• Nie Znaleziono Wyników

Kalendarz Ewangelicki na Rok Zwyczajny 1915

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kalendarz Ewangelicki na Rok Zwyczajny 1915"

Copied!
64
0
0

Pełen tekst

(1)

C h w alm yż B oga za to szczerze, Że nas rok po roku strzeże.

In n ych spotkało dość złego Tego rok u m in io n e g o ; Nam zaś, Boże m iłościw y, D ałeś z łask i rok szczęśliw y.

M n od zy z św ia ta są pobrani, M y śm y dotąd zach ow an i;

M n ogim w iele dóbr zginęło, Nas nieszczęście om inęło.

In dziej m iasta, w sie spalone, Nasze są nienaruszone.

M łod zi, stary leżą w grobie, A m y się cieszy m y w T o b ie ; B o to w szy stk o z T w ej m iłości, 0 B oże, na w y so k o ści!

Z a to d zięk i C i czy n im y, A dalej Cię tak p rosim y : U dziel nam rok w d a ry h ojn y, M iły , d o b ry i ,spokojny;

O ddal od nas szkodę w szelką, N ie karz głodem , biedą w ielką.

D aj nam piękne dni i zdrow e, O ddal p ow ietrze mora

Ciesz nas w k rz y ż u , s| roje 1 odpuść nam nasze d ł ig l r

D a j, b y ś m y się od n ow i i, - « A pobożnie zaw sze ż\ ii... —--- I D aj nam, Panie m iło ś l — — —rrzzzsaŁ- P ok ój św ięty i prawds

J D O I P C 1 Ł G 0

V/ C1ŁSWH1L

K a le n d a r z E w a n g e l ic k i .

(2)

— 50 —

N iech T w e słow o i św iętości U nas trw a ją w swej ca ło ści;

R ząd ź przez D ucha T w ego nam i I naszem i zw ierzch n ościa m i;

D aj im m ądrość, serce prawe, Tobie m iłe, nam łask aw e!

B ło g o sła w też stan d o m o w y ; N iech 7

. T w ej łask i będzie z d row y

Pan i słu ga, a wesoło

~W" p ra cy potem zlew a czoło.

B ło g o sła w nam z swej szczodrości, U ż y c z dostatku ży w n o ści! •

O w szechm ocny B oże ż y w y ,

Daj nam w szystk im rok szczęśliw y.

M iei w opiece w szystk ie stany, J a k nas tak i niechrześciany.

W e ź nakoniec nas do raju Z tego zn ikom ego k ra ju !

r ó w ie ś n ic y 5 fobą tr> tmefit

2t nie

3

ofłat ja&en j iticfy, oprócj B alcba, fYita 3efnnow cgo, i 3ornego fyna rum owego.

4. tttojj. 26, 65.

£>1150 mamp rótmeenffćtr), gbp jejleśmp b3iećmi. £>1130 i$ było, co 3 nam‘ rajem na latrte fjfolnej fic&jtcli, nic mało, 3 Ftórymi byliśmy m młobośd saprjyjajnieni. 'Jllc 5 biegiem C3afu Iicjba tyd) jnajomp^ i rórmeśnifóro bar&30 jmalala. @bybym te jafłfpp miał 3 c^em porównać, tobym potpie&siaf, je fq pobobni bo puJFu roojsFa, nott>o 3tt>ofanego.

UHelfa jefł id? Iic3ba, a rogyfcy praroie n? tym famym tuieFu. ©romabę ibq na rmelFę trojnj. l u pabnie jeben, tam pabnie brugi, a gby bo noroej bitroy ft? biorą, fuj id? gto=

mabfa fłała ft? §c3uplej§q. IDFońcu r3ec m ojna: „Cste^ej

po3ojłaIi.“ — 3 f&f 3 c C3«s niejafi, a potem < 1 ? ftanie jat

byifo u J£lta§a ( 1 . B ról. 19 , 10 ), jaf u flug !Joba ( 3 ob. 1 ),

je r3ec mujteli: „ 3 a fam 3ofłafem, ja fam ugeblem.“ ®fa-

(3)

motniony niejeben jlf jo li, mórotąc o fobie: „ B ó g o mnie 3apom niał.“ — 5 aftfPP m łob jiejy równej co bo tniefu mo*

jemy pr3yrótr>nać 60 Iafu młobego. iDr^eroFo obof br3fti>Fa.

©by jebno utDif&nte albo je wytną, ani tego fpofłrse& j; tyle id? tDBf&3te. Ule 3 biegiem c$afu jebnaF id? ltcjba jnacjnte 3m alała, bo je prjerse&jono. lE craj ju j nie trubno m ojna je poIif3Vf; a gby noroe puftfi fif ja ś oFają, to wpabają n? ofo!

Po niejafim q a jie jejt i4> niewiele, w ia tr nimi ruga i oftro

^iicjy, bo gerofo jabnej nie ma pr^eeFoby. U>B?ftFie b rjcw a jtare pabły

i d

oFoło; pośrób po3oftały$ pr3f(^o&3i polcśny i ciofem fjePtecfi w ycina 3naFt, cechując br3ewa na p ^ yg łe ścinanie. 3 b ą rębac3e i oftatnie bc3etra ścinają i rąbią.

Koronie fi? ma t3ec3 taFje mif&3y lutam i, ©bjte jeben i brugi 3 5an>nicj§ycf} pofoleń botąb fi? pr3cd?ował, Fa^by ma na fobie ced?? 3niFomości, Fajby fi? gotuje na pt3yg/e ścinanie.

Hiebawem r?bac3 jtanie na miejfcu t oftatnia d?wila bla Fajbego pt3yjb3ie. H ie mamy tu bowiem miafta trwałego.

nio^e 23óg 3r3ąb3il, je FilFu taFic|) t o w a r y jycia i rówieśniFów lat młobocianyd? na tem famcm miejfcu 3 nami pr3ebytr»a, co jeft 3awfje irielFą lafFą ob 23oga. C i fi? 3 fobą f$ob3ą i o boświabC3emad? bawnej p ^ e g ło ści opow/abają i taF 3 fobą lata pr3ej$łe obnaw iają. 3 n n i (i? jnow u w śmiecie rojprofjyli, a jeben brugtego nigby nie fpotFa. ©by fjf to jebnaF nieFieby 3barjy, to jeben i brugt 3e 3bumieniem patr3ą, nie mogąc u w ie ś ć , je fi? taF 3mienili, taF pofta^eli.

3 aFo mlob3ieńcy w FtDiecie wieFu fwego ft? ro^ftali, jaFo 3gt3ybiali jtarcy ftp fpotFali. © fobie famym wie cjłowieF bobr3e, j|aF ji? fłar3eje; pr3yjaciel jego jyje w pamięci w taPtej pofłaci, jaF go niegbyś w ib jic ł. S y lo to w @,iwecyi;

młoba para ji? 3ar?c3yła i niebawem miało naftąptć wcfele.

■Dwa bni pr3eb ślubem 3ntPł narjecjony i n ift nie wieb3iał, co jt? 3 nim jłało. IDgelFte po&uFiwanta były bejjTutei^ne.

(Db tego C3afu upłynęło lat wi?cej n ij 5 0 , gby bnia pewnego 3naIe3tono w wobjie pewnego potoFa w jaFiemś 3arośIu martwe ciało jaFiegoś młob3ieńca 3upełnie nietfnt?te. IP ob a była pr3CjiąFła pewnymi Frugcami, a te 3robiły, je martwe ciało taF jt? utr3ymało, jaF p^ebtem było. JłTojna fobie wyobrasić

4 *

(4)

uczucia nar3cc30ticj. 23 yła ftarugfą, Hcjącą lat wfcfu prjeglo ftcbmbsiefiąt, a pt3eb nią lejat jej n a ^ cjo n y taf pi?fny i cjctfłtrjr, jafo wygląbał pr3cb laty pię^ieftąt. ID tafiej po*

jtaci 3a$owaIi6my prjyjaciól młobosd, ftóry$ pt3C3 bługie cjafy nie napotfaliśmy. pewien 3nafomity Iefar3 cfulijta operował bwie fiarge ofoby w pobefcłym wiefu, brata i ftojłr?.

U) młobości w c ie li, lec3 3 biegiem 030(11 oboje na fataraft?

3aniewib3teli. ©pcracya ubała ft? &c3?śliwtc. ©by po upływie niejafiego C3afu 3bj?to im 3 0C3U 3afłon?, a ftoftra brata t brat fwą ftojlr? po pierwgy ra3 3nowu ujrseli, to pierw&y ofr3yf 3bumienia był ten: „ 3 a fje ! mój bracie, fi? 3efłarsałe0;

jafje, moja jtojtro, wygląbag j?arą!“ ©by po lata$ wielu fpotfamy esłowtefa, ftóregośmy w młobości Podali, iec3 obtąb w jyciu prawie nie fpotfalt, to fi? pytamy: „ 3 a fie j fą jego pojęcia, safaby? 3afim torem pogebł brogami jycia?" Zo

3apytanie jeft &3iś w trójnafób u3afabnione, poniewaj naświccie jeft tyle prąbów i 3amiegania, je nift nie jeft w ftanie na pewne pr3ewib3ieć, jafą fto gfoł? jycia pr3cc^>o&3ił. 3 a fa j potem rabość i 3abowoIenie, gby jt? ofaje, je fa3&y wprawb3te inną prac? pełnił, Iec3 prętem fajby bo tego famego celu pobąjył 1 na tymje gruncie 30r3ucił fotwic? łóbfi jycia fwego. fltiłem jej! po3nać, je obybwai jebną ojC3y3n? obrali i jebną bo niej brogą śpiegyli, oną brogą prawą, ftórą jeft C^ryftus. 3cąli fi? prsyteni nieftóre rojnice w nieftóryd? poj?ciad> o jyciu 3nala3ły, to nic nic t?fob3i, pr3eciwnie objawy jycia urosmaica.

©by ft? 3aś ofaje, jc p^yjacicle lat młobodanyd? w najwyj&yd? fprawad? prseciwnte myślą, jc id? broga jycia bo p^eciwnycf? poj?ć boprowab3iła, tośmy i$ wprawbste cieleśnie 3nalejli, ale budowo wcalc utracili i fercem ob nid> obdjobjimy. łTtojemy 3 nimi obnawiać wfpomnienia C3afów mtobości, mojemy nawet 3abawiać ft? wfpólnie, IeC3 b?bąc ob nid? pr3cciwny^ p^efonań, 30 pt3yjaciół miłyd?

f?b3twego wiefu nie bębnem mogli nigby id? uwajać.

@pojlr3cgłgy rojnic? w r3ec3ad? najświ?tgyd?, łatwo inne jeftc3e rojnice 3ewn?tr3ne i powierzchowne u nid? 3najbujemy.

@ą rojnice mifb3y ofobami ftargego wiefu w rosliejnyd?

fierunfac^, a mianowicie co bo panu fwego, co bo śrobfów

— 52 —

(5)

jy c ia , co bo w ew nętrznego ro^rcoju ferca. @ toją oboF fiebie jafo b rje w a w lefte, ale jefł Fajbe innego gatunFu. ElieFtóre pień mocny ma i wyfoFi, Fonary w fpantałe i ro 3ło jyfte. potę jn ie jtf w fwojem m iejfcu p u e n t u ją . 3 n n e w y ro fły profio pot) gór? i wier3d?ołPiem fw oim fięgają bo d?m ur; inne f<? 3browe, Iec3 3oftały cienFie i woPoło fobie mtefca nie jb o b y lp ; inne prębFo bo Forony wefcły, w yfoFo n ic W 3rofły, a jno rou inne a> boF jt? n a p y liły , bo bębąc in nem i bługo jacientone W3górę ró ść nie m ogły. @ Pr3yw iły fi? na boF i taP w yro fły , a gby prjegFoby gojące w brobje, 3 cjafem u fląp ify, było ju j ja p ó jn o ; fFrsyw ionej fwojej poftaci więcej fpro ścić nie 3bołały.

I i taF r o jlic jn ie prseb ftaw ia flę poftać onyd) brjen? leśnych,

<i?oć fą b lijF o ftebie, d?oć 3 tej famej 3iem i W3górę w y ro fły i 3 niej pożyw ienie w y b o b y w a ły .

© ty pę w fłary<$> latacl? ci p o jb iera jq , Ftór^p 3a młobu na tej famej J a n ie ^Polnej 3 fobą 3a jia b a li, ja F a j tu ro jn ic a co bo i ci? ftanow ifP! 3eb e n 3

n i t y

jeft panem, b ru g i jejł fługą. 3eb en ma mająteF, b ru g i 3 biebą tyle w y ro b i 3 pracy, ile na FawaleF cf?Ieba potr3cbuje; jeben jefł 3brow y, b ru g i ułom ny i upabający. 3eb en pofiaba 3afoby m ąbro ści i ma bośw iabc3enie d?r3eścijańfFiego jy cia , b ru g i i w tvm W3glęb3te po 3o jłal ubogim . 3ebnego broga w iobąca w śró b jy c ia była f ^ ę ś liw ą , b ru g i fi? fFarjyć i nar3eFać m u fia ł na niepow ot^enia i ro3lic3ne FlęfFi fw ojego jy c ia . i£ec3 jaFieFolw ief fą te ró*

jn ic e ; w gyftFim fą w fpólne la ta m łobości, w gyfcy w b3teciń«

jłw ie 3 . fobą rasem jy li, jaP owe br^ew a oboF fiebie fłały.

©&V jeben 3 owyd? fiaryci? um iera, to jaFby c^ąfłPa nagego ferca bo grobu w ftą p iła . J n a łe m

Fu p c ó w

fłaryc|>, Ftór3y nab śm ie rcią jłarego fłu g i w fąjiebnim fFIepie taF fif fm ęcili, jaF gbyby jeben 3 C3łonPów ro bsin y w ftępow ał bo g ro bu. tt)ib 3iałem jtaryd? wieiffici? gofpobarsy, co nab śm ie rcią biebnego Fo»

m orniFa fwego taP lam entow ali, jap gbyby n a jb lijjjy przyjaciel

o b d jo b jił. C03 ci pieIgr3ym o w ie na brob3e jy c ia fą fobie

w in n i jeben b ru g ie m u ? p o w in n i bla fiebie s a n o w a ć m iłość,

bratersPą jy e sliw o ść. p o w in n i jeben brugiem u pom agać i

taP jję naw sajem sa fila ć i w fpierać. l a m iło ść i w fparcie w

jtofunFa<$ jy c ia w ro3m aitej form ie fię p rse b jla w ia ją .

(6)

— 54

P an S ó g ci pomógł, jc na lata ftarc m o je & jy ć

bet wftclftej troffi o cf?leb powgcbni, bo mag bo fytoset,

« V « i P » * W H ie la p o m in o i o M,f>nvm i « tl>5n ,m to- tri-.cspfiii jrc in 5 lat m loborianpA- H ic troo n> ttm s a llu ja ,

", m4 W f ć d,lcba; S o ja ,0 lafta i

fwoją troffą i f«»em fłopocenicm bo tego pr3y&ctłe6. J n nie mniej pracow ali i bofłabali ft?, a nigby jebnaf w 3i»m.

ffiem jnacjeniu nicjego nie bo&li. S w o ja broga b a r t y 3M1\a fi? bo fońca, prjecsje m iałbyś tyle na fobie t m jc jj

z ^ m i , ftóryc^ 3c fobą nigby me ja b ie r je g . fo b ie wefelej na fcrcu, gby ujr3?B, je twoj 8awmej&y■ pts?*

jaciel nic cierpi nfb5y, p^eciw n ie łatw iej fwą brogą froc^

©b przyjaciela lat mlobocianyd? łatw iej mu p r ^ y ^ ie oDebrat wfparcie, n ij gbyby m ufial obcyc^ o nic proftc.

% innej znowu firony nie 3apominajmy, ja f c3?fio wfpo = nicp lat młobocianycfc p r z y c ^ ą 3 \ obc\ ® niJ p

3 bą obof fiebie po brob3C jy cia, moje fpofojme 1 bofyc zgobltwte. tt>tem jeben brugiemu jafo* n>eib3*e » &” 8 f- 3 eben brugiemu fianie na prse§fob3ic, taf jc bo celu u p ra ­ gnionego boftać fi? nie moje. £ 5?fło fi? jb a rza ^ je ftarfi m ^ o w ie ffarją ftf i m ów ią: „ H a tem ftanowiffu mog bym 1 «

fłać i ursąb pełnić, gbyby ten lub ow nic był

nioźc tet było, jc przyjaciele ob lat bstccinnyd? oflro fi?

Z 3 C fobą ścięli i barbjo p rjy fro na fi? n a je ż a li. Z a o fo lia n o ść tem baiej ob ftebic icf? obbaltła, im botąb ściślej , fobą byw ali. W bniac^ tafiej fpr 5 ec5fi ® fercu jebnem i brugiem w ielfie pofłaby lobu i o3i?bło0ct fi? ? a arom ab^ły, a cboć lat filfa obtąb upłyn?ło, jebnaf me fiopntały. @fu< N - miły bracie, c5y tera 5 fłońce tracące fi? 3 ocąu nie mogłoby jegeje bofonać tego, czego w gorącu połubmowej pory me bofonało? If lic lfa i bługa noc fi? p r ^ b U ja ; t^ebabp na nią wgyftfie fwe fprawy upor.ząbfowac, a taf powoli bo pofoju przywieść, t t ią a w o b m e chciałbyś 3 jł«rym Symeonem r3cc fiebyś, m ów iąc: „ęera3 puftaag fłu gf fwego, pam c, w

P F'* ie c z bo pofoju ten c3łow icf ib3ie, ftóry w pofoju 3

miejfea ob4>ob3i, a w pofoju ten tylFo ob^obsi, ftory JU3

(7)

tutaj t» pofoju ptscbytwal. Z y jebnaf tt> pofoju petunie nie pr3ebyt»afj, gby 3 bliźnim frooim ro niepoFoju jefteś, gby pr^ecia? bratu gntero te fercu d?on?afj. tt) oPofo ciebie mup być pofój, muft gniero ugafnąć. H ie miej fobie 3a teftyb, natręt t» fębjinjości ubać ftf bo brata, pobać mu r?Ff i rjec, ja f U b ra ła m poroiebsial bo Hota: „Hied? nie bfbjie, profjf, mifb3y nami fporu, bośmy fobie b ra ć m i"; braćm i tt> £f?ryflufte, braćmi 3 lat młobości. Tln iołoaie B o jy rabują ftf tt> niebie, gby ftarsy trrogotcie pob Poniec jy cia pobabsą fobie przyjazne ręce i regtf brogt tt> fpofoju pr3ed?ob3ą.

IPfpóIny C3as młobości i rofpólna ffbsitrość fpratriają to fercac^ perone 3aufanie. "ity 3nala3łeś perłf najPogtoirmejgą, Iec3 mifbsy tóroieśntPami tt>ib3ig niePtóryc|>, co 3atr>ge jegese gnębią i fjuPają to śmiecia^) tego śaiata, pragnąc niecoś Snalejć, coby ferce praroie 3afpoPoiło. ©by id? taf roibsig tt> marnych jabiegad^, cjy nie mag od?oty pr3yjść im 3 po­

mocą i tnfTa3ać, g&3ie jeft, esego guPają? Ucsyń to i potriebs, Ptóra jeft broga, co tmebsie bo pana. £03 ci taPiego moje ftf tDybar3yć? U) najgorgym ra3te ufłyfjyfj flotuo nieco obra=

jlittje, otrsymag obporoiebś nieco grubianffą, ale nic trifcej.

Upatr3 fobie d?trtl? bo tego ftofottmą, tDepd?nij &o Boga, by ci bal bo fcrca braterfTą miłość t aby bliźniemu ferce prsyfpofobil i uesynil zbolnem bo prsyjęcia fłoroa i raby taf rcajnej. „iltój miły bracie! bofąb ibjie broga? IDni nas obojga fą poIic3one; tej nocy pan moje upomnieć ftf bufjy troojej i mojej. Bomu byliśmy, temu tej umiemy. i ta Ptórą fłron? b^eroo froe galęjte snneftło, na tf tej upabnie, gby je fiePtera rjbaesa pobetnie. ST a Ptórą ftrortf c^ylą ftf gałf3ie

<> na brjerote jyroota troojego?" — J a ci poroiabam, je taPte fłoroo 3 uft przyjaciela, jejli miłością jeft oroionifte, balePo lepiej bo ferca ibjte nij Pasanie djoćby najfłynniejgego Pa- 3nob3iei n> śtmecie. p^eciro temu moje fludjacs mieć latroo petene upr3eb3enie, lees raba ftargego prsyjaciela tr> jyciu trafi bo ferca. 71 cój ci 3a to moje ftać ftf słego. U) naj=

gorgyrn ra3te r3ec3e tort?ar3y§: „ilTój prsyjacielu; ibj ty

frooją brogą, a mnie

i d

fpoPoju na mojej 3ofiatt).“ Cjffto

jebnaP fPutef byira pomyślniej&y, a tr Pońcu pr3yiaciel ci

pobsiffuje 3a to, je teieesną pr3yflugf mu a>yśtt>iabc3yleś.

(8)

56

1 [ycb PflPu p rz y ja c ió ł, co ci 3 l« t m łob o ści b o tąb p o jo fła l mięt w uczciw ości i gczerzc ich f o ^ « | . 3 al 3 n»mt m cbobzift po o g ro & z'c ]at b z ie c iń p w a fw e g o , t a f fi? tp przeebobz

V ® i e Q « e g o u B o g a . p o b n o ś c ie fw e o c jy na Frainy ra je fic, gbzie P ana u >r 3 W ^ >a f,m 5cft' 3&5<c« tp. “ rpfpólnifów ŻFcia n«B cgo pt5«&*° bo niego, bo wiecznego fra ju . f a m b?bą z w iq 3 f> w iern ej przyjaźn i, S& 5 l e w w iecznym jy w o cie połączeni bfbą, co już tu na ziem i p rzy ja ció łm i b y lt; tam w efpoł bfbą p a n a B o g a (ła w ic , &3i?fować mu, profic, g rz ę d y fwe n m n a w a ć i pcbic naw zajem bo chw ały jego z a d b a ć , pobubzac.

t a m

“S e n brugiem u 3« 3 *e me poczyta, choćby w g o rliw o ść inny go p rześcign ął, bo w gyfcy b f t>ą z a k c e n t w p a n u , przez co flary czło w ief w nas fi? oflabi, a ufta jego zatulone b? ą.

L i

tVflf co niebziel? bwócb tafich p a r u Bfo w u w ib 5f w fościele gbzie po m o blitw ie cichej fif w ita ją i Jftnien.cn, ręFi fif p o z b a w ia ją , to m i fi? w ybajc, ja fo b y t iic b io f a jt f otw orzyły, « n fro n u chw ały w iefu iftcg o 2 3 oga obybw aj 5 na<

T U S S przcjbźmy jegeze m yślą na małżonfów, ftorym S ó g pozw olił w fpólnic fi? zetfarzeć. £1 * 0 ’

m a t k a m i

ob bni fwej m łobości; a to w najg łfb & em jlo w a snacuniu. ^ iabnym człowicfiem, nawet z robztcami, braćmi i poftrami, nie byłeś związanym u ołtarza Bożego bo wfpo nego i VCia trlfo ze fw ą Żo"<* i 3 C fwoim mężem, ntałzonfow le wefpół z fobą P? tnoblili, b ziffo w a li

B o g u ,

wefpoł p ra co w a li Tm ciii ftf razem i tez P f c ie k li, © n i tej nieraz jeben przeciw bruaiemu zflrze&yli. IPfpom nienia przeftłosct nie fą ntgb3ic taf żywe, ‘zupełne, ja f mifbzy małżonfamt. Cjjocby oni zycte n> całości z fpofojnic przeżyli, to jebnaf nic brafło cbwil nieporozumienia, w ftórej po jebnej i po brugtej ftrome pewna obporność i pewna gor5fość ferce ja lcw a la . p o jebnet Pronie było zme<b?cenie, a po brugtej łzy- 3 ° j 3 c 5 piefnie, gby p f pob wieczór w g clfic wzburzente ferca uci&y f fłobfi fpofój buśc ogarnie. 3 eben brugiemu b3tffujc fer&eczmc za pomoc i m iłość na brobze 3VCta obficie bozjtaną. m iło s c ufunta h u M io łd 3 » » 8 l “ b V na" ,et P W | ' ° “

jytia roitrnit sabejpiccjyr " Ia' 3 0" ' t W 1' <0 m°! '

(9)

b p id r a 3ie ś m i e r c i m a ł ^ o n F a j e g o o b n i c b o f l a t F u b p ł a 3a»

f i r3e3o n q . U r 3q b 3a f p r a tD p m o c n o i j ł a l e , b p I u b 3 ie p o b f ł f p n i n ie b p l i tu f i a n i e id c3e m f o l « > i e F je j p o b e j e ć i n a g F o b f jaFq 3br a b Iit D t e n a r a3ić. p r j e & e r o g p j ł F i e m je b n a F F ła b 3ie t o b3ie>

d o m n a f e r c e , b p m a t F f f r o o j q c j c i l p , m i ł o r o a ł p i p r3pFa3a n i a B o d e g o f t r3e g ł p . @ t a r p S o b i a f ? n ie b p i f ie b ie p e t r n p m , c3p

$ r ó i l t b o3p j e , id F tó r e j f p n j e g o &c3e r 3 e uFocfcanp p o iD r ó c i 3 p o b r ó 3p id b o le F ie f i r o n p ; p r 3 e t o m u m o c n o n a ferce F ła b 3te ftD<* ś d f ł q t D o l f , m ó t D i q c : „0 p n u , g b p u m r f , p o c h o w a j m n ie a n ie i r a3 f o b i e IeFce m o t F i f iD o je j. STTiej j q ro u c3ciiD

0 6

d p o ir & pftFie b n i 3p r o o t a ftr»ego, i c3p ń , c o f i f jej p o b o b a i nie 3a f m u c a j j e j . p a m i f i a j f p n u , 3e tDiele n i e b e3p i c c 3 eńftiD c i e r p i a ł a b l a c i e b i e , © b p u m r3e, p o c h o w a j j q p o b l e m n i e tt> j e b n p m g r o b i e . " l o b j a g . 4 , 5 — 5 . K o r o n i e c h c ia ł W r a c a m te j e b n p m g r o b i e 3 @ a r q o b p o c 3proać. p r 3e3 c a ł e 3p c ie b p i tpIFo piel«

g r3r m e m , m i e j f e a f i a ł e g o n a p o b p t n ie m i a ł . Eta c m ę n t a r3 b l a 3 o n p n a b p l F a r o a l 3t e m i, j e b p n p ro fr o e m 3p c i u . Etie c h c ia ł g o p r 3p j q ć ja F o p o b a r u n e F , a le g o 3a p ł a c i ł i n a r o ł a f n o6Ć F u p ił, b o id iD la f n e j 3i e m t c f c d a ł 3ł o 3p ć f f a r b b r o g i , F tó rp m u n a ś m i e c i e b p i n a j3a c n i e ! g p m . Ś o taF3e je fł m i ł o ś ć i j j c 3era tr o f T I ii D o ś ć . — J£ec3 n a d jr o il F f j e g c 3c p o r o r ó ć m p b o 3p c i a . U ? Ia tac^ ffb$ tropd> i t r o a r b e f er ce f ł a j e ftę m i f F g e m , n j u c 3p fi? p r o f i ć o p r3e b a c 3e n ie 3 a r o 3l i c 3ne Fr3p r o b p i n n e m u r o p r 3q*

b3o n e . 3 e ben b l a b r u g i e g o c i e r p l i t D o ś ć o P a 3e. iTTał3on F u c 3e r jlr o p i jc& c3e 3br o tD p , g b p 3o n a t i o o j a iDfFuteF r o 3Iic3 npcl> t r u b n o ś c i 3p c ia , c o r a 3 t o b a r b 3iej n a fila ch 3a p a b a , i D f p o m n i j n a flotDO SJTalac^paga, F t ó r p m ó r o i : taF f i r3e 3d e buefca f r o e g o , a 3 3o n q m ł o b o ś c i f r o o je j f i f 3b r a b l i r o i e n ie o b $ o b 3c i e . “ flTal.

2 , 1 5 . — K a b o f n q jeft tD ib3ie ć id 3 p c iu f i a r q p a r f , F tó r a id f f b j i t D O Ś c i taF f i f 3a d ? o r o u j e , jaF 3a b n i m ł o b o ś c i . B o i t e r a3 f o b i e fq n a r 3ec3eni, n a 3ł q c 3en ie iD iec3 ne p r 3ct> p a n e m B o g i e m * K a 3e m f p o ^ l q b a j q id p r s p & le 3ba tD ie n ie , g b p p a n p r 3e m i e n i c i a ł o n a g e p o b l e , a b p f i f f t a ł o p o b o b n e cfyroale*

b n e m u c i a ł u j e g o . — petD n em m i a f t e c 3 Fu m i e g F a ł u r 3f b n i F f ł a r p , p o b o 3 n p i id p i ś m i e ś t o i f t e m f i f F o d ? a j q c p . @ f b 3itDcj froej m a t c e c j p t a l r o ie c 3o r a m i p o j e b n p m r o3b 3ia Ie. B p ł o t o id w i o ś n i e , id c 3a fie p a f p j n p m , c 3p t a l |>i|lorpf o m f c e p a ń -

(10)

fftej. XD fobotf K>ielfanocnq cjuł fif nieco flabpm, ICC3 nic chciał fif polo^ć. 3«Fońc^n>gp ros&jial, pojegnal fif 5 matfę, mótt>iqc: „ilTatcc$Fo! jutro jmartroycbtrftante!"— fe j nocp 3afnql i prjf§«fil bo pana! „ 3 u t r o j m a r t r c p ^ r o f t a n i c !“

5 tem l?aflem na roargaci? nie<^> nam pan ba 3afnqć!

— 58 -

Arcyksiążę Franciszek Ferdynand.

W niedzielę, dnia 28. czerw ca 1914, rozn iosła się po k ra ju naszym niepewna pogłoska, ja k o b y następcę tronu arcyks. F ran ­ ciszka Ferdynanda i m ałżonkę jego księżnę Z o fię jakaś straszna klęska w mieście Serajew ie spotkała. N ik t nic pew nego nie w ie ­ dział ani pow iedzieć się nie od w ażył, bo rz e c z y te b y ły tak straszne, że ic b u w ie rz y ć nie b y ło m ożna. Z poranku dnia 29. czerw ca zaszu m ia ły czarne chorągw ie, najprzód tu i tam jedna, z a ch w ilę w ięcej, na ratuszach, na w ieżach kościołow , na gm achach p u b liczn ych , aż k oło południa, a potem przez ca ły ty d zie ń aż do p oniedziałku dnia 6. lipca, w ielk a liczb a ty ch żałosnych zn ak ów zw iastow ała św iatu, że N ajjaśn iejszy Pan i cesarz nasz, że d ostojn y cesarski dom, że cała nasza austryacka ojczyzn a w głębok im sm utku pogrążon ą została. N astępca tronu arcyks. Franciszek Ferdyn an d i m ałżonka jeg o księżna Z o fia floh en berg zostali podczas u roczystości połączonej z od w ied zi­

nami m iasta zam ordowani.

P rzed god zin ą dziesiątą z rana w y jech a ła arcyksiążęca para autom obilem , b y w śród w ielk iego u d ziału ludności zw ie­

d zić n iektóre zakłady miasta. J ech ali na ra tu sz; w tem rzucono bom bę. Arcyksiążię w id zą c to, o d b ił ją łokciem , tak że poza autom obilem jeg o na ziem ię padła i osoby jadące dru­

gim autom obilem p ok a leczyła. Że arcyksiążę nad ow y m za­

machem b y ł ob u rzon y, jest naturalną, co dał burm istrzow i m iasta zrozum ieć. P o pow itan iu na ratuszu prosiło otoczenie arcyksięcia, a by zaniechał dalszego zw iedzan ia miasta, na co się on jednak nie zg o d ził. L edw ie że w sia d łszy do autom obilów dalej ru sz y li, p od sk oczył ja k iś podrostek, w y p a lił dwa ra z y z rew olw eru, a to tak nieszczęśliw ie, że oboje m ałżon k ów śm ier­

telnie zran ił. K siężnę Z o fię t r a fił do brzucha i p o k a le czy ł

wnętrzności, a rcyk sięcia t r a fił w szyję. K u la p rzebiła z ło ty

kołnierz i p rzerw ała głów n ą ż y łę w szyi. N am iestnik kraju,

siedzący w autom obilu, k aza ł natychm iast w racać na zamek,

co się też stało. L e cz g d y na m iejscu stanęli, ju ż u o b ojga śm ierć

nastąpiła. J a k się później okazało, u rzą d zili m ordercy istną

(11)

obław ę, na ro z licz n y ch u licach p osta w ili lu d zi z bom bam i i re­

w olw eram i, iż b y arcyksięstw o śm ierci nie uszli.

Cóż b y ło powodem tego zam achu? Zam ordow an i nikomu nic złe g o nie w y rz ą d z ili. W Bośni b y li po p ierw szy raz, na

m anewrach w ojsk ow y ch , w zastępstw ie cesarza. A w szczegól­

ności księżna Z o fia najm niejszego n igdzie nie dała pow odu do zem sty. W danym w y p a d k u nie b y ły powodem urojenia anarchi­

styczne, jak się g d zie indziej o k a z y w a ły ; tu się o b ja w ia ły ten-

(12)

dencye narodow ościow e, pow szechnosłow iańskie. Słow ianie ok o­

lic południowych, są jednego szczepu, ale się d zielą na dwa ob ozy, sobie przeciwne, a m ianow icie na C horw atów i na Ser­

bów. C horw aci w y zn a w a j ą re lig ię rzym sk o-k atolick ą, Serbowie grecko-katolicką, c z y li praw osław ną. C horw aci m ają pismo ła ­ cińskie, Serbowie pismo greckie, tak zw aną k iry licę . C horw aci sercem lgną do Austryi, Serbowie do Rosyi. Tak tedy między tymi

— 60 —

Następca tronu arcyksiążę Karol Franciszek Józef.

dwom a prądam i u staw iczn y niepokój panuje. Poniew aż Bośnię opanow ała A u stry a , stąd u Serbów gn iew i niezadow olenie.

W spraw ach p o lity c z n y ch m ordercy nie osiegną nic, bo choć jednego p rzedstaw iciela A u s tr y i zg ła d z ili, to na miejsce jego w y stą p i in n y i znow u będzie ja k b y ło . B ardzo a to li musi każdego człow iek a zasm ucić ta ok oliczn ość, że się nam iętność narodow a i p o lity czn a w A u s tr y i naszej posuw a aż do d yn a­

m itu i do rew olw eru. Istne szaleństw o ogarnia u m ysły. N iech

się nad nami Pan B ó g zm iłuje.

(13)

arcyks. K a rola L u d w ika, d ru giego brata N ajjaśn iejszego Pana i cesarza naszego, F ran ciszka J ó z e fa I. i d ru giej m ałżon ki jego M a ry i A n n u n cya ty. U rod ził się w G racu dnia 18. grudnia 1863.

Z drow ie m łodego arcyksięcia b y ło d osy ć w ątłe, dopiero później się popraw iło, że w y g lą d a ł dziarsko, ja k istn y żołnierz. D o tronu niem iał żadn ych w idok ów , bo następcą tronu b y ł syn

Arcyksiężna Żyta.

cesarza, arcyksiążę R u d o lf, a po jeg o śmierci, ojciec Fran­

ciszka, arcyk siążę K a ro l L u d w ik, jako n ajstarszy brat cesarza, bo p ierw szy brat jego, aryks. M aksym ilian , um arł w M eksyku jako cesarz tam tejszy, r. 1867. D opiero g d y ojciec jego zrzekł się praw a do koron y, został arcyk siążę Franciszek Ferdynand w m y śl postanowień san k cyi p ra gm a tyczn ej następcą tronu i z biegem la t coraz w y b itn ie j na w idow nię w ystęp ow ał. N a j­

jaśn iejszy Pan p o ru cz y ł mu opiekę nad siłą zbrojną monarchii

na lądzie i m orzu, a w ty m kierunku n ieboszczyk niepospolite

(14)

p o ło ż y ł zasłu gi, dążąc do tego, a by A u s tr y a stała u zbrojon ą na w szelk i w ypadek.

N astępca tronu m iał pierw otnie zam iar się nie żenić, ale to tak b yw a , że człow iek sądzi, a B ó g rządzi. N a dw orze a rcy ­ księcia F ry d e ry k a b y ła pewna panna nadworna, Z o fia , h ra­

bianka z C hotków , skromna, pokorna, bardzo pobożna dziew czyna. T a k jakoś jeden drugiem u w p a d ł w oko, tak się pokochali, że sobie p rz y r z e k li m iłość aż do śm ierci. P rzeszk od y b y ły nie m a łe; w e d łu g p ra k ty k i w y sok iej a ry sto k ra cy i m ogą człon kow ie pan u jących dom ów ty lk o u p an u jących szukać sobie żon y i odw rotnie. G d y b y p o ję li osobę nieco n iższego rodu, tob y jej potom stw o nie stało na rów n i z ojcem lub m atką. D zieci z m ałżeństw a arcyk sięcia zaw artego z hrabianką nie m ia ły b y praw a do tronu. P o d łu ższy ch rozpraw ach podpisał F erdynand takie zrzeczen ie się co do p ra w potom stw a sw ego i p ojął za żonę hrabiankę z C hotków . Z m ałżeństw a tego jest dzieci troje, M aksym ilian, E rnest i Z o fia . One z nienacka z o sta ły ;^ sie­

rotam i, w jednej ch w ili u tra ciw sz y rodziców .

W publiczn ości arcyk siążę nie w iele b y ł znany. B y ła to natura w ięcej d la siebie, nie dla p u b liczn o ści; cich y , m ałom ów ny, ale p rzytem człow iek en ergiczn y i p ew n y sw ojego celu. Pew nego czasu b y ł w m ieście G racu w u biorze cy w iln y m , ja k z w y c z a jn y podróżny. P ociągiem jech ali także żołnierze, w ra ca ją cy ze słu żb y do domu. S iedziało w pow ozie trzeciej k la sy k ilk u m a ryn a rzy, k tó rz y na w ojenn ym okręcie służbę pełnili. K o ło okna pow ozu stanął ja k iś Pan, z a g a ił rozm ow ę z żołnierzem m aryn arki i w k oń cu się z a p y ta ł, c z y tam jest miejsce. G d y potw ierdzono, siadł do w agonu trzeciej k la sy i jechał z nim i. B y ł tam pe­

wien n au czyciel, k tó ry też, s łu ż y ł w w ojsku. Ten poznał a rcy ­ księcia, w y s k o cz y ł na n ogi i salutow ał. Z a nim w s z y s cy obecni, aż arcyksiążę k aza ł im usiąść spokojnie. W toku rozm ow y p yta się m arynarza, ja k go m ó g ł nie poznać, g d y ż arcyksiążę na ty m p ły n ą ł okręcie, na k tó ry m on słu ży ł. „ J a b yłem postan ow iony u kanonu i m iałem ty le do ro b o ty w ok oło działa, że nie m iałem czasu spojrzeć na pokład, co się tam dzieje,“ od pow iedział żo ł­

nierz. „T o bardzo d obrze," o rp a rł arcyksiążę, „ta k ich lu d z i nam trzeba, co sw ą pow inność tro sk liw ie pełnią, nie troszcząc się o to, co się w k o ło dzieje.“

D w a r y s y jednak są ch arak terystyczn e u tego księcia.

P ierw szym jest religijn ość. A rcy k się stw o b y li n a d zw yczaj po­

bożni, ta k mąż ja k też żona. N aturalnie, nabożność ta objaw iała się w sposób rzy m sk o-k atolick iego kościoła. G d ziek olw iek p rz y sz li, pierw sza ich d roga b y ła do kościoła. Stąd w n iosko­

wano, że arcyksiążę, zostaw szy cesarzem, nie będzie m iał serca dla ew angelików . M o żeby tak b y ło , choć b y ć nie musiało. M ożna

- 62 —

(15)

i w yrozu m ien ie d la ta k ich lu d zi, co Pana B oga po ewangelicku chw alą, jako i przeciw nie. Pew ien fa n a tyzm re lig ijn y traci się i ustępuje m iejsca lepszym uczuciom . N ie w ą tp im y o tem, że arcyksiążę zosta w szy cesarzem, b y łb y ew an gelick ich poddanych sw oich szczerze pokochał. Ścisły stosunek do ew an gelick iego m onarchy N iem iec nam to potw ierdza. D ru gą zaś cechą jego charakteru jest n a d zw yczaj piękna m iłość m ałżeńska. A rcy -

Arcyksiążę Rudolf.

książę otw a rcie w y zn a w a ł, że skuteczną popraw g zdrow ia sw o­

jego zaw dzięcza jed yn ie trosk liw ej opiece m ałżon k i swojej.

G d y się na m an ew ry w ojsk ow e do B ośni w y b iera ł, sta­

now czo żądał, a b y się żona na tru d y p od ró ży i niebezpieczeństw a nie narażała i w dom u p r z y dzieciach pozostała. Z o fia prawie na k lęczkach b ła ga ła m ałżonka sw ojego, b y jej p o zw o lił sobie to w a rz y s z y ć i czu w ać nad zdrow iem i życiem męża. G d y za­

bójca P rin cip strz e lił z rew olw eru, ch ciała m ałżonka swem własnem ciałem męża zasłonić i ta k śm iertelny odebrała po­

strzał, aż na łonie męża stra ciw szy przytom n ość zaw isła. Mąż

czując ranę, a nie w iedząc, że i żona jest okaleczona, spojrzał na

(16)

nią słabnąoem spojrzeniem , m ó w ią c :: „Z o sta ń t y p rz y naszych d zie cia ch !“ N iestety, ani jedno ani d ru gie nie pozostało, bo w przeciągu k ilk u m inut po odebraniu p ostrzałów w y zio n ę li ducha.

— 64 —

Wilhelm I.,gbyły książę ,Albami. ,

T ak samo czu łym b y ł stosunek ro d ziców do dzieci, a dzieci do rodziców . K ilk a ch w il p rzed śm iercią w y sła ł arcyksiążę telegram z Serajew a do zam ku K on op iszcz, w k tó ry m serdecznie dzieci swe pozdraw ia. N iestety ostatnie b y ło to dla nich p ozd ro­

wienie na ziemi.

(17)

Z gon ich opłaku ją dzieci osierociałe; żału je go cesarz i Pan nasz k och an y, k tó ry ju ż ty le ch w il p rzera żają cych w życiu swem przeszedł. N iech B ó g d o b ro tliw y w eźm ie go łaskawie w opieke swoją, bo nam ż y cia jego, ach ja k bardzo jeszcze, terasz potrzeba. O płaku je cała o jcz y z n a nasza austryacka i w szystk ie kraje u cy w iliz o w a n e z nam i boleją- Cześć pam ięci zg a sły c • G d y d zw o n y p rzeb rzm ia ły , grobow ce się zam k n ęły, chorągw ie czarne zdjęte zostały, te d y w im ię B oże, w now ą epokę życia m onarchii naszej w ch odzim y. Oko swe zw ra ca m y do 1 ana pa­

nów i k ró la królów , do niego w o ła ją c : „Z o sta ń z nami, P an ie.

S poglądam y czule, z u fn ością i troską, na najukochańszego Pana i cesarza Franciszka J ó z e f a I. i b ła g a m y : „B o ż e , w sp iera j. Boże ochroń nam cesarz ai i nasz k r a j!“ S p ogląd am y także i u czy m y się spoglądać na m łodziuch n ą postać, na k tórą jeszcze spoj­

rzenia nasze nie b y ł y zw rócone, bo żdala jeszcze od pow ołania sw ego się zn ajd ow a ł, na następcę tronu, arcyksięcia K arola F ran ciszka J ó z e fa ! D otąd na u b o cz u ; z dniem 28. czerw ca 1914 został zbiegiem o k oliczn ości w y n iesion y w zg ó rę razem z m ał­

żonką swą, im ieniem Zytą, do w ysok ości, tuż obok tronu. Wiech go B ó g ośw ieci i u zb ro i m ocą; niech m u da m ądrość k roia Salom ona, siłę i potęgę k róla D aw ida, i niech pom oże, aby uciśnioną o jcz y z n ę naszą w y w ió d ł na przestrzenstw o i stał się dla k raju błogosław ieństw em . R a cz to zda rzyć, P a n ie .

Ks. pastor Marcin Modl.

Dnia 3. lutego 1914 umarł po dłuższej chorobie w domu córk i zięcia swego w Hohenbach w Galicyi ks. Marcin Modl, pastor zboru ewangelickiego w Bielsku, w 60. roku życia swego. Pogrzeb jego odbył się w Bielsku w dniu 6. lutego. Z śmiercią jego ustąpiła z szeregów ewangelickiego duchowieństwa jedna z najwybitniejszych osobistości. Już zewnętrzną postacią i potężnym głosem przewyższał Modl wszystkich swych kolegów, a niemniej wybitnym swym charak­

terem. 0 nim można było rzec, co Jezus powiedział o Janie Chrzci­

cielu: „Coście wyszli widzieć? Iżali trzcinę chwiejącą się od wiatru V Iżali człowieka w miękkie szaty obleczonego?" — Był on jako głos wołającego na puszczy: „Gotujcie drogę Pańską/'

Marcin Modl pochodził z chłopskiego rodu. Rodzice jego byli gospodarzami w Mitterdorf w Karyntyi. W południowych okolicach Austryi jest bardzo mało miejscowych ewangelików; gdzie ewangelicy są, to przybyli ze sąsiednich krajów. W czasach antyreformacyi, pod­

czas wojny trzydziestoletniej i później wszystkich ewangelików wy­

tępiono. W górskich ekolicach utrzymały się jednak pojedyńcze rodziny,

K a le n d a r z E w a n g e l i c k i .

5

(18)

które na zewnątrz uchodziły za katolickie, potajemnie jednak trzymały się ewangelickiej wiary, równie jak bywało w naszych okolicach.

Gdy roku 1781 wydał cesarz Józef II. patent tolerancyjny, zgłosiły się owe osoby, że są wyznania ewangelickiego, i przystąpiły natych­

miast do zorganizowania się w zbory ewangelickie, z tą tylko różnicą I od naszych, że tamtejsze zbory są bardzo małe. Rodzina Modłów należała do takich utajonych ewangelików, którzy w czasach wielkich

— 66 —

prześladowań się ukrywali, a w czasach tolerancyi otwarcie ewange­

likami się ogłosili.

Marcin był jeszcze małem pacholęciem, gdy mu rodzice, ojciec

i matka, wkrótce po sobie umarli. Pozostał w opiece kochanej babci

staruszki, która go wychowała i jak oka w głowie strzegła i nad nim

czuwała. Póki był małym, to babcia go opatrywała; gdy się stał

mężem i poczesne stanowisko w kościele i społeczeństwie zajął, to on

znowu babcię jak wnuk najwdzięczniejszy troskliwie opatrywał. Zwłoki

jego pogrzebano w grobie kochanej starzynki, by nawet i w grobie

obok siebie byli.

(19)

Gdy Modl ukończył nauki wszechnicy, został wikarym w zborze Unterhaus, następnie pastorem w Zlan, gdzie znalazł towarzyszkę życia, małżonkę swoją, a teraz wdowę po nim zostającą. Urodziła mu się jedyna córka, która wyrósłszy poszła za mąż za ks. Kirchschlagera, pastora zboru ewangelickiego w Hohenbach w Galicyi.

Gdy ks. pastor Fritsche, obecny superintendent galicyjski, prze­

niósł się z Bielska do Białej, powołał ewangelicki zbór w Bielsku ks. Modlą na posadę pastora do Bielska, r. 1886, gdzie tenże aż do śmierci swojej, a więc niespełna przez lat 28 w urzędzie duchownym pracował.

W życiu tego męża było coś na rodzaj dawnego ojca kościoła Augustyna. Z początku natura dzielna i żywa burzyła się trochę, potem się poddała i niosła spokojnie Jezusowe jarzmo i niosła z wielkiem błogosławieństwem dla siebie i innych. Ksiądz pastor Modl żył w Piśmie świętem, a w szczególności w listach apostoła Pawła.

Nie była to nauka zewnętrznie nabyta, ale nauka we własnem sercu wypróbowana. Co mówił i uczył, z głębi duszy i serca pochodziło, jego osobistem doświadczeniem było. To też słowa jego głębokie wrażenie wywierały. Był to zasiewca, który pełną garścią Jezusowe ziarno na roli serc ludzkich zasiewał. Niekiedy się przecie żywy temperament jego odezwał; wtenczas przychodziły na myśl słowa Jezusowe, które m ówił: „Uczcie się odemnie, żem ja cichy i pokornego serca i znajdziecie odpocznienie duszom waszym.“

Z jakiem poświęceniem zajmował się ks. pastor Modl nauką konfirmandów, sprawami towarzystwa Gustawa Adolia, zarządem funduszu pensyjnego dla wdów i sierót po pastorach i nauczycielach, 0 tem wszyscy wiedzą i wdzięczną pamiątkę mu zachowają. Ks. pastor Modl był rodzonym Niemcem z ciała i duszy, w niemieckiej Karyntyi z rodziców Niemców się urodził, w niemieckich zborach pracował, lecz dla ewangelickiego ludu wśród Polaków i Czechów miał wyro­

zumienie i głęboką chrześcijańską życzliwość. Z podziwieniem, ba nawet zazdrością, patrzał na zastępy naszych ewangelików garnących się do Domu Bożego na nabożeństwo, ale przepowiadał, że się to zmieni, skoro kultura światowa coraz więcej umysły ludu ogarnie 1 od Pana Boga na ziemskie sprawy skieruje. Nie myśleliśmy, że proroctwo jego tak prędko się spełni, źe kościół i Bóg ludowi naszemu będzie obojętnym, a sprawy ziemskie pierwsze miejsce zajmą.

Niech nas Pan oświeci, abyśmy poznali, dokąd idziemy.

5'

(20)

- 68 —

Profesor Jędrzej Hławiczka. m

Niesłychana zbrodnia została popełnioną w Cieszynie dnia je 10. lipca 1914. Profesor muzyki przy c. k. seminaryum nauczycielskiem w Bobrku i organista przy ewangelickim kościele Jezusowym w Cie-

U

szynie szedł około drugiej godziny po południu drogą do zakładu nauczycielskiego w towarzystwie ks. profesora Tomanka. Naraz przy­

padł do nich z tyłu dawniejszy wychowanek zakładu, niejaki Klajs z Trzyńca, strzelił z rewolweru do p. Hławiczki i przebił mu skroń.

Chciał także strzelić do ks. profesora Tomanka, lecz ten szczęśliwie odbił mu broń. Profesor J. Hławiczka dostał się z pomocą kilku przy­

jaciół jeszcze do zakładu; tam stracił przytomność umysłu, został odwieziony do szpitalu, gdzie w poranku dnia 11. lipca zasnął spo­

kojnie w Panu. Pogrzeb jego odbył się w Cieszynie dnia 13. lipca 1914 wśród ogromnego udziału ludności i z oznakami najgłębszego żalu i powszechnego współczucia. Umarły pozostawił wdowę i pięciu osierociałych synów, z których jeszcze ani jeden na własnym chlebie nie jest, lecz wszyscy ojcowskiej opieki potrzebowali.

Jędrzej Hławiczka urodził się w Dzięgielowie dnia 3. maja 1 8b b; : uczęszczał do szkoły ewangelickiej w Puńcowie, wstąpił potem do gimnazyum w Cieszynie, ukończył zakład nauczycielski i został na­

uczycielem przy szkole ewangelickiej w Ustroniu, tudzież organistą przy tamtejszym kościele. Wielkie jego uzdolnienie do muzyki i śpiewu pobudziło go udać się do Lipska i na tamtejszem koserwatoryum uzyskać głębsze wykształcenie w śpiewie i muzyce.

Gdy w Cieszynie zasłużony nauczyciel i organista p. J . Kłus ustąpił na emeryturę, powołał zbór cieszyński Hławiczkę jako na­

uczyciela szkoły zborowej i organistę do Cieszyna. Szkoła zborowa przeszła z biegiem czasu w zarząd miejski, organistą zas był Hła­

wiczka aż do śmierci swojej. Dla gruntownej znajomości co do muzyki i śpiewu powołał go c. k. rząd na posadę profesora muzyki przy

seminaryum na Bobrku. .

Jako nauczyciel odznaczał sie Hławiczka szczerą i serdeczną miłością do młodzieży, w szczególności do dziatwy szkolnej. Gdzie J i jak mógł, o niej pamiętał, o nią się starał. Był to prawdziwy przyjaciel i ojciec młodzieży; a ponieważ miłość jest kluczem do j serca człowieka i sprężyną do błogosławionego jego rozwoju, to też nic dziwnego, że ten przyjaciel młodzieży w tak nadzwyczajnej mierze | serca jej posiadał i mógł ją prowadzić, jak tylko chciał.

Na organach był Hławiczka prawdziwym mistrzem, o czem świadczy ewangelicki zbór w Ustroniu i Cieszynie. Grywał prześlicznie przy nabożeństwach polskich i niemieckich, zgromadzał chóry,^ ćwiczył je w śpiewie i co mógł czynił, aby śpiew religijny podnieść, uszla­

chetnić. Wydał drukiem spory poczet podręczników dla podniesienia

śpiewu religijnego. Pamiątka jego wśród nas nie wygaśnie.

(21)

W życiu rodzinnem i społecznem odznaczał się wielką uprzej­

mością i dobrocią serca. Małżonka i dzieci poniosły przez śmierć jego stratę niepowetowaną.

Siłą wewnętrzną, niby sprężyną duchową tego życia i pracy tak błogosławionej była u Hławiczki głęboka, szczera religijność

Prof. Jędrzej Hławiczka.

serca. Z jednej strony poczucie własnego niedostatku wewnętrznego, a z drugiej doświadczenie łaski i pomocy Zbawiciela swego kazało

mu wyznać

Jam jest Twoim, Jezu Chryste!

Tyś me pocieszenie iste.

Czego zaś sam doznał, to też wyznawał, słowami i pieśnią na

każdem miejscu. _ „

„Kto wierzy w mię, rzeki wody żywej popłyną z żywota j e g o .'

Jan 7, 38. __ ___

(22)

- 70 —

Czy chcesz być zdrowy?

T „ oc;

„Chcesz b yć zd rów '}“ Jan o, b. n ' (

Ludzie mówią i marzą o lepszych, złotych, szczęśliwszych cza- je;

sach; tak było, tak jest i tak zawsze będzie. A to szukanie i to w pragnienie może nigdy tak żywem me było, jak dzis. Jest nawet w narodzie niemałe stronnictwo, co swym zwolennikom nawet złote za o-óry obiecuje, które im dać zechce, gdy u steru stanie. Potem, jak śli mówią, trudu już nie będzie, ale raj istny w świecie zapanuje. Pra­

wda raj taki, o którym słowa Pana Boga nie wspominają. Z tego w, sobie tylko żarty stroją, albowiem twierdzą, że niema Boga ni rzeczy dc niebieskich. „Tam ma być tylko rozkosz i szczęście," powiadają lu- cu dziom aby ich tem łatwiej w swe sieci zwabili. Czy też na ziemi ci kiedy raj taki zapanuje, bardzo wątpić należy. Pismo święte na pierwszych kartach swych wspomina, jako na ziemi był istny raj,

u

jak pierwsi ludzie z Bogiem przebywali, jako w spokoju i prawdzi- p]

wem szczęściu na świecie żyli. Lecz też słyszymy, że owo piękne

i

i ścisłe życie się zakończyło, a ziemia się stała padołem płaczu, g2 w którym się kłótnia i nędza serca ustawicznie wznosi. Gdzie się zas w ten pierwszy od Boga dany raj miał znajdować, nikt nie wybada.

Nigdy świat tego miejsca nie znajdzie, a choćby ludzie wszystkie c]

kąty ziemi od północy aż na południe, od wschodu aż na zachód gj ściśle przeszukali, dawnego raju na ziemi nie znajdą. g- Na ostatnich kartach Pisma świętego znowu jest opis nowego c raiu, który nastąpi, gdy czasy naszej ziemi upłyną. Jest to one Je- n ruzalem nowe, którego ulice są z szczerego złota a bramy z pereł, o-dzie nad wodami czystemi jak kryształ drzewa żywota stoją i szu- mią, gdzie już nie będzie ni krzyku ni płaczu, Bog wszystką łzę otrze, a głosy zbawionych śpiewają Panu wieczne halleluja. Do tego j

raiu niech przyjmie nas Pan. . ,

[

Świat też niekiedy mówi o raju wieku dziecinnego; lecz ten juz ;

^

nie jest tak doskonałym. Mimowoli na myśl przychodzą dzieci, kto- rych wiek młody nie był jak w raju, przeciwnie uciski rozliczne je

•miotły. Doskonałego szczęścia tu niema. Ani uczniom swoim Pan go nie obiecał, albowiem „przez wiele ucisków musimy wmjsc do królestwa Bożego." Owszem i na niebie człowieka dobrego nie bra- kuje chmur ciemnych i grożących; lecz nad niemi świeci słonce w wysokości, co zawsze te mroki przebija, rozpędza, a serce radością, nadzieją napawa; Jezus Chrystus wczoraj i dzisiaj, tenże i na wie i.

Czy chcesz być zdrów?" Kogóż to Pan Jezus tak się zapytał i

Nieco dalej od miasta Jeruzalemu była sadzawka Betesda, żrodło

lecznicze wytryskało z ziem i; w koło było pięć ganków, a w nich

leżeli chorzy i ułomni wszelkiego rodzaju, wszyscy mieli w sercu to

jedno życzenie, aby przez wodę odzyskać zdrowie. Pomiędzy tymi

chorującymi, „ślepymi, chromymi, wyschłymi", był jeden chory o

(23)

szczególniejszych doświadczeniach życia. Trzydzieści ośm lat tam leżał, oczekując na poruszenie wody, leżał chorujący, bez władzy i słaby, niezdolny w czemkolwiek sam sobie pomódz. Okropne, naprawdę, jego położenie. Któżby na widok takiego nieszczęścia nie uczuł w sercu najszczerszego ż a lu !

Uczuł go Jezus. Litość nad biednymi na miejsce cierpienia go zaprowadziła, a przystąpiwszy do tego wśród wszystkich najnieszczę­

śliwszego, rzekł: „Czy chcesz być zdrów ? “

Jakże przy tych słowach było mu na sercu! W e dnie i w nocy, we śnie i na jawie o tej jednej sprawie myślał i marzył, jakby dojść do zdrowia. W tym celu dawniej z daleka przyszedł; to była dla niego jedyna nadzieja, a tej się trzymał, bo inaczej zwątpić chyba wypadało.

„Czy chcesz być zdrów?“ Ach, ileż ich dziś jest, coby na takie zapytanie z całego serca odpowiedzieli: „Tale jest, Panie, chcę i tego pragnę." Ileż jest nędzarzów i dnia dzisiejszego, co się żalą, płaczą i narzekają na swe ciężkie życie! Gdy tak człowiek wejdzie w sale szpitala, gdzie łoże obok łoża się znajduje, a na każdem leży czło­

wiek chorujący, nie w pięciu gankach, lecz w wielkich szeregach;

gdy tak słyszymy, jak długo niejeden na tem łożu leży, czekając na chwilę poprawy zdrowia, to się serce ściska, a w oku nieraz pojawia się łza. Ileż to nędzy wskutek choroby! Gdzież jest rodzina, coby się stale zdrowiem cieszyła? Czy sam już pod jarzmem tem nie ję ­ czałeś? Czy w domu twoim nie leży kto chory, może od miesięcy, może przez lata?

Do źródeł leczniczych garną się dziś ludzie jakby tysiącami, a wszyscy jedno życzenie mają, — zdrowie odzyskać. Tego ty sam pragniesz, gdy jesteś chory lub gdy ci w rodzinie ktokolwiek choruje.

„Czy chcesz być zdrowym ?" Tem zapytaniem odzywa się Jezus i do takich ludzi, którzy cieleśnie czują się zdrowymi. Gdy z Sama­

rytańską niewiastą rozmawiał, lub gdy w nocnej porze książę ż y ­ dowski imieniem Nikodem przed Jezusem stanął, gdy wtenczas bo­

gaty młodzieniec się zjawił, albo grzesznica przed nim klęczała, gdy z Żacheuszem na sam rozmawiał, lub gdy do tysięcy ludzi przema­

wiał, zawsze w słowach jego brzmiało zapytanie: „Czy chcesz — czy chcecie być uzdrowieni?"

Na to bowiem przyszedł na ziemię, by chorych uzdrowiał, by szukał, zachował, co było zgubione.

Jest pewna choroba, gorsza dla człowieka niż trąd lub reuma­

tyzm, niż jaka ułomność lub cierpienie ciała; zarodki jej wszędzie latają w powietrzu, gdziekolwiek ludzie na świecie mieszkają, a nikt się od niej uchronić nie może. Ode dni Adama ludzi porywa, a zgu­

bnym jej wpływom nikt się nie oprze. Tysiące codziennie padają

ofiarą. „Grzech jest ku pohańbieniu narodów."

(24)

Są także chorzy, co siebie mają za zupełnie zdrowych, choć i śmierć na ich czole piętno wyryła. Mimo to nie chcą nic sły- w szeć, gdy im o lekarzu wspomnisz, ni o lekarstwie. A którzy chorują i na chorobę grzechu, podobnie często się zachowują. Trzydzieści lat,

yc

ośm i więcej jeszcze przed nim drzwi zamknęli, a gdy sam przy­

chodzi, przystępu wzbraniają. W słowie swem Pan Jezus i dziś d jeszcze woła: „Czy chcesz być zdrowym? “ Czy chcesz być zdrowym, o kochany bracie i miła siostro? Czy się zupełnie nie czujesz chorym, w ani potrzeby zdrowia nie odczuwasz? Jakże się rzecz ma co do E twojej duszy? Podłóż pod życie, jakie prowadziłeś, kreskę obrachunku p i stwierdź jego sumę! Na cóż myśl twoja bywała zwróconą? Czy Z tylko na rzeczy świata doczesnego ? „Cóż pomoże człowiekowi, choćby vs wszystek świat pozyskał, a przytem na duszy szkodował? Albo co za zamianę da człowiek za duszę swoją ?“ Gdyby duszę twą teraz odwo- 1<

łano, jakiż ją los czeka? Jakże się ostoi przed obliczem Bożem ? L Dziwna na prawdę, że tyle ludzi żyje tak bezmyślnie, jakby nigdy n końca nie b y ło ! Są, jakby im kto oczy zawiązał. Czy ty chcesz być J zdrowym? Proś tedy Pana, aby ci dał oczy, co jasno widzą, abyś n cel życia twego zrozumiał, a nad rzeczami mało znaczącemi nie „ stracił z oka i nie stracił z serca, co wieczną ma trwałość. Potem w spojrzyj wewnątrz do serca twego, a oka twego wcale nie zamykaj, si lecz się dobrze przypatrz. Dużo znajdziesz rzeczy, o których powiesz, r

że nie są dobre! i s:

Gdy król Dawid niegdyś o sobie rozmyślał, musiał wyznać, mó- b wiąc: „P anie! będzieszli nieprawość upatrywał, Panie! któż się ostoi? n Przed Tobą nie jest usprawiedliwiony żaden żyjący." — Syn marno- F trawny dużo miał rozkoszy w dalekiej krainie, ale gdy mu się oczy ł;

otworzyły, poznał gruntownie nędzę i upadek. Gdy Piotr Pana zdra­

dził, a do poznania grzechu swego przyszedł, nie mógł inaczej jak a

gorzko zapłakać!

w

Czy czujesz w sercu, jak cię grzech od Boga twego odłącza? ji Jak murem stoi między Nim a tobą? Jak oderwanie od Pana Boga, y jak życie w żądzy i pożądliwości czyni cię nieszczęsnym i trwogi pełnym i chorym śmiertelnie? Czy rzeczywiście odczuwasz w serciJl r co prorok powiada, m ówiąc: „Ciężkie bardzo będzie skruszenie twoje, n nader bolesna rana twoja. “ Jerem. 30, 12. i Choroby tej żadna świata krynica, żadne lekarstwo nigdy nie o uleczy. Ani jej pracą ani kłopoceniem ani rozkoszami ani zabawami v nie stłumisz, nie zgwałcisz. Co tylko świat jest ci dać w stanie, serca twojego uzdrowić nie może. Lecz lekarz wielki duszy i ciała, c Jezus Nazareński, stoi przed tobą i pyta, mówiąc: „Czy chcesz być o

zdrowy ? “ b

Biedny on chory u sadzawki Betesda żalił się przed Panem, że z nikogo nie ma, coby go zaniósł do leczącej wody, a gdy sam z wielką a biedą do niej się dostanie, już go ktoś inny szczęśliwszy wyprzedził a

— 72 —

(25)

i wstąpił do wody. Tedy Pan Jezus rzekł słowo potężne: „Wstań, weźmij łoże twoje, a id ź !" A chory wyzdrowiał i wziął swe łoże i szedł. Jan święty mógł rzec: „Widzieliśmy chwałę jego, chwałę jako jednorodzonego od ojca, pełną łaski i prawdy."

W ielkie to były zaiste czasy, kiedy Syn Boży po świecie cho­

dził, a na słowo jego ślepi widzieli, chromi chodzili, trędowaci oczyszczenie brali, głusi słyszeli, a nawet umarli z martwych wsta­

wali ! Błogosławione oczy, co to widziały i uszy, co to słyszały!

Dziś Pan cieleśnie między nami nie jest, dziś chorych na łożach przed oblicze Jego zanieść nie możemy. Do nas się odnosi, co Zmartwychwzbudzony rzekł do Tomasza: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli!"

My, prawda, korzystamy ze środków, które nam dał Pan w nauce lekarskiej i siłach przyrody, gdy przeciw chorobom ciała walczymy.

Lecz przy tem w wierze błagamy Pana, wołając do N ie g o : „Uzdrów mię, Panie, a będę uzdrowiony; zbaw mię, a będę zbawiony!" Bez Jego pomocy nic nie wskóramy. Pan zawsze jeszcze moc swą i chwałę nad chorującymi okazuje, a my w wierze damy mu chwałę, m ówiąc:

„Bóg nasz jest Bóg obfitego zbawienia; panujący Pan z śmierci wy­

wodzi!" Ps. 68, 21. Czy się już o tem nie przekonałeś, gdy albo sam leżałeś cierpiący, lub w rodzinie twojej było nawiedzenie? Na ręku modlitwy niosłeś ich przed Pana, a on wołanie twoje wysły- szał. Dlatego zawsze trzymamy się Pana, choćby myśli Jego nie były jak nasze, choćby choroba nie ustępowała, przeciwnie, serca nam miłe i drogie śmiercią zostały nam oderwane. W modlitwie Panu losy swe oddamy, w niej nowej siły z góry dostąpimy, wo­

łając: A wszakże my Cię nie puścimy.

Jako bluszcz się wije około dębu i wzgórę się wspina, tak iż ani burza go nie oderwie, równie dusza nasza trzyma się Pana i w wierze do Niego błagalną dłoń wznosi. Lekarz niebieski i nam nie­

jedno gorzkie lekarstwo podaje, a to dlatego, by nasze życie we­

wnętrzne schorzałe uleczył i w zdrowiu nadal zachował.

Dla ciebie nie posłał Pan Bóg anioła, lecz Syna swego jedno­

rodzonego, aby ci zgotował prawdziwą Betesdę. Nie potrzebujesz po nią iść do Jeruzalemu, masz ową Betesdę w Ewangelii Pana Jezusa i w Sakramencie świętej Wieczerzy Jego. On sam krew swoją dla odpuszczenia grzechów naszych przelał, a sinością jego my uzdro­

wieni jesteśmy.

„Czy chcesz być zdrowym ?" W Ewangelii podaje ci Pan grze­

chów odpuszczenie, żywot i zbawienie. U stołu Pana widzialne znaki o odpuszczeniu grzechów i o łasce Bożej cię upewniają. Nie potrze­

bujesz, abv*cię kto zaniósł do zdroju łaski, idź sam w wierze, a Bóg

z obfitości laski cię uleczy. Wtenczas serce twoje uleczone będzie,

a dusza schorzała wyzdrowieje; wtenczas pokój Boży do serca wstąpi,

a społeczność Jego nową otuchą napełni serce, tak iż westchnąć

(26)

możesz, w wierze wołając: Abba, miły Ojcze! Duch Boży poświad­

czy duchowi twojemu, żeś dziecięciem B ożem !

Gdy człowiek niekiedy w obcym kraju zachoruje, radzą mu le­

karze, by do ojczyzny swojej powrócił, bo tam najprędzej zdrowie odzyska. Gdy jesteś w obczyźnie, zdała od Boga, najlepiej ci będzie, wrócić do Niego, do serca Ojca, z pustości do pełności, z pozoru do prawdy. A drogę do Ojca wskazuje Jezus, zbawiciel nasz, mówiąc:

„Nikt nie przyjdzie do Ojca, tylko przez mię.“

Do człowieka uzdrowionego powiedział Jezus; „Idź i nie grzesz więcej, aby co gorszego na cię nie przyszło.“ Jeźli cię Pan Jezus na duszy uzdrowił, to musisz się starać, byś zdrowie zachował; mu­

sisz zupełnie od grzechu odstąpić i wieść życie nowe w bojaźni Bożej.

Recydywa, nowe zachorowanie w słabości ciała jest niebezpieczne, a nie inaczej w słabości duszy. Zwyczajnie upadek, gdy się ponowi, jest daleko gorszy. Jeźli tedy znowu czujesz się być słabym, wzywaj Pana Boga i wołaj do N iego: „Uzdrów mię, Panie! a będę uzdro­

wiony! Mocą Ducha Twego możesz mię uzdrowić!“

Chorego u sadzawki Betesda zawsze ktoś inny wyprzedził. Ten został zdrowym, on zaś w chorobie. Czy chcesz się przyglądać, jak inni przed tobą do Jezusa śpieszą i uzdrowienia, ocalenia duszy do­

stępują? A gdyby naraz śmierć cię zagarnęła, nim rany duszy są zagojone! Tam potem Chrystus będzie ci sędzią, nie już lekarzem!

Dlatego wołaj i błagaj niezwłocznie i szukaj pomocy. „Uzdrów mię, Panie! a będę uzdrowiony; zbaw mię, a będę zbawiony" — tu w do­

czesności, a tam w wieczności.

— 74 —

Cesarz Napoleon na wyspie Elba.

Bitwa pod Lipskiem była ukończona, wojska Napolena cofały się w zachodnim kierunku do Francyi, a le . sprzymierzeńcy, Prusy, Rosya, Austrya nie stanęli na miejscu, lecz za nim kroczyli. Gdy w Niemczech nowy porządek rzeczy zaprowadzono, przekroczył mar­

szałek pruski, Blticher, w nocy dnia 1. stycznia 1814 z zastępami wojska swego przez rzekę R en; za nim poszły zastępy rosyjskie i austryackie i w pierwszych miesiącach roku 1814 zalały okolice Francyi. Napoleon zebrał na prędce młodzież francuską, zorganizował nową armię, lecz nie był w stanie powstrzymać armie sprzymierzo­

nych nieprzyjaciół w pochodzie do miasta Paryża. Dnia 31. marca 1814 wkroczyły wojska nieprzyjacielskie do stolicy Francyi. Sprzy­

mierzeńcy ogłosili, że nie prowadzą wojny przeciw narodowi ani ce­

sarstwu francuskiemu, lecz tylko przeciw Napoleonowi, tudzież przy­

chodzą, aby Europę i naród francuski uwolnić od jarzma Napoleona.

To też obywatele Paryża z niesłychanym entuzyazmem witali sprzy­

(27)

Cesarz rosyjski Aleksander I. był przedmiotem niesłychanych owacyi.

Dnia U . kwietnia 1814 musiał Napoleon zrzec się korony francuskiej i oddać się na łaskę i niełaskę zwycięzców. Pierwotnie chciał to uczynić na rzecz syna swego Napoleona, który liczył do­

piero 4 lata; lecz Anglia i minister francuski 1 alleyrand umieli sprawy tak pokierowBĆ, źe cesarz musiał zrzec się korony bezwarun­

kowo, a na tron Francyi wstąpił Burbończyk, brat zabitego króla Ludwika XVI. i przyjął imię Ludwika XVIII. Dla Napoleona wyzna­

czono niewielką wyspę w Morzu Śródziemnem, Elbę i nad nią go królem postanowiono.

Wojska francuskie opuściły niezwyciężonego wodza swojego, tylko zastępy gwardyi cesarskiej przy nim wytrwały i starzy bojo­

wnicy jego wybrali się w drogę do Elby, aby i tutaj wodzowi służyli.

Środki jego życia były bardzo szczupłe, lecz starzy druhowie, co w tylu bitwach wodza otaczali, najskromniejszym żołdem^ się kontentowali, byle tylko być w blizkości jego. Król Ludwik XVIII. przyjął obo­

wiązek ■ płacenia rocznie 2 miliony franków dla Napoleona i dworu jego, lecz mu nic nie dał, skoro Napoleon na Elbie stanął.

Podróż Napoleona z Paryża na Elbę nie była przyjemną. Z po­

czątku dosyć spokojnie schodziła; lecz gdy w południowych oko­

licach byli, zaczęła się ludność przeciw niemu burzyć, me mogąc za­

pomnieć, ile to młodzieży.w je g o ’ wyprawach na polach poległo, ile mężów synów i braci naród francuski w wojnach napoleońskich utracił’ Cesarz musiał chronić się w przebraniu, aby go nie poznano

i nie zamordowano. ,

Dnia 3. maja 1814 dobił okręt angielski, na którym Napoleon razem z swą gwardyą jechał, z brzegu Francyi do portu lerrajo na wyspie Elba. O 6. godzinie wieczorem wysiadła cała załoga na ląd i udała się do willi San Martino, gdzie dla cesarza było mieszkanie przygotowane. Działa fortecy dały wystrzałów sto i jeden, dzwony zadzwoniły i nowy władca objął rządy wyspy. Stosunki bardzo się przemieniły. Dotąd Napoleon nie tylko Fr<incyą, lecz całą Europą rządził i trząsł, a teraz ledwie taki skraweczek ziemi mu pozosta­

wiono. Do tego jeszcze nie był bez nadzoru, bo choć go panem wyspy ogłoszono, to jednak Anglia miała tam swego urzędnika i za­

stępcę, aby pilnował, co się dziać będzie, tudzież za nic w świecie aby nie dopuścił, żeby pojmany z więzienia swego się wydostał.

Napoleon był ze wszystkich stron otoczony tajemnymi szpiegami, aby każdego kroku jego śledzili i mocarzom Europy o każdem jego po­

ruszeniu donosili. Cała Europa się go lękała lub jego powrotu tęsknie

wyglądała.

w .

Napoleon wiedział, jak go wszyscy śledzą; to tez do tego-się

zastosował. Co w sercu myślał, tego nikt nie wie ; ale na zewnątrz

tak się zachował, tak ostrożnie wszystko prowadził, że najmniejszego

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chroń się lenistwa..

Ze spraw kościelnych na Śląsku Ciesz, po polskiej stronie granicy / e spraw kościelnych na Śląsku Ciesz, po czeskiej stronie granicy Związek Polski tow

Michała, jak już spomnialem, w którym to czasie okazała się w| domu Pawła potrzeba pieioe przestawić, bo już się bardzo z nich Kurzyło, oraz budynki było

skim, ale już od czasów Rzymian miał bardzo złą opinię, zresztą zamienione zostało z .zupełnie niewinną jaszczurką gwieździstą, której wrzekoma właściwość

W ejm arski kapłan Mecum (Mykonius) donosi: „Gdziekolwiek L u ter wjeżdżał do jakiego miasta, tam bieżał lud naprzeciwko niego, każdy chciał widzieć tego męża

Fellera toaletowe pastylki do mycia z marką „Elsa* nadają się w pierwszym rzędzie do codziennego pielęgnowania ciała, twarzy, rąk i wogóle całego

Fellera toaletowe pastylki do mycia z m arką „Elsau nadają się w pierwszym rzędzie do codziennego pie ęgnowania ciała, tw arzy/rąk i wo^óL całego ciała,

W sposób ten zapobiega on inużeniu, udarowi słonecznemu, ochładza, orzeźwia i ożywia, (ego zapach jest dla ludzi nader orzeźwiającym, nie pozwala jwadom