[V < a.O 2 0 6 5 6
Cena 5 zł
P I S M O L I T E R A C K O - S P O Ł E C Z N E
Rok I. Katowice, 5 października 1945 r.
< M » r a * t C j o t k i e * v i c x
Rewindykacja
Spiszą i . Orawy
Uchwałą Konferencji Rady Ambasa
dorów z dn. 28 lipca 1920 r. otrzymała Polska 13 wsi na Spiszu, oraz 14 wsi na Orawie. Mieszkało w nich 24.000 pol
skiej ludności, co stanowiło 99 proc.
ogółu mieszkańców. Poza granicą z r.
1920 pozostało w czechosłowackich czę
ściach Spiszą i O raw y ok. 50.000 Pola
ków, zajmujących zwarty obszar zasie
dlenia, nie w liczając w tę cyfrę Pola
ków z okręgu czadeckiego i polskich wysp etnograficznych, rozrzuconych wśród gór środkowej i wschodniej Sło
wacji. Polskość tego ludu była jeszcze przed kilkudziesięciu laty bezsporna, stwierdzili ją na przełomie 19 i 20 w ie
ku tacy czescy i słowaccy etnografo-^
w ie i lingwiści, jak A. V. Szembera, Fr.
Pastrnek, J. Polivka, Stefan Miszik, S.
Gzambel i Inni.
Granica z r. 1920 nie liczyła się ani ze stosunkami etnograficznymi ani geo
graficznymi, a pod względem gospodar
czym stanowiła w kilku punktach istne curiosum, przedzielając np. na dwie po-
iwy gminę Lipnicę Wielką,
jąc połączenia komunikacyjne Osturni i Frankowej ze Starą W sią Spiską i od
cinając Jaworzynę Spiską z lasami i ha
lami tatrzańskimi od kilku wiosek, przyłączonych do Polski, które pod względem gospodarczym organicznie z , Jaworzyńą b yły związane.
Późniejsze poprawki graniczne na Orawie i rozstrzygnięcie sporu o Jawo
rzynę (1924 r.) korzystne dla Czechosło
wacji, bo przysądzające jej sporne ta
trzańskie terytorium, nie m ogły zado
w olić m iejscowej ludności. Granica, jak dotąd, tak i w przyszłości, miała dzielić na dwie nierówne części, tak wybitne pod względem geograficznym i gospo
darczym całości, jakimi są zarówno Górna Orawa, jak i Zamagurze Spiskie.
Przyznane Polsce skrawki spisko-oraw
skie, leżąc peryferycznie w stosunku do szlaków komunikacyjnych, łączących Polskę z Tatrami i Zakopanem, nie mia
ły szans, rozwoju na letniska czy m iej
sca klimatyczne i skazane były na w e
getację w trudnym okresie kryzysu go
spodarczego, t
Niestety, pewne koła słowackie, w y wodzące się głównie z „Katolicko-Ludo- w ego Stronnictwa" ks. A. Hlinki, w y korzystywały każdą sposobność.' ażeby skrycie podsycać niezadowolenie poda
tnej na ich agitację części miejscowej ludności i podtrzymywać ją w przeko
naniu. iż sprawa granicy nie została jeszcze definitywnie załatwiona.
Z drugiej strony koła te prowadziły u siebie w kraju usilną propagandę, mającą na celu wykazać, że ludowi spi
sko-orawskiemu, mieszkającemu w Pol
sce. dzieje się krzywda, gdyż Polacy- nie respektują jego słowackiej narodo
wości Była to akcja, oparta na złej woli słowackich hlinkowców, gdyż pol
skość Górnej Orawy i Zamagurza jest faktem stwierdzonym nie tylko przez stare archiwalne dokumenty, ale uznali ją także współcześnni lingwiści i etno
grafowie zarówno polscy, jak i' czescy, a nawet słowaccy Zresztą nie trzeba być uczonym, ani językoznawcą, by stwierdzić, że kilkudziesięciotysięczna rzesza górali spiskich i orawskich, za
mieszkująca południowe zbocza ‘ Pilska,
Babiej Góry, Pienin i M agury Spiskiej, dziś jeszcze mówi po polsku mową, któ
ra Stanisławowi Staszicowi, Andrzejowi Kucharskiemu czy L. Pietrusińskiemu przypominała język biblii ks. Wujka.
Z tym wszystkim agitacja słowacka nie liczyła się i przechodząc do porządku nad tym, że Polacy, zamieszkujący oko
lice Pienin i Lubowli na Spiszu, czy Na- miestowa na Orawie, lub Czacy nad Ki- sucą, nie mają ani jednej, dosłownie:
ani jednejl szkoły polskiej — wmawiała własnemu społeczeństwu, że trzeba na
prawić i usunąć krzywdę, jaka Słowa
ków z naszej strony spotkała. W ażnym narzędziem tej agitacji stały się różne związki amerykańskich Słowaków. W y starczy wspomnieć, że w jednym z licz
nych memoriałów, słanych z Pittsburga do Pragi, było żądanie wszczęcia per
traktacji z rządem polskim o zmianę granic politycznych na Spiszu i Orawie,
„przefrymarczonych za w ę g ie l Śląska Cieszyńskiego", inny zaś memoriał do
magał się, by na tych „słowackich" te-
ale zabronili im po polsku mó
w ić kazania i modlitwy. N a sta
nowiska usuniętych polskich probo szczów i wikarych^ sprowadzili swoich duchownych, którzy wkrótce dali się poznać ze swych antypolskich nasta
wień. Zaliczyć do nich należy kś. V oj- tasa, obecnego dziekana w e Frankowej, ks. Lichosyta w Niedzicy, ks. Michala
ka (aresztowanego na Słowaczyżnie za germanofilstwo), ks. Piotra Galana- Skalanovicza (tłumaczył przed wojną Gustawa Morcinka i Rosinkiewicza, ale nie przeszkodziło mu to rugować pol
skich śpiewników i m odlitewników z kościoła w Lipnicy), ks. W agnera i ks.
Sopko, którzy przed kilku tygodniami uciekli za granicę, mając na sumieniu zbyt jawne popieranie faszystowskiego reżimu słowackiego i podburzanie swych parafian w Podszklu i Podwilku przęciw Polsce i polskim organom bez
pieczeństwa. Złym duchem tych okolic był, ukrywający się obecnie przed w ła
dzami czechosłowackimi, ks. Alois Mi- rawskich i w ielu innych nawiedzani są r-nąrh, w c i p W e ł , w ,t, 1920 do Polski „ l e w i c , którego W - w w .r ^ N a p r a w n a „ r „ „ _ ---
„wprowadzone zostało w szkołach iło - K rivda" (1940 r.) i „Nasza Pravda zvi- B02ba^ ' r ^ ^ l wackie nauczanie, któreby zapobiegło
„polonizowaniu" dzieci.
Przyłączenie Jaworzyny Spiskiej do Polski w listopadzie 1938 r. i drobne poprawki graniczne w Czadeckim, na Orawie i Spiszu z kilku tysiącami mie
szkańców, stały się antypolskim atu
tem propagandowym, wyzyskanym przez J. Tiso, Sz. Macha, Dr. Tukę i in
nych prohitłerowskich polityków ?. Bra
tysławy. Dnia 1 września 1939 r. kor
pus słowacki przekroczył granicę Pol
ski w charakterze sprzymierzeńca armii niemieckiej. N a zwolenników nowego reżimu, upojonych łatwym zw ycię
stwem, posypały się ordery i dyplomy dziękczynne ffihrera. Z jego łaski otrzy
mali Słowacy w nagrodę za wierność upragnioną . władzę nad zajętymi czę
ściami Spiszą i Orawy.
Okupacja słowacka trwała tam przez cały czas wojny, a nawet przeciągła się do maja 1945 r„ w którym została przywrócona między obu państwami granica sprzed listopada 1938 r. Jawo
rzyna Spiska i inne rewindykacje z r.
1938, pozostały więc nadal po stronie czechosłowackiej.
Obsadzenie odzyskanych terenów przez polską siłę zbrojną nastąpiło do
piero w połowie lipca br. Do dnia dzi
siejszego siedzą tam księża słowaccy, a nauczycielstwo słowackie opuściło już swe placówki.
Słowacy zająwszy we wrześniu 1939 r. Spisz i Orawę, zwrócili natychmiast na te krainy najbaczniejszą uwagę. Od
wiedził je więc czym prędzej nie tylko biskup spiski Yojtaszak, ale również prezydent Tiso i szereg innych i dygni
tarzy państwowych. Przede wszystkim zlikwidowali oni polskie szkolnictwo, a równocześnie postarali się o usunięcie wszystkich księży polskich, bądź prze
nosząc ich bezprawnie w głąb swojego kraju (przeciw czemu daremnie prote i stowal X. Metropolita krakowski), bądź j aresztując ich ’ w Iławie, jak to się stało z jurgowskim proboszczem, ’ ks.n Antonim Sikorą i z ks. M arcinem r Jabłońskim, dziekahem w Orawce. Jedynie kilku miejscowych księży-Polaków c zostawili
fa z ila " (1942) są ohydnymi paszkwila mi na wszystko, co polskie i dają w y raz proniemieckini sympatiom autora.
Specjalna wzmianka należy się księdzu Fr. Moszovi, który, niestety, dotychczas jeszcze siedzi na probostwie w N ow ej Białej na Spiszu tuż pod N ow ym Tar
giem, pomimo, że jest autorem niesły
chanie kompromitujących go pamiętni
ków, wydanych w r. 1944(1) pod tytu
łem „Roky 1918— 1939 na severnom Spi- szi". Roi się w tej nędznej książce od obrażliwych w formie i treści zwrotów, wypisanych pod adresem Polski, poza tym nie brak w niej również filoniemie-, ckich akcentów. Pamiętnik księdza M o
sza zasługuje na uwagę, gdyż człowiek, który go pisał, .uznał za stosowne przy
znać się do wielu nielojalnych i anty
państwowych czynów, popełnionych w okresie 1920— 1939 w kilku wioskach spiskich, przyłączonych, do Polski, gdzie był proboszczem, względnie administra
torem.
Drugim czynnikiem słowakizacyjnym
ków, pozbawiani resztek mienia, sprze
dawanego potem za wódką na „tande- Opolu czy gdzieindziej, a ko
biety i dziewczyny żyją w ustawicznym strachu. Pogrzeb młodego chłopca w Katowicach, zastrzelonego po zaciętej obronie własnego row eru w zadeszczo- ny wrześniowy w ieczór — oto tem pe
ratura, jaka wyrasta w stosunkach na tych ziemiach.
Czujem y głęboką wdzięczność do bo
haterskiej A rm ii Czerw onej za je j zwycięski marsz na ziem ie, k tóre teraz są nasze ale czujem yt głęboki żal do ,m aruderów” , którzy w nieobliczalny sposób łamią święte prawa naszej p rz y jaźni, a wdzięcznoSci naszej nadają smak gorzki i plony. N ie będziemy już wykazywali, ile korzystają z tego Niem cy, hołubieni nieraz przez nie
których żołnierzy radzieckich. Nasze westchnienie o pcU ój na ziemiach za
chodnich, o p o k ó j niepodzielny i p ol
ski, musi zostać wysłuchane.
M ów im y prawdę bo ty lk o prawda je dnoczy.
Nysa
Nr. 6
Perspektywa Odry
M glista chmura, jaką roztacza się nad stosunkami bezpieczeństwa na ziemiach zachodnich, raz po raz ty lk o przeszywana jest błyskawicami praw dy. K ilk a pism codziennych ostatnio zajęło się tą sprawą w spósób dość od
ważny. Na Śląsku natomiast, gdzie sprawa ta jest - najbardziej żywotna, prócz k ilku nędznych napom knień w W. R. N., głucho o n ie j w pismach. A tymczasem tu i ówdzie urasta ona do uczenia problem u, ma zasadniczy wpływ na kierunek polskiej p o lity k i repolonizacyjnej czy osadniczej.
N ie bpjm y się prawdy i n ie bądźmy kajającym i się mędrkami. Jesteśmy na sw ojej ziem i, gdzie interes nasz sta
wiany m usi być jasno i zdecydowanie.
W iem y, że rozum ieją to i czynniki w o j
skowe radzieckie, dowodzą tego dwa ostatnie procesy przeciw m aruderom w L ig n icy i Bytom iu. Wszystko to jednak, aczkolwiek jest m iłym początkiem u- pragnionej norm alizacji stosunków bez
pieczeństwa na Zachodzie, nie wystar
cza, dopóki ze strony p olskiej nie będą się coraz m ocniejsze odzywały głosy w te j w stydliw ej sprawie.
Od lutego ju ż blisko polscy miesz
kańcy kilku wsi kozielskich i baw o-
1
w laidci. jiyupdLji była szkoła, SłoWacy docenili jej doniosłość w walce o - du
szę młodzieży i prżysłali do zagadnię
tych „terenów swoich nauczycieli, w y szkolonych na specjalnych kursach, jak maję postępować, by praca ieh była jak najcelowsza.
Jednym c pierwszych czynów słowa
ckich okupantów było ogołocenie wszy itklch wiosek spiskich I orawskich ? polskićh książek, a nasycenie ich ktiąż kami słowackimi. Dziś można tam zna leźć w chatach dzieła G. Morcinka, K Makuszyńskiego, nawet H. Sienkiews cza, ale niestety, wyłącznie w tłuma czeniu słowackim. Góż stało się z książ
kami polskimi? Oto część ich zniszczo bo, wzorUjęc się na Niemcach, część zaś — zwłaszcza komplety biblioteczne opieczętowano i w ywieziono do Mini sterśtwa Oświaty w Bratysławie. Nawet modlitewnikom nie darowano, wyłudzo
no je bowiem, zgodnie z zarządzeniem Spiskiego biskupa Vojtaszaka, z rąk po
bożnego ludu pod pozorem... zbiórki dla rannych polskich żołnierzy, leżą
cych po szpitalach...
Temu samemu losowi uległy wszelkie pamiątki, przypominające Polskę, jak ow a piękna płaskorzeźba Hukana w Li
pnicy .Dolnej na Orawie, przedstawia
jąca popiersie Piotra Borowego, którą wywieziono, jako trofeum wojenne, do Nar. Muzeum w Turczańskim Swatym Martinie, Żądano, choć bezskutecznie, usunięcia w Łapszach Nlżnich nagrobka z polskim napisem ku czci Józefa Wiś- mlerskiego. Postawiono natomiast w Podwilku okazały pomnik ku czci nie
mieckich żołnierzy poległych w dniach hitlerowskiego najazdu w walce z poi -klmi obrońcami.
N ie żałowano pieniędzy na szkołę Budynki szkolne wyremontowano lub .postawiono nowe, młodzież otrzymała za bezcen lub bezpłatnie słowackie pod
ręczniki, a specjalne fundusze stypen- dyjne zachęcały ją do dalszych studiów w słowackich ośrodkach naukowych Za podnietą wpływowego ks. A. Misz- kovicza (a właściwie Miśkowca, które
go ród wywodzi się z sąsiedniego Pod
hala), zorganizowano tzw. „Hltnkowe W ieczorki" o nastawieniu szczególnie wrogim do wszystkiego co polskie* o tendencji zohydzania polskości w du
szach młodego pokolenia, r O mentalności i poziomie moralnym inicjatora tych „W ieczorków ", mają
cych na celu wyhodowanie pod Tatrami janczarskich pułków z naszej młodzie
ży, świadczy najlepiej jego „Napravena
Krivda', pisana plwociną I jadem, świadczy w niej okrzyk „W Berlinie zwyciężyła, sprawiedliwość}-', rzucony.
w t. 1940 p od naszym adresem. Zape
wne na „Hlinkowych W ieczorkach" czy.
tano także inną broszurę ks. Mlszko- vicza, zatytułowaną „Nasza Pravda zvl- t azila", nie Jest wykluczone, że dzie
ciom kazano jej uczyć się na pamięć Zawiera ona w sobie coś w rodzaju
„katechizmu" orawskiego i spiskiego dziecka, które w niej może znaleźć od
powiedzi na takie pytania, Jak np.: Kto ty jesteś? Dlaczego ty, jesteś Słowa
kiem? A możeś ty Polak? Jakim mó
wisz językiem? Albo: Co należy zrobić z takimi ludźmi, którzyby chcieli nasz tutejszy lud nadal bałamucić? i na to ostatnie pytanie daje sw ym młodo-, danym słuchaczom następującą odpo
wiedź: „Trzeba o takich donieść komen
dzie HUnkowej Gwardii, albo im po
wiedzieć na rozum: Komu się tu nie podoba, ten może sobie iść precz z pol
skimi żołnierzami, żandarmami, strażni
kami, tam gdzie oni poszli".
, Słowa te czytano na „Hlinkowych Wieczorkach wtedy, gdy istniał już Oświęcim... I nie dziwimy się wcale, że zgodnie z przytoczonym i,przykazaniem"
został wydany w -rę c e niemieckich sie
paczy niejeden Polak, usiłujący prze
drzeć się na W ęgry .w jesieni i w zimie 4939 | s i v
Po sześciu latach niewoli wracają wioski spiskie i orawskie do Polski.
Wracają bez Jaworzyny, Starej Wal. 1 innych ośrodków gospodarczych, pozo
stawionych -przy Czechosłowacji-, Usiłu
jemy zapomnieć -o tym . wszystkim, co nas spotkało ze strony bratniego naro
du słowackiego, względnie tych jego przywódców, którzy związali się Z Niemcami hitlerowskimi. Chcemy w ie
rzyć, że Słowacy zrezygnują z konty
nuowania antypolskiej propagandy wśród naszego ludu spiskiego i oraw
skiego i pogodzą: się z myślą, że jednak lud ten jest polski, jak polską jest gó- * ralszczyzna na Podhalu, w Sądeććzyżnte, - Żywiecczyźnie i na Śląsku.
Bez wzglądu na to, jak się do nós ustosunkują, jedno musimy .spełnić: mu
simy zdobyć się na wysiłek naprawie
nia spustoszeń, które wyrządziły w du
szach dziatwy spiskiej i orawskiej róż
ne „H linkove veczierky", musimy zna
leźć antidotum na jad wszczepiony, „w te dusze przez słowacką szkołę. Mamy do tego prawo i to jest nasz moralny obowiązek... 4 *
J a n W i k t o r
O różnych drogach na ^Zachód
Przem ykały auta — ruchome muzea, po obiecanej ziemi. Pionierski pochód w trzepocie chorągwi. N azajutrz znów n ow y teren pracy dla um iłowanej ma
cierzy — znów przycieś, filar, ołtarz, kuźnica, pożar, inicjatyw a, dynamika, szczerbiec, testament Bolesława, słupy, korzenie. A potem, ech, znów to samo
„W yszabrow ał nową w illę " — wiado
mość z uśmiechem, W achlarz polskiej ideologii, rozpostartej na w ielk iej prze
strzeni tej dżungli, patriotyczne orę
dzie o wypełnianiu obowiązków, prze
kazane maluczkim.
. ..przed pałacem, a w łaściw ie resztka
m i ^wspaniałej ongiś budowli lwy w y -’
kute. w • kamieniu One jedne ocalały i strzegą ruin i legend o przeszłości. — W śród ograbionych, spalonych murów na rumowiskach, w gnoju, koezffje kil
kadziesiąt rodzin przesiedlonych ? M a
łopolski wschodniej Gniją w bezczyn
ności, w przekleństwach. Wszędzie tyle porzuconych, pustką stojących domów Opodal olbrzym ie obszary odłogiem le
żące nieobsiane. zachwaszczone, tyle niw pszennych czekających na kośbę i wysypujących dorodne ziarno. Im Je
dnak nie wolno zrobić kilkadziesiąt kroków i ująć pług, poniewierający się daremnie i odwalić tłuste skiby pod siew
— Czekać! Musicie w pierw przydział otrzymać.
I tak już od wielu tygodni. Resztka
m i żyją, zgorzkniali i wzburzeni, roz
żaleni, zwodzeni, poniewierani, wyrzu
cani jako przybłędy, przeszkadzające w urzędowaniu, w budowaniu demokracji sprawiedliwej, . jednakiej dla wszyst
kich. D zieci głodne pełzają po gruzach coś wygrzebują, podnoszą do ust. Tam chory jęczy i modli się na pościeli śmiertelnej, na kamieniach, nie o śmierć, nie o ulgę w śnie, ale o n a j
cięższą pracę i m artwiejącem i rękam w ykonuje odwieczne ruchy, towarzy szące orce, kośbie, młócce. W yciąga ra miorfa ku tej ziemi i coraz ciszej szep
ce:
— chcę pracować. M oje ręce mocne jeszcze w iele mogą zdziałać. T y le niw pszennych, a chleba brak,' tyle rąk spragnionych pracy, a ręce bezczynne i bezrobotne.
N a upracowanych, znojem umytych czystych dłoniach chcą podać chleb Polsce głodnej, czekającej...
Chcą tw orzyć życie, a nie pozwalaja im pionierzy zakuci w biurokratyczną bierność, bezdusznej władzy, poniew ie
rającej i deptającej inicjatywą, rozpęd przedsiębiorczość, nie pozw alają im, c:i korsarze stanowisk i ideologii, ci nowo cześni raubritterzy. Od stycznia 1945 : od dnia, kiedy w pustce zawisła pałko policjanta, obnażył sw oją właściwa istotę człowiek, wychowany w ewan gelii, codziennie powtarzający na,i wznoślejsze przykazania i, okazał-czym jest, do czego zdoln-y. Bestia ludzka
przemówiła. Ciemne siły w y zw o liły się z jarzma. >
— Szabrować! Szabrować! T o jest nakaz, to jest w łaściw y rytm dzisiej
szego życia, a nie snobizowanie się ja kimiś ideałami i wygłupianiem- się de- klamatorskiem o pracy. Poco ziemia, wymagająca znoju, mozołu, w yrzecze
nia się wygód. Warsztaty,, fabryki bez
czynnie rdzewieją. W ejść i ożyw ić m ar
tw e maszyny, obudzić uśpioną Siłę.
Tworzyć, pracować!
— Haha!
— Dlaczego się tak hałaśliwie śmie
jesz? . . , .... ;rja:
r - M asz-pom ysły- Pracow ać? W tw o - iej główeczce znalazła-- pomieszczenie chuśtaweczka i nieco zachwiała kro- kiewki. podpierające rów now agę umy
słową. K to ro/umny myśli o pracy?
Szaber jest obowiązkiem patriotycz
ny r dumą i przykazaniem nowej e- iigii, szaber szafarzem łask. W ille z całem urządzeniem, kamienice, ."o c o mieszkać! L e p ie j w yrw ać i w yw ieźć co można zmieścić na auto. I dalej. N a
stępne. Posady, stanowiska leżą pod nogami. K toby po nie sięgał W eź ze sobą pusty portfel. Plecak niepotrzeb
ny. bo tutaj znajdziesz skórzane wali
zy.. Tyleśm y w ycierpieli w podzie
miach. więc... Więć choćby chłeptać krew z rozpruwanych żył narodu, choć
by grabić najnędzniejszych... P$to jest Polska aby mu podawała łyżkę zupy..
— T eż masz wym agania Talerz su
to zastawiony Ktoby myślał o zupce.
— „Konspirator" wiecznie wrzesz
czący o sobie, nie będzie się trudził te
raz wpatrzony w przeszłość, kiedy to z posąd w yryw ał świat i czytał opo
wiastki o powstaniach i w snach je na
śladował. Dlatego nikt nie myśli o pra
cy. tylko o zdobywaniu stanowisk tłu
stych, rozpartych na gadulstwie i toa
stach choćby .deptać po innych- o uży
waniu Szaber, szaber, to święte* w e
zwanie to sztandar dni dzisiejszych Ratować dla siebie co można, co zo
stało My Polacy jesteśmy zbyt czuło- stkowi. ach. tego nie wolno, ach tego nie wypada Trzeba nareszcie zdobyć się na odwagę czynu i życiu okazać pazury Jedni wołają: trzeba szabrować dla Polski. — I ci są mądrzy. Inni wznoszą oczy płonące w uniesieniu i śpiewają hymn na nutę: trzeba praco
wać dla Polski. I ci są oszuści. Ich przykazania są wyszabrowane ze stare
go koraba, który został rozbity w cza
sie powodzi Noego i wyrzucony gdzieś do rupieciarni przed tysiącami lat.
..pociągi zatłoczone ludźmi zmęczo
nymi, brudnymi. W agony ciężarowe pełne gratów, rozebranych domów, na
wet strzech, dobytkiem ryczących krów. głodnych rodzin, dzieci wyciąga
jących ręce i o coś proszących pustkę miłosierdzia polskiego. Gościńcami w lo
ką się tysiące ogarnięte żądzą posiada
nia. Pochód bosych, obdartych, a prze
cież przedsiębiorczych, niezm ordowa
nych, mocnych. W ysiedleńcy, podąża
jący na zachód. N ieraz żebrzą1 o chleb i padają bez sił w rowach, aby prze
chodzień Zlitował się 1 zm ów ił nad ni
mi m odlitw ę o niezm ierzonej Polsce boskiej.
W ędruje chłop, przesiedlony ze wscho
du, aby wróść w zagon, zaorać, zasiać 1 pomnażać bogactwo narodowe. P rz y bywa tutaj do gołych ścian, bo sza
brownik go w yprzedził i ograbił domo
stwo, tylko ziem i nie m ógł unieść na barkach. — Zdychaj.
Tysiące żądnych pracy przyw ędrow a
li? i nś 'ruinach, b ru kieb -wołftją —•>’ ;w y - śfflW M srią u g 6 * « z a fM ftC ż ik a M N N itą -!
sknieńiu pracy.
I nie ma kto im wyznaczyć tego za
gonu marniejącego, nie ma kto odpro
wadzić na m iejsce i wskazać odłogiem leżący — oto tw ój. Pracuj! N ie ma dla niego miejsca, opieki, pomocy.
— N ie ma aut!
— Cóż to za kolumny z różnymi zna
kami służby społecznej. W lelotonówki napęczniałe.
— Znasz je dobrze. W racają z podró
ży pionierskiej, po odkryciu nieznanej krainy w państwie uczciwości.
— Jakaż to kraina?
— Szaber je j nazwa...
Na wygnaniu m arnieje dorobek w ie ków, w ydarty z polskich miast, w yrzu
cony na poniewierkę. Ich strażnik znaj duje ie, odgrzebuje z pod gnoju, biega, łamie ręce, błaga o ratunek.
— Giną polskie zbiory To straty nie
powetowane.
I nie można Ich przewieźć, bo nie ma czym.
Obok auta przejeżdżają, przem ijają trzepocąc chorągiewkami, i dają znaki sygnałami na nutę narodową.
— Ważniejsza jest moja kieszeń niż dobro ogółu.
— Cóż szabrowników i tragarzy ha
seł, głosicieli przykazań dem okratycz
nych obchodzą biblioteki, zabytki, trud wielkich duchów. Ot w ilczym i kłami przegryźć gardziel Polski 1 ssać i chłep
tać, może zdechnąć, bylebym ja pęcz
niał i tył.
Obładowane uginające się pod cięża
rami auta wracają z zachodu, m ijają leżących w rowie, odpadłych od po
chodu, zeregl zgarbionych, idących z obozów, z przymusowych robót, a nie
zmordowanie 'podążających i ku swoim, domom, widzianym w tęsknocie, w ra dości, a częściej ku zgliszczom i m ogi
łom. I ku nim wołają.
— M y Polska! M y szlakiem Chrobre
go, m y szlakiem bohaterskiego pocho
du, aby na grobach utrwalać Polskę.
— Oni, ci szabrownicy. N a kartach dziejowych zdarzeń zostawiają łajna,
— T o muchy odpędzone od ran, tu
taj przylatują, szukając, gdzieby .znów pić krew. Przegnać, bo zatrują zdrowe ciało. Dla nich padlina. I tacy chcą
tworzyć' historię? tacy' chcą1; być tw ór
cami nowego ży d a ? ' tacy m a ją w yku
wać drogi, po których przyjdzie P o l
ska?...
W zagrodzie km iecej, która była' czą
stką najszlachetniejszej Po-lski i' mę- fbzeńskiej i bohaterskiej zobaczyłem ta
ki obraz. Szabrownik, uzbrojony w znak polski 1' automat obrabował Polaka, osiadłego tutaj od w iek ów i broniącego swej ziemi. Z elżył go grożąc i krzy- cząc: — W mordę szwabska cholero, zęby w ybiję, to was nauczę patriotyz
mu, ja was naUczę m ówić po polsku.
Póznasz w ted ykJćzym Polska sprawie- Śliw ic 'p ótf ż M ,: iy o lń l i 0®SiókfatySSia..
t . 5 ^ f 4 y ś p & m a m h m m - « * * * » ' — M oje oczy bezsilnie patrzyły fta
hańbę. • " - '
— I pewnie płakały, bo tylko do tę
go są zdolne.
— Cóżbyś ty uczynił wobec tego gwałtu. M ogłem mu powiedzieć, że ten chłop uczył śię Polski pod gradem gra
natów rzucanych do izb, kiedy obćas niemiecki łamał kości i w yb ijał zęby.
N ie zrozumiałby tego, bo jego hasłem gw at okryty opaską. N ie odpędziłem, nie odtrąciłem niegodnych'rąk.
— W ięć nie sklamrz teraz.
— Lud z nad O dry i Nysy, w ychow a
ny w prostocie obyczajów, ■ pobożny, patrzy z przerażeniem na tych głosi
cieli polskości i nie może zrozumieć sw ojej Polski, pamiętającej czasy pia
stowskie. Z karabinem, przyłożonym do skroni, z ręką wyciągniętą do ra
bunku, wyobraża sobie Polskę, o któ
rej ojcow ie ucząc pacierza polskiego nieraz w tajem nicy, opowiadali legen
dy, um iejscowione na W aw elu wśród relikw ii, opromieniującej ojczyznę. I dzisiaj dusza tego ludu obrasta żalem a może nienawiścią do Pcflskl, w idzia
nej w m odlitwie, w pieśni; w tęskno
cie, jako najświętszą, nieskalaną, naj- dóbrotliwszą a okazaną...
— Pesymista, pesymista pożałowania godny. Na zachód płyiiie armia zdo
bywcza- chłopa i robotnika, aby w bijać słupy polskiego władania, w skrw aw io
ną prżez zwycięskiego żołnierza toń Odry i Nysy, aby być życiem, siłą, po
tęgą-
— Co za wybuch — optymisto. M ógł
byś się w ynajm ow ać za kaznodzieję w czasie narodowych obchodów. Byłbyś poryw ający i zawstydziłbyś wszystkich.
— Milcz. . ...
— Jabym tysiące m łotów chwytał i prał w to co złe i hańbiące. C zyż po,to ból* i cierpienie m ilionów przemoczyło
; tę ziem ię łzami, czy po to heroizm uży
źnił tę ziemię krwią, aby kat, draństwo, łajdactwo, nikczemność bezkarnie się krzewiło? Ongiś wołał Żeromski — trzeba rozryw ać ra n y , polskie,, aby jiie zabliźniły się błoną podłości. Dzisiaj,
; jakże ochotnie, . jakże skwapliwie . za
krywam y swoje rozjątrzone, gnijące, oplute rany, oropiałe wrzody, szkarła-
K o n t u n ( m U t in a n
\Problem inteligencji w 'polsce i na Śląsku
Pojęcie in teligen cji jako odrębnej w arstw y społecznej jest dla nas w życiu potocznym pojęciem zrozum ia
łym nie w ym agającym bliższych ko
mentarzy i wyjaśnień. A le gdy spró
bujemy to pojąc przetłum aczyć na ja k ik olw iek język zachodni, spotyka
m y się z trudnościami niełatw ym i do pokonania. Żaden język ów zachod
nio - europejskich ani francuski, ani angielski, ani wioski, ani niemiecki nie znaj; terminu „in teligen cja" u- żyw anego w tym znaczeniu, do które
go przywykliśm y Natomiast poję
ciem tym spotyk się jeszcze w ję zyku rosyjskim przynajm niej w jego przedrewolucyjnym stadium P i
sarz* zachodnio europejscy i ame- rykau ;cv natrafiający sna to pojęcie i na '-er problem zmuszeni są albo d o dawać komentarze albo używać tego w yrażenia „in teligen cja" w cudzysło
w ie na oznaczenie specjalnego jego znaczenia dla stosunków polskich czy
rosyjskich '
Fakt ten ma swą w ym ow ę Ozna
cza on. że inteligencja jako odrębna grupa społeczna jesrt zjaw iskiem zw ią
zanym ze specyficznym układem sto
sunków społecznych i ich rozw ojem na ziemiach środkowej i wschodniej Europy
Na zachodzie Europy dzięki - odmień nemu rozw ojow i stosunków społecz
no - gospodarczych grupa osób zw ią
zanych jedynie wykształceniem i u- w ażających to wykształcenie za źró
dło swego utrzymania, jest zupełnie nieznana. Tam w ytw orzyła się inna jednorodna klasa społeczna, określana term inem burżuaaja, która reprezen
tuje specjalną w arstw ę mieszczańską, żyjącą na ustroju kapitalistycznym.
W ykształcenie odgryw a rolę pewnego poziomu kulturalnego, nie jest zaś, cechą w ykonyw anego zawodu.
U nas, (a było tak zresztą i w przed rew olu cyjn ej R osji) in teligencja jako odrębna grupa społeczna w ytw orzyła się w drugiej połow ie ubiegłego stu
lecia naprzód w K ongresów ce na Skutek zapoczątkowanej lik w id a cji szlachty. Z jednej strony nieudane powstania i masowe konfiskaty dóbr szlacheckich, potym przeprowadzenie uwłaszczenia włościan w roku 1864 sprowadziły ogromną pauperyzację w arstw y szlacheckiej, która nie umia
ła dostosować się w całości do n o
w ych warunków gospodarczych, i w y rzuciły duże je j ilości na bruk m iej
ski. Jednostki z tej zdeklasowanej szlachty n iew ątpliw ie kulturalnie gó
row ały nad poziomem nielicznej ów czesnej w arstw y mieszczańskiej. P o o- kresie kryzysu zaczęto dochodzić do równowagi. Zdeklasowani szlachcice staw ali się mieszkańcami miasit. by zajm ow ać w nich nowe stanowiska, dzieci ich zaczęły uczęszczać do szkół publicznych. Pow stało nowe pokole
nie inteligencji korzeniami tkw iące w szlachetczyźnie i wnoszące do życia m iejskiego specyficzne właściwości i wartości. N ie ulega wątpliwości, że o- gromny odsetek inteligencji polskiej w dawnej Kongresów ce w yw odzi się od tej zdeklasowanej szlachty, która nietylko potrafiła zachować odrębność ale i asym ilować dużą część młodego pokolenia czysto mieszczańskiego.
Inne jest źródło powstania inteli
gencji w dawnej Galicji. Tu powstań i ich konsekwencyj nie było U w łasz
czenie włościan dokonało się kilkana
ście lat wcześniej i nie odbiło się ono tak katastrofalnie na klasie szlachec
kiej lak w Kongresówce Za to de-
tem i majestatem Rzeczpospolitej. T rz e ba te szkarłaty zrywać, te w rzody pa
zurami wyr1 —ać aż do głębin, ażby one 'ża tętniły zdrową, ożywczą krwią.
N ; zatruć nawet sk a z" du
cha - -ci ’ ’ bioro 7.0 niego- dziwością czvnów. Nie wolno szabro- wać dostojeństwa Polski. Nie wolno
- — - . “ i owaó
szczątkami zmarłych i cudzem boha
terstwem. Niechaj świętościami po wsze czasy zostaną niech nawet pług je omija i nigdy nie zawadzi, aby nie zranił bo te grudy zajękną i krw ią się zaleją.
cydującą rolę odegrało tu w prow adze
nie konstytucji austriackiej, adm in i
stracji polskiej, a zwłaszcza szkolnic
twa polskiego, dostępnego m im ow szel kie ograniczenia i utrudnienia dla szerokich w arstw miast, a nawet czę
ściowo i wsi.
Stopniowo ze szkół średnich i w y ż
szych wychodzi elem ent m iejski i chłopski. W drugim pokoleniu na po
czątku 20-go wieku element ten za- czyr odgryw ać już poważniejszą ro
lę. 'ow staje inteligencja jako odręb
na grupa o specjalnym typie biuro
k r a c i, która zaczyna się w yodręb
niać od reszty żywiołu m iejskiego — rzemieślników, kupców, potym robot
ników Cechą charakterystyczną tej inteligencji galicyjskiej — pierwszego zwłaszcza pokolenia — było zerwanie przez nią łączności z w arstw ą,' z której wyszła. B yło to znane psycho
logiczne zjaw isko „w stydzenia się“
swego t. zw. niskiego pochodzenia i starania się za wszelką cenę o przy
czepienie się do „w y żs ze j" w arstw y szlacheckiej, która nadawała ton życiu politycznemu i kulturalnemu G alicji do wybuchu pierwszej w ojn y świato
wej.
Poznańskie— dzięki odmiennym w a runkom rozw ojow ym — nie zaznało utworzenia specjalnej w arstw y in teli
gencji. Tu stosunki uległy upodobnie
niu do stosunków niemieckich i za
chodnio - europejskich. Dzięki p ow staniu silnej polskiej w arstw y m ie
szczańskiej, dzięki wysokiemu pozio
m owi ogólnemu wykształcenia, dzięki zresztą też brakowi po-lskiej biurokra
cji — powstała tu typow a' zachodnio
europejska burżuazja, nadająca ton życiu miast poznańskich.
P o pierwszej w ojn ie św iatow ej róż
nice, istniejące dotąd m iędzy poszcze
gólnym i dzieŁnicami, zaczęły się p o
w oli w yrów nyw ać. N ow e ęzasy po
głębiały ducha dem okratyzacji. N ow e polskie szkolnictwo przeorało dotych
czasowy ugór. Zaczynaliśmy uzyski
wać nowy podkład kulturalny. Do
chodziło do głosu nowe pokolenie, wychowane w e własnym państwie.—
Zaczęła tw orzyć się nowa inteligen
cja, utrzymująca kontakt z warstwą, z której wyszła inteligencja robotni
cza i ludowa. Były to dopiero począt
ki procesu społecznego. W iele jeszcze pozostałości z czasów n iew oli ciążyło na naszym życiu publicznym. N ie m niej w porównaniu z położeniem przed rokiem 1914 zaszła jstotna zm ia
na. Dziś mamy nadzieję, że proces ten zostanie ukończony dzięki nowym w a runkom. które nastały. Uległ zasad
niczej zmianie stosunek do pracy f i zycznej. Praca fizyczna dawniej była uznawana za funkcję degradującą spo
łecznie.— Stąd przedział między w arst
wą pracującą fizycznie i umysłowo był duży, kulturalnie niem al nie do przeby cia. Obecnie przedział ten został usu
nięty. Dziś m iędzy pracą fizyczną, a u- mysłową jest różnica raczej ilościowa.
Przejście z jednej sfery zajęcia do drugiej jest naturalne i warunkowane tylko zdolnościami i w olą jednostki.
Dyplom wykształcenia nie staje się murem, zagradzającym drogę między różnymi kategoriami pracowników, ale awansem społecznym, dostępnym dla wszystkich, okazujących należytą w o lę do jego zdobycia. Dokonaną zm ia
nę w układzie stosunków widzim y w stopniowym zanikaniu używania ter
minu „in teligen cja" na rzecz bardziej sprecyzowanego pojęcia „pracownika um ysłowego"
C iekaw ie się zarysowuje problem 1 zw. inteligencji na ziemi śląskiej, poj*- mowanej w sensie dotychczasowym t zn. w znaczeniu etnograficznie p ol
skiego terenu Górnego Śląska. W iado
mo, że Śląsk a raczej ta jego nie
w ielka część, która w roku 1922 w e
szła w skład państwa polskiego — to ziemia robotników i chłopów O czyw i
ście utarte to zdańie należy odpowied
nio rozumieć. N ie znaczy ono, że Śląsk w ogóle nie produkował własnej inteli
gencji, lecz — że inteligencja, która wychodziła z tego ludu chłopsko - ro botniczego zrywała kontakt ze swym podglebiem rodzimym, polskim, i prze chodziła do społeczeństwa niem ieckie
go, a lud polski pozostawał nadal bez przodującej w arstw y inteligencji. O- statnie lata przed pierwszą wojną światową zaczęły przynosić pewną po
praw ę w tym kierunku. P o ja w ia ją się, jednostki, których liczbę można było dokładnie określić, które weszły w kulturę polską i tej kulturze po
zostały wierne. B ył to jednak zaled
w ie nikły strumyk, który, by ro zw i
nąć się w potężny strumień, w ym agał
by w normalnych warunkach długie
go okresu czasu. Pierw sza wojna światowa przyśpieszyła ten proces w tej części Górnego Śląska, która w e
szła w skład państwa polskiego. N o w e warunki polityczne, własne szkol
nictwo, w ejście bezpośrednie w orbi
tę kultury polskiej, musiało wpłynąć na rozw ój tego procesu.
M łode pokolenie śląskie zaczęło wchłaniać kulturę polską, w yd ob yw a
ło się z t. zw. dołów społecznych, przechodziło przez szkołę polską i za
częło tw orzyć śląskie kadry inteligen cji. Społeczeństwo śląskie otrzym ało w łaściw y podkład kulturalny w e w ła snym szkolnictwie rodzim ym i w łas
nym państwie.
Okres 17 lat, przez który ten pro
ces trycał, nie mógł do gruntu zm ie
nić poprzedniego stanu rzeczy, ale też w yk azyw ał pew ne tendencje, które były niesłychanie charakterystyczne.
B yło to zjawisko ciekaw e dla socjolo
ga, który mógł niem al na gorąco ob
serwować proces powstawania inteli
gencji ludowej. Jedną z najistotniej
szych cech tej now ej inteligencji ślą
skiej było — w przeciw ieństw ie do pierwszej fa li inteligencji galicyjskiej,
— utrzym yw anie kontaktu ze swą warstwą. I t.o był ob ja w dodatni — zdrowy. M łoda inteligencja śląska nie w stydziła się swego proletariackiego pochodzenia, lecz silnie podkreślała swój związek z ludem — chłopem i robotnikiem, z których się w yw odziła
A le równocześnie obserwowało się inne zjawisko, które nazwać by m oż
na zwężeniem nurtu rozw ojow ego. O ile pęd do szkolnictwa 'średniego był duży niemal żyw iołow y, o tyle udział młodzieży śląskiej w wyższych uczel
niach był stosunkowo słaby. W iele tłumaczyły to oczywiście warunki go
spodarcze, ale nie w ytłum aczyły ’ ” szy stkiego. Przeprowadzona bezpośrednio przed w ojną przez Instytut Śląski sta
tystyka m łodzieży śląskiej, studiującej na wyższych uczelniach, wykazała nadto niesłychanie mały odsetek m ło
dzieży śląskiej na studiach technicz
no - handlowych. Przew ażały prawo, teologia, studia humanistyczne, pro
wadzące potem do zawodu nauczy
cielskiego. Politechnika i szkoły han
dlowe w ykazyw ały mały odsetek mło
dzieży śląskipj .Obserwowało się jak
by instynktowny lęk młodzieży przed zawodami wolnym i, opierającym i się na ryzyku życiowym , w ym agającym własnej inicjatyw y.
W yjaśnienie tego zjawiska dawało w niknięcie w psychologię pierw szego pokolenia inteligencji. Synowie robot
ników, walczących z dnia na dzień o swą egzystencję, żyjących pod groźbą utraty pracy wskutek ciągłych k ryzy
sów gospodarczych, odczuwali lęk przed nowym ryzykiem życiowym . — Szukali’ takiej posady, która by gw a- rsfhtowała im w praw dzie minimalne ale stałe miesięczne dochody. Stąd ten ogromny, często trudny do zrozum ie
nia, pęd młodzieży śląskiej do w szel
kiego rodzaju administracji, do sta
łych posad do t. zw. fundowanych m ie
sięcznych dochodów. B yle tylko być urzędnikiem na poczcie, na kolei, w w ojew ódzkiej administracji i otrzy
m ywać każdego pierw szego pensję.
Do tego dołączało się inne zja w i
sko, czerpiące swe źródło w specyficz
nych stosunkach politycznych ówczes
nego w ojew ództw a śląskiego. Była niim niechęć do opuszczania własnej ziem i śląskiej, dó przenoszenia się poza granice Śląska do innego w o je
wództwa. Dotykam y tu zagadnienia t. zw. separatyzmu śląskiego, nad któ
rym tu nie będziemy się teraz zasta
nawiać. W każdym razie należy za
znaczyć, że przed w ojną obecną spo
łeczeństwo śląskie było na dobrej dro
dze do zbiurokratyzowania własnej młodej inteligencji, jak to swego cza
su przed z górą pół w ieku stało się z inteligencją galicyjską.
W ojna przerwała ten proces i obec
nie należy zdawać sobie sprawę z tych zjawisk, by nie dopuścić do ich regeneracji. Należy mieć nadzieję, że nowe warunki, które stawiają na in
nym gruncie zagadnienia pracy w o
góle, doprowadzą dó tego, c'że Sląęk będzie przeżywał probierń' tworzenia się własnej elity intelektualnej i kul
turalnej na równi z innymi ziemiami polskimi, że zagadnienie inteligencji jako wyodrębniającej się samodzielnej klasy społecznej bez kontaktu z masa
mi ludowym i nie odżyje, że społeczeń
stwo śląskie na równi ze społeczeń
stwem całej Polski będzie* szło w kie
runku stworzenia jednolitego społe
czeństwa o niezróżnicowanym pozio
mie kulturalnym na zasadzie pracy, pojętej jako obowiązek społeczny i ja ko zadanie społeczne
A te k sa ttd e r fS aum gardten
W a r s z a w i e . . .
Kto cię w yliczy godzino — jakaś dziewiąta czy szósta
gdy pierwszy wystrzał, jak kuglarz, wyszarpnął wolność z zanadrza, gdy pierwszą serię automat zaciął zawzięcie jak nsta
a szklany brzęk na szybach drobniutkim echem zadrżał.
N ie ma ostatniej szansy; — są czołgi, pięści i walka i jest jedyna stawka, wielka jak w ielki jest hazard;
N ie zdąży książę Pepi z odsieczą z Placu Marszałka — w obronie Starego Miasta padł Zygmunt III Waza. — Dni nadbiegały ze świstem, dni dopadały do gardła i puchły z głodu w ulicach, co szły już tylko naprzód, ciężka jest noc dla ginących, za głośno w salwach nmarłym, kulomiot Uczy sekundy, godziny tężeją w rapsod.
W ogrodach łany granatów pod kul- ulewą rozkwitły, zdyszane kompanie krzyżów nie mogą dognać milczenia i tylko z nieba — nim bomby — spłyną motorów modlitwy — tak gore dzień codzienny w cierpliwej łasce płomieni.
Nad miastem, wrześniem 1 dniami — epoka, Jak krwawy żagiel wiślane usta w przechlustach niosą sztafetę na Bałtyk, —
•statnie mosty spalone: od życia i te od Pragi
w dzień sześćdziesiąty trzeci, jak w rok tej samej daty. >
Słyszycie; dzieci płaczą po drogach polskiej jesieni;
utulcie matki w Pruszkowie najświętszą tę tajemnicę, ojcze — swą ogrzej gorączką kwilenie i pokolenie:
to rośnie nowy Żoliborz, to chleb i beton; stolica.
Październik 1944.