B o k I .
Katowice, 10 grudnia 1945 r.
U J i i h e i m S ? e t v c x t f U
A n a l i z a t r u d u
Kom unikaty Centralnego Zarządu Przem ysłu W ęglow ego, brzękające stu
głow ym i cyfram i, to lektura najbar
dziej optymistyczna. N ie zm ierzyć się z nią propagandowym broszurom, ani przem ówieniom m ężów stanu. Tu, w cyfrach układanych mozolnie w po
dłużne pudełka miesięcy, spotykamy rzeczow e dowody na systematyczne polepszanie się stanu gospodarczego Polski, na w zrost je j siły. T ak ie jest stwierdzenie obiektywne. A le cyfry te k ryją w sw oim cieniu rzeczy cenniej
sze oraz rzeczy trudniejsze do ujęcia.
Jeżeli czytamy, że w m aju br. górnik W ydobywał przeciętnie 583 kg na dniówkę, że w lipcu już wydłubał z zie
m i 812 kg, a w październiku aż 948 k g węgla, to liczba ta w skazuje nam równocześnie, jak nabrzm iewała w ola robotnika. Bo faktem jest, że zw iększe
n ie wydobycia nie dokonywało się pod jakąkolw iek presją, że każda cyfra oznacza natomiast coraz bardziej na
pięty skrót' w oli. M oglibyśm y się zaba
w ić w dem agogów 1 obok tej k rzyw ej narysować inną linię, wspinającą się
£wailC'Slii6 fc i luny ni tom, a to np. krzyw ą ilustrującą w zrost szabru na ziemiach Zachodnich. Niestety, to drugie zjaw isko nie jest tak łatw e do generalnego uchwycenia, m ilicja i sądy nie w ydają też jeszcze upstrzonych cyferkam i komunikatów, co w demo
kratycznym porządku życia państwo
w ego jest niew ątpliw ą koniecznością.
Praca górnicza, choć o niej napisano w ie le artykułów i choć pisarze polscy przyglądali się je j m niej lub w ięcej dokładnie, nie jest znana i ocena jej nie może też nastąpić na podstawie sar.iych tylko c y fr wydobycia. S tw ier
dzić trzeba, że niebezpieczeństwo tego rodzaju, ujęcia, krzyw dzące człowieka, kom pozytora pracy i bohatera trudu, jest nam bliskie. Państwo może się po
chlubić cyframi. Powiedzenie, że w m aju w planie było w ydobycie 1.332.000 ton w ęgla, a w ydobyto ton 1.355.621, a w październiku w ydobyto 2.936.639 ton w stosunku do planowanych 2.505.000
— ze strony Przem ysłu W ęglow ego m oże być słuszną przechwałką, a ze, strony państwa argumentem politycz
nym A le operowanie tego rodzaju ar
gumentami jest o tyle tylko słuszne, o ile cyfry nie przesłonią człowieka.
W ierzym y, że rów nolegle do tamtych cy fr poda Przem ysł do prasy dane, do
tyczące zarobków górniczych i źapro- wiantowania rodzin górniczych. Chcie
libyśm y bowiem upewnić się w naszym optym iźm ie w całej rozciągłości. W ia
domo wprawdzie, że starania idące po tej lin ii są niemniej gorliw e, że drabi
na zanobkowa w przemyśle w ęglow ym jest najlepsza, odpowiedni komunikat jednak uspokoił by demagogów, a nam wszystkim dałby pełny obraz trudu i chwały górniczej. Jesteśmy z rodów górniczych i wszyscy tu stykamy się nie tylko z problemami p ra cy/ a le i z problemami życia górniczego W alka o wydobycie, o siłę gospodarczą Polski zostanie w tedy w pełni wygrana, jeśli równolegle do niej podejm ie się z rów nym uporem w alkę o utrzymanie gór
nika
Praca górnicza nie jest. pracą łatwą, tycie górnika zaś jest trudne. W ola ro- botnicza, uznana lub nieuznana, musi
m ieć stałą podporę z jednej strony w obiektyw nym uznaniu je j osiągnięć, z drugiej w efektyw nym zorganizow a
niu życia górnika także od jego stro
n y m aterialnej. Trud górnika nie może być opłacony samymi tylk o słowami.
Braki w zorganizowaniu materialnych podstaw jego życia nie mogą być w żadnym wypadku pokryw ane deklama
cjam i o ofiarności, o ogólnych trudno
ściach życia itp., dopóki w ielk ie rzesze obyw ateli nie zajm ują się niczym In
nym prócz szabru i złodziejstwa, a sklepikarz z sąsiedniego narożnika bez trudu zarabia 10.000 zł dziennie. Oto mamy d w ie dniówki, dniówka m ojego ojca, trudna i głodna i dniówka skle- piłkau a, łatwa i syta.
A le wróćm y do cyfr. Chcielibyśm y z nich mimo wszystko w ydobyć praw dę o człowieku', i jego trudzie. Ogłoszo
no tu np. listę dwunastu najlepszych kopalń, których wydajność dzienna jest większa od 1. 1945. W kraju takim jak Polska cyfry te przeminą z pewnością bez echa, podczas gdy w R osji Sow iec
k iej o każdej takiej kopalni za- p.ó—ć pu J ...Iza ’
stosowana winna być również i przez słowo poetyckie, pot robotniczy jest nie w ą tp liw ie cenniejszym rekw izytem poe
tyckim od kląskających słowików. W serii prac narodowych, dokonanych od stycznia br. w Polsce, praca górnika, zm ierzająca świadom ie czy nieświado
m ie do wzmocnienia gospodarczego potencjału Polski, jest pracą pierw szo
planową nie tylk o przez nadzwyczaj
ną wartość tego odcinka gospodarki państwowej, ale i przez ilość trudu tu włożonego Trudu, który można uznać za bezinteresowny Nie należy tu też zapomnieć o przełom owych dniach stycznia, kiedy grupy robotni
cze czuwały na kopalniach, aby uchro
nić je od bezmyślnych dewastacji.
Faktem jest, że od stycznia b. r. w ie
lu już rw ało się do górnictwa i w ielu rychło tę pracę porzucało W ytrw a li w niej i w ytrw a ją niejeden jeszcze dzie
siątek la t górnicy Zagłębia śląskiego, przyw iązani do pracy tak mocno jak chłop polski do roli. Przyw iązania do pracy nie naruszą żadne przelotne trud
ności i niedokładności,-w systemie apro- w izacyjnym i zarobkowym. Jak zatem dotrzeć do źródeł trudu górniczego?
Upraszczają zagadnienie to ci, k tó r o twierdzą, iż chęć kontynuowania pracy górniczej w dzisiejszych ciężkich w a runkach to wynik przyzwyczajenia Przyzw yczajen ie może odegrać rolę niepoślednią, o ile warunki zewnętrzne skłaniają do zamykania się w jego gra
nicach. Dziś jednak tego nie ma i ro botnik może w każdej chwili przerzu
cić się na inny odcinek pracy i zarob
kowania, na in icjatyw ie wszak mu nie zbywa. A tymczasem mamy znaczny odpływ z urzędów państwowych, z nauczycielstwa a nie ma na ogól odpły
wu z górnictwa, w każdym razie nie odpływa zeń element autochtoniczny który w cieniu kopalni rósł i rozw ija!
się. Jest, to szlachetne zjaw isko w ier ności pracy. W ynika ono z uporczywe go trzymania się własnego zakątka ziemi, znajomego krajobrazu, znajomej woni. W ynika ono też z przeświadcze
nia, że w ten sposób n a jlep iej ‘służy się
państwu i n a rod ow i.. W spółdziałają tu i inne cechy psychiczne robotnika ślą
skiego. Prostota w - pojmowaniu i w y konywaniu raz przyjętego obowiązku.
Świadomość konieczności kontynuowa
nia obyczaju rodzinnego, a w ięc także obyczaju pracy. Powstały w ten sposób całe rody - górnicze, których nieprzer
wana tradycja sięga aż po w iek sie
demnasty Źródła trudu górniczego, bogate i ’ rozłożyste, tkw ią głęboko w duszy i obyczaju robotnika śląskiego i należy je sobie dokładnie uświado
mić, aby móc należycie ocenić i w y śpiewać trud pracy górniczej.
W tedy praca górnicza będzie nie tylko cennym argumentem gospodar
czym, ale stanie się argumentem poli
tycznym w w alce o polską demokrację, a argumentem ideowym w walce o człowieka.
I jeszcze jedna wycieczka w krainę ogłoszonych przez C Z P W cyfr. W paź
dzierniku zatrudniono na kopalniach polskich ogółem 152.110 , robotników w tym 95.787 dołowych. Potężna to za
łoga, której m aterialny los winien być troską całego społeczeństwa Załoga trudu j woli, świadoma swej pracy gru - społeczna C yfry w ydobycia nodbi- a w górę cala (a grupa, a każdy jej pojedynczy członek jest współtwórcą warunków umożliwiających coraz sil
niejszy wzrost wydobycia l znowu trzeba się otrzeć o moralną stronę ro
botnika śląskiego Nie ma bowiem postępu w pracy, świadomego i nie
przymuszonego, nie ma wzrostu pro
dukcji i zwiększenia wysiłku, bez w y raźnej postawy etycznej. Mogą sobie amerykańscy socjaliści chwalić w rzaw ę strajków, mogą sobie w ielbić swoje re^
wolucje. Rew olucje nie zawsze są rew o
lucjami, czasem podobne są do z w y kłych burd A jeśli górnik zagłębia ślą
skiego nie myśli o strajkach, to prze
wyższa tamtych i uświadomieniem spo
łecznym i postawą etyczną. Spokojna, zacięta praca górnika śląskiego w co
dziennym trudzie buduje zrąb za zrę
bem pod nowe, wspólne szczęśliwe ży cie. Głosy publicystów i pisarzy mu
szą wołać, by praca ta miała swój zde
cydowany odpowiednik w organizacji dóbr materialnych i kulturalnych ro botnika polskiego Czyn polityków mu
si’ dążyć do tego, by analiza trudu gór
niczego przyniosła dalsze głębokie przemiany w życiu społecznym i by okrąglutkie cy fry nie stał- się ewan- ge! bez człowieka
p e r s p e k t y w a
O dry
„B óg w W arszawie w ięcej znaczy od Paskiew icza” . Ilekroć powtarzaliśm y sobie te m ickiewiczowskie słowa w dłu
gich latach okupacji, przysłuchując się salwom karabinowymi pod umęczony
mi murami domów W arszawy! Z M ic
kiewiczem na sercu, można rzec, dzielnie i szlachetnie przeżyw aliśm y wojnę Rocznica mickiewiczowska, która minęła w tych duiach, zobo
wiązuje nas jeszcze raz do głębokiego wniknięcia w świąt jego myśli, abyś
my z, nim rozpoczęli budow'ać polską demokrację.
Demokracja współczesna jest z du
cha socjalizmu — jak m ów i M ickie
wicz — jest to polot ducha naszego ku bardziej błogiemu istnieniu, nie indy
widualnemu, lecz wspólnemu i soli
darnemu. „Zaś posadą praw dziw ego so
cjalizmu jest uczucie religijn e i patrio
tyczne” .
Każde słowo m ickiewiczowskie prze
nosi nas w świat dzisiejszy. Po dzie
więćdziesięciu latach od jego śm ierci stwierdzam y z dumą, że nie ma w jego pismach ani jednej myśli wstecznika, że próżno byś nawet szukał w nim o - bjaw ów wstecznictwa najbardziej U - wsnółcśeśnj-mefftt. Mył bo
jownikiem prawdy, nie miał przed nią lęku i wierzył, o czym zresztą m ówił w College de France, że wszelka praw da nowa wym aga po człowieku nowe
go podniesienia się do niej, wszelka prawda nowa, to jest w szelka cząstka życia nowego, w zyw a człowieka do ofiary z cząstki życia dawnego” ” . Oto wspaniała ewangelia postępu, głos w ie
szcza, który w ierzy w praw dy nowe.
A le „prawda utrzym uje się tylko praw - dą“ “ , więc ostrzega M ickiew icz przed ćoktrynerami. którzy, „skoro czujem y się szczęśliwi i dumni z osiągnięcia ja kiejś prawdy, mówią nam zarazi nie macie .potrzeby pracować w ięcej, zdo
byliście już wszystko, przy św ietle te
go jednego promyka możecie iść do końca świata” .
M ickiewiczowskie praw dy po dziś dzień są żyw e i walczące. Dem okracja polska, która tyle już w zięła z głębo
kich pokładów polskiego słowa naro
dowego, sięgać będzie coraz w n ik liw iej do myśli M ickiewicza. P ozw oli nam to naprostoufać krzyw izny pierwszego zw ycięskiego marszu, a poszerzyć pro
ste szlaki prawdy, wielkości i wspól
nego szczęścia,
~ Górnicy
• *
Świąteczny numer „O dry" o zwiększonej objętości, ukaże się w sprzedaży już 20 grudnia
Cena 5 zł
6 6 ^ 0 2 0 6 5 6
o
O r o u i m ł a u * O a b r o w s l t i
O twórcze oblicze teatru społecznego
Gdyby wellsowska maszyna czasu m ogła nas przenieść w zaranie dziejów ludzkości — odnaleźlibyśm y zaczątki teatru u źródeł świadomego bytu czło
w ieka na ziemi. W nieartykułowanym w yciu naszego praszczura z epoki ka
miennej, w tańcu wojennym dzikich protoplastów rodu ludzkiego, w bałw o
chwalstwie religijnych obrządów, połą
czonych z krw aw ą ofiarą ku czci groź
nego bóstwa. K u lt Dionizosa wyszla- chetnlł odwieczną potrzebę teatraliza- c ji instynktów religijnych i poprzez ukwiecicne pochody i taneczne popisy w skórach koźlich, zaw iódł naś dó le
gendarnego wozu Thespiśa, do Aischy- losa, Sofoklesa i Eurypida, Podróż p o - ' przez (jalsze etapy ro zb o ju teatru w Europie nie odbędzie się Już bez prze
wodników, którym i praw ie zawsze I wszędzie będą Grecja i Rzym. Historia średniowieczna, ow e słynne Pasje, M o
ralitety, Comedia d elarte, Goldoni i
„Gozzi, bujny i obfity potok talentów epoki elżbietańskiej z boskim Szekspi
rem na czele, w e Francji drapieżny M o
lier, Cornellle, w Hiszpanii płodny Lope de Vega i Calderon — a później roman
tycy 1 naturfttiści “ 1 to "staóje' główhe naszej teatralnej podróży w czasie.
Gdziekolw iek się zatrzymamy, dostrze
żem y ścisły awtyzek teatru e epoką i je j problemami, z wyrazem je j tęsknot lub idei.
Czy będziemy to rozważać z punktu widzenia zagadnień społeczno-ekono
micznych, jak chce Markś, czy też u j
m iem y to zjawisko w sensie bardziej oderwanym — czy powołam y się na
„zw ierciadło" szekspirowskie — jedno w ypada stw ierdzić atattowczo: oblicze tw órcze ' i ' styl każdej epoki nar2UCftł się wyraziście wszędzie tam, gdzie sce
na służyła w ielk iej emocji religijnej, czy toż społecznej potrzebie mas, lub gdy zja w ia ł się dramaturg w yczuw ają
cy Zagadnienia .ńpokl Teatr grecki w y pełniał to zadanie może najistotniej i dlatego n. p. Antygona dziś jest równie aktualna Jak za czasów Sofoklesa. .Tkw i
v "siej jlła i y nie więdnących błam ów społecznych i ftM ftić fi 01
N a oblicze teatru w p ływ a przede wszystkim potencja twórcza dramatur
ga, zrozumienie ducha czasu, w którym pow staje dzieło sceniczne oraz potrzeba oczyszczenia (Katharsis) kompleksów psychicznych człowieka.
N ie o wszystkim jednak decydował dramaturg — żyw y teatr wzbogaca na
tchnienie póety formą odtwórczą i ukształtow anie^ scenicznym m yśli au
tora
T e form alne Środki wyrazu nie za
wsze dorów nyw ały w zlotom poety.
O perow e szablony 1 sam owolą prota- gonistów-aktorów panoszyły się na sce
nach europejskich jeszcze w końcu X l5 i w. A jednak podwaliny reżyserii pod gmach współczesnego teatru tw o
rzy li już znacznie wcześniej Diderot (Paradoksy o aktorze), Molier, Wolter, Riccoboni, Goethe (W ilhelm Meister), Leśśińg (^Dramaturgia Hamburgska).
Sform ułow ali oni swe wym agania pod adresem sceny, ale jak to w yglądało w praktyce niestety n ie. Wiemy.
Dopiero pod koniec ubiegłego stule
cia pojaw ia się tw órczy reżyser teatru Ks. M einingen-Kroneck, w R osji Stani
sławski -rr. poczetn Reinhardt i Gordon Craig.
Rola i zadania reżysera zostają za
kreślone precyzyjnie i wyraźnie. M ei- ningenczycy pierw si stw orzyli i rozw ią
zali zagadnienie harmonii wszystkich elem entów teatru — reżyserii, skompo
nowanej całośei ensamblu, dekoracji, świateł, muzyki, kostiumów i t. d. — P ra w ie równocześnie w ielk i reform ator rosyjskiego teatru Stanisławski stw o
rzył t. zw. Mchat (M oskiewski Teatr Artystyczny). Działalność tego reżysera związana ściśle z dramatyczną tw órczo
ścią wielkich autorów Czechowa i Gor- kija'- w yw ołała istny przew rót w do
tychczasowych -pojęciach scenografii, gry aktorskiej i reżyserii nie tylko w Rosji, ale 1 na całym świecie. K ażdy szczegół scenicznego wyrazu, każde sło
w o i;ekstu, najdrobniejszy rekw izyt i kostium, były: przedmiotem starannych studiów przygotowawczych i omówień.
W ciągu wielomiesięcznych prób anali
tycznych przygotow yw ali teksty ról — doprowadzając naturalizm dialogu do mistrzowskiej prostoty Lecz już w e Francji naturalizm w sztuce spotkał sie z r e a ie ją impresjonistów ■ i e^presioni sfów, Teatr również począł szukać ao- . . ,-,-3^ > ~ v - r ; ... ,
wych dróg. W ielki reżyser angielski Gordon Craig a w Niemczech M ax Reinhardt, w Rosji Wachtangow — za
protestowali przeciw przeładowywaniu sceny obfitością naturalistycznych szcze
gółów i naśladowaniu życia w teatrze.
Craig zastąpił naturalistyczne dekoracje kotarami i rozbudową płaszczyzn sce
nicznych. Reinhadt przeniósł scenę na arenę cyrku. Wachtangow i Tairow za
stąpili naturalizm realizmem skrótów i uproszczeń konstrukcyjnych. Natura
lizm aktora jniał ustąpić miejsca t. zw.
realizm ow i socjalistycznemu. A więc aktor nie powinien wgłębiać się jed y
nie w indywidualne cechy roli, ale mu
l i szukać stosunku do otoczenia, do spo
łecznych zagadnień epoki. W e Francji Lotus Jouvet i Jacąues Copeau idąc w ślady eksperymentalnych film ów, po
szukiwali na scenie t. zw surrealizmu
— t. j. realizmu, który by zawierał w lobie ładunek emocjonalny przeżyć w e
wnętrznych, pozornie ukrytych, a jed nak decydujących o postępowaniu bo
haterów.
Oto w bardzo pobieżnym i p rym ityw nym skrócie drogi teatru w poszukiwa
niu swego oblicza.
Potężny kataklizm dziejow y w ykoleił nasz wehikuł czasu, przewartościował Wiele pojęć, zdewastował kulturę i zbu
rzył w Europie w iele miast i gmachów teatralnych, Furor ttteutonicua n aj
gw ałtow niej zw alił się na Polskę i roz- targał w strzępy bezcenny dorobek na
szej kultury. Postradaliśmy również w dziedzinie teatru więlu dramaturgów, aktorów i reżyserów. Bezlitosna dłoń barbarzyńcy zrujnowała gmachy, spa
liła biblioteki, rozkradła kostiumy Część aktorstwa polskiego, która oca
lała od łapanek i rozstrzeliwań, rozpro
szyła się po św.iecie. Z pośród, wybij;-.:
nyeh reżyserów' straciliśmy Węgierkę.
Zm arł niedawno Jaracz. Wierciński z trudem powraca do zdrowia. Mim o to
— teatry polskie Wyrastają- jak grzyby po deszczu i stosunkowo szybko reakty
w u ją swój wkład w życie kulturalne kraju. G .>ou ..ei.k,s#tu kl-polskiej win- uo jednak isc w pąrże reformą spo- łeęźttą naszej Ojczyzn^,. Tymczasem Jednak, jak dotychczas, hiew iele jest sygnałów wskazujących nowe kierunki Przeczytałem w iele sztuk napisanych w czasie wojennym, jeszcż.e więcej spło
dzonych po wojnie. Nie w iele znala
złem poćieehy dla strapionych serc kie
row ników scen polskich. Zapewne — dystans jęsżćZe zbyt bliski a straty kul
tury — olbrzymie. A lę cóż robią ci. któ
rzy ocaleli? Czy nie za w ie le poświę
cają • czasu publicystyce, zjazdom i re
feratom? Tematu chyba nie brak —■
niekoniecznie trzeba grzebać w gruzach, rozdzierać świeżo zabliźnione rany. Z a j
rzeć do szybów, do fabryk, przyjrzeć się ofiarnej pracy - kolejarza, górnika, tkacza. Podsłuchać rytm stalowni, rytm pracy tych, co nie spekulują, nie otw ie
rają handełków i barów. Pogawędzić z nauczycielem, z lekarzem, z repatrian
tem. Zapewne napijem y się trochę go
ryczy, - ale i w ielkie radosne wzrusze
nia ogarną serce pisarza i poety, pod w pływ em tych inspekcji. Tematu niie zbraknie z pewnością, Trzeba tylko w yjść z szablonu.
A le oblicze teatru społecznego to nie tylko wkład dramaturga — choć od niego najw ięcej żądamy. Oblicze teatru
— to jego kolektywna całość. K ieru nek. uspołecznienie aktorów, zespołowa harmonia, świadoma i jednolita forma odtwórcza,
A ,nasza rzeczywistość? Gdy spojrzę Wstecz — wśród wielu błędów polskie
go teatru , dostrzegam przede wszystkim
— ten największy, o którym tak tra
gicznie wspomina Jaracz w swym te
stamencie. Giełda! Giełda aktorska. Co.
rok, nowy teatr, nowy dyrektor, nowy zespół. Ażjotaż u Loursa, u B liklego Repertuar? „M atura" chwyciła w W ar
szawie — za dwa tygodnie w szyitkie teątry w Polsce grają „M aturę" — pa- dłą w Łodzi — grajm y „T ra fik ę pani generałow ej" lub „Jadzię wdowę".
Ź , gruzów T. K. K. T. powstaje upiór t straszy. Ęlektyzm repertuarowy, reży
serski, aktorski. Raz na lewo. raz na prawo. B yle publiczka waliła. Iksiń
skiemu nie udały się dw ie role — w al bracie na prowincję, Igrekowska udała się w „Cleniu", obol Niedługo u nas zabawi, Szyfman już jej proponował A Jaracz zaklina — „Czy uczestnictwo W poważnej twórczej pracy, czy re klamka, fotografia, wzftnaneczka?
Dotąd aktor w ob żyć życiem bałaganu piecąpgijpąsfewą, ni(^djiiłmedziHla.ośg|%rjn
z > n y ', głowa,' riibróbśtwa deklama
cji przy kieliszku, niżTżyć w problenrflieh swej sztuki.:, . f i i " -I I. ■.■■ ■■
Taki A le czy problemy poważne mo
gą powstać tam, gdzie dyrektor teatru wyławia na wędkę gaży co rok nowych aktorów i reżyserów, gdy repertuar do- stóśówywać musi do wskazań barome
tru kasy,, a kasę do gustów t. aw. pu- tthezki z kawiarni l barów
Dlaczego w Polsce przedwojennej tak prędko pozwolono rozlecieć się „Redu
cie", magistraccy swawolnicy rozpędzili na cztery w iatry zespół Teatru im; Bo
gusławskiego, a S ziller błąkał się z . teatru do teatru. Dlaczego Teatr Jara- ' cza w egetow ał praw ie bez subwencji?
A przecież to były jedyne teatry, które , pochwalić Się m ogły własnym obliczem twórczym i jako tako stałym zespołem.- Zespół Teatru Stanisławskiego w Rosji do dziś dnia zachował się praw ie w ca
łości. I nigdyby nie przyszło do głow y?
np. Kaczałow ów i przenieść się gdziein- , dziej Nie neguję tu ujemnych stron takiej konserwacji kolektywnej, ale od.-?
swieżanie zespołu powinno się odbywać . w ramach przyzwoitości? A plaga go- ■ śclnnych w ystępów i t. zw , objazdó-?*
wek? T o wszystko przyczynia się do,.
Wzrostu spekulacji aktorskiej, do ąsp o-' łecznej postawy aktora, Już słyszę od
powiedź. — Jakie obywatel .wyobraża sobie środki aaradćze? Czy teatry mają czekać na narodziny w ielkiego autora?
Czy mają grać tylko klasyczny reper
tuar? Czy Zaaplikować przymus i od
osobnienie m iejsca pracy dla aktorów?
Czy grać przy pustej w idowni? i t. d.
Alez niel Reform a teatru, to rzecz o w icie trudniejsza,, nawet od reform y rolnej, ale z pewnością łatwiejsza od pełnej odbudowy W arszawy • -
Tylko trochęv.dobrej w oli i energii, a.
szczególnie plahowej organizacji. R ozu
miem, że na to trzeba-czasu.
Rząd Polski ma zbyt w iele kłopotów finansowych, by mógł upaństwowić od • razu wszystkie teatry. N ie byłoby: to zresztą celowe. W iele znakomitych icen na Świecie powstało .z inicjatyw y pry
watnej. A le możnaby na początek oto-, czyć finansową opieką kilka najlep- . szych teatrów polskich i nie pozwolić innym teatrom na rozbijanie zespołu — wyznaczyć im odpowiednich kierow ni
ków i ' należytą opiekę artystyczną — stale kontrolując ich działalność spo- tecZno-organizkcyjną, Teatry te musla.- -fyby swoją działalność oprzeć na ści
słym kontakcie z Szerokimi masami młodzteży szkolnej. “ ^
Pod warunkiem, W * cena biletu nie będzie o d g ry w a li rob w budżecie tea
tralnym na tyle, by zmuszać admini
strację do szukania źródeł zarobku u.
t. zw publiczki, żądnej wrażeń erotycz
nych 1 łatwego dreszczyku, lub sw aw ol
nej Zabawy. _v; ' . . , , ? ? Oto maszyna czasu pOńiosła nas za /daleko, V? w przyszłość. Czyżby? sp ró
bujmy wysiąść z niej na stacji — te
raźniejszość ...
R e f le k s je zjazdowe
’ U w a g
Zjazd delegatów Z N P w Bytomiu za
szczycił swoją obecnością Prezydenl K R N Bolesław Bierut Świadczyłoby to 0 tym, że czynniki rządowe doceniają znaczenie fiaućżyoielstWa jako czynni
ka wychowawczego. Prezydent Bierut zapóWnił, iż Rząd Ze swfej strony bę
dzie dążył do polepszenia bytu nauczy
cielstwa ałe zaproponował równo
cześnie. przesunięcie pomocy szkole i nauczycielowi na czynnik Spółńćzny
» * *
P rzebieg dyskusji zjazdow ej ukazał dość przykre dla obserwatora zjawisko autokefalii, jaka ma miejsce w bryle komórek składających się ha ciało nau
czyciela. Po absorbeji podkładów-tłusz
czowych. w ygłodzony żołądek nauczy
cielski począł z kolei trawić najmiększe tkanki, i w ten oto sposób strawił mózg nauczycielski Zjaw isko to smutne, a społecznie niepokojące. Piszę tak dla
tego, że referat ideologiczny prezesa Maja nie wywołał, prócz kilku niecie
kawych i niepoważnych głosów, O- któ
rych nie w arto nawet wspominać; ża d nej głębszej dyskusji. A szkoda — czy się to bowiem komu podoba ozy nie podoba, szkoła i cały obszar kultury wchłaniają w swe wewnętrzne życie rzeczywistość ekonomiczno - politycz
ną, należało Więc, aby nauczyciel, który to wewnętrzne życie Szkoły stwarza 1 na obszarze kultury pracuje, przyjął pewną postawę wobec wydarzeń , w Polsce. .Wina, pod t y m , v\-zgi,.;deiją...!eży, i w organizacji zjazdu; •j Należało- g o
o setiMie ą a « a tfc t e ls k im Z O J P w właśnie tak zorganizować, aby ńie po
zostały niedomówienia. Fatalnym było w ięc OtWatcie dyskusji nad dwoma równocześnie referatam i; ideologicznym Oraz dotyczącym poprawy bytu.
Z ramienia Zarządu Głównego Z N P sytuację materialną szkoły i nauczy
cielstwa referowała ob Hoszowska. R e
ferat. co trzeba przyznać, ujęty bardzo zgrabnie, retdryćzhie zbudowany gład
ko -k nie został wdzięcznie przyjęty prżeż słuchaczy. Ten właśnie referat w yw ołał najżywszą dyskusję i„. spotkał się z druzgocącą krytyką, I słusznie, Ob. Hoszowska na podstawie przesłan
ki: Rząd znajduje się w wielkich trud
nościach, przyjęła tezę wypowiedzianą już i przez prezydenta Bieruta i mińi- stra Wycecha. że wobec tego część cię
żaru utrzymania szkoły i nauczyciela musi w ziąć na siebie społeczeństwo, a ściślej mówiąc, rodzice m łodzieży uczę
szczającej do szkół. A przy tym referent
ka zastosowała taki chwyt emocjonalny:
mężczyźni na to nie pójdą, ale my kobiety, ale my matki nauczycielki, znajdziem y, wspólny język z matkami naszych uczniów. I oto pierwszą m ów
czynią po ob. Hoszowskiej była kobieta i ona właśnie z miejsca odrzuciła koncepcję referentki. Negatyw nie do tego rodzaju stawiania sprawy i po- drobnego rozwiązania palącej kwestii odnieśli sic i inni mówcy.
Ogólnie rzecz biorąc, ton dyskusji miał nastrój liryczny S ala. reagowała p o zytyw n ie.. na lirycznie nastrojone
przemówienia Jedyną próbę, znanego zresztą z „K u źn icy" i „O drodzen ia";
członka Zarządu Głównego ob. Żół
kiewskiego, postawienia dyskusji na płaszczyźnie logicznej i rozumowej (mniejsza z tynJ czy słusznie czy nie); . z analizą trudności gospodarczych i .ko- ,?
munikacyjnych z jakim i Rząd walczy, spotkało kompletne niepowodzenie.
Jest rzeczą inną, że całkowite odsu- wanie odpowiedzialności z czynnika- rządowego na Czynnik rodzicielski nie ' ma żadnego Sensu. Pozycja socjalna i w ychowawcza nauczyciela spadłyby w te
dy do zera; znaczenie szkoły, zwłaszcza powszechnej, zupełnieby upadło. Na
uczyciel w ślad za zależnością m ateriał- • ną, wkrótce znalazłby się w zależności ' moralnej. O jakimś autorytecie.i sankr
cjąch, mających na celu upowszechnienie , oświaty, nie byłoby mowy. A poza tym,- jeśli nie rząd, ale społeczeństwo opłaca- łoby nauczyciela, miałoby ono prawo sta
wiać mu dezyderaty wychowawcze. A co, jeśliby w społecznych grupach w zięły . górę czynniki wsteczne 1 zażą
dały od nauczyciela realizacji swoich ■ t postulatów pod groźbą cofnięcia „ją ł- mużny"? W interesie zatem Rządu leży, aby uniezależnić nauczycielstwo' przez zapewnienie mu bytu, tak, aby było ono wykonawcą pewnej przemy
ślanej , polityki oświatowo - kultural- nej.
Dyskusja skończyła się na powołaniu specjalnej komisji, która powzięła pew ne uchwały, mające w yraźny charakter
o.
O P R Ą N r. 10 S łrc m a S
utopii, i dlatego m ów ić o nich nie warto.
Godnym uwagi jest też kończące dy
skusję wystąpienie prezesa Maja.
Oh. M aj oburzał się na frazeologię hurra patriotyczną, jaka cechowała w iele przemówień. Istotnie, gadanie o biało - czerwonym sztandarze jest go- łosłownem. Zarówno skrajno-prawieo- w a, jak i skrajno - lew icow a treść ży cia politycznego może jednako być spo
w ita biało - czerwonym sztandarem, P ow oływ an ie się ze strony prezesa M aja na mówców, którzy nie doszli do ! głosu i w yrażenie przekonania, że do- j piero oni m ieli w ypow iedzieć istotne l poglądy nauczycielstwa, jest dość naiw - ' ne. Że posiew dyskusji ideologicznej b ył m am y, to wina złej organizacji zjazdu. P rzy niedostatecznej m obilizacji środków propagandowych, jaka cechu
je naszą chwilę obecną, nic dziwnego, że nauczyciel nie jest należycie zorien
towany. N ie m ów ię już o radiu, ale nawet gazeta nie dociera do odsunię
tych miasteczek i zapadłych wsi. Zjazd w ięc powinien był stać się okazją dla akcji, że tak powiem , uświadamiającej.
A le w tym kierunku właśnie, przy or
ganizowaniu zjazdu, nie zrobiono nic.
W iele zastrzeżeń musi budzić passus przem ówienia prezesa M aja, w którym zaatakował on wszystkich nowych członków Z N P oskarżając i9ln o wstą
pienie do organizacji w celach d yw er
syjnych. B yła to dla w ielu bolesna zniewaga. Z chwilą bowiem, gdy do
szło do tego, że na placu pozostała tylko jedna organizacja nauczy
cielska, w ie le nauczycielstwa, posiada
jącego instynkt zrzeszania się, wstąpiło do jedynej organizacji jaka im pozo
stała. I jeśli Z N P w ziął ciężar repre
zentowania interesów nauczyciel
skich powinien też w ziąć na siebie obowiązek — trudny i w ym agający cierpliwości — wychowania neofitów.
A poza tym: sam prezes M aj stw ier
dził, że w Polsce dokonała się pewne
go rodzaju rewolucja. Dokonać się mu
siała w ięc także w umysłach licznych rzesz nauczycielskich. N ie wypada za
tem neofitów znieważać.
* * *
Zjazd pow ziął też znamienną, dotyczą
cą zmiany statutu uchwałę, w której sprzeciwił się wstępowaniu do Z N P pra
cow ników adm inistracji szkolnej.. Idzie tu o inspektorów szkolnych, w izytato
rów itp. Czy zjazd postąpił słusznie, to w ielkie pytanie. Bądź co bądź, pracow
nicy administracji szkolnej są współ
twórcam i życia szkoły i jako tacy nie powinniby być wyodrębniani ze spo
łeczności nauczycielskiej. W ręcz prze
ciwnie: powinniby znaleźć platformę, na której współżycie i porozumienie między nimi a nauczycielstwem byłoby umożliwione. A le ostatecznie stało się i trzeba będzie czekać może nowe
go zjazdu
• * •
Ogólnie rzecz biorąc zjazd był chy
biony. Mniejsza z tym, że nie p rzy
niósł nic konkretnego w kwestii popra
w y bytu nauczycielskiego, ani zmian statutu. Najważniejsze, że nie w y k ry stalizowała się na nim żadna idea, któ- raby blaskiem swoim wskazywała nau
czycielow i drogę. Delegaci rozjechali się nie zająwszy wobec dzisiejszej rze
czywistości polskiej żadnej postawy.
A szkoda, bo sami w sobie przedsta
w iają siłę społeczną i w interesie spo
łeczeństwa powinni byli to uczynić.
W innym tu jest brak organizacji. . Nie m ów ię tu o organizacji strony technicz
nej, bo ta przedstawiała się znośnie, ale o organizacji wewnętrznej. N ie można się oprzeć wrażeniu, że ta de
zorganizacja była celowo i inteligentnie zorganizowana. N ie chcę jednak na, ten temat czynić żadnych sugestii, w ięc na tym tylko, co powiedziałem, poprzestanę.
Z D Z IS Ł A W JÓZEF TOR
C t s t t f * P a i s U i e g a ^ Z a c h o d u
O czy stość język a polskiego na Ziem iach Zachodnich
r Szklarska Poręba, w grudniu.
W - słusznej trosce • repolonizację Ziem Zachodnich podnosi się sprawy teatru, kina, radia, książek i czasopism nietylko dostępnych dla niew ielkiej garstki in teligen cji zamieszkałej w skupiskach miejskich, ale i dla szer
szych w arstw ludności osiadłej na wsi i .dojeżdżającej do miast i miasteczek w celach handlowych, adm inistracyj
nych, a może nawet ubocznie zaspaka
jającej przy okazji i sw e pogrzeby k u l
turalne (w korespondencji z Kłodzka w nrze 7 „O d ry” czytam y o gospodarzu, który przejechał 12 km na row erze i spowodu zamknięcia kiosku nie mógł zdobyć tak pożądanej gazety).
Dla wszystkich tych łudzi obok głęb
szego nurtu kulturalnego, który dopie
ro z- biegiem czasu uda się w ytw orzyć
— istnieje już dzisiaj strona zew nętrz
na kraju, ta, którą chwyta chciwymi oczami zarówno tubylec, jak i przy
bysz z Polski centralnej oraz przesie
dleniec z Ziem Wschodnich. M oże tak jest nie wszędzie, ale niestety vf mia
steczkach Śląska Dolnego, które zda
rzyło m i się przewędrować, jest to za
iste puszcza zachwaszczona, gdzie za
równo osoby prywatne, obierające so
bie placówki handlowe, jak niestety gdzieniegdzie 1 władze m iejskie w y czyniają istne harce językow e. Brak ezeionek polskich w drukach, j. rap.
w-.wychodzącym w W ałbrzychu „ T y godniku Polskim ” jest dość przykry, ale trudności są widocznie duże w skompletowaniu zasobów m iejscowej drukami. Dlaczego jednak ręcznie w y konywane szyldy sklepowe, k aligrafo
wane ogłoszenia, a nawet rozporządze
nia urzędowe nierzadko nie uznają gramatyki, w cudaczny sposób kaleczą ł przekręcają język polski — wzoru
ją c się na panującej tam dotąd niem - ezyżnie i mieszając polskie lite ry (J.
np. t i 1)?
Tak w ięc w Jeleniej Górze zobaczyć można rap.' „B ar Podehalankę” , „A p te kę Elżbiety” (Elisabeth - Apotheke),
„K olon ialn ie” (tow ary kolonialne), ..Sklep zelaza i kuchenech artikutow ” W Cieplicach .Kran en -apotheke” prze
tłumaczono poprostu na „A p tek ę koro
nową” W M atejkowicach najpiękniej położony pensjonat, dziś jeden z sied
miu (w jednej m iejscowości!) domów wypoczynkowych M inisterstwa Prze
mysłu dla Związku Włókienniczego nazywa si* dźwięcznie, ale niekonie
cznie z sensem w języku polskim:
„Z ło ty w idok” loczywdście przetłuma
czone żywcem z „Goldene Aussicht” !) W Wałbrzychu niemal na każdym ro
gu ulicy Ł na każnej pustej jeszcze szybie w ystaw ow ej Ogłasza sie ..Skola taneow” i t.d. i t.d.
Koroną jednak chyba niechlujstwa językow ego było ogłoszenie burmi
strza w Szklarskiej Porębie w brzm ie
niu następującym:
„Ogłoszenie W porozumieniu się z władzami w ojskow ym i tut Garni
zonu, z dniem dzisijszym t. j. 18 sierpnia 1945 r. god. policyja ustala sie godz. 20-ta Chodzenie po godz.
zakazanej bedzie kazrana.”
Burmistrz (tu następuje podpis).
Dodać należy, że w powyższym ogło
szeniu umieszczono poprawny tekst niemiecki na pierwszym miejscu. Ję
zyk polski — urzędowy, znalazł się na drugim miejscu i w podobnej form ie!
Obok tak karygodnego zachwaszcze
nia językow ego na uwagę zasługuje sprawa estetyki szyldów. W iele jest obiektów architektonicznych o charak
terze zabytkowym . Na szczęście nie wszystkie miasta na Śląsku są tak zniszczone jak Nysa lub niektóre dziel
nice W rocław ia Trzeba zobaczyć np.
piękny rynek w Jeleniej Górze oto
czony zabytkowym i kamienicami, o m alowniczej i - urozmaiconej sylw ecie szczytów, wieńczących wąskie zazw y
czaj fasady i podcieniach biegnących dokoła czterech stron rynku ze stoją
cym pośrodku ratuszem — żeby oce
nić nietylko piękno zestrojonego zespo
łu architektonicznego, ale i dobrze do
chowany zabytkow y charakter tej czę
ści miasta. Ponoć dawniej były tam duże nawet szyldy czarnymi lub zło
tym i literam i gotyckim i wypisane na szarym, zielonkawym lub neutralnym tle. Dziś niestety ulubionym szyldem nowych w łaścicieli sklepów, restau
racji, hoteli i barów jest nakształt transparentu wypisany tekst czerw o
ny na dużym białym tle. Jaskrawe szyldy z często nleortograficznym tek
stem, białe plam y tych „transparen
tów ” szpecą zabytkowe kamieniczki psują harmonię m alowniczych zauł
ków, uliczek i placów o tak nieregu
larnym nieraz, a malowniczym planie N a marginesie powyższych uwag pragnę poruszyć jedną jeszcze sprawę N ie wiem , co pokazuje „O rbis” w oknach w ystaw ow ych swych biur w innych miastach Ziem Zachodnich. W Jeleniej Górze dekorację — czy może treść w ystaw y stanowią broszurki 'pro
pagandowe wyłącznie w języku nie-
C zw a rty grudni**
św ięta Barbaro, górników patronko, zejdź w niew oli podziemie czarne i szaty sw ojej koronką
osłoń tajną drukarnię!
Patronko pracy podziemnej, rozświetl krecią ciemność
lochów, w których się broń wykuwa;
nim padnie hasło
nad górnikami narodu czuwaj, a wrogom oczy zasłoń.
św ięta Barbaro! Św ięta Barbaro!
ginących pokrzep zwycięstwa w iarą;
w zm ocnij dłonie, nowe codziennie,
na trzonkach skrwawionych kilofów i szpadli, a tym, co padli
w podziemiach, bez chwały, bezimiennie daj chwałę, której się — żyw i — wyparli, daj wolność, za którą pomarli.
św ięta Barbaro, patronko podziemia!
rozświetl ciemność więzienia, uśpij bagnetów dozór!
i o ojczyźnie śniącym niedościgle otw órz więzienia rygle,
wyłam bramy obozów,
w yroki wroga ciążące jak kamień na śmierć zaszczytną zamień w w alce!
Ciebie w zywam y, górnicy żywcem pogrzebani:
Święta Barbaro,
w yw iedź nas z otchłani, wyprow adź w słońce, na ulicę!
Śpiącym w kryjówkach sztandarom daj na barykadach wśród kul zaiopotaĆ!
W yprow adź naszą młodość niecierpliwą z odkrytą przyłbicą,
z ciasnoty konspiracji — na kulomioty!
daj zapłacie krw ią żyw ą za wielką Polskę.
Z poezji konspiracyjnej, z tomu
„Słow o praw dziw e". (A u tor nieznany)
A i c k s a M Ć c r U ł ' ć e r a
p o z d ro w ie n ie Uopaini Ferdynand
N ie było mi ostrzym niej i nic było bardziej smutno, niż kiedym w ęgiel niewoli na wózkach pchał, ciskacz wyśm iewany tu na Ferdynandzie, a w serce mi kilofem biła przemoc pruska.
A le zarazem rosio w m ojej piersi ciasnej okrutne zrozumienie dla braci górników, , dla pracy już nie cudzej, ale sw ojej własnej za-m arek siedemdziesiąt i ileś fenigów.
Na dniówkę zganiał ze snu wczas rano mnie budząc codzienny upór matki nad moją poduszką.
W ięc była mi kopalnia nienawiści muzą, jedyną zaś miłością roztomiłe łóżko.
M ój ból piął się po stemplach jak ogień serdeczny, gdy na dobitek złego w ustach renegatów
rodzimej, śląskiej gw ary kukułki wszeteczne stroiły się w skrzydełka niemieckich ornatów.
Lecz tak nie miało zostać, więc pew nej godziny pokwapił się Ślusarek z rębaczem Gajewskim i kryształ patriotyzmu z w ęgielnej głębiny ukazali mym oczom od szczęścia niebieskim.
Nie było mi weseiej i nie było bardziej jasno, niż kiedym wówczas aktem apostolskim w itał ten dzień pod ziemią, tu na Ferdynandzie Jak orzeł uśmiechnięty nar! odkryciem. Polski
mieckim opisujące uzdrowiskowe m iej
scowości w Polsce Są to przeważnie wydawnictwa propagujące „D asG ene- ralgouvernem ent” pod patronatem Fran ka. Pom ijając już niedopuszczalność podobnej reklam y w Polsce, czy jest do pomyślenia, aby ją przywozić na Śląsk, gdzie nawet od dochodowych,' jak „O rbis” instytucyj wymagać jed nak należy obywatelskiego stosunku do potrzeb i żądań zajm owanej pla
cówki handlowej Dla kogo wreszcie są przeznaczone te niemieckie opisy zdobne w obrazki o wschodnim, egzo
tycznym, obcym Polsce charakterze (j.
np. barwny zaprzęg sani, przypomina
jący do złudzenia „trójk ę” , mający ilustrować sporty zim owe w K rynicy)
— czy dla pozostałych jeszcze N iem ców czy dla przesiedleńców z Ziem Wschodnich, nie znających przeważnie ani języka niemieckiego, ani opisywa
nych miejscowości? M oże narazie. do
póki się nie wydrukuje nowych pros
pektów, w ystarczyłyby powiększenia ze zdjęć fotograficznych, ilustrujących w sposób estetyczny, a praw dziw y re
klamowane uzdrowiska.
Czy nie m ógłby tych spraw wziąć pod opiekę istniejący w każdym tnieś- eie na Ziemiach Zachodnich W ydział Sztuki i Kultury, który wszak obowią
zany jest czuwać nad cąłnieiy zagad
nień kulturalnych na tym terenie.
P rzy dobrej w oli i doborze odpowie
dzialnych ludzi na stanowiska k iero
wnicze tego resortu da się zastosowań zarówno rew izję językow ą ogłoszeń 1 szyldów publicznych, jak i zaspokoić wymagania estetyki ich wyglądu. N ie wolno na Ziem ie Zachodnie przyw ozić niechlujstwa językow ego i tolerować kaleczenie j ę z ^ a ' polskiego pńzez jesz
cze tam pozostałą ludność niepbTskie- go pochodzenia, która znajomość w y szydzanego i tępionego dotari tezyką traktuje koniunkturalnie.
St. M. S.
I. |. K ra s z e w s k i f
STARA BASN
C E N A 80 ZŁ.
Do nabycia w e wszystkich Księgarniach
Spółdzielnia Wydaw r?-rteiniV
K a r o t i 3 r u 9 x a h
powieść angielska w okresie wojny
i.
Najlepsze angielskie powieści, wyda
ne podczas wojny, nie wojną mają za temat. Czasami — jak w Virginii W oolf
— wojna nadciąga ku nam z daleka, jak groźba usymbolizowana cieniem bom bowców: kiedyindziej — jak u Grahama Greena — destrukcyjna siła w ojny i jej bezwzględność jest antyte
zą bezwładu • duchowego i melancholii nowoczesnego człowieka'! jeszcze In
nym razem — jak u Rexa Warnera lub u J B Priestley'a — jest straszliwą pró
bą, klęską cywilizacji, którą pokonać można nie zewnętrznymi, niewiodącymi do celu nowoczesnymi środkami techni
ki czy wiedzy, lecz odrodzeniem ludz
kiego serca i ducha.
W szyscy ci wymienieni współcześni pisarze angielscy zdradzają głęboką troskę o człowieka, o nastawienie u- mysłu w stosunku do świata i do ludz
kości W pojęciu ich człowiek to jedno
stka społeczna, członek społeczeństwa, w stosunku do którego ma on obowią
zki a które jemu zapewnić ma pewne prawa. W poglądzie na społeczeństwo różnią się oni zarówno od autorów po
czątku stulecia — zwłaszcza od Wellsa, Shawa i Galsworthy'ego, którzy w ierzy
li, iż ludzkość zmierza ku lepszemu, drogą spokojną 1 powolną — jak te* i oH autorów doby powojennej — w pierwszym rzędzie od Lawrence1* t Joyce‘a — którzy dostrzegają tylko ty
py ludzkie pełne zwątpienia, z rozterką w duszy, bez wzajemnych, kontaktów bez zainteresowania dla zagadnień spo
łecznych, bez uczuć i instynktu społe
cznego.
Współcześni powieśctopisarze angiel
scy rozumieją oczywiście, te zbudowa
na na Ideałach starożytności i chrze
ścijaństwa społeczność europejska roz
padła się N ie wierzą jednakże jak au
torzy z początku stulecia (socjaliści- utopiści), że moina ją uzdrowić czy zrekonstruować przy pomocy jakiegoś genialnego systemu gospodarczego. Od genferacji autorów powojennych różnią się oni tym. te głoszą znowu wjarę w człowieka Lecz nie tak g o . oni widzą jak Lawrence czy Joyee: typ mało war
tościowy, nie zdolny do uczuć i głęb
szych przeżyć, do miłości i altruizmu słowem — zwierzak, wydany na pa
stwę chwilowych impulsów, kierowany nieskoordynowaną, niejasną podświa
domością. — W idzą go natomiast jako istotę obdarzoną rozumem i wolną wo
lą
Prpblem ten widoczny jest zwłaszcza tj Aldous'a Huxley‘a, który — w yzbyw szy się już beznadziejności tak wyraź
nie zaznacza jeszcze w „Polnt-couńter- point" lub „Eyeles* ln Ghaza" — wrósł z kolei mocno w nową etykę religijną którą charakteryzuje atmosfera nauki wschodu Huxley wydał w czasie w oj
ny dwie powieści. Pierwsza „A fter ma
ny a summer” 1942, Jest satyrycznym obrazkiem milionerskim intelektualnej Ameryki, lecz zarazem i poważną prze
strogą. Temat podobny jak u Capka:
„V ieci Makropulos", i u Shawa: „P o
wrót do Matuzalema": długowieczność Amerykański milioner sprowadza an
gielskiego historyka, by mu przygoto
wał do wydania prywatne archiwum starej rodziny szlacheckiej, nabyte na Hcvtac1i Obraz Ameryki, którą angiel
ski historyk włdzi po raz pierwszy, przypomina upiorny sen. Milioner żyje w pałacu - drapaczu chmur z basenem kąpielowym na dachu, w windzłe wisi oryginał starego holenderskiego mist- rza kochanka milionera ma w ogro.
dzie dokładną kopię groty Lourdes Na luksusowym cmentarzu, zwanym „O- grodem miłośei 1 wspomnień", zamiast marmurowych aniołów i krzyży, stoją rzeźby nagich kobiet wszelakich okre
sów i stylów, zwiezione z Europy, a e- lektryczne organy automatyczne w ygry
wają bez przerwy klasyczne i nowocze
sne melodie. Anglik wykrywa, że jeden z przodków rodziny, której dokumenty kataloguje, zajmował się badaniem dłu
gowieczności i że udało mu się ustalić przyczynę długowieczności karpi, kry
jącą się w pewnej substancji, zawartej w wnętrznościach karpia Z dziennika szlachcica, spryciarza i cynika, Anglik dowiaduje się także, że odkrycie swo
je stosował tamten z dobrym skutkiem na swoim orgepiźmie, Dzieli się wie- wynikiem swych badań z orywatnym lekarzem swego pracodawcy. Obaj w y
jeżdżają do Anglii, gdzie ostątecznle w piwnicach pewnego zamku odnajdują owego szlachcica z osiemnastego w ie
ku i jego żonę. Mają coś po trzysta lat Potomkowie trzymają ich w ukryciu, ponieważ na skutek cofania «ię w roz
woju zmieniii się w istoty ograniczone wstrętne, w pół zwierzęta, stojące na pograniczu pomiędzy człowiekiem i mał
pą. Huxley przeprowadza popularny wykład na zasadach naukowych. Jed
nakże w książce nie to jest ważne:
główna myśl przewodnia książki to przestroga przed ślepą wiarą w bezdu
szny postęp
Druga powieść Huxley a, „Tim e must have a stop" 1944, sięga nieco głębiej jako utwór literacki jechiak jest mniej wartościowa Główną postacią jest tu młody, angielski poeta, który w począt
kowej akcji powieści ma lat siedemna
ście. Piękny jak efeb, naiwny i próżny, cyniczny i marzycielski, męczy się w twardej szkole życia pod ręką ojca, bo
jowego lecz niedocenianego przez oto
czenie dziennikarza socjalistycznego' Stryj m łojzieńca — bogaty kulturalny i epikurejski cynik — zabiera go ze so
bą do Florencji, gdzie sam żyje z ślepą, ekscentryczną teściową i jej towarzysz
ką Te trzy sylwetki: hulaka stryj, cze
piająca się życia starucha i wytworna samiczka - opiekunka, która uczy mło
dego poetę kunsztu miłości cielesnej, są przedstawicielami czysto zmysłowe
go, instynktownego życia materii, bez ducha i celu. Przeciwstawia im Huxley biednego księgarza, mistyka . ascetę, pokornego służkę życia. Akcja książki nie wnosi nic specjalnego: stryj wśród straszliwej grozy w ataku sercowym umiera samotnie na kamieniach posadz
ki w łazience. I tu podejmuje Huxley ciekawy eksperyment literacki. Stara się udowodnić nieśmiertelność jednost
ki, usiłuje zrekonstruować świadomość pośmiertną i obraz duszy, która żyła w ciele starego hedonisty Robi to na wpół serio, na wpół żartem — jednakże ogromnie ciekawie Książka kończy się tak, jak się zaczęła: odgłosem londyń
skich dział w noc sylwestrową 1943 ro
ku Poeta — poprzednio młody pajac
— obecnie zmądrzął, Ojciec jego nato
miast dochodzi do przekonania, że jego życie jest całkowicie bezcelowe Autor podkreśla, że tylko pełne pokory za
pomnienie o sobie samym pozwala człowiekowi wyzbyć się uczucia wła- snej podwartośdowości i zbędności, wiedzie do harmonii z bóstwem, skąd dopiero wypływa społeczne, zbawcze światło.
Ciekawy dla dzisiejszego kierunku angielskiej powieści jest fakt że zaga
dnienia dotyczące spraw bytu właści-
Wołanie o przymierze literatury ze Śląskiem ma Już swoje tradycje i to nie byle jakie, skoro patronuje im Stefan Żeromski. On to bodaj pierwszy rzucił pisarzom polskim oskarżenie za przej ście do porządku nad cudem narodowe
go odrodzenia Śląska 1 nad bohaterst
wem Ślązaków (Snobizm i postęp"
1923). Chociaż działo się to lat temu przeszło dwadzieścia, glos Żeromskiego nie stracił nic na aktualności, jakkol
wiek zagadnienie samo przeszło tym czasem różne fazy. Julian Przyboś w siedem lat później wołał o oderwanie piśmiennictwa śląskiego od pnia regio
nalizmu i wprowadzenie go w krąg od
działywań literatury społecznej, wska
zując ten prąd literacki jako właściwy kierunek rozwoju pisarzom ziemi ślą
skiej. A Jeszcze siedem lat po nim Ste
fan Papee daremno kusił literatów bo
gactwem wątków, świeżością ich I eg- zotyzmem, różnorodnością i swoistym pięknem.
Jakkolwiek na przestrzeni tych lat zmieniło się wiele, jakkolwiek Śląsk wprowadzony został do llteratnry w y siłkiem własnych pisarzy 1 tych, któ
rych ku sobie przyciągnął z zewnątrz — żaden z typowych dla tej ziemi wątków literackich nie znalazł pełnego artysty c*nego wyrazu, żaden z pisarzy nie uka zal go jeszcze w pełnym świetle w ła snej artystycznej wizji.
wości, istoty i roli człowieka — które biją bu nam wyraźnie z pomiędzy wier szy powieści Huxley'e — spotykamy także ostatnio i w powieściach Somer- set Maugham a Znaliśmy Maughama jako pisarza solidnego, bezlitosnego, o zacięciu raczej materialistycznym. Jak
że często wypadało nam żałować, że autor ten świadomie, jakby przez jakąś przekorę prześlizguje się lekko oo wierzchu zagadnienia Nowa jego po
wieść. „The Razors edge' 1944 jest całkowicie różna od dawnych. Znacz
nie więcej uczuciowa, pełna prostoty Może tylko dlatego, te autor, chociaż
— jak sam przyznaje — nigdy w meta
fizyce nie był zbyt mocny, pragnie wejść na wyżyny, z których niejeden bardziej wytrawny duch ze wstydem zleciał.
Maugham kreśti życie swego przyja
ciela, Amerykanina Larry'ego, który podczas uprzedniej wojny światowej był pilotem Po powrocie do Chicago zorientował się, że nie nęci go ani ży
wot mieszczański, ant wydawanie pie
niędzy Rzuca więc swą narzeczoną, przeciętnie bogatą i nieprzeciętnie pięk
ną Amerykankę, i wyjeżdża do Paryża.
Tam właśnie poznał go Maugham, lecz wnet stracił go z oczu Spotykają się znawu dopiero po dziesięciu latach Przez cały ten czas Larry miał niesły
chanie bogate przeżycia: od środowiska cyganerii artystów paryskich, aż po pustelnie Tybetu, gdzie drogą wyrze
czeń i wyzwalania ducha zdobywa) w ie
dzę bogów I dosięgną! szczytów filo
zofii indyjskiej, zdobył wiedzę, której zadaniem jest wyzwolenie duszy z w ię
zów nowych narodzin po śmierci.
Maugham i tytuł i motto książki wziął z Katha-Upaniszady: „N ie tatwo Jest przejść tnące ostrze brzytwy, nie łatwa jest także — Jak głoszą mędrcy — dro
ga do zbawienia"
Larry jest nowoczesną analogią Ne- chliudowa lub Myszkina; tak jak oni marzy o tym, by filozofię swą stosować w praktyce, i — tak jak oni — przegry
wa W Paryżu, wśród prostytutek naj
gorszego gatunku, spotyka swą znajo
mą z dzieciństwa, Żofię Usiłuje ją rato
wać, gotów uawet wziąć ją za żonę Lecz Zofia powraca do trybu życia, któ
ry jest już jej drugą naturą: ostatecznie ginie z ręki przygodnego kochanka
Jest tu 1 wzbogacony Żyd, który, wdarłszy się w środowisko międzyna
rodowej arystokracji, kończy żywot ja
ko szlachcic 1 szambelan papieski jest francuska modelka utrzymanka które' długoletni je] kochanek przez przepła conych krytyków wyrabia opinię zdo’>
nej malarki by móc zawrzeć z nią u- znane przez ooinle małżeństwo «a
Wystarczy to sprawdzić na przykła
dzie jednym z najbardziej charaktery
stycznych I zasadniczych, Jakim jest ko
palnia I człowiek z nią związany. Mo
tyw ten zaniepokoi! literaturę naszą już dosyć dawno, bo przypomnieć trzeba z końca ubiegłego stulecia powieść A r tura Gruszeckiego „Krety" (1897). Po
wieść ta z surowym realizmem ukazuje trud i mękę górnika, który w zapłacie otrzymuje tragiczną śmierć w kopalni.
Po tej pierwszej próbie wprowadzenia kopalni do literatury pojawi się ona już jako motyw dalszoplanowy ale naświe
tlony wyraźnie od strony społecznej w Żeromskiego „Ludziach bezdomnych"
(1900) a dalej dopiera w „Czarnych skrzydłach" Bandrowskiege.
Jako motyw dominujący ukaże się kopalnia i jej człowiek dopiero u G u stawa Morcinka. Wychodzące rok po roku, począwszy od roku 1929 Jego ksią
żki: „Serce za tamą", „Bylj dwaj bra
cia", „Wyrąbany chodnik". ..Narodziny serca", „Chleb na kamieniu" wprowa
dzają czytelnika systematycznie w pod
ziemia kopalniane, w Ich życie tajem
nicze i nieznane dotychczas, stawiają przed nim obrazy niewolniczej niemal pracy człowieka i niebezpieczeństw, ja- kir go otaczają, starając się zarazem odsłonić swoiste tajniki jego psychiki, świat jego wewnętrznych przeżyć i oso
bliwych wierzeń. Przeszedłszy na twór-
wspaniałe typy amerykańskich busmes- smenów, jest też Larry i nieszczęsna nimfomanka i alkoholiczka Zofia W szy
stkie te postaci żyją pełnym życiem, wszystkie je możemy widzieć dokład
nie —- mimo ram książki. Jest to zra- sztą normalny walor postaci z dobrych powieści
Młody powieściopisarz R e* Warner, którego powieści uzyskały w Anglii znaczny rozgłos, nie szuka z chaosu no.
woczesnych spraw społecznych drogi ku nowej mistyce — jak Huxley — ani nie zadowala się skonstatowaniem smu
tnego stanu współczesnego — jak Maug
ham l on także wierzy w człowieka, stawia na wartościowe jednostki, które znając cenę i wartość życia, me będą dążyły do zdobycia władzy ani stoso
wały przemocy w stosunku do Innych, lecz z całą świadomością miłości bil*
źniego i uczuć społecznych doprowa
dzą do prostego, szeroko pojętego ko
leżeństwa wśród ludzi. Jedna z postaci jego powieści „W h y was I killed?", 1944, które spotykają się w Londynie przy grobie nieznanego żołnierza z po
przedniej wojny światowej, rozwija problem przyszłego ws ółżycia ludzi w koleżeństw i^ takiej miary, jakie wy*
twarza wojna i wspólne niebezpieczeń
stwo Jest to jednakże niedostateczne, gdy nie jest dalej rozszerzona i pogłę
biana
. Inna powieść Warnera „The Aerod- lom e" 1941, Jest odbiciem dzisiejszego świata-. Nie będę podawał skompliko
wanej treści, wysnuję tylko myśl prze
wodniczą Warner konstniktuje wieś, przeciętną gminę, gdzie mieszaik pierwiastki dobra i zła. gdzie panoszy się bezwzględność niedołęstwo krę
tactwo — z lotniskiem, ogromnym wspa niałym warsztatem nowoczesne’ nga- nizacji i techniki Na lotnisku rządzi wszechwładnie marszałek-lotnik dyk
tator, który pławi się we frazesach najwznioślejszych ideałów gotów jest jednak zdeptać każde ludzkie uczucie czy odruch byle wzmocnić swą władzę.
Słowem: lotnisko jest wyrazem dążeń dzisiejszego człowieka do wykorzvsta- nia nowoczesnej techniki, celem narzu
cenia w momencie chaosu społeczne
go nowej silnej władzy
Rexowi Warnerowi bliSk’ )est e g o współczesny Graham Gieene, najwięk
szy chyba z obecnych powieściopisarzy angielskich Greene test katolikiem le.
go powieści, chociaż pełne bogate! frzy- mającej czytelnika w napięciu *reści, snuiącej się potoczyście i lekko są w -ałe' dzisiejszej literaturze poprostu jedyne Jest to typ opowieści ,Ś thóse", powieść! filozoficznych, jak niektóre dzieła Dostojewskiego ' Tołstola O e e -
czość dla młodzieży w latach następ
nych Morcinek kontynuuje ten motyw, by wreszcie pod.ją wszy próbę powieści psychologicznej, uczynić w „Inżynierze Szerudzie" kopalnię nie tylko głównym tłem powieści, ale niemal jej głównym bohaterem, motorem akcji 1 katastrofy.
W ślady Morcinka podążył skwapliwie Adolf Flerla. Złożyło się tak, że pierwsi piewcy kopalni i górnika wyszli nie * fzarnego Śląska, nie z górnośląskiego zagłębia przemysłowego, lecz z górni
czego rejonu Karwiny, gdzie kopalnia lako źródło Inspiracji literackiej musi walczyć o pierwszeństwo z urokiem beskidzkiej przyrody, gdzie w rywali
zacji z górnikiem wchodzi do literatury beskidzki góral. Fierla zaczął niemal równocześnie z Morcinkiem od tomiku poezji „Cienie i blaski" i odrazu prze
sadził. Uczynił z górnika tragiczną ofia
rę pracy, z kopalni katorgę a zrobił to przy tym tak nieporadnie, banalnie i sztucznie, że chybiły wszystkie z zamie
rzonych efektów. W poczuciu tego nie- powodzenia a może pod wpływem pew
nych sugestii, które mogły wyniknąć i lektury niektórych opowiadań Morcin
ka, przerzucił się Flerla w drugą osta
teczność i w niedługim odstępie czasu stworzył mit o „kopalni słonecznej".
Upodobnił ją do swoich rozdzwonionych, .rozdudranych", przesyconych słonecz
nym blaskiem „groni beskidzkich" „Du- draJy w niebo przyśpiewkami wieże",
„radośni hawierze" szli do niej „żywot rąbać w najłaskawszym trudzie" i „gdy sztajgrzy kazali wszyscy „ i-<’■ na wierch wyfarali"
Wspomnieliśmy o przypi. ; . ; ’ .,ej roli sugestii niektórych opowiadań Morcin.