• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 2003, 11/12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 2003, 11/12"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

KRAKÓW 1 1 - 1 2 /2 0 0 5

UKAZUJE SIĘ OD 1 9 8 9 ROKU C E N A

4,00

M Y Ś L '

N r 7 2 75

ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2

PRZEGLĄD EWANGELICKI

M I E S I Ę C Z N I K S P O Ł E C Z N O - KULTURALNY

w n_min Waldensi, Polonia i Dorpat

ponadto F ^ y d e ^ y k A i i ß + z s c k e y w i a r a , ,

^AgK\eła Plejel oraz cybemefyka

a także Jan Gawlas, Arvo Part i Amilie von Schwarzburg - Rudolstadt

i to co zwykle

'-ystjv

(2)

Jan K ochanow ski (1 5 3 0

Nowy Rok

Przedwieczny Boże, za Twoim wyrokiem.

Schodzi dzień po dniu, mija rok za rokiem.

N awet tysiące lat giną w wieczności, Jak krople deszczu w morskiej głębokości Od dnia pierwszego, coś stworzył wszechmocą, Czas zawsze w biegu uchodzi dniem, nocą.

Jak sen mijają chwile tego świata.

Dni i tygodnie, miesiące i lata.

Za Twą wolą potajemnie, skrycie,

Wraz z prądem czasu płynie ludzkie życie;

Pozwolił dożyć w zdrow iu nowe lato, Przyrzeknij Jemu wiernie służyć za to, Potężny Boże, Stwórco ludzi, świata!

W Twoich są rękach nasze dni i lata.

Racz nam w tym Nowym roku błogosławić I pokój m iędzy narodam i sprawić.

Błogosław kraj nasz, pola wioski, miasta, Miejże w obronie stary gród Piasta!

Spraw, byśmy wszyscy wiernie Ci służyli.

Potem w raz w niebie na wieki chwalili.

Szczęśtiiuycfi i ‘Bfoßostazvionycfi Świąt “ Bożego grodzenia

oraz zuszef/gej pomyśfności zv 9\(pzoym 2 0 0 4 4(ofću życzy Czytebiilćpm

fR g d a fę ja

(3)

SŁ O W O MYŚL

W numerze:

Jesteśmy

D o czek aliśm y się 1 Krzysztof R. Mazurski Waldensi w Wirtembergii 2 Leon Krzemieniecki W y z w o len ie 3 Ks .Tomasz Wola

E w a n g e lic k ie k o r z e n ie w ży ciu i m y śli

F ry d e ry k a N ietzsch e 4 Agnieszka Godfrejów A m ilie v o n S c h w a r z - b u rg -R u d o ls ta d t 7 Krzysztof R. Mazurski V Z ja zd p rz e w o d n ik ó w - e w a n g e lik ó w 7 Jorg Kraft, Andreas Meyer

A pokój n iec h b ę d z ie

z w a m i 8

Władysław Pytlik W iara czy c y b e rn e ty k a 8 Ks. Zygmunt Michelis Pam ięci czło n k ó w K orporacji P o lo n ia 10 Bogusław Tondera

D o rp a t 12

Musimy dojrzeć aby się spotkać

R ozm ow a G rażyny Kubicy z A gnetąPlejel 14 Henryk Orzyszek K o m p o z y to r i czło w ie k

w ia ry 15

Na półce z książkami U w ie rz P a n u , re sz ta jest m niej w a ż n a 16 Tomasz Cyz

N ie p rz e k ra c z a ln e 19 Zamiast katechizmu P rz y sz e d ł d o n a s K ról 21 Kącik polonijny

P o lsk a d ia s p o ra 21 Informacje 22 PRENUMERATA

Nasza okładka:

Matka z dzieciątkiem - minia­

tura średniowieczna

Jesteśmy

D o c z e k a l i ś m y s i ę ...

Ś w ię ta N a r o d z e n ia P a ń s k ie g o , z w a n e te ż św ię ta m i B ożego N a ro ­ d z e n ia , n a le ż ą bez w ą t­

p ie n ia d o n a jw a ż n ie j­

szych św ią t chrześcijań­

skich. Z apew ne są św ięta­

m i najbardziej łubianym i, z w ią z a n y m i z lic z n y m i obyczajami, co roku u p ra ­ gn ionym i i o czekiw any­

m i. Z no w u doczekaliśm y się tych świąt... Tylko, że w ostatnich latach te św ię­

ta p r z y c h o d z ą c o ra z w cześniej. Już w końcu li­

sto p ad a czy n a początku g r u d n ia p o ja w ia ją się ustrojone św iąteczne cho­

inki. W ystaw y sklepow e przystrojone są św iątecz­

nie, zew sz ąd ro zb rzm ie­

wają kolędy... W ygląda na to jakby z dw óch - trzech d n i św ią te c zn y c h zrobił się cały św iąteczny m ie­

sią c . I b y w a , że k ie d y p rzychodzą dn i św iątecz­

ne jesteśm y już tym i św ię­

ta m i z m ę c z e n i. Ś w ię ta rozciągnięte w czasie jak­

by rozm ieniły się n a drob­

ne, straciły w iele ze swej atm osfery i in te n sy w n o ­ ści ich przeżyw ania...

W y g lą d a n a to, że z okresu p rzed św iąteczn e­

go u s u n ię ty z o s ta ł e le ­ m en t cierpliw ego czeka­

nia, napięcia i po d n iece­

nia zw iązanego z tym cze- k a n ie m . J a k b y ś m y n ie chcieli czekać, jakby z a ­ brakło n am cierpliwości...

A przecież przeżycie tych radosnych św iąt zw iąza­

n e było z tęsknym ocze­

kiw an iem n a ich przyję­

cie, p o p r z e d z o n e b y ło czasem p ow agi i p rzygo­

tow ania n a w igilijną w ie­

czerzę, w ieczorne czy ju- t r z e n n e n a b o ż e ń s tw o , p re z e n ty p o d ch o in k ą i całą tę św iąteczną odm ia­

nę w naszym codziennym ż y c iu . O b a w ia m się, że k o m e rc ja liz a c ja ś w ią t i w ynikające z niej w y d łu ­ żenie się tych św iąt n a dni i tygodnie je p o p rze d z a ­ jące rozm ien ia te św ięta n a d r o b n e , p o z b a w ią znacznej części ich uroku, osłabia niesioną p rzez nie w ie ść o n a r o d z e n iu się Zbaw iciela św iata.

Z przekonania, że sta­

ło się coś n ie d o b re g o z przygotow aniem do tych św iąt i ich obchodzeniem , w y n ik a d o m a g a n ie się przyw rócenia ad w en tu , a w ięc o k re s u tę s k n e g o i c ie r p liw e g o c z e k a n ia , okresu p ow agi i zad u m y n a d s e n s e m lu d z k ie g o ż y c ia , p r z y p o m n ie n ia i rozbudzenia na now o na­

dziei n a przyjście n a św iat P ana p a n ó w i Króla kró­

lów, o k resu o d n a w ia n ia s p o łe c z n o ś c i z n a s z y m P a n e m i Z b a w ic ie le m p rzez p rzystępow anie do S p o w ie d z i i W ie c z erz y Pańskiej. Z a p e w n e in n y był kiedyś okres a d w e n ­ tu niż jest dzisiaj. A p rz e ­ cie ż a d w e n t je s t śc iśle z w ią z a n y ze ś w ię ta m i N a r o d z e n ia P a ń sk ie g o . Jest p raw dziw ym przygo­

tow aniem do tych św iąt.

W szak nie m a radości ze spełnienia Bożej obietnicy, kiedy wcześniej tej obiet­

nicy się nie słyszało. N ie m a szczęścia z teg o , że Z b a w ic ie l p rz y s z e d ł na św iat, jeżeli p rze d tem nie b y ło p e łn e g o n a d z ie i

o c z e k iw a n ia n a Jeg o przyjście.

D oczekaliśm y się ko­

lejnych św iąt N arodzenia Pańskiego. Trzeba jednak postaw ić pytanie: Czego w łaściw ie się doczekali­

śm y ? C z y k o ń c a te g o św iątecznego ro zg a rd ia ­ szu, szalonych zakupów , w c isk a ją c y c h się w s z ę ­ d z ie ś w ią te c z n y c h r e ­ klam ? C zy też doczekali­

śm y się spełnienia Bożych obietnic, p o tw ierd z en ia , że Bóg zaw sze do trzy m u ­ je danego słow a i spełnia sw oje obietnice? C zy je­

steśm y już zm ęczeni ow y­

m i dniam i pełnym i zam ę­

tu , k o lę d sły sz a n y c h ze w s z y s tk ic h s tr o n i t ł u ­ m em ludzi tłoczących się w h ip erm ark e ta c h ? C zy też jeste śm y szczęśliw i, bo d o św ia d cz a m y Bożej m iłości okazanej n a m w D zieciątku Betlejemskim, bo razem z naszym i naj­

b liż sz y m i d o czek aliśm y się po ry w spólnego śpie­

w ania:

„O błogosław iony, radością natchniony, pełen łaski godow y czas!

Chrystus sam się zjawił, aby nas wybawił!

C ie s z c ie ,, c ie s z c ie się , chrześcijanie w raz!"

O b y ś m y n a p r a w d ę p o tra fili się w te św ięta cieszyć z tego, że „Słowo c ia łe m się s ta ło " S y n Boży p rzy sz e d ł n a św iat, aby okazać Bożą m iłość i Bożą chw alę, aby d o k o ­ n a ć z b a w ie n ia k a ż d e g o człow ieka.

ks. H enryk Czem bor

(4)

WALDENSI

w

WIRTEMBERGII

W dziejach Kościoła za­

chodniego w y ró ż n ia się kilka ruchów odnowy reli­

gijnej, które można zaliczyć do grupy protoprotestanc- kiej. Jeden z najwcześniej­

szych stanowili waldensi, którzy tak napraw dę prze­

trwali do naszych czasów.

Wiąże się to bowiem, mię­

dzy innymi, z ich osiedle­

niem się w W irtembergii, dziś stanowiącej część lan­

d u (kraju zw iązkow ego) Badenia-W irtem bergia w N iem czech. W arto w ięc przypom nieć postać id e­

ologa tego ruchu, by n a­

stępnie poznać owe miejsca niedaleko francuskiej gra­

nicy, na północnym podnó­

żu Czarnego Lasu (Szwar- cwaldu).

Otóż żyjący w drugiej p o ło w ie XII w. P ie rre ValdDs, z łacińska zw any Y aldus, b ogaty kupiec z Lyonu, poczuł około 1170 r.

wielkie religijne powołanie i począł głosić czystą Praw ­ dę opartą li tylko na Piśmie Św iętym , zyskując du ży p osłu ch , głów nie w śró d uboższych w arstw społe­

czeństwa. Rozdał swój m a­

jątek (jak późniejszy św.

Franciszek), założył stowa­

rzyszenie (pierwowzór za­

konów żebraczych) i pod­

różował po rozległych stro­

nach, trafiając n aw et do Hiszpanii i Niemiec, znaj­

dując poparcie także u wie­

lu księży. Był więc akcep­

towany przez Kościół, ale gdy jego krytyka ówcze­

snego życia zaczęła zagra­

żać hierarchii, został w y­

klęty, w pierw przez arcybi­

skupa Lyonu, a następnie w 1184 r. p rzez papieża.

W skutek tego i prześlado­

w a ń schronił się w C ze­

chach, gdzie miał umrzeć w 1197 r~ ,Z w o le n n ic y YaldDsa, nazw ani rychło waldensam i lub też „ubo­

gimi z Lyonu", byli ludźm i skromnymi, pracowitymi i ż y c z liw y m i, n ie z w y k le przyw iązani do osobistego poznania Pisma Świętego.

Miarą ich wysiłku i znacze­

nia także dla kultury ogól- nofrancuskiej jest fakt, że przetłum aczyli oni znacz­

ne części Biblii na język prowansalski, zrozum iały dla słuchaczy w regionie, w którym byli najaktywniej­

si. M ożna więc ich uważać za p re k u rso ró w h u sy ty - zm u i protestantyzm u. Po ekskomunice waldensi za­

ło ży li w ła sn e g m in y ze znacznie zm ienioną litur­

gią i obrządkami, zyskując wielu zwolenników w ca­

łej Francji, p ó łn o c n y c h W ło szech , N ie m c z e ch i Czechach. W XVI w. przy­

łączyli się do Reformacji, głów nie form uły kalw iń­

skiej, i obecnie najwięcej żyje ich w Piemoncie, a tak­

że w Sabaudii - razem oko­

ło 100 tys. Inna jednak była droga waldensów do środ­

kowych Niemiec.

Podczas palatynackiej w ojny sukcesyjnej (1688- 97) i nasilającej się w m o­

narchii habsburskiej oraz F ran cji k o n trre fo rm a c ji

w aldensi zostali w ygnani ze swoich dolin w Sabau­

dii i Francji, gdzie w 1532 r. przyjęli w yznanie ew an­

gelicko-reform ow ane n a ­ uki Jana K alw ina. W ra ­ mach europejskiej pomocy protestanckiej zostali oni przyjęci przez W irtember­

gię, która chciała też w ten sposób przy okazji n ap ra­

w ić część sz k ó d w o je n ­ n y c h . Z a p e w n io n o im sw obodę konfesji (w tym regionie dom inow ało bo­

w iem w yznanie ew ange­

lic k o -au g sb u rsk ie n a u k i M arcina Lutra) i w yboru duchow nego oraz zacho­

w ania języka. U przyw ile­

jowanie to utracili w 1806 r., stąd w 1823 r. przystą­

p ili do w irtem b ersk ieg o ew angelickiego Kościoła Krajowego. Tenże skiero­

w ał tu swojego duchow ne­

go ks. Johanna Georga Fre- ihofera (1806-77) z dekana­

tu Calw. Jeszcze w 1832 r.

w aldensi stanow ili 3 /4 tu ­

2 Słowo i Myśl n r 72/73

(5)

Wyzwolenie

tejszych mieszkańców, ale w iodło im się nienajlepiej ze w zględu na słabe gleby.

P ra c y p o s z u k iw a n o w okolicy, głównie w Calw, w sp o m a g ają c się do lat dw udziestych XIX w. do­

m ow ym tkactwem. Dzięki staraniom w spom nianego księdza pastora wyszkolo­

no kilka osób w zakresie n o w o c z e s n e g o tk a c tw a pończoszniczego, zm oder­

nizow ano produkcję, ale pom ogło to tylko na krót­

ko i w efekcie w 1847 r. na­

stąpił kres tego rodzaju go­

spodarki.

Po n ie u d a n e j p ró b ie osiedlenia się w Arheiligen p od D arm stadem (Hesja) 134 w a ld e n só w z górnej Val C luson (Val Pragela:

B ourcet, V illaret, R oure itd.) założyło 1.09.1700 r.

kolonię Le Bourset, od 1717 r. n a z w a n ą jed n a k N e u - hengstett, w odległości 4

km na północo-wschód od C alw (od 1974 r. jest to część Althengstett). Jest to n ajb ard ziej n a p o łu d n ie usytuow ane w Wirtember­

gii osadnictwo tego pocho­

dzenia, jedna z czternastu w tedy powstałych miejsco­

wości.

Dziś znajduje się tu kil­

ka obiektów związanych z ty m i d z ie jam i. P rz e d e w s z y s tk im W c e n tru m wznosi się kościół z miej­

scowego, .ceglastej barw y piaskowca, postaw iony w ciągu pięciu m iesięcy w 1769 r. na miejscu drew nia­

nego z 1716 r. W 1932 r. do­

chodzący do głosu naziści doprowadzili do zlikwido­

w a n ia c m e n tarz a , k tó ry i jednak został w 1961 r. o d - ' nowiony przez m łodzież z pięciu krajów. Znajduje się on p rz y głów nej ulicy i p o d le g a o c h ro n ie jak o obiekt zabytkowy. N a nim i n a n o w y m c m en tarzu , oczywiście i w śród obec­

n y ch m ieszk ań có w , d o ­ s trz e c m o ż n a n a z w isk a francuskiego pochodzenia:

Laun, G outier, Talmon...

Trzeci obiekt to duży głaz, ustaw iony dzięki księciu Eberhardow i Ludw ikow i w 1881 r. p rz y głów nym wjeździe do wsi. Upam ięt­

nia to wydarzenie stosow­

na tablica z tegoż czasu oraz nowsza informująca o waldensach w ogóle. Sam głaz, ze zlepieńca kulmo- wego (stąd spore dziury) o barwie ceglastej, m a około 2,5 m. Miejsce dokoła ma c h a ra k te r p rz y d ro ż n e g o skwerku z parkingu. Roz­

tacza się stąd sielski, ro­

m antyczny w idok na pod­

nóże Czarnego Lasu. Jest to więc ciekawy, a turystycz­

nie i atrakcyjny przyczynek do osadnictwa religijnego w Europie.

Tekst:

K rzy szto f R. M azurski Zdjęcia:

Hermann Wulzinger

Pewnego dnia niedaw ­ no rozpoczętej misji przy­

był Chrystus do Nazaretu,

„gdzie się b ył wychował", w szedł „ w dzień szabatu do synagagi", aby zwycza­

jowo wziąć udział w czy­

tan iu św iątynnych nauk.

„ Ipodano m u księgę p ro ­ roka Izajasza, a o tw o rzyw ­ s z y k s ię g ę , n a tr a fił na miejsce, g dzie było napisa­

ne: D uch P a ń sk i n a d e m n ą , p r z e t o n a m a ś c ił m n ie , a b y m zw ia s to w a ł u b o g im dobrą n o w in ę , posłał m nie, abym ogłosił jeńcom w yzw olenie, a śle­

p y m p r z e jr z e n ie , a b y m uciśnionych w y p u śc ił na w olność, abym z w ia s to ­ wał m iłościw y rok Pana "

(Łk 4,16 -19).

Zgłębiając analitycznie ów cześnie brzm iący w y ­ w ód proroka Izajasza (61, 1 - 2) i ideę „roku Pana" za­

kończoną sentencją „Dziś w ypełniło się to Pismo w uszach w a szy c h " (tam że 21), sądzim y z nie bud zą­

cej wątpliwości przyczyny, że w y b ra n y fra g m e n t z K sięg i i f in a ln a w y p o ­ w iedź lektora nie były i nie są przypadkow e. Zw iasto­

wanie ubogim „dobrej no­

w iny" znajdzie się w Ka­

zaniu na Górze z refrenem

„Błogosławieni", będącym dziełem sztuki poetyckiej i ekspresji literackiej, któ­

re przynależą do szczyto­

w ej re to ry k i. P o d o b n ie tekst z refrenem „Biada", o obłudzie rzekom o spra­

w iedliw ych (Mat 23, 13 i n.). „Jeńcom wyzw olenie"

to współczujący, zarazem zbawienny, pokutujący po dziś dzień dział stru k tu r s p o łe c z n y c h . P o m ijam

„ślepym przejrzenie", co praw d a nie dotyczące fi­

zy cznych n ied o w ła d ó w , ale poziom ów um ysłowo- ści, istotne tu jeńcom w y­

zw olenie i w olność u ci­

śnionym.

F ra g m e n t E w an g elii Ł ukasza jest m iarodajny dla wieków ludzkiej histo­

rii i nie stracił aktualności obecnego czasu. Postaw y być może zmieniły formy, nie zmieniły wszakże isto­

ty zakłamań i załamań. N a­

dal są społeczności jeniec­

kie czekające wyzwolenia, nadal uciskani z nadzieją otwarcia w rót na wolność.

Różnie rozum ieją tacy lub inni owe święte zdania.

Z astąpione zostały przez zasłużone i nie zawsze za­

służone kraty. H andel nie­

wolnikami na wyspie De­

los wymieniono na dobór W ysyłanych n a ro boczą emigrację. N ow obogaccy bez etyki niszczą - prawda!

w białych rękawiczkach - szlachetnych. D yskretny za k az m ó w ien ia o tym , jako o istocie rzeczy, przy­

pom ina ton lekceważenia:

„Czyż ten nie jest synem Jó­

zefa?" (Łk A, 22).

Przypom nijm y jeszcze aktualny cytat z proroctw Izajasza: „odw racam y się od naszego Boga, m ó w im y o ucisku i odstępstwach i w ypow iadam y z serca sło­

wa kłam liwe. Dlatego pra­

w o zo s ta ło u s u n ię te na bok, a sprawiedliwość p o ­ zostaje daleko, g d y ż praw ­ da potyka się na rynku, a dla uczciwości miejsca nie ma. Prawda się zapodzia­

ła, a ten, któ ry unika złego bywa plądrow any" (Iz 59, 13 -15).

Czy przypadkow o nie jesteśmy obecnie narodem pozbaw ionym etyki? O d­

pow iedź dają liczne proce­

sy łamiących prawo. Obok nie karalnych kodeksem cywilnym postaw bud zą­

cych w opinii wątpliwości.

Leon Krzemieniecki

Słowo i Myśl n r 72/73 3

(6)

Ewangelickie korzenie

w życia i myśli Fryderyka Nietzsche

Druga połowa XIX wie­

ku przynosi Europie głębo­

kie załamanie wiary w po­

stęp i stabilizację m iesz­

czańskiego świata. Jednak nie oznaczało to, iż świado­

mość tego kryzysu stała się powszechną. Zostaje to do­

strz e żo n e jed y n ie p rzez n ajb ard ziej p rz e n ik liw e um ysły tej epoki. Zarówno Soeren Kierkegaard, Karol Marks czy Fryderyk Nietz­

sche p ró b u ją u k azać to ­ czącą ten świat „chorobę", a z drugiej strony, starają się wskazać kierunki i spo­

soby jej przezwyciężania.

Jednak ostatni z nich, stał się największym demaska- torem chrześcijańskiej po­

bożności, panującej w ów ­ czas w Europie, w szcze­

gólności w Niemczech.

Czy był to głos A nty­

chrysta? - jak chcą niektó­

rzy. Czy głos p raw d y ? - wzywający chrześcijan do wyjścia ze stagnacji i obłu­

dy, szerzącej się w ś ró d

„ m ie szc z a ń sk ic h n a ś la ­ dowców Jezusa C hrystu­

sa". O dpow iedzi jest wie­

le, jak wielu jest interpreta­

torów jego dzieł, i wciąż rodzą się nowe...

Rodzina i nauka F ry d e ry k N ie tz sc h e przyszedł na świat 15 paź­

d z ie rn ik a 1844 ro k u w Röcken (koło Lützen), w dniu, kiedy król Prus, Fry­

deryk Wilhelm IV obcho­

dził swoje urodziny. Lecz jak się czterdzieści sześć lat później okazało, nie był to dobry omen. Obaj umierają na rozmiękczenie m ózgu.1 P o d ejm u jąc refleksję w okół osoby F ry d e ry k a Nietzschego - ewangelika, n ależy p rzy p o m n ieć jak głęboko jego rodzina była zak o rzen io n a w tradycji e w a n g e lic k ie j. D z ia d e k F ryderyka był szan o w a­

n y m su p e rin te n d e n te m , który za swoje dzieła teo­

lo g iczn e o trz y m a ł ty tu ł

doktora honoris causa,2 na­

tomiast ojciec był pastorem w małej parafii w Röcken.

G d y N ie tz sc h e m iał pięć lat stracił ojca, a rok później m łodszego brata.

Były to pierw sze ponure wydarzenia, które głęboko utkw iły w jego świadomo­

ści. N igdy nie zapom niał bezradności rodziny, p o ­ wolnej agonii ojca, bezsku­

teczności modlitw, a wresz­

cie groźnej pom patyczno- ści pogrzebu.3

W w ieku dziesięciu lat Fryderyk N ietzsche został przyjęty do gim nazjum w N aum burgu. Tam też,, po siedm iu latach nauki, po­

znał jednego z w ażniej­

szych dla siebie i dla swo­

jej późniejszej twórczości autora, wielkiego m istrza d w u z n a c z n o śc i - L orda B ayrona. N a stę p n e lata, okres stu d ió w w Bonn i L ip s k u (1864 - 1867), p rz y n o s z ą za u ro c z en ie : kulturą starożytnej Grecji, filozofią Schopenhauera i m u z y k ą W a g n era . W

„N iewczesnych rozw aża­

n ia c h " N ie tz s c h e p is a ł później: „Dziś zatem chcę w spom nieć nauczyciela i m istrza, którym m i wolno się p o s z c z y c ić - A r tu ra Schopenhauera - aby p o ­ tem w spom nieć innych."4.

To co p rz y c ią g a ło go w S c h o p e n h a u e rz e , to ro- m a n ty c z n o - irr a c jo n a li- styczne elem enty w jego system ie. Chociaż w dal­

szych sw ych dziełach, w w ie lu k w e s tia c h (a ^ szczególności, pozytyn nie ukierunkow anej w oli, tj.

życia) N ietzsche polem i­

zuje z nim.5

W 1865 roku w raz ze sw ym nauczycielem aka­

d e m ic k im F ry d e ry k ie m Wilhelmem Ritschlem (au­

tor „Psyche"), przenosi się z Bonn do Lipska. Tam, na u n iw e rs y te c ie , w ra z ze sw ym przyjacielem Erwi­

nem Rohde, zakłada tow a­

rzystw o filologiczne i już jako student publikuje kil­

ka artykułów w „Rheini­

sche M useum " (M uzeum R eń sk ie). E fek tem teg o było duże zainteresowanie w ładz Uniwersytetu w Ba­

z y le i, o sobą F ry d e ry k a Nietzschego, które zw ró­

ciły się do Ritschla z pyta­

niem o autora powyższych artykułów. Ritschl w swo­

im liście polecającym napi­

sał: „C hoćjuż od trzydzie­

stu dziewięciu lat obserwu­

ję tylu m łodych ludzi, pra­

c o w n ik ó w rozw ijających się p o d m oją o p ieką , to jeszcze n ig d y nie znalem ta kie g o m ło d z ie ń c a j...), k tó ry b y tak wcześnie i tak m łodo byl dojrzały, jak Nie- tzschej...), ma dwadzieścia c zte ry lata i je s t b o ży sz- czem(...), całego m łodego św iata, tu w L ipsku. Po­

wiedzą państw o, że opisu­

ję p ew ien rodzaj fenom e­

nu; cóż, jest nim , p r z y tym uprzejm y i skrom ny."6 W rezultacie Nietzsche został nagle wykładowcą uniwer­

sytetu, zanim naw et uzy­

skał doktorat.

Nietzsche i Wagner O d roku 1869r. N ietz­

sche w ykłada filologię kla­

syczną w Bazylei. W tym czasie zawiera on przyjaźń z R yszardem W agnerem.

Obraz tej przyjaźni w yda­

je się być prosty: m łodszy służył mistrzowi, entuzja­

stycznie go uw ielbiając.7 W tedy też Nietzsche pisze dzieło „N iew czesne roz­

ważania", (w latach 1873 - 1876), w którym potępia brak kultury u Niemców, w ychw ala swojego „wiel­

kiego nauczyciela" Schope- h a u e ra o raz a p o te o z u je W agnera; w krótce potem powstają jednak w umyśle Nietzschego w ątpliw ości, co do kulturalnej wartości dzieł kompozytora.

W 1876r człowiek, któ­

ry proklam ował „Narodzi­

ny tra g e d ii", nie znalazł dla siebie miejsca w Bay­

reuth. „Jest obecny ale go n iem a (...) W obliczu p r z y ­ b y ły c h m a s, z a m o ż n e j m ieszczańskiej p u b liczno­

ści, N ietzsche pozostał na m arginesie(...), b ezra d n y artysta w cyrku Wagneria- nii(...), bolał go ten brak za­

intereso w a n ia z e str o n y Wagnera" - zawiedziony, w y je c h a ł s ta m tą d .8 W

„L u d zk ie, A rc y lu d z k ie"

n a p is z e p ó ź n ie j.: „Błąd najbardziej gorzki. - Ob­

razą nie do darowania jest to, k ie d y się odkryje, ż e ta m , g d z ie b y li b y ś m y przekonani, iż nas kochają, u w a ż a n o n a s ty lk o za s p r z ę t d o m o w y i u p ię k ­ sza n ie k o m n a t, k tó r y m i p an dom u zadow alał swą p r ó ż n o ś ć w obec g ości."9 Tym sposobem zakończy­

ła się przyjaźń z wielkim kom pozytorem .

Z arów no „ N aro d zin y tragedii" jak i „Niewczesne rozważania", nie przynio­

sły m łodemu profesorowi z Bazylei żadnej chwały, a wręcz krytykę ówczesnych znawców filologii klasycz­

nej. Nietzsche jako filolog przestaje istnieć i zostaje zapom niany. W szczegól­

n o ści g d y o d c h o d z i na przedw czesną rentę choro­

bow ą O d w tedy zaczynają pow staw ać jego najwięk-

4 Słowo i Myśl n r 72/73

(7)

P. Nietuche.

sze dzieła, jednak nie filo­

logiczne a filozoficzne.

Wobec niewolnej woli N ietzsche zagłębiając się w ro zw ażan iach n ad sw oją k o n cep cją W oli mocy, nie mógł przejść obo­

jętnie obok problem u wol­

nej i niewolnej woli w eg­

zystencji człowieka. Sama wola w przeciwieństwie do Schopenhauera, była dla Nietzschego czymś złożo­

nym, gdzie tylko jako samo słowo - wola - jest jedno­

ścią.

Wola stała się dla niego, zarów no pragnieniem cze­

goś, jak i efektem rozkazu.

P olega on n a w yższości sto su n k u do tego, k tó ry m u si być p o s łu s z n y m .

„Jam wolny, on m u si słu­

chać.''10 Ta św iadom ość, w edług Nietzschego, kryje się w każdej ludzkiej woli.

C złow iek chce, a n a w e t potrafi rozkazać w sobie czemuś, co m u jest posłusz­

ne.

W każdym akcie woli istnieje myśl rządząca, któ­

rej nie m ożna oddzielić od

„chcenia", mogącego znaj­

dow ać się w różnych po- czuciach stanu: po pierw ­ sze poczucie stanu: od tego precz, po drugie poczucie stan u : k u tem u d ą ż , po trzecie poczucie sam ego

„precz" i „ d ą ż " .11 W ten sposób N ietzsch e chciał ukazać wolność woli, jako aktu czegoś wyższego, do czegoś, co m u si być p o ­ s łu s z n e , g d y ż w isto tę mocy w budow ana jest isto­

ta woli jako rozkazywania.

Dlatego też w tej kw e­

stii, koncepcja Nietzschego nie odbiega zbyt daleko od myśli Marcina Lutra, skie­

rowanej na człowieka upa­

dłego, który to pozostaje we w ładzy całkowicie ob­

cej m u siły i nic już dla swo­

jego zbaw ienia zrobić nie m oże, chyba że Bóg m u odstąpi swą w olną wolę.

W odpow iedzi na dzieło Erazma z Rotterdamu „De libero arbitro" (O wolnej woli) L uter pisze: „Tym piorunem zostaje porażona i doszczętnie starta wolna wola; toteż ci któ rzy obstają p r z y tym p o w in n i ten p io ­ run albo zaprzeczyć, albo zataić albo in n ym ja kim ś sposobem od siebie odda­

lić,(...) cokolw iek czynimy, nie z wolnej woli czynimy, lecz z czystej konieczności, nie chcem y bowiem dopu­

ścić do tego, b y się go okre­

ślało bardzo zgubnym . Tu­

taj p o w iem tak: G dy to z o ­ sta n ie u d o w o d n io n e , ż e zbawienie nasze jest zaw i­

słe, poza obrębem naszych sił i naszych rad... }2

W tym miejscu należy p o d k re ś lić , iż p o m im o tego, że Nietzsche nigdy w sw o ic h d z ie ła c h nie

„oszczędzał" Lutra,13 jed­

n a k w k w e s tii s p o ru o wolną wolę stal po stronie' Wittenberskiego Reforma­

tora, sprzeciwiając się mo- ralizm owi filozofów grec­

kich począwszy od Sokra­

tesa i Platona aż po hum a­

nizm Erazm a z Rotterda­

mu, pisząc w swoim dzie­

le „Zm ierzch Bożyszcz":

„Rozum = cnocie = szczę­

ściu z n a c zy to: trzeba w tern naśladować Sokratesa i w brew niejasnym pożą- daniom. rozniecić na stałe światło dzienne - światło dzienne rozum u. Za każdą cenę trzeba b y ć ja sn y m , r o z s ą d n y m , tr z e ź w y m : w szelka uległość w zg lę ­ dem instynktu, w zględem N ieświadom ego prow adzi do zg u b y...".u O bydw aj Luter jak i Nietzsche, roz­

poznali w Sokratesie upa­

d łeg o c z ło w ie k a , k tó ry skierował się ku rozum o­

wi, skierował się ku dobru - podobnie jak to uczynił pierw szy człowiek wycią­

gając rękę po owoc z drze­

w a p o z n a n ia - lecz tam gdzie oczekiwał odrodze­

nia i życia, znalazł cierpie­

nie i śmierć.15

Dla Nietzschego, teoria wolnej woli zawdzięcza je­

dynie swoje istnienie temu, iż wciąż pojawia się ktoś, który czuje się na siłach, by ją obalić. W ybujała dum a człowieka, pragnienie wol­

ności woli, będącą p ew ­

nym superlatywem w zna­

c z e n iu m eta fiz y cz n y m , która jest w ed łu g N ietz­

schego, w dalszym ciągu zakorzeniona w ludzkich głowach. Pragnie tego, by być odpow iedzialnym za siebie i swoje uczynki, by być causa sui, i jak podkre­

śla d alej, by m óc z m iinchausenow ską śm ia­

łością, wyciągnąć siebie sa­

mego za włosy z bagna ni­

cości na w ybrzeże bytu.16 Nietzsche zauważa, iż teo­

ria wolnej woli jest antyre- ligią, która chce zjednać czło w iek o w i p ra w o p o ­ zwalające m u uważać sie­

bie za przyczynę swoich podniosłych stanów i po­

stęp ó w : jest ona form ą w z ra sta ją c e g o u c z u cia dumy. Człowiek odczuwa­

jąc swoje szczęście, swoją m oc, dochodzi do w n io ­ sku, że m usi być „w olą"

p rzed nastąpieniem tego stanu, gdyż inaczej ten stan nie należałby do niego.17 Takie aktorstwo, jak mówi N ie tz sc h e , jest n a s tę p ­ stw em moralności wolnej woli, jest krokiem w roz­

w o ju sam eg o u c z u cia mocy, iż m ożna sam em u być spraw cą sw oich sta­

nów podniosłych (swojej doskonałości).18

S tany ró żn y c h mocy, im p u tu ją c z ło w ie k o w i myśl, że nie jest się przy­

czyną i nie jest się odpowie­

dzialnym za to, co się dzie­

je. Nietzsche mówi w „Woli Mocy": „Zatem m y nie je­

s te ś m y spraw cam i - nie- wolna wola (tzn. św iado­

m o ś ć d o k o n a n e j w nas zm iany, bez uprzedniego chcenia z n a szej strony) w ym aga jakiejś w oli cu­

dzej.''19

Nietzsche wobec Jezusa Nie tylko w kwestii nie­

wolnej woli, Nietzsche po­

został w ierny łuteranizmo-

Słowo i Myśl n r 72/73 5

(8)

w i, z którego w y w o d ził swe korzenie, w całej swo­

jej krytyce chrześcijaństwa, zatrzym ał się on - w zadzi­

wiający sposób - przed Je­

zusem, który jest jak wol­

ny duch, i nic sobie nie robi, ze wszystkiego co ustalone.

Jego pojęcie „doświadcze­

nia życia", sprzeciwiło się wszelkiemu słowu, form u­

le i praw u, całemu wcze­

śniej ustalonemu dogmato­

wi.20 Według Nietzschego, w osobie Jezusa wszystko jest praw dziw e, bez fałszu - jest on realnością życio­

wej praktyki. „W istocie rzec zy , b y ł ty lk o je d e n chrześcijanin, który umarł na k r z y ż u . „ E w angelia um arła na k r z y ż u ." 21 U m arł O n na krzyżu tak jak nauczał i tak jak żył. Ten

„posłaniec radosnej nowi­

ny", pozostawił ludzkości praktykę, swoje zachowa­

nie wobec oskarżycieli i po- twarzaczy, wobec kpiny i law sędziowskich. On był, dla Nietzschego, człowie­

kiem realnym, w którym to dostrzegał antycypow aną rzeczywistość własnej idei, zam azującej się w u b ó ­ stwianiu samej siebie.22

N ie tz sc h e a ń sk a re a l­

ność wiąże się nierozerwal­

nie z szacunkiem do same­

go siebie, gdyż w szystko inne z tego wypływa. Choć przez to, przestaje się „ist­

nieć dla innych", gdyż jest to ostatnia rzecz którą się przebacza. Z sarkazm em N ietzsche m ów i w Woli Mocy: „Jak to? Człowiek, szanujący samego siebie.”23

Nietzsche - dziś Jak w cześniej w s p o ­ m nieliśm y, N ietzsche n i­

gdy nie wyzbył się swych protestanckich korzeni, po­

mimo swej ogromnej kry­

tyki chrześcijaństwa co zo­

stało dostrzeżone i p rze ­ p ra c o w a n e p rz e z w ie lu współczesnych myślicieli.

W ciąż p o d ś w ia d o m ie

pragnął on by ludzkość, a w szczególności chrześci­

jaństwo, wyczuliło swe su­

mienie - w ew nętrzny głos, na to co się w okół niego dzieje: na człowieka obok stojącego, na św iat - na p ra w a tego św iata i na Boga u krytego gdzieś w nich.

Emil Brunner, jeden z czołowych teologów ewan­

gelickich XX wieku, pisał w swym dziele „Człowiek w sprzeczności": „ Tylko nie­

liczni są tak przen ikliw i i uczciwi ja k N ietzsche (...), nie negow ał w iary chrze­

ścijańskiej, i nie afirmowal chrześcijańskiej miłości, jak w ię k szo ść m o d ern istó w , le c z p o z n a ł p o w ią z a n ie jednego z drugim, krzyża i zapierającej siebie miłości, i dlatego odepchnął od sie­

bie jedno i drugie z jednaką n ie n a w iśc ią i s z y d e r ­ stw em ."2'1 Jednak Brunner nie jest jedynym teologiem, jaki po d jął refleksje n ad m y ślą c z ło w ie k a , k tó ry p ro k la m o w a ł „śm ierć B oga". Z a ró w n o K arol Barth, ze swoją krytyką re­

ligijności m ieszczańskiej, którą zaw arł w kom enta­

rzu „Listu do R zym ian", jak i Paweł Tillich z kon­

cepcją m ęstw a bycia, czy Dietrich Bonhoeffer z pro­

po zy cją „ b e zre lig ijn e g o chrześcijaństwa", wszyscy oni c z e rp a li w ró ż n y m stopniu z myśli Nietzsche­

go-

Patrząc na kulturę przy­

chodzącą do nas z Zacho­

d u d o s trz e ż e m y k ry zy s jaki ogarnął zarów no sferę świecką jak i kościelną wie­

lu krajów . P o stm o d e rn i­

styczny świat, obnaża ob­

raz w spółczesnego czło­

wieka. Człowieka, którego Nietzsche chciał jeszcze ra­

tow ać, ostrzegając p rze d z b liż ają c y m się n ih ili­

zmem. Jeden z czołowych p o s tm o d e rn is tó w Z y g ­ m u n t B au m an o p isu je współczesnego człowieka.

jako nie posiadającego żad­

nej tożsam ości i żadnego wzorca, do którego mógł­

by się przyrównać, a który byłby m u dany z góry, stąd życie pozostaje długim pa­

smem poszukiw ań, w któ­

rym do owej tożsam ości dojść nie m ożna. Nie m a ż a d n e g o w y z n a c z o n eg o kierunku, ponieważ nie ma tego, kto by ten kierunek wyznaczał - nie m a Boga, ani bogini Historii.25 Jak da­

lej zauważa, wynika z tego epizodyczność życia: „każ­

d y m o m e n t w ży c iu je s t p rzeży w a n y jako samoist­

ny, podobnie jak odcinki w seria lu te le w iz y jn y m , żadna chwila nie układa się w całość, nic nie ma dalsze­

go ciągu, żadna decyzja nie obowiązuje dozgonnie."26

To tylko jedna z wielu refleksji współczesnych fi­

lozofów, wobec nietzsche- ańskiej myśli dziś. Jednak w ten sam sposób co post­

m odernizm tak i teologia chrześcijańska szczególnie na gruncie polskim, powin­

na zap rz e sta ć trak to w ać N ie tz sc h e g o jak o A n ty ­ chrysta, lecz jako alternaty­

w ę. Jako postać, z którą wciąż m ożna toczyć dys­

kusje, a k ażd e p o n o w n e otwarcie jego dzieła pobu­

dza na nowo do refleksji.27 Dziś w p o n a d sto lat po jego śmierci, w czasie gdy słowo tolerancja ma otwie­

rać przed nam i drzw i do dialogu z różnowiercami i n iew ie rzą c y m i, w a ż n ą i żywą pozostaje nietzsche­

ańska propozycja miłości do d ru g ie g o czło w iek a, m iłości „ p o z a d o b rem i zlem/L Staje się ona w ska­

zówką w świetle hum ani­

z o w a n ia d ia lo g u i w upodm iotow ieniu drugie­

go człowieka. Ogłasza m i­

łość ponadkonfesyjną, m i­

łość której sam Jezus nas nauczał.

N ietzsche w swej p o ­ nadczasowej twórczości w specyficzny sposób chce

w y c z u lić w sp ó łc z e sn e g o człow ieka na to, b y ten nie p o p a d ł w głębie nihilizm u i p u stk i lecz był praco w n i­

kiem teraźniejszości i p rz y ­ szłości. By w y tw orzyło się w n im p ra g n ie ro z w o ju . Jest o n d la n a s a u to re m p o s t u l a t u in te n s y fik a c ji twórczej całego osobistego życia, zarów no religijnego jak i świeckiego. Jednak ta­

kie spełnienie się tw órcze w y m ag a o d każdego z nas pośw ięcenia, które jest dla nas w yjściem z przeciętno­

ści, zarów no kościelnej sta­

gnacji jak i życiowej bierno­

ści n a d r a m a t d r u g ie g o człow ieka. Sam a zaś w ro ­ go ść N ie tz sc h e g o w o b ec chrześcijaństw a nie daje się oddzielić o d jego faktycz­

nej w ię z i z c h r z e ś c ija ń ­ stw em jako w ym aganiem . W ym aganiem , k tó re staje się c z y m ś p o n a d c z a s o ­ w ym .

Ks. Tomasz Wola 1 Choroba ta nie ominęła ojca Fryderyka - Ludwika Car­

la Nietzschego

2 J. Köhler, Tajemnica Zara­

tustry. Fryderyk Nietzsche i jego zaszyfrowane przesłanie.

Biografia, przeł. W. Kunicki, Wrocław 1996, s. 20.

3 Tamże, s. 27

4 F. Nietzsche, Niewczesne rozważania, przeł. M. Lukasie­

wicz, w yd. Znak, Kraków 1996, s . 173.

5 Schopenhauer pojmował stosunek w zajem ny woli i życia, w rezultacie czego od­

mienna od schopenhauerow- skiej była również nietzsche­

ańska koncepcja p esy m i­

zmu.[...] Nawet posługując się w swej pracy licznymi cyta­

tami z Die Welt als Wille und Vorstellung, nadawał im Nie­

tzsche sens odmienny od za­

mierzonego przez Schopen­

hauera. [...] Generalnie rzecz biorąc, m ożna byłoby użyć stwierdzenia , że to, co dla S chopenhauera stanow iło kres historii, dla Nietzschego było jej początkiem, punktem wyjścia" . cyt., za K. Górniak, K ultura antyku jako wizja

6 Słowo i Myśl n r 72/73

(9)

przyszłości, „Studia Filozo­

ficzne", nr 1 (182) Warszawa 1981, s. 119.

6 J. Stroux, Nietzsches Pro­

fesur in Basel, Jena 1925, s. 32 7 K. Jaspers, N ietzsche.

Wprowadzenie do jego filozo- fii, przeł. D. Stroińska, Warsza­

wa 1997, s. 55..

8 J. Köhler, Tajemnica Za­

ratustry, dz., cyt. s. 164.

9 F. Nietzsche, Wędrowiec i jego cień. Ludzkie Arcyludz- kie - część druga, przel. K.

Drzewiecki. Warszawa 1907, s.

50.

10 F. Nietzsche, Poza do­

brem i złem, przel. S. Wyrzy­

kowski, nakład J. Mordkowic- za. Warszawa 1907, s. 27.

11 Tamże

12 M. Luter, O niewolnej woli. De servo arbitro, przel.

W. Niemczyk, wyd. ChAT, Warszawa 1977, ss. 67 - 87.

13 F. Nietzsche, Antychrześ- cijanin. Przekleństwo Chrześ­

cijaństwa, przeł. G. Sowiński, Nomos Kraków 1996, s. 95.

14 F. Nietzsche, Zmierzch Bożyszcz, czyli jak filozofuje się miotem, przeł. S. Wyrzy­

kowski nakł. M ortkowicza Warszawa 1906, ss. 19-20.

15 L. Szestow, A teny i Jero­

zolima, przeł. C. Wodziński, Znak, Kraków 1993, s. 229.

16 F. Nietzsche, Poza do­

brem i ziem, dz. cyt., s. 30.

17 F. Nietzsche, Wola Mocy.

Próba przem iany wszystkich wartości, (studia i fragmenty), przeł. J. Frycz i K. Drzewiek- ki. W arszawa 1909-1912, s.

184.

18 Tamże, s. 185.

19 Tamże, s. 99.

20 F. Nietzsche, Antychrześ- cijanin ..., dz. cyt., s. 68.

21 Tamże, s. 75.

22 Tamże, s. 71.

23 F. N ietzsche, Wola Mocy..., dz. cyt., s. 499.

24 W. Benedyktowicz, Oj­

cowie naszej współczesności:

N ietzsche, „Rocznik Teolo­

giczny" nr XIV, W arszawa 1972, s. 23.

25 J. A. Kłoczowski, „ Wypi­

te morze" - esej o nihilizmie,

„Znak" nr 469, Kraków 1994, s. 39.

26 Tamże.

27 W. Mackiewicz, Myśl Fry­

deryka Nietzschego w Polsce w latach 1947 - 1997. Studia hi­

storyczno - krytyczne, „Wit- mark". Warszawa 1999, s. 81.

Inicjatorem spotkań prze­

wodników - ewangelików był prof, dr hab. Krzysztof R.

Mazurski. Pierwsze z nich odbyło się w 1999 r. na Wan- gu w Karpaczu. Następne m iały miejsce w Istebnej, Wrocławiu i Warszawie. V Zjazd Przewodników zorga­

nizowano w dniach 7-9. listo­

pada 2003 r. z bazą w Dzię- giełowie. Gościny użyczyło Centrum Misji i Ewangeliza­

cji. W bazie stawiło się ponad 30 przewodników z dziewię­

ciu ośrodków przewodnic­

kich (Bielsko-Biała, Cieszyn, Dzierżoniów, Gdańsk. Kiel­

ce, Tychy, Warszawa, Wisła, Wrocław).

Piątkowy wieczór (7.11.) wypełniła prelekcja Michała Pilcha „O zapom nianym podróżniku i badaczu przy­

rody Teodorze Kotschym"

ty na grobach Jana Kubisza i ks. sen. Franciszka Michejdy.

Wycieczkę prowadził Wła­

dysław Sosna.

Pozostałą część popołu­

dnia wypełniły dwa wystą­

pienia. Obszerną relację „O celach i zadaniach, a także o dokonaniach Centrum Misji i Ewangelizacji" złożył go­

spodarz obiektu ks. dyr.

G rzegorz Giemza. Dobrą zapowiedzią dla przewod­

ników jest zamiar realizacji zadania pn. „Otwarte ko­

ścioły". „Znakami zapytania z dziejów Reformacji na Ślą­

sku Cieszyńskim'" podzielił się Władysław Sosna.

W niedzielę (9.11.) prze­

wodnicy udali się do Cieszy­

na, gdzie pod kierunkiem Władysławy Magiery zwie­

dzili w ażniejsze obiekty miasta. Po udziale w nabo-

V ZJAZD

PRZEWODNIKÓW

■ EWANGELIKÓW

oraz przejazd do Ewangelic­

kiego Dom u O pieki

»Emaus«, gdzie ks. dyr. Emil Gajdacz opowiedział o po­

czątkach, rozwoju, bieżącym życiu i problemach zakładu.

Bardzo pracow ity był dzień sobotni. Przewodnicy spędzili osiem godzin na wycieczce autokarowej śla­

dami pamiątek Reformacji na Zaolziu (obecnie Republi­

ka Czeska). Trasa wiodła z Dzięgielowa przez Cieszyn- Cierlicko, Zennanice, Toszo- nowice. Gnojnik, Ligotkę K am eralną, Sm iłowice, Guty, Niebory, Nawsie, By­

strzycę, Trzyniec, Leszną do Dzięgielowa. Dzięki życzli­

wości ks. sen. Jana Wacław­

ka i ks. Bolesława Firli prze­

w odnicy m ogli nie tylko zwiedzić wnętrza kościołów w Nawsiu i w Ligotce, ale zapoznać się z codzienną pracą parafii. Przewodnicy zatrzymali się także na dwu cmentarzach w Gnojniku i w Nawsiu, gdzie złożyli kwia­

żeństwie w Kościele Jezuso­

wym, ks. proboszcz Janusz Sikora opowiedział o życiu parafii, a po sieniach świą­

tyni oprowadził Władysław Sosna. Zjazd zakończył się poczęstunkiem „kołoczami cieszyńskimi" w sympatycz­

nej restauracji „Marco Polo", skąd były już dwa kroki do dworców autobusowych i kolejowych.

W szystkim i spraw am i organizacyjnymi Zjazdu od początku do końca zajmo­

wała się Janina Hławiczka.

Szczęśliwie Zjazdowi towa­

rzyszyła jesienna pogoda, mgła wprawdzie zasłaniała dalsze widoki, ale świeciło słonko, łagodząc niedawne chłody. Organizatorzy i re­

alizatorzy programu Zjazdu pragną wierzyć, że czas spę­

dzony na Ziemi Cieszyńskiej nie był czasem straconym.

Następne spotkanie zapla­

nowano na 22-24.10.2004 r.

w Szczyrku.

wa

A ż dotąd mnie prowadził Bóg...(578)

■ ■

c z Ą m i l i E ^ . a t i a r i E v o n

J S o f i w a t z f r w u j - < z R , u d a h t a c k

(1 6 3 7 -7 7 0 6 )

Przeglądając niemiecki k a le n d a rz n a g ru d z ie ń , z n a la z ła m in fo rm ację o rocznicy śm ierci a u to rk i pieśni ewangelickich Ämi- lie Juliane von Schw arz­

burg-Rudolstadt. Jej osoba niezwykle mnie zaciekawi­

ła, tym bardziej, że znam kilka jej pieśni.

Kim była a u to rk a A ż d o tą d m n ie p r o w a d z ił Bóg? Ä m ilie b yła córką hrabiego A lberta Friedri­

cha Barby. Podczas wojny trzydziestoletniej, jej ojciec, m usiał szukać schronienia w zam ku Fłeidecksburg, który należał do jego wuja, hrabiego Ludwiga Gunthe- ra S ch w artzburg-R udol- fs ta d t i ta m w ła ś n ie 16 sierpnia 1637 roku urodzi­

ła się Ä m ilie. We w cze­

snym dzieciństwie rodzice Ä m ilie z m a rli (ojciec w 1641, m a tk a w 1642) i wkrótce została adoptow a­

na przez swoją chrzestną m a tk ę , ż o n ę h ra b ie g o S c h w a r t z b u r g - R u d o ł - fstadt. Otrzym ała staranne i wszechstronne wykształ­

cenie, a do jej nauczycieli n a le ż a ł d r A h a s u e ru s Fritsch, także twórca pieśni ew angelickich. Była n ie­

zwykle twórczą autorką - napisała blisko 600 pieśni.

Jej teksty są pełne głębokiej ufności i wiary w Boże pro­

w a d z e n ie , co n a b ie ra szczególnego znaczenia w obliczu d o św ia d cz e ń jej życia, śm ierci rodziców , później także śmierci córki i jej własnej choroby.

AG

Słowo i Myśl rvc 72/73 7

(10)

A pokój niech będzie z wami...

S h a lo m ! S a la m ale- iku m ! Ż ydzi i A rabow ie żyjący na Bliskim Wscho­

dzie, nękanym od ponad półwiecza wojną, pozdra­

wiają się słowem pokój. W ż a d n y m in n y m regionie św iata nie m ów i się tak często o pokoju. Jednakże różni ludzie różnie rozu­

mieją znaczenie tego sło­

w a. K iedy m u z u łm a n in słyszy pozdrow ienie Sa­

lam a leiku m ! - P o k ó j z tobą! odpow iada podob­

nym życzeniem: A leikum salam. Islamskie rozum ie­

n ie p o k o ju jest „ h ie ra r­

chiczne" - silniejszy dyk­

tuje pokój słabszemu. Po­

kój jest aktyw nym lub p a­

syw nym p o d d a n ie m się.

P raw o w iern y m u z u łm a ­ n in d zieli św iat na dw a obozy. Po jednej stronie stoi „dom islam u", który jest rów noznaczny z „do­

m em pokoju". N aprzeciw niego stoi „dom w ojny", do którego należą w szyst­

kie nie islamskie dziedzi­

ny. Pokój jest osiągnięty dopiero tam , gdzie islam osiągnął panow anie. M u­

zułm ańskie życzenie p o ­ koju (Salam aleikum!) od­

nosi się do p o d d a n ia się woli Allaha, poddania się islamowi. Patrząc z takiej pozycji na kwestię pokoju na Bliskim Wschodzie m u­

zułm anin wierzy, że może on powrócić na te ziemie dopiero w ów czas, kiedy w ładzę obejmą tu bezape­

lacyjnie w y zn aw cy isla ­ m u . Co do Ż y d ó w , n ie m uszą się obawiać w ytę­

pienia b ądź w ypędzenia, jednakże zostaną poddani

„dom ow i pokoju" - isla­

mowi.

Każdy Żyd w ypow iada codziennie po w ielekroć słowo shalom. Jest to po­

zdrowienie, które oznacza zarów no pow itanie jak i pożegnanie. Shalom jest b ib lijn y m o k re śle n ie m dwóch pojęć: pokój i po- m yślność. K orzenie tego słowa sięgają tego samego co arabskie salam, semic­

kiego źródłosłowu, jednak­

że jego znaczenie jest duże bogatsze. Shalom oznacza - poza zewnętrznym poko­

jem - spokój, bezpieczeń­

stwo, pomyślność, dobro­

byt, zdrowie, dobrą pracę, spraw iedliw ość, m iędzy­

ludzkie zaufanie i pokojo­

we współistnienie między narodami. Życie w shalom oznacza życie w zbaw io­

nym świecie (Iz 2,1-4). Dą­

żenie do tego doskonałego stanu jest zadaniem Izraela jako n a ro d u w ybranego.

Judaizm w yraźnie w ypo­

w ia d a się w tej kw estii:

Izrael został w ybrany aby ś w ia tu p rzy n ie ść pokój.

Każdy żyd ma mieć w tym udział poprzez w ypełnia­

nie halachy - religijnego p ra w a . H eb rajsk a p ieśń

„ H e v e n u sh a lo m ale- ich em " - „ P rz y n o sim y w am pokój" - znana jest sz e ro k o p o z a Iz ra e le m . Również i chrześcijanie ją śpiewają nadając jej jednak inne znaczenie: Przynosi­

my wam pokój w Bogu, po­

przez Boga w Jezusie Chry­

stusie. Żydzi jednak rozu­

m ieją ją dosłow nie: My, naród wybrany, przynosi­

m y wam , światu, pokój.

Zarówno żydzi jak i m u­

zułm anie sądzą, że m ogą sam i zaprow adzić pokój, nie tylko na Bliskim Wscho­

dzie, ale i daleko poza nim.

Judaizm uw aża człowieka za zdolnego do wypełnie­

nia Bożego praw a własny­

m i siłam i. M u z u łm a n in wierzy, że jest wystarczają­

co silny, aby rozszerzać kró­

lestwo Allaha za pom ocą chytrości i m iecza. C zło­

wiek Zachodu, zbyt nowo­

czesny by przejmować się b ib lijn y m i p rz e stro g a m i nawet jeśli oficjalnie przy­

znaje się do chrześcijań­

skich korzeni, sądzi, że w y­

starczą uczciwe usiłowania o kom prom is, aby dopro­

w a d z ić do p o k o jow ego w spółistnienia; żyw i n a ­ dzieję, że mamy dość dobrej woli i wzajemnej tolerancji, aby zażegnać konflikty. Ale czy człowiek jest zdolny do stworzenia pokoju?

Pismo Święte, zarówno Starego jak i Nowego Testa­

m en tu , w yraźn ie stw ier­

dza, że shalom dla człowie­

ka jest nieosiągalny, o ile b ę d z ie z a b ieg ał o niego własnym i siłami. I tu leży słab y p u n k t w sz y stk ic h ludzkich usiłowań pokojo­

wych. Pokój jest Bożym da­

rem i u rzeczyw istnia się pom iędzy ludźm i, którzy żyją Bożym słow em . Ten pokój jest Bożym darem i nie m ożna go osiągnąć po­

przez żadne ludzkie zasłu­

gi. Boży -pokój zw iązany jest z Bożą wolą i z drogą, którą wyznaczył nam Bóg w swoim słowie. I na nic zdad zą się ludzkie usiło­

wania, jeśli pomija się Bożą w olę w y ra ż o n ą p o p rze z Jego słowo.

Jorg Kraft, Andreas Meyer tłum. ks. Jan K rzyw oń

G dy chrześcijanie roz­

p raw ia ją o ży ciu w ie c z ­ nym i śmierci - jak np. w 580 n u m e rz e „ Z n a k u " - m o żn a się b a rd z o w iele dowiedzieć na temat... na­

szego chrześcijaństwa. Jest to wielką zasługą tego cza­

sopisma.

K siążka Francisa Fu- k u y a m y , k tó ra m a być kanw ą dyskusji, nosi an­

gielski tytuł: „Our Posthu- m an Future" co w dosłow ­ nym tłum aczeniu (wyłącz­

nie na potrzeby niniejsze­

go opracow ania) znaczy:

„ N a s z a p rz y s z ło ś ć po - człowiecza". Ma to niewie­

le w sp ó ln e g o z ty tu łe m

„Koniec człow ieka" i nie obiecuje o d p o w ie d z i na pytanie, czy będziem y żyć wiecznie. N iespraw iedli­

w a jest opinia, że autor po­

kłada nadzieję w „zmianie genów " zam iast w now o­

czesnej fa rm a k o te ra p ii.

Nic podobnego, przedsta­

w ia on tylko zagrożenia, które w jego pojęciu niosą ze sobą w z ro s t średniej d łu g o śc i życia i sp a d e k w s k a ź n ik ó w p ło d n o śc i.

In te re su ją go sp o łe c z n e skutki przedłużania życia przez m edycynę, w szcze­

gólności zależność osób w w ieku podeszłym od resz­

ty społeczeństw a. P rzed ­ sta w ia tre n d y d e m o g ra ­ ficzne i zw ią za n e z tym s c e n a riu s z e . N ie m a to oczywiście nic w spólnego z „życiem wiecznym " ani z ew oluow aniem , czy też p o c h o d n ą e w o lu c y jn ą współczesnego człowieka.

K rótko m ów iąc, łączenie biblijnego term inu „życie w ieczne" z osiągnięciam i m e d y c y n y w z a k re s ie p r z e d łu ż a n ia ż y cia jest g ru b y m n ie p o r o z u m ie ­ niem. Są to zgoła odm ien­

ne zagadnienia.

W d y s k u s ji, w w a r ­ stw ie podskórnej, docho­

dzi do głosu demitologiza- cja, pogląd światowej sła­

w y teologa i biblisty Ru­

8 Słowo i Myśl n r 72/73

(11)

Ceterum cense o...

Wiara czy cybernetyka

dolfa B ultm anna (1884 - 1976), rzecznika teologii egzystencjalnej i tw órcy koncepcji demitologizacji.

W dyskusji z K arlem Ja- spersem, nie chcąc być p o ­ sądzonym o irracjonalizm, napisał ni mniej ni więcej tylko: „P odobnie ja k on [Jaspers] uw ażam , ż e trup nie m o że pon o w n ie wrócić do życia"1 Wysoko cenio­

n y b ib lis ta m u sia ł w ie ­ dzieć, że w Ew angeliach trz y k ro tn ie o d n o to w an o pow ołanie do życia osób uw ażan y ch za zm arłe, a sam Syn Człowieczy trze­

cieg o d n ia p o śm ie rc i zmartw ychw stał, tak jak to b y ł w cześn iej z a p o w ie ­

dział. Zdarzenia te zosta­

ły zapisane i zaśw iadczo­

n e p r z e z n a o c z n y c h św iadków i stały się po d ­ staw ą naszej wiary. N ikt nie ośmieliłby się konfabu- lować na taki tem at i niko­

m u też nie wolno kw estio­

n o w a ć ty ch św ia d e c tw , które mają kapitalne zna­

c z e n ie d la p rz y s z ło ś c i ro d u ludzkiego i dla ga­

tu n k u hom o sapiens. Ma to sz cz e g ó ln ie d o n io słe zn aczen ie dzisiaj, k ied y spekuluje się na tem at per­

spektyw ewolucyjnych ro­

dzaju ludzkiego i pokłada się nadzieje w „skrzyżo­

w an iu człow ieka z robo­

tem ", a ściślej w cyberne­

tyce i nanotechnologii.

Im puls, jaki myśl ludz­

ka zaw dzięczała Oświece­

niu nie m ógł nie wyw rzeć u b o c z n e g o w p ły w u na chrześcijaństwo.

Demitologizacja trafiała na podatny grunt

społeczny,

trafiała w zapotrzebowanie i dogadzała opinii publicz­

nej. Religijne zaangażow a­

nie malało w m iarę postę­

p u techniki i technologii.

Chętnie zapominamy, o ile kied y k o lw iek w ie d z ie li­

śmy o tym, że przeobraże­

nie św iata, nasycenie go te c h n ik ą u ła tw ia ją c ą i uprzyjemniającą życie nie jest równoznaczne z prze­

obrażeniem człowieka, ze zmianam i w ludzkiej fizjo­

lo g ii lu b p o z y ty w n y m i zmianami w naszych walo­

rach psychicznych.

C h o ć b y to b rz m ia ło ładnie, nie jest praw dą, że wszystkie drogi prow adzą do Rzymu. Nie wszystkie drogi w iodą do celu, któ­

ry obiecują. Raz po raz m am y do czynienia z fał­

szywym i drogowskazam i, których w iarygodność za­

św iadczają tytuły nauko­

we i certyfikaty. D w udzie­

sty w iek dostarczył tego ro d z a ju p r z y k ła d ó w w n a d m ia rz e . O d sła n ia m y praw d y cząstkowe, ale nie m a z g o d y co do jed n ej, niezniszczalnej, ponadcza­

sowej praw dy nadrzędnej.

W iadom o, że A postoł Paw eł nie był zbyt w yso­

kiego m n ie m a n ia o m ą ­ d ro ś c i u c z o n y c h . D ał te m u w y ra z na w stę p ie pierw szego Listu do Ko­

ryntian. A postoł p rzyw o­

łuje tu słow a proroka Iza­

jasza: „Zniszczę m ądrość uczonych, a ro ztro p n o ść p rzezornych odrzucę" (Iż 29,14). A dresaci są różni:

słow a Izajasza skierow a­

ne były do uczonych w Pi­

śmie, zaś A postoł m iał na myśli m ądrość greckich fi­

lo zofów , ale w y d ź w ię k jest jednakow y: m ądrość lu d z k a , m ą d ro ś ć u c z o ­ nych, nie m a nic w spólne­

go z m ą d r o ś c ią o b ja ­ w ioną. Polaryzacja w tym przedm iocie m oże być dla nas potrzebna i korzystna.

M oże lepiej b y ło b y nie m ieszać m ądrości sta ro ­ żytnych Greków z nauką C h r y s tu s o w ą . W c ią g u m inionych dw óch tysiąc­

leci w ielo k ro tn ie w y stę ­ pow ały takie tendencje. W n a s tę p n y m r o z d z ia le Apostoł dodaje: „G łosim y w p r a w d z ie m ą d r o ś ć w śró d d o sk o n a ły c h , ale n ie m ą d r o ś ć tego ś w ia ­

ta..." (1 Kor 2, 6). M am y zatem m ądrość dw óch, a n a w e t trz e c h r ó ż n y c h św iatów , trzy różne m ą­

drości: m ądrość uczonych w Piśmie, m ądrość filozo­

fów greckich i m ąd ro ść n a u k C h ry s tu s o w y c h . Docelowo w szystkie obie­

cują osobie ludzkiej szczę­

ście, choć k a ż d o ra z o w o inaczej p o jm o w an e i na innej d ro d z e o sią g a ln e.

Raz jest to zbaw ienie czło­

w ieka i Królestwo, a kie­

d y in d z ie j u c ie c z k a w ewolucję lub postęp tech­

nologiczny.

Spójrzm y na chrześci­

jaństw o jako na n aukę o stosunkach interpersonal­

nych, w której Pan Jezus jest Osobą świętą, jest Sy­

nem Człowieczym a zara­

zem Synem B ożym , ale poza tym jest Osobą, taką samą jednostką osobową, jak każdy z nas. Ta w spól­

n o ta lu d z k o - o sobow a m oże nas napaw ać cichą radością i optym izm em . Ta iskierka dobrej św iado­

m ości m oże być dla nas źródłem nadziei na nasze zbawienie, dać nam wiarę w Jego zm artw ychw stanie i m iłość do Ojca, Dawcy życia i nieśmiertelności. W człow ieku istnieje zalążek czy potencjał w iary i m iło­

ści, który wybiega w przy­

szłość - pisze o tym ks. T.

Węcławski.

N a w spółczesnym eta­

pie rozwoju myśli europej­

sko - am erykańskiej, czy też myśli transatlantyckiej, poddaw anie się emocjom albo u p ie ra n ie się p rz y życiu jednostkow ym nie jest dobrze widziane.

Jedno cyniczne słowo waży więcej niż góra

nadziei.

Obowiązuje rzeczowość w m yśleniu i w wypowiedzi, praktyczny punkt w idze­

nia zw any też, dla zm yle­

nia przeciwnika, pragm a­

tyzm em.

Po pierwsze, czy m am y jakiekolwiek podstaw y bi­

blijne dla wzniosłych intu­

icji, sięgających wyżej niż p r o g n o s ty k i n a u k o w e ? Otóż to! Zależy kto czyta Pismo Święte i jak je czy­

ta. Zależy od tego czy po­

traktujemy słowa Ewange­

lii w g św. Jana serio, a więc dosłownie, czy z przym ru­

żeniem oka. Odnosi się to do tak ic h p a s su s ó w jak np.: „A wiem, że rozkaza­

n ie Jego j e s t ż y w o t e m w ie c zn y m " (] 12, 59). Roz­

kazanie, czyli Jego wola, w o la Ojca jak o tak a . W m iarę rozczytywania się w tym tekście zaczynam y go pojm ow ać nieco o d w a ż ­ niej, jako: A wiem, że roz­

kazaniem Jego jest żyw ot w ieczny. N ie b y ło b y to sprzeczne ze słowami: „a każdy, kto żyje i w ierzy we mnie, nie um rze na w ieki"

(J 11, 26), ani z akapitem p ro ro k a Ezechiela: „Po­

w ie d z im : Jakom ż y w - m ó w i w szechm ocny Pan - n ie m a m upodobania w śmierci bezbożnego, a ra­

czej b y się b e zb o żn y o d ­ wrócił od swojej drogi, a żył. Zawróćcie, zawróćcie ze swoich dróg! Dlaczego macie umrzeć, d o m u izra­

elski?" (Ez 33,11). Nie jest to na pew no p rzenośnia poetycka, lecz serdeczna przestroga. Przez proroka

dokończenie na str. 17

Słowo i Myśl rvc 7 2 /72> 9

(12)

‘W 175. rocznicę pozostania

korporacji TOLCWflAprzy Uniwersytecie Uorpacfym

Przemówienie wygłoszone 9 listopada 1968 roku w Kościele św. Marcina w Warszawie przez ks. bp. Zygmunta Michelisa, przy odsłonięciu tablicy ku pamięci członków Korporacji Polonia

Drodzy Komilitoni na­

szej niezapom nianej Kor­

poracji Polonii Dorpackiej i Wileńskiej, wszyscy czci­

godni przyjaciele i wy, Wie­

lebne Siostry Franciszkan­

ki Służebnice Krzyża!

„Jam jest zm artw ych­

w stanie i żyw ot, kto we m n ie w ierzy , choćby i umarł, żyć będzie" (J 11,25).

„ Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus zmartwychwstał, to ró w n ież tych, k tó rz y umarli w Jezusie, Bóg prze­

prow adzi w raz z Nim" (1 Tes 4,14).

S k rom na to u ro c z y ­ stość, skromna to grom ad­

ka, zwłaszcza na tle dzisiej­

szej kultury mas i tłumów.

Skromna jest też tabliczka, k tó ra m a u p a m ię tn ia ć naszą przeszłość i przeka­

zać ją naszym synom i sy­

nom naszych synów.

Jest coś niezw ykłego w dziejach naszego Konwen­

tu, naszej Polonii. Przecież takich studenckich zw iąz­

ków i stow arzyszeń było bez liku na przestrzeni lat i wieków. A jednak zanikły bez śladu i przem inęły z w iatrem historii, a nasza P o lo n ia trw a. N ie tylko dlatego, że m iała to imię, lecz p r z e d e w s z y s tk im dlatego, że była natchnio­

na duchem , dającym p ra ­ w o do tej m ow y i do tej wiary.

Polonia D orpacka p o ­ wstała w roku 1828. A więc w tym roku mija sto czter­

dzieści lat jej historycznego żywota. Trwała ona przez sto czterdzieści lat z prze­

rw am i sp o w o d o w an y m i różnymi katastrofami dzie­

jowymi. Trwała i żyje, i żyć

będzie tak długo, jak dłu­

go choć jeden spośród nas, jej synów, jej duchow ych wychowanków, jej komiłi- tonów i filistrów, żyć bę­

dzie tu, w Polsce, czy też na obczyźnie.

P o lo n ia - to sło w o mówi tak wiele! Rok 1828 - została już utracona nie­

p o d le g ło ść - ale trw a ła wiara, która miała wkrótce zerwać się do walki o przy­

wrócenie wolności.

W tam tym roku tęskno­

ty i w iary w odzyskanie n ied a w n o utraconej n ie­

p o d leg ło ści, grono m ło ­ dzieży ziemiańskiej z Kre­

sów, a obok nich i razem z nimi, studenci teologii pro­

testanckiej z byłej Kongre­

sówki, utworzyli maleńką, niepozorną, zaledwie dwu- dziestokilkuosobową Kor­

porację Polonia Dorpacka.

W czasie trw ania zaborów Kościół ewangelicki w Pol­

sce nie miał żadnej krajo­

w ej u c z e ln i kształcącej przyszłych duchow nych, studiowali więc oni na Uni­

wersytecie Dorpackim. Był to jeden z najstarszych uni­

w ersytetów europejskich, z a ło ż o n y p rz e z k ró la s z w e d z k ie g o G u sta w a Adolfa dla krajów północ­

nej Europy, z jedynym , w rosyjskim im perium , w y­

d z ia łe m te o lo g ii p r o te ­ stanckiej.

Pow yższe wyjaśnienie tłum aczy rekrutację m ło­

dych Polaków do Korpora­

cji Polonia Dorpacka. Przy­

byw ali oni ze w szystkich stron, g dziekolw iek żyli Polacy w cesarstwie rosyj­

skim: m łodzi ziem ianie z dalekiej Besarabii, z Biało­

ru si, K ijo w szczy zn y , M ińszczyzny, K ow ieńsz- czyzny, i Wileńszczyzny, a kandydaci na fakultet teo­

logii protestanckiej z Wi­

leńszczyzny i z byłej Kon­

gresówki.

W Dorpacie więc rosła i rozw ijała się Polonia, na tym osobliwym Uniwersy­

tecie, jed y n y m w ce sa r­

stw ie ro sy jsk im , g d z ie m im o w ie lk ie g o u c isk u gd zie in d ziej, p a n o w a ła względna wolność, podyk­

tow ana miejscowymi w a­

runkami. Nie było tam pra­

wie Rosjan - tylko miejsco­

w i Estończycy, Łotysze i bałtyccy Niemcy.

I w tej Polonii spotyka­

ły się p o lsk ie serca ze wszystkich stron cesarskiej Rosji. Tam zespalały się ze sobą w nadziei i wierze, że wielka, nowa, niepodległa Polonia - Polska powstanie kiedyś do nowego życia. W tej w ie rz e w y c h o w y w a ł K o n w e n t sw o ich c z ło n ­ ków.

Przychodzili tam ludzie z różnym i poglądam i, ale nikt nie wychodził z Polo­

nii Dorpackiej bez w iary w odrodzenie Polski, która ogarnie m iłością w szy st­

kich, żyjących w słońcu polskiej kultury. W iara w wielką, otw artą i niepod­

ległą Polskę p rzy szło ści znalazła swoje symbolicz­

ne, piękne odbicie w n a­

szym herbie korporacyj­

nym.

Pam iętam y go wszyscy - ci, którzy byliśmy w Do­

rpacie, i ci, którzy potem przejęli nasz spadek w Wil­

nie. Herb został nam daro­

w any przez jednego z na-

.. I J u Ä L L U l l

Z. Michelis - student I roku

szych filistrów po pierw ­ szej rewolucji rosyjskiej. Je­

stem dum ny i szczęśliwy, że ofiarodawcą był polski ksiądz ew angelicki, p ó ź ­ niejszy kapelan, p u łk o w ­ nik Wojska Polskiego, Ry­

szard Paszko, który spo­

czywa dziś w śród grobów katyńskich. Był on nie tyl­

ko m oim w spółfilistrem , ale pow iernikiem , konfir- m ato re m , m oim n a jle p ­ szym przyjacielem.

Gdy zdałem m aturę, on mi powiedział: „Zygm un­

cie, tw oje m iejsce jest w naszej Polonii". I ja, zgod­

nie z tym poleceniem u d a ­ łem się do D orpatu, gdzie od pierwszego dnia poby­

tu stałem się członkiem K o rp o rac ji. P o z o sta łe m n im po d zień dzisiejszy, choć upłynęło od tego cza­

su już 70 lat.

Z n a sze g o p o k o le n ia do rp atczy k ó w pozostało n a s ju ż d z iś n ie w ie lu . Wam, D rodzy Komilitoni Wileńscy, chcemy przeka­

zać to n a sz e d o rp a c k ie w spom nienie o tym jedy-

10 Słowo i Myśl we 72/73

Cytaty

Powiązane dokumenty

cych w ykonań, przybliżyła to co dzieje się na świecie i pokazała nowych twórców.. Do zobaczenia w przyszłym

tają się: „Jeśli jesteś Boże, to kim jesteś?&#34; To nie jest takie łatwe, tego trzeba się nauczyć. A potrzeba wiele cierpliwości, aby nauczyć się rozmowy z Bogiem. I

łobną po śmierci ojca - „Nie zawsze wiem y dlaczego coś się dzieje, czasami jest to po prostu wola boska i należy ją przyjąć&#34; - ripostuje

Do takiej perspektywy możemy dążyć, ale też nigdy nie uda nam się sprowadzić wszystkich przejawów religii i religijności do jednego wspólnego mianownika.. Obiektywizm wyraża

n ia. To jest realne niebezpieczeństwo i dlatego ta rocznica m oże okazać się kłopotliwa.. Kościół na swych drogach musi, niejednokrotnie, przeciwstawiać się tem u

no w pomnik Gizewiusza. przekształciła się w świecką księgę. Również na dzisiejszym pomniku zabrakło - rzecz godna ubolewania - symbolu chrześcijańskiego. Były to

kiedy czujesz się opuszczony przez Boga i świat, życzę Ci dzwonka przy bramie..

Wielość ról społecznych, w jakich m ożna spotkać wielu pastorów, jawi się bardziej jako przeszkoda niż pomoc dla współczesnego badacza.. Wiejski pleban m a tu