• Nie Znaleziono Wyników

Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 3"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

- S POŁ ECZ NE

R o k i . K atow ice, 20 sierp n ia 1945 r. \ . N r. 8

02 0 6 5 6

C e n a S zł

C -1 w W

T a d eu sz R orottow ski

O Unię p o lity k i

N iem cy zm ierzali sy stem atycznie do zo rg a n iz o w a n ia n a s ja k o n a ro d u

„zja d aczy Chleba", k tó ry c h je d y n y m celem i z a in tere so w an iem będzie sp ra w n a , sk o o rd y n o w an a, p o dpo­

rz ą d k o w a n a ich sy stem o w i i in te r e ­ som p ro d u k c ja p o d staw o w y ch dóbr m a te ria ln y c h . C ała ich p o lity k a z m ie rz a ła do n a s ta w ie n ia n a s n a ten w yłącznie k ie ru n e k ro zw o ju spo­

łecznego. I w y d a w aćb y się m ogło, że te plan o w o re a liz o w a n e te n d e n c je p o cz y n ią duże sp u sto sz e n ia w n a ­ sta w ie n ia c h duchow ych, z a in te re so ­ w a n ia c h i w y m a g a n ia c h k u ltu r a l­

n y c h społeczeństw a. S ta ło się je d ­ n a k przeciw nie. J a k k o lw ie k n ie ­ w o la s p ra w iła , że n a w e t te w a rstw y i g r u p y społeczne, k tó re w w a ru n ­ k a c h p o kojow ych k o rz y s ta ły w p e ­ w n y m p rz y n a jm n ie j sto p n iu z w a r­

to śc i k u ltu r a ln y c h , z o sta ły odcięte od bezp o śred n ieg o i szero k ieg o k o n ­ t a k t u z ty m i w szy stk im i fo rm am i ży c ia k u ltu ra ln e g o , k tó re s k ła d a ją się n a p e łn ię k u ltu r y , k tó re k s z ta ł­

t u j ą k u ltu r ę n a ro d u , — ogóln y głód k u ltu ry wzrósł w tym okresie po­

ważnie. O bserw ujem y bowiem cha­

rakterystyczne i op tym istyczn e zja­

w isko w ielk iej chłonności szerokich m as społeczeństw a na w szelkie for­

m y i przejaw y działalności k u ltu ­ ralnej. M ożem y pow iedzieć, że p o ­ te n c ja ł za in te re so w a ń k u ltu r a ln y c h je s t o lb rzy m i i stan o w i p o d staw ę, n a k tó re j m o żn ab y zacząć budow ać g m a ch p o lsk ie j k u ltu r y m as.

A le je s t to zjaw isk o , k tó re p rz e ­ chodzi ju ż sw ój p u n k t k u lm in a c y j­

n y i wchodzi w s ta d iu m pow olnego o p a d a n ia sw ej lin ii nap ięcio w ej.

D zieje się to n a s k u te k rozczarowa­

nia, ja k ie w ytw orzyło się w m asach konsum entów dóbr ku ltu raln ych w okresie pierw szego zetknięcia się z treścią i form ą życia kulturalnego now ej P olsk i. To, co n a ró d o trz y ­ m ał od o rg a n iz a to ró w k u ltu r y w p ierw szej fazie niep o d leg ło ści, za­

w iodło w szelkie oczekiw ania. Z aw io­

d ła lite r a tu r a i k sią żk a, zaw iódł te ­ a tr , zaw iodło kin o , n ie s ta n ę ły na w ysokości z a d a n ia a n i sz tu k i p la ­ sty czn e a n i m u zy k a, słow em zaw io­

d ły g e n e ra ln ie w szy stk ie n a jp o ­ w szechniejsze i n a jb a rd z ie j z a sa d n i­

cze fo rm y w a rto śc i k u ltu ra ln y c h . T ra g e d ią n aszą je s t n ie w ątp liw ie, że we w sz y stk ich ty c h dziedzinach z a sta liśm y sp u sto sz e n ia i s t r a t y ol­

b rzy m ie, n a k tó ry c h w y ró w n a n ie p rac o w a ć m u sza la ta , je śli n a w e t nie l a t d z iesią tk i. A le rów nocześnie p o ­ w iedzieć trz eb a, że w ra m a c h pozo­

s ta ły c h nam do d y sp o zy cji m ożliw o­

ści i środków nie um ieliśm y się zorganizow ać i urządzić. Św iadczy to n ie w ą tp liw ie o ty m , że nie u m ie ­ liśm y zdynam izow ać i u a k ty w n ić w szy stk ich s ił tw órczych i zm o b ili­

zować w szy stk ich czynników , że po­

za n aw iasem p ra c nad odbudow ą k u ltu r y p o lsk ie j p o zo stali niew yzy- sk a n i ludzie i p o zo stały zan ied b an e sp raw y .

P odobnie, ja k w w ielu dziedzinach ż y c ia ,. ta k i w dziedzinie k u ltu r y w ydaje nam się, że zaczynam y żyć zupełnie od początku, że nie m am y żadnej podbudowy, że w szystko cze­

k a dopiero n a n as i n a to, czego do­

każem y. S p ra w ia to, że p o ru szam y się w p u stce i szukam y na oślep dróg i k ieru n k ó w w yjścia, albo zaczyna­

m y szu k ać w prze; łośei na g w ałt w skazań i znaków o rie n ta c y jn y c h ,

tw o rząc sztuczne w ielkości i w y p a ­ cza ją c w sposób dow olny i bezcere­

m o n ia ln y k ie ru n k i rozw ojow e naszej k u ltu ry . P rzeszło ść za czy n am y w ty m d u ch u n a now o u k ła d a ć w h ie ­ ra rc h ie , p o su w a ją c się do forpiow a- nia program u k u ltu ra ln eg o w edług za sa d y , co „nie p o w in n o się nam podobać". P e w n y c h p o zy cy j nie m ożna sk azy w ać u p ro szczo n y m t r y ­ bem n a b a n icję. N ie w y tw o rzy w ­ szy n a ic h m iejsce in n y c h p o z y ty ­ w nych w a rto ści, z n ajd ziem y się szybko w p ró żn i, k tó rą ju ż te ra z za­

c z y n a m y odczuw ać. G rozi n am to np. w ty m w y p a d k u , g d y , lekcew a­

żąc sp ra w ę p o sz u k iw a n ia ciągłości lin ii d em o k ra ty c z n ej w k u ltu rz e p o lsk ie j, lin ii ro zw o ju m y śli spo­

łecznej, będziem y o b raz te j k u ltu r y u k ła d a ć je d n o s tro n n ie je d y n ie w d u ­ chu m a te ria liz m u dziejow ego.

N ie m n ie j je s t s p ra w ą zasad n iczą i p a lą c ą u stalen ie naszego program u kulturalnego w zakresie udostępnie­

nia wartości kulturalnych na uży­

tek pow szechny. Musimy przełam ać okres obecny zastoju, niezdecydo­

w ania i wahań Ł w h+órym nie m o­

żemy zdobyć się na u stalen ie w za­

k re sie k u ltu r y lin ii dążeń i celów.

K u ltu r a p o lsk a p odlegała n iezm ien ­ nym i w iecznym p raw o m p ostępu.

Z n a jd o w a ła sw ój ro z k w it w o k re ­ sach ro zb u d zen ia now ej -postępow ej m y śli, c o fa ła się i s ta c z a ła n aw et n a dno u p a d k u w czasach zasto ju , siln eg o z a c h w ia n ia ró w n o w ag i sił społecznych i m o ra ln y c h . T e o k re ­ sy ro z k w itu w y ty c z a ją je j lin ię roz­

w ojow ą i s ta n o w ią o je j sile. S tą d zawsze żyw e i zawsze twórcze w arto­

ści odnajdziem y na w szystkich waż­

niejszych i szczytow ych etapach jej rozwoju. Z a m ia st zaczynać od b u ­ rz e n ia , w y k re ś la n ia , s tw a rz a n ia in ­ deksów , m u sim y p o d ją ć trud upo­

w szechnienia we w łaściw ej form ie tych w szystkich wartości, które przez kulturę polską przez w ieki zostały nagromadzone, bo . ze sp o k o jn y m su m ien iem stw ierd zę m o­

żem y, że n a to, co „nam się podobać n ie p o w in n o " w y d a ła ju ż w y ro k h is to r ia i n ik t d z isia j n ie z a m ierza szu k ać w ty c h fazach k u ltu ra ln y c h n a tc h n ie ń n a obecny i p rz y sz ły czas. Z a h u k a n i p rzez ro z b ry k a n y c h re fo rm a to ró w , ży jem y w c ią g łe j o- b aw ie p rz e d k o n ta k te m z prześzło- ścią, b o im y się się g n ą ć do te j czy in n e j epoki, do tego czy in n eg o p is a ­ rz a lu b m y śliciela, by n ie n a ra z ić się n a h u ra g a n o w y ogień zarzu tó w z a c o fa n ia czy n a w e t re a k c ji, niew y- c zu w an ia d u c h a czasu, k u lty w o w a ­ n ia zg u b n y c h tr a d y c ji. T rz e b ą w ięc ja sn o i w y ra ź n ie o k re ślić nasz sto ­ su n ek do przeszłości ' k u ltu r a ln e j, sp o jrzeć n a n ią trzeźw o i od now a a le bez suchego d o k try n e rs tw a i ciasnego fo rm u łk o w a n ia .

To s p ra w a pierw sza. S p ra w ą d ru ­ g ą w n aszy m p ro g ra m ie k u ltu r a l­

nym je s t udostępnienie tego w szyst­

kiego, co stw orzyli nasi p lastycy, m uzycy i pisarze w latach poprze­

dzających w ojnę i w okresie samej w ojny, z e b ra n ie tego dorobku, k tó ry p rz e trw a ł k o le je o k u p a c ji, zb ilan so ­ w anie dorobku dw ud ziesto lecia nie­

podległości, p o d su m o w an ie jego zdobyczy, n a św ietlen ie niedom agali i błędów, k tó ry cb geneza nauczyć może w iele. O kres niew oli jest d la nas jeszcze w ielk ą niew iadom ą. Za- ry zy so w y w ać zaczyna się d opiero

dzięki k ilk u sk ro m n y m , bard zo sk ro m n y m w ydaw nictw om o b raz po­

ezji tego czasu. E odobno rozw iew a się ju ż le g e n d a o rozkw icie d ra m a ­ tu a k to w ie, czy te n sam los nie s p o tk a leg en d y o rozkw icie prozy.

O o sią g n ięciach m uzyków , i p la s ty ­ ków nie w iem y p ra w ie nic. Bez u ję c ia ty c h z jaw isk k u ltu ra ln y c h w pew n ą o g ó ln ą całość o rie n ta c y jn ą , nie będziem y m ieć n ig d y p ełnego o b raz u losów n a ro d u w ty m czasie w ielkich dziejow ych dośw iadczeń i nie stw o rzy m y sobie w łaściw ego p o ­ ję c ia o jeg o d uchow ej p o sta w ie wo­

bec w y d arzeń , k tó re się n a d św iatem p rz ew aliły . Bez ja sn e g o p o ję c ia o ty c h sp ra w a c h n ie p o tra fim y u- chw ycić k ie ru n k u n aszy ch te n d e n c ji rozw ojow ych i n ie będziem y u m ieli rz u to w ać w przyszłość.

G dy b y śm y chcieli' m ów ić o fo r­

m ach, w ja k ic h t e ą pow szechny p r o ­ gram* k u ltu r a ln y m ia łb y b yć reali-.

zow any, w eszlibyśm y w sferę* w y ta r ­ ty ch k o m unałów T rz e b a by m ówić 0 książce, k tó ra p rzeży w a sw ój czas tra g ic z n y , o te a trz e , k tó ry darem - n |o pnfj-rl.-iT-io .Irńjj. n V trpe. 1.-.1Ó ro stra s z y ’ s ta ry m i dziw olągam i i nię um ie się p o słu g iw ać p ro d u k c ją za­

g ra n ic z n ą , o operze, k tó re j nie m a 1 k tó ra zd aje się będzie nie prędko, 0 dzielących je j los o rk ie s tra c h a w końcu i o dom ach k ultury, k tó re przew ażnie s ta ją się p rz y b y tk ie m ludzi o n iew y ży ty ch i sk rzy w io n y ch a m b icjach , k tó rz y p a rta c z ą robotę k u ltu r a ln ą u podstaw , w punkcie, gdzie k u ltu r a zaczyna się sty k a ć z elem entem bardzo ch ło n n y m , a le i bard zo n iew y ro b io n y m . U podstaw je d n y c h z ty c h n ie d o m a g a ć leżą fa ł­

szyw e założenia o rg a n iz a c y jn e i b ra k sk o o rd y n o w an ia w ysiłków , in ­ ne w y n ik a ją z n ied o stateczn ej po­

m ocy ze s tro n y p a ń stw a a le ogólnie pow iedzieć m ożna, że p rz y c z y n ą n ie­

m al w szystkich tych niepow odzeń je s t w łaśn ie zu p ełn y b ra k lin ii w y­

ty czn ej w p o lity c e k u ltu r a ln e j, b ra k zdecydow anie zary so w an eg o p ro ­ g ra m u k u ltu ra ln e g o . Bez niego nie m ożem y i nie ru sz y m y z m iejsca 1 ro ztrw o n im y k a p ita ł zain tereso w ań k u ltu ra ln y c h , ja k i tk w i w społe­

czeństw ie. R e z u lta t będzie ten sam , (Dokończenie na str. 2-giej)

P e r s p e k t y w a O d r y

N o ta tk a p ra so w a doniosła t y l k o ty le : P od K ę d z ie r z y n e m zn a le zio n o ch o rą ­ g ie w p o w sta ń c ó w z n a p is e m : „Zw iązelc W o ja k ó w i P o w s ta ń c ó w L a s k o w ic e 1922” . T y m c z a s e m n a d n ie teg o n a p is u k r y j e się s y m b o l w ie lk o ś c i p o ls k ie j n a zie m ia c h za ch o d n ich . N o ta tk a ta zb ie g a się i z 2 5-tą ro czn icą w y b u c h u d r u g ie ­ go p o w s ta n ia n a Ś lą s k u i z sz ó stą ro cz­

n icą śm ie r c i W o jc ie c h a K rfa ń te g o . D zieło W o jciech a K o rfa n te g o s łu ż y ło s p r a w ie p o w r o tu Ś lą s k a do R ze c zy p o ­ sp o lite j. Z n a g ro m a d zo n e j w lu d z ie ślą ­ s k im w o li, s ili/ i g o ry c zy , o ra z z p ro ­ g ra m u w a lk i K o rfa n te g o w y n ik ła d e c y ­ z ja o p o w sta n iu . N ie w ą tp liw ie je d n y m z w a ż n y c h p o w o d ó w b y ły u s ta w ic z n e p ro w o k a c je n ie m ie c k ie , k tó r ą to m e t o - , d ę ■usiłują sto so w a ć N ie m c y i d z is ia j ty m radem w g a b in e ta c h m ię d z y n a r o - ’ d o w y c h p o lity c z n y c h sn o b ó w , w ś r ó d k tó r y c h n ie b r a k i P o la k ó w , n ie w y w o ­ d zą c y c h się z r e s z tą z p o lsko ści.

P rze z p a m ię ć c z y n u zb ro jn eg o , g d żje w ą sa ci g ó rn ic y sp r a w n ie u m ie li p r o w a ­ dzić m ło d z ie ż w n a jg o r ę tsz e b itw y , sta ­ w ia m y w o d n ie s ie n iu do za c h o d n ic h ' części Ś lą s k a n a stę p u ją c e te z y :

1. O to je s t is to ta n a szeg o p o w r o tu n a z a c h ó d ■ w r a c a m y * n -n /iW ĄW

2

zaborczości, a z w o li s p r a w ie d liw o ś c i d z ie jo w e j, d z ię k i w a lc e i o fie rze m ilio ­ n ó w n& sw o je , g d zie zg r o m a d zo n e są n ie ty l k o p ro c h y n a sz y c h p r z o d k ó w , lecz g d zie ż y ją je s z c z e ż y w i P olacy, k tó r z y p r z e tr w a li w s z e lk ie b u r z e d z ie ­ jo w e i p rze sie d le n ia , p r ó b y e k s te r m i­

n a c ji i a sy m ila c ji. D la n ic h ob ecn a c h w ila je s t ta k u ro c z y sta , ja k u r o c z y ­ sta b y ła dla n a s p rz e d 25 la ty.

2. W o b ec m a s y p o ls k ie j, k tó r a z ró ż­

n y c h p o w o d ó w (n a z w ijm y je d z ie jo w y ­ m i) o d w y k ła od ż y w e j p o lsko ści, k o ­ n ie c zn a je s t d a le k o idąca w y r o z u m ia ­ łość i c ie rp liw o ść w t. zw . p ro c e sie re p ó lo n iza c y jn y m , a p r z e d e w s z y s tk im u n ik a n ie m o m e n tó w , ■ k tó r e b y k o p a ły p rze p a ść m ię d z y n im i a n a m i.. '

3. N ie m a „ dobrej” p o lity k i n a ro d o ­ w o śc io w e j b ez d o b re j p o lity k i w e w n ę tr z n e j, b ez s iły p a ń s tw a , b ez a tr a k c y jn e j k u ltu r y , a co n a jw a ż n ie js z a , b ez k o n ­ c e p cji c a łk u ją c e j, p rzy g a rn ia ją c e j. G o­

rzej, g d y d zia ła ją k o n c e p c je d y s o c ja - c y jn e , a to m iz u ją c e , skłó ca ją ce. U sta lę - n ie ja sn eg o p ro g r a m u n a ro d o w o śc io w e - .po, j est n a szą k o n ie c zn o śc ią p a ń s tw o ­ w ą.

D rw a le łużyccy (d rz ę w o r yt Łużyczanina M, Nowaka)

(2)

ODRA N r. 9

J e r z n H u t U a

S trona. 2.

Z róbm y bilans

Ż yw ioł polski,, zasied lający z w a rr tą m asą ziem ią śląską, je st od w ie­

ków środow iskiem , w k tó ry m w ażą się w pływ y k u ltu ra ln e p ań stw są­

siadujących. P rzygraniczny c h a ra k ­ ter. Ś ląska w pływ a na przen ik an ie do społeczeństw a śląskiego jed n o ­ stek in n y ch ” narodow ości, a d alej na przenoszenie elem entów obcych k u l­

tu r etnicznych, Zm iany przynależno­

ści p a ń s tw o w e j. w pływ ały poza tym w y b itn ie na u p o w sze ch n ien ie nie­

k tó ry ch elem entów obcych kultur, n. p, jęz y k a niem ieckiego. N ie od­

byw ało się to bez ta rć o różnym n a ­ tężeniu, k tó ry c h w ynikiem b y ły pe­

w ne o dchylenia od jed n o litej stru k ­ tu ry k u ltu ra ln e j, reprezentow anej

przez ludność Śląska. >

N ie ulega najm niejszej w ątpliw o­

ści, że na Śląsku w w alce o prym at p o siad ała n ajw ięcej szans k u ltu ra polska, przek azy w an a tu od w ieków z p o kolenią na pokolenie - ,N a jej n aw arstw ie p iąch czepiały się jak p ajęczy n a óbce w pływ y, głów nie niem ieckie, nigdy je d n ak nie um oc­

nione na tyle, aby w yw ołać trw ałe połączenia obu k u ltur, ani tak licz­

ne, ahv zasłonić sobą w łaściw e obli­

cze k u ltu ra ln e ludności śląskiej.

! N a całość k u ltu ry pew nego spo­

łeczeń stw a składa się bow iem obok sk ład n ik a językow ego "cały szereg innych składników , ja k strój, zdo­

bnictw o,. w ierzenia, trad y c ja, pieśń ludow a itd., k tó ry ch nie udało się N iem com - zastąpić mimo w p ro w a­

dzania obcego- elem entu ludow ego d ro g ą kolonizow ania. Liczne w ysep-, k jt ^ ó l o n ^ ś ó y f : U |9 JłśJy Ife P i e r z u . n-ą-

SZSffe k * » i3 a i« st.ia . p p jjy fjp iy z w y e z ń ;

0 lin ię p o l i t y k i l k u lt u r a ln o }

(D okończenie ze str, 1-ej) jeśli p ro g ra m ten s fo rm u łu je m y je d ­ n o stro n n ie i po d o k try n e rs k u . , J a k się dotychczas okazało, nie z d ały sw ego eg zam in u a n i zb iu ro ­ k ra ty z o w a n e p ań stw o w e in s ty tu c je k rz ew ien ia k u ltu r y an i p o w ołane do w sp ó łd z ia ła n ia z nirńi zw iązki z a ­ wodowe.

N a tle te g o ogólnego r o z g a rd ia ­ szu k u ltu ra ln e g o , jednym ja śn iej­

szym punktem sta ły się siłą rzeczy pism a literackie, N ie w szy stk ie się jeszcze w y k ry sta liz o w a ły i • nie w szy stk ie d o stateczn ie u g ru n to w a ły , lecz faktem niezaprzeczonym jest, że w okół nich z a c z y n a ją się sk u p ia ć w szy stk ie tw órąze ie m e n ty i wokół n ieb z a c z y n a ją się tw o rzy ć o g n isk a m y śli k u ltu r a ln e j. D uża ich poezyt, nośó i a tra k c y jn o ś ć (z a stę p u ją w p e ­ w n ej m ierze książk ę) sp ra w ia , ż e .te z pich, k tó re nie zagubią się w eklek tyźm ie, m o g ą sta ć się w ażnym c zy n ­ nik iem o d d zia ły w an ia społecznego w za k re sie k u ltu ry . B óżnice założeń 1 dążeń, ja k ie się pom iędzy nitni z a ry so w u ją , p o zw aln ją przypuszczać, że w o g n iu s ta rć ideow ych, w s k rz y ­ żo w aniu w różnych k ie ru n k a c h , id ą ­ cych zam ierzeń szybciej i ja ś n ie j u k s z ta łtu je się U nia rozw ojow a k u l­

tu r y p o lsk iej, u s ta lą się lin ie p o li­

ty k i k u ltu r a ln e j niż w g a b in etach u rzęd n ik ó w k u ltu r y czy w w alcza- ' cych z w ta sp ą niem ocą zw iązkach

zaw odow ych, J u ż dziś m ożem y stw ierd zić, że każde z tych pism re»

alizu je m niej lub w lęeej w łasny, m niej lu b w ięcej skrystalizow any prograpi kulturalny, T to jest do­

b re i zgodne z isto tn a ro lą, do j a ­ k ie j-p is m o lite ra c k ie je s t pow ołane, J e ś li zw yciężą k ie ru n k i re p re z en ­ to w an e przez jed n o z tych pism lub p rz ez pe\ćńe ich zg ru p o w an ie, po­

zo stałe z ach o w ają j o l e niezbędnego czy n n ik a k o n tro ln eg o , k tó reg o za­

daniem bedzie u ru c h a m ia n ie na czas sy g n ałó w a larm o w y c h i p o d ej­

m ow anie we w łaściw ym czasie dzin łań ofensyw nych.

je i stró j o taczającej ludności, a po prąw ej stronie O dry u traciły naw et język na rzecz polskiej gw ary Ślą­

ska. N ieliczne, osady kolonistów niem ieckich, k tó re dochow ały sw o­

ją ludow ość nienaruszoną, przez sw oją rzadkość i w y raźną odrębność są raczej dow odem nadzw yeżajnej żyw otności k u ltu ry ludow ej tu te j­

szej ludności, Je śli do tego dodam y fakt, że naw et tam , gdzie język nie­

m iecki w szedł d o codziennego uży­

tku, nie w y p arł polskiego języka w całości, że do dnia dzisiejszego w iększość ludności ty ch t. zw.

zniem czonych obszarów mówi w ra ­ zie p o trzeby po polsku, to o trzym a­

my obraz z p u nktu w idzenia nie­

m ieckiego w cale nie w esoły, N a tle ty ćh rozw ażań zrozum ie­

m y rozpaczliw e usiłow anie etn o g ra­

fów niem ieckich o statn iej doby, zm ierzające d s zaliczenia elem en­

tów k u ltu ry ludow ej Śląska do k u l­

tu ry ludow ej plem ion niem ieckich, a co najm njej sprow adzenia ich genezy od w spólnego pnia niem iec­

kiego.

W iek XIX je st św iadkiem w pro­

w adzenia szerokich m as ludow ych do szkół. Było rzeczą n atu raln ą, że przy nauczaniu posługiw ano się ję ­ zykiem m acierzystym dzieci. W ten sposób po w stała na Śląsku sieć szkół polskich rządka w praw dzie, k tó ra dała je d n a k ludności zadatki ośw iaty, pozw alające jej przetrw ać najcięższy okres. Tym pierw ocinom szkolnictw a zaw dzięczam y rozkw it czasopisrg polskich i nadzw yczajne rozbudzenie życia polskiego XIX

w ieku. : ;

N ie m ogły te n i e o cz ek iwatffi vśk d fh ki ujść uw agi czynników niem iec­

kich. Rozkw it św iadom ości n arodo­

w ej w śród obcego sobie żyw iołu zadrasnął ich dum ę narodow ą. Do szkół zaczęto w prow adzać język niem iecki w prześw iadczeniu, że ta zm iana w yw ołała rów nie gw ałtow ne u pow szechnienie poczucia niem ieć- kości w śród Judu. O koło 1870 roku o statn ie szkoły z językiem w ykła dow ym polskim p rzestały istnieć.

W ynik tego zarządzenia an ty p o l­

skiego b y ł fatalny. Dziecko polskie, w prow adzone w obcy sobie św iat szkoły niem ieckiej, nie rozw ijało się, i tępiało, stało się lękliw e, p rze­

staw ało w ierzyć w e w łasne siły i z tą rdzą, rodzącą poczucie m niejszej w artości, w chodziło w życie. T ragi­

czne b y ło to, że jednostki tak w y­

chow ane n ajczęściej już przez całe życie nie dochodziły do uśw iad o ­ m ienia sw ej w artość) istotnej. Obce nauczanie niem ieckie nie ty lk o że nie podniosło ośw iaty w śród szero­

kich mas na Śląsku, ale w prost prze ciw nie, obęiżyło ią w niepraw dopo­

dobny sposób. N iem iecka polityka ośw iatow a tecro faktu nigdy zaprze­

czyć nie mogła, D otyczy to zw łasz­

cza okresu po zw ycięskiej w ojnie francusko - niem ieckiej. Przepadały w ów czas w spaniałe ow oce szkolnic­

twa polskiego. Jeszcze znaczna część ludności śląskiej czytała i pisała w ów czas po polsku. O dsetek p i­

śm iennych byl znacznie w iększy, niżby się tego można było spodzie­

wać po rzadkiej ..sieci szkół ludo­

w ych, a żyw otność k u ltu ry polskiej tłum aczyć może fakt, że słow o pol­

skie p isane noiaw ia sie mimo w szy­

stko tam, gdzie by sobie tego zapa­

leni tego tenlclele najm niej życzyli, Oto pierw szy tom protokołów grom adzkich pew nej wsi w p o w ie­

cie pszczyńskim zaczyna się w stęp ­ nym protokołem w Języku polskim . W ykaligrafow ał go pięknym p is­

mem sam w ójt tej . gm iny, św iado­

my Polak, człow iek tutejszy, przy ­ kład i przyw ódca w łościan z całej okolicy. Potem zabrał się do p isan i­

ny m iejscow y nauczyciel i odtąd szło iuż w szystko ..urzędowo".

W n r n to k o ła c h g r o m a d z k ic h in n e j 1 wsi le g o s a m e g o p o w ia tu u d e r z a n a ­

sze oko p ro to k ó ł nap isan y rę k ą nie­

w praw ną, pism em koślaw ym . J e s t to znow u p rotokół nap isan y po polsku.

O kazuje się, że m iejscow y nauczy­

ciel w yjechał, a w ó jt zebrał grom a­

dę i trzeba było pisać protokół. Po­

radzili sobie mili, km iotkow ie i spi­

sali p rotokół po sw ojem u.

N ie p oruszając ogrom nej dziedzi­

ny listów pry w atn y ch , z n a tu ry rze­

czy b adaniu m ało dostępnych, w ar­

to zw rócić uw agę n a rzadkie już dzisiaj dow ody kaśow e z drugiej połow y XIX w ieku, Pełne są k w i­

tów pisanych po polsku, najczęściej w łasnoręcznie, rę k ą p ro sty ch rze­

m ieślników i chłopów , d o starczają­

cych podw ód dla gminy,

W księgach p ro to k o larn y ch t. zw.

sędziów rozjem ców jeszcze na k ró t­

ko przed w o jn ą św iatow ą w id?im y protokoły p isane w obu języ k ach na w yraźne żądanie stron, do czego w edług odnośnych przepisów m iały praw o.

M ożna b y te p rzy k ład y mnożyć.

Jakżeż w ym ow nie św iadczą one przeciw tw ierdzeniom niem ieckim , głoszącym , że przed w p row adze­

niem szkół niem ieckich ludność tu- tejśza b y ła niepiśm ienna.

O k res „K ulturkam pfu" zm iata re ­ sztki szkolnictw a polskiego na Śląs­

ku.

N iem iecki nauczyciel w yręcza te ­ raz zazw yczaj polskiego autochtona w w yrażaniu m yśli w piśm ie, prze­

k ręc a n iejed n o k ro tn ie sens w ypo­

w iedzianych zdań, często nie może so b ie poradzić z tłum aczeniem ję ­ drnych w ypow iedzi, ale w yręcza

■mimo to, w yręcza ze złą intencją, bo z u k ry tą m yślą u trącan ia p olskie­

go śłow a w piśm ie. Z uporem god­

nym lepszej spraw y w olał m ieć do czynienia z ludnością niepiśm ienną i spełniał za nią czynności pisania niż w prow adzić nauczanie w języku ojczystym .

T ylko w tych w aru n k ach m ożli­

wy b y ł tak i stan rzeczy, że jeszcze w o k resie w ojny św iatow ej połow a uczniów w k lasie uchodzić m usiała za uczniów niedorozw iniętych. Polskie dzieci, k tó re gw ałtem chciano na­

uczyć języ k a niem ieckiego, języ k a tego najczęściej nie h a p c z y ly się wcale, a naw et nie jopanow ały go na tyle, żeby z pożytkiem mogły uczestniczyć w nauce, T ylko jed n o ­ stki n ajtęższe w y b ijały się jakoś, nie m ogąc jed n ak w spółzaw odni­

czyć z dziećm i N iem ców . Zdaw ali sobie z tego spraw ę sami nau czy ­ ciele niem ieccy, k tórzy tak ich ucz­

niów mimo w szystko przepuszczali z k lasy do klasy, Ze chodziło czę­

sto o m aterią! ludzki uzdolniony ponad m iarę przeciętną, św iadczyły w ypadki po w ojnie św iatow ej, k ie ­ dy to w łaśnie z szeregów takich

zaniedbanych uczni, dzieci PólakÓiw, w yrośli najbardziej n ieprzejednani przeciw nicy rządów niem ieckich na Śląsku, k ied y to z g ro n a z w y k ły c h g ó r n ik ó w i h u tn ik ó w w y r o s ły n a j­

zdolniejsze je d n o s tk i o r g a n iz a c ji p o ­

w stańczej. x

Ze zm ianą suw ereńności państw o­

w ej n astęp u je W historii Ludności śląskiej okres przełom ow y. Ludność m iejscow a p rzestaje być tylko to le­

row aną. Języ k polski sta je się języ ­ kiem urzędow ym , w języ k u tym o d ­ b yw a się pauczanie oraz porozu­

m iew anie się na szerokiej platfor­

mie stosunków społecznych, Z ainte­

resow anie k u ltu rą po lsk ą w zrasta, .ogromnie. Książka polska dociera

wszędzie. Rozpow szechnianie w ar­

tości k u ltu ry polskiej przy b iera tempo, k tó re niezbicie dowodzi or­

ganicznego zw iązania ludności ś lą ­ skiej z polszczyzną, O bserw ując to zjaw isko czuje się, t e nid ma t u narzucania czegoś obcego, lecz, ż e o d b y w a s i ę p r o c e s w s k r z e sz a n ia , k tó ry może sobie p o zw o lić, na prze-,

^ k a k iw a n ie w ielu szczebli w p rzy ­ sw ajan iu składników kulturalnych, P roces ten je st jak b y przypom nie­

niem czegoś, co zeszło do podśw ia­

domości, Szybkość p ojaw iania s ię m łodych talen tó w pisarskich i l u - , stru je to zjaw isko najlepiej, Społe­

czeństw o, którem u narzuca się k u l­

tu rę i języ k obcy, chociażby było najgenialniejsze, nie w yda tylu na- . zw isk pisarsk ich jak to miało m iej­

sce na Śląsku, ani nie w jtw o rz y atm osfery, k tó ra - d a je pobudkę do tw orzenia. M ożna śm iało p o s i e ­ dzieć, że h a to, aby o siągnąć t o : s4- mo, Czego Polacy dokónhif na 'Ś lą ­ sku w ciągu lat 10 — 15, N iem cy potrzebow aliby 100 lat. Dopiero w ostatnich latach w idzieliśm y pew ne usam odzielnienie ludności m iejsco­

w ej na Śląsku O polskim S w yraża­

niu sw ych' m yśli W piśm ie i języku niem ieckim t, zn, po jakich 100 la­

tach działalności szkolnictw a nie­

m ieckiego. Po stronie polskiej te sa­

me w yniki m ieliśm y ju ż po k ilk u ­ nastu latach, Tu naw et sta rsze po­

kolenie, po przejściu zaledw ie kil­

k utygodniow ych kursów , . um iała w yrażać się w piśmie, N ie zadziwi nas zatem spostrzeżenie, że np, w roku 1938 w g órnośląskiej części W ojew ództw a Śląskiego zaledw ie k ilku nauczycieli spełniało funkcję pisarza gm innego, podczas gdy za czasów niem ieckich na wsi śląsk iej było to regułą, A oto p rzykład od­

w rotny: w jed n ej wsi pow iatu Jubii- nieckiego b y ł w ójtem m iejscow y kierow nik szkoły, ale pisarzem gm innym — m iejscow y chłop,

Spostrzeżenie to po d k reśla może najdobitniej ujem ną stronę bilansu oddziaływ ania niem ieckiego na po­

ziom k u ltu raln y Śląska, CUilUetm Szewczt$U

“pogrzeb Korfantego

Trzeba to elnio ponieść, trumno śląskapełną, garść pieśni w yzw olonych w m ilczącej szkatule, Teraz już darmo trum nę sztandaram i tu lić 1 darmo w skrzeszać H alo śpiewaniem kościelnym ,

' .,:ły serca kopalń, w dół spełzły ognie hut, \

% żagwie przez mrok stapaja wzruszone i eiche.

Na w ełnow ieckich hałdach siadł kudłaty wicher i dłonie osm alone w rozpaczy niem ej splótł.

Przyszli tntaJ pow stańcy um arli i głusi, co pod stopa kam ienną św iętej A nny leżą, zanurzeni nad miastem w mroku jak w pacierzu

i ,

przyszli. by nas w ielkością sw oją zgnieść i zdusić.

Teraz już czas na wielkość, na pluski B ieraw y, nie oglądaj się w mroku, lecz na trum nę spójrz.

Nie złoży! tu poeta żaden swoich róż,

choć w trum nie tej Śląsk niesie dym y sw ojej słąw y,

U lłee ledwo szemrzą, domy wpół się kłonią, -

trzask w erhla przed pochodem w mrok strzela i gaśnie

W krótce noc czarne wrota nad Śląskiem zatrzaśnie,

jeno wicher sam bije się w pierś na ustronia.

(3)

SłTOną S

M a r ta > i z t fj k o w a k i '

Wojciech Korfant w Pradze

W o jc ie c h K o r f a n ty o d s z u k a ł m n ie b e z tr u d u w „ o k n ie p o ls k im " W ie ­ d z ia ł b o w ie m — ja k ' m n ie j w ię c e j k a ż d y , p r z y b y w a ją c y z P o ls k i d o P r a g i in t e l i g e n t — ż e p r z e s i a d u j ę ’ w k a ż d y w ie c z ó r w k a w ia r n i S z ro u b - k a (Ś ru b k i) n a c e n t r a l n y m b u lw a r z e św . W a c ł a w a ; ż e ta m z b ie r a s ię k o ­ ło m n ie n a jb l iż s z a g r o m a d k a p r z y ­ ja c i ó ł, z o r g a n iz o w a n y c h w ro d z a j r z e c z y p o s p o li te j B a b iń s k ie j; i ż e z te g o „ o k n a ” r o z p a t r u j e m y m o ż liw ie n a w e s o ło s p r a w y w a ż k ie i w a ż n e , j a k i e n ie s ie fa la ż y c ia b u r z l iw y m ło ­ ż y s k ie m c z e s k o - p o l s k i e j „ w z a je m ­ n o ś c i " (i n ie w z a je m n o ś c i) , o d z a ­ m i e r z c h ł y c h c z a s ó w t. zw , M a r c in a G a lla (p ie r w s z e g o w d z ie j a c h c z e - c h o fo b a ) p o c z y n a j ą c .

K to w ię c c h c ia ł m ó w ić n a te n t e m a t n ie w s z ty w n y c h r a m a c h u n i ­ w e r s y t e c k i c h , a le s z e r o k o i s w o b o ­ d n ie n a d o c e a n e m c z a r n e j k a w y p o d b a ld a c h im e m t y t o n io w e g o d y m u — t e n s z e d ł w ie c z o r e m d o „ p o ls k ie g o o k n a " , g d z ie b y ł w ita n y u r o c z y ś c ie w e d le p r z y j ę ty c h p r z e z tę g r o m a d k ę w ie r n y c h p r z e p is ó w .

P r z e s u n ą ł s ię p rz e z r a m y te g o

„ o k n a " w c z a s ie , d z ie s ię c i o le t n ie g o je g o tr w a n i a p ię k n y r z ą d p o ls k ic h n a z w is k , n ie r a z b ły s z c z ą c y c z o ło ­ w y m p o ły s k ie m na p a s m a c h n a u k i, s z tu k i, l i t e r a t u r y i — p o lity k i B y l , t o d a ls z y c ią g p o ls k ic h „ p e r e g r y ­ n a c j i " d o P ra g i, k t ó r e w XI X. w ie ­ k u z a p is y w a ł W a c ł a w H a n k a — ja z a s ię te n w ą te k p r ó b o w a łe m w p ó ł w ie k u p ó ź n ie j p o d ją ć n a n o w o i w p iś m ie u tr w a l ić .

I k ie d y m y ś lą n a w r a c a m d o ty c h ju ż n ie g d y s ie j s z y c h c z a s ó w (zam k n ę ł a je ra z n a z a w s z e k a t a s tr o f a d r u o i e j w o jn y ) i „ o c z y m a d u s z y "

p a t r z ę z n o w u na o w e o t i a k a w i a r ­ n ia n e . k t ó r e w ią z a ły u tile c u m d u lc e

— ja w i m i s ię w p e łn e j p la s ty c e w y n io s ł a p o s t a ć T r y b u n a ś l ą s k ie g o lu d u , p r z e s ło n ię ta k r e p ą ś m ie rc i, k t ó r e j ro c z n ic a n a d c h o d z i.

. O d w ie d z ił m n ie W o jc i e c h K o r­

f a n t y w P ra d z e , a le n ie p r z y b y ł tu n a c h w ilo w y p o b y t j a k o tu r y s t a , ć z v w v s tę p o w ic z , c z y te ż ja d ą c y d a l e i za z d r o w ie m d o w ó d p ó łn o c - n o c z e c k ic h k u r a c j u s z . o d w ie c z n y m to r e m t e j w ę d r ó w k i , k t ó r y z n a c z y s ie o d c z a s ó w S a s k ic h a b ły s z c z y n a iw t^ k s z e m i im io n a m i K r a s ic k ie g o , M ic k ie w ic z a , C h o p in a , T o w ia ń s k ie - g o i tv l u ip n y c h .

K o r f a n ty p r z y b y ł tu b o c z n ą , a le n i e m n i e j t r a d y c y j n a k o le j k ą p o l ­ s k ic h e o z u la n tó w p o lity c z n y c h , k t ó ­ r y c h p r o w a d z i za s o b a o d k o ń c a X V ) w ie k u B a rto s z P a p r o c k i , p i­

s a r z n n ls k o - c z e s k i, k tó r y p o s n r z e - c z a ł s ie z J a n e m Z a m o js k im ta k o- s t r o żp

3 7 7

k r a i p m u s ia ł u c h o d z ić i s ;rh -o n ip n ia w C z e c h a c h s z u k a ć .

Tnni n o lity c z n i e m iu r a n c i, k tó r z y id a za P a p r o c k im n o d łn o im o d s t ę ­ p ie p-racu — to o f ia r y p o ls k ic h k 'e s k r o z p o r o w y c h i p o r o z h i o r o w v r h . k tó r o p h n w a łt w r o n ó w a n ip w ła s n a p rz e m o p z k r a i n w v n o d z iła N ip n a ­ le ż y w ie c h is to r y c z n i e d o te n o sze- r e o u a n i K o r f a n ty , a n i W it o s a n i je s z c z e in n i. k tó r v c h iu ż na w ła s n e o c z y na p r a s k im b r u k u w id z ia łe m i d ło ń ich ś c is k a łe m z m ie s z a n y m u- cziipion-i s z a c u n k u w s p ó łc z u c ia i o ł e h o k ie u o — z a w s ty d z e n i a : ż e m ó j k r a i , w y z w o lo n y z o b cecto u c is k u , a ż ta k h a n ie b n y c h m e to d p o l i ty c z n e j w a lk i s ie c h w y ta , i n a c z v s ta d o p ie ­ ro c o o f w ą r t ą k a r t ę s w y c h n o w y c h d z ie jó w , rz u c a p la m ę R e re z v K a r t u s ­ k ie j i n a il e p s z v c h n a ih a r d z le j z a ­ s łu ż o n y c h s w y c h s y n ó w z c z a s ó w n ie w o li k a t u j e f iz y c z n ie i m o r a ln ie , i - d o b e z p ło d n e g o p r z e b y w a n ia na w y c h o d ż e tw ie ic h z m u s z a w te d y , k ie d v b v li ta k b a r d z o p o tr z e b n i w o d r a d z a ia c e i s ię R z e c z y p o s p o lite j.

S ą to w s p o m n ie n ia s m u tn e , a le n ie p o d o b n a s ię ic h p o z b y ć , k ie d y s ię m u s li o ty c h la ła c h , s p ę d z o n y c h p rz e z K ó r f a n t e g o w m - s M e j -p ró ż n i,, c h o ć b y n ie a b s o l u tn e j — b o w ie m

1

(U f s z ó s tą ro c zn ic ę śm ie rc i)

tu d z ia ł a ł „ p a n p r e z e s " w s f e r z e z a ­ g a d n ie ń p o li ty c z n y c h i w y d a w n ic z o - p u b li c y s t y c z n y c h (w z w ią z k u ? k a ­ to w ic k ą „ P o lo n ią " ) ; le c z to d z i a ł a ­ n ie b y ło z n a t u r y rz e c z y o g r a n i c z o ­ ne, u ła m k o w e , n a p o ły k o n s p i r a c y j ­ n e , i w ż a d e n s p o s ó b n ie w y c z e r p y ­ w a ło te j o lb r z y m i e j m a s y e n e r g i i K o rfa n te g o , k tó r a t a k b a r d z o b y ł a ­ b y s ię p r z y d a ł a w o jc z y s ty m k r a j u . W P r a d z e p r o w a d z ił W o jc i e c h K o r f a n ty ż y w o t s a m o tn ic z y . M y ś lę , ż e n a le ż a łe m d o b a r d z o n ie w ie l u l u ­ d z i, z k t ó r y m i s t y k a ł s ię s t a l e i p r z e ­ b y w a ł c o d z ie n n ie n a d łu ż s z y c h p o ­ g a w ę d k a c h .

W i e c z o r n y c h z e b r a ń , w „ o k n ie p o ls k im " u n ik a ł , b o w ie m n ie c h c ia ł s p o t y k a ć ta m lu d z i o f i c ja l n y c h i p ó ł - o f i c ja l n y c h , k tó r z y ta m n ie r a z z a c h o d z ili; w ię c p r z y c h o d z i ł z o d le ­ g łe j w illi, w k t ó r e j m ie s z k a ł, d o

„ o k n a " , a le p o p o łu d n iu , n a c z a r n ą k a w ę i n a s t a łe s p o t k a n ia z e m n ą —

sam ow tór. G niew ało się z tego po wodu poselstw o R. P. w Pradze i krzyw iła nosem ulica W ierzbow a w W arszaw ie, już bardzo niezadow o­

lona z pow odu m ojej w spółpracy w .K urierze W arszaw skim ".

A cóż dopiero, gdy na stały, choć Pomimo to d alej spełniałem spo­

kojnie sw ój obow iązek w obec ro­

daków , k tórzy przybyli z k ra ju i mieli czyste sum ienie.

przym usow y p o byt przy jech ał W oj­

ciech Korfanty, k tó ry Polsce w y­

w alczył połow ę G órnego Śląska i tej piastow skiej ziemi był pierw szym w pruskim Sejm ie bojow nikiem , sam w yszedłszy z jej łona i drogą samo- uctw a w spiąw szy się na szczyt d ra ­ biny in telek tu aln ej. W szak b y ła to jedna z n ajpiękniejszych postaci (także w dosłow nym znaczeniu m ę­

skiej urody), ja k ą w czasach n a j­

straszliw szego ucisku p ru sk iej h a k a ­ ty w ydały ziem ie zachodnie. Prze­

cie to przede w szystkim K orfanty te ziem ie dźw ignął z w iekow ego le­

targu, on o nie w alczył słowem , pió­

rem i czynem pow stańczym ź nieu­

straszoną odw agą, k tó rą i Niem cy sk an ej części zm arnow anego przez podziwiali. I On polskość tej odzy- ojców dziedzictw a Piastów . u tw ier­

dził przez sw oje k atow ickie w yda­

w nictw a, mimo i w brew rzucanym spbie pod nogi kłodom coraz g ru b ­ szym, coraz obrzydliw szym , coraz bardziej ohydnym . N ajszpetniejsza to bodaj k a rta w dziejach reżim u byłych „sanatorów ". posługujących się p ak ą zbirów , gdy zabrakło a rg u ­ m entów .

M usiał p rzyjechać K orfanty na praskie w ygnanie z poczuciem głę­

bokiej krzyw dy, ale nigdy o tym nie mówił, ani się nie skarżył. W kaw iarni siadyw aliśm y obaj nad stosem pism, zb ierając dziennikarski m ateriał i naw zajem go k o m entu­

jąc. Rozmowy toczyły się stale .1 w yłącznie na jeden i ten sam tem at:

spraw a Polski. Z tego pow odu n aj­

w ięcej podziw iałem h a rt i niezłom - ność ducha polskiego egzulanta, dla k tórego troska o przyszłość Polski nie p rzestała b yć nigdy zag ad n ie­

niem najb ard ziej centralnym i w ca­

le nie osłabionym przez osobiste doznania ze strony ów czesnych ste r­

ników naw y Rzeczypospolitej.

N ie o w łasn ej satysfakcji, ale o zabezpieczeniu zbiorow ej doli m yśli K orfanty w ostatnich, p raskich la ­ tach sw ego życia. W idział i dobrze rozum iał, że najw iększe, śm ierteln e niebezpieczeństw o grozi Polsce ze stro n y g erm ań sk iej hydry, k tó rą zw alczał przez całe życie. I w P radze w szystkie jeg o poczynania szły po t e j , linii. W tym duchu pragnął jak n ajg łęb iej czesko - polskiego j,zbli­

żenia", u trzym ując stosunki ź ów ­ czesnym stronnictw em czeskich agrariuszy, k tórzy w tedy ch ętn ie rozm aw iali na tem at czesko - pol­

skiej „federacji”.

Ta m yśl fed eracy jn a stała się . w ow ych przedw ojennych latach pod­

staw ą politycznego program u, k tó ­ ry u kładali w P radze pod „zielonym sztandarem " p rzedstaw iciele t. żw.

frontu M orges, zw anego tak od szw ajcarsk iej posiadłości P aderew ­ skiego. rów nież w ygryzionego * k raju zaw iścią „sanatorów ".

Budowali ten front zjeżdżający do Pragi z M oraw W incenty W itos, tak jak K orfanty polityczny w ygna­

niec, i przejeżdżający do F rancji Sikorski, rów nie odsunięty od w szel­

k ie j działalności publicznej. Jeździli w tej spraw ie do P aderew skiego, zw łaszcza pełni niepokoju od chw i­

li, kiedy polski rząd zaw arł tra k ta t

„przyjaźni" z „to talisty czn ą” Rzeszą Adolfa H itlera. W ted y odw ieczne niebezpieczeństw o, grożące w p ierw ­ szym w ypadzie przede w szystkim obu zachodnim narodom słow iań­

skim, zaw isło ciężką chm urą nad ich głow am i — i tylko ślepi ciągle je­

szcze go nie w idzieli, w adząc się d alej o m ur graniczny, kiedy tuż podstaw y ich b y tu były zagrożone.

N ie d ostrzegały go polskie czynniki rządzące naw et po haniebnych u*

chw ałach m onachijskich, trw ając w sąipobójczej ślepocie aż do o sta tn ie j chw ili, gdy fala najazdu dosięgła już progów polskiego domu.

N ie przeżyw ałem tych p atety cz ­ nych m om entów w C zechosłow acji.

W lutym 1939 roku w yjechałem do Polski na objazd odczytow y 7 Kor­

fantym pożegnałem się przed odjaz­

dem, nie przeczuw ając, że już nigdy się nie zobaczym y. Zjedliśm y obiad we fran cu sk iej restau racji i w ypi­

liśm y kieliszek Bordeau na pom yśl­

ność now ych czasów . M ów ił mi, że i on zdecydow ał się w rócić do- k ra ­

ju i że jest przekonany, iż nie spotka go tam żadna w iększa p r z . krość, mimo rozpisania za nim Ijstó v goń­

czych. Żaden z nas iednak nie przy­

puszczał, w jakim morzu łez i krw i będą się rodzić te nowe ^z.-is

j

— I że w cale ich nie doczeka ten, k tó ry w alczył o nie na sw^nt tw ardy® , śląskim posterunku.

UJojciech T3ąh

2 „p i ą t e j G w a ttg elti”

M osty pochw alam — gdzie urw isko Kroki niepew ne w p rzepaść strąca, Buduję m osty nad o tch łan ią — I — rozerw an e — m ostem łączę.

C złow ieka z piaskiem , słońce z śmiechem, łzy z obłokam i, oddech z św item ,

Słowa spokrew niam z lotem ptaków , Popioły z dum nym róż rozkw item , T ańczących z lasem , gniew n y ch z górą ł błyskaw ice z pokornym i,

W iew iórki z m iastem , ciszę z chm urą i dzieci k rzyk z kom inów dym em . M osty buduję. M iędzy szczygłem A gw iazd krążeniem m ost w y rasta — I z p u s ty n ia n ^ połączone

Puszcze — a 'z puszczą w sie i m iasta...

W czasie dzielenia i zryw ania Każdego m ostu — tw orzę m osty — Ponad chaosem rozerw anym Mój trud unosi się radosny.

W m ieście przechodząc, w oczy gniew ne I w dłonid n apastliw e p atrzę —

I m ost buduję nad nienaw iść I ponad mściwy krzyk rozpaczy — Gdy ojciec nienaw idzi syna, A syn skonania ojca czeka, Gdy m atka dzieci zapom ina I od zgłodniałych w arg ucieka,

Kiedy w isielców pełne lasy ^

Na pokarm kruków w w ietrze stoją - G dy — godła skłóconego czasu — Obozy się w ięźniam i »roją...

Gdy groby zam ieniono w row y Tysiącom żniwu karabinów —

Gdy m atki z piętr płonących i płaczem ..

Na lżejszą śm ierć zrzucają synów ...

Gdy mądrzy m ądrze podzielili, Że czasu brak na zbicie trum ny, Bo zbyt bogale żniwo śm ierci — M osty buduję — nierozum ny.

M iędzy człow iekiem a człow iekiem , • M iędzy człow iekiem a północą,

Spokrew niam ludzi z wschodów blaskiem I z wróblem , który m knie trzepocąc.

Z ulicą zadyszaną tłum em , Z chłodną po g o d ą dom ów ściany,

Z płaczem płaczących, z śm iechem śm iesznych Z kam ieniem sto p ą tratow anym .

Z lasam i, rzeką, gw iazd przelotem , Z pyłem na drodze, z kobył rżeniem , Z wodą, pow ietrzem , z żyw ą ziemią, Z tańczącym w blasku sk ier płom ieniem O, budow niczy, k tó ry tęczą

Związujesz ziem ię z dum nym niebem ,

P row adź mą dłoń tw orzącą mosty,

Kieruj mym śpiew em l

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zboża niedaw no Wykłoszone kładły się nieruchom ą falą, nie było nigdzie śladu, którędy uszedł W oźniak zapom ­ niał o ranie, przem ykał się szybko,

dam y jeszcze dokładnych danych z d ziejów konspiracyjnego harcerstwa na Śląsku, w każdym razie już teraz stw ierdzić można, że sam tylko powiat rybnicki

mi rozbrajająco naiwna. Tomaszewska była panną Gwen. Rola ta nie dała jej żadnych możliwości wygrania się. W ię - cławówna wystąpiła jako córka milio­. nera

nie przejawów prądów i form życia kul turalnego w dziełach pisarzy, w tedy da poważne wyniki, kiedy się wzbogaci nasza wiedza o kulturze, jeszcze dość młoda

Ich męczeństwem jest grzech, ich piekło jest cyrkiem Nerona.. Wszystko go

Na tych ziemiach bowiem m a dokonać się w najbliższym okresie dziejowy proces osiedlenia milionów ludno­. ści polskiej ze wszystkich stron

stemem porozumiewania się, a krokus jest niezupełnym krokusem, jak diugo się nżm nie można podzielić. Pierwszy człowiek albo ostatni mógiby pisać tylko.. t)

rzyło m i się przewędrować, jest to za­.. iste puszcza zachwaszczona, gdzie