• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Lubelska. R. 1, nr 5 (1944)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gazeta Lubelska. R. 1, nr 5 (1944)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Cefvcv 7 z ł o t y

GAZETA LUBELSKA

Niezależny Organ Dem okratyczny

Rek I Wtorek, 8 sierpnia 1944 r. Nr 5

Armia Czerwona

posuwa sie wciąż naprzód

Dodajmy mocy wolności naszej

Je ste śm y wolni. Ileż treści k ry je się w ty ch dw óch słow ach, jakże potężny ich zasięg, jak że głęboko r y je się ten fak t w życie n arodu, w życie każdego z nas. A le b y wolność nasza b yła trw ała, m usi być zupełną, pow szechną, na zdro­

w ych oparta zasadach. W olność czło­

w ieka to skarb bezcenny, gdy nie o g ra ­ nicza jej tw a rd y m u r ta k zw anych ko­

nieczności życiow ej, k tó re pow ażnie ją uszczuplają a nieraz fikcją w ręcz czy­

nią. Pow iedział ktoś kiedyś o tak iej w ol­

ności: „I m ilionerow i i żebrakow i w ol­

no spać w nocy pod m ostem “. W zdro­

w ym społeczeństw ie spraw ę wolności reg u lu je zasada: w olność jednego czło­

w ieka kończy się tam , gdzie zaczyna się wolność drugiego. W ynika z tego ja k z najprostszego rów nania m atem atyczne­

go —- rów ność praw . To samo jest z w ol­

nością narodów . Z asada m urzyńskich lu ­ dożerców — to dobre co d la m nie ko­

rzystne, to złe co szkodę m i przynosi.

Z asada ostatnio ta k często w życiu n a ro ­ dów E uropy stosow ana czyni ze św iata spółczesnego tą w łaśnie dżunglę cyw ili­

zacji jak ą od la t k ilk u oglądam y. G ra n i­

ce wolności w zdrow ych m oralnych spo­

łeczeństw ach w in n y regulow ać praw a.

Są one b arieram i i drogow skazam i dla ludzi i narodu w ich drodze po przez ży­

cie. Ale źle je st w społeczności czy p a ń ­ stw ie, gdzie s ta ją się m artw ą literą, bezdusznym i bezw ładnym św istkiem . Czyż nie jest tak w dziedzinie stosun­

ków m iędzynarodow ych? M iliony p rze ­ cinków m iędzynarodow ych ustaw , ,u- m ów i kodeksów a przeciw nim m iliony o fiar najdzikszych zbrodni na jak ie nie zdobył się pierw o tn y dziki człowiek, k tó ry praw a sw e regulow ał nie m iędzy­

narodow ym try b u n a łem lecz z serca p łynącą m oralnością.

Jesteśm y w olni. Po okresie najd zik ­ szego bezpraw ia stosow anego przez za­

borców w racam y do p rac swoich d aw ­ nych, będziem y tw orzyć nowe.

D odajm y m ocy praw om swoim , niech p ły n ą z serca, niech b ro n ią ich, będzie powszechność i przyw iązanie do nich a nie kolczaste zasieki parag rafó w i lik- torskie rózgi d y k ta tu r.

Je ste śm y w olni. Niechże w olność n a ­ sza będzie także n a p raw ie op arta, pow ­ szechną, w głębi serc chronioną jak świętość, ja k skarb. Niech bronią jej w k ra ju naszym m ocne praw a, ja k bro ­ nić jej będzie na granicach m u r bag n e­

tów.

D odajm y m ocy praw om naszym , do­

d ajm y wolności naszej m ocy nieugiętej.

Sumienie i zazdrość

Prawie zawsze i wszędzie s ą wstydliwe za­

kątki, dyskretne zaułki do których niezbyt chętnie zaglądamy, zwłaszcza w czasie kiedy człowiek najmniej chciałby się wstydzić.

Fak sprawa wygląda z rabunkami, które są nieodłącznym towarzyszem wojny. Do czyn­

ników kompetentnych zaczynają napływać meldunki o grabieżach dokonanych przez mę­

ty społeczne (z rożnych Wychodzących środo­

wisk) w dniąch wojennych wstrząsów na mie­

niu publicznym i prywatnym.

Zdrowy odruch społeczeństwa przyszedł do głosu.

Ale nie tylko on, jednocześnie wyłazi 2 mrocznych pieczar dusz ludzkich inny gad.

Jednocześnie przychodzi do głosu tajona zaz­

drość tych, którzy... nie mieli okazji: „Dla­

czego tylko on a nie ja".

Tak bywa, tak przecież być nie powinno.

Na zachód od R ezekne w ojska r a ­ dzieckie w sw ym pochodzie naprzód za­

ję ły stacje kolejow ą L ukanie i kilka m iasteczek.

Na zachód od Szaw el w ojska radziec­

kie zajęły przeszło 50 m iejscow ości, m.

in. K u n eriaj, S zachtiany Sgnilgiai, J a n u ­ ła jciaj, K urtow iany.

Na zachód i n a północny zachód od K ow na zajęte zostały przez oddziały A r­

m ii Czerw onej A ndruszajce, Prom edzo- wai, Z a b ry i 37 inych m iejscowości.

Na północny zachód od Białegostoku zajęte zostało m iasto K nyszyn. N a za­

chód od tegoż m iasta — stacja kolejow a i m iasto Łapy.

W to k u akcji ofensyw nej, zm ierzają­

cej do rozszerzenia przyczółka m ostow e-

DZIAŁANIA LĄDOWE

W ciągu ubiegłego d nia kolum ny am e­

ry k ań sk ie posuw ały się naprzód w k ie­

ru n k u P aryża, zbliżając się coraz b a r­

dziej do tego m iasta, osiągnięto odleg­

łość 200 km . od P aryża. D ruga kolum na am erykańska zajęła L orient. Z a jęte zo­

stały L aval, V annes. Rzeka M ayenne zo­

stała przekroczona w 5 punktach. Załoga m iasta M ayenne w y raziła życzenie pod­

dan ia się. W ojska am erykańskie w zięły do niew oli 12.000 jeńców . W ojska te spo­

ty k a ją bardzo słaby opór jedynie w r e ­ jonie St. Mało, B rest, V ire i pod T h u ry - H arcourt. N iem cy staw iają b ardziej za­

cięty opór. Zostało zakończone oczysz­

czanie z resztek w ojsk niep rzy jaciel­

skich półw yspu bretańskiego.

II a rm ia b ry ty jsk a rów nież posuw a się w k ie ru n k u P aryża.

Lotnictw o sprzym ierzonych całkow icie k o n tro lu je w szystkie drogi w płn. F ra n ­ cji, uniem ożliw iając całkow icie dowóz.

DZIAŁANIA FLOTY

Je d n o stk i floty b ry ty jsk ie j zatopiły 7 okrętów niem ieckich, k tó re usiłow ały

go n a * lew ym brzegu W isły, n a południe od S andom ierza z a ję te zostały przez w ojska radzieckie 60 m iejscowości m. in. Sosniczany, K lim entów , P rzybo­

rów , Bogoria, (m iasto i stacja) Szydłów oraz kilkanaście in n y ch m niejszych wiosek.

W ojska I ukraińskiego fro n tu zdobyły b raw u ro w y m sztu rm em m iasto Sam bor.

Rów nież szturm em został zdobyty przez w ojska IV u k r. fro n tu cen tru m przem ys­

ły naftow ego Borysław .

W ciągu dnia 6 i 8 rozbito zniszczono 110 czołgów nieprzyjacielskich. A rty le ­ ria przeciw lotnicza i sam oloty m yśliw ­ skie C zerw onej A rm ii zestrzeliły 117 sa­

m olotów niem ieckich.

się w ydostać z p o rtu S t. Nazaire. 7 in ­ nych jednostek m usiało zwrócić i schro­

nić się do p o rtu . P o rt w o jenny F ra n c ji B rest został całkow icie zablokow any przez flotę sprzym ierzonych.

DZIAŁANIA LOTNICTWA G rupy 750 sam olotów bojow ych sprzy­

m ierzonych, s ta rtu ją c z W łoch bo m b ar­

dow ały stocznie niem ieckich łodzi pod­

wodnych w Tulonie. G rupy sam olotów bom bow ych w liczbie około 1000 bom ­ bardow ały rafin ęrie n a fty pod H am b u r­

giem . Lekkie bom bow ce am erykańskie ty p u „M oskito" bom bardow ały zakłady przem ysłu w ojennego w Z agłębiu R uh- ry-

Również około 1000 sam olotów bom ­ bow ych dokonało nocnych nalotów , ob­

rzucając bom bam i odpow iednie objekty B erlina, H am burga i Kilonii.

FRONT WE WŁOSZECH

W alki w e F lo ren cji trw a ją . W ojska angielskie zajęły położone niedaleko od Florencji m iasto M onte A ltuccio.

Z acięte v iHri toczą się obecnie pom ię­

dzy doliną T y b ru i A rno.

Praca - to byt

D nia 7. V III odbyła się konferencja przedstaw icieli R ady Zw iązków Zawo­

dow ych z przedstaw icielam i P.K.W .N.

ob. A ltm anem i Popielem oraz przed­

staw icielam i W ydziału Przem ysłow ego W ojew ódzkiej R ady Narodow ej. Na ko n feren cji tej omówiono zagadnienia p rac y i płacy robotników i pracow ni­

ków um ysłow ych w fabrykach i przed­

siębiorstw ach.

Zagadnienie w ynagrodzenia za pracę ujęto w n astęp u jący sposób:

S taw ki płacy w inny być kilk ak ro tn ie pow iększone w stosunku do norm p rzy ­ jęty c h w czasie okupacji. P ow inny być jed n a k u trzy m an e przydziały żyw noś­

ciowe d la pracujących wg. system u kartkow ego, w rac jac h rów nież kilk a­

k ro tn ie zw iększonych w stosunku do głodow ych racyj w yznaczonych przez o kup an ta d la polskich robotników . P rzydziały te w in n y być w ycenione w edle staw ek ry n k u urzędow ego. Sys­

tem te n pozwoli robotnikom i p raco w ­ nikom na całkow ite u trzy m an ie się z w ynagrodzenia za pracę, un ik n ie się dzięki niem u zw yżki cen n a ry n k u , u - trzy m a w artość pieniądza, zaham uje rozw ydrzoną spekulację żywnościową.

P ow staną m ożliwości szybkiego pow ro­

tu do no rm aln y ch cen na rynku.

W ysuw any przez niek tó ry ch p ro jek t w prow adzenia w ynagrodzeń za pracę jed y n ie w gotówce, skalkulow anych na zaspokojenie przeciętnych potrzeb ro­

botnika czy pracow nika w edle cen na to w a ry p rzy ję ty c h w w oinym h an d lu

— w głosow aniu odrzucono. T a droga regulow ania płac nieuniknienie p row a­

dziłaby do dew aluacji pieniądza i do ko­

nieczności ciągłego podw yższania s ta ­ w ek zarobkow ych, gdyż przy w iększym n ap ły w ie środków płatniczych n a r y ­ nek c en y niem al autom atycznie szłyby w górę. Taka po lity k a doprow adziłaby do a n a l ;cznych stosunków , ja k ie p a­

now ały u okresie d ew aluacji m ark i polskiej po pierw szej w ojnie św iatow ej, doprow adziłaby do całkow itego u p ad k u i ta k ju ż zdew aluow anego złotego. W r e ­ zultacie polityka tak a u d e rz a ła b y bez­

pośrednio w łaśnie w m asy konsum en­

tów, re k ru tu ją c y c h się z rzesz p raco w ­ niczych i robotniczych.

W ysuw any przez innych p ro je k t u- trz y m an ia sztyw nych, t. zw. „urzędo­

w ych" cen na to w a ry — rów nież — ja ­ ko nieżyciow y — odrzucono.

N ależy m ieć nadzieję, że w y sunięta propozycja ja k n a ry chlej n ab ierze m ocy urzędow ej, co d a m ożność rychłego uz­

drow ienia stosunków p an u jący ch w dziedzinie płac i dziedzinie u trzy m an ia, pozwoli n a stopniow e w yrów nanie po­

ziomu życia rzesz pracujących.

Grecy i Jugosłowianie wałcza razem

L ondyn. Jed n o stk i greckie w alczą ra ­ zem z oddziałam i jugosjow iańskiem i m arszałka Tito.

N arodow a a rm ja w yzw oleńcza po­

m yślnie rozw ija ofensyw ę w e w szyst­

kich kierunkach.

Na stro n ę oddziałów a rm ji wyzw o­

leńczej przechodzą żołnierze w łoscy w raz z bronią.

DOM ŻOŁNIERZA

:Y K L ODCZYTÓ W DLA LUDNOŚCI LU BLIN A

9"g° Kwestia rolna w Polsce.

1 1 -go Tradycje demokratyczne w histo­

rii Polski.

Początek o godz. 18-ej

Hołd bohaterom podziemia

(do reportażu na str. 3)

Tablica pamiątkowa ofiar hitlerowskiej zbrodni na murach Zamku Lubelskiego

I

Armie sojusznicze złamały opór niemców

(2)

G A Z E T A L U B E L S K A

Zloty pozostaje w obiegu

Poniżej przedrukowujemy miarodajny artykuł „Rzeczpospolitej" w sprawie wa­

luty, sprawie tak aktualnej dla wszyst­

kich i ważnej dla normalizacji życia go­

spodarczego.

Okres wojenny — to okres wstrząsów walutowych. Nasz aparat w alutow y w ciągu ostanich lat zdezorganizowali

Niemcy. -

Wypadki obecne w znacznym stopniu unieruchomiły aparat bankowy, zaopa­

trujący życie gospodarcze w kredyty i środki płatnicze.

Filję lubelską Banku Emisyjnego nie­

mal w całości zdewastowali Niemcy przy odejściu. Aparat bankowy i kredy­

towy ziemi lubelskiej odbudowuje się szybko, ale jak dotąd nie jest jeszcze całkowicie odbudowany.

Te warunki stwarzają podłoże dla wszelkich pogłosek i niepokojów, zakłó­

cających normalny bieg żyęia gospodar­

czego, lansowanych nieraz przez nie­

m ieckie agentury, a znajdujących po­

słuch wśród łatwowiernych. Należy tu wym ienić wszelkie pogłoski, kwestjonu- jące przyszłość złotych polskich, em ito­

wanych przez t. zw. krakowski „Bank Em isyjny w Polsce".

Trzeba stwierdzić kategorycznie: nie­

ma m owy o tem, aby obecny, polski właściciel tych banknotów, który otrzy­

mał je jako obowiązujący, przymusowy środek płatniczy, miał zostać poszkodo­

wany.

Niema i nie może być m owy o jakiem- kolwiek anulowaniu czy ustawowem zmniejszeniu wartości złotych t. zw.

krakowskiego „Banku Emisyjnego w Polsce“.

Ewentualnie, jeśli zajdzie potrzeba pewnych zarządzeń technicznych, to zo­

staną one dokonane w atmosferze peł­

nego poszanowania praw i interesów właścicieli banknotów i nie będą m iały w żadnym wypadku charakteru dyskry­

minacji „złotego krakowskiego".

Smierf dla zdrajc6w ojczyzny

J a k donosi" niem iecka agencja te le ­ graficzna, patrioci francuscy zabili w Lionie M arcela C arrela, delegata rządu Vichy. W raz z C arrelem został zabity in sp ek to r policji O ktaw iusz W ellier.

ZEBRANIE MUZYKÓW , Z ebranie organizacyjne Zw. M uzyków Zaw. odbędzie się w p iąte k 11. V III. w lokalu Tow. M uzycznego (K apucyńska 5) g- 13.

W zyw am y w szystkich zainteresow a­

nych.

Powtarzamy jeszcze raz: złoty „Ban­

ku Emisyjnego w Polsce" pozostaje w obiegu i niem a m owy o jego anulowaniu czy dyskryminacji. Ani teraz, ani w przyszłości.

Hitler szuka pomsty na zbuntowanych oficerach

GENEW A, 5. sierpnia. — W B erlinie opublikow ano oficjalnie, że H itle r stw o­

rzył specjalny sąd oficerski, k tó ry m a za zadanie „rozpocząć bezlitosną „czyst-

Koncert Orkiestry W. P.

Domu Żołnierza

Wczoraj zaprezentowała się publiczności lu­

belskiej przybyła wprost z frontu do naszego miasta orkiestra dywizji im. Tadeusza Koś­

ciuszki. Wieczorem w sali Domu Żołnierza. Są to ci, którzy na ziemi radzieckiej jedni z pier­

wszych stanęli do służby Ojczyźnie i przeszli całą trudną drogę do Polski.

W orkiestrze są starzy zawodowi podofice­

rowie muzycy wojska polskiego. Razem z żoł­

nierzami w pierwszej linii brali oni ucjział we wszystkich bojach dywizji kościuszkowskiej jako sanitariusze i tutaj dzielnie się spisywali wynosząc z pod obstrzału rannych z pola boju.

Program wczorajszy wykazał czym karmi­

ła orkiestra swoich słuchaczy podczas pobytu swojego w Rosji. Wytyczna jego linia to pol­

ska muzyka klasyczna i ludowa. Począwszy od wspaniałego poloneza A dur Chopina i uwer­

tury do „H alki" Moniuszki, po przez wszyst­

kie mazury, oberki i wiązanki polskich melo­

dii ludowych i żołnierskich wszystko było wy- konase wspaniale. Doskonała intonacja, dyna­

mika i rytmika orkiestry, słusznie uzasadniają fakt, że orkiestra kościuszkowców jest poka­

zową orkiestrą wojska polskiego.

Zasłużone, owacje publiczności na cześć or­

kiestry Armii Polskiej zakończyły wieczór.

Dziś o godz. 19-ej koncert będzie powtarza­

ny w sali Domu Żołnierza.

Patriotyzm i posady

O becnie L ublin je s t m iastem , na k tó re spadła n agła u lew a radości. O bfite jej stru g i p ły n ą ulicam i obejm ując żołnie­

rzy, że tylko rogatyw ki unoszą się na słonecznej pow ierzchni. P rzyw iędłe, o bum arłe m iasto odżywa. A radość p ły ­ nie dalej. Do biur, fa b ry k i w arsztatów w reg u la rn y m tem pie p rac y n a estradę w posuw istym tem pie m arsza, szum ie oklasków , b y znow u w yjść n a ulicę i za­

brzm ieć nuconą sam orzutnie pieśnią.

Lecz n a ulicy, k tó rej środkiem sunie stalow e ram ię zw ycięstw a, a chodnika­

m i zachłysnięta naóm iarem .w zruszenia dusza narodu, są rów nież i rynsztoki. Są rów nież, n iestety , ludzie zawsze p a trz ą ­ cy tylko nisko, k tó rz y w idzą tylko ry n ­ sztok, i z niego jed y n ie radość osobistą dla siebie.

Spieszym y się, żeby nas, Boże broń, ktoś w tym patriotycznym akcie nie uprzedził. Ale pierw sze pytanie, gdzie m ożna owocnie pracow ać?

Ano to już chyba w jakim ś pow ażnym biurze p rzy pow ażnym b iurku.

I oto co w iizim y . G dy nie przem yśli- w any i nie m ęd ru jący zapał ludzki gro­

m adzi stoły, stołki i krzesła opustosza­

łych po okupantach lokali, gdy zapobieg­

liw e czyjeś ręce sp rz ą ta ją pył i gruzy pobitew ne i śm iecie w y m iata ją po Niem cach, ludzi, ludzi p atrzący nisko węszą niskim in sty n k tem , gdzie i kiedy otw orzy d la nich p rzy tu ln y zak ątek p ra ­ cow itej żerów ki.

„— P anie Z., gdzie je s t pan N. Je śli go pan spotka proszę m u powiedzieć, że­

b y p rzy je ch a ł do Lublina, gdyby chciał złapać coś godnego. T eraz je s t doskona­

ły czas, nie m ożna przegapić okazji“ . T eraz gdy z partyzanckiej tułaczki po nocach i bezdrożach, z konspiracyjnych k ry jó w ek roboty podziem nej, z głębo­

kich s k ry te k najszlachetniejszej tęskno­

ty w ychodzą m arzyciele z P olską s ta ­ ran n ie zaszytą w sercu do Polski triu m ­ falnie pow iew ającej biało-czerw onym sztandarem n ad w łasną ziemią, panow ie nisko w ęszący rynsztokiem n iech lujnych zabiegów p ry w a ty tru ch cik a śpieszą do

„kochanej łojczyzny“ z otw artą., k ie­

szenią. Żeby, czego n ie dopuść Boże i nasz w yrobiony sprycie, chociaż ktoś nie ubiegł.

K tóż to ta k i ci ludzie, i gdzie byw ali?

Oni w latóch 1939— 1944 n a teren ie po­

n u rej pam ięci G. G., gdy cały naród we krw i i cierpieniu się pław ił, tłum aczyli cierpliw ie podległym sobe na stanow is­

kach publicznych i posadach p ry w a t­

n ych biedaczkom , że teraz w łaśnie n a ­ stał porządek, że nie m a gadania, bo jest organizacja pracy, trz e b a w ięc robić, inaczej ,w m ordę“.

A nie podoba się panu? Co? to jaz ­ da do Rzeszy n a ro b o ty “ .

Dziś p rzydałaby się m niej d e n e rw u ją ­ ca posada. I tu w łaśnie tragedia. P a n o ­ wie, nie m a synekur. Było koryto, ale go ju ż zbrakło. Dziś są tylko p osterunki p rac y dla państw a. Placów ki w ysiłku dla do b ra społecznego. Z nikły m eliny k om binatorów d la w łasnej kieszeni.

N ie kręćcie się w ięc za bardzo, bo cho­

ciaż o w as zapom niano, m ożecie się sw oim n a trę ctw e m przypom nieć. A p a ń ­ stw o w organizacji swojego życia p rze ­ w id u je reso rt spraw iedliw ości.

k ę“ i usunąć z arm ii niem ieckiej ludzi, k tórzy brali udział w zam achu 20 lip- ca“.

Sąd te n „m usi u jaw n ić tych, k tó rzy w jak i kolw iek sposób zam ieszani h y li w zam achu i w yjaśnić kto przede w szyst kim pow inien b y ć w ydalony z a rm ii“ . W rozkazie zaznacza się, że w szystkie decyzje sądu m uszą być osobiście za­

tw ierdzone przez H itlera. S p raw y doty- cząe w ojskow ych, którzy będą w ygnani z niem ieckiej arm ii, m ają być przek a­

zane try b u n ało m cyw ilnym .

4. sierpnia odbyła się pierw sza sesja stw orzona przez H itlera sądu. Na.

sesji tej postanow iono w ygnać z arm ii:

a) znajdujących się pod aresztem gene­

rała feldm arszałka von W itzlebena, gen.

w ojsk łączności Felgibla, gen. le u tn a n ta von Hase, gen. m ajo ra Stiefa, gen. m a­

jo ra von Treschow a, płk. sztabu gene­

ralnego H ansena, o b e rle u tn a n ta h ra-

• biego von d er S chulenburga i szereg o-

! ficerów ; b) rozstrzelanych 20 lipca gen.

| p iechoty O lbrychta. P ułkow ników szta- jb u generalnego: von Stafferiberga i von j O uirinheim a, o b e rle u tn a n ta H aftena;

c) „zdrajców , k tórzy aktem sam obój­

stw a potw ierdzili swój udział w zam a­

chu" — gen. płk. Beka, gen. a rty le rii W agnera, płk. sztabu generalnego von F re ita g - L orinchofena i podpułkow ni­

ka S chred era; d) g en erała a rty le rii L in- dem ana i m ajora sztabu generalnego K una, którzy zdezerterow ali z arm ii.

W uchw ale sądu je st zaznaczone, że g en erała pułkow nika H epnera w ygnano z arm ii niem ieckiej jeszcze w 1942 ro­

ku, wobec czego nie m a potrzeby w y ro ­ ku tego pow tarzać.

H itler zatw ierdził tę uchw ałę i gene­

rałow ie oraz oficerow ie, którzy zostali w ygnani z arm ii, m ają być oddani pod sąd.

Te ostre zarządzenia obalają tw ie r­

dzenie propagandy hitlerow skiej, jak o ­ by w zam achu na H itlera b ra ła udział tylko drobna tylko garstk a oficerów i jakoby w ystarczyło 6 godzin dla całko­

w itego zgniecenia spisku.

K U P I M Y

maszynę Jo pisania

o r a z

o d b io rn ik ra d io w y

Lubelskie Zakłady Graficzne

Lublin, Zam ojska 12

ilad W isłą

Z a Wisłą

Dziś znow u w ojna przeniosła się dalej na zachód. Nasze w ojska znalazły się za Wisłą. W idziałem ja k w m aleńkim m ia­

steczku ludzie pełzli k u W iśle, aby spoj- rzyć n a rzekę, nasycić w zrok jej spo­

kojem i szerokością, objąć jed n y m spoj­

rzeniem i brzeg, i lipy, i piaszczysty półw ysep, i w ysepkę p orosłą w ikliną.

Pełzać w ypadało pod ogniem wroga, pod arty lery jsk im obstrzałem , ale lu ­ dzie m yślą przenosili się tam gdzie P o­

lacy jeszcze czekali w ybaw ienia od niem ieckiego ucisku. T ak spieszy się ku drogiem u człow iekowi, k tó ry tk w i w pazurach zw ierza. Z ust do ust szła nie­

w iadom ym i drogam i, przenosiła się z m iasta do m iasta wieść, że arm ia oswo- bodzicielka przysłana tu ta j przez lud so­

w iecki je s t już za W isłą.

Czyż to p raw da p y tali m nie po drodze w zruszeni, podnieceni ludzie.

, T ak jest rzeczywiście! W alka z niem cam i przeniosła się już za W isłę, tam w alczą z w rogiem nasze w ojska.

Ł atw o w ym ów ić te zdanie: „za Wi- s ą“ . Ale za nim i k ry je się w ielki czyn rraszych żołnierzy, k tórzy szli ku W iśle, v wytrzymując w szystkie próby w alki żołnierze nasi W ywalczyli u w roga m etr z& m etrem , p rze k ra d ali się przez pola m inow e, bili się w lasach i wioskach,

których n iem cy czepiali się z uporem rozpaczy — h itlero w cy szukali tam zba­

w ienia, lecz znajdow ali tylko klęski.

Przez dw a dni um acniali się ;.a«! żoł­

nierze n a C '( g u W isły E.;,v może w ro gom zdaw ało się, że ich Zv'iriymał, z a ­ ham ow ał ich parcie n a zachód. A orv tym czasem szykow ali się do przepraw y Za nim i b y łvjuż D niepr i Bug i rzeka nie mogia zagrodzić im drugi do zwy ■ cięstwa.

Dzień i noc pękały pociski na ziem i przybrzeża: niem cy utrzy m y w ali brzeg i W isłę pod ogniem. D zień i noc nie m ilkł w ark o t bom bowców n iep rzyjacie­

la. Ziem ia jęczała od w ybuchów bom b, płom ieniem buchały wioski, w aliły się odwieczne dęby, a tra w a obracała się w popiół, ale a tak u jące w ojska w szyst­

ko w ytrzym yw ały. Żyły, nie kiw ały głową, nie m yślały n a w e t zatrzym yw ać się. Czekały tylko tej chw ili gdy im po­

w iedzą: m ożna iść d alej za Wisłę.

J e d e n z pułków strzeleckich oddział fizylierów prosił aby m u pozwolić p rze­

praw ić się n a łódeczkach na drugi brzeg W isły, by stw orzyć tam przyczó­

łek, ściągnąć na siebie ogień a rty le rii i piechoty wroga, dać swobodę ruchu tym batalionom i pułkom k tó re były od nich na północ i na południe. Szli na straconą placów kę i prosili tylko o je d ­ no: o pozw olenie by um rzeć i krw ią sw oją otw orzyć drogę w ojskom . Lecz

na to im nie pozwolono. M usieli żyć i w alczyć dalej.

Ju ż d o jrz a ł śm iały i rozsądny plan, ju ż by ły puszczone w ruch dla jego u- rzeczyw istnienia w szystkie siły organi­

zacji cały organizm arm ii. W ciem noś­

ciach nocy zbierało się pontony i m osty, dowożono pociski, podciągano arm aty, spraw dzano w szystkie detale. W szystko to w ykonane było pod huraganow ym ogniem nieprzyjaciela, a o fiary nie za­

trzy m y w ały nikogo. W szystkie w ysiłki ludzi, cała siła ich woli i ducha, od któ-

j rej zależjał w ynik w alki o W isłę, kon- I cen trow ały się w ty ch prostych słowach:

„ ta m te n brzeg“. Było to owej nocy i ce­

lem życia i surow ą koniecznością.

I oto nastąp iła godzina przedśw itu — p rzepraw a rozpoczęła się. T eraz żołnie­

rze czerw onej arm ii posuw ali się po rzece na łódkach, autach - am fibiach, pontonach i po m ostach dopiero co zło­

żonych przez saperów. P odtrzym yw ała ich a rty le ria z brzegu i lotnictw o z po­

w ietrza i już do południa batalio n y fi-

j zylierów przekroczyły W isłę i w yw al­

czyły w ąski pas ziemi, którego być może nie m ożna było jeszcze nazw ać p rz y ­ czółkiem m ostow ym . Ale i te n strzępek polskiej ziem i kosztow ał drogo: w alka szła o m etry przestrzeni, o okopy, o krzaczki, o każdy drobiazg, k tó ry m oż­

na zam ienić w pozycję lub uk ry ć za nią człow ieka przed w ę d ru ją c ą śm iercią.

W m aleńkim b lindarzu n a brzegu W i­

sły siedział m ajor O stapienko. Ju ż d r u ­ gą noc nie spał, a ty lk o jego zaczerw ie­

nione oczy zdradzały zmęczenie i n a p rę ­

żenie nerw ów . O ddział za oddziałem odchodził k u rzece i w stępow ał w bój.

O stapienko w yszedł ku przepraw ie, by zachęcić ludzi, lecz oni nie potrzebow ali zachęty. Cały tru d naszych oficerów , tru d przeprow adzonych na W iśle ope­

racji w ypow iedział się w m om encie, gdy tam te n brzeg przestał być ledw ie w i­

docznym celem, a stał się a ren ą w alki.

„Przechodzę na tam te n brzeg“ — za­

m eldow ał O stapienko przez telefon i to było w szystko, czego dowiedziano się w sztabie dyw izji o w alkach i w ysiłkach jego żołnierzy. D w aj telefoniści — K a- rabanow i Fom in — zaw iesiw szy na szyi ciężkie kręgi dru tó w poszli naprzód, trzeci poniósł ap arat. A w e dnie na tam ten brzeg przeszły arm aty , kuchnie, obozy i nasze w ojska posunęły 25 km na zachód.

O. KURCHANOW („P raw da") Nad W isłą, 3.8.

Jak zginął Michał Okurzały

Przeprawił się na tamtęn brzeg pierwszą łó­

deczką, wraz ze swym aparatem radiowym.

Do przejścia rzeki łączność z nim miałem do­

skonałą. Nagle wszystko się tirywa. Siedzę z za'partym tchem u odbiornika na punkcie ob­

serwacyjnym i wytężam słuch. Po jakimś cza­

sie słyszę cichutki głos jakiejś stacji, ale po­

szczególnych słów odróżnić nie mogę. Wywo­

łuję:

i

(3)

G A Z E T A L U B E L S K A 3

Hołd bohaterom podziemi

, M sza połowa na stokach Zamku Lubelskiego

Przemawia imieniem Armii Polskiej generał Zawadzki

B łękitne pogodne niebo. Jasn e słońce złoci św iat, jakoby chciało ra n y duszy wyleczyć, zagoić. U śm iecha się do św ia­

ta, do Polski, do Lublina, jakoby chcia­

ło w ieść radosną opowiedzieć. Ju ż nie ma Niemca.

Na tle b łęk itu ostre zarysy m urów i baszt zam ku. A poniżej n a placu m orze głów.

To cały L ublin przyszedł w spólną m o­

d litw ą uczcić pam ięć bohaterów swych, bohaterów co padli w cichej podziem nej walce z w rogiem teutońskim , co pogi- nęli tragicznie w śród traw n ik ó w M aj­

d anka, w śród m urów Zam ku.

M orze głów — a n a przedzie mogiła, ołtarz w e flagi przybrany... M orze głów a przed nim , jako brzeg z głazów, k a r­

ne szeregi oddziałów honorow ych W oj­

ska Polskiego. Obok ołtarza kom pania honorow a piechoty Czerw onej Arm ii.

Godzina jed en asta rano. H onorow y pluton ułanów 1 B rygady K aw alerii u-

^ d a je się na Majdanelj:. W raz z plutonem Czerw onej A rm ii p rzy ją ł u rn ę z p ro ­ cham i m ęczenników M ajdanka święco­

n ą i ofiarow aną przez oo. D om inikanów z L ublina. W m ilczeniu składane są po­

pioły o fiar „pieców lubelskich". Ż ołnie­

rze p rez e n tu ją broń. S a lu tu ją członko­

wie kom isji prow adzącej dochodzenie na M ajdanku.

Poprzez ulice m iasta .słońcem zalane i gruzam i obrzeżone ulice L ublina p ły ­ n ie u rn a k u w ielkiej m ogile n a stokach zam kow ych szkarp.

D w aj cudem ocaleni w ięźniow ie Z am ­ ku w noszą ją przed ołtarz. Pochyla się w m odlitw ie celeb ru jący Mszę Sw.

ksiądz in fu ła t K ruszyński. Słychać ża­

łosny szloch — to rodziny pom ordow a­

nych w ieńcem żałobnym okoliły mogiłę.

Jak że ich w iele, ja k przeraźliw ie wiele.

M elodie m szalne, pieśni żałobne chó­

r u „Echo“ tra n sm itu ją , u sto k ra tn ia ją potężne głośniki. A później z gośników ty ch potężne, grom iące p ły n ą słow a kaznodziei, słow a straszliw ego oskarże­

nia d la katów . P ły n ą słow a m iłości dla Rodaków , k tó rzy p rzetrw ali, którzy przeżyli, k tórzy dziś sto ją w szeregach walki, czy w szeregach pracy dla u m ę­

czonej O jczyzny. I słow a żalu za tym i, co padli.

A serca ludzkie pęcznieją dziw nym , nigdy nie zapom nianym uczuciem , gdy nad o łtarzem lśni srebrem szat obraz1 Bogarodzicy, gdy srebrzą się polskie orły, pow iew ają b ia ło -c z e rw o n e flagi.

rzy. Z dzierają m aslię obłudy z fałszy­

w ych głosicieli „ k u ltu ry 11.

A nad błoniam i, wysoko w pow ietrzu w arczą śm igła, srebrzą się skrzydła sa­

molotów. To e sk ad ra radzieckiego lo t­

nictw a w yrusza n a zachód, n a krw aw y b itew n y czyn. P ły n ą w raz z n ią poprzez tu rk u sy nieba w ołania o pom stę nad zbrodniarzem .

Im ieniem PKW N. przem aw ia dr. inż.

G rubecki. Im ieniem W ojska żegna bo­

h a te ró w Polski Podziem nej g enerał Za­

wadzki. W spom ina krw aw iącą W arsza­

wę, w spom ina ten szm at polskiej ziem i nad k tó ry m nie świeci jeszcze słońce wolności, nad k tó ry m nie pow iew ają jeszcze polskie sztan d ary — lecz rozpo­

ściera swe m acki złow rogi p ająk swa-, styki. Ale — ta k m ów i W ojsko ustam i swego dowódcy — nie u stan ie bój, do­

póki sztandary polskie nie załopoi ą w Gdańsku, Szczecinie, W rocławiu...

Przem aw ia im ieniem bry g ad y kaw a-

Ksiądz infułat Kruszyński celebruje Mszę za dusze pomordowanych.

N astępnie już nie ze stopni ołtarza, ale ze spow itej w e flagi try b u n y p rze­

m aw iają przedstaw iciele K om itetu W y­

zw olenia Narodowego, Rady N arodo­

w ej, przedstaw iciele W ojska Polskiego.

I polskiej nauki. I polskiej pracy...

’ G rzm ią słowa oskarżeń dla zbrodnia-

-r- Sznur, Sznur, tu Morze! Jak odbiór!

Ktoś cicho odpowiada mi:

— Morze, Morze, tu Sznur! Słyszę cię bar­

dzo dobrze!

Myślę sobie: jeżeli jego odbiornik pracuje dobrze, a nadajnik słabo, to widocznie rozła­

dował się akumulator. Mówię więc:

— Okurzały, włącz zapasowy akumulator.

Źle ciebie słychać.

Potem słyszałem go już doskonale: do same­

go końca.

Zapytuję:

— Sznur, Sznur, tu Morze! Gdzie się teraz znajdujecie?

Jestem na drugim brzegu. Niemcy odcięli nas od reszty, kontratakują zacięcie. Dajcie na­

tychmiast ogień artylerii.

Dzwonię na PD, melduję o sytuacji. Stam­

tąd proszą o podanie koordynatów.

ele,

strzelać artylerja!— Okurzały, wskaż cele, do których ma Syszę wyraźnie zdenerwowany głos.

— Niemcy kontratakują nas z przodu. Og­

nia dać do dwóch domków.

Siedzący obok mnie artylerzysta znajduje na mapie koordynaty dwóch domków i poda- je je na PD. Nadaję do Okurzałego:

— Uspokój się chłopcze, będziesz teraz ko­

rygował ogień artyleryjski. Po wypuszczeniu pierwszych czterech pocisków » powiesz, czy

wycelowano trafnie.

Rozległ się silny huk i nad głowami przele­

ciały ze świstem pociski. Słyszę wyraźną ra-

^ dość w glosie Okurzałego:

— Dobrze, dobrze mu dali. Tylko teraz bli­

żej, o ioo metrów bliżej.

Podaję korektywę na PD. Muzyka artyle­

ryjska trwa. Pytam Okurzałego:

— Dokąd bić — za wał, czy przed wał?

Bijcie na sam wał. Tam dużo Niemców.

Wielu ich Zabito ogniem artylerji, wielu zabili­

śmy sami. Ale pojawia ich się coraz więcej na

prawem skrzydle, nas jest tylko garstka żołnie- / rzy i lektor pułku. Dajcie szybki ogień na pra­

we skrzydło!

Okurzały podaje koordynaty. Artylerzysta znajduje na mapie i melduje na PD: cel Nr. i.

Znowu lecą pociski.

— Doskonale, dobrze biją. 1 Niemcy trochę się cofnęli, mają olbrzymie straty. Wykorzy­

stujemy chwilę i okopujemy się lepiej. Ale jest nas bardzo mało.

Po chwili:

— Niemcy znowu atakują. Wdarli się do okopów z prawego skrzydła, otaczają nas ze wszystkich stron. Krzyczą po rosyjsku:

„ — Zdawajsia w plen!!! Ruki wierch!!!

Chłopcy biją się jak lwy, amunicja się koń­

czy.,. Dajcie jeszcze ognia! Więcej ognia!

— Dokąd bić, Okurzały krzyczy:

— Niemcy całkowicie nas okrążyli... Zasy­

pują granatami, krzyczą, żeby się poddać...

Ale Polacy się nie poddają!,,, Padł lektor Ja ­ kubowski... Zostałem sam. Bijcie prosto na mnie... Jaknajwięcej ognia!... Koniec, żegnaj­

cie, chorąży!... Bijcie na mnie!... Niech żyje Polska!... Niszczę radiostację!

Tak zginął radiotelegrafista Michał Oku­

rzały, lektor pułku ppor. Władysław Jak u ­ bowski i otoczona wraz z nimi grupa żołnie­

rzy i podoficerów. Zginęli jak przystało na prawych żołnierzy polskich: w boju, mężnii?

walcząc do ostatniego tchu.

Włodzimierz Rapowiec, chor.

W szystkie zdjęcia w dzisiejszym nu­

merze jak również w numerach po­

przednich wykonała fotoczołówka Armii Polskiej.

lerii ro tm istrz G rabski. Przem aw ia p ro ­ re k to r U n iw ersytetu K atol. prof. B iał­

kowski, przem aw ia jeden z ocalonych więźniów Zam ku.

Dźwięczą to n y h y m n u Narodowego.

Jakże dobrze sprężyć się teraz w posta­

wie szacunku, jakże serce tłucze się w piersiach, gdy sięgnąć pam ięcią w ty ł

— nie w iele — ot tygodni parę.

A potym ścielą się n a m ogiłę te m a­

ły tłum zebranych przysięga, że „Nie będzie niem iec p lu ł nam ^ tw arz" I każdy wie, że życie odda by się tak sta ­ ło. I wie, dobrze wie, św iadom y już, z ciężkiej niedoli m ądrość czerpiąc każdy rodak, ja k zrobić i co zrobić b y nigdy

„w róg nam dzieci nie germ anił".

Członek PKW N p. W. Rzym owski podchodzi do zasłoniętej czarnym płót­

nem tablicy. Chw ila m ilczenia. Słychać

ylko bicie tysięcy serc. O pada zerw any itir z m arm u ru przem aw iają na św iat słowa:

„ M ilionom o fiar w ym ordow anych przez zbrodniarzy niem ieckich na M aj­

danku i Z am ku lubelskim , 6 sierpnia 1944 — N aród Polski."

T rzy m in u ty m ilczenia, trz y m in u ty ,skupienia i cichych łkań od mogiły.

• U stóp tablicy ścielą się zielone w ień­

ce, opadają biało - czerw one i czerw o­

ne w stęgi. Od w ładz, od zrzeszeń spo­

łecznych. Nie brak i w ieńca złożonego przez delegacje sojuszniczej Arm ii Czer­

w onej pod przew odnictw em gen. Żuko­

w a i drugiego w ieńca od Rządu ZSRR.

A potym ścielą się na m ogiłą te m a­

łe w iązanki kw iatów od sióstr od p rzy ­ jaciół, od m atek pom ordow anych.

Skrócona uroczystość Ze słów sw ych przedstaw icieli w zięli w serca obecni pam ięć o obowiązkach, jak ie n a ­ kłada na nich dziedzictwo, po tych, k tó ­ rzy padli. Łam ią się k arn e szeregi od­

działów b ry g ad y honorow ej. Rzeką od­

pływ a tłum ku m iastu.

A w szarych m urach zam ku bieli się m arrńijrow a tablica m ęczennikom na cześć, wrogowi na hańbę. A złote słońce letn ie sieje blask i ciepło, jak b y ra n y serc zagoić, wyleczyć chciało,

serc zagoić, wyleczyć chciało. J. G. D.

O sześciu przydziałach i jednym urzędzie

Przed domem cztery furmanki naładowane meblami, na piętrze przed drzwiami cztery ro­

dziny z pakuneczkami z gatunku „to uę ręki weźmie", drzwi jedne do jednego mieszka­

nia i sześciu ojców rodzin powiewających je­

den drugiemu przed nosem potężnymi arku­

szami „przydziału mieszkania'' przez <trz.(d mieszkaniowy. Sześciu? A ordzin cztery? Ach ~ tak! bo dwóch rzeczonych „ojców" roztropnie przybyło bez rzeczy jeszcze i furmankę, by sprawdzić, jak naprawdę rzecz ma się z przy­

dzielonym urzędowo mieszkaniem.

A mieszkanie jest jedno. A przydziałów sześć. A... urząd, mieszkaniowy pisze.

Na schodach w „ogonku" rozmówka:

Panie Andrzeju, Józefie, Wojciechu! Mo­

ja paniusiu najdroższa. Toż biegnij pani do urzędu, weź pan przydział na mieszkanie pod numerem szóstym mieszkanie osiem. Taż to panie, cacko.

Ale... kiedy... ja przecież mam swoje mieszkanie. I właściwie dobrze mi z nim.

Paniusieczko: A toi wojna: Dziś tak, a jutro może być inaczej. Tfu, Tfu! Na psa u- rok. A w każdym razie na starość jak znalazł.

Zapasowe mieszkanie się przyda.

Na ulicach po kątach, po jakichś zaimpro­

wizowanych domach noclegowych tuła się wie­

lu byłych partyzantów, wielu takich, którzy dawniej kryć się musieli i gdzieś po wiejskich kątach unikali niemieckiego oka.

Wielu wreszcie straciło swe mieszkania na skutek działań wojennych i jeszcze jest na bru­

ku. A inni dzwonią w kieszeni kluczykami ad drugiego, ba od trzeciego mieszkania.

A urząd mieszkaniowy pisze, pisze „przy­

działy", tapetują drzwi.

Panowie! Tak dalej być nie może!

Na pierwszym planie honorowa kompania Armii Czerwonej

4 /

Cytaty

Powiązane dokumenty

dzielając dodatkowe dostawy między pozostałe gminy z uwzgl. strat poniesionych przez inne gminy w ten sposób, że ogólna suma dostaw od powiatu pozostaje nie

łych sił; odrestaurowuje się nowonabyte przez rząd fabryki, które należały do osób prywatnych i buduje się nowe, przeważnie pod kierownict­. wem technicznym

K anadyjczycy prowadzący atak przez dziś na m yśl.o nawym dowodzie nic- kanał Leopolda znajdują się w trudnym S zachw ianej mocy przymierza. położeniu i ich

mywania kart żywnościowych przez zakład pracy uważa się: 1) żonę, 2) dzieci do lat tfi-tu włącznie oraz młodzież uczęszczającą do szkół średnich wyższych —

Osoby ewakuujące się z Ukrainy na terytorjum Polski, rów­.. nież otrzymają ziem ię w rozmiarach przewidzianych ustawą o reformie

dowych w Lublinie odbędzie się zebranie orga­. nizacyjne niższych funkcjonariuszy

Wzięte w kleszcze przez wojska radzieckie ze wschodu i i wojska sojusznicze, które w ylądowały we Francji z zachodu — Niemcy znalazły się w katastrofalnym

w produkcij przemysłowej świata intensywnie będzie się powiększał.. Tego wymagała sytuacja dziejowa, takie