KRAKÓW 1 1 - 1 2 /2 0 0 5
UKAZUJE SIĘ OD 1 9 8 9 ROKU C E N A
4,00
ZŁM Y Ś L '
N r 7 2 75
ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2
PRZEGLĄD EWANGELICKI
M I E S I Ę C Z N I K S P O Ł E C Z N O - KULTURALNY
w n_min Waldensi, Polonia i Dorpat
ponadto F ^ y d e ^ y k A i i ß + z s c k e y w i a r a , ,
^AgK\eła Plejel oraz cybemefyka
a także Jan Gawlas, Arvo Part i Amilie von Schwarzburg - Rudolstadt
i to co zwykle
'-ystjv
Jan K ochanow ski (1 5 3 0
Nowy Rok
Przedwieczny Boże, za Twoim wyrokiem.
Schodzi dzień po dniu, mija rok za rokiem.
N awet tysiące lat giną w wieczności, Jak krople deszczu w morskiej głębokości Od dnia pierwszego, coś stworzył wszechmocą, Czas zawsze w biegu uchodzi dniem, nocą.
Jak sen mijają chwile tego świata.
Dni i tygodnie, miesiące i lata.
Za Twą wolą potajemnie, skrycie,
Wraz z prądem czasu płynie ludzkie życie;
Pozwolił dożyć w zdrow iu nowe lato, Przyrzeknij Jemu wiernie służyć za to, Potężny Boże, Stwórco ludzi, świata!
W Twoich są rękach nasze dni i lata.
Racz nam w tym Nowym roku błogosławić I pokój m iędzy narodam i sprawić.
Błogosław kraj nasz, pola wioski, miasta, Miejże w obronie stary gród Piasta!
Spraw, byśmy wszyscy wiernie Ci służyli.
Potem w raz w niebie na wieki chwalili.
Szczęśtiiuycfi i ‘Bfoßostazvionycfi Świąt “ Bożego grodzenia
oraz zuszef/gej pomyśfności zv 9\(pzoym 2 0 0 4 4(ofću życzy Czytebiilćpm
fR g d a fę ja
SŁ O W O MYŚL
W numerze:
Jesteśmy
D o czek aliśm y się 1 Krzysztof R. Mazurski Waldensi w Wirtembergii 2 Leon Krzemieniecki W y z w o len ie 3 Ks .Tomasz Wola
E w a n g e lic k ie k o r z e n ie w ży ciu i m y śli
F ry d e ry k a N ietzsch e 4 Agnieszka Godfrejów A m ilie v o n S c h w a r z - b u rg -R u d o ls ta d t 7 Krzysztof R. Mazurski V Z ja zd p rz e w o d n ik ó w - e w a n g e lik ó w 7 Jorg Kraft, Andreas Meyer
A pokój n iec h b ę d z ie
z w a m i 8
Władysław Pytlik W iara czy c y b e rn e ty k a 8 Ks. Zygmunt Michelis Pam ięci czło n k ó w K orporacji P o lo n ia 10 Bogusław Tondera
D o rp a t 12
Musimy dojrzeć aby się spotkać
R ozm ow a G rażyny Kubicy z A gnetąPlejel 14 Henryk Orzyszek K o m p o z y to r i czło w ie k
w ia ry 15
Na półce z książkami U w ie rz P a n u , re sz ta jest m niej w a ż n a 16 Tomasz Cyz
N ie p rz e k ra c z a ln e 19 Zamiast katechizmu P rz y sz e d ł d o n a s K ról 21 Kącik polonijny
P o lsk a d ia s p o ra 21 Informacje 22 PRENUMERATA
Nasza okładka:
Matka z dzieciątkiem - minia
tura średniowieczna
Jesteśmy
D o c z e k a l i ś m y s i ę ...
Ś w ię ta N a r o d z e n ia P a ń s k ie g o , z w a n e te ż św ię ta m i B ożego N a ro d z e n ia , n a le ż ą bez w ą t
p ie n ia d o n a jw a ż n ie j
szych św ią t chrześcijań
skich. Z apew ne są św ięta
m i najbardziej łubianym i, z w ią z a n y m i z lic z n y m i obyczajami, co roku u p ra gn ionym i i o czekiw any
m i. Z no w u doczekaliśm y się tych świąt... Tylko, że w ostatnich latach te św ię
ta p r z y c h o d z ą c o ra z w cześniej. Już w końcu li
sto p ad a czy n a początku g r u d n ia p o ja w ia ją się ustrojone św iąteczne cho
inki. W ystaw y sklepow e przystrojone są św iątecz
nie, zew sz ąd ro zb rzm ie
wają kolędy... W ygląda na to jakby z dw óch - trzech d n i św ią te c zn y c h zrobił się cały św iąteczny m ie
sią c . I b y w a , że k ie d y p rzychodzą dn i św iątecz
ne jesteśm y już tym i św ię
ta m i z m ę c z e n i. Ś w ię ta rozciągnięte w czasie jak
by rozm ieniły się n a drob
ne, straciły w iele ze swej atm osfery i in te n sy w n o ści ich przeżyw ania...
W y g lą d a n a to, że z okresu p rzed św iąteczn e
go u s u n ię ty z o s ta ł e le m en t cierpliw ego czeka
nia, napięcia i po d n iece
nia zw iązanego z tym cze- k a n ie m . J a k b y ś m y n ie chcieli czekać, jakby z a brakło n am cierpliwości...
A przecież przeżycie tych radosnych św iąt zw iąza
n e było z tęsknym ocze
kiw an iem n a ich przyję
cie, p o p r z e d z o n e b y ło czasem p ow agi i p rzygo
tow ania n a w igilijną w ie
czerzę, w ieczorne czy ju- t r z e n n e n a b o ż e ń s tw o , p re z e n ty p o d ch o in k ą i całą tę św iąteczną odm ia
nę w naszym codziennym ż y c iu . O b a w ia m się, że k o m e rc ja liz a c ja ś w ią t i w ynikające z niej w y d łu żenie się tych św iąt n a dni i tygodnie je p o p rze d z a jące rozm ien ia te św ięta n a d r o b n e , p o z b a w ią znacznej części ich uroku, osłabia niesioną p rzez nie w ie ść o n a r o d z e n iu się Zbaw iciela św iata.
Z przekonania, że sta
ło się coś n ie d o b re g o z przygotow aniem do tych św iąt i ich obchodzeniem , w y n ik a d o m a g a n ie się przyw rócenia ad w en tu , a w ięc o k re s u tę s k n e g o i c ie r p liw e g o c z e k a n ia , okresu p ow agi i zad u m y n a d s e n s e m lu d z k ie g o ż y c ia , p r z y p o m n ie n ia i rozbudzenia na now o na
dziei n a przyjście n a św iat P ana p a n ó w i Króla kró
lów, o k resu o d n a w ia n ia s p o łe c z n o ś c i z n a s z y m P a n e m i Z b a w ic ie le m p rzez p rzystępow anie do S p o w ie d z i i W ie c z erz y Pańskiej. Z a p e w n e in n y był kiedyś okres a d w e n tu niż jest dzisiaj. A p rz e cie ż a d w e n t je s t śc iśle z w ią z a n y ze ś w ię ta m i N a r o d z e n ia P a ń sk ie g o . Jest p raw dziw ym przygo
tow aniem do tych św iąt.
W szak nie m a radości ze spełnienia Bożej obietnicy, kiedy wcześniej tej obiet
nicy się nie słyszało. N ie m a szczęścia z teg o , że Z b a w ic ie l p rz y s z e d ł na św iat, jeżeli p rze d tem nie b y ło p e łn e g o n a d z ie i
o c z e k iw a n ia n a Jeg o przyjście.
D oczekaliśm y się ko
lejnych św iąt N arodzenia Pańskiego. Trzeba jednak postaw ić pytanie: Czego w łaściw ie się doczekali
śm y ? C z y k o ń c a te g o św iątecznego ro zg a rd ia szu, szalonych zakupów , w c isk a ją c y c h się w s z ę d z ie ś w ią te c z n y c h r e klam ? C zy też doczekali
śm y się spełnienia Bożych obietnic, p o tw ierd z en ia , że Bóg zaw sze do trzy m u je danego słow a i spełnia sw oje obietnice? C zy je
steśm y już zm ęczeni ow y
m i dniam i pełnym i zam ę
tu , k o lę d sły sz a n y c h ze w s z y s tk ic h s tr o n i t ł u m em ludzi tłoczących się w h ip erm ark e ta c h ? C zy też jeste śm y szczęśliw i, bo d o św ia d cz a m y Bożej m iłości okazanej n a m w D zieciątku Betlejemskim, bo razem z naszym i naj
b liż sz y m i d o czek aliśm y się po ry w spólnego śpie
w ania:
„O błogosław iony, radością natchniony, pełen łaski godow y czas!
Chrystus sam się zjawił, aby nas wybawił!
C ie s z c ie ,, c ie s z c ie się , chrześcijanie w raz!"
O b y ś m y n a p r a w d ę p o tra fili się w te św ięta cieszyć z tego, że „Słowo c ia łe m się s ta ło " S y n Boży p rzy sz e d ł n a św iat, aby okazać Bożą m iłość i Bożą chw alę, aby d o k o n a ć z b a w ie n ia k a ż d e g o człow ieka.
ks. H enryk Czem bor
WALDENSI
w
WIRTEMBERGII
W dziejach Kościoła za
chodniego w y ró ż n ia się kilka ruchów odnowy reli
gijnej, które można zaliczyć do grupy protoprotestanc- kiej. Jeden z najwcześniej
szych stanowili waldensi, którzy tak napraw dę prze
trwali do naszych czasów.
Wiąże się to bowiem, mię
dzy innymi, z ich osiedle
niem się w W irtembergii, dziś stanowiącej część lan
d u (kraju zw iązkow ego) Badenia-W irtem bergia w N iem czech. W arto w ięc przypom nieć postać id e
ologa tego ruchu, by n a
stępnie poznać owe miejsca niedaleko francuskiej gra
nicy, na północnym podnó
żu Czarnego Lasu (Szwar- cwaldu).
Otóż żyjący w drugiej p o ło w ie XII w. P ie rre ValdDs, z łacińska zw any Y aldus, b ogaty kupiec z Lyonu, poczuł około 1170 r.
wielkie religijne powołanie i począł głosić czystą Praw dę opartą li tylko na Piśmie Św iętym , zyskując du ży p osłu ch , głów nie w śró d uboższych w arstw społe
czeństwa. Rozdał swój m a
jątek (jak późniejszy św.
Franciszek), założył stowa
rzyszenie (pierwowzór za
konów żebraczych) i pod
różował po rozległych stro
nach, trafiając n aw et do Hiszpanii i Niemiec, znaj
dując poparcie także u wie
lu księży. Był więc akcep
towany przez Kościół, ale gdy jego krytyka ówcze
snego życia zaczęła zagra
żać hierarchii, został w y
klęty, w pierw przez arcybi
skupa Lyonu, a następnie w 1184 r. p rzez papieża.
W skutek tego i prześlado
w a ń schronił się w C ze
chach, gdzie miał umrzeć w 1197 r~ ,Z w o le n n ic y YaldDsa, nazw ani rychło waldensam i lub też „ubo
gimi z Lyonu", byli ludźm i skromnymi, pracowitymi i ż y c z liw y m i, n ie z w y k le przyw iązani do osobistego poznania Pisma Świętego.
Miarą ich wysiłku i znacze
nia także dla kultury ogól- nofrancuskiej jest fakt, że przetłum aczyli oni znacz
ne części Biblii na język prowansalski, zrozum iały dla słuchaczy w regionie, w którym byli najaktywniej
si. M ożna więc ich uważać za p re k u rso ró w h u sy ty - zm u i protestantyzm u. Po ekskomunice waldensi za
ło ży li w ła sn e g m in y ze znacznie zm ienioną litur
gią i obrządkami, zyskując wielu zwolenników w ca
łej Francji, p ó łn o c n y c h W ło szech , N ie m c z e ch i Czechach. W XVI w. przy
łączyli się do Reformacji, głów nie form uły kalw iń
skiej, i obecnie najwięcej żyje ich w Piemoncie, a tak
że w Sabaudii - razem oko
ło 100 tys. Inna jednak była droga waldensów do środ
kowych Niemiec.
Podczas palatynackiej w ojny sukcesyjnej (1688- 97) i nasilającej się w m o
narchii habsburskiej oraz F ran cji k o n trre fo rm a c ji
w aldensi zostali w ygnani ze swoich dolin w Sabau
dii i Francji, gdzie w 1532 r. przyjęli w yznanie ew an
gelicko-reform ow ane n a uki Jana K alw ina. W ra mach europejskiej pomocy protestanckiej zostali oni przyjęci przez W irtember
gię, która chciała też w ten sposób przy okazji n ap ra
w ić część sz k ó d w o je n n y c h . Z a p e w n io n o im sw obodę konfesji (w tym regionie dom inow ało bo
w iem w yznanie ew ange
lic k o -au g sb u rsk ie n a u k i M arcina Lutra) i w yboru duchow nego oraz zacho
w ania języka. U przyw ile
jowanie to utracili w 1806 r., stąd w 1823 r. przystą
p ili do w irtem b ersk ieg o ew angelickiego Kościoła Krajowego. Tenże skiero
w ał tu swojego duchow ne
go ks. Johanna Georga Fre- ihofera (1806-77) z dekana
tu Calw. Jeszcze w 1832 r.
w aldensi stanow ili 3 /4 tu
2 Słowo i Myśl n r 72/73
Wyzwolenie
tejszych mieszkańców, ale w iodło im się nienajlepiej ze w zględu na słabe gleby.
P ra c y p o s z u k iw a n o w okolicy, głównie w Calw, w sp o m a g ają c się do lat dw udziestych XIX w. do
m ow ym tkactwem. Dzięki staraniom w spom nianego księdza pastora wyszkolo
no kilka osób w zakresie n o w o c z e s n e g o tk a c tw a pończoszniczego, zm oder
nizow ano produkcję, ale pom ogło to tylko na krót
ko i w efekcie w 1847 r. na
stąpił kres tego rodzaju go
spodarki.
Po n ie u d a n e j p ró b ie osiedlenia się w Arheiligen p od D arm stadem (Hesja) 134 w a ld e n só w z górnej Val C luson (Val Pragela:
B ourcet, V illaret, R oure itd.) założyło 1.09.1700 r.
kolonię Le Bourset, od 1717 r. n a z w a n ą jed n a k N e u - hengstett, w odległości 4
km na północo-wschód od C alw (od 1974 r. jest to część Althengstett). Jest to n ajb ard ziej n a p o łu d n ie usytuow ane w Wirtember
gii osadnictwo tego pocho
dzenia, jedna z czternastu w tedy powstałych miejsco
wości.
Dziś znajduje się tu kil
ka obiektów związanych z ty m i d z ie jam i. P rz e d e w s z y s tk im W c e n tru m wznosi się kościół z miej
scowego, .ceglastej barw y piaskowca, postaw iony w ciągu pięciu m iesięcy w 1769 r. na miejscu drew nia
nego z 1716 r. W 1932 r. do
chodzący do głosu naziści doprowadzili do zlikwido
w a n ia c m e n tarz a , k tó ry i jednak został w 1961 r. o d - ' nowiony przez m łodzież z pięciu krajów. Znajduje się on p rz y głów nej ulicy i p o d le g a o c h ro n ie jak o obiekt zabytkowy. N a nim i n a n o w y m c m en tarzu , oczywiście i w śród obec
n y ch m ieszk ań có w , d o s trz e c m o ż n a n a z w isk a francuskiego pochodzenia:
Laun, G outier, Talmon...
Trzeci obiekt to duży głaz, ustaw iony dzięki księciu Eberhardow i Ludw ikow i w 1881 r. p rz y głów nym wjeździe do wsi. Upam ięt
nia to wydarzenie stosow
na tablica z tegoż czasu oraz nowsza informująca o waldensach w ogóle. Sam głaz, ze zlepieńca kulmo- wego (stąd spore dziury) o barwie ceglastej, m a około 2,5 m. Miejsce dokoła ma c h a ra k te r p rz y d ro ż n e g o skwerku z parkingu. Roz
tacza się stąd sielski, ro
m antyczny w idok na pod
nóże Czarnego Lasu. Jest to więc ciekawy, a turystycz
nie i atrakcyjny przyczynek do osadnictwa religijnego w Europie.
Tekst:
K rzy szto f R. M azurski Zdjęcia:
Hermann Wulzinger
Pewnego dnia niedaw no rozpoczętej misji przy
był Chrystus do Nazaretu,
„gdzie się b ył wychował", w szedł „ w dzień szabatu do synagagi", aby zwycza
jowo wziąć udział w czy
tan iu św iątynnych nauk.
„ Ipodano m u księgę p ro roka Izajasza, a o tw o rzyw s z y k s ię g ę , n a tr a fił na miejsce, g dzie było napisa
ne: D uch P a ń sk i n a d e m n ą , p r z e t o n a m a ś c ił m n ie , a b y m zw ia s to w a ł u b o g im dobrą n o w in ę , posłał m nie, abym ogłosił jeńcom w yzw olenie, a śle
p y m p r z e jr z e n ie , a b y m uciśnionych w y p u śc ił na w olność, abym z w ia s to wał m iłościw y rok Pana "
(Łk 4,16 -19).
Zgłębiając analitycznie ów cześnie brzm iący w y w ód proroka Izajasza (61, 1 - 2) i ideę „roku Pana" za
kończoną sentencją „Dziś w ypełniło się to Pismo w uszach w a szy c h " (tam że 21), sądzim y z nie bud zą
cej wątpliwości przyczyny, że w y b ra n y fra g m e n t z K sięg i i f in a ln a w y p o w iedź lektora nie były i nie są przypadkow e. Zw iasto
wanie ubogim „dobrej no
w iny" znajdzie się w Ka
zaniu na Górze z refrenem
„Błogosławieni", będącym dziełem sztuki poetyckiej i ekspresji literackiej, któ
re przynależą do szczyto
w ej re to ry k i. P o d o b n ie tekst z refrenem „Biada", o obłudzie rzekom o spra
w iedliw ych (Mat 23, 13 i n.). „Jeńcom wyzw olenie"
to współczujący, zarazem zbawienny, pokutujący po dziś dzień dział stru k tu r s p o łe c z n y c h . P o m ijam
„ślepym przejrzenie", co praw d a nie dotyczące fi
zy cznych n ied o w ła d ó w , ale poziom ów um ysłowo- ści, istotne tu jeńcom w y
zw olenie i w olność u ci
śnionym.
F ra g m e n t E w an g elii Ł ukasza jest m iarodajny dla wieków ludzkiej histo
rii i nie stracił aktualności obecnego czasu. Postaw y być może zmieniły formy, nie zmieniły wszakże isto
ty zakłamań i załamań. N a
dal są społeczności jeniec
kie czekające wyzwolenia, nadal uciskani z nadzieją otwarcia w rót na wolność.
Różnie rozum ieją tacy lub inni owe święte zdania.
Z astąpione zostały przez zasłużone i nie zawsze za
służone kraty. H andel nie
wolnikami na wyspie De
los wymieniono na dobór W ysyłanych n a ro boczą emigrację. N ow obogaccy bez etyki niszczą - prawda!
w białych rękawiczkach - szlachetnych. D yskretny za k az m ó w ien ia o tym , jako o istocie rzeczy, przy
pom ina ton lekceważenia:
„Czyż ten nie jest synem Jó
zefa?" (Łk A, 22).
Przypom nijm y jeszcze aktualny cytat z proroctw Izajasza: „odw racam y się od naszego Boga, m ó w im y o ucisku i odstępstwach i w ypow iadam y z serca sło
wa kłam liwe. Dlatego pra
w o zo s ta ło u s u n ię te na bok, a sprawiedliwość p o zostaje daleko, g d y ż praw da potyka się na rynku, a dla uczciwości miejsca nie ma. Prawda się zapodzia
ła, a ten, któ ry unika złego bywa plądrow any" (Iz 59, 13 -15).
Czy przypadkow o nie jesteśmy obecnie narodem pozbaw ionym etyki? O d
pow iedź dają liczne proce
sy łamiących prawo. Obok nie karalnych kodeksem cywilnym postaw bud zą
cych w opinii wątpliwości.
Leon Krzemieniecki
Słowo i Myśl n r 72/73 3
Ewangelickie korzenie
w życia i myśli Fryderyka Nietzsche
Druga połowa XIX wie
ku przynosi Europie głębo
kie załamanie wiary w po
stęp i stabilizację m iesz
czańskiego świata. Jednak nie oznaczało to, iż świado
mość tego kryzysu stała się powszechną. Zostaje to do
strz e żo n e jed y n ie p rzez n ajb ard ziej p rz e n ik liw e um ysły tej epoki. Zarówno Soeren Kierkegaard, Karol Marks czy Fryderyk Nietz
sche p ró b u ją u k azać to czącą ten świat „chorobę", a z drugiej strony, starają się wskazać kierunki i spo
soby jej przezwyciężania.
Jednak ostatni z nich, stał się największym demaska- torem chrześcijańskiej po
bożności, panującej w ów czas w Europie, w szcze
gólności w Niemczech.
Czy był to głos A nty
chrysta? - jak chcą niektó
rzy. Czy głos p raw d y ? - wzywający chrześcijan do wyjścia ze stagnacji i obłu
dy, szerzącej się w ś ró d
„ m ie szc z a ń sk ic h n a ś la dowców Jezusa C hrystu
sa". O dpow iedzi jest wie
le, jak wielu jest interpreta
torów jego dzieł, i wciąż rodzą się nowe...
Rodzina i nauka F ry d e ry k N ie tz sc h e przyszedł na świat 15 paź
d z ie rn ik a 1844 ro k u w Röcken (koło Lützen), w dniu, kiedy król Prus, Fry
deryk Wilhelm IV obcho
dził swoje urodziny. Lecz jak się czterdzieści sześć lat później okazało, nie był to dobry omen. Obaj umierają na rozmiękczenie m ózgu.1 P o d ejm u jąc refleksję w okół osoby F ry d e ry k a Nietzschego - ewangelika, n ależy p rzy p o m n ieć jak głęboko jego rodzina była zak o rzen io n a w tradycji e w a n g e lic k ie j. D z ia d e k F ryderyka był szan o w a
n y m su p e rin te n d e n te m , który za swoje dzieła teo
lo g iczn e o trz y m a ł ty tu ł
doktora honoris causa,2 na
tomiast ojciec był pastorem w małej parafii w Röcken.
G d y N ie tz sc h e m iał pięć lat stracił ojca, a rok później m łodszego brata.
Były to pierw sze ponure wydarzenia, które głęboko utkw iły w jego świadomo
ści. N igdy nie zapom niał bezradności rodziny, p o wolnej agonii ojca, bezsku
teczności modlitw, a wresz
cie groźnej pom patyczno- ści pogrzebu.3
W w ieku dziesięciu lat Fryderyk N ietzsche został przyjęty do gim nazjum w N aum burgu. Tam też,, po siedm iu latach nauki, po
znał jednego z w ażniej
szych dla siebie i dla swo
jej późniejszej twórczości autora, wielkiego m istrza d w u z n a c z n o śc i - L orda B ayrona. N a stę p n e lata, okres stu d ió w w Bonn i L ip s k u (1864 - 1867), p rz y n o s z ą za u ro c z en ie : kulturą starożytnej Grecji, filozofią Schopenhauera i m u z y k ą W a g n era . W
„N iewczesnych rozw aża
n ia c h " N ie tz s c h e p is a ł później: „Dziś zatem chcę w spom nieć nauczyciela i m istrza, którym m i wolno się p o s z c z y c ić - A r tu ra Schopenhauera - aby p o tem w spom nieć innych."4.
To co p rz y c ią g a ło go w S c h o p e n h a u e rz e , to ro- m a n ty c z n o - irr a c jo n a li- styczne elem enty w jego system ie. Chociaż w dal
szych sw ych dziełach, w w ie lu k w e s tia c h (a ^ szczególności, pozytyn nie ukierunkow anej w oli, tj.
życia) N ietzsche polem i
zuje z nim.5
W 1865 roku w raz ze sw ym nauczycielem aka
d e m ic k im F ry d e ry k ie m Wilhelmem Ritschlem (au
tor „Psyche"), przenosi się z Bonn do Lipska. Tam, na u n iw e rs y te c ie , w ra z ze sw ym przyjacielem Erwi
nem Rohde, zakłada tow a
rzystw o filologiczne i już jako student publikuje kil
ka artykułów w „Rheini
sche M useum " (M uzeum R eń sk ie). E fek tem teg o było duże zainteresowanie w ładz Uniwersytetu w Ba
z y le i, o sobą F ry d e ry k a Nietzschego, które zw ró
ciły się do Ritschla z pyta
niem o autora powyższych artykułów. Ritschl w swo
im liście polecającym napi
sał: „C hoćjuż od trzydzie
stu dziewięciu lat obserwu
ję tylu m łodych ludzi, pra
c o w n ik ó w rozw ijających się p o d m oją o p ieką , to jeszcze n ig d y nie znalem ta kie g o m ło d z ie ń c a j...), k tó ry b y tak wcześnie i tak m łodo byl dojrzały, jak Nie- tzschej...), ma dwadzieścia c zte ry lata i je s t b o ży sz- czem(...), całego m łodego św iata, tu w L ipsku. Po
wiedzą państw o, że opisu
ję p ew ien rodzaj fenom e
nu; cóż, jest nim , p r z y tym uprzejm y i skrom ny."6 W rezultacie Nietzsche został nagle wykładowcą uniwer
sytetu, zanim naw et uzy
skał doktorat.
Nietzsche i Wagner O d roku 1869r. N ietz
sche w ykłada filologię kla
syczną w Bazylei. W tym czasie zawiera on przyjaźń z R yszardem W agnerem.
Obraz tej przyjaźni w yda
je się być prosty: m łodszy służył mistrzowi, entuzja
stycznie go uw ielbiając.7 W tedy też Nietzsche pisze dzieło „N iew czesne roz
ważania", (w latach 1873 - 1876), w którym potępia brak kultury u Niemców, w ychw ala swojego „wiel
kiego nauczyciela" Schope- h a u e ra o raz a p o te o z u je W agnera; w krótce potem powstają jednak w umyśle Nietzschego w ątpliw ości, co do kulturalnej wartości dzieł kompozytora.
W 1876r człowiek, któ
ry proklam ował „Narodzi
ny tra g e d ii", nie znalazł dla siebie miejsca w Bay
reuth. „Jest obecny ale go n iem a (...) W obliczu p r z y b y ły c h m a s, z a m o ż n e j m ieszczańskiej p u b liczno
ści, N ietzsche pozostał na m arginesie(...), b ezra d n y artysta w cyrku Wagneria- nii(...), bolał go ten brak za
intereso w a n ia z e str o n y Wagnera" - zawiedziony, w y je c h a ł s ta m tą d .8 W
„L u d zk ie, A rc y lu d z k ie"
n a p is z e p ó ź n ie j.: „Błąd najbardziej gorzki. - Ob
razą nie do darowania jest to, k ie d y się odkryje, ż e ta m , g d z ie b y li b y ś m y przekonani, iż nas kochają, u w a ż a n o n a s ty lk o za s p r z ę t d o m o w y i u p ię k sza n ie k o m n a t, k tó r y m i p an dom u zadow alał swą p r ó ż n o ś ć w obec g ości."9 Tym sposobem zakończy
ła się przyjaźń z wielkim kom pozytorem .
Z arów no „ N aro d zin y tragedii" jak i „Niewczesne rozważania", nie przynio
sły m łodemu profesorowi z Bazylei żadnej chwały, a wręcz krytykę ówczesnych znawców filologii klasycz
nej. Nietzsche jako filolog przestaje istnieć i zostaje zapom niany. W szczegól
n o ści g d y o d c h o d z i na przedw czesną rentę choro
bow ą O d w tedy zaczynają pow staw ać jego najwięk-
4 Słowo i Myśl n r 72/73
P. Nietuche.
sze dzieła, jednak nie filo
logiczne a filozoficzne.
Wobec niewolnej woli N ietzsche zagłębiając się w ro zw ażan iach n ad sw oją k o n cep cją W oli mocy, nie mógł przejść obo
jętnie obok problem u wol
nej i niewolnej woli w eg
zystencji człowieka. Sama wola w przeciwieństwie do Schopenhauera, była dla Nietzschego czymś złożo
nym, gdzie tylko jako samo słowo - wola - jest jedno
ścią.
Wola stała się dla niego, zarów no pragnieniem cze
goś, jak i efektem rozkazu.
P olega on n a w yższości sto su n k u do tego, k tó ry m u si być p o s łu s z n y m .
„Jam wolny, on m u si słu
chać.''10 Ta św iadom ość, w edług Nietzschego, kryje się w każdej ludzkiej woli.
C złow iek chce, a n a w e t potrafi rozkazać w sobie czemuś, co m u jest posłusz
ne.
W każdym akcie woli istnieje myśl rządząca, któ
rej nie m ożna oddzielić od
„chcenia", mogącego znaj
dow ać się w różnych po- czuciach stanu: po pierw sze poczucie stanu: od tego precz, po drugie poczucie stan u : k u tem u d ą ż , po trzecie poczucie sam ego
„precz" i „ d ą ż " .11 W ten sposób N ietzsch e chciał ukazać wolność woli, jako aktu czegoś wyższego, do czegoś, co m u si być p o s łu s z n e , g d y ż w isto tę mocy w budow ana jest isto
ta woli jako rozkazywania.
Dlatego też w tej kw e
stii, koncepcja Nietzschego nie odbiega zbyt daleko od myśli Marcina Lutra, skie
rowanej na człowieka upa
dłego, który to pozostaje we w ładzy całkowicie ob
cej m u siły i nic już dla swo
jego zbaw ienia zrobić nie m oże, chyba że Bóg m u odstąpi swą w olną wolę.
W odpow iedzi na dzieło Erazma z Rotterdamu „De libero arbitro" (O wolnej woli) L uter pisze: „Tym piorunem zostaje porażona i doszczętnie starta wolna wola; toteż ci któ rzy obstają p r z y tym p o w in n i ten p io run albo zaprzeczyć, albo zataić albo in n ym ja kim ś sposobem od siebie odda
lić,(...) cokolw iek czynimy, nie z wolnej woli czynimy, lecz z czystej konieczności, nie chcem y bowiem dopu
ścić do tego, b y się go okre
ślało bardzo zgubnym . Tu
taj p o w iem tak: G dy to z o sta n ie u d o w o d n io n e , ż e zbawienie nasze jest zaw i
słe, poza obrębem naszych sił i naszych rad... }2
W tym miejscu należy p o d k re ś lić , iż p o m im o tego, że Nietzsche nigdy w sw o ic h d z ie ła c h nie
„oszczędzał" Lutra,13 jed
n a k w k w e s tii s p o ru o wolną wolę stal po stronie' Wittenberskiego Reforma
tora, sprzeciwiając się mo- ralizm owi filozofów grec
kich począwszy od Sokra
tesa i Platona aż po hum a
nizm Erazm a z Rotterda
mu, pisząc w swoim dzie
le „Zm ierzch Bożyszcz":
„Rozum = cnocie = szczę
ściu z n a c zy to: trzeba w tern naśladować Sokratesa i w brew niejasnym pożą- daniom. rozniecić na stałe światło dzienne - światło dzienne rozum u. Za każdą cenę trzeba b y ć ja sn y m , r o z s ą d n y m , tr z e ź w y m : w szelka uległość w zg lę dem instynktu, w zględem N ieświadom ego prow adzi do zg u b y...".u O bydw aj Luter jak i Nietzsche, roz
poznali w Sokratesie upa
d łeg o c z ło w ie k a , k tó ry skierował się ku rozum o
wi, skierował się ku dobru - podobnie jak to uczynił pierw szy człowiek wycią
gając rękę po owoc z drze
w a p o z n a n ia - lecz tam gdzie oczekiwał odrodze
nia i życia, znalazł cierpie
nie i śmierć.15
Dla Nietzschego, teoria wolnej woli zawdzięcza je
dynie swoje istnienie temu, iż wciąż pojawia się ktoś, który czuje się na siłach, by ją obalić. W ybujała dum a człowieka, pragnienie wol
ności woli, będącą p ew
nym superlatywem w zna
c z e n iu m eta fiz y cz n y m , która jest w ed łu g N ietz
schego, w dalszym ciągu zakorzeniona w ludzkich głowach. Pragnie tego, by być odpow iedzialnym za siebie i swoje uczynki, by być causa sui, i jak podkre
śla d alej, by m óc z m iinchausenow ską śm ia
łością, wyciągnąć siebie sa
mego za włosy z bagna ni
cości na w ybrzeże bytu.16 Nietzsche zauważa, iż teo
ria wolnej woli jest antyre- ligią, która chce zjednać czło w iek o w i p ra w o p o zwalające m u uważać sie
bie za przyczynę swoich podniosłych stanów i po
stęp ó w : jest ona form ą w z ra sta ją c e g o u c z u cia dumy. Człowiek odczuwa
jąc swoje szczęście, swoją m oc, dochodzi do w n io sku, że m usi być „w olą"
p rzed nastąpieniem tego stanu, gdyż inaczej ten stan nie należałby do niego.17 Takie aktorstwo, jak mówi N ie tz sc h e , jest n a s tę p stw em moralności wolnej woli, jest krokiem w roz
w o ju sam eg o u c z u cia mocy, iż m ożna sam em u być spraw cą sw oich sta
nów podniosłych (swojej doskonałości).18
S tany ró żn y c h mocy, im p u tu ją c z ło w ie k o w i myśl, że nie jest się przy
czyną i nie jest się odpowie
dzialnym za to, co się dzie
je. Nietzsche mówi w „Woli Mocy": „Zatem m y nie je
s te ś m y spraw cam i - nie- wolna wola (tzn. św iado
m o ś ć d o k o n a n e j w nas zm iany, bez uprzedniego chcenia z n a szej strony) w ym aga jakiejś w oli cu
dzej.''19
Nietzsche wobec Jezusa Nie tylko w kwestii nie
wolnej woli, Nietzsche po
został w ierny łuteranizmo-
Słowo i Myśl n r 72/73 5
w i, z którego w y w o d ził swe korzenie, w całej swo
jej krytyce chrześcijaństwa, zatrzym ał się on - w zadzi
wiający sposób - przed Je
zusem, który jest jak wol
ny duch, i nic sobie nie robi, ze wszystkiego co ustalone.
Jego pojęcie „doświadcze
nia życia", sprzeciwiło się wszelkiemu słowu, form u
le i praw u, całemu wcze
śniej ustalonemu dogmato
wi.20 Według Nietzschego, w osobie Jezusa wszystko jest praw dziw e, bez fałszu - jest on realnością życio
wej praktyki. „W istocie rzec zy , b y ł ty lk o je d e n chrześcijanin, który umarł na k r z y ż u . „ E w angelia um arła na k r z y ż u ." 21 U m arł O n na krzyżu tak jak nauczał i tak jak żył. Ten
„posłaniec radosnej nowi
ny", pozostawił ludzkości praktykę, swoje zachowa
nie wobec oskarżycieli i po- twarzaczy, wobec kpiny i law sędziowskich. On był, dla Nietzschego, człowie
kiem realnym, w którym to dostrzegał antycypow aną rzeczywistość własnej idei, zam azującej się w u b ó stwianiu samej siebie.22
N ie tz sc h e a ń sk a re a l
ność wiąże się nierozerwal
nie z szacunkiem do same
go siebie, gdyż w szystko inne z tego wypływa. Choć przez to, przestaje się „ist
nieć dla innych", gdyż jest to ostatnia rzecz którą się przebacza. Z sarkazm em N ietzsche m ów i w Woli Mocy: „Jak to? Człowiek, szanujący samego siebie.”23
Nietzsche - dziś Jak w cześniej w s p o m nieliśm y, N ietzsche n i
gdy nie wyzbył się swych protestanckich korzeni, po
mimo swej ogromnej kry
tyki chrześcijaństwa co zo
stało dostrzeżone i p rze p ra c o w a n e p rz e z w ie lu współczesnych myślicieli.
W ciąż p o d ś w ia d o m ie
pragnął on by ludzkość, a w szczególności chrześci
jaństwo, wyczuliło swe su
mienie - w ew nętrzny głos, na to co się w okół niego dzieje: na człowieka obok stojącego, na św iat - na p ra w a tego św iata i na Boga u krytego gdzieś w nich.
Emil Brunner, jeden z czołowych teologów ewan
gelickich XX wieku, pisał w swym dziele „Człowiek w sprzeczności": „ Tylko nie
liczni są tak przen ikliw i i uczciwi ja k N ietzsche (...), nie negow ał w iary chrze
ścijańskiej, i nie afirmowal chrześcijańskiej miłości, jak w ię k szo ść m o d ern istó w , le c z p o z n a ł p o w ią z a n ie jednego z drugim, krzyża i zapierającej siebie miłości, i dlatego odepchnął od sie
bie jedno i drugie z jednaką n ie n a w iśc ią i s z y d e r stw em ."2'1 Jednak Brunner nie jest jedynym teologiem, jaki po d jął refleksje n ad m y ślą c z ło w ie k a , k tó ry p ro k la m o w a ł „śm ierć B oga". Z a ró w n o K arol Barth, ze swoją krytyką re
ligijności m ieszczańskiej, którą zaw arł w kom enta
rzu „Listu do R zym ian", jak i Paweł Tillich z kon
cepcją m ęstw a bycia, czy Dietrich Bonhoeffer z pro
po zy cją „ b e zre lig ijn e g o chrześcijaństwa", wszyscy oni c z e rp a li w ró ż n y m stopniu z myśli Nietzsche
go-
Patrząc na kulturę przy
chodzącą do nas z Zacho
d u d o s trz e ż e m y k ry zy s jaki ogarnął zarów no sferę świecką jak i kościelną wie
lu krajów . P o stm o d e rn i
styczny świat, obnaża ob
raz w spółczesnego czło
wieka. Człowieka, którego Nietzsche chciał jeszcze ra
tow ać, ostrzegając p rze d z b liż ają c y m się n ih ili
zmem. Jeden z czołowych p o s tm o d e rn is tó w Z y g m u n t B au m an o p isu je współczesnego człowieka.
jako nie posiadającego żad
nej tożsam ości i żadnego wzorca, do którego mógł
by się przyrównać, a który byłby m u dany z góry, stąd życie pozostaje długim pa
smem poszukiw ań, w któ
rym do owej tożsam ości dojść nie m ożna. Nie m a ż a d n e g o w y z n a c z o n eg o kierunku, ponieważ nie ma tego, kto by ten kierunek wyznaczał - nie m a Boga, ani bogini Historii.25 Jak da
lej zauważa, wynika z tego epizodyczność życia: „każ
d y m o m e n t w ży c iu je s t p rzeży w a n y jako samoist
ny, podobnie jak odcinki w seria lu te le w iz y jn y m , żadna chwila nie układa się w całość, nic nie ma dalsze
go ciągu, żadna decyzja nie obowiązuje dozgonnie."26
To tylko jedna z wielu refleksji współczesnych fi
lozofów, wobec nietzsche- ańskiej myśli dziś. Jednak w ten sam sposób co post
m odernizm tak i teologia chrześcijańska szczególnie na gruncie polskim, powin
na zap rz e sta ć trak to w ać N ie tz sc h e g o jak o A n ty chrysta, lecz jako alternaty
w ę. Jako postać, z którą wciąż m ożna toczyć dys
kusje, a k ażd e p o n o w n e otwarcie jego dzieła pobu
dza na nowo do refleksji.27 Dziś w p o n a d sto lat po jego śmierci, w czasie gdy słowo tolerancja ma otwie
rać przed nam i drzw i do dialogu z różnowiercami i n iew ie rzą c y m i, w a ż n ą i żywą pozostaje nietzsche
ańska propozycja miłości do d ru g ie g o czło w iek a, m iłości „ p o z a d o b rem i zlem/L Staje się ona w ska
zówką w świetle hum ani
z o w a n ia d ia lo g u i w upodm iotow ieniu drugie
go człowieka. Ogłasza m i
łość ponadkonfesyjną, m i
łość której sam Jezus nas nauczał.
N ietzsche w swej p o nadczasowej twórczości w specyficzny sposób chce
w y c z u lić w sp ó łc z e sn e g o człow ieka na to, b y ten nie p o p a d ł w głębie nihilizm u i p u stk i lecz był praco w n i
kiem teraźniejszości i p rz y szłości. By w y tw orzyło się w n im p ra g n ie ro z w o ju . Jest o n d la n a s a u to re m p o s t u l a t u in te n s y fik a c ji twórczej całego osobistego życia, zarów no religijnego jak i świeckiego. Jednak ta
kie spełnienie się tw órcze w y m ag a o d każdego z nas pośw ięcenia, które jest dla nas w yjściem z przeciętno
ści, zarów no kościelnej sta
gnacji jak i życiowej bierno
ści n a d r a m a t d r u g ie g o człow ieka. Sam a zaś w ro go ść N ie tz sc h e g o w o b ec chrześcijaństw a nie daje się oddzielić o d jego faktycz
nej w ię z i z c h r z e ś c ija ń stw em jako w ym aganiem . W ym aganiem , k tó re staje się c z y m ś p o n a d c z a s o w ym .
Ks. Tomasz Wola 1 Choroba ta nie ominęła ojca Fryderyka - Ludwika Car
la Nietzschego
2 J. Köhler, Tajemnica Zara
tustry. Fryderyk Nietzsche i jego zaszyfrowane przesłanie.
Biografia, przeł. W. Kunicki, Wrocław 1996, s. 20.
3 Tamże, s. 27
4 F. Nietzsche, Niewczesne rozważania, przeł. M. Lukasie
wicz, w yd. Znak, Kraków 1996, s . 173.
5 Schopenhauer pojmował stosunek w zajem ny woli i życia, w rezultacie czego od
mienna od schopenhauerow- skiej była również nietzsche
ańska koncepcja p esy m i
zmu.[...] Nawet posługując się w swej pracy licznymi cyta
tami z Die Welt als Wille und Vorstellung, nadawał im Nie
tzsche sens odmienny od za
mierzonego przez Schopen
hauera. [...] Generalnie rzecz biorąc, m ożna byłoby użyć stwierdzenia , że to, co dla S chopenhauera stanow iło kres historii, dla Nietzschego było jej początkiem, punktem wyjścia" . cyt., za K. Górniak, K ultura antyku jako wizja
6 Słowo i Myśl n r 72/73
przyszłości, „Studia Filozo
ficzne", nr 1 (182) Warszawa 1981, s. 119.
6 J. Stroux, Nietzsches Pro
fesur in Basel, Jena 1925, s. 32 7 K. Jaspers, N ietzsche.
Wprowadzenie do jego filozo- fii, przeł. D. Stroińska, Warsza
wa 1997, s. 55..
8 J. Köhler, Tajemnica Za
ratustry, dz., cyt. s. 164.
9 F. Nietzsche, Wędrowiec i jego cień. Ludzkie Arcyludz- kie - część druga, przel. K.
Drzewiecki. Warszawa 1907, s.
50.
10 F. Nietzsche, Poza do
brem i złem, przel. S. Wyrzy
kowski, nakład J. Mordkowic- za. Warszawa 1907, s. 27.
11 Tamże
12 M. Luter, O niewolnej woli. De servo arbitro, przel.
W. Niemczyk, wyd. ChAT, Warszawa 1977, ss. 67 - 87.
13 F. Nietzsche, Antychrześ- cijanin. Przekleństwo Chrześ
cijaństwa, przeł. G. Sowiński, Nomos Kraków 1996, s. 95.
14 F. Nietzsche, Zmierzch Bożyszcz, czyli jak filozofuje się miotem, przeł. S. Wyrzy
kowski nakł. M ortkowicza Warszawa 1906, ss. 19-20.
15 L. Szestow, A teny i Jero
zolima, przeł. C. Wodziński, Znak, Kraków 1993, s. 229.
16 F. Nietzsche, Poza do
brem i ziem, dz. cyt., s. 30.
17 F. Nietzsche, Wola Mocy.
Próba przem iany wszystkich wartości, (studia i fragmenty), przeł. J. Frycz i K. Drzewiek- ki. W arszawa 1909-1912, s.
184.
18 Tamże, s. 185.
19 Tamże, s. 99.
20 F. Nietzsche, Antychrześ- cijanin ..., dz. cyt., s. 68.
21 Tamże, s. 75.
22 Tamże, s. 71.
23 F. N ietzsche, Wola Mocy..., dz. cyt., s. 499.
24 W. Benedyktowicz, Oj
cowie naszej współczesności:
N ietzsche, „Rocznik Teolo
giczny" nr XIV, W arszawa 1972, s. 23.
25 J. A. Kłoczowski, „ Wypi
te morze" - esej o nihilizmie,
„Znak" nr 469, Kraków 1994, s. 39.
26 Tamże.
27 W. Mackiewicz, Myśl Fry
deryka Nietzschego w Polsce w latach 1947 - 1997. Studia hi
storyczno - krytyczne, „Wit- mark". Warszawa 1999, s. 81.
Inicjatorem spotkań prze
wodników - ewangelików był prof, dr hab. Krzysztof R.
Mazurski. Pierwsze z nich odbyło się w 1999 r. na Wan- gu w Karpaczu. Następne m iały miejsce w Istebnej, Wrocławiu i Warszawie. V Zjazd Przewodników zorga
nizowano w dniach 7-9. listo
pada 2003 r. z bazą w Dzię- giełowie. Gościny użyczyło Centrum Misji i Ewangeliza
cji. W bazie stawiło się ponad 30 przewodników z dziewię
ciu ośrodków przewodnic
kich (Bielsko-Biała, Cieszyn, Dzierżoniów, Gdańsk. Kiel
ce, Tychy, Warszawa, Wisła, Wrocław).
Piątkowy wieczór (7.11.) wypełniła prelekcja Michała Pilcha „O zapom nianym podróżniku i badaczu przy
rody Teodorze Kotschym"
ty na grobach Jana Kubisza i ks. sen. Franciszka Michejdy.
Wycieczkę prowadził Wła
dysław Sosna.
Pozostałą część popołu
dnia wypełniły dwa wystą
pienia. Obszerną relację „O celach i zadaniach, a także o dokonaniach Centrum Misji i Ewangelizacji" złożył go
spodarz obiektu ks. dyr.
G rzegorz Giemza. Dobrą zapowiedzią dla przewod
ników jest zamiar realizacji zadania pn. „Otwarte ko
ścioły". „Znakami zapytania z dziejów Reformacji na Ślą
sku Cieszyńskim'" podzielił się Władysław Sosna.
W niedzielę (9.11.) prze
wodnicy udali się do Cieszy
na, gdzie pod kierunkiem Władysławy Magiery zwie
dzili w ażniejsze obiekty miasta. Po udziale w nabo-
V ZJAZD
PRZEWODNIKÓW
■ EWANGELIKÓW
oraz przejazd do Ewangelic
kiego Dom u O pieki
»Emaus«, gdzie ks. dyr. Emil Gajdacz opowiedział o po
czątkach, rozwoju, bieżącym życiu i problemach zakładu.
Bardzo pracow ity był dzień sobotni. Przewodnicy spędzili osiem godzin na wycieczce autokarowej śla
dami pamiątek Reformacji na Zaolziu (obecnie Republi
ka Czeska). Trasa wiodła z Dzięgielowa przez Cieszyn- Cierlicko, Zennanice, Toszo- nowice. Gnojnik, Ligotkę K am eralną, Sm iłowice, Guty, Niebory, Nawsie, By
strzycę, Trzyniec, Leszną do Dzięgielowa. Dzięki życzli
wości ks. sen. Jana Wacław
ka i ks. Bolesława Firli prze
w odnicy m ogli nie tylko zwiedzić wnętrza kościołów w Nawsiu i w Ligotce, ale zapoznać się z codzienną pracą parafii. Przewodnicy zatrzymali się także na dwu cmentarzach w Gnojniku i w Nawsiu, gdzie złożyli kwia
żeństwie w Kościele Jezuso
wym, ks. proboszcz Janusz Sikora opowiedział o życiu parafii, a po sieniach świą
tyni oprowadził Władysław Sosna. Zjazd zakończył się poczęstunkiem „kołoczami cieszyńskimi" w sympatycz
nej restauracji „Marco Polo", skąd były już dwa kroki do dworców autobusowych i kolejowych.
W szystkim i spraw am i organizacyjnymi Zjazdu od początku do końca zajmo
wała się Janina Hławiczka.
Szczęśliwie Zjazdowi towa
rzyszyła jesienna pogoda, mgła wprawdzie zasłaniała dalsze widoki, ale świeciło słonko, łagodząc niedawne chłody. Organizatorzy i re
alizatorzy programu Zjazdu pragną wierzyć, że czas spę
dzony na Ziemi Cieszyńskiej nie był czasem straconym.
Następne spotkanie zapla
nowano na 22-24.10.2004 r.
w Szczyrku.
wa
A ż dotąd mnie prowadził Bóg...(578)
■ ■
c z Ą m i l i E ^ . a t i a r i E v o n
J S o f i w a t z f r w u j - < z R , u d a h t a c k
(1 6 3 7 -7 7 0 6 )
Przeglądając niemiecki k a le n d a rz n a g ru d z ie ń , z n a la z ła m in fo rm ację o rocznicy śm ierci a u to rk i pieśni ewangelickich Ämi- lie Juliane von Schw arz
burg-Rudolstadt. Jej osoba niezwykle mnie zaciekawi
ła, tym bardziej, że znam kilka jej pieśni.
Kim była a u to rk a A ż d o tą d m n ie p r o w a d z ił Bóg? Ä m ilie b yła córką hrabiego A lberta Friedri
cha Barby. Podczas wojny trzydziestoletniej, jej ojciec, m usiał szukać schronienia w zam ku Fłeidecksburg, który należał do jego wuja, hrabiego Ludwiga Gunthe- ra S ch w artzburg-R udol- fs ta d t i ta m w ła ś n ie 16 sierpnia 1637 roku urodzi
ła się Ä m ilie. We w cze
snym dzieciństwie rodzice Ä m ilie z m a rli (ojciec w 1641, m a tk a w 1642) i wkrótce została adoptow a
na przez swoją chrzestną m a tk ę , ż o n ę h ra b ie g o S c h w a r t z b u r g - R u d o ł - fstadt. Otrzym ała staranne i wszechstronne wykształ
cenie, a do jej nauczycieli n a le ż a ł d r A h a s u e ru s Fritsch, także twórca pieśni ew angelickich. Była n ie
zwykle twórczą autorką - napisała blisko 600 pieśni.
Jej teksty są pełne głębokiej ufności i wiary w Boże pro
w a d z e n ie , co n a b ie ra szczególnego znaczenia w obliczu d o św ia d cz e ń jej życia, śm ierci rodziców , później także śmierci córki i jej własnej choroby.
AG
Słowo i Myśl rvc 72/73 7
A pokój niech będzie z wami...
S h a lo m ! S a la m ale- iku m ! Ż ydzi i A rabow ie żyjący na Bliskim Wscho
dzie, nękanym od ponad półwiecza wojną, pozdra
wiają się słowem pokój. W ż a d n y m in n y m regionie św iata nie m ów i się tak często o pokoju. Jednakże różni ludzie różnie rozu
mieją znaczenie tego sło
w a. K iedy m u z u łm a n in słyszy pozdrow ienie Sa
lam a leiku m ! - P o k ó j z tobą! odpow iada podob
nym życzeniem: A leikum salam. Islamskie rozum ie
n ie p o k o ju jest „ h ie ra r
chiczne" - silniejszy dyk
tuje pokój słabszemu. Po
kój jest aktyw nym lub p a
syw nym p o d d a n ie m się.
P raw o w iern y m u z u łm a n in d zieli św iat na dw a obozy. Po jednej stronie stoi „dom islam u", który jest rów noznaczny z „do
m em pokoju". N aprzeciw niego stoi „dom w ojny", do którego należą w szyst
kie nie islamskie dziedzi
ny. Pokój jest osiągnięty dopiero tam , gdzie islam osiągnął panow anie. M u
zułm ańskie życzenie p o koju (Salam aleikum!) od
nosi się do p o d d a n ia się woli Allaha, poddania się islamowi. Patrząc z takiej pozycji na kwestię pokoju na Bliskim Wschodzie m u
zułm anin wierzy, że może on powrócić na te ziemie dopiero w ów czas, kiedy w ładzę obejmą tu bezape
lacyjnie w y zn aw cy isla m u . Co do Ż y d ó w , n ie m uszą się obawiać w ytę
pienia b ądź w ypędzenia, jednakże zostaną poddani
„dom ow i pokoju" - isla
mowi.
Każdy Żyd w ypow iada codziennie po w ielekroć słowo shalom. Jest to po
zdrowienie, które oznacza zarów no pow itanie jak i pożegnanie. Shalom jest b ib lijn y m o k re śle n ie m dwóch pojęć: pokój i po- m yślność. K orzenie tego słowa sięgają tego samego co arabskie salam, semic
kiego źródłosłowu, jednak
że jego znaczenie jest duże bogatsze. Shalom oznacza - poza zewnętrznym poko
jem - spokój, bezpieczeń
stwo, pomyślność, dobro
byt, zdrowie, dobrą pracę, spraw iedliw ość, m iędzy
ludzkie zaufanie i pokojo
we współistnienie między narodami. Życie w shalom oznacza życie w zbaw io
nym świecie (Iz 2,1-4). Dą
żenie do tego doskonałego stanu jest zadaniem Izraela jako n a ro d u w ybranego.
Judaizm w yraźnie w ypo
w ia d a się w tej kw estii:
Izrael został w ybrany aby ś w ia tu p rzy n ie ść pokój.
Każdy żyd ma mieć w tym udział poprzez w ypełnia
nie halachy - religijnego p ra w a . H eb rajsk a p ieśń
„ H e v e n u sh a lo m ale- ich em " - „ P rz y n o sim y w am pokój" - znana jest sz e ro k o p o z a Iz ra e le m . Również i chrześcijanie ją śpiewają nadając jej jednak inne znaczenie: Przynosi
my wam pokój w Bogu, po
przez Boga w Jezusie Chry
stusie. Żydzi jednak rozu
m ieją ją dosłow nie: My, naród wybrany, przynosi
m y wam , światu, pokój.
Zarówno żydzi jak i m u
zułm anie sądzą, że m ogą sam i zaprow adzić pokój, nie tylko na Bliskim Wscho
dzie, ale i daleko poza nim.
Judaizm uw aża człowieka za zdolnego do wypełnie
nia Bożego praw a własny
m i siłam i. M u z u łm a n in wierzy, że jest wystarczają
co silny, aby rozszerzać kró
lestwo Allaha za pom ocą chytrości i m iecza. C zło
wiek Zachodu, zbyt nowo
czesny by przejmować się b ib lijn y m i p rz e stro g a m i nawet jeśli oficjalnie przy
znaje się do chrześcijań
skich korzeni, sądzi, że w y
starczą uczciwe usiłowania o kom prom is, aby dopro
w a d z ić do p o k o jow ego w spółistnienia; żyw i n a dzieję, że mamy dość dobrej woli i wzajemnej tolerancji, aby zażegnać konflikty. Ale czy człowiek jest zdolny do stworzenia pokoju?
Pismo Święte, zarówno Starego jak i Nowego Testa
m en tu , w yraźn ie stw ier
dza, że shalom dla człowie
ka jest nieosiągalny, o ile b ę d z ie z a b ieg ał o niego własnym i siłami. I tu leży słab y p u n k t w sz y stk ic h ludzkich usiłowań pokojo
wych. Pokój jest Bożym da
rem i u rzeczyw istnia się pom iędzy ludźm i, którzy żyją Bożym słow em . Ten pokój jest Bożym darem i nie m ożna go osiągnąć po
przez żadne ludzkie zasłu
gi. Boży -pokój zw iązany jest z Bożą wolą i z drogą, którą wyznaczył nam Bóg w swoim słowie. I na nic zdad zą się ludzkie usiło
wania, jeśli pomija się Bożą w olę w y ra ż o n ą p o p rze z Jego słowo.
Jorg Kraft, Andreas Meyer tłum. ks. Jan K rzyw oń
G dy chrześcijanie roz
p raw ia ją o ży ciu w ie c z nym i śmierci - jak np. w 580 n u m e rz e „ Z n a k u " - m o żn a się b a rd z o w iele dowiedzieć na temat... na
szego chrześcijaństwa. Jest to wielką zasługą tego cza
sopisma.
K siążka Francisa Fu- k u y a m y , k tó ra m a być kanw ą dyskusji, nosi an
gielski tytuł: „Our Posthu- m an Future" co w dosłow nym tłum aczeniu (wyłącz
nie na potrzeby niniejsze
go opracow ania) znaczy:
„ N a s z a p rz y s z ło ś ć po - człowiecza". Ma to niewie
le w sp ó ln e g o z ty tu łe m
„Koniec człow ieka" i nie obiecuje o d p o w ie d z i na pytanie, czy będziem y żyć wiecznie. N iespraw iedli
w a jest opinia, że autor po
kłada nadzieję w „zmianie genów " zam iast w now o
czesnej fa rm a k o te ra p ii.
Nic podobnego, przedsta
w ia on tylko zagrożenia, które w jego pojęciu niosą ze sobą w z ro s t średniej d łu g o śc i życia i sp a d e k w s k a ź n ik ó w p ło d n o śc i.
In te re su ją go sp o łe c z n e skutki przedłużania życia przez m edycynę, w szcze
gólności zależność osób w w ieku podeszłym od resz
ty społeczeństw a. P rzed sta w ia tre n d y d e m o g ra ficzne i zw ią za n e z tym s c e n a riu s z e . N ie m a to oczywiście nic w spólnego z „życiem wiecznym " ani z ew oluow aniem , czy też p o c h o d n ą e w o lu c y jn ą współczesnego człowieka.
K rótko m ów iąc, łączenie biblijnego term inu „życie w ieczne" z osiągnięciam i m e d y c y n y w z a k re s ie p r z e d łu ż a n ia ż y cia jest g ru b y m n ie p o r o z u m ie niem. Są to zgoła odm ien
ne zagadnienia.
W d y s k u s ji, w w a r stw ie podskórnej, docho
dzi do głosu demitologiza- cja, pogląd światowej sła
w y teologa i biblisty Ru
8 Słowo i Myśl n r 72/73
Ceterum cense o...
Wiara czy cybernetyka
dolfa B ultm anna (1884 - 1976), rzecznika teologii egzystencjalnej i tw órcy koncepcji demitologizacji.
W dyskusji z K arlem Ja- spersem, nie chcąc być p o sądzonym o irracjonalizm, napisał ni mniej ni więcej tylko: „P odobnie ja k on [Jaspers] uw ażam , ż e trup nie m o że pon o w n ie wrócić do życia"1 Wysoko cenio
n y b ib lis ta m u sia ł w ie dzieć, że w Ew angeliach trz y k ro tn ie o d n o to w an o pow ołanie do życia osób uw ażan y ch za zm arłe, a sam Syn Człowieczy trze
cieg o d n ia p o śm ie rc i zmartw ychw stał, tak jak to b y ł w cześn iej z a p o w ie
dział. Zdarzenia te zosta
ły zapisane i zaśw iadczo
n e p r z e z n a o c z n y c h św iadków i stały się po d staw ą naszej wiary. N ikt nie ośmieliłby się konfabu- lować na taki tem at i niko
m u też nie wolno kw estio
n o w a ć ty ch św ia d e c tw , które mają kapitalne zna
c z e n ie d la p rz y s z ło ś c i ro d u ludzkiego i dla ga
tu n k u hom o sapiens. Ma to sz cz e g ó ln ie d o n io słe zn aczen ie dzisiaj, k ied y spekuluje się na tem at per
spektyw ewolucyjnych ro
dzaju ludzkiego i pokłada się nadzieje w „skrzyżo
w an iu człow ieka z robo
tem ", a ściślej w cyberne
tyce i nanotechnologii.
Im puls, jaki myśl ludz
ka zaw dzięczała Oświece
niu nie m ógł nie wyw rzeć u b o c z n e g o w p ły w u na chrześcijaństwo.
Demitologizacja trafiała na podatny grunt
społeczny,
trafiała w zapotrzebowanie i dogadzała opinii publicz
nej. Religijne zaangażow a
nie malało w m iarę postę
p u techniki i technologii.
Chętnie zapominamy, o ile kied y k o lw iek w ie d z ie li
śmy o tym, że przeobraże
nie św iata, nasycenie go te c h n ik ą u ła tw ia ją c ą i uprzyjemniającą życie nie jest równoznaczne z prze
obrażeniem człowieka, ze zmianam i w ludzkiej fizjo
lo g ii lu b p o z y ty w n y m i zmianami w naszych walo
rach psychicznych.
C h o ć b y to b rz m ia ło ładnie, nie jest praw dą, że wszystkie drogi prow adzą do Rzymu. Nie wszystkie drogi w iodą do celu, któ
ry obiecują. Raz po raz m am y do czynienia z fał
szywym i drogowskazam i, których w iarygodność za
św iadczają tytuły nauko
we i certyfikaty. D w udzie
sty w iek dostarczył tego ro d z a ju p r z y k ła d ó w w n a d m ia rz e . O d sła n ia m y praw d y cząstkowe, ale nie m a z g o d y co do jed n ej, niezniszczalnej, ponadcza
sowej praw dy nadrzędnej.
W iadom o, że A postoł Paw eł nie był zbyt w yso
kiego m n ie m a n ia o m ą d ro ś c i u c z o n y c h . D ał te m u w y ra z na w stę p ie pierw szego Listu do Ko
ryntian. A postoł p rzyw o
łuje tu słow a proroka Iza
jasza: „Zniszczę m ądrość uczonych, a ro ztro p n o ść p rzezornych odrzucę" (Iż 29,14). A dresaci są różni:
słow a Izajasza skierow a
ne były do uczonych w Pi
śmie, zaś A postoł m iał na myśli m ądrość greckich fi
lo zofów , ale w y d ź w ię k jest jednakow y: m ądrość lu d z k a , m ą d ro ś ć u c z o nych, nie m a nic w spólne
go z m ą d r o ś c ią o b ja w ioną. Polaryzacja w tym przedm iocie m oże być dla nas potrzebna i korzystna.
M oże lepiej b y ło b y nie m ieszać m ądrości sta ro żytnych Greków z nauką C h r y s tu s o w ą . W c ią g u m inionych dw óch tysiąc
leci w ielo k ro tn ie w y stę pow ały takie tendencje. W n a s tę p n y m r o z d z ia le Apostoł dodaje: „G łosim y w p r a w d z ie m ą d r o ś ć w śró d d o sk o n a ły c h , ale n ie m ą d r o ś ć tego ś w ia
ta..." (1 Kor 2, 6). M am y zatem m ądrość dw óch, a n a w e t trz e c h r ó ż n y c h św iatów , trzy różne m ą
drości: m ądrość uczonych w Piśmie, m ądrość filozo
fów greckich i m ąd ro ść n a u k C h ry s tu s o w y c h . Docelowo w szystkie obie
cują osobie ludzkiej szczę
ście, choć k a ż d o ra z o w o inaczej p o jm o w an e i na innej d ro d z e o sią g a ln e.
Raz jest to zbaw ienie czło
w ieka i Królestwo, a kie
d y in d z ie j u c ie c z k a w ewolucję lub postęp tech
nologiczny.
Spójrzm y na chrześci
jaństw o jako na n aukę o stosunkach interpersonal
nych, w której Pan Jezus jest Osobą świętą, jest Sy
nem Człowieczym a zara
zem Synem B ożym , ale poza tym jest Osobą, taką samą jednostką osobową, jak każdy z nas. Ta w spól
n o ta lu d z k o - o sobow a m oże nas napaw ać cichą radością i optym izm em . Ta iskierka dobrej św iado
m ości m oże być dla nas źródłem nadziei na nasze zbawienie, dać nam wiarę w Jego zm artw ychw stanie i m iłość do Ojca, Dawcy życia i nieśmiertelności. W człow ieku istnieje zalążek czy potencjał w iary i m iło
ści, który wybiega w przy
szłość - pisze o tym ks. T.
Węcławski.
N a w spółczesnym eta
pie rozwoju myśli europej
sko - am erykańskiej, czy też myśli transatlantyckiej, poddaw anie się emocjom albo u p ie ra n ie się p rz y życiu jednostkow ym nie jest dobrze widziane.
Jedno cyniczne słowo waży więcej niż góra
nadziei.
Obowiązuje rzeczowość w m yśleniu i w wypowiedzi, praktyczny punkt w idze
nia zw any też, dla zm yle
nia przeciwnika, pragm a
tyzm em.
Po pierwsze, czy m am y jakiekolwiek podstaw y bi
blijne dla wzniosłych intu
icji, sięgających wyżej niż p r o g n o s ty k i n a u k o w e ? Otóż to! Zależy kto czyta Pismo Święte i jak je czy
ta. Zależy od tego czy po
traktujemy słowa Ewange
lii w g św. Jana serio, a więc dosłownie, czy z przym ru
żeniem oka. Odnosi się to do tak ic h p a s su s ó w jak np.: „A wiem, że rozkaza
n ie Jego j e s t ż y w o t e m w ie c zn y m " (] 12, 59). Roz
kazanie, czyli Jego wola, w o la Ojca jak o tak a . W m iarę rozczytywania się w tym tekście zaczynam y go pojm ow ać nieco o d w a ż niej, jako: A wiem, że roz
kazaniem Jego jest żyw ot w ieczny. N ie b y ło b y to sprzeczne ze słowami: „a każdy, kto żyje i w ierzy we mnie, nie um rze na w ieki"
(J 11, 26), ani z akapitem p ro ro k a Ezechiela: „Po
w ie d z im : Jakom ż y w - m ó w i w szechm ocny Pan - n ie m a m upodobania w śmierci bezbożnego, a ra
czej b y się b e zb o żn y o d wrócił od swojej drogi, a żył. Zawróćcie, zawróćcie ze swoich dróg! Dlaczego macie umrzeć, d o m u izra
elski?" (Ez 33,11). Nie jest to na pew no p rzenośnia poetycka, lecz serdeczna przestroga. Przez proroka
dokończenie na str. 17
Słowo i Myśl rvc 7 2 /72> 9
‘W 175. rocznicę pozostania
korporacji TOLCWflAprzy Uniwersytecie Uorpacfym
Przemówienie wygłoszone 9 listopada 1968 roku w Kościele św. Marcina w Warszawie przez ks. bp. Zygmunta Michelisa, przy odsłonięciu tablicy ku pamięci członków Korporacji Polonia
Drodzy Komilitoni na
szej niezapom nianej Kor
poracji Polonii Dorpackiej i Wileńskiej, wszyscy czci
godni przyjaciele i wy, Wie
lebne Siostry Franciszkan
ki Służebnice Krzyża!
„Jam jest zm artw ych
w stanie i żyw ot, kto we m n ie w ierzy , choćby i umarł, żyć będzie" (J 11,25).
„ Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus zmartwychwstał, to ró w n ież tych, k tó rz y umarli w Jezusie, Bóg prze
prow adzi w raz z Nim" (1 Tes 4,14).
S k rom na to u ro c z y stość, skromna to grom ad
ka, zwłaszcza na tle dzisiej
szej kultury mas i tłumów.
Skromna jest też tabliczka, k tó ra m a u p a m ię tn ia ć naszą przeszłość i przeka
zać ją naszym synom i sy
nom naszych synów.
Jest coś niezw ykłego w dziejach naszego Konwen
tu, naszej Polonii. Przecież takich studenckich zw iąz
ków i stow arzyszeń było bez liku na przestrzeni lat i wieków. A jednak zanikły bez śladu i przem inęły z w iatrem historii, a nasza P o lo n ia trw a. N ie tylko dlatego, że m iała to imię, lecz p r z e d e w s z y s tk im dlatego, że była natchnio
na duchem , dającym p ra w o do tej m ow y i do tej wiary.
Polonia D orpacka p o wstała w roku 1828. A więc w tym roku mija sto czter
dzieści lat jej historycznego żywota. Trwała ona przez sto czterdzieści lat z prze
rw am i sp o w o d o w an y m i różnymi katastrofami dzie
jowymi. Trwała i żyje, i żyć
będzie tak długo, jak dłu
go choć jeden spośród nas, jej synów, jej duchow ych wychowanków, jej komiłi- tonów i filistrów, żyć bę
dzie tu, w Polsce, czy też na obczyźnie.
P o lo n ia - to sło w o mówi tak wiele! Rok 1828 - została już utracona nie
p o d le g ło ść - ale trw a ła wiara, która miała wkrótce zerwać się do walki o przy
wrócenie wolności.
W tam tym roku tęskno
ty i w iary w odzyskanie n ied a w n o utraconej n ie
p o d leg ło ści, grono m ło dzieży ziemiańskiej z Kre
sów, a obok nich i razem z nimi, studenci teologii pro
testanckiej z byłej Kongre
sówki, utworzyli maleńką, niepozorną, zaledwie dwu- dziestokilkuosobową Kor
porację Polonia Dorpacka.
W czasie trw ania zaborów Kościół ewangelicki w Pol
sce nie miał żadnej krajo
w ej u c z e ln i kształcącej przyszłych duchow nych, studiowali więc oni na Uni
wersytecie Dorpackim. Był to jeden z najstarszych uni
w ersytetów europejskich, z a ło ż o n y p rz e z k ró la s z w e d z k ie g o G u sta w a Adolfa dla krajów północ
nej Europy, z jedynym , w rosyjskim im perium , w y
d z ia łe m te o lo g ii p r o te stanckiej.
Pow yższe wyjaśnienie tłum aczy rekrutację m ło
dych Polaków do Korpora
cji Polonia Dorpacka. Przy
byw ali oni ze w szystkich stron, g dziekolw iek żyli Polacy w cesarstwie rosyj
skim: m łodzi ziem ianie z dalekiej Besarabii, z Biało
ru si, K ijo w szczy zn y , M ińszczyzny, K ow ieńsz- czyzny, i Wileńszczyzny, a kandydaci na fakultet teo
logii protestanckiej z Wi
leńszczyzny i z byłej Kon
gresówki.
W Dorpacie więc rosła i rozw ijała się Polonia, na tym osobliwym Uniwersy
tecie, jed y n y m w ce sa r
stw ie ro sy jsk im , g d z ie m im o w ie lk ie g o u c isk u gd zie in d ziej, p a n o w a ła względna wolność, podyk
tow ana miejscowymi w a
runkami. Nie było tam pra
wie Rosjan - tylko miejsco
w i Estończycy, Łotysze i bałtyccy Niemcy.
I w tej Polonii spotyka
ły się p o lsk ie serca ze wszystkich stron cesarskiej Rosji. Tam zespalały się ze sobą w nadziei i wierze, że wielka, nowa, niepodległa Polonia - Polska powstanie kiedyś do nowego życia. W tej w ie rz e w y c h o w y w a ł K o n w e n t sw o ich c z ło n ków.
Przychodzili tam ludzie z różnym i poglądam i, ale nikt nie wychodził z Polo
nii Dorpackiej bez w iary w odrodzenie Polski, która ogarnie m iłością w szy st
kich, żyjących w słońcu polskiej kultury. W iara w wielką, otw artą i niepod
ległą Polskę p rzy szło ści znalazła swoje symbolicz
ne, piękne odbicie w n a
szym herbie korporacyj
nym.
Pam iętam y go wszyscy - ci, którzy byliśmy w Do
rpacie, i ci, którzy potem przejęli nasz spadek w Wil
nie. Herb został nam daro
w any przez jednego z na-
.. I J u Ä L L U l l
Z. Michelis - student I roku
szych filistrów po pierw szej rewolucji rosyjskiej. Je
stem dum ny i szczęśliwy, że ofiarodawcą był polski ksiądz ew angelicki, p ó ź niejszy kapelan, p u łk o w nik Wojska Polskiego, Ry
szard Paszko, który spo
czywa dziś w śród grobów katyńskich. Był on nie tyl
ko m oim w spółfilistrem , ale pow iernikiem , konfir- m ato re m , m oim n a jle p szym przyjacielem.
Gdy zdałem m aturę, on mi powiedział: „Zygm un
cie, tw oje m iejsce jest w naszej Polonii". I ja, zgod
nie z tym poleceniem u d a łem się do D orpatu, gdzie od pierwszego dnia poby
tu stałem się członkiem K o rp o rac ji. P o z o sta łe m n im po d zień dzisiejszy, choć upłynęło od tego cza
su już 70 lat.
Z n a sze g o p o k o le n ia do rp atczy k ó w pozostało n a s ju ż d z iś n ie w ie lu . Wam, D rodzy Komilitoni Wileńscy, chcemy przeka
zać to n a sz e d o rp a c k ie w spom nienie o tym jedy-
10 Słowo i Myśl we 72/73