• Nie Znaleziono Wyników

Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 2"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

P I S M O L I T E R . A C K O - S P O Ł E C Z N E ;

Rok I. K atow ice, 5 sierpnia 1945 r. Nr. *2

A d a m S z u t e r a

'polshim szimkietn

i

c i e r n i o w y m

D ziw n y m g n a n y lo se m , ja k z w ie rz s z c z u ty ,, p r z e d o s ta łe m się n a re s z c ie p rz e z „ z ie lo n ą g ra n ic ę " . W d a li ża m n ą m a ja c z y ła b u d k a g ra n ic z n a i h itle r o w s k ie sz la b a n y . J e s te m a a t e ­ r e n ie t. zw . R e ic h u H itle ró w i H im m ­ le ró w , p a ń s tw a n a js tra s z n ie js z e j in ­ k w iz y c ji... M ró z s k rz y p i, p o d n o g a ­ m i, b r n ę p o p rz e z z a r o ś la i c h a sz cze , w y ty c z a ją c k ie r u n e k sw e j d ro g i p o ­ d łu g o d g ło su u ja d a ń h a rw o s z ą c y c h p só w . D o p iero n a d o so w ia ły m r a ­ n e m d o ta rłe m d o b o g u m iń s k ie g o

„ k ą ta tr z e c h c e s a rz y " ... n a te re n ś lą s k ie j ziem i.

P o z n a ję te s tr o n y z u c z u c ie m j a ­ k ie g o ś n ie o k re ś lo n e g o i tr u d n e g o do z a n a liz o w a n ia p o d n ie c e n ia i m ęk i.

C z u ję , z e id ę d ro ż y n a m i i w y k r o ta ­ m i •le ą n y m i n a jtr a g ic z n ie js z e g o szm a tu p o ls k ie j ziem i.

To, co z g u b iła P o lsk ą w so b ie , p o z o s ta ło ta m n a Z ao lziu , p r z e trw a ­ ł o .w ie k i. S z e ś ć se t la t g e r m a ń s k ie j n ie w o li, k ilk a n a ś c ie la t fa łsz y w e g o b r a te r s tw a n ie z d o ła ło w y rw a ć i s p a ­ lić n a żu ż e l n ie tr w a n ia s ta ro p o ls k ie j m o w y te g o lu d u c h ło p ó w i.* .ja ry c h i z a d z ie r ż y s ty c h r o b o tn ik ó w .

S zlach ty i p a n ó w w y z b y to si'ę tu najp rędzej, p o z o s ta ło ty lk o e c h o p a ń ­ sz c z y z n y z d łu g ic h o p o w ia d a ń w ie ­ c z o rn y c h o b u n ta c h p rz e c iw k o c u ­ d z y m p a n o m i c u d z y m g ro fo m od z b ó jn ik a O n d ra s z k a do h e tm a n a p a ń s z c z y ź n ia n y c h c h ło p ó w O sz e ld y , b ic z o w a n e g o n a „ s to lic y ” g ro fó w , z a o rg a n iz o w a n ie b u n tó w . J a k o w u l­

g a r n y p o m n ik p o n iż e n ia lu d u z ty c h d a w n y c h c z asó w , o c h r a n ia n e c u d z y ­ m i rz ą d a m i, p o z o s ta ły je d y n ie la ty - f u n d ia h r a b ió w iL arisch ó w i r ó s ł m a ­ ły k a r z e ł p rz e m y s łu w w ie lk ie g o o l­

b rz y m a w y z y s k u , d ła w ią c e g o w b e z ­ lito s n y sp o só b p o ls k ie g o r o b o tn ik a za O lzą.

B ył na Zaolziu sz ó s ty rok w o jn y . I z n o w u lu d z a o lz ia ń s k i zd an y t y l ­ k o n a sie b ie , p rz e z sw o ic h i tych, k tó r z y w c h w ila c h ja śn iejszy c h p rz y c h o d z ili d o n ie g o z braterskim u- Ś m iec h em n a tw a rz y , z a k tó r y m c z a iła się fa łs z y w a g rz e c z n o ś ć i Chęć u ja rz m ie n ia to c z y s.wą n ie ró w n ą ,, h e r o ic z n ą w a lk ę z o k u p a n te m k rzy­

ż a c k im , g w a łte m w c ie la ją c y m ,,sza- c h ty i w e r k i" i „ P o ln is c h e V ieh- k r a f t" d o u łu d n y c h g ra n ic sw eg o l,e- b e n s ra u m u .

M e ld u n e k z ty c h sp ra w je s t b o ­ le s n y i dłu g i. S p ó jrz m y ty lk o tu i ó w d z ie n a k r w a w y b ila n s...

SZUBIENICE W CIESZYNIE W C ie s z y n ie d w a d z ie ś c ia c z te ry , sz u b ie n ic e , w s z y s tk o s y n o w ie c h ło ­

p ó w i ro b o tn ik ó w z a o lz ia ń sk ic h ! W * O ld rz y c h o w ic a c h sz e ść sz u b ien ic.

K o ło J a b ło n k o w a te ż s z u b ie n i c e ..

T am ro s trz e la n o , ta m d o b ito p rz e d dom em ... n a b a g n a c h k a r w iń s k ir h p rz e z tr z y n o c e p a d a ły s trz a ły . G e­

sta p o ! ,

— A w Ż y w o c ic a c h , tu ż na p o ­ g ra n ic z u O s tr a w ic y w p ię k n e n a io - w e d n i 1944 ro k u , k ie d y c ie s z y ń s k ie G e s ta p o szalało ...

W r a c a li g ó rn ic y z e s z y c h ty do d o m u w ie c z o re m , p rz e d k a ż d y m z n ic h w y r a s ta ł n a g le g e s ta p o w ie c :

— A u sw e is! — sofort!

S te r a n e d ło n ie g ó rn ik a d rż ą c y m i p a lc a m i is k a ją w k i s z e n i . I j e s t k ar- te lu sz e k , le g ity m a c ji.

P o n u ry g b u rs k i s y k : Pole!

T ir a c h , p a d a strz a ł, je d e n , d ru g i, trz e c i. U p a d ł tr u p b e z ję k u , d a le j za ś k to ś r w ie b o le ś c ią p o w ie trz e . J ę k z w ia tre m się m ie sa a: d la c z e g o , z a co?

To ta m n a d ro d z e d o d o m u z k o ­ p a ln i. A le to z b ro d n ia rz o m n ie w y ­ s ta rc z a , id ą d a le j. .Z now u k o g o ś le ­ g ity m u ją .

— C z ec h z R a d w an ic ... p u sz c z o ­ no w o ln o . C zech ów n ie m ordują g e ­ sta p o w c y na Z aolziu i k arty ż y w n o ­ śc io w e u C zech ó w tak ie jak u N iem ­ có w , te sam e racje.

O b o k w p o b lis k ie j c h a łu p ie k to ś n ie s a m o w ic ie w y je i w d r u g ie j c h a ­ łu p ie s ły c h a ć k rz y k i. T o z b a rło g u k a z a n o w s ta ć g ó rn ik o w i i z a p y ta n o cz y je s t P o la k ie m a k ie d y p a d ła s a ­ k r a m e n ta ln a i z ło w ie sz c z a o d p o ­ w ie d ź t „P o le ", w y p ro w a d z o n o g ó r n i­

k a p rz e d p r ó g d o m u i z n o w u p o w ta ­ rz a s ię t a s a m a sc e n a .

W te n c z a s w Ż y w o c ic a c h i S u c h e j z a b ito k ilk u d z ie s ię c iu ludzi. — T ru p y o d w o ż o n o p ó ź n ie j fu rm a n k a m i na ż y ­ d o w sk i c m e n ta rz . D ro g ą k r e w c ie k ła z f u rm a n e k . I bł-jSził d u c h S m ę tk a z k r w a w y « i m ie c z e m p o zie m i y.aol- z ia ń s k ie j, sz e d ł w z a w ie i ś n ie ż n e j za k o lu m n a m i „ w y w ła sz c z o n y c h " s k u ­ lo n y c h n a w o z a c h , w a s y ś c ie n ie ­ m ie c k ic h ż a n d a rm ó w i u ś m ie c h a ł się śm ie c h e m sz a ta n a , k ie d y p a trz a ł ja k p o ls k im d z ie c io m i n ie m o w lę ­ to m m ró z łz y w p e r ły b o le ś c i o sa d z a ł n a u lic a c h w d ro d z e d o o b o zó w w y ­ sie d lo n y c h .

I p r z y s ta w a ł te n sa m d u c h S m ęt­

k a z z a g lz ia ń s k ie j ziem i n a k a to w ic -1 kiih p o d w ó rc u w ię z ie n n y m , g d z ie p ru s k i k a t ś c in a ł g ło w y to p o re m . I ta m g in ę li ci sp o z a C ie sz y n a , ci z o- w eg o p a s e m k a p o lsk ie g o k r a ju m ię ­ d z y O lz ą i O s tra w ic ą .

CIERPIELI TYLKO POLACY C ierp ieli tutaj i cierp ią w y łą c z ­ n ie prawae p o lsc y ch łop i i p o lsc y ro­

b o tn icy . C zesb k tó r y ch garstka zad o­

m o w iła się n a Z ao lziu , są u p r z y w ile ­ jo w a n i, p r a c u ją n a s ta ry c h s ta n o w i­

sk a c h . T o n ie Z a o lz ia n ie , k tó r y c h się m o rd o w a ło , w ię z iło i w y s y ła ło do R zeszy ja k o „ P o ln is c h e V ie h k ra ft" .

M o ż e p o d n ia c h i,m ie s ią c a c h d o ­ k ła d n e s ta ty s ty k i o k r e ś lą śc iś le c y ­ frę ^ o fia r lu d u z a o lz ią ń s k ie g o , lu d u c ie rp ię tn ic z e g o i p o ls k ie g o , m oże w te n c z a s ja k n a g ły s trz a ł trz a ś n ie tu i ta m w E u ro p ie sło w o ź d z iw ie n ia , p o d z iw u i z a ż e n o w a n ia , b o te ofiary w p orów naniu z in n y m i połaciam i Polski n a jw ię k sz e. C ze sk ieg o w kładu k rw i i ofiar w boju z ok u ­ pantem n iem ieck im , n ie ste ty , na Za­

olziu p raw ie że n ie ma!

. O STA TN I AKT

F ro n t z k a ż d y m d n ie m z b liż a ł się do k re s o w y c h g r a n ic P o lsk i. Po B iel­

sk u z o s ta ł i Ż y w ie c z a ję ty p rz e z A r ­ m ię C z e rw o n ą . O d k ilk u d n i z m a ­ ły m i p rz e rw a m i d u d n i a r ty le r y js k i o g ie ń z a p o ro w y .

N o c e są p elty ; w a rk o tu sa m o lo ­ tó w i g łu c h e g o h u k u bom b. Z p o d ­ n ie b n y c h sfe r o p u s z c z a ją się n a z ie ­ m ię z a o łz ia ń s k ą sp a d b c h ro n o w e r a ­ k ie ty , o ś w ie c a ją c c iem n o ść. K ażda g o d zin a b ie g n ie ró w n o , m ia ro w o do d n ia o b w ie s z c z a ją c e g o w olność.

K o m ru ls y jn ie , w z u p e łn y m p a ro k sy - źm ie w id o c z n e j p rz e g ra n e j, sz a le je

je sz c z e te r o r w y b ic z o w a n y d o o s ta t­

n ic h g ra n ic n a p ię c ia .

G ru p y c ie s z y ń s k ie g o G e sta p o p e ­ n e tr u ją w sie , w ę sz ą w k a ż d e j z a p a ­ d łe j d ziu rz e. Z J a b ło n k o w a p ro w a ­ d zą n ie m ie c k ic h ż o łn ie rz y , d e z e r te ­ ró w . Z d w o rc a w C ie sz y n ie Z a c h o ­ d n im e k s k o r tu ją g ru p ę s ta r y c h c h ło ­ p ó w ś lą s k ic h ... To w s z y s tk o na śm ie rć . C o d z ie n n ie te ra z n a ż y d o w ­ sk im c m e n ta rz u w C ie sz y n ie roz- s trz e liw u ją . To sa m o d z ie je się w k o s z a ra c h w o js k o w y c h . O s ta tn i a k t g o lg o ty d o g ra n y z o s ta je d n ia 1 m a ja 1945 ro k u . W ię z ie n ie W C ie sz y n ie p o raz d r u g i z o s ta je o p ró ż n io n e . P o ­ z o s ta ją c y c h ta m z o s ta tn ic h d n i 35 w ię ź n ió w ro z strz e la n o . R ó w n o c z e ­ śn ie d o c ie ra d o C ie sz y n a w ia d o ­ m ość, ż e A rm ia C z e rw o n a z a ję ła B ogum in i w k ra c z a d o M o ra w s k ie j O s tra w y . N ie m c y b e z ła d n ie o p u sz ­ c z a ją Z aolzie.

W n o c y z d n ia 2 n a 3 m a ja c a łą n o c n a Z a o lz iu , r o z le g a ją się su c h e, siln e w y b u c h y . M o sty le c ą w p o w ie ­ trz e i p ę k a ją w ia d u k ty . O k u p a c ja n ie m ie c k a sk o riczó n al

Po d rż y s te j n o c y p ły n ie O lza w e z b ra n a falą... K oło p o łu d n ia n a d ­ c h o d z ą p rz e d n ie stra ż e A rm ii C z e r w o n e j — a ju ż w n ie s p e łn a g o d zin ę c a ła K a rw in a to n ie w c z e rw o n y c h ’ b ia ło - c z e rw o n y c h c h o rą g w ia c h !

T rz e c i m a j 1945 r o k u n a Z aolziu...

O d B o g u m in a po J a b ło n k ó w ... w e F ry s z ta c ie , S to n a w ie ,, Z u k o w ie , w C ie sz y n ie Z ac h o d n im , R o p icy , O l­

d r z y c h o w ic a c h , K a rp ę tn e j, W e n d ry - ni, B y s trz y c y , w T rz y ń c u aż po G n o j­

n ik, L ig o tk ę i B łęd o w ic e, trz e p o c ą w p o św iśc ie w iatru b esk id zk ieg o b iało czerw o n e i czerw o n e sztandary!

Trzy dni od d y ch a ło Z aolzie p o w ie ­ w em p olsk ich sztandarów . T ylko trzy dni! Bo z n o w u n ie u s z a n o w a n o w o li li^du te j ziem i. Po h u ta c h , na k o p a ln ia c h , ju ż te ra z n ie w id z ą c n i­

g d z ie o p ra w c ó w n ie m ie c k ic h , z a cz ęli s ię u w ija ć g o rą c z k o w o ci sa m i lu ­ d zie z C zech, k tó rz y s ie d z ą c na d o ­ b r y c h s ta n o w is k a c h z a c z a s ó w o k u ­ p a c ji n ie m ie c k ie j, o n g iś w d a w n e j

(Dokończenie na str. 2-giej)

p e rsp ek ty w a Odry

Na froncie O lsy je ste śm y , w d e fe n sy - w ie. W ybuch k o n flik tu przed ■ blisko , : dw om a m iesiącam i zastał nas n ie p rzy - <

gotow anych. Spraw a leżała w a k ta c h ' ! zapom niana, om ijana z p e w n y m za że - ' now aniem , otoczona w s ty d liw ą zm o w ą ■' m ilczenia. K łu ła i bolała ja k c ie r ń ‘a 1 nie m ie liśm y odw agi cierń te n , w y - szarpnąć i domagać się zagojenia rany. , Próba agresji czeskiej na nasze te r y to - ->

riu m w raciborskim , zaskoczyła nas, I zm usiła do szybkiego i gorączkow ego v sform ow ania szy k ó w obronnych. Z a - ' reagow aliśm y ostro, ale zaniedbania * poprzednich m iesięcy zem ściły się n a - ’ tych m ia st i w y trą c iły n a m z rę k i środ- *

k i obrony. -i '

K o m p liku je kw e stię nasze poczucie ■, i w in y za ro k 1938, O d czuw am y potrzebę ! tłum aczenia się i szerokiego u sp ra w ie- b) dliw iania. A Czesi śm ieją się z tego 'w * k u ła k i w s zy stk ic h P olaków za Olzą, pragnących spraw iedliw ego p o w ro tu ■ do \P olski n a zy w a ją bez ogródek „faszy- . stam i" i „beckowcam i". Ś m ieją się 1(

Czesi, bo nasze zakłopotanie rokiepz 1938-ym pozw ala im sk u p ić całą u w a - . gę zainteresow anych c zyn n ik ó w na t& tnb m om encie sto su n kó w polsko - czeskich, ą przejść gładko do porządku nad ze r­

w aniem u m o w y z dnia 5. X I. 1918 i^zb ro jn y m napadem na pow stającą do życia P olskę w dniu 21. 1. 1919, nad.

Ćyi7i> uŚS~yi>~rMltv,

rzyszyło, czego n ie m y m i d o ku m e n ta m i są m ogiiy gęsto rozsiane po cieszy ń ­

skich cm entarzach. J

U m ocniw szy te n p u n k t w y jś c ia . dla swojego natarcia o Ś lą sk za Olzą — rozw inęli a ta k i uderzają sy ste m a ty c z­

nie, zm uszając nas do coraz szerszej i coraz bardziej w yczerp u ją cej obrony.

D omagają się K ładzka, Raciborza, G łubczyc, W rocław ia i Opola, ba, na ­ w e t B ytom ia, B ielska i P szczyny! Z m o ­ bilizow ali „ Slązakow ców ” z renegatem odznaczonym złotą odznaką N SD A P K ożdoniem na czele i organizują d y ­ w ersję zbieraniem ja kich ś podpisów w śród N iem ców pod B ielskiem i S k o :- czow em .

A m y w ciąż zaprzeczam y, w ciąż u d o ­ w adniam y, że nie m ają praw a, w c ią ż p o w o łu jem y się na dem okrację, podczas gdy za Olzą rozw ijają o fe n syw ę czescy szow iniści, k tó rzy nic n ig d y z czeską d em okracją nie m ie li w spólnego i za­

służeni dla w spółpracy z śp. Trzepią R zeszą działacze.

Czas, b y Polska p rzejęła in ic ja ty w ę działania w spraw ie Śląska za Olzą!

K rajobraz nadodrzański z okolicy Zielonejgóry

(2)

€ d n tu n d O s m a ń c z tfk

H ans Schneider

S ł u c h o w i s k o

Rzecz dzieje s i ę 1 w Żytomierzu w noc sylwestrową 31. 1. 1943 na 1. 1. 1940

/

< ‘i

ADALBERT: — T a rozm ow a m usia­

ła się odbyć. Z byt długo już d re p ta ła p rzy nas, zaczajona w każdym niedo­

m ów ieniu, w każdym n ieo p atrzn ie rzu­

c o n y m słowie. K iedy pod Rostow em otoczyli n a s kozacy i Gztery tygodnie ostrzeliw ać się przyszło, nim w yrąbano n a m drogę odw rotu, z naszego plutonu pozostało trzech: U nteroffizier Rhein- hold B urger, chłopisko tw ard e ja k k a ­ m ień, “osadzone w sobie i w sobie py­

szne, lekkim w ydęciem w ąskich w arg, okazujący sw ój stosunek do św ia ta i ludzi — dalej G efre ite r H an s S chnei­

der, dzielny żołnierz o p rofilu z an­

tycznej kam ei, w ysoki, sm ukły, pochy­

lony nieco, o sm utnych, ogrom nych oczach i o przedziw nych rękach, które choć pogrubiałe w żołnierce, w ydaw ały się nam zbyt p iękne u człow ieka o po­

spolitym nazw isku „S chneider". T rze­

cim w reszcie kompanerr) byłem ja sta rszy strzelec 67 p u łk u piechoty p ru ‘ skiej, m ającego sw e gniazdo w Forcie H an eb erg pod B erlinem , O berschiitze A d alb e rt W olny Złączeni p ruskim oby­

w atelstw em , w tłoczeni w m ilionow ą arm ię, trw aliśm y już trzepią zim ę na sz ata ń sk im O stfroncie, wychodząc spow szedniałym cudem z tysiąca k a ta ­ stro f — wciąż razem — i wciąż, je d n a ­ ko dalecy sobie." Rzecz p rosta że p rz y ­ w ykliśm y do siebie P rzyw ykliśm y m e­

chanicznie bez k rzty n y uczucia, jak dobrze dopasow ane choć z różnego stopu, zębate kółka w ogrom nej m a ­ chinie w ojennej. Za to. jakby na prze­

k ó r owem u m echanicznem u praw u przyw yku, pozostała między nam i ja ­ k a ś zadaw niona obcość, w ięcej — w ro­

gość naw et. M iędzy m n ą a R h ein h o l- dem ta obcość m iała coraz w yraźniej-, szą sm ugę wrogości. Jego czujne zim­

n e oczy objęły n a d e m n ą stra ż od pierś w szego dnia w kom panii. A potem w zw ycięskim m arszu 1941 ro k u R h ein - hold próbow ał eu ra z ja ty c k ą w izją „pax

germ anica" w ydobyć ze m nie u tajo n ą treść. W tedy to pow stały owe niedo­

m ów ienia. zm ilczane słowa, niezmó- w lone m yśli, w ęd ru jące później za na­

mi poprzez U k rain ę i Zagłębie Do­

nieckie na K aukaz, no i z-pow rotem po przez T erek. K ubań i K rym na zimo­

w y żytom ierski poligon. B yw ały jed n ak chwile, kiedy nerw y naprężone k ilk u ­ dziesięciogodzinnym czuw aniem p rzy ' klekocących C ekaem ach, zdaw ało się, ń ię pow strzym ają ju ż n as i skoczymy sobie do gardła, aby ta k długo dław io­

ne słow a móc w reszcie w dusić dru g ie­

m u. I w tedy sta w ał m iędzy nam i H ans, który nie godził, lecz rozdzielał w tajem niczy, nieuchw ytny sposób.

W S ylw estra 1943 roku tkw iliśm y w ja k iejś c h a łu p ie 1 przy żytom ierskiej szosie. Gdzieś w dali huczały arm aty, bliżej cm okały Cekaem y. W chałupie sprzętów niew iele. Stół, ław ki i rad io ­ ap arat, który R heinhold n a s ta w ił na ryczando. w ściekły, że w poczcie, w ła­

śnie nam doręczonej, nie było znów listu do .niego. Po trzecim w ielkim n a­

locie n a Berlin, rodzinne m iasto Rhein- holda, listy przestały doń nadchodzić.

W iedzieliśm y, że żre go niepokój o n a j­

bliższych i — zawiść, mściw a, n ie ro ­ zum na o każdy list adresow any nie do niego. I tęraz w zm agał ryk głośnika byleby w edrzeć się w naszą cisze od­

czytyw ania cichych listów. I oto m ię­

dzy m iłością i tęsk n o tą nabrzm iałe szeptane słow a listów poczęły padać słow a okrutne, krzykliw e, złe Odczy­

tyw ano now oroęzne orędzie patronów Trzeciej Rzeszy. Dla R heinholda był to n ark o ty k rów nie silny, ja k rozkosz w p atry w an ia się ’ w e m nie i sondow a­

n ia o d ruchu sprzeciw u Wobec tycji ry ­ czących słów, o d bijających się o niski p ułap chatyny.. Szaleństw o słów, k rzy ­ czących; że nie będzie zwycięzców ani zwyciężonych, lecz ci, 'którzy przeżyją

— chciałoby się rzec „przeżyjcy" —

i c i , . k tórzy zostaną zniszczeni — dla nas, którzy od dwóch la t byliśm y owy­

mi „przeżyj cafhi" — w ydało się nagle czymś t a k . potw ornym , że H a n s -w a rk ­ n ą ł pół do siebie, pół do R heinholda:

HANS: — P rzestań,.,

ADALBERT: — R heinhold n ie sły­

szał. W idać było, że go ju ż czad słów odurzył, że je w dycha ja k astm atyk, rzężąc przy każdym silniejszym od­

dechu. S tał tyłem do huczącego ap a­

ratu , ja k b y go chciał osłonić i patrzał, bez p rzerw y n a m nie. Obcość dzie­

ląca n ą ś daw no ju ż zm ieniła się we wrogość. T eraz przeobrażała się w ja ­ kąś oślepiającą nienaw iść. Z bulgoczą­

cego , głośnika w ydzierał się kulaw y św ięty w ielkiej nade w szystko Rzeszy:

G ŁOŚN IK : — „My, Niem cy jestfśm y dziś praw dziw ym i posłannikam i Boga.

W tej w alce św iatła z ciemnością, praw d y z kłam stw em , praw dziw ej hu- m anitarności z dzikim, nieludzkim barbarzyństw em , my Niem cy dźw iga­

my sz tan d a r P ra w d y f Ś w iatła. Na ńas dziś spoglądają pełne nadziei w szystkie ciemiężone i uipęczone narody, boć ty l­

ko od nas Niem ców mogą spodziewać się nowego ładu i uzdrow ienia św iata"

HANS: — Dość...

ADALBERT: — K to z n as dwóch to k rz y k n ą ł-n ie wiem . I nie wiem. kto z nas trzech Wyłączył ochrypły głośnik bo przez tę nagłą ciszę stanęliśm y jak urzeczeni, niczym ludzie stojący w ciem ­ ności, a rap to w n ie schw ytani w sm ugę św iatła. Pierw szy ocknął się RŁrein- hold k tó ry począł mówić spokojnym ściszonym głosem, jakx człowiek, który zn ając sw ą przew agę, nie uderza, lecz sam ym dłoni uściskiem p ró b u je m iaż­

dżyć.

RHEINHOLD: W iedziałem. Od pierwszego dnia czułem, że ty jesteś przeciw 7 nam . To — żeś dobrym żoł­

nierzem . niczego n ie zm ienia. B i w i­

dzisz A dalbercie, to je st zasługą na- E i

'polskim szlakiem cierniototfjm

•..

(Dokończenie ze str. 1-szej) r e p u b lic e c z e c h o s ło w a c k ie j b y li m o­

to r e m n a js k ra jn ie js z e j s z o w in is ty c z ­ n e j re a k c ji. T ak , ci sam i! A do p o ­ m o c y z a c z ę to p o a y ła ć in n y c h z O- s tr a w y , z F ry d k u .

— T u ta j je s t r e p u b lik a c z esk ó sło - w a c k a l

—• M o g ą b y ć w y w ie sz o n e ty lk o c h o rą g w ie czesk ie!

T ak m ó w ią z u p o re m , k a te g o r y ­ cz n ie , ro z k a z u ją c o !

POLSKIE CHORĄGW IE Z N IK A JĄ PO 24 G ODZINACH”

W C ie s z y n ie 'Z a ch o d n im na dw or­

cu k o le jo w y m je s t p rz y b ity d uży k a w a ł te k tu r / a na n ie j p o lsk i n a ­ p i s : — D w o rz ec P o n a d n a p ise m p o ­ w ie w a p o lsk a c h o rą g ie w , W s z ę d z ie s ą tu ta j ty lk o c z e rw o n e , c z erw o n o - b ia łe , lecz -ty lk o trz y c z e s k ie c h o r ą ­ g w ie . Za d w ie g o d z in y p o ls k ie c h o ­ rą g w ie z n ik a ją .,, c o ra z ic h m n iej.

To czesk a m ilicja chodzi od domu do domu I grozi san kcjam i S k ąd się w z ię ła w C ie s z y n ie Z ac h o d n im c z e ­ ska m ilicja, kto zacz o n i? W ię k ­ s z o ść w tej m ilicji to t. zw . dw ójka i trójka V o lk siisty .

A ktov org a n izo w a ł m ilicję cze­

ską?

— O b y w a te l S vobod a z Pragi, którv Został pr> przez w na p osad ę na Zaolziu. J ego prawą ręką jest d z isia j N ie m ie c n a z w isk ie m W erdich, który za cza só w o k u p a c ji n iem ieck iej, 'b y ł zastęp cą je d n e g o z d yręk torów „T ow arzystw .a G órniczo- H u tn iczego" w C ieszy n ie. W erdich słu ż y ł w w ojsk u n iem ieck im . A ti b e c n ie po k ilk u dniach „pracy p rz e ­ w rotow ej" W erdm h jest już za stęp ­ cą dyrektora c z esk ie j p olicji w Cie-

* s z y n ie Z achodnim N a czeln ik iem zaś c z e s k ie j m ilicji n ie jest nikt m ny jak d aw n y n iem ieck i „blockleiter"

I tak na Zaolziu za częli w sz y s c y pra­

w ie p ozostali N iem c y p racow ać pod sztandarem czesk im łą c zn ie z przy­

b y ły m i C zecham i.

Ł Powtórzyła się historia, W roku

1918 C z esi s k a p to w a li sobie, r e n e g a ­ ta jK o ż d o n ia i p rz y p o m o c y N ie m ­ có w z a w ła d n ę li Z ao lziem . P an Koż- d o ń ja k o ic h o rę d o w n ik je ź d z ił do G e n e w y ! A m oże K ozdoń, o d z n a ­ czo n y z ło tą s w a s ty k ą H itle ra je szc ze raz w ró c i do C ie sz y n a . W y je c h a ł w p ra w d z ie do W ie d n ia , a le zło śliw i tw ie rd z ą , że ju ż p o w ró c ił i c z e k a w u k ry c iu na d o g o d n ą ch w ilę.

D ru g ą w o jn ę w y p o w ie d z ia ł '.udo­

w i z a o lz ia ń sk ie m u cz e sk i cięż k i prze m ysł. M ów i mi r o b o tn ik : — „u m nie S v o b o d a b y ł d w a razy* p o w ie d z ia ł,' że k a z a ł m u p ro w a d z ić a g ita c ję na rze cz c z e s k ą n a . Z ao lziu p o te n ta t c ię ż k ie g o p rz e m y słu c z e s k ie g o d y ­ r e k to r ' K ru lisz - R an d a, te n sam , k tó ry w in n y c h c z a s a c h w ie rz y ł ty l­

k o w w sp ó łp ra c ę g o s p o d a rc z ą z N ie ­ m cam i i b y ł fila re m „ A n ty s o w i« ę k ie j Ligi" w P ra d ze ,

W e rb o w a ł m n ie S v o b o d a .„ a sam w id z ia łe m go, ja k raz w J a b ło n k o ­ w ie w sia d ł d o p o c ią g u z u m u n d u ro ­ w a n y m g e s ta p o w c e m i p ro w a d z ił z nim b a rd z o o ż y w io n ą ro z m o w ę "-.

O s ta tn ie p o ls k ie - c h o rą g w ie zn i­

k a j ą z u lic C ie sz y n a Z ac h o d n ie g o . P rz e m in ę ło d a ls z y c h 24 godzin. Z g ó ­ rz y s ty c h d ró g S ło w a c z y z n y c ią g n ie w s tr o n ę p rz e łę c z y . ja b ło n k o w s k ie j cz esk a b ry g a d a .w o jsk o w a w p e łn y m ry sz tu n k u b o jo w y m Z w y k ły p rz e ­ m arsz na M o ra w y . J u ż w M o sta c h przy J a b ło n k o w ie o ś w ia d c z a ją człon k o w ie b r y g a d y lu d n o śc i p o ls k ie j, że g ra n ic e m ię d z y n o w ą C z e c h o sło w a ­ c ją 1 n o w ą P o lsk ą z o s ta ły już u s ta ­ lone, Z o łzie n a le ż y do C zech! Po ty m o św ia d c z e n iu b ry g a d a ro z b ie g a się po o k o lic y , z ry w a p o ls k ie c h o rą g w ie i. w b re w p ro te s to m z a b ie ra je ze so ­ bą. T ta k d z ie je się na c a łe j p rz e s trz e ni p rz e m a rsz u c z e s k ie j b ry g a d y przez Z aolzie.

C z y żb y nikt. n ie c h c ia ł na te j z ie ­ mi p r z e k lę te j 1 s m u tn e j u sz a n o w a ć n a w e t p a m ię c i ty c h k tó rz y ginęli na sz u b ie n ic a c h , p o d to p o re m p ru ­ sk ie g o k a ta lu b w o b o za ch k o n c e n ­ tr a c y jn y c h ?

T y c h k tó rz y na ty m ą p łac h ciu Tp'rpi " ( r ólfitrifiro :i(=»rr)ls*

nia i o fia ry za w o ln o ść sw e j m a­

łe j ś lą s k ie j o jc z y z n y m ię d z y O lz ą i O s tra w ic ą l

P rz e g lą d a m n o w ą p r a s ę czesk ą, u tk w iłe m w z ro k ie m n a p e tito w e j n o ­ ta tc e : „ W sz y sc y C zesi, k tó rz y , k ie ­ d y k o lw ie k p ra c o w a li n a Z aolziu, n a ­ u c z y c ie le , u rz ę d n ic y i. t. d., niech z g ła ą z a ją się n a ty c h m ia s t w b iu rz e

„ S le zsk e M a tic y " w M or. O s tra w ie " . W s z y sc y ?

A p rz e c ie ż ci, co ta m p ra c o w a li n a le ż e li w d e c y d u ją c e j części d o t.

zw . „ N a ro d n ih o z d ru ż e n i" , z n a n e j o rg a n iz a c ji fa s z y s to w s k ie j. W s z y s c y ci zg ło sili ju ż d z isia j a k c e s do cze­

sk ic h p a r ty j d e m o k ra ty c z n y c h , a le re a liz o w a ć b ę d ą ta m n a Z aolziu, stare p o gląd y rozdm uchniw ania n ie­

n a w iści sło w ia ń sk iej.

N ie z a ta r ł się mi je sz c z e w p a ­ m ięci fa k t, k ie d y w k a le n d a rz u c z e ­ s k ie j M a c ie rz y S z k o ln e j n a ro k 1940 n a u c z y c ie l cz esk i H o rz in e k w y p is y ­ w a ł p o c h w a ln y ^pean n a c z eść arm ii zb iró w n ie m ie c k ic h , k tó ra w ta rg n ę ła na Z ao lzie i z ie m ie p o lsk ie , w zn ie ­ c a ją c p o ż o g ę w c a łe j E uropfe.

P an H o rz in e k te ż się zg ło sił i też w ró c ił na Z aolzie! A z nim w ró c ili i'c z e s c y ż a n d a rm i, k tó r z y z n a m a sz ­ cz en iem o rg a n ó w u r z ę d u ją c y c h szu­

k a ją n o w y c h g m in n y c h k o m is a rz y , ab y p o d a ć d o ic h w iad o m o ści, sta n n ie z ^ tw ie rd z o n y i n ie z a le g a liz o w a ­ ny:

— „ A m e ry k a (?) p rz y z n a ła Z ao l­

zie re p u b lic e c ż e s k o sło w a c k ie j, je zy k ie m u rz ę d o w y m . w g m in ie jest ję zy k cz esk i"!

N ie poszli ty lk o ż a n d a rm i d do m ie sz k a n ia in ż y n ie ra K o n d elk i w T rz y ń cu , k tó r y n a k a z a ł p ie rw s z y ra hut&ch tr z y n ie c k ic h w y w ie s ić c z e ­ sk ą c h o rą g ie w In ż y n ie r K o u d elk a należał przez ca ły czas ok up acji n ie­

m ieck ie! do SA D ziś gest C zechom i działaczem narodowym i cierp ięt­

nikiem . ,

• • •

W ra c a m t ą sa m ą d ro g ą , k tó rą sz ed łe m i p rz e k ra d a łe m się przez

„z ie lo n a g ra n ic ę " , k ie d y o m ijałem p o s te n in k i n ie m ie c k ie j a b y się u- k r y ć na Z ao lziu p rz e d p o ścig iem sie p a c z y g e sta p a .

W ra c a m tą sa m ą d ro g ą z «. / p a ­ lonym se rc e m p rz e z su ro w o ś ć j ból d z isie jsz y c h dni. p r z e ż y ty c h n a Z a ­ o lziu. Wracam., aby tam powrócić!

szego pruskiego drillu, którego ty tak nienaw idzisz za to, że musisz — m u­

sisz m u być posłusznym . I m nie tw oja żołnierka nie przysłoniła niczego. Choć ra p o rt Gestapo o Tobie zaginął nie/ od­

czytany, gdy zm iotło pułkow ą sz ra jb - sztubę.j ja w yczułem wszystko. Czu­

łem, ja k się czaisz przeciw nam . Wi­

działem , ja k chciałeś iść n a ta m tą stro­

nę, póki nie odstraszyły cię egzekucje je ń c ó w /w p ro w a d z o n e św iadom ie przez n as w ostfrontow y zw yczaj. A zresztą , nie doszedłbyś. Zawsze byłem gotów strzelić ci w łeb, gdybyś próbow ał ucieczki. W iedziałeś o tym . B untow a­

łeś się, a m usiałeś milczeć. B urzyłeś się a m usiałeś słuchać, ta k ja k dziś — naszych słów i naszej w iary. Ty na-s 1 nienaw idzisz — to wiem . Ty odczuwasz radość z naszych k lęsk i szkód — i to wiem. Ale n ie łudź się, że tym nam w czymś przeszkodzisz, czy, że u d a ci się z pośród n as w yłam ać. Wiedz. My, Niemcy jesteśm y od wieków, jako w a­

lce, k tó ry posuw a .się n a wschód i za- g&rnia w szystko, co objąć potrafi. Tych, co się opierać śmfą, w m iażdża w zie­

m ię n a zawsze. Pozostałych w chłonie w siebie, zw iększając sw ą. objętość i cię­

żar, Nie obronisz się. Ju ż cię w alec nasz w chłonął. A to, że sie dziś cofamy, nie oznacza wiele, bo po n as zostaje pustynia, k tó rą zaludnić i ożywić nigdy nie stanie dość czasu... przed nam i. Bo widzisz — m y w racam y. Nasz w alec uparcie pow raca n a wschód. Jeśli nie ■ za rok, to za lat dwadzieścia, czy pieć- dzieśiąt my tu w rócim y napew no A to już na stałe. To nasza germ ańska m i­

sja posłanników Bożych nieść św iatło

na wschód..,

ADALBERT: — Zmilczy Nie mieszaj Boga w pruskie .sWoje plany Twoim bogiem jest pvcha i nienaw iść Im słu ­ żysz a w edle siebie sadzisz. To praw da,

*e nie jestem Niemcem i to praw da, że.„

RHEINHOLD; — „.powiedziałeś — wreszcie

ADALBERT: — Tak. Powiedziałem.

Jesteśm y wrogam i. Lecz nie. o<j dziś, ani od la t dwóch Od wieków. Nie koń­

czący się rach u n ek krzyw d. n ie u '" in - ne n a ra sta n ie wrogości, Tylko, żę dia ciebie wrogość, że z zawiści zaborczej zrodzona, tó w asza „zdrowa" i „święta"

nienaw iść, k tó rą odurzacie się od w ie­

ków przy każdej zbrodni, przy każdym łupieątwie W ierz m i ' Rheinholdzie że dla m nie wrogi je st te n św iat — tw ój św iat. Bo dla m nie wrogość, to nie nienaw iść, lecz gniew — spraw iedliw y gniejy, który n a ra sta pokoleniam i a gdy uderza, tnie ja k miecz. Więc ani w as naw idzę, ani nienaw idzę. G niew je st we m pie i w narodzie moim. gniew coraz strasznieiszy. ale spraw iedliw y.

I kłam iesz mówiąc, że sie ciesze z w a­

szych nieszczęść i trosk. Wiedz: — o k ru tn e słowo „Schadenfreude" w ję ­ zyku ojców moich nie istnieje. A jeśli mimo to n ie zna Idziesz dziś P olaka, który by w spółczuł wam. to — przez świadom ość bezwzględną, lecz czystą, Że oto razi w as już spraw iedliw ości miecz.

■ RHEINHOLD: — T ak Rękam i ame­

rykańskich gangsterów , m ordujących k obiety i dzieci..,

ADALBERT: — Nie ironizuj, bo to w as zironizowała hisJoria. Zło rak ludz­

kich rece ludzkie sam e musza znisz­

czyć. W tym tkw i nonsens zła. W tym jego nienroduktyw ność Od G rafa G e­

ro po H im m lera szerzycie postrach okru tn y m przysłow iem : gdzie Niem iec stąpa, tra w a nie porośnie. To w asz wódz ukuł, term in w ym azyw ania m iast z m apy św iata słvnnvm „ausradieren", d ając przykład bom bardow aniem o tw ar tych polskich m iast. I nie kto inny, tylko „najbardziej rycerska arm ia św iata" odrodziła zwyczaj Dżingis- ahana pozostaw iania za sobą w odw ro­

cie pustyni. A teraz wy śm iecie się opurzać. że 'to samo inne ręce ludzkie czynią z waszym k rajem ?...

RHEINHOLD : — Nie krzycz i nie kłam Wiesz dobrze, że w ojna narzuco­

n a nam została i to w raz z m etodam i.

A poza tym , jeśli o w as P olaków cho­

dzi. to wy jesteście wiecznym k am ie­

niem niezgody, o k tó ry potyka się każdy europejski pokój T rzeba w ięc w reszcie ten kam ień rozbić i zniszczyć.

Toż w y Polacy i cały ten europejski wschód — m ieściny i w losczyny — to nędza ludzka wobec nas. Wasze istrfie- nie lub nie istnienie jest bez znaczenia.

K u ltu rę w E uropie — po spróchnieniu Zachodu —\ dźwigam y m y Niemcy.

T dlatego rzeczyw istym b arb arzy ń stw em jest, kiedy pod obuchem bomb niszcze­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zboża niedaw no Wykłoszone kładły się nieruchom ą falą, nie było nigdzie śladu, którędy uszedł W oźniak zapom ­ niał o ranie, przem ykał się szybko,

dam y jeszcze dokładnych danych z d ziejów konspiracyjnego harcerstwa na Śląsku, w każdym razie już teraz stw ierdzić można, że sam tylko powiat rybnicki

mi rozbrajająco naiwna. Tomaszewska była panną Gwen. Rola ta nie dała jej żadnych możliwości wygrania się. W ię - cławówna wystąpiła jako córka milio­. nera

nie przejawów prądów i form życia kul turalnego w dziełach pisarzy, w tedy da poważne wyniki, kiedy się wzbogaci nasza wiedza o kulturze, jeszcze dość młoda

Ich męczeństwem jest grzech, ich piekło jest cyrkiem Nerona.. Wszystko go

Na tych ziemiach bowiem m a dokonać się w najbliższym okresie dziejowy proces osiedlenia milionów ludno­. ści polskiej ze wszystkich stron

Do szkół zaczęto w prow adzać język niem iecki w prześw iadczeniu, że ta zm iana w yw ołała rów nie gw ałtow ne u pow szechnienie poczucia niem ieć- kości

rzyło m i się przewędrować, jest to za­.. iste puszcza zachwaszczona, gdzie