa ln ie n a zachód, p rz e ­ sią k ały zaledw ie i doprow adzały do n ie ­ śm iałych ek sp ery m en tó w . U n as sta ra li się w skrzesić daw no pogrzeb an ą te a tr a l­

ność przed e w szystkim S chiller, Z elw e­

row icz i W ierciński.

3.

Po k ilk u n a stu w ieczorach spędzonych w te a tra c h P ra g i (jest ich ta m około d w udzie­

stu!), doszedłem do przek o n an ia, że Czesi na całym sw oim fro n cie te a tra ln y m poszli ślad em M ayerholda, W achtangow a, T ai- ro w a i Je w re jn o w a . N aw et sceny o ficjal­

ne (T e atr M iejski n a K rólew sk ich W in­

nicach w „R abusiu" K aro la C zapka, czy

T e a tr P iąte g o M aja w „Ż elaznym p o toku ‘

Serafijnow icza) u le g a ją m niej lu b w ięcej

w pływ om nowego te a tr u rosyjskiego. O

inscenizacjach E. F. B u ria n a pisałem w ’

Cytaty

Powiązane dokumenty

dam y jeszcze dokładnych danych z d ziejów konspiracyjnego harcerstwa na Śląsku, w każdym razie już teraz stw ierdzić można, że sam tylko powiat rybnicki

mi rozbrajająco naiwna. Tomaszewska była panną Gwen. Rola ta nie dała jej żadnych możliwości wygrania się. W ię - cławówna wystąpiła jako córka milio­. nera

nie przejawów prądów i form życia kul turalnego w dziełach pisarzy, w tedy da poważne wyniki, kiedy się wzbogaci nasza wiedza o kulturze, jeszcze dość młoda

Ich męczeństwem jest grzech, ich piekło jest cyrkiem Nerona.. Wszystko go

Na tych ziemiach bowiem m a dokonać się w najbliższym okresie dziejowy proces osiedlenia milionów ludno­. ści polskiej ze wszystkich stron

stemem porozumiewania się, a krokus jest niezupełnym krokusem, jak diugo się nżm nie można podzielić. Pierwszy człowiek albo ostatni mógiby pisać tylko.. t)

Do szkół zaczęto w prow adzać język niem iecki w prześw iadczeniu, że ta zm iana w yw ołała rów nie gw ałtow ne u pow szechnienie poczucia niem ieć- kości

rzyło m i się przewędrować, jest to za­.. iste puszcza zachwaszczona, gdzie