C h w alm yż B oga za to szczerze, Że nas rok po roku strzeże.
In n ych spotkało dość złego Tego rok u m in io n e g o ; Nam zaś, Boże m iłościw y, D ałeś z łask i rok szczęśliw y.
M n od zy z św ia ta są pobrani, M y śm y dotąd zach ow an i;
M n ogim w iele dóbr zginęło, Nas nieszczęście om inęło.
In dziej m iasta, w sie spalone, Nasze są nienaruszone.
M łod zi, stary leżą w grobie, A m y się cieszy m y w T o b ie ; B o to w szy stk o z T w ej m iłości, 0 B oże, na w y so k o ści!
Z a to d zięk i C i czy n im y, A dalej Cię tak p rosim y : U dziel nam rok w d a ry h ojn y, M iły , d o b ry i ,spokojny;
O ddal od nas szkodę w szelką, N ie karz głodem , biedą w ielką.
D aj nam piękne dni i zdrow e, O ddal p ow ietrze mora
Ciesz nas w k rz y ż u , s| roje 1 odpuść nam nasze d ł ig l r
D a j, b y ś m y się od n ow i i, - « A pobożnie zaw sze ż\ ii... —--- I D aj nam, Panie m iło ś l — — —rrzzzsaŁ- P ok ój św ięty i prawds
J D O I P C 1 Ł G 0
V/ C1ŁSWH1L
K a le n d a r z E w a n g e l ic k i .
— 50 —
N iech T w e słow o i św iętości U nas trw a ją w swej ca ło ści;
R ząd ź przez D ucha T w ego nam i I naszem i zw ierzch n ościa m i;
D aj im m ądrość, serce prawe, Tobie m iłe, nam łask aw e!
B ło g o sła w też stan d o m o w y ; N iech 7
. T w ej łask i będzie z d row yPan i słu ga, a wesoło
~W" p ra cy potem zlew a czoło.
B ło g o sła w nam z swej szczodrości, U ż y c z dostatku ży w n o ści! •
O w szechm ocny B oże ż y w y ,
Daj nam w szystk im rok szczęśliw y.
M iei w opiece w szystk ie stany, J a k nas tak i niechrześciany.
W e ź nakoniec nas do raju Z tego zn ikom ego k ra ju !
r ó w ie ś n ic y 5 fobą tr> tmefit
2t nie
3
ofłat ja&en j iticfy, oprócj B alcba, fYita 3efnnow cgo, i 3ornego fyna rum owego.4. tttojj. 26, 65.
£>1150 mamp rótmeenffćtr), gbp jejleśmp b3iećmi. £>1130 i$ było, co 3 nam‘ rajem na latrte fjfolnej fic&jtcli, nic mało, 3 Ftórymi byliśmy m młobośd saprjyjajnieni. 'Jllc 5 biegiem C3afu Iicjba tyd) jnajomp^ i rórmeśnifóro bar&30 jmalala. @bybym te jafłfpp miał 3 c^em porównać, tobym potpie&siaf, je fq pobobni bo puJFu roojsFa, nott>o 3tt>ofanego.
UHelfa jefł id? Iic3ba, a rogyfcy praroie n? tym famym tuieFu. ©romabę ibq na rmelFę trojnj. l u pabnie jeben, tam pabnie brugi, a gby bo noroej bitroy ft? biorą, fuj id? gto=
mabfa fłała ft? §c3uplej§q. IDFońcu r3ec m ojna: „Cste^ej
po3ojłaIi.“ — 3 f&f 3 c C3«s niejafi, a potem < 1 ? ftanie jat
byifo u J£lta§a ( 1 . B ról. 19 , 10 ), jaf u flug !Joba ( 3 ob. 1 ),
je r3ec mujteli: „ 3 a fam 3ofłafem, ja fam ugeblem.“ ®fa-
motniony niejeben jlf jo li, mórotąc o fobie: „ B ó g o mnie 3apom niał.“ — 5 aftfPP m łob jiejy równej co bo tniefu mo*
jemy pr3yrótr>nać 60 Iafu młobego. iDr^eroFo obof br3fti>Fa.
©by jebno utDif&nte albo je wytną, ani tego fpofłrse& j; tyle id? tDBf&3te. Ule 3 biegiem c$afu jebnaF id? ltcjba jnacjnte 3m alała, bo je prjerse&jono. lE craj ju j nie trubno m ojna je poIif3Vf; a gby noroe puftfi fif ja ś oFają, to wpabają n? ofo!
Po niejafim q a jie jejt i4> niewiele, w ia tr nimi ruga i oftro
^iicjy, bo gerofo jabnej nie ma pr^eeFoby. U>B?ftFie b rjcw a jtare pabły
i doFoło; pośrób po3oftały$ pr3f(^o&3i polcśny i ciofem fjePtecfi w ycina 3naFt, cechując br3ewa na p ^ yg łe ścinanie. 3 b ą rębac3e i oftatnie bc3etra ścinają i rąbią.
Koronie fi? ma t3ec3 taFje mif&3y lutam i, ©bjte jeben i brugi 3 5an>nicj§ycf} pofoleń botąb fi? pr3cd?ował, Fa^by ma na fobie ced?? 3niFomości, Fajby fi? gotuje na pt3yg/e ścinanie.
Hiebawem r?bac3 jtanie na miejfcu t oftatnia d?wila bla Fajbego pt3yjb3ie. H ie mamy tu bowiem miafta trwałego.
nio^e 23óg 3r3ąb3il, je FilFu taFic|) t o w a r y jycia i rówieśniFów lat młobocianyd? na tem famcm miejfcu 3 nami pr3ebytr»a, co jeft 3awfje irielFą lafFą ob 23oga. C i fi? 3 fobą f$ob3ą i o boświabC3emad? bawnej p ^ e g ło ści opow/abają i taF 3 fobą lata pr3ej$łe obnaw iają. 3 n n i (i? jnow u w śmiecie rojprofjyli, a jeben brugtego nigby nie fpotFa. ©by fjf to jebnaF nieFieby 3barjy, to jeben i brugt 3e 3bumieniem patr3ą, nie mogąc u w ie ś ć , je fi? taF 3mienili, taF pofta^eli.
3 aFo mlob3ieńcy w FtDiecie wieFu fwego ft? ro^ftali, jaFo 3gt3ybiali jtarcy ftp fpotFali. © fobie famym wie cjłowieF bobr3e, j|aF ji? fłar3eje; pr3yjaciel jego jyje w pamięci w taPtej pofłaci, jaF go niegbyś w ib jic ł. S y lo to w @,iwecyi;
młoba para ji? 3ar?c3yła i niebawem miało naftąptć wcfele.
■Dwa bni pr3eb ślubem 3ntPł narjecjony i n ift nie wieb3iał, co jt? 3 nim jłało. IDgelFte po&uFiwanta były bejjTutei^ne.
(Db tego C3afu upłynęło lat wi?cej n ij 5 0 , gby bnia pewnego 3naIe3tono w wobjie pewnego potoFa w jaFiemś 3arośIu martwe ciało jaFiegoś młob3ieńca 3upełnie nietfnt?te. IP ob a była pr3CjiąFła pewnymi Frugcami, a te 3robiły, je martwe ciało taF jt? utr3ymało, jaF p^ebtem było. JłTojna fobie wyobrasić
4 *
uczucia nar3cc30ticj. 23 yła ftarugfą, Hcjącą lat wfcfu prjeglo ftcbmbsiefiąt, a pt3eb nią lejat jej n a ^ cjo n y taf pi?fny i cjctfłtrjr, jafo wygląbał pr3cb laty pię^ieftąt. ID tafiej po*
jtaci 3a$owaIi6my prjyjaciól młobosd, ftóry$ pt3C3 bługie cjafy nie napotfaliśmy. pewien 3nafomity Iefar3 cfulijta operował bwie fiarge ofoby w pobefcłym wiefu, brata i ftojłr?.
U) młobości w c ie li, lec3 3 biegiem 030(11 oboje na fataraft?
3aniewib3teli. ©pcracya ubała ft? &c3?śliwtc. ©by po upływie niejafiego C3afu 3bj?to im 3 0C3U 3afłon?, a ftoftra brata t brat fwą ftojlr? po pierwgy ra3 3nowu ujrseli, to pierw&y ofr3yf 3bumienia był ten: „ 3 a fje ! mój bracie, fi? 3efłarsałe0;
jafje, moja jtojtro, wygląbag j?arą!“ ©by po lata$ wielu fpotfamy esłowtefa, ftóregośmy w młobości Podali, iec3 obtąb w jyciu prawie nie fpotfalt, to fi? pytamy: „ 3 a fie j fą jego pojęcia, safaby? 3afim torem pogebł brogami jycia?" Zo
3apytanie jeft &3iś w trójnafób u3afabnione, poniewaj naświccie jeft tyle prąbów i 3amiegania, je nift nie jeft w ftanie na pewne pr3ewib3ieć, jafą fto gfoł? jycia pr3cc^>o&3ił. 3 a fa j potem rabość i 3abowoIenie, gby jt? ofaje, je fa3&y wprawb3te inną prac? pełnił, Iec3 prętem fajby bo tego famego celu pobąjył 1 na tymje gruncie 30r3ucił fotwic? łóbfi jycia fwego. fltiłem jej! po3nać, je obybwai jebną ojC3y3n? obrali i jebną bo niej brogą śpiegyli, oną brogą prawą, ftórą jeft C^ryftus. 3cąli fi? prsyteni nieftóre rojnice w nieftóryd? poj?ciad> o jyciu 3nala3ły, to nic nic t?fob3i, pr3eciwnie objawy jycia urosmaica.
©by ft? 3aś ofaje, jc p^yjacicle lat młobodanyd? w najwyj&yd? fprawad? prseciwnte myślą, jc id? broga jycia bo p^eciwnycf? poj?ć boprowab3iła, tośmy i$ wprawbste cieleśnie 3nalejli, ale budowo wcalc utracili i fercem ob nid> obdjobjimy. łTtojemy 3 nimi obnawiać wfpomnienia C3afów mtobości, mojemy nawet 3abawiać ft? wfpólnie, IeC3 b?bąc ob nid? pr3cciwny^ p^efonań, 30 pt3yjaciół miłyd?
f?b3twego wiefu nie bębnem mogli nigby id? uwajać.
@pojlr3cgłgy rojnic? w r3ec3ad? najświ?tgyd?, łatwo inne jeftc3e rojnice 3ewn?tr3ne i powierzchowne u nid? 3najbujemy.
@ą rojnice mifb3y ofobami ftargego wiefu w rosliejnyd?
fierunfac^, a mianowicie co bo panu fwego, co bo śrobfów
— 52 —
jy c ia , co bo w ew nętrznego ro^rcoju ferca. @ toją oboF fiebie jafo b rje w a w lefte, ale jefł Fajbe innego gatunFu. ElieFtóre pień mocny ma i wyfoFi, Fonary w fpantałe i ro 3ło jyfte. potę jn ie jtf w fwojem m iejfcu p u e n t u ją . 3 n n e w y ro fły profio pot) gór? i wier3d?ołPiem fw oim fięgają bo d?m ur; inne f<? 3browe, Iec3 3oftały cienFie i woPoło fobie mtefca nie jb o b y lp ; inne prębFo bo Forony wefcły, w yfoFo n ic W 3rofły, a jno rou inne a> boF jt? n a p y liły , bo bębąc in nem i bługo jacientone W3górę ró ść nie m ogły. @ Pr3yw iły fi? na boF i taP w yro fły , a gby prjegFoby gojące w brobje, 3 cjafem u fląp ify, było ju j ja p ó jn o ; fFrsyw ionej fwojej poftaci więcej fpro ścić nie 3bołały.
I i taF r o jlic jn ie prseb ftaw ia flę poftać onyd) brjen? leśnych,
<i?oć fą b lijF o ftebie, d?oć 3 tej famej 3iem i W3górę w y ro fły i 3 niej pożyw ienie w y b o b y w a ły .
© ty pę w fłary<$> latacl? ci p o jb iera jq , Ftór^p 3a młobu na tej famej J a n ie ^Polnej 3 fobą 3a jia b a li, ja F a j tu ro jn ic a co bo i ci? ftanow ifP! 3eb e n 3
n i t yjeft panem, b ru g i jejł fługą. 3eb en ma mająteF, b ru g i 3 biebą tyle w y ro b i 3 pracy, ile na FawaleF cf?Ieba potr3cbuje; jeben jefł 3brow y, b ru g i ułom ny i upabający. 3eb en pofiaba 3afoby m ąbro ści i ma bośw iabc3enie d?r3eścijańfFiego jy cia , b ru g i i w tvm W3glęb3te po 3o jłal ubogim . 3ebnego broga w iobąca w śró b jy c ia była f ^ ę ś liw ą , b ru g i fi? fFarjyć i nar3eFać m u fia ł na niepow ot^enia i ro3lic3ne FlęfFi fw ojego jy c ia . i£ec3 jaFieFolw ief fą te ró*
jn ic e ; w gyftFim fą w fpólne la ta m łobości, w gyfcy w b3teciń«
jłw ie 3 . fobą rasem jy li, jaP owe br^ew a oboF fiebie fłały.
©&V jeben 3 owyd? fiaryci? um iera, to jaFby c^ąfłPa nagego ferca bo grobu w ftą p iła . J n a łe m
Fu p c ó wfłaryc|>, Ftór3y nab śm ie rcią jłarego fłu g i w fąjiebnim fFIepie taF fif fm ęcili, jaF gbyby jeben 3 C3łonPów ro bsin y w ftępow ał bo g ro bu. tt)ib 3iałem jtaryd? wieiffici? gofpobarsy, co nab śm ie rcią biebnego Fo»
m orniFa fwego taP lam entow ali, jap gbyby n a jb lijjjy przyjaciel
o b d jo b jił. C03 ci pieIgr3ym o w ie na brob3e jy c ia fą fobie
w in n i jeben b ru g ie m u ? p o w in n i bla fiebie s a n o w a ć m iłość,
bratersPą jy e sliw o ść. p o w in n i jeben brugiem u pom agać i
taP jję naw sajem sa fila ć i w fpierać. l a m iło ść i w fparcie w
jtofunFa<$ jy c ia w ro3m aitej form ie fię p rse b jla w ia ją .
— 54
P an S ó g ci pomógł, jc na lata ftarc m o je & jy ć
bet wftclftej troffi o cf?leb powgcbni, bo mag bo fytoset,
« V « i P » * W H ie la p o m in o i o M,f>nvm i « tl>5n ,m to- tri-.cspfiii jrc in 5 lat m loborianpA- H ic troo n> ttm s a llu ja ,
", m4 W f ć d,lcba; S o ja ,0 lafta i
fwoją troffą i f«»em fłopocenicm bo tego pr3y&ctłe6. J n nie mniej pracow ali i bofłabali ft?, a nigby jebnaf w 3i»m.
ffiem jnacjeniu nicjego nie bo&li. S w o ja broga b a r t y 3M1\a fi? bo fońca, prjecsje m iałbyś tyle na fobie t m jc jj
z ^ m i , ftóryc^ 3c fobą nigby me ja b ie r je g . fo b ie wefelej na fcrcu, gby ujr3?B, je twoj 8awmej&y■ pts?*
jaciel nic cierpi nfb5y, p^eciw n ie łatw iej fwą brogą froc^
©b przyjaciela lat mlobocianyd? łatw iej mu p r ^ y ^ ie oDebrat wfparcie, n ij gbyby m ufial obcyc^ o nic proftc.
% innej znowu firony nie 3apominajmy, ja f c3?fio wfpo = nicp lat młobocianycfc p r z y c ^ ą 3 \ obc\ ® niJ p
3 bą obof fiebie po brob3C jy cia, moje fpofojme 1 bofyc zgobltwte. tt>tem jeben brugiemu jafo* n>eib3*e » &” 8 f- 3 eben brugiemu fianie na prse§fob3ic, taf jc bo celu u p ra gnionego boftać fi? nie moje. £ 5?fło fi? jb a rza ^ je ftarfi m ^ o w ie ffarją ftf i m ów ią: „ H a tem ftanowiffu mog bym 1 «
fłać i ursąb pełnić, gbyby ten lub ow nic był
nioźc tet było, jc przyjaciele ob lat bstccinnyd? oflro fi?
Z 3 C fobą ścięli i barbjo p rjy fro na fi? n a je ż a li. Z a o fo lia n o ść tem baiej ob ftebic icf? obbaltła, im botąb ściślej , fobą byw ali. W bniac^ tafiej fpr 5 ec5fi ® fercu jebnem i brugiem w ielfie pofłaby lobu i o3i?bło0ct fi? ? a arom ab^ły, a cboć lat filfa obtąb upłyn?ło, jebnaf me fiopntały. @fu< N - miły bracie, c5y tera 5 fłońce tracące fi? 3 ocąu nie mogłoby jegeje bofonać tego, czego w gorącu połubmowej pory me bofonało? If lic lfa i bługa noc fi? p r ^ b U ja ; t^ebabp na nią wgyftfie fwe fprawy upor.ząbfowac, a taf powoli bo pofoju przywieść, t t ią a w o b m e chciałbyś 3 jł«rym Symeonem r3cc fiebyś, m ów iąc: „ęera3 puftaag fłu gf fwego, pam c, w
P F'* ie c z bo pofoju ten c3łow icf ib3ie, ftóry w pofoju 3
miejfea ob4>ob3i, a w pofoju ten tylFo ob^obsi, ftory JU3
tutaj t» pofoju ptscbytwal. Z y jebnaf tt> pofoju petunie nie pr3ebyt»afj, gby 3 bliźnim frooim ro niepoFoju jefteś, gby pr^ecia? bratu gntero te fercu d?on?afj. tt) oPofo ciebie mup być pofój, muft gniero ugafnąć. H ie miej fobie 3a teftyb, natręt t» fębjinjości ubać ftf bo brata, pobać mu r?Ff i rjec, ja f U b ra ła m poroiebsial bo Hota: „Hied? nie bfbjie, profjf, mifb3y nami fporu, bośmy fobie b ra ć m i"; braćm i tt> £f?ryflufte, braćmi 3 lat młobości. Tln iołoaie B o jy rabują ftf tt> niebie, gby ftarsy trrogotcie pob Poniec jy cia pobabsą fobie przyjazne ręce i regtf brogt tt> fpofoju pr3ed?ob3ą.
IPfpóIny C3as młobości i rofpólna ffbsitrość fpratriają to fercac^ perone 3aufanie. "ity 3nala3łeś perłf najPogtoirmejgą, Iec3 mifbsy tóroieśntPami tt>ib3ig niePtóryc|>, co 3atr>ge jegese gnębią i fjuPają to śmiecia^) tego śaiata, pragnąc niecoś Snalejć, coby ferce praroie 3afpoPoiło. ©by id? taf roibsig tt> marnych jabiegad^, cjy nie mag od?oty pr3yjść im 3 po
mocą i tnfTa3ać, g&3ie jeft, esego guPają? Ucsyń to i potriebs, Ptóra jeft broga, co tmebsie bo pana. £03 ci taPiego moje ftf tDybar3yć? U) najgorgym ra3te ufłyfjyfj flotuo nieco obra=
jlittje, otrsymag obporoiebś nieco grubianffą, ale nic trifcej.
Upatr3 fobie d?trtl? bo tego ftofottmą, tDepd?nij &o Boga, by ci bal bo fcrca braterfTą miłość t aby bliźniemu ferce prsyfpofobil i uesynil zbolnem bo prsyjęcia fłoroa i raby taf rcajnej. „iltój miły bracie! bofąb ibjie broga? IDni nas obojga fą poIic3one; tej nocy pan moje upomnieć ftf bufjy troojej i mojej. Bomu byliśmy, temu tej umiemy. i ta Ptórą fłron? b^eroo froe galęjte snneftło, na tf tej upabnie, gby je fiePtera rjbaesa pobetnie. ST a Ptórą ftrortf c^ylą ftf gałf3ie
<> na brjerote jyroota troojego?" — J a ci poroiabam, je taPte fłoroo 3 uft przyjaciela, jejli miłością jeft oroionifte, balePo lepiej bo ferca ibjte nij Pasanie djoćby najfłynniejgego Pa- 3nob3iei n> śtmecie. p^eciro temu moje fludjacs mieć latroo petene upr3eb3enie, lees raba ftargego prsyjaciela tr> jyciu trafi bo ferca. 71 cój ci 3a to moje ftać ftf słego. U) naj=
gorgyrn ra3te r3ec3e tort?ar3y§: „ilTój prsyjacielu; ibj ty
frooją brogą, a mnie
i dfpoPoju na mojej 3ofiatt).“ Cjffto
jebnaP fPutef byira pomyślniej&y, a tr Pońcu pr3yiaciel ci
pobsiffuje 3a to, je teieesną pr3yflugf mu a>yśtt>iabc3yleś.
56
1 [ycb PflPu p rz y ja c ió ł, co ci 3 l« t m łob o ści b o tąb p o jo fła l mięt w uczciw ości i gczerzc ich f o ^ « | . 3 al 3 n»mt m cbobzift po o g ro & z'c ]at b z ie c iń p w a fw e g o , t a f fi? tp przeebobz
V ® i e Q « e g o u B o g a . p o b n o ś c ie fw e o c jy na Frainy ra je fic, gbzie P ana u >r 3 W ^ >a f,m 5cft' 3&5<c« tp. “ rpfpólnifów ŻFcia n«B cgo pt5«&*° bo niego, bo wiecznego fra ju . f a m b?bą z w iq 3 f> w iern ej przyjaźn i, S& 5 l e w w iecznym jy w o cie połączeni bfbą, co już tu na ziem i p rzy ja ció łm i b y lt; tam w efpoł bfbą p a n a B o g a (ła w ic , &3i?fować mu, profic, g rz ę d y fwe n m n a w a ć i pcbic naw zajem bo chw ały jego z a d b a ć , pobubzac.
t a m
“S e n brugiem u 3« 3 *e me poczyta, choćby w g o rliw o ść inny go p rześcign ął, bo w gyfcy b f t>ą z a k c e n t w p a n u , przez co flary czło w ief w nas fi? oflabi, a ufta jego zatulone b? ą.
L i
tVflf co niebziel? bwócb tafich p a r u Bfo w u w ib 5f w fościele gbzie po m o blitw ie cichej fif w ita ją i Jftnien.cn, ręFi fif p o z b a w ia ją , to m i fi? w ybajc, ja fo b y t iic b io f a jt f otw orzyły, « n fro n u chw ały w iefu iftcg o 2 3 oga obybw aj 5 na<
T U S S przcjbźmy jegeze m yślą na małżonfów, ftorym S ó g pozw olił w fpólnic fi? zetfarzeć. £1 fą * 0 ’
m a t k a m iob bni fwej m łobości; a to w najg łfb & em jlo w a snacuniu. ^ iabnym człowicfiem, nawet z robztcami, braćmi i poftrami, nie byłeś związanym u ołtarza Bożego bo wfpo nego i VCia trlfo ze fw ą Żo"<* i 3 C fwoim mężem, ntałzonfow le wefpół z fobą P? tnoblili, b ziffo w a li
B o g u ,wefpoł p ra co w a li Tm ciii ftf razem i tez P f c ie k li, © n i tej nieraz jeben przeciw bruaiemu zflrze&yli. IPfpom nienia przeftłosct nie fą ntgb3ic taf żywe, ‘zupełne, ja f mifbzy małżonfamt. Cjjocby oni zycte n> całości z fpofojnic przeżyli, to jebnaf nic brafło cbwil nieporozumienia, w ftórej po jebnej i po brugtej ftrome pewna obporność i pewna gor5fość ferce ja lcw a la . p o jebnet Pronie było zme<b?cenie, a po brugtej łzy- 3 ° j 3 c 5 piefnie, gby p f pob wieczór w g clfic wzburzente ferca uci&y f fłobfi fpofój buśc ogarnie. 3 eben brugiemu b3tffujc fer&eczmc za pomoc i m iłość na brobze 3VCta obficie bozjtaną. m iło s c ufunta h u M io łd 3 » » 8 l “ b V na" ,et P W | ' ° “
jytia roitrnit sabejpiccjyr " Ia' 3 0" ' t W 1' <0 m°! '
b p id r a 3ie ś m i e r c i m a ł ^ o n F a j e g o o b n i c b o f l a t F u b p ł a 3a»
f i r3e3o n q . U r 3q b 3a f p r a tD p m o c n o i j ł a l e , b p I u b 3 ie p o b f ł f p n i n ie b p l i tu f i a n i e id c3e m f o l « > i e F je j p o b e j e ć i n a g F o b f jaFq 3br a b Iit D t e n a r a3ić. p r j e & e r o g p j ł F i e m je b n a F F ła b 3ie t o b3ie>
d o m n a f e r c e , b p m a t F f f r o o j q c j c i l p , m i ł o r o a ł p i p r3pFa3a n i a B o d e g o f t r3e g ł p . @ t a r p S o b i a f ? n ie b p i f ie b ie p e t r n p m , c3p
$ r ó i l t b o3p j e , id F tó r e j f p n j e g o &c3e r 3 e uFocfcanp p o iD r ó c i 3 p o b r ó 3p id b o le F ie f i r o n p ; p r 3 e t o m u m o c n o n a ferce F ła b 3te ftD<* ś d f ł q t D o l f , m ó t D i q c : „0 p n u , g b p u m r f , p o c h o w a j m n ie a n ie i r a3 f o b i e IeFce m o t F i f iD o je j. STTiej j q ro u c3ciiD
0 6
d p o ir & pftFie b n i 3p r o o t a ftr»ego, i c3p ń , c o f i f jej p o b o b a i nie 3a f m u c a j j e j . p a m i f i a j f p n u , 3e tDiele n i e b e3p i c c 3 eńftiD c i e r p i a ł a b l a c i e b i e , © b p u m r3e, p o c h o w a j j q p o b l e m n i e tt> j e b n p m g r o b i e . " l o b j a g . 4 , 5 — 5 . K o r o n i e c h c ia ł W r a c a m te j e b n p m g r o b i e 3 @ a r q o b p o c 3proać. p r 3e3 c a ł e 3p c ie b p i tpIFo piel«g r3r m e m , m i e j f e a f i a ł e g o n a p o b p t n ie m i a ł . Eta c m ę n t a r3 b l a 3 o n p n a b p l F a r o a l 3t e m i, j e b p n p ro fr o e m 3p c i u . Etie c h c ia ł g o p r 3p j q ć ja F o p o b a r u n e F , a le g o 3a p ł a c i ł i n a r o ł a f n o6Ć F u p ił, b o id iD la f n e j 3i e m t c f c d a ł 3ł o 3p ć f f a r b b r o g i , F tó rp m u n a ś m i e c i e b p i n a j3a c n i e ! g p m . Ś o taF3e je fł m i ł o ś ć i j j c 3era tr o f T I ii D o ś ć . — J£ec3 n a d jr o il F f j e g c 3c p o r o r ó ć m p b o 3p c i a . U ? Ia tac^ ffb$ tropd> i t r o a r b e f er ce f ł a j e ftę m i f F g e m , n j u c 3p fi? p r o f i ć o p r3e b a c 3e n ie 3 a r o 3l i c 3ne Fr3p r o b p i n n e m u r o p r 3q*
b3o n e . 3 e ben b l a b r u g i e g o c i e r p l i t D o ś ć o P a 3e. iTTał3on F u c 3e r jlr o p i jc& c3e 3br o tD p , g b p 3o n a t i o o j a iDfFuteF r o 3Iic3 npcl> t r u b n o ś c i 3p c ia , c o r a 3 t o b a r b 3iej n a fila ch 3a p a b a , i D f p o m n i j n a flotDO SJTalac^paga, F t ó r p m ó r o i : taF f i r3e 3d e buefca f r o e g o , a 3 3o n q m ł o b o ś c i f r o o je j f i f 3b r a b l i r o i e n ie o b $ o b 3c i e . “ flTal.
2 , 1 5 . — K a b o f n q jeft tD ib3ie ć id 3 p c iu f i a r q p a r f , F tó r a id f f b j i t D O Ś c i taF f i f 3a d ? o r o u j e , jaF 3a b n i m ł o b o ś c i . B o i t e r a3 f o b i e fq n a r 3ec3eni, n a 3ł q c 3en ie iD iec3 ne p r 3ct> p a n e m B o g i e m * K a 3e m f p o ^ l q b a j q id p r s p & le 3ba tD ie n ie , g b p p a n p r 3e m i e n i c i a ł o n a g e p o b l e , a b p f i f f t a ł o p o b o b n e cfyroale*
b n e m u c i a ł u j e g o . — petD n em m i a f t e c 3 Fu m i e g F a ł u r 3f b n i F f ł a r p , p o b o 3 n p i id p i ś m i e ś t o i f t e m f i f F o d ? a j q c p . @ f b 3itDcj froej m a t c e c j p t a l r o ie c 3o r a m i p o j e b n p m r o3b 3ia Ie. B p ł o t o id w i o ś n i e , id c 3a fie p a f p j n p m , c 3p t a l |>i|lorpf o m f c e p a ń -
fftej. XD fobotf K>ielfanocnq cjuł fif nieco flabpm, ICC3 nic chciał fif polo^ć. 3«Fońc^n>gp ros&jial, pojegnal fif 5 matfę, mótt>iqc: „ilTatcc$Fo! jutro jmartroycbtrftante!"— fe j nocp 3afnql i prjf§«fil bo pana! „ 3 u t r o j m a r t r c p ^ r o f t a n i c !“
5 tem l?aflem na roargaci? nie<^> nam pan ba 3afnqć!
— 58 -
Arcyksiążę Franciszek Ferdynand.
W niedzielę, dnia 28. czerw ca 1914, rozn iosła się po k ra ju naszym niepewna pogłoska, ja k o b y następcę tronu arcyks. F ran ciszka Ferdynanda i m ałżonkę jego księżnę Z o fię jakaś straszna klęska w mieście Serajew ie spotkała. N ik t nic pew nego nie w ie dział ani pow iedzieć się nie od w ażył, bo rz e c z y te b y ły tak straszne, że ic b u w ie rz y ć nie b y ło m ożna. Z poranku dnia 29. czerw ca zaszu m ia ły czarne chorągw ie, najprzód tu i tam jedna, z a ch w ilę w ięcej, na ratuszach, na w ieżach kościołow , na gm achach p u b liczn ych , aż k oło południa, a potem przez ca ły ty d zie ń aż do p oniedziałku dnia 6. lipca, w ielk a liczb a ty ch żałosnych zn ak ów zw iastow ała św iatu, że N ajjaśn iejszy Pan i cesarz nasz, że d ostojn y cesarski dom, że cała nasza austryacka ojczyzn a w głębok im sm utku pogrążon ą została. N astępca tronu arcyks. Franciszek Ferdyn an d i m ałżonka jeg o księżna Z o fia floh en berg zostali podczas u roczystości połączonej z od w ied zi
nami m iasta zam ordowani.
P rzed god zin ą dziesiątą z rana w y jech a ła arcyksiążęca para autom obilem , b y w śród w ielk iego u d ziału ludności zw ie
d zić n iektóre zakłady miasta. J ech ali na ra tu sz; w tem rzucono bom bę. Arcyksiążię w id zą c to, o d b ił ją łokciem , tak że poza autom obilem jeg o na ziem ię padła i osoby jadące dru
gim autom obilem p ok a leczyła. Że arcyksiążę nad ow y m za
machem b y ł ob u rzon y, jest naturalną, co dał burm istrzow i m iasta zrozum ieć. P o pow itan iu na ratuszu prosiło otoczenie arcyksięcia, a by zaniechał dalszego zw iedzan ia miasta, na co się on jednak nie zg o d ził. L edw ie że w sia d łszy do autom obilów dalej ru sz y li, p od sk oczył ja k iś podrostek, w y p a lił dwa ra z y z rew olw eru, a to tak nieszczęśliw ie, że oboje m ałżon k ów śm ier
telnie zran ił. K siężnę Z o fię t r a fił do brzucha i p o k a le czy ł
wnętrzności, a rcyk sięcia t r a fił w szyję. K u la p rzebiła z ło ty
kołnierz i p rzerw ała głów n ą ż y łę w szyi. N am iestnik kraju,
siedzący w autom obilu, k aza ł natychm iast w racać na zamek,
co się też stało. L e cz g d y na m iejscu stanęli, ju ż u o b ojga śm ierć
nastąpiła. J a k się później okazało, u rzą d zili m ordercy istną
obław ę, na ro z licz n y ch u licach p osta w ili lu d zi z bom bam i i re
w olw eram i, iż b y arcyksięstw o śm ierci nie uszli.
Cóż b y ło powodem tego zam achu? Zam ordow an i nikomu nic złe g o nie w y rz ą d z ili. W Bośni b y li po p ierw szy raz, na
m anewrach w ojsk ow y ch , w zastępstw ie cesarza. A w szczegól
ności księżna Z o fia najm niejszego n igdzie nie dała pow odu do zem sty. W danym w y p a d k u nie b y ły powodem urojenia anarchi
styczne, jak się g d zie indziej o k a z y w a ły ; tu się o b ja w ia ły ten-
dencye narodow ościow e, pow szechnosłow iańskie. Słow ianie ok o
lic południowych, są jednego szczepu, ale się d zielą na dwa ob ozy, sobie przeciwne, a m ianow icie na C horw atów i na Ser
bów. C horw aci w y zn a w a j ą re lig ię rzym sk o-k atolick ą, Serbowie grecko-katolicką, c z y li praw osław ną. C horw aci m ają pismo ła cińskie, Serbowie pismo greckie, tak zw aną k iry licę . C horw aci sercem lgną do Austryi, Serbowie do Rosyi. Tak tedy między tymi
— 60 —
Następca tronu arcyksiążę Karol Franciszek Józef.
dwom a prądam i u staw iczn y niepokój panuje. Poniew aż Bośnię opanow ała A u stry a , stąd u Serbów gn iew i niezadow olenie.
W spraw ach p o lity c z n y ch m ordercy nie osiegną nic, bo choć jednego p rzedstaw iciela A u s tr y i zg ła d z ili, to na miejsce jego w y stą p i in n y i znow u będzie ja k b y ło . B ardzo a to li musi każdego człow iek a zasm ucić ta ok oliczn ość, że się nam iętność narodow a i p o lity czn a w A u s tr y i naszej posuw a aż do d yn a
m itu i do rew olw eru. Istne szaleństw o ogarnia u m ysły. N iech
się nad nami Pan B ó g zm iłuje.
arcyks. K a rola L u d w ika, d ru giego brata N ajjaśn iejszego Pana i cesarza naszego, F ran ciszka J ó z e fa I. i d ru giej m ałżon ki jego M a ry i A n n u n cya ty. U rod ził się w G racu dnia 18. grudnia 1863.
Z drow ie m łodego arcyksięcia b y ło d osy ć w ątłe, dopiero później się popraw iło, że w y g lą d a ł dziarsko, ja k istn y żołnierz. D o tronu niem iał żadn ych w idok ów , bo następcą tronu b y ł syn
Arcyksiężna Żyta.
cesarza, arcyksiążę R u d o lf, a po jeg o śmierci, ojciec Fran
ciszka, arcyk siążę K a ro l L u d w ik, jako n ajstarszy brat cesarza, bo p ierw szy brat jego, aryks. M aksym ilian , um arł w M eksyku jako cesarz tam tejszy, r. 1867. D opiero g d y ojciec jego zrzekł się praw a do koron y, został arcyk siążę Franciszek Ferdynand w m y śl postanowień san k cyi p ra gm a tyczn ej następcą tronu i z biegem la t coraz w y b itn ie j na w idow nię w ystęp ow ał. N a j
jaśn iejszy Pan p o ru cz y ł mu opiekę nad siłą zbrojną monarchii
na lądzie i m orzu, a w ty m kierunku n ieboszczyk niepospolite
p o ło ż y ł zasłu gi, dążąc do tego, a by A u s tr y a stała u zbrojon ą na w szelk i w ypadek.
N astępca tronu m iał pierw otnie zam iar się nie żenić, ale to tak b yw a , że człow iek sądzi, a B ó g rządzi. N a dw orze a rcy księcia F ry d e ry k a b y ła pewna panna nadworna, Z o fia , h ra
bianka z C hotków , skromna, pokorna, bardzo pobożna dziew czyna. T a k jakoś jeden drugiem u w p a d ł w oko, tak się pokochali, że sobie p rz y r z e k li m iłość aż do śm ierci. P rzeszk od y b y ły nie m a łe; w e d łu g p ra k ty k i w y sok iej a ry sto k ra cy i m ogą człon kow ie pan u jących dom ów ty lk o u p an u jących szukać sobie żon y i odw rotnie. G d y b y p o ję li osobę nieco n iższego rodu, tob y jej potom stw o nie stało na rów n i z ojcem lub m atką. D zieci z m ałżeństw a arcyk sięcia zaw artego z hrabianką nie m ia ły b y praw a do tronu. P o d łu ższy ch rozpraw ach podpisał F erdynand takie zrzeczen ie się co do p ra w potom stw a sw ego i p ojął za żonę hrabiankę z C hotków . Z m ałżeństw a tego jest dzieci troje, M aksym ilian, E rnest i Z o fia . One z nienacka z o sta ły ;^ sie
rotam i, w jednej ch w ili u tra ciw sz y rodziców .
W publiczn ości arcyk siążę nie w iele b y ł znany. B y ła to natura w ięcej d la siebie, nie dla p u b liczn o ści; cich y , m ałom ów ny, ale p rzytem człow iek en ergiczn y i p ew n y sw ojego celu. Pew nego czasu b y ł w m ieście G racu w u biorze cy w iln y m , ja k z w y c z a jn y podróżny. P ociągiem jech ali także żołnierze, w ra ca ją cy ze słu żb y do domu. S iedziało w pow ozie trzeciej k la sy k ilk u m a ryn a rzy, k tó rz y na w ojenn ym okręcie służbę pełnili. K o ło okna pow ozu stanął ja k iś Pan, z a g a ił rozm ow ę z żołnierzem m aryn arki i w k oń cu się z a p y ta ł, c z y tam jest miejsce. G d y potw ierdzono, siadł do w agonu trzeciej k la sy i jechał z nim i. B y ł tam pe
wien n au czyciel, k tó ry też, s łu ż y ł w w ojsku. Ten poznał a rcy księcia, w y s k o cz y ł na n ogi i salutow ał. Z a nim w s z y s cy obecni, aż arcyksiążę k aza ł im usiąść spokojnie. W toku rozm ow y p yta się m arynarza, ja k go m ó g ł nie poznać, g d y ż arcyksiążę na ty m p ły n ą ł okręcie, na k tó ry m on słu ży ł. „ J a b yłem postan ow iony u kanonu i m iałem ty le do ro b o ty w ok oło działa, że nie m iałem czasu spojrzeć na pokład, co się tam dzieje,“ od pow iedział żo ł
nierz. „T o bardzo d obrze," o rp a rł arcyksiążę, „ta k ich lu d z i nam trzeba, co sw ą pow inność tro sk liw ie pełnią, nie troszcząc się o to, co się w k o ło dzieje.“
D w a r y s y jednak są ch arak terystyczn e u tego księcia.
P ierw szym jest religijn ość. A rcy k się stw o b y li n a d zw yczaj po
bożni, ta k mąż ja k też żona. N aturalnie, nabożność ta objaw iała się w sposób rzy m sk o-k atolick iego kościoła. G d ziek olw iek p rz y sz li, pierw sza ich d roga b y ła do kościoła. Stąd w n iosko
wano, że arcyksiążę, zostaw szy cesarzem, nie będzie m iał serca dla ew angelików . M o żeby tak b y ło , choć b y ć nie musiało. M ożna
- 62 —
i w yrozu m ien ie d la ta k ich lu d zi, co Pana B oga po ewangelicku chw alą, jako i przeciw nie. Pew ien fa n a tyzm re lig ijn y traci się i ustępuje m iejsca lepszym uczuciom . N ie w ą tp im y o tem, że arcyksiążę zosta w szy cesarzem, b y łb y ew an gelick ich poddanych sw oich szczerze pokochał. Ścisły stosunek do ew an gelick iego m onarchy N iem iec nam to potw ierdza. D ru gą zaś cechą jego charakteru jest n a d zw yczaj piękna m iłość m ałżeńska. A rcy -
Arcyksiążę Rudolf.
książę otw a rcie w y zn a w a ł, że skuteczną popraw g zdrow ia sw o
jego zaw dzięcza jed yn ie trosk liw ej opiece m ałżon k i swojej.
G d y się na m an ew ry w ojsk ow e do B ośni w y b iera ł, sta
now czo żądał, a b y się żona na tru d y p od ró ży i niebezpieczeństw a nie narażała i w dom u p r z y dzieciach pozostała. Z o fia prawie na k lęczkach b ła ga ła m ałżonka sw ojego, b y jej p o zw o lił sobie to w a rz y s z y ć i czu w ać nad zdrow iem i życiem męża. G d y za
bójca P rin cip strz e lił z rew olw eru, ch ciała m ałżonka swem własnem ciałem męża zasłonić i ta k śm iertelny odebrała po
strzał, aż na łonie męża stra ciw szy przytom n ość zaw isła. Mąż
czując ranę, a nie w iedząc, że i żona jest okaleczona, spojrzał na
nią słabnąoem spojrzeniem , m ó w ią c :: „Z o sta ń t y p rz y naszych d zie cia ch !“ N iestety, ani jedno ani d ru gie nie pozostało, bo w przeciągu k ilk u m inut po odebraniu p ostrzałów w y zio n ę li ducha.
— 64 —
Wilhelm I.,gbyły książę ,Albami. ,
T ak samo czu łym b y ł stosunek ro d ziców do dzieci, a dzieci do rodziców . K ilk a ch w il p rzed śm iercią w y sła ł arcyksiążę telegram z Serajew a do zam ku K on op iszcz, w k tó ry m serdecznie dzieci swe pozdraw ia. N iestety ostatnie b y ło to dla nich p ozd ro
wienie na ziemi.
Z gon ich opłaku ją dzieci osierociałe; żału je go cesarz i Pan nasz k och an y, k tó ry ju ż ty le ch w il p rzera żają cych w życiu swem przeszedł. N iech B ó g d o b ro tliw y w eźm ie go łaskawie w opieke swoją, bo nam ż y cia jego, ach ja k bardzo jeszcze, terasz potrzeba. O płaku je cała o jcz y z n a nasza austryacka i w szystk ie kraje u cy w iliz o w a n e z nam i boleją- Cześć pam ięci zg a sły c • G d y d zw o n y p rzeb rzm ia ły , grobow ce się zam k n ęły, chorągw ie czarne zdjęte zostały, te d y w im ię B oże, w now ą epokę życia m onarchii naszej w ch odzim y. Oko swe zw ra ca m y do 1 ana pa
nów i k ró la królów , do niego w o ła ją c : „Z o sta ń z nami, P an ie.
S poglądam y czule, z u fn ością i troską, na najukochańszego Pana i cesarza Franciszka J ó z e f a I. i b ła g a m y : „B o ż e , w sp iera j. Boże ochroń nam cesarz ai i nasz k r a j!“ S p ogląd am y także i u czy m y się spoglądać na m łodziuch n ą postać, na k tórą jeszcze spoj
rzenia nasze nie b y ł y zw rócone, bo żdala jeszcze od pow ołania sw ego się zn ajd ow a ł, na następcę tronu, arcyksięcia K arola F ran ciszka J ó z e fa ! D otąd na u b o cz u ; z dniem 28. czerw ca 1914 został zbiegiem o k oliczn ości w y n iesion y w zg ó rę razem z m ał
żonką swą, im ieniem Zytą, do w ysok ości, tuż obok tronu. Wiech go B ó g ośw ieci i u zb ro i m ocą; niech m u da m ądrość k roia Salom ona, siłę i potęgę k róla D aw ida, i niech pom oże, aby uciśnioną o jcz y z n ę naszą w y w ió d ł na przestrzenstw o i stał się dla k raju błogosław ieństw em . R a cz to zda rzyć, P a n ie .
Ks. pastor Marcin Modl.
Dnia 3. lutego 1914 umarł po dłuższej chorobie w domu córk i zięcia swego w Hohenbach w Galicyi ks. Marcin Modl, pastor zboru ewangelickiego w Bielsku, w 60. roku życia swego. Pogrzeb jego odbył się w Bielsku w dniu 6. lutego. Z śmiercią jego ustąpiła z szeregów ewangelickiego duchowieństwa jedna z najwybitniejszych osobistości. Już zewnętrzną postacią i potężnym głosem przewyższał Modl wszystkich swych kolegów, a niemniej wybitnym swym charak
terem. 0 nim można było rzec, co Jezus powiedział o Janie Chrzci
cielu: „Coście wyszli widzieć? Iżali trzcinę chwiejącą się od wiatru V Iżali człowieka w miękkie szaty obleczonego?" — Był on jako głos wołającego na puszczy: „Gotujcie drogę Pańską/'
Marcin Modl pochodził z chłopskiego rodu. Rodzice jego byli gospodarzami w Mitterdorf w Karyntyi. W południowych okolicach Austryi jest bardzo mało miejscowych ewangelików; gdzie ewangelicy są, to przybyli ze sąsiednich krajów. W czasach antyreformacyi, pod
czas wojny trzydziestoletniej i później wszystkich ewangelików wy
tępiono. W górskich ekolicach utrzymały się jednak pojedyńcze rodziny,
K a le n d a r z E w a n g e l i c k i .
5
które na zewnątrz uchodziły za katolickie, potajemnie jednak trzymały się ewangelickiej wiary, równie jak bywało w naszych okolicach.
Gdy roku 1781 wydał cesarz Józef II. patent tolerancyjny, zgłosiły się owe osoby, że są wyznania ewangelickiego, i przystąpiły natych
miast do zorganizowania się w zbory ewangelickie, z tą tylko różnicą I od naszych, że tamtejsze zbory są bardzo małe. Rodzina Modłów należała do takich utajonych ewangelików, którzy w czasach wielkich
— 66 —
prześladowań się ukrywali, a w czasach tolerancyi otwarcie ewange
likami się ogłosili.
Marcin był jeszcze małem pacholęciem, gdy mu rodzice, ojciec
i matka, wkrótce po sobie umarli. Pozostał w opiece kochanej babci
staruszki, która go wychowała i jak oka w głowie strzegła i nad nim
czuwała. Póki był małym, to babcia go opatrywała; gdy się stał
mężem i poczesne stanowisko w kościele i społeczeństwie zajął, to on
znowu babcię jak wnuk najwdzięczniejszy troskliwie opatrywał. Zwłoki
jego pogrzebano w grobie kochanej starzynki, by nawet i w grobie
obok siebie byli.
Gdy Modl ukończył nauki wszechnicy, został wikarym w zborze Unterhaus, następnie pastorem w Zlan, gdzie znalazł towarzyszkę życia, małżonkę swoją, a teraz wdowę po nim zostającą. Urodziła mu się jedyna córka, która wyrósłszy poszła za mąż za ks. Kirchschlagera, pastora zboru ewangelickiego w Hohenbach w Galicyi.
Gdy ks. pastor Fritsche, obecny superintendent galicyjski, prze
niósł się z Bielska do Białej, powołał ewangelicki zbór w Bielsku ks. Modlą na posadę pastora do Bielska, r. 1886, gdzie tenże aż do śmierci swojej, a więc niespełna przez lat 28 w urzędzie duchownym pracował.
W życiu tego męża było coś na rodzaj dawnego ojca kościoła Augustyna. Z początku natura dzielna i żywa burzyła się trochę, potem się poddała i niosła spokojnie Jezusowe jarzmo i niosła z wielkiem błogosławieństwem dla siebie i innych. Ksiądz pastor Modl żył w Piśmie świętem, a w szczególności w listach apostoła Pawła.
Nie była to nauka zewnętrznie nabyta, ale nauka we własnem sercu wypróbowana. Co mówił i uczył, z głębi duszy i serca pochodziło, jego osobistem doświadczeniem było. To też słowa jego głębokie wrażenie wywierały. Był to zasiewca, który pełną garścią Jezusowe ziarno na roli serc ludzkich zasiewał. Niekiedy się przecie żywy temperament jego odezwał; wtenczas przychodziły na myśl słowa Jezusowe, które m ówił: „Uczcie się odemnie, żem ja cichy i pokornego serca i znajdziecie odpocznienie duszom waszym.“
Z jakiem poświęceniem zajmował się ks. pastor Modl nauką konfirmandów, sprawami towarzystwa Gustawa Adolia, zarządem funduszu pensyjnego dla wdów i sierót po pastorach i nauczycielach, 0 tem wszyscy wiedzą i wdzięczną pamiątkę mu zachowają. Ks. pastor Modl był rodzonym Niemcem z ciała i duszy, w niemieckiej Karyntyi z rodziców Niemców się urodził, w niemieckich zborach pracował, lecz dla ewangelickiego ludu wśród Polaków i Czechów miał wyro
zumienie i głęboką chrześcijańską życzliwość. Z podziwieniem, ba nawet zazdrością, patrzał na zastępy naszych ewangelików garnących się do Domu Bożego na nabożeństwo, ale przepowiadał, że się to zmieni, skoro kultura światowa coraz więcej umysły ludu ogarnie 1 od Pana Boga na ziemskie sprawy skieruje. Nie myśleliśmy, że proroctwo jego tak prędko się spełni, źe kościół i Bóg ludowi naszemu będzie obojętnym, a sprawy ziemskie pierwsze miejsce zajmą.
Niech nas Pan oświeci, abyśmy poznali, dokąd idziemy.
5'
- 68 —
Profesor Jędrzej Hławiczka. m
Niesłychana zbrodnia została popełnioną w Cieszynie dnia je 10. lipca 1914. Profesor muzyki przy c. k. seminaryum nauczycielskiem w Bobrku i organista przy ewangelickim kościele Jezusowym w Cie-
Uszynie szedł około drugiej godziny po południu drogą do zakładu nauczycielskiego w towarzystwie ks. profesora Tomanka. Naraz przy
padł do nich z tyłu dawniejszy wychowanek zakładu, niejaki Klajs z Trzyńca, strzelił z rewolweru do p. Hławiczki i przebił mu skroń.
Chciał także strzelić do ks. profesora Tomanka, lecz ten szczęśliwie odbił mu broń. Profesor J. Hławiczka dostał się z pomocą kilku przy
jaciół jeszcze do zakładu; tam stracił przytomność umysłu, został odwieziony do szpitalu, gdzie w poranku dnia 11. lipca zasnął spo
kojnie w Panu. Pogrzeb jego odbył się w Cieszynie dnia 13. lipca 1914 wśród ogromnego udziału ludności i z oznakami najgłębszego żalu i powszechnego współczucia. Umarły pozostawił wdowę i pięciu osierociałych synów, z których jeszcze ani jeden na własnym chlebie nie jest, lecz wszyscy ojcowskiej opieki potrzebowali.
Jędrzej Hławiczka urodził się w Dzięgielowie dnia 3. maja 1 8b b; : uczęszczał do szkoły ewangelickiej w Puńcowie, wstąpił potem do gimnazyum w Cieszynie, ukończył zakład nauczycielski i został na
uczycielem przy szkole ewangelickiej w Ustroniu, tudzież organistą przy tamtejszym kościele. Wielkie jego uzdolnienie do muzyki i śpiewu pobudziło go udać się do Lipska i na tamtejszem koserwatoryum uzyskać głębsze wykształcenie w śpiewie i muzyce.
Gdy w Cieszynie zasłużony nauczyciel i organista p. J . Kłus ustąpił na emeryturę, powołał zbór cieszyński Hławiczkę jako na
uczyciela szkoły zborowej i organistę do Cieszyna. Szkoła zborowa przeszła z biegiem czasu w zarząd miejski, organistą zas był Hła
wiczka aż do śmierci swojej. Dla gruntownej znajomości co do muzyki i śpiewu powołał go c. k. rząd na posadę profesora muzyki przy
seminaryum na Bobrku. .
Jako nauczyciel odznaczał sie Hławiczka szczerą i serdeczną miłością do młodzieży, w szczególności do dziatwy szkolnej. Gdzie J i jak mógł, o niej pamiętał, o nią się starał. Był to prawdziwy przyjaciel i ojciec młodzieży; a ponieważ miłość jest kluczem do j serca człowieka i sprężyną do błogosławionego jego rozwoju, to też nic dziwnego, że ten przyjaciel młodzieży w tak nadzwyczajnej mierze | serca jej posiadał i mógł ją prowadzić, jak tylko chciał.
Na organach był Hławiczka prawdziwym mistrzem, o czem świadczy ewangelicki zbór w Ustroniu i Cieszynie. Grywał prześlicznie przy nabożeństwach polskich i niemieckich, zgromadzał chóry,^ ćwiczył je w śpiewie i co mógł czynił, aby śpiew religijny podnieść, uszla
chetnić. Wydał drukiem spory poczet podręczników dla podniesienia
śpiewu religijnego. Pamiątka jego wśród nas nie wygaśnie.
W życiu rodzinnem i społecznem odznaczał się wielką uprzej
mością i dobrocią serca. Małżonka i dzieci poniosły przez śmierć jego stratę niepowetowaną.
Siłą wewnętrzną, niby sprężyną duchową tego życia i pracy tak błogosławionej była u Hławiczki głęboka, szczera religijność
Prof. Jędrzej Hławiczka.
serca. Z jednej strony poczucie własnego niedostatku wewnętrznego, a z drugiej doświadczenie łaski i pomocy Zbawiciela swego kazało
mu wyznać
Jam jest Twoim, Jezu Chryste!
Tyś me pocieszenie iste.
Czego zaś sam doznał, to też wyznawał, słowami i pieśnią na
każdem miejscu. _ „
„Kto wierzy w mię, rzeki wody żywej popłyną z żywota j e g o .'
Jan 7, 38. __ ___
- 70 —
Czy chcesz być zdrowy?
T „ oc;
„Chcesz b yć zd rów '}“ Jan o, b. n ' (