• Nie Znaleziono Wyników

Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 5"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

0 *K<^O 2 Ó 6 5 6 f

Cena 5 zł

P I S M O 6 I T E K A C K O - S P O Ł E C Z N E

Rok I. KatowiCe, 20 września 1945 r. Nr. 5

T a d e u s z iio r o H o w s k i

O b o w ią zek czu jn o ści

W inston C hurchill ja k o p rem ier Wiei kiej B ry ta n ii w jednej ze swoich mów p rze d p arlam entem , wygłoszonej je- sienią 1944 roku, poruszając kw estię te rm in u zakończenia wojny, w yraził przekonanie, że o zakończeniu jej w ściśle określonym czasie nie może być m owy. W ojny tej bowiem, ja k pow ie­

dział, n ie zakończy m ilita rn e załam a­

n ie Niemiec. P rzedłużeniem jej będzie okres okupacji N iem iec i — w alk i z party zan tam i. Ci, którzy zaprzedali się całą duszą hitleryzm ow i, którzy p odpadają pod określenie „przestęp­

ców w ojenych”, którzy dopuszczali się przez sześć blisko la t naróżnorodniej- szych i częstokroć najcięższych zbro dni, ci — broni ta k szybko nie złożą.

M ając przed sobą — m ów ił C hurchill

zam knięte granice w szystkich p a ń stw ościennych naw et n eutralnych, w obliczu czekającego ich surow ego są d u — podejm ą rozpaczliw ą acz bez­

n ad z ie jn ą w alk ę do końca. W ycofają się w góry i zap ad łe z a k ątk i k ra ju , tam s ta ra ją c się ujść przed karzącą ręką m iędzynarodow ej spraw iedliw ości, sie­

ją c zam ęt, zagrażając bezpieczeństw u 1 u tru d n ia ją c pracę w ładz okupacyj­

nych.

W ieści ze w szystkich s tre f okupacyj­

nych Rzeszy l z Czechosłowacji oraz w ypadki, któ ry ch sm utnym i św iadka­

m i jesteśm y n a naszych odzyskanych ziem iach zachodnich, w ypadki u ra sta ­ ją c e do rozm iarów problem u, dały już w zadziw iająco kró tk im czasie n ajw y ­ m ow niejszy dow ód dalekow zroczności i m ądrości przew idyw ań b ry tyjskiego p rem ierą. Je śli chodzi o genetyczne źródła ru ch u przew idyw anego przez C hurchilla, ze sw ej stro n y dodać mo­

żem y jeszcze jedno: szeregi p arty z an ­ tó w niem ieckich p o w sta ją nie tylko z k a d r -hitlerow skich zbrodniarzy. Z asi­

la ją je także rzesze sfanatyzow anej m łodzieży h itlerow skiej, członków H.

J . B., D M. i innych organizacji, tej m łodzieży, k tó ra w ychow ana od n a j­

m łodszych la t w oparach hitlero w sk ich m itów , nic innego jaśniejszego i zdro­

w ego poza nim i nie widzi.

J a k było do przew idzenia d ziała ją­

c a ju ż dzisiaj reg u la rn ie irre d e n ta niem ieck a nie om inęła naszych ziem zachodnich, nie zrezygnow ała z nich ja k o z te re n u w alk i i nie poprzestała n a skoncentrow aniu się w głębi sa­

m ych Niemiec. D la nich przecie są to ziem ie „odw iecznie niem ieckie”, bez k tó ry ch „W ielka Rzesza” nie może ist­

nieć, to sk a rb w y d arty im spod serca, z' w nętrzności sam ych. Irre d e n ta nie­

m ieck a nigdy nie uzna p raw a P olski do tych ziem, nigdy nie spocznie w p racy nad utrzym aniem ich rzeko­

m ej niem ieckości, nigdy nie zaprze­

sta n ie siania n a nich niepokoju i za­

m ętu. I możemy być przekonani, że stanow isko to podzieli każdy, n a jb a r­

dziej „dem okratyczny” rzad niem iec­

k i

’ A aw angardą i trzonem irred en ty będą na tych ziem iach ci Niemcy, k tó ­ rzy tu ta j pozostaną, przem knąw szy sie szczęśliwie przez ła ń c u c h , badań, p ró b i dochodzeń. Ju ż dzisiaj ujaw n ia się od w ypadku do w ypadku in stru k ­ cje podziem nego ruchu niem ieckiego, n ak azu jące przyznaw anie się do pol­

skości, u trzy m an ie się za w szelką ce­

nę n a polskich terenach, intensyw ną in filtra cję przez elem ent niem iecki polskiego życia społecznego drogą czyn­

nego udziału w nim n aw e t w szere­

gach organizacji o zdecydow anie i a k ­ tyw n ie antyniem ieckim nastaw ieniu.

N iebezpieczeństw u tem u należy szyb­

ko i. skutecznie przeciw działać. N a­

stąpić to m usi nie tylko drogą akcji zbrojnej przeciw ko operującym n a ziem iach zachodnich bandom „W ehr- w olfu”, ale przede w szystkim drogą sięgnięcia do u tajo n y ch korzeni ruchu, przez rozsądne i planow e rozw iązanie jednego z n ajb ard ziej k ap italn y ch i najw ażniejszych problem ów odrodzone­

go p ań stw a polskiego, p roblem u na­

rodowości niem ieckiej

J e s t to zagadnienie niesłychanej do­

niosłości, z czego nie wszyscy u nas zdają sobie dostatecznie spraw ę. Sposób jego rozw iązania zaw aży decydująco n a politycznej 1 gospodarczej stru k tu rz e ziem zachodnich, rozstrzygnie o tym , czy ziem ie te będą z g ru n tu i z ducha polskie, czy będą m ocnym puklerzem R zeczypospolitej, g w aran tem jej bez­

pieczeństw a i wielkości. D latego po­

d ejm u jąc ten problem , m usim y go rozw ażyć w szechstronnie, a rozw iązu­

ją c go w płaszczyźnie dnia dzisiejsze­

go, m usim y rozw iązanie to oprzeć na dośw iadczeniach przeszłości i na głę­

bokim przew idyw aniu tego. co p rzy­

nieść może przyszłość.

A tymczasefn n ad spraw a

w Polsce ciąży fatum. Jest to fati naszego niezdecydow ania, naszej słabo­

ści i b ra k u ustalonych linii postępow a­

nia. Sym bolem tego, ja k że w ym o­

w nym , są zm iany u sta w k w estii tej do­

tyczących i zm iany rozporządzeń w y­

konaw czych a w silniejszym jeszcze stopniu zm iany n astro jó w i haseł. Roz­

poczynało się tu ta j od trom tadrackiego w y k lin a n ia w szystkich tych, któ rzy n a ­ p iętn o w an i zostali t. zw. V olkslistą, od u su w an ia ich w szystkich bez w y ją tk u poza naw ias społeczeństw a a pow o­

li doszliśm y do stanu, w k tórym nasze d ążenia re h a b ilita cy jn e i repoloniza- cyjne zaczynają p rzybierać fa n ta ­ styczne rozm iary nacechow ane le k ­ kom yślnością form y.

P rzyjm ujem y, że postaw iona ostatnio jasno zasada, re h a b ilitu ją c a w zasadzie całą trzecią i czw artą g rupę narodow o­

ściow ą n a Śląsku, zasada n a d a w an ia drogą w ery fik acji o byw atelstw a pol­

skiego ludziom o n iew ątpliw ie polskim pochodzeniu i obliczu n a ziem iach z poza g ran ic przed 1939 rokiem je st spraw iedliw a i słuszna przy koniecz­

nym tu ta j uk ró cen iu ten d en c ji do ła t­

w ego i prostego generalizow ania zasad postępow ania. Na u sta le n ie takiego p ro g ram u złożyły się m iesiące prób i doświadczeń. Ja k iek o lw iek m ogą być jego b ra k i zw łaszcza w p raktycznym zastosow aniu, jest on ju ż podstaw ow ą i k o n k re tn ą zdobyczą. A le p rogram ten trzeba w ykonać. T rzeba w tym k ie ru n ­ k u w ykazać zdecydow anie, konsekw en­

cję a przede w szystkim siłę. Tym cza­

sem gdziekolw iek zabraliśm y się do te]

spraw y, rozłaziła się nam ona w rę ­ kach, przeciekała przez palce, pozosta­

w ały po tak ich pró b ach tylk o osady rozczarow ań, rozgoryczeń, nie m ów iąc ju ż o tym , że w oczach zainteresow a­

nych tym N iem ców zasłużyliśm y tylko n a śmieszność.

Ostrożność, z ja k ą się do tego zaga­

dnienia podchodzi, to cackanie się z nim , podyktow ane jest bez w ątp ien ia obawą, by zdecydow anym postępow a­

niem nie skrzyw dzić tych Polaków , którzy z rzeczyw istej konieczności dali się zakw alifikow ać jako Nićmcy. O stro­

żność słuszna, ale nie m oże ona w pły­

w ać na zasadniczy bieg postępow ania.

Tu, gdzie niem ieckość d aw a ła ty le

przyw ilejów , gdzie w rozdzielaniu łask um iano bardzo łatw o odróżniać Niem ­ ców praw dziw ych i zasłużonych od N iem ców zrobionych dla statystyki, niepew nych i podejrzanych, tu ta j mo- żria przy dobrej w oli szybko i spraw ­ nie w yłuskać praw dziw ych Polaków.

A jeśliby n a w e t m iała spotkać kogoś krzy w d a — raczej to, niż gdyby dzięki naszym ostrożnościom i -obaw om m ieli się w kręcić w nasze szeregi Niem cy za-, k apturzeni. K rzyw dy m ożem y jeszcze napraw ić, z niebezpieczeństw em , któ re w yniknie z podstępnego in filtro w an ia n as przez w pływ y niem ieckie, będzie­

m y m usieli ciężko i krw aw o walczyć, absorbując tym siły p otrzebne do od­

budow y z ru in naszego życia pań stw o ­ wego.

W yciągnijm y konsekw entnie n au k ę z w ypadków tragicznej jesien i 1939 roku, k ie d y to w .pierw szych szeregach w kraczającego w roga szli dyw ersanci z polskiej części Śląska, kiedy to w mo­

m encie w ybuchu w ojny ujrzeliśm y ich nagle z b ro n ią w ręku, z całym w yposa­

żeniem i arsen ałam i na kopalniach i w h u ta c h , kiedy szli krok w k ro k , za co­

fającą się arm ią polską, niepokojąc ją w szystkich stron i dem oralizując żołnierza. P rz y p o m n im y sobie, jak spokojni, lojalni obyw atele, członkowie i d y gnitarze w ielu stow arzyszeń, p a­

trioci od każdej narodow ej parady zrzucali nagle m askę z triu m faln y m o- ktzy k iem n a cześć H itlera. J a k człon­

k in ie T ow arzystw a M łodych Polek przechodziły grem ialnie do BDM. Ja k odkryw aliśm y Niem ców na w ysokich stanow iskach w arm ii, adm inistracji, w przem yśle, ja k Niem cam i okazyw ali się referen ci m obilizacyjni w P ow iato­

w ych K om endach U zupełnień i to w głębi k raju .

Gdy sobie to uśw iadom im y, będzie­

m y m niej łagodni w selekcji, m niej będziem y m ieli skrupułów i m niej n ie­

potrzebnych w ahań. T akim faktom m usim y ra z na zawsze zapobiec. M usi się r a z 1 skończyć frym arczenie p rzy n a­

leżnością narodow ą, m usi u sta ć poni­

żanie naszej narodow ej godności, kom ­ p rom itow anie nas przez chorągiew ko- w ych Polaków. M usi się skończyć na ziem iach granicznych han ieb n y proce­

der sprzedaw ania swej przynależności narodow ej za m iskę soczewicy. T u taj polskość m usi być ja sn a i czysta jak łza, m usi być bez żadnej skazy, tw ard a i niezachw iana, m usi być polskością a- w angardow ą.

W m om encie gdy spraw a niem iecka w Polsce dojrzew a do ostatecznego rozw iązania (a dojrzew a ja k w rzód-) wzmóc trzeba i zaostrzyć czujność, o- trząsn ąć się z apatii i bierności, nie za pom inąć, że w róg, działa i śledzić n;’

nie krw aw e tropy W ehrwolfu

P e r s p e k t y w a O d r y

Na Z jeźd zie Zarządów O kręgow ych Polskiego Z w ią z k u . Zachodniego, ja ki odbył się w ty ch dniach w Solicach- Z droju na Ś lą sk u D olnym , obecna była ta k że delegacja P olaków z Lipska. Na podstaw ie rozm ow y, jaką z delegatam i ty m i przeprow adziliśm y oraz na pod­

staw ie rozm aitych in n ych doniesień stw ierd zić m ożna, że sytuacja P olaków na terenach N iem iec je st n ie zb y t po­

m yślna. O b o ję tn ą ^ e s t p r z y ty m rzeczą, pod czyją okupacją te re n y te się zn a j­

dują. Zarów no sto su n ek w ładz okupa­

cy jn y ch ja k i sto su n ek N iem ców jest w rogi w zg lędnie n ie u fn y, w zględnie w ja k ik o lw ie k sposób neg a tyw n y.

Jest rzeczą pew ną, że znow u N iem cy zaczynają w p ływ a ć na ocenę P olaków u innych. Z e sto su n ek in n ych narodów do nas kszta łto w a n y byw a przez n ieo fi­

cjalną opinię niem iecką, która o nas nie m yśli lepiej od opinii hitlero w skiej.

Jeżeli przed paru m iesiącam i n iektó re pism a i sfe ry p olskie w ita ły radośnie odradzanie się dem okracji n ie m iec kie j to była to albo d o ktryn e rsk a n a iw ­ ność albo te ż św iadom a zbrodnią. W sw oim czasie oceniliśm y te w y s k o k i właściw ie. W spółczesne partie niem i

połączone w t. zw . A ntifaschistischee B łock nie w y d a ły dotychczas żadnej w y ra źn e j deklaracji, określającej ich stosunek do Polaków w zględnie do spraw y naszych granic zachodnich cho­

ciażby, a czko lw iek deklarow ały się w sposób nadzw yczaj w ersalski w odnie­

sieniu do Francji. P rzyw ódcy ty c h partii w strefach okupacyjnych w z ru ­ szają się do łez, gdy m ów ią o stratach narodu niem ieckiego. W zruszają się za ­ raz potem d ziennikarze i p o lityc y an­

glosascy, gdy m ów ią o „straconych dla Europy bogatych obszarach w schodnich N iem iec”.

O fensyw a N iem iec w k ie ru n k u odbu­

dowania N iem iec m ocnych nie m a n a ' razie charakteru oficjalnego ale pro­

w adzona jest k o n sek w en tn ie i zdecydo­

wanie. W yk o rzystyw a n ie pew n ych p u n ­ któw spornych m ięd zy sp rzy m ierzo n ym i udaje się znakom icie. O fensyw a ta jest w y b itn ie antypolska, jeśli chodzi o problem y styka ją ce się z nam i. N ie­

k tó rzy nasi przyjaciele dem okracji nie dostrzegają tego i w ciąż jeszcze w ita ­ i pozdraw iają i spodziew ają się.

T ym czasem N iem cy nig d y nie dostrze­

gą w śród nas szlachetnych, bo na na­

szy m p u n kcie zostaną ju ż na zaw sze doktryn era m i l daltonistam i i zaw sze będą na nas patrzeć jako na podpala­

czy z Paderborn.

Te parę gorzkich słów ch cielibyśm y wpisać n ie k tó ry m łódzkim przyjacio­

łom „nowych dem okratycznych" N ie­

miec do sztam bucha.

/

/ ,/

Prudnik

«

(2)

C d m u t t d O s m a t t c z t f k

tZnam tą ik o jeden

Gustaw T a r a b a , prezes Związ­

ku Akaderrtików Polaków „Jedność"

na Zaolziu, zaprosił nas akademi­

ków' Fotaków z •Wrocławia, Kró­

lewca i Berlina na Śląsk Cieszyń­

ski. Było to w r. 1937. Pojechaliś­

my wlęo ńa Zaolzie, nie pierwszy zresztą i nić ostatni raz. Oni nosili paszporty czeskie, my — niemieckie.

B yli też jeszcze Polacy zapólskimi paszportami — ci przyjechali z Ka­

towic. "■ 1:1

Goszczono nas. serdecznie w Kar­

winie i Frydku, Bogum inie i Cie­

szynie, ^ w Orłowej. i ' w Końskiej, a któregoę. dnia zawieziono nas do Ja­

błonkowa i dalej w beskidzkie halo.

Tam, przy ognisku usłyszałem no raz pierwszy wiersz zaolziańslciego poeiy Piiwlą Kuhiszai

„Znam tylko jeden Śląsk — dla ranie nie ma granicy — Cieszy-ą, .Opole, Wrocław i wolne Katowice.."

S tr o fy , wierszą skandowaną z za­

ciętością burzyły sercay rozpalały buntem młodych ludzi, rozdzielo­

nych trzema paszportami na jed­

nym k ląsku. A gdy przyszedł dzień rozjazdu, to uśoiskiem dłoni pieczę­

towaliśm y jedność, która prędzej- czy później, wywalczona być musi.

My=odjechaliśmy do Prus Hitlera, gospodarze zostąli na Zaolziu, bra­

cią z za miedzy wyjechali do wol­

nych Katowic.

W r, 1938 radość wyzwolenia zaol- ziąńskiej części Śląska miała dla nas w Wrocławiu, Opolu, Raciborzu go-a rycz świadomości, że dzień wyzwo­

lenia Zaolzja zbiegł się z kieską sło­

wiańską Czech ą zwycięstwem pru­

skich Niemiec. To zwycięstwo od­

dalało nasz dzień wyzwolenia.

W ojną zjednoczyła Śląsk, alć pod hitlerowską władzą. • Zbyteczną jest opowieść 6 ucisku, tych la t. Znamy go w szyscy.’ N asilenie ffcisku zni­

kło wraz z potęgą pruską wiosną 1945 roku. Śląsk odetchnął, lecz znów nie cały, Z kolei losem dzie­

jów Zaolzie pozostało za graniczną miedzą, a Polaey Cieszyńscy m usieli nadal Znosie ucisk jednego narodu nad drugim, tym przykrzejszy, że szowinistą N iem ca zluzował szowini­

sta pobratymiec.

N a żądanie Rządu Polskiego zje­

dnoczenia Śląska w ramach Rzeczy­

pospolitej z Cieszynem i Opolem, Lig nicą i Katowicami, padły z drugiej strony granicy słowa ślepe szowi­

nizmem, żądające włączenia Opol­

szczyzny do Czech. Nie jest w in ­ teresie Słowiańszczyzny, by spory graniczne osłabiały jedność naro­

dów pobratymczych. Kto chce te

•spory pogłębiać, ten chce wzmóc si­

łą Niemiec, które na słowiańskim rozdźwieku w ygrały kilkaset lat swej butnej historii,

My, Polacy Śląska Opolskiego i Wrocławskiego, zawsze, dążyliśmy do przyjaźni z porodem czeskim, w r. J9g4, gdy tworzył sie z inicjaty­

wy Związku polaków Związek Mf&ejgźoiei N a r o d o w y c h ‘"W Niem­

czech, zaprosiliśmy braci Czechów, aby rązem z nąnii prowadzili walkę z niemczyzną. B o Związku Wstąpili Łużyczanie, Duńfezycy Fryzowie, ba nąwet Litwini, odmówili natomiast współpracy bracia Czesi. Gdy m yś­

my na Śląsku-Opolskim wśród ter­

roru bojówek hitlerowskich, Grenz- schutzu, Orgeschu, Spartakowców, zakładali oddziały Związku, Czechów nie widzieliśm y przy prący. W rąci-' borskim, rjWgłąbczyekim, prudnickim i dalej w hrabstwie kłądzkim nie było czeskich organizacji, tyłka poh skie, nie walczyli z Niemcami tam Czesi, lecą, tylko Polacy, Maleńkie wysepki czeskie na pograniczu Ślą­

ska z Morawami. Górami Olhrzymi- m f nie aktywizowane walką, ginęły w morzu ścierających sie fal poh skomiemieokich,

N a Śląsku Opolskim nie było spraw y czeskiej i nie było jej w ca­

łych pruskich. Niemczech, mimo, że Czechów rozsianych po całej Rzeszy było około. lpO.OOO, ą wiec więcej niż Duńczyków,.jFryzów czy Litwinów.

W grudniu r. 1938 w Monachium do Związku Polaków przyszła dele­

gacja ludności czeskiej; miedzy nią byli i ci Czesi, którzy 14 lat przed- tym odmówili współpracy. Teraz po przyłączeniu Sudetów do Rzeszy po­

wstawała sprawa obrony ludności czeskiej na tych ziemiach. Mona­

chium bow.iem zdecydowało 'tylko o losie „Niemców sudeckich"', rzecz zaś Czechów sudeckich pozostawiono łasce Hitlera. Przyjęliśm y braci Czechów z otwartymi ramionami.

Kieska Czech, przeraźliwą mona­

chijską zdradą, nie była ostąteczną, jeśli powodowała bunt i -walkę.

Wzmocnione Sudetami Niemcy, to było znów przekreślenie na wiele lat naszej m yśli o jedności- Śląska.

Współpraca z Czechami wewnątrz Rzeszy w Związku Mniejszości Na­

rodowych w Niemczech wzmacniała jednak nąsz front wałki z prusae- twem, a jeśli nie wyrównywała tam­

tej kieski, to wzmagała nasze siły, budziła floWe nadzieje un potencjał wspólnoty polsko-czeskiej,

.Serdeczne rozmowy z pobratymca­

mi nie trwały długo. Po kilku ty- godniąch nad wipezorero przyszedł jeden z członków delegacji powiado­

mić, że na mocy zakazu Gestapo

Na pierw szym Ogólnopolskim Z jeź- dzie P rzem ysłow ym n a Z iem iach O d­

zyskanych w e W rocław iu w spom niano rów nież o sp raw ac h k u ltu ra ln y ch . — Zdziwiło to w ówczas nieco obecnych, ja k może i te ra z dziw i czytelników , że w n ara d y n a d zagadnieniam i o d ­ budow y gospodaretej’ ty c h ziem w t r ą - ’ cono sprawy-'"' Kffltury, ’ D osłowhte ~ ’ w trącono je w to k u ■ dyskusji, a o b y ­ dw aj m ówcy; - re k to r A kadem ii G órni­

czej,. prof. G oetel 4 re k to r U niw ersy­

te tu W rocław skiego — prof. K ulczyń­

ski zw rócili słuszną uw agą n a te n roz­

legły te re n naszego życia n a ziem iach zachodnich, k tó ry leży dzisiaj — po­

dobnie ja k ta m te jszą w ielkie przestrze nie pól u p r a w n y c h '— odłogiem.

W mom encie, gdy zainteresow anie całej P olski k ie ru je się n a d Q drą i Nysę, popełnia się pow ażny błąd przez odsuw anie n a przyzw oitą odległość sp raw polskiej k u ltu ry kosztem roz­

w oju w szystkich kom órek życia gospo­

darczego. K u ltu ra je s t n ą D olnym Ś lą­

sku o u tsid er‘em , którego dostrzega się jędyjnę w ówćżaś,‘eg'dy przebiegnie przed głów ną try b u n ą , ja k ą tw orzą ą a przy k ład okolicznościowe zjazdy.—

U ruchom ienie za p a rę m iesięcy U ni­

w ersy tetu i P o lite ch n ik i w e W rocła­

w iu nię rozw iąże tego zagadnie ni a. O- bie uczelnią obejm ą n ajw yżej k ilk a tysięcy studentów , Dplny Śląsk obej­

m ie żaś jeszcze w tym roku ponad milion ludzi. Nie możemy i eh W żad- pym w ypadku trak to w a ć jako elem en­

tu, dającego z siebie w szystko w u - g run to w ąn iu polskości po obu brze­

gach Odry, a otrzym ującego w zam ian za to jedynie znośne w aru n k i bytu i Wdzięczność władz.

p ó ł m iliona osadników , którzy roz­

gościli się na pięknej ?ięmi dolinę '■ - śląskiej, m a praw o dom agać się cze­

goś w ięcej, poza skrom ną 'egzystencją, w zam ian za w k ład ciężkiej pracy. — Ludzię ci, to w bezw zględnej w ięk­

szości rolnicy, przybyli — znowu w większości — z terenów wschodnich, Gi p otrzeb u ją dzisiaj szczególnej o- pieki nie tylko materialnej, lecz i k u ltu ra ln ej, J e s t już kilk ad ziesiąt ty ­ sięcy ludności miejskiej, rozproszonej PO wszystkich m iasteczkach z SO ODO-ną grupą we Wrocławiu, jaką ośrodkiem całego żyda- Wśród nich przeważa inteligencja, pracująca zarównń w ad­

ministracji, jak i fabrykach', zakła­

dach, czy wolnych zawodach. A w tym roku, w edług dyspozyfcji Rządu, m a dojść jeszcze na Dolny Śląsk 150 tys. robotników ; techników 1 ’ linżynie-

Ś lą s k

dalszy wspólny front jest niemożli­

wy. Pozostali więc znów Polacy, Łużyczanie, Duńczycy, Fryzowie i Litwini, bez czeskiego towarzysza walki. Oni też w wrześniu 1939 roku powędrowali do obozów i więzień.

Na Śląsku Opolskim Niemcy za­

orali groby powstańców śląskich.

P ły ty nagrobków z napisem: „Tu spoczywa NN, który oddał życie za swój Śląsk", przeznaczono na łom, zginęły zakopane na przechowanie w śląskiej ziemi. Latem 1945 roku wydobyto kamienne znaki polskości Opolszczyzny, .polskości manifesto­

wanej powstaniami.

W Kudowie na Śląsku Kładzkim (w 1804 r. instrukcje dla sołtysów w hrabstwie kładzkim drukowano w Poczdamie w języku polskim), przestał na krótko przed wojną vry*

chodzić w polskim języku druko­

wany tygodnik katolicki „Posłaniec Niedzielny", a w opodal leżącym Reinerz pomnik Chopina, wzniesio­

ny przez Polaków w 1909 r„ prze­

trwał aż po lata wojny,

W rozmowie o Zaolziu rektor U ni­

wersytetu wrocławskiego prof, K ul­

czyński wspomniał wizytę uczonych polskich u prezydenta Massaryka na Hradczynie i dyskusję tam z jed-

rów z rodzinam i z całej Polski, co będzie stanow ić dalszy w zro st o blisko pół m iliona ludzi. Czy w olno ich, wziię tych z W arszaw y i L ublina, K rakow a i Przem yśla, Częstochowy i Radomia, pozbaw iać tego, z czym s i ę ' ju ż zżyli bez ^eszty, to znaczy w szystkich form w spółczesnego życia ku ltu raln eg o ?

Co n a ty m polu d aje w tej chw ili Dolny Śląsk? Zw iedziw szy w szystkie w iększe ośrodki tych ziem, m ogę o - świadczyć z p ełnym spokojem , że w dziedzinie k u ltu ra ln e j niię je s t w cale przygotow any n a tę ilość i takich od ­ biorców. Rozpiętość m iędzy popytem na różne form y życia k u ltu ra ln eg o , a podażą je st w tej chw ili bąrdzo w iel­

ka, a jeżeli n ie zaradzim y jej n a ty c h ­ m iast — będzie gw ałtow nie w zrastać.

Istn ie je duże niebezpieczeństw o pom i­

nięcia m iliona P olaków .przez p raw d zi­

w ą k u ltu rę i sztukę, łącznie z m in i­

sterstw em o tej sam ej nazw ie.

Oto zestaw ienie „bogactw '1, p rz e ­ znaczonych dla um ysłów tam tejszych P olaków : opera* w e W rocław iu (nie z codziennym program em ), te a tr w Je le ­ niej Górze (podobnie ł do te g o z f a ­ talnym ), jed en dziennik (m ający da­

ne na dobre w ydaw nictw o), dw a p e­

riodyki o rozm aitej i rozproszonej treści (bez żadnego oblicza i p ro g ra­

mu), kijkanaście k in (o beznadziejnych filmach) i przypadkow e w ystępy nie m niej przypadkow ych zespołów. Pcraa tym p arę set radioodbiorników , któ re w tąj chw ili może jeszcze n ajlepiej spełn iają m isję k u ltu ra ln ą (ale, n ie ste­

ty, w śród specjalnych słuchaczy). Czy to nie zą skrom ne bogącfwa w po­

rów naniu i tym i n atu raln y m i, w jakie o bfituje Dolny Śląsk ł ? m ilionem P o­

laków W niedługim ęziąsje?

To piękna rzecz, że odrem ontow any gmach opery w rocław skiej ro z b rz m ią wą od kilku dni m uzyka i ariam i

„Halki", bodnie, że się m o n tu ję FiJ=

harm onię Ale hardzo nieładnie, jeśli się otw iera pierwszy n ą Dolnym Ś lą­

sku teS tr ł „kładzie" się go już po pierw szym akcie. B yłem na p rem ie­

rze „Zem sty" w pięknym te a trz e w Jeleniej Górze i boleśnie odczułem, jak aktorzy p o trafili zgasić sa p ał peł­

nej (blisko looo osób) widowni. Wiele czasu potrzeba teraz, aby nadrobić je ­ den niepotrzebny błąd. Z d rugiej s tro ­ ny pełną przyjem nością było stw ie r­

dzenie, że publiczność polaka, repre«

zentująca w przytoczonym przykładzie 'w szystkie „stan y " i w ielką1 skalę win­

n y m z najwybitniejszych polityków czeskich, który oświadczył:

iWy Polacy jesteście romantykami w polityce, śni wam się „sprawiedli­

wość dziejowa. My, Czesi, jesteśmy realistami, i prowadzimy politykę doraźnych korzyści.

B yła to zarazem odpowiedź na za­

rzut o zabraniu przez Czechów , Ojhóa w chwili słabości Polski w r.

Ta polityka doraźnych korzyści nie przyniosła pożytku narodom słowiańskim. Powtórzona przez miń.

Becka w r. 1908 zostawiła gorycz, że Zaolzie wracało w chwili słabości , Czech. Obecny powrót Zaolzia, gdy Niemcy leżą pokonane, gdy równość sił polskich i czeskich pozwala na świadomy akt zadośćuczynienia, może mieć radość pełną: Zjednocze­

nia Śląska, powrotu Zjednoczonego:

Śląska do polskiej Macierzy, odwro­

tu pd polityki doraźnych korzyści ft powrotu do polityki korzyści współ*

nyeh polsko-czeskich.

Jeden jest Śląsk w jednej Rzeczy­

pospolitej,

A zjednoczeni, sąsiadując najhlł- żej z pobratymczym narodem eąe- skim, uczynimy wszystko, aby »o- . jusa polsko-ozeski nie pozwolił Pru­

som na nowe Słowiańszczyzny rÓS* , biory,

To byłoby najtrwalsza wartością powrotu Zaolzia do zjednoczonego w Polsce Śląska,

ku oraz przygotow ania teatraln eg o , jednom yślnie zareagow ała.

Go to oznacza? Ze Polacy n a tych ziem iach p rag n ą uie tylko k o n ta k tu ze sztuką, ale i ze sztu k ą W dobrym w ykonaniu. N iech ta o b serw acja hę- ..dzię przestrogą dla tych, kiójwra się ;

w ydaje, że ta n im kosztem zrobią d u ­ że żyski n a D olnym Śląska. I a! o w - mom,enęie, gdy te ziem ie nie m ałą ani jednego stałego te a tru (bo opera w rocław ska n ie będzie m iała chw ilo­

wo codziennego klasycznego p ro g ra­

mu), w czcigodnym K rakow ie o tw iera się czw arty te a tr dram atyczny. Nie u- m niejszając w niczym pięknych w ysił­

ków zjeżdżających do K rakow a akto­

rów, chciałbym zapytap, czy nię do­

brze byłoby i dłg w ytw przęnia atm o­

sfery. połskgśęł B4 ziiemiąph żsehgd- nfcb i dlą dziesiątków tysięcy ' ludgi także J m łtu ra ln y c b i znających gfę ną sztuce, gdyby część dobrych aktorów ruszyła n ą podbój Dolnego Ś ląska? ' Skończm y w reszcie z trak to w ą u ięm ty oh obszarów i w sztuce, jako tereny

•gościnnych występów- Dlaczego na Dolnym Ś iąaku uie pojawi się. tak znakom ity ak to r, ja k Adwentowicz, zam iast organizow ać w przeładow any- m i naszpikow anym w te a try j te a ­ trzy k i K rakow ie jeszcze jed n ą scenę?

Ale skpro nie idą tam pierw szorzed- ne siły, w ięc p ró b u ją szczęścia różna dobrze zgrane osoby św iata sztuki

A gdzie są m uzycy? Czy to przy­

jem nie je st słuchać hym nu polskiego (np. w o w y m , nieszczęsnym jelep io - ' górskim teatrze) w w ykonaniu m uzy- ^ ków niem ieckich n a polskiej ziemi?

I patrzeć na spoepnego ze zdenerwo­

wania i wysiłku polskiego dyrygentą, który prowadzi z kroplami pot-u na czole rjesfarną (cgyżby nautnyśjnię?}

orkiestrę? Może, tg symMiesąe. że Niemcy g-ają polskie r ódie, ale nią tb hę? żadnęgg przękpnanią, nie rozumieją iob i — ostatecznie poiąey Rolnym Śląsku woleliby słuchać

>olskiej muzyki wykonaniu radą*

ków, a nie wchłaniać niemieckie wal­

ce i utwory taneczne z ery hitleyew- skłej, grane (z przekonaniem już) prze*

niemieckich muzyków- Tą metodą dą- leko nie zajedziemy. A gdzie są nasi wybitni dyrygenci, którzyby potrafili stw orzyć trw a łe 1 pierw szorzędne za­

spały sym foniczne?

A gdzie są literaci? Podczas, g d y : na przy k ład w K atow icach zaczyna być już r e jn e i g w arn e od napłfNwa-

A n t o n i 'p a w liU ie w ic * *

N iepokojące sp o strzeżen ia

(3)

J erztf Z a g ó r s k i

'pieśń ntewtdomtfch N ie m c ó w

Jącycfi a ad di i oezustannie literatów , poetów, publicystów i grafom anów , na Dolnym Slą’sku jest pusto i głucho, poza g arstk ą odw ażnych pionierów, których można policzyć na palcach je ­ dnej ręki P anow ie pisarze wszelkiego pokroju! Tam je st pap ier (1 to b a r­

dzo ' dobry), są (np. w Jelen iej górze) nowoczesne, w spaniałe d ru k arn ie, są czytelnicy W rocław, Ligmica, Św idni­

ca. Jelenia G óra czekają niecierpliw ie na pismo (ale dobre) literackie, na imprezy artystyczno - literackie, na klub. na „c zw a rtk i11, „piątki", czy

„niedziele"

A gdzie są artyści plastycy? W idzia­

łem już sklepy z obrazam i, m ające na w ystaw ach beznadziejne kicze niem iec kie. A jest tam co m alow ać, możnaby urządztć w ystaw ę, m ożnaby . . . przede w szystkim przyjechać.

Dolny Śląsk m e je st dzikim Zacho­

dem Tam już jest życie ruchliw sze, niż to się w ydaje setkom naszych a k ­ torów , arty stó w , m uzyków i literatów z innych stro n Polski. I cii ludzie, to nie dzikusy, lecz w łaśnie owe tysiące k tó re niedaw no jeszcze gościły w tea­

trach, salach koncertow ych, k lubach 1 k aw ia rn iac h innych m ia st k raju . To rep a trian c i, którzy o derw ani od sw ych rodzinnych dom ostw, um ieszczeni na nowych gospodarstw ach i w w arszta­

tach, chcieliby znaleźć przy n ajm n iej poprzez sztukę tę więź, łączącą ich z całą Polską.

P rzedstaw iciele polskiej k u ltu ry w y­

g łaszają płom ienne przem ów ienia i odczyty n a rzecz Ziem Odzyskanych.

P rz y g ry w a ją im dzielnie aktorzy i muzycy. Czas skończyć z tym w zajem ­ nym naw oływ aniem się. Je śli chcem y dow ieść u rb i e t orbl, że ziem ie m ię­

dzy O drą i N ysą są polskie, to m usi­

m y tam dotrzeć rów nież z polską k u l­

tu r ą i sztuką. Bo inaczej łatw o m o­

głyby się one stać kolonią, n a k tórej się tylk o ciężko pracu je, aby m etro ­ polia m ogła pochw alić 1 w ysłać w na­

grodę chętny podróży zespół n a go­

ścinne w ystępy. Dolny Ś ląsk je st dzi­

siaj dla n as ta k ą sam ą ziemią, ja k krakow skie, Mazowsze, czy lubelszczy zna. W obec tego najw yższy czas rozło­

żyć także rów nom iernie naszą k u ltu ­ rę i sztukę. S pak u jm y ją w n a jle p ­ szym g atu n k u i w yślijm y w reszcie na Zachód Ale n a stałe.

Aby uw agi m oje nie były gołosłow­

ne, przytoczę zestaw ienie notatek, w iern ie podane, zam ieszczone w nr. 14

„G azety Dolno - śląsk iej" z 15 w rześ­

nia w ru b ry ce -,,Z życia k u ltu ra ln eg o w e W rocław iu":

W ram ach akcji popularyzow ania m uzyki pow ażnej odbył się dn ia 28-go sierp n ia br. w sali Z arządu M iejskie­

go drugi z kolei k o n ce rt urządzony przez sekcję k u ltu ra ln ą P P S i Wy­

dział K u ltu ry i Sztuki Z. M. dla człon­

ków Cechu P iekarzy. W ykonaw cam i b z n a k o m i c i a r.y ści Eugci. U m iń­

ska i J a n H offm an, k tó r z y .'., ttd.

Począwszy od 2 w rześnia n abożeń­

stw a polskie o d praw iać się będą ró w ­ nież w kościele p ara fia ln y m św. Igna­

cego na G abitzstrasse (przed dodaniem ttd. chciałbym zapytać, dlaczego w piątym m iesiącu polskiego W rocław ia m am y jeszcze G abitzstrasse? Możeby ta k Wydział K u ltu ry i Sztuki Z arządu M iejskiego obok koncertów dla Cechu P iekarzy pom yślał rów nież o* polskich nazw ach ulic?).

p . ied- niu cechu - :r '-orzy (?)..

ttd. zarządzono zbiórkę na rzecz cho­

rych w szpitalu PCK, i W szystkich Św iętych tudzież rep a trian tó w w Bro­

chowie. H ojnym , w spaniałom yślnym o fiaro d aw c o m . . . iftd.

Bank Zw iązku Spółek Zarobkow ych S. A. (S. A. to nie S tu rm - A bteilun- gen) uruchom ił z dniem 1 w rześnia O ddział we W rocławiu, który mieści się w e w łasnym gm achu przy ul Buet- tn e ra 28'31 (obok placu Bluechera). . ttd.

J a k widzimy z nazw ulic i w zię­

tych ad hoc notatek polska k u ltu ra na ziemi dolnośląskiej zn a jd u je się w pięknym rozkwiciel

Ale, mim o wszystko, to jest bardzo sm utne t czas najwyższy n apraw ić te błędy.

W r. 1941 wiosną doszły nas w ia ­ domości, ie N iem cy pow iększają sw e zbrodnie wobec ludzkości — uśm iercając w łasnych starców, cho­

rych um ysłow o t kaleki jako egzy­

stencje z p u n ktu w idzenia rasi­

stow skiego ' „bezw arntościow e”

Rąbka h itlerow skich tajem nic u- ch yliły nam w ted y kazania b isk u ­ pa M onastyru, Galena.

Nie widzieliśmy wspaniałych dni Ani sławy ojczyzny naszej.

Gdy nasz wielki I mocny Wódz Gromił silnych, a słabych straszył.

Na wypukłych bulwach naszych pism Czytaliśmy tylko, że lwie

Męstwo mają nasze wojska I padają jak ścięte pnie

Kraje: Francja, Norwegia, Polska*.

By nadludzką potęgę wzmóc Mocny musi być kolor krwi, Straszny musi być woli błysk.

— Jakim blaskiem dzieje świecić mogą?

Kto planetę ugniata trwogą?

Ślepe nasze, oczy w mętnych mgłach Nie widziały tych dni szczęśliwych.

Ciemności nieprzebyty piach Jak pustynią je zasypywał.

Ułomne są dusze ułomnych, więc Jak chwasty w nich rośnie niepokój.

W myślach naszych mogły się lęc Zapytania jak groźne smoki.

Pierwszy smok: Niepewności trąd.„

Z nim walczyły słowa prelegentów.

Prelegenci mówili: Ten ląd

Wódz nasz dźwiga z mgły i zamętu.

Przez dwadzieścia ciemnych łat Osaczały karły olbrzyma.

Dziś ten olbrzym zemsty bat Nad karkami niewolników trzyma.

Praca, krew, panowania głód Niosą światu zmianę doniosłą 1 rozgniata Victorii buł

Wszystko, co do nas nie dorosło.

W gęstym lesie ślepoty twe) Chociaż smok niepewności szydzi:

Niewidomy Niemcze, ufność miej — Wódz za wszystkich najlepiej widzi.

Dragi smok wyszczerza oto kły: • Zal z powodu nieuczestnictwa;

Że na świat nakładamy nie my Pęta słusznego niewolnictwa

Ciebie nie ma, gdzie dzwoni krok Największej w dziejach przemiany — Szczerzy kły nieudzialu smok,

Kąsa, jątrzy ambicji ranę.

i ■

Niewidomy Niemcze! Brak rąk

Twoich w dziele — dzieła nie rozbija!

Jedni po to są, by ziemi krąg Ogarniać, a drudzy by mijać.

Nie zażąda od ciebie nikt,

Byś młot dźwiga! lub \ armat strzelał Ale trzeba, byś stłumił krzyk

O twym życiu bez dna i bez celu.

Gdy smok drugi rozgromiony sczezł, Trzeci smok wychyla wnet głowę:

— Prężność rasie twej — tobie kres, Twe istnienie bezwartościowe.

Nieudany stworze, na szmelc, Jak maszyna źle wykonana.

Nawet w polu wśród walki lec.

Nawet stopniem ci być nie dano.

Niewidomi Nieircyl Mężny duch Niech i tego smoka pokona.

Swtat to wojna, przypływ i ruch A na waszych oczach zasłona.

Wypełnicie powinność, gdy żal Zasłonicie kurtyną milczenia, Kiedy gaszą seriami salw Wasze życie niewarte Istnienia.

Świat zbyt ważną areną jest, Byście mogli pozostać na scenie;

Twardej pychy dostojny gest Niepokorne niesie pokolenie.

Niewidomi! Na okręcie wśród burz Lute prawa panują pokładu.

Jak surowy ofiarny nóż Spada na was Słuszna Zagłada.

Własny żołnierz, może brat, może syn Gdy rozkaże: ślepych za burtęl Sprawiedliwy, jasny jego czyn — Zawsze ciemnym płynęliście nnrtem.

Ludzie — widma mijali was.

Rozpływały się głosy w cieniach.

Nłewidęmi Niemcy, niechaj głaz Smłercł będzie głazem uciszenia.

Niewidomi Niemcyl Rosną mroki Potężnieje, wzbiera mroków «7i><żą.

Ciemność dzwoni wybija kroki Werblem, dzwonem, bukiem oskarżał Ciemność kłuje uderza, nrzeszywa, Błje, szarpie, zwala « Ip młotem, Przyobleka słe w «m»'> *vwe.

W wonie kwip**.* - - o i tocknote.

Gdy tęsknota ciemność rozedrze, Gdy się mroki marzeń ulękną,

W ziemskiej, kruchej człowieka katedrze Pełza płomyk nieśmiały: piękno!

Mchy na głazach nic nie widziały, Drzewo, trawa nie powie: patrzą, Ale świat ten niedoskonały

Gra swą prawdę w ziemskim teatrze.

Oto idzie w górę kurtyna, / Uwerturę grają organy: / Miał pan możny dwie córy t syna, Ślepy syn był najwięcej kochany.

Córki rosły dorodne i hoże, Ale świat je zabrał rodzicowi;

Jedną uwiózł małżonek za morze, Druga welon nosi na głowie.

Ojcze, syn cl pozostał w domul Czułość tuli wątłego i troska, Jemu państwo z muzycznych tonów Wybuduje miłość ojcowska.

Niewidomi I Miłość jest dźwignią Wielkich miast muzycznych dla ludzi.

Jeśli miłość ta w gmachy zastygnie, Dotykalne piękno obudził

Gdy kurtyna opadła I w górę

Znów ją wznoszą przed bajeczną scena.

Zobaczycie starca z kosturem Na wysokim brzegu nad Renem.

Nie dla starca płynące tratwy.

Błękit nieba i szafir rzeki,

I ten cały horyzont łatwy. •• i On ogląda światy dalekte.

Potem starzec i brzegu, co stę spiętrza Nad falami sunącymi w półgwarze Jak monstrancję wizję wewnętrzną Tłumom z brzegu drugiego pokaże.

Kim był starzec? Mędrcem czy artystą?

Czy też most przerzucał nad wodą?

Przesłoniła kurtyna mglista I na trzecie widowisko nas wiodą.

Kiedy tundry dalekie f stepy Kwiat wybrany narodu użyżnił.

Szła ostatnia dywizja ślepych

Już nie zwiększać lecz bronić Ojczyzny.

Gdy zabrakło do walki zdrowych 0 jastrzębim spojrzeniu ludzi.

Chromi bunkry zajęli - rowy 1 mieli brać w boju udział.

Gdy nadeszła pora bolesna I kraj cały w ogniu zatonął.

Monastyru, Kolonii, Drezna Jęły bronić kalek bataliony.

Spada trzecia kurtyna nocy, A z jej szmerem wszyscy pytacie:

Gdzieście byli Niemcy zdrbwoocy, Gdy ginęli Niewidomi bracia?

Rosną mroki i kroczą noce, Coraz innych dotyka oczu.

Porażony organizm świata Nowy wyboch znów niżej toczy.

Rosną mroki i kroczą noce.

Lecz w tym wirze t w tej tawfei Jak zwodniczy ogień migoce Chybotliwe światło nadziei.

Płynie Ren. Oba brzegi błyskiem Ogarnęła słońce to samo.

Jeden brzeg jest płaski I niski.

Drugi brzeg z postrzępionych gńrt Na nim wfdzę kościół 1 zamek.

Płynie Ren a szmer boski rzeki I żołnierzy niewidomych kołysze I podziwia go ślepiec młody Zasłuchany w pleśń Renu cór.

Dla którego ten poemat piszą. Jak obłoki wzbierają wieki, Owocuje wieczności sad.

Patrzy niebo w stramlenle wody Ren odbija nadziemski św iat

L U ta d tfsta w a S z U a r a d U ó w ia

P i o s e n k a

W oczy moje śmierć spojrzała znienacka, W oczy jasne zakochane we w io śn ie ...

czemu płaczesz, czyś mi siostra, czy matka?

Las przygarnął mnie w ramiona litosne.

Zapomnienia, uniesienia godziną,

do dziewczęcych białych piersi tul życie, ja — piosenką partyzancką przeminę, nikt nie wspomni o mym grobie o świcie.

Nikt nie wspomni o m ym grobie kochana, cisza górska „requiescat" zadzwoni,

kiedy może jakimś zmierzchem czy rano z leśnych świątków zstąpi ku mnie Antoni.

Przeto nie łam białych dłoni, ir !r- i prd rzęsą łez nie chow aj rozpaczy, jak żołnierska ta przeminę piosenka, aby Tobie było kiedyś inaczej.

Turbacz, listopad 1944 r.

,

,

M o g i ł a

Czymże jest moja samotność przy tej zatartej m ogile?. . • Las się wyciągnął protestem niebo ku sobie nachylił;

i niebo jakoś przeciekło przez drzew ramiona ścierpnięte, • * przyszło na groby się modlić śnieżnej zadymki zamętem.

U stóp kalekich chojarów i rudo złysiałycb jodeł,

w krzywych, kosmatych jałowcach wieczornym uklękło chłodem, gwiazd wyłuskawszy wiązankę, potym przed samym świtaniem, jakiś tu św ięty je zbierał i m ówił o Zmartwychwstaniu!

Cytaty

Powiązane dokumenty

dam y jeszcze dokładnych danych z d ziejów konspiracyjnego harcerstwa na Śląsku, w każdym razie już teraz stw ierdzić można, że sam tylko powiat rybnicki

mi rozbrajająco naiwna. Tomaszewska była panną Gwen. Rola ta nie dała jej żadnych możliwości wygrania się. W ię - cławówna wystąpiła jako córka milio­. nera

nie przejawów prądów i form życia kul turalnego w dziełach pisarzy, w tedy da poważne wyniki, kiedy się wzbogaci nasza wiedza o kulturze, jeszcze dość młoda

Ich męczeństwem jest grzech, ich piekło jest cyrkiem Nerona.. Wszystko go

Na tych ziemiach bowiem m a dokonać się w najbliższym okresie dziejowy proces osiedlenia milionów ludno­. ści polskiej ze wszystkich stron

stemem porozumiewania się, a krokus jest niezupełnym krokusem, jak diugo się nżm nie można podzielić. Pierwszy człowiek albo ostatni mógiby pisać tylko.. t)

Do szkół zaczęto w prow adzać język niem iecki w prześw iadczeniu, że ta zm iana w yw ołała rów nie gw ałtow ne u pow szechnienie poczucia niem ieć- kości

rzyło m i się przewędrować, jest to za­.. iste puszcza zachwaszczona, gdzie