• Nie Znaleziono Wyników

Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odra : pismo literacko-społeczne: R. 1, 1945, nr 6"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

[V < a.O 2 0 6 5 6

Cena 5 zł

P I S M O L I T E R A C K O - S P O Ł E C Z N E

Rok I. Katowice, 5 października 1945 r.

< M » r a * t C j o t k i e * v i c x

Rewindykacja

Spiszą i . Orawy

Uchwałą Konferencji Rady Ambasa­

dorów z dn. 28 lipca 1920 r. otrzymała Polska 13 wsi na Spiszu, oraz 14 wsi na Orawie. Mieszkało w nich 24.000 pol­

skiej ludności, co stanowiło 99 proc.

ogółu mieszkańców. Poza granicą z r.

1920 pozostało w czechosłowackich czę­

ściach Spiszą i O raw y ok. 50.000 Pola­

ków, zajmujących zwarty obszar zasie­

dlenia, nie w liczając w tę cyfrę Pola­

ków z okręgu czadeckiego i polskich wysp etnograficznych, rozrzuconych wśród gór środkowej i wschodniej Sło­

wacji. Polskość tego ludu była jeszcze przed kilkudziesięciu laty bezsporna, stwierdzili ją na przełomie 19 i 20 w ie­

ku tacy czescy i słowaccy etnografo-^

w ie i lingwiści, jak A. V. Szembera, Fr.

Pastrnek, J. Polivka, Stefan Miszik, S.

Gzambel i Inni.

Granica z r. 1920 nie liczyła się ani ze stosunkami etnograficznymi ani geo­

graficznymi, a pod względem gospodar­

czym stanowiła w kilku punktach istne curiosum, przedzielając np. na dwie po-

iwy gminę Lipnicę Wielką,

jąc połączenia komunikacyjne Osturni i Frankowej ze Starą W sią Spiską i od­

cinając Jaworzynę Spiską z lasami i ha­

lami tatrzańskimi od kilku wiosek, przyłączonych do Polski, które pod względem gospodarczym organicznie z , Jaworzyńą b yły związane.

Późniejsze poprawki graniczne na Orawie i rozstrzygnięcie sporu o Jawo­

rzynę (1924 r.) korzystne dla Czechosło­

wacji, bo przysądzające jej sporne ta­

trzańskie terytorium, nie m ogły zado­

w olić m iejscowej ludności. Granica, jak dotąd, tak i w przyszłości, miała dzielić na dwie nierówne części, tak wybitne pod względem geograficznym i gospo­

darczym całości, jakimi są zarówno Górna Orawa, jak i Zamagurze Spiskie.

Przyznane Polsce skrawki spisko-oraw­

skie, leżąc peryferycznie w stosunku do szlaków komunikacyjnych, łączących Polskę z Tatrami i Zakopanem, nie mia­

ły szans, rozwoju na letniska czy m iej­

sca klimatyczne i skazane były na w e­

getację w trudnym okresie kryzysu go­

spodarczego, t

Niestety, pewne koła słowackie, w y ­ wodzące się głównie z „Katolicko-Ludo- w ego Stronnictwa" ks. A. Hlinki, w y ­ korzystywały każdą sposobność.' ażeby skrycie podsycać niezadowolenie poda­

tnej na ich agitację części miejscowej ludności i podtrzymywać ją w przeko­

naniu. iż sprawa granicy nie została jeszcze definitywnie załatwiona.

Z drugiej strony koła te prowadziły u siebie w kraju usilną propagandę, mającą na celu wykazać, że ludowi spi­

sko-orawskiemu, mieszkającemu w Pol­

sce. dzieje się krzywda, gdyż Polacy- nie respektują jego słowackiej narodo­

wości Była to akcja, oparta na złej woli słowackich hlinkowców, gdyż pol­

skość Górnej Orawy i Zamagurza jest faktem stwierdzonym nie tylko przez stare archiwalne dokumenty, ale uznali ją także współcześnni lingwiści i etno­

grafowie zarówno polscy, jak i' czescy, a nawet słowaccy Zresztą nie trzeba być uczonym, ani językoznawcą, by stwierdzić, że kilkudziesięciotysięczna rzesza górali spiskich i orawskich, za­

mieszkująca południowe zbocza ‘ Pilska,

Babiej Góry, Pienin i M agury Spiskiej, dziś jeszcze mówi po polsku mową, któ­

ra Stanisławowi Staszicowi, Andrzejowi Kucharskiemu czy L. Pietrusińskiemu przypominała język biblii ks. Wujka.

Z tym wszystkim agitacja słowacka nie liczyła się i przechodząc do porządku nad tym, że Polacy, zamieszkujący oko­

lice Pienin i Lubowli na Spiszu, czy Na- miestowa na Orawie, lub Czacy nad Ki- sucą, nie mają ani jednej, dosłownie:

ani jednejl szkoły polskiej — wmawiała własnemu społeczeństwu, że trzeba na­

prawić i usunąć krzywdę, jaka Słowa­

ków z naszej strony spotkała. W ażnym narzędziem tej agitacji stały się różne związki amerykańskich Słowaków. W y ­ starczy wspomnieć, że w jednym z licz­

nych memoriałów, słanych z Pittsburga do Pragi, było żądanie wszczęcia per­

traktacji z rządem polskim o zmianę granic politycznych na Spiszu i Orawie,

„przefrymarczonych za w ę g ie l Śląska Cieszyńskiego", inny zaś memoriał do­

magał się, by na tych „słowackich" te-

ale zabronili im po polsku mó­

w ić kazania i modlitwy. N a sta­

nowiska usuniętych polskich probo szczów i wikarych^ sprowadzili swoich duchownych, którzy wkrótce dali się poznać ze swych antypolskich nasta­

wień. Zaliczyć do nich należy kś. V oj- tasa, obecnego dziekana w e Frankowej, ks. Lichosyta w Niedzicy, ks. Michala­

ka (aresztowanego na Słowaczyżnie za germanofilstwo), ks. Piotra Galana- Skalanovicza (tłumaczył przed wojną Gustawa Morcinka i Rosinkiewicza, ale nie przeszkodziło mu to rugować pol­

skich śpiewników i m odlitewników z kościoła w Lipnicy), ks. W agnera i ks.

Sopko, którzy przed kilku tygodniami uciekli za granicę, mając na sumieniu zbyt jawne popieranie faszystowskiego reżimu słowackiego i podburzanie swych parafian w Podszklu i Podwilku przęciw Polsce i polskim organom bez­

pieczeństwa. Złym duchem tych okolic był, ukrywający się obecnie przed w ła­

dzami czechosłowackimi, ks. Alois Mi- rawskich i w ielu innych nawiedzani są r-nąrh, w c i p W e ł , w ,t, 1920 do Polski „ l e w i c , którego W - w w .r ^ N a p r a w n a r „ „ _ ---

„wprowadzone zostało w szkołach iło - K rivda" (1940 r.) i „Nasza Pravda zvi- B02ba^ ' r ^ ^ l wackie nauczanie, któreby zapobiegło

„polonizowaniu" dzieci.

Przyłączenie Jaworzyny Spiskiej do Polski w listopadzie 1938 r. i drobne poprawki graniczne w Czadeckim, na Orawie i Spiszu z kilku tysiącami mie­

szkańców, stały się antypolskim atu­

tem propagandowym, wyzyskanym przez J. Tiso, Sz. Macha, Dr. Tukę i in­

nych prohitłerowskich polityków ?. Bra­

tysławy. Dnia 1 września 1939 r. kor­

pus słowacki przekroczył granicę Pol­

ski w charakterze sprzymierzeńca armii niemieckiej. N a zwolenników nowego reżimu, upojonych łatwym zw ycię­

stwem, posypały się ordery i dyplomy dziękczynne ffihrera. Z jego łaski otrzy­

mali Słowacy w nagrodę za wierność upragnioną . władzę nad zajętymi czę­

ściami Spiszą i Orawy.

Okupacja słowacka trwała tam przez cały czas wojny, a nawet przeciągła się do maja 1945 r„ w którym została przywrócona między obu państwami granica sprzed listopada 1938 r. Jawo­

rzyna Spiska i inne rewindykacje z r.

1938, pozostały więc nadal po stronie czechosłowackiej.

Obsadzenie odzyskanych terenów przez polską siłę zbrojną nastąpiło do­

piero w połowie lipca br. Do dnia dzi­

siejszego siedzą tam księża słowaccy, a nauczycielstwo słowackie opuściło już swe placówki.

Słowacy zająwszy we wrześniu 1939 r. Spisz i Orawę, zwrócili natychmiast na te krainy najbaczniejszą uwagę. Od­

wiedził je więc czym prędzej nie tylko biskup spiski Yojtaszak, ale również prezydent Tiso i szereg innych i dygni­

tarzy państwowych. Przede wszystkim zlikwidowali oni polskie szkolnictwo, a równocześnie postarali się o usunięcie wszystkich księży polskich, bądź prze­

nosząc ich bezprawnie w głąb swojego kraju (przeciw czemu daremnie prote i stowal X. Metropolita krakowski), bądź j aresztując ich ’ w Iławie, jak to się stało z jurgowskim proboszczem, ’ ks.n Antonim Sikorą i z ks. M arcinem r Jabłońskim, dziekahem w Orawce. Jedynie kilku miejscowych księży-Polaków c zostawili

fa z ila " (1942) są ohydnymi paszkwila mi na wszystko, co polskie i dają w y ­ raz proniemieckini sympatiom autora.

Specjalna wzmianka należy się księdzu Fr. Moszovi, który, niestety, dotychczas jeszcze siedzi na probostwie w N ow ej Białej na Spiszu tuż pod N ow ym Tar­

giem, pomimo, że jest autorem niesły­

chanie kompromitujących go pamiętni­

ków, wydanych w r. 1944(1) pod tytu­

łem „Roky 1918— 1939 na severnom Spi- szi". Roi się w tej nędznej książce od obrażliwych w formie i treści zwrotów, wypisanych pod adresem Polski, poza tym nie brak w niej również filoniemie-, ckich akcentów. Pamiętnik księdza M o­

sza zasługuje na uwagę, gdyż człowiek, który go pisał, .uznał za stosowne przy­

znać się do wielu nielojalnych i anty­

państwowych czynów, popełnionych w okresie 1920— 1939 w kilku wioskach spiskich, przyłączonych, do Polski, gdzie był proboszczem, względnie administra­

torem.

Drugim czynnikiem słowakizacyjnym

ków, pozbawiani resztek mienia, sprze­

dawanego potem za wódką na „tande- Opolu czy gdzieindziej, a ko­

biety i dziewczyny żyją w ustawicznym strachu. Pogrzeb młodego chłopca w Katowicach, zastrzelonego po zaciętej obronie własnego row eru w zadeszczo- ny wrześniowy w ieczór — oto tem pe­

ratura, jaka wyrasta w stosunkach na tych ziemiach.

Czujem y głęboką wdzięczność do bo­

haterskiej A rm ii Czerw onej za je j zwycięski marsz na ziem ie, k tóre teraz są nasze ale czujem yt głęboki żal do ,m aruderów” , którzy w nieobliczalny sposób łamią święte prawa naszej p rz y ­ jaźni, a wdzięcznoSci naszej nadają smak gorzki i plony. N ie będziemy już wykazywali, ile korzystają z tego Niem cy, hołubieni nieraz przez nie­

których żołnierzy radzieckich. Nasze westchnienie o pcU ój na ziemiach za­

chodnich, o p o k ó j niepodzielny i p ol­

ski, musi zostać wysłuchane.

M ów im y prawdę bo ty lk o prawda je ­ dnoczy.

Nysa

Nr. 6

Perspektywa Odry

M glista chmura, jaką roztacza się nad stosunkami bezpieczeństwa na ziemiach zachodnich, raz po raz ty lk o przeszywana jest błyskawicami praw ­ dy. K ilk a pism codziennych ostatnio zajęło się tą sprawą w spósób dość od­

ważny. Na Śląsku natomiast, gdzie sprawa ta jest - najbardziej żywotna, prócz k ilku nędznych napom knień w W. R. N., głucho o n ie j w pismach. A tymczasem tu i ówdzie urasta ona do uczenia problem u, ma zasadniczy wpływ na kierunek polskiej p o lity k i repolonizacyjnej czy osadniczej.

N ie bpjm y się prawdy i n ie bądźmy kajającym i się mędrkami. Jesteśmy na sw ojej ziem i, gdzie interes nasz sta­

wiany m usi być jasno i zdecydowanie.

W iem y, że rozum ieją to i czynniki w o j­

skowe radzieckie, dowodzą tego dwa ostatnie procesy przeciw m aruderom w L ig n icy i Bytom iu. Wszystko to jednak, aczkolwiek jest m iłym początkiem u- pragnionej norm alizacji stosunków bez­

pieczeństwa na Zachodzie, nie wystar­

cza, dopóki ze strony p olskiej nie będą się coraz m ocniejsze odzywały głosy w te j w stydliw ej sprawie.

Od lutego ju ż blisko polscy miesz­

kańcy kilku wsi kozielskich i baw o-

1

(2)

w laidci. jiyupdLji była szkoła, SłoWacy docenili jej doniosłość w walce o - du­

szę młodzieży i prżysłali do zagadnię­

tych „terenów swoich nauczycieli, w y ­ szkolonych na specjalnych kursach, jak maję postępować, by praca ieh była jak najcelowsza.

Jednym c pierwszych czynów słowa­

ckich okupantów było ogołocenie wszy itklch wiosek spiskich I orawskich ? polskićh książek, a nasycenie ich ktiąż kami słowackimi. Dziś można tam zna leźć w chatach dzieła G. Morcinka, K Makuszyńskiego, nawet H. Sienkiews cza, ale niestety, wyłącznie w tłuma czeniu słowackim. Góż stało się z książ­

kami polskimi? Oto część ich zniszczo bo, wzorUjęc się na Niemcach, część zaś — zwłaszcza komplety biblioteczne opieczętowano i w ywieziono do Mini sterśtwa Oświaty w Bratysławie. Nawet modlitewnikom nie darowano, wyłudzo­

no je bowiem, zgodnie z zarządzeniem Spiskiego biskupa Vojtaszaka, z rąk po­

bożnego ludu pod pozorem... zbiórki dla rannych polskich żołnierzy, leżą­

cych po szpitalach...

Temu samemu losowi uległy wszelkie pamiątki, przypominające Polskę, jak ow a piękna płaskorzeźba Hukana w Li­

pnicy .Dolnej na Orawie, przedstawia­

jąca popiersie Piotra Borowego, którą wywieziono, jako trofeum wojenne, do Nar. Muzeum w Turczańskim Swatym Martinie, Żądano, choć bezskutecznie, usunięcia w Łapszach Nlżnich nagrobka z polskim napisem ku czci Józefa Wiś- mlerskiego. Postawiono natomiast w Podwilku okazały pomnik ku czci nie­

mieckich żołnierzy poległych w dniach hitlerowskiego najazdu w walce z poi -klmi obrońcami.

N ie żałowano pieniędzy na szkołę Budynki szkolne wyremontowano lub .postawiono nowe, młodzież otrzymała za bezcen lub bezpłatnie słowackie pod­

ręczniki, a specjalne fundusze stypen- dyjne zachęcały ją do dalszych studiów w słowackich ośrodkach naukowych Za podnietą wpływowego ks. A. Misz- kovicza (a właściwie Miśkowca, które­

go ród wywodzi się z sąsiedniego Pod­

hala), zorganizowano tzw. „Hltnkowe W ieczorki" o nastawieniu szczególnie wrogim do wszystkiego co polskie* o tendencji zohydzania polskości w du­

szach młodego pokolenia, r O mentalności i poziomie moralnym inicjatora tych „W ieczorków ", mają­

cych na celu wyhodowanie pod Tatrami janczarskich pułków z naszej młodzie­

ży, świadczy najlepiej jego „Napravena

Krivda', pisana plwociną I jadem, świadczy w niej okrzyk „W Berlinie zwyciężyła, sprawiedliwość}-', rzucony.

w t. 1940 p od naszym adresem. Zape­

wne na „Hlinkowych W ieczorkach" czy.

tano także inną broszurę ks. Mlszko- vicza, zatytułowaną „Nasza Pravda zvl- t azila", nie Jest wykluczone, że dzie­

ciom kazano jej uczyć się na pamięć Zawiera ona w sobie coś w rodzaju

„katechizmu" orawskiego i spiskiego dziecka, które w niej może znaleźć od­

powiedzi na takie pytania, Jak np.: Kto ty jesteś? Dlaczego ty, jesteś Słowa­

kiem? A możeś ty Polak? Jakim mó­

wisz językiem? Albo: Co należy zrobić z takimi ludźmi, którzyby chcieli nasz tutejszy lud nadal bałamucić? i na to ostatnie pytanie daje sw ym młodo-, danym słuchaczom następującą odpo­

wiedź: „Trzeba o takich donieść komen­

dzie HUnkowej Gwardii, albo im po­

wiedzieć na rozum: Komu się tu nie podoba, ten może sobie iść precz z pol­

skimi żołnierzami, żandarmami, strażni­

kami, tam gdzie oni poszli".

, Słowa te czytano na „Hlinkowych Wieczorkach wtedy, gdy istniał już Oświęcim... I nie dziwimy się wcale, że zgodnie z przytoczonym i,przykazaniem"

został wydany w -rę c e niemieckich sie­

paczy niejeden Polak, usiłujący prze­

drzeć się na W ęgry .w jesieni i w zimie 4939 | s i v

Po sześciu latach niewoli wracają wioski spiskie i orawskie do Polski.

Wracają bez Jaworzyny, Starej Wal. 1 innych ośrodków gospodarczych, pozo­

stawionych -przy Czechosłowacji-, Usiłu­

jemy zapomnieć -o tym . wszystkim, co nas spotkało ze strony bratniego naro­

du słowackiego, względnie tych jego przywódców, którzy związali się Z Niemcami hitlerowskimi. Chcemy w ie­

rzyć, że Słowacy zrezygnują z konty­

nuowania antypolskiej propagandy wśród naszego ludu spiskiego i oraw­

skiego i pogodzą: się z myślą, że jednak lud ten jest polski, jak polską jest gó- * ralszczyzna na Podhalu, w Sądeććzyżnte, - Żywiecczyźnie i na Śląsku.

Bez wzglądu na to, jak się do nós ustosunkują, jedno musimy .spełnić: mu­

simy zdobyć się na wysiłek naprawie­

nia spustoszeń, które wyrządziły w du­

szach dziatwy spiskiej i orawskiej róż­

ne „H linkove veczierky", musimy zna­

leźć antidotum na jad wszczepiony, „w te dusze przez słowacką szkołę. Mamy do tego prawo i to jest nasz moralny obowiązek... 4 *

J a n W i k t o r

O różnych drogach na ^Zachód

Przem ykały auta — ruchome muzea, po obiecanej ziemi. Pionierski pochód w trzepocie chorągwi. N azajutrz znów n ow y teren pracy dla um iłowanej ma­

cierzy — znów przycieś, filar, ołtarz, kuźnica, pożar, inicjatyw a, dynamika, szczerbiec, testament Bolesława, słupy, korzenie. A potem, ech, znów to samo

„W yszabrow ał nową w illę " — wiado­

mość z uśmiechem, W achlarz polskiej ideologii, rozpostartej na w ielk iej prze­

strzeni tej dżungli, patriotyczne orę­

dzie o wypełnianiu obowiązków, prze­

kazane maluczkim.

. ..przed pałacem, a w łaściw ie resztka­

m i ^wspaniałej ongiś budowli lwy w y -’

kute. w • kamieniu One jedne ocalały i strzegą ruin i legend o przeszłości. — W śród ograbionych, spalonych murów na rumowiskach, w gnoju, koezffje kil­

kadziesiąt rodzin przesiedlonych ? M a­

łopolski wschodniej Gniją w bezczyn­

ności, w przekleństwach. Wszędzie tyle porzuconych, pustką stojących domów Opodal olbrzym ie obszary odłogiem le­

żące nieobsiane. zachwaszczone, tyle niw pszennych czekających na kośbę i wysypujących dorodne ziarno. Im Je­

dnak nie wolno zrobić kilkadziesiąt kroków i ująć pług, poniewierający się daremnie i odwalić tłuste skiby pod siew

— Czekać! Musicie w pierw przydział otrzymać.

I tak już od wielu tygodni. Resztka­

m i żyją, zgorzkniali i wzburzeni, roz­

żaleni, zwodzeni, poniewierani, wyrzu­

cani jako przybłędy, przeszkadzające w urzędowaniu, w budowaniu demokracji sprawiedliwej, . jednakiej dla wszyst­

kich. D zieci głodne pełzają po gruzach coś wygrzebują, podnoszą do ust. Tam chory jęczy i modli się na pościeli śmiertelnej, na kamieniach, nie o śmierć, nie o ulgę w śnie, ale o n a j­

cięższą pracę i m artwiejącem i rękam w ykonuje odwieczne ruchy, towarzy szące orce, kośbie, młócce. W yciąga ra miorfa ku tej ziemi i coraz ciszej szep­

ce:

— chcę pracować. M oje ręce mocne jeszcze w iele mogą zdziałać. T y le niw pszennych, a chleba brak,' tyle rąk spragnionych pracy, a ręce bezczynne i bezrobotne.

N a upracowanych, znojem umytych czystych dłoniach chcą podać chleb Polsce głodnej, czekającej...

Chcą tw orzyć życie, a nie pozwalaja im pionierzy zakuci w biurokratyczną bierność, bezdusznej władzy, poniew ie­

rającej i deptającej inicjatywą, rozpęd przedsiębiorczość, nie pozw alają im, c:i korsarze stanowisk i ideologii, ci nowo cześni raubritterzy. Od stycznia 1945 : od dnia, kiedy w pustce zawisła pałko policjanta, obnażył sw oją właściwa istotę człowiek, wychowany w ewan gelii, codziennie powtarzający na,i wznoślejsze przykazania i, okazał-czym jest, do czego zdoln-y. Bestia ludzka

przemówiła. Ciemne siły w y zw o liły się z jarzma. >

— Szabrować! Szabrować! T o jest nakaz, to jest w łaściw y rytm dzisiej­

szego życia, a nie snobizowanie się ja ­ kimiś ideałami i wygłupianiem- się de- klamatorskiem o pracy. Poco ziemia, wymagająca znoju, mozołu, w yrzecze­

nia się wygód. Warsztaty,, fabryki bez­

czynnie rdzewieją. W ejść i ożyw ić m ar­

tw e maszyny, obudzić uśpioną Siłę.

Tworzyć, pracować!

— Haha!

— Dlaczego się tak hałaśliwie śmie­

jesz? . . , .... ;rja:

r - M asz-pom ysły- Pracow ać? W tw o - iej główeczce znalazła-- pomieszczenie chuśtaweczka i nieco zachwiała kro- kiewki. podpierające rów now agę umy­

słową. K to ro/umny myśli o pracy?

Szaber jest obowiązkiem patriotycz­

ny r dumą i przykazaniem nowej e- iigii, szaber szafarzem łask. W ille z całem urządzeniem, kamienice, ."o c o mieszkać! L e p ie j w yrw ać i w yw ieźć co można zmieścić na auto. I dalej. N a­

stępne. Posady, stanowiska leżą pod nogami. K toby po nie sięgał W eź ze sobą pusty portfel. Plecak niepotrzeb­

ny. bo tutaj znajdziesz skórzane wali­

zy.. Tyleśm y w ycierpieli w podzie­

miach. więc... Więć choćby chłeptać krew z rozpruwanych żył narodu, choć­

by grabić najnędzniejszych... P$to jest Polska aby mu podawała łyżkę zupy..

— T eż masz wym agania Talerz su­

to zastawiony Ktoby myślał o zupce.

— „Konspirator" wiecznie wrzesz­

czący o sobie, nie będzie się trudził te­

raz wpatrzony w przeszłość, kiedy to z posąd w yryw ał świat i czytał opo­

wiastki o powstaniach i w snach je na­

śladował. Dlatego nikt nie myśli o pra­

cy. tylko o zdobywaniu stanowisk tłu­

stych, rozpartych na gadulstwie i toa­

stach choćby .deptać po innych- o uży­

waniu Szaber, szaber, to święte* w e­

zwanie to sztandar dni dzisiejszych Ratować dla siebie co można, co zo­

stało My Polacy jesteśmy zbyt czuło- stkowi. ach. tego nie wolno, ach tego nie wypada Trzeba nareszcie zdobyć się na odwagę czynu i życiu okazać pazury Jedni wołają: trzeba szabrować dla Polski. I ci są mądrzy. Inni wznoszą oczy płonące w uniesieniu i śpiewają hymn na nutę: trzeba praco­

wać dla Polski. I ci są oszuści. Ich przykazania są wyszabrowane ze stare­

go koraba, który został rozbity w cza­

sie powodzi Noego i wyrzucony gdzieś do rupieciarni przed tysiącami lat.

..pociągi zatłoczone ludźmi zmęczo­

nymi, brudnymi. W agony ciężarowe pełne gratów, rozebranych domów, na­

wet strzech, dobytkiem ryczących krów. głodnych rodzin, dzieci wyciąga­

jących ręce i o coś proszących pustkę miłosierdzia polskiego. Gościńcami w lo­

ką się tysiące ogarnięte żądzą posiada­

nia. Pochód bosych, obdartych, a prze­

cież przedsiębiorczych, niezm ordowa­

nych, mocnych. W ysiedleńcy, podąża­

jący na zachód. N ieraz żebrzą1 o chleb i padają bez sił w rowach, aby prze­

chodzień Zlitował się 1 zm ów ił nad ni­

mi m odlitw ę o niezm ierzonej Polsce boskiej.

W ędruje chłop, przesiedlony ze wscho­

du, aby wróść w zagon, zaorać, zasiać 1 pomnażać bogactwo narodowe. P rz y ­ bywa tutaj do gołych ścian, bo sza­

brownik go w yprzedził i ograbił domo­

stwo, tylko ziem i nie m ógł unieść na barkach. — Zdychaj.

Tysiące żądnych pracy przyw ędrow a­

li? i nś 'ruinach, b ru kieb -wołftją —•>’ ;w y - śfflW M srią u g 6 * « z a fM ftC ż ik a M N N itą -!

sknieńiu pracy.

I nie ma kto im wyznaczyć tego za­

gonu marniejącego, nie ma kto odpro­

wadzić na m iejsce i wskazać odłogiem leżący — oto tw ój. Pracuj! N ie ma dla niego miejsca, opieki, pomocy.

— N ie ma aut!

— Cóż to za kolumny z różnymi zna­

kami służby społecznej. W lelotonówki napęczniałe.

— Znasz je dobrze. W racają z podró­

ży pionierskiej, po odkryciu nieznanej krainy w państwie uczciwości.

— Jakaż to kraina?

— Szaber je j nazwa...

Na wygnaniu m arnieje dorobek w ie ­ ków, w ydarty z polskich miast, w yrzu­

cony na poniewierkę. Ich strażnik znaj duje ie, odgrzebuje z pod gnoju, biega, łamie ręce, błaga o ratunek.

— Giną polskie zbiory To straty nie­

powetowane.

I nie można Ich przewieźć, bo nie ma czym.

Obok auta przejeżdżają, przem ijają trzepocąc chorągiewkami, i dają znaki sygnałami na nutę narodową.

— Ważniejsza jest moja kieszeń niż dobro ogółu.

— Cóż szabrowników i tragarzy ha­

seł, głosicieli przykazań dem okratycz­

nych obchodzą biblioteki, zabytki, trud wielkich duchów. Ot w ilczym i kłami przegryźć gardziel Polski 1 ssać i chłep­

tać, może zdechnąć, bylebym ja pęcz­

niał i tył.

Obładowane uginające się pod cięża­

rami auta wracają z zachodu, m ijają leżących w rowie, odpadłych od po­

chodu, zeregl zgarbionych, idących z obozów, z przymusowych robót, a nie­

zmordowanie 'podążających i ku swoim, domom, widzianym w tęsknocie, w ra ­ dości, a częściej ku zgliszczom i m ogi­

łom. I ku nim wołają.

— M y Polska! M y szlakiem Chrobre­

go, m y szlakiem bohaterskiego pocho­

du, aby na grobach utrwalać Polskę.

— Oni, ci szabrownicy. N a kartach dziejowych zdarzeń zostawiają łajna,

— T o muchy odpędzone od ran, tu­

taj przylatują, szukając, gdzieby .znów pić krew. Przegnać, bo zatrują zdrowe ciało. Dla nich padlina. I tacy chcą

tworzyć' historię? tacy' chcą1; być tw ór­

cami nowego ży d a ? ' tacy m a ją w yku­

wać drogi, po których przyjdzie P o l­

ska?...

W zagrodzie km iecej, która była' czą­

stką najszlachetniejszej Po-lski i' mę- fbzeńskiej i bohaterskiej zobaczyłem ta­

ki obraz. Szabrownik, uzbrojony w znak polski 1' automat obrabował Polaka, osiadłego tutaj od w iek ów i broniącego swej ziemi. Z elżył go grożąc i krzy- cząc: — W mordę szwabska cholero, zęby w ybiję, to was nauczę patriotyz­

mu, ja was naUczę m ówić po polsku.

Póznasz w ted ykJćzym Polska sprawie- Śliw ic 'p ótf ż M ,: iy o lń l i 0®SiókfatySSia..

t . 5 ^ f 4 y ś p & m a m h m m - « * * * » ' — M oje oczy bezsilnie patrzyły fta

hańbę. • " - '

— I pewnie płakały, bo tylko do tę­

go są zdolne.

— Cóżbyś ty uczynił wobec tego gwałtu. M ogłem mu powiedzieć, że ten chłop uczył śię Polski pod gradem gra­

natów rzucanych do izb, kiedy obćas niemiecki łamał kości i w yb ijał zęby.

N ie zrozumiałby tego, bo jego hasłem gw at okryty opaską. N ie odpędziłem, nie odtrąciłem niegodnych'rąk.

— W ięć nie sklamrz teraz.

— Lud z nad O dry i Nysy, w ychow a­

ny w prostocie obyczajów, ■ pobożny, patrzy z przerażeniem na tych głosi­

cieli polskości i nie może zrozumieć sw ojej Polski, pamiętającej czasy pia­

stowskie. Z karabinem, przyłożonym do skroni, z ręką wyciągniętą do ra­

bunku, wyobraża sobie Polskę, o któ­

rej ojcow ie ucząc pacierza polskiego nieraz w tajem nicy, opowiadali legen­

dy, um iejscowione na W aw elu wśród relikw ii, opromieniującej ojczyznę. I dzisiaj dusza tego ludu obrasta żalem a może nienawiścią do Pcflskl, w idzia­

nej w m odlitwie, w pieśni; w tęskno­

cie, jako najświętszą, nieskalaną, naj- dóbrotliwszą a okazaną...

— Pesymista, pesymista pożałowania godny. Na zachód płyiiie armia zdo­

bywcza- chłopa i robotnika, aby w bijać słupy polskiego władania, w skrw aw io­

ną prżez zwycięskiego żołnierza toń Odry i Nysy, aby być życiem, siłą, po­

tęgą-

— Co za wybuch — optymisto. M ógł­

byś się w ynajm ow ać za kaznodzieję w czasie narodowych obchodów. Byłbyś poryw ający i zawstydziłbyś wszystkich.

— Milcz. . ...

— Jabym tysiące m łotów chwytał i prał w to co złe i hańbiące. C zyż po,to ból* i cierpienie m ilionów przemoczyło

; tę ziem ię łzami, czy po to heroizm uży­

źnił tę ziemię krwią, aby kat, draństwo, łajdactwo, nikczemność bezkarnie się krzewiło? Ongiś wołał Żeromski — trzeba rozryw ać ra n y , polskie,, aby jiie zabliźniły się błoną podłości. Dzisiaj,

; jakże ochotnie, . jakże skwapliwie . za­

krywam y swoje rozjątrzone, gnijące, oplute rany, oropiałe wrzody, szkarła-

(3)

K o n t u n ( m U t in a n

\Problem inteligencji w 'polsce i na Śląsku

Pojęcie in teligen cji jako odrębnej w arstw y społecznej jest dla nas w życiu potocznym pojęciem zrozum ia­

łym nie w ym agającym bliższych ko­

mentarzy i wyjaśnień. A le gdy spró­

bujemy to pojąc przetłum aczyć na ja k ik olw iek język zachodni, spotyka­

m y się z trudnościami niełatw ym i do pokonania. Żaden język ów zachod­

nio - europejskich ani francuski, ani angielski, ani wioski, ani niemiecki nie znaj; terminu „in teligen cja" u- żyw anego w tym znaczeniu, do które­

go przywykliśm y Natomiast poję­

ciem tym spotyk się jeszcze w ję ­ zyku rosyjskim przynajm niej w jego przedrewolucyjnym stadium P i­

sarz* zachodnio europejscy i ame- rykau ;cv natrafiający sna to pojęcie i na '-er problem zmuszeni są albo d o ­ dawać komentarze albo używać tego w yrażenia „in teligen cja" w cudzysło­

w ie na oznaczenie specjalnego jego znaczenia dla stosunków polskich czy

rosyjskich '

Fakt ten ma swą w ym ow ę Ozna­

cza on. że inteligencja jako odrębna grupa społeczna jesrt zjaw iskiem zw ią­

zanym ze specyficznym układem sto­

sunków społecznych i ich rozw ojem na ziemiach środkowej i wschodniej Europy

Na zachodzie Europy dzięki - odmień nemu rozw ojow i stosunków społecz­

no - gospodarczych grupa osób zw ią­

zanych jedynie wykształceniem i u- w ażających to wykształcenie za źró­

dło swego utrzymania, jest zupełnie nieznana. Tam w ytw orzyła się inna jednorodna klasa społeczna, określana term inem burżuaaja, która reprezen­

tuje specjalną w arstw ę mieszczańską, żyjącą na ustroju kapitalistycznym.

W ykształcenie odgryw a rolę pewnego poziomu kulturalnego, nie jest zaś, cechą w ykonyw anego zawodu.

U nas, (a było tak zresztą i w przed rew olu cyjn ej R osji) in teligencja jako odrębna grupa społeczna w ytw orzyła się w drugiej połow ie ubiegłego stu­

lecia naprzód w K ongresów ce na Skutek zapoczątkowanej lik w id a cji szlachty. Z jednej strony nieudane powstania i masowe konfiskaty dóbr szlacheckich, potym przeprowadzenie uwłaszczenia włościan w roku 1864 sprowadziły ogromną pauperyzację w arstw y szlacheckiej, która nie umia­

ła dostosować się w całości do n o­

w ych warunków gospodarczych, i w y ­ rzuciły duże je j ilości na bruk m iej­

ski. Jednostki z tej zdeklasowanej szlachty n iew ątpliw ie kulturalnie gó­

row ały nad poziomem nielicznej ów ­ czesnej w arstw y mieszczańskiej. P o o- kresie kryzysu zaczęto dochodzić do równowagi. Zdeklasowani szlachcice staw ali się mieszkańcami miasit. by zajm ow ać w nich nowe stanowiska, dzieci ich zaczęły uczęszczać do szkół publicznych. Pow stało nowe pokole­

nie inteligencji korzeniami tkw iące w szlachetczyźnie i wnoszące do życia m iejskiego specyficzne właściwości i wartości. N ie ulega wątpliwości, że o- gromny odsetek inteligencji polskiej w dawnej Kongresów ce w yw odzi się od tej zdeklasowanej szlachty, która nietylko potrafiła zachować odrębność ale i asym ilować dużą część młodego pokolenia czysto mieszczańskiego.

Inne jest źródło powstania inteli­

gencji w dawnej Galicji. Tu powstań i ich konsekwencyj nie było U w łasz­

czenie włościan dokonało się kilkana­

ście lat wcześniej i nie odbiło się ono tak katastrofalnie na klasie szlachec­

kiej lak w Kongresówce Za to de-

tem i majestatem Rzeczpospolitej. T rz e ­ ba te szkarłaty zrywać, te w rzody pa­

zurami wyr1 —ać aż do głębin, ażby one 'ża tętniły zdrową, ożywczą krwią.

N ; zatruć nawet sk a z" du­

cha - -ci ’ ’ bioro 7.0 niego- dziwością czvnów. Nie wolno szabro- wać dostojeństwa Polski. Nie wolno

- — - . “ i owaó

szczątkami zmarłych i cudzem boha­

terstwem. Niechaj świętościami po wsze czasy zostaną niech nawet pług je omija i nigdy nie zawadzi, aby nie zranił bo te grudy zajękną i krw ią się zaleją.

cydującą rolę odegrało tu w prow adze­

nie konstytucji austriackiej, adm in i­

stracji polskiej, a zwłaszcza szkolnic­

twa polskiego, dostępnego m im ow szel kie ograniczenia i utrudnienia dla szerokich w arstw miast, a nawet czę­

ściowo i wsi.

Stopniowo ze szkół średnich i w y ż­

szych wychodzi elem ent m iejski i chłopski. W drugim pokoleniu na po­

czątku 20-go wieku element ten za- czyr odgryw ać już poważniejszą ro­

lę. 'ow staje inteligencja jako odręb­

na grupa o specjalnym typie biuro­

k r a c i, która zaczyna się w yodręb­

niać od reszty żywiołu m iejskiego — rzemieślników, kupców, potym robot­

ników Cechą charakterystyczną tej inteligencji galicyjskiej — pierwszego zwłaszcza pokolenia — było zerwanie przez nią łączności z w arstw ą,' z której wyszła. B yło to znane psycho­

logiczne zjaw isko „w stydzenia się“

swego t. zw. niskiego pochodzenia i starania się za wszelką cenę o przy­

czepienie się do „w y żs ze j" w arstw y szlacheckiej, która nadawała ton życiu politycznemu i kulturalnemu G alicji do wybuchu pierwszej w ojn y świato­

wej.

Poznańskie— dzięki odmiennym w a ­ runkom rozw ojow ym — nie zaznało utworzenia specjalnej w arstw y in teli­

gencji. Tu stosunki uległy upodobnie­

niu do stosunków niemieckich i za­

chodnio - europejskich. Dzięki p ow ­ staniu silnej polskiej w arstw y m ie­

szczańskiej, dzięki wysokiemu pozio­

m owi ogólnemu wykształcenia, dzięki zresztą też brakowi po-lskiej biurokra­

cji — powstała tu typow a' zachodnio­

europejska burżuazja, nadająca ton życiu miast poznańskich.

P o pierwszej w ojn ie św iatow ej róż­

nice, istniejące dotąd m iędzy poszcze­

gólnym i dzieŁnicami, zaczęły się p o­

w oli w yrów nyw ać. N ow e ęzasy po­

głębiały ducha dem okratyzacji. N ow e polskie szkolnictwo przeorało dotych­

czasowy ugór. Zaczynaliśmy uzyski­

wać nowy podkład kulturalny. Do­

chodziło do głosu nowe pokolenie, wychowane w e własnym państwie.—

Zaczęła tw orzyć się nowa inteligen­

cja, utrzymująca kontakt z warstwą, z której wyszła inteligencja robotni­

cza i ludowa. Były to dopiero począt­

ki procesu społecznego. W iele jeszcze pozostałości z czasów n iew oli ciążyło na naszym życiu publicznym. N ie m niej w porównaniu z położeniem przed rokiem 1914 zaszła jstotna zm ia­

na. Dziś mamy nadzieję, że proces ten zostanie ukończony dzięki nowym w a ­ runkom. które nastały. Uległ zasad­

niczej zmianie stosunek do pracy f i ­ zycznej. Praca fizyczna dawniej była uznawana za funkcję degradującą spo­

łecznie.— Stąd przedział między w arst­

wą pracującą fizycznie i umysłowo był duży, kulturalnie niem al nie do przeby cia. Obecnie przedział ten został usu­

nięty. Dziś m iędzy pracą fizyczną, a u- mysłową jest różnica raczej ilościowa.

Przejście z jednej sfery zajęcia do drugiej jest naturalne i warunkowane tylko zdolnościami i w olą jednostki.

Dyplom wykształcenia nie staje się murem, zagradzającym drogę między różnymi kategoriami pracowników, ale awansem społecznym, dostępnym dla wszystkich, okazujących należytą w o ­ lę do jego zdobycia. Dokonaną zm ia­

nę w układzie stosunków widzim y w stopniowym zanikaniu używania ter­

minu „in teligen cja" na rzecz bardziej sprecyzowanego pojęcia „pracownika um ysłowego"

C iekaw ie się zarysowuje problem 1 zw. inteligencji na ziemi śląskiej, poj*- mowanej w sensie dotychczasowym t zn. w znaczeniu etnograficznie p ol­

skiego terenu Górnego Śląska. W iado­

mo, że Śląsk a raczej ta jego nie­

w ielka część, która w roku 1922 w e­

szła w skład państwa polskiego — to ziemia robotników i chłopów O czyw i­

ście utarte to zdańie należy odpowied­

nio rozumieć. N ie znaczy ono, że Śląsk w ogóle nie produkował własnej inteli­

gencji, lecz — że inteligencja, która wychodziła z tego ludu chłopsko - ro ­ botniczego zrywała kontakt ze swym podglebiem rodzimym, polskim, i prze chodziła do społeczeństwa niem ieckie­

go, a lud polski pozostawał nadal bez przodującej w arstw y inteligencji. O- statnie lata przed pierwszą wojną światową zaczęły przynosić pewną po­

praw ę w tym kierunku. P o ja w ia ją się, jednostki, których liczbę można było dokładnie określić, które weszły w kulturę polską i tej kulturze po­

zostały wierne. B ył to jednak zaled­

w ie nikły strumyk, który, by ro zw i­

nąć się w potężny strumień, w ym agał­

by w normalnych warunkach długie­

go okresu czasu. Pierw sza wojna światowa przyśpieszyła ten proces w tej części Górnego Śląska, która w e­

szła w skład państwa polskiego. N o ­ w e warunki polityczne, własne szkol­

nictwo, w ejście bezpośrednie w orbi­

tę kultury polskiej, musiało wpłynąć na rozw ój tego procesu.

M łode pokolenie śląskie zaczęło wchłaniać kulturę polską, w yd ob yw a­

ło się z t. zw. dołów społecznych, przechodziło przez szkołę polską i za­

częło tw orzyć śląskie kadry inteligen ­ cji. Społeczeństwo śląskie otrzym ało w łaściw y podkład kulturalny w e w ła ­ snym szkolnictwie rodzim ym i w łas­

nym państwie.

Okres 17 lat, przez który ten pro­

ces trycał, nie mógł do gruntu zm ie­

nić poprzedniego stanu rzeczy, ale też w yk azyw ał pew ne tendencje, które były niesłychanie charakterystyczne.

B yło to zjawisko ciekaw e dla socjolo­

ga, który mógł niem al na gorąco ob­

serwować proces powstawania inteli­

gencji ludowej. Jedną z najistotniej­

szych cech tej now ej inteligencji ślą­

skiej było — w przeciw ieństw ie do pierwszej fa li inteligencji galicyjskiej,

— utrzym yw anie kontaktu ze swą warstwą. I t.o był ob ja w dodatni — zdrowy. M łoda inteligencja śląska nie w stydziła się swego proletariackiego pochodzenia, lecz silnie podkreślała swój związek z ludem — chłopem i robotnikiem, z których się w yw odziła

A le równocześnie obserwowało się inne zjawisko, które nazwać by m oż­

na zwężeniem nurtu rozw ojow ego. O ile pęd do szkolnictwa 'średniego był duży niemal żyw iołow y, o tyle udział młodzieży śląskiej w wyższych uczel­

niach był stosunkowo słaby. W iele tłumaczyły to oczywiście warunki go­

spodarcze, ale nie w ytłum aczyły ’ ” szy stkiego. Przeprowadzona bezpośrednio przed w ojną przez Instytut Śląski sta­

tystyka m łodzieży śląskiej, studiującej na wyższych uczelniach, wykazała nadto niesłychanie mały odsetek m ło­

dzieży śląskiej na studiach technicz­

no - handlowych. Przew ażały prawo, teologia, studia humanistyczne, pro­

wadzące potem do zawodu nauczy­

cielskiego. Politechnika i szkoły han­

dlowe w ykazyw ały mały odsetek mło­

dzieży śląskipj .Obserwowało się jak­

by instynktowny lęk młodzieży przed zawodami wolnym i, opierającym i się na ryzyku życiowym , w ym agającym własnej inicjatyw y.

W yjaśnienie tego zjawiska dawało w niknięcie w psychologię pierw szego pokolenia inteligencji. Synowie robot­

ników, walczących z dnia na dzień o swą egzystencję, żyjących pod groźbą utraty pracy wskutek ciągłych k ryzy­

sów gospodarczych, odczuwali lęk przed nowym ryzykiem życiowym . — Szukali’ takiej posady, która by gw a- rsfhtowała im w praw dzie minimalne ale stałe miesięczne dochody. Stąd ten ogromny, często trudny do zrozum ie­

nia, pęd młodzieży śląskiej do w szel­

kiego rodzaju administracji, do sta­

łych posad do t. zw. fundowanych m ie­

sięcznych dochodów. B yle tylko być urzędnikiem na poczcie, na kolei, w w ojew ódzkiej administracji i otrzy­

m ywać każdego pierw szego pensję.

Do tego dołączało się inne zja w i­

sko, czerpiące swe źródło w specyficz­

nych stosunkach politycznych ówczes­

nego w ojew ództw a śląskiego. Była niim niechęć do opuszczania własnej ziem i śląskiej, dó przenoszenia się poza granice Śląska do innego w o je­

wództwa. Dotykam y tu zagadnienia t. zw. separatyzmu śląskiego, nad któ­

rym tu nie będziemy się teraz zasta­

nawiać. W każdym razie należy za­

znaczyć, że przed w ojną obecną spo­

łeczeństwo śląskie było na dobrej dro­

dze do zbiurokratyzowania własnej młodej inteligencji, jak to swego cza­

su przed z górą pół w ieku stało się z inteligencją galicyjską.

W ojna przerwała ten proces i obec­

nie należy zdawać sobie sprawę z tych zjawisk, by nie dopuścić do ich regeneracji. Należy mieć nadzieję, że nowe warunki, które stawiają na in­

nym gruncie zagadnienia pracy w o­

góle, doprowadzą dó tego, c'że Sląęk będzie przeżywał probierń' tworzenia się własnej elity intelektualnej i kul­

turalnej na równi z innymi ziemiami polskimi, że zagadnienie inteligencji jako wyodrębniającej się samodzielnej klasy społecznej bez kontaktu z masa­

mi ludowym i nie odżyje, że społeczeń­

stwo śląskie na równi ze społeczeń­

stwem całej Polski będzie* szło w kie­

runku stworzenia jednolitego społe­

czeństwa o niezróżnicowanym pozio­

mie kulturalnym na zasadzie pracy, pojętej jako obowiązek społeczny i ja ­ ko zadanie społeczne

A te k sa ttd e r fS aum gardten

W a r s z a w i e . . .

Kto cię w yliczy godzino — jakaś dziewiąta czy szósta

gdy pierwszy wystrzał, jak kuglarz, wyszarpnął wolność z zanadrza, gdy pierwszą serię automat zaciął zawzięcie jak nsta

a szklany brzęk na szybach drobniutkim echem zadrżał.

N ie ma ostatniej szansy; — są czołgi, pięści i walka i jest jedyna stawka, wielka jak w ielki jest hazard;

N ie zdąży książę Pepi z odsieczą z Placu Marszałka — w obronie Starego Miasta padł Zygmunt III Waza. — Dni nadbiegały ze świstem, dni dopadały do gardła i puchły z głodu w ulicach, co szły już tylko naprzód, ciężka jest noc dla ginących, za głośno w salwach nmarłym, kulomiot Uczy sekundy, godziny tężeją w rapsod.

W ogrodach łany granatów pod kul- ulewą rozkwitły, zdyszane kompanie krzyżów nie mogą dognać milczenia i tylko z nieba — nim bomby — spłyną motorów modlitwy — tak gore dzień codzienny w cierpliwej łasce płomieni.

Nad miastem, wrześniem 1 dniami — epoka, Jak krwawy żagiel wiślane usta w przechlustach niosą sztafetę na Bałtyk, —

•statnie mosty spalone: od życia i te od Pragi

w dzień sześćdziesiąty trzeci, jak w rok tej samej daty. >

Słyszycie; dzieci płaczą po drogach polskiej jesieni;

utulcie matki w Pruszkowie najświętszą tę tajemnicę, ojcze — swą ogrzej gorączką kwilenie i pokolenie:

to rośnie nowy Żoliborz, to chleb i beton; stolica.

Październik 1944.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zboża niedaw no Wykłoszone kładły się nieruchom ą falą, nie było nigdzie śladu, którędy uszedł W oźniak zapom ­ niał o ranie, przem ykał się szybko,

mi rozbrajająco naiwna. Tomaszewska była panną Gwen. Rola ta nie dała jej żadnych możliwości wygrania się. W ię - cławówna wystąpiła jako córka milio­. nera

nie przejawów prądów i form życia kul turalnego w dziełach pisarzy, w tedy da poważne wyniki, kiedy się wzbogaci nasza wiedza o kulturze, jeszcze dość młoda

Ich męczeństwem jest grzech, ich piekło jest cyrkiem Nerona.. Wszystko go

Na tych ziemiach bowiem m a dokonać się w najbliższym okresie dziejowy proces osiedlenia milionów ludno­. ści polskiej ze wszystkich stron

stemem porozumiewania się, a krokus jest niezupełnym krokusem, jak diugo się nżm nie można podzielić. Pierwszy człowiek albo ostatni mógiby pisać tylko.. t)

Do szkół zaczęto w prow adzać język niem iecki w prześw iadczeniu, że ta zm iana w yw ołała rów nie gw ałtow ne u pow szechnienie poczucia niem ieć- kości

rzyło m i się przewędrować, jest to za­.. iste puszcza zachwaszczona, gdzie