• Nie Znaleziono Wyników

Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 10"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

B o k I .

Katowice, 10 grudnia 1945 r.

U J i i h e i m S ? e t v c x t f U

A n a l i z a t r u d u

Kom unikaty Centralnego Zarządu Przem ysłu W ęglow ego, brzękające stu­

głow ym i cyfram i, to lektura najbar­

dziej optymistyczna. N ie zm ierzyć się z nią propagandowym broszurom, ani przem ówieniom m ężów stanu. Tu, w cyfrach układanych mozolnie w po­

dłużne pudełka miesięcy, spotykamy rzeczow e dowody na systematyczne polepszanie się stanu gospodarczego Polski, na w zrost je j siły. T ak ie jest stwierdzenie obiektywne. A le cyfry te k ryją w sw oim cieniu rzeczy cenniej­

sze oraz rzeczy trudniejsze do ujęcia.

Jeżeli czytamy, że w m aju br. górnik W ydobywał przeciętnie 583 kg na dniówkę, że w lipcu już wydłubał z zie­

m i 812 kg, a w październiku aż 948 k g węgla, to liczba ta w skazuje nam równocześnie, jak nabrzm iewała w ola robotnika. Bo faktem jest, że zw iększe­

n ie wydobycia nie dokonywało się pod jakąkolw iek presją, że każda cyfra oznacza natomiast coraz bardziej na­

pięty skrót' w oli. M oglibyśm y się zaba­

w ić w dem agogów 1 obok tej k rzyw ej narysować inną linię, wspinającą się

£wailC'Slii6 fc i luny ni tom, a to np. krzyw ą ilustrującą w zrost szabru na ziemiach Zachodnich. Niestety, to drugie zjaw isko nie jest tak łatw e do generalnego uchwycenia, m ilicja i sądy nie w ydają też jeszcze upstrzonych cyferkam i komunikatów, co w demo­

kratycznym porządku życia państwo­

w ego jest niew ątpliw ą koniecznością.

Praca górnicza, choć o niej napisano w ie le artykułów i choć pisarze polscy przyglądali się je j m niej lub w ięcej dokładnie, nie jest znana i ocena jej nie może też nastąpić na podstawie sar.iych tylko c y fr wydobycia. S tw ier­

dzić trzeba, że niebezpieczeństwo tego rodzaju, ujęcia, krzyw dzące człowieka, kom pozytora pracy i bohatera trudu, jest nam bliskie. Państwo może się po­

chlubić cyframi. Powiedzenie, że w m aju w planie było w ydobycie 1.332.000 ton w ęgla, a w ydobyto ton 1.355.621, a w październiku w ydobyto 2.936.639 ton w stosunku do planowanych 2.505.000

— ze strony Przem ysłu W ęglow ego m oże być słuszną przechwałką, a ze, strony państwa argumentem politycz­

nym A le operowanie tego rodzaju ar­

gumentami jest o tyle tylko słuszne, o ile cyfry nie przesłonią człowieka.

W ierzym y, że rów nolegle do tamtych cy fr poda Przem ysł do prasy dane, do­

tyczące zarobków górniczych i źapro- wiantowania rodzin górniczych. Chcie­

libyśm y bowiem upewnić się w naszym optym iźm ie w całej rozciągłości. W ia­

domo wprawdzie, że starania idące po tej lin ii są niemniej gorliw e, że drabi­

na zanobkowa w przemyśle w ęglow ym jest najlepsza, odpowiedni komunikat jednak uspokoił by demagogów, a nam wszystkim dałby pełny obraz trudu i chwały górniczej. Jesteśmy z rodów górniczych i wszyscy tu stykamy się nie tylko z problemami p ra cy/ a le i z problemami życia górniczego W alka o wydobycie, o siłę gospodarczą Polski zostanie w tedy w pełni wygrana, jeśli równolegle do niej podejm ie się z rów ­ nym uporem w alkę o utrzymanie gór­

nika

Praca górnicza nie jest. pracą łatwą, tycie górnika zaś jest trudne. W ola ro- botnicza, uznana lub nieuznana, musi

m ieć stałą podporę z jednej strony w obiektyw nym uznaniu je j osiągnięć, z drugiej w efektyw nym zorganizow a­

niu życia górnika także od jego stro­

n y m aterialnej. Trud górnika nie może być opłacony samymi tylk o słowami.

Braki w zorganizowaniu materialnych podstaw jego życia nie mogą być w żadnym wypadku pokryw ane deklama­

cjam i o ofiarności, o ogólnych trudno­

ściach życia itp., dopóki w ielk ie rzesze obyw ateli nie zajm ują się niczym In­

nym prócz szabru i złodziejstwa, a sklepikarz z sąsiedniego narożnika bez trudu zarabia 10.000 zł dziennie. Oto mamy d w ie dniówki, dniówka m ojego ojca, trudna i głodna i dniówka skle- piłkau a, łatwa i syta.

A le wróćm y do cyfr. Chcielibyśm y z nich mimo wszystko w ydobyć praw ­ dę o człowieku', i jego trudzie. Ogłoszo­

no tu np. listę dwunastu najlepszych kopalń, których wydajność dzienna jest większa od 1. 1945. W kraju takim jak Polska cyfry te przeminą z pewnością bez echa, podczas gdy w R osji Sow iec­

k iej o każdej takiej kopalni za- p.ó—ć pu J ...Iza ’

stosowana winna być również i przez słowo poetyckie, pot robotniczy jest nie w ą tp liw ie cenniejszym rekw izytem poe­

tyckim od kląskających słowików. W serii prac narodowych, dokonanych od stycznia br. w Polsce, praca górnika, zm ierzająca świadom ie czy nieświado­

m ie do wzmocnienia gospodarczego potencjału Polski, jest pracą pierw szo­

planową nie tylk o przez nadzwyczaj­

ną wartość tego odcinka gospodarki państwowej, ale i przez ilość trudu tu włożonego Trudu, który można uznać za bezinteresowny Nie należy tu też zapomnieć o przełom owych dniach stycznia, kiedy grupy robotni­

cze czuwały na kopalniach, aby uchro­

nić je od bezmyślnych dewastacji.

Faktem jest, że od stycznia b. r. w ie­

lu już rw ało się do górnictwa i w ielu rychło tę pracę porzucało W ytrw a li w niej i w ytrw a ją niejeden jeszcze dzie­

siątek la t górnicy Zagłębia śląskiego, przyw iązani do pracy tak mocno jak chłop polski do roli. Przyw iązania do pracy nie naruszą żadne przelotne trud­

ności i niedokładności,-w systemie apro- w izacyjnym i zarobkowym. Jak zatem dotrzeć do źródeł trudu górniczego?

Upraszczają zagadnienie to ci, k tó r o twierdzą, iż chęć kontynuowania pracy górniczej w dzisiejszych ciężkich w a ­ runkach to wynik przyzwyczajenia Przyzw yczajen ie może odegrać rolę niepoślednią, o ile warunki zewnętrzne skłaniają do zamykania się w jego gra­

nicach. Dziś jednak tego nie ma i ro ­ botnik może w każdej chwili przerzu­

cić się na inny odcinek pracy i zarob­

kowania, na in icjatyw ie wszak mu nie zbywa. A tymczasem mamy znaczny odpływ z urzędów państwowych, z nauczycielstwa a nie ma na ogól odpły­

wu z górnictwa, w każdym razie nie odpływa zeń element autochtoniczny który w cieniu kopalni rósł i rozw ija!

się. Jest, to szlachetne zjaw isko w ier ności pracy. W ynika ono z uporczywe go trzymania się własnego zakątka ziemi, znajomego krajobrazu, znajomej woni. W ynika ono też z przeświadcze­

nia, że w ten sposób n a jlep iej ‘służy się

państwu i n a rod ow i.. W spółdziałają tu i inne cechy psychiczne robotnika ślą­

skiego. Prostota w - pojmowaniu i w y ­ konywaniu raz przyjętego obowiązku.

Świadomość konieczności kontynuowa­

nia obyczaju rodzinnego, a w ięc także obyczaju pracy. Powstały w ten sposób całe rody - górnicze, których nieprzer­

wana tradycja sięga aż po w iek sie­

demnasty Źródła trudu górniczego, bogate i ’ rozłożyste, tkw ią głęboko w duszy i obyczaju robotnika śląskiego i należy je sobie dokładnie uświado­

mić, aby móc należycie ocenić i w y ­ śpiewać trud pracy górniczej.

W tedy praca górnicza będzie nie tylko cennym argumentem gospodar­

czym, ale stanie się argumentem poli­

tycznym w w alce o polską demokrację, a argumentem ideowym w walce o człowieka.

I jeszcze jedna wycieczka w krainę ogłoszonych przez C Z P W cyfr. W paź­

dzierniku zatrudniono na kopalniach polskich ogółem 152.110 , robotników w tym 95.787 dołowych. Potężna to za­

łoga, której m aterialny los winien być troską całego społeczeństwa Załoga trudu j woli, świadoma swej pracy gru - społeczna C yfry w ydobycia nodbi- a w górę cala (a grupa, a każdy jej pojedynczy członek jest współtwórcą warunków umożliwiających coraz sil­

niejszy wzrost wydobycia l znowu trzeba się otrzeć o moralną stronę ro­

botnika śląskiego Nie ma bowiem postępu w pracy, świadomego i nie­

przymuszonego, nie ma wzrostu pro­

dukcji i zwiększenia wysiłku, bez w y ­ raźnej postawy etycznej. Mogą sobie amerykańscy socjaliści chwalić w rzaw ę strajków, mogą sobie w ielbić swoje re^

wolucje. Rew olucje nie zawsze są rew o­

lucjami, czasem podobne są do z w y ­ kłych burd A jeśli górnik zagłębia ślą­

skiego nie myśli o strajkach, to prze­

wyższa tamtych i uświadomieniem spo­

łecznym i postawą etyczną. Spokojna, zacięta praca górnika śląskiego w co­

dziennym trudzie buduje zrąb za zrę­

bem pod nowe, wspólne szczęśliwe ży ­ cie. Głosy publicystów i pisarzy mu­

szą wołać, by praca ta miała swój zde­

cydowany odpowiednik w organizacji dóbr materialnych i kulturalnych ro ­ botnika polskiego Czyn polityków mu­

si’ dążyć do tego, by analiza trudu gór­

niczego przyniosła dalsze głębokie przemiany w życiu społecznym i by okrąglutkie cy fry nie stał- się ewan- ge! bez człowieka

p e r s p e k t y w a

O dry

„B óg w W arszawie w ięcej znaczy od Paskiew icza” . Ilekroć powtarzaliśm y sobie te m ickiewiczowskie słowa w dłu­

gich latach okupacji, przysłuchując się salwom karabinowymi pod umęczony­

mi murami domów W arszawy! Z M ic­

kiewiczem na sercu, można rzec, dzielnie i szlachetnie przeżyw aliśm y wojnę Rocznica mickiewiczowska, która minęła w tych duiach, zobo­

wiązuje nas jeszcze raz do głębokiego wniknięcia w świąt jego myśli, abyś­

my z, nim rozpoczęli budow'ać polską demokrację.

Demokracja współczesna jest z du­

cha socjalizmu — jak m ów i M ickie­

wicz — jest to polot ducha naszego ku bardziej błogiemu istnieniu, nie indy­

widualnemu, lecz wspólnemu i soli­

darnemu. „Zaś posadą praw dziw ego so­

cjalizmu jest uczucie religijn e i patrio­

tyczne” .

Każde słowo m ickiewiczowskie prze­

nosi nas w świat dzisiejszy. Po dzie­

więćdziesięciu latach od jego śm ierci stwierdzam y z dumą, że nie ma w jego pismach ani jednej myśli wstecznika, że próżno byś nawet szukał w nim o - bjaw ów wstecznictwa najbardziej U - wsnółcśeśnj-mefftt. Mył bo­

jownikiem prawdy, nie miał przed nią lęku i wierzył, o czym zresztą m ówił w College de France, że wszelka praw ­ da nowa wym aga po człowieku nowe­

go podniesienia się do niej, wszelka prawda nowa, to jest w szelka cząstka życia nowego, w zyw a człowieka do ofiary z cząstki życia dawnego” ” . Oto wspaniała ewangelia postępu, głos w ie­

szcza, który w ierzy w praw dy nowe.

A le „prawda utrzym uje się tylko praw - dą“ “ , więc ostrzega M ickiew icz przed ćoktrynerami. którzy, „skoro czujem y się szczęśliwi i dumni z osiągnięcia ja ­ kiejś prawdy, mówią nam zarazi nie macie .potrzeby pracować w ięcej, zdo­

byliście już wszystko, przy św ietle te­

go jednego promyka możecie iść do końca świata” .

M ickiewiczowskie praw dy po dziś dzień są żyw e i walczące. Dem okracja polska, która tyle już w zięła z głębo­

kich pokładów polskiego słowa naro­

dowego, sięgać będzie coraz w n ik liw iej do myśli M ickiewicza. P ozw oli nam to naprostoufać krzyw izny pierwszego zw ycięskiego marszu, a poszerzyć pro­

ste szlaki prawdy, wielkości i wspól­

nego szczęścia,

~ Górnicy

• *

Świąteczny numer „O dry" o zwiększonej objętości, ukaże się w sprzedaży już 20 grudnia

Cena 5 zł

6 6 ^ 0 2 0 6 5 6

o

(2)

O r o u i m ł a u * O a b r o w s l t i

O twórcze oblicze teatru społecznego

Gdyby wellsowska maszyna czasu m ogła nas przenieść w zaranie dziejów ludzkości — odnaleźlibyśm y zaczątki teatru u źródeł świadomego bytu czło­

w ieka na ziemi. W nieartykułowanym w yciu naszego praszczura z epoki ka­

miennej, w tańcu wojennym dzikich protoplastów rodu ludzkiego, w bałw o­

chwalstwie religijnych obrządów, połą­

czonych z krw aw ą ofiarą ku czci groź­

nego bóstwa. K u lt Dionizosa wyszla- chetnlł odwieczną potrzebę teatraliza- c ji instynktów religijnych i poprzez ukwiecicne pochody i taneczne popisy w skórach koźlich, zaw iódł naś dó le­

gendarnego wozu Thespiśa, do Aischy- losa, Sofoklesa i Eurypida, Podróż p o - ' przez (jalsze etapy ro zb o ju teatru w Europie nie odbędzie się Już bez prze­

wodników, którym i praw ie zawsze I wszędzie będą Grecja i Rzym. Historia średniowieczna, ow e słynne Pasje, M o­

ralitety, Comedia d elarte, Goldoni i

„Gozzi, bujny i obfity potok talentów epoki elżbietańskiej z boskim Szekspi­

rem na czele, w e Francji drapieżny M o­

lier, Cornellle, w Hiszpanii płodny Lope de Vega i Calderon — a później roman­

tycy 1 naturfttiści “ 1 to "staóje' główhe naszej teatralnej podróży w czasie.

Gdziekolw iek się zatrzymamy, dostrze­

żem y ścisły awtyzek teatru e epoką i je j problemami, z wyrazem je j tęsknot lub idei.

Czy będziemy to rozważać z punktu widzenia zagadnień społeczno-ekono­

micznych, jak chce Markś, czy też u j­

m iem y to zjawisko w sensie bardziej oderwanym — czy powołam y się na

„zw ierciadło" szekspirowskie — jedno w ypada stw ierdzić atattowczo: oblicze tw órcze ' i ' styl każdej epoki nar2UCftł się wyraziście wszędzie tam, gdzie sce­

na służyła w ielk iej emocji religijnej, czy toż społecznej potrzebie mas, lub gdy zja w ia ł się dramaturg w yczuw ają­

cy Zagadnienia .ńpokl Teatr grecki w y ­ pełniał to zadanie może najistotniej i dlatego n. p. Antygona dziś jest równie aktualna Jak za czasów Sofoklesa. .Tkw i

v "siej jlła i y nie więdnących błam ów społecznych i ftM ftić fi 01

N a oblicze teatru w p ływ a przede wszystkim potencja twórcza dramatur­

ga, zrozumienie ducha czasu, w którym pow staje dzieło sceniczne oraz potrzeba oczyszczenia (Katharsis) kompleksów psychicznych człowieka.

N ie o wszystkim jednak decydował dramaturg — żyw y teatr wzbogaca na­

tchnienie póety formą odtwórczą i ukształtow anie^ scenicznym m yśli au­

tora

T e form alne Środki wyrazu nie za­

wsze dorów nyw ały w zlotom poety.

O perow e szablony 1 sam owolą prota- gonistów-aktorów panoszyły się na sce­

nach europejskich jeszcze w końcu X l5 i w. A jednak podwaliny reżyserii pod gmach współczesnego teatru tw o­

rzy li już znacznie wcześniej Diderot (Paradoksy o aktorze), Molier, Wolter, Riccoboni, Goethe (W ilhelm Meister), Leśśińg (^Dramaturgia Hamburgska).

Sform ułow ali oni swe wym agania pod adresem sceny, ale jak to w yglądało w praktyce niestety n ie. Wiemy.

Dopiero pod koniec ubiegłego stule­

cia pojaw ia się tw órczy reżyser teatru Ks. M einingen-Kroneck, w R osji Stani­

sławski -rr. poczetn Reinhardt i Gordon Craig.

Rola i zadania reżysera zostają za­

kreślone precyzyjnie i wyraźnie. M ei- ningenczycy pierw si stw orzyli i rozw ią­

zali zagadnienie harmonii wszystkich elem entów teatru — reżyserii, skompo­

nowanej całośei ensamblu, dekoracji, świateł, muzyki, kostiumów i t. d. — P ra w ie równocześnie w ielk i reform ator rosyjskiego teatru Stanisławski stw o­

rzył t. zw. Mchat (M oskiewski Teatr Artystyczny). Działalność tego reżysera związana ściśle z dramatyczną tw órczo­

ścią wielkich autorów Czechowa i Gor- kija'- w yw ołała istny przew rót w do­

tychczasowych -pojęciach scenografii, gry aktorskiej i reżyserii nie tylko w Rosji, ale 1 na całym świecie. K ażdy szczegół scenicznego wyrazu, każde sło­

w o i;ekstu, najdrobniejszy rekw izyt i kostium, były: przedmiotem starannych studiów przygotowawczych i omówień.

W ciągu wielomiesięcznych prób anali­

tycznych przygotow yw ali teksty ról — doprowadzając naturalizm dialogu do mistrzowskiej prostoty Lecz już w e Francji naturalizm w sztuce spotkał sie z r e a ie ją impresjonistów ■ i e^presioni sfów, Teatr również począł szukać ao- . . ,-,-3^ > ~ v - r ; ... ,

wych dróg. W ielki reżyser angielski Gordon Craig a w Niemczech M ax Reinhardt, w Rosji Wachtangow — za­

protestowali przeciw przeładowywaniu sceny obfitością naturalistycznych szcze­

gółów i naśladowaniu życia w teatrze.

Craig zastąpił naturalistyczne dekoracje kotarami i rozbudową płaszczyzn sce­

nicznych. Reinhadt przeniósł scenę na arenę cyrku. Wachtangow i Tairow za­

stąpili naturalizm realizmem skrótów i uproszczeń konstrukcyjnych. Natura­

lizm aktora jniał ustąpić miejsca t. zw.

realizm ow i socjalistycznemu. A więc aktor nie powinien wgłębiać się jed y­

nie w indywidualne cechy roli, ale mu­

l i szukać stosunku do otoczenia, do spo­

łecznych zagadnień epoki. W e Francji Lotus Jouvet i Jacąues Copeau idąc w ślady eksperymentalnych film ów, po­

szukiwali na scenie t. zw surrealizmu

— t. j. realizmu, który by zawierał w lobie ładunek emocjonalny przeżyć w e­

wnętrznych, pozornie ukrytych, a jed ­ nak decydujących o postępowaniu bo­

haterów.

Oto w bardzo pobieżnym i p rym ityw ­ nym skrócie drogi teatru w poszukiwa­

niu swego oblicza.

Potężny kataklizm dziejow y w ykoleił nasz wehikuł czasu, przewartościował Wiele pojęć, zdewastował kulturę i zbu­

rzył w Europie w iele miast i gmachów teatralnych, Furor ttteutonicua n aj­

gw ałtow niej zw alił się na Polskę i roz- targał w strzępy bezcenny dorobek na­

szej kultury. Postradaliśmy również w dziedzinie teatru więlu dramaturgów, aktorów i reżyserów. Bezlitosna dłoń barbarzyńcy zrujnowała gmachy, spa­

liła biblioteki, rozkradła kostiumy Część aktorstwa polskiego, która oca­

lała od łapanek i rozstrzeliwań, rozpro­

szyła się po św.iecie. Z pośród, wybij;-.:

nyeh reżyserów' straciliśmy Węgierkę.

Zm arł niedawno Jaracz. Wierciński z trudem powraca do zdrowia. Mim o to

— teatry polskie Wyrastają- jak grzyby po deszczu i stosunkowo szybko reakty­

w u ją swój wkład w życie kulturalne kraju. G .>ou ..ei.k,s#tu kl-polskiej win- uo jednak isc w pąrże reformą spo- łeęźttą naszej Ojczyzn^,. Tymczasem Jednak, jak dotychczas, hiew iele jest sygnałów wskazujących nowe kierunki Przeczytałem w iele sztuk napisanych w czasie wojennym, jeszcż.e więcej spło­

dzonych po wojnie. Nie w iele znala­

złem poćieehy dla strapionych serc kie­

row ników scen polskich. Zapewne — dystans jęsżćZe zbyt bliski a straty kul­

tury — olbrzymie. A lę cóż robią ci. któ­

rzy ocaleli? Czy nie za w ie le poświę­

cają • czasu publicystyce, zjazdom i re­

feratom? Tematu chyba nie brak —■

niekoniecznie trzeba grzebać w gruzach, rozdzierać świeżo zabliźnione rany. Z a j­

rzeć do szybów, do fabryk, przyjrzeć się ofiarnej pracy - kolejarza, górnika, tkacza. Podsłuchać rytm stalowni, rytm pracy tych, co nie spekulują, nie otw ie­

rają handełków i barów. Pogawędzić z nauczycielem, z lekarzem, z repatrian­

tem. Zapewne napijem y się trochę go­

ryczy, - ale i w ielkie radosne wzrusze­

nia ogarną serce pisarza i poety, pod w pływ em tych inspekcji. Tematu niie zbraknie z pewnością, Trzeba tylko w yjść z szablonu.

A le oblicze teatru społecznego to nie tylko wkład dramaturga — choć od niego najw ięcej żądamy. Oblicze teatru

— to jego kolektywna całość. K ieru ­ nek. uspołecznienie aktorów, zespołowa harmonia, świadoma i jednolita forma odtwórcza,

A ,nasza rzeczywistość? Gdy spojrzę Wstecz — wśród wielu błędów polskie­

go teatru , dostrzegam przede wszystkim

— ten największy, o którym tak tra­

gicznie wspomina Jaracz w swym te­

stamencie. Giełda! Giełda aktorska. Co.

rok, nowy teatr, nowy dyrektor, nowy zespół. Ażjotaż u Loursa, u B liklego Repertuar? „M atura" chwyciła w W ar­

szawie — za dwa tygodnie w szyitkie teątry w Polsce grają „M aturę" — pa- dłą w Łodzi — grajm y „T ra fik ę pani generałow ej" lub „Jadzię wdowę".

Ź , gruzów T. K. K. T. powstaje upiór t straszy. Ęlektyzm repertuarowy, reży­

serski, aktorski. Raz na lewo. raz na prawo. B yle publiczka waliła. Iksiń­

skiemu nie udały się dw ie role — w al bracie na prowincję, Igrekowska udała się w „Cleniu", obol Niedługo u nas zabawi, Szyfman już jej proponował A Jaracz zaklina — „Czy uczestnictwo W poważnej twórczej pracy, czy re klamka, fotografia, wzftnaneczka?

Dotąd aktor w ob żyć życiem bałaganu piecąpgijpąsfewą, ni(^djiiłmedziHla.ośg|%rjn

z > n y ', głowa,' riibróbśtwa deklama­

cji przy kieliszku, niżTżyć w problenrflieh swej sztuki.:, . f i i " -I I. ■.■■ ■■

Taki A le czy problemy poważne mo­

gą powstać tam, gdzie dyrektor teatru wyławia na wędkę gaży co rok nowych aktorów i reżyserów, gdy repertuar do- stóśówywać musi do wskazań barome­

tru kasy,, a kasę do gustów t. aw. pu- tthezki z kawiarni l barów

Dlaczego w Polsce przedwojennej tak prędko pozwolono rozlecieć się „Redu­

cie", magistraccy swawolnicy rozpędzili na cztery w iatry zespół Teatru im; Bo­

gusławskiego, a S ziller błąkał się z . teatru do teatru. Dlaczego Teatr Jara- ' cza w egetow ał praw ie bez subwencji?

A przecież to były jedyne teatry, które , pochwalić Się m ogły własnym obliczem twórczym i jako tako stałym zespołem.- Zespół Teatru Stanisławskiego w Rosji do dziś dnia zachował się praw ie w ca­

łości. I nigdyby nie przyszło do głow y?

np. Kaczałow ów i przenieść się gdziein- , dziej Nie neguję tu ujemnych stron takiej konserwacji kolektywnej, ale od.-?

swieżanie zespołu powinno się odbywać . w ramach przyzwoitości? A plaga go- ■ śclnnych w ystępów i t. zw , objazdó-?*

wek? T o wszystko przyczynia się do,.

Wzrostu spekulacji aktorskiej, do ąsp o-' łecznej postawy aktora, Już słyszę od­

powiedź. — Jakie obywatel .wyobraża sobie środki aaradćze? Czy teatry mają czekać na narodziny w ielkiego autora?

Czy mają grać tylko klasyczny reper­

tuar? Czy Zaaplikować przymus i od­

osobnienie m iejsca pracy dla aktorów?

Czy grać przy pustej w idowni? i t. d.

Alez niel Reform a teatru, to rzecz o w icie trudniejsza,, nawet od reform y rolnej, ale z pewnością łatwiejsza od pełnej odbudowy W arszawy • -

Tylko trochęv.dobrej w oli i energii, a.

szczególnie plahowej organizacji. R ozu­

miem, że na to trzeba-czasu.

Rząd Polski ma zbyt w iele kłopotów finansowych, by mógł upaństwowić od • razu wszystkie teatry. N ie byłoby: to zresztą celowe. W iele znakomitych icen na Świecie powstało .z inicjatyw y pry­

watnej. A le możnaby na początek oto-, czyć finansową opieką kilka najlep- . szych teatrów polskich i nie pozwolić innym teatrom na rozbijanie zespołu — wyznaczyć im odpowiednich kierow ni­

ków i ' należytą opiekę artystyczną — stale kontrolując ich działalność spo- tecZno-organizkcyjną, Teatry te musla.- -fyby swoją działalność oprzeć na ści­

słym kontakcie z Szerokimi masami młodzteży szkolnej. “ ^

Pod warunkiem, W * cena biletu nie będzie o d g ry w a li rob w budżecie tea­

tralnym na tyle, by zmuszać admini­

strację do szukania źródeł zarobku u.

t. zw publiczki, żądnej wrażeń erotycz­

nych 1 łatwego dreszczyku, lub sw aw ol­

nej Zabawy. _v; ' . . , , ? ? Oto maszyna czasu pOńiosła nas za /daleko, V? w przyszłość. Czyżby? sp ró ­

bujmy wysiąść z niej na stacji — te­

raźniejszość ...

R e f le k s je zjazdowe

U w a g

Zjazd delegatów Z N P w Bytomiu za­

szczycił swoją obecnością Prezydenl K R N Bolesław Bierut Świadczyłoby to 0 tym, że czynniki rządowe doceniają znaczenie fiaućżyoielstWa jako czynni­

ka wychowawczego. Prezydent Bierut zapóWnił, iż Rząd Ze swfej strony bę­

dzie dążył do polepszenia bytu nauczy­

cielstwa ałe zaproponował równo­

cześnie. przesunięcie pomocy szkole i nauczycielowi na czynnik Spółńćzny

» * *

P rzebieg dyskusji zjazdow ej ukazał dość przykre dla obserwatora zjawisko autokefalii, jaka ma miejsce w bryle komórek składających się ha ciało nau­

czyciela. Po absorbeji podkładów-tłusz­

czowych. w ygłodzony żołądek nauczy­

cielski począł z kolei trawić najmiększe tkanki, i w ten oto sposób strawił mózg nauczycielski Zjaw isko to smutne, a społecznie niepokojące. Piszę tak dla­

tego, że referat ideologiczny prezesa Maja nie wywołał, prócz kilku niecie­

kawych i niepoważnych głosów, O- któ­

rych nie w arto nawet wspominać; ża d ­ nej głębszej dyskusji. A szkoda — czy się to bowiem komu podoba ozy nie podoba, szkoła i cały obszar kultury wchłaniają w swe wewnętrzne życie rzeczywistość ekonomiczno - politycz­

ną, należało Więc, aby nauczyciel, który to wewnętrzne życie Szkoły stwarza 1 na obszarze kultury pracuje, przyjął pewną postawę wobec wydarzeń , w Polsce. .Wina, pod t y m , v\-zgi,.;deiją...!eży, i w organizacji zjazdu; •j Należało- g o

o setiMie ą a « a tfc t e ls k im Z O J P w właśnie tak zorganizować, aby ńie po­

zostały niedomówienia. Fatalnym było w ięc OtWatcie dyskusji nad dwoma równocześnie referatam i; ideologicznym Oraz dotyczącym poprawy bytu.

Z ramienia Zarządu Głównego Z N P sytuację materialną szkoły i nauczy­

cielstwa referowała ob Hoszowska. R e­

ferat. co trzeba przyznać, ujęty bardzo zgrabnie, retdryćzhie zbudowany gład­

ko -k nie został wdzięcznie przyjęty prżeż słuchaczy. Ten właśnie referat w yw ołał najżywszą dyskusję i„. spotkał się z druzgocącą krytyką, I słusznie, Ob. Hoszowska na podstawie przesłan­

ki: Rząd znajduje się w wielkich trud­

nościach, przyjęła tezę wypowiedzianą już i przez prezydenta Bieruta i mińi- stra Wycecha. że wobec tego część cię­

żaru utrzymania szkoły i nauczyciela musi w ziąć na siebie społeczeństwo, a ściślej mówiąc, rodzice m łodzieży uczę­

szczającej do szkół. A przy tym referent­

ka zastosowała taki chwyt emocjonalny:

mężczyźni na to nie pójdą, ale my kobiety, ale my matki nauczycielki, znajdziem y, wspólny język z matkami naszych uczniów. I oto pierwszą m ów­

czynią po ob. Hoszowskiej była kobieta i ona właśnie z miejsca odrzuciła koncepcję referentki. Negatyw nie do tego rodzaju stawiania sprawy i po- drobnego rozwiązania palącej kwestii odnieśli sic i inni mówcy.

Ogólnie rzecz biorąc, ton dyskusji miał nastrój liryczny S ala. reagowała p o zytyw n ie.. na lirycznie nastrojone

przemówienia Jedyną próbę, znanego zresztą z „K u źn icy" i „O drodzen ia";

członka Zarządu Głównego ob. Żół­

kiewskiego, postawienia dyskusji na płaszczyźnie logicznej i rozumowej (mniejsza z tynJ czy słusznie czy nie); . z analizą trudności gospodarczych i .ko- ,?

munikacyjnych z jakim i Rząd walczy, spotkało kompletne niepowodzenie.

Jest rzeczą inną, że całkowite odsu- wanie odpowiedzialności z czynnika- rządowego na Czynnik rodzicielski nie ' ma żadnego Sensu. Pozycja socjalna i w ychowawcza nauczyciela spadłyby w te­

dy do zera; znaczenie szkoły, zwłaszcza powszechnej, zupełnieby upadło. Na­

uczyciel w ślad za zależnością m ateriał- • ną, wkrótce znalazłby się w zależności ' moralnej. O jakimś autorytecie.i sankr

cjąch, mających na celu upowszechnienie , oświaty, nie byłoby mowy. A poza tym,- jeśli nie rząd, ale społeczeństwo opłaca- łoby nauczyciela, miałoby ono prawo sta­

wiać mu dezyderaty wychowawcze. A co, jeśliby w społecznych grupach w zięły . górę czynniki wsteczne 1 zażą­

dały od nauczyciela realizacji swoich ■ t postulatów pod groźbą cofnięcia „ją ł- mużny"? W interesie zatem Rządu leży, aby uniezależnić nauczycielstwo' przez zapewnienie mu bytu, tak, aby było ono wykonawcą pewnej przemy­

ślanej , polityki oświatowo - kultural- nej.

Dyskusja skończyła się na powołaniu specjalnej komisji, która powzięła pew ­ ne uchwały, mające w yraźny charakter

o.

(3)

O P R Ą N r. 10 S łrc m a S

utopii, i dlatego m ów ić o nich nie warto.

Godnym uwagi jest też kończące dy­

skusję wystąpienie prezesa Maja.

Oh. M aj oburzał się na frazeologię hurra patriotyczną, jaka cechowała w iele przemówień. Istotnie, gadanie o biało - czerwonym sztandarze jest go- łosłownem. Zarówno skrajno-prawieo- w a, jak i skrajno - lew icow a treść ży ­ cia politycznego może jednako być spo­

w ita biało - czerwonym sztandarem, P ow oływ an ie się ze strony prezesa M aja na mówców, którzy nie doszli do ! głosu i w yrażenie przekonania, że do- j piero oni m ieli w ypow iedzieć istotne l poglądy nauczycielstwa, jest dość naiw - ' ne. Że posiew dyskusji ideologicznej b ył m am y, to wina złej organizacji zjazdu. P rzy niedostatecznej m obilizacji środków propagandowych, jaka cechu­

je naszą chwilę obecną, nic dziwnego, że nauczyciel nie jest należycie zorien­

towany. N ie m ów ię już o radiu, ale nawet gazeta nie dociera do odsunię­

tych miasteczek i zapadłych wsi. Zjazd w ięc powinien był stać się okazją dla akcji, że tak powiem , uświadamiającej.

A le w tym kierunku właśnie, przy or­

ganizowaniu zjazdu, nie zrobiono nic.

W iele zastrzeżeń musi budzić passus przem ówienia prezesa M aja, w którym zaatakował on wszystkich nowych członków Z N P oskarżając i9ln o wstą­

pienie do organizacji w celach d yw er­

syjnych. B yła to dla w ielu bolesna zniewaga. Z chwilą bowiem, gdy do­

szło do tego, że na placu pozostała tylko jedna organizacja nauczy­

cielska, w ie le nauczycielstwa, posiada­

jącego instynkt zrzeszania się, wstąpiło do jedynej organizacji jaka im pozo­

stała. I jeśli Z N P w ziął ciężar repre­

zentowania interesów nauczyciel­

skich powinien też w ziąć na siebie obowiązek — trudny i w ym agający cierpliwości — wychowania neofitów.

A poza tym: sam prezes M aj stw ier­

dził, że w Polsce dokonała się pewne­

go rodzaju rewolucja. Dokonać się mu­

siała w ięc także w umysłach licznych rzesz nauczycielskich. N ie wypada za­

tem neofitów znieważać.

* * *

Zjazd pow ziął też znamienną, dotyczą­

cą zmiany statutu uchwałę, w której sprzeciwił się wstępowaniu do Z N P pra­

cow ników adm inistracji szkolnej.. Idzie tu o inspektorów szkolnych, w izytato­

rów itp. Czy zjazd postąpił słusznie, to w ielkie pytanie. Bądź co bądź, pracow­

nicy administracji szkolnej są współ­

twórcam i życia szkoły i jako tacy nie powinniby być wyodrębniani ze spo­

łeczności nauczycielskiej. W ręcz prze­

ciwnie: powinniby znaleźć platformę, na której współżycie i porozumienie między nimi a nauczycielstwem byłoby umożliwione. A le ostatecznie stało się i trzeba będzie czekać może nowe­

go zjazdu

*

Ogólnie rzecz biorąc zjazd był chy­

biony. Mniejsza z tym, że nie p rzy­

niósł nic konkretnego w kwestii popra­

w y bytu nauczycielskiego, ani zmian statutu. Najważniejsze, że nie w y k ry ­ stalizowała się na nim żadna idea, któ- raby blaskiem swoim wskazywała nau­

czycielow i drogę. Delegaci rozjechali się nie zająwszy wobec dzisiejszej rze­

czywistości polskiej żadnej postawy.

A szkoda, bo sami w sobie przedsta­

w iają siłę społeczną i w interesie spo­

łeczeństwa powinni byli to uczynić.

W innym tu jest brak organizacji. . Nie m ów ię tu o organizacji strony technicz­

nej, bo ta przedstawiała się znośnie, ale o organizacji wewnętrznej. N ie można się oprzeć wrażeniu, że ta de­

zorganizacja była celowo i inteligentnie zorganizowana. N ie chcę jednak na, ten temat czynić żadnych sugestii, w ięc na tym tylko, co powiedziałem, poprzestanę.

Z D Z IS Ł A W JÓZEF TOR

C t s t t f * P a i s U i e g a ^ Z a c h o d u

O czy stość język a polskiego na Ziem iach Zachodnich

r Szklarska Poręba, w grudniu.

W - słusznej trosce • repolonizację Ziem Zachodnich podnosi się sprawy teatru, kina, radia, książek i czasopism nietylko dostępnych dla niew ielkiej garstki in teligen cji zamieszkałej w skupiskach miejskich, ale i dla szer­

szych w arstw ludności osiadłej na wsi i .dojeżdżającej do miast i miasteczek w celach handlowych, adm inistracyj­

nych, a może nawet ubocznie zaspaka­

jającej przy okazji i sw e pogrzeby k u l­

turalne (w korespondencji z Kłodzka w nrze 7 „O d ry” czytam y o gospodarzu, który przejechał 12 km na row erze i spowodu zamknięcia kiosku nie mógł zdobyć tak pożądanej gazety).

Dla wszystkich tych łudzi obok głęb­

szego nurtu kulturalnego, który dopie­

ro z- biegiem czasu uda się w ytw orzyć

— istnieje już dzisiaj strona zew nętrz­

na kraju, ta, którą chwyta chciwymi oczami zarówno tubylec, jak i przy­

bysz z Polski centralnej oraz przesie­

dleniec z Ziem Wschodnich. M oże tak jest nie wszędzie, ale niestety vf mia­

steczkach Śląska Dolnego, które zda­

rzyło m i się przewędrować, jest to za­

iste puszcza zachwaszczona, gdzie za­

równo osoby prywatne, obierające so­

bie placówki handlowe, jak niestety gdzieniegdzie 1 władze m iejskie w y ­ czyniają istne harce językow e. Brak ezeionek polskich w drukach, j. rap.

w-.wychodzącym w W ałbrzychu „ T y ­ godniku Polskim ” jest dość przykry, ale trudności są widocznie duże w skompletowaniu zasobów m iejscowej drukami. Dlaczego jednak ręcznie w y ­ konywane szyldy sklepowe, k aligrafo­

wane ogłoszenia, a nawet rozporządze­

nia urzędowe nierzadko nie uznają gramatyki, w cudaczny sposób kaleczą ł przekręcają język polski — wzoru­

ją c się na panującej tam dotąd niem - ezyżnie i mieszając polskie lite ry (J.

np. t i 1)?

Tak w ięc w Jeleniej Górze zobaczyć można rap.' „B ar Podehalankę” , „A p te ­ kę Elżbiety” (Elisabeth - Apotheke),

„K olon ialn ie” (tow ary kolonialne), ..Sklep zelaza i kuchenech artikutow ” W Cieplicach .Kran en -apotheke” prze­

tłumaczono poprostu na „A p tek ę koro­

nową” W M atejkowicach najpiękniej położony pensjonat, dziś jeden z sied­

miu (w jednej m iejscowości!) domów wypoczynkowych M inisterstwa Prze­

mysłu dla Związku Włókienniczego nazywa si* dźwięcznie, ale niekonie­

cznie z sensem w języku polskim:

„Z ło ty w idok” loczywdście przetłuma­

czone żywcem z „Goldene Aussicht” !) W Wałbrzychu niemal na każdym ro­

gu ulicy Ł na każnej pustej jeszcze szybie w ystaw ow ej Ogłasza sie ..Skola taneow” i t.d. i t.d.

Koroną jednak chyba niechlujstwa językow ego było ogłoszenie burmi­

strza w Szklarskiej Porębie w brzm ie­

niu następującym:

„Ogłoszenie W porozumieniu się z władzami w ojskow ym i tut Garni­

zonu, z dniem dzisijszym t. j. 18 sierpnia 1945 r. god. policyja ustala sie godz. 20-ta Chodzenie po godz.

zakazanej bedzie kazrana.”

Burmistrz (tu następuje podpis).

Dodać należy, że w powyższym ogło­

szeniu umieszczono poprawny tekst niemiecki na pierwszym miejscu. Ję­

zyk polski — urzędowy, znalazł się na drugim miejscu i w podobnej form ie!

Obok tak karygodnego zachwaszcze­

nia językow ego na uwagę zasługuje sprawa estetyki szyldów. W iele jest obiektów architektonicznych o charak­

terze zabytkowym . Na szczęście nie wszystkie miasta na Śląsku są tak zniszczone jak Nysa lub niektóre dziel­

nice W rocław ia Trzeba zobaczyć np.

piękny rynek w Jeleniej Górze oto­

czony zabytkowym i kamienicami, o m alowniczej i - urozmaiconej sylw ecie szczytów, wieńczących wąskie zazw y­

czaj fasady i podcieniach biegnących dokoła czterech stron rynku ze stoją­

cym pośrodku ratuszem — żeby oce­

nić nietylko piękno zestrojonego zespo­

łu architektonicznego, ale i dobrze do­

chowany zabytkow y charakter tej czę­

ści miasta. Ponoć dawniej były tam duże nawet szyldy czarnymi lub zło­

tym i literam i gotyckim i wypisane na szarym, zielonkawym lub neutralnym tle. Dziś niestety ulubionym szyldem nowych w łaścicieli sklepów, restau­

racji, hoteli i barów jest nakształt transparentu wypisany tekst czerw o­

ny na dużym białym tle. Jaskrawe szyldy z często nleortograficznym tek­

stem, białe plam y tych „transparen­

tów ” szpecą zabytkowe kamieniczki psują harmonię m alowniczych zauł­

ków, uliczek i placów o tak nieregu­

larnym nieraz, a malowniczym planie N a marginesie powyższych uwag pragnę poruszyć jedną jeszcze sprawę N ie wiem , co pokazuje „O rbis” w oknach w ystaw ow ych swych biur w innych miastach Ziem Zachodnich. W Jeleniej Górze dekorację — czy może treść w ystaw y stanowią broszurki 'pro­

pagandowe wyłącznie w języku nie-

C zw a rty grudni**

św ięta Barbaro, górników patronko, zejdź w niew oli podziemie czarne i szaty sw ojej koronką

osłoń tajną drukarnię!

Patronko pracy podziemnej, rozświetl krecią ciemność

lochów, w których się broń wykuwa;

nim padnie hasło

nad górnikami narodu czuwaj, a wrogom oczy zasłoń.

św ięta Barbaro! Św ięta Barbaro!

ginących pokrzep zwycięstwa w iarą;

w zm ocnij dłonie, nowe codziennie,

na trzonkach skrwawionych kilofów i szpadli, a tym, co padli

w podziemiach, bez chwały, bezimiennie daj chwałę, której się — żyw i — wyparli, daj wolność, za którą pomarli.

św ięta Barbaro, patronko podziemia!

rozświetl ciemność więzienia, uśpij bagnetów dozór!

i o ojczyźnie śniącym niedościgle otw órz więzienia rygle,

wyłam bramy obozów,

w yroki wroga ciążące jak kamień na śmierć zaszczytną zamień w w alce!

Ciebie w zywam y, górnicy żywcem pogrzebani:

Święta Barbaro,

w yw iedź nas z otchłani, wyprow adź w słońce, na ulicę!

Śpiącym w kryjówkach sztandarom daj na barykadach wśród kul zaiopotaĆ!

W yprow adź naszą młodość niecierpliwą z odkrytą przyłbicą,

z ciasnoty konspiracji — na kulomioty!

daj zapłacie krw ią żyw ą za wielką Polskę.

Z poezji konspiracyjnej, z tomu

„Słow o praw dziw e". (A u tor nieznany)

A i c k s a M Ć c r U ł ' ć e r a

p o z d ro w ie n ie Uopaini Ferdynand

N ie było mi ostrzym niej i nic było bardziej smutno, niż kiedym w ęgiel niewoli na wózkach pchał, ciskacz wyśm iewany tu na Ferdynandzie, a w serce mi kilofem biła przemoc pruska.

A le zarazem rosio w m ojej piersi ciasnej okrutne zrozumienie dla braci górników, , dla pracy już nie cudzej, ale sw ojej własnej za-m arek siedemdziesiąt i ileś fenigów.

Na dniówkę zganiał ze snu wczas rano mnie budząc codzienny upór matki nad moją poduszką.

W ięc była mi kopalnia nienawiści muzą, jedyną zaś miłością roztomiłe łóżko.

M ój ból piął się po stemplach jak ogień serdeczny, gdy na dobitek złego w ustach renegatów

rodzimej, śląskiej gw ary kukułki wszeteczne stroiły się w skrzydełka niemieckich ornatów.

Lecz tak nie miało zostać, więc pew nej godziny pokwapił się Ślusarek z rębaczem Gajewskim i kryształ patriotyzmu z w ęgielnej głębiny ukazali mym oczom od szczęścia niebieskim.

Nie było mi weseiej i nie było bardziej jasno, niż kiedym wówczas aktem apostolskim w itał ten dzień pod ziemią, tu na Ferdynandzie Jak orzeł uśmiechnięty nar! odkryciem. Polski

mieckim opisujące uzdrowiskowe m iej­

scowości w Polsce Są to przeważnie wydawnictwa propagujące „D asG ene- ralgouvernem ent” pod patronatem Fran ka. Pom ijając już niedopuszczalność podobnej reklam y w Polsce, czy jest do pomyślenia, aby ją przywozić na Śląsk, gdzie nawet od dochodowych,' jak „O rbis” instytucyj wymagać jed ­ nak należy obywatelskiego stosunku do potrzeb i żądań zajm owanej pla­

cówki handlowej Dla kogo wreszcie są przeznaczone te niemieckie opisy zdobne w obrazki o wschodnim, egzo­

tycznym, obcym Polsce charakterze (j.

np. barwny zaprzęg sani, przypomina­

jący do złudzenia „trójk ę” , mający ilustrować sporty zim owe w K rynicy)

— czy dla pozostałych jeszcze N iem ­ ców czy dla przesiedleńców z Ziem Wschodnich, nie znających przeważnie ani języka niemieckiego, ani opisywa­

nych miejscowości? M oże narazie. do­

póki się nie wydrukuje nowych pros­

pektów, w ystarczyłyby powiększenia ze zdjęć fotograficznych, ilustrujących w sposób estetyczny, a praw dziw y re­

klamowane uzdrowiska.

Czy nie m ógłby tych spraw wziąć pod opiekę istniejący w każdym tnieś- eie na Ziemiach Zachodnich W ydział Sztuki i Kultury, który wszak obowią­

zany jest czuwać nad cąłnieiy zagad­

nień kulturalnych na tym terenie.

P rzy dobrej w oli i doborze odpowie­

dzialnych ludzi na stanowiska k iero­

wnicze tego resortu da się zastosowań zarówno rew izję językow ą ogłoszeń 1 szyldów publicznych, jak i zaspokoić wymagania estetyki ich wyglądu. N ie wolno na Ziem ie Zachodnie przyw ozić niechlujstwa językow ego i tolerować kaleczenie j ę z ^ a ' polskiego pńzez jesz­

cze tam pozostałą ludność niepbTskie- go pochodzenia, która znajomość w y ­ szydzanego i tępionego dotari tezyką traktuje koniunkturalnie.

St. M. S.

I. |. K ra s z e w s k i f

STARA BASN

C E N A 80 ZŁ.

Do nabycia w e wszystkich Księgarniach

Spółdzielnia Wydaw r?-rteiniV

(4)

K a r o t i 3 r u 9 x a h

powieść angielska w okresie wojny

i.

Najlepsze angielskie powieści, wyda­

ne podczas wojny, nie wojną mają za temat. Czasami — jak w Virginii W oolf

— wojna nadciąga ku nam z daleka, jak groźba usymbolizowana cieniem bom bowców: kiedyindziej — jak u Grahama Greena — destrukcyjna siła w ojny i jej bezwzględność jest antyte­

zą bezwładu • duchowego i melancholii nowoczesnego człowieka'! jeszcze In­

nym razem — jak u Rexa Warnera lub u J B Priestley'a — jest straszliwą pró­

bą, klęską cywilizacji, którą pokonać można nie zewnętrznymi, niewiodącymi do celu nowoczesnymi środkami techni­

ki czy wiedzy, lecz odrodzeniem ludz­

kiego serca i ducha.

W szyscy ci wymienieni współcześni pisarze angielscy zdradzają głęboką troskę o człowieka, o nastawienie u- mysłu w stosunku do świata i do ludz­

kości W pojęciu ich człowiek to jedno­

stka społeczna, członek społeczeństwa, w stosunku do którego ma on obowią­

zki a które jemu zapewnić ma pewne prawa. W poglądzie na społeczeństwo różnią się oni zarówno od autorów po­

czątku stulecia — zwłaszcza od Wellsa, Shawa i Galsworthy'ego, którzy w ierzy­

li, iż ludzkość zmierza ku lepszemu, drogą spokojną 1 powolną — jak te* i oH autorów doby powojennej — w pierwszym rzędzie od Lawrence1* t Joyce‘a — którzy dostrzegają tylko ty­

py ludzkie pełne zwątpienia, z rozterką w duszy, bez wzajemnych, kontaktów bez zainteresowania dla zagadnień spo­

łecznych, bez uczuć i instynktu społe­

cznego.

Współcześni powieśctopisarze angiel­

scy rozumieją oczywiście, te zbudowa­

na na Ideałach starożytności i chrze­

ścijaństwa społeczność europejska roz­

padła się N ie wierzą jednakże jak au­

torzy z początku stulecia (socjaliści- utopiści), że moina ją uzdrowić czy zrekonstruować przy pomocy jakiegoś genialnego systemu gospodarczego. Od genferacji autorów powojennych różnią się oni tym. te głoszą znowu wjarę w człowieka Lecz nie tak g o . oni widzą jak Lawrence czy Joyee: typ mało war­

tościowy, nie zdolny do uczuć i głęb­

szych przeżyć, do miłości i altruizmu słowem — zwierzak, wydany na pa­

stwę chwilowych impulsów, kierowany nieskoordynowaną, niejasną podświa­

domością. — W idzą go natomiast jako istotę obdarzoną rozumem i wolną wo­

Prpblem ten widoczny jest zwłaszcza tj Aldous'a Huxley‘a, który — w yzbyw ­ szy się już beznadziejności tak wyraź­

nie zaznacza jeszcze w „Polnt-couńter- point" lub „Eyeles* ln Ghaza" — wrósł z kolei mocno w nową etykę religijną którą charakteryzuje atmosfera nauki wschodu Huxley wydał w czasie w oj­

ny dwie powieści. Pierwsza „A fter ma­

ny a summer” 1942, Jest satyrycznym obrazkiem milionerskim intelektualnej Ameryki, lecz zarazem i poważną prze­

strogą. Temat podobny jak u Capka:

„V ieci Makropulos", i u Shawa: „P o­

wrót do Matuzalema": długowieczność Amerykański milioner sprowadza an­

gielskiego historyka, by mu przygoto­

wał do wydania prywatne archiwum starej rodziny szlacheckiej, nabyte na Hcvtac1i Obraz Ameryki, którą angiel­

ski historyk włdzi po raz pierwszy, przypomina upiorny sen. Milioner żyje w pałacu - drapaczu chmur z basenem kąpielowym na dachu, w windzłe wisi oryginał starego holenderskiego mist- rza kochanka milionera ma w ogro.

dzie dokładną kopię groty Lourdes Na luksusowym cmentarzu, zwanym „O- grodem miłośei 1 wspomnień", zamiast marmurowych aniołów i krzyży, stoją rzeźby nagich kobiet wszelakich okre­

sów i stylów, zwiezione z Europy, a e- lektryczne organy automatyczne w ygry­

wają bez przerwy klasyczne i nowocze­

sne melodie. Anglik wykrywa, że jeden z przodków rodziny, której dokumenty kataloguje, zajmował się badaniem dłu­

gowieczności i że udało mu się ustalić przyczynę długowieczności karpi, kry­

jącą się w pewnej substancji, zawartej w wnętrznościach karpia Z dziennika szlachcica, spryciarza i cynika, Anglik dowiaduje się także, że odkrycie swo­

je stosował tamten z dobrym skutkiem na swoim orgepiźmie, Dzieli się wie- wynikiem swych badań z orywatnym lekarzem swego pracodawcy. Obaj w y­

jeżdżają do Anglii, gdzie ostątecznle w piwnicach pewnego zamku odnajdują owego szlachcica z osiemnastego w ie­

ku i jego żonę. Mają coś po trzysta lat Potomkowie trzymają ich w ukryciu, ponieważ na skutek cofania «ię w roz­

woju zmieniii się w istoty ograniczone wstrętne, w pół zwierzęta, stojące na pograniczu pomiędzy człowiekiem i mał­

pą. Huxley przeprowadza popularny wykład na zasadach naukowych. Jed­

nakże w książce nie to jest ważne:

główna myśl przewodnia książki to przestroga przed ślepą wiarą w bezdu­

szny postęp

Druga powieść Huxley a, „Tim e must have a stop" 1944, sięga nieco głębiej jako utwór literacki jechiak jest mniej wartościowa Główną postacią jest tu młody, angielski poeta, który w począt­

kowej akcji powieści ma lat siedemna­

ście. Piękny jak efeb, naiwny i próżny, cyniczny i marzycielski, męczy się w twardej szkole życia pod ręką ojca, bo­

jowego lecz niedocenianego przez oto­

czenie dziennikarza socjalistycznego' Stryj m łojzieńca — bogaty kulturalny i epikurejski cynik — zabiera go ze so­

bą do Florencji, gdzie sam żyje z ślepą, ekscentryczną teściową i jej towarzysz­

ką Te trzy sylwetki: hulaka stryj, cze­

piająca się życia starucha i wytworna samiczka - opiekunka, która uczy mło­

dego poetę kunsztu miłości cielesnej, są przedstawicielami czysto zmysłowe­

go, instynktownego życia materii, bez ducha i celu. Przeciwstawia im Huxley biednego księgarza, mistyka . ascetę, pokornego służkę życia. Akcja książki nie wnosi nic specjalnego: stryj wśród straszliwej grozy w ataku sercowym umiera samotnie na kamieniach posadz­

ki w łazience. I tu podejmuje Huxley ciekawy eksperyment literacki. Stara się udowodnić nieśmiertelność jednost­

ki, usiłuje zrekonstruować świadomość pośmiertną i obraz duszy, która żyła w ciele starego hedonisty Robi to na wpół serio, na wpół żartem — jednakże ogromnie ciekawie Książka kończy się tak, jak się zaczęła: odgłosem londyń­

skich dział w noc sylwestrową 1943 ro­

ku Poeta — poprzednio młody pajac

— obecnie zmądrzął, Ojciec jego nato­

miast dochodzi do przekonania, że jego życie jest całkowicie bezcelowe Autor podkreśla, że tylko pełne pokory za­

pomnienie o sobie samym pozwala człowiekowi wyzbyć się uczucia wła- snej podwartośdowości i zbędności, wiedzie do harmonii z bóstwem, skąd dopiero wypływa społeczne, zbawcze światło.

Ciekawy dla dzisiejszego kierunku angielskiej powieści jest fakt że zaga­

dnienia dotyczące spraw bytu właści-

Wołanie o przymierze literatury ze Śląskiem ma Już swoje tradycje i to nie byle jakie, skoro patronuje im Stefan Żeromski. On to bodaj pierwszy rzucił pisarzom polskim oskarżenie za przej ście do porządku nad cudem narodowe­

go odrodzenia Śląska 1 nad bohaterst­

wem Ślązaków (Snobizm i postęp"

1923). Chociaż działo się to lat temu przeszło dwadzieścia, glos Żeromskiego nie stracił nic na aktualności, jakkol­

wiek zagadnienie samo przeszło tym czasem różne fazy. Julian Przyboś w siedem lat później wołał o oderwanie piśmiennictwa śląskiego od pnia regio­

nalizmu i wprowadzenie go w krąg od­

działywań literatury społecznej, wska­

zując ten prąd literacki jako właściwy kierunek rozwoju pisarzom ziemi ślą­

skiej. A Jeszcze siedem lat po nim Ste­

fan Papee daremno kusił literatów bo­

gactwem wątków, świeżością ich I eg- zotyzmem, różnorodnością i swoistym pięknem.

Jakkolwiek na przestrzeni tych lat zmieniło się wiele, jakkolwiek Śląsk wprowadzony został do llteratnry w y ­ siłkiem własnych pisarzy 1 tych, któ­

rych ku sobie przyciągnął z zewnątrz — żaden z typowych dla tej ziemi wątków literackich nie znalazł pełnego artysty c*nego wyrazu, żaden z pisarzy nie uka zal go jeszcze w pełnym świetle w ła ­ snej artystycznej wizji.

wości, istoty i roli człowieka — które biją bu nam wyraźnie z pomiędzy wier szy powieści Huxley'e — spotykamy także ostatnio i w powieściach Somer- set Maugham a Znaliśmy Maughama jako pisarza solidnego, bezlitosnego, o zacięciu raczej materialistycznym. Jak­

że często wypadało nam żałować, że autor ten świadomie, jakby przez jakąś przekorę prześlizguje się lekko oo wierzchu zagadnienia Nowa jego po­

wieść. „The Razors edge' 1944 jest całkowicie różna od dawnych. Znacz­

nie więcej uczuciowa, pełna prostoty Może tylko dlatego, te autor, chociaż

— jak sam przyznaje — nigdy w meta­

fizyce nie był zbyt mocny, pragnie wejść na wyżyny, z których niejeden bardziej wytrawny duch ze wstydem zleciał.

Maugham kreśti życie swego przyja­

ciela, Amerykanina Larry'ego, który podczas uprzedniej wojny światowej był pilotem Po powrocie do Chicago zorientował się, że nie nęci go ani ży­

wot mieszczański, ant wydawanie pie­

niędzy Rzuca więc swą narzeczoną, przeciętnie bogatą i nieprzeciętnie pięk­

ną Amerykankę, i wyjeżdża do Paryża.

Tam właśnie poznał go Maugham, lecz wnet stracił go z oczu Spotykają się znawu dopiero po dziesięciu latach Przez cały ten czas Larry miał niesły­

chanie bogate przeżycia: od środowiska cyganerii artystów paryskich, aż po pustelnie Tybetu, gdzie drogą wyrze­

czeń i wyzwalania ducha zdobywa) w ie­

dzę bogów I dosięgną! szczytów filo­

zofii indyjskiej, zdobył wiedzę, której zadaniem jest wyzwolenie duszy z w ię­

zów nowych narodzin po śmierci.

Maugham i tytuł i motto książki wziął z Katha-Upaniszady: „N ie tatwo Jest przejść tnące ostrze brzytwy, nie łatwa jest także — Jak głoszą mędrcy — dro­

ga do zbawienia"

Larry jest nowoczesną analogią Ne- chliudowa lub Myszkina; tak jak oni marzy o tym, by filozofię swą stosować w praktyce, i — tak jak oni — przegry­

wa W Paryżu, wśród prostytutek naj­

gorszego gatunku, spotyka swą znajo­

mą z dzieciństwa, Żofię Usiłuje ją rato­

wać, gotów uawet wziąć ją za żonę Lecz Zofia powraca do trybu życia, któ­

ry jest już jej drugą naturą: ostatecznie ginie z ręki przygodnego kochanka

Jest tu 1 wzbogacony Żyd, który, wdarłszy się w środowisko międzyna­

rodowej arystokracji, kończy żywot ja­

ko szlachcic 1 szambelan papieski jest francuska modelka utrzymanka które' długoletni je] kochanek przez przepła conych krytyków wyrabia opinię zdo’>

nej malarki by móc zawrzeć z nią u- znane przez ooinle małżeństwo «a

Wystarczy to sprawdzić na przykła­

dzie jednym z najbardziej charaktery­

stycznych I zasadniczych, Jakim jest ko­

palnia I człowiek z nią związany. Mo­

tyw ten zaniepokoi! literaturę naszą już dosyć dawno, bo przypomnieć trzeba z końca ubiegłego stulecia powieść A r ­ tura Gruszeckiego „Krety" (1897). Po­

wieść ta z surowym realizmem ukazuje trud i mękę górnika, który w zapłacie otrzymuje tragiczną śmierć w kopalni.

Po tej pierwszej próbie wprowadzenia kopalni do literatury pojawi się ona już jako motyw dalszoplanowy ale naświe­

tlony wyraźnie od strony społecznej w Żeromskiego „Ludziach bezdomnych"

(1900) a dalej dopiera w „Czarnych skrzydłach" Bandrowskiege.

Jako motyw dominujący ukaże się kopalnia i jej człowiek dopiero u G u ­ stawa Morcinka. Wychodzące rok po roku, począwszy od roku 1929 Jego ksią­

żki: „Serce za tamą", „Bylj dwaj bra­

cia", „Wyrąbany chodnik". ..Narodziny serca", „Chleb na kamieniu" wprowa­

dzają czytelnika systematycznie w pod­

ziemia kopalniane, w Ich życie tajem­

nicze i nieznane dotychczas, stawiają przed nim obrazy niewolniczej niemal pracy człowieka i niebezpieczeństw, ja- kir go otaczają, starając się zarazem odsłonić swoiste tajniki jego psychiki, świat jego wewnętrznych przeżyć i oso­

bliwych wierzeń. Przeszedłszy na twór-

wspaniałe typy amerykańskich busmes- smenów, jest też Larry i nieszczęsna nimfomanka i alkoholiczka Zofia W szy­

stkie te postaci żyją pełnym życiem, wszystkie je możemy widzieć dokład­

nie —- mimo ram książki. Jest to zra- sztą normalny walor postaci z dobrych powieści

Młody powieściopisarz R e* Warner, którego powieści uzyskały w Anglii znaczny rozgłos, nie szuka z chaosu no.

woczesnych spraw społecznych drogi ku nowej mistyce — jak Huxley — ani nie zadowala się skonstatowaniem smu­

tnego stanu współczesnego — jak Maug­

ham l on także wierzy w człowieka, stawia na wartościowe jednostki, które znając cenę i wartość życia, me będą dążyły do zdobycia władzy ani stoso­

wały przemocy w stosunku do Innych, lecz z całą świadomością miłości bil*

źniego i uczuć społecznych doprowa­

dzą do prostego, szeroko pojętego ko­

leżeństwa wśród ludzi. Jedna z postaci jego powieści „W h y was I killed?", 1944, które spotykają się w Londynie przy grobie nieznanego żołnierza z po­

przedniej wojny światowej, rozwija problem przyszłego ws ółżycia ludzi w koleżeństw i^ takiej miary, jakie wy*

twarza wojna i wspólne niebezpieczeń­

stwo Jest to jednakże niedostateczne, gdy nie jest dalej rozszerzona i pogłę­

biana

. Inna powieść Warnera „The Aerod- lom e" 1941, Jest odbiciem dzisiejszego świata-. Nie będę podawał skompliko­

wanej treści, wysnuję tylko myśl prze­

wodniczą Warner konstniktuje wieś, przeciętną gminę, gdzie mieszaik pierwiastki dobra i zła. gdzie panoszy się bezwzględność niedołęstwo krę­

tactwo — z lotniskiem, ogromnym wspa niałym warsztatem nowoczesne’ nga- nizacji i techniki Na lotnisku rządzi wszechwładnie marszałek-lotnik dyk­

tator, który pławi się we frazesach najwznioślejszych ideałów gotów jest jednak zdeptać każde ludzkie uczucie czy odruch byle wzmocnić swą władzę.

Słowem: lotnisko jest wyrazem dążeń dzisiejszego człowieka do wykorzvsta- nia nowoczesnej techniki, celem narzu­

cenia w momencie chaosu społeczne­

go nowej silnej władzy

Rexowi Warnerowi bliSk’ )est e g o współczesny Graham Gieene, najwięk­

szy chyba z obecnych powieściopisarzy angielskich Greene test katolikiem le.

go powieści, chociaż pełne bogate! frzy- mającej czytelnika w napięciu *reści, snuiącej się potoczyście i lekko są w -ałe' dzisiejszej literaturze poprostu jedyne Jest to typ opowieści ,Ś thóse", powieść! filozoficznych, jak niektóre dzieła Dostojewskiego ' Tołstola O e e -

czość dla młodzieży w latach następ­

nych Morcinek kontynuuje ten motyw, by wreszcie pod.ją wszy próbę powieści psychologicznej, uczynić w „Inżynierze Szerudzie" kopalnię nie tylko głównym tłem powieści, ale niemal jej głównym bohaterem, motorem akcji 1 katastrofy.

W ślady Morcinka podążył skwapliwie Adolf Flerla. Złożyło się tak, że pierwsi piewcy kopalni i górnika wyszli nie * fzarnego Śląska, nie z górnośląskiego zagłębia przemysłowego, lecz z górni­

czego rejonu Karwiny, gdzie kopalnia lako źródło Inspiracji literackiej musi walczyć o pierwszeństwo z urokiem beskidzkiej przyrody, gdzie w rywali­

zacji z górnikiem wchodzi do literatury beskidzki góral. Fierla zaczął niemal równocześnie z Morcinkiem od tomiku poezji „Cienie i blaski" i odrazu prze­

sadził. Uczynił z górnika tragiczną ofia­

rę pracy, z kopalni katorgę a zrobił to przy tym tak nieporadnie, banalnie i sztucznie, że chybiły wszystkie z zamie­

rzonych efektów. W poczuciu tego nie- powodzenia a może pod wpływem pew­

nych sugestii, które mogły wyniknąć i lektury niektórych opowiadań Morcin­

ka, przerzucił się Flerla w drugą osta­

teczność i w niedługim odstępie czasu stworzył mit o „kopalni słonecznej".

Upodobnił ją do swoich rozdzwonionych, .rozdudranych", przesyconych słonecz­

nym blaskiem „groni beskidzkich" „Du- draJy w niebo przyśpiewkami wieże",

„radośni hawierze" szli do niej „żywot rąbać w najłaskawszym trudzie" i „gdy sztajgrzy kazali wszyscy „ i-<’■ na wierch wyfarali"

Wspomnieliśmy o przypi. ; . ; ’ .,ej roli sugestii niektórych opowiadań Morcin.

Zóg<efas> hłterotoslti

Kopalnia stonecxna

i miód w sercu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zboża niedaw no Wykłoszone kładły się nieruchom ą falą, nie było nigdzie śladu, którędy uszedł W oźniak zapom ­ niał o ranie, przem ykał się szybko,

dam y jeszcze dokładnych danych z d ziejów konspiracyjnego harcerstwa na Śląsku, w każdym razie już teraz stw ierdzić można, że sam tylko powiat rybnicki

mi rozbrajająco naiwna. Tomaszewska była panną Gwen. Rola ta nie dała jej żadnych możliwości wygrania się. W ię - cławówna wystąpiła jako córka milio­. nera

nie przejawów prądów i form życia kul turalnego w dziełach pisarzy, w tedy da poważne wyniki, kiedy się wzbogaci nasza wiedza o kulturze, jeszcze dość młoda

Ich męczeństwem jest grzech, ich piekło jest cyrkiem Nerona.. Wszystko go

Na tych ziemiach bowiem m a dokonać się w najbliższym okresie dziejowy proces osiedlenia milionów ludno­. ści polskiej ze wszystkich stron

stemem porozumiewania się, a krokus jest niezupełnym krokusem, jak diugo się nżm nie można podzielić. Pierwszy człowiek albo ostatni mógiby pisać tylko.. t)

Do szkół zaczęto w prow adzać język niem iecki w prześw iadczeniu, że ta zm iana w yw ołała rów nie gw ałtow ne u pow szechnienie poczucia niem ieć- kości