JSfe 9 ( 1 0 4 0 ) . W arszawa, dnia 2 marca 1902 r. T o m X X I ,
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W IĘ C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA". „ Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata. „ , , . . . . . . . W W a rsza w ie : rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2 . !
Z p r z e sy łk ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 1 0 , półrocznie rub. 5 . i 1 w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Redaktor W szechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od g o iz. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 1 1 8 .
METEOROLOGIA N A PRZEŁO M IE STULECI.
S tr e s z c z e n ie o d c z y tu W . B E Z O L D A , w y g ło s z o n e g o n a z je ź d z ić m e te o ro lo g ó w n ie m ie c k ic h w S z tu tg a r d z ie w r. 1901.
D la system atycznej, produkcyjnej p ra cy naukow ej je s t zaw sze rzeczą pow aż
nego znaczenia rzucić w stecz okiem na re z u lta ty osiągnięte i przez obejrzenie działalności i dążeń dzisiejszych u p rzy
tom nić sobie jasno zadania, których ro z
w iązan ia oczekiw ać należy od najbliższej przyszłości, oraz przedstaw ić cele, które stale przed oczyma stać powinny. W iedza m eteorologiczna przew ażną część sw e
go rozw oju zaw dzięcza ubiegłem u stu leciu i nader nieznaczny zaledw ie ułam ek teg o dorobku przekazały jej w dzie
dzictw ie w ieki ubiegłe.
W praw dzie ju ż w początku samym ubiegłego stulecia byliśm y w posiadaniu w ażniejszych przyrządów m eteorologicz
nych, a n a w e t dw adzieścia la t przedtem staran iem „Societas P a la tin a M eteoro- lo g ic a “ urządzone były system atyczne dostrzeżenia w ed ług planu jednolitego, lecz burze rew olucyi francuskiej i po
w stałe stąd w ielkie w ojny zbyt wcześnie zniw eczyły to dzieło pokoju i spraw iły, że stan m eteorologii przed stu dokładnie
: la ty p rzed staw iał widok nader opła
kany.
Sieć stacyj Akadem ii w M annheim p rzestała istnieć, obserw ow ano w p ra w dzie tu i owdzie, lecz bez system u je d nolitego, ta k że nie m ożna było w ycią-
j
gać stąd wniosków, rzucających głębsze
j
św iatło na p raw a zjaw isk atm osferycz-
! nych.
Ale w tedy w łaśnie w yłoniły się i sfor
m ułow ane zostały dążenia, któ re na dłuż- j szy okres czasu w skazały drogę b ad a
niom.
P o d w rażeniem ta k od stref naszych odm iennych w arunków życia pasa r ó w nikow ego skrystalizow ały się w um yśle A leksandra H um boldta p u n k ty w yjścia, z pośród których ro zp atry w ać należy zdobyty przez spostrzeżenia m eteorolo
giczne m ateryał liczbowy, aby otrzym ać obraz tych właściwości, które łączyć zw ykliśm y pod nazw ą klim atu. Te pu n k ty w yjścia, które się zasadniczo spro
w adzają do badania średnich w artości i któ re nieco późnie] znalazły ta k w y bitnego przedstaw iciela w Dovem, pano
w ały w yłącznie aż do połow y ubiegłego
stulecia; to, co w tedy, a często i później
rozum iano pod nazw ą m eteorologii, było
w łaściw ie tylko klim atologią, t. j. n au k ą
statystyczno-geograficzną.
130 WSZECHŚWIAT N r 9 D opiero około te g o czasu zaczęto
zw racać pilniejszą u w a g ę n a p rzebieg oddzielnych zjaw isk w oceanie p o w ie trz nym i ta k obok k lim ato lo g ii rozw inęła się jeszcze n au k a o pogodzie czyli me
teorologia w ściślejszem znaczeniu teg o w yrazu.
W tym czasie zorganizo w ano tak że w w ielu k rajach cyw ilizow anych stałe sieci m eteorologiczne, m ożna w ięc było przystąpić do b ad an ia zm ian elem entów m eteorologicznych z dnia na dzień.
W krótce potem w sk u tek olbrzym iego rozw oju te le g ra fii elektrycznej n a strę cz y ła się dalsza m ożebność p rak ty czn eg o zużytkow ania stały ch spostrzeżeń i p rze
pow iadania n a zasadzie naukow ej z p ew nym stopniem p raw dopodobieństw a nie- ty lko burz, lecz w ogóle oczekiw anych stan ów pogody.
P oró w naw cze bad an ie ty c h o sta tn ic h i z dnia n a dzień n a zasadzie specyalnych
jmap, p o zw alający ch ła tw o ro zp atrzeć 1 stan pogody w danym m om encie na znaczniejszej przestrzeni, jednem słowem t. zw. m etoda synoptyczn a sta n o w iła od teg o czasu przez całe la t d ziesiątki j ą dro w łaściw e poszukiw ań m eteorologicz
nych.
Pom im o teg o m eteorologia w ciąż po
zo staw ała w g rac ie rzeczy ty lk o n a u k ą opisową; poznano w praw dzie, że p rzebieg pogody zależy przedew szystkiem od r o z w oju i zacho w an ia się stre f w yso
kiego ciśnienia, lecz do od cyfrow ania zw iązku w zajem nego i w łaściw y ch p rz y czyn zjaw iska potrzeb a było całkiem in nych środków pom ocniczych.
N ależało zasto so w ać do zjaw isk a tm o sferycznych zasadnicze p ra w a fizyki, in- nemi słow y—p rzek ształcić m eteorologią w fizykę atm osfery. Szczególnie w ażne m ają tu znaczenie d w a działy fizyki;
z jednej stro n y teo ry a ciepła, d o sta rc za ją c a klucza do zrozum ienia zasadniczo różnych objaw ów p rąd ó w w stęp u jący ch i zstępujących, a stąd i stre f ciśn ie
nia w ysokiego i niskiego, t. z w. m axi- mów i m inim ów barom etrycznych; z d ru giej zaś strony —n a u k a o ruchu, d y n a m i
ka, dla w y tłum aczenia ogółu ruchów ,
I odbyw ających się w oceanie p o w ietrz
nym.
Z astosow anie do ty ch [zjawisk teory i ciepła, rozpoczęte ju ż w szóstym dzie
siątk u ubiegłego stulecia przez H elm hol- tza, H anna, R ey a i in., było w dalszym ciąg u prow adzone, i w z a ra n iu obecnego w ieku przedstaw iało się w postaci je d nolitej, choć ty lko tym czasow ej, całości.
W szczególności m ateryał, zebrany przez naukow e w zloty balonów , potw ierdza
| słuszność zasadniczych założeń, k tó re się
! przyjm uje w teg o rodzaju badaniach.
T a część m eteorologii teoretycznej,
\ t. zw. term odynam ika atm osfery, nie na- I stręcza w zględnie w iększych trudności.
B ezporów nania zaw ilszem i są do ro z
w iązan ia stu d y a nad w łaściw em i z ja w i
skam i ruchu, t. j. nad dynam iką a tm o sfery w ściślejszem znaczeniu teg o w y razu.
Pom im o doskonałych p rac W illiam a F errela, G uldberga, M ohna i in. pierw sze zaledw ie n a tem polu staw iam y kroki.
Bo rzeczyw iście ru ch y w oceanie po
w ietrznym są ta k złożone, drogi, jak ie opisują cząstki w swym przebiegu, ta k różnorodne i zaw iłe, że ich zbadanie należy do najtrudn iejszych p y tań , ja k ie w iedza w ogóle p rzedstaw ia badaczow i.
Przedew szystkiem w y stępu je tu z a d a nie pierw szorzędnej ważności, k tóre n ie ste ty dotychczas pozostaje bez odpow ie
dzi, a m ianow icie kw esty a zw iązku m ię
dzy oddzielnem i w iram i atm osferyczne- mi, k tó re oznaczam y jak o barom etryczne m azim a i m inima, a cyrk ulacyą ogólną atm osfery naszej.
N ow sze b adan ia uczą, że te u tw o ry w irow e, od któ ry ch w strefach naszych przedew szystkiem zaw isła pogoda, nie w y n ik a ją z przyczyn w yłącznie m iejscow ych, lecz że w ich < pow staw aniu i przebie
gu zasadnicze znaczenie przypisać n a le ży ogólnej cyrkulacyi. J a k jed n ak ten zw iązek w zajem ny w szczegółach zacho dzi, ja k ie działania w y n ik a ją z połączeń ty ch dw u przebiegów , to k w esty ą tę ten ty lk o podejm ow ać może, k to g ru n to w n ą znajom ość fak tó w odpow iednich łączy z najw yższą zdolnością m yślenia m atem a
tycznego.
N r 9 WSZECHŚWIAT 131 W raz z tem i now em i poglądam i, które
w pro w ad ziła m etoda synoptyczna i fi
zyczne tłum aczenie zjaw isk, zm ieniły się znacznie w y m ag ania co do ro d za
ju i c h arak teru dostrzeżeń m eteorolo
gicznych.
W now opow stałej dziedzinie, gdzie zasadniczą p o d staw ą je s t badanie zjaw isk pojedyńczych, każde spostrzeżenie, rzecz n atu ra ln a , posiada z osobna bezporów- nania w iększe znaczenie, niż w klim ato
logii, zadaw alającej się, przynajm niej obecnie, rozpatryw aniem średnich w a r
tości, w k tó ry ch tw oi’zeniu znikają drobne błędy i nie w p ły w ają n a re zu ltat.
To też w zm ogły się odpowiednio w y m ag an ia co do dobroci przyrządów i staranności obserw acyi; przytem bada
nie w danym momencie rozkładu [ele
m entów m eteorologicznych n a znacznym
■obszarze, np. dla całej Europy, w ym agało niezbędnie jednolitej m etody spotrzeżeń i w spólnej p rac y w szystkich narodów.
T ę o sta tn ią spraw ę poruszono po raz pierw szy w B rukselli w r. 1854 i osta
tecznie w prow adzono w życie od czasu m iędzynarodow ego kongresu m eteorolo
gicznego w W iedniu w r. 1873.
Gdy jednakże m eteorologii synoptycz
nej głów nie chodziło o rozszerzenie sieci obserw acyjnej n a pow ierzchni ziemi, a, w ięc w k ierunku „poziom ym 11, to me
teo ro lo g ia teo rety czn a dom agała się prze
dew szystkiem rozszerzenia teg o rodzaju w. kierunku pionow ym . Od czasu, gdy p ojęto zasadnicze znaczenie w stępujących i zstępujących prąd ów pow ietrznych dla sta n u pogody, objaw iło się n atu raln e d ą
żenie ku b ad an iu przebiegu ty ch prądów na całej ich drodze. B adacz nie m ógł się zadow olić tem , co mu p odają obser- w acye z najniższych w a rstw i m usiał b adania swe rozciągn ąć na górne w a r
stw y atm osfery.
W te n sposób p o w stały dostrzegalnie górskie, a n astęp nie badanie naszego oceanu pow ietrznego przy pom ocy balo
nów i lataw ców .
W praw dzie ju ż w krótce po w ynalezie
n iu balonów , a zw łaszcza w początkach ubiegłego stulecia, a następnie w szó
stym jeg o dziesiątku, prow adzono we F rancyi i A nglii próby z w zlotam i b a lonów w celach m eteorologicznych, lecz z pow odu braku odpow iednich p rzy rz ą dów i system u badania, pozostały one bez pow ażniejszych rezultatów .
Dopiero, gdy z jednej stron y w skutek poszukiw ań teoretyczny ch w yjaśniono dokładnie, ja k zbierać i opracow yw ać należy zdobyw ane rezu ltaty , a z drugiej strony w ynaleziono psychrom etr aspira- cyjny, który pozw olił na dokładne w y znaczanie tem p eratu ry i w ilgotności po
w ietrza, m ożna było od naukow ych w zlotów balonów oczekiw ać wniosków, któ reb y odpow iadały ponoszonym ofia
rom.
I rzeczyw iście m atery ał zebrany w tym względzie, zw łaszcza przez berliński in s ty tu t żeglugi pow ietrznej, i ogłoszony w cennem dziele ‘) przez A ssm anna i Ber- sona 2), ogrom nie rozszerzył nasze p o g lą dy n a przebieg zjaw isk m eteorologicz
nych w górnych strefach atm osfery.
P ró cz B erlina zaprow adzono system a
tyczne w zloty balonów w celach n au k o w ych i w w ielu innych m iejscow ościach E uropy i Ameryki; w e E ran cy i w zloty te odbyw ają się zazw yczaj bez przew od
ników, przy pom ocy sam opas puszczo
nych balonów (t. zw. ballons sondes), zaopatrzonych w cały szereg p rzy rzą
dów sam opiszących, a w Am eryce w tym celu stosow ana je s t m etoda lataw ców .
W celu m ożliw ie zupełnego n auko w e
go w yzyskania ty ch w zlotów , p o stan o w iono w r. 1896 puszczać balony w e w szystkich m iejscow ościach jednocześnie i przedew szystkiem stale w pierw szy czw artek każdego m iesiąca.
Jed nem słowem badanie w a rstw g ó r
nych atm osfery weszło w sta ły program dostrzeżeń m eteorologicznych.
') W issenschaftliche L uftfahrten, heraus- gegeben von R. A ssm ann u. K. A rth u r B er- son. 3 tomy. 4-o. B runśw ik, 1899.
2) Porów naj A. B ersona „Rozwój i cele aero n au ty k i now oczesnej11. D w a odczyty, w y
pow iedziane d. 4 i 5 kw ietnia 1900 r. w O d
dziale krakow skim tow arzystw a polskiego przyrodników im. K opernika. K raków , 1901.
(Przyp. tłum.).
*9
WSZECHŚWIAT N r 9
132
W ostatnim la t d ziesiątk u u biegłego stulecia doprow adzono tak ż e w spólnem i siłam i do skutku inne, w ażne dla m eteo
rologii, przedsięw zięcie, a m ianow icie w ciąg u roku jedneg o w yznaczano do kładnie w ysokość i k ieru n ek obłoków w rozm aitych m iejscow ościach ziemi.
A le też i inne, poprzednio rozpoczęte, prace były usilnie w dalszym ciąg u p ro wadzone, sieci stacyj m eteoro log icz
nych w ciąż się rozszerzają, a m ate ry a ły spostrzeżeń lądow ych i m orskich służą spraw ie że g lu g i p aro w ej w znacznie zw iększonych granicach.
N aukow e przep o w iadanie pogody do skonali się pow oli i obejm uje coraz w ię k sze tereny. P ró c z teg o w celach n iety l- ko m eteorologicznych, lecz i p ra k ty c z nych, a m ianow icie dla praw id ło w ej g o spodarki wodnej, założono w w ielu k r a ja c h znaczne ilości t. zw. stacyj desz
czowych, k tó ry ch zadanie p o lega ty lk o n a term inow ych p om iarach opadów , a w porze zim ow ej w ysokości pow łoki śnieżnej. L iczba tak ic h stacy j przenosi w Niem czech 3 000 ■).
Ten pobieżny rz u t oka n a te w sz y st
kie zdobycze obecnie je s t w ym ow nym dowodem teg o w sp an iałeg o rozw oju, j a ki osięgła nasza nau k a ze skrom nych początków przed stu laty , oraz uczy nas zarazem , że stoim y w chw ili obecnej w pośrodku p rac n ad obszerną dziedziną badań.
N aszkicow any pow yżej obraz byłby jednakow oż zg oła niezupełnym , g d y b y
śmy, chociaż w kilku słow ach, nie scha
rak tery zo w ali zabiegów i celów, p rze znaczonych do w yp ełnienia w najbliższej przyszłości.
Przedew szystkiem chodzi o to, aby na
’) Sieć m eteorologiczna w arszaw ska (z b iu rem centralnem w Muzeum przem ysłu i r o l
nictw a) liczyła w r. 1895 24 stacye rzędu Ii-g o i prócz tego tylko 12 stacyj deszczow ych.
P orów nanie pierw szego ro k u działalności sie
ci w r. 1886 (P am iętnik fizyograficzny t. Y II z r. 1887: „Spraw ozdanie ze spostrzeżeń za r. 1886“) z ostatnio ogłoszonym w ykazem (tom X V I „Pamiętnika*1, w ydany w r. 1900, zaw iera „Spraw ozdanie" za ro k 1895) nie w y
kazuje n iestety godnego uw agi p rz y ro stu n a
szej sieci. (Przyp. tłum .).
zasadzie teoretyczn ych zdobyczy otw o
rzyć now e p u n k ty w idzenia w klim ato- genii, i np. uzupełnić dział nauk i o ro z
m ieszczeniu tem p eratu r na pow ierzchni ziemi, które błędnie dotychczas n a z y w a j ą rozm ieszczeniem ciepła 1), przedsta
w ieniem rzeczyw istego rozkładu energii cieplnej n a kuli ziemskiej.
D opiero gdy do term om etryi atm osfery dołączym y jej kalorym etryą, m ożna będzie w ejrzeć dokładniej w ekonom ią i gospo
darkę cieplną ziemi, której zbadanie w a rte je s t najpow ażniejszych studyów i zabiegów . Z ajdzie rów nież potrzeba daleko w iększego u w zględniania w k li
m ato lo g ii średniego rozkładu ciśnień, niż to ma m iejsce w chw ili obecnej.
Jeżeli w ięc śmiało spodziew ać się można, że fizyka w płynie w ybitnie i na b adan ia klim atologiczne, t. j. statysty cz- no-geograficzne, to z niem niejszem p ra w dopodobieństw em oczekiw ać należy, że fizyka atm osfery w najbliższej przyszło
ści ow ładnie całkiem no w ą dziedziną.
Od dłuższego czasu badania zgodnie w ykazują, że m iędzy tajem niczem i z ja w iskam i m agnetyzm u ziem skiego a prze
jaw a m i atm osferycznem i istnieje ścisła rów noległość, k tórej dokładniejsze w y śledzenie je s t ju ż na porządku dziennym nauki.
Znaleziono, że te dziw ne i przed la ty 15 ta k zaw ile przedstaw iające się dzien
ne w a h an ia ig ły m agnesow ej są w y w o łan e przez p rąd y elektryczne, któ rych siedliskiem są górne w a rstw y pow ietrzne;
p rąd y te okrążają z natężeniem , zmien- nem w zględnie do pory roku, jak o w iry ogrom ne pew ne p u n k ty środkow e nad 40 stopniem szerokości każdej półkuli.
Szerokości te odpow iadają rów noleżnikom
]) W lite ra tu rz e m eteorologicznej polskiej tem u kardynalnem u pom ieszaniu pojęć „ilości ciepła11 i „ te m p eratu ry 1- sprzyja nadto niefo r
tu n n ie zastosow any w yraz „ciepłota11 oraz
„ciepłom ierz". Tego ostatniego np. używ ają stale lekarze, a, co rzecz dziwniejsza, i w ięk
szość m eteorologów (por. np. Spraw ozdanie kom isyi fizyograficznej w Galicyi), zam iast
„term o m etru 11, pomimo ta k elem entarnej za
sady fizycznej, że term o m etr ciepła nie m ierzy.
(Przyp. tłum .).
N r 9 WSZECHŚWIAT 133 przechodzącym przez N eapol i w bliz-
kości p rzylądka D obrej Nadziei.
Ależ oto w ty ch w łaśnie szerokościach p rzyp adają w przybliżeniu linie rozdziału prądów atm osferycznych stref rów ni
kow ych i biegunow ych, a tak że linie środkow e stref najm niejszego zachirur- rzenia i najm niejszych opadów, ta k że ju ż z teg o tru d n o oprzeć się m yśli o ścisłym zw iązku m iędzy cyrkulacyą atm osfery a zjaw isl am i m agnetycznem i.
T akże i zakłócenia m agnetyczne, które n a znaczniejszych przestrzeniach w yw o
łu ją jednocześnie w ielkie i niepraw idłow e w ychylenia ig iełk i m agnesow ej i w y stę
pują zazw yczaj w raz z zorzą północną, są w yw ołane, w edłu g bad ań A. Schm id
t a w G otha. działaniem prądów elek
trycznych, k tó re w iru jąc z w ielką szyb
kością (około 1 Tcm na sek.) p rzeb ieg ają najw yższe w a rstw y pow ietrzne.
Z drugiej zaś strony, jak to ju ż dawno wiadomo, częstość ty ch zakłóceń, zarów no ja k i w ielkość fali dziennej igiełki m agnesow ej, zależy od ilości plam na pow ierzchni słońca, k tó re znow u w y k a zu ją praw idłow y okres, obejm ujący p ra w ie la t 11 .
B yłoby m uzyką przyszłości, gdybyśm y poczęli w yliczać, jak ie ciekaw e i w ażne ! zdobycze przyniesie uchylenie zasłony oraz w yjaśnienie przyczyny i zw iązku w szystkich ty ch zjaw isk.
Lecz o jednem nie możemy przem il
czeć, że m ianow icie sposób i rodzaj, w jakim w pływ działalności słońca prze
ja w ia się w naszej atm osferze, dzię-
jki ostatnim zdobyczom fizyki zaczyna | pow oli w yb ijać się z mroku.
Znaleziono w czasach óstatnich, że j w skutek sam ego tylko prom ieniow ania pow ietrze stać się może nietylko prze
w odnikiem elektryczności, lecz że i różne ciała pod w pływ em tak ich promienio- w ań w y sy łają specyalne g a tu n k i pro
mieni, spokrew nione ze św iatłem zorzy północnej.
Czyż nie m ożna pomyśleć, że w łaśnie w ty c h strefach biegunow ych, gdzie wyższe w a rstw y atm osfery b y w ają przez czas pew ien dłużej ośw ietlane przez I słońce, niż w pozostałych częściach
ziemi, że tam drobniutkie ig iełki lodowe lub inne substancye, pochodzące np.
z w ybuchów w ulkanicznych, znajdują się w stanie, k tó ry ta k niedaw no w y k ry to dla t. zw. ciał prom ieniotw órczych.
Gdyby ta k było istotnie, to w tedy i w iele innych zjaw isk, o których pow y
żej mówiliśmy, znalazłoby n atu ralne w y tłum aczenie i za jednym zamachem uchyliłaby się zasłona z całego szeregu faktów , o których nasza m ądrość szkolna n aw et dotychczas m arzyć nie może.
N iezależnie jednakow oż od tego, co nam przyszłość przyniesie, w ątpliw ości żadnej nie ulega, że nau k a o zjaw iskach w oceanie pow ietrznym nie ograniczy się na tem, co dotychczas pod m eteoro
log ią było rozum iane, lecz że w nowem stuleciu będzie ona w stopniu coraz dalszym i szerszym dążyć do stanow iska, jak ie jej przypada jak o „fizyce atm o-
| sfery “.
Streścił O.
MA11YAN LUTO SŁAW SK I.
0 Ś W IE T L E .
OD C ZY T PU B L IC Z N Y .
(D okoń czen ie).
O pierając się na kilku przytoczonych przykładach w ytłum aczyliśm y n ajw aż
niejsze zjaw iska, cechujące isto tę św ia
tła : pojm ujem y zatem św iatło jak o en ergią ruchu falistego; ciśnie się teraz p y ta n ie : co drga? w jak im ośrodku wzbudzone są te fale, których istnienie stw ierdzano ta k dalece, że i długość ich i szybkość dokładnie oznaczono. Z a
m iast odpowiedzieć „nie w iem y“, za
daw alam y się nabytem prześw iadcze
niem, że gdzie są fale tam ośrodek być musi. Ten ośrodek m usi podlegać
i
podstaw ow ym praw om m ateryi, musi być m ateryą. N a zasadzie spostrzeżo
nych objaw ów oznaczam y w łasności za
sadnicze tej m a te r y i: niesłychaną lek
kość, niesłychaną sprężystość, niesły
chanie drobny podział na cząsteczki,
k tó ry spraw ia, że ta m atery a przenika
w szelką przestrzeń m iędzy znanem i nam lub przypuszczalnem i najdrobniejszem i cząsteczkam i ciał, złożonych z innego rodzaju m ateryi; ;ta k p o ję tą m a te ry ą n a zyw am y eterem w szechśw iatow ym . J a k w y k azują badania, n iety lk o św iatło je s t ruchem falisty m eteru; ta k i poza w i- docznem widm em m am y fale ciepła dłuższe od czerw onych, oraz prom ienie (których istn ien ia dow odzi jed y n ie ich chemiczne działanie n a n iek tó re substan- cye), o długości fali m niejszej od św ia tła fioletow ego. W reszcie w o sta tn ic h k il
ku n astu la ta c h stw ierdzono, że w iele objaw ów elektryczności i m agnetyzm u, promienie R o n tg e n a i inne przejaw y sił przyrody, sąto ru ch y faliste teg oż sam ego eteru. T ale w zbudzone z rozm ai
ty ch przyczyn rozchodzą się w eterze w różnych kierunkach. G dy d rgnięcia, w y konane w ciągu sekundy przez cząsteczki, sty k ające się z sia tk ó w k ą naszego oka, dojdą do pew nej ilości, ściśle określonej, odczuw am y to p odrażnienie ja k o św iatło;
w raz ze w zrostem szybkości d rg a ń zm ie
nia się w rażenie koloru św iatła, a g d y ta szybkość przejdzie pew ne granice, oko nasze p rzestaje być na nie w rażliw e, nie m am y do czynienia ze św iatłem , lecz z in ną fo rm ą te j samej energii, k tó rą odczuć m ożem y jed y n ie za po
średnictw em innych zm ysłów lub o b ja
w ów pochodnych.
P rzechodząc od teo ry i do je j p ra k ty c z nego zasto so w ania m usim y-przedew szyst- kiem sta ra ć się określić pow yżej sch a
ra k te ry z o w an ą form ę en erg ii w szech
św ia ta jakościow o i ilościow o.
Jak o ścio w e określenie w y d aje się b a r dzo ła tw e zapom ocą w id m a : g d y p o d a jem y kolor, a raczej, m ów iąc ściśle, d łu gość fali danego św ia tła , określam y je zupełnie jednoznacznie, o ile m am y do czynienia ze św iatłem jednorodnem . W p rak ty ce je d n a k k ażd y prom ień z a w iera fale różnej długości; jak o ścio w a an aliza w idm a nie cechuje w te d y b y najm niej w rażenia, ja k ie to św ia tło robi n a naszem oku; ścisłe zaś ilościow e oznaczenie p rzed staw ia w obecnym s ta nie nau k i i tech n ik i nieprzezw yciężone trudności. O ile bow iem w zb u dzając cie
134
pło lub elektryczność, jesteśm y w stanie oznaczyć ilościow y stosunek m iędzy siłą z u ż y tą w danym czasie, czyli p rzek ształ
coną w no w ą form ę energią a ilo ścią w ytw orzonego ciepła lub energii elek
trycznej, o ty le nie potrafiliśm y d o tych
czas oznaczyć teg o stosunku dla św iatła.
J e d y n ą cechą, służącą do oznaczenia ilościow ego św iatła, je s t w rażenie, w y w ierane na oku ludzkiem; otóż oko oku nie rów ne, a pow tóre jedno i to samo, n a w e t najzdrow sze, oko różnie odczuw a tę sam ę siłę św iatła, stosow nie do z a barw ienia. Św iadczy o tem w ym ow nie ta k zw ane „zjaw isko P u rk in je g o “ : g d y dw a rów ne źródła św iatła, z k tó ry ch jedno m a zabarw ienie żółtaw e, dru
gie niebieskaw e, zaczniem y jedno stajnie w zm acniać i osłabiać otrzym am y w p ierw szym p rzypadku przew agę niebieskaw e
go, w drugim p rzew agę żółtego ś w ia tła pod w zględem .w rażenia siły św iatła, od
czuw anej okiem. Stanow i to p o w a ż n ą tru d ność . w razie porów nyw ania św iateł nie
zupełnie rów no zabarw ionych; poniew aż oznaczenie ilościow e musi polegać n a m ierzeniu, a m ierzenie na porów naniu z analogiczn ą w ielkością, p rzy jętą z a jednostkę, w ięc i tu przedew szystkiem należy porozum ieć się co do jed n ostki, k tó ra m a służyć za w zorzec w św iatło - m iernictw ie. D la uproszczenia teg o n a der tru d n eg o zadania, trzeb a było ty m czasem zaniechać zw racania u w a g i n a ab solutną rów ność zabarw ienia, gdyż trz e b ab y w tak im razie m ieć ty le w zo r
ców, ile kolorów zaw artych je s t w w id mie.
P ierw sze badania naukow e w tym kierunku p o w stały w e F ra n cy i i z o sta ły przedstaw ione pierw szem u m iędzynaro
dow em u kongresow i elektrotechnicznem u w P a ry ż u w roku 1881 z zastosow aniem jed n o stk i zw anej „św iecą Carcela" : je st- to św iatło lam py określonych rozm iarów , złożonej z k n o ta zanurzonego w oleju z nasion rośliny Colza. D o tą d sp o ty kam y tę jednostkę w użyciu u fra n c u zów i anglików . Nieścisłość, niedo
kładność tego rodzaju w zorca rzuca się w oczy. To też n a konferencyi paryskiej w rok u 1884 Y iolle zaproponow ał uznać.
N r 9
WSZECHŚWIAT
N r 9 WSZECHŚWIAT 1 3 5
za wzorzec źródła św ietlego centym etr k w ad rato w y roztopionej platyny. B ył to postęp pod w zględem ścisłości, ale trudność pod w zględem w ykonania była ta k w ielka, że zaw ahano się przyjąć tę jed nostk ę ostatecznie, odkładając jej za
tw ierdzenie do n astępnego kongresu.
Od tej pory odbyto trz y w ielkie kon
g resy m iędzynarodow e, każdy się tą sp raw ą zajm ow ał i żaden jej nie roz
strzy gnął. W P a ry ż u w roku 1889 uznano jed n o stkę Y iolla za zb y t w ielką i zalecono n a jej m iejsce dw udziestą część odpow iedniej siły św iatła pod n a z w ą św iecy decym alnej, zbliżonej b a r
dzo do w zorca Carcela. N iem cy przed- J staw ili w roku 1894 kongresow i w Ge
new ie jak o t. zw. św iecę norm alną, lam pę H effnera-A ltenecka, podobną w za
sadzie do lam py C arcela z t ą różnicą, że w ym iary lam py i płom ienia były ściślej oznaczone, a siła św ia tła p ra w ie rów na św iecy dziesiętne]'. Z a
w rzała w alk a dążeń : do ścisłości nau k o
w ej i do p rak tyczn ego użytku, niepo- zbaw iona podkładu antagonizm u dwu narodow ości. D o u chw ały nie doszło;
kongres uznał, że z zasadniczych trzech w ym agań staw ian ych w zględem każdego w zorca: ścisłości definicyi, niezm ienności i łatw o ści reprodukcyi, jedno stk a Y iolla spełnia bardziej dw a pierwsze, niż j e dnostka H effnera; ta n ato m iast odpo- ! w iada najw ażniejszem u w p rakty ce trz e ciemu w arunkow i; zalecono więc do tym czasow ego prakty czn eg o u ży tk u lam- I pę H effnera obok rów noczesnego dążenia | do osięgnięcia celów, w ytk n ięty ch przez Y iolla. K on g res zeszłoroczny w Pary żu, om ijał ostrożnie tę sprawę; ta k nak azy w a ł ta k t polityczny wobec tego, że nic istotn ie now ego d o tąd w tem nie w y n a
leziono.
Z atrzym ałem się nieco dłużej nad spra
w ą jednostk i n atężen ia św iatła, gdyż m am y przed sobą ciekaw e i niepow szed
nie z ja w is k o : uczeni całego św iata p ra cują nad zadaniem potocznej doniosłości, codziennej użyteczności; określili je, w y tknęli drogi—i dojść do celu nie mogą, nie m ając bynajm niej prześw iadczenia o niem ożności poznania rozpatry w an eg o
przedm iotu i nie tra c ą c w cale nadziei, że trudności będą przezwyciężone.
W łaśnie ta konieczna potrzeba jed nostki, pozw alającej oznaczyć ilościowo w rażenia świetlne, spraw ia, że ten przed- i miot, tru d n y dla uczonych, staje się popularnym w śród publiczności. W szyscy
! rozpraw iam y swobodnie o lam pach tylo- i tylośw iecow ych; należy w szakże p a
m iętać, że nie m a to nic w pólnego ze św iecą w potocznem teg o słow a znacze
niu, ale oznacza natężenie św iatła, w ydzielanego w ściśle określonych w a ru n kach przez t. zw. lam pę H effnera- A ltenecka.
W zorzec ten je s t podobny do lam pki spirytusow ej, składa się z k n o ta ściśle określonego g a tu n k u i wym iaru, ułat- I w iającego spalanie cieczy, zw anej octa-
| nem am ylu. G dy płom ień uregulujem y tak , aby m iał przepisane wym iary, otrzy
m am y św iatło przyjęte tym czasem za jednostkę.
Chcąc przystąpić do w ykonania po
m iaru, n atrafiam y n a now ą trudność;
nie dość stw orzyć jednostkę, należy mieć możność objektyw nie i . bez błędu porów nać j ą z m ierzoną wielkości^.' D la porów nania m etra ze wzorcem pierw & t-a nym (którym je s t sztaba platy now a przechow yw ana w P a ry żu w Conserva- toire des A rts et des Mótiers), możemy zastosow ać m etody, które pozw alają do
prow adzić ścisłość pom iaru do granic, sięgających daleko poza szczyt w rażli
wości naszego w zroku. Inaczej ze św ia
tłem. N ie jesteśm y w stanie z n ależytą ścisłością ocenić bezpośrednio różnicy j natężen ia św iatła dw u źródeł; porów ny
w am y zatem w yw ołane przez nie oświe-
| tlenie jednej i tej samej płaszczyzny,
! oddalając jedno z nich tak, aby oświe
tlenie z jednego źródła i drugiego były równe. Stw ierdzono doświadczalnie, że zdw ajając odległość źródła św iatła od ośw ietlanej płaszczyzny osłabiam y czte
rokrotnie oświetlenie, czyli, używ ając w yrażenia m atem atycznego, że ośw ietle
nie je s t odw rotnie proporcyonalne do
k w a d ra tu z odległości. M ożemy zatem
obliczyć siłę św ia tła nieznanego źródła
zm ierzyw szy odległość, z której ono
136 W SZE C H ŚW IA T N r 9 w yw ołuje to samo ośw ietlenie, co w zo
rzec, u staw iony w w iadom ej odległości od tejże płaszczyzny. D la oceny w raże
nia, jak ie w yw iera n a naszem oku dane źródło św iatła, nie w y sta rc z a w iadom ość o natężeniu źródła, lecz w chodzi pod u w ag ę rów nież blask, czyli stosunek n atężen ia św ia tła do w ielkości św iecącej pow ierzchni. D lateg o też lam pki elek-
jtryczn e tego sam ego n atężenia, np. ; szesnastośw iecow e, k tó re są u w ażan e za norm alne, sp raw iają różne w rażenie, za
leżnie od grubości i dług o ści n itk i św ie
cącej : n a w y m iary zaś n itk i m a w pływ , ja k to później zobaczym y napięcie p a nujące w sieci (czyli ilość w o lt danej instalacyi), k tó re zresztą nie m a żadnego j w p ływ u n a samo ośw ietlenie.
W p rak ty ce chodzi nam o blask źró d ła
iśw ia tła ty lko w tedy, g dy m am y do czynienia z dek o racyą św ietlną; ponie
w aż zaś nie p atrzy m y n a samo źródło | św iatła, lecz n a przed m ioty ośw ietlone, i czyli św iecące św iatłem odbitem , ich blask n azy w am y ośw ietleniem . J e s tto w ięc stosunek ilości św iatła, w y p e łn ia ją cego w danym czasie p rzestrzeń m iędzy źródłem a zarysem ośw ietlonego przed m iotu (t. zw. ilość lum enów ) do po w ierzchni tego ż przedm iotu; albo inaczej, ! stosunek natężen ia św ia tła (ilość św iec norm alnych) do k w a d ra tu odległości je g o od pow ierzchni ośw ietlonej (w m e
trach). T a pochodna jed n o stk a ośw ietle
nia, ochrzczona n a kong resie genew skim n a z w ą „L u x “—po polsku proponow ałbym |
„św ietlik "—je s t w łaściw ie n ajw ażn iej- i szem pojęciem św iatłom ierniczem . P o ję cia te są a to li ta k nowe, ta k m ało
Jjeszcze popularne, że dotychczas spoty-
jkam y jeszcze często podaw ane w p o d ręcznikach inform acye, ile w danego rodzaju lokalach p o trzeb a św iec n o rm al
nych n a m etr k w a d ra to w y podłogi. J e st- to nieścisłe, niew łaściw e i w p ro st w b łąd w prow adzające określenie; ty lk o ilość św ietlików daje p o dstaw ę do oznaczenia rzęsistości ośw ietlenia. T a sam a lam pka szesnastośw iecow a, zaw ieszona n a w y sokości dw u m etrów od podłogi da w środku pokoju m ającego w y m iary 6 x 8 m 4 św ietliki rzęsistości ośw ietle
nia podłogi. N ie zw racając uw ag i na św iatło odbite od ścian i sufitu o trzy m am y na podłodze w środku jednej ściany 1,23 św ietliki, w środku drugiej ściany 0,8, w ro g u zaś pokoju 0,55 św ietlików . G dy podniesiem y ow ą lam p
kę do czterech m etrów wysokości, cyfry te zm niejszą się w tym sam ym po rządku do 1; 0,64; 0,5; 0,39 św ietlików ; ośw ie
tlen ie będzie zatem znacznie słabsze ale jednostajniejsze. W jednym i drugim przypadku m am y V 3 św iecy norm alnej na m etr k w a d ra to w y podłogi; określenie ta k ie nic nas jed n a k nie pouczy o w a ru n k ach ośw ietlenia; n ato m ia st obliczenie ile św ietlików m am y w danem m iejscu pokoju w y starcza w zupełności do oce
ny, czy nie je s t tam za ciemno lub zby tecznie widno.
D ośw iadczenie w ykazało, że oko znosi bez porażenia n a rów n i ze św iatłem dziennem 50 św ietlików ; wobec rzęsisto ści dw u św ietlików możemy zaledw ie z tru dn ością czytać druk garm ontow y.
W obrębie ty c h dw u g ran ic m ożem y projektow ać i oceniać u rządzenia św ie tl
ne zależnie od tego, co m a być ośw ie
tlone; i ta k np. w w a rszta ta c h tk ack ich dla ciem nych w yrobów , w zecerniach, w salach rysunkow ych pow inniśm y u rz ą dzać ta k ie ośw ietlenie, aby rzęsistość św ia tła w m iejscu pracy w ynosiła 4 0 —50 św ietlików ; w sklepach, w biurach h a n dlow ych w y starczy 25—35 św., w w a r
sz ta tac h m echanicznych 20—30 św ietl., w przędzalniach 10—15; dla uśw iadom ie
nia w ielkości jednego św ietlika p rz y to czę, że księżyc w pełni daje 0,16 św tl., św ieca zaś steary n o w a ośw ietli środek ćw iartk i papieru, położony o 15 cm niżej płom ienia w odległości pionow ej 20 cm z rzęsistością 10 św tl. M nożąc ilość św ietlików , ja k ą chcem y otrzym ać w d a nem miejscu, przez d ru g ą p o tęg ę odleg
łości od lam py (w m etrach) otrzym am y p o żądaną siłę św ia tła tejże lam py w św ie
cach norm alnych. Z asada ta je s t jed n a k ścisłą tylk o o tyle, o ile m am y do czy
nienia z ośw ietleniem bezpośredniem nie w zm aganem przez refleksyą i ze św ia
tłem białem .
W p ły w reflek syi łatw ie j je s t ocenić.
N r 9 W SZECHŚW IAT 137 aniżeli w p ły w zab arw ienia św iatła. Z t a
belki w idać, ja k i procen t prom ieni p a
dających na d an ą pow ierzchnię zostanie odbitych, ile zaś pochłoniętych:
b iała b i b u ł a ...82%
papier listow y zw ykły . . 7 0
„ g azeto w y . . 50—70 ta p e ty ż ó ł t e ... 40
„ niebieskie . . . . 25
„ b r u n a tn e ... 13
„ ciem no-czekoladow e 4 drzew o białe . . . . 40—50 ty n k z w y k ły ... 40 ty n k zabrudzony . . . . 20 sukno c z a r n e ... 1,2 aksam it czarny . . . . , 0,4 Z abarw ienie św ia tła m a w pływ podw ój
n y : przedew szystkiem fizyologiczny; fale k ró tk ie mniej d rażn ią nerw y człowieka, niż długie i d latego kolor fioletow y działa uspokajająco, kolor zaś czerw ony pobudza i drażni. Z drugiej jed n ak stro ny, ja k ju ż poprzednio stw ierdzaliśm y, prom ienie niebieskie łatw iej u leg ają od
biciu od żółtych. N a tem polega błędne koło, w k tórem obracam y się w ocenie różnego rodzaju św iateł. P ro m ień nie
bieskaw y przyjem niejszy m a w ygląd od żółtego, ale niebieskie prom ienie zostają odbite od tak ich pow ierzchni, k tó re w o
góle bardzo w iele św iatła pochłaniają, n ato m iast żółte prom ienie jakkolw iek mniej przyjem ne u leg a ją zupełniejszem u odbiciu a niew ielkiej ahsorpcyi. N a j
rów niejsze zatem ośw ietlenie otrzym am y zapom ocą św iatła białego, dziennego lub podobnego, w którem w szystkie kolory są m niej w ięcej rów no reprezentow ane.
Ś w ia tła zielonkaw e, jak A uera, lub spi- rytusow o-żarow e będą odbite głów nie przez pow ierzchnie tego sam ego odcie
nia, któ re silnie św iatło absorbują; n a j
silniej zaś odbijające pow ierzchnie nie zn ajdą w ich prom ieniach nadających się do odbicia kolorów , zielony zaś i n ie
bieski pochłoną. D lateg o g d y idziemy ulicą ra ż ą nas lata rn ie gazowe, a mimo to nie m am y jasn eg o ośw ietlenia po
w ierzchni ziem i i domów. Inaczej ze św iatłem żółtem : w szystkie pow ierzch
nie żółte je o dbijają bez w ielkich strat,
pochłoną je zaś nieliczne zresztą po
w ierzchnie niebieskie, któ re w ydadzą się przez to ciemniejsze.
Z ty ch kilku u w a g m ożna w yw niosko
wać, że ocena jak ości i rzęsistości ośw ie
tlen ia je s t nadzw yczaj tru d n a i zaw iła.
W w yborze system u ośw ietlenia w w ięk szości przypadków ro zstrzyg a w ygoda zastosow ania i koszt w ytw orzen ia p o żą
danego św iatła. R ozbiór ty ch w zględów w zastosow aniu praktycznem potocznych system ów ośw ietlenia zapom ocą świec, lamp, gazu, acetylenu i elektryczności stanow i przedm iot techniki ośw ietlenia.
BIOSFERA
A ŚWIAT MINERALNY.
(D okończenie).
J a k też św iat organiczny m a się do ogólnego kierunku zjaw isk św iata m ine
ralnego? B y się tem u przyjrzeć, z w ró cimy się do zjaw isk życiow ych i do przem ian chemicznych, odbyw ających się w organizm ach. D la przykładu w eźm y organizm ludzki, w którym p rzyroda najlepiej się w ypow iedziała, jak o w o s ta t
nim w yrazie zróżnicow ania w p o rów naniu z innem i organizm am i. N ie w d a ją c się w szczegóły
budowy, w yobraźm y sobie organizm lu d z ki jak o ciało, z m asy organicznej zbudo
wane, z kanałem , k tó ry przechodzi n a w y lo t (fig. 1). W przed
niej swej części ten k a n a ł się rozdw aj a i bocznica rozprysku
je się stopniow o na tysiące drobnych ru- reczek zakończonych pęcherzykam i. O trzy
m am y tedy schem at naczyń pokarm o
wych, czyli „kanału pokarm ow ego" i n a
rządów oddechowych Fig. 1.
138 W SZE C H ŚW IA T N r 9 (fig. 2 ). K a n a ł pokarm ow y w środkow ej
swej części, t. j. zaczy n ając od żo łądk a i na całym przeciągu je lit je s t u sian y o tw o r
kam i, od k tó ry c h się zaczy n ają rurki, łączące się później w k a n a ły w pad ające do naczyń krw ionośnych. Te stan o w ią cykl zam knięty i są tra k te m pom iędzy płucam i z jed nej strony, a kanałem p o karm ow ym z drugiej, i pom iędzy płucam i a całem ciałem. W okolicy płuc i n a rz ą dów pokarm ow ych n a czy n ia krw ionośne się ro zp ry sk u ją n a ty siące drobnych w łosko w aty ch rureczek. N aczy ń k a w łos- k o w ate później zb ieg ają się w grubsze pnie; je s t tu zatem pew n a an a lo g ia
w układzie naczy ń z układem roślin.
K a n a ł pokarm ow y przyjm uje i p rzy g o to w u je pokarm do przysw ojenia przez organizm . Je stto , inaczej m ówiąc, tr a k t łączący organizm ze środow iskiem ze- w nętrznem , z lito sfe rą ’ i hydrosferą. J a k o pokarm służą człow iekow i przew ażnie w ęglow odany, zw iązki białko w e i tłu s z cze. Z araz n a w stęp ie w jam ie u stn ej sucha m asa p okarm ow a zostaje zm iażdżo
n a i zw ilżona śliną w y d zielan ą przez odpow iednie gruczoły, k tó ry c h p rzew ody o tw iera ją się w jam ie u stnej. Ś lin a zaw iera zw iązek, pty alin ę, pod k tó re j w pływ em m ączka, C 6 H , 0 O5 , g łó w n y w ę
glow odan pokarm u, zam ienia się w cu
k ier g ronow y C 12 H 22 On , reakcy a odpo
w iad a w z o ro w i: 2C 6 H 10 0 5 X H 20 = C 12 H 22 On . B iałk a i tłuszcze nie u leg a ją tu zm ianie. D alej pokarm przeszedłszy przez przew ód pokarm ow y, gdzie żadnym przem ianom nie podlega, w chodzi do żołądka. Tu zostaje zw ilżony sokiem żołądkow ym , cieczą sk ładającą się z w o dy i niew ielkiej ilości soli m ineralnych, l°/o kw asu solnego i nieznacznej ilości pepsyny, zw iązku podobnego do p ty ali- ny, lecz inaczej działającego na pokann;
pepsyna zm ienia białko w peptony, zw iązki będące w odzianam i białkow em i i różniące się od białka w łaściw ego tem , że są łatw o rozpuszczalne w w odzie i nie ścinają się w niej n aw et w tem p.
w rzenia. D ziałanie p ty alin y w żołądku ustaje po zetknięciu z sokiem żołądko
wym, a cukier gronow y, jako rozpusz
czalny w wodzie, razem z peptonam i dyfunduje przez błonkę w yściełającą żo
łądek i przedostaje się do naczyń lim fa- tycznych. B,eszta pokarm u ugniecio na i zw ilżona w żołądku, w postaci g ę ste j naw p ó ł ciekłej m asy przechodzi do dw unastnicy. Tu zaraz n a początku drogi m iesza się z w ydzielinam i dw u gruczołów w tej części „kanału p o k a r
m ow ego “ swe p ro d ukty zlew ających, wTą tro b y i trzu stk i, m ianow icie z ż ó łc ią i sokiem trzustkow ym . Żółć je stto ciecz słabo zasadow a, składająca się z w o d y zaw ierającej około 9—17° 0 części s ta łych, m ianow icie soli sodowych, kw asu glikocholow ego i taurocholow ego i cho- lesteryny. Sok trzu stk o w y je s t cieczą ze składu podobną do śliny. P o d w p ły w em ty c h dw u cieczy reak cya z k w a śnej, ja k ą była w żołądku, staje się z a sadow ą; tłuszcze rozpryskują się n a drobne kuleczki i tw o rzą emulsyą, zdol
n ą do p rzenikania przez błonki i do otw orków naczyń chłonnych (lim fatycz- nych), którem i dw un astnica i dalszy c ią g je lit cienkich są usiane, oprócz teg o część tłuszczów rozpada się n a k w asy i g li
cerynę. T ak np. tłuszcz stearyn ow y
C 3 H 5 (C 18 H 35 0 2)3 daje kw as steary n o w y
C 18 H 3 g0 2 i glicerynę C 3 H 5 (OH )3 p o d łu g
r ó w n a n ia :
N r 9 W SZECHŚW IAT 139 C ,H 5 (C 18 H 35 0 2)3 -\- 3H 20
= 3C) 8 H 36 Oo + C 3 H 5 (OH )3 ;
następuje tedy, ja k widzim y, uw odnie
nie; reakcy a ta, w spólna i innym tłu sz
czom, trafiający m się w pokarm ie, m ar
garynow em u C 3 H 5 (C]GH 31 Oo )3 , oleinow e
mu C 3 H 5 (C 18 H 33 0 2)3 , u łatw ia przedosta
nie się pokarm u przez błonki, albowiem gliceryny są rozpuszczalne w wodzie.
Mączka, k tó ra o calała z pod w pływ u ptyaliny, przechodzi w dalszym ciągu w cukier pod działaniem soku trz u stk o wego, a białko pod w pływ em teg o soku daje peptony, tak ie same ja k w żołądku.
W szystkie te pochodne zo stają w sysane do naczyń chłonnych. R eszta zaś nie straw ionego jeszcze pokarm u przed o sta
je się do kiszek grubych; tu ju ż odbywa się n iety le traw ienie, ile ferm entacya.
W sysanie idzie tu w dalszym ciągu, ale poniew aż żadne w ydzieliny gruczołow e pokarm u nie zw ilżają, przybiera on kon- systencyą coraz bardziej zbitą, aż zosta
n ą resztki stanow iące kał.
P rzem iany tedy, którym pokarm ulega w „kanale pokarm ow ym " redu k u ją się do uw odniania (w znaczeniu chemicz- nem) i przy b ierania takiej postaci, dla której je s t m ożliw e przenikanie do dal
szych części organizm u. Z nierozpusz
czalnych zw iązki s ta ją się rozpuszczał - nemi albo też zo stają rozdrobnione na m alutkie kulki (emulsya) i w takim s ta nie jak o lim fa p rzed ostają się z naczyń lim fatycznych do krw ionośnych, lub też w prost do ty ch ostatnich. P o nich, ju ż jako część składow a krw i, przedo stają się do płuc, gdzie k rew zapom ocą ciałek czer
w onych nabiera tlenu, w stępującego ze składow ą częścią ty ch ciałek, hem oglo
biną, w zw iązek n ietrw ały . Z płuc krew rozbiega się po w szystkich tk an k ach or
ganizm u, zo staw iając tu soki pożywne.
Tu następuje u tlen ian ie pochodnych po karm u kosztem tle n u przynoszonego z he
m oglobiną. U tlen ianie postępuje stopnio
w o i nie zaw sze w jednakow ym stopniu.
P o w sta je cały szereg now ych związków , k tóre s ta ją się na pew ien czas składow ą częścią danego organu, aż zanim nie u legn ą doszczętnem u utlenieniu i w ym y
ciu przez tę samę krew , k tó ra je przy
niosła; natom iast krew zo staw ia now ą daw kę zw iązku zam iast zużytego, k tó ra
j