• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1999, nr 6 (31)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1999, nr 6 (31)"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

KRAKOW

UKAZUJE SIĘ OD 1 9 8 9 ROKU CENA

5,00

M YŚ L'

N R 51

ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2

PRZEGLĄD EWANGELICKI

MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO - KULTURALNY

W numerze m.in.:

Nabożeństwo jako droga pojednania * Małżeństwa mieszane

a także o:

cSiowackiffl, Komeńskim, P il ch u i B o n h o e f f e r z e

(2)

Drogowskaz

Janina Bergander

Gubimy się w drodze.

Twój drogowskaz Panie,

ginie w e mgle, ale Jesteś

samą wszechmocą, wszechwiedzą,

dla Ciebie nas odnaleźć, to jak zegar,

pokryty pyłem, odkurzyć lekko, by jak nowy był

i godziny znowu odmierzał i żeby bił,

tylko dla Ciebie.

Powróć mnie w wiarę

Powróć mnie w wiarę w czesnego dzieciństwa, daj mi naiwność

i w dobro nadzieję.

Zbądź mnie balastu, co obrósł przez lata,

przywróć dzieciństwa pogodę, łez gorzkich słodycz

i życia płomień, gdy wiek już samą przynosi ochłodę.

Bez Ciebie Panie, z gruzu i popiołu, iskry nie wzniecę.

Róża i wino (akryl)

Wiersze i reprodkcje obrazów pochodzą z tomiku poezji J Bergander „WIERSZE OBRAZY” (MEDIA - PRESS, Kraków 1999)

(3)

Egzaminy dojrzałości

W n um erze:

Jesteśm y

Egzaminy dojrzałości 1 Ks. R o m an M ik le r M ałżeństwa mieszane 2 Ks. A lfred B ieta

Polska Parafia Ewangelicko- Augsburska w Birmingham 2 A g n iesz k a G o d frejó w N a bożeństw o jako droga

p ojednania 4

Ks. A lfred B ieta

Jan Sebastian Bach 5 Jo a n n a S koczek

Czekając na nowe ośwecenie 6 K rzy szto f R. M a z u rsk i Uroczystości Bonhoeffe- row skie w e W rocław iu 6 W ład y sła w S osna Wielcy rodem z Końskiej 8 H e n ry k O rz y szek W Katowicach wielkie

śpiewanie 9

H e n ry k D o m in ik Pielgrzym sam otny 10 B ohater II W ojny

Ś w iatow ej 11

A g n iesz k a G o d frejó w Jan A m os K om eński 12 Z am iast k a te c h iz m u P an n a d w ichram i 13 E d w a rd R ydygier R eform a sy stem u e d u k a c ji... 13 L isty

Inform acje

P rzeg ląd czasopism N asza o k ład k a:

H a n s B u rc k m a ir (XV/XVI w.) Św. Łukasz portretujący Madonnę (Ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej)

M

aj i czerw iec to miesiące egzam i­

nów, czas m atur,

zaliczeń i kolokwiów. Także w Kościele ewangelickim to

czas egzam inów konfirma- cyjnych. I konfirmacji. A po reformie oświaty, tych egza­

m inów na różnych szcze­

b la c h n a u c z a n ia jeszcze przybędzie...

Egzamin przeprow adza­

ny w różnych formach jest spraw dzianem przysw oje­

nia sobie przez ucznia, stu­

denta czy konfirmanta, wie­

dzy i umiejętności, będących p rz e d m io te m n au c zan ia i wychowania. Bywa zresztą często tak, że dopiero p er­

spektywa zdawania egzami­

n u mobilizuje uczącego się do sięgnięcia po podręczni­

ki i pracy nad opanowaniem m ateriału. Jest regułą, że o wiele więcej uczymy się tych przedmiotów, z których zda­

jemy egzaminy, niż z tych, z których egzaminów zdawać nie musimy.

Bywa, że egzam in trakto­

w any jest jako spraw dzian d o jrza ło śc i czło w iek a do podjęcia samodzielnego za­

dania: studiów, pracy zawo­

dow ej, odpow iedzialności za siebie i innych. Za taki egzam in dojrzałości uznaje się przede wszystkim m atu­

rę i stąd nazyw a się ją wręcz egzam inem dojrzałości. Ale p rzecież tych egzam inów dojrzałości jest więcej. Wła­

ściw ie ciągle, n a k aż d y m etapie naszego życia i w róż­

n y c h d z ie d z in a c h naszej działalności zdajemy egza­

m iny z naszej dojrzałości, dorosłości i odpow iedzial­

ności.

W Kościele ewangelickim religijny egzamin dojrzałości zdaje się dość wcześnie, bo przy konfirmacji, przypada­

jącej na wiek czternastu lat.

Konfirmacja jest zw ieńcze­

n iem i zak o ń czen iem n a ­ uczania religii i nauczania przedkonfirmacyjnego, m a­

jącego na celu przygotow a­

nie m łodego człowieka do złożenia w y z n an ia swojej w łasnej, osobistej w iary i ślubowania wierności Bogu i Kościołowi. Konfirmacja, w sw y m z a ło ż e n iu , m a być wejściem młodego człowie­

ka do dorosłego zboru. Ma być podjęciem przez niego odpow iedzialności za w ła­

sne życie religijne, a także współodpowiedzialności za życie zboru i Kościoła...

Doświadczenia z liczny­

m i rocznikam i konfirm an- tów skłaniają do pytania:

Czy rzeczyw iście czterna­

stoletni m łody człowiek jest już gotów, jest na tyle doro­

sły i dojrzały życiowo, aby u nieść b rz em ię o d p o w ie ­ dzialności, jakie niesie za sobą ślubowanie konfirma- cyjne? I czy zdanie egzami­

nu konfirmacyjnego i sama k onfirm acja jest zd a n ie m egzaminu dojrzałości religij­

nej i pewności wiary? Trze­

ba tu odpowiedzieć: Nie, na pew no nie ! W szak ten eg­

zam in w iary zdaje się przez całe życie. Każdy dzień, każ­

de w ydarzen ie w naszym życiu, jest pytaniem o wiarę i naszą dojrzałość życiową.

I stą d konfirm acja, k tó rą tra k tu je m y jako religijny, w yznaniow y egzam in doj­

rzałości, jest w gruncie rze­

czy nie zdaniem egzam inu dojrzałości religijnej, ale roz­

poczęciem praktycznego eg­

zam inu z naszej wiary, egza­

m inu trwającego całe życie.

I właściwie tak jest za­

wsze z tak zwanymi egzami­

nam i dojrzałości. Także i z m aturą. O na kończy tylko je d e n e ta p - e ta p n a u k i szkolnej, podczas którego jesteśmy prowadzeni za rękę przez nauczycieli i w ycho­

wawców. Ów egzamin doj­

rzałości jest bardziej um ow ­ nym niż rzeczywistym osią­

gnięciem progu dojrzałości.

Czy tak jest okazuje się póź­

niej podczas studiów i pra­

cy zawodowej, przy zaw ar­

ciu zw iązku małżeńskiego i przyjściu na świat naszego dziecka, podczas borykania się z przeciwnościami losu i wtedy, gdy śmierć zagląda nam w oczy. I nie zaw sze udaje nam się zdać owe ko­

lejne egzam iny dojrzałości.

Stąd tak wiele nieudanych m a łż e ń stw , p o rz u c o n y c h dzieci, a także tych, którzy odeszli od Boga i od Kościo­

ła. O kazuje się, że ża d n e świadectwo dojrzałości nie jest g w arancją faktycznej dojrzałości życiowej, żadne św iadectw o konfirmacyjne nie zapew nia dotrzym ania wierności Bogu i Kościołowi przez jego posiadacza...

W ychodzi na to, że żaden system edukacyjny i wycho­

wawczy nie daje gwarancji w łaściw ego i całkow itego przygotow ania do dorosłe­

go życia. W ciąż stajem y przed nowym i problemami i zadaniam i, które m usim y rozwiązywać. Wciąż podda­

na byw a w wątpliwość na­

sza życiowa dojrzałość. Bar­

d zo w ielu rzeczy nie n a ­ uczyliśmy się w szkole, czy n a lekcjach religii. O wielu rzeczach i sprawach w ogó­

le nie było tam mowy. I nie możemy mieć o to pretensji do szkoły, czy Kościoła. I po uzyskaniu świadectwa kon­

firmacyjnego i św iadectw a dojrzałości trzeba nam uczyć się dalej i p ra c o w a ć n a d sobą. I to do końca. Wszak śm ierć jest tym ostatnim i ostateczn y m , n ajw a żn iej­

szym i najtrudniejszym eg­

zaminem dojrzałości...

Ks. Henryk Czembor 1

(4)

10 marca br., w Krakowie, odbyła się sesja poświęcona problematyce tzw. małżeństw mieszanych („SiM", nr 3-4/99). Została ona zorganizowana przez Krakowski Oddział Polskiej Rady Ekumenicznej i M iędzywydziałowy Instytut Ekumenii i Dialogu Papie- skiej Akademii Teologicznej, jako kontynuacja ekumenicznych rozmów prowadzonych na ten tem at przez krakowskich przedstawicieli poszczególnych denominacji chrześci­

jańskich. Wygłoszone wówczas referaty stały się podstaw ą artykułów, które prezentu­

jemy naszym Czytelnikom na łamach kolejnych num erów „Słowa i Myśli".

Małżeństwa mieszane

S

p r a w a m a łż e ń s tw z r ó ż n i c o w a n y c h w y z n a n i o w e j e s t o d d a w n a p r z e d m io te m t r o s k i z a r ó w n o w s z y s t ­ k ic h K o ś c io łó w n a l e ż ą ­ c y c h d o P o ls k ie j R a d y E k u m e n ic z n e j ja k i K o ­ ś c io ła r z y m s k o k a t o l i c ­ k ie g o . W agę i s z c z e g ó l­

n o ś ć t e g o t e m a t u d o ­ s trz e g a ją w s z y s c y d u s z ­ p a s t e r z e . I s t o t a tz w . m a łż e ń s tw m ie s z a n y c h , k ło p o ty z ja k im i m o g ą s i ę o n e b o r y k a ć o r a z o p i e k a d u s z p a s t e r s k a n a d n im i s ta n o w ią tre ś ć d z i a ł a n i a k a ż d e g o K o ­ ś c io ła .

W p r z y p a d k u p o l ­ s k ie g o K o ś c io ła e w a n ­ g e lic k o - a u g s b u r s k i e ­ go m a m y d o c z y n ie n ia z e z n a c z ą c y m p r o b l e ­ m e m . Ja k w s k a z u ją w y ­ n ik i a n k ie ty p r z e p r o w a ­ d z o n e j o s t a t n i o p r z e z K o m isję S y n o d a ln ą d s . R o d z in y , w 1998 r o k u , a ż 60% n a s z y c h w s p ó ł ­ w y z n a w c ó w o s t a ż u m a łż e ń s k im p o n iż e j 10 l a t , ż y j e w m a ł ż e ń ­ s t w a c h z r ó ż n i c o w a ­ n y c h w y z n a n io w e . R o ­ d z i się p y t a n i e - c z y i ja k m o ż e m y im p o m ó c ? Ja k w s z y s c y w ie m y . K o ­ ś c ió ł l u t e r a ń s k i n a le ż y w P o ls c e d o K o ś c io łó w m n i e j s z o ś c i o w y c h . Z r e g u ły , w s p ó ł m a ł ż o n ­ k i e m n a s z y c h w s p ó ł ­ w y z n a w c ó w ż y j ą c y c h w ta k ic h z w ią z k a c h je s t c z ło n e k K o ś c io ła r z y m ­ s k o k a to lic k ie g o ( d o m i­

n u j ą c e g o w n a s z y m k r a ju ) . W c h w ili, k ie d y m ło d z i n a le ż ą c y d o p o ­ w y ż s z y c h d e n o m in a c ji d e c y d u ją się z a ło ż y ć r o ­ d z i n ę , p o j a w i a j ą s i ę p ro b le m y . Ja k w s z y s c y w ie m y , i s t n ie je w P o l­

sce p r a k ty k a k r z y w d z ą ­ ca w ty m w z g lę d z ie K o ­ ś c io ły n ie r z y m s k o k a t o - lic k ie . K a ż d y z d u s z p a ­ ste rz y lu te ra ń sk ic h m o że w y m i e n i ć w i e l e z jej p r z y k ła d ó w - n ie d a w n o je d e n z k s ię ż y rz y m s k o ­ k a to l ic k ic h o ś w ia d c z y ł sw ojej u cz e n n ic y , ż e l e ­ p ie j w y jś ć z a a lk o h o lik a n i ż e w a n g e l ik a . K ie d y r o z m a w ia łe m z d u s z p a ­ s te r z e m k a to lic k im p r o ­ sz ą c go o p o m o c w z n a ­ l e z i e n i u d o b r e g o r o z ­ w i ą z a n ia d la e w a n g e - lic z k i p r a g n ą c e j p o ś l u ­ b ić k a to li k a s t w i e r d z ił , że d la n ie g o p r a w o k a ­ n o n i c z n e j e s t p r a w e m B o ż y m i k a ż d y , w i ą ż ą ­ cy się z c z ło n k ie m je g o K o ś c io ła , p o w i n i e n się m u p o d p o r z ą d k o w a ć . Ta p r a k ty k a n ie m a n ic w s p ó ln e g o a n i ze s p r a ­ w ie d liw o ś c ią , a n i z m i­

ło ś c ią B o żą.

C o p o w in n y u c z y n ić K o ś c io ły , a b y z r o d z i ć s z a c u n e k d l a o d m i e n ­ n o ś c i w y z n a n i o w e j w s p ó ł m a ł ż o n k a , j a k p r z y c z y n i ć s ię d o p o ­ s z a n o w a n ia je g o s u m ie ­ n ia ? P r z e c i e ż m a ł ż e ń ­ s tw o n ie m o ż e b y ć t e ­ r e n e m w y z n a n i o w y c h w a lk . P o w in n o s t a n o ­

w ić s z a n s ę n a u b o g a c e ­ n ie s ię , ż y c ie w e w z a ­ je m n y m s z a c u n k u , n a a k c e p ta c ję r ó ż n o r o d n o ­ śc i i n i e p o w ta r z a l n o ś c i d r u g i e g o c z ł o w i e k a . M a łż e ń s tw o m ie s z a n e - to s z a n s a n a to , ab y , ja k p o w i e d z i a ł C .K . N o r ­ w id : „ ró żn ić się p ię k n ie " . N i e n a l e ż y s k r y w a ć w ł a s n e j o d m i e n n o ś c i , a le t e ż n i e p o w i n n o s ię p a t r z e ć z n i e c h ę c i ą n a

„ i n n o ś ć " p a r t n e r a . M a łż e ń s tw o m ie s z a n e - to s z a n s a n a p r a w d z i ­ w ą e k u m e n i ę , a t a k a

„ rodzi się w n a p ię c iu p o ­ m ię d z y d ą że n ie m do k o n - se n su a za c h o w a n ie m s z a ­ c u n k u w obec o d m ie n n o śc i w ła s n e j i p a r t n e r a ” (B.

M i l e r s k i , „ S iM " n r 2 / 99).

B y ło b y d o b r z e , g d y ­ b y K o ś c io ło m u d a ł o się w y p r a c o w a ć t a k ą p r a k ­ ty k ę , k t ó r a o b e jm o w a ­ ła b y w s p ó ln y ś lu b , e k u ­ m e n ic z n y c h r z e s t i, n ie n a k o ń c u , u d z i a ł o b o jg a m a łż o n k ó w w K o m u n ii ś w ię te j - i to p o m im o i s t n ie ją c y c h t r u d n o ś c i w ła ś n ie w ty m z a k re s ie .

M a łż e ń s tw a m i e s z a ­ n e , p o p r z e z e k u m e n ic z ­ n e d u s z p a s t e r s t w o z o ­ b o w i ą z u ją c e o b ie s t r o ­ n y d o p o s z a n o w a n i a s u m ie n ia p a r t n e r a , m o ­ g ły b y s ta ć się w ię z ią ł ą ­ c z ą c ą p o s z c z e g ó ln e w y ­ z n a n ia .

K s. R o m a n M i k l e r

W

B i r m in g h a m , p o ls k a p a r a fia e w a n g e l i c k a

p o w s ta ła p rz e d e w s z y s t­

k im d z i ę k i n a p ł y w o w i e m ig ra n tó w p r z y b y ły c h d o teg o m ia sta p o II w o j­

n ie ś w i a t o w e j. B y li to p r z e w a ż n i e ż o ł n i e r z e , k tó r z y p r z y b y li n a Z a ­ ch ó d z o d d z ia ła m i A rm ii P o lsk ie j.

Jedną z p ierw szy ch or­

ganizacji polskich p o w sta­

łych n a obczyźnie w ty m cz a sie b y ło , z a ło ż o n e w L o n d y n ie , Z r z e s z e n ie E w a n g e lik ó w P o ls k ic h , k tóre p o staw iło sobie n a ­ stępujące zadania: krzew ie­

nie polskiego ew angelicy- z m u , o b r o n a in te r e s ó w sw o ic h cz ło n k ó w , in te n ­ syw na p raca w ram ach ak­

cji łączenia rodzin, zorgani­

zow anie życia kościelnego.

W B irm in g h a m , z a c z ę to o d p ra w ia ć n a b o ż e ń s tw a ew angelickie w języku p o l­

skim ju ż w 1947 r., k ied y to b p Fierla delegow ał d o tu ­ tejszego o ddziału ZEP księ­

ży Stoya i Pruefera. P odsta­

w y organizacyjne otrzym a­

ła m iejscow a p arafia d zię­

ki k sięd zu H . P rueferow i, k tó ry dojeżdżał tu regular­

nie z H e refo rd u p rz ez cały 1948 rok. P ie rw sz y m k o ­ ściołem u ż y w a n y m p rz e z po lsk ą p arafię b y ła angli­

k a ń sk a ś w ią ty n ia B ishop R yders C hurch, w cen tru m m iasta. W niej, p rz e d w y ­ jazd e m do Kanady, o d p ra ­ w ił sw e po żeg n aln e n ab o ­ ż e ń s tw o k s. P r u e f e r (6 czerw ca 1949 r.) i p rzekazał p a r a f ia n o p ie c e n o w e g o d u szp a ste rza ks. F rydery­

k a A rlta . Ks. F. A rlt (ur.

25.02.1906, zm . 28.01.1985) wcześniej pełnił funkcję k a­

p e la n a ew angelickiego w b a z ie II K o rp u s u W ojska Polskiego, a n astęp n ie w V Dywizji Kresowej Piechoty.

Z ostał oficjalnie p rz y d z ie ­ lo n y d o objęcia p a ra fii w 1949 r., a jego uroczysta in- stalaq'a n a proboszcza od- była się 5 lat później, czyli 2

(5)

Polska

Parafia Ewangelicko - Augsburska w BIRMINGHAM

11 lipca 1954 r. D nia 16 lip- ca 1949 r. odbyło się p ie rw ­ sze zebranie R ady Parafial­

nej, której kurato rem został p. E. Scholtc. P ow stały sta­

cje kaznodziejskie w: W or­

cester, K idderm inster, C o v en try , S ta ffo rd i C annock. P rzy czym n a le ż y p a m ię ta ć , że ks. A rłt a d m in is tr o ­ w a ł ju ż p a ra fia m i w M anchesterze, Bristo­

lu i R eading.

W B irm in g h a m c z ę s to tliw o ś ć n a b o ­ ż e ń s tw w z r a s t a ł a . O d b y w a ły się te ż w ty g o d n iu g o d z in y b i­

blijne o ra z b y ła p ro ­ w a d z o n a s z k ó ł k a n ie d z ie ln a d la dzieci.

O d sam ego p o czątku ks. F. A rłt k o n ty n u ­ ow ał, za p o czą tk o w a­

ne p rzez ks. Pruefera, w ydaw anie biuletynu parafialnego „Łącznik E w a n g e lic k i" , k tó ry u k a z y w a ł się ra z w miesiącu.

W 1956 r. n a b o ­ ż e ń s t w a o d b y w a ły się ju ż w n a s tę p u ją ­ cych o śro d k ach : Bri­

s to l , N o t t i n g h a m , D e rb y , L o u g h b o r o ­ u g h , Penley, W olver­

h a m p to n i w W alii - C ard iff i P en h o rs.

W B irm in g h a m , d o ty c h c z a s u ż y tk o ­ w a n y p rz e z p o lsk ą p a r a ­ fię kościół m u siał ulec ro z ­ b ió rce, w ięc p a ra fia b y ła z m u s z o n a sz u k a ć no w ej siedziby. 24 lu te g o 1957 r.

w ie r n i p o ra z p ie r w s z y z e b r a li się n a n a b o ż e ń ­ stw ie w kościele św. P a w ­ ła . St. P a u ls C h u rc h , w c e n tru m m iasta, b y ł św ią ­

ty n ią p arafii anglikańskiej p roboszcza C anona R. Ste- v en sa . W 1961 r. ks. A rlt rozpoczął re g u la rn e n a b o ­ ż e ń s tw a w N o ttin g h a m . M u s ia ł w ie le p o d r ó ż o -

sw o im torem . O d b y w a ły się konfirm acje, k o n w e r­

sje i uroczystości rocznico­

w e p o św ięc o n e z a ło ż e n iu z b o ru (z re g u ły co 5 lat).

N ie je d n o k ro tn ie ks. A rlt

Ołtarz kościoła św. Pawła w Binningham (świątynia anglikańska) - miejsce nabożeństw polskich ewangelików fot. A. Bieta

w a ć , a b y o d w i e d z ić w szy stk ie o środki śro d k o ­ wej A n g lii i W alii w ciągu swojej p ra c y d u s z p a s te r­

skiej. Z jego in icjaty w y w r. 1966 w m u ro w a n o tab li­

cę p a m ią tk o w ą w koście­

le św . P a w ła , z o k a z ji 1000-lecia c h rz tu Polski.

Ż ycie p a r a fii to c z y ło się

w s w y c h c z y n n o ś c ia c h d u s z p a s te rs k ic h u ż y w a ł trz e c h języ k ó w : p o ls k ie ­ go, niem ieck ieg o i an g iel­

skiego.. U trzy m y w ał także k o n ta k ty e k u m e n ic z n e z p o ls k ą p a ra fią rz y m s k o ­ k ato lick ą i jej d u s z p a s te ­ rz e m F. K ąckim .

W ro k u 1981 ks. Bp F ierla

p r z y d z ie lił k s. R a d c y F.

A rlto w i d o p o m o cy w ik a ­ riu s z a z P o lsk i - ks. T ade­

u s z a B o g u c k ie g o . P o śm ierci ks. A rlta , ks. Bo­

g u ck i z o sta ł m ia n o w a n y a d m in is tr a to re m . 27 lip c a 1997 r. p a ra fia w B ir m in g h a m o b ­ c h o d z iła u ro c z y ś c ie 50-lecie sw eg o istn ie ­ n ia . R ó w n ież w ty m d n iu z o sta ł w p ro w a ­ d z o n y w u r z ą d p ro ­ b o s z c z a ks. T a d e u sz B ogucki. W tej p o d ­ n io s łe j u r o c z y s to ś c i w z ię li u d z ia ł: ks. sen.

E. C im ała z C a m b rid ­ ge, ks. D z ie k an W. Ja- g u ck i z L eed s, ks. A.

B ieta z L o n d y n u o ra z z a n g i e l s k i e g o K o ­ śc io ła lu te r a ń s k ie g o R ev. A . R a k ó w . W p r o w a d z e n i a w u rz ą d p ro b o sz cza d o ­ k o n a ł b isk u p K ościo­

ła w RP ks. Jan S za­

rek. N a o rg a n a c h g ra ­ ła p r o f . D a g m a r a A rlt. W u ro c z y sto śc i w z ię li u d z ia ł p r z e d ­ staw icie le m iejscow ej P o lo n ii k a to lic k ie j.

A oto w y k a z d u sz- p a s t e r z y , k t ó r z y w c ią g u o sta tn ic h p ię ć ­ d z ie s ię c iu la t p r a c o ­ w a li w po lsk iej p a r a ­ fii e w a n g elick o - a u ­ g s b u r s k i e j w B ir­

m in g h am :

Ks. H elm u t P ruefer 1947/

1949

Ks. Teodor Stoy gościnnie Ks. R adca F ry d e ry k A rlt 1948 -1 9 8 5

Ks. Tadeusz Bogucki od 1981 r.

K s. A lfre d B ieta

(6)

Czy m ożliw e jest pojednanie?

„Chrześcijańskie zaangażowanie się na rzecz pojednania: Pojednanie - dar Boga i źródło nowego życia."

P o d c z a s D ru g ie g o Z g ro m a d z e n ia E k u m e n ic z n e g o E u ro p y , k tó re o d b y ło się w G ra z u , w c z e rw c u 1997 ro k u , w y d a n o d o k u m e n t z a ty tu ło w a n y " C h rz e ś c ija ń s k ie z a a n g a ż o w a n ie się n a rz e c z p o je d n a n ia : P o ­ j e d n a n i e - d a r B o g a i ź r ó d ło n o w e g o ż y c ia " . O d teg o c z a s u te m a t p o je d n a n ia to w a r z y s z y w ie lu s p o tk a ­ n io m e k u m e n ic z n y m i je s t p r z e d m io te m d y s k u s ji. W p a ra fii e w a n g e lic k o - a u g s b u r s k ie j w K ra k o w ie d o k u m e n t z G ra z u s ta ł się b a z ą d o s z e ś c iu s p o tk a ń d y s k u s y jn y c h ( g r u d z ie ń 1998 - c z e rw ie c 1999). P r e ­ z e n to w a n y p o n iż s z y cykl a r ty k u łó w jest relacją z ty c h ż e .

CZĘŚĆ III

Nabożeństwo jako droga pojednania

Modlitwa i słuchanie Słowa Bożego były dla nas w tych dniach celebracją pojednania - piszą au­

torzy „Orędzia" z Grazu - prak­

tykując to doświadczamy daru Boga, zbliżamy się do siebie i jeste­

śmy zdolni rozpoznać kolejne kró­

la, jakie należy podjąć na naszej pielgrzymiej drodze.

W spólne nabożeństw a ekumeniczne i wspólne modli­

twy nie są niczym nowym w mchu ekumenicznym. Od wie­

lu już lat odbywa się Tydzień Modlitwy o Jedność Chrześci­

jan, a w Krakowie, raz w mie­

siącu, chrześcijanie zbierają się w różnych kościołach na eku­

menicznych nabożeństwach.

Chociaż wyznanie, które jest gospodarzem nabożeństw a nadaje m u swój własny charak­

ter, to do wygłoszenia kazania zapraszany jest kaznodzieja z innego Kościoła. Chrześcijanie wspólnie słuchają Słowa Boże­

go, zmawiają modlitwy i śpie­

wają pieśni. Nadal jednak niemożliwa jest wspólna

Wieczerza Pańska.

Czy więc nabożeństwo może być drogą do pojednania pomiędzy Kościołami ? Czy praktykow anie w spólnoty możeprzyspieszyćprzEZwydę- żenie sporów dogmatycznych?

Aby odpowiedzieć na te pyta­

nia spróbujmy przyjrzeć się na­

bożeństwu i jego częściom.

Dosyć istotną sprawą w różnych wspólnotach jest po­

rządek nabożeństw i związana z nim liturgia. liturgię można zdefiniowaćjakopubliczną for­

mę kultu, związaną z pewny­

mi czynnościami sakralnymi.

W Kościele pierwotnym nie obowiązywał żaden kanon li­

turgiczny, ale można było wy­

różnić kilka części takich jak:

zwiastowanie Słowa Bożego, łamanie chleba, modlitwa i pie­

śni. Wraz z rozwojem chrześci­

jaństwa zaczęły powstawać kanony liturgiczne związane z różnymi tradycja­

mi, a kult jeszcze bardziej roz­

dzielił chrześcijan. Inny obrzą­

dek, inna duchowość mogą być zupełnie obce tym, którzy nie należą do danej społeczno­

ści. Trudno w takiej sytuacji odbierać komuś tradygę i ry­

tuały, w którydr wyrastał. Dla­

tego nabożeństwa ekumenicz­

ne odwołują się w swym po­

rządku do zwyczajów Ko­

ścioła pierwotnego, a równo­

cześnie ukazują różnorodność wyznań i ich liturgii.

Bez wątpienia najistotniej­

szą częścią nabożeństwa jest głoszenie i słuchanie

Słowa Bożego.

Wszystkie Kościoły chrześci­

jańskie powołują się na autory­

tet Biblii, jako Słowa Bożego.

Trzeba jednak pamiętać, że wiele nieporozumień jest zwią­

zanych z jej interpretacją. Cza­

sami zdarza się też, że nadsk w zwiastowaniu Słowa nie jest położony na Boży przekaz, ale na ludzkie dywagacje, co na­

prawdę trudno nazwać głosze­

niem Słowa Bożego. Ponieważ rzeczywistość, która otacza współczesnego człowieka do­

konuje wielu zmian w jego ży- d u i ma wpływ na jego wiarę, kazanie w inno w skazyw ać właściwą drogą i odświeżać pewne prawdy biblijne.

Podczas każdego nabożeń­

stwa składane jest wyznanie wiary.

Najbardziej znane są trzy sym­

bole: Apostolicum, Niceano-Con-

stantynopolitanum (bez dodatku Filioque, uznawane także przez Kośdoły Wschodnie) i Atana- sianum (uznawane tylko przez Kośdoły Zachodnie). W tym miejscu pojawia się

przeszkoda na drodze do pojednania.

C hodzi o trw ający praw ie 1000 lat spór o Filioque, który pojawił się w związku z Ni- cejsko-Konstantynopolitań- skim wyznaniem wiary. Sym­

bol ten został przyjęty w 325 r., na soborze w Nicei, a po­

wstał w odpowiedzi na po­

glądy Ariusza, który przeczył boskości Chrystusa. Symbol p rz e d sta w io n y w N icei w praw dzie podkreślał bo- skość Jezusa, nie zawierał jed­

nak nauki o Duchu Św. i nie zakończył sporów zw iąza­

nych z Trójcą Sw. Podczas so­

boru w Konstantynopolu, w 381 r. uzupełniono naukę o Trójcy o naukę o Duchu Św., jako trzeciej osobie. Oryginal­

ny grecki tekst NC nie zawie­

rał dwóch dodatków, które pojawiły się w tekście łaciń­

skim. Pierwszy Deum de Deo (Bóg z Boga), obecny w Nice- anum nie miał takiego znacze­

nia. Do rozłamu w Kościele doprowadził drugi dodatek qui ex Patre Filioque procedit (który z Ojca i Syna wycho­

dzi). Po raz pierwszy ten do­

datek pojawił się na synodzie w Toledo w 589 r., a ostatecz­

nie zatwierdzono go w 1014 r. Kościół Wschodni nie mógł zaakceptować tego dodatku, gdyż nie był on zgodny z ter­

minologią Pisma Świetego i nie został ustalony na soborze powszechnym . Ostatecznie podział na Kościół Rzymu i

Kościół Konstantynopola na­

stąpił w 1054r. Kościoły Refor­

macji przyjęły NC w takiej for­

m ie jak Kościół katolicki, z obydw om a dodatkam i. N a fali trwającego dialogu eku­

m enicznego doszło do n o ­ wych ustaleń w tej kwestii. W 1969 r. Kościoły starokatolic­

kie Unii Utrechckiej usunęły dodatek Filioque z NC, a Kon- ferenga Biskupów Anglikań­

skich w 1978 r. zaleciła wykre­

ślenie go z wyznań wiary Ko­

ściołów zrzeszonych. Komisja

„Wiara i Ustrój" Światowej Rady Kościołów także zaleci­

ła powrót do wersji pierwot­

nej. W ostatnich latach, dzię­

ki rozm ow om z praw osła­

w iem , P ap iesk a R ada do Spraw Jedności Chrześcijan wydała dokument stwierdza­

jący m.in., że: „Duch ten, który pochodzi od Ojca, jako jednego źródła w Trójcy,^ udzielny jest nam przez Syna, w którym spo­

czywa". Autorzy dokumentu zalecają stosow anie w ersji greckiej wyznania wiary. Pa­

pież Jan Paweł II nie nakazał jednak pow rotu do wersji z 381r., chociaż podczas poby­

tu patriarchy ekumenicznego w Rzym ie zm aw iał z nim tekst grecki, a zatwierdził tłu­

maczenie łacińskie z dodat­

kiem Filioque. W 1998 r. pod­

czas Sympozjum Fundacji Pro Oriente w Wiedniu, 40 teolo­

gów różnych wyznań chrze­

ścijańskich w ypow iedziało się za pow rotem do tekstu oryginalnego. Dzisiaj podczas nabożeństw ekumenicznych składa się wyznanie wiary wg symbolu Apostolicum, który uznają w szystkie Kościoły chrześcijańskie.

(7)

Jak stwierdza Konfesja Au­

gsburska: „Kościół jest zgroma­

dzeniem świętych, w którym wier­

nie się naucza Ewangelii i należy­

cie udziela sakramentów. Dla prawdziwej jedności Kościoła wy­

starczy zgodność w nauce Ewan­

gelii i udzielanie sakramentów".

Kolejnyproblemzwiązanyjest właśnie ze

sprawowaniem sakramentów.

Chociaż zgodność w nauce Ewangelii stopniowo jest osią­

gana, to chyba najbardziej burz­

liwe dyskusje dotyczą sakra­

mentów i ich rozumienia. Ko­

ściół rzymskokatolicki. Kościo­

ły prawosławne, Kośdoły sta­

rokatolickie uznają siedem sa­

kramentów natomiast Kośdo­

ły protestanckie tylko dwa - Chrzest i Komunię Sw. O ile w kwestii rozumienia Chrztu zasadniczo dochodzi do poro­

zumienia (warto jednak wspo­

mnieć o odmiennej praktyce Kośdołów tzw. drugiej refor­

macji i chrzcie dorosłych), w Polsce np. trwają prace nad w spólnym dokum entem w sprawie Chrztu, to nadal pro­

blemem nie do przejśda jest Komunia Św. Tzw. interkomu- nia - jak pisze Alfons Skowro­

nek w książce „Światła ekume- nii"~ staje się dziś sprawą bardzo trudną. Z jednej strony mamy do czynienia z entuzjastyczną niecier­

pliwością, która usiłuje przejść do porządlcu nad wszelkimi przeszlw- dami i różnicami w wierze, i jed­

ność Eucharystii wręcz wymusić na drodze praktykowanej interko- munii. Z drugiej strony panujepe- wien immobilizm czyli trwanie na stanowisku niemożliwości jakiej­

kolwiek interkomunii, zanim nie osiągnie się pełnej jedności w wie­

rze. Do tej pory wspólnie w Wieczerzy Pańskiej uczestniczą nieliczne Kośdoły protestanc­

kie i starokatolickie. Na mocy C oncordii Leuenberskiej z 1973 roku przystępują wspól­

nie do Komunii luteranie i re­

formowani, a po 1994 r. także metodyści. W Polsce, razem uczestniczą w Wieczerzy Pań­

skiej członkowie Kościołów polskokatolickiego i Starokato­

lickiego Mariawitów. Od cza­

su Soboru Watykańskiego II dopuszczalna jest też interko- munia w Kośdele rzymskoka­

tolickim, ale w wyjątkowych sytuacjach. Główną przyczy­

ną takiego stanowiska Kośdo- ła rzymskokatolickiego jest brak sakramentu kapłaństwa i sukcesji apostolskiej w Kośdo- łach protestanckich, a także inne rozumienie Komunii (cho- daż w tej kwestii Kośdoły Re­

formacji i katolicy bardzo się zbliżyli, w wyniku analizy po­

stanowień Soboru Trydenckie­

go oraz pism Lutra i Kalwina).

Kośdoły prawosławne są tak­

że przeciwne interkomunii.

N adal więc doktryna w tej kwestii nie daje się przezwydę- żyć przez praktykę. Orędzie z Grazu rozumie Chrzest i Ko­

munię Św. w następujący spo­

sób: W wodzie chrztu wyznaje­

my obecność Ducha, który jest źró­

dłem wszystkiego życia i czyni nas uczestnikami ciała Chrystusa. W celebracji Eucharystii świętujemy ostatecznie nasz udział w dziele Odkupiciela, który oddal za nas swoje życie, aby nas uleczyć i uzdrowić.

Mimo różnic w duchowo- śd, kulde, rozumieniu i spra­

wowaniu sakramentów nabożeństwo może być

drogą do pojednania.

To że chrześcijanie wspólnie uczestniczą w nabożeństwach ekumenicznych otwiera ich na inności uczy wzajemnej akcep­

tacji. Właśnie dzięki temu, że ta­

kie spotkania się odbywają roz­

poczyna się wiele dyskusji i po­

dejmuje się trudne tematy. Idea pojednania gwarantuje zacho­

wanie własnej tożsamośd i po­

glądów, pozwala na swobod­

ne ich wyrażanie, a dzięki temu łączy tych, którzy swą tożsa­

mość chcą zachować.

Oprać. Agnieszka Godfrejów

A rtykuł pow stał w oparciu o referat „Nabożeństwo jako droga po­

jednania". wygłoszony przez Boh­

dana H ylę na spotkaniu dysku-

s y j n y m , które odbyło się 2 6 II br.

w parafii ew. - augsb. w Krako­

wie. (red.)

A rtykuł „Chrześcijaństwo a is­

lam" zam ieszczony w p o p rzed ­ nim num erze "SiM", pow stał w oparciu o referat na ten sam temat, wygłoszony przez M arcina Wal­

tera 8 I br., na spotkaniu dysku­

syjnym w parafii ew. - augsb. w Krakowie, (red.)

3) ^

J

an Sebastian Bach u ro ­ dził się 21 m arca 1685 r.

w Eisenach. Jego pierw ­ szym i krokam i n a polu m u ­ zyki kierował ojciec, dosko­

nały m uzyk. Po śmierci ojca, kiedy Jan m iał 10 lat, opiekę n ad nim przejął brat - w ów ­ czas piastujący stanowisko o rg a n isty . N ie s te ty i te n w krótce zm arł. Wtedy, 14- letni Bach przyjął obowiąz­

ki śpiewaka sopranowego w szkole łacińskiej .Nieco póź­

niej pojaw ił się go n a dw o­

rze jednego z k siążąt nie­

mieckich, jako skrzypek w ze sp o le m u z y c z n y m , n a ­ stępnie był organistą w A rn­

stadt, a w końcu koncertmi­

s trz e m w W eim arze. Po pew nym czasie zaczął p ra ­ cować jako kantor i organi­

sta p rzy kościele św. Toma­

sza w L ipsku, gdzie grał, uczył, śpiew ał i tw orzył ar­

cydzieła przez 27 lat, aż do śmierci. W tym mieście na­

pisał największą część sw o­

ich utworów, które zebrane w tom y (46) stanow ią dziś p o tężny zbiór. Wiele jego cennych dzieł zaginęło, p o ­ niew aż Bach, jako luteranin

"z krw i i kości" tw orzył je z je d n y m ty lk o z a m ia re m , w y ra ź n ie w y p is a n y m n a k o ń cu k a ż d e g o u tw o ru -

"Soli Deo Gloria" (sam em u Bogu chwała). W czasie p o ­ bytu w Lipsku, Jan Sebastian zorganizow ał i wykształcił na odpow iednim poziom ie chór chłopięcy (Thomanen - Chor). Po w ielu latach w y­

tężonej pracy, u trac iw szy w zrok, kom pozytor zmarł.

Jego ostateczne odejście, 28 lipca 1750 r., przeszło bez echa. Lipsk nie zwrócił u w a­

gi n a śmierć skrom nego or­

ganisty p rzy kościele św. To­

masza.

Przez blisko sto lat św iat nie interesow ał się ani Ba­

chem, ani jego m uzyką. Do­

piero inny, znakomity, kom ­

pozytor, Feliks M endelssohn - B artholdy odkrył genialne dzieła Jan Sebastiana. O d tego czasu gw iazda Bacha jaśnieje i nigdy nie zgaśnie w świecie m uzyki.

Ze spuścizny tego wielkie­

go kom pozytora i m uzyka e w a n g e lic k ie g o n a le ż y w sp o m n ie ć : k a n ta ty (22 świeckie i 198 kościelnych), 8 motetów, 3 oratoria, 5 m szy dla luterskich nabożeństw . Magnificat, 5 Sanctus, 2 pa­

sje (szczególnie zn an a jest Pasja według św. Mateusza), preludia, fugi, toccaty, chora­

ły, 1 P asto rale n a organy, utw ory fortepianowe (raczej na szpinet). Jego utw ory są wykonywane na całym świe­

cie przez ludzi różnych w y­

znań, narodów, którzy w o­

bec potęgi m uzyki Bacha od­

czuwają z jednej strony swo­

ją słabość, z drugiej wielkość i wszechmoc Bożą.

"Przede wszystkim nie za­

pomnijcie w swojej pracy o pią­

tym ewangeliście" - te słowa szw ed zk ieg o arcybiskupa Soerdeblum a, skierow ane d o m isjonarzy wyjeżdżają­

cych w zam orskie kraje, są hołdem dla dzieła genialne­

go m u zyka. Jan Sebastian Bach po m istrzow sku połą­

czył d o k ła d n ą znajom ość nauki C hrystusa i Jego dzie­

ła zbaw ienia człow ieka ze śpiew em i m uzyką. Jak do­

tąd, n ik t nie potrafił go w tym prześcignąć.

Ks. Alfred Bieta

(8)

Czekając

na nowe oświecenie

W

ieczorem, drugie go dnia tegorocz­

nych m atur, sie­

działam p rz y kuchennym stole słuchając popularnej

komercyjnej stacji. „Najgor­

sze ju ż za nimi. Na parę dni koniec stresów" stw ierdził, gwałcąc zasady poprawnej, wyraźnej wymowy, zblazo­

w any spiker.

M owa była, naturalnie, o

„biednych m aturzystach", którzy przez dw a dni „prze­

ży w ali p ie k ło ", bo n ag le ktoś czegoś zaczął od nich wymagać.

I jak co roku, tak i teraz, zmieniłam stację, ale na każ­

dej częstotliwości litowano się nad nieszczęsną młodzie­

żą. W yznam szczerze, że czegoś nie pojmuję. Co roku tysiące m łodzieży przystę­

pują do jednego z najw aż­

niejszych życiow ych egza­

minów. Dopóki jednak nie wejdzie w życie Projekt no­

wej m atury i nie będzie ona rzeczywiście oznaczać istot­

nej cezury (bądź też nie bę­

dzie ona ró w noznaczna z egzaminami n a studia), do­

póty nie m ożna mówić, że zdanie egzaminu dojrzałości jest jakimś wyjątkowo skom­

plikowanym zadaniem. Tak więc wszystkie te historie o

„stresach, trudnościach itp."

tylko

utwierdzają młode poko­

lenie w niechęci do szkoły, zdobyw ania wie­

dzy, a przede wszystkim, do p o d d aw an ia się jakim kol­

wiek spraw dzianom . W do­

bie rosnącej konkurencji na rynku pracy należy to uznać za sw oisty sabotaż, bo w końcu „takie będą Rzeczpo­

spolite, jakie ich m łodzieży chowanie".

E dukacja na p oziom ie szkoły średniej nie przerasta m o żliw o ści p rz e c ię tn e g o nastolatka. Jeśli jednak od najmłodszych lat słyszy on, przede w szystkim w środ­

kach m asow ego przekazu.

że system szkolny jest z góry nastaw iony na pogwałcenie jego wolności, a w iedza w szkole zdobyta i tak na nic m u się nie przyda, przekra­

cza on próg liceum niechęt­

ny i zbuntowany.

O czy w iście, n ie cała wina leży po stronie mediów i rodziców, żądających dla sw oich pociech bezstreso­

wego wychow ania. Gdyby szkoła nie daw ała pow odów do narzekań, problem byłby z pewnością mniejszy. Tym­

czasem, także i do szkoły można mieć w iele zastrze­

żeń, a popełniane przez na­

u c z y c ie li b łę d y stają się przyczynkiem do generali­

zowania i tworzenia w spo­

m nianych pow yżej p ostaw

„anty".

N ie w y k sz ta łc a się w śró d m łodzieży potrzeb samokształceniowych,

nie wymaga się odpowie­

dzialności

i sam odzielności. Trudno zatem oczekiwać, że adepci szkół średnich, przez niko­

go nie wspierani, nagle doj­

dą do takich praw d, że sami odnajdą wartościowe lektu­

ry, z których czerpać będą w zory życiowych postaw. I w tym zakresie o d p o w ie­

dzialność leży po każdej ze stron procesu w ychow aw ­ czego: rodziców, szkoły, śro­

d o w isk a, a za te m tak że i w sp ó ln o ty relig ijn ej, do której uczeń należy.

C zem u p o sz c z e g ó ln e podm ioty nie wywiązują się z tej odpowiedzialności, n a­

łożonej w szak przez trady­

cję, praw o oraz m odel cywi- lizacyjno-kulturow y? D la­

czego u p ad a ją autorytety, znika instytucja i pojęcie m i­

strza? Przeczytajmy, co na ten temat, blisko pięćdziesiąt la t te m u , p is a ła H a n n a h Arendt:

„Postępowi współczesnego świata towarzyszy nieustający,

D o k o ń c ze n ie na str. 1 ?

E

wangelicy wrocławscy przeżyw ali 23-24 kwietnia br.

wielkie dni. Oto, w zw iązku z odsłonięciem pom nika Dietricha Bonhoeffera, urodzonego w e Wrocławiu, a zam ordowanego przez nazistów w obozie koncentracyjnym (duży artykuł o tym teologu zamieściło niedaw no "Słowo i Myśl"), odbyło się szereg uroczystości i spotkań. Jak jednak doszło do wystawienia tego m onum entu, poświęconego naj­

większem u teologowi luterańskiemu XX w., a jednem u z naj­

większych z pewnością teologów chrześcijańskich naszego stulecia? W rocławski Kongres Eucharystyczny w 1997 r.

zgromadził nie tylko katolików, ale i sporo przedstawicieli innych wyznań. Mówiono o wybitnych postaciach z różnych Kościołów, w tym o Żydówce Edycie Stein, która przeszła na katolicyzm i niedaw no uznana została przez Watykan za świętą - to też wrocławianka. Przypom niano przy tej okazji Bonhoeffera, który po odsłonięciu tablicy pamiątkowej na rodzinnym dom u przy ul. Bartla, coraz bardziej przyswaja­

ny jest przez współczesnych mieszkańców stolicy Śląska jako jeden z najznamienitszych obywateli tej metropolii. Ks. p a­

stor M anfred Richter z Kunstdienst der Evangelischen Kir­

che w Berlinie rzucił w tedy myśl uczczenia go pom nikiem - kopią już stojącego przed kościołem Zionkirche w stolicy Niemiec. Chętnie przystał na to twórca dzieła - Karl Bieder­

m ann, który też baw ił w e Wrocławiu podczas owego Kon­

gresu. A za robotę w zięła się H alina Spasow ska - katolicz­

ka, ale głęboko przejęta wartościami głoszonymi przez ew an­

gelickiego teologa. Zorganizowała ona komitet, w którym jako jego wiceprzewodniczący wielką rolę odegrał Janusz Witt z wrocławskiej parafii ewangelickiej Opatrzności Bo­

żej. Powołano też Komitet Honorowy, w skład którego we­

szło 27 wybitnych postaci z polskich i niemieckich Kościo­

łów różnych w yznań (choć głównie ewangelickich) oraz polityki i w ładz administracyjnych - trudno tu wym ieniać nazwiska, bo wszystkie są jednakowo ważne. Patronat nad przedsięwzięciem przyjęło osiem osób, w tym prem ier Je­

rzy Buzek.

23 kwietnia uroczystości się rozpoczęły. Goście, głównie za­

graniczni, zwiedzili wpierw pięknie odnowioną wrocławską starówkę, coraz powszechniej uznawaną za jedną z najbardziej malowniczych w Europie, a potem wyjechali do Krzyżowej.

Tu zapoznano się z ideą ośrodka spotkań europejskich, stwo­

rzonego w dawnym majątku Jamesa von Moltke, także ewan- gelika, zamordowanego przez hitlerowców za działalność opo­

zycyjną. Artystycznym dopełnieniem tej wizyty stało się zwie­

dzenie unikatowego ewangelickiego Kościoła Pokoju - jednej z największych atrakcji krajoznawczej Europy, chyba nie tylko Środkowej, gdzie wysłuchano koncertu w wykonaniu Toma­

sza Adamusa. A po obiedzie (znów w Krzyżowej) zgromadzo­

no się w urokliwej Auli Leopoldyńskiej Uniwersytetu Wrocław­

skiego. Odbyło się w nim krótkie seminarium, na którym przed­

stawiono sylwetkę i dzieło życia Bonhoeffera.

Następnego zaś dnia, w sobotę, kontynuowano seminarium w przepięknie zrekonstruowanej Aułi Muzycznej, zaś po po­

łudniu wymowny akcent wniosło ekumeniczne nabożeństwo z udziałem wysokich przedstawicieli Kościołów: Ewangelic­

ko-Augsburskiego w osobie ks. bpa Jana Szarka i ks. Ryszarda Bogusza - biskupa Diecezji Wrocławsko-Szczecińskiej, Prawo­

sławnego w Polsce - ks. arcybpa Jeremiasza, metropolity wro­

cławskiej Archidiecezji Rzymskokatolickiej ks. kardynała Hen­

ryka Gulbinowicza i Ewangelickiego Kościoła Berlina-Branden- burgii ks. bpa Wolfganga Hubera. Wreszcie przystąpiono do odsłaniania pomnika, czemu towarzyszyły rozliczne przemó­

wienia, którym przysłuchiwało się spore grono uczestników uroczystości oraz przypadkowych widzów. Bonhoeffer, mimo swych zasług i wielkości nie jest bowiem, niestety osobą, któ-

(9)

Uroczystości B onhoefferowskie we Wrocławiu

ra poruszyłaby - ze względu na swoje wyznanie - większość wrocławian.

M onument ukazał się zgromadzonym. Jaki on jest - widać

na załączonym zdjęciu. Według koncepcji twórcy, jest to swo­

iste „skrzyżowanie" postaci i krzyża o wielowątkowej wymo­

wie. Rzecz gustu, zwykły śmiertelnik nie bardzo się zorientu­

je, o co tu chodzi. N a szczęście, dodano symetrycznie u pod­

stawy po dwie płyty z napisami w językach polskim i niemiec­

kim. Jedna wersja głosi:

DLA

DIETRICHA BONHOEFFERA 1988 (1997) 1999 REPLIKA POMNIKA

AUTORSTWA KARLA BIEDERMANNA ORYGINAŁ Z (1988) ROKU

JEST WŁASNOŚCIĄ DZIELNICY BERLIN - MITTE

I STOI W JEDNYM Z MIEJSC DZIAŁANIA DIETRICHA BONHOEFFERA

W BERLINIE - MITTE

Na przeciwległych natom iast tablicach napisano odpow ied­

nio:

DIETRICH BONHOEFFER URODZIŁ SIĘ 4 LUTEGO 1906

WE WROCŁAWIU Ewangelicki KSIĄDZ TEOLOG, UCZESTNIK NIEMIECKIEGO RUCHU OPORU

PRZECIW NARODOWEMU SOCJALIZMOWI ORĘDOWNIK

EKUMENIZMU I MĘCZENNIK ZA WIARĘ CHRZEŚCIJAŃSKĄ -

ZAMORDOWANY W OBOZIE KONCENTRACYJNYM

WE FLOSSENBURGU 9 KWIETNIA 1945 ROKU

*

KOMITET ORGANIZACYJNY

"DLA DIETRICHA BONHOEFFERA"

N a to m ia st w okół p o d sta w y u m ieszc zo n o p la k ie tk i z h erb am i i em b lem atam i sp o n so ró w tego p rz e d się w z ię ­ cia.

O rk iestra w ojskow a za g rała (jako że m o n u m e n t sta ­ n ął n a p lacy k u za p rz y ry n k o w ą kam ieniczką "Jaś", a obok garn izo n o w eg o kościoła św. Elżbiety, zaś w sp ó ł­

o rg a n iz ato rem u roczystości by ł O rd y n a ria t P ołow y WP w e W rocław iu, re p re z e n to w a n y p rz e z ew angelickiego k ap e la n a ks. p p łk . R yszarda Borskiego), o tw arto k otły z grochów ką, n a k tó rą nie b ra k o w ało am atorów , ra z - że d o b ra, po d ru g ie - że trochę chłodno było i d ż d ż y ­ sto. A i w krótce NATO za b ro n i p o d aw ać n aszy m ż o ł­

n ierz o m tej sm akow itej zupy. W ten sposób W rocław io­

w i - u b o g ie m u w tak ie ak c en ty p la sty c z n e , p rz y b y ł w id o cz n y elem ent, w u częszczanym m iejscu, z czego p o ż y te k znaczny, p o n ie w a ż coraz więcej osób b ęd zie ocierało się przynajm niej o tem aty k ę ew angelicką. Je­

żeli jeszcze p a ra fia p o m y śli o u ro c z y sty m sk ła d a n iu kw iatów , czy w ieńców z okazji u ro d z in łub śm ierci Bon- h o effera - to w y d ź w ię k tej cennej in icjaty w y H a lin y S p a s o w s k ie j, k tó re j n a le ż y się o g ro m n y p o d z iw i w dzięczność, stanie się znakom ity.

Te d w u d n io w e uroczystości zakończyło przyjęcie ty p u standing party w K onsulacie G eneralnym RFN, w k tó ry m h o n o ry d o m u p e łn ił k o n su l T hom as P rö p stl.

O bok w y m ienionych i innych d u ch o w n y ch najw ażn iej­

szym i p ersonam i byli p rzew odniczący B undestagu Wol­

fgang T hierse (z u ro d z e n ia w rocław ianin) i m arsz ałek Sejm u Maciej P łaży ń sk i. P rem ier b aw ił n a ju b ile u sz u NATO w W aszyngtonie. R ozm aw iano głów nie o tego ty p u inicjatyw ach, m ożliw ościach dalszej w sp ó łp ra cy polsko-niem ieckiej i w łąc zan iu w y b itn y ch niem ieckich Ś lązaków w k rąg znajom ości i św iadom ości Polaków . R odzi się tu ciekaw e p y tan ie, m ianow icie: czy i kiedy D ietrich B onhoeffer zo stan ie u z n a n y p rz e z obecnych w ro cław ian za "sw ojego"? A no, pożyjem y, zobaczym y.

K rzy szto f R. M azurski

(10)

W125. rocznicę urodzin Józefa, Jana i Jerzego Buzków

WIELCY RODEM Z KOŃSKIEJ

N

ic to nowego, gdy jakaś miejscowość dla p o d k re śle n ia

swojej rangi zwraca uwagę, że właśnie TU urodził się ja­

kiś talent, który rozsławił jej imię. Może nie dziwić, gdy jest to miasto, w dodatku o chlubnej historii, czy znacze­

niu dla nauki i kultury. Ale wieś, której nie m a już na mapie? A tak właśnie jest na Śląsku Cieszyńskim. Ci naj­

w ięk si, n ajzacn iejsi, w ogromnej większości pocho­

dzą z chłopskich dom ów, często już dawno nie istnie­

jących i ledwo pamięć o tych miejscach tu i ówdzie jeszcze przetrwała. Mało tego, ozdo­

bą tych wiosek są całe rody, które wydały szereg znako­

mitości. Obok m ichejdow- skich Olbrachcie taką wioską była właśnie Końska. Była (!) - gdyż znaczną jej część po­

chłonęła rozbudowująca się H uta Żelaza w Trzyńcu, a sama wioska w 1946 r. zosta­

ła administracyjnie włączona do miasta, zawdzięczającego zresztą swoje powstanie tej­

że hucie (poł. ubiegłego stu­

lecia). Z Końskiej pochodzi m. in. znany działacz ruchu lu d o w eg o P aw eł Bobek, ofiarny społecznik teatrów am atorskich i literat regio­

nalny Adam Wawrosz, kilku Kubiszów - jednak Końska, to przede wszystkim gniaz­

do Buzków.

W drugiej połowie XVIII w. niejaki Jura Buzek wyku­

pił tu grunt, a na życie zara­

biał dodatkowo "kuczerowa- niem", czyli wożeniem róż­

nych tow arów , jak się to wówczas mówiło, "po świę­

cie". W niepełnej genealogii pojawiają się dwaj w nuko­

wie tegoż Jury: Jerzy z Roli i A ndrzej z M acuchow ic (przysiółka Końskiej). Pierw­

szy był ojcem m. in. Józefa i A ndrzeja, dru g i - bliźniąt Jana i Jerzego Jana. O księ­

dzu doktorze Andrzeju Buz­

ku, zasłużonym katechecie i publicyście, pisałem w mar­

cow ym num erze "Słowa i Myśli" z 1997 r. W tym arty-

C z.I.

kule poświęcam nieco uw a­

gi p o zostałym trzem p ra ­ wnukom Jury.

Statystyk

Józef Buzek był trzecim synem, a pierwszym najstar­

szym potomkiem w drugim małżeństwie Jerzego Buzka (z Zuzanną Delong). Urodził się 16 listopada 1873 r. Już w młodym wieku ujawnił zain­

teresowanie nauką, co świa-

na studia z zakresu prawa do K rakow a, a n a stę p n ie do W iednia. Jeszcze na progu studiów, w raz z W ładysła­

wem Michejdą (też praw ni­

kiem), był współzałożycie­

lem Z w iązk u M łodzieży A kadem ickiej "Z nicz". W 1899 r., na Uniwersytecie Ja­

giellońskim, obronił dokto­

rat z prawa, trzy lata później uzyskał habilitację na U ni­

wersytecie Lwowskim i roz­

począł w ykłady z zakresu

do Rady Państwa we Wied­

niu. Tam też zaangażow ał się, także dwukrotnie, w pra­

cach nad reformą praw a wy­

borczego i projektem nowej konstytucji. Po zakończeniu I wojny światowej wydatnie w spierał starania polskich ewangelików o uznanie za­

chodnich granic Polski wg zasady etnograficznej. Jako były poseł Galicji, wszedł do Polskiego Sejmu Ustawo­

dawczego, gdzie przygoto­

wał oryginalny projekt kon­

stytucji, opierający się o sa­

morządy regionalne, uczest­

niczył także w pracach nad Statutem Organicznym Wo­

jewództwa Śląskiego. W la­

tach 1922 - 1927 pełnił funk­

cję senatora z ramienia PSL

"Piast" i domagał się ściślej­

szego, ekonom icznego po ­ wiązania Gdańska z Polską.

W 1918 r. prof. Józef Bu­

zek przeniósł się do Warsza­

wy. Tu zaangażow ał się w zorganizowanie Głównego Urzędu Statystycznego i był jego pierwszym dyrektorem przez 11 lat. Równocześnie prowadził wykłady na Uni­

wersytecie Warszawskim i w Głównej Szkole Handlowej.

Tuż p rz e d p rz ejściem na em eryturę w 1929 r. p rz e ­ wodniczył Radzie Instytutu Badania Koniunktur Gospo­

darczych i Cen.

Wycofanie się z aktywne­

go życia i wyczerpanie p ra­

cą za p ew n e b y ło je d n ą z przyczyn dotkliwie postępu­

jącej sklerozy. 22 września 1936 r., w Cieszynie, prof. Jó­

zef Buzek pożegnał się z ży­

ciem.

W dorobku naukow ym profesor pozostaw ił szereg rozpraw, artykułów, zarów­

no w publikacjach zwartych, jak i czasopiśmiennictwie fa­

chow ym . Do n a jw a ż n ie j­

szych należą „Studia z zakre­

su administracji i wychowania publicznego" oraz „Admini­

stracja gospodarstwa społeczne­

go". O ile niektóre inicjatywy profesora Józefa Buzka nie spotkały się z uznaniem, nie­

zaprzeczalne są jego zasługi w okół G łów nego U rz ę d u Statystycznego i zjednanie mu bardzo wysokiej oceny w opinii środowiska naukowe­

go daleko poza krajem.

W ładysław Sosna ii

I,.

Prof. Józef Buzek repr. WS

tły ojciec skrzętnie wykorzy- statystyki i administracji. Nie stał. W 1894 r. Józef ukończył m inęło kilka dalszych lat, gimnazjum w Cieszynie, któ- gdy otrzymywał kolejne no­

rę dało mu dobrą znajomość minacje profesorskie, a w la- języka niemieckiego. Nato- tach 1916 - 1917 godność m iast wszystko, co wiązało dziekana. Przez sześć lat, do się z zachowaniem polskiej roku 1910, kierował Krajo- tożsamości wyniósł z domu wym Urzędem Statystycz- rodzinnego i rozwijał dzięki nym we Lwowie. Już w 1904 pracy samokształceniowej w r. zw iązał się ze Stronnic- o rg a n iz acji uczn io w sk iej tw em N arodow o - Demo-

"Jedność", działającej w ta- kratycznym, z ramienia, któ- jemnicy przed kadrą nauczy- rego d w u k ro tn ie (1907 i cielską. Tak uzbrojony ruszył 1911) został deputow anym

(11)

W Katowicach

...wielkie śpiewanie!

eformacja przyczyniła się do rozwoju toleran­

cji religijnej, rozkwitu języków, literatury narodowej i kultury - w tym przede wszyst­

kim m u zyki. W prow adzony przez doktora Marcina Lutra oficjalny śpiew, zw any chora­

łem protestanckim, został m u­

zycznie opracowany przez nie­

mieckiego kompozytora Johan­

na W althera. [...] D zięki uproszczonej technice wielogło­

sowego opracowania (nota con­

tra notam) wierni mogli brać c zy n n y , zbiorow y u d zia ł w śpiewie. Śpiew całego zboru, a w latach późniejszych śpiew chóralny cieszył się i cieszy do tej pory wielkim powodzeniem i uznaniem. Wiek X IX przy­

niósł na Śląsku ożywienie za­

interesowania pieśniami. Po­

czątkowo ograniczało się ono do ich zbierania, a na przełomie X IX i X X wieku nastąpił nie­

zwykle dynamiczny rozwój ru­

chu śpiewaczego. [...] Decydu­

jącym momentem dla śląskiego śpiewactwa było założenie w kwietniu 1910 roku przez w y­

bitnego działacza - aptekarza M ichała Wolskiego Z w iązku Śląskich Kół Śpiewaczych. Li­

czył on początkowo 26 zespo­

łów. M imo trudności i szykan ze strony ówczesnych władz liczba chórów szybko rosła. W latach 1911 -1 9 2 0 było ich ju ż przeszło 120. Na ten okres przy­

pada założenie Ewangelickich Chórów Mieszanych w Chorzo­

wie i Ustroniu" (Ewa Bocek - Orzyszek: „Chóry ewangelic­

kie na Śląsku” w: Wszechnica Górnośląska XII. Katowice - Opole - Cieszyn, 1995, s. 63- 64). Diecezja katow icka w ru c h u śpiew aczy m b ierze czynny udział.

25 k w ietn ia br., w k o ­ ściele Z m artw y c h w stan ia P ańskiego w K atow icach, odbył się 53 Zjazd Chórów z udziałem siedem nastu ze­

społów (w tym jeden dzie­

cięcy i jeden m łodzieżow y).

P o d cza s p ro c esjo n aln eg o wejścia do kościoła rady p a­

rafialnej i duchow ieństw a, na największych w diecezji organach (firm y W ilhelma Sauera) M irosław B liw ert w ykonał „Fantazję na temat B-A -C -H ". N astępnie p rzy ­ byłych p o w itał proboszcz p a ra fii ks. ra d ca T adeusz S z u rm a n a u tw ó r L. v.

B eethovena „Niebiosa gło­

szą" odśpiew ały połączone chóry p o d dyrekcją Adelaj­

dy Romańskiej.

W czasie nab o żeń stw a odpraw ionego p rzez księ­

ży: Tadeusza Makulę, Alfre­

da Figaszewskiego i Tade­

u s z a S z u rm a n a (litu rg ia Słowa Bożego), b p a Rudol­

fa Pastuchę (kazame i litur­

gia końcowa) oraz M ariana Niem ca (liturgia końcowa), w czterech blokach, w ystą­

p iły chóry. K ażd y z n ich wykonał dw ie kompozycje.

Jako pierwszy, p o d kierun­

kiem A. Romańskiej, w ystą­

pił chór chorzowski, który w ykonał m. in. „Alleluja" J.

F. H a e n d la z o ra to r iu m

„M esjasz" z to w a rz y s z e ­ niem organów M. Bliwerta.

N a stę p n y - z Golaszow ic, p o d dyrekcją A. D ziadka, zaśpiew ał pieśń „To jest cu­

dow na wieść" (muz.H. Jan- za, sł. M. Paula). Zespół z Gliwic (dyr. J. Lorek) w yko­

nał „Z głośnym dźw iękiem trąby" (sł. i m uz. J. W. Pe­

terson). Chór z Jastrzębia - Zdroju (dyr. A. Marek) za­

p re z e n to w a ł u tw ó r „K to sz u k a C ię" (sł. L. Staff, m uz. J. Świder). Chór m ło­

dzieżow y „Shoshana" z Ka­

tow ic p o d k ieru n k ie m Z.

W alicy o d śp iew ał „K iedy now y wstaje dzień", a ze­

spół z Tychów (dyr. A. Fen- gera) - „W świetle Pana m a­

szeruję dziś".

Chór z Krakowa (dyr. M.

D ro z d ) w y k o n a ł p ie ś ń

„Czyż tron Twój Panie" (sł.

J. P ro ch a n o w , m u z . J. S.

Bach). Kolejne chóry: z O po­

la (dyr. I. Griszczenko) od­

śpiew ał „M odlitw ę pow o­

dzian" (sł. i m uz. T. Sikora);

„Jubilate Deo" z Mysłowic (dyr. J. B liw ert-H oderny) w ykonał „Człowieka z Ga­

lilei" (muz. J. H. Meredith) z tow arzyszeniem organów M. Bliwerta; z Orzesza (dyr.

E. M rozik) zaprezentow ał

„Wieść radosną" (sł. F. H.

Rowley, m uz. P. Bilhorn).

Zespół z Siemianowic Ślą­

skich p o d k ie ru n k ie m R.

P u sz w y z a ś p ie w a ł p ie śń

„Do śmierci z Biblią Świętą".

C hór z P szczyny (dyr. A.

N iem iec) w y k o n a ł u tw ó r

„Chwalić Boga" (sł. T. Siko­

ra, m uz. C. Fraysse), a chór ze Ś w iętochłow ic (dyr. Z.

Kubies) - „O Panie mój, ku Tobie zwracam oczy" (oprać.

J. Sztwiertnia). Chór dziecię­

cy z Jastrzębia - Z droju - Ruptawy, kierow any przez A. Zachraj odśpiewał: „Ze­

szliśm y się zn ó w " i „D o­

tknął mnie dziś Pan" z towa­

rzyszeniem organów M. Za­

chraj. Z espół z M ikołow a (dyr. H. Plinta) zaprezento­

w ał „Doxologię" z m uz. D.

Bortniańskiego (organy K.

Cyroń), a z Żor (dyr. P. Gaś) - „Chwalcie dziś Boga" (sł.

S zen d o ro w sk i, m u z. P a l­

mer). Jako ostatni w ystąpił chór „Largo Cantabile" z Ka­

towic, który wykonał „Pieśń w ędrow ca" (sł. J. Trzanow- ski, m uz. M. Bliwert, dyr. M.

Bliwert) oraz „Panis angeli- cus" C. Francka w opraco­

w aniu i z tow arzyszeniem organów M. Bliwerta (dyr.

A. B obrzyk). C hór te n w czerw cu obchodzić będzie 80-lecie swego istnienia. W czasie tegorocznego Zjazdu, Kom isja ds. C hórów, p o d przew odnictw em ks. Jerze­

go Rom ańskiego w ręczyła z e sp o ło w i k a to w ick ie m u dyplom z tej okazji.

W 53 Zjeździe C hórów Diecezji Katowickiej wzięło u d z ia ł blisko 500 śpiew a- k ó w . K oncert p ro w a d ziła A le k s a n d ra B o brzyk. Po w ystępach, chóry otrzym a­

ły dyplom y z rąk ks. J. Ro­

mańskiego, bpa R. Pastuchy i organizatora im prezy ks.

T. S z u rm a n a . O s ta tn im p u n k te m p ro g ra m u b y ło postludium „Wariacje na te­

m a t IX S y m fo n ii" L. v.

B eethovena w w y konaniu M. Bliwerta (organy).

Z okazji Zjazdu para­

fia k a to w ic k a w y d ała

„Śpiewnik biesiadny" z 65- om a znanym i i łubianym i tekstami, które w tym dniu (po południu) odśpiew ano na placu szkolnym. Tę część imprezy poprow adził znany chórzystom b ary to n - Jan M aria Dyga z tow arzysze­

niem K rystyny (organy) i Waltera (akordeon) Stryjów.

G ościem Z ja z d u C h ó ­ ró w D iecezji K atow ickiej był Rajm und H anke - p re­

zes O ddziału Śląskiego Pol­

skiego Z w iązku C hórów i O rkiestr z siedzibą w Kato­

w ic a c h . D o b rz e b y ło b y , g d y b y w ty m Z w ią z k u zrzeszyło się więcej chórów kościelnych - byłyby b a r­

dziej zauw ażalne nie tylko w śląskim, ale i w ogólno­

p o lsk im śro d o w isk u m u ­ zycznym .

H enryk O rzyszek

(12)

Gdy wstanę - mój głos będzie głosem Pana

Pielgrzym sam o tn y

(ud

J

aki był stosxmek Juliusza Nowackiego do Reformacji ijałde prawdy przez nią głoszone zostały przez niego przyjęte? Pytanie to wielo­

kroć pojawiało się wśród badaczy romantyzmu w okresie owych 150 lat, które upłynęły od jego śmierd. I wydaje się, że sam poeta dał na nie odpowiedź. W "Odzie do młodośd", w IH wierszu taki skreśli

obraz Kośdoła pizedreformacyjnego.

Niegdyś Europa cała Była gotyckim kościołem.

Wiara kolumny wiązała, Gmach niebo roztrącał czołem.

Drżącym od starości głosem Starzec pochylony laty Trząsł dumnych mocarzy losem, Zaglądał w bólów siedziby;

Zaledwo promyk oświaty

Przez ubarwione ginachu przedzierał się szyby.

I oto w tej poetyckiej wizji pojawia się Marcin Luter:

Jakiś mnich stanął u proga, Kornej nie uchylił głowy, Walczył słowami Boga I wzgardził świętymi Icary.

Upadł gmach zachwiany słowy.

Błysnęły światła promienie...

Pierwsze wolności westchnienie Było i westchnieniem wiary.

W TV i V wierszu "Ody" autor wspomina Cromwella i Waszyng­

tona, którzy pod wpływem Reformacji zmieniali oblicze świata. W utworze prozą „Kazanie na dzień Wniebowstąpienia Boskiego" czyta­

my jak to "...w szesnastym Luter i Zwingliusz, bórzy upośledzoną władzę rozumową ducha ludzldego Chrystusanpodnieśli..."I wydaje się,że ddwaj reformatorzy, poznanie przez Słowackiego Biblii i opartego na niej ży­

da codziennego niemieckich i szwajcarskich protestantów, a także an­

typolska polityka papiestwa pierwszej połowy XIX w. (m. in. potępie­

nie Powstania Listopadowego) - ugruntowały jego liberalne a zara­

zem głęboko na Biblii oparte przemyślenia dotyczące Boga, wiary, Ko­

śdoła i człowieka.

W hymnie, zaczynającym się od słów "Smutno mi Boże" - pisanym w 1836 r. na morzu, u wybrzeży Egiptu - daje wyraz uwielbienia Boga i Jego potęgi stworzenia i zarazem ukazuje poczude własnej nicośd wobec Niego - nicośd pielgrzyma, nie mającego wstępu nawet do swej ziemskiej ojczyzny.

W tym samym roku, w liśde do Aleksandra Hołyńsłdego, pisa­

nym w łódce na Nilu, poruszył problem najważniejszy w żydu każde­

go człowieka -

przyjęde Jezusa do własnego serca

i przeobrażenie, jakie po tym fakde następuje. Znajdujemy tu wyraźne odbide treśd wersetu 2,20 z listu do Galacjan:

Chrystus nam łona naszych dusz nabcdsamował;

I duszę ludzką namaściwszy własną, Uczynił ją na wield niezłomną i jasną.

Wiarę w przeobrażenie, jakie Chrystus czyni w naszym żydu (2 Kor. 5,17) gdy uznamy Go Panem, wyraża w wierszu „Tok mi Boże dopoinóżf, gdzie w ostatniej zwrotce woła do Pana:

Z pokorą teraz padam na kolana, Abym wstał silnym Boga robotnikiem.

Gdy wstanę - mój głos będzie głosem Pana, Mój krzyk - ojczyzny będzie krzykiem.

Mój duch - aniołem, co mzystko przemoże, Tak mi dopomóż, Chryste Panie Boże.

J u liu s z S ło w a c k i Słowacki daje dowód

swej

wiary w usprawiedliwienie z łaski

nie z uczynków, nie z udziału w rytuałach. W wierszu

„Chwal Pana duszo moja":

„On dę usprawiedliwił, tyleboć ubezpieczył, nakarmił i uleczył".

Wielekroć podkreślał wyż­

szość spraw ducha nad stwo­

rzoną przez człowieka obrzę­

dowością, nie mającą żadne­

go wpływu na postawę czło­

wieka i jego drogę do zbawienia. Dobitnie to ujmuje w V akde „Samu­

ela Zborowskiego":

Panie... Ty duchu wiesz, że Paiislca sprawa Jest sprawą ducha...

... Kto stawia, mówię, nową ducha świecę, Do Idórej lud inny powoli dochodzi, Ten, mówię, jakby nową gwiazdę rodzi, Do której wszyscy my powoli dążym, I może nazwać się Boskim chorążym, Jeśli na drodze Boskiej... znalazł drogę.

W „Genezis z ducha" wykazuje dobrą znajomość Biblii, a musimy pamiętać, że pisał ten utwór wówczas, gdy oficjalnie księgi tej nie wol­

no było katolikom czytać. W alegorycznej wizji rozwoju świata widzi rozwój ducha ludzkiego. Podziwiał porządek stworzenia i widział początek porządku społecznego w przyrodzie - doskonalenie się du­

chowe człowieka, który ze stworzenia czerpał wzorzec pracowitości, solidarności i szlachetności.

Za małą mądrość uważał wiedzę - „bezdno, gdzie mi przedkoły- śkowy żywot był tajemnicą, a przyszłość żadnych celów nie miała...", co przy­

pomina nam bez wątpienia wiersze 19-311 listu do Koryntian. Wyka­

zuje wdzięczność za Boży dar wieczności, o którym człowiek nigdy nie śnił: „Nieśmiertelność ta kształtów przez śmierć uzyskanie pokazuje, iż przez ofiarę duch otrzymuje nad śmiercią panowanie, a omijając niby prawa bezwładnej materii zwyciężają i niszczy". Opisuje znikomość świata ziem­

skiego, gdzie: „... dzieła, ręką ludzi robione, odmieniły oblicze swoje-pomniki na przetrwanie wieków stawione rozpadły się...” Tylko to, co stworzył Bóg jest trwałe - notuje opisując wróble na rozwalonych starożytnych gro­

bowcach. Tylko w duchu widział „pierwiastek świata uwieczniający cia­

ło... Pierwiastek ten odkupienia", na którym Bóg „pieczęć swojej trwałości położył na zapisanej przez siebie księdze".

Podkreśla prawdę Biblii „przeciwko nałogowi z muld ... W świętości bowiem twojej leży

zvyzwolenie ducha i moc jego przyszła

i mądrość... i zwycięstwo i wolność, i wyswobodzenie spod jarzma fałszu i mocy". W finale utworu Juliusz Słowacki zwraca się w formie modli­

twy do Boga, aby naród polski “drogą bolesną teraz idący do bólestwa Bożego doprowadziła". W inwokaqi nawiązując do wersetów Biblii, pi­

sze: „Aby mię uczyły słów tej księgi..., by nieldóre wńelkie duchowe moce, w ojczyźnie mojej uśpione, z nieświadomości własnej na światło wiedzy wła­

snej wywiodły". W końcowej modlitwie prosi nie o ślepą, formalną, ale o świadomą wiarę dla narodu polskiego: „ O to proszę... Boże i panie mój! O widzącą wiarę a zarazem uczucie nieśmiertelności z wiary zoidzącej w duchach zrodzone. O słońce mądrości Boże proszę. Albowiem wszystko przez Ducha i dla ducha stworzone jest, a nic dla cielesnego celu nie istnieje". W słowach tych przewija się motyw biblijnych słów z Ewangelii Jana (3,5; 6,63) oraz listu do Rzymian (8,6. U).

Henryk Dominik

Cytaty

Powiązane dokumenty

tają się: „Jeśli jesteś Boże, to kim jesteś?" To nie jest takie łatwe, tego trzeba się nauczyć. A potrzeba wiele cierpliwości, aby nauczyć się rozmowy z Bogiem. I

łobną po śmierci ojca - „Nie zawsze wiem y dlaczego coś się dzieje, czasami jest to po prostu wola boska i należy ją przyjąć" - ripostuje

Do takiej perspektywy możemy dążyć, ale też nigdy nie uda nam się sprowadzić wszystkich przejawów religii i religijności do jednego wspólnego mianownika.. Obiektywizm wyraża

n ia. To jest realne niebezpieczeństwo i dlatego ta rocznica m oże okazać się kłopotliwa.. Kościół na swych drogach musi, niejednokrotnie, przeciwstawiać się tem u

no w pomnik Gizewiusza. przekształciła się w świecką księgę. Również na dzisiejszym pomniku zabrakło - rzecz godna ubolewania - symbolu chrześcijańskiego. Były to

pejskiej, ani nie w yrzeka się w skutek takiego kroku swej w iary (religijnej), ani nie jest do tego zm uszany.. N ie

Wielość ról społecznych, w jakich m ożna spotkać wielu pastorów, jawi się bardziej jako przeszkoda niż pomoc dla współczesnego badacza.. Wiejski pleban m a tu

nym ku czci i chwale Bożej. Tym ziarnem jest rodzaj ludzki, który zawsze miał cieszyć się wielkością Boże­.. go błogosławieństwa oraz obdarzony wolą Bożej nauki miał